Anonymous - 14 Styczeń 2011, 22:35 -Dziwne? Nie zauważyłaś że ja cały jestem dziwny? Zaczynając od lalek z kości , kończąc na ubiorze..
Mimo że mówił o kościach, nie było żadnego przejęcia w jego głosie. Powstał powoli i stanął przed marionetką, uśmiechając się koślawo. Kto by pomyślał? Nagle pochylił się i wziął Fiammettę na ręce.
-Pokrzyżowałem panience plany, nie pójdzie panienka w własną stronę.
Mruknął dosłownie do jej ucha, po czym swoimi ustami musnął jej dopiero co pomalowany polik. Swoje kroki skierował do wyjścia z terenu posiadłości. Gdy tylko przekroczyli bramę, ruszył na pamiętną polankę, uhum.
[z/t x2]Anonymous - 14 Styczeń 2011, 23:14 Wsunęła się niezauważalnie i stanęła obok jakiejś kotary, aby mieć dobry widok na wszystkich gości. Zlustrowała istoty wzrokiem, a jako że nie zauważyła nikogo znajomego darowała sobie nawiązywanie nowych relacji. Przesunęła dłonią po swoich ciemnych włosach przygładzając je. Jakieś dwie radosne istoty właśnie wychodziły, co powitała z aprobatą. Jako koszmar uwielbiała wyszukiwać słabe strony ludzi, a w tych radosnych chwilach nie można było się ich doszukać. Przygryzła mimowolnie dolną wargę jeszcze raz przeszukując wzrokiem salę. Zatrzymała wzrok na rudowłosej dziewczynie. Wyczuła w niej coś na kształt siebie. Musiała widocznie być jedną z cieni. Jedną z cech, którą obie posiadały, było to, że wyglądały bardzo niewinnie. Lakesha jednak była kimś w rodzaju istoty z zaburzeniem afektywnym dwubiegunowym. Miała okresy kiedy zachowywała się nawet przyzwoicie, ale czasami była wariatką. Z jednej strony miała nadzieję, że nawiąże kontakt z jak najmniejszą liczbą osób, bo kiedy ktoś do niej podchodzi odruchowo zastanawia się jakie są jego słabe punkty, a z drugiej strony ostatnio dokuczała jej samotność.Tyk - 15 Styczeń 2011, 00:05 Panta rhei mawiał dawniej Heraklit. Tak też naszego balu sceneria uległa pewnej zmianie. Może poprawie? Światła, z początku wydające się zbyt bladymi teraz świeciły jasno. Nie miały już konkuretna w postaci słońca. Na niebie zajaśniała setka różnorodnych białych kropli, które uzupełniały oświetlenie balu. Amry zapewne napisze nam jaką muzykę jej orkiestra z tej okazji zagra, ja natomiast ogranicze się do scenerii. Wszystko wydawało się bardziej tajemnicze, lecz przez barokową wręćz gre świateł i cieni. Nigdzie nie było ciemno, już od kilku dni szereg kotów i niekotów zajmował się wszelkimi drobiazgami. Aby uświetnić i oświetlić trochę noc, na niebie dość często pojawiają się barwne wybuchy, a nad fontannami zapłonęły płomyczki niewielkie. W sali balowej również nieco ognia Rosarium stworzył, tyle, że w mniej regularnych miejscach.Anonymous - 15 Styczeń 2011, 14:03 Zmierzch. Brzmi jak marny tytuł książki Stephanie Meyer, jednak tym razem nie chodziło o to. Słońce zachodziło, akcentując zmianę klimatu w sali balowej. Ciemność jednak nie ogarnęła gości, jasne światełka wydawały się świecić jeszcze jaśniej od słońca, pobudzając wszystkie zmysły. Nie tylko te podstawowe, ale i wewnętrzne instynkty, miłość do rozmowy, do śmiechu, a także do muzyki. To właśnie była esencja przyjęcia - melodie wydawały się wpływać na zachowanie obecnych tu istot. Nikt nie kwapił się do walca, nawet, jeśli nie był on aż tak wolny jak mogło się wydawać. Dlatego ze zmianą z dnia na noc, przeistoczyła się także muzyka. Tango. Jedno po drugim, ciągnęły na parkiet rozochocone pary, nawet jeśli były one tylko wytworem czyjejś chorej wyobraźni. Tak, obecni tutaj nie byli skorzy do ustawienia się w pary, co bardzo irytowało Kotkę.
Właśnie dlatego oddała repertuar w ręce swojej orkiestry, pozwalając im na przelanie frustracji na swoje instrumenty. Altówki, skrzypce, nawet perkusja odnalazła się w tym tłumie wraz z dwoma głosami. Można się spodziewać czyj był pierwszy, prawda? Tak, z tego małego ciałka wydostawał się śpiew i to nie byle jaki śpiew.
Z nieba znikł już słońca blask,
ciemność jest jak składnik krwi,
a we mnie mruczy coś...
Oczywiście nie mogło się obyć też bez męskiego głosu. W końcu był to duet. Amry kołysała się na boki, starając utrzymać w pozycji stojącej i nie wyrwać do dzikiego tańca. Że też nikt inny nie rozumiał jej chęci do wirowania na parkiecie z gracją motyla.
Żeby już uprzedzić, następny utwór także był tangiem, nawet bardziej znanym od poprzedniego El tango de Roxanne. I znów dwóch śpiewaków, tym razem mężczyzn. Najwyraźniej muzycy byli tak dobrani, by spełnić wszystkie zachcianki gości.
Sama kotka skończywszy swoją melodię poprawiła maskę na twarzy i ruszyła między gości z wypiekami na twarzy. Przestała się już przejmować spojrzeniami innych, bo i tak żadne nie było skierowane w jej stronę. Nucąc pod nosem wstąpiła pewnie na parkiet i zamknąwszy oczy wręcz fruwała w piruetach i wymyślnych figurach. Czemu? Dobrze wiedziała, że nikt nie podajcie prosić o taniec, a ona nie chciała dłużej czekać. Najwyżej zaproszeni będą mieli dodatkowe widowisko w postaci tancerki.Anonymous - 15 Styczeń 2011, 17:34 Bartimaeus połknął ostatnią przekąskę, zrobił to powoli, delektując się jej smakiem. No i koniec jedzenia, a wszytko przez tą złotowłosą, która śmiał go prosić o to by się podzielił, phew!
Wysłuchał jej słów, uważnie przyglądając się jej mimice i gestom.
~"Jak się rodzisz doskonałym to wyróżnianie się masz we krwi"- powtórzył sobie w myślach z rozbawieniem. Oho, czyżby trafiła mu się panienka idealna? Z wszystkich dziewczyn, które istnieją musiał trafić na tym, którego nie lubił najbardziej. Miała szczęście, że do tej pory zachowywał się normalnie. Gdyby powiedziała w jego kierunku cokolwiek na temat, że jest lepsza, a on nie dorasta jej do stóp, to nawet ja nie mam pojęcia co by się wydarzyło. Zazwyczaj nie walczy z kobietami, ale w tym wypadku mógłby zrobić wyjątek.
Milczał, czekał na to co ona ma mu do powiedzenia. Liczył na jakąś krótką odpowiedź jak "tak" lub "nie", a co otrzymał długi, nużący wywód o opuszczaniu gardy. Czy ona naprawdę uważa, że go to interesuje? No cóż, miejmy nadzieję, że nie potrafi czytać w myślach.
Widząc jej uśmieszek, pełen tajemniczości i wręcz szaleństwa, zaczął się zastanawiać, cóż jej chodzi po jej uroczej główce. Raczej nie taniec, w końcu zadawała się jakby ten cały bal nie był zupełnie w jej klimacie. Chyba nie ma co liczyć na miłe spędzenie czasu. Tak, wcale się nie przesłyszeliście. Mimo charakteru rozrabiaki, przyszedł tu by trochę się zabawić. Niestety jego oczy nie były w stanie wypatrzyć żadnej samotnej panienki, a później zjawiła się Loutreur bezczelnie prosząc by podzielił się z nią swoimi ciężko upolowanymi przekąskami. No, ale nie może jej tego w wieczność wypominać, prawda? Ostatecznie zabrała tylko jeden kawałek, który najwyraźniej niej nie zasmakował.
Słysząc jej pytanie zaśmiał się cicho.
-Zamieszanie? Tutaj? Cóż za wspaniały pomysł... - zaczął entuzjastycznie, lecz z nieukrywanym zdziwieniem.
- ...by urządzić własną śmierć - dodał chłodnym tonem po chwili przerwy.
- Czy wyglądam na samobójcę? Wybacz, niestety iluzja czy kontrola umysłu nie są moimi atutami, a sianie zamętu osobiście przysporzyłoby mi wielu kłopotów -powiedział. Uh, czyżby zdradził jakimi mocami nie dysponuje? Niekoniecznie równie dobrze mógłby specjalnie wprowadzać ją w błąd. Z resztą kto o to dba? Pewnie na to nie zwróciła nawet uwagi, bowiem ruszyła w poszukiwaniu swego łańcucha. Wtedy to Bartimaeus zupełnie stracił zainteresowanie jej osobą.
W tym momencie usłyszał piękny śpiew. Sam nie był utalentowany w dziedzinie muzyki, ale wcale nie przeszkadzało mu to wysłuchiwać jej całymi godzinami. Choć nie wiedział tej istoty o słowiczym głosie, to jego wzrok skierowany był w kierunku, skąd dochodziła. Wraz z końcem, a początkiem kolejnego walca zza parawanu wyszła młoda kotka. Nietrudno było ją dostrzec, w końcu chyba jako jedyna na sali wykonywała piruety i wymyślne figury.
Dachowiec poruszył ogonem i uśmiechnął się. Jego poprzednia towarzyszka była czymś zajęta i nie wróciła by kontynuować rozmowę, więc chyba nie obrazi się, jeśli ja opuści, prawda?
Ruszył w kierunku Amry. Obawiając się, że może go nie dostrzec umyślnie wszedł jej w drogę. Możliwe, że zdążyła wyhamować, albo jakoś go ominąć. Niezależnie od tego co się wydarzyło, zapewne się zatrzymała.
- Najmocniej przepraszam - powiedział ze skrucha w głosie, po czym kontynuował. - Czy zechciałabyś mi podarować jeden taniec? - zapytał jakby przy okazji, wysunął prawą dłoń do przodu i ukłonił się lekko. Uśmiechał się przy tym przyjaźnie.Anonymous - 15 Styczeń 2011, 18:08 Roxanne, You don't have to wear that dress tonight,
Roxanne, You don't have to sell your body to the nigh...
Niestety usta nie szły w patrze z nogami i artykułowały słowa zbyt głośno na niepocieszenie innych. Akurat zakołysała się łagodnie w takt, nie otwierając nawet oczu i miała zamiar zakończyć to zgrabnym półobrotem, jednak coś zagrodziło jej drogę. Nie, nie coś, a raczej ktoś o na tyle miękkiej klatce piersiowej żeby się na niej zatrzymała, a nie odbiła.
- P...przepraszam! - W głosie słychać było trochę paniki. Nie chciała przecież nikogo podeptać, a tym bardziej wpadać na ludzi. Bardzo się starała żeby do tego nie doszło, ale ten osobnik widocznie umyślnie zaszedł jej drogę.
Uniosła przerażone spojrzenie, ukazując czerwone poliki i oliwkowo-złotą maskę. Płomienne źrenice spozierały na Dachowca jeszcze przez chwilę nim przestąpiła krok do tyłu i ujęła rąbek spódnicy, dygając przed nim lekko. Głowę miała opuszczoną, jak można się było spodziewać, jednak nie na długo. Niestety niewiele zostawało z nieśmiałej kotki podczas tańca, by był to jedyny moment gdy mogła się wyżyć i wyzbyć zbędnych negatywnych emocji.
His eyes upon your hace,
his hand, upon your hand,
his lips caress your skin...
Kogo mogłoby zdziwić, że podporządkowała się piosence? Drobna dłoń o długich smutnych pacach przesunęła się delikatnie po twarzy chłopaka, spoczywając na szyi. Nie było jej zwykłe miejsce, dlatego też pogłaskała je jedynie wierzchem dłoni i opuściła palce na ramię chłopaka. Delikatny uśmiech wykrzywił jej wargi. Fanatyczka. Tak wielka, że z zamglonych oczu można było wyczytać to, co jest najważniejsze w tangu - pasję i determinację, tak zgubną w większości przypadków. Lepiej jednak dla Bartiego żeby teraz nie odzyskała zdrowego rozsądku, bo to by się skończyło zwinięciem w kącie z cichym szlochem.Anonymous - 15 Styczeń 2011, 18:32 Dziewczyna stała tak przez chwile przy przekąskach i w końcu zdecydowała się na babeczkę czekoladowa, bo co innego mogla wybrać spośród tylu przysmaków, a zważając na fakt iż lubiła babeczki to właśnie ja wybrała. Patrzała tylko przez tłum na Auree i Ichiro po czym zdała sobie sprawę, a raczej uświadomiła sobie, ze nie lubiła takiego tłumu wiec pomyślała chwile biorąc co chwile do ust kawałki małego ciasteczka. Bylo bardzo pyszne, zastanawiało ja kto tu jest takim dobrym kucharzem albo piekarzem, nie ważne. Stanęła przy ścianie i oparła się o nią by nie być w zasięgu wzroku swojej rodzinki. Uśmiechała się tylko czasami do ludzi przechodzących lub tańczących ze sobą. Zastanawiało ja to dlaczego ona nie ma partnera do tańca, przecież to takie oczywiste, ze na balu dziewczyna powinna mieć partnera. Pomyślała o Arnavie, ale od razu zwróciła swój tok myślenia w inna stronę, bo nawet nie chciała o nim myslec i o tej całej sprawie, miała się dziś rozluźnić i zabawić, a nie myslec o problemach. Jej twarz przybrała teraz trochę smutnego wyrazu, ale już po chwili zamaskowała to sztucznym uśmiechem by nie zwrócić zbytniej uwagi. Pomyślała teraz o Aleksandrze, który pewnie się świetnie bawi. Wróciła teraz do przeszłości by oddać się jej dostatecznie i zapamiętała dziewczynę z którą przyszedł jej Pan. Byla niska i młoda, wyglądała na jakieś 15 lat nie więcej. Ciekawiło ja po co ja zaprosił, ale teraz nie miała ochoty na zbytnie zamyślenia. Chciała odpocząć w spokoju i ciszy, myśląc tylko o tym co będzie robić jutro. Nigdy nie wiadomo co przyniesie przyszłość, ale za to wiedziała co dzieje się teraz i bala się o to co będzie później. Spojrzała w stronę kuzyna i siostry , ale oni nie szukali jej wzrokiem wiec szybko przemknęła przez tłum tańczących ludzi i już po chwili znalazła się przed drzwiami wyjściowymi. Rozejrzała się jeszcze po tym tłumie i zdała sobie sprawę, ze właśnie tak teraz powinna się bawić, tylko dlaczego tak nie jest? Nie wiedziała.
- Przepraszam Was. - powiedziała cicho z myślą o Ichiro i Aurei. Otworzyła drzwi , a przyjemnie zimny wiatr owiał jej twarz. Czas wracać.
z/tAnonymous - 15 Styczeń 2011, 19:24 Przez chwilę miał wrażenie, jakby dziewczyna miała ochotę uciec wystraszona. A jednak wchodzenie w drogę to nie najlepszy moment by prosić kogoś do tańca. Powinien poczekać na następny taniec, teraz wszystko stracone. No warto było przynajmniej po to by zobaczyć te urocze rumieńce i płomienne oczy.
Widząc jak się cofa poczuł zawód, a już miał nadzieję. Jak widać stare przysłowie ma rację nadzieja matką głupich. A może jednak nie?
Kotka dygnęła. Ha! Trudno opisać jego radość. Owszem radość. To, że był złym charakterem wcale nie świadczy o tym, że nie może się cieszyć wyłącznie z tego, że komuś zrobi na złość, o.
Ciekawe jakby się zachował, gdyby dowiedział się, że ta osóbka to Koci Wirtuoz we własnej osobie. Hah, że też go taki kopnął zaszczyt, prawda? Spotkać wręcz legendarną postać na balu, zaprosić do tańca i dodatkowo nie być o tym uświadomionym.
Czując delikatny dotyk jej dłoni na policzku, a później szyi czuł się dość dziwnie. To było uczucie, którego nigdy nie uświadczył. Jakby role się odwróciły. Zazwyczaj to on odgrywał role uwodziciela.
Czyżby starała się sprawić by na długo ją zapamiętał? No niestety, za dużo by chciał. Amry jedynie nieco za bardzo wczuła się w to tango.
Odzyskanie zdrowego rozsądku przez kotkę dla Bartiego znaczyłoby jedynie przerwanie dobrej zabawy, nic więcej. No niestety tak to bywa gdy jest się nieczułym na czyjeś problemy egoistą.
Położył swą dłoń nieco powyżej jej talii, a drugą ujął jej smukłą rączkę. Tancerzem był dobrym, chociaż nie należał do bogatej rodziny matka starała się im wpoić wszelaką wiedzę na różną okazję. Jego usta były niebezpiecznie blisko, a z nich nie znikał uśmiech.Anonymous - 15 Styczeń 2011, 19:59 Przekroczył bramę z uśmiechem. No nareszcie dotarł. Kto to widział, żeby Biały Królik się spóźniał? Niedorzeczność! no chyba, że to ma być takie bardzo - jak to mówią dziś potocznie? - szpanerskie, o tak. W zamyśle Blaise wcale nie miał zamiaru tak się zachowywać. Cenił sobie punktualność, dobre wychowanie i osoby z ciekawym usposobieniem. Jednak po pierwsze zawsze stawiał sobie punktualność. Świadczyła ona o szanowaniu osoby z którą ma się spotkać. Wiadomo, że jeśli nie czujesz respektu to poczucie czasu również jest Ci obce. Podskoczył delikatnie, pozostawiając odciski swoich butów w ziemi. Uśmiechnął się na tą myśl, chociaż na krótko - pozostawi coś po sobie. Ogólnie nie powinien być wesoły! Złamał jedno ze swoich przykazań, a tu mamy skoczka jak z krainy tęczy. Coś na pewno nie jest tak jak powinien sobie ustawić. Był zbyt szczęśliwy. Tylko dlaczego? Może odpowiedź jest prosta jak nić - czerwona nić zwana przeznaczeniem. Znów się uśmiechnął, tylko tym razem ironicznie.
Vous n'auriez pas vu Coco?
Coco dans l'Trocadero
Zanucił sobie w myślach. Oh, urocza piosenka - taka ... francuska. Z resztą jak cały Blaise, chociaż do typowego francuza bardzo mu daleko. Po pierwsze nie wygląda tak rozpustnie, jak oni i używa mydła. Idąc dalej za ta myślą również nie jest aż tak... rozkojarzony jak oni. No, nie można tego powiedzieć o tej chwili, bo osoby, które go znały mogły stwierdzić, że jest po prostu pijany. I znów błąd. Nie miał w krwi ani promila, promilka czy czegoś tam jeszcze. Miał po prostu dobry humor.
Co dans l'Tro
Co dans l'Tro
Coco dans l'Trocadero
Tym razem głośniej? To zmierza w złą stronę. A może jego ciało samoczynnie wytworzyło alkohol? Kto wie i nie, nie pije do pamiętnego Smoleńska. Stanął przed drzwiami sali balowej i lewą dłonią dotknął drewnianych drzwi. Ah, czuć ich drgania. Wnętrze musi być naprawdę piękne i wytworne.
Qui qu'a qui qu'a vu Coco?
Eh! Coco!
Eh! Coco!
Qui qu'a qui qu'a vu Coco?
Eh! Coco!
Zakończył swój wywód, krótko i wesoło - jednocześnie zakładając maskę. Uśmiechnął się jeszcze raz do siebie i otworzył ''cudowne drzwi''.
Zabawę czas zacząć.Anonymous - 15 Styczeń 2011, 20:36 Przeklęte myśli! Jak zwykle owładnęły nim w najmniej odpowiednim momencie i jak zwykle, gdy się ocknął, okazało się, że przez ten czas wskazówki zegara bynajmniej nie stały w miejscu. Z westchnieniem odlepił się od ściany i rozejrzał po sali, oceniając, co go ominęło. Pomyślmy... Zmiana scenerii, to najważniejsze. Muzyki. No i oczywiście przybycie licznych nowych gości. Wyprostował się, strzepnął niewidoczny pyłek z ramienia i podążył wolnym krokiem nieco dalej w głąb sali, krocząc ostrożnie, omijając rozmawiające czy tańczące pary, przyglądając się obecnym, próbując spośród masek wyłonić jakąś znajomą twarz, posturę czy ubiór - nadaremno, oczywiście, wszak wszystkim wystarczyło zmienić ubranie i ukryć twarz, by stać się zupełnie kim innym, jeno on pozostawał rozpoznawalny mimo najszczerszych starań. Westchnął cicho, z tacy przechodzącego opodal służącego zręcznie podbierając wysoki kielich pełen czerwonego płynu, wina zapewne, choć z arystokracją to nigdy nic nie wiadomo - cóż, raz się żyje. Przystanął pod jedną z kolumn, opierając się o nią lekko plecami; podniósł kieliszek, przyjrzał się jeszcze raz zawartości, po czym... No właśnie, co? Z zewnątrz wyglądało to, jakby wylał sobie wino pod płaszcz, przytykając krawędź kielicha na skraju maski i płaszcza, w istocie jednak alkohol zniknął w wąziutkiej, niemal niezauważalnej szparze, na tę właśnie okazję dodaną do maski - nie szedł w końcu na bal, by nie móc ani razu napić się czy czegoś zjeść. Co prawda z tym drugim mogłoby być krucho, lecz dla chcącego nic trudnego, nieprawdaż?
Pusty już kieliszek wręczył kolejnemu przechodzącemu służącemu - a może był to ten sam? - i skinieniem głowy podziękował mu za przyjęcie naczynia, palcami w tym czasie majstrując coś pod płaszczem. Po chwili jego dłoń wychynęła spod materiału, teraz jednak znajdowała się w niej długa, prosta fajka; normalnie nie opuszczała ona jego miejsca zamieszkania, chyba, że, tak jak teraz, wypuszczał się na dłużej. Nabił ją spokojnie, nie patrząc na swoje ręce, wszak gesty te wykonywał już tyle razy, że stały się niemalże odruchem; wzrokiem w tym czasie wodził po przechodzących nieopodal gościach, przyglądając się ich strojom, doceniając detale, karmiąc swojego małego wewnętrznego estetę. Po niedługiej chwili fajka była już nabita, wtedy przez chwilę ogrzał zawartość nad zapałką, by w końcu wsunąć ustnik w szparę w masce i zaciągnąć się z lubością. O tak, brakowało mu tego. Teraz jeszcze tylko znaleźć ciekawego towarzysza do rozmowy i bal będzie można uznać za dość udany.Anonymous - 15 Styczeń 2011, 20:58 Kiedy wreszcie dorwała się do przekąsek i nałożyła na talerzyk całkiem sporo ciasteczek oraz innych równie wysokokalorycznych rzeczy ponownie zajęła się obserwacją gości, jednak tym razem nie opierała się już o ścianę. Nagle, gdy wkładała babeczkę do ust wszystko jakby pojaśniało przy okazji powodując u niej ból oczy. Do tego doszła jeszcze bardzo taneczna melodia, czyżby tango, do której swoich głosów użyczyło paru śpiewaków. I jeszcze te ognie... W skrócie efekt była bardzo zadowalający i nawet Cassandra zmieniła swój nastrój, a nogi jakby same wyrywały się do tańca. Sęk w tym, że nigdzie nie było widać żadnego samotnego pana, a przecież sama tańczyć nie będzie!
Mimo tego dziewczyna wcale a wcale nie nie straciła nadziei i ruszyła w tłum szukać odpowiedniej ofiary zostawiając przy okazji lalkę przy bufecie, później po nią wróci. Wreszcie po jakimś czasie jej wzrok ostatecznie padł na pewnego białowłosego mężczyznę (coś ostatnio na samych białych wpada) w weneckiej masce. Niestety był już zajęty, a szkoda. No cóż, poczeka się trochę i zobaczymy, najwyżej potem go złapie.Anonymous - 15 Styczeń 2011, 21:01 Wzięła jeden z kieliszków, które zaoferował jej służący i stwierdziła, że jednak w tym miejscu robi się zbyt tłoczno. Uniosła głowę i rozejrzała się po sali. W kącie naprzeciw nie było nikogo. Manewrując pomiędzy tańczącymi gośćmi zaczęła przesuwać się ku upragnionemu miejscu. Jednakże, no cóż wśród tylu gości niełatwo o wypadek nawet i cieniowi. Jakaś para popchnęła ją i wpadła na mężczyznę w masce ptaka. Na szczęście nie rozlała zawartości kieliszka. To ci głupi zakochani, pomyślała. Z nimi tak zawsze poza sobą świata nie widzą, ale przynajmniej mogliby uważać na otoczenie. Odsunęła się od chłopaka.
-Przepraszam.-szepnęła cicho wystraszona. No cóż, spodziewała się, że zacznie na nią krzyczeć w sumie nie bez powodu.-Naprawdę nie chciałam.-powiedziała speszona odsuwając się jeszcze bardziej.Anonymous - 15 Styczeń 2011, 21:10 Zaczynając od początku na sali był niesamowity rumor. Blaise nie lubiał się w tłokach. Tłok równał się ze zmieszaniem, a przecież prawie każda twarz jest na tyle ciekawa by być istotą unikatową. Tylko niektórzy mogą być jak tło, jednak ono też jest potrzebne. Kiedy był tłok, każda istota zdawała się być tłem - całkowicie to tego niepotrzebnych i bezwartościowym. Niczym śmieć, który za żadne skarby nie chce zostać wyrzuconym. Rozejrzał się jeszcze chwilę. Niesamowite ile ubranych w czarny fraki kelnerów roznosiło te niewymownie drogie drinki. Złapał na szczęście jednego ze zwykłym winem i paroma innymi przysmakami. Najgorsze co można zrobić to mieszać alkohol, więc gdy chłopaczyna zaproponował mu do tego czegoś mocniejszego, od razu odmówił. Tylko i jedynie wino. Ono było doskonałe, poczynając od tego czerwonego koloru i delikatnego przeważnie w smaku. Po prostu - perfect! Uniósł kieliszek delikatnie w górę, pod światło. Tak - widać że organizator nie oszczędzał. teraz jak tylko nie uplamić maski? Albo nie skosztował, albo chodzić z ''zakrwawioną'' twarzą przez całe przyjęcie. No przepraszam, ale oprzeć się nie mógł. To było po prostu a wykonalne. Odchylił swój uroczy łebek lekko do tyłu, by płyn mógł delikatnie wpłynąć po za białe wargi. Ha, całkiem nieźle. Prawie się udało, bo resztę która została na pełnych ustach, musiał zetrzeć serwetką, zręcznie świśniętą od kelnera. Boże, człowieku. Rozumiem, że Blaise jest mistrzem nad mistrzami, ale nie trzeba go tak obserwować. Ha! A może chodziło mu o kieliszek? Na pewno nie, nie byłby aż tak niewychowany, żeby zabierać nie do końca wyczyszczone naczynie. Blaise lekko dygnął w stronę pana we fraku i znów się uśmiechnął. Cholerna maska! Nawet ludźmi manipulować się nie da. Rozejrzał się po sali jeszcze raz, aż zauważył coś ciekawego. Ktoś wybrał sobie na przebranie strój lekarzy z okresu dżumy? Przezabawne i dość odważne posunięcie. Blaise szczerze mówiąc się nie przebierał, nie miał zbytnio czasu. Podszedł do mężczyzny, a w miarę zbliżania się dostrzegał kolejne mankamenty w jego wyglądzie. Najbardziej w oczy rzucał się wzrost. Może i blondyn był wysoki, ale do pięt ''ptaszkowi'' nawet nie dorastał. Spojrzał na niego z dołu, jak to dziwnie brzmi!
- Widzę, że czasami epidemie mogą być inspiracją. - rzucił w jego stronę, gdy zbliżył się odpowiednio - na sześc kroków. Doskonała odległość. Dobrze, że maska przynajmniej nie zasłaniała oczu, bo obecnie nietrudno było w nich zobaczyć tysiące iskierek ciekawości.Anonymous - 15 Styczeń 2011, 21:45 Tym razem nie pozwolił sobie na tak długie zamyślenie - pilnował się, więc w porę zauważył, po jakiej trasie i gdzie zmierzała dziewczyna, zdołał zatem zapobiec jej upadkowi. Nie porwał jej jednak w ramiona, jak by to miało miejsce w jakiejś kiczowatej opowieści o miłości czy innej komedii romantycznej, o nie; najzwyczajniej w świecie przytrzymał ją za ramię, nieco nad łokciem, odpowiednio stanowczo, by się nie przewróciła, uważając jednak, by za mocnym uściskiem nie sprawić jej przypadkiem bólu.
- Nic nie szkodzi - odparł na jej przeprosiny; szczerze mówiąc ledwo je słyszał, jej cichy szept z trudem przebijał się przez gwar rozmów, łatwo jednak było się domyślić, co można w takiej sytuacji powiedzieć. Gdy wyglądało na to, że dziewczyna odzyskała już względną równowagę, puścił jej rękę. - Naprawdę nie szkodzi - dodał z nadzieją, że usłyszy go pomimo maski zasłaniającej mu usta; swoją drogą, zupełnie niepotrzebnie się martwił, bo dziura spełniała swoje zadanie znakomicie i jego słowa docierały do niej całkiem wyraźnie. Przyglądał jej się jeszcze przez chwilę, niezbyt jednak długą, bo zaraz na horyzoncie pojawiła się kolejna osoba zmierzająca w jego stronę. Przeniósł spojrzenie na jasnowłosego młodzieńca; ten jak widać za zbytnim przepychem nie przepadał - elegancki ubiór i prosta, klasyczna porcelanowa maska świadczyć mogły o umiłowaniu prostoty, ale też o dobrym guście.
- Wszystko jest inspiracją - odparł, przywołując zasłyszane niegdyś pośród cyrkowych artystów zdanie. Jemu samemu do artysty było daleko, nie grał na niczym, nie rysował, nie pisywał, często jednak zdarzały mu się sytuacje, gdy z najmniej istotnego detalu otaczającego go świata nagle przychodził do niego pomysł, jemu zaś brakło umiejętności, by ten pomysł w dowolny sposób uwiecznić... Jakże frustrujące.Anonymous - 15 Styczeń 2011, 22:50 Vash opierał się cały czas o jedną z kolumn sali oglądając wszystkich zebranych w środku. Wolał nie rzucać się zbytnio w oczy. Do tańca raczej jego buty nie służyły, a jak na razie nawet nie miał do tego ochoty, gdyż samemu nie przystoi, a żadnej odpowiedniej towarzyszki jak na razie nie zauważył. Mężczyzna potrzebował jakiegoś bodźca, który by go zmotywował do zabawy. Może zmiana scenerii i muzyki ? Cóż, pozostaje więc jedynie kwestia jego samotności. Szkoda, że gospodarz imprezy nie zapewniał alkoholu. Cóż, trudno. Vash wyjął z płaszcza piersiówkę i pociągnął łyk. Powoli kończył mu się płyn. Będzie trzeba gdzieś w tej magicznej krainie znaleźć jakieś miejsce, gdzie sprzedadzą mu cudotwórczą nalewkę, bądź też jakiś inny specyfik o podobnym działaniu. W sumie niczego tutaj jeszcze nie kupował. Ciekawe, czy tutaj tak samo jak w świecie ludzi też używało się pieniędzy. Jeśli tak, to trzeba będzie jakieś zdobyć. Jeśli nie, to Vash będzie potrzebował czegoś, co mógłby wymienić na interesujące go towary. Cóż, trzeba przyznać, że znajdował się w niekomfortowej dla siebie sytuacji. Jeszcze raz rozejrzał się po sali. Czy aby nie było tutaj czegoś wartościowego nieprzytwierdzonego do podłogi, co mogłoby posłużyć za odpowiednią kwotę, do wymiany za trunki ? Trzeba by poszukać. Teraz jednak Vash wolałby zająć się czymś innym - rozmową, czy też inną interakcją z balującymi. W końcu też był człowiekiem - stworzeniem stadnym i mimo swoich morderczych zapędów nadal potrzebował kontaktu z innymi ludźmi.