Terry - 29 Wrzesień 2017, 23:53 Ma sporo krzepy w sobie. Dobrze powiedziane, w tym momencie na pewno czuje ten przypływ "Krzepy". Góry mógłby przenosić. Wiedział że lustrzanie żyją ile żyją. Nie ma konkretnej daty ważności. Spotkal się raz z 300 letnim dzieckiem... Dość niepokojące prawda? A jednak, mimo tej wieczności on czuł się na codzień jakby miał conajmniej 900 lat i więcej. To odczucie pogłębione zostało, gdy zjawiła się w jego życiu Iris. Jego całkowite przeciwieństwo. On był raczej spokojnym, ugodowym i nudnawym facetem. A ona? Energiczna, kolorowa i wesoła. Jednocześnie nie była dziwaczna, jak połowa osób z tego typu cechami. Dzisiejsze wydarzenia najpierw dodały a potem odjely mu mase lat.
Tylko glaskal ją po głowie. Najgorszy scenariusz w takiej sytuacji? Wiele mogło się zdarzyć, był w stanie zrozumieć jej obawy. Nie był święty ale zawsze robił to co uważał za słuszne.
Cieszył się że nie wiercila tematu wizyty u niego w pracy. Gdyby się uparla, nie miałby większego wyboru. Jeszcze by zaczęła snuć jakieś dziwne historie. Zauważył to na przestrzeni lat, niedoindormowana kobieta to najgorszy przeciwnik. Wielu pisarzy zdziwilo by się gdyby posluchali co tez taka kobieta potrafi wymyślić.
Gdy tylko usiadł przy stole a ona podala mu pachnąca potrawkę, żołądek wywinal mu fikolka. Nie zdawał sobie do tej pory sprawy z tego że był az tak głodny. Za duzo się działo by myśleć o tak przyziemnych rzeczach. Nawet i bez obietnicy niesamowitego deseru zjadł by wszystko. Zaciekawila go jednak, deser którego nigdy nie próbował? Nie znał się na słodkościach za bardzo. Nie lubił zbyy słodkich rzeczy a większość słodyczy właśnie taka była.
Zaczął jeść a raczej pochłaniac jedzenie. Kątem oka zarejestrowal powrót Roryego. Fakt, gdyby nie on to pewnie Iris dalej by spala. Kto wie kiedy by się zebrała na tę rozmowę? Kto wie jak długo by trwała cisza między nimi? Gdy skończył jeść klepnal się po brzuchu.
- Powiem Ci ze to była chyba twoja najlepsza potrawka. Przez żołądek do serca co? - zaśmiał się, jednoczesnie wodząc wzrokiem po Iris. Zarówno jej twarzy jak i ciele. Sekretarki ładne? Parsknal śmiechem i podszedł do niej. Złapał ją za dłoń i zaczal calowac jej rękę coraz to wyżej aż w końcu złożył pocałunek na jej ustach, przyciągając ją do siebie. Tak dobrze było czuć jej obecność przy sobie.
- Najmłodsza z nich wygląda jak zasuszona harpia. Nie wiem ile w rzeczywistości lat mają ale wyglądają jakby były już jedną nogą w grobie. One nie mają być ładne, mają być pożyteczne. - jeszcze raz się zaśmiał, nie mogąc się wprost powstrzymać. - Czyżbym usłyszał w Twoim głosie nutę zazdrości kochanie? - zafalowal brwiami, droczac się z nią. Uwielbiał to robić.Iris - 2 Październik 2017, 21:58 Widok jedzącego Terrego sprawiał, że czuła się spokojna. Teraz gdy wyjawiła mu co się z nią działo, wszelki stres uleciał gdzieś w siną dal. Mogła skupić się na uczuciu jakim go darzyła i na tym, że zostaną rodzicami.
Siedziała na blacie szafki kuchennej i machała nogami powoli, jak dziewczynka która nie dosięga podłogi. Była zamyślona, uśmiech jej na chwilę przygasł ale ogólnie twarz wydawała się być jaśniejsza niż przez te kilka dni. Również kolory jej pasemek stały się intensywniejsze, jakby wyznanie Terremu prawdy zdjęło z jej barków ogromny ciężar. Odżyła, to trzeba było przyznać.
Gdy pochwalił jej potrawkę, zarumieniła się mocno. Dużo jej brakowało do umiejętności Chrisa, ale bardzo się starała! Była to też zasługa najwyższej jakości składników, bo Terry z racji, że był majętny, zapewniał tylko najlepsze produkty.
Marionetkarz pożerał jedzenie jakby nie jadł niczego od kilku dni. Zachichotała widząc jak w trakcie jedzenia połowa tego co było w misce zawisa na jego brodzie. Zawiesiła wzrok na jego podbródku.
Po dwóch śmiesznych kształtach które przypominały kocie łby już prawie nie było śladu. Ogólnie Terry wydawał się być jakiś taki... zmęczony. Nawet mimo radości która go teraz rozpierała. Trochę zmartwił ją ten widok, bo jej ukochany mężczyzna najwidoczniej wykańczał się przez stres związany z pracą. Postarzał się odrobinę - na jego licu pojawiło się kilka drobnych zmarszczek ale... Może była wariatką, może brakowało jej piątej klepki lecz kochała każdą nową zmarszczkę jeszcze mocniej. Kochała jego szorstkie, duże dłonie. Kochała niezadbany zarost. Kochała rozczochrane włosy na których zapewne za jakiś czas pojawią się siwe pasemka. Kochała go całego, z każdym dniem coraz mocniej!
Ona przecież też nie była bez skazy. Przytyła, nabrała kobiecych kształtów. Mogła zmieniać kolor włosów ale pewnie gdyby nie to, miałaby kilka siwych. Jej skóra, choć nadal była młoda, zdradzała już pierwsze oznaki upływających lat.
Nagle poczuła się źle. Nie przez ciążę czy to, że ostatnio nie sypiała dobrze. Poczuła się staro... I jeszcze te sekretarki! Rosnące w niej poczucie zagrożenia z dodatkową dozą zazdrości mieszało się w wybuchową substancję.
Gdy Terry zakpił sobie z jej podejścia, zrobiła naburmuszoną minę i zaplotła ręce na piersi. Pokazała mu język i odwróciła twarz, zadzierając nosa, a znak focha. Po chwili jednak zaśmiała się, chyba z samej siebie, zeszła z szafki i podeszła do swojego mężczyzny. Odsunęła go nieco od stołu, robiąc sobie miejsce i stanęła przed nim w lekkim rozkroku. Pochyliła się nad jego twarzą.
- Czy jestem zazdrosna? - zapytała siląc się na powagę, lecz w jej oczach błyszczało rozbawienie - A owszem. Wiesz... masz w pracy pewnie grono wielbicielek, jesteś przecież cholernie seksowny. - mówiąc to pochyliła się jeszcze niżej, sprawiając, że jej biust przybrał wyjątkowo ładną formę - Taki silny, męski, odpowiedzialny Pan Marwick... - powiedziała przeciągając jego nazwisko jakby jego dźwięk sprawiał mu ogromną przyjemność. Na jej ustach błąkał się słodki uśmieszek, dłonią dotknęła jego spodni w tym miejscu - Ale wiesz co? - zakołysała biodrami i usiadła mu na kolanach usadawiając się by czuć jego ewentualnie rosnące podniecenie - Jeszcze nie zapomniałam jak się używa urumi. - szepnęła mu na ucho, zarzucając mu ręce na szyję - Jeśli któraś będzie ci się naprzykrzać... Zrobię ze swojego bata pożytek. - zachichotała i ugryzła go w płatek ucha.
W jej oczach widać było rozbawione iskierki ale też coś więcej...
Wstała z jego kolan i chwyciła go za rękę. Pociągnęła go delikatnie.
- Chodź. - powiedziała aksamitnym głosem i ruszyła ku schodom, kręcąc kusząco zaokrąglonymi pięknie biodrami - Czas na deser.
Poszła przodem, a właściwie potruchtała. Wpadła do dużej łazienki i odkręciła kurek z gorącą wodą. Zapaliła zapachowe świece. Ciepła kąpiel bardzo się przyda jej Ukochanemu. Wlała do wanny sporo ich ulubionego płynu po czym uciekła szybko do pokoju, w korytarzu wołając by udał się do łazienki.
W pokoju przebrała się w najseksowniejszy zestaw jaki miała - koronkowe majteczki i prześwitującą halkę. Poczekała chwilę by Terry znalazł się w łazience po czym weszła za nim.
Nie czekała długo. Dosłownie rzuciła się na niego i zaczęła rozpinać mu ubrania. Pozbawiła go garderoby, chichocząc cicho. Gdy już stał przed nią goły jak święty turecki, z tajemniczym uśmiechem pchnęła go w stronę wanny by usadowił się w niej wygodnie.
Gdy już siedział w wodzie, przyszedł czas by i ona się rozebrała. Ale robiła to powoli, bardzo powoli, kręcąc biodrami w zmysłowym tańcu. Uśmiechała się do niego uwodzicielsko w trakcie striptizu.
Gdy pozbyła się ubrań, weszła do niego, wykonując kocie ruchy. Wsunęła się na swoje miejsce, sadowiąc się na jego piersi i ruszyła do ataku, nie pozwalając mu się nawet odezwać.
Przylgnęła do jego ust w pocałunku tak długim i zmysłowym, jakiego Marionetkarz nie doświadczył już od bardzo długiego czasu. Nie byłaby sobą gdyby utrzymała rączki przy sobie! Powędrowały pod wodę i szybko znalazły to na co polowały.
- Tak bardzo... bardzo cię kocham! - westchnęła w przerwie między jednym pocałunkiem a drugim. W łazience panował półmrok i było parno. Po policzku kobiety spłynęła łza.
Iris tak tęskniła za swoim Chrisem.Terry - 14 Październik 2017, 23:26 Iris jakby pojasniala. Nie był pewien czy to tylko jego wyobraźnia czy też naprawdę się tak działo, wiec tego najzwyczajniej w świecie nie skomentował. Rumieniec na jej polikach byl jak miód na jego serce. Dawno nie widział jej tak... Żywej. Naprawdę. Ostatnio była jak agresywny cień. Teraz wszystko jasne ale obraz tamtych dni nie zniknie za szybko z pamięci. Dlatego też trzeba natworzyc nowych wspomnień, dobrych wspomnień. By mogły wykopać tamte z pamięci.
- Chcę spędzić z tobą... Z wami wieczność. I nie jest to jakaś czcza gadka. Wiesz dobrze ile my lustrzanie żyjemy. A właściwie nikt nie wie gdzie jest limit... Znam kobietę co wygląda młodziej niż ja a ma prawie 1000 na karku... I dziecko które wygląda na 10 lat a ma z 500. To zadziwiające trochę co? Ja mam ile mam a kurde belek wyglądam jak stary dziadyga. Chyba czas na botoks. - z miną pełną powagi, nacignal swoje policzki. Zrobił jednak przy tym tak glupkowata mine że sam sie zaśmiał. Potarł swoją brodę, widząc jak Iris się jej przygląda. Czas na golenie jak nic. Zapuscil się ostatnio. Niby dorosły a gorzej z nim momentami jak z dzieckiem. Jej foch był arcydzielem. Naprawdę. Tak wyraźnego focha to nigdy nie doświadczył. Roześmiał się i przyglądał jak sama się zaśmiała i do niego podeszła. W tym momencie potrawka poszła w zapomnienie. Skupił się całkiem na swojej kobiecie. To jej droczenie się, działało na niego pobudzająco. Dopiero co czuł zmęczenie dnia codziennego a teraz mógłby góry przenosić. Nie mógł nie zjechać wzrokiem z jej twarzy na dekolt gdy tak się nachylila. Każde kolejne jej słowo, ten lekki flirt, gest. No jak tu się nie nakręcić? Raczej niemożliwe, tym bardziej że ona robiła to wszystko z premedytacją. Czuł nagła ciasnote w spodniach. - Oszaleje kiedyś z Tobą kobieto - wychrypiał gdy podgryzla jego ucho. - Wizja Ciebie stojącej z batem nad gromada starych bab, jest wizją idealną na film - zaśmiał się nisko. Zanim wstała, przyciągnął ją do siebie i wpił w jej usta. Tak przyjemnie było czuć ich ciepło i satynową miękkość. Jęknął niezadowolony ale nadal rozbawiony gdy z niego zeszła. Ruszył za nią posłusznie. Lubił jak była taka stanowcza. Jakby porównać Iris sprzed miesięcy do obecnej, widać zmianę. Ze słodkiej, niepewnej siebie, i swoich umiejętności dziewczyny, przeistoczyla się w zachwycająca dojrzała i pewną swego kobietę. Czuł się dumny z tego że był świadkiem i może nawet bodźcem tej zmiany? Ruszyla przed siebie prędko. On się nie spieszył, dał jej czas by nie musiała się zbytnio streszczac. Nie mniej jednak podniecenie w nim wrzało. Gdy wszedł do łazienki, woda lała się już do wanny, świece były zapalone. Zrobiło ku się ciepło na sercu. Ledwie zdarzył ściągnąć koszulke a przyszła Iris. Jej strój dodawał jej seksapilu. Nie mógł i nie chciał powstrzymywać ani jej ani siebie. Tak więc pomagał jej ściągnąć z niego ubrania. Nie protestował przed pchnięciem do wanny. Gdy się usadowil wygodnie, zaczęło się. Iris zaczęła się rozbierać, zmysłowo przy tym tańcząc. Niech tylko ktoś spróbuję mu kiedyś powiedzieć że nie jest szczęściarzem a wybije mu chyba zęby. Jego ekscytacja i podniecenie rosło, co było wyraźnie widać. W łazience zrobiło się wręcz duszno. Przyjemnie duszno. W milczeniu obserwował jak weszła do wanny, jak usiadła tuż przy nim. Gdy wpila się w jego usta, przyciągnął ją do siebie, lekko ją jednocześnie unosząc. Dotyk jej nagich piersi potegował doznanie. Wyznanie które padło z jej cudownych ust, dolało oliwy do ognia. Błądził dłońmi po jej plecach, kierując je coraz to niżej...
- Ja Ciebie też mój promyku - to jedyne na co go było stać w tym przypływie doznań i emocji. Dopiero teraz tak naprawdę rozumiał jak bardzo brakowało mu Iris przez ten cały czas. Jego dłonie w końcu dotarly tam gdzie chciały. Pocałunki skierował w dół. Całował najpierw jej szczękę, później szyje, obojczyki, piersi... Nie przestając jej jednocześnie pieścić.Iris - 17 Październik 2017, 22:46 Czasami komentarze Terrego mimowolnie wywoływały uśmiech na jej twarzy. Dość często mówił o starości, o zmarszczkach czy ulatującej sile. Czasem chciała mu przyłożyć. Przecież nie liczył się wiek, byli w Krainie Luster! W miejscu gdzie napotkane dziecko może mieć w rzeczywistości 500 lat.
Pstryknęła go w nos gdy znowu zaczął gadać o wyglądzie.
Mimo wszystko poszła na górę. Przygotowała wszystko szybko. W łazience pachniało świecami i pianą która zdążyła namnożyć się w wannie.
Przewidziała, że zwróci jego uwagę. Czuła się kochana i to właśnie dlatego miała śmiałość by się w ten sposób przed nim rozebrać. Zupełnie inaczej czuje się ktoś kto może to zrobić wiedząc, że druga osoba darzy ją uczuciem.
Weszła do wanny i usadowiła się przy nim, ciesząc się z ciepła i bliskości. Już dawno nie zażywali wspólnej kąpieli, już dawno razem nie spali. Terry wracał późnymi wieczorami... ale czy w istocie to był powód? Ukrywała się przed nim, chowała stan w którym była.
Całowała z pasją, bez hamulców. Czuła dotyk jego dłoni. Ślizgały się po jej plecach i schodziły coraz niżej.
Westchnęła gdy poczuła pieszczotę. Zaraz jednak zachichotała. Tęskniła za swoim mężczyzną a teraz gdy mogła się rozluźnić, nie mogła powstrzymać śmiechu szczęścia.
Swoimi dłońmi odszukała go i zaczęła odpowiadać na jego grę. Tanczyła po jego dotykiem, wzdychała i oddawała mu się cała. Zachłannie odbierała mu oddech w czasie pocałunku. Ich języki ścierały się, walczyły ze sobą.
Ale nie mogła pozwolić sobie na szaleństwo. Nie byli przecież sami. Teraz, gdy wiedział o jej stanie i nie musiała się z tym kryć, musiała też pamiętać by na siebie uważać. Medyk co prawda nie powiedział jej nic konkretnego w sprawie zabaw łóżkowych, ale lepiej dmuchać na zimne.
Mimo wszystko pozwoliła sobie sięgnąć gwiazd. Wykrzykując imię ukochanego, drżąc na całym ciele osiągnęła spełnienie. Przytuliła się do niego mocno po wszystkim i westchnęła.
Starała się dać mu przyjemność ale czy udało jej się zgrać jej pieszczoty z tym co robił jej Terry.
Położyła się na jego piersi. Serce waliło jej jak szalone.
Odczekała chwilę by się uspokoić. Dłonią sunęła po jego umięśnionym torsie, zataczała kręgi.
Nagle zachichotała mrużąc oczy. Był to wesoły chichot trzpiotki.
- Wiesz, Skarbie. - powiedziała sennym ale rozbawionym głosem - Chyba będę musiała kupić kilka nowych rzeczy. Sukienki które mam powoli robią się obcisłe.
Normalnie powinna być przerażona, że tyle jej doszło ale przecież nie przytyła od jedzenia a od ciąży. Zbliżały się chłodne dni a jeśli będzie chciała spacerować po ogrodzie zimą, musi zaopatrzyć się w coś ciepłego dla siebie i... maluszka.
Spojrzała na niego i wydęła wargi, nabierając przy tym powietrza w policzki.
- Masz spasioną kobietę. - powiedziała śmiesznym głosem - Jak ty sobie poradzisz gdy taki ciężar przygniecie cię w nocy, w łóżku? - nie wytrzymała, wypuściła powietrze i zaśmiała się.
Gdy się uspokoiła, sięgnęła po gąbkę, namydliła ją i zaczęła jeździć nią po ciele swojego Ukochanego, zmywając kurz i cały trud dnia poprzedniego.
Masowała mu przy okazji plecy, kark. Chciała by się rozluźnił. Był przemęczony...
Co chwilę składała na jego skórze pojedyncze pocałunki. Gdy wymyła mu plecy i pierś, odsunęła się i spojrzała na niego krytycznie.
- Coś trzeba zrobić z tymi włosami. - powiedziała naśladując głos znawcy tematu - Obrosłeś, Marrwick, jak niedźwiedź! - zaśmiała się - Ale najpierw... myju myju! - wołając dziko ostatnie słowa bez ostrzeżenia chwyciła oburącz za jego głowę i wepchnęła ją pod wodę, śmiejąc się radośnie.
Nie chciała go utopić, chciała jedynie zmoczyć jego przydługie włosy.
Gdy się wynurzył, parsknęła szczerym śmiechem bo mokre kosmyki całkiem zakryły mu oczy.Terry - 18 Październik 2017, 16:57 So nice. Dawno nie czuł się tak odprężony. Brakowało mu tego, tak bardzo. I nie mowa już o samych pieszczotach. Mowa głównie o cieple drugiego ciała, jej śmiechu, wyglupiania się. Czuł się jak szczeniak który w końcu otrzymał tak wyczekiwana uwagę właściciela. Zabawne, nie?
Najpierw żyje człowiek w stanie wegetatywnym, żyje bo żyje. Wie po prostu że życie jest zbyt cenne by od tak je sobie odbierać. Mimo wszystkiego co się w życiu przejdzie... Potem bach. Poznaje niepozorna, szalona dziewczyne. Zaczyna coś do niej czuć, pławi się w uczuciach jakimi Cie darzy, cieszysz się dniem. Następnie znowu jest gorzej, nawal pracy i problemów w domu Cie przygniataja. Może jesteś dorosły, powinieneś być ogarnięty i jakoś sobie poradzić. Niestety jednak człowiek kochający to człowiek słaby i silny jednocześnie. Tym razem mu nie wyszło. Teraz znowu sięga wyżyn. Będzie ojcem, odzyskał Iris. Dziś w pracy było ciężko ale udało się w końcu zakończyć pare spraw które tak długo się ciągnęły za tą śmieszną radą. W tym momencie jest chyba najszczesliwszym facetem na ziemii. Nie mógł nie zareagować na jej pieszczoty. Sapnął, jego oddech przyspieszył. Tyle na ile mógł bo cały czas jego usta były tak właściwie zajęte. Albo ustami swojej lubej albo calowaniem jej ciała. Czując jej reakcje na pieszczoty którymi ją obdarzał, sam nakręcił się jeszcze bardziej. Ten zaokrąglony brzuch dodawał jej uroku. Przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie. Ruchy jego dłoni przyspieszyły w takt oddechu Iris. Skończył chwilę przed Iris. Nic dziwnego, jak facet długo pości to zwykle tak to już jest. Uśmiechnął się zadowolony słysząc krzyk Iris. Przytulił ją do siebie, oddychając ciężko. Nie mógł się nie zaśmiać na jej słowa. Zamruczał cicho.
- Mówisz że chcesz wpędzić mnie w bankructwo chochliku? - śmiał się całując ją w czoło. Głaskał ją delikatnie po plecach. - Nie ma sprawy. Ogólnie patrząc na twój obecny stan, zatrudnie pomoc do domu. Pomoże Ci przy tym, przy czym nie dasz rady. Będzie Ci pomocą a gdy urodzi się dziecko, trochę Ciebie... Nas odciąży. Mam nadzieję że to nie jest dla Ciebie żaden problem? - pocałował ją w płatek ucha. Ta propozycja była dla niego czymś normalnym. U rodzin wyżej postawionych tak się właśnie robiło. Nie mieli jakiegoś pałacu, Terry nie chciał obnosić się ze swoim majątkiem w ten sposób. Dlatego też do tej pory nie wynajął żadnej gosposi. Z racji jednak że Iris nosi w sobie jego dziecko, nie chciał by musiała się przemęczac. - Masz teraz myśleć tylko o sobie i o dziecku. Czasem może o mnie - zaśmiał się. - Nie chce byś się przemeczala dobrze? Jutro pójdę do miasta. Zrobie zakupy i rozejrze się za kimś do pomocy. Wtedy będę o Ciebie spokojniejszy. Zastanawiam się czy nie wziąć jeszcze dwóch czy trzech psów. Ostrożności nigdy dość a im tu żywiej tym lepiej nie? - mowil tak ale wiedział ze nie o to mu chodzi. Czuł w głębi serca wiele obaw. Nie chciał o tym mówić Iris, jeszcze by pomyślała że jest nadopiekuńczy. Napiął mięśnie rąk, podnosząc ją lekko w górę. - Tymi łapami podniósł bym nawet i trzy takie babeczki. A Ty jesteś na tyle apetyczna że jak mnie w nocy zgnieciesz to obawiam się, że mógłbym Cie zjeść. - ugryzl ją w szyje zaczepnie. Wiedział że ma zarośniętą, klujaca brodę więc nią przejechał po jej barku. Westchnął gdy go masowala. Zamknął nawet na chwilę oczy, powieki mu ciążyły. Dawno nie czuł się taki spokojny. Zaśmiał się głośno. - Wypraszam sobie wysoki sądzie! Niewinny! - chyba się trochę spodziewał nurkowania. Wziął głębszy oddech zanim się to stało. Tkwil pod wodą dość krótko. Gdy puscila jego głowę, wynurzyl się ale nie dal znaku zycia. Oczy miał przymkniete tak by ją widzieć ale by ona tego nie widziała. Gdy zaczęła się niepokoić, zrobił: Bu! I przytulił ją w niedźwiedzim uścisku. - My niedźwiedzie mamy wyjątkowo miękkie futro - wytknal jej język. Złapał ją tak by mógł się z nią podnieść. Było lekko niestabilnie bo to w końcu wanna. Ostrożnie aczkolwiek pewnie wyszedł z wanny, trzymając swoją kobietę jedną ręką, drugą wziął dwa ręczniki. Jednym ją okrył, drugi położył sobie na ramieniu. Zaniósł ją w ten sposób do łóżka gdzie ją położył. Odkrył jej ręcznik i nie omijając żadnego kawałka ciała, zaczął ją delikatnie wycierać. Całując co jakiś czas to tu, to tam.Iris - 19 Październik 2017, 12:09 Gdyby Baśniopisarze umieli mruczeć jak Dachowcy, z gardła Iris dobywałby się teraz istny wachlarz pomruków. Było jej tak dobrze w ramionach ukochanego mężczyzny, że gdyby mogła nie opuszczałaby wanny.
Palące się świeczki wydzielały kojący zapach ale już dopalały się - był to znak, że czas kończyć wspólną kąpiel.
Iris tuliła się do swojego mężczyzny. Głaskała go po torsie, przyglądała się jego ciału. Jak mogła dopuścić do tego, że przez tyle miesięcy nie sypiali razem zbyt często? Przecież właściwie to, że wracał późną nocą nie przeszkadzało jej. Sama kładła się późno a sen przychodził jeszcze później.
Uśmiechnęła się do niego szelmowsko i dała mu pstryczka w nos.
- Mam takie ciche, perwersyjne pragnienie, by wpędzić cię w bankructwo i zamieszkać wspólnie w kartonie, pod mostem. - zażartowała. Już zapomniała, że przed poznaniem Terrego zdarzało jej się sypiać w przeróżnych, niekoniecznie czystych przytułkach. Obiecała sobie, że nigdy nie wróci do Ojca, choćby nie wiem jak ją błagał. Nie chciała go znać, nie interesowała się jego życiem.
Nawet teraz gdy była w ciąży, nie czuła potrzeby by informować go, że zostanie Dziadkiem. Miał swoją Kocicę, niech razem żyją sobie w swoim kolorowym świecie. Kto wie, może Iris miała gromadkę braci i sióstr z uszami i ogonami?
Odgoniła od siebie tą głupią myśl. Teraz była z Terrym, tylko on się liczył. On i ich wspólne dziecko. Bo chociaż Iris bała się macierzyństwa, teraz gdy nie musiała ukrywać brzucha, było jej lżej.
Gdy usłyszała o pomocy domowej zmarszczyła brwi. Pomysł nie bardzo jej się podobał. Oznaczało to, że do ich wspólnego gniazdka zostanie wpuszczona obca osoba. I jeszcze... Iris miałaby jej wydawać rozkazy? O nie... Może i przyzwyczaiła się do tego, że zawsze ma co jeść, że zawsze ma piękne ubrania i wszelkie luksusy. Ale przyzwyczaiła się też do prania, gotowania i sprzątania i było jej z tym dobrze. Nie wyobrażała sobie by była w stanie komuś rozkazywać, aż tak ją obecne życie nie rozpuściło.
- Kochany... - zaczęła i pogłaskała go po włosach - Nie sądzę by to był dobry pomysł. - nie chciała tupać nóżką i upierać się przy swoim bo przecież ostatecznie Terry chciał ją odciążyć - Nie jestem niedołężna czy niepełnosprawna. Poradzę sobie ze wszystkim. - oparła policzek o jego obojczyki, wtulając się w niego.
Zamyśliła się. Wyobraziła sobie siebie samą jako grubą matronę, z gromadką dzieci, nie robiącą nic tylko wrzeszczącą na służbę. Tak ją ten obraz przeraził, że wstrząsnął ją dreszcz. Zamknęła oczy chcąc odgonić natrętne myśli i obrazy które podsuwała jej wyobraźnia.
Gdy Terry powiedział o psach, kiwnęła głową z entuzjazmem. Kochała Rorego a myśl, że i jemu można by sprawić psią rodzinę, wywoływała uśmiech na jej twarzy. Ale nie powiedziała nic, Terry sam zdecyduje. Ona nie znała się na hodowli psów chociaż kochała zwierzęta.
Wepchnięcie go pod wodę chyba nie było dobrym pomysłem. Przez chwilę mężczyzna nie dawał znaków życia. Podejrzewała, że się z nią droczy ale jakaś część jej umysłu zrugała ją, za to co mu zrobiła.
Nagle on podniósł się z głośnym 'Bu!' a ona zaśmiała się zarzucając mu ręce na szyję i całując gorąco.
Czas kąpieli dobiegał końca, oboje byli senni. Pozwoliła się podnieść chociaż zrobiło jej się trochę głupio, bo Marionetkarz na pewno wyczuł różnicę w wadze. Uśmiechnęła się gdy okrył ją ręcznikiem.
Zaniósł ją do pokoju a ona cieszyła się jak dziecko bo znowu się do siebie zbliżyli! Jak na początku związku, kleili się do siebie jak dwa spragnione miłości szczeniaki.
Pociągnęła go na siebie gdy już była sucha. Pocałowała go i pozwoliła mu usadowić się obok niej, wygodnie, w pozycji na jaką akurat miał ochotę. Spojrzała mu w oczy. On mógł zobaczyć jak kolory w jej tęczówkach dosłownie pulsują ze szczęścia. Kolorowe pasemka na tle kasztanowych włosów również mieniły się intensywnymi barwami.
Przysunęła się do niego i westchnęła. Zamknęła oczy.
- Terry... - zaczęła cicho, opierając czoło o jego nagi tors. Wzięła jego dłoń i położyła ją sobie na brzuchu. Mógł wyczuć wyraźne ruchy świadczące o tym, że nie tylko jej w tym momencie chciało się skakać z radości.
- Jeśli uważasz, że tak będzie lepiej... Zatrudnijmy kogoś. Do pomocy. - powiedziała - Ale pozwól, że będzie mi tylko pomagać. Nie będzie wszystkiego robić za mnie.
Wizja spasionej matrony nadal wisiała jej przed oczami. Postanowiła, że nigdy nie doprowadzi się do takiego stanu.
Było jej ciepło i miło. Czuła zapach swojego ukochanego, ciepło jego skóry i co najważniejsze, bicie jego serca.
- Kocham cię, Tygrysie. - uśmiechnęła się i poczuła, jak w swoje objęcia zabiera ją sen.
Pierwszy raz od wielu miesięcy, spokojny, kojący sen.Terry - 19 Październik 2017, 14:10 Spodziewał się oporu ze strony Iris. Sam nie przepadał za ideą służby kiedyś. Teraz jednak pomocnica dla Iris była naprawdę potrzebna. Wie dokładnie jak ciąża męczy kobiety. Baśniopisarka mogła teraz czuć się dobrze, ale przyjdzie czas na wieczne mdłości, spore zmęczenie, ból we wszystkich częściach ciała, jakieś skurcze. Będzie szybciej się męczyła. Widział to już dwa razy. Raz jak siostra Elizabeth była w ciąży, a później ona sama. Zawsze jest tak samo. Powinna się oszczędzać więc przyda jej się pomoc. Teraz może tego nie dostrzegać ale sama może sobie nie poradzić. Glaskal ją po brzuchu, czując te delikatne poruszenia w nim.
- Chce po prostu by ktoś przy tobie był. Nie będzie Cie zastępować. Ma Ci pomóc tak byś nie miała za ciężko. W dodatku, w razie gdyby mnie przy tobie nie było a zaczął by się poród... Dobrze będzie by ktoś był przy tobie. Będę się z Tobą cackał jak z jajkiem - pocałował ją w dłoń, gładząc ją jednocześnie swoim kciukiem.
Nucił jakaś melodie, która przyszła mu pierwsza na myśl. Widział że powoli odpływała. - Ja Ciebie też, moja Ty Śpiąca Królewno - pocałował ją w czoło i dalej nucił póki sam nie odpłynął.
Rano wstał przed nią. Zrobił jej francuskie tosty z czekolada, do tego świeżo wciśnięty sok z pomarańczy, kakao, jajecznice i dal pare świeżych owoców które lubiła. Zaniósł jej to na górę. Na tacy zostawił liscik że poszedł na miasto po zakupy i pomoc domową a także rozejrzeć się za psami i że życzy jej smacznego. Nigdy nie potrafił wylewać uczuć na papier...
Ubrał koszulę, czarne wąskie spodnie, wygodne buty i kamizelkę. Wziął pieniądze i ruszył na miasto. Roryego zostawił w domu. Chyba rzeczywiście będzie trochę nadopiekuńczy...
Z. TIris - 20 Październik 2017, 23:55 Obudziła się gdy słonce było już wysoko na niebie. Promienie słońca wpadające przez okno ogrzały jej twarz i właśnie to spowodowało, że w końcu otworzyła oczy. Od razu je zmrużyła bo słońce było bezlitosne. Chociaż dni stawały się powoli coraz chłodniejsze, ono dalej mocno świeciło.
Podniosła się leniwie i przeciągnęła się z uśmiechem. Już dawno tak dobrze nie spała. Wiedziała, że Terry poszedł do miasta, mówił jej przecież o tym. Dlatego nie zmartwiła się.
Rozciągając się na prawo i lewo zauważyła śniadanie które przygotował jej Ukochany. Zaśmiała się - był taki troskliwy! - i bez wahania sięgnęła po jedzenie. Spałaszowała wszystko ze smakiem, wypił też sok i kakao. Czekoladowy napój był jeszcze ciepły co oznaczało, że wcale nie spała do późna.
Wstała niespiesznie i poszła się umyć. Po wykonaniu wszystkich czynności związanych z poranną toaletą, oraz po leciutkim podmalowaniu oczu, poszła się ubrać.
Wybrała luźną, bawełnianą sukienkę w kolorze jeansu i biało-niebieskie podkolanówki. Na szyi zawiesiła prostą, ozdobną blaszkę a na rękach białe bransoletki. Gdy spojrzała w lustro uśmiechnęła się. W tym ubraniu nie było nawet widać, że jest w ciąży! Nie przesadziła też z makijażem przez co wyglądała świeżo i młodo. Uczesała włosy. Miękkimi lokami opadały na jej ramiona i plecy. Kilka pasemek migotało we wszystkich kolorach tęczy. Jej oczy błyszczały. Czuła się piękna i szczęśliwa.
Zeszła na dół i wytarmosiła poczciwego Rorego. Otworzyła też drzwi tarasowe wpuszczając świeże powietrze i wypuszczając do ogrodu psa. Chłodny wiatr rozwiał jej włosy, owiewając twarz. Uśmiechnęła się, przymykając oczy.
Jakie miała plany na dziś? Terry wyręczył ją i poszedł na zakupy. Gdy wróci, dopiero wtedy będzie mogła zabrać się za gotowanie. W domu było czysto, nie trzeba było specjalnie sprzątać. Pozbierała jedynie kilka rzeczy, zmyła naczynia po swoim śniadaniu i nocnym posiłku Marionetkarza. I usiadła na kanapie, zastanawiając się co ze sobą dalej zrobić.
Jakoś nie miała ochoty by czytać. Może coś by namalowała? Dawno nie sięgała po pędzel.
Przypomniała sobie nagle, że Terry miał przyprowadzić pomoc domową! Zerwała się na co dziecko zaprotestowało kopniakiem. Zaśmiała się zakłopotana i pogłaskała brzuch by uspokoić malucha.
Trzeba będzie przygotować jakieś lokum dla... Służby. Ciężko było operować tą nazwą. Iris nigdy nie miała nikogo do pomocy, nie miała Służących. Dlatego była taka samodzielna.
Zamyśliła się. Przygotowałaby dla Pomocnicy lub Pomocnika jakiś pokój ale nie chciała decydować za Terrego gdzie nowy Domownik będzie spał. Dlatego opadła na sofę z westchnieniem i wpatrzyła się w sufit. Wyglądało na to, że przez przynajmniej pół dnia będzie się nudzić.
Po chwili rozmyślania podjęła jednak decyzję o upieczeniu ciasta. Będzie to miłe powitanie dla nowej osoby, może Iris się z tym kimś zaprzyjaźni?
Z uśmiechem na twarzy poszła du kuchni i zajęła się robieniem mocno czekoladowego ciasta. Samo przygotowywanie i pieczenie nie zajęło długo, ale Baśniopisarka po wszystkim postanowiła wyczyścić dodatkowo kuchnię, by nie musiała się wstydzić przed gościem.
To wszystko zajęło jej mniej więcej 3/4 czasu gdy była sama w domu.
Po wszystkim poszła do Biblioteczki i wzięła z półki tomik wierszy. Zaczytała się i dopiero gdy dźwięk otwieranych drzwi spowodował, że wróciła myślami do Krainy Luster.
Była pewna, że to Terry dlatego idąc na palcach, jak to miała w zwyczaju przez przyzwyczajenie do butów na obcasach, poszła się z nim przywitać.Terry - 21 Październik 2017, 20:23 Nie spieszyło mu się, ale w jakoś chciał już być w domu. Czyżby lapała go paranoja? Gdy byli na miejscu, poprosił Rim by poczekała na zewnątrz. Widział bowiem że na samo słowo pies zaczyna się trzasc. Trzeba będzie to zlikwidować, to dość ważne by służba dobrze żyła z psami. Ze szczeniakami nie będzie aż takiego problemu ale Rory pewnie nie od razu ją zaakceptuje. Trochę porozmawiał z Crawfordem. Dowiedział się że ten dorobił się piątego syna i że prawdopodobnie rozszerzy swoją hodowle o nową rasę. Terryego nie pochłonął az tak ten temat. Jego serce należało tylko do jednej rasy.
Koniec końców, Terry wziął trzy szczeniaki. Jednego z miotu którego ojcem był Rory, jego szarego syna Barbarosse. Z tego co Crawford mówił był ostatni z miotu. Największy i najbardziej uparty. Nikt go do tej pory nie wziął bo wszystkich gryzł. Jednak jak tylko Terry do niego podszedł... Gnojek i tak go dziabnął w udo. Mężczyzna się roześmiał, mówiąc że to wykapany ojciec. Z drugiego miotu, Harlequinów wziął dwa psy. Apple Jack. Szczeniaka o wyjątkowo bystrym i lekko wyzywającym spojrzeniu. Miał również pół roku a już był naprawdę spory. Jego łapska mówiły że dorówna wielkością zapewne Roryemu. Oby tak było, małe psy nie wchodzą w grę.
No i na koniec, jedyny z naturalnymi uszami a nie ściętymi jak powstała dwójka i Rory, biały Harlequin z czarną plamą na udzie. Pepper Mint, jest tak słodki z wyglądu że Iris od razu go pokocha. Tak niewinny z wyglądu, a jednak urwis. Z tego co się dowiedział odziedziczył terytorialność i zawzięcie po matce. Z ciekawości zapytał czy jego znajomy nie ma klatki dla gryzonia. Jak to Crawford... Miał akurat na zbyciu. Oddał ja z wyposażeniem, wysłał przodem człowieka do dworku Chrisa. Zaoferował tez mu podwozke dorożką. Terry nie oponował, podziękował, zapłacił i wyszedł z psami. Chwile stał z nimi na smyczach by Rim mogła choć trochę się opanować. - Nic Ci nie zrobią. To tylko dzieci. - uspokajal ją tyle ile tego potrzebowała. Następnie wsiadł do dorożki, wraz z Rim i psami. Ruszyli do dworku. Tam czekał już na nich człowiek Crawforda. Terry mu podziękował i dal trochę złota. Psy o dziwo sie nie wyrywaly. Jedynie weszyły z ciekawością a Pepper chował się trochę za nogami mężczyzny. - Od dziś będziesz tu mieszkać Rim. Dostaniesz własny pokój, tylko najpierw muszę go przygotować bo pewnie jest tam lekki rozgardiasz. Chodź, przedstawię Ci moją Iris. - otworzył drzwi wejściowe i puścił ją przodem. Następnie sam wszedł do środka. - Wróciłem! Od dzisiaj skarbie w naszym domu będzie o wiele żywiej. - pierwszy kto przebiegł, był Rory. Ostrożnie poszedł do szczeniąt które chowały się teraz za właścicielem. Tylko syn Roryego stał odważnie, mimo że ogon miał podkulony.Rim - 22 Październik 2017, 18:54 Przełknęła głośno ślinę, gdy zapytał o jej pochodzenie - ja...ja nigdy nie spotkałam żadnego Upiornego...- przyznała niepewnie - wy..wychowywała mnie mama i wujek...oboje to Dachowcy. Ma...mama została zgwałcona przez Upiornego, a wujek mówił mi, że jeśli ktoś się dowie z nich to .. to mnie zabiją bo nie znoszą mieszańców - powiedziała i znów zakryła swoje rogi - gdy...kilka dni temu wróciłam z targu, znalazłam mamę zakrwawioną na podłodze...a wuj siedział pijany i nieprzytomny w fotelu....uciekłam i ... nie chcę do niego wracać... - powiedziała jeszcze cichutko.
Podziękowała grzecznie i jadła to co dostała. Nie brała za dużo bagietki. Tylko urwała mały kawałek. Akurat tyle by starczyło na ser, który dostała - miło mi pana poznać - powiedziała grzecznie.
- Rozumiem -powiedziała gdy usłyszała o klatce. Tylko skąd ona weźmie teraz na to pieniądze? W końcu jeszcze nie zaczęła pracy. Słysząc jednak o psach, cała się spięła i wyprostowała - p...psy? - zapytała, a w jej oczach było widać panikę. Wiedziała jednak, że to pewnie jedyna okazja, jaką dostanie jeśli chodzi o pracę i jakieś miejsce do spania. Może być nawet mała klitka. Będzie jednak musiała się przyzwyczaić do psów. Może nie będzie aż tak źle? Miała nadzieję.
Wzięła od niego torbę z zakupami i przytakując głową, że rozumie. Ruszyła za nim, jednak trzymała się lekko z tyłu. Nie jakoś bardzo, ale nie szła zaraz obok mężczyzny. Gdy dostała od niego buty, spojrzała na nie niepewnie. Nigdy żadnych nie nosiła. Nie było takiej potrzeby. Posłusznie jednak naciągnęła je na nogi i zawiązała z lekkim trudem. Nie będąc pewną czy wszystko jest ok. Wstała i czuła się..wyższa. W końcu buty miał obcas, ale powinna sobie dać radę. Zrobiła niepewnie kilka kroków i uśmiechnęła się nieznacznie. Nawet wygodnie. I do tego nie było tak zimno oraz nie wbijały się żadne kamienie czy pasek.
Spojrzała na uniform i przytakiwała. Na pewno będzie o niego dbać. Tak bardzo chciałaby zrobić jak najlepsze wrażenie. Będzie się starać z całych sił. Opuściła znów głowę - nigdy nie byłam jej uczona...na Pustyni, w domu nie było to potrzebne i wujek nie uważał tego za coś ważnego - przyznała. Przytakiwała głową na każde jego słowo. Jeden dzień wolnego? Spojrzała na niego zaskoczona. W domu nigdy nie miała wolnego. A tutaj będzie miała cały dzień? Jak fajnie!
- Dobrze proszę pana - powiedziała idąc za nim i zastanawiając się jak teraz będzie wyglądać jej życie. Czy będzie lepiej? Czy może jednak będzie tak samo? Gdzie on w ogóle mieszka? Wyglądało na to, że ma dużo pieniędzy więc może w jakimś ładnym domku?
Czekała posłusznie przed budynkiem. Byłą trochę wystraszona ponieważ słyszała wszędzie ujadanie psów. Spojrzała na jakiegoś mężczyznę, który niósł spora klatkę. Wyglądała na taką dla gryzoni. Czyżby to było dla Wiórka? Spoglądała na nią oniemiała. Zrobiło jej się...miło, że Wiórek dostanie swój mały domek. No nawet nie taki mały. Nie będzie musiał siedzieć w małej klatce tak jak to często widywała tylko w naprawdę sporej.
Ocknęła się dopiero gdy pan Christopher wyszedł z psami. Odsunęła się od niech od razu. Były spore...a to dopiero dzieci? To...to jak wielkie one będą. Patrzyła na nie ze strachem w oczach, w końcu jednak przykucnęła by lepiej je zobaczyć. Skoro to dzieci to chyba będzie jej łatwiej się do nich przekonać...prawda?
- czy...czy mogę któregoś pogłaskać?- zapytała niepewnie. Musiała jakoś się przełamać, a przecież szczeniaki nie powinny być agresywne prawda?
Jeśli dostała taką zgodę, to zaczęła głaskać delikatnie białego, wydawał się bowiem najspokojniejszy. Chyba, że mężczyzna wskazał innego. Jeśli dał jej jakieś instrukcje jak ma podejść do zwierzaka to grzecznie go słuchała. Stresowała się, ale po chwili delikatnie się uśmiechnęła -są mięciutkie - powiedziała z zachwytem ale po chwili odsunęła się od nich.
W dorożce starała się jednak trzymać w pewnej odległości od psów. Może i się odważyła jednego pogłaskać, ale to nie znaczyło, że się ich nie bała. Musiała to w sobie po prostu zwalczyć.
Gdy dotarli na miejsce, wyszła z dorożki i stanęła osłupiała. Ten dom był wielki. Spojrzała na mężczyznę, gdy ten powiedział, że dostanie własny pokój -ja...pomogę panu- powiedziała już śmielej niż wcześniej. Przytaknęła głową, słysząc, że mężczyzna przedstawi jej swoją partnerkę. Weszła do środka niosąc uniform oraz zakupy. Widząc jednak wielkiego psa stanęła sztywno. Szczeniaki były dla niej wielkie ale to bydle? Od razu się wycofała, chowając za gospodarzem, nie odrywając wzroku od wielkiego psiska.Iris - 22 Październik 2017, 22:08 Właściwie nie musiał się odzywać bo usłyszała gdy wchodził. Przez te kilka miesięcy nauczyła się chodu Terrego. Przyzwyczaiła się i teraz z zamkniętymi oczami mogłaby rozpoznać czy idzie w jej stronę czy to ktoś inny. Miał nieco ciężki chód, zupełnie nie pasujący do młodego Marionetkarza, którym jeszcze przecież był, prawda? Ale może to przez tą tendencję do postarzania się chodził w ten sposób.
Przyspieszyła kroku by w końcu przejść w bieg. Gdy tylko go ujrzała wyciągnęła do niego ręce z zamiarem rzucenia mu się na szyję. Wyprzedził ją Rory, też biegł z radością wypisaną na pysku. Ale nagle się zatrzymał i cały spiął co było dla niej sygnałem, że coś nie jest w porządku.
Zatrzymała się w odległości i szybko oglądnęła Terrego. Wyglądał zwyczajnie ale... miał ze sobą szczeniaczki!
Podskoczyła w miejscu i pisnęła radośnie po czym najpierw w podskokach zbliżyła się do swojego Ukochanego, witając go krótkim ale gorącym całusem, a potem przykucnęła by przywitać się z psiakami. Były śliczne! Szczególnie spodobał jej się biały, wycofany maluch.
Wyciągnęła do niego rękę by ją obwąchał i jeśli pozwolił, pogłaskała go delikatnie po główce.
Wstała uśmiechając się promiennie. I wtedy... zobaczyła jeszcze kogoś. Kulącą się, chowającą się z Chrisem istotę.
Chowającą się za JEJ Chrisem. Uśmiech spełzł jej z twarzy tylko na ułamek sekundy. Uniosła twarz zadzierając nieco nosa. Poczuła ukłucie zazdrości.
Po chwili jednak przypomniała sobie o tym, że Terry miał przyprowadzić kogoś do pomocy. Czyżby tak szybko udało mu się kogoś zatrudnić?
Stanęła wyprostowana i posłała nowej osobie życzliwy uśmiech. Była nieufna ale trzeba było zachować maniery.
Podeszła do swojego mężczyzny i przylgnęła do niego, obejmując go jedną ręką w talii. Oparła mu głowę na ramieniu a jej kolorowe loki spłynęły na umięśnioną rękę Terrego.
Nie. Wcale nie zaznaczała kogo mężczyzną był ten tutaj, przystojny jak diabli Marionetkarz.
Jej uśmiech zmienił się na słodszy. W oczach czaiły się radosne iskierki.
- Dzień dobry, jestem Iris. - powiedziała i wyciągnęła ku niej wolną dłoń - A więc zamieszkasz z nami, zgadza się? - bardzoej stwierdziła niż zapytała. Jeśli istota uścisnęła jej dłoń, Baśniopisarka cofnęła ją po tym i oparła na piersi swojego Ukochanego.
Ciężko było określić płeć nowego pomocnika. Istota miała kaptur. Jedno było jednak pewne. Buty absolutnie nie pasowały do reszty ubrania, które było... brudne i zniszczone. Ogólnie przybysz pachniał ulicą, kurzem i... Potrzebował kąpieli. I to w pierwszej kolejności.
Iris przyglądała się istocie, wsparta na ramieniu Terrego, przytulająca go. Jej włosy mieniły się tęczowo, podobnie oczy. Luźna sukienka na tyle ukrywała krągłości, że ciężko było zgadnąć że kobieta jest w ciąży.
Zaglądając pod kaptur w końcu dojrzała twarz. Kobieta! Baśniopisarka nie dała nic po sobie poznać ale znowu poczuła zazdrość. Już ona zadba by pomocnicy nie w głowie były romanse z Panem tego Domu!
Dojrzała też... Wąsy! Jęknęła w duchu. Dachowiec!? Ze wszystkich ras Krainy Luster musiał zatrudnić akurat tą której nienawidziła...
Uśmiech nie schodził z jej ust. Czekała na jakikolwiek kontakt ze strony istoty. No i czekała co powie Terry.Terry - 24 Październik 2017, 15:56 Nawet gdyby dziewczyn była obeznama w tych tematach i tak zlecił by lekcje. Jakby nie patrzeć, służba mówi wieleo domu i państwu które dom zamieszkuje. Nie zwykł robić często imprez, na które zaprasza swoich "wysoko postawionych znajomych". Nie przepada za takimi eventami.
Był zadowolony tym, że Rim nie niechęciła się do szczeniąt od razu. Po początkowej niepewności i niechęci, pogłaskała Peppera. Wiedział z doświadczenia że ludzie lepiej reagują na zwierzęta które są małe, słodkie i bezbronne. Nie czują wtedy takiego zagrożenia. Fakt faktem, ta trójka nie była wcale taka mała. Wielkością są porównywalni do dorosłego labradora, a i tak jeszcze urosną. Zastanawiał się jak, upiorna zareaguje na Roryego. Jakby nie patrzeć bydle z niego. Poczciwe bydle, które jest umysłem wiecznym szczeniakiem.
Tak jak myślał, gdy tylko dorosły dog pojawił się na scenie, Rim się za nim schowała. Widać miała jakąś traume, względem psów. Iris zaś az zapiszczala na widok psów i tak jak sądził, dobrała się niemal od razu do białego. Może to kwestia uszu? Faktycznie pozostała dwójka, wyglądała bardziej niepokojąco przez ścięte uszy. Terry wolał, dogi z krótkimi uszami. Takie lekkie spaczenie. Z Pepper będzie musiał podjechać do weterynarza by ściąć mu uszy. Niby nie musiał tego robić, ale cóż. Maluch podszedł powoli do wyciągniętej dłoni i juz po chwili, podkulony ogon majtał mu na boki, gdy lizał dłoń nowej właścicielki. Jack i Barbarossa zajęli się Rorym. Gdy tylko Terry rozpial smycze, pognali razem z wielkoludem do ogrodu. Widząc to Pepper zrobił to samo, z wywieszonym ozorem wybiegł niczym formuła. Nie bał się o nich, Rory jest wytresowany i odpowiedzialny. Nie da młodym narobić głupot.
Nie mógł powstrzymać uśmiechu, wywołanego poczynaniami Iris. Co za mała cholera. Momentami jego kobieta zachowywała się jak prawdziwa lwica. Tak jak w tym momencie. Objął ją w talii i obserwował. Widział jak Iris ją analizuje, jak jeździ wzrokiem po Rim.
- Ściągnij kaptur Rim. Bycie upiorną nie jest niczym złym. Nie wiem kto Ci takich bzdur nagadał ale arytokraci nie mordują swoich bękartów. Jest pewien mężczyzna który jak ty nie jest z prawego łoża a dowodzi armią Upiornych. Więc naprawdę nie masz się czego obawiać, tym bardziej tutaj. Przejdźmy do salonu, omówimy szczegóły, wieczorem spiszę umowę, a po jej przeczytaniu albo zdecydujesz się na tę pracę albo i nie. Do tego czasu weźmiesz kąpiel, wniesiemy klatke dla Wiórka na górę i ogarniemy pokój dla Ciebie. Wieczorem pomożesz Iris zrobić kolację. Dowiesz się dzięki temu co gdzie się znajduje w kuchni- pocałował w czoło swoją lubą i pociągnął ją lekko w stronę salonu. Tam poprosił by wszyscy usiedli jak im wygodnie.
- A więc tak jak już wspomniałem wcześniej. Twoja praca będzie polegać na wspomaganiu Iris, może tego nie widać ale jest ona w ciąży, więc chce by na siebie uważała. Do twoich obowiązków będzie należeć głównie, sprzątanie posiadłości, czyli zarówno domu jak i ogrodu. Idzie jesień więc drzewa zaczynają gubić liście. Trzeba pewne rośliny odpowiednio zabezpieczyć, ale to w swoik czasie. Gotowanie, zakupy i towarzyszenie pani tego domu gdy ta sobie tego zażyczy. Masz wyglądać nienagannie i tak samo się zachowywać. Dlatego też będziesz uczęszczać na lekcje z etyki i zarządzania gospodarstwem domowym. Gdy Iris urodzi będziesz pomagała jej przy dziecku. Dostaniesz pokój, jeden dzień wolny tygodniowo i dwadzieścia sztuk złota na tydzień. Nie obchodzi mnie Twoja przeszłość, od chwili podpisania umowy zaczniesz nowy etap. Nie życzę sobie tu żadnych schadzek ani sprowadzania kogokolwiek bez uprzedniego zapytania o zgodę. Chyba niczego nie pominąłem? - zapytał sie Iris. Powtarzał to głównie, przez wzglad na nią właśnie. Lepiej by wiedziała jak to ma wyglądać.Rim - 24 Październik 2017, 17:33 Spojrzała na kobietę. Była naprawdę ładna. Podała jej niepewnie rękę - je-jestem Rim. Miło mi panią poznać- powiedziała grzecznie, podnosząc wzrok na Iris -ma pani bardzo ładne imię, zupełne jak te fioletowe kwiatki - dodała jeszcze i uśmiechnęła się nieśmiało. Gdy tylko Baśniopisarka cofnęła rękę i przylgnęła do mężczyzny, dziewczyna zrobiła krok w tył. Chciała im zrobić miejsce, widziała, że się kochają i nie chciała się na siłę wpychać do ich życia. Jeśli jednak przyda im się jej pomoc to bardzo chętnie tu zostanie. O ile oczywiście przyjmą ją na stałe do pracy. Przytaknęła jeszcze kobiecie, że będzie tu teraz z nimi mieszkać.
Spojrzała na mężczyznę, gdy ten się do niej zwrócił. Przeprosiła cichutko i zsunęła z głowy kaptur. Wsłuchiwała się w słowa Marionetkarza opuszczając lekko wzrok - r-rozumiem - wyszeptała. Nadal miała obawy co do innych przedstawicieli jej rasy, ale będzie musiała się nauczyć, że faktycznie nie jest to żadnym problemem. W końcu...chyba nie podejdą do niej i nie będą jej wypytywać o nazwisko tylko dlatego, że nigdy wcześniej jej nie widzieli. Prawda?
Przytaknęła głową, że rozumie wszystko - dziękuję panu za tę klatkę, nie musiał pan - powiedziała cichutko. Było jej głupio, że jeszcze oficjalnie nie zaczęła tu pracy, a już przynosiła więcej wydatków niż pożytku. Gdy Wiórek usłyszał swoje imię wyjrzał z kaptura dziewczyny, jednak widząc obce miejsce oraz to, że znajdują się w zamkniętym pomieszczeniu, szybko schował się znów w zużyty materiał.
Słysząc o kąpieli i przygotowaniu pokoju wyprostowała się nieznacznie i trochę ożywiła. A gdy usłyszała o gotowaniu jej fiołkowe oczy lekko zajaśniały - ja...bardzo chętnie pani pomogę - Rim uwielbiała gotować. Mimo iż była do tego zmuszana to podobało jej się to. No i była to jedna z nielicznych rzeczy, które potrafiła i jej wychodziły.
Poszła za gospodarzami do salonu. Usiadła grzecznie na skraju kanapy, na przeciwko nich i słuchała uważnie. Teraz miała się dowiedzieć dokładnie co będzie należało do jej obowiązków. Słysząc o ciąży, spojrzała na Iris. Faktycznie nie domyśliłaby się - gratuluję państwu - powiedziała grzecznie i uśmiechnęła się delikatnie do kobiety. Szybko jednak wróciła wzrokiem do mężczyzny. Przytakiwała mu przy każdej wymienionej czynności. Spojrzała niepewnie w stronę ogrodu. Nigdy się żadnym nie zajmowała, ale miała nadzieję, że jej wszystko wytłumaczą. Żyła na Pustyni, więc nie spotykała się nigdy z prawdziwymi ogrodami, nie mówiąc już o pracy w nich. Uważnie słuchała dalszych słów. Słysząc ile będzie dostawać na tydzień, otworzyła szeroko oczy - dw-dwadzieścia sztuk złota? - zapytała z niedowierzaniem. Po prostu nie docierało to do niej. Dla młodej Arystokratki to była fortuna. Dostała tyle od pana Malcolma, ale szybko to straciła. A teraz miałaby tyle zarabiać w ... tydzień. To było dla niej nie do pomyślenia. Uśmiechnęła się delikatnie i spuściła niepewnie wzrok. Słuchała jednak dalej.
Ma nikogo nie przeprowadzać? Ale kogo by miała? Nie miała żadnych znajomych. No może poza panem Malcolmem, ale jego spotkała w innym mieście. Możliwe, że nie zobaczą się już nigdy. Poza tym może i miała tu mieszkać, ale dom nie należał do niej, więc nawet by nie pomyślała o tym by spraszać tu sobie nie wiadomo kogo, tym bardziej bez poinformowania gospodarzy o tym. Nie widziała nawet czy będzie wychodzić poza ogród gdziekolwiek poza wyjściem na zakupy czy by potowarzyszyć pani Iris. Przytakiwała więc grzecznie, że wszystko rozumie, po czym przeniosła wzrok na kobietę, gdy mężczyzna się do niej zwrócił. Zastanawiała się, czy też doda od siebie jakieś zadanie czy też nie. W końcu nie znała tych istot, ale nie wyglądali na takich, którzy mimo sporej sumy pieniędzy na koncie, chwalą się tym na lewo i prawo i pokazują swoją wyższość. Dodatkowo Iris nie wyglądała na taką, która by chciała, żeby wszystko za nią robić. Raczej wręcz przeciwnie. Ale to tylko pierwsze wrażenie. Rim mogła się w końcu mylić i to bardzo.Iris - 25 Październik 2017, 12:11 Iris przyglądała się uważnie przybyłej z Terrym istocie. Nie podobało jej się to, że dziewczyna była Dachowcem. Pamiętała przez co musiała przechodzić we własnym domu gdy jej ojciec znalazł sobie młodą, kocią kochankę. Przez te wszystkie wydarzenia Baśniopisarka była uprzedzona do tej rasy. Patrząc na nową Pomocnicę miała nadzieję, że Kocica nie będzie taka jak kochanka ojca. Że nie będzie pyskować gdy tylko poczuje się pewniej.
Dłoń Rim, bo tak miała na imię, była nieco szorstka co świadczyło o tym, że w swoim życiu zetknęła się już z pracą. Nie dziwne. Dachowce często były zatrudniane jako Pomoc Domowa. Mimo wszystko jednak Iris była nieufna.
Gdy Rim skomplementowała jej imię, włosy Iris jak na zawołanie zmieniły kolor na fiolet kwiatów o których tamta mówiła. Mieniły się przez chwilę różnymi odcieniami fioletu a kobieta uśmiechnęła się zadziornie. Po chwili jednak wróciły do kasztanu z tęczowymi pasemkami. Oczy jednak zmieniły się na fioletowe i chwilowo takie pozostały. To nie tak, że się popisywała. Po prostu uznała, że może jak zaimponuje Pomocnicy, ta nie będzie próbowała sztuczek.
Terry nagle powiedział coś,co sprawiło, że Baśniopisarka szerzej otworzyła oczy. Upiorna? O czym on... Gdy Rim zdjęła kaptur Iris poczuła, że robi jej się nagle gorąco.
Rim była Upiorną Arystokratką! Ale jakim cudem Terry znalazł Pomocnicę takiej rasy? Przecież zawsze to Upiorni zatrudniali Służbę, nigdy nie pracowali w ten sposób uważając usługiwanie jako coś upokarzającego.
Mimo wszystko uśmiechała się bo poczuła też ulgę. Lepsza Upiorna niż Dachowiec ale... Iris będzie musiała dowiedzieć się skąd te dziwne wąsy na jej twarzy.
Słuchała uważnie Terrego ale patrzyła na Rim. Nagle z jej kaptura wychyliło się małe stworzonko - chyba wiewiórka? Iris zrobiła krok w stronę dziewczyny i wyciągnęła rękę w stronę stworka. Uwielbiała zwierzęta, nawet te małe. Terry kupił klatkę? Rozsądnie.
- Jaki cudny. - powiedziała - Witaj, Maleństwo. - podała mu palec do powąchania.
Poszła za Terrym na sofę i usadowiła się wygodnie obok niego, wtulając się w jego ramię. Marionetkarz wszystko przedstawił, Iris tylko się uśmiechała. Zapytana o zdanie wyprostowała się.
- Myślę, że pierwsze dni i tak Rim spędzi na nauce. Wszystko pokażę. - mrugnęła do niej - Wyjdzie w praniu gdzie będę potrzebowała pomocy. - spojrzała na Terrego i pogłaskała jego ramię - Jeśli jednak mogłabym coś wtrącić... - splotła dłoń z dużą, męską ręką Ukochanego - Skarbie, odpocznij sobie. Może załóż psiakom obróżki. Ja porywam Rim na górę. - zerknęła na dziewczynę i uśmiechnęła się pobłażliwie - Doprowadzę ją do ładu. Potrzebna jej kąpiel. Może trochę pogadamy na... babskie tematy. - przeniosła wzrok na mężczyznę i dała mu buziaka w policzek - Może być, Najdroższy?Terry - 25 Październik 2017, 19:49 Popisy Iris, były na swój sposób urocze. Widział ze się stara i to doceniał. Sytuacja była dla niej nowa, więc miał pewne obawy jak to się wszystko potoczy. Machnął ręką na jej podziękowania, nie musiał ale chciał. Wiedział że dziewczyna nie ma pieniędzy a klatka jest niezbędna. Nie miał ochoty na kotlet z sierścią wiewiórki. Poza tym będzie to też bezpieczniejsze dla samego zwierza. Jakby nie patrzeć, dom oprócz ludzi, zamieszkują cztery psy. Każdy to pies bojowy, stworzony do polowania. Może i dla ludzi są potulne (mowa o domownikach), ale już taka wiewiórka to dla nich intruz. Inny zapach, coś co im nie pasuje, coś na co na codzień polują. Szczeniaki, tak jak Rory, będą chodzić z Terrym na polowania. Właściwie dawno już na żadnym nie był. Trzeba by to zmienić.
Gdy Rim im pogratulowala, w oczach Christophera zamigaly dumne ogniki. Ręką pogladzil brzuch Iris,nie mógł się po prostu powstrzymać. Miał ochotę obwiescic to każdej żyjącej istocie. Wiedział jednak z autopsji jak bardzo byłoby to nie rozważne. Zdziwienie w głosie Rim dotyczące sumy jaką będzie zarabiać go nie zdziwilo.
- Tak, wiem że Upiorni raczej liczą sobie więcej ale cóż. Z czasem suma może się powiększyć ale lepiej nie wpadać w paranoje. - Iris mogla teraz zobaczyć, robocze oblicze Christophera. Mówiąc do Rim był rzeczowy, nie spoufalał się, mówił wszystko płynnie, bez jąkania się i innych ceregieli. Mówiąc, patrzył upiornej prosto w oczy.
- Zgłaszasz jakieś obiekcje Rim? - dziewczyna siedziała tak cicho że nie był pewien co o tym sądzić. Nieśmiałość, nieśmiałością ale tu się ważą jej losy. Wysłuchał z uwagą słowa Iris. Kiwnal głową, uśmiechając się łobuzersko do swojej lubej.
- Tylko mnie nie obgaduj za dużo bo mi uszy spłoną - Jeśli nikt nic już od niego nie chciał, pocałował Iris w dłoń i wyszedł do szopy.
Wziął stamtąd trzy, szerokie, grube, skórzane obroże. Każda w tym samym, ciemnym kolorze, oraz gwizdek i saszetke ze smakołykami. Gdy był już na polanie w ogrodzie, zagwizdal na psy. Usłyszał ciężki szczek Roryego i piszczące szczekanie szczeniąt. Wybiegli zza zakrętu i posłusznie przybiegli do pana. Terry zapiął każdemu obroże, szczenięta ciekawe, lizały go po rękach. Zaczął sprawdzać co potrafią.