To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Morze Łez - Przybrzeżny las

Iskra - 16 Październik 2014, 15:13

Gdyby mogła zwalić całą zaistniałą sytuację na jakieś prochy, albo alkohol, albo choć na akuratną, dziwną, odurzającą właściwość tego właśnie miejsca w Krainie, byłaby przeszczęśliwa. Bo to, co wydarzyło się w ciągu mniej niż 24 godzin zaczynało przekraczać jej pojmowanie. A nagła decyzja dziewczątka, że musi już wracać i błyskawiczne użycie Kompasu, bez pomyślenia o konsekwencjach czy zagrożeniach - wszak Eva widziała tylko osłabione, krwawiące dziecko, którym w zasadzie obecnie była - przychyliła szalę. Gdyby miała siły, natychmiast wróciłaby do baru, z którego wyciągnął ją Duma, by zapić wrażenie, że życie wymyka się jej z rąk.
Duma. Nawet jego wspomnienie wywołało jedynie uczucie niepokoju w żołądku, nie zaś paniczną reakcję, którą mogliśmy zaobserwować wcześniej.
Wróci. Zawsze wracał. Niepokorny, upierdliwy, pojawiający się w najbardziej odpowiednich momentach dupek. A teraz choć raz Eva powinna pomartwić się o siebie i o fakt, że jeśli nie wpadnie zaraz w szok pourazowy, to będzie oznaczać, że z jej osobowością jest coś bardzo nie tak. Jeśli zaś popadnie, w samym środku lasu, to będą bardzo, bardzo złe wieści.

Wstała, zesztywniała, podpierając się dłońmi o kolana. Jeśli dziewczyna oznajmiła “mój szpital”, to znaczyło, że wiedziała jak posługiwać się Kompasem oraz, że jakiekolwiek znaczenie miała dla niej wypowiedziana fraza, znajdzie się w odpowiednim do jej stanu miejscu, prawda? Nie powinna czuć się odpowiedzialna za młodą tylko dlatego, że była w wieku Joanne, a ona siostry nie widziała już dość dawno. Nie powinna.
Pierwsze parę kroków na próbę nie przekonałoby nawet maman, że Iskra naprawdę jest w stanie podstawowym, pozwalającym na prowadzenie pojazdów.
Następne, ku linii wody, zostawiały coraz to mniej kręty szlak odcisków drobnych stóp. Jeden rządek z zaznaczonymi palcami i większym wgłębieniem w przedniej części śladu, jakby właścicielka przyzwyczajona była do kroku używanego w balecie; drugi regularny, od Buta-Który-Przeżył. Numer 35. I po cholerę to wtedy chlapnęła? A tak, by w wyjątkowo swoisty sobie - czyli głupi - sposób odwrócić uwagę Dumy od faktu, że na jego poruszającą historię o chłopcu wychowanym przez mafiosa odpowiedziała stosem informacji jakby rodem z arkusza, który wypełnia się przed przyjęciem do szpitala.

Po drodze do brzegu złapała jeszcze, zupełnie o tym nie myśląc, pistolet Moriego i wrzuciła do smętnie zwisającej z ramienia torby. Czuła zupełne odrealnienie; jakby głowę i uszy wypełniała jej ciasno wata, wyciszając wszystkie dźwięki przynajmniej o połowę i powodując, że myśli wewnątrz poruszały się w białym puchu bardzo powoli.
Obmyła twarz i ręce aż po łokcie; lodowata woda trochę ją ocuciła, jednak zmuszała się do nierozmyślania o... tym wszystkim, bo jej psychika chyba by nie zdzierżyła.
Ponownie powoli wstała z klęczek i, modląc się po cichu, by to był dobry kierunek, ruszyła w tam, gdzie jak sądziła znajdzie Karminowe Wrota.

[zt]

Mari - 23 Sierpień 2015, 19:50

Marionette leżała chwile i czekała aż oszołomienie trochę minie. W międzyczasie ominął ją również wrzeszczący tłum.
Gdy tylko doszła trochę do siebie ruszyła powoli za uciekającym złodziejaszkiem. Znalezienie tropu nie było zbyt trudne gdyż co chwila mogła napotkać kogoś z tłumu. Jedni leżący bez sił inni nadal walczący ze sobą. Poza tym wszędzie robili bałagan. Tu porzucali swój balas, tu niszczyli krzaki i deptali roślinki. Szła powoli. Na czterech łapach. Nie wydawała prawie żadnego dźwięku. Czekała aż przestanie jej się kręcić w głowie. Nie podążała dokładnie za tłumem. Szła przez las niedaleko. Tak by przypadkiem jej zbyt szybko nie zauważyli i jednocześnie by nie stracić ich z oczu.
Gdy już poczuła się lepiej przyspieszyła kroku. Biegła ostrożnie starają się jednak jak najbardziej zmniejszyć dystans.
Jeszcze się zataczała ale jakoś udało jej się go zmniejszyć. Na tyle aby widzieć i słyszeć pogoń za szklaną kulką. Tyle jej wystarczyło. Postanowiła ich śledzić. Szukała dobrego momentu aby przyspieszyć i jakoś wyrwać nagle kulkę złodziejowi. Jednak nadal nie mogła się skupić na tyle by to zrobić. Pozostało jej czekać i podążać za swoim celem.

Anonymous - 28 Sierpień 2015, 13:28

Jednak tłum wcale nie podążał w jednym kierunku. Gdy tylko wkroczyli do lasu przekonali się, że nie są w stanie powiedzieć w którą stronę pobiegł osobnik z kulą i rozproszyli się w każdym kierunku. Niektórzy próbowali złapać trop, albo jakoś inaczej wyśledzić osobnika, ale ostatecznie ludzie i nieludzie biegający po lesie w różnych kierunkach, zadeptujący kolejną roślinność, wpadający na siebie i wszczynający bójki, zadeptali i zniszczyli większość tropów.

Nikt już się nie przejmował Marionette, wszyscy mieli za złe mężczyźnie, że wbiegł tutaj, gdzie wszystko było jeszcze ciemniejsze niż na plaży. Po chwili ci, którzy byli w stanie zaczęli ulatniać się z miejsca czując, że nic tu po nich i zdecydowanie im nie wyszło.

Z drzewa, pod którym akuratnie stała Mari wzleciał w powietrze duży ptak wywołując przy tym bardzo duży szum. Ktoś z osobników, którzy jeszcze nie odeszli przeklął siarczyście, mrucząc przy tym coś o patrzeniu w górę.


//Polowanie nieudane, koniec MGowania.

Seamair - 11 Lipiec 2016, 20:10

Avi, choć potrafiły być niekiedy uciążliwie to mimo wszystko stanowiły fantastyczną siatkę informacyjną dla mojej osoby. Dzięki pomocy tych małych kolorowych kuleczek lubujących się w kwiatach wiedziałam niemal o wszystkim, co działo się w Malinowym Lesie oraz poza jego granicami. Ciche i sprytne ptaszyny potrafiły mi przynieść naprawdę ciekawe informacje, choć czasem trzeba było, że wyszukiwać pośród gąszczu plotek, bo to, co ciekawe dla avi nie zawsze ja uważałam za godne zainteresowania. Bo proszę? Co mnie interesuje, że jakaś rogata hrabina zdradza swego męża nie zważając na to, że syn popada w nałogi… Często w zdumienie wprawiał mnie fakt jak bardzo te ptaszki lubią wściubiać dziób w cudze sprawy, jednak miało to dla mnie korzyści, dlatego nie powinnam narzekać. Tak jak teraz dzięki maleńkim bestią dowiedziałam się o tym gdzie znajdę inne stworzenie ich pokroju, które wymagało mojej pomocy.
Ostatnim czasem wzrosła liczba moich zmartwień oraz obowiązków a to przez fakt, że wymorzyła się działalność kłusowniczych kreatur… Już z niejedną z tych szumowin się rozprawiłam, nie jednego zwyrodnialca krew miałam na rękach. Zwykle były to jednak pojedyncze przypadki, teraz było inaczej. Od jakiegoś czasu w Krainie Luster pojawiła się grupa kłusowników, zorganizowana i sprawnie działająca. Nie radziłam już sobie z niszczeniem zastawianych przez nich sideł w kilka niemal sama wpadłam, nie brakowało wiele bym straciła rękę… Co prawda udało mi się zlikwidować kilka członków Czarnych Ostrzy, bo tak nazywano ich grupę. Nazwa adekwatna, ponieważ kłusownicy w swej broni stosowali dziwny rodzaj metalu, który przybierał intensywnie czarną barwę. Już zbyt dobrze znałam ten diabelski metal. Było duże prawdopodobieństwo, że i tym razem mój nowy „pacjent” był ofiarą tych samych szumowin… Teraz jednak czekały mnie poszukiwania, dziwna bestia była widziana w nadmorskim lesie a właściwie tego, co z lasu zostało po katastrofie. Stworzenie, choć ranne mogło jednak się przemieszczać, w końcu, gdy trzeba uciekać to instynkt przejmuje władzę.
Minęła dobra godzina nim udało mi się natrafić na ślady krwi, gdyby nie świadomość tego, że nie wiem, z jaką bestią mam do czynienia zabrałabym inną, wyostrzone zmysły Likyusów na pewno ułatwiłyby mi poszukiwania, teraz jednak nie chciałam narażać nikogo poza samą sobą. Przedzierałam się przez zarośla aż w końcu dotarłam do niewielkiej polany gdzie za pniem drzewa dostrzegłam humanoidalną sylwetkę. Musiałam wychylić się bardziej, aby dostrzec resztę ciała, oraz dziwne i okazałe poroże bestii. Z boku stworzenia sączyła się ciemna krew pochodząca z rany, w której dalej tkwiła strzała, czarna strzała… Stopniowo i cicho podchodziłam bliżej, nie chciałam spłoszyć rannego stworzenie, zmuszać go do wycieńczającej ucieczki. Ku mojemu zdziwieniu bestia poderwała się nagle a tuż przed moimi nogami w ziemię wbił się toporek w całości wykonany z kości. Delikatnie uniosłam ręce do góry i miałam się odezwać, jednak zostałam uprzedzona przez słaby, lecz wyjątkowo melodyjny głos, głos bestii.
+Nie zbliżaj się do mnie… Bo kolejny rzut będzie wymierzony w Twoją głowę.
-Nie chcę zrobić Ci krzywdy. Nie ruszaj się proszę jesteś ranny.
+Phy.. jak bym nie widział… Czekaj! Ty mnie rozumiesz? Mówiłem byś nie podchodziła!
Zrobiłam krok do przodu i było to błędem, co prawda w moją czaszkę nic się nie wbiło jednak czułam że bestia jest bardziej nerwowa. Postanowiłam zrobić coś innego, powoli i ostrożnie przysiadłam na ziemi nie spuszczając oczu z bestii. Była inna, nigdy jeszcze nie spotkałam takiej, czyżbym właśnie spotkała nowy gatunek? Nie pamiętałam żadnej wzmianki o takich bestiach w swoich księgach, będę musiała przejrzeć je wszystkie dokładniej. Moja moc wyraźnie mówiła mi jednak, że z bestią mam do czynienia.
+Tamci też mówili, że nic mi nie zrobią….
-Ale ja nie jestem taka jak tamci. Przyszłam tu żeby Ci pomóc. Proszę pozwól mi. Nie chcę Twojej krzywdy. Pomagam takim jak Ty, a właściwie wszystkim bestią, bo stworzenie takie jak Ty widzę pierwszy raz.
+Ja też… wcześniej nie spotkałem istot wam podobnych, ale z porożem, choć Twoje jest wyjątkowo mizerne. Urośnie jeszcze? I dlaczego chcesz mi pomóc?
Elokwencja, jaką odznaczała się bestia robiła na mnie wrażenie, chociaż uwaga na temat mizernego poroża nie była miła… ja zawsze lubiłam swoje robi i uważałam, że dłuższe byłyby kłopotliwe. Urzekała mnie również melodyjność głosu tego tajemniczego stworzenia. Wiele czasu minęło nim zdołałam przekonać bestię do przyjęcia pomocy, nie obeszło się też bez skorzystania z mocy. Po wyjęciu strzały moje przypuszczenia się potwierdziły, to była robota Czarnych Ostrzy. Zajęłam się raną, oczyściłam ją i opatrzyłam. Gdy miałam pewność, że bestia poczuła się lepiej postanowiłam odejść, aby mogła odpocząć w spokoju. Zaproponowałam, aby za kilka dni ponownie spotkać się w tym miejscu, chciałam sprawdzić czy rana dobrze się goi. Nie mogę ukrywać również, iż nieznana bestia mnie zafascynowała i chciałam się o niej dowiedzieć czegoś więcej.
To niezwykłe spotkanie przyniosło ekscytację, ale i wściekłość. Po raz kolejny zawiodłam… Czarne Ostrza skrzywdziły kolejne stworzenie. Ile moich ukochanych bestii dziś zraniono? A ile zabito?! Nie wiedziałam… Jedynym, czego byłam pewna to to, że musiałam coś z tym zrobić i miałam już pomysł jak się do tego zabrać.
Zt.

Bane - 30 Wrzesień 2018, 22:04

Interwencja Mistrza Gry

Któż powiedział, że tylko lasy daleko w głąb kontynentu są pełne grzybów? Chociaż klimat tego miejsca pozostawał nieprzyjazny niepozornym kapelutkom, również i tutaj można było znaleźć miejsce pełne tych smakowitych kąsków. Ale uwaga, nie wszystkie są jadalne! Nawet najmniejsze dziecko wie, że zanim zerwie się podejrzanie czerwoną roślinkę, należy sprawdzić delikatnie jej spód, w poszukiwaniu blaszek.
Freki nie musiała sprawdzać grzybów, bo nie po to tu przyszła. Tułanie się po mieście i wypytywanie o możliwość wynajęcia jakiegoś lokum w końcu się opłaciło - zdobyła kontakt do osoby, która była gotowa odstąpić swoją własną kwaterę! A przynajmniej tak twierdził pośrednik, starszy pan w wysokim cylindrze. Kapelusznik? Być może, ale przecież w Krainie Luster nie tylko oni nosili te osobliwe nakrycia głowy. Elegancki element garderoby pojawiał się również i na głowach należących do innych ras.
Starszy mężczyzna poinformował szarowłosą gdzie powinna szukać swojego przyszłego Gospodarza, wskazał na mapie las graniczący z Morzem Łez. Cóż, miejsce to uchodziło za spokojne, czyżby więc Freki znalazła właśnie idealne miejsce dla siebie? Ciekawe tylko w jakim stanie jest sam Domek, no i oczywiście czy jego właściciel będzie faktycznie skłonny go oddać w rączki Cyrkówki.
Wysokie korony drzew, poruszane morską bryzą szeptały własną, cichą opowieść. Las był niesamowicie spokojny, nie było w nim żywego ducha. Leśne ptaki dawno już opuściły to miejsce, dając nadmorskim mewom pole do popisu - z nad morza słychać było ich krzyki, monotonne nawoływanie, głośne i dla niektórych wyjątkowo uciążliwe.
Ściółka mieszała się z naniesionym podmuchami słonego powietrza piaskiem, dlatego każdy krok kobiety chrzęścił nieco głośniej, niż gdyby przemierzała leśne ostępy w głębi lądu.
Starzec nie wskazał konkretnej godziny, powiedział tylko, że kobieta powinna szukać fioletowych grzybów. "To one poprowadzą cię do celu." powiedział z uśmiechem. Nie wyglądał na takiego, który może coś knuć, ale należało pozostać ostrożnym.
I faktycznie, po jakimś czasie marszu, Freki odnalazła pierwszy grzybek - był okazały i wyglądał naprawdę bajkowo w tych wyzywających barwach! Pośród igliwia opadłego z wysokich sosen wyglądał jak sztuczna ozdoba, zupełnie nie pasująca do otoczenia.
Kilka kroków za nim rósł kolejny, i kolejny! Czy to była wspomniana przez mężczyznę grzybowa ścieżka? Należało to sprawdzić! Las wydawał się być spokojny, Cyrkówka mogła więc poczuć się nieco pewniej. W razie niebezpieczeństwa zdąży przecież uciec.
Grzybów było naprawdę dużo i prowadziły w głąb lasu. Wytyczona przez nie ścieżka była jednak na tyle wyraźna, by kobieta spokojnie odnalazła drogę.
Mniej więcej w połowie drogi, wyczulone przez ciszę zmysły Fregi wychwyciły dobiegającą z oddali muzykę. Była odległa, ale wyglądało na to, że grzyby prowadziły w stronę jej źródła. Zaciekawiona zjawiskiem, podążyła dalej, wszak przecież na końcu grzybowej drogi miała spotkać się z kimś, kto zaoferuje jej dom, prawda?
Muzyka stawała się coraz głośniejsza, dało się wychwycić, że melodia jest wygrywana na instrumencie szarpanym. Coś jak... gitara, może harfa? Wygrywana nuta miała w sobie coś eterycznego, niosła spokój ale jednocześnie nie była powolną, smętną melodyjką. Cóż było jej źródłem?
Freki dotarła do niewielkiej polanki. Grzybki doprowadziły ją do dość szerokiego kręgu rosnącego tuż przy wysokim, starym dębie. Gałęzie drzewa rzucały cień na fioletowe roślinki rosnące pod nim w dziwacznym układzie.
Czy to nie słynny Czarci Krąg? Szarowłosa chyba gdzieś słyszała o takich miejscach... Melodia w tym miejscu była na tyle głośna, by dało się słyszeć pojedyncze szarpnięcia strun. Grzybki kończyły swą wędrówkę właśnie w tym miejscu, to tutaj miał być szukany przez nią właściciel Domku. Gdzież on się podziewał?
Było w tym kręgu coś... co przyciągało Freki. Może to ta muzyka? Może aura tajemnicy? A może po prostu kobieta chciała się przekonać co nastąpi, gdy do niego wkroczy?
Tylko od jej kolejnej decyzji zależy, jak przygoda potoczy się dalej. Bo właśnie się zaczęła, prawda?

Freki - 30 Wrzesień 2018, 22:26

Krzyk mew i szum fal uderzających o brzeg zniknął gdzieś w gęstwinie, gdy Freki podążała szlakiem fioletowych grzybów. Czasem zatrzymywała się, by dotknąć jeden z nich, poczuć ich woń, poznać ich fakturę. Melodia, niby syreni śpiew, hipnotyzująco pchała ją przez las. Zapomniała o podejrzeniach względem miłego starca, który zaoferował jej lokum. Powinna ją dziwić, dlaczego kazał jej iść „za fioletowymi grzybami” i dlaczego sam nie pofatygował się, żeby pokazać jej dom. Kiedyś, pamiętała jak przez mgłę, ktoś czytał jej książkę o dziewczynce, która wpadła do króliczej nory. Czuła się teraz jak bohaterka tych opowieści.

Gdy wkroczyła na polanę, muzyka wypełniała jej po brzegi. Sprawiła, że podejrzliwość pierzchła w mrok, ustępując miejsca ciekawości i spokojowi, który owinął całe to miejsce swym miękkim dotykiem. Podeszła powoli ku dębowi, okrążając Czarci Krąg, przyglądając się grzybom, po czym podniosła wzrok. Nigdzie w okolicy nie było żadnego miejsca, które mogłoby uchodzić za schronienie.

Co mówili o Czarcich Kręgach? Czy wejście w nie oznaczało coś złego czy to zignorowanie go było złym znakiem? Nie pamiętała plotek. I choć instynkt mówił „uważaj”, zapraszająca muzyka przyciągała ją bezlitośnie ku sobie.

Freki wkroczyła w krąg fioletowych grzybów.

Bane - 30 Wrzesień 2018, 23:24

Interwencja Mistrza Gry

Czarcie Kręgi, choć będące zjawiskiem niesamowicie ciekawym, bywały niebezpieczne. Jedni uważali, że wkroczenie w nie przynosiło pecha... inni zaś opowiadali o znalezionych garncach pełnych złota? Jak to więc było z tymi grzybkami i ich okręgiem?
Fioletowe kapelusze wyglądały przepięknie na tle zielonej trawy przebijającej się przez ściółkę. Samotny dąb wydawał się być Władcą tego lasu. Jakim cudem uchowało się tutaj to jedno, jedyne liściaste drzewo? Pośród porośniętych igliwiem sosen wydawało się być niemal mistyczne. Może sama Natura wskazywała to miejsce jako wyjątkowe? Magiczne?
Muzyka nie cichła, delikatne pociągnięcia strun zachęcały by przycupnąć pośród grzybków, może położyć się pośród zieleni i chwilę odpocząć. Cień rzucany przez dąb obiecywał wytchnienie a morska bryza przebijająca się przez las delikatnymi powiewami, niosła ze sobą zapach morza. Okoliczności były wręcz idealne na zażycie chwili relaksu. Cóż zatrzymywało Freki?
Ciekawość. Kobieta wykazała pewną dozę zaufania idąc we wskazane miejsce w ciemno. Starzec mógł ją przecież zaprowadzić... Chociaż wydawał się być niechętny by opuszczać miasto, nic przecież nie hamowało go przed podróżą. Nie był jeszcze na tyle zniedołężniały by tłumaczyć się reumatyzmem czy innymi wymysłami.
Dziwne, palące pragnienie poznania tego, co dotąd niepoznane szarpało wolę kobiety i nie pozwoliło jej odejść bez sprawdzenia, czy plotki niosą ze sobą chociaż okruch prawdy. No i przede wszystkim które plotki - czy znajdzie garnek złota, a może stanie się coś strasznego? Jak to mówią: "Nie uwierzysz, póki nie zobaczysz." dlatego też Freki bez wahania wkroczyła w krąg, pewnym krokiem, jakby przekraczała próg swojego domu.
Muzyka nagle ucichła. Krzyk mew również. Las okrył się całunem ciszy tak intensywnej, że niemal przepalała uszy.
I wtem fioletowe grzybki otaczające szerokim kołem szarowłosą urosły do rozmiarów przeciętnego człowieka (ok 1,70), zmieniły się w humanoidalne istoty o przeróżnych kształtach i kolorach, i dzierżąc w dłoniach przeróżne instrumenty, zaczęła tańczyć dookoła niej, wygrywając skoczną muzykę. Tak odmienną do tęsknej, syreniej melodii sprzed kilku chwil.
Wszystko to wyglądało co najmniej dziwnie, ale wyglądało na to, że tańczące grzybki nie chcą zrobić Freki krzywdy. Wirowały wesoło dookoła niej, zajęte grą.
Jednak to nie one były centrum tego przedstawienia. Jeśli kobieta akurat patrzyła na dąb, zauważyła mignięcie błękitu i szarości między gałęziami korony, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, w krąg zeskoczył z góry przedziwny jegomość.
Skórę miał szarą, poznaczoną niebieskimi smugami, świecącymi niczym gwiezdny pył. Był wysoki i szczupły, miał też przedziwne nogi - o długich stopach, z czego wyglądało na to, że używa jedynie palców. Głowę jego zdobiły dwa podłużne rogi, uszy miał spiczaste ale nie to było najciekawsze w jego egzotycznej, nieludzkiej twarzy. Miał zachwycające, przepełnione błękitem niczym płynną lawą oczy. Jarzyły się jak dwie lampki.
Mężczyzna zaśmiał się wesoło, podskoczył do Freki i nie czekając na jej pozwolenie, chwycił ją za ręce, porywając ją do dzikiego tańca. Zaczął przy tym śpiewać, w rytm muzyki.
- Ach, chodź tu, piękna, przynieś mi wina,
przynieś mi wina, umieram z pragnienia!
Ach, chodź tu, piękna, przynieś mi wina,
Bo mam ochotę na wino i kobietę!
- zaśpiewał patrząc jej w oczy i nie puszczając jej rąk, nawet mimo protestu. Tańczące grzybki zawtórowały mu, śpiewając chórem:
- Nalej mu tylko gdy z tobą zatańczy,
Gdy z tobą zatańczy, przyjdź do niego!
Nalej mu tylko gdy z tobą zatańczy,
Potem dostanie wino i kobietę!

- Och, wejdź, piękna, tu w Czarci Krąg,
W Czarci Krąg, chodź, zatańczmy w nim!
Och, wejdź, piękna, tu w Czarci Krąg,
Niech nas każdy widzi!

- Wejdź po całusa od niego,
Całusa od niego, on sobie tego życzy!
Wejdź po całusa od niego,
On chce przy tobie trwać!

Muzyka była dzika, miała w sobie coś co wprawiało w trans, coś co zachęcało by porzucić wszelkie zamiary i oddać się melodii. Rogaty mężczyzna śpiewał na przemian z grzybkami, śmiejąc się radośnie, wirując ze zdezorientowaną Freki.
- Grzech wabi,
Ciało jest słabe
Zawsze tak będzie.
- zaśpiewał patrząc jej w oczy.
- Dzień jeszcze młody
A Czart się śmieje
Chodź, zatańczmy razem jeszcze!
- zawtórowały wirujące, grające roślinki.
- A nocą, piękna, chodź ze mną do łóżka,
Chodź ze mną do łóżka, to nie zamarznę!
A nocą, piękna, chodź ze mną do łóżka,
To nie będzie dla ciebie żaden wstyd!

Szaroskóry mrugnął do niej oczkiem, chcąc w ten sposób zapewnić o prawdziwości swoich słów. Ściskał mocno jej ręce, przez co nie mogła się wyrwać.
- Lecz tylko gdy dziś nie pocałuje żadnej innej,
Tylko kiedy będzie ci wierny!
Lecz tylko gdy dziś nie pocałuje żadnej innej,
Inaczej będzie spał sam!

Grzybki zachichotały śpiewając, tańcząc dookoła i poczęły śpiewać ponownie o grzechu. Mężczyzna wewnątrz kręgu przestał śpiewać ale nie puszczał Freki, kręcąc się z nią w dzikim tańcu. Czy kobieta zdecyduje się poddać tej zabawie? A może wyrwie się i zakończy to szaleństwo?

Freki - 1 Październik 2018, 07:06

Ciężko słowami określić mieszaninę uczuć, jakie pojawiły się, gdy przekroczyła brzeg Czarciego Kręgu i szarawe dłonie pochwyciły ją w swój żelazny uścisk. Z jednej strony chciała natychmiast uciekać, przerażona faktem, że nieznajoma, być może wroga postać, złapała ją tak łatwo, a teraz kręci z nią bączki, powodując zawroty głowy. Jej wewnętrzny głos darł się na nią, kipiąc wściekłością. Z drugiej strony…

Z drugiej zaś strony, zmysły sprawiały jej okropne figle. Muzyka przyspieszała rytm jej serca, widok korowodu barwnych postaci, które jeszcze sekundę wcześniej stanowiły brzeg Kręgu powodowały dziwną radość, i oczywiście sam wizytator – jak każdy normalny przedstawiciel świata rzeczywistego, powinna się go bać, uciekać, odepchnąć się, nie była wobec niego zupełnie bezsilna. To, jak próbowała się domyślać, był właściciel Kręgu, sam Czart, od którego figla zależała jej najbliższa przyszłość.

Wbrew wszelkim swym regułom, nie uciekała. Dlaczego by miała? Czy staruszek świadomie pchnął ją w te rejony, by mogła doświadczyć czegoś tak wspaniałego? Kim on był? Myśli długo nie krążyły wokół zagadkowego jegomościa z miasta, zamiast tego, razem ze wzrokiem poszybowały ku obracającemu ją Czartowi.

Po chwili jednak opadły ją zgoła inne przemyślenia. Muzyka trwała, taniec trwał, a Freki ze wstydem pomyślała, że w życiu nie przeżywała żadnego romantycznego uniesienia. Bo niby gdzie? W laboratorium? Na ulicy? Może w Domu Ubogich? Dlaczego nie miałaby spróbować tej słodyczy z kimś nie z tego świata? Inni obawiają się jej, słusznie zresztą, traktują jak chodzącą rosiczkę na rodzaj ludzki. Czart z kolei...

Przypatrywała mu się uważnie. Błękitne, fosforyzujące niby próchno oczy wbił na stale w jej twarz. Uznała, że nie jest to taki czart, którym niegdyś, w ludzkim Domu Ubogich straszono rezydentów – wielki, śmierdzący, stary, owłosiony niby cap potwór, który prędzej pożre, niźli zaszczyci rozmową. Może i potwór, ale w takim razie, kim była Freki? Jej Czart miał twarz młodzieńca, gładką i nawet przystojną. Nawet, bo nieludzka fizjonomia nieco z tej przystojności odejmowała.

Ale Freki, z drugiej strony, też ludzka do końca nie była.

Bez żenady oddała się wirowi, w który wkręciła ją muzyka i sprawne ręce Czarta.

Bane - 1 Październik 2018, 19:51

Interwencja Mistrza Gry

Kiedy Czart zorientował się, że kobieta wcale nie chce uciec, przyspieszył, ciągnąc ją za ręce. Zaczął chichotać, ucieszony takim obrotem wydarzeń. Grzybki przygrywały wesoło, zatrzymując tańczącą parę w kręgu. Cała zabawa była dzika, miała w sobie coś... pierwotnego. Freki mogła na chwilę zapomnieć o tym kim była, wcielić się w postać małej, bawiącej się z kolegą dziewczynki.
Czart przyglądał się jej z błyskiem w oczach, zachwycony partnerką do tańca, szczerzył swoje wydłużone, zaostrzone zęby i nie wydawał się być w żadnej mierze niebezpieczny. Może gdyby próbował sztuczek... Ale on tylko śpiewał i tańczył, co może być w tym niepokojącego?
Dziwaczne stopy mężczyzny wykonywały bardzo skoczne ruchy, zmuszając siwowłosą by i ona podskakiwała. Zaśpiewali ponownie całą piosenkę i po którymś z rzędu refrenie traktującym o grzechu, rogaty pociągnął ją ku sobie, jednocześnie puszczając jedną z jej dłoni. Wpadła na niego, wolną ręką przycisnął ją w talii do swego ciała.
Było zaskakująco chłodne, nienaturalnie chłodne! Na piersi, dokładnie na samym środku jego skóra miała niebieskawy odcień i wydawać by się mogło, że bije z tego miejsca chłód.
Freki, będąc bardzo blisko Czarta, mogła poczuć jego zapach - pachniał paczulą i nutami drzewnymi, kobieta nie miała problemu z wyłapaniem konkretnych składników woni. Czy podobał jej się ten zapach? Był mocny ale zarazem świeży, bardzo męski ale i miał w sobie coś chłopięcego.
Rogaty, patrząc na nią z góry (bo był wyższy, miał ponad dwa metry przez swoje dziwaczne stopy) posłał jej szeroki uśmiech, dzięki któremu mogła dojrzeć, że wnętrze jego ust jest granatowe. Zupełnie, jakby nie krążyła w nim zwykła krew a błękitna posoka, jak u Lunatyków.
Czart już miał podjąć refren po raz kolejny gdy nagle poślizgnął się. Wciąż trzymając ją w objęciach, jego ciało przechyliło się niebezpiecznie w tył i nim się obejrzał, leżał na trawie. Freki wylądowała na jego piersi, przyciskając policzek do zimnego torsu.
Spłoszone grzybki wydały z siebie okrzyk przerażenia, schowały instrumenty i powróciły do swoich roślinnych postaci. Zmalały i zapadły w swój sen.
Mężczyzna obił sobie mocno ogon i teraz jego twarz wyrażała ból. Nieco uniósł się na łokciach i sięgnął by rozmasować kość ogonową, ale zrobił to tak, by przypadkiem nie zrzucić Cyrkówki.
Spojrzał na nią i posłał jej przepraszający uśmiech. Z tej odległości mogła zobaczyć na jego szarej twarzy urocze, niebieskie piegi. Urodę miał egzotyczną ale było w nim coś co przyciągało jak magnes.
- Przepraszam, tak strasznie podekscytowałem się tańcem... Nie upilnowałem kroków i równowagi. - powiedział szczerze a jego głos, gdy nie śpiewał, był przyjemnie niski i aksamitnie gładki - Nic ci nie jest?

Freki - 1 Październik 2018, 21:04

Taniec stawał się szybszy z każdą mijającą sekundą, a ona czuła się jak lalka w szarych dłoniach rosłego Czarta, podrygując i tańcząc jak nigdy przedtem. Rzucona ku piersi Czarta, wolną dłonią dotknęła go w miejscu, gdzie powinien mieć serce i poczuła przeraźliwy chłód. Rozgrzana tańcem i niespodziewanymi okolicznościami, Freki chłonęła przyjemny teraz chłód, nie odrywając dłoni.

Zapach, który roztaczał przy sobie Czart, był wyjątkowo przyjemny. W szalonym tempie kroków, obrotów, podskoków i wszystkich tych dziwnych póz, których Freki uczyła się na bieżąco, z lubością wwąchiwała się w roztaczany aromat. Z czasem aż przymknęła oczy, by uczyć się jego tonów na pamięć, by móc przywołać je później, gdy ta magiczna chwila w końcu zniknie.

Muzyka urwała się, jak odcięta nożem, a ona poczuła, że Czart ciągnie ją za sobą ku ziemi. Straciła równowagę i poleciała za nim, lądując policzkiem na jego piersi. Chłód momentalnie ją otrzeźwił i wyprostowała się, znowu czujna. Spojrzała na twarz Czarta, gdy ten uśmiechał się do niej. Wyglądał na zmieszanego. Z tej odległości zauważyła feerię niebieskich piegów na jego nosie. Uznała w myślach, że to bardzo urocze, widać często wystawiał policzki na pocałunki słońca, gdziekolwiek się znajdował i jakie słońce oblewało ciepłem jego oblicze. Łagodnie odwzajemniła uśmiech. Nadal nie wyglądał groźnie.

- Wszystko w porządku. - oznajmiła uwalniając się z jego uścisku i siadając obok. - A Ty jesteś cały?

Poprawiła irytujący kosmyk włosów, który z uporem maniaka właził jej do oka.

- Czy to Ciebie szukam? Starzec w cylindrze kazał mi podążać za fioletowymi grzybami ku potencjalnemu loków, a znajduję takie radosne towarzystwo, że nie wiem, czy trafiłam pod dobry adres.

Bane - 1 Październik 2018, 21:36

Interwencja Mistrza Gry

Mężczyzna zamrugał kilka razy kiedy odwzajemniła uśmiech. Speszył się i na jego twarzy pojawił się niesamowity, bo niebieski rumieniec. Szarość jego skóry podkreślała mocny odcień błękitu.
Poprawił się na trawie, siadając ze skrzyżowanymi nogami. Ogon przyciągnął do siebie i przyjrzał się kitce, która go kończyła. Przeczesał włosy palcami, wygładzając je po czym odłożył kończynę, posyłając kobiecie uśmiech.
- Trochę obiłem sobie... - przyznał z rozbrajającą szczerością ale urwał przez dokończeniem zdania i zaśmiał się, zakłopotany - Tak, myślę, że nic mi nie jest.
Cisza jaka zapadła w lesie była miłą odmianą, po tańcu w akompaniamencie dzikiej, wesołej muzyki. Grzybki pochowały się i wyglądało na to, że nie zamierzają wrócić do humanoidalnej postaci. Może podziałał na nie jakiś czar związany z wejściem w Czarci Krąg.
Kiedy siwowłosa przeszła do konkretów i zapytała, czy Czart jest tym kogo miała znaleźć, mężczyzna pokiwał głową z entuzjazmem i zwinnym ruchem zerwał się z ziemi. Od razu pochylił się i podał jej dłoń, by pomóc jej wstać. Był podekscytowany jej obecnością ale nie zapominał o manierach, dając w ten sposób do zrozumienia, że miał styczność z zasadami dobrego wychowania. Może nie zawsze był Czartem? Albo wychował się wśród cywilizowanych istot?
- Tak tak! - potwierdził, kiedy tylko Freki stanęła na równe nogi. Zrobił krok ku niej tylko po to, by znaleźć się bardzo blisko. Lubił bliskość. Nie wiedział, że swoim zachowaniem narusza intymną strefę swojego rozmówcy.
- Dobrze trafiłaś, mam tu niedaleko domek, który jestem gotów oddać, bo sam najlepiej czuję się tutaj. - wskazał drzewo na którym wcześniej siedział - Nie potrzebuję ścian, podłóg i mebli by dobrze się czuć, a jeśli mogę sprawić komuś przyjemność odstępując mieszkanie, to czemu miałbym tego nie zrobić? - uśmiechnął się, ukazując rządki białych, zaostrzonych na końcach zębów - Jesteś śliczna, wiesz? Tak bardzo się cieszę, że tu jesteś! - dodał nagle, znowu zawstydzony szczerością ale rumieniec na jego licu był uroczy - Mogę dotknąć twoich włosów? Wyglądają jakby były utkane ze srebra!

Chwileczkę. A gdzie się podziało uwodzenie spojrzeniem? Gdzie ten tajemniczy uśmiech i błysk w niebieskich oczach? Gdzie zaproszenie to tańca, do picia i do łóżka?
Coś w zachowaniu Czarta mówiło Freki, że wraz z upadkiem stało się coś więcej niż tylko stłuczenie podogonia. Tylko co? Tego zapewne nie dowie się ta łatwo.

Freki - 1 Październik 2018, 22:14

Nawet jeśli sympatyczny Czart sprawiał wrażenie niegroźnego i mile nastawionego, do Freki powróciły jej wrodzona ostrożność i rezerwa. Podniosła się i natychmiast poczuła się nieco przytłoczona obecnością szarego jegomościa. Stał jakieś 10 cm od jej twarzy, a na dodatek był gotów wyciągnąć dłoń ku jej włosom, co uznała za bardzo intymny gest. Wstrzymała go, dotykając opuszkami palców jego piersi. Stanowczo, ale łagodnie, hamując jego pośpiech.

- To bardzo miłe co mówisz… - zaczęła, ale brakujący element układanki zazgrzytał w trybach. - Jak mam Cię zwać?

Potem pojawiły się kolejne pytania, ale wstrzymała się z ich zadaniem. Bądź co bądź, miała do czynienia z istotą nie z tego świata i nie mogła w żaden sposób być pewna jego zamiarów. Bo tak, męska tajemnicza aura, taniec, piosenka o piciu i zaciągnięciu do łóżka, potem chłopięcy wdzięk po same uszy, rumieniec, odstąpienie domu… Zdecydowanie za szybko. Czerwona ostrzegawcza lampka z irytującą dokładnością punktowała nieścisłości.

- Spróbujmy powoli, bez pospiechu. Jestem Freki… albo Elizabeth, jak wolisz. - cofnęła dłoń i zrobiła pół kroku do tyłu. Zwiększyła dystans na tyle, by nie czuć się przytłoczona, ale była wciąż na tyle blisko, żeby nie poczuł się urażony, że się odsuwa.
- Bardzo mi schlebia to, co mówisz, miły gościu… ale wytłumacz mi, kim jesteś i czego naprawdę tu szukasz? Szczerze mówiąc, nie podejrzewałam, że spotkam tu kogoś takiego jak Ty i jestem szczerze zaszczycona.

Powędrowała wzrokiem ku rozłożystemu dębowi.

- Tu mieszkasz?

Bane - 1 Październik 2018, 23:04

Interwencja Mistrza Gry

Reagował bardzo entuzjastycznie. Zbyt entuzjastycznie.
- Mam na imię Sini, ale możesz mnie nazywać jak chcesz! - odpowiedział szczerząc się jak głupi do sera. Nie pozwoliła mu się dotknąć na co spuścił wzrok a na jego twarzy na chwilę pojawił się zawód, ale kiedy odezwała się znowu, spojrzał na nią i na lico powróciła energia.
- Wolę Elizabeth! - zawołał i nagle odskoczył w tył, robiąc przewrót i wylądował na rękach, wymachując dziwnymi nogami i ogonem w górze. Stał na rękach, a co! Przecież był u siebie, dodatkowo bardzo szczęśliwy. Jak inaczej miał okazać swoją radość?
Zniknęła gdzieś aura urodziwego samca, skłonnego zaciągnąć Freki w gęste krzaki i dać jej rozkosz, zamiast tego Czart wywijał teraz na polance najróżniejsze wygibasy. Jakby urwał się z Cyrku, a przecież to ona była tutaj Cyrkówką, prawda? Nawet jeśli nazwa jej rasy została nadana sztucznie i niewiele miała wspólnego z klaunami i piskiem zachwyconych dzieci.
Śmiał się przy tym wesoło, niezrażony dystansem jaki narzuciła kobieta. Po chwili stanął na nogach i podszedł, a raczej podskoczył do niej, chcąc ponownie nawiązać kontakt. Co z nim było nie tak?
- Wiesz? Nikt nie odwiedza mnie tutaj, w tym lesie. Są Grzybki, ale one pojawiają się rzadko, tylko jak wyczują Mavi. - powiedział jej, nachylając się ku jej twarzy - To mój starszy brat, wiesz Elizabeth? Łaaa, to takie piękne imię! - pokiwał głową, prawie uderzając rogami w jej czoło, po czym odchylił się by dać jej miejsce na oddech - Pięknie gra na harfo-lutni, ja tak nie umiem. Ale za to on nie potrafi takich akrobatycznych sztuczek! - zawołał i odskoczył by zrobić gwiazdę. Wyszła mu idealnie, ale jego podekscytowanie nadal było dziwne.
- Jest poważniejszy, mówił mi kiedyś, że lubi się określać mianem... Zmysłowy. - powiedział wracając do Freki - Nie bardzo wiem co to znaczy, ale lubię go słuchać! Używa ładnego języka. - dodał i by zaznaczyć, o co mu chodzi, wystawił swój jęzor, który okazał się być długi, rozwidlony i niebieski, jak u jaszczurki - Co tu robię? Mieszkam! - zachichotał, przerywając nieco chaotyczną wypowiedź - Nie sam oczywiście, bo jest ze mną Mavi i Grzybki. Ale Mavi nie pokazuje się w moim towarzystwie, jest samotnikiem, tak mi kiedyś powiedział. - zrobił mądrą minę i pokiwał głową z powagą - Tak właściwie, to dom należy do niego, bo jest starszy. Tak to działa, prawda? Ale spokojnie! On też chce go oddać, już o tym rozmawialiśmy. Z tym, że on będzie chciał z pewnością zapłaty... - westchnął Czart na chwilę zamykając jadaczkę.
Jaka szkoda, że nie było słychać już tej eterycznej muzyki, która przywiodła tutaj kobietę i uwiodła swoim spokojem.
- Chcesz go poznać? Chcesz z nim porozmawiać? On bardzo lubi kobiety! Bardzo! - Sini wyciągnął dłoń i chwycił jej rękę w poufałym geście - Na pewno mu się spodobasz, jesteś taka śliczna!

Freki - 1 Październik 2018, 23:25

Co tu się do jasnej cholery wyprawia... – pomyślała Freki, gdy Czarciuk Sini, jak oznajmił, zaczął brykać po polanie, robiąc różne akrobatyczne sztuczki. W absolutnym szoku obserwowała jego wygibasy, starając się jakoś dojść ze sobą do ładu… bo z jegomościem będzie znacznie, znacznie trudniej.

Głośno nabrała oddechu, chcąc dalej prowadzić rozmowę, ale potok słów z ust Siniego zalał ją falami, że ledwo utrzymywała się na powierzchni. Niemalże utonęła w gadulstwie radosnego stworzenia, gdy streszczał jej historię swojego życia.

- Sini… - zaczęła, ale Czart znowu zaczął gadać, przywołując wspomnienie swojego… kogo? Brata? - Sini, poczekaj, powoli. - Freki nie wiedziała, czy jej słowa do niego dotarły. A pytania zaczęły kłębić się jeszcze większą chmarą.

Mavi. A więc mamy drugiego czarta... - przemknęło jej przez myśl, ale zaraz nadeszła kontra. - ...choć mam wrażenie, że to jedna i ta sama osoba. Gdzie podział się rasowy uwodziciel i czemu stoi przede mną Czarciątko z entuzjazmem przedszkolaka? - zasępiła się na chwilę, wciąż obserwując poczynania jegomościa. Zatrzymała wzrok na wywieszonym niebieskim jęzorze godnym gada. Uniosła brew w pytającym spojrzeniu, po czym jeszcze raz spróbowała przerwać.

- Sini! - wreszcie podniosła lekko głos, licząc, że zdoła ściągnąć rozmówcę na ziemie. - Weź głęboki oddech, słodkie stworzenie i powiedz mi coś więcej o domu, który chcielibyście się pozbyć z Mavim, dobrze? Powolutku i spokojnie. Albo może mi go pokażesz? - Położyła mu dłonie na ramionach, chcąc go usadowić jak nakręconego cukrem dzieciaka.

- O zapłacie chciałabym porozmawiać, jak opowiesz mi coś więcej. Jeżeli Mavi ma więcej do powiedzenia apropo tego domu, to z nim również chciałabym się rozmówić.

Miała wrażenie, że powinna ugryźć się w język, przed wypowiedzeniem ostatniego zdania, ale słowo się rzekło.

Bane - 2 Październik 2018, 08:41

Interwencja Mistrza Gry

Niewzruszony jej prośbami o to, by zwolnił, Czart gadał jak najęty. Wydawać by się mogło, że odczuwał ogromną potrzebę by tylko słowa opuszczały jego usta. Mówił o wszystkim - o Grzybkach, swoim starszym bracie, podziwiał urodę Freki, komplementował pogodę i na koniec wtrącał komentarze dotyczące domu, który mógł, lecz nie musiał przypaść Elizabeth. Nic konkretnego, coś o kolorze ścian (każdy pokój w innym kolorze), o skrzypiącej podłodze na tarasie i wystającej desce, którą ostatnio naprawił Mavi, o ptakach które przyzwyczaiły się i przysiadały codziennie rano na parapetach. Niepokojący był trochę fragment o dziurze w dachu, ale Czart zapewnił, że starszy brat również i tym się zajął. Wyglądało na to, że sam budynek jest w niezłym stanie, chociaż z pewnością przyda mu się odświeżenie. Ciekawe ile będzie wynosiła cena?
Gdy zwróciła mu uwagę, zaczął mówić wolniej, spokojnie, ale nie zmieniało to faktu, że był bardzo podekscytowany, że może z kimś porozmawiać. Opowiedział o umiejscowieniu domu - znajdował się nieopodal, na skraju lasu co zapewniało widok na Morze Łez. Znajdował się na lekkim wzniesieniu, więc prawie z każdego okna można było dostrzec co dzieje się dookoła, w najbliższej okolicy. W pobliżu nie było innych budowli, co zapewniało prywatność, jedynymi gośćmi bywały dzikie zwierzęta i magiczne istoty, ale te ostatnie starały się nie przeszkadzać właścicielowi domku.
Sini nie potrafił jednak podać powodu dla którego opuścili z bratem tamto miejsce, dlaczego wybrali drzewo zamiast wygodnego mieszkanka, z meblami i wszelkimi sprzętami potrzebnymi do życia. Wyjaśnił, że była to decyzja Maviego, zawsze gdy poruszał ten temat, starszy Czart wycofywał się z rozmowy. Może miał z nim jakieś złe wspomnienia?
- Tak tak! - zakrzyknął Sini, rumieniąc się aż z zachwytu - Mavi wie więcej i będzie mógł ci go pokazać! Ja nie mogę opuszczać kręgu, jestem jeszcze zbyt młody i głupi... - Czart na chwilę zwiesił głowę ze smutkiem - Tak mi mówi braciszek. Ale on jest mądry, na pewno ma rację. - ostatnie zdanie wypowiedział z lekkim, nieśmiałym uśmiechem.
Jeśli kobieta wyraziła chęć spotkania się z drugim mężczyzną, szaroskóry wyszczerzył zęby i aż podskoczył z radości. Był na swój sposób uroczy, niewinny. Ile mógł mieć lat? Cóż, z wyglądu... ze dwadzieścia pięć jeśli przyjąć ludzki przelicznik. Mentalnie jednak przypominał przedszkolaka, rozpierała go energia.
Rogaty nachylił się tak, by jego twarz znalazła się na wysokości lica Freki. Obrócił policzek w jej stronę i wskazał na niego palcem, zakończonym ciemnym pazurem.
- Uderz mnie. - poprosił - Byle mocno! Bo inaczej nie spotkasz się z moim bratem. Mavi nie pojawi się bez powodu.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group