To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - Bal Halloweenowy 2011 - rezydencja hrabiego Jacka

Loki - 1 Listopad 2011, 20:59

Informator nie był pewien, czy nowa Verna podobała mu się dlatego, że była odmieniona, czy może dlatego, że to on się zmienił. Właściwie, obie opcje wydawały mu się równie prawdopodobne. Zawsze była atrakcyjna i to nie ulegało kwestii. Zastanawiał się tylko nad odpowiedzią na pytanie, które sama zadawała. Bo przecież jakiś czas temu nie była dość dobra dla niego. Nie była urzeczywistnieniem jego ideału kobiety, a on był bezkompromisowy w swoim dążeniu do perfekcji. Cóż, najwyraźniej zmieniły mu się ideały. Miał już do czynienia z jedną, chodzącą perfekcją, nawet dwoma. Dark była inteligentna, zaangażowana w politykę i piękna. Była też niezdecydowana i próżna, na dłuższą metę wręcz irytująca. Bo to męczące, gdy chcąc dążyć do czegoś odnosisz wrażenie, że druga osoba tylko czeka, co ty zrobisz bojąc się samej wykonać choćby najmniejszy ruch, bojąc się konsekwencji. Drugą, była Giselle. Ona była po prostu urocza. Śliczna jak obrazek i... Pusta jak bęben. Miało to oczywiście swoje zalety, bo nie zarzucał dziewczynie głupoty i doskonale wiedział czego chciała, czyli pieniędzy, ale... Nie mógłby chyba spędzić więcej niż jednej nocy z osobą, która na hasło Leibnitz spytała go, czy to ten, który wymyślił te małe ciasteczka, bo są doprawdy przepyszne... Choć, trzeba przyznać, że jakkolwiek załamujące, było to na swój sposób urocze. Wracając jednak do Verny. Verna nie była ideałem. Była... Zupełnie niedoskonała. Była Cyrkowcem, co samo w sobie powinno Lokiego odrzucać, a jednak nie. Nagle poczuł fascynację do tej jej mięsożernej natury i zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie gdyby był świadkiem tamtej sceny na cmentarzu, w której z taką zapalczywością pożerała jakąś niewinną dziewczynę, prawdopodobnie sam rzuciłby się na nią jak zwierzę... Z tym, że nie próbowałby jej zjeść... Co najwyżej trochę podgryźć. Może to dlatego, że sam teraz zachowywał się dość podobnie? Śmiało można też powiedzieć, że jego postępowanie było bardziej sadystyczne. Bo Verna pozostawiała swoim ofiarom szansę na odrodzenie się jako strach na... jakąś formę odkupienia, wiecznego odpoczynku. Loki nie. Loki wchłaniał wszystko to, czym dana osoba była do siebie i rozkładał na magiczną, trudną do opisania energię, która czyniła go silniejszym. Czyniła go tym, kim był teraz. A był pewnym siebie, dość drapieżnym mężczyzną, który dokładnie wiedział czego chciał i nie bał się o tym mówić. Warto dodać, że towarzyszyła temu para całkiem dobrze rozbudowanych bicepsów.
-Wiesz, to całkiem możliwe. Nie każda potrafi...-nie skończył, bo kątem oka dostrzegł, że blondynka podnosi się z ziemi i pociera głowę. Uśmiechnął się. Aha, czyli jednak. Białka dziewczęcia zaszły czernią, chyba nawet nieco pobladła i spojrzała na nich nieco wykrzywioną, trochę demoniczną twarzą.
-No patrz, wcześniej nie zwróciłem uwagi... A nie piłem przed przyjściem-podsumował wzruszając ramionami-Nie patrz jej w oczy, pójdzie sobie za chwilę-polecił beztrosko, na wszelki wypadek stając pomiędzy Verną, a opętanym ciałem sennej zjawy, która faktycznie szybko straciła zainteresowanie i wróciła na salę balową, gdzie prawdopodobnie zajęła się... W sumie nie wiedział, czym mogła się zajmować... Równie dobrze mogła pójść potańczyć, trudno powiedzieć co jest pierwszą rzeczą, na którą ma się ochotę, gdy zdobywa się ciało po tym jak się go nie miało ileś czasu... Stwierdził, że będzie musiał o to zapytać następnym razem jak będzie świadkiem opętania. Teraz szkoda mu było marnować czasu z Verną na uganianie się za demoniczną blondynką, której twarzy wyglądała jak rodem z 'Egzorcyzmów Emily Rose'. Cóż, dobrze, że było Halloween, nikt się nie zorientuje... Zbyt wcześnie.
Zajął się więc całowaniem uroczej niewiasty jaką była Jaskółka. Lubił ją za to, że nie udawała, że podobne akcje z jego strony są dla niej oburzające i w żadnym razie nie sprawiają jej przyjemności. Niczego nie udawała. Łał, była jego dokładnym przeciwieństwem.... Prawie.
-Nie?-spytał z lekkim uśmiechem. Wiedział, że nie, ale... Mimo wszystko, dobrze było się upewnić-No tak, ale to było zanim zostałem demonem...-wskazał na świecące na czerwono różki, które miał na głowie-To zobowiązuje. Nie mogę się wiesz... Wycofywać z byle powodu. Muszę grzeszyć ile wlezie-uśmiechnął się lekko. Ostatnio było to co raz częstsze zjawisko, choć był to raczej szyderczy grymas niż faktyczny, radosny uśmiech. Ten jednak, niemal nie znikał ostatnio z jego twarzy.
-W to, że mnie nie znasz akurat nigdy nie wątpiłem. Gdybyś mówiła, że mnie znasz, niestety musiałbym Cię wyśmiać. Aczkolwiek przyznaję się bez bicia, że i ty mnie zaskakujesz. Spodziewałem się, że do tego czasu umrzesz z głodu przez te Twoje wyrzuty sumienia, a tu proszę...-uśmiechnął się koślawo. W sumie, tak naprawdę nigdy nie sądził, by Verna miała źle skończyć. Zawsze uważał ją za silną kobietę. Teraz była po prostu... Jeszcze silniejsza. Ale on sam nigdy nie zobowiązywał się do mówienia prawdy.
-Ha! Widzisz, dlatego ja przyszedłem na niego dopiero teraz, wiedziałem, że będziesz tęsknić za rozrywką... Ale tak poza tym... Brakowało Ci mnie trochę, prawda? No wiesz, kiedy myślałaś, że nie żyję-objął ją lekko w talii i pozwolił na wszystko, co zamierzała robić. Bez grama protestu. Na pocałunek z resztą również odpowiedział, wpijając się w jej usta swoimi, po to by po chwili przejechać językiem lubieżnie po jej podniebieniu.
-Hm... Chyba znalazłem tam kawałek surowego mięsa-powiedział ze złośliwym uśmiechem, gdy tylko ich usta się rozłączyły. Uparł ją o ścianę i pochylił się nad nią, wpatrując dwukolorowymi ślepiami w niebieskie jeziora jej tęczówek-Hm... Chyba nawet mój przełożony diabeł zarumieniłby się, gdyby wiedział jak bardzo nieprzyzwoite rzeczy mam ochotę w tej chwili z tobą robić-wyszeptał jej do ucha, muskając wargami kolejno szyję i obojczyk.

Anonymous - 1 Listopad 2011, 21:33

Lolitte zamrugała swoimi niebieskimi oczkami. A tego się nie spodziewała. A jednak życie jest pełne niespodzianek, bo marionetka w życiu by nie pomyślała, że będzie kiedyś rozwiązywała zagadkę, zadaną przez gadający czajnik. Dodatkowo, "prosta zagadka" nie było chyba zbyt trafnym określeniem.
Dziewczyna uśmiechnęła się i przymknęła oczy intensywnie zastanawiając się nad odpowiedzą. Gdzie szukać? Jak dawno ta osoba tudzież inne stworzenie żyło? Kobieta, czy mężczyzna? Zamyśliła się na chwilkę i spojrzała na swoją towarzyszkę, po czym niepewnie rzuciła;
-Może Apollo?- odpowiedziała, chociaż raczej brzmiało to jak pytanie. Nie znała się za bardzo na historii ów młodzieńca spod Olimpu, ale to właśnie on kojarzył jej się z muzyką, a że nie potrafiła nic innego wymyślić na chwilę obecną, postanowiła zaryzykować. Cóż, najwyżej zostanie wyśmiana, albo może chociaż jej bezimienna koleżanka ją uratuje? Miała chociaż nadzieję, że nie będzie zbytnio brutalnej kary za udzielenie złej odpowiedzi.

Verna de Clare - 1 Listopad 2011, 21:51

Cóż, w tym przypadku i Verna miała podzieloną opinię na temat starego i nowego Lokiego. Nie była do końca pewna, który bardziej jej odpowiadał, chociaż z każą sekundą utwierdzała się w przekonaniu, że ten 'nowy' jest o wiele bardziej interesujący z tym swoim zdecydowaniem i otwartym stylem bycia. Tamten Loki rzadko kiedy, przynajmniej w jej obecności, a może i w ogóle, robił dokładnie to, co chciał w danej chwili. Chociaż możliwe jest, że mężczyzna wcześniej nie musiał mieć na nią chęci...
Kobieta czuła żywiej krążącą krew w swych żyłach, która napawała życiem i euforią, ale nie było jasnym do samego końca, czy to wieczór, czy też spotkanie zmartwychwstałego znajomego tak ją pobudzało. Czy informator był ideałem Verny? No cóż, była to kwestia sporna, chociaż Modliszka wiedziała, że zazwyczaj osoby, które spotykamy na swej drodze, znacznie różnią się od osób powstałych w naszych wyobrażeniach. Dlatego nie poświęcała zbyt wiele uwagi podobnym zagadnieniom, gdyż jej zdaniem, była to strata czasu, a czas był dla niej cennym składnikiem życia, gdyż nawet długowieczność odczuwała jego braki. Zwłaszcza za dnia, gdy interes gonił interes.
Trzeba przyznać, że wizja bycia obserwowaną przez niego podczas polowania, a potem możność dostania tak sowitego deseru, była bardzo kuszącą marą. Chociaż, kto wie, co się zdarzy w przyszłości? Mrau.
Gdyby Jaskółka wiedziała, kim jest informator, oraz czym się żywi, cóż, wtedy mogliby stworzyć od czasu do czasu całkiem zgrany duet, on pożerałby duszyczki, ona zjadałaby opakowanie i nic by się nie zmarnowało!
Zaciekawiło ją, co kazało Amadeuszowi zamilknąć. Zaalarmowana szelestem materiału, a zaraz potem cichym westchnieniem, przeniosła spojrzenie błękitnych ślepi na dotąd nieprzytomną dziewczynę. Uśmiechnęła się kpiąco.
- No, no, gołąbeczka się przebudziła... - mruknęła. Gdy mężczyzna stanął między nią, a budzącą się do życia niewiastą z dziwnymi słowami, uniosła nieco lewą brew ku górze, ale postanowiła, że w tej chwili nie było to zbyt zajmujące zagadnienie, ponieważ to, co działo się między nimi było o wiele, wiele bardziej intrygujące i nowe. I bardzo się jej to podobało, czego nie próbowała ukrywać. W sumie to śmieszne, że taka kobieta jak ona, nie potrafiła kłamać, a dokładniej zatajać czegoś, co większość dziewcząt tai. Ale powiedzcie mi, po co to? Czy nie lepiej oddać się uniesieniu i ekstazie, niźli fałszywemu oburzeniu, które świadczyło jedynie o krnąbrnej i zakłamanej naturze? Po co się tak męczyć? Robisz co chcesz i jesteś szczęśliwy, ot, cała filozofia.
Tylko jedną sekundę odprowadzała dziewczę wzrokiem, ponieważ pan informator począł ją całować. Przymknęła na chwilkę powieki, uśmiechając się nieznacznie pod jego wargami.
- Sądzę, że i tak o tym wiedziałeś, w końcu wiesz o wszystkim, panie informatorze - rzuciła z niejakim szelmowskim przekąsem. Mimowolnie zerknęła na jego różki, uniosła prawą dłoń i pstryknęła palcem w świecący łuk. - Ale musisz przyznać, że moje są o wiele lepsze - zamruczała w odpowiedzi. Przesunęła palcami po jego policzku, wargach. - Dobrze cię widzieć uśmiechniętego, nawet jeżeli jest to tylko szyderczy grymas - stwierdziła z rozbrajającą szczerością. Wtedy spojrzała w jego oczy jeszcze raz, ale tak naprawdę i zamrugała powiekami, gdyż coś się jej nie zgadzało. Niemal bez swej woli, szpon kobiety powędrował do powieki, która kryła czerwone ślepie naznaczone jakimiś ciemnymi znakami. Zmarszczyła ciemne brwi. - A to chyba twój nowy nabytek?
Zaśmiała się, słysząc jego słowa.
- Pochlebiasz mi, Loki. Jednak będąc szczerą, nie mam zamiaru ogłaszać czegoś, co nie jest prawdą, zwłaszcza w twojej obecności i tak byś rozszyfrował kłamstwo, więc po co się męczyć na darmo? - Przewróciła ślepiami. - Moje wyrzuty sumienia poszły spać, za to głód wziął prym. To też było bezsensowne, ale sądzę, że każde z nas przeszło tajemniczą przemianę... - po tych słowach mrugnęła do niego.
- Zawsze wiedziałeś, jak robić wielkie wejście, demonie. - Zamilkła na moment, rozważając jego pytania. W oczach kobiety zalśniły nieco filuterne, ale i drapieżne ogniki. - Jak zwykle pewny swego! - wykrzyknęła z udawaną dezaprobatą. - Wiesz, to przerażające, że świat miałby utracić umysł pełen intryg, to niedopuszczalne! - Nie ukryła swego zaskoczenia, gdy pozwolił się pocałować, ba, nawet odpowiedział z wyraźną chęcią.
"Loki, kim ty jesteś?" Przeleciało jej przez głowę.
Objęła jego szyję ramionami, wplatając palce w jego czuprynę.
- Czyli załapałeś się na darmową kolację - odrzuciła w odpowiedzi. Obserwowała go, gdy opierał ją o ścianę, pochylając się nad nią, patrząc tymi dziwnymi, dwukolorowymi oczyma. W tym czerwonym kryło się coś dziwnego, niemal hipnotyzowało, ale w taki... podniecający sposób. Miała ochotę pogrzeszyć z nim na różne sposoby i bardzo długo...
Odchyliła w chwili palącej rozkoszy szyję na bok, pozwalając mu złożyć na bladej, rozgrzanej skórze pocałunek, a potem na obojczyku. Poczuła, jak jej ciało odpowiada na jego zaczepki.
- A więc pewnie zszedłby na zawał, gdyby usłyszał i moje - docisnęła delikatnie jego głowę do siebie, wolną dłonią przesuwając po jego ramieniu, żebrach...

Loki - 2 Listopad 2011, 16:04

Stary i nowy Loki. Hm, ciekawe. Stara i nowa Verna. Dziwne, bo ponoć ludzie się nie zmieniają. W przypadku informatora zmiana była właściwie sprowokowana czynnikami zewnętrznymi, można więc powiedzieć, że gdyby nie rytuał i gdyby nie fakt, że jakaś jego część zmieniła się w demona, być może, do żadnej zmiany w jego osobowości nigdy by nie doszło. Była ona sztuczna, poniekąd, dlatego mógł ją rejestrować. Niemniej faktycznie, poprzednie wcielenie Amadeusza było zdecydowanie bardziej powściągliwe. Głównie dlatego, że sądziło iż powstrzymywanie się od zaspokajania własnych zachcianek, sprawiało, że ludzie wkoło nie mogli wykreować sobie żadnego konkretnego wyobrażenia na temat jego osoby. Nie wiedzieli na co ma ochotę, lub co lubi robić, a takie rzeczy, zwykle wiele mówią o człowieku. Ten 'nowy' Loki, niespecjalnie się tym przejmował. Co widać na załączonym obrazku. Obrazek ten może nie stanowił reprezentacji niczyich ideałów, ale z całą pewnością miał w sobie coś... Fascynującego? Tej jednej cechy nie można mu było odmówić. Bo czy tego chcemy, czy nie, zło zawsze wydaje się pociągające. Gdy widzimy kogoś, atrakcyjnego fizycznie, o którym wiemy, że powinniśmy trzymać się od niego z daleka, to czy podświadomie nie ciągnie nas do tej osoby, jeszcze trochę bardziej? Mistrz iluzji korzystał właśnie z tego wrażenia. Potrafił je przekształcić w coś, co przynosiło mu korzyści, w postaci... Ot, na przykład smakowitych dusz. To było dość niesamowite. Nie musiał spożywać już normalnych posiłków, nie musiał spać... Całą energię, dostarczała mu energia życiowa innych istot. Gdy nie korzystał z tajemniczej magii krwi, taki posiłek starczał mu raz na miesiąc. Bardzo wygodne dla kogoś, kto cenił sobie każdą sekundę.
Zastanawiał się jak to było z Modliszką? Na jak długo starczały jej posiłki? No i, czy działały podobnie jak jego? Wątpił. No i, wbrew pozorom, ból, który sprawiał on swojej ofierze był znacznie bardziej dotkliwy. Owszem, wszystko zaczynało się przyjemnie, ale gdy przystępował do absorbowania duszy danej istoty... To było tak, jakby z każdej części jej ciała, z każdej komórki, i drobinki z jakiej była zbudowano, wyrywano kawałek mięsa. I to nie jednym, szybkim, zdecydowanym ruchem. Nie, ten moment ciągnął się dla ofiary w nieskończoność, jednak był to proces, którego nie można przerwać, gdy już zostanie rozpoczęty. Nawet jeżeli pożeracz dusz, zostanie rozproszony, bądź przegoniony, to nierozerwalna wcześniej więź ciała i bytu astralnego zostaje przerwana. Przez niewielką i niewidoczną dla ludzkiego oka wyrwę w strukturze tej nici, która do tej pory łączyła ze sobą dwa światy, dusza powoli zaczyna wyciekać, ostatecznie pozostawiając ciało jako puste opakowanie, a sama, oderwana, poszukuje zaginionych części siebie, trafiając ostatecznie do pożeracza, tak, czy siak.
Informator widział jak Jaskółka śledzi kroki opętanej dziewczynki. Wolał by nie zadawała zbędnych pytań i był to jeden z powodów, dla których po chwili postanowił zatkać jej usta. Kolejnym był oczywiście prosty fakt, że kobieta wydała mu się jak nigdy wcześniej atrakcyjna.
-Wiem o wszystkim?-spytał retorycznie. Fakt, wiedział sporo, ale nie wiedział o wszystkim... Nie wiedział na przykład, na co ma ochotę byt astralny gdy znajdzie sobie ciało... Teraz to pytanie będzie go męczyć, może nie jest za późno? Nieważne. Jeszcze będzie okazja zaspokoić ten głód wiedzy, który prześladował go odkąd pamiętał.
-Takich na eBayu nie mieli-powiedział imitując ton rozżalonego dziesięciolatka-Więc musiałem zadowolić się tymi-lubił to. Lubił mówić prawdę, ukrywając ją pod maską żartu. Dlatego też wybrał dla siebie taki kostium. Ironia jaka sączyła się z każdego elementu jego stroju była zrozumiała tylko dla niego, ale to wystarczyło, by on świetnie się bawił, a przecież było to jedyne o co dbał... To nie uległo zmianie. Złapał dziewczynę mocno za nadgarstek, gdy jej palec zaczął wędrować w stronę jego lewego oka. Zacisnął palce na jej ręce z siłą, której z całą pewnością nie mogła u niego podejrzewać. Zwłaszcza po tym jak widziała go wywracającego się na prostej drodze.
-Soczewka-powiedział spokojnie-Czego to u ludzi nie można kupić przez internet... Doprawdy nie rozumiem dlaczego stworzenia z Krainy Luster upierają się by żyć w tym... Średniowieczu.-odsunął od siebie szpon kobiety. Ten system obronny był instynktowny. Nie lubił niewygodnych pytań, nawet gdy miał na nie gotowe kłamstwo jako odpowiedź.
-Tajemniczą przemianę?-powtórzył z cichym prychnięciem-Ale wiesz, że te rogi są sztuczne tak?-uśmiechnął się lekko-Powiedziałbym raczej, że w mojej przemianie nie ma nic tajemniczego... Po prostu kiedy ktoś umiera, dociera do niego wiele rzeczy... Na przykład to, że życie jest zbyt krótkie by bawić się w powściągliwość-to mówiąc raz jeszcze lekko ją pocałował. Świetnie grał osobę, która absolutnie nie ma pojęcia co mogłoby się w niej wielce zmienić.
-Jak sama wcześniej zauważyłaś, wiem wszystko... Skoro wiem wszystko to zawsze mam rację, a więc nie ma nic dziwnego w tym, że jestem pewien swego, prawda?-spytał gdy ta obejmowała go powoli za szyję. Zdawał sobie sprawę z wątpliwości jakie musiały się pojawić w jej głowie, ale nie zamierzał ich rozwiewać. Ciekaw był do jakich sama dojdzie wniosków, później dopiero będzie martwił się tym co począć jeśli znajdzie się niebezpiecznie blisko prawdy. Jeśli, bo to mimo wszystko mało prawdopodobny scenariusz, wymagający od niej sporego zapasu wiary w nadprzyrodzone zjawiska. Nadprzyrodzone nawet jak na krainę luster.
-Owszem-odpowiedział z uśmiechem, który mógł niejako sugerować, że Loki miał okazję zjeść darmową kolację, ale bynajmniej nie podczas pocałunku z Verną. Kolacja miała miejsce chwilę wcześniej i darmowa była tylko dla duchojada. Demon czuł jak sieć łącząca jej ciało z duchem powoli się rozluźnia. Gdyby chciał, mógłby już w tej chwili zabrać się za faktyczny posiłek, ale był najedzony. Rozpierała go energia, a za gorzkim posmakiem duszy cyrkowców wybitnie nie przepadał. Można więc powiedzieć, że Verna miała szczęście.
-Zapewne-wymruczał cicho, składając drobny pocałunek na jej piersi. Potem też odsunął się powoli-Może innym razem. Bal, obawiam się, dobiega końca, a ja wprost nie znoszę, gdy mi się przerywa. Dokończymy więc kiedy indziej, jeśli się nie obrazisz...-skłonił się lekko, ale nie odchodził. Ciekaw był zakończenia tej całej maskarady. Może wydarzy się coś jeszcze, godnego uwagi?
Zebrał zegarmistrzowskie przysmaki do kieszeni, po czym, skłonił się Vernie na pożegnanie i odszedł. W jego mniemaniu, bal dobiegł końca.
[zt]

Anonymous - 2 Listopad 2011, 19:34

Z każdą chwilą melodie wygrywane przez orkiestrę stawały się nieco szybsze, ale i ciut bardziej niepokojące. Nie był to wprawdzie jakiś zbytnio istotny fakt, jednak gdyby ktoś, ktokolwiek spojrzał w tej chwili na zegarek, mógłby stwierdzić, że zbliża się godzina zakończenia balu i możliwe, że gospodarz wydał grajkom rozkaz przyspieszenia tempa, kiedy już bal będzie chylił się ku końcowi. Widać hrabia albo zatrudnił bardzo posłuszne osoby, albo też doskonale je czymś przekupił - kto wie, w końcu ludzka i nieludzka natura zazwyczaj łasa jest na wszelakie zyski kategorii materialnej. To trochę jak choroba. Zaraźliwa, czy nie - to już zależy od mentalności danej jednostki. Niebezpieczna - niekoniecznie, choć może się zdarzyć, że będziemy musieli na ów pytanie odpowiedzieć twierdząco. Za to mniej-więcej powszechna - owszem, nie zaprzeczę.
W końcu, kiedy orkiestra grała już tak szybko, że szybciej chyba się już nie dało, z unoszącej się w powietrzu dyni wystrzeliły utrzymane w odcieniach kolorów czerwonego, żółtego i pomarańczowego fajerwerki. Poszybowały one w niebo, gdzie wybuchły, tworząc na nim obraz wielkiej, uśmiechniętej dyni. Co śmieszne, wraz z rakietkami z dyni wypadły również kolorowe cukierki. Do większości uczestników balu poszybowało po kilka. Nie były to jednak zwykłe słodycze, a Zegarmistrzowski Przysmak. Taki drobny upominek od organizatora, mh.

Verna de Clare - 2 Listopad 2011, 21:55

Myślenie, że człowiek, czy ktoś do człowieka podobny, nigdy się nie zmienia po osiągnięciu jakiegoś tam progu 'dojrzałości' jest błędne i Verna wiedziała o tym doskonale. Była świadkiem nie jednej przemiany i musiała szczerze przyznać, że za każdym razem przeżywała swoisty szok i zdumienie, dezorientację, gdyż i ona sama ulegała niegdyś złudzeniu, że z jakiej gliny delikwent ulepiony, w takiej glinie pozostanie. No bo, weź na przykład zmień wygląd wypalonej już figurki? Prędzej ją potłuczesz, zarysujesz, popękasz, niż zmienisz jej fakturę, osobisty charakter, który posiada każde z nas.
A jednak była świadkiem zmian, cudzych i swoich. Przecież, jak bardzo odmieniła się od momentu przebudzenia w laboratorium MORII! Wcześniej była dzika, zupełnie nieprzewidywalna, atakowała każdego, bez rażącego wyjątku, chociaż trzeba nadmienić, że nie uległa instynktom, by skrzywdzić swą trzyletnią córeczkę, która zresztą była jedynie klonem tej prawdziwej, o czym dowiedziała się przed kilkoma miesiącami, tuż przed domniemaną śmiercią Lokiego. Zresztą, w tamtym czasie dowiedziała się wielu rzeczy na swój temat ze skradzionych akt MORII. Tyle że kilka tygodni temu odkryła, iż były spreparowane, podmienione, nieprawdziwe. Gdyby odkryła to wcześniej, uniknęłaby wielu upokorzeń i zgryzot, ale jak mawiają ludzie : Lepiej późno, niż później!
Fakt, że Amadeusz się zmienił był nagminnie widoczny i bez pardonu przez niego wykorzystywany. Co prawda, ten nowy Loki miał swój niezaprzeczalny urok, tyle że kobiecie wydawało się, że tamten był bardziej ludzki, ten wydawał się... nie z tego świata.
Gdyby pani Paw dowiedziała się, czym się pożywia delikwent całujący ją z takim psotliwym zaangażowaniem, oraz jak się pożywia, z czym to się wiąże, nie byłaby pewna swej reakcji. Gdyby się dogłębniej nad tym zastanowić, to szanse były minimalnie wyrównane, chociaż każde z nich próbowało zrobić krok przed to pierwsze, ponieważ teraz oboje posiadali narzędzie, które skrzywdziłoby drugie, ona mogłaby pokaleczyć pojemnik, on zabrać, zbezcześcić duszę. Hm, chyba widzimy, kto jest w tej chwili groźniejszy? Niestety.
Posiłki Modliszce starczały na spokojny tydzień, lub nieco bardziej nerwowe dwa tygodnie, lub wypełnione krwiożerczym szaleństwem trzy weekendy. Sami osądźcie, który z wariantów jest lepszy. Co do kwestii, co one dają Jaskółce, na pewno uśmierzają głód, łagodzą szaleństwo z nim związane, wzmacniają ciało i umysł, przez co staje się wytrzymalsza, ale tylko w jednej trzeciej. Niestety, nie posiadała żadnego mechanizmu, który przetwarzałby pozyskaną energię z ludzkiego, jeszcze 'żyjącego' mięsa w coś bardziej zaskakującego. Można nadmienić, że p posiłku wzrasta jej siła i tyle. A może aż? I tak była eksperymentem niedokończonym, przerwanym z powodu jej ucieczki, gdzie zabrała ze sobą Żabcie i swą córkę klona, która zmarła w dziesięć miesięcy później.
Verna dowiedziała się o istnieniu swej pierworodnej, tej prawdziwej, zrodzonej przed łapanką członków organizacji naukowców, była wtedy Upiorną Arystokratką, dojrzałą kobietą przed trzydziestką, mającą sześcioletnią córeczkę oraz męża, który był niezaprzeczalnie zwykłym człowiekiem, artystą, miłym, sympatycznym mężczyzną. Kobieta nie pamiętała tego wszystkiego przez pełne dziesięć lat... Potem, rok temu, pamięć zaczęła jej wracać. Punktem kulminacyjnym, który wywołał lawinę, było przypadkowe trafienie do Anielskiego Dworu niejakiego Tyka, który okazał się być jej bratem.
Potem poznała Vipera, który natchnął ją do przeczytania skradzionej z MORII teczki, którą ukrywała w swym domostwie, szukanie śladów, tropów...
Verna oczywiście zauważyła to dziwne zachowanie Lokiego, jak starał się odwrócić jej uwagę od odchodzącej dziewczyny. Nie protestowała, nie zamierzała również o nic pytać. Nie było jej to do niczego potrzebne. To jego życie, jego sprawy, niech robi, co uważał za stosowne.
- Może nie o wszystkim, ale w większości dowiadujesz się o tym, co cię akurat zaintryguje - mimo to odpowiedziała na jego retoryczne pytanko. A co!
- Widzisz, to co moje, to nie czyjeś - zaśmiała się głucho. Patrzyła na niego ciekawie. Wiedziała, wyraźnie to czuła, że coś ukrywa, że stara się coś ukryć. Ale i tym razem nie naciskała, nie była na to pora, ani miejsce. - W sumie to ironiczne, te twoje różki, pokazują twoją iście diabelską, podstępną naturę - rzuciła z sarkazmem, dotykając palcami jego szyi, czuła puls uderzający pod skórą.
Ukryła zaskoczenie na jego reakcję, gdy jej szpon zbliżał się do jego prawej powieki. Uśmiechnęła się krzywo. Tak... Tu na prawdę nie wszystko się zgadzało, ale kto wie, może w przyszłości dojdzie do wszystkiego małymi, mozolnymi, ale zawsze, kroczkami? Chociaż może lepiej nie? Los pokaże, jakie są wyroki Boskie. Odnotowała w pamięci wzrost jego siły, która również nie była czymś stałym. Pamiętała go jako wiecznie schorowanego, słabego mężczyznę, a tu nie dość, że przemienił się w mężczyznę fatalnego, to jeszcze jego postura, siła, zwinność...
- To prawda, teraz możesz kupić wszystko, nawet używane wibratory, co jest niesmaczne, ale... gdyby się nad tym zastanowić, to tak, jakby bzykać się z mężczyzną, który robił to z innymi laskami - zauważyła z ironią, jakby zmieniając niewygodny dla niego temat. Kobieta miała wyczucie, kiedy trzeba dać sobie spokój i skrzętnie z tego korzystała.
- Rogi może i tak, ale wątpię, by twoje zachowanie takim było, kim jesteś i co zrobiłeś z tym zabraniającym sobie na przyjemność Lokim? - zażartowała ponurym głosem. - Tak, życie nawet dla długowiecznych bywa zbyt krótkie, by nacieszyć się jego urokami, ale są też i tacy, którzy nie potrafią ani tego wykorzystać, ani się z tego cieszyć - prychnęła, jakby potępiała takie zachowanie. Tak, Amadeusz był wyśmienitym aktorem, nawet sprzed swojej 'tajemniczej przemiany'. Zamruczała cichutko, zadowolona, gdy jego miękki wargi zetknęły się z jej na krótko. To było przyjemne, bardzo przyjemne. Na razie pozwalała mu się wykazać, ale to nie oznaczało, że tak miałoby być ciągle, może chodziło o to, że chciała sprawdzić, jak daleko on sam, bez jej ingerencji, byłby się w stanie posunąć, zważywszy na to, że kilka kroków dalej toczy się, a raczej umiera, bal wypełniony głupiutkimi istotkami.
- Nawet ten, który wie wszystko, nie zawsze umie z tej wiedzy skorzystać, sądzę, że ty miałeś dość pouczająca praktykę, więc, być może, ci to nie grozi - zamruczała w odpowiedzi, kręcąc przy tym nieznacznie głową.
- Odnoszę wrażenie, że mówisz o jednym, a myślisz o drugim, przewrotna istoto, to intrygujące, nawet jak na ciebie - To dziwne, w jak dobry humor wprowadził ją ten osobnik. W sumie to dobrze, ponieważ czekała ją jeszcze ciężka przeprawa po balu, a więc lepiej mieć nieco więcej wesołości, nim zabierze się do tego, do czego miała się zabrać. Paskudna robota.
W tym samym czasie, gdy drobny pocałunek pokrył pierś kobiety obleczoną cieniutkim materiałem, Modliszka wyciągnęła dłonie, by położyć je na torsie Lokiego, chcąc go delikatnie, z szelmowskim uśmiechem na twarzy, odsunąć od siebie. Wiedziała, że bal się kończy i nie było sensu rozwijać tej sytuacji w tej chwili, w takich warunkach, gdy mieli ich zaraz stąd wygonić. Najwyraźniej Amadeusz myślał o tym samym, gdy wyprzedził ją tymi słowy.
- Widocznie myślimy podobnie, Amadeuszu - mrugnęła do niego, przesuwając palcami po jego policzku. - Miło było znowu spotkać się z twoim ego - zaśmiała się, chwytając za rączkę Latającej Miotły, która wygrała. Phi. - Do zobaczenia - i z tymi słowy ruszyła do wyjścia, jakby nigdy nic, poruszając się jak zwykle z niewymuszoną gracją drapieżnika. Machnęła jeszcze raz dłonią, nawet się nie odwracają i zniknęła z jego pola widzenia. Ostatnim co mógł zobaczyć to zgrabny łuk pleców odkryty w otworze w kształcie Trefl.
[zt]

Tyk - 2 Listopad 2011, 23:06

Dla duszka!

Leonardo początkowo poruszył białymi ustami bezdźwięcznie. Po chwili jednak mogła poczuć jego śmiech. Było to uczucie naprawdę dziwne. Nie słyszała bowiem śmiechu, ona po prostu go czuła. Naprawdę nietypowe. Tak samo było z każdym słowem wypowiadanym przez renesansowego twórcę.
-Umarłaś? - powtórzył po raz drugi. Pierwszy miał miejsce tuż przed gwałtownym wybuchem śmiechu. Zniknął na chwilę by pojawić się za dziewczyną i oparłszy dłonie i jej ramiona wyszeptał, choć i tym razem nie słyszała, a czuła słowa.
-Muszę cię zmartwić, ale aby umrzeć trzeba nieco więcej nic opuszczenie ciała. Nawet mogę stwierdzić, że gdyby teraz cię zabito poczułabyś. Jednak muszę ci wytłumaczyć co dokładnie się stało. Jest to mój nowy wynalazek, który przed trzystoma laty wymyśliłem. Dawno to było, ale jesteś pierwszą osobą, która miała możliwość stania się duchem za życia!
Przerwał i ponownie na sekundę zniknął po czym pojawił się i po wyjawieniu przez pseudoduszka imienia, dłonie Leonarda złapały jej ręce. Nawet wykonał pierwsze kroki do tańca, lecz kontynuował, na razie powoli stawiając kolejne kroki.
-Mało mam kontaktu ze światem ludzi. Czy wiesz może coś o maszynie latającej? Kiedyś się tym interesowałem, ale umarłem i ot latam jak chce! Ciekawi mnie jednak czy ludzie poza morzami i wodami opanowali również niebiosa.
Po chwili nastąpiło jednak pytanie ze strony dziewczyny, na które duch odpowiedział znów śmiechem i jakby oczywistością.
-Oczywiście, że wrócisz do swojego ciała, chociaż zapraszam po śmierci!

Anonymous - 3 Listopad 2011, 16:53

Być może jej pytanie istotnie było bezsensowne, a jednak należy uwzględnić, że wypowiedziała je praktycznie bezwiednie, będąc w lekkiej konsternacji po tym, co się stało. Któż w końcu nie zdziwił się, jeśli do pewnego momentu byłby człowiekiem, a za chwilę - ot, tak po prostu - duchem? Wprawdzie Charlotte widziała już wiele rzeczy z wściekłymi ciastkami na czele, ale nigdy jeszcze nie doświadczyła czegoś takiego. Ujęła w dwa palce ciemny kosmyk spoczywający przy jej skroni i przez chwilę bawiła się nim. Po chwili odwróciła głowę na stojącego za nią Leonarda, a przynajmniej spróbowała - zasadniczo przekręciła ją w bok, kątem oka spoglądając na ducha, choć i tak nie widziała go w całości. Zmrużyła lekko oczy i uśmiechnęła się, ukazując optycznie wydłużone kły. Aż dziw brał, ile w tym uśmiechu było zagadkowości i niejednoznaczności, jeśli przyjąć, że panienka Lethan nie miała jeszcze nawet piętnastu lat - bowiem od owego wieku dzieliło ją jeszcze jakieś sześć miesięcy, marne pół roku, choć nie da się zaprzeczyć, że stawała się doprawdy nie do zniesienia w chwilach, gdy ktoś raczył jej tak młody wiek wypomnieć.
- Być może śmierć przyniosłaby mi jako takie ukojenie, jednakowoż... Nieszczególnie mi się do niej śpieszy - odgarnęła ów kosmyk, którym bawiła się wcześniej, za ucho. Kiedy Leonardo złapał jej dłonie i wykonał kilka pierwszych korków do tańca, z gracją postąpiła za nim. Długie włosy lekko zawirowały wokół jej drobnej, przybranej w czerń postaci. Na pytanie ducha pierwszą jej odpowiedzią był kolejny specyficzny uśmiech, jednak po chwili udzieliła mu konkretniejszej informacji.
- Owszem, opanowali. Właściwie, to podróżowanie maszynami latającymi jest w dzisiejszych czasach powszechne, choć dosyć kosztowne. Mówi się na takie maszyny "samoloty", choć nie są one najdoskonalsze. Jak w każdych konstrukcjach, zdarzają się w nich awarie... - zachichotała cicho, gdyż to określenie było stanowczo zbyt łagodne na wszystkie katastrofy lotnicze, jakie miały dotąd miejsce.
- Dziękuję, zapewne skorzystam z tego zaproszenia - lekko skinęła głową dla podkreślenia swoich słów.

Anonymous - 3 Listopad 2011, 17:25

Akari również nie spodziewała się zagadki, choć podejrzewała, że nie dostaną tak po prostu zwykłej cherbaty. Gdy czajniczek skończył mówić, słowa rozbrzmiewały w głowie dziewczyny podwójnym echem. Najprostsza z zagadek? Nie była tego taka pewna. Z początku nie mogła nic wymyślić, błądziła myślami po wszystkich znanych jej osobach, z historią, o której powiedział czajniczek i tworzących muzykę. Spojrzała na muzyków, których stworzone dźwięki rozbrzmiewały wśród zgromadzonych na balu ludzi i "nieludzi". Pomyślała, o tym, że można poczuć się jak Bóg, kiedy tworzy się coś zupełnie nowego. Dopiero słysząc nieśmiała odpowiedź swej towarzyszki, myśli ukierunkowały się w tą samą stronę. Apollo, Dionizos...
- Orfeusz... - powiedziała, jednakże również bez pewności.
Poprawiła fioletową maskę i zapragnęła paść na ziemię. Ta nagła ochota przyszła ot tak, znikąd. Po prostu chciała położyć się niedaleko tych wszystkich osób, bawiących się na niesamowitym balu i patrzeć na przedziwne, czarne niebo, którego w świecie ludzi nie ma.

Anonymous - 3 Listopad 2011, 20:19

Być może kiedyś Freja miała się tego dowiedzieć. Możliwe jednak, że mogła nie mieć takiej możliwości. Brenna na razie o tym nie myślała - cieszyła się balem. A było czym. Wokół trwała zabawa, niektóre pary tańczyły, reszta osób jadła. W tym momencie wszyscy wiwatowali na cześć Upiornej Pary. Brit zauważyła, że wręczono im nagrody. Uważała je za fajne, sama też chciała takie mieć. No ale nie wszystkim było dane je dostać, z czym pokornie sie zgodziła. Bo co? Miałaby wskoczyć na scenę i pozabierać nagrody zwycięzcą? Głupi pomysł.
Dyniowaty zniknął, a Freja odeszła. Najwyraźniej postanowiła zająć się własnymi sprawami. Brinne się jej nie dziwiła, w końcu jawnie ją ignorowała. Nie przepadała za nią, choć gdy odeszła poczuła ukłucie zawodu. Dziwne. Ale w sumie Kapelusznik była tu jedyną osobą, która znała. No, oczywiście oprócz Feste, choć nie była pewna, czy rzeczywiście ujrzała siostrę. Przywidzenia jej się zdarzały.
Nagle muzyka zaczęła przyspieszać. Brenna właśnie miała iść skonsumować jakiś posiłek, kiedy to w jej ręce wpadł dziwny cukierek. Ktoś szepnął, że był to Zegarmistrzowski Przysmak. Wtedy zorientowała się, że jest to przedmiot magiczny i schowała go do torebki, porzucając zamiar zjedzenia tego. Potem rozejrzała się wokoło i westchnęła. Cóż, czas naglił, a ona musiała wychodzić. Niechętnie opuściła placyk, a będąc w labiryncie zatrzymała się.
-Dziękuję za wszystko!-Krzyknęła. Nie było to zaadresowane konkretnie do nikogo, po prostu rzuciła to w nicość. A potem zmieniła się w kota i pobiegła w dal przed siebie.
    Zt.~

Anonymous - 3 Listopad 2011, 20:21

Nie ma to jak zabawa. Jednakże jak szybko się zaczęła, tak szybko się skończyła. Bynajmniej dla niej. Osobiście nie zamierzała dalej wałęsać się w pobliżu. Zdecydowanie bardziej podobało jej się w teatrze świateł, niezależnie od tego czy zwracała uwagę na krajobraz, czy nie - a oczywistym było, że wystarczyła jej chwila by rozejrzeć się po otoczeniu by stwierdzić, że bardziej zaintrygowała ją postać poety.
Omiotła spojrzeniem zarówno tych co opuszczali bal i tych, którzy jeszcze pałętali się tutaj. Odwróciła głowę w stronę Cyryla i spojrzała na jego twarz, jakiś czas przyglądała mu się uważnie, by w końcu przysunąć się do niego dyskretnie, co pewnie nie umknęło jego uwadze, o ile ta była skupiona na niej.
- Idziemy.
Decydowanie za kogoś miała już we krwi, a zaciśnięte na jego chuderlawej dłoni jej palce jasno świadczyły o tym, że nie znosi sprzeciwu. Nim Cyryl cokolwiek powiedział lub nawet zareagował, Adrien pociągnęła go za sobą i oto oba ptaszki odfrunęły. ~
<center> [zt oboje]</center>

Anonymous - 3 Listopad 2011, 22:20

Z nagła zaczęło się wyludniać. Nieco zdezorientowana, skierowała leniwie głowę ku scenie, gdzie przed niespełna paroma chwilami zwieńczono wybory Upiornej Pary wręczeniem nagród, nie pomijając oczywistego ogłoszenia wyników. Więcej zachęty nie było dla niej potrzeba. Oderwała się od ściany labiryntu, wyprostowawszy się. Otrzepała swą kreację z niewidzialnych kurzowych pyłków, rozglądając się jeszcze pobieżnie po rzednącym tłumie. W sumie to nawet nie miała jak się z kimkolwiek pożegnać, w końcu przyszła sama i opuszczała uroczystość w towarzystwie skowytu wiatru, toteż dłużej już nie zwlekała. Podniosła z ziemi jakiś cukierek, nie bardzo się nim kłopocząc, i ponownie klucząc wyrytą dość płytko w pamięci drogą, wybyła, mrucząc pod nosem melodię wygrywaną przez orkiestrę. Ostatnie spojrzenie rzucone na przerażającą bramę, no proszę, jednak ją wypuściła; na ponure zamczysko i przemykających nieopodal innych wychodzących, i już zaczęła coraz bardziej oddalać się od miejsca balu. Ciężkie westchnienie wydobyło się z jej piersi, czemu towarzyszyło także wpicie się ostrza groteskowo sterczącego z boku. Dygnęła na pożegnanie możliwemu obserwatorowi w postaci gospodarza zerkającego z okna twierdzy i tym zakończył się dla niej ów bal.

[zt]

Anonymous - 4 Listopad 2011, 20:24

Po jej szybkiej reakcji Abstracte wykrztusiła to, co przeszkadzało jej w oddychaniu. Agnes odetchnęła z ulgą i mając poczucie spełnionego obowiązku, uśmiechnęła się i odeszła kilka kroków, żeby dziewczynce nie przeszkadzać. Upiła kilka łyków ponczu, uśmiechając się do siebie.
Kiedy wszyscy zaczęli klaskać, ona też to zrobiła. Nie do końca wiedziała, co robi, ani dlaczego. Po prostu poszła za tłumem, jak większość osób w dzisiejszych czasach.
Nagle w ręce wpadł jej jakiś cukierek. Dosłownie, spadł z nieba. Miała ochotę go zjeść, ale tknęło ją uczucie, że nie może tego zrobić. Schowała więc go do torebeczki, którą jak zwykle miała przy sobie.
Ani się obejrzała, a ludzie zaczęli opuszczać placyk. Widocznie nadszedł już odpowiedni czas, żeby opuścić lokację. Dlatego też Agnes zrobiła to samo. Skierowała się na wyjście. Po chwili była już poza labiryntem. Uśmiechnęła się do siebie i odeszła powolnym i majestatycznym krokiem. Jak królowa.
    Zt.~

Anonymous - 4 Listopad 2011, 20:51
Temat postu: .....
Elois uśmiechnęła się szeroko, ponieważ w końcu znalazła się w towarzystwie osoby, która nie tylko toleruje, ale wręcz akceptuje jej wybuchową naturę. Była tym tak uszczęśliwiona, że podskoczyła radośnie na wysokość ok półtora metra, po czym chwyciła Satoko za łapki i zakręciła nią dokoła kilka razy. W tymże momencie zapomniała zupełnie o tym, że miała udawać upiornego psychopatę i powróciła do swojej "normalności". Jej dyniowaty kapelusik odczepił się od jej fryzury, szybując chwilę po udekorowanej sali, spadając delikatnie do sporego dzbanka z oranżadą. Paląca się świeczka zgasła teraz, a skórka i pozostałości miąższu (gdyż było to prawdziwe warzywo) rozmiękła, wyglądając teraz jak nieprzyjemna papka. W pędzie, pod wpływem siły odśrodkowej także związujące jej figlarne włosy gumki zsunęły się i wylądowały pod jedną z nóżek stołowych, całe w kurzu. Eloisuus mogłaby jeszcze długo trwać w takim stanie, lecz w końcu zrozumiała, że koleżanka już więcej nie pociągnie i może się to skończyć raczej nieprzyjemnymi następstwami, dlatego zatrzymała się, a raczej gwałtownie zahamowała, zataczając się pod kamienną ścianę.
- Heh, wybacz. Jeśli jest ci niedobrze, możesz zwymiotować do mojej torebki. Tylko czekaj, wyciągnę farby i zeszyt.
Położyła wspomniane rzeczy na posadzce i wyciągnęła ją przed siebie, po raz enty prezentując rządki swojego uzębienia. Zaraz jednak popatrzyła na niebo, które było już całkiem ciemne. Potem znowu rozglądnęła się po przebywających jeszcze na imprezie, kolorowych przebierańców. Nagle wydało jej się, że widzi gdzieś w ciemnym korytarzu labiryntu czającą się postać w kapeluszu. Przez jej ciało przebiegł dreszcz, wyglądała bowiem znajomo, lecz niestety złowrogo. Być może była to tylko jej chora wyobraźnia, lecz z miejsca straciła ochotę do dalszej zabawy. Popatrzyła przestraszonymi oczami na Satoko, próbując się uśmiechnąć.
- Wybacz Satuś, ale muszę się zbierać..... Bo wiesz wiesz....- tu przerwała, jakby desperacko nad czymś rozmyślała i wykrzyknęła:
- bo wiesz, zostawiłam tulipana na słońcu! A on jest bardzo wrażliwy, tak tak, z pewnością nie może długo przebywać w takim stanie, nie wiadomo, co może z tego wyniknąć. Niezwłocznie muszę go więc podlać, o tak... - bełkotała pod nosem, pakując niezręcznie swoje manatki i połykając resztki schowanego jedzenia. Popędziła więc w stronę wyjścia, rzucając za siebie coś w stylu "miło cię było poznać", po czym, mrucząc przekleństwa po zderzeniu z wielkim drogowskazem, zniknęła powoli w półmroku...

[NMMT]

/// przepraszam stokrotnie Satuś, że odpisuję dopiero, gdy zamykają temat, ale po prostu nie zauważyłam twojej odpowiedzi... Wybacz ///

Tyk - 4 Listopad 2011, 23:49

[color=#4169E1]
Żeby nie przedłużać oraz niepotrzebnie was nie męczyć czytaniem zbyt długiego tekstu, oraz by umożliwić mi dalsze spanie, co robię z krótkimi przerwami od godziny 16 bądź 17.

Dla duszka:

Duch nie trzymał cię długo. Właściwie to zamieniliście jeszcze tylko kilka słów, mieliście okazję wykonać jeden taniec. Wszystko zakończyło się z chwilą gdy gospodarz ogłosił koniec balu. Oczywiście towarzyszyło ci bardzo dziwne uczucie związane z powrotem do ciała. Po tym wszystkim z lekkim rozkojarzeniem mogłaś już bezpiecznie i cało wrócić sobie do domku ot!...


Zgadujące.

Brawo! Udało się wam rozwiązać zagadkę, zatem zostaliście poczęstowani naprawdę wyśmienitą herbatą. Oczywiście herbatą, prosto z najlepszych miejsc gdzie się ją wytwarza. W tym wypadku z jakiejś alchemicznej nory w starej wieży. Jednak po tym wszystkim mieliście chwilę na zabawę, a na końcu opuściliście bal cali i zdrowi. Czy na pewno?

<wybaczcie@@!> Idę spać ^__^



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group