Anastasia - 2 Styczeń 2015, 23:13 Jakie szczęście miała Hebi, że dziewczyna nie zaczęła przypadkiem wypytywać o jej dziwne nawyki w mowie. Znaczy dla samej kotki to było normalne i naturalne, tak samo jak posiadane przez nią ogona oraz uszu, jednak nad tym trudno było jej zapanować, przez co skutki mogły okazać się tragiczne. No właśnie! Nya nie udało jej się zamaskować, a co z resztą?! W przerażeniu złapała się za głowę i rozejrzała po sobie. Uf, wszystko szczelnie ukrtye, można przestać panikować, a skupić się na tym co istotne w tym momencie, czyli latarce.
- T-Tak, gdzieś tutaj. Ale sama reszty nie zauważyłam.
Dobrze, że to Ymel zabrała się za poszukiwania baterii. Przytulanka może i miała dobry wzrok, ale nie oszukujmy się - w takim mroku i to jeszcze nie za bardzo wiedząc czego wyglądać była bez szans. A tamta chociaż mogła uczynić pożytek ze swojej nowej mocy.
Przy przeszukiwaniu kolejnego miejsca zaczynała tracić nadzieję, że się uda i przede wszystkim w to, że ten napis oraz jej tok myślenia cokolwiek dadzą. Może to kolejny głupi żart? Ciekawe co powiedzą inni ludzie widząc tą tutaj Ymel z dwiema latarkami w gałkach ocznych! Wspaniale, gdyby zechciała pójść do Krainy Luster, tam przecież nikogo nie zdziwi taki widok, a Hebi zyskałaby kogoś znajomego, kogo mogłaby wprowadzić w tamten świat. Sama doskonale wiedziała jak ciężko jest nie mając nikogo obok wśród tylu różnorodnych magicznych stworzeń. Chociaż... Nie, ta dziewczyna zbyt mocno ją przerażała, nawet pod niby niepozorną postacią człowieka. Wahania nastrojów to zdecydowanie za dużo.
Prawie podskoczyła z miejsca i w porę zorientowała się, że nie musi stroszyć się niczym zagrożony zwierz. Wykrzyknęte słowo nastolatki wyraźnie, wręcz dobitnie dotarło do jej uszu. Wsadziła baterie i co...? Taaaak! Udało się.
- Twoje oczy już nie świecą, nya! Jednak napis nie kłamał, choć zaczynałam mieć mieszane uczucia. - Wtedy też dookoła zapadł ponownie mrok, oczy Ymel już nie oświetlały ich niewielkiej przestrzeni, a wzrok powoli się do tego przyzwyczajał. Tak, dopóki znów nie buchnęło w nie światło, tym razem latarki. Oczy, zaraz mi tu zwariujecie!
- Nie ma za co, cieszę się, że mogłam jakoś pomóc, a przede wszystkim, że w ogóle się udało. - Uśmiechnęła się szeroko szczerząc ząbki, dokładnie te, których miała zwiększoną liczbę. To znaczy normalną dla kota.
Czy to był ten moment, kiedy powinna zapaść niezręcznia cisza? Hebi miała wiele pytań jakie chciała zadać dziewczynie, lecz nie wiedziała jakiej reakcji może się spodziewać, a po tym co zostało tu dziś zaprezentowane wolała trzymać się bezpieczniejszych tematów i także ewakuować się przy nadarzającej się okazji.
- Dość ciekawy początek znajomości. Często tu się zdarza coś takiego? Swoją drogą to zastanawiające skąd wziął się tutaj magiczny przedmiot. - No przecież musiało go podrzucić coś równie magicznego lub ktoś, kto takowe miejsce odwiedził. Głupia! Po co było zaczynać ten temat, niech Ymel tylko w to nie wnika lub z typowym podejściem laika to odbierze.Anonymous - 6 Styczeń 2015, 18:04 Nya?
- Nya?
Faktycznie się nie przesłyszała! Kobieta mówiła co jakiś czas bardzo wyraziste i charakterystyczne "nya". I zachowywała się tak... Naturalnie. Jakby to wszystko było normalne. Normalne. Cholera, faktycznie pomyślała, że cokolwiek w ogóle może być normalne? Przecież normalność zależy tylko od punktu widzenia. Więc może faktycznie to wszystko było dla niej normalne...?
Popatrzyła na dziewczynę wciąż mając twarz rozpromienioną szczęściem. Coś pokroju uśmiechu czaiło się w jej oczach i na wargach, choć kąciki tylko lekko wyginały się ku górze. Zdziwienie wygrywało w tej rundzie konkurs na najsilniejsze uczucie. Niepewność była tuż za nim, a na trzecim miejscu plasowało się skołowanie. Szczęście skakało wkoło podium próbując kogoś z niego zrzucić, ale niezbyt mu szło.
- Zaraz, magiczny przedmiot? Nie, nigdy nic się takiego nie dzieje i jest to absolutnie całkowicie coś nowego. I dlaczego miauczysz? I omatkotymoja czy ty masz kocie zęby? - wypluła z siebie słowa wyłączając już mózg totalnie. Zwarcie. Przegrzanie systemu. Może by tak zdjąć z jeden kaptur i ochłodzić głowę?
A jednak spostrzegawczość działała. Jak na kociego maniaka przystało te długie, wąskie ząbki w pierwszej chwili właśnie z kocimi jej się skojarzyły. Co prawda koty się nie uśmiechają, ale jej się czasami zdarzało próbować po zębach ocenić wiek kota... Heh... Wiem, tak bardzo maniaczy koty, że to aż dziwne, no ale.
No i to nie tak, że chciała ją oślepić celując jej latarką w twarz. Tak tylko skierowała ją w jej stronę chcąc widzieć lepiej jej twarz. To, że później zastygła w zdziwieniu to taki tam nieistotny szczegół...Anastasia - 6 Styczeń 2015, 20:20 Nya? Ale o co jej chodziło? Hebi naprawdę chwilę musiała się zastanowić nim uświadomiła sobie, że to właśnie o jej nya chodzi! Momentalnie spojrzała na dziewczynę wielkimi, przerażonymi oczami, a dłońmi w mig zatkała swoje usta, zapewne dość dziwnie w tej sytuacji wyglądając – jak przyłapana na złym uczynku, przecież Ymel nie zdarzało się tak mówić, a kotce dość często. Znaczy, że poległa i nie udało jej się w pełni nad tym zapanować. Choć, gdyby zareagowała naturalnie twierdząc, że ma tak w zwyczaju i bardzo jej się ten nawyk podoba, nie byłoby w tym nic podejrzanego. Jak zwykle zaczyna myśleć, analizować oraz szukać najlepszego rozwiązania po zaistnieniu zdarzenia.
Co teraz? Na czym w następnej kolejności się potknie? Z jej szczęściem nie będzie trzeba długo tego wyczekiwać.
Och, no i proszę. Zbyt naturalnie podeszła do kwestii magicznego przedmiotu. Zdolności aktorskich chyba nie posiadała, więc czy udawanie równie zdziwionej i przerażonej by coś dało? Wtedy obie by jeszcze postradały zmysły, ktoś musiał podejść do tego w spokoju. Padło na Hebi, a że magia nie była jej obca swoją drogą. Seria popełnionych zbrodni się powiększa, ani patrzy maleć! Ratunku też znikąd zapewne nie otrzyma. Zęby? Śmiać też się nie mogła? Jakie to życie wśród Ludzi musiałoby być uciążliwe. Zastanawiało ją także w jaki sposób te wszystkie istoty, które z Krainy Luster pochodziły, bez problemu się ukrywały.
Uśmiech zrzedł, czuła się za bardzo otoczona przez każdą swoją kocią cechę i nijak nie dało się ich chować, a same jeszcze jakby robiły jej na złość i światu się ukazywały. Myśl, myśl, myśl. Raz zanim palniesz coś głupiego, nya!
- Nooo normalnym on przecież nie był, tak sądzę. Miauczę? Kocie zęby? – Nya. - Ymel, na pewno już wróciłaś do siebie? Może to przez to uderzenie masz majaki? – O tak, zdecydowanie jedno z lepszych rozwiązań. Wmów jej, że to nieprawda! Że coś sobie wymyśla przez ten guz na czole!
Jednak z przezorności, dla własnego bezpieczeństwa odsunęła się w tył o kilka kroków. O jeden za dużo, zapominając, że zaraz za nią znajduje się ten przeklęty murek, po raz kolejny dowodząc, że lawina nieszczęść jeszcze się nie zakończyła, a wesoło bawi jej kosztem. Co tam się przejmować Dachowcem. Murek, jak to murek, ustąpić miejsca nie chciał, jednak okazał się być bardzo pomocnym przy przewracaniu. Oczywiście przewracaniu się Hebi. Bo teraz oto robiąc salto w tył leżała lub raczej stała na czworaka na ziemi po drugiej stronie przeszkody tym razem nie zaliczając bolesnego upadku, jak jeszcze kilka... naście? dziesiąt? minut temu. Jej długie, białe kosmyki włosów teraz swobodnie ułożyły się na plecach dziewczyny, wreszcie mogąc odetchnąć świeżym powietrzem.
W panice podniosła się do pionu, od pierwszej chwili, gdy postanowiła obrócić się w powietrzu wiedziała, że będzie to fatalnym rozwiązaniem. Bo jeśli mowa o kapturze, to kotka go z głowy właśnie sama się pozbawiła w efekcie nieprzemyślenia. Ładnie, teraz już nijak się nie wytłumaczy. Zostać, czy też uciec... Na wszelki wypadek gotowa była do szybkiego odskoku, mięśnie spięły się w stresie, jednak miała nadzieję, że wspomogą ją w biegu.Anonymous - 13 Styczeń 2015, 21:12 Uderzenie i majaki? Hmm... Możliwe. Ale biorąc pod uwagę wszelakie jej wcześniejsze zachowania i wszystko co jej się do tej pory zdarzyło... Może widziała to, co chciała widzieć? W końcu wiedziała, że nie powinna ufać swojemu wzrokowi, on lubi płatać figle. Ale co innego słuch. Szczególnie już pozbawiony słuchawek. Lubiła mu ufać, był mniej zniszczony niż biedne, zaszklone oczy. Wyraźnie słyszała nya.
Białowłosa była gorszym kłamcą niż Ymel, a to już sporo wyróżnienie.
Znowu zaczęło w niej buzować. Bardzo, bardzo nie lubiła jak coś szło nie po jej myśli. A ten wieczór w ogóle był jej cały wspak i na opak i nie tak jak być powinien. A jaki być powinien? No, ten teges... Zwyczajny? Um, to może jednak zostańmy przy pełnym wrażeń dziwnym wyczynie z latarką i kotowatym człowiekiem.
- Kotołak - jedno słowo, tysiące uczuć i myśli. Ach, jakby chciała. Być, mieć, przyjaźnić się - cokolwiek, ale kotołak. To słowo niosło z sobą tyle pozytywizmów, że to aż u niej dziwne. Ale w tym momencie zabrzmiało ostro i dobitnie, szczególnie, że chwilę później kotołaczka się wywróciła. - Nie umiesz szybko myśleć - dodała już łagodniej, ani drgnąc w jej kierunku. Nie miała w zwyczaju pomagać tym, którzy choćby próbowali zranić ją słowami.
- Ale skoro już się tak przestraszyłaś mojej spostrzegawczości to możesz sobie iść. Nie zaprzepaść tej wspaniałomyślności z strony swojej Królowej - powiedziała kucając.
A to co, rozdwojenie jaźni? A może nagły napad odwagi? To coś, co ona osobiście nazwie za chwilę mówię zanim pomyślę po czym zacznie sobie wyrzucać jaka jest głupia i co innego mogła powiedzieć. Tudzież nagle wcieliła się w tą prawdziwą Ymel, czyli Królową Zombie... Ale nie oszukujmy się, gdyby potrafiła to zrobić to robiłaby to o wiele, wiele częściej.
No chyba, że to pierwsza udana próba. Tak też może być. C'nie?Anastasia - 13 Styczeń 2015, 22:04 Nic się nie udało. Nie tak to miało wyglądać. Dlaczego Ymel w mgnieniu oka znów stała się inną osobą? Przecież nie miała złych zamiarów, w przeciwnym razie dawno już by mogła użyć swoich mocy, czy też znacznie wcześniej pokazać obecnie zauważone kocie cechy. Ale jak zwykle, by tradycji spotkań stało się za dość, coś na sam koniec, jakiś mały zły diabełek, musiał namieszać dookoła. By z miłego wstępu i ciekawego rozwinięcia doszło do całkowitej porażki.
Ale jednego była całkowicie pewna - tej dziewczyny tak łatwo z pamięci nie wymaże. Mimo wszystko. Ciekawa, zapadająca głęboko, strasznie mieszająca w głowie osobowość. Kto wie czy nie dane będzie im się jeszcze spotkać?
Cóż, teraz, chwilę po opadnięciu emocji, obwiniała za wszystko szok i przerażenie. Nie dość, że świecące oczy, to jeszcze Dachowiec. To tylko utwierdzało Hebi w przekonaniu, że nowopoznana była zwykłym człowiekiem, który o istotach i świecie magicznym miał blade, bądź też żadne pojęcie. Przyjęła do wiadomości wszystko, co Ymel do niej mówiła, każdą emocję zaakceptowała bez najmniejszego drgnięcia brwi. Sama też już nie chciała tłumaczyć się wyssanymi z palca kłamstwami, bo jak widać i one nie skutkowały.
- Było mi naprawdę miło cię poznać, Ymel. Życzę ci wszystkiego, co dobre. I obym jeszcze kiedyś mogła cię spotkać. Kto wie, czy któregoś dnia nasze spotkanie nie będzie normalniejsze, nya. Do zobaczenia. - Znów uśmiechnęła się szeroko, a uszy już bez utrudnienia wesoło sterczały na jej głowie. Wszystko, co powiedziała było szczere i płynęło z jej wnętrza. Ale na pewno nie ma żadnego wpływu na to, jak Ymel te słowa odbierze. Czy uzna całe spotkanie za dobry żart, czy może zły sen - nie wiedziała.
Nie zwlekała dłużej, nie chciała się narażać, dlatego w mgnieniu oka uśmiech z twarzy zniknął, a Hebi odskoczyła i pognała jak najdalej od Ymel. Tyle po znajomości zostało. Garstka mieszanych uczuć. Jednak z każdym skokiem dalej, robiło jej się lżej. Ludzkie powietrze było takie inne.
ztAnonymous - 14 Styczeń 2015, 15:37 Uśmiechnęła się pod nosem słysząc te słowa i spoglądając na odcinające się od gęstniejącej czerni białe uszy. Tak, uszy. Wredna kłamczyni. Kotołaczka. Bolesna istota.
Czyli faktycznie, miała dobrą spostrzegawczość pomimo takiego skołowania... Choć w sumie... Biorąc pod uwagę, że tak późno skapnęła się, że jej oczy świecą, to raczej można by powiedzieć, że miała spostrzegawczość wybiórczą - widziała to, co chciała widzieć. A tym co chciała widzieć były koty...
Czy to tylko kolejny z tych pięknych snów? Choć w sumie w tych pięknych snach miała lepsze ciało, umiejętności i w ogóle krew się lała ale z jej wrogów, a nie z czoła. Znaczy tutaj nie polała się wcale, więc to raczej nie sen... To bolesna rzeczywistość, w której kucała trzymając cholerną latarkę i z trudem powstrzymywała się przed płaczem.
Żałosna.
Zacisnęła mocno ręce na latarce i podniosła się z ziemi. Przecież nie będzie płakać w takim miejscu. Pójdzie sobie spokojnie do domu i odpokutuje głupie słowa godzinką łkania w poduszkę albo czymś w ten deseń... Tsaa... A przy dobrych wiatrach przejdzie jej zanim dojdzie do domu.
Wcisnęła latarkę do kieszeni i włożyła słuchawki do uszu. Włączyła "Echo" Gumi i zaczęła się oddalać od tego piekielnego placu zabaw, który zdążył utracić swój urok.
Rytmiczna melodia, rytmiczny krok, pieczące oczy i odbijająca się w głowie myśl "magia istnieje" towarzyszył jej aż do powrotu do domu.
//ztAnonymous - 19 Marzec 2015, 10:46 Dementia jak zwykle włóczyła się po obrzeżach miasta. Wolała przebywać raczej tutaj, aniżeli w tych tłocznych miejscach. Przyczyna była bardzo prosta - nie oszukujmy się, gdyby wyglądając w taki sposób, w jaki nasza bohaterka wygląda, przeszła się po ludnych ulicach miasteczka, cóż... Wywołało by to zapewne wiele kontrowersji. Nie wspominając nawet o tym, że zapewne Moria bardzo prędko zwróciłaby na nią uwagę, choć bez wątpienia o tym drugim aspekcie Dementia nie miała zielonego pojęcia, tak beztrosko sobie żyła, ot co. Zdarzyło jej się zawędrować na ten opuszczony plac zabaw. Idealnie - przemknęło jej przez myśl. Na wstępie trzeba zaznaczyć, że obecnie znajdowała się w całkiem znośnym nastroju, w zasadzie była obecnie raczej nieszkodliwa. Plac zabaw kojarzył się jej zdecydowanie miło, w związku z czym bez oporów i nie lękając się, że spotka ją coś złego, podeszła do zardzewiałych huśtawek. Co prawda jedna była zerwana, ale druga cieszyła się za to doskonałym zdrowiem. Dzień był piękny, choć w zasadzie dość chłodny. Jednakowoż nasza bohaterka nie odczuwała tego, mimo znaczących braków w garderobie. Usiadła na jeszcze działającej, choć niemiłosiernie zgrzytającej huśtawce i postanowiła rozhuśtać się tak mocno, jak tylko mogła. Gdy tylko udawała jej się ta czynność, zeskakiwała na ziemię, ciesząc się jak dzieciak. Jednak przy którymś zeskoku, z kieszeni wypadła jej ulubiona talia kart do tarota. Przeklinając pod nosem (umówmy się, przekleństwa w jej infantylnym wykonaniu to coś w rodzaju "motyla noga"), zaczęła pogoń za nieszczęsnymi kartami, które niesione wiatrem postanowiły zrobić sobie wycieczkę po całym placu zabaw.Anonymous - 21 Marzec 2015, 23:39 Po wyjściu z rezydencji Wilka, Tunrida nie była w zbyt dobrym humorze. Nie udało jej się załatwić tego, po co tam w sumie przyszła, a na dodatek Madness zaczął budzić się w jej głowie... Mrucząc pod nosem przekleństwa, poprawiła ramoneskę i wcisnęła dłonie do kieszeni spodni, idąc przed siebie bez celu. Nie miała bladego pojęcia gdzie może się udać... Nie miała tu również żadnych znajomych (a przynajmniej nadal tak uważała), a więc i żadnego miejsca, w którym mogłaby spotkać jakąś znajomą duszę. I choć zawsze stroniła od towarzystwa, tak teraz naprawdę go potrzebowała. Byle kogo. Mógł to być nawet Kapelusznik na wiecznym, nieznośnym haju - naprawdę i takim by nie pogardziła! Samotność coraz bardziej zaczynała jej doskwierać, a nieumiejętność prowadzenia rozmów i nawiązywania kontaktów niemal piętnowała Szklaną Pannę.
- Widocznie na to zasłużyłaś, ty tępa krowo! - zapiał z zachwytu Madness, na co Tunrida skrzywiła się z niesmakiem. Nie odpowiedziała mu, dalej brnąc przed siebie, niczym czołg. Każdego przechodnia obrzucała niemiłym spojrzeniem, na co ten pierzchnął przed nią z uczuciem niepokoju. Westchnęła ciężko, niczym cierpiętnica. Nadal nie rozumiała, że taka postawa zwyczajnie odstraszała ludzi zamiast przyciągać ich do dziewczyny, tudzież skłaniać do jakiejkolwiek rozmowy. Nie pojmowała wielu rzeczy, o których zwyczajnie zapomniała przez te wszystkie lata. Kiedyś była inna... Ale to było kiedyś.
W swoim roztargnieniu, dotarła aż do opuszczonego placu zabaw, do którego zawitała jakiś czas temu. Nie zwracała uwagi na to czy w pobliżu ktoś się znajduje, pogrążając się w coraz bardziej ponurych myślach. Kiedy jednak kątem oka dostrzegła frunącą w jej kierunku kartę, zmarszczyła brwi i pochwyciła ją sprawnie w palce, oglądając uważnie. Na papierze widniał obrazek jakiegoś koła, przypominającego trochę koło fortuny, co miało się okazać całkiem trafnym spostrzeżeniem. Tunrida nie znała się na tarocie, toteż takie cudeńko całkiem ją zaciekawiło. Rozejrzała się dookoła, dostrzegając w końcu młodą dziewczynę, która goniła resztę rozwianych przez wiatr kart. Spięła się mimowolnie, nie ruszając jednak z miejsca ani o milimetr. Oto towarzystwo, którego chciała - czemu tylko sparaliżował ją strach przed jakimkolwiek kontaktem, a zwłaszcza przed rozmową?Anonymous - 22 Marzec 2015, 10:15 Nieco poddenerwowana Dementia kontynuowała pogoń za kartami, jeszcze nie wiedząc, że ma towarzystwo. Jako że dziewczyna żyła (w sumie już nie żyła, ale to taki drobny szczegół) w przeświadczeniu, że skoro wydaje jej się, że nikt jej nie widzi to tak jest w istocie, prędzej czy później musiałaby ją spotkać przykra niespodzianka, bowiem Tunrida widziała ją za pewne aż nadto dobrze. I tak należał się jej medal za to, że nie zwiała widząc białej wariatki bez butów goniącej karty. Właściwie sugerowało to, że jest istotą magiczną, bowiem żyjący dość beztrosko człowiek raczej zwiałby czym prędzej nie omieszkując sfotografować jej z każdej strony żeby umieścić pełnego emocji posta na forum paranormalnym, gdzie zapewne i tak udowodniono by mu, że zdjęcie jest przerobione. Ale nieważne. W końcu Dementii udało się zebrać wszystkie karty. Przeliczyła je i zmarszczyła czoło. Cóż, jednak nie. Rozejrzała się badawczo z przymrużonymi oczami. Oto jest i karta! Ale zaraz, zaraz. Karta była, a owszem, ale w obcych rękach. Dziewczyna zamarła, wpatrując się w obcą osobę. Nie poruszyła się, nie mrugnęła nawet. Tylko patrzyła. Długo, bo chyba z dobre 3 minuty. W międzyczasie w jej umyśle rozgorzała walka pomiędzy dwoma armiami pozytywnych i negatywnych myśli. Trzeba tu nadmienić, że myśli negatywne dotyczyły raczej zniszczenia karty. Dementia w postaci, w jakiej znajdowała się obecnie, nie przyjmowała nawet myśli, że może jej się stać krzywda. Postawa idiotyczna, no ale co zrobisz?
- Witaj! - Wykrzyknęła zmierzając w stronę czarnowłosej dziewczyny. Szła w zasadzie dość pewnym, ale niespiesznym krokiem. Kiedy w końcu zbliżyła się na tyle, by nie być zmuszoną krzyczeć, dodała - Znalazłaś moją kartę, to doprawdy bardzo miło z Twojej strony! - klasnęła w dłonie. Z niepokojem przyjrzała się karcie, czy aby ucieczka wraz z wiatrem nie odcisnęła na niej swojego piętna. Gdy karta wydała jej się być w porządku, spojrzała z kolei na rozmówczynię. Z bliska dostrzegła więcej szczegółów, na przykład niesamowity kolor oczu.
- Czy aby jest pani wygodnie w tym kapeluszu? - zapytała po chwili głosem pełnym troski. To było naprawdę miłe, że w końcu mogła porozmawiać z kimś, kto nie ucieka na jej widok. W każdym razie, jeszcze nie ucieka. Dem w takiej postaci jak teraz była wyjątkowo przyjazną istotą, osobną kwestią było jednak to, że zdecydowanie na taką nie wyglądała. No cóż, pozory jednak mylą.Anonymous - 22 Marzec 2015, 21:08 Korzystając z chwili, kiedy dziewczyna jeszcze nie zorientowała się o obecności Tunridy, Szklana Panna przyjrzała się nieznajomej nieco bardziej wnikliwie, analizując każdy jej najdrobniejszy ruch. Była typem obserwatora, toteż niech nie zdziwi nikogo fakt, że Tun wlepiała w białowłosą jasne tęczówki, jak gdyby chciała przewiercić ją wzrokiem na wylot. Mogło to wydawać się niemal brakiem kultury z jej strony... Lecz i o tym Tunrida nie zdawała sobie sprawy uznając, że "ona po prostu tak ma i nie jest to nic złego". Cóż, miała dość spaczone rozumienie zasad savoir-vivre'u, dlatego nie przejmowała się zanadto swoim niemal nachalnym spojrzeniem. Ponadto, dlaczego miałaby przed dziewczyną uciekać? Spotykała się raczej z zupełnie odwrotnym przypadkiem, w którym to Tunrida była "sprawczynią całego zła", a przede wszystkim popłochu. Widok bosej - A to co za nowa moda? - białowłosej nieznajomej nie był niczym szczególnym, nie dla Szklanej Panny. Widywało się gorsze rzeczy, zwłaszcza TAM...
Zmrużyła nieznacznie oczy, kiedy ich spojrzenia się skontrowały, a dziewczyna zamarła bez ruchu na dobre minuty. Jeszcze chwila, jeszcze trochę, a niechybnie odwróci się i pogna w swoją stronę, jak gdyby w ogóle nie zauważyła Tunridy... Jakież było więc zdziwienie Szklanki, kiedy ta podeszła do niej, w dodatku się witając! Brwi podjechały jej mimowolnie w górę w akcie zdziwienia, nie spuszczając wzroku z twarzyczki dziewczyny, której teraz i ona mogła się bliżej przyjrzeć. Ktoś tu coś mówił o oczach? Czarne białka... Zamrugała szybko na wzmiankę o znalezionej karcie, na którą przeniosła wzrok, jak gdyby zauważyła ją dopiero teraz.
- A... To nic takiego... - odpowiedziała cicho, niepewnie, przyglądając się obrazkowi na papierze. - Co to za dziwne karty? - spytała szybciej niż pomyślała, aby ugryźć się w język. Były dziwne i niespotykane, przede wszystkim większe od tych zwykłych "do pasjansa" i z niesamowitymi malunkami, różniącymi się od tych przedstawiających piki czy trefle. Wyciągnęła wolno dłoń z kartą ku białowłosej, aby w końcu ją oddać, znów bezwiednie zatrzymując wzrok na twarzy rozmówczyni.
- Czy aby tobie jest wygodnie chodzić boso? - skontrowała pytanie, zerkając szybko na stopy dziewczyny. No cóż, jakby nie było, przebywały w świecie ludzi, gdzie panowała teraz niezbyt przyjemna, chłodna temperatura, a ziemia nadal pozostawała zamarznięta po zimie. Z Tunridą było zgoła inaczej, gdyż ona nie odczuwała chłodu tak wnikliwie jak inni, a nawet sama roztaczała taką aurę.
- A kapelusz... Tak, jest wygodny. - dodała po chwili, jak gdyby teraz przypominając sobie o pytaniu, które jej zadano. Krótko, rzeczowo i na temat - oto umiejętność rozmów Tunridy czy raczej, jej brak.
***
Młódka jednak jej nie odpowiedziała, toteż Tun oddała jej kartę i oddaliła się w bliżej nieznane miejsce.
[z/t]
Miesiąc czekania to trochę długo... Dlatego uciekam z tematu.