Anonymous - 27 Listopad 2016, 18:18 Gdzieś umknął jej moment gdy została wyparta z rozmowy. Ot tak, po prostu stała się piątym kołem u wozu bądź trzecim u roweru (choć to miało mniejszy sens). W zamyśleniu sączyła drinka, nie reagując na żarty odnośnie tajemniczych i groźnych dróg.
Nie miała ochoty być traktowana protekcjonalnie.
Gdzieś zapodziało się też życzenie wysłuchania ich historii.
Spojrzała na Simona, Mary, Irę i stwierdziła, że niewiele ją obchodzą tak samo jak uprzejme pogaduszki bez konkretnego tematu.
Zauważyła także, że w pomieszczeniu było jeszcze więcej ludzi. Mogła być to wina alkoholu bądź jakiejś reakcji alergicznej, ale kobiecie zrobiło się duszno. Czuła, że jest jej ciepło, a rytm muzyki (czy to basy czy bity) odbijał się w jej głowie, wtórując przyspieszonemu pulsowi. To mógł być atak paniki, ale nie musiał.
Jednak jeśli teraz wyjdzie, to pewnie kobiety pomyślą, że poszła za Simonem. Jeśli zaś zostanie to najpewniej oszaleje, a jej własne włosy (które znów zaczęły pląsać w chaotycznym tańcu) ją zaduszą.
- Muszę iść - rzuciła w eter, ale nie ruszyła się z miejsca. Zacisnęła dłonie, a paznokcie wbiły się w skórę, zostawiając białe rowki. Nie czuła tego. Koncentrowała się tylko na równomiernym oddechu.
Na nic. Mroczki przed oczami już zwiastowały najgorsze. Za chwilę straci przytomność. Właśnie dlatego wykorzystała resztki energii. Zerwała się ze stołka i mamrocząc coś na wzór przeprosin zaczęła się przepychać między tańczącymi parami.
Byle do toalet.
Ostatnią przeszkodą były drzwi. Pchnęła je, a przynajmniej tak jej się zdawało. Naparła na nie całym osłabionym ciałem. Czarne plamy przed oczami połączone z hiperwentylacją wcale nie dodawały jej sił. Praktycznie nic nie widziała. Zrezygnowana oparła głowę o drzwi damskiej toalety i spróbowała spokojnie policzyć do pięciu, nie reagując na rozpychających się dookoła ludzi.
Okej, ostatnia próba. Może teraz jej się uda. Naparła po raz kolejny na wrota, a te ustąpiły posłusznie, kto wie czy nie z pomocą jakiejś dobrej duszy, której nie zauważyła.
Wślizgnęła się do środka i omal nie utonęła w umywalce, starając się ochlapać twarz zimną wodą.Simon Quinn - 27 Listopad 2016, 19:15 Simon tymczasem przedzierał się już przez tłum w stronę drzwi, zupełnie nieświadom tego, w jak gwałtowny sposób jedna z jego byłych rozmówczyń udała się do toalet. Teraz było już znacznie trudniej unikać fizycznego kontaktu z rozochoconymi i bardziej niż lekko wstawionymi klubowiczami; Quinn zatem niczego nie unikał, z ponurym wyrazem twarzy przepychając się ku swojemu celowi. Nie zważając na posyłane w ślad za nim przekleństwa i pogróżki, dotarł w końcu do drzwi i minął bramkarzy, by odejść na parę kroków.
Dopiero teraz odczuł w pełni, jak gorąco było wśród tańczących gości klubu, co pozwoliło mu docenić przyjemny chłód nocy. Nie bał się przeziębienia, nigdy nie narzekał na słabą odporność. Wyciągnął z kieszeni paczkę dobrych papierosów i odpalił jeden przy użyciu swojej zapalniczki, by zaciągnąć się z lubością. Nigdy nie robił z palenia jakiegoś wielkiego rytuału - jeśli miał ochotę, to palił, pilnując, by nie działo się to za często. Nauczył się tego niezdrowego zwyczaju od innych i zostawił go sobie jako zawsze jakąś cechę, których przecież nie miał w nadmiarze.
Zerknął na zegarek, a następnie obrzucił spojrzeniem frontową fasadę klubu. Miał zamiar wkrótce tam wrócić, kiedy już nacieszy się chłodnym wietrzykiem i papierosem; zastanawiał się jedynie, jak trudno będzie odnaleźć na powrót kobietę, którą tam zostawił. Zachowanie swobodnej zdawkowości w rozmowie, kiedy ona była w pobliżu przychodziło mu coraz trudniej z upływem czasu; cała wyzywająca zmysłowość nie przeszła bez efektu na jego skromnej osobie, również dlatego postanowił wyjść na chwilę - by odzyskać wewnętrzną równowagę. Czekał zatem, aż to nastąpi, paląc bez pośpiechu i przyglądając się chmurom.Anonymous - 30 Listopad 2016, 20:29 Do wszystkich:
Ludzie byli totalnie rozluźnieni; faceci chichotali do kobiet, do siebie, a nawet wytapetowane kobiety coraz mniej przejmowały się makijażem, niektóre nawet bez butów latały. Jednej falowały włosy, drugiej oczy mieniły się na tysiąc kolorów, trzeciej palce były dziwnie czarne, jak po zetknięciu się z brudnym kominem, ale czy ktokolwiek na to zważał? Kapela zapowiedziała kolejny utwór, tym razem wolny, zdecydowanie z dedykacją dla zakochanych. Ludzie, mimo początkowej żwawy, zintegrowali się, kołysząc się powoli w jedną i drugą. Zdecydowanie, potrafili wyciszyć publiczność.
Kelnerzy, których nagle przybyło, zaczynali rozdawać kieliszki z szampanem wszystkim na sali, ale to nie był czas na picie.
Już niedługo minie połowa nocy.
Do Simona:
Mógł zauważyć, że tak w sumie, kolejka jest coraz rzadsza. Ludzie wchodzili, wychodzili, ochroniarze łypali wzrokiem na niego, to na kolejnych wchodzących. W kolejce prowadziło się nielegalne częstowanie się wódką z pobliskiego monopolowego, w końcu taniej, no nie? Niby nic, jednak coś mogło przykuć jego uwagę - nadjeżdżający radiowóz, który zatrzymał się przed Simonem, na szczęście, nie na sygnale. Wyszedł z niego postawny policjant w średnim wieku, posłał klubowi dość srogie spojrzenie spod swych krzaczastych brwi. Cmoknął pod nosem, wyjął krótkofalówkę:
- Detektyw Morgan. Jestem przed klubem "Na gorąco!". Wciąż nie widzę Mary Wizardry. Odbiór.
- No to możesz wejdziesz do środka, ty idioto?
- Zapomniałaś o "odbiór".
- Bez odbioru - Ach, te kobiety, takie ostre.
Westchnął ciężko, podrapał się po zaroście, jakby to była upierdliwa rzecz i ruszył w kierunku klubu.Noritoshi - 30 Listopad 2016, 21:32 Już tam zaraz, że kłótnia. Może, coś tam, bywa. Nie przedstawiła się? Och, jak mogła zapomnieć!
Machnęła ręką i skinęła mu głową.
- Saphir, monsieur.
Pierw rosyjski, teraz francuski. Ciekawe co jeszcze wymyśli. Nie, to nie znajomość języków, a zaledwie pojedynczych wyrażeń.
Mówi, że nie wejdzie, a Szafirka to akceptuje. Przecież nie będzie się wygłupiać, przecież w naturze boi się obcych. Co ona w ogóle w tym miejscu robi? Ach, już wstawiona, bo zawadziła o framugę przy wchodzeniu do środka.
Lał umiar zdawkowo umorze, aż umór polał umiarze.
Skierowała się do najbliższej kabiny, na oko a raczej na długości stawianych kroków i wyczucie, mierząc odległość pokonaną od wejścia - nie będzie nawet dwóch metrów. Uczyniła co pęcherz wymagał i podeszła do jednej z umywalek, kątem oka spoglądając na posiadaczkę długaśnych włosów, która całą twarzą przyparła do kranu. Dobrze, że mydło jeszcze było w pojemniku, a suszarki wyglądały na sprawne. Niby klub świeżo otwarty, ale bydło w godzinę potrafi najnowszy sprzęt ukatrupić.
Na szczęście, jeszcze tu nie dotarło. Chwała stojącym na bramce.
Jedno, może dwa spojrzenia. Brak obuwia i płaszcz, pod którym by się chyba każdy ugotował.
Prosto z dworu tu wpadła, czy jak?
Szafirka nie będzie się do wyjścia śpieszyć - ma cholerną ochotę trochę nieznajomego poddenerwować. I do nieznajomej zagadać.
- Hej, Hej. - odezwała się, nachylając się tak, by bardziej dojrzeć jej twarz. - Cóż tak nurkujesz! Jonny Walker z kranu płynie, czy jak? Czy może coś się stało? - odparła w końcu coś sensownego, wyczuwając w niej niezbyt przyjemne emocje, ale jakie, to dokładnie nawet nie wiedziała. Alkohol zakłócał odbiorniki.
I o mało co dłoń Straszki nie wylądowała w troskliwym geście na ramieniu nieznajomej. Przyjmijmy, że to tylko nadopiekuńczość chciała się w niej udzielić.Ira - 1 Grudzień 2016, 18:15 Irę dość zaskoczyło gwałtowne odejście Hariotty. Simon też odszedł, a jakoś nie miała specjalnej ochoty zostać sam na sam z właścicielką lokalu. Przynajmniej nie tu i nie teraz.
- Zobaczę co z nią. - i nie czekając na odpowiedź podążyła za uciekinierką z falującymi włosami. Trochę krzywo, ale bez wpadania na innych.
Jak doszła do toalet zauważyła bosą opowiadaczkę przytulającą się do umywalki i wysoką nieznajomą, która przy niej stała.
Stanęła pod ścianą by ktoś na nią nie wpadł, oparła się o nią i skrzyżowała ramiona.
- Hari, weź mi się tu nie top, bo jeszcze żadnej historii mi nie opowiedziałaś. - powiedziała z przekąsem - Jednak poważnie, dobrze się czujesz? I czy ta paniusia nie próbowała ciebie utopić w tej umywalce?
Spojrzała z ukosa na nieznaną jej dziewczynę. Była ona od niej wyższa. Nie wyglądała groźnie, ale wiedziała, że pozory mylą, a alkohol by jej w ewentualnej walce nie pomógł. Miała nadzieję, że nie ma ona wrogich zamiarów.
Podrzuciła zapalniczkę i zamarła w oczekiwaniu na reakcję którejkolwiek z nich.Goshenite - 1 Grudzień 2016, 22:37 A niech tam tkwi. Niech siedzi w tej łazience nawet do końca świata. Co to go obchodzi. Zupełnie o niej nie myślał. Ani trochę. Mimo że powinien, w końcu chcąc nie chcąc był przywiązany do tej Istoty. Ostatnio prześladował go niezły pech. Kilka dni temu zniszczył parę prawie że nowych skórzanych butów. Normalnie tragedia. W dzisiejszych czasach znalezienie poważnego i utalentowanego szewca sprzedawcę butów na miarę jest wyjątkowo trudne. A potem jeszcze te głupie obrączki. Przynajmniej alkohol był. Jak to mówią, każdy powód jest dobry do napicia się. Czy jakoś tak. Tak czy siak miał ochotę się dziś napić i to w sumie uczynił. Nie często zdarza się by pił jakoś nadzwyczaj dużo, tego wieczoru było jednak inaczej. Czuł to w sobie, to dziwne mrowienie i uczucie lekkości i ociężałości jednocześnie. Na szczęście nie musiał udawać się (jeszcze) do męskiej toalety. Co nie znaczy że ma zamiar spędzić resztę nocy stojąc jak kołek tu gdzie stoi.
W miedzy czasie postanowił umilić sobie czas przypatrując się bawiącej się gawiedzi. Pewnie i był w tym wszystkim jakiś ukryty sens, tyle że on go... po prostu nie widział. Gdyby chociaż muzyka była inna... Może był za stary na takie zabawy. Nagle przyszła mu do głowy pewna myśl. Spojrzał na swoją dłoń, na tę na której cały czas dało się zauważyć nieszczęsną obrączkę. A gdyby tak...? Rozejrzał się dookoła. Obok drzwi nikt nie stał, tak samo po jego lewej i prawej stronie. Jeśli dobrze pamiętał, zasięg działania tej magii wynosił trzy, może cztery duże kroki. Parę metrów. Nie czekając przesunął się wzdłuż ściany, jakiś krok w prawo. Zrobił to nieco energicznie, a opór który wyczuł oznaczał że osiągnęli limit odległości. Na jego ustach błąkał się ponury uśmiech; ciekawe co też stało się w środku. Taka zabawa to co innego.Anonymous - 3 Grudzień 2016, 22:02 Zimna woda była ukojeniem na zszargane nerwy Opowiadaczki. Zdążyła jej już napłynąć do oczu, ust i rozlać się po szyi, mocząc płaszcz, który nadal uparcie na sobie nosiła. I było jej z tym całkowicie dobrze. Bo robiło się chłodno, a tętno wracało do swojego normalnego rytmu.
- Blblbl - wybełkotała do strumienia wody, gdy usłyszała nad sobą głos. A w nim coś na wzór troski, może trochę zmartwienia, może obowiązku sprawdzenia sytuacji. Nie miała teraz do tego głowy. Była tylko ona i ta życiodajna ciecz, która sprawiła, że czarne kosmyki powoli zaczęły się przyklejać do twarzy Hariotty.
I znów mogła minąć godzina, albo tylko kilka minut. Stojąca nad nią kobieta nie poruszyła się z miejsca, uparcie oczekując odpowiedzi. Niegrzecznie byłoby jej nie udzielić.
Ale one się już rozmnożyły. I zamiast jednej kobiety widziała dwie, z czego jedną znała.
Wdech, wydech.
Chciała się uśmiechnąć, jednak coś ją powstrzymało. To nie będzie szczery uśmiech. Za bardzo była rozdygotana, a wargi schłodzone wodą zrobiły się jakby bledsze.
- Już... ok. Dzięki - poczuła jak dzwonią jej zęby. Złapała za poły płaszcza i ciaśniej się nim owinęła, ale już na kontakt ze skórą czekały zimne krople zawarte w materiale. Niemal podskoczyła. -Opowiedzieć?
Podejrzliwe spojrzenie spoczęło na Irze. Nie przypominała sobie żeby wspominała o tym kim dokładnie jest. Że nie należy do ludzi i że gromadzi opowieści. Nawet jeśli wspominała o Krainie Luster, to z tego jednego niedopatrzenia ciężko było wywnioskować aż tyle. Szczególnie, że nie należała do tak kolorowych postaci jak jej bracia i siostry.
- Opowiedzieć... Robię to tylko w czasie pracy. Po godzinach zazwyczaj unikam historii. - Uśmiechnęła się przepraszająco.
I spojrzała w końcu na drugą kobietę, tę, która gdzieś jej może przemknęła w tłumie raz czy dwa, ale nie znała jej imienia. Wspominała coś o alkoholu w umywalce, więc wsunęła palec pod strumień wody i go oblizała. Ciecz jednak nadal pozostawała wodą, więc Hariotte tylko pokręciła głową. Niestety, bez odrobiny magii ciężko będzie wykrzesać stąd choćby kilka procentów.Anonymous - 4 Grudzień 2016, 08:52 Simon poszedł zapalić, długowłosa kobieta wywiała jak burza, a jej srebrnowłosa poszła za nią, a Nieczystość została sama, chociaż pomieszczenie było pełne ludzi - nic nowego. Nie czuła żalu, ani goryczy, chociaż była szczególnie zainteresowana krótkowłosą towarzyszką, która nie miała cienia. Brata ich podobnego dotąd nie spotkała.
- Chyba za mocne zrobiłeś te drinki - rzuciła do barmana z nutką rozbawienia, a następnie wyciągnęła portfel i zapłaciła za kolejki. Mężczyzna za barem w pierwszej chwili nie chciał ich przyjąć, ale spojrzenie blondynki skutecznie zamknęły otwierające się jak rybie usta. Miała zamiar odepchnąć się od blatu, ale dłoń poślizgnęła się na krwi, która nie wiadomo skąd pojawiła się pod jej dłonią. Uderzyła łokciem i brodą o blat, syknęła przez zęby, ale krwi już nie było. Barman uśmiechnął się trochę krzywo, a potem skupił się na klienteli, Mary nie miała nic przeciwko temu.
Nieco chwiejnym krokiem ruszyła do schodów, trzymając się ich poręczy nieco za mocno, a kroki stawiając za ostrożnie. Czasami tak bywało, że jej rzeczywistość przyprawiała ją o rogi, nic nowego. Przestała zwracać uwagi na muzykę, a otoczenie mijała z gracją zombi. Przetarła dłońmi oczy, zamrugała i wszystko było lepiej, chociaż pulsowanie z tyłu czaszki było nieznośne, na tyle, że jaskrawe sukienki, czy krawaty były dla niej płachtą dla byka. Głęboki wdech i wydech. Przesunęła językiem po dziąsłach, to po naruszonych zębach. Chciała pójść do Simona i go zabrać, gdziekolwiek, gdzie mogłaby potem zjeść jego sen, już po raz któryś z kolei.
Zabolało ją co innego. Dosłownie. Jasna postać zakuła jej w oczy, a potem - po chwili obserwacji - rozpoznała w nim towarzysza Nori. Zachowywał się dość... hm, ciekawie. Z sentymentu, który zagrał w jej ustach za starym przyjacielem Cieniem, bez zawstydzenia, czy moralnego odruchu okradła mężczyznę z głową na stoliku z jednego papierosa i wsunęła go do ust, miętosząc. A chwilę potem, już była przy Goshenite.
- Szafirka doszła do tego stanu, gdzie trzeba trzymać jej włosy, czy zwyczajnie poszła przypudrować nos? - zapytała lekko, chociaż nie widziała, żeby wchodziła do toalety, ale m o g ł a widzieć. Zwyczajnie, jej moce były nieco mniej... stabilne. Co zresztą również skutkowało na otoczenie - Gosh wraz z nową obecnością, mógł wyczuć intensywny zapach kwiatów - róż. - Ach, jestem Mary.
Ach, to nie był sztuczny zapach perfum o zapachu róż. Sprawiał, że nawet blondynka musiała zasłonić nos dłonią, żeby zapach nie drażnił jej nozdrzy, przez które również drażniło gardło, zaczynające trochę palić. Zresztą, podobnie było z osobami w pobliżu, które zaczęły kaszleć. Ktoś porządnie przedawkował perfumy, myśleli.
Iluzja, 1/3.Noritoshi - 4 Grudzień 2016, 17:30 Nie otrzymywała odpowiedzi. Patrzyła na nurkującą, aż w końcu podeszła jeszcze bliżej, z obaw, że to się źle skończy. Próbowała ją oderwać od kranu, łapiąc przy tym delikatnie za ramiona. Wtedy do łazienki weszła inna kobieta, na co Szafirka początkowo w ogóle nie zwróciła uwagi. A słowa, które z jej ust padały, były więcej niż trafne na opis zaistniałej sytuacji, lecz nijak miały się do zamiarów rudowłosej Madame.
Szafirka zezwoliła sobie na ogarnięcie włosów z twarzy Harriote i zapewniła jej wystarczającą swobodę, kiedy to przyglądała się ich dwójce. Wtedy też została szarpnięta przez magiczną moc obrączek i w efekcie poleciała przed siebie, ledwo ochraniając się przed wpadnięciem na obie dziewczyny. Podłoga nie była sucha i mogła zawsze tutaj szukać usprawiedliwienia, ale ewidentnie było widać, że wypiła trochę za dużo.
- Ach te niestabilności... Em, wszystko w porządku? Dobrze... - odparła z wyraźną próbą wycofania się z tej niekomfortowej sytuacji, mogącej być ocenianej zupełnie inaczej przez różne osoby. Oczywiście, Straszka nie miała sobie nic do zarzucenia - chciała pomóc! I ten dyskomfort wykorzystała na umycie dłoni w pobliskiej umywalce. Wtedy też Hari sprawdzała smak wody. To był zabawny gest i wprawiał Szafirkę w przekonanie, że wcale nie została zlana jej obecność w tym pomieszczeniu. Rudowłosa skomentowała to smutnym dzióbkiem, po czym zawołała:
- Hej, Pal licho te krany, pomyje jakieś, za barem też nie najlepiej. - odparła bez przejęcia, bez radości.
Bez niczego.
Pamiętała słowa, jakie niedawno o niej krótkowłosa wypowiedziała i choć temat ten dalej nie został pociągnięty przez niby-poszkodowaną, i tak zamierzała się z tego wybronić:
- A ja topić w życiu nie umiałabym, z czym do mnie! - w tym wypadku oburzenie także było bardzo zdawkowe. - Ale mam do utopienia tę nieszczęsną obrączkę! - i uniosła dłoń na wysokość twarzy tak, że palce były wywinięte w dół i doskonale ukazywały mały klejnot złotego pierścionka. Małżeńskie uwiązanie, którego chętnie się pozbędzie, ot! Wypijmy za rozwód! Bawmy się!
Szlugi i kalafiory.
Szlugi, kurwy i rozwody.Goshenite - 4 Grudzień 2016, 18:42 Te kilka chwil poza barem zdecydowanie wychodziły Goshe'owi na zdrowie. Wprawdzie nie usunęły alkoholu z jego organizmu, dały jednak trochę bezcennego czasu dla jego skołowaciałej głowy. Nieprzyjemny szum który jeszcze niedawno dawał o sobie znać, teraz prawie całkiem się uspokoił, pozwalając jako tako przywrócić szczątkowy ład w jego umyśle. Nie bardzo miał jak ruszyć się poza obręb ściany którą właśnie podpierał. Złota obrączka dalej lśniła dziwnym blaskiem na jego palcu, a ciężar niemożności posunięcia się ledwie o parę kroków do przodu przypominał rodzaj niewidzialnego więzienia. Nie miał innego wyboru niż stanie tutaj z nadzieją że Saphire, jak przedstawiła się jego nietypowa tymczasowa małżonka, nie spędzi w łazience pół nocy i trochę dnia kolejnego, jak to zresztą kobiety mają w zwyczaju. Cholera, może trzeba było zabrać krzesło. Rozejrzał się po swoim otoczeniu, mając nadzieję na znalezienie czegoś przydatnego. Niestety, zataczający się „jegomość” o twarzy niczym tatarskie siodło nie był najlepszym kompanem do rozmowy, toteż po kilku nieudanych próbach komunikacji Goshe zwyczajnie się poddał. Na szczęście kolejna próba nie była potrzebna; oto bowiem pojawiła się tuż obok kobieta której twarz gdzieś przelotnie mignęła mu ze dwa, może trzy razy. Była to oczywiście jego wyłącznie subiektywna ocena, bowiem biorąc pod uwagę ilość alkoholu którą dzisiaj spożył, kobieta stojąca obok mogła równie dobrze być koniem z twarzą człowieka.
Słowa które następnie padły ujawniły powiązanie Mary, jak się przestawiła, z Saphire. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie pewien szczegół. Otóż wraz z Mary przywędrował tu również zapach. Zapach typowy, kwiatowy, zapewne różany, ale i makabrycznie wręcz intensywny. Prawie jak gdyby ktoś wylał mu cały flakonik do nosa. Nie bardzo wiedział co lub też kto był źródłem tej woni; choć jeśli miałby go kto spytać, to zapewne wskazałby towarzyszkę człowieka z tatarskim siodłem zamiast twarzy – panią o gracji atomowej łodzi podwodnej w basenie dla dzieci do lat sześciu. Nie komentując jednak, przełączył się na tryb oddychania ustami. Zwrócił się za to do Mary.
-Sądząc po ilości spędzonego tam czasu, mam wrażenie że obie te rzeczy naraz.- stwierdził, prawie że sarkastycznie, bowiem jakaś część jego osoby faktycznie brała pod uwagę taką możliwość. -Shen, miło mi.- nie chcąc pozostać dłużny, sam również przedstawił się, lecz nie pełnym imieniem, a jego częścią, tak żeby choć w pewnym stopniu zachować anonimowość.
-Rozumiem że się znacie, czy tak?- zadał pytanie, chcąc jedynie się upewnić. Nie bardzo miał ochotę na udział w jakichś możliwych do uniknięcia porachunkachAnonymous - 4 Grudzień 2016, 19:25 Biały człowiek. Kuł ją w oczy, sprawiał, że niemalże cebulki włosów jeżyły jej się w dreszczach, w dodatku, ten pieprzony zapach kwiatów, który piekł w gardło, a nawet doprowadzał jej oczy do dziwnego szklenia; niby nic takiego, ale jej oczy od samego początku były nieobecne, jakby w tej rzeczywistości była zaledwie krok, bo to zwyczajnie nie wystarczało tak starej duszy, jak Nieczystość. Przesunęła językiem po spierzchniętych wargach, o jej uszy obił się głos Shena (jak się okazało), który zresztą niemalże rozmazywał się wraz z muzyką.
- Tak, znamy się od całkiem dawna, chociaż Szafirka chyba obraziła się na mnie - rzuciła z westchnięciem, bo zwyzywanie ją od dziwek traktowała dość lekko. - Nie lubi już takich zabaw, co kiedyś. Co poradzę, prawda?
Trudno, tak bywa, chociaż Nieczystość wciąż wierzy, że to kwestia czasu, a jej ciało i umysł przypomni sobie, o przyjemności, jaka płynie z ich prawdziwej relacji; ta delikatność, którą Szafirka raczyła ją między udami Mary, była przyjemna, niewątpliwie, ale to nie był dział naszej blondynki. Z zamyślenia wyrwał ją zapach, który nieopatrznie wciągnęła w nozdrza i rozkaszlała się, aż zapach zupełnie znikł, nagle. Jednak, świat przed oczyma Shena nagle się rozmazał, jak po ostrej ilości alkoholu; i Mary się zachwiała, ponownie przecierając lekko przekrwione oczy, a świat ponownie wyglądał normalnie dla tej dwójki.
- Niech to szlag - sarknęła pod nosem i odetchnęła głęboko. - Wyjdźmy na zewnątrz, potrzebuję świeżego powietrza. - nawet ujęła swoją gładką, kobiecą dłonią nadgarstek szklanki, chociaż aż tak nie zależało jej na towarzystwie. Zwyczajnie, rozmowa z kimś sprawiała, że była bardziej tutaj, bardziej teraz.
Nawet lica Mary były jakieś takie rumiane. Ponownie przesunęła językiem po dziąsłach. Możliwe, że trochę zgłodniała, albo tylko jej się wydawało.
- A ty kim jesteś dla niej? Możesz opowiedzieć mi po drodze.
Iluzja, 2/3Simon Quinn - 5 Grudzień 2016, 20:54 Kończąc papierosa i strzepując popiół do załączonej do klasycznego, ulicznego kosza na śmieci popielniczki Simon zarejestrował obecność postawnego funkcjonariusza prawa, który opuścił samochód by nader niedyskretnie porozumieć się z człowiekiem po drugiej stronie krótkofalówki. Po krótkiej wymianie zdań Quinn wiedział już, że ów detektyw Morgan przyszedł tu zobaczyć się z jego znajomą, zapewne nie w celach towarzyskich; "nadal nie widzę" nie pozostawiało wątpliwości, że trwa ściśle nadzorowana z jakiegoś zaplecza akcja, a o tej kobiecie mówiono jak o celu. To naturalnie nie mogło nie zaciekawić Simona, który przecież nie chciałby widzieć Mary aresztowanej. Nie był z gatunku mężczyzn pragnących ukazywać innym swoją wyższość przez dominację, pragnącym rzucać sobie kobiety do stóp, by tam skamlały i wiły się pod uderzeniami fetyszysty... Nie, takie wizje napawały Simona niesmakiem. Jeśli można było mówić tu o jakiejś grze, to toczyła się ona między nim a Mary Wizardry, a wszelkie interwencje, jakkolwiek mile widziane, bo urozmaicające, nie powinny posuwać się zbyt daleko. Gra miała skończyć się matem, nie wywaleniem szachownicy kopniakiem osoby trzeciej.
Przyszedł czas na krótki, wewnętrzny dylemat - co robić? Podejść do policjanta, zatrzymać go? Nie, odpada - Simon nie miał ochoty ryzykować nadmiernego rzucania się w oczy policjantom, którzy nie mieli pojęcia o żadnej z jego dwóch ukrytych działalności. Mógłby się powołać na znajomości na komendzie głównej, ale efekt był co najmniej niepewny, a eskalacji należało się wystrzegać. Mógł też udać się do lokalu i ostrzec Mary - ale uciekać z podkulonym ogonem jak kundel, który spotkał większego psa? Co to, to nie. Nie, tu trzeba było podjąć działanie.
Wyciągnąwszy ten wniosek Simon odrzucił niedopałek i ruszył z powrotem w stronę klubu, poprawiając marynarkę i czyniąc starania, by nie rzucać się za bardzo w oczy nowo przybyłego detektywa i wyglądać możliwie naturalnie, a jednocześnie dotrzeć do kolejki przed nim. Gdy tylko znalazł się między stojącymi w niej członkami różnych subkultur - co bardziej szanujący się klienci byli już wewnątrz, zostali ci spod nie tak jasnej gwiazdy, raczący się z przyjemnością kupioną w monopolowym prostuchą - odchrząknął, by zwrócić na siebie uwagę i zaczął mówić konfidencjonalnym tonem.
- Psy już są, panowie! Długo nie kazali na siebie czekać... Czy was to, psiakrew, nie denerwuje? Każdy przecież zaświadczy, a ja pierwszy, że klub jest porządny jak mało który, że impreza trwa w najlepsze... - odchrząknął znowu, myśląc, że być może mówi zbyt wyszukanymi słowy - Co to ma być, kurwa? Parę godzin i już są, już węszą, będą przesłuchiwać, przymykać, brać na komisariat? Panowie! Widział który szefową? Widzieli striptizerki? Mówię wam, każda jedna jak Alexis Ren! Nie może, kurwa, tak być, żeby taki klub zamknęli, jak wyście jeszcze nawet nie weszli, nie skorzystali! No nie może, mówię! Nie pozwolimy! Nie wpuścimy sukinsyna do środka, zabawę będzie psuł!
Nie podnosił głosu, nadal mówił afektowanym szeptem, który jednak zebrani w pobliżu gorzałkosie mogli słyszeć zupełnie wyraźnie. Kluczowym było niezwrócenie na siebie uwagi detektywa Morgana, zanim napięcie wzrośnie na tyle, że lud zdecyduje się nie wpuścić go do klubu. Simon liczył, że adresaci jego apeli wypili już dość, by usłuchać wezwania, nie bać się karzącego ramienia sprawiedliwości i stanąć murem, a dla wzmocnienia efektu dodał jeszcze:
- Po wszystkim wódka na mój koszt! No dalej, mężczyźni, pomyślał. Pokażcie, na co was stać.Ira - 5 Grudzień 2016, 22:03 Ira schowała zapalniczkę do kieszeni.
- Mnie tam rybka kiedy mi coś opowiesz, ale nie odpuszczę. - podkreśliła swoje słowa machając palcem.
Ten ruch lekko wytrącił ją z równowagi więc zrobiła krok do przodu, potem drugi i uznała, że jak już idzie to może podejść do umywalki i przemyć twarz.
Odkręciła zimną wodę i co planowała to zrobiła. Będąc wciąż przy umywalce odezwała się do rudej:
- Mydło dla poślizgu. Jak nie działa to rozgrzać pierścionek i powtórzyć. Jak nadal nie działa to zawsze zostaje - tu się odwróciła do niej twarzą i złośliwie uśmiechnęła - uciąć palec i ściągnąć. Potrafili by raczej przyszyć z powrotem. Choć nie wiem czemu tak usilnie chcesz go utopić, nie wygląda źle.
Umyła twarz, ale od umywalki nie odchodziła. Zawsze to jakiś punkt zaczepienia, a w jej wypadku alkohol zawsze najpierw "szedł w nogi".
- Hari... Ja ci mówiłam, że nigdy się nie gubię i zawsze znajduję drogę. Drogę do kogoś też. - tu łagodnie się uśmiechnęła by pokazać, że to nie jest żadna groźba - Jak się dzisiaj nie poczujesz lepiej to zapraszam na osiedle domków gdzie mieszkam lub jakiejś kawiarni. Gdzie wolisz. Jednak opowieści nie odpuszczę, a jak zapomnisz to prędzej czy później cię odnajdę i będę tak upierdliwa, że mi ją opowiesz nawet jak nie będziesz chciała. - oczy jej błyszczały kiedy to mówiła. Droczenie się z innymi bywało ciekawe.
- Ja chyba wracam do baru. Zostawiłam gospodynię samą kiedy ruszyłam tu zobaczyć czy nic ci nie jest. Żegnaj rudowłosa.
Po tych słowach wygięła plecy w łuk rozmasowując je dłońmi. To był zły pomysł na tę chwilę. Zachwiała się i by się nie wywalić dość krzywo "zatańczyła" w kierunku drzwi od łazienki, które z rozpędu otworzyła i po przekroczeniu progu solidnie kichnęła przez odurzający zapach róż, który nie wiadomo skąd się wziął.
Przez kichnięcie została chwilowo oślepiona i nie zauważyła bladego jegomościa, na którego wpadła.Anonymous - 6 Grudzień 2016, 17:44 Kilka wilgotnych kosmyków poruszyło się gwałtownie gdy rudowłosa starała się je odegnać z twarzy. One również były spragnione i zmęczone całą tą sytuacją, dlatego ciągnęły do wody. Dlatego uparcie się przyklejały mimo starań Szafirki. A Har nie miała siły ich upominać. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Zmęczone spojrzenie, lekką krostę rosnącą nad prawą brwią, niebawem będzie musiała ją wycisnąć. Trochę spierzchły jej wargi, więc oblizała je, a gdy to nie przyniosło pożądanych rezultatów to przygryzła. Niemal natychmiast zrobiły się przyjemnie czerwone, odzyskując zdrowy kolor. Potrzebowała tej chwili dla siebie żeby odzyskać myśli, które kopytkowały w jej głowie jak szalone stado antylop z Króla Lwa.
A w tym czasie pojawił się nowy bohater na łazienkowej scenie - pierścionek. Czrnowłosa uśmiechnęła się na jego widok, już chciała gratulować, jednak słowa obu kobiet ją trochę zmyliły. Pozbyć się? Przecież to cudowne uczucie mieć kogoś bliskiego, kto pozostanie z tobą na dobre i na złe.
Albo i nie.
Ostrożnie ujęła dłoń Rudej i przyjrzała się złotej obręczy z kamieniem, który gdzieś zabłysnął, w innym miejscu zmatowiał. Przesunęła po nim palcem wskazującym i znów wsunęła ów palec do ust.
dobrze. Bo robiło się chłodno, a tętno wracało do swojego normalnego rytmu.
- Nie ma rady - zawyrokowała w końcu, puszczając kobietę i patrząc na nią z powagą. Nawet jeśli była nietrzeźwa, to alkohol jakby nagle z niej wyparował. Stała prosto jak lekarz przynoszący złe wieści. - To magiczny pierścionek. Już nigdy go nie zdejmiesz. Ale może przystojny jest chociaż ten twój książę?
Puściła jej oczko. Była szczerze rozbawiona tą sytuacją. Swojego czasu ludzie żyli na aranżowanych zaślubinach i nie robiło im to większego problemu. Tutaj mogło być podobnie, jeśli tylko oboje wykażą wystarczającą ilość pokory to w końcu może nawet się polubią. Innym sposobem był alkohol. Albo inne psychodeliki.
To dobra opowieść.
Właśnie, opowieść.
Zerknęła na Irę i jej uparty wyraz twarzy. Przez chwilę przypominała jej pewną małą dziewczynkę, którą spotkała wiele lat temu w jednej z magicznych wiosek. Przez cały dzień latała za Har z wypiekami na twarzy, by w końcu wieczorem usiąść w pierwszym rzędzie rozentuzjazmowanych dzieci i wysłuchać opowieści. Może to była ona? A może to Mabeline... akhem deja vu.
- Nie odpuścisz, co? No dobrze, ale nie dzisiaj. Spotkajmy się jutro lub za kilka dni w jakimś przytulnym ustronnym miejscu, a opowiem ci taką historię jaką tylko będziesz chciała. - Jakby na potwierdzenie jej słów, wilgotne kosmyki znów lekko się uniosły, tworząc malownicze spirale w powietrzu, coś na wzór Gwieździstej nocy Van Gogha. - Lecz nie ma nic za darmo. Wiesz, czego w tym momencie poszukuję więc bądźmy w kontakcie.
I w ten sposób wyczerpała już temat. Nawet nie zastanawiała się nad opowieścią, wiedziała, że przyjdzie do niej w najodpowiedniejszym momencie. Tymczasem znów spojrzała na Szafirkę, zastanawiając się ile zrozumiała z ich nietypowej rozmowy. A może była zbyt zajęta myśleniem o swoim przyszłym małżonku?
- Jesteś pewna, że nie chcesz z nim być? Może przynajmniej jest bogaty. Albo zabawny. Goshenite - 7 Grudzień 2016, 15:45 Musiał nieźle się skupić by usłyszeć cokolwiek przez tą ogłuszającą wprost muzykę. Nie było to łatwe, tym bardziej że wszystko to utrudniała jeszcze oszałamiająca woń kwiatów unosząca się w powietrzu. Powinni zamontować tu jakieś czujniki czy coś. Albo wymienić bramkarzy na wejściu. Ci obecni chyba totalnie stracili węch. Na szczęście Nie trwało to długo, i już po chwili powietrze jako tako stało się bardziej zdatne do oddychania. A może tylko tak mu się wydawało. Pewnie zdążył się przyzwyczaić. Spojrzał w stronę Mary, skupiając uwagę na jej wargach (wcale nie dlatego że chciał ją pocałować.. po prostu w pewnym stopniu starał się zrozumieć co do niego mówi, serio). Pokiwał głową na znak że rozumie co powiedziała. Nie dziwiła go ich znajomość; dało się to poznać po sposobie w jakim mówiła o Szafirce. Normalnie raczej nie przejąłby się ich relacją. Rzadko kiedy interesował się drugą istotą w stopniu wykraczającym poza minimalną ilość niezbędną do przeżycia. Teraz jednak, pod sporym wpływem alkoholu słuchał co mówi Mary.
-Niektórzy z czasem się zmieniają.- powiedział.
Widać Mary gorzej radziła sobie z zapachem kwiatów (albo z alkoholem, jeśli coś wcześniej piła), bowiem jej postać zachwiała się, o mało co nie zaliczając miłego spotkania z parkietem sali. Ewentualnie ze ścianą; Goshe nie wiedział co byłoby gorsze i bardziej spektakularne. Nim jednak zdążył w jakiś sposób pomóc damie w opresji, opresja została pokonana, a dama wróciła do pionu. Nieco zaniepokojony zapytał:
-Wszystko okej?- a usłyszawszy propozycję wyjścia mało co nie wybuchł śmiechem, bowiem ciągle czuł obecność obrączki na jego palcu i tej dziwnej galaretowatej ściany która nie pozwalała na zbyt dużo ruchu. Podniósł rękę tak by Mary mogła dostrzec ową przeklętą rzecz po czym powiedział
-Niestety ale jestem chwilowo przygwożdżony do ściany. Szafirka... w pewnym stopniu jest do mnie przywiązana. A ja do niej.- niestety, dodał w myślach. Nie dane było mu zbyt długo myśleć, gdyż w następnej sekundzie poczuł podmuch wiatru wywołany gwałtownie otwartymi drzwiami rzeczonej łazienki. Za podmuchem nadeszło coś większego i twardszego. Na szczęście dla Gosha owe coś miało na wyposażeniu amortyzację, toteż uderzenie, choć niespodziewane, nie zrobiło im większej krzywdy. Owszem, stracił równowagę i walnął na ziemie, ale resztką ukrytej gdzieś uprzejmości złapał (a przynajmniej próbował) sprawczynię tego zdarzenia.
-Proszę uważać coby mnie przypadkiem nie potłuc.- powiedział.