Tyk - 3 Październik 2016, 18:21 Znajdujący się na dworcu przedstawiciele Arcyksięstwa, uprzedzeni wcześniej o przedsięwzięciu Jocelyn i wszystkich jej podobnych, byli już na tę sytuację przygotowani. Wyznaczono nawet specjalny pokój, w którym pojedynczo mieli być przesłuchiwani kandydaci na załogę w celu wykrycia szpiegów, ale także możliwości zebrania informacji niezbędnych do jak najefektywniejszego wykorzystania przewagi jaką mieli zapewnić Kompanii kaprzy.
Mieli nawet dokumenty gotowe do ozdobienia pieczęcią Lorda Protektora. Zapewniające możliwość swobodnego przechodzenia pomiędzy Krainą Luster a Szkarłatną Otchłanią, bez każdorazowego sprawdzania osób posiadających dany dokument. Te oczywiście były imienne, więc wymagały jeszcze uzupełnienia nazwiskiem oraz kilkoma innymi danymi mającymi zapewnić, że nikt inny ich nie użyje.
Jak się jednak okazało dokumenty będą wystawiane dla każdego z osobna. Jest to oczywiste dość logiczne, biorąc pod uwagę, że członkowie załogi mogą niekiedy musieć przejść do Krainy Luster, a więc po co kłopotać ich zaglądaniem do portów AKSO i zdobywania kolejnych przepustek, z narażeniem na dekonspirację?
Dlatego właśnie Lyn polecono by wróciła ze wszystkimi, których zabiera ze sobą, tak by każdy mógł przejść przez stosowne procedury i otrzymać swój własny kawałek pełen uprawnień. Dlatego teraz kapitan jest proszony o zebranie wszystkich i powrót. Gdy tak się stanie opisane zostanie co dalej.Tulka - 3 Październik 2016, 21:30 Dziewczynka wtuliła się ufnie w bok medyka. W sumie to chyba pierwszy raz w tej dziwniej krainie jak nie bała się tak bardzo zbliżyć do mężczyzny. I robiła to dobrowolnie. Była jednak zbyt wyczerpana aby się nad tym bardziej zastanawiać. Oparła o niego swoją główkę i zasnęła szybko.
Sen zaczął się tak jak zawsze. Spędzała miło czas z Jocelyn, Banem i Amber. Nagle znikąd pojawił się jej pan i złapał ją. Śmiejąc się jej w twarz. Tym razem jednak było inaczej. Gdy Bane przytulił ją mocniej do siebie i zaczął nią kołysać, scena się zmieniła. Pierwszy raz wszyscy zauważyli, że coś jest nie tak. Wszyscy razem ją złapali i odciągnęli od pana, który zmienił się w czarny dym, a Joce i Bane przytulili ją mocno do siebie.
W tym momencie dziewczynka się rozluźniła, wtuliła mocniej w mężczyznę i ziewnęła przez sen. Po jej policzku spłynęła samotna łezka, ale jej twarz wyrażała spokój. Była zrelaksowana. Jeśli ktoś potrzebował więcej dowodów wystarczyłoby spojrzeć na jej ogon, który drgał lekko, jakby merdał delikatnie. Uszka miała położone, nie czuwała.
Co jakiś czas tylko krzywiła się lekko gdy przez sen poruszyła chorym skrzydełkiem, jednak nie przeszkadzało jej to w spokojnym dalszym śnie.
Po około 25 minutach obudziła się. Tym razem jednak sama. Ziewnęła przeciągle i odsunęła się lekko od mężczyzny - dziękuję- powiedziała uśmiechają się lekko jeszcze zaspana - już mi lepiej.
Po chwili zaburczało jej w brzuchu. Pierwszy raz od poprzedniego dnia. Sięgnęła więc do torby i wyciągnęła bułeczkę, którą dostała rano. Nie była jeszcze sucha. Spojrzała na bułeczkę i Banea. Przerwała ją na pół i podała mężczyźnie uśmiechając się. Spoglądała na niego z wyczekiwaniem jakby chciała powiedzieć, że jeśli on tego nie przyjmie to ona nie zje mimo głodu.Bane - 3 Październik 2016, 22:49 Nie przerywał nucenia. Melodia wpędziła go w pewną melancholię, myśli zatrzymały się przy postaci Kylie.
Nie zdążył przeprosić. Nie zdążył powiedzieć, że nie żałuję ani jednego grosza którym przedłużył jej życie. Nie zdążył powiedzieć jak bardzo ją kochał...
Może gdyby wtedy kierownica przebiła mu serce miałby okazję w zaświatach przeprosić ją za swoje szczeniackie zachowanie. Tylko...czy faktycznie było za co przepraszać? Żył własnym życiem, brał garściami to co mu się należało. Nikt nie utorował mu drogi na szczyt kariery, sam przetrwał lata na studiach, sam wytrzymał mobbing i presję gdy jako pomocnik głównego chirurga gapił się na tryskającą z pacjenta krew. Przełożeni mieli głęboko w nosie czy wytrzymuje, czy się nie boi, czy jest gotów rzucić wszystko i biec z pomocą.
Kobiety same wchodziły mu do łóżka. Co, miał je wyganiać? Jeszcze na łeb nie upadł. Szukały jego towarzystwa, dotyku jego zadbanych lekarskich rąk, delikatnej skóry. Spojrzenia oczu które kryły czyste pożądanie.
Jaki chodził dumny, widząc nienawistny wzrok mężczyzn którzy zazdrościli mu powodzenia i aparycji. Jakież to wygodne, być chirurgiem plastycznym i móc zmienić w sobie to co przeszkadza. Bane miał jednak to szczęście, że urodził się jako człowiek sukcesu. Bogaci rodzice, ojciec który trzymał porządek w domu, żelazną ręką. Bane miał świetny wzór do naśladowania - stanowczego, mądrego ojca.
No i te samochody. Ach, co to były za bestie! Zazwyczaj wybierał drogie, sportowe wozy, bo czemu nie? Uwielbiał swoje Camaro w czarnym macie. Dbał o nie jak o kobietę, pieścił najdroższymi woskami niczym kochankę. Wspaniały wóz. Najwierniejszy przyjaciel, który zaprowadził go tamtego dnia na spotkanie ze śmiercią.
Bane uśmiechnął się mrużąc oczy przed słońcem. Tulka uspokoiła się więc skończył nucić.
Jaka będzie jego przyszłość? Czy znajdzie w tym świecie pracę, na tyle dobrą by zastąpić mu poprzednią? Czy doczeka się tak wygodnego życia, takich luksusów? Chciał nieść pomoc. Ale chciał też choć kropelkę swojego dawnego życia.
Przetarł wolną dłonią twarz. Dobrze, zajmie się dziewczynką. Będzie robił za dobrego wujaszka. Po co? By mała kiedyś usiadła w swoim luksusowym domu, w drogim fotelu, napiła się wódki z kryształowej szklanki i stwierdziła, że jest szczęśliwa bo ma to czego chciała. By nie żałowała niczego, brała od życia nawet więcej niż ono jej oferuje.
Zmarszczył brew przez co po jego twarzy przemknął demoniczny uśmiech. A on? No cóż, kto wie. Może gdy mała dorośnie Bane zgłosi się po jakiś procent. Skrzydlata z pewnością wyrośnie na piękną kobietę.
Ciekawe jak to jest...z ogonem i lisimi uszami.
Medyk szybko odgonił niebezpieczne myśli. Cholera jasna, przecież to niesmaczne. Poczuł się jak podczłowiek. W ustach miał posmak żelaza, zupełnie jakby napił się krwi. Miał ochotę strzelić się w mordę, może to by go przywołało do porządku.
W porę się opamiętał bo Tulka obudziła się nagle. Pospała raptem kilka minut a już wyglądała lepiej. Niesamowite jak na człowieka może podziałać drzemka. Na jej słowa skinął głową.
-Wypoczęłaś choć trochę, kruszyno? - zapytał - Wyglądasz o wiele lepiej.
Gdy podała mu bułkę, pomachał głową na boki w odmowie. Przecież to ona była głodna. W odpowiedzi sięgnął do swojej torby i wyjął swoją bułkę, przypomniał sobie, że jej wcześniej nie zjadł.
Stuknął brzegiem pieczywa o sztukę Tulki, tak jak się to robi gdy pije się alkohol.
-Na zdrówko, słońce.- powiedział. Z jedzeniem poczekał jednak. Wolał by to ona pierwsza ugryzła swoją, sam bowiem nie był specjalnie głodny. Był gotów oddać jej swoją.Jocelyn - 6 Październik 2016, 12:51 Słowa Gregory'ego wiele dla niej znaczyły. Może i nie powiedziała mu tego co zamierzała na początku jednak po jego reakcji zrobiło jej się lżej na sercu. Od pocałunku mrowiły ją usta i w jakiś sposób chciała..więcej. Jezzz..uspokój się.Czuła się teraz w jakiś sposób silniejsza. Wiedziała że może na nim polegać i dawało jej to otuchę.
Gdy dowiedziała się że ma zebrać całą załogę niezauważalnie skrzywiła się. Chciała to wszystko załatwić sama i już ruszyć. Za długo to wszystko trwa. A teraz się takie coś okazuje. Jednak w sumie mogła się tego spodziewać prawda? Odwróciła się do Grega i rzekła:
- Pójdziesz po Prisme? tak będzie szybciej. Ja skoczę po Tulkę i Banego i spotkamy się tutaj dobrze? - Nie czekając na jego odpowiedź ruszyła szybkim krokiem ku wyjściu. Szybko doszła do parki leżącej pod drzewem, pałaszujących bułkę i bez zbędnych ceregieli powiedziała:
- Ruszać się moi drodzy. Trzeba machnąć pare podpisów i ogólnie czeka nas trochę papierkowej robótki.- Nie czekała na ich reakcje. Odwróciła się tylko i powolnym krokiem ruszyła z powrotem na dworzec. Nie miała już siły komentować wtulonego dziecka do faceta który jeszcze wczoraj ją obmacywał. Gorączka powodowała szumienie w głowię przez co po prostu to zignorowała.Tulka - 6 Październik 2016, 13:48 - Nadal jestem zmęczona ale już jest lepiej - uśmiechnęła się delikatnie. Zmrużyła oczy gdy Bane odmówił bułki, jednak uspokoiła się jak tylko mężczyzna wyciągnął swoją. Życzyła więc mu smacznego i zaczęła ze smakiem zajadać bułeczkę. Jednak gdy tylko zauważyła, że ten nie je, przerywała i spoglądała wyczekująco na mężczyznę. Nie było mowy, aby jadła sama. Nie lubiła tak. Poza tym, wujek też musiał coś zjeść!
Bułeczka bardzo jej zasmakowała. Nawet oblizała się gdy skończyła swoją. Czuła się lepiej. Już nie było jej tak słabo, mimo to nadal była blada i nie do końca miała siły.
Widząc zbliżającą się Jocelyn pomachała do niej, jednak gdy kobieta ją zignorowała, dziewczynka opuściła uszka. Słysząc polecenie wstała lekko chwiejnie, gdy Jocelyn już ruszyła na dworzec. Dziewczynka pozbierała swoje rzeczy i grzecznie ruszyła za panią kapitan. Obejrzała się jeszcze tylko, czy Bane na pewno za nią idzie. Wolała mieć kogoś w pobliżu jakby znów zrobiło jej się ciemno pod oczami. Co prawda przespała się chwilę i zjadła coś. Nie oznaczało to jednak, że będzie wszystko ok..prawda?
Zawołała jeszcze Amber i wsadziła ją do torby, nie chciała bowiem by ta zniknęła gdzieś na zatłoczonym dworcu lub bu ktoś ją tam rozdeptał.
Zastanawiała się co takiego mają podpisać, co będzie trzeba powiedzieć. Czy aby na pewno będzie znała odpowiedzi na zadane jej pytania? W końcu nic o sobie nie wiedziała. Nie wiedziała czymś się stała. Nie wiedziała nawet w jakim świecie się teraz znajduje.
Spojrzała na czarne skrzydła kobiety, mając nadzieję, że to ona pomoże jej przejść przez to. Miała też nadzieję, że nie narobi jej żadnych kłopotów.Bane - 6 Październik 2016, 15:08 Kiedy dziewczynka zaczęła jeść, uspokoił się w duchu. Przynajmniej nie będzie musiał ją zmuszać.
Zauważył, że mała zerka co chwilę w jego stronę. Miała śmieszną, nieco naburmuszoną minkę jakby chciała samą mimiką przekazać mu by też zaczął jeść.
Spojrzał więc na swoją bułkę po czym ugryzł kawałek. Była straszliwie słodka... A może po prostu odzwyczaił się od słodyczy?
Tulka zjadła swoją, on swoją. Cały czas jej się przyglądał. Po tej drzemce wyglądała lepiej, nadal była blada ale na policzkach wykwitły delikatne rumieńce.
Miał ochotę zaśmiać się na głos. Po pierwsze z radości, bo udało mu się nawiązać z kimś bliższy kontakt a po drugie - wyśmiać siebie samego. Zebrało mu się na udawanie dobrego wujaszka... Dobrze, że dziewczynka nie mówiła do niego 'tatusiu' bo chyba z żalu skoczyłby pod pociąg. Był idiotą, kiedy mógł to nie chciał ani żony ani dzieci.
Szkoda, że Bane zawsze budził się kiedy było za późno.
Nagle Tulka pomachała komuś, Bane skierował wzrok w tamtym kierunku. Zmrużył oczy, poczuł niepokój. Zbliżała się ich pani kapitan.
Nie ufała mu. Widział to po jej oczach. Chwytał ze słów. Wyczuwał jej niechęć...
Jak mógł się jej dziwić? Wyglądał, jak wyglądał. Sam pewnie gdyby spotkał na swojej drodze takiego cudaka, po kryjomu wsypałby mu coś do napoju albo ukłuł przez przypadek jakąś słodką, nasączoną trucizną igiełką.
A może Jocelyn przeczuwała kim Bane był? Jakoś tak już jest, że ofiary czują kiedy w pobliżu jest oprawca. Skrzydlatą piękność kiedyś zgwałcono... Czuła gwałciciela?
Bane schował książkę do torby. Wstał, zachował minimum kultury i dobrych manier - kiedy kobieta podeszła bliżej skinął jej głową na powitanie. Chciał pomóc Tulce wstać, ale dziewczynka go uprzedziła i sama sobie poradziła zarówno ze wstaniem jak i zapakowaniem rzeczy.
Jego twarz była na powrót martwa. Jakoś tak już było, że kiedy zapalał się w nim nawet maleńki płomyczek stresu, Bane stawał się zimny i rzeczowy.
Jocelyn miała prawo go nie lubić. Rozumiał to i akceptował. Ich znajomość nie rozpoczęła się najlepiej, to fakt. Na statku będzie musiał być grzeczny, żeby tylko nie dodawać jej nerwów.
Zauważył niezdrowy rumieniec. Zainteresował się tym, dlatego zaczął przyglądać się dziewczynie dokładniej.
Kobieta jednak wypowiedziała kwestię szybko, jakby nauczyła jej się na pamięć i chciała mieć już to za sobą. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę dworca, prezentując im swoje piękne, czarne skrzydła.
Tulka ruszyła chwiejnie za Joce, Bane był tuż za nimi. Przyspieszył kroku doganiając dziecko po czym nie czekając na pozwolenie, chwycił małą i podniósł na ręce. Bardzo uważał na skrzydła, nie chciał ich pognieść.
- Obiecałem, że cię poniosę, malutka. - powiedział - Nie zniosę widoku ciebie chwiejącej się na wszystkie strony. Odpręż się, możesz znowu spróbować się przespać. Zaniosę cię na miejsce i nie będę spuszczał z oka. - dodał - Ze mną jesteś bezpieczna.
Co za tekst! Siedząca w głowie Bane'a druga jaźń parsknęła śmiechem, łapiąc się za brzuch.
Zmarszczył brew i odgonił natrętne myśli. Do cholery jasnej, to on jest panem swojego ciała, musi nad sobą panować.
Niosąc Tulkę zbliżył się do Jocelyn. Starał się wyglądać na spokojnego, pomagała mu w tym nieruchoma twarz.
- Pani kapitan... Mam wrażenie, że nie czuje się pani najlepiej. Mogę jakoś pomóc? - zapytał formalnie. Chyba nie było sensu bawić się w udawanie zmartwionego, przecież Bane'owi było obojętne czy kobieta będzie chciała pomocy czy nie. Jest duża i umie decydować o sobie.
W głębi duszy miał jednak nadzieję, że Jocelyn jednak zwróci się do niego, nawet po zwykły lek na zbicie gorączki.
Nie mógł dopuścić przecież, żeby ich pani kapitan przeleżała cały rejs w łóżku.
A gdzie się podział Gregory...?Gregory - 6 Październik 2016, 19:11 Gregory wpatrywał się tępo w przestrzeń, cały czas smakując resztki pocałunku leżącego na jego ustach. Wokół niego szło tylu przechodniów, tyle istot, mogących skrzywdzić nie tylko jego, ale i Jocelyn. Ona umiała się bronić, pewnie, udowodniła mu to już dwukrotnie, ale jak wielki napór przeciwników mogłaby wytrzymać? Gregory był przekonany, że o jego romansie wiedzą już ONI, a jeśli jeszcze nie wiedzą, to dowiedzą się w przeciągu paru dni. I będzie musiał się znowu przed nimi chować. Cholera. Nawet nie wiedział, czego się spodziewać od tych wszystkich przechodniów. Może... może rzucą się na nich wszyscy na raz? Wtedy na pewno zostaną schwytani. Ale to byłoby średnio prawdopodobne. Raczej. Chyba.
Na dźwięk głosu Jocelyn wzdrygnął się zauważalnie, wyłaniając się nagle z otchłani czarnych, lepkich myśli. Po chwili jednak poczuł się całkiem spokojnie. Spojrzał Opętanej dziewczynie prosto w oczy w kształcie migdałów. Chcąc zrozumieć, co w sumie do niego powiedziała. Po chwili poprosił ją, aby powtórzyła, nie będąc pewnym, co konkretnie usłyszał. Acha. Ratować panienkę Prismę. Pardon, nie ratować, tylko poszukać jej w okolicy. Do czegoś była potrzebna, to było pewne. Tylko do czego?
- Nie ma sprawy, szefowo. Zaraz z nią wrócę - uśmiechnął się do niej, po czym puścił jej oczko przy słowie "szefowa". Kiedy Bane spotkał go po raz pierwszy, nazwał go pantoflarzem, patrząc na ilość taszczonych przez niego bagaży. Wtedy się na niego wkurzył, ale teraz wydało mu się to być zabawne, brać rozkazy od swojej dziewczyny. Wykona je tak czy siak, lecz jeśli zajdzie za daleko... to zobaczy, że temu potworkowi kagańca założy. Z tą złośliwie-wesołą myślą odepchnął się od ściany i ruszył w kierunku, w którym wtedy odbiegła lśniąco-błyszcząca gówniara. Powoli wyszedł z budynku, wprost na ostre, południowe słońce, walącego do niego odbłyskami z okien i szkieł niczym działo nabite kartaczami. Po paru sekundach, kiedy jego wizjery... pardon, kiedy jego ludzkie oczy przyzwyczaiły się do blasku, rozejrzał się po okolicy. W okolicy znajdowały się tylko pola. Zero sklepów. Gregory zawrócił więc i zaskoczony lekko własnym roztrzepaniem, chciał ruszyć z powrotem w kierunku peronów, kiedy coś kazało mu się odwrócić. W jego kierunku zmierzała obładowana torbami figurka - aż dziw, że jej wcześniej nie zauważył. Mała była szybka, to fakt. Być może zabranie jej na pokład nie było kompletnym pojebaństwem ze strony słodkiej Jocelyn. Cały czas zastanawiało go, dlaczego spod sukienki Prismy leci tyle błyskotek. Skąd ona je bierze? A jeśli ma krawcową, to powinna ją sobie zmienić, gdyż nie świadczyło to dobrze o jej kwalifikacjach.
Nie pozwolił jej odłożyć zakupionych towarów na ziemię, zamiast tego wziął w swe małe, grube dłonie paczkę z tortem i odezwał się do niej:
- Wszystko masz? Zaraz musimy się zbierać.
Z tymi słowy odwrócił się od niej i ponownie ruszył w kierunku miejsca, gdzie ostatnio widział się ze skrzydlatą. Spod papierowego pudełka widać było przez dziurki elegancki, czekoladowy torcik, na widok którego Greg natychmiast poczuł się głodny. Miał mgliste wrażenie, że przeznaczony jest on dla Tulki, jednak nie był tego całkowicie pewien. Zastanawiał się, czy małe cudo przerażone światem zechce go poczęstować.
W końcu zauważył Jocelyn, Bane'a i Tulkę stojących pod drzewem. Dziarskim krokiem podszedł do nich ze słowami:
- No to co teraz? - najwidoczniej nie zwracając uwagi na stan, w jakim znajdowała się Jocelyn. Załóżmy, że pudełko zasłoniło mu widoczność.Anonymous - 8 Październik 2016, 09:35 Długo czekać nie musiała, bowiem przybył po nią Gregory. Na pytanie czy wszystko ma tylko kiwnęła głową twierdząco. Mężczyzna wziął od niej pudełko z tortem, co nieco zdziwiło Prismę, bowiem, zawsze jej wpajano, że to młodsi powinni usługiwać i pomagać starszym. Jednak nie miała zamiaru się sprzeciwiać, bo dzięki tego rodzaju odciążeniu widziała przynajmniej gdzie idzie.
Wreszcie chociaż częściowo uwolnili się z tłumu wychodząc na zewnątrz, jak sądziła dziewczynka na spotkanie z resztą. W myślach snuła swoje teorie o nadmienionej wcześniej Julii, jak wygląda, w jakim jest wieku, jakiej jest rasy. Była również ciekawa ile osób jeszcze pozna, w końcu nikt jej nie poinformował ile sobie liczy załoga.
Gdy już powoli docierali na miejsce, Szklaneczka nieco się zdziwiła. Pod drzewem stała Jocelyn i dwie inne osoby - małą dziewczyną pewnie była Julka, a obok niej stał jakiś nietypowy mężczyzna. Przede wszystkim zdziwił ją wygląd tej dwójki - mała wyglądała jak krzyżówka Dachowca i Opętańca, a Bane wyglądał tak… Niezdrowo… Nie miała zamiaru ich sądzić po wyglądzie, w końcu sama była swego rodzaju ewenementem w tej kwestii, jednak próbowała rozgryźć jakim cudem mogła powstać krzyżówka ras. “Czyżby miała mamę Dachowca i tatę Opętańca? A może odwrotnie… Prisma już sama nie rozumie, Prisma nigdy o tym nie czytała w książkach…”
Po dotarciu tam Prisma postanowiła się przedstawić reszcie.
- Witajcie panienko i paniczu - skłoniła się lekko - imię… Prisma - od momentu spotkania z Gregiem nadal nie opracowała dobrego sposobu na przedstawianie się.
Jej skłon nie wyszedł najlepiej przez siatki zawieszone na jej chudych, szklanych rączkach. Czekając na odpowiedź spróbowała się uśmiechnąć. Spróbowała… Tak… To dobre słowo. Ostatecznie wyszedł jej uśmiech tak sztuczny, niczym u kasjerek, które po kilku godzinach roboty mają ochotę rzucić to wszystko, jednak nadal muszą szczerzyć się do klientów.Jocelyn - 8 Październik 2016, 16:28 Kolorowe światło odbijające się od szklanego dachu bolalo ją w oczy. Przetarla je i wtedy Bane z Julia na rekach się z nią zrównal. Przez jej twarz przebiegł grymas niezadowolenia. Zaczynała się czuć niepotrzebna. Owszem.. Może i nie jest nikim ważnym dla małej, może nie ma do niej żadnych praw.. Jula jest wolnym dzieckiem ale mimo to Jocelyn czula z nią jakaś więź. Krucha i nikła ale jednak. Chciala się nią opiekować, uczyć o tym świecie i ja chronić. A teraz gdy widziała jak mała zbliżyła się do Banea.. Cóż. Bolesny ucisk nawiedził jej serce.
- Nic mi nie jest. Chce mieć to już za sobą - odpowiedziała lekko znużona. Nie trzeba być jasnowidzem by zauważyć iż kobieta za nim nie przepadala. Miał w sobie coś co przyprawialo ją o mdłości. Zmierzwila wlosy na glowie Julii i wtedy dostrzegła Gregory'ego i Prisme. Greg jak zgadywala Joce niósł tort a Prisma całą reszte. Grzeczna dziewczynka już miała przedstawić Prisme całej reszcie gdy ta dygnela i sama się przedstawiła. Trucicielka uśmiechnęła sie na to pogłębkiem. Nigdy nie przestanie jej zaskakiwać. Przeczesala palcami swoje włosy i stanęła tak że każdy z załogi ją dokładnie widział.
- Więc tak. Będą nas archiwizowac. Nie wiem dokładnie o co zapytaja, jednak w góry zastrzegam że lepiej nie kłamać.. Oni.. Nie za bardzo.. No. Po prostu mówcie dokładnie prawdę. Z racji że jestem kapitanem to ja stracę głowę jeśli coś im będzie smierdziec. - powiedziała to dość sarkastycznym tonem. Nie chciała za bardzo nikogo straszyć jednak musieli wiedzieć jaka jest stawka - Julio. Będą napewno pytali o nasze.. Rasy. Ty jesteś opętańcem. Jak ja. I tak właśnie masz odpowiedzieć jak Cie o to zapytaja. Kiedyś Ci wszystko wyjaśnię.. - powiedziała to po czym odwróciła się i ruszyła na dworzec. Nie podobała jej się wizja tych przesłuchań jednak nie miała wyboru większego. Nie odwróciła się by sprawdzić czy za nią ruszyli. Westchnęła dość ciężko. Ciężko było jej zebrać swoje myśli. Przez goraczke? Zmęczenie? Brak humoru? Cholera to wie. Mdliło ją trochę ale ignorowala to wszystko. Nie będzie robić wokół siebie niepotrzebnego zamieszania. Stanęła jakieś 5 metrów od miejsca w którym miały się odbyć przesłuchania.
- Teraz zaczekamy tu na pozostałą dwójkę z załogi. Powinni się tu zjawić w przeciągu pół godziny wiec na razie możecie zebrać myśli czy coś..- Sama nie ruszyła się z miejsca a jedynie ściągnęła płaszcz. Trzymała go chwilę w rękach po czym zamienił się w broszke. Był to złoty ptak w locie wysadzany czerwonymi rubinami. Przypiela go do bluzki. Wyciągnęła z sakwy notes i pióro po czym zaczęła coś zapisywać w nim, ściągając przy tym brwi.Tulka - 8 Październik 2016, 18:44 Dziewczynka sapnęła głośno, gdy Bane nagle ją podniósł. Nie uciekała jednak. Spojrzała na niego najpierw zaskoczona po czym uśmiechnęła się delikatnie z wdzięcznością. Machnęła też delikatnie ogonkiem. Chwyciła inaczej torbę aby ta nie przeszkadzała wujkowi.
Troszkę zaniepokoiła się pytaniem mężczyzny, a tym bardziej odpowiedzią Jocelyn. Już miała poprosić ją aby powiedziała prawdę, gdy nagle podszedł do nich Greg. Trzymał jakieś pudełko, które przypominało te, w których nosi się ciasta i torty. Ciekawe po co mu takie coś.
Jej uwagę jednak szybko zwróciło coś innego. Była to dziwna dziewczynka, zrobiona jakby ze szkła. Takiej dziwnej istoty Tulcia jeszcze nie miała okazji oglądać. Spoglądała na dziewczynkę z góry, przekręcając główkę lekko i stawiając swoje spiczaste uszy. Nie mogła się nadziwić. W końcu jednak dziwna istotka odezwała się. panienko? paniczku? Spojrzała na Banea. Szybko jednak wróciła wzrokiem do nieznajomej. Prisma Powtórzyła w myślach.
- Jestem Tulka - powiedziała niepewnie.
Odwróciła jednak wzrok od kryształowej dziewczyny, gdy Jocelyn zaczęła do nich mówić. Rasy? Opętaniec? O co tu chodzi?
Nie zadawała jednak pytań. Tylko przytaknęła głowa pokazując, że rozumie. Ucieszyło ją też to, że Joce poczochrała ją po głowie. Może jednak nie jest na nią aż tak zła?
Gdy weszli na dworzec rozglądała się oniemiała. W szczególności na pociągi. Bo...bo...one latają! Spoglądała to na nie to na trzymającego ją mężczyznę.
Gdy kobieta powiedziała, że muszę poczekać na jeszcze dwie osoby, zastanowiło dziewczynkę kto jeszcze do nich dołączy. Widząc jednak, że mają chwilę spojrzała na wujka.
- Wujku postawiłbyś mnie na chwilę? Chcę porozmawiać z siostrzyczką... - powiedziała cichutko, tak by tylko on usłyszał.
Jeśli pozwolił jej zejść na ziemię, podeszła powoli do Jocelyn, która akurat ściągała swój płaszcz. Patrzała z postawionymi mocno uszami i szeroko otwartymi oczami jak ten nagle zmienia się w broszkę. Ale jak?!
Pociągnęła lekko Joce za koszulkę - siostrzyczko na pewno wszystko dobrze? - zapytała cichutko. Nie chciała aby ktoś ją usłyszał. Na wszelki wypadek powiedziała to po francusku. Nie chciała zaniżać autoryteru Jocelyn-martwię się o ciebie...nie wyglądasz za dobrze - mówiąc to chwyciła wisiorek na szyi i zaczęła się nim nerwowo bawić.Bane - 9 Październik 2016, 21:54 Bane maszerował posłusznie za Jocelyn. Kobieta odpowiedziała mu wymijająco jednak on wiedział, że ewidentnie coś jest nie tak. Nie chciał drążyć tematu, bo jeszcze by ją rozzłościł. Zamiast tego ponownie się z nią zrównał. Chciał właśnie rozpocząć nowy temat gdy weszli na dworzec i na horyzoncie pojawiła się niewysoka dziewczynka i Greg niosący jakieś pudło. Zaniechał wiec zagadywania pani kapitan, chciał się dowiedzieć co teraz.
Postawił Tulkę akurat wtedy gdy dziewczynka o to poprosiła. Przeniósł wzrok na nieznajomą. Wyglądała jak chodzący kamień szlachetny. Mieniła się kolorami, błyszczała na odległość. Wyglądała zjawiskowo, Bane jeszcze nigdy nie spotkał tak dziwnej istoty.
Chwilunia... O cholera! Ona jest przezroczysta! Bane widział przez skórę zarys żył i narządów wewnętrznych. Stał jak śnięty, gapił się na dziewczynę jak w obrazek zapominając o kulturze.
Zdziwił się gdy Przezroczysta nazwała go "paniczem". Nie słyszał wcześniej takiego określenia. Zwłaszcza skierowanego wprost do niego.
Podrapał się po brodzie na której zagościł już kilkudniowy zarost, niewidoczny z daleka z racji na barwę.
- Myślę, że jestem za stary na panicza. Jestem Bane, po prostu Bane. - powiedział i skinął ku niej głową - Miło poznać, Prismo.
Uznał, że będzie musiał przyjrzeć się dziewczynce na statku. Bardzo ciekawiła go jej skóra, bez wątpienia medyk miał do czynienia z kolejną z ras tego świata.
Podszedł bliżej by dokładniej oglądnąć Przezroczystą. Kolorowe kryształki sprawiały, że musiał zmrużyć oczy.
Gdy Joce mówiła co teraz nastąpi, słuchał jej uważnie ale przyglądał się Prismie. Ciekawe czy przez jej skórę wszystko było widać. I ciekawe jak na taką skórę zadziałałby jego dotyk...
Pani kapitan wspomniała o rasie. Chwileczkę... A kim on był? Pamiętał, że Gregory nazwał ich Cyrkowcami, Bane postanowił więc trzymać się tej opcji. Co prawda nie było w nim nic śmiesznego, klauna nie przypominał, co najwyżej mima... Ale skoro ofiary MORII tak były nazywane, to Bane musiał to zaakceptować.
Informacja o tym, że będzie musiał powiedzieć coś o sobie zaniepokoiła go odrobinę. Nie chciał dokładać Joce problemów ale... No cóż, władza tej krainy chyba nie będzie zbyt szczęśliwa jak Bane powie wprost, że jest gwałcicielem. Nie ważne, że zgwałcił już dawno temu. Łatka została naszyta i medyk raczej się jej nie pozbędzie.
Kiedy kobieta skończyła objaśniać co i jak, odczekał chwilę. Chciał podejść ale ubiegła go Tulka. Ruszył więc w stronę Grega. Stanął obok mężczyzny.
- Co tam masz, stary? - zapytał wskazując na paczkę. Wyglądała jak pudełko z ciastem, wątpił jednak by faktycznie było w nim coś słodkiego. A jeśli już to z pewnością nie dla blondyna - Greg wspomniał, że ma dosyć słodkości i lukru jakim przesycona była ta kraina.
Bane schował ręce do kieszeni i czekał, tak jak nakazała pani kapitan, na przybycie kolejnych członków załogi.Gregory - 10 Październik 2016, 18:17 Jocelyn nawet nie wiedziała, jak potężną burzę wywołała swoimi słowami. To był ten moment, w którym tort trzymany przed Gregory'ego znalazł się w wielkim niebezpieczeństwie. Istniało 45 procent szans, że zostanie po prostu upuszczony na ziemię i 55%, że blond-włosy Cyrkowiec z tych nerwów po prostu go zgniecie. No i maleńka, tycia szansa, iż z tortem nie stanie się nic a nic.
Nie mógł powiedzieć niczego o sobie. Jego umysł musiał być niedostępną twierdzą, z tytanowym sejfem dla każdej informacji. Świat i tak wiedział o nim za wiele. Gdyby choć pozwolili mu kłamać... Nie chciał jednak, aby jego bądź co bądź załoga wpadła w kłopoty z jego powodu... Nie... nie powinien... NIE MOŻE POZWOLIĆ aby jakikolwiek rząd posiadł jego dane osobowe! To byłoby jak samobójstwo! Z tym, że nadal by żył, a ONI mieliby go na talerzu ze srebra i z zestawem srebrnych, kurwa, widelczyków do obrabiania mu dupy! Nie! Nie i kropka! Jego ciałem wstrząsnął potworny, zimny dreszcz, a ciśnienie w jego żyłach podskoczyło tak bardzo, że mógł usłyszeć bicie własnego, wykrzywionego i pozszywanego z resztek serca. Nawet Tulka mogłaby pomyśleć, że nie tylko Jocelyn zapadła na jakąś nieznaną chorobę, gdyż sam "panicz Gregory" nie wyglądał na chwilę obecną zbyt zdrowo. W jego głowie szumiała już cała autostrada błagalnych myśli, doprowadzających resztę organizmu do paraliżu: Szefowo...proszę cię, zaklinam, wsadź mnie na statek inną drogą, zrób coś, cokolwiek, skarbie, jeśli tylko rzeczywiście mnie kochasz, ja nie mogę, naprawdę nie mogę nic powiedzieć!
W końcu zdobył się na ruch. Drżącymi dłońmi podniósł tort i położył go z powrotem na ramiona Prismy - a raczej kontrolowanie wyślizgnął się z jego lepkich od potu dłoni. Po tym geście, ignorując pytanie Bane'a z beznamiętną, ołowianą twarzą, ignorując nawet fakt, że Julia zapaplała coś w dziwnym języku nie wiadomo skąd, zrobił krok pierwszy, krok drugi, po czym kaszlnął. Wyglądał, jakby miał zaraz zadławić się zjedzoną ówcześnie żabą. W końcu wypluł te trzy ciężkie, śliskie słowa:
- Czy to konieczne?
Po tym wszystkim chciał wiele rzeczy na raz, a z pewnością chciał uciec daleko i zapomnieć o wszystkich poznanych tutaj. Chciał wrzeszczeć. Może nawet chciałby się rozpłakać, tak troszeczkę, po męsku, z leżeniem na ziemi, tłuczeniem w kafelki i kopaniem w zestawie. Zamiast tego poczuł się tak nieznośnie słabo i bezradnie, że usiadł ciężko na ziemi. Za chwilę zapewne się podniesie, kiedy przerażenie, frustracja i gniew osłabną na tyle, aby umożliwić mu normalne funkcjonowanie. Na jakiekolwiek pytania o jego stan odpowie tylko wymuszonym szeptem "Nic, nic, nic", nie zależnie, jak zostałyby sformułowane.Anonymous - 11 Październik 2016, 23:21 Światopogląd Prismy powoli się kruszył. Już druga osoba, stwierdziła, że nie musi nazywać ich per panicz. Ale przecież tak ją uczono, przecież tak jest grzecznie. Czy to możliwe, że wszystko co przekazano jej w domu jest kłamstwem? Pojęcie o świecie jakie jej zawsze wpajano w konfrontacji z tym fatycznym mocno gubiło dziewczynkę, w końcu nie tak ją uczono, sytuacje nie były tak schematyczne jak jej przedstawiano. Dlaczego to wszystko działa tak… Chaotycznie? Czyżby te lata nauki wszelakich definicji miała pójść w las?
Przemyślenia Prismy przerwało ogłoszenie pani kapitan. Mają ich archiwizować? Pytać o różne rzeczy? I w dodatku mają nie kłamać. Dziewczyna lekko zestresowała się, jednak jej spokojne oblicze pozostało niezmienione. “A co jeśli Prisma pomyli się przez przypadek i przez to uznają ją za kłamcę? Które nazwisko Prisma powinna podać? Prisma już sama nie wie… Ale przynajmniej Prisma jest pewna swojej rasy, a to już coś, prawda?”
Znów wewnętrzne rozważania zostały przerwane, jednak tym razem przez Grega, który w dość niedelikatny sposób przekazał szklance na powrót ciasto. Chciała spojrzeć na niego z irytacją, jednak jej wzrok był tak samo pusty jak i cały czas, a nawet jeśli wykrzesałaby z siebie to negatywne uczucie to mężczyzna zapewne nie zauważyłby tego, był wyraźnie czymś przejęty.
W międzyczasie Tulka podeszła do Jocelyn i zaczęły mówić między sobą. Prisma mocno skupiła się by usłyszeć cokolwiek, jednak słowa wypowiedziane przez małą Opętaną pozostawały dla niej całkowicie niezrozumiałe.
Nikt nie zwracał na nią szczególnej uwagi, więc postanowiła usadowić się na jakimś najbliższym siedzeniu, wcześniej odkładając zakupy gdzieś na bok i obserwować. Wyjęła ze swojego plecaczka notatnik i coś do pisania, a następnie pomijając kartki zapełnione przepisami, zaczęła coś notować. Obserwowała przewijające się masy i ich reakcje, emocje. Starała się rozpoznać co dana osoba czuje, a następnie skrzętnie opisywała każdy ich gest, a nawet zdobiła ilustracjami, które wyglądały wyjątkowo dziecinnie jak na piętnastolatkę.
Blondyneczka zapragnęła czegoś słodkiego, jednak uznała, że jeśli sama sięgnie po cukierek bez częstowania innych, będzie to wysoce niekulturalne, a z drugiej strony nie chciała odrywać się za bardzo od swojego zajęcia, nie wiadomo, kiedy otrzyma drugą taką okazję, więc ostatecznie nie zrobiła nic.
Miała zamiar tak spędzić pozostałe pół godziny, aż do przybycia reszty załogi, chyba, że dostanie rozkazy od swej kapitan lub ktoś postanowi ją zagadać.Anonymous - 12 Październik 2016, 10:26 Kolejny dzień mijał nieubłaganie, a sprawy do załatwienia, których tak naprawdę nie miał, nie zajęły go na długo. Dłużyło mu się strasznie, a przez brak zajęcia przez większość czasu leżał sobie na ziemi, niezależnie od tego, gdzie się znajdywał, by później zmienić miejsce i znowuż patrzeć w niebo. Uwielbiał spędzać w ten sposób czas, nawet jeśli ktoś by na niego nadepnął lub się potknął o wielkiego pluszaka leżącego pośrodku na czyjejś drodze. Na szczęście ślady buta nie były trwałe, nawet te z ubłoconych. Szkoda, że nie potrzebował snu, a potrzeb podobnych do innych ludzi i stworzeń nie posiadał. Cóż zrobić. Spóźniało się, a on postanowił jak to każdego dnia doglądnąć pustej skrzynki na listy, acz nie wiadomo, jaki zbłąkany list mógłby trafić w jego ręce. Westchnął, a kiedy był blisko celu, zatrzymał się w miejscu. Przetarł oko w niedowierzaniu, a z oddali dostrzegł białą kopertę. Na dodatek w swojej skrzynce.
- Wiadomość? Do mnie?
Podbiegł do niej czym chyżo, a zawartość koperty szybko otworzył, a list rozwinął. Treść jej brzmiała tak:
Szanowny Egonie
Odwołując się do słów wypowiedzianych na naszym spotkaniu, pragnę przekazać dane dotyczące miejsca i terminu spotkania.
Z poważaniem. Jocelyn D'Voir
Miejsce —Dworzec AKL/Herbaciane łąki
Termin- Jak najszybciej
Panna Jocelyn? Jeśli dobrze pamiętał, kontaktowali się ze sobą, ale miało to miejsce bardzo dawno temu. Nadeszła, jak widać pora, by zgłosić się do jej załogi w wyznaczone miejsce, a potem dowiedzieć się jak mógłby jej pomóc. Złożył wiadomość w kostkę, a potem wsunął z powrotem do koperty. Postanowił bardzo szybko wejść do domu i zabrać ze sobą to, co uznał za najważniejsze. Nie miał plecaka, toteż wziął długiego kija, a na nim zawiązał materiał, w którym trzymał wszystko potrzebne do szycia. Właściwie to tyle potrzebował do szczęścia. Wzruszył ramionami, zamknął swoje drzwi na klucz, a potem ruszył w stronę ów dworca.
Zajęło mu to dłuższą chwilę, bo chyba upłynęły dwa dni, zanim dotarł na miejsce. Nie miał dobrej orientacji w terenie i miał nadzieję, że się nie spóźnił na owo spotkanie. W końcu jednak dostrzegł budynki i bardzo szybko zawitał do wymienionego w liście dworca. Sama podróż nie była na szczęście uciążliwa, pomijając szyderstwa kierowane w jego stronę oraz podejrzliwe spojrzenia od osób z ambiwalentnym nastawieniem do innych osób, które po drodze mijał. Dotarłszy na miejsce, zaczął rozglądać się za panią kapitan, a kroki stawiane przez niego stały się powolne i mało zdecydowane. Przeczucie mu podpowiadało, że trafił we właściwe miejsce. Nie było tu nikogo na zewnątrz. więc postanowił wejść do środka. Tak, to chyba oni, gdyż rozpoznał wśród nich skrzydlatą kobietę. Wszyscy byli pod ścianą przy czym kilkoro z nich zajęło już miejsca siedzące.
- Panno Jocelyn!
Krzyknął i podbiegł do niej, aż zatrzymał się przy niej i stanął wyprostowany niczym na baczność.
- Zgodnie z poleceniem przybyłem. N-nie spóźniłem się, prawda...?
Zmierzył ją pokrótce swoim okiem, a potem patrzył pod swoje nogi.Queen - 12 Październik 2016, 15:11 Przeciągnęła się zaspana, po czym leniwie otworzyła oczy, a jasne promienie słoneczne lekko ją oślepiły. Próbując przyzwyczaić się do jasności dnia – mozolnie wstała i usiadła na brzegu łóżka. Schyliła się, by obudzić węża, który spadł okryty kocem tuż koło jej łóżka. Shiro zasyczał niezadowolony, kiedy ściągnęła z niego źródło ciepła – Sssimno – wysyczał, ogonem łapiąc kant koca oraz ponownie naciągając zagrzaną tkaninę na swoje wychłodzone ciało. Uśmiechnęła się lekko na ten widok, wstając z łózka i kierując się do łazienki – wzięła ciepły prysznic, poczesała włosy, trochę się pomalowała oraz ubrała, by po chwili zejść na dół do kuchni. Niby była strachem, niby nie potrzebowała jadła ani napoju, jednak nie mogła sobie odmówić porannej herbatki. Nastawiła wodę w czajniku, wyciągnęła czarną herbatkę oraz kubek, a z szafki wzięła dwa kawałki czekolady z orzechami. Pyszne jak zawsze pomyślała, przeżuwając swój kawałek. Drugą część zostawiła dla węża na stoliku, by zjadł trochę zanim pójdzie zapolować na jakiegoś gryzonia czy małego ssaka.
Białołuski spełzał ze schodów, przywitał się grzecznie, po czym wyszedł otwartymi drzwiami (oczywiście nie zapominając o smakołyku, leżącym na stole) na podwórze. Spojrzał do skrzynki, chcąc się upewnić, że jest pusta, jednak zauważył cieniutką kopertę leżącą na dnie metalowego przedmiotu. Swoim długim ogonem otworzył skrzynkę na listy, wyciągnął kopertę i zaczął pełzać w stronę domu – Posssszta – zasyczał, kładąc list na stole, koło gotowego już kubeczka z herbatą. – Dziękuje – powiedziała, głaszcząc węża po łuskach na głowie oraz sięgając po list. Otworzyła go powolnie, przeczytała jego zawartość, uśmiechając się diabelnie z podekscytowania! Jocelyn w końcu się do niej odezwała! – Tak, w końcu!! – zawołała radośnie, pędząc na górę i zostawiając zdezorientowanego węża na dole. Szybko spakowała najpotrzebniejsze rzeczy do sporej torby na ramię, zeszła ponownie do kuchni, wypiła herbatkę, po czym wyrzekła – Idziemy na wspaniałą przygodę! – złapała węża, wciągnąć go w stronę drzwi, które zamknęła na kilka spustów. – Gdzie idziemy? – zapytał Shiro, niczego nie rozumiejąc. – Zobaczysz – odpowiedziała i dziarskim krokiem ruszyła w odpowiednim kierunku. Gad chcąc, nie chcąc ruszył za nią, po drodze zaczajając się na pomniejsze ssaki.
*******
Gdy Raven i Shiro dotarli na miejsce, okazało się, że przybyli ostatni. Szanowna Pani Kapitan stała tam z wcześniej widzianą dziewczynką… Primą czy jakoś tak. Kotka nie specjalnie zapamiętała jej imię, jednak wśród zebranych dostrzegła coś naprawdę niezwykłego. Mała dziewczynka miała lisie uszy i ogon… Oczywiście nie byłoby to coś dziwnego, gdyby nie fakt, że z jej pleców wyrastały skrzydła… To chyba są jakieś jaja pomyślała, wskakując na parapet przy otwartym oknie, by mieć lepszy widok na cudaczną osóbkę oraz innych. Uważnie przyjrzała się małej, w chwili, w której Shiro wyprostował się i otarł łbem o jej wierzchnią część dłoni. Białowłosa kotka siedziała, ilustrując innych wzrokiem oraz nie przejmując się oczami (prawdopodobnie zwróconymi w jej stronę). Nie miała pojęcia z jakimi rasami ma do czynienia, jednak pewna była, że Jocelyn jest Opętańcem, a dość niski mężczyzna z mechanicznymi skrzydłami na plecach musi być Cyrkowcem. Nie dostrzegła jednak niczego wyróżniającego białowłosego mężczyznę, a drugi przedstawiciel płci brzydkiej miał igły wbite w czarne włosy, co wydało jej się niesłychanie ciekawe. Zawiesiła swoje spojrzenie na czarnowłosym, próbując odgadnąć kim ów osobnik jest, jednak nic sensownego nie przyszło jej do głowy. - To ktośssssss– zasyczał wąż przy jej uchu – znajomy? – dokończył swoją wypowiedz, która okazała się pytaniem, na co Straszka odrzekła – Można tak powiedzieć - przez chwilę przypatrywała się zebranym, jednak po jakimś czasie odezwała się ponownie… - Chyba należałoby się przywitać, nie sądzisz? – zapytała Shiro, na co on pokiwał swoim białym łbem. – Wszyscy już w komplecie?! – krzyknęła, by zostać usłyszaną – Czy czekamy jeszcze na kogoś? – zamachała swoim puszystym ogonem i przekręciła łepek w prawo. – Ładne mi to powitanie… - białołuski pokręcił łbem, wpatrując się w swoją właścicielkę czerwonymi ślepiami.