To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Dyniowe Miasteczko - Stara Kolej - Stacja Dynia - Peron Dyniowy

Anonymous - 23 Sierpień 2015, 21:21

"Dla twojego dobra". Nie żeby coś, ale tego typu idiotyczne teksty nie mają tendencji do działania poprawnie. Są już tak oklepane, powtarzane przez rodziców, dorosłych, wszystkich wokół mających się za lepszych, że w człowieku od razu rodzi się bunt i stwierdzenie, że mowy nie ma i że on na pewno nigdy tak nie powie. A później i tak tak do kogoś mówi, więc w sumie...
Ymel wiedziała to wszystko. Rozumiała tą tak prostą, że aż skomplikowaną rzecz, ale... To było poniżej jej progu fascynacji. Ta fascynacja przebijała wszystko, absolutnie WSZYSTKO i... I... No po prostu i.
Nagle po głowie zaczęła jej chodzić piosenka "niech żyje bal", do czego nawet dorobiła szybko krótką ideologię - no bo tutaj wszystko jest niczym na olbrzymim festiwalu przebierańców, gdzie można znaleźć wszystko i wszystkich i pewnie jeszcze więcej.

Pokiwała głową na słowa Revi. Jakoś... W stylu "no spoko". To wszystko... Nie było intrygujące. Inne rzeczy były. A to nie było. Dziwne uczucie - jednocześnie widziała w nich pobratymców i coś zupełnie innego. Albo co najmniej tak sobie wmawiała. W końcu nie wyglądali nadto inaczej. Poza tym niebotycznym wzrostem... Ale przecież ona była wręcz liliputem, to norma.

Słowa mężczyzny brzmiały obiecująco. Zarówno co do truposzcza (Wychodzi na to, że coś z nim zrobili, lub że kimś dla niego był, tak? Fajnie by było się dowiedzieć.) jak i całej reszty. Znaczy reszty zamykającej się w tym jednym pytaniu.
- Właściwie to nie. A co, masz jakieś do zaproponowania? - odparła po niewielkiej chwili zastanowienia.
Przestąpiła z nogi na nogę, zmieniając pozycję. Zaskakująco długo już stała albo szła. Z tym ciężkim plecakiem. Powinna zdecydowanie częściej robić takie wycieczki.

Rello - 25 Sierpień 2015, 01:53

I po raz wtóry poczułam, iż Lunatyk tylko gra, chowając się pod maską obojętności. Maska ta jednak nie chroniła go w pełni. Czułam żal do siebie, czy ta sytuacja nie wynika z mojej naiwności? Tajemniczy nieznajomy napotkany na cmentarzu podsyła nam szalony pomysł, po czym od tak znika zostawiając zaledwie notkę…. Powinnam była zaprotestować… albo, chociaż sprawdzić tamtego typa, krótka podróż po jego wspomnieniach mogłaby mnie poinformować o jego intencjach. Czułam się z tym wszystkim źle, chciałam to wszystko przemyśleć i jakoś naprawić, jednak nie byłam w stanie się teraz skupić. Chciałam zostać sama z resztą, co było tu teraz po mojej obecności? Nie wiedziałam jak mam teraz pomóc Aaronowi poczułam się bezsilna a nawet bezużyteczna. Nie rozumiałam jeszcze jednej rzeczy, dlaczego widok Aarona w chwili, kiedy Camill ożyła tak mnie zabolał, świadomość, że nadal pałał do niej tak silnym uczuciem. To nie powinno mnie smucić, nie powinnam czuć się w ten sposób… Zagryzłam dolną wargę i powoli pościłam dłoń białowłosego.
-Żałuję, że nasze spotkanie miało tak przykry finał… Mimo wszystko dziękuję Ci za czas, jaki mi poświęciłeś oraz dzisiejszą lekcję.
Wspominając o lekcji przesunęłam palcami po bransoletce spoczywającej na moim nadgarstku. Uśmiechałam się do niego jednak był to jeden z tych uśmiechów, których to zdążyłam się nauczyć, były przydatne w pracy kelnerki, bo nieważne czy sama masz zły dzień… klientów to nie obchodzi, chcą w miłej atmosferze spędzić czas.
-Teraz jednak przepraszam, ale pójdę już, chcę trochę ochłonąć po tym wszystkim a najszybciej uda mi się to w samotności. Znam drogę powrotną, więc nie musisz się tym przejmować… następnym razem to ja postaram się złożyć Ci wizytę. Zatem do zobaczenia.
Pożegnałam się i odeszłam, czym prędzej rzucając jeszcze w stronę dziewczyny ciche „powodzenia”. Szłam szybko i to w przeciwną stronę niżeli tą, którą wskazałam, jako drogę do Szkarłatnej bramy. Chciałam ochłonąć nim wrócę do „domu”, miałam ochotę gdzieś się schować… w ostateczności mogłabym zmienić się w królika i wykopać sobie jakaś dziurę, w której mogłabym się ukryć… Szłam szybko chcąc jak najszybciej zniknąć z zasięgu wzroku lunatyka.

Aaron - 25 Sierpień 2015, 20:22

Nie tak sobie wyobrażałem pobyt w tej Krainie. Chciałem przebywać z Revi w świecie najlepiej jej znanym; w miejscach, które są dla niej domem. Niestety, zwiodła nas naiwność, następstwem stały się magiczne przeboje, a skutek taki, że właściwie nie ogarniamy.
Znowu.
- Chwilkę. - odpowiedziałem zagubionej, dostrzegłszy po Zjawie chęć rozstania się.
Teraz przybył moment rozłąki, a te były dla mnie zbyt bolesne abym ich nie starał się przeciągać. Odkładanie w czasie czasem się mści i czas zabiera. Teraz nawet na to nie miałem w sobie sił.
- Uważaj na siebie. Przepraszam, że ten spacer nie wyszedł nam na dobre... choć może wyciągniemy z niego dobre wnioski. Powodzenia w drodze do domu. - przygarnąłem ją do siebie i wyszeptałem te ostanie słowa. Gdy odchodziła, pomachałem jeszcze na pożegnanie.

Lepiej dla mnie, aby samotność mnie nie zmęczyła na dobre, a towarzystwo nastolatki może być mi pomocnym.
- Najpewniej tak - odpowiedziałem dziewczęciu, podchodząc i zaczynając iść w kierunku z którego tu przybyłem, obchodząc dworzec.
Od tych ledwie kilkunastu kroków zrobiło mi się mgliście przed oczami. I jakaś diabelska ironia losu podpowiedziała mi, abym skorzystał z mocy. Zatrzymałem się, utrzymując równowagę zanim wyrwała się z luźnego przed momentem uścisku. Zioła, zioła, mam je gdzieś, jeszcze. Pomogą, na pewno pomogą.
- Wiesz co, poczekaj tutaj na mnie, muszę zrobić małe "zaraz wracam".
I... znikłem.
Zamierzałem udać się do swojej latarni na Morzu Łez, znaleźć tam jakieś lecznicze specyfiki. Ale z racji niestabilności mojej mocy, trafiłem gdzie indziej... c.d.n.

z/t

Aaron - 25 Sierpień 2015, 20:53

Wylądował na ścieżce tuż przy Ymel, od razu na wstępie sowicie rzygając przez drugie ramię i wydając przy tym nieartykułowane, nakazujące się martwić o jego zdrowie, dźwięki.
Wysmarkał nos w wyciągniętą z kieszeni szmacianą chusteczkę, wziął wody w dłonie z pobliskiej kałuży dla przepłukania ust i stwierdził, że w sumie to nie czuję się obrzydzony przeżutym pokarmem, bo się przez... martwość Camill do tego przyzwyczaił - ale tylko na parę najbliższych godzin, zanim jego świadomość w pełni nie pojmie, co się tutaj, do choroby, wyprawia!
Aronie ze zgnilizną są po prostu niesmaczne, wiec lepiej unikać pleśniejącego owocu obok.
- Em, no to… idziemy? – zapytał ją, odnajdując równowagę, która okazała się dla niego zgubna i tylko fakt, że w międzyczasie postąpił parę kroków, uratował go od wpadnięcia na własne... wymiociny.
- Tego... potrzeba mi wziąć jakieś lecznice zioła i unikać korzystania z mocy, bo czuję, że zaraz mi się wykręcą wnętrzności na drugą stronę, ou. - powiadomił o swoim złym stanie zdrowia, siedząc na ziemi i próbując choć w tej formie wystarać się o stabilność. Powoli przynosiło to pożądany skutek.
- Jak możesz... znajdź mi jakiś patyk mogący robić za laskę. Nogi się mnie nie słuchają. - A może to Ty nie słyszysz ich zmęczenia? – A niedaleko jest cukierkowa ulica, zaś tam pełno sklepów, barów.. - Jeszcze mu się nie myliło pod sufitem, rozkład miasteczek wokoło dobrze mu przed oczami migotał.
Masz szczęście, ze nie zdążyłeś jej powiedzieć o wyglądaniu słabo, tylko człowieczo. Byś se mógł teraz jej łaskawość teraz między bajki włożyć.
- Drogę znam, będzie dobrze. Zapytasz barmana o drogę powrotną, a ja ci postawię soczek, bo na piwo wyglądasz jeszcze zbyt młodo. I przede wszystkim powinni mieć tam coś, co na moje przeboje żołądkowe będzie skuteczne... A jeśli w trakcie nie dam rady iść dalej, to poczekam na Ciebie w drodze. Póki co, chodźmy. I wybacz, za kłopot.
Poruszanie się sprawiało, że organy wewnętrzne także w tym minimalnym stopniu poruszały - w zbyt sporym zakresie, aby ruch ten nie okazywał się dla niego drażniącym; stąd tez potrzeba wspierania się o laskę w obliczu nóg tracących kontakt z podłożem.

Anonymous - 30 Sierpień 2015, 21:31

No więc jedna sobie poszła. Została tylko z facetem... Który też raczył po chwili zniknąć. Aha. No fajnie. To jego moc? Rasy? Kto to wie. Fajnie by było tak móc. Ale z drugiej strony dziwnie się czuła taka... Sama. Stojąca. Bez niczego, nikogo, bez sensu. No, był Memento, ale to i tak było paranoidalne.
Powiedział "poczekaj tutaj". Powiedział "zaraz wracam". To jedne z tych słów po których człowiek zazwyczaj odchodzi i tyle go widzieli. Zależnie od gatunku opowieści nawiewa, pożerają go potwory, jest zabijany podczas próby ratowania czegoś... Ah, jakby wiedziała w jakim typie opowieści jest to wiedziałaby czego się spodziewać. Ale nie wiedziała. I zanim zdążyła zdecydować się na odejście z tego miejsca okazało się, że pan powrócił.

Bardzo nieprzyjemnie powrócił, ale to pomińmy.

- Właśnie widzę... - mruknęła w odpowiedzi na wspomnienie o ziołach. Prócz ziół przydałoby mu się pewnie jeszcze trochę rzeczy, ale lepiej to też pomińmy. Ymel była... Zdegustowana i zszokowana jednocześnie. Choć szok może być za mocnym słowem. Zdziwiona. Dość mocno zdziwiona. I zirytowana swoim pieskim szczęściem - no ej, wpadła na akuratnie chorego idiotę, który właśnie poczuł co zjadł po raz drugi, i to w taki ładny sposób, że nawet jakby chciała się zachwycać jego urodą... To stanowczo NOPE. Z chęcią by sobie stąd poszła. Ale... Nie umiała tak, lol. Co z nią jest nie tak? Khe, wszystko.

Szybko i sprawnie udało jej się znaleźć odpowiedni kij. Szczęście. Ona zawsze ma szczęście. Często pieskie, ale ma. A Memento tylko ciągle trzymał się jej nogi, jakby nie potrafił odejść dalej. Taka tam magia. Nie wiedziała o co psisku chodzi, ale może też nie był zadowolony z takiej obecności? No kto go tam wie, w końcu ona w myślach nie umie czytać.

- Soczek to bardzo głupia myśl - powiedziała podając mu ten kij. W jej głosie dało się wyczuć nutkę sugestii, że miała już nie raz do czynienia z alkoholami, co było kłamstwem, ale raczej nie aż tak oczywistym, oraz całe wiadro ironii. Czy tam sarkazmu. Zawsze jej się to myli. - Gubisz logikę, ale jak widzę to tylko szczegół. Chodźmy.
Nie ociągając się ruszyła za nim w ślimaczym tempie, obserwując bacznie czy nie trzeba mu pomóc. No bo co jak co, ale ostatecznie by mu pomogła, wsparła gdyby było trzeba... Z czystego odruchu. Ciekawe, skąd ten parszywy odruch się u niej wziął...

//zt x2 zdaje się.

Rello - 31 Sierpień 2015, 03:27

Chciałam pobyć teraz sama, najpierw miałam w planach pozwiedzać nieco nieznaną mi krainę, szybko jednak doszłam do wniosku, że to kiepski czas na wycieczki. To był długi dzień i byłam zmęczona, wręcz dziwnie zmęczona. Zawróciłam chcąc ruszyć ponownie w stronę szkarłatnej Bramy, liczyłam na to, że tamtej dziewczyny jak i Lunatyka nie spotkam już po drodze. Bolała mnie myśl, że nie wiedziałam jak pomóc Aaronowi w takiej chwili… czy nie powinnam lepiej znać swego stwórcy? Zrodzona z tęsknoty… w sumie fakt mojego istnienia był czasem dość przykry, jeśli patrzeć na to w ten sposób. Pogrążona w myślach ledwo spostrzegłam, iż właśnie mijałam porzucone zwłoki narzeczonej Lunatyka. Miałam obawy jednak po chwili odważyłam się, aby podejść o ciała Camill.
-Nie wiem, co się stało… ale to nie tak powinno wyglądać. Znalazłaś się daleko od domu… prawda Camill?
To był żałosny widok, nawet największy zbrodniarz zasługiwał na pochówek…, więc jak mogłabym godzić się na to, aby tak ją tu zostawić? Sama nie dam rady z powrotem zanieść jej na cmentarz z resztą jej grób i tak był zniszczony, ale mogłam pochować ją, chociaż tutaj, co innego mi pozostawało? Problem w tym, że kopanie dołu bez łopaty raczej nie było prostym zadaniem… Uniosłam przed siebie ręce zastanawiając się czy dam radę rozkopać nimi ziemię… wtedy jednak przypomniałam sobie o bransoletce. Może moje ręce nie dadzą rady, ale… jeśli dobrze pamiętam z programów przyrodniczych to wilki i psowate całkiem nieźle radzą sobie z kopaniem. Wilk w sumie, czemu nie? Nie zastanawiając się dłużej przemieniłam się w niewielką wilczycę o szaro brązowej maści. Zaniepokoiłam się, ponieważ przez krótką chwilę zupełnie straciłam słuch… trwało to jednak tylko memento, dlatego znałam, iż miało to związek z przemianą. W końcu wybrałam odpowiednie miejsce i zaczęłam w nim kopać. Wilcze łapy idealnie sprawdzały się w tym zadaniu, co więcej ziemia była tu dość miękka, co tym bardziej ułatwiło mi zadanie. Mimo wszystko całkiem sporo czasu zajęło mi wykopanie dołu o odpowiedniej głębokości, cóż w końcu to był mój pierwszy raz i miałam szczerą nadzieję, że to ostatni raz, kiedy bawię się w grabarza. Kiedy dół był gotowy a ja cała w piachu przyszedł moment na złożenie ciała. Zaskomlałam na samą myśl, bo mimo wszystko dalej miałam obawy, iż truchło może ponownie ożyć… W końcu jednak odzyskałam człowieczy wygląd i ostrożnie podeszłam do Camill. Namęczyłam się nim udało mi się ją oswobodzić i przetransportować do grobu, potem już bez zbędnego czekania zabrałam się za zasypywanie grobu. Byłam cała brudna jednak mało mnie to obchodziło, czułam zadowolenie z siebie. Na koniec przysłoniłam się grób płytą trumny, na której przynieśliśmy tu nieboszczkę.
-Więcej nie mogę teraz dla Ciebie zrobić. Żegnaj Camill i nie martw się będę…
Nie udało mi się skończyć swego zdania, ponieważ nagle poczułam jakby zabrakło mi tchu, to było szalenie nieprzyjemne… Nie przypominam sobie bym wcześniej czuła się podobnie, jednak uznałam, że to wina tego całego dzisiejszego stresu. Poczekałam chwilę wpatrując się w prowizoryczny nagrobek w końcu jednak odeszłam z zamiarem powrotu do domu.
Zt.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group