Bane - 27 Sierpień 2016, 20:13 Komentarz mężczyzny był na tyle bezpośredni, że Bane przez chwilę milczał, odrobinę zbity z pantałyku. Wiedział jak wygląda, przeglądał się przecież w sklepowych witrynach i napotkanych lustrach.
Zamrugał oczami i podrapał się po szczęce. Właściwie to nie wiedział co odpowiedzieć.
- Bajkopisarzy? - powtórzył - A czy wyglądam ci na jednego z braci Grimm? Albo Charles'a Perrault'a?
Porównany do Królewny Śnieżki, poczuł się nie najlepiej. Raz, że nie wyglądał jak kobieta, dwa, że jego matka pijaczką nie była. On pił, to prawda, ale to zupełnie inna historia.
- Ale w jednej kwestii masz rację. Trochę już wypiłem. - powiedział spokojnie przyglądając się mu dokładnie - Tylko co mi po tym, skoro nawet po wlaniu w siebie hektolitra wódki nadal pozostaję trzeźwy jak świnia? - dodał - Z resztą, nieważne.
Przypatrywał się mężczyźnie bardzo dokładnie. Chociaż był dość niski, było w jego wyglądzie coś drapieżnego. Starannie uczesane blond włosy, ciemne oczy, dość wąska szczęka. Muskulaturę miał niezłą, był barczysty. Przy jego wzroście wyglądało to dość komicznie, ale z drugiej strony nakazywało trzymać się na baczności.
I znowu, tak jak u napotkanej wcześniej Marionetki, nieskazitelnie czysta skóra. Gdyby Ludzie zaczęli przechodzić masowo do Krainy Luster, umieraliby z zazdrości a on, chirurg plastyczny, miałby pełne ręce roboty. A ile pieniędzy...
- Nie nazwałem cię mięczakiem. - powiedział poważnie - A jeśli chodzi o kwas pruski... Lubię zapach migdałów więc łyczek byłby prawdopodobnie samą przyjemnością. - dodał siląc się na kpinę (która jak zwykle, przez kamienną twarz, nie wyszła tak jak powinna) - Raczej by mnie nie zabił.
Wbił wzrok w ciemnobrązowe oczy rozmówcy. Nie potrafił czytać w myślach ale wydawało mu się, że niski mężczyzna nie urodził się w Krainie Luster. Wspomniał o Anglii... Prawdopodobieństwo, że był powiązany z ludźmi którzy zmienili Bane'a było nieduże, ale było. Nie znał tej organizacji i wolał na razie milczeć na ten temat.
- Miło poznać, Greg. - skinął mu głową. Wolał pierwszą opcję. Gryf brzmiało... No cóż. Wolał po prostu zwyczajne zdrobnienie imienia.
Przysiadł wygodniej na karuzeli na przeciw zajętej przez blondyna ławki. Ręce skrzyżował na piersi i wciąż przyglądał się Gregowi. Może robił to zbyt nachalnie, ale wolał w razie czego pozostać w gotowości. Bo o ile spotkana wcześniej Marionetka wyglądała niewinnie i pozostała niewinna, tak ten tutaj wyglądał dość niebezpiecznie. Jakby próbował coś odgadnąć.
Podobny wzrok miała nieraz policja. Podobny wzrok miała też zmarła siostra Bane'a kiedy zadawała mu pytanie o jego bezkarność.
- Jeśli miałbym oceniać jako zwykły facet to wyglądasz nieźle. - powiedział - Ale jeśli chciałbyś dokładniejszej diagnozy, musiałbym cię przebadać. - przekrzywił głowę i podrapał się nad uchem. Ostatnio dość często dotykał głowy i okolicy twarzy. To nie tak, że brakowało mu pewności siebie. Był po prostu w nowym miejscu i chwilowo nie czuł się jeszcze zbyt pewnie na nowym gruncie. Zaczynał od nowa, bez znajomych i bez mieszkania, bo nic na razie sobie nie znalazł. O pracy nie wspominając.
- Jeśli wybierasz się w podróż to zalecałbym byś wcześniej sprawdził stan zdrowia.Gregory - 28 Sierpień 2016, 10:42 Na zdziwienie Bane Gryfek zareagował zdziwieniem jeszcze większym. Po prostu go zamurowało:
- Ty... naprawdę nie ogarniasz. Kurde. - przez chwilę milczał, potem zachichotał nerwowo. Całkowicie nowy, całkowity świeżak. A Greg musiał mu wszystko wyjaśniać. Kurde. A on nawet nie wiedział, co za stworzenie ma przed sobą. Może serio był lustrzanem, ale żył te wszystkie lata pod kamieniem w rogu? Meh, odpada, kłóciło się to z jego wcześniejszą analizą. Zostają tylko dwie opcje, ale o nie spyta się za chwilę. Najpierw trzeba powyjaśniać to i owo:
- Cóż, Baśniopisarze to taka banda. Tutaj się społeczeństwo dzieli na bandy, kiedyś na pewno poznasz je wszystkie. Baśniopisarza poznajesz po tym, że jest kolorowy. Włosy ma kolorowe, skórę ma kolorową, kolorowe ma piegi i oczy, i paznokcie bez malowania. Szary i biały to też kolory, no i te zielone oczy masz... rozumiesz, mogłem się pomylić. No i każdy Baśniopisarz jest artystą, a ty na artystę nie wyglądasz.
Na jego odpowiedź tylko skinął głową, spoglądając na tamtego, siadającego na karuzeli. W końcu musiał zaspokoić swoją ciekawość:
- Zastanawiam się, kim możesz być w takim razie. Z jakiej rasy, bandy, no wiesz... Albo jesteś Zjawą i uciekłeś komuś ze snu... albo na dźwięk słowa MORIA chcesz wrzeszczeć i kląć wniebogłosy, a potem dla własnego spokoju komuś przywalić. W takim razie przybiję ci piątkę, towarzyszu niedoli, bo to oznacza, że tak jak ja, jesteś Cyrkowcem.
Mówi, że może przebadać. Czyli jednak lekarz. Cóż, jeśli nadal będzie chciał pozostać w zawodzie, będzie się musiał przebranżowić. Wiele zwykłych chorób dało się wyleczyć zwykłym dotknięciem dłoni obdarowanego mocą uzdrawiania, ale był też paskudne dolegliwości, które wymagały specjalnych, magicznych kuracji. Mimo wszystko, słysząc komplement, poczuł się troszkę lepiej - widocznie się wyprostował, wypinając baryłkowatą pierś i uśmiechając się lekko:
- Myślisz? Cóż, wygląd a sprawność to dwie różne rzeczy. Z dwa lata temu trenowałem naprawdę intensywnie, ciężarowo, ale potem musiałem przestać i już do tego nie wróciłem. A jak tak chętnie się oferujesz z pomocą, to może nawet wezmę cię ze sobą? Szefowej spodoba się lekarz pokładowy... - Bo niby czemu nie? Kto powiedział, że tylko Jocelyn może rekrutować ludzi na pokład? A lekarz przyda się zawsze, a to ranę zaszyć, a to katar wyleczyć, bo wicher na pokładzie. Będzie przydatny. A jak nie? Cóż, się zobaczy...Bane - 28 Sierpień 2016, 20:01 Greg wcale go nie zdziwił swoim stwierdzeniem. Faktycznie Bane był całkowicie zielony jeśli chodzi o wiedzę na temat tej krainy. Przybył tu niedawno, bez jakiegokolwiek przygotowania i chociaż starał się nie okazywać zdziwienia niektórymi zjawiskami, wszystko go tutaj intrygowało. Jednocześnie czuł się nieco przytłoczony. Na przykład natłokiem kolorów.
Opis Baśniopisarza był pobieżny ale wystarczający, by Bane zakodował sobie w głowie, że jak spotka takiego 'kolorowego', nie zrobi z siebie idioty. Znał już rasę Marionetek i Baśniopisarzy, nie jest źle. Rozpoznał też coś na kształt Kotołaków, byli też Miłośnicy Cylindrów.
- Cóż... Nie masz racji. Poniekąd jestem artystą. - powiedział - Jednak nie maluję obrazów i nie śpiewam. Nadaję ludziom wymarzony wygląd. - zabrzmiało tajemniczo. Bane nie spuszczał wzroku z Grega. Tak, ten facet nie potrzebował poprawek. Skalpel nic więcej by tu nie zdziałał, blizny mogłyby tylko oszpecić. Czyżby Bane był skazany na bezrobocie?
Na wspomnienie o MORII zamarł. Włosy na karku zjeżyły się, oczy nieznacznie się rozszerzyły. Spiął się, gotów do ewentualnej ucieczki. Dłonią odruchowo dotknął torby lekarskiej w której trzymał strzykawki z własną krwią.
- Mówisz więc, że jesteśmy Cyrkowcami... - powiedział powoli. Dało się wyczuć zdenerwowanie. - Wrzeszczeć i kląć nie zamierzam, bo nie wypada. - dodał po chwili i wstał z karuzeli - Ale mogę przywalić, jeśli trzeba. Ostrzegam, jeśli zamierzasz donieść im gdzie jestem, albo spróbować mnie do nich zaciągnąć, będę się bronił.
Postanowił, że podwoi czujność. Mimo, że blond włosy jarzyły się niemiłosiernie mocno, Bane skupił wzrok szeroko otwartych oczu na postaci Gregorego.
Jego kolejne słowa puścił mimo uszu. Stał się niebezpieczny przez styczność z MORIĄ, Bane nie wiedział kim dla nich był. A co jeśli wyszukiwał takich zbiegów jakim był Bane?
O nie. Nie wróci do Świata Ludzi. Nie po dobroci. A jeśli go złapią, jeśli ten tutaj obecny Greg zamierza go pochwycić jakąś niespotykaną mocą i uda mu się... to Bane odgryzie sobie język. Lepiej się wykrwawić niż przeżyć ponownie te wszystkie mutacje.
- Może szefowej się spodoba. - powiedział - Kobiety przeważnie lubią moje towarzystwo. Ale nie zaufam ci, wybacz Greg. Nie zaufam, bo nie znając mnie, rozgryzłeś kim jestem. - dodał nie spuszczając z niego wzroku. Dłonie zaczęły mu się pocić ze stresu. Oznaczało to, że jakikolwiek kontakt fizyczny z Gregiem, nawet dotknięcie przez rękawiczki mogłoby skończyć się źle. Na razie wolał czekać.
- Mimo to jestem ciekaw co masz do zaoferowania. Bo co ja mam, to już wiesz. Sam się tego domyśliłeś.Gregory - 28 Sierpień 2016, 21:09 Słowa o artyzmie Gregory zbył obojętnym milczeniem. A nuż ma przed sobą socjopatę, Leatherface'a albo inną the-Killerową cholerę, co ciacha ludziom twarze i wydaje mu się, że będą mu za to wdzięczni. Im mniej wie o wesołej twórczości swego rozmówcy, tym lepiej, szczególnie iż niektórzy potrafili mieć naprawdę niecodzienne... hobby. Przez chwilę siedział sobie w zamyśleniu jednak nie trwało to długo. Niewiele potrzeba, aby zbulwersować naszego Gryfika. Ale wewnętrzny procesor tylko zabrzęczał radośnie i począł, wbrew jego woli, zapisywać całą fizjonomię Bane'a ze wszystkimi szczegółami, nie przejmując się swym "nosicielem". A zwłaszcza tym, że zrobił się właśnie czerwony jak burak:
- Za kogo ty mnie masz - za konfidenta? Że zawołam ich, bo stoją zaraz za rogiem? Zrobili mi dokładnie tyle, co tobie, jeśli nie więcej. Twoje ciało i umysł należy do ciebie, prawda? Ja nie miałem takiego szczęścia, więc stul ten dziób. - dodał, znów podnosząc głos. On sam miał paranoje, no ale żeby od razu rzucać się na kogoś bez powodu? No dobrze. Rzucał się do ludzi bez powodu. Hipokryzja. Ale odwracając kota ogonem...
- Już prędzej ty mógłbyś wydać mnie - warknął, wskazując go palcem. Nie było to ludzkie warczenie. - Wśród Cyrkowców mało jest już świeżaków. Większość z nich uciekło z labo ponad trzydzieści lat temu. Musiałeś mieć niemiłosiernego pecha, że zostałeś te trzydzieści lat u MORII i zarazem niesamowite szczęście, skoro nie oddali cię na przemiał. Trochę za dużo przypadków na jedną osobę, co? Sam mogłeś wejść z nimi w układy! -
I co, panie przenikliwy? Słowo przeciw słowu, udław się, smacznego. Oczywiście, niewiele na to wskazywało, ale grunt to być przygotowanym.
- Łatwo jest rzucać oskarżenia na lewo i prawo, co? Może jak się uspokoisz, to ci rozjaśnię trochę sprawę, bo inaczej zeżrą cię tu w ciągu tygodnia. - dodał ostrzegawczo. Niech nie myśli, że w tym świecie jest bezpieczny. Kraina luster może była światem prosto z baśni, ale nikt specjalnie nie chce pamiętać, jak brutalne i mordercze bywały fabuły od braci Grimm, w jaką depresję wprowadzały baśnie Andersena.
Na ostatnie zdanie tylko prychnął jak kot. Wiele będzie trzeba, aby poprawił mu się humor...
- Brak ufności to dla mnie największa zaleta, jaką można tu mieć. A oferuję ci misję infiltracyjną w ramach kilkumiesięcznego rejsu. Pytanie tylko - czy jesteś uczulony na papuzie pierze, czy lubisz złoto i czy potrafisz mieć wiarygodny szkorbut? Bo będziemy udawać piratów... Nie patrz się na mnie tak, nie ja to wymyślałem. W grę wchodzi forsa od władz lokalnych i bezpieczeństwo międzynarodowe, więc biere.Bane - 29 Sierpień 2016, 09:28 - Nie będziemy licytować się kto ile wycierpiał. - uciął dyskusję.
Wybuch Grega w pewnym sensie go rozbawił i jednocześnie sprawił, że mu ulżyło. Szpieg albo łowca raczej nie zareagowałby szczerym zdenerwowaniem. Oczywiście nigdy nic nie wiadomo, ale Bane postanowił trochę spuścić z tonu. Dłonie ponownie skrzyżował na piersi, oparł się na powrót o karuzelę.
Szkoda, że nie mógł się uśmiechnąć bo prawdopodobnie to rozładowałoby napiętą atmosferę. Albo doprowadziłoby Grega do szału. Zależy jaką istotą był.
Informacja o tym, że jest nielicznym ze 'świeżaków' trochę go zaskoczyła. Nie wiedział, że ludzi zmienionych przez MORIĘ jest więcej. Zaniepokoił go jednak fakt, że inni uciekli trzydzieści lat temu a on zrobił to stosunkowo niedawno.
Jak to wyjaśnić? Nie wiedział jakie były powody wyłapywania ludzi, czym kierowała się ta organizacja. Jego złapali z czystej zemsty.
- W sumie masz rację. - powiedział - Mógłbym być ich psem. Tylko zastanawia mnie jedno, po co komu pies który kąsa rękę pana.
Widocznie się uspokoił. Przymrużył znowu oczy, chroniąc się przed blond jarzeniówką. Dłonie już nie pociły się, dobry znak bo w razie czego będzie mógł dotknąć kogokolwiek.
- Bo widzisz, mnie poddali mutacjom z pobudek czysto osobistych. - powiedział - Zrobiłem krzywdę córce jednego z pociągających za sznurki. - dodał bez cienia skruchy. Nie będzie się więcej tłumaczył. Nie znał tej krainy, nie znał istot tu mieszkających. Dostosuje się, ale nie będzie się tłumaczył ze swojej przeszłości.
- Nie oskarżam. - spokój w jego głosie idealnie współgrał z kamienną twarzą - Zauważyłeś, że jestem świeży. Spróbuj więc zrozumieć mój dystans.
Gregory wykazywał zachowanie które z pozoru było ludzkie. To warczenie... Czyżby skrzyżowali go z jakimś zwierzęciem? Cóż. Nie miał ogona ani zwierzęcych uszu, ale nic nigdy nie wiadomo. Skoro Bane'a potraktowali takimi płynami, zmodyfikowali i zmienili fizjonomię, to cóż może być trudnego w wszczepieniu np. innych strun głosowych. Albo szprycowaniu zwierzęcymi hormonami?
- Dobrze. - stwierdził w końcu pojednawczo - Przepraszam. Słucham teraz co masz do powiedzenia.
Kilkumiesięczny rejs. Trochę długo, ale przecież i tak nie miał gdzie się podziać.
Udawanie piratów? Zabrzmiało co najmniej komicznie. Bane powstrzymał się od parsknięcia, które i tak przy nieruchomej mimice wyglądałoby jak kaszel.
Pieniądze od władz lokalnych. Czyli legalne. Mógłby za to kupić mieszkanie w tej dziwnej krainie. I może założyć jakiś mały biznesik?
Bezpieczeństwo międzynarodowe. Bane uśmiechnął się w duchu. Oferta była zbyt kusząca.
- Jestem zainteresowany. - powiedział a na jego ustach pojawił się ledwo zauważalny uśmiech - Jeżeli tylko potrzebujecie medyka, to chętnie z wami wyruszę. Nienaruszalność międzynarodowa i pieniądze rzadko kiedy pojawiają się w takiej konfiguracji. Zazwyczaj trzeba za to zapłacić. - powiedział kiwając głową - Wygląda na to Greg, że chcąc nie chcąc będziemy musieli się zaprzyjaźnić.
Uśmiech nie schodził mu z twarzy ale czy mężczyzna siedzący niedaleko go zauważył? Bane szybko podjął decyzję. Dlaczego? Nie miał tutaj mieszkania, pieniądze za niedługo się skończą i co dalej? A rejs brzmiał nieźle zwłaszcza dlatego, że pod tym słowem kryły się pieniądze i jakby nie patrzeć ochrona. A tego drugiego było mu potrzeba prawie tak bardzo jak pieniędzy.
- Dostaniemy mundurki pirackie, papugi na ramię i but w kształcie drewnianej kończyny? - zapytał chcąc nadać temu żartobliwy ton. Może zabrzmiało to śmiesznie, ale w zasadzie gdyby dostali ubrania miałby z głowy zakupy.
Patrząc na torby Grega raczej nikt nie zamierzał ich wyposażać, mieli to zrobić sami.
- A tak całkiem serio... - dodał po chwili - Bezpieczeństwo, forsa i przygoda... ale co w zamian. Czego oczekuje kapitan i jaki będzie cel tej wyprawy?Gregory - 29 Sierpień 2016, 20:34 - Cóż, to wiele wyjaśnia... - rzekł Greg, bardziej do siebie niż do niego.
Pamiętał, jak jemu opowiadano dokładnie to samo, te kilkadziesiąt lat temu. Sam nie mógł początkowo tego zapamiętać, ale potem jednak się z tym oswoił. To wiedza bądź co bądź patriotyczna i każdy Cyrkowy ma obowiązek ją znać. Odchrząknął więc - wujek Grześ opowiada bajkę:
- Zacznijmy od wojny. Tak, była tu wojna pomiędzy obiema stronami lustra. Najtajniejsza wojna w dziejach, można by rzec, przynajmniej dla naszej strony. MORIA chciała mieć Krainę Luster na własność, dlatego nakupowała sprzętu, powynajmowała najemników z całego świata, podkradli parę oddziałów naszym i amerykańcom, i ruszyli. Ale w międzyczasie pracowali nad nadaniem ludziom mocy magicznych, bo umówmy się - kto by takich nie chciał? W końcu zaczęli do tego celu wyłapywać "żywe organizmy" jak to ładnie nazywali. Ludzi, Magicznych, zwierzęta i Bestie, na wszystkie możliwe sposoby. Zszywali, robili przeszczepy z jednych do drugich, przelewali krew i kiszki, a to, co im wyszło, trenowali, wypierali mózg i słali na front. No ale doszło do ucieczki masowej, tuż po zakończeniu działań bojowych. MORIA przegrała, więc teraz musiała zatuszować te kilka plutonów wojska pod Londynem. A tacy jak ty czy ja musieli się odnaleźć.
A nikt nas specjalnie nie chciał. No bo jak zatrudnić gdziekolwiek potencjalną maszynę zniszczenia? Jak się z takim ożenić, jak mieć dzieci z potworem o dwóch głowach i napalmie w pępku? Ci wszyscy odrzuceni zaczęli się zbierać w grupy wsparcia, no a potem padł pomysł na założenie gabinetu osobliwości. No i to zadziałało - tłumy waliły do niego drzwiami i oknami, a co więcej - płaciły gruby hajs. Gabinet się rozrastał, a w końcu, w ramach zwiększenia atrakcyjności występów, jeden zaczął śpiewać, drugi tańczyć, trzeci żonglować. Zrobił się z tego pełnoprawny Cyrk, który stanął w Upiornym Miasteczku, a jego artystów, a potem wszystkie eksperymenty zaczęto nazywać Cyrkowcami. Teraz jest już lepiej, nie ma na nas nagonki, nikt nie traktuje nas jak syfilis, ale nazwa "Cyrkowiec" została. Ja sam dołączyłem do Cyrku z własnej woli, kiedy już był znany, ale to nie jest wymagane, wiesz... Jak tam jesteś lekarzem, to bądź lekarzem. - dodał asekuracyjnie. Nie wyobrażał sobie tego ponuraka jako części cyrkowej trupy, może w skrajnych przypadkach jako biletera, bo upiorny Cyrk gustował w upiornej tematyce.
Na pytanie o przydatność jego umiejętności medycznych, tylko się żachnął.
- Każdy jest potrzebny, szczególnie jak kto będzie potrzebował czegoś na chorobę morską. A pani kapitan oczekuje... w sumie nie jestem pewien. Mamy wkręcić się w środowisko piratów i informować Arcyksięstwo o ich poczynaniach, planowanych atakach i zamachach, póki... zapewne, póki wszyscy piraci nie padną lub się nie poddadzą. Na to by wychodziło.Bane - 30 Sierpień 2016, 08:50 Wypowiedź Grega była długa, ale Bane słuchał uważnie chcąc zapamiętać każdy szczegół. Był zaskoczony. Nie wiedział, że tak wyglądała historia organizacji która go w swoim czasie pochwyciła. Cyrkowcy... No tak, zebrali się w grupę by nie czuć się wyobcowanymi. Jest to jakiś pomysł ale...Cyrk? No cóż. Bane z pewnością do Cyrku się nie nadawał. No chyba, że jako lekarz połamanych nóg i wywichniętych nadgarstków.
Kiedy Gregory skończył Bane nie wiedział co powiedzieć. Wszystko zostało już wyjaśnione. MORIA łapała ludzi i tworzyła chodzącą broń. Ale to było trzydzieści lat temu! A Bane doświadczył mutacji całkiem niedawno. Czyżby jakiś odłam tej organizacji dalej funkcjonował? A może po prostu jakiś pomniejszy członek dysponuje znajomościami na tyle by dla jednej osoby postawić na nogi laboratorium...
Co się stało, to się nie odstanie. Bane'a złapano z zemsty za to co zrobił, eksperymenty sprawiały oprawcy przyjemność i raczej były wykonywane po to by go powoli wykończyć. Nie planowano by wykorzystać go jako broń. A przynajmniej tak myślał...
- Dziękuję, Greg. - powiedział gdy tamten przerwał - Nie wiedziałem, że tak to wyglądało.
Miał rację. Jak można żyć z dziwadłem, iść do ołtarza z kimś o nieludzkim wyglądzie? A dzieci? Byłyby półpotworkami?
Bane nawet nie mógł dotknąć nikogo bez rękawiczek. Nie wspominając o pocałunku, czy innych gestach sympatii czy miłości. Raz już pocałował. I można było to nazwać pocałunkiem śmierci.
Dalsza część o piratach i misji była mniej dołująca. Bane pokiwał głową. No tak, lekarz na statku zawsze się przyda. Tylko z kim on tam będzie miał do czynienia? Czy choroby w tej krainie choć trochę przypominały przypadłości ludzkie? W ostateczności mógł użyć Daru...
- Czyli mamy być szpiegami. - mimo, że nie było tego po nim widać, Bane był podekscytowany. Taka opcja podobała mu się jeszcze bardziej od pływania i łupienia co się da.
Czyli miałby robić za psa Arcyksięstwa. Brzmi fajnie, ale z pewnością jest niebezpiecznie. Co ma do stracenia? Rodziny nie ma. Domu, samochodu, firmy też nie. Na życiu mu specjalnie nie zależy, śmierci się nie boi. Co nie znaczy, że nie będzie o życie walczył!
- Możesz więc poinformować kapitan, że jestem chętny. Niech zdecyduje czy jestem potrzebny. - powiedział po chwili - Nie lubię się wpraszać. - dodał tłumacząc - Tak czy siak muszę zrobić małe zakupy. Nabyć jakieś tutejsze leki, ubrania na zmianę... Także w razie czego będę gotowy na wyprawę. Chociaż odmowę też biorę pod uwagę.
Odgarnął białą grzywę opadającą mu na bok twarzy.
- No chyba, że ty też masz możliwość werbowania i dasz mi odpowiedź już teraz.Jocelyn - 30 Sierpień 2016, 12:44 Przewiesila sobie torbę z zakupami przez ramię. Wolała mieć obie ręce wolne. W sumie zrobiło się już ciemno wiec plac zabaw pewnie nie wygląda tak atrakcyjnie jak w dzień. Nadal byl uroczy ale teraz wyglądał trochę jak plac zabaw z horrorów. Miała nadzieję ze Julia sie nie wystraszy. Przecież nie na tym jej zależało. Dziewczynka z tym wielkim lizakiem wyglądała uroczo. Cała wręcz promieniala i aż dziwo że nie podskakiwala przy każdym kroku. Joce była zadowolona z zakupow. Owszem będzie pewnie miała do kupienia coś jeszcze. Teraz się tym nie przyjmowała. Będzie musiała znaleźć na te noc pokój w jakiejś gospodzie czy hotelu. Zazwyczaj sypiala na drzewach czy coś w ten deseń ale obie z Julka sa juz zmęczone, jest już późno i znalezienie jakiejś polany do spania nie byłoby łatwe. Stanela przed placem i się przeciagnela. Trochę bolały ją plecy od tego wszystkiego ale to nic. Rozlozyla skrzydla które lekko zdretwialy od ciaglego trzymania ich przy ciele. Machnela nimi pare razy.
- Wejdziemy na ten plac, troche sie pohustamy czy cos i rozejrzymy się za hotelem dobrze? - odwrocila sie w jej strone i uśmiechnęła lekko zmęczona. Nie zauwazyla dwoch mezczyzn rozmawiajacych dosc glosno w sumie, na placu.Tulka - 30 Sierpień 2016, 12:54 Julia aż stanęła zaskoczona widząc plac. Nie dlatego, że to coś dziwnego, że takie miejsce istnieje, jednak nigdy nie pozwalano jej się na żadnym bawić. Stała więc chwilę niepewnie.
Plac wyglądał trochę mrocznie, jednak dziewczynce to nie przeszkadzało. W końcu spędziła kilka nocy sama w lesie, a tam bywało o wiele mroczniej.
Ucieszyła się bardzo gdy Jocelyn powiedziała, że tu chwilę zostaną. Aż ją uściskała z radości. Odłożyła zakupy oraz lizaka na jedną z pobliskich ławek i ruszyła na zjeżdżalnię. Zawsze chciała się na takiej pobawić, a ta do tego była bardzo długa i kręta. Jednak chyba była zaczarowana, gdyż w trakcie jazdy nie było szans aby z niej wypaść. Była też skonstruowana tak, że skrzydła w ogóle nie przeszkadzały w zabawie.
Tulka była tak zafascynowana nowym miejscem, że również nie zauważyła mężczyzn. Może to i lepiej? Mogła zaufać sprzedawcy, gdy Jocelyn była w pobliżu, poza tym to był dość tłoczny sklep. Ale dwaj nieznani, dziwni mężczyźni na placu zabaw? To już by ją wystraszyło. Całe szczęście jak na razie nie wiedziała, że tam są.
W trakcie jej zabawy, Amber zajęła się kopaniem norki w ogromnej piaskownicy, więc jej futerko szybko zmieniło kolor na piaskowy.
Gdy dziewczynka się zmęczyła, usiadła na małej huśtawce i zaczęła lekko się bujać, uśmiechając się do Jocelyn i spoglądając co robi jej przyjaciółka. Jak jej idzie wykopywanie kolejnych dziur.
Spoglądała też na gwiazdy, które mimo tego, że byli w mieście, były bardzo dobrze widoczne.Gregory - 30 Sierpień 2016, 13:55 Słysząc podziękowania Bane'a, tylko skinął głową. Powinien mu podziękować, przecież bez tych informacji nie miałby pojęcia kim był, kim się stał. A to dopiero czubek góry lodowej pytań i niejasności. Gregory nie chciał robić mu za chodzącą encyklopedię Lustra, gdyż sam, po tych latach, nadal nie wiedział wszystkiego o rasach, miejscach, zwierzętach, o nauce nie wspominając. Ale nigdy nie miał ambicji być omnibusem.
- Nom, szpiegami. - rzekł wymijająco, gdyż w sumie nie dało się tu nic powiedzieć. A nawet gdyby się dało, to Gregory i tak nie odezwałby się ani słowem, widząc, kogo przywiało na ów plac zabaw. No nie. Jakim cudem namierzyła go trzeci raz? Greg był potwornie rozwalony faktem, że Jocelyn pojawia się wszędzie, gdzie tylko nie skieruje kroków. To już zaczęło powoli zakrawać o absurd. Może wszczepiła mu chipa magicznego z auto-namierzaniem? Czy coś takiego jest w ogóle możliwe? Albo ma na jego punkcie jakąś obsesję? Ktoś aranżuje te spotkania? Żadna z tych opcji nie miała najmniejszego sensu! I czym była ta mała, skrzydlata dziewczynka podążająca za nią? Siostra? Kuzynka? I... czy ona ma uszy Dachowca? Opętany Dachowiec...? Co? Jak...? Za dużo pytań, nadmiar niewiadomych, uspokoić mi się tu. Na razie postara się do niej nie odzywać, ignorować ją, póki ona nie zauważy jego, może z jej postawy wyczyta coś więcej. Widać ma ze sobą zakupy, pewnie też przygotowuje się do rejsu. Gregory spuścił wzrok. Zdał sobie sprawę, że jego reakcje muszą wyglądać dla Bane'a dziwnie i nienaturalnie. Westchnął, po czym rzekł do niego półgębkiem:
- Apropos pani Kapitan i werbunku, to możesz się jej spytać osobiście... Właśnie tu przyszła. I mam coraz większe przeczucie, że mnie śledzi. Ale spokojnie, dalej, idź się przywitać, ja tu poczekam... - dodał, podtrzymując swoją głowę rękami i nasuwając kaszkiet na oczy.Bane - 30 Sierpień 2016, 14:19 Zauważył, że Greg nagle zrobił się niespokojny. O ile wcześniej trajkotał jak najęty, za co Bane był mu w sumie wdzięczny, o tyle teraz spochmurniał i ściszył głos.
I pewnie gdyby nie to, że mężczyzna powiedział, że na plac przyszła kapitan, Bane nie zauważyłby wcale przybyłych istot.
Chociaż może w sumie lepiej było ich nie zauważyć?
Obie miały skrzydła. Bane przełknął ślinę, zaskoczony. Nigdy nie nauczy się normalnie reagować na mieszkańców Krainy Luster...
Ogarnęły go nagle wątpliwości. Dla dodania sobie odwagi łyknął z piersiówki, po czym wziął wdech i odłożył naczynie na siedzisko karuzeli. Torbę również tam odłożył, była bowiem dość ciężka. Posłał Gregowi porozumiewawcze spojrzenie i kiwnął mu głową, na znak, że zaraz wróci.
Podchodził do skrzydlatych powoli. Jedna była chyba dzieckiem, nieopodal w piasku bawiło się jakieś małe stworzenie ale Bane nie zwrócił uwagi co to właściwie było. Chyba lis bo było futrzaste i miało długą kitę. Skierował kroki ku wyższej, nazwanej przez Grega 'kapitanem'. Ręce włożył do kieszeni.
- Słyszałem, że werbujesz chętnych na niezłą przygodę? - zagadnął patrząc na kobietę. I tym razem się nie zawiódł, była piękna. Ech... Chyba jednak pozostanie bezrobotny.
Fakt, że miała wielkie, mieniące się tysiącami kolorów skrzydła zapierał mu nieco dech w piersiach i onieśmielał. Była Aniołem? No cóż... Tak wyglądała. Mógłby się jej przyglądać przez całą dobę, była jak arcydzieło. Idealnie skrojona. Bane nawet nie musiał szukać żadnej skazy czy blizny bowiem kobieta najwyraźniej była piękna naturalnie. Mieniła się kolorami tęczy tak mocno, że Bane musiał nieco zmrużyć oczy bo odbierał barwy nieco jaskrawiej niż były w rzeczywistości.
Spojrzał w bok na mniejszą. Tamta miała zwierzęce uszy i również skrzydła. Wyglądała jak dziewczynka, bardzo ładna dziewczynka. Bane pomyślał, że kiedyś będzie z niej śliczna kobieta. Pomachał jej dłonią chcąc pokazać tym samym, że nie ma złych zamiarów.
- Chcę dołączyć do załogi. - powiedział przenosząc wzrok na wyższą - Jestem Bane i mogę zaoferować się jako lekarz pokładowy. - dodał ale nie wyciągnął ręki na powitanie.
Tak naprawdę dotyk przez rękawiczki nic by nie zrobił kobiecie. Ale Bane był tak straszliwie przewrażliwiony na punkcie tego czym się stał, że wolał unikać kontaktu fizycznego jeśli było to możliwe.
Czuł się przy nich nieswojo. Czarno-biały, ponury, nieciekawy... Czy kapitan będzie w ogóle zainteresowana wzięciem kogoś takiego na pokład?Jocelyn - 31 Sierpień 2016, 10:35 Miło się patrzyło na Julke która się tak cieszyla ze zwykłej zjeżdżalni. Widać było że jej to naprawdę sprawia radość. Gdy mała przeszła na hustawke Joce miała zamiar usiąść na ławce jednak zauwazyla że w jej stronę zmierza jakaś postać. Szła dość powolnym, nerwowym w pewien sposób krokiem. Trucicielka od razu się spiela. Był to dorosły mężczyzna. Z tego co zauwazyla w tej ciemni to byl on wyzszy od niej. Czarno biały można by rzec... Jednak najbardziej uwagę przykuwaly jego oczy. Dwie jarzace sie kule. Było to trochę upiorne jednak też piękne. Takich oczu jeszcze nigdy nie widziała. Patrzyła w nie urzeczona. Po chwili jednak się opanowała i spojrzała w miejsce z którego do niej zmierzał. Koło karuzeli stała jeszcze jedna postać. Cała ta sytuacja zaczęła być dla niej coraz bardziej ppdejrzana. Już miała wołać Julie gdy rozpoznala osobnika spod karuzeli. Gregory. Ale co on tu do diaska robi?? . To już trzeci raz jak na siebie wpadają. Kto jak kto ale Jocelyn nie wierzyła w takie przypadki. Najpewniej gryf ją śledzi. Jednak jaki ma w tym interes. I co on robi na placu zabaw o trj porze z tym podejrzanym typem? Co jeśli źle dobrala sobie kompana do załogi? Spiela się cała w sobie i przybrała standardowy dla niej zimny wyraz twarzy, skrzyzowala rece ppd piersiami i wyprostowala sie.
Gdy grzywacz napomknal o werbowaniu francuzka jeszcze bardziej zaczęła być podejrzliwa. Dlaczego Greg stoi z tyłu? Dlaczego werbuje jakichs dziwnych typów? Co to wszystko ma znaczyć? Jej umysł zaczął analizować wszystko z szaleńczym tempem. A co jeśli on ma zamiar prowadzić jakieś dziwne interesy na jej statku? Co jeśli wpuściła w swe ramiona gada? Dlaczego to wszystko wygląda tak jak wygląda? Nie zapomniała jednak o dobrych manierach i gdy ten się przedstawił, odpowiedziała mu chłodnym tonem.
- Jocelyn D'Voir- przedstawiła się z pięknym francuskim akcentem. Lekarz tak? Owszem przydałby się na pokładzie. Jednak źle jej to wszystko wyglądało. Nie podobało jej się to absolutnie. Dlaczego on tu nie podejdzie i jej tego wszystkiego nie wyjaśni? Pokręciła lekko głową w niedowierzaniu. A ten grzywacz co se niby myśli? Że podejdzie do niej powie że chce dolaczyc do załogi i ona go od tak przyjmie? Nic nie wie na jego temat. Ma go od tak wpuścić? Nachylila się lekko w jego stronę, mruzac gniewnie oczy.
- Słuchaj. Możesz se chcieć dołączyć. Nic nie wiem na twój temat. Możesz se być lekarzem, możesz sobie kolegowac się z tym tam- skinela głową w strone kryjacego się w cieniu Grega. Z nerwów w jej mowie pojawił się wyraźny francuski akcent. - Nie wpuszcze Cie. Nie tak od razu. Najpierw oboje mi wytłumaczycie o co tu chodzi. A Ty opowiesz mi co nieco o sobie. Musze dokładnie wiedzieć kim jesteś i vo potrafisz. Coś mi się w tobie nie podoba, i muszę to sobie wyjaśnić. A zrobimy to już w hotelu dlatego że moja podopieczna jest już zmęczona i nie chce jej bardziej męczyć. - wszystko to powiedziała stanowczym, Nie znoszącym sprzeciwu tonem. Z kim jak z kim ale z nią sobie tak pogrywac nie będą.Tulka - 31 Sierpień 2016, 11:02 Julka naprawdę była już zmęczona. Siedząc na huśtawce i oglądając gwiazdy zaczęła mocno ziewać. Coś jednak zwróciło jej uwagę. Jakiś mężczyzna szedł w stronę pani Joce. Mało tego! Po drugiej stronie placu siedział drugi.
Tulka skuliła się lekko i gdy nieznajomy do niej pomachał, schowała się za zjeżdżalnią. Do tego widziała jak Jocelyn jest spięta. Julka bała się, jednak jeśli Joce by na nią spojrzała to raczej mogłaby się domyślić, że nie jest to strach przed jej oprawcą tylko strach przed nieznajomym panem. Niestety jej roczna niewola zrobiła swoje i dziewczynka nie potrafiła zaufać komuś obcemu. W szczególności w środku nocy, w nieznanym miejscu.
Amber za to w ogóle nie przejęła się tym, że ktoś szedł obok niej. Bawiła się w najlepsze, kopiąc co chwila nową dziurę. Coś jednak przykuło jej uwagę. Był to nieznany jej zapach. Ruszyła więc szybko w jego kierunku i odnalazła jego źródło. Było to dziwne, szare pudełko, leżące na karuzeli. Spojrzała niepewnie na drugiego mężczyznę i szybko porwała piersiówkę i zaniosła ją do Tulki. Jednak nie po to aby jej ją dać, tylko by pochwalić się swoim znaleziskiem i trochę go sobie polizać i może nawet pogryźć?
Julia zdziwiła się gdy zobaczyła Amber, niosącą jakieś dziwne coś. Wydawało się dziwnie znajome. Może nie dokładnie to, ale widziała coś podobnego i to niedawno. Szybko porwała piersiówkę z pyszczka Amber i by uciec przed lisiczką weszła na zjeżdzialnię. Na chwile zapomniała nawet o dziwnych osobach. Szybko wspięła się na dach zjeżdżalni. Zrobiła to bez większego problemu gdyż od dawna wspina się po nawet pionowych drzewach, a skrzydła tylko pomogły jej utrzymać równowagę.
Lisiczka na dole powarczała chwilę jednak odpuściła w końcu i wróciła do kopania dziur.
Tulka w tym czasie usadowiła się na dachu. Tutaj czuła się bezpiecznie, jakieś trzy metry nad ziemią. Widziała stąd zarówno panią Joce rozmawiającą chyba dość nerwowo z panem o białych włosach oraz tego niższego, który stał przy dużej huśtawce.
Widząc jednak, że jak na razie nic jej nie grozi zajęła się oglądaniem znaleziska Amber. I przypomniała sobie gdzie już takie coś widziała. W sklepie z cukierkami. Były takie buteleczki, chyba z soczkiem, jednak były drogie, a Tulka nie chciała za dużo wydawać.
Widząc, że nikt nie szuka przedmiotu zaczęła analizować jak go otworzyć.Gregory - 31 Sierpień 2016, 11:59 Gregu wszystko słyszał. No jak miał nie słyszeć? Przecież cały czas wpatrywał się w tą dwójkę, nie zwracając uwagi na nic innego - nawet na liska, który porwał właśnie piersiówkę Bane'a. Może gdyby pomyślał nad tym trochę usilniej, zapewne uniknęliby późniejszych wydarzeń.
Piękna Jocelyn nie była zadowolona, a Gregory nie był całkowicie pewien, czemu. W końcu potrzebują ludzi, nie? A Greg cyrkowców traktował zawsze z mniejszym dystansem, bardziej familiarnie, nawet jeśli nie ufał im do końca. Głównie dlatego, że nie ufał nikomu. Owszem, zbieranie kogoś z ulicy, bez referencji ani niczego mogło zakrawać o absurd, szczególnie, iż sama Skrzydlata wydawała się podchodzić do sprawy poważnie, starannie wybierając członków załogi... Kiedy Greg będzie miał okazję poznać Queen i Prismę, z pewnością poczuje się usprawiedliwiony swoim wyborem.
No i teraz patrzy się na niego, z tym spojrzeniem zimnej suki. I co ma teraz zrobić? Przepraszać ją na kolanach za inicjatywę? Baba, nawet tak ogarnięta (i ładna) jak ona, nie będzie mu przecież ustawiać życia! I będą musieli sobie pogadać o tym śledzeniu go, bo wyraźnie wychodziło na to, że mu nie ufa. Choć, szczerym będąc sam by sobie nie zaufał. Ale przecież sam uważał brak ufności za cnotę, więc czemu tak się tym denerwował? Widocznie nie miał wyjścia - musiał się wytłumaczyć. Zdjął więc czapkę i zaczął miętosić ją w dłoniach:
- Witaj, Joce...lyn. Pani. Ten... No akurat robiłem sobie zakupy tutaj, prowianty, rzeczy na zmianę, siadłem se tutaj i akurat spotkałem Bane'a. Bane jest też Cyrkowcem, no a Cyrkowcy muszą się spierać... wspierać. I mu zaproponowałem nasz rejs. - wychrypiał, powoli wstając z huśtawki. Na razie nie był na siłach zapytać ją ze szczegółami, co tutaj robi i jakie ma plany związane z tym miejscem. A tym bardziej o skrzydlate-uszate coś, hasające sobie po placu...Bane - 31 Sierpień 2016, 12:42 Reakcja dziewczyny była dziwna. Co prawda nie oczekiwał przyjęcia z otwartymi ramionami, ani nawet zgody ot tak na dołączenie, ale nie spodziewał się takiej wrogości.
Mówiła z obcym akcentem, brzmiało to zarówno śmiesznie jak i intrygująco. Kim właściwie była? Dotąd nie widział w mieście skrzydlatych istot. Może trzeba było spojrzeć w niebo?
Zrobił krok w tył. Za kogo ona się ma? Po prostu podszedł i zagadał, bez złych zamiarów. A ona wyskoczyła z jakimiś pretensjami. Że co, że niby miał od razu podać jej cały rodowód kilkanaście pokoleń wstecz? Albo wyjawić wszystkie sekrety?
Mówiła z akcentem, ale słowa jakich używała nie były zbyt wyszukane. Bane zwrócił uwagę, że często używa uproszczenia 'se' zamiast 'sobie'. Może to jakiś lokalny dialekt?
Kiedy skończyła 'warczeć' westchnął. Kiedyś już miał do czynienia z agresywnymi kobietami. Pomagała wspólna noc w jego apartamencie, ale przecież nie zaproponuje tego Jocelyn.
Imię miała ładne. Brzmiało wdzięcznie, pasowało idealnie. Była bardzo ładną kobietą a kolorowe skrzydła tylko dodawały uroku.
- Przede wszystkim się uspokój. - powiedział beznamiętnie. Wewnątrz niego zapalił się mały płomyczek. Skoro ona zaczęła agresją, to on może to skończyć agresją.
- Złość piękności szkodzi. - dodał po chwili. Patrzył na nią z wymalowanym na twarzy spokojem. Była niższa i drobniejsza, nawet mimo skrzydeł. Co prawda pewnie mogły wyrządzić mu krzywdę, miała pewnie jakieś ukryte moce, ale Bane raczej nie przewidywał bójki, no chyba, że słowną.
- Wiesz, pierwszy efekt tak zwanego 'wow' kiedy cię zobaczyłem popsuł twój cięty język i nastawienie 'na nie'. - powiedział szczerze. Jego zachwyt tą osobą nieco przygasł.
Oczywiście nie zauważył, że lis grzebiący w piachu zwędził z karuzeli piersiówkę. Zobaczył mniejszą skrzydlatą wspinającą się na zjeżdżalnię i uznał, że pewnie się bawi.
Wbił wzrok intensywnie zielonych źrenic i czarnych tęczówek w stojącą przed nim kobietę.
- Oczekujesz, że opowiem ci wszystko o sobie... - zaczął - Rozumiem to. Ale weź pod uwagę, że tak jak ty nie znasz mnie, tak ja nie znam ciebie. Gregory uznał, że złoży propozycję wspólnej podróży. Nie mówi ci to nic? - dodał zaczepnie - To może wyjaśnię. Skoro mnie zaprosił, to uznał, że mimo mojego wzrostu nie stanowię dla niego zagrożenia. Że w razie czego jest w stanie mnie unieszkodliwić.
Zrobił pauzę na obserwację mimiki twarzy pani kapitan.
- Nie wiem o nim nic, on o mnie też nie. Ale skoro mnie zaprosił, to znaczy, że jest cholernie pewien swoich możliwości i mocy. - powiedział - Możecie więc czuć się bezpieczne.
Spojrzał w stronę nadchodzącego Gregorego, skinął mu głową gdy tamten się zbliżył. Przez te kilka minut rozmowy zdążył polubić blondyna. Był pyskaty ale również na tyle miły by wyjaśnić Bane'owi parę spraw.
Zdziwił się kiedy Greg zaczął się nerwowo jąkać. Bał się jej? A może chciał z grzeczności ustąpić panience tupiącej nóżką?
Bane'a trochę rozbawiła cała ta sytuacja jednak jego twarz nie dała po sobie niczego poznać. Kątem oka zerknął w stronę karuzeli na której zostawił torbę - była na miejscu więc przeniósł wzrok z powrotem na Jocelyn.