Vega - 14 Październik 2015, 21:16 - Tak, powiedzmy... - odparłam z wyczuwalnym lenistwem, a słysząc jego uzasadnienie, nie zamierzałam już wcale przyznawać racji. - Ciesz się, bo nie wytrzymałbyś ze mną dłużej. I tak mało wytrzymasz, polegniesz pod moją epickością, ciach!
Dźgnęłam go pomiędzy żebra po zdrowej stronie ciała. Oj, uważaj, bo z braku koncentracji znalezisko z rączek wypuścisz, Szopku!
- No dobrze, piękne, ładne. Choć chyba wolałabym jakąś czaszkę... Och, dziękuję! - Wyszeptałam, kiedy założył mi naszyjnik, a nie omieszkując skorzystać z sytuacji, przysunęłam się do niego i sięgnęłam jego ust w pocałunku.
- Od teraz jest w nim również i moja miłość, ale nie taka, co w moim serduszku, jedynie skrawek, bo przecież kawałkowi metalu Ciebie nie oddam. Oj nie, nie oddam wcale!
Bez słowa protestu nie uznam, że tylko ja sama zasługuje na wyleczenie - oboje tego potrzebujemy, ale jak tej pomocy Gwiazdce się udzieli - tego nie potrafiłam pojąc. Zwyczajnie nie czułam, by sprawność mogłam mieć pełną, to przecież nie pojedyncza rana, to wybrakowanie!
- Nawet nie próbuj uciekać, bo osobiście ci zacznę ją składać, a uwierz, nie nadaję się do tego. Wesprzyj się na mnie, jakoś dojdziemy… dokądś. Przecież musi być tu droga do miasteczka, czy cokolwiek, prawda?
Kwestia wzrostu pozbawia mnie wygodnego pomagania, ale poświęcę się choć trochę. O ile ranne mamy te same strony ciała, a nie przeciwne. Zaś swoje ramie uścisnęłam przed raną za pomocą posiadanej linki, aby ograniczyć nieco dopływ krwi, w obawie, że ta niebawem zacznie wesoło strumieniem płynąc spod prowizorycznego opatrunku.
Tak idąc, albo osobno, albo cokolwiek, natrafiliśmy na niebywale cuchnący okaz, drażniący spojówki, nozdrza i psychikę. Choć to ostatnie najmniej, niemal wcale. Zawsze może być gorzej, ale ciągle to powtarzając, ignorujemy słowo „może” i stawiamy na bezwarunkowe występowanie zła. Może dlatego zło się tak szerzy, a ignorancją jest powtarzanie o nim per „może”?
W każdym razie, nie zbliżałam się zbyt blisko, obawiając się nieprzyjemności. Zdecydowanie nie wyglądała lepiej niż przeszkoda którą nie sposób obejść bezpiecznie.
- Co za okropność… Ech, byle uniknąć kontaktu. – Wyszeptałam do ukochanego, zdając się w nadziei, że nie będzie zaczepiać o drobne, jak to pijaczyny na dworcach w świecie ludzi czynią.
Minęliśmy ją, ale ona nie rezygnowała z zaczepienia nas. Odniosła się do mojej rany, a jej mowa była trudna do zrozumienia, choć sens wyłapałam. I ten sens nie miał sensu, bo co ją interesuje moja rana?! A ić Ty!
- Wolałabym po prostu wiedzieć, dokąd iść by trafić do miasta… - Odparłam, będąc niechętną na propozycje cuchnącej zarazy. Gdyby chociaż to był inny świat, a horyzont wokoło kryłby się za urbanizacją – czułabym się pewniej. Mamy jednak bezludzie i każda decyzja jest na wagę złota. Patrzyłam więc tylko na Szopka, zdając się na jego decyzję, co mógł w moich oczach ujrzeć.Raccoon - 19 Październik 2015, 11:04 Pomysł z ruszeniem w drogę był jak najbardziej trafiony i na miejscu, lecz dość trudny do zrealizowania ot tak, jeśli chodziło o Szopka. Mimo wszystko, na jednej sprawnej nodze trudno się chodziło nawet jemu wspaniałemu. Wspieranie się na Vedze było kuszące, choć i w tej kwestii pojawiał się problem różnicy wzrostu i ciężaru, jaki by on niewątpliwie stanowił.
Nie pozostawało nic innego, jak tylko odnaleźć coś, co posłuży mu za kulę, tym samym znacznie ułatwiając poruszanie. W lesie igieł zakrawało to o cud, więc nim rzeczywiście poszli dalej musiała minąć chwila, aby kijek który miał go odciążać nie postanowił w pewnym momencie przebić go ostrym końcem.
Zabierał się do tego gorzej niż baba szykująca się od rana do wieczornego wyjścia i przytłoczony tym faktem nie omieszkał dla ukojenia coraz mocniej szarganych nerwów zapalić kolejnego papierosa. Truj się Vego!
Droga wciąż mu się dłużyła, stopa mimo prowizorycznego usztywnienia i wsparcia, wciąż sprawiała mu ból, który jednak starał się przy swojej kobiecie ukrywać, samemu przy okazji bardziej martwiąc się o jej ranę. Ale w końcu z każdym krokiem coś zaczęło się zmieniać. Docierała do niego coraz intensywniejsza woń, później jej źródło. Nie wyglądało to przyjemnie ani ze względów estetycznych ani bezpieczeństwa. Istoty magiczne zdecydowanie lepiej radziły sobie w tym świecie i… w ogóle lepiej sobie radziły – miały moce.
Wyznawał zasadę, że jeśli nie będzie na wiedźmę spoglądał, to i ona go nie zauważy. Niby dziecinne, ale niekiedy przynosiło pozytywne rezultaty. Tym razem nie powiodło się, babcia wyskrzypiała co chciała i co gorsza, nie odpuszczała nawet przy pełnej obojętności z ich strony.
W pewną dozę wątpliwości wprawiły go słowa o oferowaniu pomocy. Już pal licho z nim samym, kto wie co te stwory w kopalni zafundowały Gwiazdce…
Odchrząknął cicho i wcale na kobietę nie patrząc, odezwał się do niej:
- Jaką niby pomoc możesz nam zaoferować? I czemu właściwie mielibyśmy powierzyć własne zdrowie w ręce staruszki rodem z Jasia i Małgosi? – Nie miało większego znaczenia, czy miała pojęcie o tej baśni, jeśli była inteligentna, mogła sobie wyobrazić kim była Baba Jaga. - Zapewne nie mamy nic, co by cię zainteresowało, babciu. Dlatego będę wdzięczy, jeśli rzeczywiście wskażesz nam dalszą drogę. – Proszenie o to takiej osoby zdawało się być głupie, bo jeśli nie otrzymała tego, czego chciała, mogła po złości wyprowadzić ich w pole, co zamiast polepszyć sytuację tylko by ją pogorszyło… Zawsze mogła próbować być bardziej przekonującą, ponieważ w tym momencie Nathan stał się szczególnie wyczulony i niepewny takim podejrzanym typom.Mari - 19 Październik 2015, 12:11 - Wy nie chceta mej pomocy?- zapytała starucha z lekkim niedowierzaniem. Spoglądała na Ludzi niby z wyrzutem, ale w jej spojrzeniu można było wykryć odrobinę rozbawienia. Przeszła parę kroków w kierunku, w którym parka zmierzała. Przy każdym jej ruchu można było słyszeć skrzypienie jej starych kości.
- Jak chceta to jakisik pół dnia- spojrzała na okulałego Raccoona - nu u was to chyba a i calućki dzień stąd jest łosada. Tam jakiegosik medyka se znojdziecie. Ino jo nie wim czy wom starczy czasu. Nu chyba, że panienka nie ce już swej ślicznej rączki posiadać. To proszę bardzo droga wolno. - Pokazała im kierunek, jednak nie usunęła się im z drogi. - Ino uważojcie bo ta cesta jest bardzo niebezpieczno i jo sama nie wim cu was tam czeko.
Znów przeszła parę kroków przyglądając się uważnie przybyszom z innego świata. Krążyła powoli wokół nich, otaczając ich swą niezbyt przyjemną wonią.
- Jeśli jednok byście chcieli abych wam pomogła to a i za godzinę może panienka być zdrowo a i panocku, twoją nogą się zając mogę. - Spojrzała na nich swoimi mglistymi oczyma. - Ale jo do tego potrzebować bedym ino jedna roślina, która kajsik tu w okolicy rośnie- zgarbiła się bardziej i rozejrzała po okolicy - jo je staro i zniedołężniało baba. Jo nie dom rady sama go zdobyć, a i mnie by się ziółko to przydało. Pomóżcie starej kobiecie a i ona wam pomoże i to nieodpłatnie.
Wyciągnęła do nich drżącą rękę, jakby w geście błagalnym. Znów stanęła na drodze pary. Jednak łatwo można by ją ominąć.
z/t x3Anonymous - 29 Sierpień 2017, 20:28 Poczuł grunt pod nogami. To był dobry znak. Żył. I reszta chyba też żyła. O tym świadczył fakt, że także stali na swoich nogach i nawet zmierzali w kierunku McAlistara. Kilka sekund zajęło Ironmanowi poprawnego funkcjonowania oddechu i koordynacji ruchowej. Trening to jedno, ale długa przerwa w korzystaniu z Krzyża robiła dużą różnicę. Nie czuł się i nie wyglądał przynajmniej tak jakby zaraz miał zwymiotować. Miał nadzieję, że tak właśnie nie wyglądał. Rozejrzał się w spokoju jeszcze raz, chłonął otoczenie. Znów czuł, że jeśli miałby zostać przywitany z otwartymi ramionami, musiałby wpierw te ramiona odrąbać i przybić do drzwi. Wpuścił do płuc powietrze i westnchął. Jego usta wygięły się w okropnym, sadystycznym wręcz uśmiechu. Zakręcił młyńca siekierą jak zawodowiec. Był na cudzym terenie. Na jego cudzym terenie. Sam dziwny, metaliczny posmak pozostały po teleportacji sprawiał, że do jego krwi dopłynęło nieco więcej adrenaliny. Poczuł ślinę w ustach niczym pies Pawłowa. Nieco bardziej swobodnym krokiem kierował się ku reszcie, na powrót umiejscawiając fiskarsa na swoim miejscu.
— Zabraliśmy w ogóle jakieś jedzenie? — Zapytał z ciekawością. To była bardzo ważna część przygotowań, o której nowicjusze bardzo często zapominali. Kto by pomyślał, że w Krainie Luster nie ma sklepików z kanapkami na drugie śniadanie? O ile z racjami żywnościowymi dla trzech osób drużyna zdołałaby śmiało się wyżywić, o tyle obcięte o połowę posiłki nie są ani sycące, ani wystarczające. Gdy szedł, chłonął otoczenie. Przyzwyczajał się do tego, co jest wokół, do tego jak brzmi świat, by wiedzieć, kiedy coś jest nie tak. Kusiło go również, by wspomnieć o wymaganym ekwipunku — tym do pozyskania próbek, po które zostali wysłani. Ale w tej kwesti całkowicie zaufał McAlistarowi. O tym przecież nie mógł zapomnieć. Pomijając te wszystkie ważne rzeczy, które mogły zostać pominięte przez idiotyzm szczurów z organizacji organizacji, Śpioch poczuł się wreszcze stuprocentowo zdrowy. Czekał wręcz na to, by znów puścić w ruch naboje.Charles - 29 Sierpień 2017, 21:47 Jego "cudzy teren" mógłby zostać uznany przez wielu wrażliwszych ludzi za niesamowicie piękny. Otaczały go gigantyczne, fioletowe kryształy, pnące się wysoko w niebo, raz na jakiś czas urozmaicane czerwienią i zielenią, rozbijając światło nowego dnia we wszystkie strony. Nigdzie jednak nie dało się znaleźć poszukiwanego przez nich intensywnego błękitu magicznych kamieni, co było raczej oczywiste. Ich złoża zawsze występowały głęboko pod ziemią i w bardzo niewielkich ilościach. Było chłodno, lecz w granicach rozsądku, w końcu wstawał nowy dzień. Na niebie przeleciało kilka odległych...być może ptaków, lecz był to jedyny ruch w tym oczyszczonym z życia miejscu - nie rosła tu nawet najwątlejsza trawa. Aż dziw, że mimo braku roślinożerców najbardziej mordercze z drapieżników, zwanych przez Jo'ego mutantami, zdołały się tutaj uchować. Najwidoczniej polowały tylko na siebie nawzajem, napędzając Darwinowskie koło doboru naturalnego do prędkości nad-świetlnej.
Wejście do kopalni zaledwie w minimalnym stopniu wyglądało tak, jak mogłoby się zdawać, że powinno. Aczkolwiek na pewno sugerowało, że kiedyś faktycznie było wejściem do kopalni. Teraz bardziej przypominało marną dziurę w olbrzymiej skale, ziejącą czernią i mrocznym chłodem z podziemi. Drewniana konstrukcja podtrzymująca wejście dawno temu przegniła i tylko jeden samotny słup po prawej stronie delikatnie starał się insynuować, że będzie stał tu tak długo póki nie zapuści korzeni, choć zdaje się, że prędzej przemieni się w kolejny kryształ niż w drzewo. Podobne wrażenie sprawiał wbity w niego gwóźdź, z którego zwisał urwany kawałek papieru. Nie dało się stwierdzić, co mogło znajdować się na całości.
Reszta oddziału również nie zajmowała się oglądaniem widoczków, może prócz Anastasji, która posyłała zaciekawione spojrzenia to tu, to tam.
- Pewnie. Mamy zestaw żelaznych racji na cztery dni dla każdego. Tylko tyle czasu dano nam na wykonanie misji. Każde z was dostanie do dyspozycji kilof i młotek, którymi pobierzemy próbki. Trzymamy się razem i nie rozdzielamy, jeśli nie będzie to absolutnie konieczne. A teraz - oddział za mną. Odpalamy latarki naftowe. I wypatrywać tych skrzydlatych małp. - rzekł McAlistair, wskazując im gestem wejście w ciemność.
Tuż po belce podtrzymującej strop pojawiało się pierwsze rozgałęzienie, w tym wypadku na dwa tunele. W głąb lewego prowadziła linia kolejowa, zaczynająca się po środku dopiero na skraju tego tunelu, zaś prawy zapraszał sporą dziurą na progu i sypiącymi się ścianami. Sam początek i już przyszło im wybierać.
- Na razie czysto. - mruknął Titus, spoglądając w obydwu kierunkach. - Idziemy bezpieczniejszą drogą czy ryzykujemy przejście koło dziury?Anonymous - 30 Sierpień 2017, 00:04 Piękno okolicy ani trochę nie zajmowało mężczyzny. W przeciwieństwie do wrażliwej i wyczulonej na piękno krótkowłosej, on z doświadczenia już wiedział jak bardzo zwodnicze są przecudne widoki. Odwracają uwagę od tego co ważne. Spojrzał na nią i pokręcił głową tak, jak starzy ludzie kręcą głową na swoje dzieci, gdy robią coś głupiego, nie na tyle jednak złego, by im to przerwać. Straci nieco piękna ze swej twarzyczki to zrozumie dlaczego powinna być czujna. A do tego czasu to on będzie robił za wartość bojową zespołu. Kilof i młotek przyjął z nieukrywanym zadowoleniem. Choć z powodów estetycznych preferował broń posiadającą ostrze, to nie mógł się oprzeć wrażeniu, że większy użytek tych narzędzi można zrobić przy cudzych głowach niż przy kryształach. Czasami Steeler przyłapywał siebie na bardzo brutalnych i sadystycznych myślach. Nigdy jednak z nimi nie walczył. To one napędzały jego bojowy zmysł i to one sprawiały że był dobrym żołnierzem.
Zejście do podziemi nieco odebrało mu humor. Usta powróciły do normalnego stanu. Odkąd się wybudził, nie lubił ciemności. Zawsze okazywało się, że za zasłoną cienia czekało na niego coś... dziwnego. Nieznanego mu. Coś pragnącego jego zniszczenia. Oni. Zawsze gdy się zjawiali, robiło się ciemno. Oni sami wyglądem swym przypominali pustkę. Oczy Steelera rozszerzyły sie nieco. Źrenica zaczęła pochłaniać o wiele więcej nikłego światła latarki odbijanego przez kopalniane ściany.
— Przydałaby się jakaś mapa. — Zauważył. — Prócz tego sugeruję iść tą lepszą drogą. Na wpadanie do dziur mamy jeszcze cztery doby. Zadbana droga zapewne zaprowadzi nas do pomieszczeń niegdyś użytkowych. Nie wiem jak Wy, ale ja mając do wyboru skały a łóżko, wybieram ciepłą pościel.
Logicznym było, że skoro na zewnątrz nie było śladu rozbijanych namiotów i przyrządów, to wnętrze kopalni powinno mieć coś, co służyło górnikom za dom. Nie wracali codziennie na noc do zwykłego świata, prawda?
— Tak w ogóle... Jak układa Ci się z Mittwokk? — Zapytał oschle dowódcę z ciekawości, jak zawsze zamieniając "ch" w jej nazwisku na podwojone "k". Sterminował myśl pod tytułem "oby jak najgorzej". Koniec końców nie mógł mieć pretensji do swojego przyjaciela za to, że odbił dziewczynę śpiącego. Ciężko było oprzeć się takiej seksbombie, jaką była Aleksandra Mittwoch, Zwiadowca na urlopie macierzyńskim. Poczuł ukłucie zazdrości, gdy przypomniał sobie o tym. W czasie gdy mówił i słuchał, jeszcze uważniej obserwował te miejsca przed nimi, na które nie padało bezpośrednio śiatło pochodzące z latarek. Wolał przyzwyczajać oczy do mroku.
Prewencyjnie chwycił za broń podręczną i odbezpieczył ją. Jeśli tylko z ciemności wyłoniło się cokolwiek jednocześnie niehumanoidalnego i ruszającego się, kariera tego czegoś skończyłaby się w tym właśnie momencie poprzez kilka do kilkunastu ran postrzałowych. Druga jego ręka trzymała młotek. Był mniejszy od siekiery, a zatem łatwiejszy w użyciu do samoobrony. Steeler od czasu do czasu zerkał na kobietę tylko po to, by zaobserwować jej reakcję na otoczenie. Miał nadzieję, że skończy się zachwycać ślicznością tego, co w każdej chwili może ją zabić i zacznie na siebie uważać. Wiedział, że Irons właśnie na niego zrzuci jakąkolwiek porażkę podczas tej misji.Charles - 30 Sierpień 2017, 18:13 Ana spojrzała w prawo, starając się wypatrzyć, gdzie konkretnie kieruje ich mrok:
- Jak na moje logiczniej byłoby udać się do miejsca z dziurą. Skoro nikt tam nie chodził, to nikt nie przetrzebił tych miejsc. Szansa na znalezienie kryształów byłaby większa.
- Eh, a co jeśli dziura powstała, bo wytrzebili korytarz do cna a potem źle zabezpieczyli tunel? Myśl, dziewczyno. - burknął Titus. - Jak na moje musimy zorganizować sobie bazę. Zgadzam się z Jo'em. Idziemy w lewo.
Wraz z kolejnymi krokami tory były coraz bardziej zniszczone. Tak jakby patrzyli na przyspieszony film z rdzewienia metalu i rozkładu drewna. A w pewnym momencie rozsypujące się szyny były ostro wygięte w dół, jakby miały biec pod ziemię, choć trasa nie kończyła się wcale w tym miejscu, ani żaden uskok nie występował. Wyglądało to tak, jakby kopalnia była naprawdę stara i sama ziemia zaczęła goić zadaną sobie ranę. Słowem - nie było to specjalnie zachęcające.
McAlistair odwrócił się w jego stronę tylko na chwilę, by zaraz z powrotem skierować wzrok w ciemność przed nimi. Zanim się odezwał, westchnął:
- No zwyczajnie. Ale błagam cię, to nie jest rozmowa na teraz. Pogadamy o tym jak rozbijemy gdzieś obozowisko, gdzie będzie bezpiecznie. - uciął rozmowę szef grupy. Najwidoczniej nie miał ochoty na kłótnie. I w sumie trudno mu się dziwić, w końcu zagrożenie mogło czaić się wszędzie.
W końcu dotarli do większej jaskini. Tunel nadal prowadził na wprost, jednak tutaj sufit był o wiele, wiele wyższy. Wydawać by się mogło, że jest to idealne miejsce aby z góry skoczyła na nich jakaś bezimienna groza, jednak to na ziemi światło latarki rozświetliło niepokojący obraz: kilkanaście martwych ciał leżących na ziemi. Przynajmniej nie były to ciała ludzkie, a raczej ciała owych skrzydlatych lemurów, przed którymi ich ostrzegano. Żadne z nich nie posiadało ran, jednak ich ciała powykręcano w dziwacznych, nienaturalnych pozach, a ich oczy (wszystkie trzy) pokryły się bielmem. Cokolwiek je zabiło, nie zrobiło to aby je zjeść. Inną sprawą było, że powinno znajdować się tu całe stado, zaś tutaj widać było tylko 8, góra 10 ciał.
Małe preludium, być może późniejszych horrorów. Idziemy dalej?Anonymous - 30 Sierpień 2017, 19:04 — Tunele są jak dziwki.Brzydsze mogą być lepsze, ale lepiej zaczynać od tych ładnych. Z tą różnicą, że w dziwki wchodzi się pojedynczo. — Stwierdził grobowo poważnym tonem. Po chwili dodał. — Zacznijmy od znalezienia wygodnego gniazda, jeszcze zdążysz zrobić użytek ze swych ślicznych rączek.
Żałował, że nie miał przy sobie niczego, czym mógłby choćby mniej-więcej zapisać ich drogę i na tej podstawie zbudować mapę. Zdał się na własną pamięć. Zdziwiło go nieco, że to Ana była osobą chcącą kierować się w stronę wyraźnie mniej zadbaną, a co za tym idzie — Niewątpliwie niebezpieczniejszą. Była kobietą i podejrzewał ją o brak rozsądku od pierwszego wejrzenia ale wątpił w to, że wykaże się nieco mniejszą chęcią zaimponowania reszcie odwagą. Tak właśnie odczytał jej chęć zgłębienia dziurawego tunelu. Co do Pluto zaś, nie zaskakiwał żołnierza niczym. Co prawda złe zabezpieczenie tunelu prędzej poskutkowałoby zawaleniem tunelu, jednak było nieco racji w jego rozumowaniu. Jeśli od czegoś powinno się zaczynać wszystkie misje na cudzym terenie, byłoby to rozpoznanie i ustanowienie bazy polowej. To pierwsze właśnie wykonywali, a wykonywali je w celu znalezienia tego drugiego. Wedle prawidłowych procedur. Tych procedur, o których żaden biurokrata nie ma pojęcia.
— Pytałem z ciekawości.
Obronił się w momencie, gdy zauważył pierwszego trupa. Splunął, gdy ujrzął dziewięć kolejnych. Oczekiwał pisku dziewczyny i ironicznego uśmiechu Titusa. Oczekiwał także, że McAlistar ze stoickim spokojem zbada strop jaskini. Był gotów reagować na spadające na niego lemurze cielsko w typowy dla siebie sposób. Rzucając napastnika przed siebie i rżnąc do niego pociskami kalibru nieco poniżej pół cala. Teraz natomiast przyklęknął na jednym kolanie przy pierwszym trupie. Sprawdził tętno, obmacał gołą dłonią kości. Był zmrożony, poraniony? Być może umarł na wskutek wstrząsu? Elektrycznośc zostawiała po sobie dość wyraźne ślady na skórze w miejscach występowania grubszych nerwów. Poznanie przyczyny śmierci tych biednych mutantów mogłoby być dość pomocne w poznaniu nieproszonego rezydenta jaskiń.
— Widział ktokolwiek już tych koleżków? Irons o nich wspominał ale nie mówił wiele.
Pytanie to kierował przede wszystkim do ich przywódcy. Powinien przecież dostać wszelkie dane zebrane przez poprzednią ekipę, która się tu znajdowała. Chociaż biorąc pod uwagę obieg ważnych informacji w tej organizacji, równie dobrze on nie mógł wiedzieć o tym, że takowe stworzenia zamieszkują kopalnie. Uznał, że powinni się tu nieco zatrzymać przed wyruszeniem dalej.Soph - 31 Sierpień 2017, 20:40 Jeśli nasi gracze - a raczej jedna sztuka i zastęp NPC, bo MG poinformowany został odpowiednio wcześnie - jeszcze tego nie wiedzą, wszystko co ma lub miało jakikolwiek związek z Kryształami było lub nadal pozostaje w zakrwawionych łapkach głowy rodziny Roitelette. Niedziwne więc, że okolica była patrolowana przez bliżej nieokreślonych strażników.
Za pierwszym razem Vedze i Szopowi się upiekło, bo wybrali stare, wyeksploatowane wejście, niemal już zapomniane nawet i przez magicznych górników. Nie zdarzy się to jednak ponownie, bo podobno panicz Oleander nie jest z tych, którzy pozostawiają cokolwiek przypadkowi.
Zbrojna wyprawa zeszła więc do podziemi tą niepozorną dziurą, a strażnik o sokolim oku, kołujący wysoko ponad terenami kopalni również wykonał swój ruch. Być może żołnierze spotkają kogoś, kogo nie spodziewali się spotkać. Albo poznają obecną politykę Krainy szybciej niż sądzili...
//koniec ingerencji MG Soph//Charles - 1 Wrzesień 2017, 12:40 Malutki, trójoki małpiszon w dotyku był chłodny, lecz nie nienaturalnie zimny - był martwy od pewnego czasu. Był też bardzo sztywny, sztywniejszy niż mogłoby to sprawić stężenie pośmiertne. Przypominał w dotyku drewnianą figurkę. Jego pokryta krótką sierścią skóra była nienaruszona. Przypominało to petryfikację. Jeśli Joe chciałby pobawić się w chirurga i przeprowadzić sekcję, proszę bardzo.
- Ja nie. - odparł Titus, intensywnie wypatrując jakiegokolwiek ruchu na suficie. Joe znał go dobrze i potrafił wyczuć, że mimo iż nie zdradzał swoją twarzą niepokoju, to ta sceneria naprawdę mu się nie podoba.
- Ja też nie, nikt ich jeszcze nie zbadał. Opisano je tylko w raporcie. Ta baba co to pisała mogłaby się, psiamać, ogarnąć - w raporcie napisała, że przez chwilę niosła jedno z nich, nawet nie zastanawiając się, czy przypadkiem nie jest toksyczne czy jadowite. I nie wzięła go potem do bazy na sekcję, tylko oddała jakiemuś przydrożnemu dziadowi. Kto tak robi? Jak na moje powinna tu zdechnąć, za własną głupotę... - stwierdził kapitan, by zaraz zmienić temat;
- Z jednej strony warto byłoby pokazać te trupki naukowcom, ale z drugiej - zabrane stąd, gdzie jest zimno i sucho, rozłożą się w mgnieniu oka. Na razie zostawmy je, jak leżą i uważajmy na to, co mogło je zabić. Zajmiemy się nimi w drodze powrotnej, one nie są priorytetem. - zakomenderował McAlistair.Anonymous - 1 Wrzesień 2017, 20:23 Śpioch o wiele bardziej wolałby dowiedzieć się, że to co zabiło mieszkańców kopalni było po prostu brutalnym drapieżnikiem rozrywającym swoje ofiary na najdrobniejsze kawałeczki. Takie bestie są o wiele łatwiejsze w zabijaniu, wystarczy je nieco przechytrzyć. Nie są zwykle przyzwyczajone do walki z innym drapieżcą, a już na pewno nie z drapieżcą uzbrojonym w karabin maszynowy. Stworzenia, które zostawiają po sobie ślad bardzo często również nie zwracają zbytniej uwagi na pozostawanie w ukryciu. To ich siła zapewnia im bezpieczeństwo. Taką istotą był Steeler. Niestety, przeciwnik z którym przyszło im się mierzyć najprawdopodobniej wolał pozostać cicho. Potępiającym milczeniem skwitował więść o idiotycznym zachowaniu jajogłowej i zostawił trupa w spokoju.
— Rozkładać to się mogą co najwyżej nogi, to ścierwo prędko gnić nie zacznie. — Oświadczył. — Ktoś postanowił pozamieniać je w pomniki. Może właśnie tak działają te mrożące gluty, po które nas wysłano. A może komuś bardzo brakuje przyjaciół.
Steeler nie miał najmniejszego zamiaru zaprzyjaźniać się ze zmutowanym bazyliszkiem. Planował otworzyć ogień, gdy tylko go zauważy. Tak jak zawsze. Omiótł sufit swym czujnym wzrokiem, szukając najdrobniejszego ruchu lub błysku latarek odbijającego się w otwartych oczach jakiegoś żyjątka. Jeśli by takowe zauważył, dołożyłby wszelkich starań, by znalazło się na ziemi gotowe do obejrzenia z bliska. Jednak to by wymagało stuprocentowej pewności, że iskierki oczu należą do żywego swtorzenia. Gdy skończył już badać strop, omiótł wzrokiem towarzyszy. Spojrzał każdemu głęboko w oczy, ale przede wszystkim sprawdził czy ich oręż znajduje się tam gdzie powinien. Ruszył następnie pierwszy w korytarz. Jako jedyny nie miał zapalonej lampy. Było tak dlatego, że w lewej dłoni trzymał UZI a w prawej siekierę. Poza tym wolał nie przyzwyczajać się do światła. Jesli ich misja przedłuży się, będą potrzebowali paliwa, które on zachowa. A przywykłe już do ciemności oko żołnierza sprawdzi się o wiele lepiej, gdy nie będzie atakowane przez niewielkie płomyczki znajdujące się w lampach.
Jo bacznie obserwował otoczenie.Charles - 1 Wrzesień 2017, 21:38 Można było zauważyć, że sufit wypełniony jest stalaktytami... stalagmitami? Nigdy nie potrafię zapamiętać które były które. Widać jasno, że nauka do rozszerzonej matury z geografii poszła w las. Były one umiejscowione ciasno obok siebie, tworząc ciekawe nacieki. Ale między nimi dało się zauważyć mniejsze obiekty, ciemniejsze, które wcale nie musiały być formacjami skalnymi. Niednak nasza drużyna nie musiała się długo roztrząsać nad tym, czym w sumie są te obiekty.
Bo nagle, z głośnym chrupnięciem z sufitu poleciał kolejny małpiak.
I roztrzaskał się o podłogę.
Całkiem dosłownie.
Gdy jego skóra rozerwała się od uderzenia, ze środka posypały się kryształki. Nie, nie były niebieskie, to byłoby zbyt łatwe, a Mistrz Gry nie chciałby ułatwiać nikomu życia i słać go różami. Był to biały, półprzejrzysty kwarc, kryształ górski. Wypełniał całe jego wnętrzności, wmieszał się w mięśnie, kości i flaki. Nie było w nim krwi.
Wszyscy poczuli się zszokowani, cofając się w tył i przygotowując broń do gotowości. Titus zaklął głośno. Ana jakimś niesamowitym cudem nie zapiszczała jak na słabą kobietę przystało. A Joe... nie mam prawa przewidywać jego działań, ale wydaje mi się, że byłbym w stanie swoim szóstym zmysłem ocenić, że jeśli huk wystrzałów odbije się echem od ścian, z góry posypią się kolejne. Oby tylko nie zleciały nikomu na głowę...
Po kilku sekundach wytężonej uwagi i napiętych nerwów pozwolili sobie na oddech. Kapitan stwierdził:
- Nie czeka nas tu nic ciekawego. Idziemy dalej. Stojąc w miejscu możemy zostać zauważeni.
- Idąc możemy tylko zbliżać się do niebezpieczeństwa. - odparł Titus z delikatnym uśmieszkiem, niewidzialnym w mroku.
- No tak, zapomniałem - w Lustrze zawsze siedzisz w głębokiej dupie. - odparł McAlistair, starając dodać sobie otuchy...
Więc poszli dalej, a ścieżka na szczęście nie stawała się bardziej skalista, nadal szli wydeptanym traktem, który wcześniej wyryli w skałach górnicy opłaceni i niewolnicy zdobyci przez ród Roitelette. Cały czas w dół, bez większych schodów czy uskoków. Gdyby nie rosnące napięcie, byłoby to dość nudne.
Ciężko stwierdzić, ile jeszcze przeszli ani jak długo szli, może pół godziny. W końcu do świateł padających z latarek naftowych zaczęły dołączać lśniące grzyby, świecące niebieskim i zielonkawym blaskiem. Rosły one w dość regularnych odstępach, więc musiały być lokalną, bezpieczniejszą i tańszą alternatywą dla pochodni i lamp. W końcu doszli do kolejnej większej sali, podłużnej i najwyraźniej służącej za część administracyjno-użytkową, tak jak przewidział to Śpioch. Z lewej i z prawej umieszczono otwarte przejścia do dalszych pomieszczeń, zaś przed nimi znajdowała się ciężka, drewniana brama. Lekko uchylona.Anonymous - 2 Wrzesień 2017, 03:35 Jedynym powodem, dla którego Steeler nie wypuścił w strop serii z pistoletu maszynowego było przeświadczenie, że wciąż nikt nie zdawał sobie sprawy z ich obecności w kopalni. Z największą ciekawością obserwowałby czy każdy z wiszących u góry tutejszych zamienników nietoperzy także jest wypełniony białym krzemianem. Jeszcze chętniej zauważyłby spadające ciało istoty, która przed chwilą zrzuciła niegdyś żywy pomnik. Zanotował różnicę między stanem nieboszczyka po niedawnym upadku i trupami, które zastali grzecznie leżące już na podłodze. Założył, że to co zamieniało lemury w pomniki znajdowało się dokładnie nad nimi i właśnie dało im jednoznacznie do zrozumienia, że nie są tu mile widziani. Zgodził się z McAlistarem, że najlepszym pomysłem byłoby zabrać się jak najprędzej z tego miejsca, jednak nie mógł zgodzić się z tym, że stanie w miejscu jakkolwiek wpłynie na ich zauważalność. Znajdowali się w jaskini, a w dłoniach trzymali światła. Nie byli trudnym do wypatrzenia celem. Jo nie wierzył także w to, że budowa tuneli tłumiła dźwięki ich rozmów. Jeśli mieli zostać zauważeni przez zorganizowane siły, już przeoczyli ten moment. Wzruszył ramionami.
— Bardziej obawiałbym się spadających skał. Chyba i tak już nas widzieli. — Odparł pierw swemu staremu druhowi, a następnie zwrócił się do Titusa. — Od tego jesteśmy. Jakby miało być bezpiecznie, posłaliby świńską mordę.
Żołnierz nie zwracał uwagi ani na upływ czasu, ani na echo kroków drużyny. Wciąż prowadził, wciąż miał się tak samo na baczności. Niepokój, który niewątpliwie odczuwali jego towarzysze nie udzielił się mu ani trochę. Gdyby nie poczuł nutki niepewności spowodowanej podróżą w nieznane poczułby się o wiele bardziej zaniepokojony. Kiedy napotkali świecącą grzybnię, przymrużył nieco oczy, by mogły się dostosować do otoczenia. Miał szczerą nadzieję, że reszta zadecyduje się pogasić naftę i zachować paliwo na później. Tego, że się nie odezwą był prawie pewien. Każdy, kto odbył podstawowe szkolenie bojowe wiedział, że w sytuacjach gdy starali się pozostać względnie ukryci mordy powinni trzymać szczelnie zamknięte.
W końcu dotarli do rozwidlenia dróg. Zatrzymał się, podniósł prawą dłoń w górę, by zasygnalizować koniec marszuty. Spojrzał zarówno w prawo jak i w lewo. Był świadom, że jakakolwiek obecność żywych istot innych od nich obróci w pył całe incognito. Do tego czasu jednak dobrym pomysłem było stosowanie się do musztry i wydawanie podstawowych komend na migi. Dlatego właśnie zaraz po sprawdzeniu obydwu korytarzy odwrócił się do przywódcy czekając na wyznaczenie dalszej drogi. Koniec końców to nie w jego interesie leżało zorganizowanie logistyczne wyprawy.Charles - 3 Wrzesień 2017, 12:19 Po drodze żadna ze skał nie spadła im na głowy, szło się raczej spokojnie, a wszyscy zgodnie z przewidywaniem Jo, powygaszali latarki
Sala po lewej, niezależnie od wejścia była sypialnią niewolników. Skąd wiadomo, kto ją zajmował? Oczywistym stawało się to widząc kajdany zwisające przy każdym wykutym w skale postumencie, dwoje z góry i z dołu, na podobieństwo pasów w szpitalach psychiatrycznych - długie na tyle, aby umożliwić naturalny ruch, ale nie dość, aby móc z takiego łóżka wstać. Na niektórych, gdyby móc się im bliżej przyjrzeć, wydrapano spękanymi paznokciami imiona, głupie obelgi pod adresem nadzorców, proste obrazki i błagalne modlitwy. Wykuto tu 5 rzędów "łóżek", na niektórych z nich leżały jeszcze koce, zatęchłe już i częściowo rozłożone. Tutaj nie było już świecących grzybów, a do kamiennych ścian przymocowano normalne uchwyty na pochodnie. Nie licząc przebiegających tu i tam pajączków, nie dało się wyczuć śladu życia.
W salach po prawej nie dało się stwierdzić, co się znajdowało - może magazyn, może stołówka, może skład z narzędziami. Była to równie spora sala, pusta i zakurzona, tylko pod ścianami ostało się parę drewnianych skrzyń z zaśniedziałymi kilofami. Świecące grzyby rozrosły się tutaj bez kontroli, zachodząc aż na sufit.
- To wygląda na dobre miejsce na urządzenie obozu - szepnęła Ana luźno. Titus tylko machnął ręką, chcąc jakby powiedzieć "jeszcze zobaczymy". McAlistair wyjął z kieszeni kawałek papieru i długopis, po czym rozrysował luźno układ pokoi, najwidoczniej na potem - wokół pozostawił jeszcze sporo miejsca. Schował karteczkę do kieszeni i gestem skierował ich do wyjścia z sali.
Stanęli z powrotem przed wrotami. Oczywistym było, że musieli sprawdzić jeszcze, co znajduje się za nimi. Fakt, że były uchylone, mógłby zdać się lekko podejrzanym, jednak same w sobie były potwornie ciężkie i poruszały się wolno, zostawiając ślad w pyle na podłodze.
Za nimi znajdowała się naturalnie wyglądająca jaskinia, wilgotna i zimna. Woda skapywała po wyrzeźbionych na podobieństwo kory drzewnej ścianach, wypełniając malutkie jeziorka, które odbijały światło grzybów, malując świetliste wzory na wszystkim wokół. Choć, kto wie? Może to właśnie była owa zamrażająca ciecz. Może ta ciecz zatruła lemury we wcześniejszej jaskini? Przynajmniej było tutaj na tyle jasno, że Jo mógł całkowicie zapomnieć o Nich, a przynajmniej zapomnieć na tyle, na ile potrafił. Od niej odchodziły aż trzy korytarze. Co powinniśmy zrobić teraz? Iść dalej i wybrać korytarz? A może wrócić się i faktycznie zorganizować obóz?Anonymous - 3 Wrzesień 2017, 17:11 Podczas oględzin sypialni Steeler pociągnął nosem. Typowym dla jaskini zapachem był smród wilgotnej grzybni. Wątpił w to, że rozpozna zwierzęcy pot, nawet jeśli taki będzie się w powietrzu unosił. Spróbował mimo wszystko. Dokładnie przyjrzał się łożom, a przede wszystkim ich okolicy. Szukał wzrokiem narzędzi dla przyszłych górników, żywności, lub czegokolwiek, co mogłoby świadczyć o tym, że koce nie zostały tu opuszczone przed laty. Zwrócił uwagę na sufit, przebadał wzrokiem kąty. Jeśli nie znalazł nic, co zdradzałoby że kopalnia jest jeszcze używana, skwitował to milczeniem.
Sala naprzeciw baraków przeznaczonych na niewolników i Śpiochowi wydała się być dobrym miejscem na obowisko. Tutaj też znalazły się narzędzia, których szukał w sypialniach. Jasność, która tu panowała pozwalała porzucić obawy o to, że skała zwisająca ze stropu spadnie prosto na głowy śpiących pozbawiając ich życia w dość nieżołnierski sposób. Pomieszczenie zapewniało dużą powierzchnię do ewentualnej walki, co bardzo odpowiadało berserkerskiemu stylowi walki Ironmana. Szarżowanie na przeciwnika w ciasnych korytarzach nie ma wiele sensu, kiedy bezpośrednio za jego plecami znajdują się strzelcy. W wypadku warty zaś o wiele wygodniej broniło się jednego tylko wejścia. Kiwnął raz głową z uznaniem na sugestię kobiety i nie czekając długo ruszył do ostatniego z przejść. Pchnął je, pełen nadziei że nie zaskrzypią głośno, alarmując wszystkich o gościach. Ledwie był w stanie, wycelował pistoletem, na wypadek gdyby za wrotami znajdowało się coś, do czego mógłby śmiało strzelać.
Od razu odrzucił myśl o tym, że to właśnie poszukiwana przez nich ciecz mogłaby zamrozić zmutowane małpy. Ze zlodowaciałego ciała nie wysypuje się przecież kwarcyt. Zaraz po tym jak sterminował jeden pomysł, myślami odbiegł w zupełnie inny kierunek od skapującej ze skał. O wiele bardziej nurtowało go pytanie...
— Gdzie teraz?