To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto - Centrum handlowe "Wykopek"

Anonymous - 30 Październik 2011, 12:58

Ir już po dłuższym czasie pobytu w ów centrum zdołała spokojnie zwiedzić je w dokładnej całości, nie pominęła ani jednego sklepu, który mógł coś skrywać ciekawego dla niej. Na nieszczęście dziewczyny osoba, a raczej jej wybawca gdzieś przepadł i musiała robić to wszystko sama, co za tym szło taszczyła za sobą wielką torbę z ciuchami, oraz pluszakami. Biedna nawet nie wiedziała jeszcze, że ów osobnik, który chciał ją napaść wcześniej czaił się cały czas ją obserwując. Jednak, czy aby i teraz mogła liczyć na pomoc kolejnego nieznajomego? Czy, może zostanie celem i ofiarą owego przestępcy. Jej biedny umysł nawet nie mógł sobie wyobrazić, co ten bydlak chciał, a raczej chce z nią zrobić. Wracając jednak do jej sytuacji w której targała kolejne torby, z następnego sklepu. Dziewczyna z uśmiecham na twarzy, spojrzała na stoisko z lodami, oraz innymi artykułami czekolado-podobnymi. Pierwszą rzeczą jaką zrobiła dziewczyna zanim podeszła do owego sklepu, było pozostawienie zakupów przy owym nieznajomym.
- Popilnuje pan?
Powiedziała do chłopaka, który usiadł przy fontannie. Następnie nie czekając na jego odpowiedź poszła do stoiska, gdzie zakupiła loda, oraz małego szejka czekoladowego. Nie było to nic nowego, że po skonsumowaniu obu łakoci, po prostu dały o sobie znać potrzeby fizjologiczne. Rozglądnęła się więc w poszukiwaniu toalety, a następnie gdy ją znalazła zerkając jeszcze na faceta, który pilnował jej torby, szybko ruszyła ku toalecie. Minęła dosłownie chwila, jak dziewczyna wyszła, lecz w drodze przez kawałek korytarza nie mogła już cieszyć się spokojem, gdyż jej drogę zatokował właśnie owy osobnik, na którego wpadła wcześniej. Dziwaczny uśmiech na jego twarzy świadczył, że nie ma on dobrych zamiarów ku dziewczynie.
- No i co mała. Już nie ma nikogo, kto by cię obronił.
Ir słysząc te słowa chciała się cofnąć, do toalety, lecz co by jej to dało? Szans by na ucieczkę za dużych z ciasnego pomieszczenia, by nie miała. Pozostało jej tylko liczyć, że ktoś ją uratuje, albo jakimś cudem sama się mu wyślizgnie.
Facet nie czekał długo, a po chwili mała Ir była już w jego łapskach. Zaczęła się wyrywać, lecz jej małe ciałko raczej nie miało szans z owym facetem. Czemu nie krzyczała? To, było dość proste, w chwili gdy ją złapał już miała zakryte usta, przez jego rękę. Jako, że szarpali się dość blisko wyjścia z korytarza, jakaś babcia na oko z 60 lat. zaczęła coś gadać do niego, coś co miało brzmieć "Proszę ją zostawić.", lecz on tylko na nią spojrzał, a owa staruszka już uciekła z tego miejsca.

Viper - 30 Październik 2011, 13:18

Viper siedział sobie jak spokojny człowiek w centrum handlowym. Prawdopodobnie, niewiele było osób, które w tej chwili uwierzyłyby, że jest on sprawcą sporego zamieszania jakim była cała ta rebelia. No właśnie, siedział sobie i obserwował przechodzących ludzi, zastanawiając się przy tym, jakby to było, gdyby mógł być normalny, tak jak oni wszyscy. W sumie, jakby się nad tym zastanowić, i tak nie skończył najgorzej. W końcu jego deformacja polegała jedynie na niewygodnie potężnym wzroście i pomnożeniu ilości blizn, których już przed znalezieniem się w MORII miał całkiem sporo. Nagle, cały spokój przerwała ruchliwa istotka, która wybrała go sobie na stróża swoich zakupów. Zdążył jedynie rozchylić usta, by coś powiedzieć, ale ta, szybko pognała w stronę stoiska z lodami. Nie będzie jej tak wesoło jak zęby powypadają. Ech, trują ludzi tym świństwem, a potem... W sumie, sam zjadłby loda. No, ale pozostał przy zakupach zgodnie z prośbą nastolatki. Swoją drogą, wyglądała na trochę zbyt starą jeśli chodzi o te zakupy. Bo z toreb wystawały pluszowe głowy misiów i miękkie uszy królików. Viper rozejrzał się uważnie, by upewnić się, że dziewczyna nie wraca, ale ta popędziła do toalety. Szybki metabolizm? No w sumie była dość chuda więc to możliwe. Tak, czy owak, Irlandczyk pochylił się by wyciągnąć z torby jednego pluszaka i zaczął mu się przyglądać. Nigdy żadnego nie posiadał. Był jako niemowlę uprowadzony przez klan ninja i od najmłodszych lat trenowany w sztuce zabijania więc jego kontakty z wszystkim co miłe i kojarzy się z miłością zostały ograniczone do zera. Całe życie zmagał się ze światem pełnym przemocy i tylko raz miał okazję doświadczyć czegoś innego, ciepłego... Patrzył na misia i usiłował oprzeć się chęci przytulenia go, co przyciągało kolejne spojrzenia, jakby sam jego wzrost nie był wystarczająco interesujący. Fakt. Gigantyczny, rudowłosy dryblas, pokryty bliznami (łącznie z kilkoma drobnymi nacięciami na twarzy). Wysportowany i porządnie napakowany mięśniami, siedzi przy fontannie i przytula uszatka. Scena jak z teatru absurdu.
W końcu wcisnął miśka z powrotem do torby i postanowił rozejrzeć się za jego prawowitą właścicielką. Nie mógł jej nigdzie zlokalizować, aż w końcu błękitne ślepia natknęły się na znajomą sylwetkę. Z tym, że wyglądała jakby była w tarapatach. Cyrkowiec podniósł się bez chwili zastanowienia. Był uczulony na przemoc wobec kobiet. Zwłaszcza tych, które w żaden sposób nie mogą się same bronić. Był jakieś pół (albo i więcej) metra wyższy od napastnika, więc gdy zaszedł go od tyłu wyglądał cokolwiek.. Groźnie. Z resztą, on niemal zawsze wyglądał groźnie.
-Nie pomyliło ci się coś?-spytał łapiąc go za kołnierz koszuli i bez wielkiego trudu odrywając jego stopy od podłoża. W takiej sytuacji, oprych natychmiast puścił dziewczynę. W tej chwili pytanie brzmiało jedynie, co należało z tym delikwentem począć. Viper wahał się pomiędzy wybiciem mu wszystkich zębów, a utworzeniem lodowego ostrza, przy pomocy którego wyprułby mu flaki.

Anonymous - 30 Październik 2011, 13:38

Mała Ir początkowo była już przygotowana na to co ją czeka, w końcu była tu sama, a nawet jeśli by, ktoś to widział o ile nie licząc przechodni, którzy po prostu to olewali, to czy miała szanse na jakąś pomoc od kogoś? Jednak sytuacja cała się odwróciła, gdy chłopak, który pilnował jej rzeczy zaszedł napastnika od tyłu, a następnie podniósł go, a ona swobodnie opadła na ziemię. W jej oczach mimo całego rozwoju sytuacji, było widać pełno uczuć, od strachu, co można było wywnioskować po łzach, po wdzięczność i radość od uratowania jej przez chłopaka. Mimo tego, nadal się bała całego tego zajścia, w końcu nie wiedziała co zaraz się stanie, więc wstała z ziemi i szybkim krokiem schowała się za boku jej obrońcy, wciskając się dosłownie w niego, a jej ręce oplotły go w pasie, tak by mogła schować twarz w jego ubrania, a na całą sytuację zerkać tylko jednym zapłakanym okiem. Owy typ, który chwilę temu był taki cwany zapewne już nie miał zamiaru ja ruszyć, co było po nim wydać był dość przerażony. Ir miała jednak nadzieję, że rozwiążę się to bez zabijania go, a raczej bez rozlewu krwi. No, bo kto normalny zabija przecież człowieka w biały dzień i przy tylu ludziach? A na psychopatę on nie wyglądał, a przynajmniej w jej oczach, bo jak mogła by myśleć tak o swoim wybawcy. Nie trwało to długo, jak pojawiła się ochrona centrum i zabrała napastnika. Więc została ona sama z nim, jednak nadal nie odklejała się od niego, a strach w jej oczach był dość duży, nie dziwić się chwilę temu prawie została zgwałcona. Mimo, że nie była ona normalną osobą, a normalną w sensie nie była człowiekiem, nie potrafiła by korzystać ze swoich mocy w celu zabicia go czy coś, co prawda posiada ona dwie zdolności, które by dały jej proste zwycięstwo, lecz jest ona za młoda na walkę i prawdą jest to, że nie potrafi w pełni korzystać ze swojej mocy.
- Dz..dzię...dziękuje panu, gdyby nie pan to on, by na pewno...
Nie dokończyła i w tej chwili zaczęła płakać, te słowo nawet nie mogło by przejść jej przez usta, bo jakby ona po tym się czuła, te obrzydzenie, ze ktoś ją dotykał bez jej zgody, jeszcze ktoś taki jak człowiek. Nic nie znaczący człowiek, rozumie jej Oluś to co innego, ale jakiś podrzędny opryszek. W całym tym swoim płacz, nawet nie zwróciła uwagi, że nikt nie pilnuje jej rzeczy, ani na to, że niszczy mu ubranie a raczej sprawia, że w pewnych miejscach robi się mokre od jej łez.

Viper - 30 Październik 2011, 14:05

Tak, to oczywiste, że Viper nie mógł ruszyć się do żadnego tłocznego miejsca bez pakowania się w kłopoty. Na szczęście, tym razem pobudki miał szlachetne więc wszelkie następstwa nie powodowałyby nadmiernych wyrzutów sumienia. Bo trzeba przyznać, że gdy tak wyżynał członków MORII, jeszcze przed zapoczątkowaniem działalności ruchu Anarchs, bywało, że trochę źle się z tym czuł. Zwłaszcza, że zwykle poddawał ich takiej masakrze, że późniejsza identyfikacja zwłok, z całą pewnością była utrudniona. Na szczęście, tym razem, zanim zdążył podjąć decyzję co zrobić z delikwentem pastwiącym się nad dziewczynkami w centrum handlowym, przybiegła ochrona, by go wyprowadzić. Gdy dwaj umundurowani mężczyźni zbliżyli się do potężnej sylwetki cyrkowca, ten upuścił oprycha i pozwolił im go odprowadzić. Swoją drogą, zawsze wydawało mu się, że ochrona centr handlowych nie jest zbyt zdolna do przeprowadzania sprawnych akcji, ale żeby o mało nie doszło do gwałtu? To już było w jego opinii poważne przegięcie. Do jakiego stopnia ludzkie społeczeństwo było zdegenerowane? Przecież tu było pełno ludzi! Nikt nie zwrócił na to uwagi? Nikt nie zareagował? Wszyscy, tylko patrzyli i mijali tę scenę w milczeniu. Na samą myśl, rudowłosy poczuł do całej rasy obrzydzenie. I to jego wytykano palcami. A przecież zachował się bardziej ludzko niż ktokolwiek w okolicy. Dopiero po chwili uświadomił, że jakieś małe stworzenie tuli mu się do nogi, łka i coś niewyraźnie bełkocze. Spojrzał na lekko poczochraną blond czuprynę. Nie specjalnie wiedział jak się zachować. Ludzie znowu się gapili, a kilka panien siedzących w kawiarni naprzeciwko patrzyło na niego z taką adoracją, że aż się zarumienił i zaczął nerwowo masować się po karku. Niech to szlag trafi.
-No już, nie ma za co... Nie płacz, nic się nie stało-podjął nieudolną próbę uspokojenia nastolatki. Pogładził ją po głowie, ale szybko cofnął rękę. Nie miał pojęcia co robić, nie był specjalistą od postępowania z dziewczętami, a na pewno nie takimi, które przed chwilą, o mały włos, a zostałyby zgwałcone.
-Wiesz co, może powinniśmy wrócić po twoje rzeczy...-zaproponował nieśmiało próbując ją odkleić od swojej nogi. Wyglądało to przekomicznie. Jakby przylepił się do niego jakiś mały gekon, albo inny pajączek. Za to pan żmija nie myślał teraz o niczym innym jak zejście z widoku tym chichoczącym w kawiarnianym oknie pannom. Czy jemu się zdawało, czy jedna do niego pokiwała?

Anonymous - 30 Październik 2011, 14:23

Nie wiedziała co miała począć, lecz chłopak miał całkowitą rację, nie wypadało po padać w totalną histerię, bo przecież udało mu się ją uratować przed niechybnym scenariuszem gwałtu na niej, co już było plusem dla niej, bo zachowała coś, co miała dać swojemu ukochanemu, lub ukochanej podczas nocy poślubnej, a przynajmniej tak wpoili jej rodzice, lecz nigdy nic nie wiadomo, a jak na razie się zapowiadało miało paść na Olka, a to nie była dobra alternatywa, znając, że ona niby go nie lubi a on ją. Dopiero gdy wspomniał on o rzeczach pozostawionych bez opieki, postanowiła puścić go i lekko się uśmiechnęła.
- Dobrze, mam nadzieję, że nikt ich nie ukradł, czy coś..
Powiedziała ocierając rączkami, a raczej swoimi rękawami łzy, które zdążyły ścieknąć jej po policzku, oraz te zbierające się w jej oczach. Kolor jej oczów pod wpływem jej łez, zrobił się jeszcze pełniejszy, a zarazem bardziej szlachetny niż nie jeden rubin najczystszej klasy. Po skończeniu już swoich zabiegów z ów oczami, chwyciła go za rękę i poszła powoli do miejsca gdzie pozostawiła swoje rzeczy. Było jej jednak wstyd iść przy tylu osobach, bo było już słychać szmery typu "zapewne sama go kusiła" itp. Robiło się jej natychmiast głupio, a jej twarz przy tym wydawała się smutna, a zarazem przygnębiona. Ona sama by chciała zniknąć po tym całym wydarzeniu, lecz wiedziała, że nie było to możliwe. Jedynie musiała nadal brnąć w tym miejscu, na szczęście on był tokowa przy niej.
- Jak mam się panu odwdzięczyć za pomoc?
Skierowała wzrok w czasie drogi na niego, a gdy już doszli do rzeczy, ta jedyne co robiła to czekała na jego odpowiedź, nawet nie zbytnio się interesowała tym, czy wszystko jest czy też nie. Miała jedynie nadzieję, że nie zaproponuje czegoś głupiego, lub nie normalnego.

Viper - 30 Październik 2011, 14:44

Irlandczyk z zadowoleniem stwierdził, że pajęczak postanowił się od niego odkleić i zgodził zejść z widoku dziewczynom w kawiarni, które najwyraźniej bardzo cieszyły się jego zakłopotaniem. Pozwolił nawet dziewczynce wziąć się za rękę i poprowadzić w stronę fontanny.
-Wiesz jakoś wątpię, by ktoś z apetytem rzucił się na przytulanki i sukienki-postanowił ją nieco pocieszyć, żeby się nie przejmowała mało prawdopodobnymi scenariuszami. Całe szczęście, że Viper (w przeciwieństwie do mnie...) nie miał pojęcia kim jest Oleander, bo w przeciwnym razie, mógłby (podobnie jak ja) spróbować sobie wyobrazić scenę miłosną pomiędzy tą dwójką i jego mózg (podobnie jak mój) skończyłby gdzieś na suficie w wyniku tajemniczej eksplozji. No, ale nic podobnego nie nastąpiło. Znaleźli się więc przy fontannie, a co za tym idzie przy rzeczach dziewczyny i z dala od kawiarnianych adoratorek cyrkowca. Pochylił się by wziąć jej siatki.
-Wygląda na to, że wszystko jest na swoim miejscu-powiedział, gdy upewnił się, że nic nie zginęło z zakupowych toreb. Uniósł nieznacznie brew słysząc kolejne słowa blondynki.
-Odwdzięczyć się?-chyba zwariowała. Nie chciał niczego w zamian. Przede wszystkim, ona niczego nie mogła mu dać. Westchnął i zaczął zastanawiać się jak wybrnąć z tej cokolwiek niewygodnej sytuacji. Wreszcie wpadł na, w swoim mniemaniu błyskotliwy pomysł.
-Może po prostu ładnie się uśmiechnij i obiecaj, że nie będziesz już płakać?-zaproponował i sam nieznacznie się uśmiechnął. Jej obecność pozwalała mu oderwać kłąb myśli od wszystkich problemów, które ściągnął na siebie ostatnimi czasy. Była po prostu uroczą dziewczynką i mógł być z siebie naprawdę dumny, bo przecież jej pomógł! Ocalił coś, co z całą pewnością miało dla niej wielką wartość. Mógł więc być z siebie zadowolony. A taka duma z własnego dobrego uczynku zawsze poprawiała nastrój.
-No i... Może stąd pójdziemy? Wszyscy się gapią-zaproponował w pełni świadom faktu, że gdziekolwiek by nie poszedł, i tak będą się na niego gapić. No, ale trzeba też przyznać, że nigdy wcześniej nie wpadłby na to, że są jakieś stopnie gapienia się i teraz gapiono się mocniej i intensywniej niż zwykle i nawet jego przyzwyczajenie nie potrafiło zmienić wywoływanego tym faktem uczucia irytacji.

Anonymous - 30 Październik 2011, 14:59

Jego słowa na tematy "apetycznej" kradzieży jej ubrań i zabawek nawet ją rozbawiły, ze na jej ustach zawitał malutki cień uśmiechu, lecz nie był to jednak jakiś wielki uśmiech jak wcześniej, zanim napadnięto na nią. Dziewczyna jednak starała się już o tym nie myśleć, więc powoli wracała do starej formy, mimo zapłakanych oczów i ogólnego gapienia się na nią i posyłania nieetycznych spojrzeń, jak i osądów na jej temat.
- A jak to będzie jakiś maniakalny zboczeniec, który zadowala się pluszakami i chodzi w dziecięcych ubrankach? To co wtedy?
I w tym czasie dziewczyna lekko się zachichotała, fakt przy nim w sumie czuła się bezpiecznie, nikt głupi nie rzuci się na nią przy takim chłopaku, jest większy od innych i zapewne silny, co mogła stwierdzić po tym jak podniósł tamtego opryszka. Jednak jej zachowanie nie pozwoliło jej się na gapienie na niego, bo przecież to niegrzeczne więc zabierała często wzrok, lecz nie raz ją korciło by wypytać, czemu jest taki wysoki etc.
- Cieszy mnie to..
Skomentowała to, krótko jeśli chodziło o informację, że wszystko jest na swoim miejscu, lecz to iż on nie chciał nic w nagrodę, lekko ją zdziwiło ale i serce spadło jej gardła, bo przecież mógł wymyślić coś dziwnego, czy nawet jak sama wcześniej myślała nienormalnego. Jednak, skoro jedynym argumentem jak mogła się uśmiechnąć, to przestanie płakać i ma być uśmiechnięta, to tyle mogła zrobić dla niego, lecz nie była typem osoby, która robi coś dla innych, na nieszczęście defekt rozpieszczonej dziewczynki.
- Dobrze, może więc pójdziemy do parku? Tam zazwyczaj są puste miejsca.
Odpowiedziała chwytając w dłonie zakupy i kierując się do wyjścia wraz z nim za rękę. Po chwili już ich nie było w tym centrum.

[z/t x 2]

Anonymous - 31 Październik 2011, 12:27

Biednej kruszynie było, jakby to powiedzieć, zimno jak cholera. Nie lubiła mrozu i wiatru, więc jesień, mimo przepięknych barw, ani trochę jej do siebie nie przekonywała. Owszem, mieniące się złotem i czerwienią parki były przepiękne, ale Reila wolała podziwiać je z pewnej odległości, najlepiej zza szyby jakiegoś ciepłego domku. Pewnie nie musiałaby narzekać na chłód, gdyby ubrała się jak człowiek. Ale nie, to dziwadło nie znosiło grubych warstw ubrań; nic nie przekonałoby jej do ciepłego, gryzącego swetra.
Od dłuższego czasu szukała jakiegoś przyzwoitego schronienia, ale jej starania spełzały na niczym. Już dawno nie była w tej krainie i zapomniała, że ludzie nie są tacy wyrozumiali i ogon wystający ze spodni budzi u nich podejrzenia. Dziewczyna i tak miała szczęście, że wybrała się tutaj w okolicach Halloween - jej zwierzęce atrybuty były więc brane za wyjątkowo realistyczny kostium, choć i tak większość napotkanych osób patrzyła na nią mało ufnie. Tak, to całe "przebranie" było z pewnością zbyt realistyczne.
Nameless była wyganiana ze wszystkich mniejszych sklepów, więc postanowiła udać się do centrum handlowego. Przekonana była, że uda jej się pokręcić w środku przynajmniej przez kilka godzin, zanim ochrona zorientuje się, że młoda dziewczyna jest tylko przybłędą szukającą ciepła. W najlepszym wypadku przesiedzi tam aż do zamknięcia centrum! Wspaniały scenariusz, o tak. Przez obrotowe drzwi przemknęła szybko, choć w normalnych okolicznościach kręciłaby się w nich parę minut dla samej frajdy. W głównym holu przywitało ją ciepło, mnóstwo upiornych dekoracji w kształcie dyń i nietoperzy oraz... o nie. Zapach jedzenia. Wilczyca zastrzygła uszami, zmarszczyła nosek i udała się w kierunku, z którego dobiegała ta przyjemna woń. Tym sposobem trafiła na trzecią kondygnację budynku, której połowę zajmowały przeróżne restauracje. Fast food'y, kawiarnie, knajpy w wiejskim stylu i bardziej egzotyczne miejscówki. Reila zajęczała cichutko i wręcz przykleiła się do szyby z napisem "Jadłopodajnia Wuja Toma", zza czerwonych liter reklamy obserwując klientów odbierających misy gorącej zupy oraz talerze pełne tłuczonych ziemniaków i kotletów schabowych. Co prawda nasz mały głodomór bardziej połasiłby się na surowe mięso, ale taka sztuka schabu z patelni w równym stopniu zapełniłaby jej pusty brzuszek. Jeszcze kilka minut, a zostanie stąd wyrzucona za próbę kradzieży...

Anonymous - 31 Październik 2011, 13:15

Artemis całą drogę próbował opanować drżenie rąk. Choć na twarzy odbijał się pozorny spokój, to jednak wewnątrz rozgrywała się prawdziwa batalia. Przede wszystkim dlatego, że nie mógł przestać obarczać się winą za ten upadek Lou. Gdyby nie wyprowadził jej z równowagi, gdyby nie biegła... Wtedy z całą pewnością nie złamałaby ręki. Z drugiej jednak strony, próbował sobie tłumaczyć, że nie mógł postąpić inaczej. Że próba dania jej nadziei na jakiś normalny związek byłaby jeszcze bardziej sadystyczna i bardziej okrutna niż to, co jej zaserwował w tej nieszczęsnej altance. Granatowy Bentley sunął po asfalcie niczym strzała i chyba jedynie jakaś boża opatrzność sprawiała, że jego rozkojarzony kierowca nie zaparkował w czyimś bagażniku, lub nie spowodował jakiegoś innego poważniejszego wypadku. Zwłaszcza, że Fowl raczej rzadko prowadził, bo przecież od czegoś miał szofera. Tak, czy inaczej. Usiłował sobie przypomnieć, gdzie w tym mieście jest apteka, ale żadne miejsce nie przychodziło mu do głowy. Postawił więc na pewnik jakim było centrum handlowe. Zaparkował w garażu. Wkroczył do centrum, gdzie dopiero uświadomił sobie, że ma na sobie jedynie błękitną koszulę z zakasanymi rękawami, która miejscami poplamiona jest krwią. Podobnie z resztą jak jego twarz, o której wytarciu nie pomyślał. Zbawieniem okazał się więc panujący wszędzie nastrój Halloween. Wszyscy pomyśleli, że przywdział po prostu strój jakiegoś szalonego naukowca, a karmazynowe plamy są jedynie bardzo dobrze udającą krew, farbą. Odetchnął z ulgą. Ostatnia rzecz, której teraz potrzebował to dyskusja z przygłupami z ochrony. Podszedł do mapy i począł rozglądać się gdzieś za zielonym krzyżem symbolizującym aptekę.
-Jest-szepnął wskazując palcem na migotliwy punkt. Znajdował się w food-cornerze, zaraz obok całego rzędu przeróżnych restauracji i kawiarenek. Ruszył więc w tamtą stronę. Miał na dzisiaj dość biegania, więc szedł w miarę spokojnie. Poza tym uznał, że lepiej się nie śpieszyć. Loullie powinna się wyspać, a miała na to jeszcze całkiem sporo czasu. Zerknął na zegarek. Tak, miał jeszcze przynajmniej dwie godziny, zanim konieczna będzie zmiana opatrunku. W sumie, mógłby zawieźć ją do szpitala, ale... Czy szanowny pan profesor medycyny zaufałby jakimś podrzędnym lekarzom i powierzył zdrowie i ciało jednej z nielicznych osób na tej planecie, na których mu zależy? Nie. Wyznawał zasadę, że lepiej wszystko robić samemu. Zwłaszcza, że przecież był lekarzem i doskonale wiedział jak postąpić. Jedynym problemem była niemożność założenia jej gipsu, ostatecznie więc pewnie i tak trafi z nią do jakiejś prywatnej kliniki. Teraz jednak miał zaopatrzyć się w bandaże. Kroczył więc w kierunku apteki, gdy jego uwagę przyciągnęła pół-naga, zdecydowanie zbyt chuda istota przyklejona do szyby jednej z tutejszych jadłodajni. Coś skręciło Artemisa w żołądku. W... Współ... Współczucie? Cóż, zdaje się, że cała ta sytuacja z Loullie obudziła w nim ludzkie odruchy. Powoli zbliżył się do ogoniastej... To chyba była dziewczynka. Odchrząknął cicho. Był pewien, że ma do czynienia z istotą z innego wymiaru. Przede wszystkim dlatego, że jej ogon i uszy poruszały się bardzo płynnie i naturalnie, co wykluczało opcję 'automatyczności' podobnie jak nieobecność jakichś kabli, czy baterii. To nie był żaden Halloweenowy kostium, ale... Potwór z Krainy Luster, czy człowiek, głód odczuwał tak samo. To, nasz szanowny naukowiec, wiedział dzięki eksperymentom MORII, z których nikt chyba nie byłby dumny.
-Jesteś głodna?-spytał stojąc wciąż w dość bezpiecznej odległości. Starał się ukryć przebrzmiewającą w głosie obawę. Artemis nie ufał magicznym istotom i mimo wszystko niepokoiła go cała gama zdolności, którymi dysponowały, a których on sam nie posiadał. Bo mimo nieprzeciętnego intelektu był jedynie człowiekiem. Przyglądał się stworzeniu przeglądając w pamięci kartotekę MORII. Nie znajdował jednak żadnego opisu kreatury o wilczych elementach wyglądu. Były Dachowce, ale one miały kocie atrybuty... Czym więc była ta dziewczynka?

Anonymous - 31 Październik 2011, 13:46

Zielono-bury ogon ciemnoskórej dziewczyny poruszał się coraz szybciej, nie mogła już nad nim zapanować. według zasad logiki Reila powinna być teraz osłabiona i niemrawa, ale nagły przypływ adrenaliny związany z widokiem jedzenia sprawił, że na nowo wstąpiły w nią siły. Czuła się jak jakaś zabawka, którą ktoś za mocno nakręcił i teraz musiała jakoś spożytkować nadmiar danej jej energii. Wierciła się więc w miejscu, rozglądała na boki, nerwowo przebierała nogami i machała ogonem na wszystkie możliwe strony; tak, to ostatnie najbardziej zdradzało jej poddenerwowanie i zniecierpliwienie. Z ogromnym trudem powstrzymywała się od wpadnięcia do restauracji i zrobienia napadu na kuchnię. nieważne, czy była w Krainie Luster czy u ludzi - w jednym i drugim miejscu rozbój i kradzież były tak samo nieodpowiednimi zachowaniami. Może wilczyca nie była wybitnie inteligentna i dojrzała, ale miała jeszcze jako takie poczucie moralności. Chociaż z drugiej strony... gdyby ochrona przyłapała ją na kradzieży, wezwano by policję, która zabrałaby ją do aresztu, w którym miałaby dach nad głową, ogrzewanie i trzy posiłki dziennie, w tym przynajmniej jeden ciepły. Kusząca propozycja, choć ktoś prędzej czy później zorientowałby się, że zwyczajne młode panienki mają nader pospolite uszy i wykazują zadziwiający brak ogonów czy innych ponadprogramowych części ludzkiego ciała.
Do Bezimiennej nie od razu dotarło to, co powiedział Artemis. Owszem, słyszała go doskonale, jednak stał on w takiej odległości, iż dziewczyna pomyślała, że białowłosy zwraca się do kogoś innego, na przykład do swojej dziewczyny. Dopiero po dłuższej chwili odwróciła głowę w jego stronę i szybko zauważyła, że jest raczej małe prawdopodobieństwo, aby któraś ze stojących w pobliżu osób przyszła tutaj z tym ubabranym krwią dziwakiem. Właśnie, krew! Wilczyca uniosła wysoko uszy, w mgnieniu oka doskoczyła do niebieskookiego, złapała go za koszulę i, stając na palcach, sięgnęła językiem do jego policzka, z którego zlizała trochę już niezbyt świeżej krwi, przy okazji ukazując nieznajomemu swoje ostre kiełki. Chociaż instynkt wziął nad nią górę, opamiętała się wkrótce i cofnęła się trochę, choć wciąż nie puszczała koszuli człowieka.
- Wybacz - bąknęła, wlepiając w niego żałosny wzrok zielonych, błyszczących ślepi. Mimo budzącej współczucie postawy, nie zdołała ukryć spojrzenia, które z powodzeniem mogłoby należeć do jakiegoś dzikiego stworzenia z gęstego, nieodwiedzanego przez ludzi boru. Dziewczyna odetchnęła kilka razy, najpierw płytko, potem trochę głębiej. Musiała się uspokoić, jeśli nie chciała wystraszyć tego człowieka. Powinna dać mu jakiś znak świadczący o tym, że nie jest jedynie nieopanowaną bestyjką. Najlepszym wyjściem byłaby odpowiedź na pytanie; choć nieco spóźniona, stanowiłaby niepodważalny dowód na to, że młoda rozumie, co się do niej mówi. Wstrzymała na chwilę oddech, gdyż woń krwi przyćmiewała jej zmysły.
- Jak mnie nakarmisz, to będę cała twoja - mruknęła, ciągnąc go nieznacznie za koszulę. Zabrzmiało to nieco dwuznacznie, jakby Reila należała do nowej generacji galerianek, tym razem wyłudzających jedzenie, jednak daleko było jej do tego. Każdy, kto próbował się do niej zbliżyć w ten zdecydowanie mniej przyzwoity sposób, kończył ze śladami po kłach i pazurach. Oferta wilczycy opierała się raczej na byciu zwierzątkiem domowym, w którego rolę bardzo chętnie się wcielała.

Anonymous - 31 Październik 2011, 14:14

Mężczyzna przyglądał się istocie z rosnącą fascynacją. Zakodowany w jego głowie spis ras Krainy Luster wspominał jedynie o jednej, niezwykle rzadkiej, którą mogłaby reprezentować wilczyca. Mianowicie, jeśli była faktycznie stworem z Krainy Luster, a to w tej chwili było najbardziej prawdopodobnym scenariuszem, to mogła być jedynie Senną Zjawą. Bo przecież, przypomniał sobie dokładnie wszystkie opisy znanych ras i żadna nie miała podobnych atrybutów. A w przypadku Sennych Zjaw panowała spora dowolność, bo były to wszak wcielone sny. Zainteresowanie powoli ustępowało miejsca cichej ekscytacji. Senne Zjawy były prawdziwym rarytasem! Ich istnienie odkryto dopiero niedawno i niewiele jeszcze o nich wiedziano. Artemis chciałby znaleźć się w gronie tych prekursorów i już widział swoje imię i nazwisko pod szczegółowym opisem cech charakterystycznych rasy w legendarnym już spisie Istot Magicznych, który to znajdował się w bazie danych jego organizacji. Szybko więc zakwalifikował ten dzień do szczęśliwych, choć prawdopodobnie mało kto pomyślałby w ten sposób będąc upaćkanym krwią ukochanej osoby. Niestety, Artemis jako klasyczny pracoholik nie potrafił zapomnieć o swojej pracy i zawsze stawiał ją na pierwszym miejscu, więc nie można powiedzieć, że był do końca normalny.
Odruchowo cofnął się, gdy tajemnicza istota doskoczyła do niego, jednak w porównaniu z jej zwierzęcymi refleksami, był zdecydowanie za wolny. Cały świat zdawał się przez chwilę poruszać w zwolnionym tempie. Widział nieuniknione następstwo swoich słów, ale nic już nie mógł zrobić. Ta świadomość, że na cokolwiek brakowało już w tej chwili czasu sprawiała chyba, że zbliżająca się postać wydawała mu się nieznośnie wolna. Podobnie jak cały ten moment. Później jednak nastąpiło coś, czego nie oczekiwał. Dziewczyna, zamiast próbować rozszarpać mu krtań, zaczęła zlizywać mu krew z policzka, przyciągając kilka dość zszokowanych spojrzeń. Z jakiegoś powodu, Artemis lekko się zarumienił. Trudno orzec, czy dlatego, że ludzie gapili się na niego jak na jakąś małpę z cyrku, czy dlatego, że półnaga białogłowa właśnie lizała go po twarzy. Gdy w końcu się odsunęła naciągnął rękaw koszuli na dłoń i począł solidnie trzeć polizany polik.
-Nic się nie stało-odparł na przeprosiny, nie przestając trzeć polika-To było... hm... Interesujące-dodał w końcu odrywając rękę od twarzy, by następnie przyjrzeć się zwilżonemu rękawowi, tak jakby oczekiwał, że za chwilę ślina stworzenia zrobi coś równie nieoczekiwanego. W końcu po tych magicznych kreaturach najlepiej było spodziewać się wszystkiego. Odchrząknął i poprawił okulary, które przekrzywiły się podczas tej napaści. Miał okazję teraz przyjrzeć jej się lepiej. Przypominała faktycznie jakieś dzikie zwierzę. Wygłodniałe i nieco zmarznięte. Budowa jej szczęki była zaś iście fascynująca. Kształtem przypominała ludzką, jednak uzębienie uformowane było jak u typowego mięsożercy. Sądząc, po uszach i ogonie, psa, lub wilka. Tak. Do tego ta ciemna cera. Cała dziewczyna była dość interesującym obiektem. Jednak Fowl o mało się nie udusił słysząc jej ofertę.
-Co masz na myśli?-spytał czując jak wypieki na jego policzkach robią się jeszcze bardziej ceglane. Oczywiście, chętnie zinterpretowałby taką propozycję jako ofertę przeprowadzenia na niej kilku obserwacji naukowych, ale po dzisiejszej aferze z Lou, ani mu w głowie kolejne kłopoty z kobietami. Raz jeszcze odchrząknął, ignorując cichy chichot kilku nastoletnich świadków całego zajścia.
-I tak bym Cię nakarmił.-zapewnił szybko-Na co masz ochotę? Poza surowym mięsem-tak, tego nie trudno było się domyślić biorąc pod uwagę jej reakcję na tak drobną plamkę krwi na jego poliku.

Anonymous - 31 Październik 2011, 16:55

Reila zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że dla jakiegoś naukowca może być wybitnie interesującym obiektem badań. Może ci bardziej uświadomieni ludzie dopiero niedawno odkryli istnienie Sennych Zjaw, ale wilczyca dla siebie samej nie była niczym nowym, niezwykłym czy tajemniczym. Była po prostu sobą i znała setki podobnych sobie stworzeń. Chociaż, tak na dobrą sprawę, odkąd opuściła sen swojego człowieka, nie spotkała wielu swoich braci i sióstr. Gdyby przeanalizowała ten fakt, zaczęłaby się bardziej zastanawiać nad tym, czy w ogóle powinna tu być, jednak ona nie miała czasu na takie rozważania. A już na pewno nie teraz, kiedy burczało jej w brzuchu. Ile to czasu minęło od ostatniego posiłku? Nie wiedziała, ale z pewnością było to o wiele za długo.
Uśmiechnęła się niemrawo, gdy przekonała się, że udało jej się zatrzymać człowieka przy sobie. Tak, to był sukces! Zwykle przed nią uciekali, bądź, w najlepszym wypadku, po prostu opędzali się od niej jak od natrętnej przybłędy, którą zresztą od dłuższego czasu była. Opuszczenie jej ostatniego właściciela było dosyć nieprzemyślanym krokiem, którego od paru dni żałowała, bo ciągłe szukanie schronienia zaczynało ją powoli nużyć. Nie była tak do końca dziką bestią, skoro podświadomie wciąż dążyła do zdobycia choćby namiastki domowego ciepła.
- Interesujące? - Ożywiła się nieco. - Mogę to zrobić jeszcze raz, jeśli ci się podobało - zaproponowała ochoczo. Doprawdy, nie widziała nic złego ani w tej propozycji, ani w natychmiastowym przejściu na "Ty". Uśmiechnęła się trochę rozbawiona, zauważając, jak policzki mężczyzny nabierają żywszych barw. Bawiły ją takie reakcje, bo ona sama naprawdę rzadko się wstydziła. Dotyk, nawet tak śmiały, mało kiedy przyprawiał ją o dreszcze czy wywoływał rumieńce. Zanim odpowiedziała na pytanie, zerknęła w kierunku młodych gapiów i zawarczała cicho. chętnie szczeknęłaby na wesołych nastolatków, ale pamiętała, że ostatni taki wyskok nie skończył się dla niej dobrze. Jej delikatne, ludzkie gardło nie było przyzwyczajone do głośnego warczenia, szczekania i ujadania; nie chciała znów stracić głosu na kilka dni. Postanowiła więc trzymać nerwy na wodzy i znów spojrzała na Artemisa.
- Co tylko chcesz - odparła z rozbrajającą szczerością. Dopiero po kilku następnych sekundach dotarło do niej, że człowiek mógł zrozumieć to nieco inaczej, niż sobie tego życzyła. Trzeba było się więc zreflektować. - To znaczy... - westchnęła ciężko, zbierając myśli. z pustym żołądkiem nieprzyjemnie się myślało o rzeczach innych niż jedzenie. - Najlepiej sprawuję się jako domowy pieszczoch i przytulanka, ale gdybyś potrzebował psa stróżującego... to wiesz, nie ma sprawy. Byle miska była pełna - obyłoby się już bez tego ostatniego zdania, ale nie mogła się powstrzymać. Wreszcie puściła koszulę chłopaka, robiąc przy tym taką minę, jakby nie pamiętała, że przez cały ten czas przytrzymywała go, by nie uciekł. Była bliska wybąkania kolejnych przeprosin, kiedy znów usłyszała coś o jedzeniu. Niestety, zanim zdążyła palnąć tekst o kawałku surowej wołowiny, Fowl wykluczył z menu mięso niepoddane obróbce termicznej. I czego by sobie tutaj zażyczyć? Nie miała sił, żeby marudzić i wybrzydzać. Zjadłaby w tej chwili nawet ośmiornicę, której nienawidziła, gdyby nagle wszystkie restauracje ograniczyły się do tego jednego produktu. Na szczęście wybór był trochę większy.
- Na cokolwiek, byle dużo - tak, mało sprecyzowane zamówienie. Nie chciała tracić czasu na wymyślanie, w końcu człowiek mógł się szybko rozmyślić, a znalezienie kolejnego zafascynowanego nią naukowca mogłoby jej zająć trochę cennego czasu.

Anonymous - 31 Październik 2011, 18:50

Senne Zjawy. Tak, to była dość zagadkowa sprawa. Przede wszystkim dlatego, że nikt do końca nie wiedział jak one w ogóle przenikały ze świata marzeń do rzeczywistości. Dlatego też, jeśli będzie miał sposobność, Artemis z pewnością spyta o to tę małą, zdziczałą istotkę. Bo to było co najmniej frapujące. Artemis był zwolennikiem teorii, że Cień podczas konsumowania snu jakiejś istoty otwiera jakiś portal do krainy marzeń, przez który to zasysa całą jej zwartość. Jeśli na przykład istniała możliwość pozostawienia podobnego portalu niedomkniętego, stwarzałoby to sposobność dla mary, by wydostać się i przenieść do rzeczywistego wymiaru. Wszystko to jednak, było zaledwie teorią, bo do tej pory nikomu w świecie ludzi, nie przyszło do głowy, że sny, wytwory ludzkiej wyobraźni, mogą przybrać jakąś cielesną formę. Choć podobne podejrzenia istniały, odkąd tylko odkryto istnienie istot żywiących się materią snu. To bowiem już sygnalizowało, że fale wysyłane przez mózg podczas procesu 'śnienia' były na tyle silne i pełne energii, że mogły stanowić pożywienie dla jakiejś istoty magicznej. Było to o tyle ciekawe, że jak dotąd udowodniono iż wszystkie te potwory, muszą zaspokajać swe potrzeby zgodnie z piramidą Maslowa. Dość jednak tej naukowej teorii. Fowlowi czasami ciężko było kontrolować potoki myśli. Westchnął więc cicho i spojrzał na uśmiechniętą dziewczynę. Na dźwięk jej propozycji zapragnął się cofnąć i dopiero wtedy uświadomił sobie, że trzyma go za koszulę.
-Dziękuję, nie trzeba-zapewnił nieco zakłopotany. Nie chciał jej urazić mówiąc, że nie znosił gdy cokolwiek lizało go potwarzy. Uważał to za nieestetyczne. Aż dziwne, że dopuszczał coś tak niehigienicznego jak pocałunek!
-Będzie chyba lepiej jeśli ograniczymy nasze.. hm... kontakty fizyczne do niezbędnego minimum-tak, z całą pewnością po dzisiejszym dniu miał dość jakichkolwiek fizycznych kontaktów. W końcu trudno nie odnieść żadnych psychicznych urazów po rozmowie, w której próbuje się przekonać nastolatkę, dla jej własnego dobra, że jest się nikczemnym zboczeńcem, po to tylko, by ta zaczęła cię prowokować do tego byś ją macał z komunikatem, że jej to w ogóle nie przeszkadza, bo cię tak szaleńczo kocha. To brzmiało absurdalnie nawet teraz, więc z cichym, acz żałosnym westchnieniem rozmasował skronie, jakby chciał tym gestem wykasować żałosną altankową scenę ze swojej pamięci. Ocknął się, gdy zaczęła warczeć. Zastanawiał się, czy powinien ją uspokoić, ale z ulgą zauważył, że sama zaczęła nad sobą panować.
-Spokojnie, nie mam fetyszu na wilcze uszy i ogon, możemy więc natychmiast stwierdzić, że mnie nie pociągasz, pozbyć się jakichkolwiek złudzeń w tej kwestii i nigdy nie wracać do tego tematu... Mięso.-był tak wycieńczony dzisiejszymi dyskusjami, że sam nie zauważył kiedy wywalił z siebie ten potok słów, który wyrzucił z siebie z taką prędkością iż siedząca obok osoba mogłaby to uznać za wystrzał serii z karabinu maszynowego. Jedynie ostatnie słowo było wyraźne i z całą pewnością miało jedynie na celu rozkojarzenie jego głodnej rozmówczyni.
-Szczegóły udomowienia Cię omówimy może jak się najesz..-zaproponował i w końcu przekroczył próg restauracji, przed którą stali jak te dwa kołki. Wyglądało to mniej więcej jak każdy lokal w centrum handlowym. Za szybą, w metalowych, podgrzewanych pojemnikach wystawione były dzisiejsze specjały, a za kasą stała blondynka zdecydowanie za szczupła w zdecydowanie zbyt obcisłej miejscami bluzce i tipsami które swoją długością prawdopodobnie przekraczały łączną długość polskich autostrad. W sumie, to nie jest tak imponujące... Niemieckich autostrad.
-Usiądź sobie tutaj-zaproponował wilczej dziewczynce, wskazując jeden ze stolików. Sam udał się do kasy, by złożyć zamówienie. Po chwili zaś wrócił z tacką pełną przeróżnych wyrobów mięsnych. Były tam ze dwa schabowe, golonka, żeberka cielęce z grilla i krwisty stek wołowy, który najbardziej imponował rozmiarem. Swoją drogą, mina kasjerki, gdy skończył zamawiać? Bezcenna. Postawił talerz przed swoim nowym... pluszakiem?
-Proszę. Stek wziąłem bardzo krwisty, żeby chociaż coś Ci z tego wszystkiego smakowało...-skrzyżował ręce na piersiach i postanowił poczekać aż się naje. Nie chciał jej rozpraszać, ani tym bardziej wysłuchiwać jak mu odpowiada z pełnymi ustami, plując wkoło kawałkami mięsa... Bo nie oczekiwał po niej lepszej kultury.
-Jeśli tylko mógłbym mieć jedną prośbę-podsunął w jej stronę nóż i widelec-Korzystaj z nich? Już i tak ludzie się zdecydowanie za dużo gapią, a lepiej by nie domyślili się, że nie jesteś jedną z nich prawda?-dzisiaj jeszcze taki wygląd mógł ujść za kostium, a i tak niektórzy byli nadmiernie podejrzliwi i ciekawi.

Anonymous - 31 Październik 2011, 19:37

Czyli jednak mu się nie podobało? Ludzie byli naprawdę dziwni. Nazywają jakieś zjawisko bądź zachowanie interesującym i utrzymują, że wcale im ono nie przeszkadza, ale zaraz potem bronią się rękami i nogami, byle tylko to się więcej nie powtórzyło. Reila kompletnie tego nie rozumiała, ale nie tylko to było dla niej niezrozumiałe. Jak na istotę, która przeżyła poza snem całe sto dwadzieścia lat, była wyjątkowo dziecinna. Wiele rzeczy trzeba było jej wciąż tłumaczyć od nowa, nie lubiła się uczyć i wielu spraw wręcz nie chciała zrozumieć. Wolała żyć w swoim własnym świecie, kreować odrębną rzeczywistość. Dlatego tak często przenosiła się z miejsca na miejsce; kiedy ktoś bardzo mądry uznawał, że należy zrobić z niej porządną, uświadomioną obywatelkę, uciekała gdzie raki rosną... czy jakoś tak podobnie. Nie miała ochoty na radykalne zmiany.
- Minimum, mówisz... - powtórzyła, przyswajając sobie dokładniej to, co powiedział. Nie trzeba było być geniuszem, żeby się zorientować, że przytulanki, które Reila tak uwielbiała, nie należały do minimum. To trochę ostudziło zapał dziewczyny, ale nie dała tego po sobie poznać. - Jak tylko sobie życzysz - odparła, żeby uspokoić człowieka i dać mu przynajmniej złudzenie kontroli nad całą sytuacją. Jak przyjdzie co do czego, dziewczyna i tak zacznie się kokosić do swojego nowego pana, jeśli w pobliżu nie będzie nikogo innego. A tymczasem lepiej udawać posłusznego wilczka, na dobry początek. Kolejna wypowiedź mężczyzny prześlizgnęła się przez jej głowę zostawiając tylko jeden ślad: mięso. Tylko to słowo uznała za ważne i posiadające jakąkolwiek wartość - reszta była wypowiedziana tak szybko, że nawet nie starała się tego zrozumieć. Widocznie nie było to ważne, skoro Artemis nie zadbał o to, by rozwiać u wilczycy wszelkie wątpliwości odnośnie pewnych spraw. Zamiast męczyć się i zastanawiać, co Fowl mógł mieć na myśli, Kreatura postanowiła po prostu udać się za nim do restauracji i grzecznie usiąść przy jednym ze stolików. Miała ochotę pobiec za białowłosym i przykleić nos do szyby, za którą znajdowały się wszystkie jej przysmaki, bo już nie mogła się doczekać, ale nawet ona wiedziała, że w ten sposób zrobiłaby z siebie kompletną idiotkę i zwróciłaby jeszcze większą uwagę innych kupujących. Jakieś tam pozory wypadałoby zachować. Może była małym dzikusem, ale na reputacji też jej odrobinę zależało. I tak miała tę wspaniałą możliwość ułożenia życia od zera, gdyby coś się nie powiodło. Przypomniała sobie o tym, gdy na stole dostrzegła kilka ulotek ze zdjęciem drobnej postury dziewczyny o różowych policzkach i blond lokach. Pod zdjęciem była informacja o tym, że dziewczę zaginęło niespełna dwa miesiące temu oraz prośba, by natychmiast zadzwonić na podany numer telefonu, jeśli ktokolwiek ujrzy gdzieś blond zgubę. Reila natychmiast rozpoznała na fotografii samą siebie sprzed kilku tygodni. Szybko podarła ulotkę i na tej właśnie czynności "przyłapał" ją niebieskooki, podchodząc do stolika z tacą wypełnioną niewymownie apetycznymi z wilczej perspektywy daniami. Każda kobieta dbająca o linię złapałaby się za głowę widząc, jak ciemnoskóra rzuca się na jedzenie i z jaką prędkością pochłania zawrotne ilości grillowanego mięsa. A uporałaby się z tym wszystkim jeszcze szybciej, gdyby nie została zmuszona do używania sztućców. To nie tak, że dziewczyna nie używała nigdy noża i widelca. Po prostu nie widziała sensu korzystania z nich, kiedy była naprawdę głodna - w innych sytuacjach z reguły pamiętała o manierach.
Po około piętnastu minutach wszystko prócz kości zostało zmiecione z talerzy. Jako ostatni zniknął wołowy stek, który Kreatura zostawiła sobie na deser. Białogłowa opadła na oparcie w miarę wygodnego krzesła i zmrużyła oczy, wpatrując się wciąż w Artemisa.
- Dziękuję - wydusiła z siebie dopiero teraz. Westchnęła głęboko, dając wyraz swojemu głębokiemu zadowoleniu. Tuz po jedzeniu była nie tylko szczęśliwsza, ale też bardziej znośna dla otoczenia. Jakby z nudów chwyciła kolejną ulotkę i, po krótkim przyjrzeniu się zdjęciu, tą także podarła.

Anonymous - 31 Październik 2011, 23:33

To prawda. Życie wśród ludzi było... Skomplikowane. Artemis rozumiał to lepiej niż Zjawa mogła sobie wyobrazić. Cała seria konwenansów, gestów, które wypadało wykonać, nawet jeśli były sprzeczne z naszymi przekonaniami. Chociażby tak jak teraz, nie wypadało mu powiedzieć, że nie lubi być lizany... Więc użył słowa, które wydało mu się neutralne i został źle zrozumiany. Gdyby Reila została wychowana w takim środowisku jak on, doskonale wiedziałaby, że słowo 'interesujący' nie oznaczało wcale, że coś było ciekawym i miłym doświadczeniem. Artemis zaś musiał się kiedyś nauczyć jakie 'nie' u kobiety oznacza odmowę, a jakie jest faktycznie słowem 'tak'. Nie każdy mężczyzna zakończył skutecznie taki kurs i Fowl nie sądził, że się do nich zaliczał. Co się zaś tyczyło uczenia Reili maner... Nie można powiedzieć, że o tym nie pomyślał. Wręcz dość szybko uznał, że będzie musiał się za to zabrać. Zaraz potem jednak skorygował swoje myślenie uznając, że taka niewychowana będzie stanowiła znacznie lepszy obiekt obserwacji. Przynajmniej na razie. Potem może jednak postara się jej wytłumaczyć, że skakanie na nieznajomych i lizanie ich po policzkach jest cokolwiek... Dziwne.
-Tak chyba będzie najlepiej-zapewnił ją skinąwszy lekko głową. Nie miał pojęcia o jej hobby jakim było przytulanie. Cóż, mogli faktycznie do siebie nie pasować, bo Fowl był raczej niedotykalski. Choć wszystko zależało od sytuacji oraz od osoby. Kto wie, może akurat Reili pozwoli się do siebie przytulać i nie będzie miał żadnych oporów? Czas pokaże. Na razie jednak, jakby nie patrzeć, była kimś... Obcym dla niego. A Artemis jako osoba cierpiąca na specyficzny rodzaj autyzmu miał spore problemy z nawiązywaniem nowych znajomości, nie wspominając o kontakcie fizycznym w takich sytuacjach. Zadowolony był zaś z faktu, że zeszli już z niewygodnych, damsko-męskich tematów i przeszli do konkretów. Jedzenia. Patrząc jak dziewczyna pałaszuje, był pod niemym wrażeniem. Teraz całkowicie rozumiał pochodzenie określenia 'wilczy apetyt'. Pasowało tu jak ulał. Nigdy też nie podejrzewał, że jedna osoba, może w tak krótkim czasie, pochłonąć takie ilości jedzenia. On sam nie narzekał na brak apetytu, ale jej osiągnięciami nie mógł się pochwalić. Inna sprawa, że po tym widoku, pewnie nie przełknąłby ani kęsa...
Niepokoiła go, że darła te ogłoszenia. Zmarszczył lekko brwi i spojrzał na nią.
-Nie ma za co-odpowiedział na podziękowanie, po czym spojrzał na tarczę zegarka zdobiącą jego nadgarstek. Miał wciąż jeszcze dość dużo czasu. Tym razem wiedział jak go spożytkuje. Będzie miał okazję nieco lepiej poznać tę wilczycę, która podarła właśnie kolejną ulotkę.
-Powiedz mi proszę, że nie pożarłaś tej dziewczynki z ogłoszenia-powiedział pół-żartem, pół-serio. Z jednej strony nie podejrzewał jej o to, ale z drugiej nigdy nie wiadomo-W ogóle, masz jakieś imię? Bo zakładam, że domu jako takiego ani właściciela... Nie posiadasz?-chciał być pewien. Wolał, by ktoś nie łaził za nim i nie torturował go później za kradzież jego 'snu'.
-Ja jestem Artemis... Artemis Fowl-przedstawił się i lekko uśmiechnął. Zastanawiał się gdzie ją umieści? Bo trochę bał się z nią mieszkać... Czegóż mógł się po niej spodziewać? Nie miał pojęcia. Na chwilę obecną bałby się nawet wsiąść z nią do Bentleya, którego zostawił w garażu.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group