To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Bary i Restauracje - Herbaciarnia u Mannetty

Anonymous - 22 Maj 2011, 15:38

Nie wytrzymała. Popchnęła Arthura i wybiegła z herbaciarni.
Gdzie poszła? Kto wie? Po prostu przed siebie, bo nie znała tej okolicy. Nogi same ją niosły. Jakieś dziwne przeczucie dawało znaki.

[z/t]

Anonymous - 22 Maj 2011, 15:48

Arthur westchnął cicho, odepchnięty przez kotka. Auć, to akurat bolało i to mocno.
Zacisnął pięści w kieszeni i spojrzał ze spokojem na Roland.
- Zajmij się nią, ma bezpiecznie wrócić do domu - powiedział cicho ale chłodno po czym również wyszedł i ruszył w przeciwną stronę.
[zt]

Anonymous - 3 Lipiec 2011, 13:40

Settan powolnym krokiem wszedł do herbaciarni. Od razu skierował się ku ladzie. Ponieważ obecnie kelnerka była czymś zajęta, zaczął wodzić oczyma po całym pomieszczeniu. Nawet, jeżeli nie wyglądało na świeżo wybudowane, wydało mu się sympatyczne i przyjemne, a ponadto kontynuowało tradycję, czym dodatkowo zaplusowało sobie u mężczyzny. Nie było obecnie zbyt wielu klientów, ale jest to zapewne wina pory. Większość ludzi jest w pracy i szkole, choć Settanowi ciężko było sobie wyobrazić, żeby i normalnie panował tutaj jakiś tłok. Mimo wszystko on osobiście lubił spokojne miejsca i czasami żałował, że może je odwiedzać raz na kiedyś, choć gdy natychmiast przypominał sobie o swojej robocie żal znikał szybciej niż się pojawiał.
Kelnerka, ładna i miła dziewczyna o ciepłym uśmiechu przywitała go i poprosiła o zamówienie. Mężczyzna nie znając się za bardzo na gatunkach herbaty postanowił wybrać pierwszą lepszą pozycję z listy, tak na próbę a być może odnajdzie jakiś swój ulubiony smak. Czekając na zamówienie wyjął zza swetra swój medalion-krzyż. Zawsze go zastanawiało w jaki sposób powstają takie przedmioty, lecz jednocześnie wiedział, że istnieją rzeczy o których nawet mu się nie śniło. Właśnie dlatego jest kim jest, a jego zadaniem jest poznać inny świat, o którym wie bardzo niewielu. Ponieważ obecnie miał chwilowo wolne nie chciał się zbytnio zadręczać myślą o pracy, chociaż ta praca to dla niego przyjemność i spędza w niej większość czasu. Tylko teraz jakoś postanowił się "rozerwać" lądując w herbaciarni. Widząc nadchodzącą z zamówieniem kelnerkę schował medalion z powrotem, chwycił kubek i zaczął powoli sączyć herbatę, która od razu przypadła mu do gustu. Nie spieszył się z tym zbytnio.

Anonymous - 13 Lipiec 2011, 15:33

Tak... Anzelm wiedział, co wybrać na zwykłe kawsko. Nie przepadał zbytnio za tę formą transferu kofeiny do krwiobiegu, jednakże ta, której dłoń obecnie trzymał, sobie tego życzyła. Och, gdyby tylko wiedział, że jest ona jedną z istot, których tak szczerze nienawidzi. Ale nie wiedział o tym, więc idąc wyjątkowo wbrew swojemu umysłowemu lokatorowi, chciał zażyć nieco towarzycha. Potem się zobaczy. Day po drodze mogła odkryć, że miał naprawdę pewny uścisk dłoni. Co jeszcze ciekawsze, gdy szli po mieście, ten się rozglądał, lecz nie za nadjeżdżającymi samochodami. Przypominało to coś jakby drapieżnika, szukającego ofiary. Polował, nawet w przerwie na kawę, a przynajmniej tak to wyglądało. Po wkroczeniu na teren Herbaciarni, Anzelm zaszedł do stolika i usiadł. Nie odpowiedział na wcześniejsze słowa kobiety, aż do teraz.
- Doprawdy? Flora do ręki, odrobina deklaracji, których ktoś może nie spełnić podoba się kobietom?
Uniósł głowę, przechylając ją na bok, zerkając na Day.
- Stwierdzam raczej, że to jedynie kręcące się rozwarstwienie zmienności nadaje Piewcą odrobinę tej radości...
Potem zamówił kawę dla Day i herbatę dla siebie.

Anonymous - 13 Lipiec 2011, 19:16

Kiedy dostała swoją kawę, która zresztą najlepszej jakości niestety nie była, cały ból jak ręką odjął. Nawet nie poczuła, że pije mało słodką lurę bez śmietanki, bo najważniejszym było w tej chwili to, że płyn jest w ogólne gorący i czarny. tęsknie rozejrzała się za jakimś smacznym ciachem, które mogłaby spałaszować do kawusi, jeszcze przed pierwszym zdaniem faceta. Całą drogę absorbowała ją czynność polegająca na obserwowaniu, co też takiego robi Anzelm, rozglądając się tak dookoła, jakby za chwilę ktoś miałby ich zaatakować. kiedy się jej to jednak znudziło, zaczęła sprawdzać wszystkie witryny wpatrując się w nie jak mała dziewczynka, która widzi takie rzeczy pierwszy raz w życiu. Z zaciekawieniem godnym japońskiego turysty oglądała wszystkie budynki, niestety w biegu, nie zatrzymując sie przed żadnym, ponieważ mężczyzna pewnie ciągnął przed siebie zupełnie niezainteresowany niczym, co zainteresowało dziewczynę. W drodze wyglądała jak prawdziwa turystka, oglądająca z wypiekami na twarzy każdy szczegół obcego miasta a kiedy już dotarła do kawiarni, wróć, herbaciarni, na jaki szyld lekko się skrzywiła, sądząc,że upragnionej kawy nie otrzyma, poczuła, że weszła do raju.
I tak też zanim jeszcze Anzelm zaczął swoją teorie dotyczącą związków ona w jednym momencie zamówiła sobie kawałek sernika i za dosłownie sekundę była już znów przy stoliku. Wtedy dopiero usłyszała pierwsza wypowiedź i usmiechnęła się.
-Bardziej niż uśmierzanie im bólu pistoletem. Choć muszę przyznać, że to było słodkie...- jej pobłażliwość osiagnęła właśnie apogeum. miała wrażenie, że jest w stanie polubić tego człowieka, mimo to, że człowiekiem mógł nie być, albo co gorsza należeć do tej strasznej organizacji zwalczającej brutalnie jej rasę.
-Być może, ale naprawdę nie obraziłabym się za bukiet róż - ponowny usmiech powędrował w jego stronę, ale kiedy już przed jej szanownym noskiem pojawił się kawałek ciasta, zapomniała o bożym świecie i zaczęła je rozpracowywać. To zdecydowanie jest jej miejsce.

Anonymous - 13 Lipiec 2011, 22:10

Wszystko juz było na stole, zatem. On miał swoją herbatkę, którą chłeptał co chwila. Rozejrzał się po wnętrzu herbaciarni, kiedy Day, postanowiła sobie zamówić sernik jeszcze. Gwiazda Zaranna wykorzystał chwilkę samotności:
- Wykryłeś coś?
- Nie. Na razie prowadzę rekonesans, bez sprzętu ciężko..
- Ach, to jakaś jego nowa forma?
- Powiedzmy.
Zerknął na wracającą, na oko 21. letnią kobietę, którą znał pod kryptonimem Dayanira. Machnął dłonią na jej słowa, jego postawa zmieniła sie na bardziej wyluzowaną, kiedy przekroczyli próg Herbaciarni i to dało się zauważyć.
- Ależ dobro jestestwa nagle okazało się priorytetem srebrzystego chłodu, który pragnął jedynie pomocy, a raczej jej ofiarowania.
Siorb herbaty. Wiedział, że ten napój dobrze wpływał na nerki, a codzienne jego picie daje 30% mniejsze ryzyko dopadnięcia przez kamień nerkowy. Na 'słodko' wyraźnie wyszczerzył zęby. Miał je równe, zaznaczę.
- A jaki jest powód właśnie tego, że ta flora dręczyć będzie Twój wazon, a potem i tak zwiędnie?

Zapytał, nawet nie wiedząc jakie to może mieć symboliczne znaczenie. Swoją droga, nieźle się kryła, jak na Dewianta Rzeczywistości. Niektórzy chcieli być inni od innych, a ona zgrywała człowieka całkiem dobrze. Czasem moze nawet przez przypadek, ale jednak Anzelm nie miał żadnych podstaw, żeby tu i teraz wyjąć pistolet i po prostu od niej strzelić. Można rzec, że w obecnej chwili nawałnicy różnych myśli, które nieustannie się zmieniały, stałym elementem było to ,że - póki co- była przez niego lubiana. To szczęście i Pech w jednym.

Anonymous - 14 Lipiec 2011, 10:31

Zupełnie nie przypuszczała, w jak niebezpiecznej sytuacji się znajduje, ale intuicyjnie ukrywała to, kim naprawdę jest. Wynikało to z faktu, iż strach o zasłyszanej ostatnio organizacji destrukcyjnej dla 'dewiantów' paraliżował ją niepomiernie i każdy napotkany człowiek z bronią był dlań potencjalnym zagrożeniem. Mimo to coraz bardziej przyzwyczajała się do Anzelma i kto wie, czy niedługo przez głupi przypadek, w złości czy nagłym przypływie euforii nie zaprezentuje przed nim swoich mocy. Nie wiedziała, kim jest, ani co ma o nim sądzić, lecz naprawdę miło jej isę z nim rozmawiało i ta właśnie rzecz piorunująco wpływała na jej dalsze losy. Fortuna kołem sie toczy, a znając jej przykre zapędy do pakowania się w największe kłopoty, już niedługo obydwoje sie o tym przekonają.
Pierwszą wypowiedź dotyczącą broni zrozumiała, o dziwo, od razu. można by mówić, że jest mało inteligentna, ponieważ ostatnimi czasy trochę jej zajmowało przetrawienie informacji dostarczanych przez mężczyznę, ale przy nim każdy wydawałby się głupi, bo jego styl oscylował między profesorem astrofizyki i literatury. To, że w lot złapała jego słowa nie oznaczało, że wejdzie na stół i zacznie tańczyć z radości lub też dumna z siebie najpierw pogratuluje sobie w duchu, po czym dopiero odpowie. Uwielbiała inteligentne istoty, a w szczególności prowadzone z nimi konwersacje, więc kiedy Anzelm skończył pierwsza wypowiedź zrobiła czujną minę i minimalnie nachyliła się w jego stronę.
-To broń. Broń jest straszna, nawet wtedy, gdy teoretycznie chcesz nią uśmierzyć ból. Bardzo ci za to dziękuję, zresztą już mówiłam, co o tym sądzę, ale wierzę, że niektórym kobietom uśmierzanie bólu bronią kojarzyłoby się wyłącznie z zastrzeleniem. no... i samo przyłożenie jej do głowy - uśmiechnęła się szeroko, kompletnie zapominając o pilnowaniu swoich uczuć.
-Jesteś oryginalnym człowiekiem - skończyła, upijając łyk kawy. Swoją drogą, była istotą magiczną, piła kawę o tak później porze całe wieki i nie powodowała u niej senności, ale tu Day miała to szczęście, że niektórzy ludzie także maja podobne organizmy i takimi zrządzeniami przypadków do tej pory się nie zdradziła ze swoją odmiennością. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak diametralnie może zmienić się natura mężczyzny, gdy dowie się, kim naprawdę jest arystokratka.
Kolejna jego kwestia, tym razem dotycząca kwiatów została okraszona następnym uśmiechem Dayaniry z serii radośnie życzliwych. Z natury była wiecznie uśmiechnięta, ale akurat postrzeganie świata przez Anzelma wywoływało u niej jeszcze większe zadowolenie. Rozważali proste kwestie, dotyczące ogólnych sytuacji, które spotykała również w Krainie luster i zwyczajnie cieszyła się, że może, ba, że potrafi je przedyskutować. gdyby zaczął rozmawiać na temat telewizorów, czy samolotów, choć o prawie Bernoulliego coś niby czytała, jedynym, co mogłaby odpowiedzieć, byłoby krótkie "aha". W torbie nadal miała kilka grubych podręczników do fizyki, które od jakiegoś czasu ciążyły jej coraz bardziej i teraz bajecznie cieszyła się, że jej balast leży na podłodze a nie, jak w fabryce, na ramieniu.
-ludzie mają potrzebę kultury, to różni nas od zwierząt. Kwiaty, których przecież tak jak one nie jemy, zachwycają nas, mamy potrzebę odkrywania ich koloru, zapachu, kształtu. to czyni nas, kobiety, szczęśliwymi - powiedziała iście naukowo, po czym dokończyła spokojnie ciastko, aby nabrać sił do kontynuowania tematu.
-Ja uwielbiam kwiaty, szczególnie te kolorowe. Wprawiają mnie w dobry nastrój - skończyła, znów mając szczęście, że nie rozwinęła tematu. W dziwacznej krainie luster kwiaty miały wszystkie możliwe kolory, wliczając w to czerń i przezroczystość a gdyby zaczęła o nich mówić, Anzelm na sto procent by wyczuł jakiś spisek. To się nazywa fartem, choć nie wiadomo, na jak długo.

Anonymous - 14 Lipiec 2011, 15:20

Było nie było, Anzelm z organizacją MORIA nie miał nic wspólnego. To znaczy mieli podobne priorytety, jednakże samozwańczy Łowca Dewiantów Rzeczywistości wolał działać na własną rękę. Nawet nie łączył się z nią w przeszłości, był po prostu wojskowym. Wiele ludzkich umysłów wydawało się jemu na tyle nieoświeconych, żeby w ogóle poruszać kwestię istot z innego świata w ich obecności. Nawet sama organizacja wydawała się jemu zacofana, choć dysponowała potężną ilością nowoczesnej techniki. A poza tym nie chciał mieć na karku 'gościa, który wie lepiej'. Nie lubił, kiedy pouczano go w tym, w czym jest dobry, groziło to śmiercią lub kalectwem któreś ze stron. Tak czy owak, mężczyzna, przebiegł po okolicy, nieprzytomnym teraz spojrzeniem. Spojrzenie jego zatrzymało się na twarzy blondynki. Z początku było niewyraźne, jakby mężczyzna odpłynał gdzieś w zaświaty, jednak z czasem odzyskiwało ostrość.
- Broń... to... nie tylko kostucha, pamiętaj.
Kiwnął powoli głową, chyba był dalej poza spektrum tego świata.
- Polemika wychyla się zza szafy codzienności. Zwierzęta, to ludzie, ludzie to zwierzęta, tak się wyróżniamy, a podstawowe poczynania wywołują, nawet u osób świeckich, prymitywne odruchy. Pierwotny instynkt, szepce swoje warunki wtedy, na przykład, kiedy profesor zejdzie z uniwersytetu młodych dusz i wróci do azylu, do swej żony. Rrraf.
Powiedział w sumie bez cienia uśmiechu na twarzy, ton miał monotonny, potem jednak uniósł nieco głowę ku górze i jego nastawienie znowu się zmieniło, był teraz bardziej energiczny.
- Czy w kolorycie płatków odkrywasz zatem piękno, które nacechowane jest nutką wszechmiar nieskończonego cyklu, toczącego łańcuch egzystencji po linie czwartego wymiaru? I tak, rozróżnienie tego, co widzą szkarłatne obiekty spoglądające na przestrzeń, jest skrajnie przestępczym procederem. Bo jak tak można, chylić czoła przed otchłanią?
Założył nogę na nogę i upił łyk herbaty, przymykając przy tym oczy. Potem, odezwał się bardzo prosto:
- To chcesz tego kwiatka, czy nie?
Aż Gwiazda Zaranna zabulgotał w głowie Anzelma. Jego gniew wywołał powoli narastający, bolesny pisk w głowie Anzelma. Mężczyzna poczuł, ze chyba przekroczył granicę, jednak tak sobie chciał urozmaicić dzień. Ból i pisk narastał, że ten, aż chwycił się za głowę, miał jednak kamienną twarz, póki co, wszakże przeszłość i bliskie spotkania z Istotami ze Świata Luster nie należały do tych przyjemnych. Przypłacił to chociażby swoim okiem, którego teraz już nie posiada.

Anonymous - 14 Lipiec 2011, 16:23

Bez wątpienia żal jej było zjedzonego ciastka i skończonej już dawno kawy, ale na brak zajęć narzekać jednak nie mogła. Anzelm miał naprawdę bogaty pogląd na różne sprawy i z przyjemnością toczyła z nim rozmowę od dobrej godziny, a ani trochę się jej nie znudziła. była świadoma jego odmienności, mimo tego, że wychowała się po drugiej stronie lustra, bowiem takie osoby jak czerwonowłosy tu, w świecie ludzi uchodzić musiały za dziwaków, ale jakoś nie przeszkadzało jej to. Day bardzo ceniła sobie elokwencję i doprawdy nie obchodziło ją, czy osoba nią obdarzona ma niebieską skórę, czy zamiast mówić śpiewa. Ważne było jedynie to, ile oleju ma w głowie a trzeba przyznać, że Anzelm ten olej ma. I to sporo, w końcu jego wypowiedzi nie tylko były sensowne a dodatkowo pieruńsko trudne do zrozumienia. to natomiast nie jest tylko wynikiem dziwactwa, skończony idiota nie potrafiłby złożyć tak skomplikowanego gramatycznie zdania, czy tak? Rzeczą zupełnie jasną było, że dziewczyna zauważyła jego roztargnienie. Sama podczas tego osobliwego spotkania kilkakrotnie traciła uwagę, a to dlatego, że jej głowę zaprzątały wtedy szalenie ważne myśli. Dayanira uznała, że i Anzelm ma coś ważnego do przemyślenia, więc absolutnie nie chciała mu przeszkadzać. Nawet wtedy, gdy zaczął mówić, zabrało jej dwie sekundy, aby oderwać swój wzrok od okrutnie tandetnych zasłon i ponownie skupic się na rozmowie.
-Słucham? Ach tak, mimo wszystko jesteś pierwszym, który mi pokazał inne zastosowanie broni - powiedziała, w roztargnieniu zapominając o uśmiechu. Jej potargane włosy i kusa sukienka sprawiały, że wyglądała teraz jak mała, zagubiona dziewczynka, która usilnie próbuje dorównać w rozmowie starszemu koledze. W gruncie rzeczy miała "na niby" dwadzieścia jeden lat i tak też się czuła.
-Pierwotny instynkt? Zwierzęta popycha obowiązek utrzymania gatunku, my czerpiemy przyjemność z bycia ze sobą. Naprawdę uważam, że jest masa rzeczy, które nas od nich różnią - obroniła kwestię robiąc możliwie najbardziej mądrą minę, na jaką potrafiła się zdobyć. Wierzyła w swoje zdanie a i rozmowa o wracaniu do żony i odkrywaniu w małżeńskim łóżku pierwotnych instynktów nie sprawiała dla niej problemu. Tymczasowo była to jedyna rzecz, jaka ją odróżniała od małej dziewczynki - brak rumieńców na twarzy. No i pełny dekolt, którego na próżno szukać u dziecka, choć dziś tak szybko dorastają, że kto wie...
Nie odpowiedziała na kolejną wypowiedź, bo podczas zastanawiania się, kim są owe "szkarłatne obiekty" otrzymała cudowne zapytanie, na które szeroko uśmiechnęła się. Jeden zero dla niej, póki co.
-Jasne, że chcę - była szczęśliwa jak małe dziecko, któremu obiecano prezent i Anzelm zrobiłby jej ogromną przykrość, gdyby nie dotrzymał obietnicy. Zmartwiła ją jednak jego obojętność, jakby chwilę po propozycji coś bardzo mocno go zaabsorbowało. Był przerażająco stateczny i choć Day nie wiedziała, że dręczy go ból jako kara za chęć podarowania jej kwiatka, przeczuwała, że coś może być nie tak. Po takim zdaniu spodziewała się uśmiechu, czy kolejnej dziwacznej miny w jego stylu, a takie zachowanie naprawdę ją zainteresowało. I jeszcze to złapanie się za głowę. Czyżby go bolała? Sama przed chwilą przeżywała to samo i naprawdę szczerze mu współczuła.
-Coś się dzieje? - zapytała, nachylając się w jego stronę i przesuwają swoja dłonią od jego czoła, do policzka. Martwiła się? Zabrał ją na kawę, no i co ważniejsze - sam pomógł, kiedy ta była chora. To się nazywa odwdzięczanie.

Anonymous - 14 Lipiec 2011, 19:18

W tym czasie w jego głowie wariowały tysiące myśli, pisk wywoływał zawroty głowy, ale nie dał po sobie jeszcze poznać. Zdobył się na uśmiech, nawet całkiem miły, kiedy kobieta poruszyła temat broni, uśmiech ten utrzymywał się jeszcze jakiś czas, a po jego następnej wypowiedzi w sumie zniknął:
- Tak, pierwotny instynkt... rzecz to samo futrzastym przodkom psów... one... wiedzą, ale bazą jest to, co jest tam... gdzieś wcześniej odnotowane. Odmienne walory są tylko... małym pstryczkiem, który czyni ewolucję ciągle się toczącą... elementarność daleko zakorzenionych czynników, jest tak... wysoce odrzucana, że aż prawdziwa.
Mówił z dłuższymi przerwami i słychać było, że z pewnym trudem. Sylwetka Day, wydała się jemu teraz lekko zamazana. Dosłyszał odpowiedź na temat kwiatków, chciał jej odpowiedzieć, otwarł usta, żeby wypowiedzieć swoje słowa. Sądził, że wypowiedział słowo "dobrze" ale nie był już pewien, czy wydał dźwięk, bowiem pisk i tocząca się fala bólu zagłuszały już wszystko. Zmarszczył czoło i wyraźnie się skrzywił. Swoją drogą pokazuje to jak wielki wpływ na człowieka ma jego własny umysł. Świat zawirował ponownie przed jego oczyma. Day mogła poczuć, że miał spocone czoło. Anzelm chciał złapać tę dłoń, jakby miała go wyrwać z tego stanu, jednakże jedyne, co się jemu udało to oprzeć dłoń o stół, wywracając przy tym swoją niedopitą herbatę w filiżance. Wydał z siebie pełne frustracji warknięcie i spróbował wstać. Udało się, jednak chwiejnie, w sumie tylko dzięki swojej upartości. Spojrzenie miał nieco rozbiegane, jednak nie wyglądało na to, że panikuje, raczej szuka punktów zaczepienia o które mógłby się oprzeć.
-No, Kapralu von Rotten, pociągnijcie za spust.
Usłyszał w tej kakofonii dźwięków znajomy głos. Odwrócił się, zaciskając pięści, zaś w jego głowie dało się słyszeć jego własny głos, zdaje się, że w jego głowie odezwał się zew przeszłości.
- Nie mogę zabić człowieka, Pułkowniku!
Widział teraz nie herbaciarnię, a stary, opuszczony budynek. Przed nim, na ziemi leżał mężczyzna w stanie bardzo żałosnym, jednak żył. Pamiętał to, jego pierwsza akcja.
- To nie człowiek, głąbie. Żołnierz, który nie zna smaku śmierci, jest niczym, von Rotten. Strzelaj!
Z niemałym wahaniem i obawą widział swoją o kilka lat młodszą rękę, jak celuje, drżąc, w głowę mężczyzny pistoletem. Potem tylko huk, jak grzmot i plamy posoki na jego twarzy, ubraniu i ścianach. Anzelm osunął się na kolana potem, cały roztrzęsiony, pochylił się i walnął czołem o ziemię, uderzył pięścią o nią i tak trwał chwilkę w ciszy. Chyba gdzieś nawet było słychać szloch, który potem przerodził się w cichy, śmiech. Ten śmiech wpierw dobiegał z czeluści jego głowy i był to nie kto inny, jak Gwiazda Zaranna. Kolejna chwila minęła w tej 'wesołej' atmosferze. Z punktu widzenia Day, wyglądało to po prostu tak, że Anzelm wstał, wypowiedział pod nosem kilka sentencji pod nosem, po czym wyprostował dłoń na chwilkę i ją opuścił, potem padł na kolana, szlochał i zaśmiał. Wyprostował się ponownie, nadal klęcząc i zerknął ku górze. Na jego twarzy malował się teraz błogi uśmiech, choć w głowie nadal piszczało i bolało. Jego spojrzenie było rozmarzone. Co jeszcze ciekawy, był zwrócony przodem do Day i cóż... mogło to wyglądać na to, że zaraz jej się oświadczy, albo coś.

Anonymous - 14 Lipiec 2011, 19:58

Dopiero teraz można powiedzieć, że dziewczyna naprawdę nie słuchała, co też Anzelm do niej mówi. była tak skoncentrowana na jego złym stanie, że totalnie zapomniała o rozmowie i przez pierwsze chwile tylko przyglądała się mu ze zmartwioną miną, marszcząc czoło w nadziei, że sie polepszy. niestety, jego samopoczucie musiało być fatalne, bo mimo to, że skrzętnie to ukrywał z trudem przychodziło mu wypowiadanie słów a w końcu, gdy chciał wstać zachwiał się groźnie, że aż sama Day poderwała się lekko, by w razie problemów złapać towarzysza. Z uwaga obserwowała, co robi mężczyzna i zaskoczona zauważyła, ze po kilku momentach walczenia z grawitacją upadł przed nią na kolana. W lokalu o tej porze było niewiele osób, lecz to tylko spotęgowało zainteresowanie incydentem. Wszystkie obce głowy zwróciły twarze w ich stronę i to uśmiechnięte, to pobłażliwe czekały na rozwój wydarzeń. Z daleka owszem, wyglądało to tak, jakby Anzelm miał się za chwilkę oświadczyć Day, ale ona sama dobrze wiedziała, że jedynie walczy z bólem, choć błędnie założyła, że to on przycisnął towarzysza do ziemi. nie mogła wiedzieć o jego wspomnieniach, ale także bała się użyć na nim swojej mocy skłaniającej ludzi do słuchania każdego jej rozkazu, bo mogłaby się zdradzić. Zresztą, co by mu rozkazała? Poczuj się lepiej? Takie polecenie podziałałoby jedynie na krótką chwilę, potem ból by powrócił, a dziewczyna jak na dłoni podałaby Anzelmowi to, kim naprawdę jest. Zdecydowała się zatem na kubek wody, po który w mgnieniu oka udała się do lady i wybłagała kobietę, by dorzuciła do szklanki kilka kostek lodu. Dayanira nigdy nie była wybitnie pomocna, bezinteresowna, ale ten gość jej przecież pomógł i czuła się zwyczajnie zobowiązana się odwdzięczyć. Kucnęła przy nim, jedną ręką podając mężczyźnie zdobyty "lek" dementując tym gestem wszystkie założenia ludzi w lokalu. Z drugiej strony, trochę bała się, że jeśli rzeczywiście Anzelm znów odstawia swoje szopki, a nie, jak ona myśli, zwija się z bólu, narazi się na śmieszność, ale w gruncie rzeczy mało ja to obchodziło.
-Napij się, powinno pomóc choć trochę... - powiedziała neutralnym tonem, ale w dalszym ciągu marszcząc brwi. Była teraz tak blisko niego, że z powodzeniem mógł zauważyć dwa wypustki na głowie, zakryte przez włosy. Rogi? W końcu nie była człowiekiem, a ten 'gadżet' wyróżniał ja spośród innych istot w krainie luster. Rogi Day były niewielkie i normalnie nie było ich widać, jednak kiedy mocno odgarnęła włosy i coraz mniej pukli je przykrywało stawały się widoczne dla ludzkiego oka. Sama oczywiście nie zwróciła na to uwagi, bo w końcu gdyby była świadoma tego, że brązowe pasma stanowczo za mocno poleciały do tyłu, zatroszczyłaby się o to, by znów sprowadzić je na swoje miejsce. Z uwagi jednak na fakt, iż Anzelm padł na kolana nie miała czasu o tym myśleć. Nieświadoma swojego zagrożenia podsunęła szklankę jeszcze bardziej w stronę mężczyzny i zrobiła zachęcającą minę.

Anonymous - 14 Lipiec 2011, 20:32

Zaś w jego głowie toczył się inny świat dalej.
- Spójrz, czy kiedykolwiek Cię zostawiłem? W najtrudniejszych sytuacjach wspierałem. Tak się odwdzięczasz mnie? A ona? zapomni o Tobie po tej rozmowie, to kobieta.
Gwiazda Zaranna używał takiej oto manipulacji na Anzelmie, który tępo spoglądał teraz na usta kobiety, nie dostrzegał jej mało widocznych rogów, był skupiony na jej ustach, które i tak widział za mgłą. Wyciągnął powoli dłoń, ale ona właśnie w tym momencie oddaliła się po wodę do baru. Nawet nie zwracał uwagi na obserwatorów, dla niego rzeczywistością było to, co widział. Jego także nie obchodziło zdanie ludzi, których przecież bronił. Kiedy nie było Day, Gwiazda Zaranna szeptał kolejne słowa do jego głowy.
- Może ją po prostu zastrzel, co? Ona jest jakaś dziwna. Może właśnie miała Cię tak załatwić? Zdekoncentrować, zaprzyjaźnić się, a potem usunąć? Nie możemy lekceważyć siły Dewiantów Rzeczywistości.
Anzelm przymknął oko, nic nie mówiąc. Kiedy je otwarł naprzeciw niego była już Day ze szklanką. Mogła ona znów zobaczyć spojrzenie, jakim uraczył nią już wcześniej, przy okazji 'skrzydeł'. Powolnym ruchem przyjął szklankę, spoglądając jej w oczy nieustannie. Ruch dłoni był subtelny, jakby właśnie kładł dłoń na kolbie pistoletu i szykował się do strzału, a chwytał jedynie szklankę. Wychylił wodę z lodem na raz, nawet z kostkami, które pogryzł i przełknął. Co ciekawe, piszczenie ustawało. Gwiazda Zaranna siedział cicho. Z ust mężczyzny padły słowa ciche, ale jednak niosące w sobie potężny ładunek jakieś dziwnej, być może morderczej, emocji.
-Poczekaj na mnie tutaj.
Potem wstał i odwrócił się, odchodząc w kierunku wyjścia. Drzwi otwarł dosyć brutalnie, jednak nie poczynił im zbytnich szkód. Nie było go dłuższą chwilkę i jeżeli Day nadal była w Herbaciarni, dało się po pewnym czasie z zewnątrz słyszeć krótką kłótnię i krótki krzyk kogoś zaskoczonego, jednak nic poza tym. Potem drzwi się otwarły, wrócił Anzelm, nadal z morderczą intencją wypisaną na twarzy. Jedna rzecz była inna jednak, w dłoni swojej trzymał nieco zmęczoną różę, czerwonego koloru. Spoczął, zmęczony psychicznie, niż fizycznie, na stoliku. Zerknął na kobietę i nic nie mówiąc wyciągnął dłoń z kwiatkiem w jej kierunku.

Anonymous - 15 Lipiec 2011, 10:10

Wyszedł. Po prostu wyszedł. Day otworzyła oczy szeroko, wodząc za nim błędnym wzrokiem i odprowadzając tym samym spojrzeniem do wyjścia. ludzie obserwowali tę osobliwą scenę z nadzwyczajnym zainteresowaniem i zaczęli denerwować dziewczynę do tego stopnia, że miała niepomierną ochotę powiedzieć im wszystkim, że ma ich serdecznie dość i żeby znaleźli sobie lepsze zajęcie do roboty, niż oglądanie życia prywatnego innych osób. Niestety, nie mogła mocą wpłynąć na aż tak wiele jednostek jednocześnie, więc jedyne, co zrobiła w tej chwili samotności to wstała, usiadła grzecznie przy stoliku i jak najskrupulatniej przykryła rogi. Chwilkę temu odkryła, że mogła być zauważalne i dlatego postarała się, aby Anzelm, ani nikt inny ich nie wykrył. Cóż, mogłoby się to źle skończyć i dla niej i dla niego. Wracając jednak do uciekiniera, nie było go przez jakis czas ale dziewczyna była juz tak zmęczona, że tylko schowała twarz w dłoniach i włosy ponownie opadły jej do przodu, tym razem jednak nie odkrywając tego, co tak dobrze chciała ukryć. miała szczerze dość męczącego dnia i w gruncie rzeczy, gdyby nie Anzelm i spotkanie z nim teraz siedziałaby sama w podobnej kawiarence. Teraz, gdy czekała na niego, nie do końca będąc w końcu pewną, czy wróci, mogła w spokoju przeanalizować całe ich spotkanie. polubiła go, ale chyba nie powinna była mu tak zawierzać, bezgranicznie, naiwnie. Zdarzały się momenty, jak ten ostatnio, że zapominała o ukrywaniu swojej odmienności tylko dlatego, że zaabsorbowała ją rozmowa. Te wydarzenia skłoniły ja do myślenia, że za bardzo się odsłania. To wojna, a na wojnie nie ma sentymentów. Nawet jeśli odgrywanie słabej kobietki dałoby jej doskonałą zasłonę dymną, to i tak nie chciała być postrzegana tylko jak zwykły człowiek, bo człowiekiem w istocie nie była. Czuła, że podczas tego spotkania popełniła masę błędów i sama sobie wytknęła zbyt duże spoufalanie się z ludźmi. Czas to zmienić. tylko jak, skoro głupiego domu nie potrafiła sobie załatwić? koniecznie musiała powrócić do Krainy Luster, do swojego domu, choć zupełnie nie miała ochoty na powrót. Wiedziała, że służba zechce ją zatrzymać i z trudem stamtąd ucieknie, już drugie raz zresztą. Weźmie tylko trochę pieniędzy i kupi cos sobie. Świat ludzi ja przytłaczał...i przerażał.
Tymczasem Anzelm wrócił. Wręczając dziewczynie różę kilka głów ponownie odwróciło się w ich stronę z pasją spoglądając na domniemaną miłość tej dwójki. W końcu, obcy człowiek nie mógłby dać dziewczynie róży, uprzednio przed nią klękając, prawda? Day odebrała prezent, uśmiechając się przy tym romantycznie, aczkolwiek bardzo delikatnie, wręcz nieznacznie, bowiem zarzucała sobie te uśmiechy, których Anzelm otrzymał dziś spory wór, często ot tak, zwyczajnie, bez wyraźnego powodu.
-Muszę iść - powiedziała, choć zapewne normalnie odparłaby "ale piękna", albo "bardzo ci za nią dziękuję". Nie tym razem. Tak, jak Anzelm był powierzchownie miłym facetem, a w głębi siebie wojskowym zabójcą, którego zjadają krwawe wspomnienia, tak Day była stanowczą, pewną swojej wartości kobietą z szeregiem wątpliwości, które za wszelką cenę chciała rozwiać samodzielnie. Zdanie informujące o swoim odejściu zaintonowała jednakowoż z żalem, jakby było jej przykro, że nie posiada takiej małej płytki, przez którą ludzie zwykli komunikować się ze sobą. Jak to się nazywało? Komórka?
-Ten lokal każe mi do siebie powracać. Czuję, że jeszcze kiedyś się tu spotkamy - powiedziała na odchodne zostawiając go już bez słowa samego, w prawie pustej herbaciarni, na oczach zawiedzionych ludzi, spodziewających się namiętnego pocałunku i happy endu. Małe dziewczynki lubia szczęśliwe zakończenia, ale jak już gdzieś było wspomniane, Day nie była małą dziewczynką, choć czasem na taką wyglądała.[zt]

Anonymous - 16 Lipiec 2011, 13:04

Anzelm obserwował, jak Day przyjmuje różę, a potem delikatnie się uśmiecha. Wstała jednak po tym i pożegnała się. Spoglądał jedynie na nią w milczeniu, opierając dłoń o blat stołu. Na ostatnią kwestię, kiwnął głową i uniósł dłoń w geście pożegnania. Faktycznie, fani romansideł mogli czuć się zawiedzeni, ale na dłuższą metę relacja tych dwojga może doprowadzić nie do happy endu, ale do skrajnej sytuacji, w której jedno bądź drugie zginie. Tak czy owak Anzelm siedział teraz praktycznie sam w herbaciarni, spoglądając na blat stolika i dłoń jego na nim opartą. Gwiazda Zaranna był obrażony, siedział teraz już cicho. Przejdzie mu i to szybko, pewnie po dzisiejszym śnie. Będzie trzeba zrobić jeszcze tylko rekonesans w kilku miejscach. Wstał chwilkę po tym. Z jakiegoś powodu był zły i nie była to wina ani Day ani jego towarzysza. Odwrócił się i wyszedł z herbaciarni, zamykając za sobą drzwi z hukiem. Noc na niego czekała, a wtedy po mieście kręciło się sporo abominacji, które trzeba było schwytać i uśmiercić.

/zt/

Anonymous - 22 Lipiec 2011, 21:37

Przytulna atmosfera Herbaciarni u Manetty od zawsze przyciągała Mai do siebie. Więc nic dziwnego, że kiedy wkroczyła w Świat Ludzi po wyczerpującej wyprawce do Szkarłatnej Otchłani, przyszła odetchnąć w tym przytulnym lokalu. Rozsiadła się na jednym z ręcznie zdobionych foteli i wyjęła z torby pióro. Nie, nie notes i pióro. Tylko piórko. Wyjęła i wpatrywała się tępo w jego stalówkę.
Kiedy uprzejma kelnerka spytała dziewczynę co podać, ta tylko rozejrzała się zdezorientowana, zanim wogóle ową kobietę zauważyła.
-Herbatę - uśmiechnęła się, kiedy kelnerka zachichotała i spytała jaką- jakąś owocową. Nie wiem, byle nie miętową.
Mai jeszcze chwilę kręciła piórem przed oczami i odłożyła pióro. Obiecała sobie w końcu, że następnym razem kiedy będzie podróżowała między światami musi zawitać w Krainie Luster. To w końcu taka niezwykła okazja.
Kiedy kelnerka przyniosła herbatę, Mai upiła łyk i od razu się rozanieliła. Pyszna, pyszna, pyszna, pyszna herbata. Spojrzała na puste miejsce naprzeciwko siebie i westchnęła. Powinna zająć się szukaniem znajomych w tym świecie. Wtedy przypomniała sobie rozmowę z Szklaną Istotą z Otchłani i przypomniała sobie od razu dlaczego nie lubi ludzi ze szkoły. Żałosne żarty i głupie odzywki. Upiła łyk herbaty.
-Oby tam nie było krasnali ogrodowych- powiedziała znienacka trochę za głośno, bo inni goście w herbaciarni spojrzeli na nią z politowaniem.
A przecież Mai tylko wyraziła swoje obawy na temat Krainy Luster w której nie powinno być krasnali, bo one są zueeee.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group