To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Herbaciane Łąki - Pierwszy Jednorazowy Bal Kolejowy

Anonymous - 29 Czerwiec 2012, 13:19

Alice odetchnęła z ulgą, słysząc odpowiedź. Byłoby trochę niezręcznie, gdyby nagle zapadła nerwowa cisza, podczas to której każda biłaby się z myślami, co tu zrobić.
'Jejku, co się z tą Bikko dzisiaj dzieje?! Ona tak zawsze?', dziwiła się w myślach. Wciąż gdzieś biegnie, krzyczy, wpada na coś lub na kogoś... Kurczę! Jednak nie da się ukryć, że swoim zachowaniem zaciekawiła blondynkę. Alice wyprostowała się w fotelu, siadając wygodniej. Cóż, jak trzeba czekać, to trzeba!
Zobaczyła, że Bikko wróciła i idzie do łazienki z wiadrem pełnym... kostek lodu? Z miejsca powiało chłodem, blondynka objęła gołe ramiona dłońmi i potarła nimi kilka razy, by pobyć się gęsiej skórki. Wzdrygnęła się, słysząc po chwili hałas dobiegający z sąsiedniego pomieszczenia. Brrr, głośne dźwięki raniące uszy i przyprawiające o dreszcze... i zwabiające niepożądane osoby w niepożądanych czasie.
Gdy Bikko znów pojawiła się w pokoju, Alice nie spuszczała z niej wzroku. Ze zdziwieniem obserwowała poczynania Dachowca. Nie bardzo rozumiała, co ta zamierza zrobić z pustym wiadrem i ręcznikami. W chwili, gdy suknia uniosła się w powietrze, blondynka wydała z siebie cichy okrzyk, zaskoczona takim zachowaniem materiału. I że to niby wszystko sprawka Bikko? Ojej!
Postanowiła w duchu nie dziwić się już niczemu, kiedy po kilku chwilach podfrunęła do niej połówka kulki szampana. Znajoma powiedziała coś po włosku i unicestwiła latający napój, Alice musiała więc zrobić to samo... Acz niechętnie napiła się trunku, słusznie przewidując, iż nie mógł być zbyt dobry. Nie miał bąbelków i nie był zimny. Okropność! Jeśli z resztą szampana też będzie musiała tak postąpić, nie pozostanie jej nic innego, jak grzecznie odmówić. A zawsze czuła się trochę dziwnie, musząc mówić "nie", gdy ktoś jej coś proponował.
Bogu dzięki, pozostała część szampana, która wsiąknęła w suknię, teraz kończyła swoją wędrówkę nie w ustach dziewczyn, ale w wiadrze. Arystokratka skrycie odetchnęła z ulgą.
Słysząc słowa Dachowca, poczuła się... trochę niepewnie.
- Hm, drążysz do czegoś? - powiedziała, a jej głos zawędrował o oktawę wyżej, zdradzając lekkie zdenerwowanie blondynki. Bikko była... medium? Alice nie starała się nawet odwzajemnić uśmiechu, oszołomiona. - Wiesz, jeszcze nikt nie wiązał mojego nazwiska z trumnami - zaśmiała się trochę sztucznie. - Prędzej z kawą. - w roztargnieniu nawinęła kosmyk włosów na palec i zaczęła się nim bawić.

Anonymous - 29 Czerwiec 2012, 15:32

Właśnie tego spodziewał się Alvaro. Odmowy, podpartej nieumiejętnością tańczenia. Niech Agnes zada sobie pytanie - "Jak można odmawiać paniczowi Alvaro de Averse", zastanowi się nad odpowiedzią i dopiero potem mówi takie rzeczy. O, zaraz. Przecież temu rogaczowi się nie odmawia. Zwłaszcza, jak prosi kogoś do tańca. Dlatego też stojąc tak, lekko skłoniony poczuł się zwyczajnie głupio. Być na tak wspaniałym balu i nawet nie zatańczyć? Jeszcze kiedy orkiestra trochę zwolniła tempo, co dawało idealną okazję do walca? No błagam!
- Nie chcę być niemiły, panienko, ale mi się nie odmawia. - powiedział spokojnie i nagłym, zdecydowanym ruchem złapał ją za dłoń, na siłę ciągnąć ją do pozycji stojącej. Możliwe, że zrobił to trochę zbyt mocno, ale to tylko szczegół. Zadowolony ze swej wyraźnej dominacji, powędrował z partnerką w głąb parkietu, chowając się wśród innych par, aby nikt z siedzących nie mógł ich obserwować. Tak, wszystko dla dobra panienki Fleur. Kiedy wreszcie udało im się stanąć w pozycji klasycznej, należało nauczyć młodą podstawowego kroku. Schyliwszy się do jej ucha, wyszeptał spokojnie:
- Prawa do przodu, lewa do tyłu. Nigdy ich nie zamieniasz. Tak, to by chyba było na tyle. Zaczynajmy. - i ruszył. Pomijając już fakt całkiem sporej różnicy wzrostu między nimi, mogło być o tyle trudno, że zdenerwowana Agnes będzie się plątała w najłatwiejszym tańcu na świecie. Jednakże nadzieje białowłosego były całkiem łatwe do spełnienia, więc po prostu trzymajmy kciuki za naszego Baranka.

Anonymous - 29 Czerwiec 2012, 17:58

Ale przecież jej naprawdę było głupio! Była na siebie wściekła, że nie wpadła na to, żeby wcześniej zapisać się na jakiś kurs tańca. Od dawna chodziło jej to po głowie, ale albo zapominała, albo miała inne rzeczy na głowie, albo nie miała pieniędzy, żeby zapłacić. W efekcie nic takiego jeszcze się nie wydarzyło, na nieszczęście dziewczyny. Przez to teraz miała jeszcze większą ochotę uciec i schować się w kącie, bo wyobrażała sobie, jaki to Alvaro musiał być na nią zły. A ona przecież nie chciała!
-Kiedy ja naprawdę...-Zaczęła się tłumaczyć, jednak urwała, gdy tylko zorientowała się, że została pociągnięta i stoi. Odrobinę przestraszona spojrzała na białowłosego i podążyła za nim, jednak z taką miną, że ktoś swobodnie mógłby pomyśleć, że idzie na ścięcie. Bo tak się trochę czuła, choć myśl, że jak dobrze pójdzie zatańczy z Alvaro odrobinę ją pocieszała. Żeby nie powiedzieć, że bardzo.
Gdy się zatrzymali, zaczęła już panikować. Przygryzła wargę i zaczęła szybko mrugać, żeby nie było widać, że ledwo powstrzymuje płacz. Nie było jej przykro, po prostu się bała. Kiedy chłopak wyszeptał jej wskazówki, tradycyjnie zrobiła się czerwona, po czym szybko powtórzyła sobie to w myślach kilka razy, by lepiej zapamiętać. Jeszcze jeden głęboki wdech i mogła ruszać.
Na początku pilnowała się, by się nie pomylić, choć i tak jej się to ze dwa razy zdarzyło. Po chwili jednak zaczęło jej już wychodzić. Dumna z siebie uśmiechnęła się radośnie do Alvaro szerokim uśmiechem. Miło by jej było, gdyby ją pochwalił, ale przecież jak tego nie zrobi, to Baranek się nie potnie. Sama satysfakcja jej wystarczała.

Anonymous - 29 Czerwiec 2012, 18:12

-Spokojnie. To nadal telekineza. -uspokoiłam ją, puszczając do niej oko, co wyglądało dość osobliwie, zważywszy, że mam tylko jedno.
-Nie, tak tylko... -odparłam. Tym razem to ja się trochę speszyłam. Chyba wtargnęłam na grząski grunt. Cholercia. Zawsze muszę coś spieprzyć. Cóż, może się nie obrazi jakoś tak konkretnie...
-Cofee, coffin... -wymruczałam pod nosem. -No tak w sumie... W sumie bardziej kawa, niż trumna. - uśmiechnęłam się lekko. Może gdybym nałogowo piła tenże napój, to rzeczywiście najpierw z nim bym skojarzyła nazwisko Alice, no ale... Kawę piłam naprawdę rzadko. I bez niej roznosiła mnie energia.
Po kilku minutach wiadro było już do jednej trzeciej wypełnione szampanem, a sukienka sucha.
-No, wreszcie. -powiedziałam zmęczona. Założyłam swoje odświeżone ubranie, wzięłam ręczniki i wiadro i wyszłam do łazienki. To ostatnie opróżniłam do toalety, ręczniki zaś odwiesiłam na miejsce. Jeszcze tylko wzięłam swoje graty i zawiązałam je tam, gdzie powinny się znaleźć, czyli na prawym udzie, po czym wróciłam do pokoju. Trochę mnie korciło, żeby zapalić, ale dałam sobie spokój. Nie chciałam przedłużać, może potem na chwile wyskoczę.
-To co, wracamy na salę? -powiedziałam nieco 'chwiejącym się' głosem. Było mi słabo. Poczułam, jak z nosa cieknie mi coś ciepłego. Otarłam wargę - było to nic innego jak krew. Pociemniało mi przed oczami, a potem zwaliłam się jak kłoda na podłogę. Najzwyczajniej w świecie zemdlałam. No ale chyba nic dziwnego, po takim wysiłku. Nigdy nie próbowałam kontrolować płynów za pomocą telekinezy, do tego dość sporo było tego szampana.

Anonymous - 29 Czerwiec 2012, 19:36

Ciel nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Gdzieś tam w swojej podświadomości była pewna, że odpowiedzą jej mniej grzecznie za taką wypowiedź! Chyba jednak nie wzięła pod uwagę tego, że znajduje się na balu, gdzie znaleźć można ludzi dobrze wychowanych, a nie na jakiejś imprezie. To znaczy doskonale wiedziała, że tak nie jest, ale do tej pory nie miała porównania.
Tak więc delikatne uświadomienie jej przez Tyka, że skończonej rozmowy nie da się przyspieszyć (a kto wie, być może jej następujący czyn był też spowodowany mądrością wyzierającą na światło słoneczne z tego stwierdzenia...?) sprawiło, iż dziewczynka na chwilkę się w swoim "pędzie wszystkiego" zatrzymała, otwarła szeroko oczęta, lekko rozwarła usta i zaczęła się po prostu na Arcyksięcia gapić, nic dodać, nic ująć. A odchodzącego Alvaro nie zwróciła już nawet uwagi i ostatecznie zupełnie przestał ją obchodzić. Jakżeby mogła uczynić inaczej w takiej sytuacji!
Zadzieranie głowy, do czego była zmuszona, by patrzeć na twarz Rosarium, a dokładniej w jego czerwone ślepia, o dziwo nie było dla niej niewygodne. Gdyby przednią stał ktoś inny, ktoś, kto być może odpowiadałby niegrzecznie, a już przynajmniej nie z tak wielką dozą cierpliwości (i czegoś, co dosłownie zatrzymał Ciel). Ktoś, kto nie byłby taki wysoki i wybaczcież określenie, dziwny... Wtedy zadzieranie głowy uznałaby za uwłaczające. Teraz sytuacja była groźna. Bo czy ktoś o tak przerażającym profilu w dodatku zachowujący się względem niej nad podziw grzecznie może być niegroźny? Zdaniem Ciel zdecydowanie nie, gdyż wedle jej przekonań patrząc, to właśnie tacy osobnicy byli najbardziej nieprzewidywalni i z pewnością za tą zewnętrzną maską chowali jakąś straszliwą broń, czy coś takiego, co za chwilkę będą chcieli użyć. Pech chciał, że wtarabaniła się w środek (czytaj KONIEC) i stałą obecnie na froncie. Czyżby Ciel w chwili obecnej się bała...?
Podczas kiedy Arcyksiążę raczył się winem Ciel nadal się na niego gapiła. Tylko już zamknęła usta, bo zaledwie przed chwilą wyglądała cokolwiek głupkowato i właśnie zdała sobie z tego sprawę. Ponadto nagle zaczęła przejmować się tym, co by też mogła zrobić z rękami. Klasyczny dylemat, można rzec. Tyle dobrze, że chociaż szybko znalazła rozwiązanie, dogodne dla siebie, ale kto wie, czy całkowicie pasujące do sytuacji. Mianowicie skrzyżowała je na piersi i patrzyła się nadal. Tak, w tej pozycji czuła się zdecydowanie pewniej i mogła nawet zdobyć się na jakąś bardziej konstruktywną wypowiedź, taką jak przed chwilką wystosowała do Alvaro, a która okazała się trochę nietrafna.
- Naprawdę? Nie wiedziałam! Wspaniała to rzecz, że dziś zostałam uświadomiona. Ta informacja raduje me serce, zapewne nigdy nie zapomnę!- mogłoby to zabrzmieć bezczelnie. W ustach jakiegoś dorosłego zapewne by zabrzmiało. Wypowiedziane przez wyszczekaną panienkę (załóżmy, że wyjątkowo dziś Ciel nie podpada pod tą kategorię!) również. Gdyby nie to, że Baśniopisarka, której właśnie przeznaczono rolę w przedstawieniu, o czym nie miała pojęcia bo niby skąd, powiedziała to całkiem serio, to chyba zasługiwałaby więcej niż w pełni na spalenie. Ale nie mnie to oceniać! Może i nie powiedziała tego na poważnie, ale jej ton, mimika i sposób wyrażania opinii wyraźnie na to wskazywały. Wybierając inną drogę, należałoby uznać, że jest jakąś świetną aktorką. Aczkolwiek nie do końca wiadomo, czy taka koncepcja przeszłaby w jej przypadku, bo udawać, owszem mogła świetnie, ale na pewno nie długo. W jej "żartach' najzabawniejsze dla aktorki była reakcja po tym, jak objawiła wszem i wobec mistyfikację. Skoro nie zrobiła tego do tej pory, to może rzeczywiście mówiła poważnie.
Poza tym znów się nie przedstawiła. Tak jakby zapomniała to zrobić, a może nie do końca wiedziała jak, a bała się popełnić błąd. Druga sprawa, że nie zrobienie tego również poprawnym nie można nazwać.
czy kwestia o audiencji była pozwoleniem na mówienie...? Nie przejmując się tym czy tak, czy też nie (choć nie można rzec, że nie poświęciła temu dylematowi nawet jednej myśli) po prostu zaczęła mówić o tym, co chciała powiedzieć od początku. Naturalnie po pewnym odstępie czasu, bo jakoś wszystko, co wydawało się wcześniej oczywiste wyparowało i trzeba się było zastanawiać trochę nad tym, co można by powiedzieć. Bo nagłe rozdziawienie paszczy i niewypowiedzenie ani jednego słówka będzie wyglądało tak jak ta zdziwiona reakcja przed chwilką- głupio!
Tak jakby naśladowała kogoś dorosłego, splotła ręce za plecami (bo aktualna pozycja też nagle wydała jej się trochę nie w porządku), potem wyciągnęła jedną i odchrząknęła lekko w kierunku własnej pięści, schowała z powrotem i zaczęła kwestię.
- Chciałam rzec, iż dzięki mojej pomocy, która jeśli wolno mi zauważyć, nie była najmniejsza Inkwizycja Artystyczna zdołąła ująć któregoś niezwykle niebezpiecznego przestępcę! Tak jakoś pomyślałam, że skoro Arcyksiążę nie poznaje mnie, to....- i nagle otworzyła gałki jeszcze szerzej, bowiem w tym momencie chciała dodać coś o przedstawieniu się i nagle spostrzegła, że przecież jeszcze tego nie uczyniła!- ...Upspowinnam się przedstawić. Tak więc, mam na imię Ciel.- celowo złączyła dwa pierwsze wyrazy w jeden, jakby idąc z ciągiem własnych myśli. Ponadto wybrała jak najprostszą formę przedstawienia się, rezygnując wyjątkowo z "mojej ulubionej "panienki"", tak jakby nagle uznała ją za bardzo niewłaściwą.
No i nie zaczęła, jak to miała w zwyczaju, barwnie opowiadać. Takie jawne łamanie własnych obyczajów było dziś straszną plagą. Być może jakaś mała sugestia, podpowiedź, pytanie ze strony Arcyksięcia byłoby czymś, co odblokowałoby jej szlaban. Przecież w ogóle nie wchodziła w szczegóły, które to, jej zdaniem, mogłyby sprawić, że nagroda będzie większa. Tak jakby nagle przedzierzgnęła się w niemożebnie skromną osóbkę, która chce ze swego udziału jak najwięcej przemilczeć (choć może nie do końca, bo nic takiego z jej kwestii nie dało się wyjąć...). Niewątpliwie pewnym było jednak to, że jak najbardziej chciałaby uraczyć wszystkich zebranych tu swoją historyjką (którą co prawda musiałaby wymyślać na bieżąco, z czego nic dobrego wyjść siłą rzeczy nie mogło0. A to było najbardziej widać po jej mince. Podczas wygłaszania (dziwnie krótkiej i cichej jak na Ciel i taką ilość materiału do przekazania) przemowy głowę miała uniesioną ku sufitowi, a oczy przymrużone. Dopiero, gdy skończyła, uśmiechnęła się szelmowsko i kontynuowała wgapianie się w Rosarium.

Tyk - 30 Czerwiec 2012, 00:23

Tak jest bowiem często, Moja droga Ciel, że przywykłszy do zachowania nagannego trudno jest odnaleźć się przy adwersarzu opanowanym, a przy tym przyjaznym. Nie tylko bowiem mała dziewczynka stojąca na sali balowej przed Rosarium ma ten problem. Ofiarą tej samej podłej sztuki, niemalże erystycznej, była własna siostra tegoż arystokraty, która dla kontrastu nienawidzi arystokracji. Dlaczego jednak o tym mówię? Można zauważyć pewien paradoks, a mianowicie różną drogę wybraną przez obie rozmówczynie prowadzącą do skrajnie różnych sytuacji. Zajmijmy się jednak tylko tym co spotkało Ciel, a o siostrze wspominać będę przy innej nadarzającej się okazji. Po pierwsze warto zwrócić uwagę na zupełnie odmienne niż w drugim przypadku uczucia. Tutaj było raczej zdziwienie, połączone nawet z fascynacją i pewnym onieśmieleniem. Paradoksalnie nawet lekkim strachem przed przyjaznym tonem głosu Rosarium. Z drugiej strony nie ma w tym nic dziwnego jeśli wiemy, że ta sama dziewczynka jeszcze kilka chwil temu próbując grać uroczą i słodką została brutalnie wywleczona z baru, a następnie prawie że pobita. Ktoś taki nie mógł nie doszukiwać się w ludziach demonów, choćby z racji przeżytych kilka godzin wcześniej doświadczeń. Z drugiej strony czy spojrzenie Ciel nie zawierało w sobie odrobiny prawdy? Wszak każdy wie, że Tyk poza swoją dobrą stroną ma również inną, tę odpowiedzialną za stosy i mordy. Oczywiście i ta druga strona działała pod nadrzędnym przykazaniem pro publico bono, lecz mając na uwadze, że Agasharr już dawno rzekł - państwo to ja - i patrząc z tej strony szacuje czym jest owo nadrzędne dobro. Z drugiej strony spoglądając na historię można ujrzeć wielu ludzi, którzy póki żyli byli umysłem, głosem i oczyma państwa. Umysłem by móc zarządzać sprawami wewnętrznymi i budować potęgę na trudzie, bo wszakże nie od razu Rzym zbudowano. Głosem, aby wyrażać politykę zagraniczną kraju i w razie potrzeby wrogów nawrócić pruską dyplomacją. Taką co to krwią i żelazem, a nie piórem i atramentem dochodzi do traktatów. Oczami, żeby spojrzeć w przyszłość, a kraj nie rozpadł się gdy monarchy zabraknie. Tylko w ten sposób imperia dochodziły do wielkości. Niezależnie czy rządzone przez jednego człowieka jak imperium Aleksandra, Napoleona, czy za sprawą nielicznych jak to było za republikańskiego Rzymu, czy wreszcie głosem wszystkich obywateli na co wskazuje niedawny wzrost potęgi Stanów Zjednoczonych - "ostoi" wolności. (Ja tu spam, a czy ktoś to w ogóle czyta?) Teraz czas na wnioski, bo bez nich można by się w wywodzie pogubić. Jakie bowiem jest znaczenie tych cech dla Ciel, przed Rosarium stojącej? Na pewno nie ma sensu żadna kłótnia, czy też próba wojowania, a i odejść lepiej wcześniej, ażeby na gorsze niż pobicie nieprzyjemności się nie narażać. Nie jest jednak problemem delikatna przerwa pomiędzy jedną, a drugą wargą. Przy czym nie wypada, tym bardziej, że jest to oznaką zdziwienia, a czemu tu się dziwić z racjonalnego punktu widzenia? Jednak krzyżowanie rąk na piersi było złym pomysłem. To znaczy byłoby gdyby trwało za długo i tym bardziej gdyby rozpoczęło się znacznie wcześniej. Nie zapominajmy bowiem, że oznacza to niechęć do rozmowy, a przynajmniej bardzo często tak właśnie można to odebrać. Paradoksem jest, że dylemat dziewczynki obcy był Rosarium. Bynajmniej nie dlatego, że nie należał do tych osób co ręce lubią mieć wolne, lecz ze względu na laskę, na której jedną dłoń oprzeć można i kieliszek trzymany palcami lewej ręki. Naczynie, wypełnione wciąż w znacznym stopniu napojem szybko nie zostanie odłożone. Żadna z tych rzeczy nie stała się jednak powodem dla ignorowania Ciel jak to niekiedy bywa. Może dlatego, że najczęstszym uczuciem towarzyszącym temu zjawisku jest zawstydzenie, którego próżno tutaj poszukiwać. Toteż nie umknął uszom białowłosego dość bezczelny komentarz, który niestety jest pewnym minusem dla małej Ciel. Minusem co jest niczym słup graniczny co choć pomalowany na jaskrawe barwy to niknący pod wysoką trawą przeplecioną liśćmi paproci i pod gęsto splątanymi krzakami szczodrze porośniętymi liścmi, a w końcu pod ogromem majestatycznych drzew tworzących ten ogromny las zalet uroczej dziewczynki. Oczywiście dziecko nie mogło być świadome swoich błędów, bo nikt nie uświadomił ją jak zachowywać się należy, a co więcej było z tych egoistów co to słuchają innych tylko gdy tamci ich chwalą bądź nagradzają. Co prawda samo w sobie nie może być to minusem, bo nie to Rosarium będzie oceniać, lecz ta cecha jak wirus potrafi zarazić najzdrowsze sytuacje i zrzucić na Ciel lawinę minusów co strawią wszelkie przymioty jak ogień trawi ogromne lasy, gdy nieuważny wędrowiec chwilą nieuwagi uwolni płomienie z kamiennego kręgu ostrożności. Dobrym pomysłem było natomiast przedstawienie się bez używania formy panienka, bowiem nie wypadało tak, poza tym samo powiedzenie o pomocy było oczywiście wielkim plusem. Ciel zasadziła nowe drzewko,a te wyrosło wysoko. Oczywiście jakiś sceptycyzm zrodził się w umyśle białowłosego, lecz nim dotarł do oczu i zdołał wyrwać się na świat już fakty przyćmiły wszelkie wątpliwości. Po pierwsze wiedział, że przywódca inkwizycji ma zamiar zatrudnić do pomocy cywili, wiedział też, że o organizacji wie niewielu, wiedział też przede wszystkim, że dziewczynka ich śledzi, a na dodatek odważyła się niegrzecznie przerwać w rozmowie. Dopiero jednak łącząc wszystkie fakty, oraz to, że Tyk najzwyczajniej w świecie sprawdził dziewczynę za pomocą swoich mocy, acz zrobił to tak subtelnie, że ta nawet nie spostrzegła, że ktoś przeglądał jej umysł. Zresztą nie wyciągnął nic więcej, szanując prywatność uroczej dziewczynki co to pomogła jego inkwizycji.
-Rad jestem mogąc powitać na balu tak zasłużoną osobę, której trud włożony w nieocenioną pomoc mojemu rodowi musi zostać odpowiednio wynagrodzony.
Po tych słowach raz jeszcze rzucił okiem na sale balową. Krótkie spojrzenie. Tylko na chwilę, na sekundę, aby znów powrócić do Ciel. Przy okazji oczom towarzyszył również delikatny uśmiech. Ciel, tak? Ciekawe imię, chociaż posiadające średnie walory dźwiękowe.
-Zaszczycony jestem poznać osobę, tak zaangażowaną w nieswoją sprawę. Mam również nadzieję, że gdy tylko bal się skończy zechcesz udać się do Mojego gabinetu i tam zostaną ustalone szczegóły nagrody.
Alvaro. Tak, był jeszcze Alvaro, jednak z tym miały być interesy, a te chwilę zaczekają, tym bardziej, że Rosarium nie potrzebuje wspólników i sam zdolny jest poprowadzić całe przedsięwzięcie. Za to ciekaw jest jaki to wkład chce wnieść młodzik do projektu, czy może raczej poszukuje protektora. Nieważne, najpierw zajmie się Ciel, gdyż to sprawa krótsza i dotycząca kobiety, a te powinny posiadać pierwszeństwo. (Nawet jeśli są dziećmi, bo czemu miałaby być gorsza od dorosłej?) Na tym jednak Rosarium nie skończył, choć już wydawało się, że gotów jest zostawić Ciel. Najpierw robiąc krok w prawo, jakby chciał ruszyć do dalszej wędrówki w stronę tarasu, a później zanurzając usta w swoim nektarze. Szybko jednak raz jeszcze skierował wzrok na Ciel, nim ta zdążyła odejść i zadał pytanie postawione na fundamencie ciekawości, a przy tym dając Ciel trochę prywatności i nie wyciągając wszystkiego od razu. Zresztą czy nie ma przyjemniejszej rozmowy niż ta, w której jedna ze stron opowiada ciekawą historię? Zwracając uwagę na rasę do której należała rozmówczyni, można śmiało wierzyć, że historia nie może być inna jak tylko ciekawa.
-Proponuję mały spacer, na którym chętnie wysłucham opowieści o zadaniu, niezwykle jestem ciekawy szczegółów tej operacji.
Tutaj nie kłamał, trzeba bowiem wiedzieć, że nawet w tym kraju bez władcy, pomimo posiadania przez jego mieszkańców potężnych broni, nie było tak wiele morderstw. Szczególnie nie ludzi, którzy byli pod ochroną arystokracji, bo ci potrafią być uciążliwi. Od ilu to już lat nie było okazji słyszeć o morderstwie! Na dodatek była to aktualnie jedyna sprawa, którą zajmowała się inkwizycja, a przynajmniej jedyna, która została rozpoczęta jeszcze przed balem.

Post skierowany do Ciel Jako, że to ostatni post to tylko do niej.

OGŁOSZENIE

To mój ostatni post! Nie na amen jakby Alice chciała, lecz na tydzień z powodu wyjazdu. Tak, wyjazdu! Zostawiam was pod opieką Dark, która obiecała zając się kwestią narracji całego przedsięwzięcia pod moją nieobecność. Proszę jednak się nie rozchodzić! Po powrocie czas na przedstawienie!

Anonymous - 30 Czerwiec 2012, 10:33

Sukces osiągnięty w stu procentach dodał trochę cegiełek do i tak wielkiego już ego panicza de Averse. Teraz, powoli i spokojnie "płynąc" po parkiecie, myślał tylko o tym, jakie kolejne atrakcje zafundować sobie na tym i tak już udanym balu. Powszechna opinia w Krainie Luster prawiła o przyjęciach Agasharra Rosarium same pozytywne rzeczy. Wszystko dopięte na ostatni guzik, ochrona, wystrój, jedzenie, napoje, przemówienia i zaproszona śmietanka towarzyska zawsze były z pierwszej półki. Co prawda szkoda, że rogacz pojawił się dopiero na Pierwszym Jednorazowym Balu Kolejowym, ale możemy być pewni, że reszta imprez organizowanych przez tę wybitną osobistość nie zostanie pominięta przez Alvaro. Wyrwawszy się z zamyśleń poprzez nastąpienie mu stopy tylko cicho się zaśmiał. Nie był to śmiech szyderczy, bardziej taki, jaki się słyszy przy czyimś potknięciu, gdzie dana osoba jest raczej znaną wszystkim niezdarą, ale i tak nikt nie będzie miał jej tego za złe. Kilka chwil później, kiedy Agnieszka zaczęła sobie wreszcie radzić, a taniec wyglądał płynniej niż kiedykolwiek, głowa białowłosego wykonała pochwalny gest.
- Bardzo ładnie. Trochę poćwiczysz i będziesz już tańczyć instynktownie. - stwierdził spokojnie, z po części wymuszonym uśmiechem. Zastanawiał się, jaki temat teraz poruszyć, aby wspomniane instynktowne tańczenie pobudzić do pojawienia się. Dobrym pomysłem byłoby chyba pytanie o dalszy ciąg rozmowy Yashamaru z Agnes, o ile takowa w ogóle się zaczęła. Po dłuższym namyśle Alvek doszedł jednak do wniosku, że Cień miał chyba gdzieś to, co działo się z Barankiem i poszedł gdzieś, gdzie teraz Arystokrata nie mógł go dostrzec. Może to nawet lepiej. Kwestie zatrudnienia go jako ochroniarza mogły być całkiem kłopotliwe. Nawet jeśli miał niezrównane umiejętności, może lepiej było go trzymać z dala od posiadłości de Averse. Wszakże nieokiełznany wojownik jest gorszy niż tornado!
- Widziałem tutaj jedną dziewczynę, blondynkę w niebieskiej sukience. Wydawała się bardzo zagubiona. Nie sądzisz, że pochodzi ze Świata Ludzi, zupełnie jak ty? - spytał nagle, spoglądając partnerce w oczy. Kiedy skończył mówić, rozejrzał się zaciekle po sali, nie mogąc jednak znaleźć rzeczonej blondynki. Wszyscy dobrze wiemy, że wredna Bikko zabrała ją gdzieś aby zemdleć i przetrzymać ją jeszcze dłużej! Tak czy inaczej, białowłosy nie był tego świadom. Dlatego też czerwone oczy za chwilę wróciły na partnerkę, nieusatysfakcjonowane nieobecnością Alicji w okolicy.

Anonymous - 30 Czerwiec 2012, 13:30

Blondynkę zdziwiło trochę, iż temat nie został rozwinięty. Bikko wyraźnie speszyła się, a Alice nie miała pojęcia dlaczego. Nie miała też jednak specjalnej ochoty na dociekanie, o co chodzi, zbyła więc słowa dziewczyny milczeniem.
Kiedy Dachowiec zakończył całą operację i po ogarnięciu się z wiadrem i resztą przedmiotów wrócił z powrotem do pokoju, wręcz wyjął arystokratce z ust to pytanie o powrót.
- No jasne! - uradowała się Alice. Na jej twarz momentalnie wpłynął promienny uśmiech - trochę już niecierpliwiło ją to siedzenie tutaj, kilka wagonów od sali balowej, gdzie nie było absolutnie nikogo. Nie po to tu przecież przyszła, żeby siedzieć w samotni z jednym tylko gościem!
Odwróciła się na pięcie i już miała zrobić krok do przodu z zamiarem udania się na salę, gdy zza pleców dobiegło ją głośne... łupnięcie. Ciała. O podłogę.
Odwróciła się ponownie, zaskoczona i wystraszona. Czuła, jak na widok Bikko, leżącej na podłodze bez życia, ogarnia ją panika. Boże, ona zemdlała!! Co robić, co robić!? Rozejrzała się bezradnie, nie kontrolując już swoich odruchów. Przecież to oczywiste, że nie ma tu nikogo poza nimi - i że nikt jej nie pomoże, nikt jej tym razem nie wyręczy. Odpowiedzialność spadała w tej chwili na nią.
Zaraz, zaraz, uspokój się... Przecież uczyłaś się o tym w szkole! Co się robiło w przypadku omdlenia? Hmm...
Nie przypomniała sobie nic, postanowiła więc działać na logikę. Podeszła do okna, otworzyła je na oścież i nie bez wysiłku przysunęła w jego pobliże fotel, by po chwili wciągnąć nań bezwładne ciało dziewczyny. Wiedziała, iż ludzie mdleją, ponieważ mają niedobór tlenu w mózgu... czy coś takiego.
Coś już zaczęła sobie przypominać. Złączyła nogi Bikko i oparła je o zagłówek mebla - teraz jej głowa znajdowała się niżej niż reszta ciała, więc krew dopływała szybciej i w większych ilościach. Już niedługo powinna się obudzić...
Alice z powątpiewaniem spojrzała na usta dziewczyny. Tak, ta metoda była skuteczna, ale wolała jej na razie nie stosować. Mimo wszystko były sobie obce i nic właściwie o sobie nie wiedziały, więc... Zresztą, nie było na szczęście takiej konieczności! Alice z powrotem skupiła wzrok na zamkniętych powiekach zdawałoby się pogrążonej we śnie Bikko i dostrzegła, że już powoli otwierają się, czy właściwie - usiłują otworzyć. Chyba jeszcze nie była całkowicie przytomna. Arystokratka poklepała delikatnie otwartą dłonią policzek Dachowca i poczęła usilnie wpatrywać się w twarz swojej nowej znajomej. Miała nadzieję, że jej starania przyniosły zamierzony efekt i że nie stało się nic złego...
Teraz, czekając, miała chwilkę na zastanowienie się. Czemu ona właściwie zemdlała? To ta cała telekineza tak ją wykończyła? Kurczę! Pewnie teraz będzie wykończona, bez życia... Bal zaprzepaszczony i przegrany. Westchnęła ciężko, zmęczoną całą tą sytuacją. Spojrzała trochę nieprzytomnie na kocie atrybuty Bikko... Tak, to całkiem dobra okazja! Alice zebrała się w sobie i przełamując strach, że Dachowiec wybudzi się i nakryje ją na gorącym uczynku, szybkim ruchem zbliżyła rękę do głowy dziewczyny i z wahaniem, ledwie muskając opuszkami palców futerko, dotknęła jej uszu. Były takie przyjemne w dotyku!
Ta czynność nie trwała jednak długo, zaledwie jakieś 10-15 sekund. Po tym czasie blondynka zmusiła się do zaprzestania molestowania uszu krótkowłosej i wróciła na pobliski fotel, obserwując Bikko, która już zaczynała się wybudzać: powoli otwierała oczy.

Anonymous - 30 Czerwiec 2012, 14:29

Powoli zaczęłam się wybudzać. Pierwsze, co mnie uderzyło to fakt, iż znajduję się do góry nogami. Trochę mnie to przestraszyło, ale potem przypomniałam sobie, co się stało. A konkretniej obraz szybko zbliżającego się do mojej twarzy dywanu i ciemność, zanim go poczułam.
Obraz zaczął mi wracać. Podłoga, łóżko... Rozejrzałam się. Alice siedziała na fotelu nieopodal. Uśmiechnęłam się do niej półprzytomnie.
-Dzięki. -rzuciłam słabo. Chyba nie musiałam dodawać, za co jej dziękuję. Przerzuciłam nogi na oparcie i obróciłam się. Teraz siedziałam normalnie. Postanowiłam jeszcze przez chwile nie wstawać. Chwilę się wierciłam, żeby wygodnie ułożyć ogon, w końcu skończyłam z nim między nogami.
Wyjrzałam przez okno. Było za nim tylko niebo. Fotel był za niski, żeby dostrzec ziemię.
-Dobra, dosyć tego. -powiedziałam i wstałam powoli. Nie zakręciło mi się w głowie, to dobry znak. Podeszłam do okna z zamiarem oparcia się o parapet, pooddychania świeżym powietrzem i rozkoszowania się wiatrem na twarzy, chociaż przez chwilę. Nie chciałam dłużej tu siedzieć i trzymać ze sobą Alice. Jednak od razu odskoczyłam od okna, prawie się przewróciłam.
-O Wielki Solisto! -krzyknęłam. -Musisz to zobaczyć! -rzuciłam do Alice, znów podchodząc do okna, wychylając się i patrząc w dół, na wierzchołki drzew. Wiatr szargał moje krótkie włosy.
Widok był niesamowity, zwłaszcza gdy pomyślało się, jak wielki jest ten pociąg.
Nie mogłam oderwać się od okna, ale usiałam. Ruszyłam w stronę łazienki i spojrzałam w lustro. Na górnej wardze i brodzie miałam zaschniętą krew. Obmyłam się, wytarłam i wróciłam do pokoju.
-Okej, idziemy! -krzyknęłam. -Tylko po drodze zgarnę coś do szamy w restauracyjnych. Muszę zregenerować siły. -nie czułam się źle ani słabo, ale wiedziałam, że muszę coś zjeść, żeby nie zemdleć po raz drugi.

Anonymous - 30 Czerwiec 2012, 15:32

Alice z zadowoleniem wymalowanym na twarzy obserwowała wiercącą się na fotelu Bikko. Dziewczyna miała prawdziwie kocie ruchy! I... całkiem śmieszne to wyglądało, ten długi ogon fikuśnie wystający jej spomiędzy nóg. 16-latka zakryła dłonią usta, by ukryć wpełzający na wargi uśmiech.
- Nie ma sprawy - odpowiedziała po chwili łagodnym tonem. Przecież nie miała innego wyjścia, jak tylko podjąć próbę przywrócenia Dachowcowi przytomności. Teoretycznie mogła ją zostawić na pastwę losu, ale musiałaby być nieodpowiedzialnym bydlakiem, żeby posunąć się do czegoś takiego.
Kiedy dziewczyna wstała, blondynka zaniepokoiła się trochę. Czy zdoła utrzymać się na nogach? Obserwowała ją uważnie, w każdej chwili gotowa zerwać się i podtrzymać, na szczęście nie było takiej konieczności. Alice zdążyła się już uspokoić, gdy Bikko doczłapała się do okna, najpewniej chcąc pooddychać świeżym powietrzem, lecz niemal w tej samej chwili odskoczyła z krzykiem, sprawiając, że blondynce na moment stanęło serce.
- Chcesz mnie zabić!? - roześmiała się nerwowo; głos jej drżał. - Najpierw mdlejesz, teraz wrzeszczysz... I jaki 'wielki solisto', na litość? - zrzędziła. Zdążyła już jednak podejść do okna i spojrzeć w dół, więc przeszła jej ochota na gadanie. Z niedowierzaniem, a także z lekką dozą strachu (tłumiony lęk wysokości się odezwał!) wpatrywała się w przesuwający się w dole krajobraz. Widok w istocie zapierał dech w piersiach: tak duża przestrzeń, tak długa droga do ziemi... Widziany z góry las sprawiał zupełnie inne wrażenie niż obserwowany z dołu, a wszechobecna zieleń łąk cieszyła oczy. Alice zagapiła się trochę, nie zauważyła bowiem, że Bikko odeszła od niej i skierowała swe kroki ku łazience, by obetrzeć krew z twarzy. Rozejrzała się za nią i odeszła od okna - wiejący mocno wiatr targał włosy i blondynka znów zaczęła się niepokoić, tym razem o stan swojej fryzury.
Po chwili jej towarzyszka wróciła do pokoju, krzycząc raźno. 16-latka zaśmiała się, szczerze rozbawiona jej zachowaniem. Jejku, ile ta dziewczyna miała energii!
- Hm, no dobrze. - przytaknęła jej na pomysł posilenia się w wagonie restauracyjnym. Starała się za bardzo nie zastanawiać, kiedy w końcu wrócą na salę balową i czy w ogóle dziewczyna zamierza to kiedykolwiek uczynić.

Anonymous - 30 Czerwiec 2012, 20:33

Alice coraz bardziej mi się podobała. Przepięknie się śmiała. Nie wiedziałam, czy robi to naturalnie, czy specjalnie, żeby mnie w sobie rozkochać. Hmm... Dobra, bądźmy realistami. A przynajmniej przyjmijmy, że nie odwzajemnia mojego uczucia, żeby potem nie było rozczarowań. Życie to nie film, tu nie wychodzi się cało ze strzały w brzuch ze strzelby, nie można prowadzić, strzelać i grać na perkusji jednocześnie, a obustronna miłość od pierwszego wejrzenia to przypadki naprawdę sporadyczne.
-Wielki Solista - to taki mój bóg. -wyjaśniłam. -Żadna z istniejących religii mi nie odpowiadała, więc stworzyłam sobie własną. -uśmiechnęłam się szeroko. Wiedziałam, jak to brzmi i widziałam już naprawdę sporo reakcji na wieść, iż stworzyłam sobie religię! No, ale nie była jedyną jej wyznawczynią. Perkusista był ateistą, ale moja wizja boga tak mu się spodobała, że się przyłączył. No bo czyż nie wspaniała jest istota, która dała nam muzykę i wymagała tylko miłości do tego wspaniałego tworu? Poświęcenia jej życia? Dla mnie jako artystki - muzyka był to pomysł genialny, a jednocześnie nie do końca całkiem zmyślony. Wielki Solista objawił mi się we śnie. Miał w sobie coś z Hendrixa, ale jednocześnie z Cobaina, Mercury'ego i Elvisa. No, tak jakby...
Przez chwilę się bałam, jak na to zareaguje Alice, czy weźmie to za żart, czy raczej wyjdzie, traktując jak wariatkę, ale potem doszłam do wniosku, że chyba mnie to aż tak nie obchodzi. Jak ktoś miał mnie lubić, to taka, jaką jestem. Jak wyglądam, jak się zachowuję i w co wierzę. A jak ktoś ma z tym problem... No właśnie, on ma z tym problem.
-Dobra, to chodź! -krzyknęłam i już chciałam opuścić pokój, ale zatrzymałam się w pół korku. Podeszłam do Alice z, jakby to nazwać, zboczuśmieszkiem i klepnęłam ją w ramię.
-Berek! -i nim się spostrzegła wybiegłam z pokoju, śmiejąc się. Prawie się potknęłam w drzwiach, skubana proteza.
Po drodze na salę balową zwędziłam z blatu jednego z wagonów restauracyjnych miskę z malinami. Zasłoniłam ją dłonią, żeby się nie wysypały w biegu, ale kilka i tak wylądowało na podłodze.

Anonymous - 30 Czerwiec 2012, 22:45

Ja czytam! Nie wiem, czy Cię to pocieszy, czy nie, Tyku, ale ja to wszystko czytam! I czuję się niezbyt dobrze, gdy tuż po sprzątaniu muszę zasiąść do pisania posta (co prawda nie muszę, ale akurat teraz komputer mam wolny, więc to zrobię).
Ciel kątem oka (spóźniona jest trochę, ale niechaj już będzie!) uchwyciła tą masę, w większości różowych, przysmaków. Lody, mieli tam lody! Ślinka napłynęła jej do ust, kiedy tak oko uciekało w najpiękniejszym ze wszystkich kierunków, a nie mogło uciec, bo mówienie do kogoś i jednocześnie gapienie się w zupełnie inną stronę byłoby niedopuszczalne! Gdyby Rosarium wyglądał na kogoś ciut mniej ważnego, to Ciel po prostu podbiegłaby do którejś dryfującej tacy i schwyciła pożądany przysmak, ale teraz było to niemożliwe. Biedne dziecko, które zaledwie kilka godzin temu doświadczyło "okrutnej przemocy" ze strony "całkiem przypadkowej" dorosłej osoby wolało nie ryzykować. Hm... może nawet nie o to chodzi. Być może cała rzecz w tym, że Baśniopsarka nie była przyzwyczajona do mówienia do niej w ten sposób. I to przez kogoś tak.. onieśmielającego. Przecież był wysoki. Wydawał się jeszcze nie stracić cierpliwości. Nie podnosił głosu. Najgorsza rzecz, jaka mogła się Ciel trafić, to sytuacja, w której nie do końca wiedziała, jak należy się zachować, aby było dobrze. W takiej właśnie się znalazła. To, że stali wcale a wcale nie stawiało jej w korzystnej sytuacji, wręcz przeciwnie. Idąc nie musiałaby zastanawiać się nad dosłownie każdym ruchem (nad którym normalnie nawet nie miałaby zamiaru myśleć!), z rękami i oczami mogłaby robić prawie wszystko, nawet przemawiać byłoby jakoś tak łatwiej.
Gdyby tak miała czas zastanawiać się nad wszystkimi swoimi plusami i minusami (a nie miała...) to z pewnością doszłaby do wniosku, że wszystko, co robi jest jednym wielkim minusem, zaś ona sama, w całości olbrzymim plusem, który swym ponadczasowym blaskiem przyćmiewa to poprzednie. Na szczęście dla niej samej chyba, nie miała czasu, a może też chęci by to robić. Ponieważ gdyby te zechciały się pojawić, to zaczęłaby od wad, a kto lubi rozprawiać o swoich? To z kolei pogrążyłoby ją w jednej wielkiej depresji. I nic do końca dnia (a kto wie, może dłużej) by nie powiedziała. Przecież to bal i siedzieć skulonym w kącie rozprawiając nad sensem życia, czy czymś równie problematycznym co ulotnym nie wypada.
Być ostrożnym nigdy nie zawadzi. Tyk, gdyby chciał, mógłby ją nastraszyć tak, aby nie ważyła się odezwać choćby jednym słówkiem aż do następnego rana, ale póki co nic na to nie wskazywało. Było, nie było- to nawet gorsze! Niby "coś takiego" się czuło od niego, a jednocześnie nic na to nie wskazywało. Taka sytuacja oszukiwała pogląd Ciel na całość obrazka dookoła. Była zdezorientowana. Coraz bardziej czuła zmęczenie, które opanowało ją po misji (chociaż jeszcze przed chwilką tej kwestii nie poświęciłaby nawet jednej myśli). Nogi bolały, gdyż dziewczynka nie była znowu jakimś zaprawionym podróżnikiem, a poza tym ją tam bili! (nie no, wcale nie jakoś specjalnie strasznie, ale jej zdaniem, owszem, tak to wyglądało) Poza tym, czy mi się wydaje, czy daję strasznie dużo nawiasów...?
Tak więc, biedne dziecko, umęczone fizycznie i psychicznie zaczęło się po prostu myślowo nad sobą użalać. Przepraszam, że tych myśli tutaj nie przytoczę, aczkolwiek najzwyczajniej w świecie nie mam na to siły i ochoty. możecie być jednakże pewni, że w każdym zdaniu pojawiało się co najmniej jedno "ja". Tak więc siłą rzeczy nie mogło to być zupełnie nic ciekawego, może najwyżej śmiesznego i denerwującego dla niecierpliwego człowieka. O ile niezbyt to było dobre dla jej umysłu, który ponownie postawił ją na pierwszym miejscu (tak jakby nie była tam przez cały czas...), to dla samopoczucia wprost wspaniale. Nie dość, że przestała się martwić o to co zrobić z poszczególnymi częściami ciała, to nareszcie jej łepetynę przestała zaprzątać myśl o tym, co wypada, a co nie.
W poprzednim stanie obie kwestie rozmówcy wprawiłyby ją w kolejne osłupienie i zmieszanie, ale teraz tylko, nie wiedzieć czemu, wywołały kolejną falę samozachwytu. Kiedy zaś wysłuchała trzeciej, wpadła w "bardzo dziwny" stan, który jeszcze ani razu nie objawił się u niej na balu. Owym stanem, w rzeczywistości wcale nie dziwnym, była po prostu jedna wielka swoboda. (taka, jaką czuje się po napisaniu posta!) I ruszyła, gotowa przystąpić do swej opowieści, którą to będzie zmuszona niezwykle streścić (ponieważ taka długa kwestia nie wygląda estetycznie, a i nawet nie mają tyle czasu, ile chciałaby mieć Ciel).
- Wszystko to zaczęło się dziś rano. Doprawdy sama nie jestem w stanie uwierzyć, że taki ogrom pracy został przeze mnie wykonany w zaledwie jeden dzień. Kiedy podczas jednej z moich uciesznych zabaw, a dokładniej rzecz biorąc ćwiczeniu się w jak najlepszym skradaniu, oraz trenowaniu sztychów godnych prawdziwego zabójcy na żelkach z Żelkowej Plaży ujrzałam przedziwnego białego królika, byłam wielce zaskoczona.- naturalnie swoje "zabawy" uważała za coś zupełnie innego niż to, co raczyła przedstawić, ale takie określenia przyszły jej nagle do głowy w trakcie opowiadania i poczuła, że musi koniecznie podzielić się nimi! Poza tym dziewczynka niestety nie będzie mogła popisać się swoimi umiejętnościami w opowiadaniu, gdyż nie ma na to zbyt wiele czasu (z mojego punktu wiedzenia: miejsca)- Zaproponował mi on, czemu wcale się nie zdziwiłam, jak iż nie mogę ukrywać przed wszystkimi moich umiejętności, udział w pewnej misji. Ponieważ był bardzo miły a i zaciekawiły mnie jego słowa, przystałam na propozycję. Uwielbiam niebezpieczne przygody, więc było to nawet przyjemne.- oczywiście to, co mówiła było bardzo przekręconą wersją rzeczywistości. Do tej pory wydarzenia jako tako zgadzały się z prawdziwymi, ale jej emocje oraz myślenie zostały "nieco" przekłamane". Ciel wiedziała, że jej samozachwyt i miłość do wszelkiego rodzaju nagród nie zawsze mogą być pozytywnie odebrane, toteż starała się nie dzielić nimi z każdym ledwo co napotkanym- Wyruszyliśmy, a gdy po dość długiej wędrówce, która, nie powiem, dostarczyła nam kilku drobnych wrażeń, dotarliśmy do miasta, mój znajomy zostawił mnie przed jego bramami. Aby wejść musiałam odgadnąć pewną niezwykle trudną zagadkę. I, ach tak, wejścia broniła olbrzymia ćma, znacznie przekraczająca rozmiary człowieka! Potem zostałam skazana na potyczkę intelektualną z człowiekiem, od którego cudem udało mi się uzyskać informacje potrzebne, bym mogła dostać się do miejsca, w którym rzekomo miał znajdować się przestępca. Następnie ruszyłam, wiedząc już, w którym kierunku powinnam się udać. Fakt, że dotarcie do portu nie zajęło wiele czasu może mówić zbyt mało! W gruncie rzeczy nie było to takie proste, bo miasto składało się z wręcz strasznej ilości poplątanych dróżek i uliczek, jednakże zajęło mi mniej niż dwadzieścia minut. To już samo mówi za pewne kwestie, prawda? W porcie, dobrze ukryty, znajdował się bar. Tam, jak się dowiedziałam ,znajdował się mój cel. Gdy tylko weszłam, ujrzałam go. Byłam pewna, że o niego chodzi, gdyż otaczała go pokaźna grupa podobnych mu zbirów. Stając na szczycie zadania udało mi się wywabić go z baru, choć dostarczyło mi to kilku drobnych nieprzyjemności. Niestety okazał się silniejszy ode mnie i w jakimś ciemnym zaułku napadł na mnie. Na szczęście, dzięki wrodzonemu sprytowi szybko zorientowałam się w sytuacji i zdołałam przywołać umówionym hasłem odpowiednie siły. Złoczyńca został schwytany, a ja wyszłam cało z oprtesj. Tak oto zakończyła się moja przygoda!- powiedziała zadowolona z siebie. Uśmiechała się. W taki dobry nastrój wprawiła ją ta opowieść, choć krótka... i szczerze mówiąc, nie tak bardzo przekolorowana, jakby mogła być, ale zawsze to coś, co jeszcze bardziej podniosło ją n a duchu. Mówiąc to wszystko starała się, a jakże, jak najbardziej podkreślić swój udział, w miarę możliwości nie kłamać (bo przecież bram miasta „pilnowała” ćma, sama bramą będąc, a zabrzmiało to niemalże tak, jakby dziewczynka miała okazję się z nią zmierzyć), a jednocześnie trochę przesadzać. W końcu obietnica nagrody robiła swoje. Ciel "starała się" teraz z pełni na nią "zasłużyć", więc siłą rzeczy nie mogła przecież pominąć swojego 'olbrzymiego' udziału w całej tej akcji. I tak streściła zgrabnie całe zdarzenie, pomijając takie przyziemne szczegóły jak kradzież, no bo przecież akurat ten element nie każdemu mógł przypaść do gustu!
Tak się w pewności siebie zapamiętała, że aż zerknęła przez ramię w kierunku lodów. I jakby trochę zwolniła krok, starając się zlokalizować przysmak na horyzoncie. Było nie było, głód dawał się we znaki. Porządnie. Szczególnie teraz, kiedy największe emocje opadły i już nie trzeba się było stresować tym, w jaki sposób przekazać to, co ma się do przekazania.

Anonymous - 1 Lipiec 2012, 12:43

Agnes co prawda na organizowaniu balów się nie znała, więc nie wiedziała, czy można było zorganizować jeszcze lepszy, czy może już nie, ale mogła stwierdzić, że jej się podobało. Zapewne gdyby nie to, że była straszne zdenerwowana, doceniłaby każdy szczegół. A tak pewnie wiele jej umykało. Mimo to według niej bal był świetny i postanowiła, że może przyjdzie na następny, jeśli kiedyś się odbędzie.
-Dziękuję.-Odpowiedziała, dziękując zarówno za pochwałę, jak i za to, że pomógł jej opanować taniec. Co z tego, że był on dość łatwy. Dla Agnes, która czasem potrafiła potknąć się na równej drodze, wszystko było wyzwaniem. Pomijając to, że kiedyś ktoś stwierdził, że chodzi jak rolnik. Naprawdę, musiała coś ze sobą zrobić, żeby przestać swoją postawą i chodzeniem przypominać jaskiniowca.
Kiedy Alvaro nagle spojrzał jej w oczy, zaczęła szybko mrugać. W ogóle się tego nie spodziewała, a przecież powinna. W głowie zabrzmiały słowa jej ojca, który kiedyś próbował uczyć ją tańczyć: 'Zawsze patrz na partnera'. Jak mogła o tym zapomnieć! W każdym razie odchrząknęła i poczekała, aż białowłosy przestanie się rozglądać, po czym zaczęła mówić.
-[b]A, ta. Wiem o którą chodzi, miała bardzo ładną sukienkę. Ona chyba poszła gdzieś z tą dziewczyną, która stała obok niej, ale nie jestem pewna. Możliwe, że jest człowiekiem, my się tu trochę gubimy, bo ta Kraina jest niesamowita. Pomijając już to, że jej istnienie wydaje się zupełnie niemożliwe.-Powiedziała z zachrypniętym głosem i odchrząknęła. Głupie nerwy.

Anonymous - 2 Lipiec 2012, 12:38

Orkiestra grała jeszcze przez parę chwil, ale każdy utwór jest skazany w pewnym momencie na koniec. Walc spotkał się ze swoim parę minut po tym, jak Agnes skomentowała fakt istnienia Krainy Luster. Teoretycznie dla istot z niej, ludzie też nie powinni w ogóle istnieć. Wygląda na to, że mamy jakieś powiązanie. Białowłosy ukłonił się nisko swej partnerce kiedy skończyli tańczyć i odprowadził ją do miejsca, gdzie ostatnio siedziała, samemu spoczywając obok. Sami kelnerzy z różnymi malinowymi wytworami w ogóle go nie interesowali. Może kiedy zaczną nosić coś mniej słodkiego, wtedy kupią sobie zainteresowanie panicza de Averse. Póki co, białowłosy był bardziej skupiony na panience Fleur, tak, jak powinno być przez cały bal. Oczywistym faktem jest to, że postąpił trochę nietaktownie zostawiając ją samą sobie na rzecz gospodarza, jednakże jego motywy zawsze miały jakieś usprawiedliwienie, nie ważne co kto sobie myślał. Teraz przyszła bardziej nudna część, kiedy należało spokojnie czekać na rozpoczęcie przedstawienia. Zajmie to jednak pewnie jeszcze dużo czasu, gdyż na scenie nie było widać nikogo, kto by przygotowywał ją do jakiegoś występu. A szkoda, bo rogacz bardzo chętnie zająłby się wreszcie czymś niecodziennym.
- Cóż, jeśli miałbym zwracać uwagę na gapowatość i zagubienie istot w tym świecie, stwierdziłbym że połowa Kapeluszników i Dachowców to ludzie pochodzący z waszego świata. - powiedział Alvaro, znów poruszając wcześniejszy temat. Rzeczywiście, Dachowcy byli często dosyć zagubieni nawet we własnych domach, może z powodu zbytniego lenistwa, aby cokolwiek zapamiętać. Kapelusznicy zaś, chociaż nie wszyscy, zdawali się być istotami na tyle ekscentrycznymi, że gapowatość wydawała się najnowszym krzykiem mody dla nich i dla całej reszty "Lustrzaków". Trochę to dziwny tok myślenia, ale co poradzić?

Soph - 2 Lipiec 2012, 20:07

Tłum w sali balowej był tak wielki, iż Sophie sądziła, że nie znajdzie już panienki, gdy ta tak po prostu zniknęła, jakby wessana przez pary tańczące na parkiecie.

Pewnie mogłaby się jej zwyczajnie pokazać i spędziłyby mniej lub bardziej miło resztę czasu, w zależności od tego, czy panience Irvette poprawił się już humor. Raz, że była zła na rodziców o ten raut, a dwa, na nią, że dwa dni wcześniej odnalazła ją podczas jednego z jej samotnych wypadów, pomimo że panienka bardzo się starała, by wykradania z pokoju nie było słychać.
Sophie nawet nie zaczęła się zastanawiać, czy Irvette przestanie ją kiedyś traktować jak żandarma. Miłego sobie, ale zawsze żandarma, który ma za zadanie pilnować jej osoby. To byłoby bezcelowe. Zbyt wiele razy roztrząsała już ten problem.
A przecież nigdy nie zdradziła panienki przed rodzicami. Zawsze znajdowała ją w którejś z niebezpiecznych uliczek, zazwyczaj wyciągała z kłopotów, a później rzucały sobie porozumiewawcze spojrzenia ponad głowami państwa La Corix, gdy w końcu pojawiali się po wielomiesięcznej nieobecności i pytali, co słychać u ich kochanej córeczki.
Więc kiedy rodzice Irvette stwierdzili, że ktoś jednak powinien mieć oko na wyraźnie niezadowoloną córeczkę, Sophie zdecydowanie wybrała bezpieczniejszą opcję numer 2: nie pokazuj się Irvette na oczy.

Nieważne. W tej chwili liczy się panienka. Której nigdzie nie widać.
Sophie przesunęła się wzdłuż ściany wgłąb pomieszczenia.
Szłoby jej pewnie sprawniej, gdyby nie szeroki klosz spódnicy. Osobiście dziewczyna wolałaby coś tylko do kolan, ale bal to bal, więc aktualnie raz po raz potykała się o rąbek białej sukni. Równie biały, odcięty w pasie stan był wyszywany zielenią, różem i purpurą w delikatne lilie i mocowany na karku na zatrzaski, oględnie wyglądał wiec niczym top na szyję. Całości dopełniały nieodłączny gwizdek przy prawym uchu oraz kremowa torebeczka na łańcuszku, pasująca kolorem do pantofli.

Przyszła tu całkowicie nieuzbrojona i czuła się po prostu goło. I jeszcze bezbronnie, choć wcale przecież tak nie było. A może po prostu brakowało jej uspokajającego dotyku stali.
Stwierdziła jednak, że skoro bal odbywa z konkretnych powodów, a zaproszeni goście proszeni są o przybycie w strojach wieczorowych i ogólnie ma być niezwykle wystawnie i dostojnie, gospodarz pewnie będzie patrzył krzywo na tych, którzy pojawią się odziani w sukienkę i kaburę podramienną. I choć mania szeptała cichutko do ucha, że przecież firestar by się i do tak malutkiej torebki zmieścił, przezwyciężyła paranoję i zostawiła wszystkie zabawki w domu.

Będąc w połowie sali, była już w stanie, dzięki znienawidzonemu wzrostowi, obserwować prawie wszystkich gości. Szczęśliwie, mignęła jej gdzieś w okolicach wejść na balkony niecodzienna tu parasolka oraz blond główka.
Powiedzieć, że Sophie odetchnęła to byłoby za mało. Olać państwo La Corix, to ona sama nie przebaczyłaby sobie, gdyby panience coś się stało. A w takim tłumie ludzi nigdy nic nie wiadomo, szczególnie, że Irvette miała niezwykły talent do pojawiania się w miejscach, w których właśnie miało się zrobić gorąco.

Dziewczyna przesunęła się jeszcze bardziej w bok, tak, by widzieć dobrze przeciwległą ścianę.
A gdy zauważyła, że na balkonie oprócz panienki jest też też drugi cień, zdrętwiała. Gdyby nie śledziła wzrokiem Irvette, nawet by się nie domyśliła, że ktoś tam przebywa. Już miała ruszyć w tamtym kierunku, gdy do głowy przyszedł jej inny, dużo lepszy pod wszystkimi względami, pomysł.
Skupiła się na powietrzu na balkonie. Precyzując, na powietrzu na balkonie wokół obu postaci. Pociągnęła go delikatnie ku sobie, tak, by nawet wyćwiczona Irvette uznała to tylko, jeśli już, za prawdopodobny przeciąg.
Ciała ludzi będących "w stanie gotowości" wydzielają dużo ciepła; powoduje to adrenalina, bycie gotowym do walki lub ucieczki, itp. To powietrze było takie, jakie powinno być: zimne, rześkie. Prawdę mówiąc, Sophie sama chciałaby się tam znaleźć, bo wewnątrz z powodu ogromu ludzi robiło się coraz duszniej. Ta dwójka nie miała jednak jak na razie wobec siebie złych zamiarów. Sophie miała nadzieję, że to po prostu nowo zawarta znajomość panienki.

Znalazła sobie miejsce w drugim rzędzie wyścielanych krzeseł, gdzie rzeczony balkon było widać idealnie, a sama była zasłonięta przez dużą ilość przechadzających się gości. Wzięła od kelnera koktajl malinowy i przybrała pogodny wyraz twarzy, żeby komuś nie przyszło przypadkiem do głowy zainteresować się, dlaczego nie czuje się dobrze na tym, ach, jak bardzo, bogatym i ciekawym przyjęciu.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group