To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Klinika - Stary park

Tulka - 30 Maj 2017, 18:16

Zaskoczyła ją reakcja Joce. To, że uciekła w krzaki. Ale co miała zrobić? Nie mogła już tego trzymać w sobie. Chciała to załatwić pokojowo, potem na osobności z Cyrkowcem, ale w takiej sytuacji nie mogła. Bane przesadził i to mocno. Mógł trzymać gębę na kłódkę, przynajmniej nie było by tej całej dramy.
Julia była tak załamana, że nawet nie zwróciła uwagi, gdy Opętaniec obok niej wylądował. Drgnęła lekko, gdy usłyszała jego głęboki głos i pokręciła przecząco głową. Nic nie jest w porządku! Miała złamane serce i nie wiedziała czy istnieje w tym momencie coś co by ją jeszcze bardziej dobiło. Chyba tylko to, że Bane powiedziałby wprost, że tak naprawdę chciał ją tylko zaliczyć i była jego zabaweczką, ale skoro strzela takie fochy to znajdzie sobie inna. W sumie teraz bardzo mało jej brakowało do tego, żeby zerwać sobie Blaszkę z szyi i rzucić mu nią w twarz.
Słysząc jego dalsze słowa, spojrzała na niego - dobrze...dziękuję - praktycznie wyszeptała te słowa. Nie była w stanie odpowiedzieć normalnie. Miała nadzieję, że faktycznie jak do niego przyjdzie to wysłucha jej, poradzi.
Poczuła jego rękę na plecach i posłusznie ruszyła w kierunku Joce i Grega. Nie patrzała jednak im w oczy.
Tak bardzo chciała się do kogoś przytulić. Wypłakać. Po prostu poczuć, że jednak jest dla kogoś ważna. Nie wiedząc jednak czemu, chciałaby najbardziej, żeby to Anomadner ją przytulił. Joce reagowała na Bane'a strasznie agresywnie i Tula jakoś jej do końca nie ufała. Dodatkowo jeszcze przychodzą te zmiany osobowości. Jej dom był przytulny, ale Tulka nie czuła się tam jak w domu. Tylko jakby była w gościnie i raczej to, że by tam pomieszkała trochę, nic by nie zmieniło.
Chciała poczuć trochę rodzinnego ciepła. Jakiejś czułości, której nigdy nie doświadczyła. A nie wiedzieć czemu coś jej podpowiadało, że Anomander jest teraz jedyną osobą, która może jej to ofiarować, choćby w bardzo małej ilości, ale zawsze. Pamiętała jeszcze jak ją przytulił po tym jak zaatakowała ją Rosie.
Gdy Bane do nich dołączył, nie uraczyła go nawet krótkim spojrzeniem. Po prostu nie mogła na niego patrzeć. Jak mógł jej zrobić coś takiego po tym co zrobiła dla niego rano? Przełamała się! Nikomu by nie nie odważyła zagwarantować takich pieszczot, a on postanowił kilka godzin później iść do drugiej i to jeszcze w godzinach pracy!
Słysząc jego słowa w ostatniej chwili powstrzymała się od prychnięcia. Zachowywał się jakby to tylko on mógł tutaj leczyć. A ona to co? Tylko od rysowania tutaj jest? Zerknęła na niego przelotnie. Ale jej twarz nie wyrażała nic. Za to w oczach mógł dostrzec ból i wściekłość. Nadal nie rozumiała jak mógł nie czuć tego co ona. Jakim cudem ona odbierała jego uczucia przez Blaszkę, a on jej nie? Czy to jest w ogóle możliwe? Czy jest aż takim zapatrzonym w siebie dupkiem?
Brzęczenie nie ustawało, co coraz bardziej ją drażniło. Miała płasko położone uszy, jakby starając się ograniczyć dźwięki docierające do jej radarów.
Zaskoczył ją nagły wyskok siostry. Zaczęła się drzeć na Anomandera, na Bane'a i potem na nią. Słuchała, a jej ciało coraz bardziej pokrywało się rudym futrem. Zacisnęła mocno dłonie w pięści, ale rozluźniła je, gdy poczuła, że jej pazury się wydłużają. Tylko twarz pozostała nietknięta futrem (poza jej bokami). Zęby, głównie kły, lekko się wydłużyły jeszcze bardziej upodabniając się do lisiego uzębienia. Cała była najeżona. Zaciskała mocno zęby. Do tego nadal bolała ją noga, ale już nie tak mocno, dzięki czemu mogła chodzić bez kul. Ale i tak kulała dość mocno.
W końcu nie wytrzymała - wstyd Ci za mnie?! - zapytała warcząc na siostrę - a co ja mam powiedzieć? Rzucasz się na ludzi bez pytania o co chodzi dokładnie, oskarżasz wszystkich naokoło i ich obrażasz! Aż się dziwię, że przetrwałaś tyle w Krainie Luster! - patrzyła na nią oczami pełnymi agresji - rzucasz oskarżeniami na lewo i prawo, a sama nie jesteś bardziej odpowiedzialna! Znalazła się dorosła! To, że mieszkasz sama i się utrzymujesz nie czyni z Ciebie odpowiedzialnej. Nie umiesz nawet zadbać o siebie! Skoro widziałaś, ze masz problem z żywieniem się, że są dziwne sytuacje to czemu tu nie przyszłaś wcześniej? Bo jesteś tak bardzo dorosła, że umiesz o siebie zadbać? Właśnie widzę! - krzyczała na nią - a to że dziś okazało się, że jesteś moją siostrą nie oznacza, ze masz się pchać buciorami w moje sprawy prywatne! To z kim się spotykam jest moim wyborem i nic Ci do tego! - miała gdzieś czy Joce ją po tym znienawidzi czy nie. Odprowadziła ją wzrokiem, po czym przeniosła go na mężczyzn, którzy właśnie wylądowali na trawie.
- A Ty Greg pasujesz do Jocelyn idealnie. Również atakujesz zamiast najpierw dowiedzieć się o co chodzi i do tego nie słuchasz - nie zauważyła, że wcześniej Cyrkowiec odpłynął gdzieś myślami - Bane ma kobietę i stoi przed Tobą jeszcze żywa! Joce się nie podoba, że z nim jestem - warczała cały czas - więc jak widzisz nie przepalił mnie i zastanawiam się czy w ogóle będzie miał okazję - spojrzała na białowłosego, a w jej oczach poza wściekłością, mógł odczytać ostrzeżenie.
Po ostatnich słowach po prostu odwróciła się i odeszła od nich kilka metrów po czym usiadła ciężko pod drzewem, chowając twarz w dłoniach. Po chwili jednak przeniosła je na uszy i zatykała. Mimo iż Joce się oddaliła i brzęczenie razem z nią, to dziewczyna nadal je słyszała, jakby utknęło w jej głowie i nie chciało wyjść. Cała się trzęsła. Próbowała jakoś opanować emocje. Chciało jej się wyć. Nie miała już na nic siły. Chciała by stamtąd zniknąć i to na długo, póki wszyscy nie zapomną o tym co się właśnie stało.
Była tak wściekła, że nawet nie zauważyła przybycia kobiety, która w sumie była współwinna całej tej dramie. A teraz stała uśmiechnięta jakby oglądała najlepszą komedię w swoim życiu.

Anomander - 31 Maj 2017, 02:18

Konflikty między ludźmi były, są i będą zawsze. Tak samo jest w przypadku wszystkich istot, choć konflikty pomiędzy ludźmi przybierały najbardziej imponujące rozmiary. Fakt, jedne da się łatwo załagodzić wypowiadając kilka słów ociekających pokorą i wolą pojednania, inne powodują rozłamy i emocjonalne rany - te zażegnać było ciężej, a jeszcze inne przeradzają się w istne wojny i wróżdy rodowe. Te ostatnie zazwyczaj kończą się zakopaniem topora wojennego razem z martwym wrogiem. Anomander nie przepadał za konfliktami. Nie był też zainteresowany by na jego terenie do takowych dochodziło.
W spokoju wysłuchał tego co wykrzyczała pod jego adresem Jocelyn. Przyglądał jej się beznamiętnie swoimi lodowymi oczami, podobnie jak patrzy się na dobrze znaną reakcję chemiczna zachodzącą w utensyliach chemicznych. Słyszał jej krzyk i zarzuty, które snuła pod adresem większości obecnych. Gdy już kończyła swój monolog odezwał się spokojnym, głębokim głosem
- Rozumiem ów żal, ale powiedz mi proszę, gdzież byłaś Młoda Damo gdy Julia spadła na placu zabaw i złamała skrzydło? Gdzież byłaś Ty, troskliwa i opiekuńcza, gdy Bane, człowiek zupełnie jej obcy, na rękach przyniósł Julię do Kliniki w środku nocy? Gdzież byłaś O Boska i Piękna, gdy po zakończonej operacji, Bane z własnej woli, by Julia nie musiała się martwić swoim wyglądem, usuwał jej blizny podobnie jak zrobił to u Ciebie? Czy byłaś z nią gdy dojrzewała? A może choć byłaś z nią gdy odeszła z Kliniki by się kształcić w zawodzie medyka? Czy w całym swym mentorskim zapale pokazałaś jej jak się używa skrzydeł? A może Twoją jedyną zasługą, O Ostojo Moralności jest to, że zdzieliłaś ją w twarz za to, że poszła do Bane'a gdy Ty i Gregory oddawaliście się miłosnym igraszkom? Czemu to widzisz drzazgę w oku bliźniego, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? – uśmiechnął się smutno do dziewczyny, podszedł do Julii i objąwszy ją ramieniem kontynuował - Nie mogę zabraniać Julii robić z własnym życiem tego co chce. Dzieje się tak dlatego, że choć chciałbym mieć taką córkę, to niestety nie ja jestem jej Ojcem. Nie jestem nawet jej dziadkiem ani pradziadkiem. Jestem tylko obcą istotą noszącą ludzką skórę, która miała zaszczyt poznać tą młodą Kobietę. Nie jestem też Ojcem Bane'a zatem jemu też nie mogę nakazać niczego ponad obowiązki służbowe. Widzisz Panienko Jocelyn, to są wolni ludzie a wolni ludzie mają prawo robić ze swoim życiem co im się podoba, choćby miało Ci to wypalić oczy i przynieść hańbę.
Puścił Julię i cofnął się kawałek gdy ta zaczęła powoli nabierać zwierzęcych cech.
Jak się okazało zrobił słusznie. Mała Julia, ta słodka, kliniczna Kruszynka, wybuchła z siłą super wulkanu.
Przyglądał się dziewczynie jak ta, wyrzuca z siebie potok dość bolesnych słów. Nie interweniował, nie uciszał Julii ani jej nie uspokajał. Była wolnym człowiekiem i miała prawo wyrazić swoje zdanie. Widział jak Jocelyn odlatuje a Julia odprowadza ja wzrokiem. Masz rację, uciekaj, uciekaj jak pies.
Jego uwagę przykuł nagły ruch. Gregory, bez chwili zastanowienia zaatakował Bane'a. Uderzenie w brzuch było na tyle mocne, że obaliło białowłosego na ziemię i dało sposobność Gregoremu do przejścia w dosiad. Bardzo niebezpieczna sytuacja. W tej chwili tylko od woli małego osiłka zależało czy będzie dalej prał białowłosego po pysku czy może odpuści.
Anomander nie czekał na dalszy rozwój wypadków.
Ciało czarnowłosego początkowo pękło na plecach a następnie siła gada wyrywającego się z wnętrza rozerwała je na kawałki. Na boki trysneła krew i odleciały płaty skóry. Wszędzie wkoło leżały teraz fragmenty tego, co kiedyś było Anomanderem.
W miejscu gdzie przed chwilą stał człowiek, prężył się teraz wielki gad. Opalizujące grafitowo-niebieskie, twarde jak stal łuski zachrzęściły złowrogo, gdy gad potrząsnął całym ciałem pozbywając się fragmentów dawnego ciała.
Jednym skokiem dopadł do siedzącego na Bane'ie Gregorego i uderzył go ogonem na odlew zrzucając z Bane'a. Gdy blond włosy osiłek opadł na ziemię gad stanął nad nim. Nie atakował, zamiast tego z jego gardzieli dobył się głos
- Julia ma rację, jesteście siebie warci. – gadzie ślepia i paszcza pełna ostrych kłów zawisły nad leżącym - W ten sposób okazujesz wdzięczność? Nie sądziłem, że w Twoich żyłach płynie krew wszy. Tak traktujesz przyjaciela, który dla Ciebie narażał zdrowie lecząc Twoje rany i troszczył się o Ciebie? Zaprawdę, prawdziwy z Ciebie druh. Wartościowa istota. Nie mów mi tylko, że to Twoja zwierzęca natura sprawiła, że zaatakowałeś. Żadne ze zwierząt, które mogą wchodzić w Twój skład, nie atakuje bez powodu. Za to, że zaatakowałeś członka mojego personelu powinienem Cię rozszarpać na kawałki, ale jako że jesteś, lub byłeś, przyjacielem Banea dam ci ostrzeżenie - w oczach gada pojawiła się żądza mordu i dzika agresja. Cała jego postawa, napięte mięśnie, lekko rozłożone skrzydła, wszystko to aż kipiało od agresji - Zapamiętaj sobie to ostrzeżenie, bo drugiego nie dostaniesz. Jeśli jeszcze raz, w jakichkolwiek okolicznościach podniesiesz rękę na KOGOKOLWIEK z moich Pracowników, to rozerwę Cię na strzępy.
Powiedziawszy to ryknął leżącemu prosto w twarz i przeniósł wzrok na Bane'a
- Tobą zajmę zajmę później. - Powiedziawszy to podszedł do siedzącej pod drzewem dziewczyny. - Choć Julio, polecimy po Twoją siostrę. Musimy sobie bowiem sporo wyjaśnić. - pochylił łeb pokazując miejsce gdzie szyja łączyła się z barkami - Jesteś nieco starsza niż ostatnio, ale chyba nie odmówisz staremu gadowi przyjemności polatania z Młodą Damą za sterami ?
Powiedział, a gadzie oko błysnęło czymś co można by uznać za iskierkę rozbawiania.
- Gdy my polecimy po Jocelyn, wy możecie sobie wyjaśnić to co zaszło. Sugeruję dojść do konstruktywnych wniosków. – powiedział do Bane'a i Gregorego.
Czekał aż Julia wsiądzie na jego grzbiet po czym odwrócił łeb i ponownie przemówił
- Gregory, radzę zweryfikować informację odnośnie istnienia smoków. Smoki istnieją, i mają wyjątkowo podłe usposobienie, zwłaszcza jeśli ktoś zagraża ich skarbom.
Gdy tylko Julia usiadła skrzydlata gadzina kilkoma szybkimi krokami i wymachami skrzydeł wzbiła się w powietrze.
W całym tym zamieszaniu Anomander nie zwrócił uwagi na Rosemary. Cóż, będzie miał niespodziankę gdy już wrócą.

Bane - 31 Maj 2017, 11:21

Bane bardzo lubił oglądać ludzkie dramaty. Sam ich co prawda nie wywoływał, ale w jego Klinice Urody w Świecie Ludzi bardzo często zdarzało się, że przed operacją rodzina pacjenta robiła sceny. Kłócili się, szarpali, pytali "po co", "dlaczego", obrzucali się wyzwiskami i stwierdzali "przecież i tak jesteś piękna/piękny". Tak. Cóż za wyrafinowane kłamstwo.
Lubił być widzem. Obserwując sceny bardzo dobrze się bawił. Gdyby nie profesjonalizm którym z pewnością się odznaczał (no dobrze, czasem był w pracy pijany ale czy ktoś będzie sprawdzał Dyrektora i Właściciela a zarazem najlepszego w kraju chirurga plastycznego?) pewnie za każdym razem przynosiłby sobie pop corn do pracy i zajadał zawsze gdy wybuchała jakaś afera. Bawiły go ludzkie dramaty.
Do czasu kiedy nie był w nie zamieszany. Gdy kłótnia obejmowała i jego, czuł się nieswojo. Starał się szybko zażegnać spór rzucając kilkoma słodkimi kłamstewkami, zapewniając, że decyzja o zmianie wyglądu jest dobra bla bla bla...
Rzadko to on był w centrum afery. Takich sytuacji nienawidził. A niestety taka sytuacja nastąpiła teraz, dość niespodziewanie. I dlaczego, na litość boską, w obecności Anomandera?
Jocelyn wybuchła nagle i przywaliła od razu z grubej rury. Początkowo skierowała swe słowa do Dyrektora, na co Bane zareagował tylko podniesieniem brwi ku górze. Był zaskoczony akcją, ale postanowił nie interweniować bo po pierwsze - chciał się dowiedzieć o co idzie, po drugie - Gad przecież poradzi sobie z kobietą. Nie był przecież cipcią.
Gdy doszedł do niego sens słów Joce, akurat zwróciła się w jego stronę i przerzuciła uwagę na białowłosego. Bane nie zdążył zareagować, bo wściekła kobieta doskoczyła i pchnęła go w tył. Poddał się, zachowując równowagę i tylko patrzył na jej skrzywioną twarz beznamiętnym wzrokiem.
Jak może na siebie w lustrze spojrzeć? Ależ to proste! Dopóki patrzy na siebie jak na kolejny obiekt, na obcego pacjenta, to jest w porządku. Czynności takie jak golenie czy czesanie weszły mu w krew i robi je machinalnie, dlatego nie zastanawia się nad swoim odbiciem.
Żale wylewane przez Jocelyn dużo wyjaśniły. Bała się go, dlatego reagowała agresją i za każdym razem gdy się spotkali, pyskowała. Cóż... ciężko stwierdzić, czy miała się czego bać. Julia też się go na początku bała, a teraz? Wszystko jest w porządku... no, prawie.
Słuchał jej wywodu i mimo iż nie dał niczego po sobie poznać, jej słowa bardzo go raniły. Zwłaszcza wyzwiska, bo trafiała w najczulszy punkt. Dumę.
Ohydny... Chory... Stary oblech...
Tylko patrzył. Przyglądał się jej spod półprzymkniętych oczu. Udawał spokojnego, chociaż z każdą sekundą coraz bardziej się w nim gotowało. Jak cudownie powrócić do wdziewania maski, z którą przybył do tego świata.
Przerzuciła się nagle na Tulkę, co dało mu chwilę na zastanowienie się. Może powinien interweniować, jakoś obronić lisią dziewczynę. Ale najpierw chciał przetworzyć fakty.
Skąd do kurwy nędzy Jocelyn wiedziała o tym co go łączyło z Julią? Domyśliła się? Może nie byli zbyt ostrożni... Z drugiej strony, przecież i tak kiedyś musiałaby się dowiedzieć. Tylko dlaczego atakuje Anomandera, który nie ma właściwie nic wspólnego z tą całą sytuacją. On daje im dom, owszem. Daje im też pracę... ale nie trzyma za rączki, prawda?
Kolejne słowa, o policji i o więzieniu oraz o tym, co prawdopodobnie by mu zrobiono w celi wywołały tak silny atak agresji, że mężczyzna z trudem powstrzymał nerwy na wodzy. Zacisnął pięści i zgrzytnął zębami. Już miał odpysknąć, kiedy do rozmowy włączył się Anomander, odpierając wymierzone w niego ciosy.
Spokój jaki płynął z jego słów orzeźwił Bane'a i pozwolił mu ochłonąć. Dyrektor mówił jak zwykle pięknie, kwiecistym słownictwem, używając miłych określeń. Sączący się jednak spomiędzy poszczególnych słów jad był mocno wyczuwalny, przynajmniej dla białowłosego. W duszy uśmiechnął się do siebie, bo słuchanie Anomandera, zwłaszcza gdy udowadniał innym ich głupotę i winę, było jak miód na serce. Majstersztyk.
Przytulił Tulkę, chyba tego potrzebowała. Zrobiło mu się cholernie głupio. To on powinien być dla niej opoką, w końcu byli razem, prawda? To czemu teraz Opętaniec ją podtrzymywał na duchu, a Cyrkowiec, jej partner, był tym najgorszym? Ano może dlatego, że Nadmijdupa sobie zasłużył.
Chyba najgorszy i najgłośniejszy wybuch popłynął od samej Julki. Wykrzyczała Jocelyn wszystko co o niej myślała, słowa były bolesne i z pewnością ugodziły starszą, bo nawet Bane poczuł się nieswojo. Mała dawała czadu, zaznaczała swoją dorosłość w bardzo stanowczy sposób, co w sumie spodobało się białowłosemu.
Nie spodobało mu się natomiast to, że zaczęła obrastać futrem. Traciła nad sobą panowanie, a ten widok już nie był cacy.
Zrobił krok w jej stronę, chciał jakoś ją uspokoić. Czuł, że dziewczyna potrzebuje się wyżyć, ale nie mógł dopuścić, by jak on, spaliła za sobą wszystkie mosty.
Nie zdążył się do niej zbliżyć bo nagle poczuł silne uderzenie w brzuch. Poczuł się tak, jakby kula armatnia rozerwała mu trzewia. Palący ból rozszedł się po jego korpusie i wywołał głośne stęknięcie. Bane wylądował na plecach, na trawniku co dodatkowo spowodowało kilka jęknięć i próbę zaczerpnięcia powietrza. Najchętniej zwinąłby się z bólu w kulkę i odczekał chwilę, ale uniemożliwił mu to Gregory.
Co? Gregory? To jego łapsko ma taką siłę? Nosz kurwa, a mógł zabić!
Osiłek przytrzymał mu ramiona a Bane był przekonany, że zaraz spadnie na niego lawina ciosów, dlatego przymrużył oczy. Zrobił to też dlatego, że blond czupryna z tej perspektywy była jarzącą się jasną plamą, ciężko było znieść ten widok.
Nic jednak się nie stało. Greg nie dał mu w ryj, nie złamał nosa. Po prostu na nim usiadł. Cholera, musiał mu przy tym dać w brzuch? Nie mógł poprosić, czy może usiąść?
Jego słowa były nielogiczne. Nie słuchał wypowiedzi swojej wybranki? No ładnie. Greg, nie przyznawaj się, kobiety nie lubią jak się ich nie słucha.
Jocelyn w tym czasie odleciała. I dobrze, była zapalnikiem, to ona wywołała tą wojenkę. Zaskoczyła go Tulka - potwierdziła, że są razem. Ostatnie słowa jednak dały mu do myślenia. Czuł jednak, że zasłużył. Zachował się źle i musi ponieść karę.
Nagły trzask otrzeźwił białowłosego. Szybko przekręcił głowę w stronę Anomandera i otworzył szeroko oczy, akurat w tym momencie by uchwycić rozszarpywanie ciała.
Widok zaparł mu dech w piersiach - nigdy nie przyzwyczai się do zmian Gada. W dzisiejszym pokazie było jednak więcej makabry niż zazwyczaj bo w stronę istot stojących na polance poszybowały oderwane płaty skóry i krew Dyrektora.
Posoka ochlastała mu twarz, podobnie Gregorego, Tulkę i przybyłą Rosie (którą celowo zignorował). Tylko Joce zdążyła zwiać.
Wszystko działo się tak nagle. Wielki masywny ogon machnął i strząsnął blondyna z klatki piersiowej Bane'a. Gad doskoczył do osiłka, młodszy lekarz zdążył podnieść się na łokciach by przyjrzeć się scenie. A miał nadzieję, że Anomander nie zje Grega.
Ostrzeżenie było wypowiedziane na tyle złowieszczo, że chyba tylko idiota by nie wziął go sobie do serca. Ryk smoka był potężny, Bane musiał zasłonić rękoma uszy.
Dyrektor również i w stronę Ordynatora wysyczał parę słów. I te parę słów wystarczyło, by Bane zaczął obmyślać w głowie formułę testamentu.
Wyglądało na to, że sytuacja, choć zakończona w dość makabryczny sposób (wszyscy byli we krwi a większość leżała na trawie) została opanowana. Anomander zaproponował Tulce lot, co było czymś... bardzo miłym. Gad, chociaż w tej postaci wyglądał bardzo groźnie, okazał serce.
Łuski chrzęściły przy każdym ruchu, opalizowały w słońcu sprawiając, że stwór wyglądał jeszcze lepiej niż kiedykolwiek.
Polecenie było jasne - mężczyźni mieli sobie wyjaśnić wszystko gdy on z Julią polecą po Joce. Rosie i tak chwilowo się nie liczyła.
Bane odczekał chwilę, odprowadził lecącego smoka wzrokiem po czym wstał, powoli. Chwycił się za brzuch i wolnym krokiem podszedł do Gregorego. Jeśli blondyn leżał, medyk podał mu rękę po czym pociągnął w górę, pomagając wstać.
- Jeśli chcesz coś jeszcze dodać, wal śmiało. - powiedział wskazując na swoją twarz - Jak już napierdalać, to po całości, nie? - mówił z trudem, bo cios w brzuch był potężny.
Odsunął się od osiłka i spróbował wyprostować, ostatecznie jednak pozostał w lekko przygarbionej pozycji. Nie podjął dyskusji, nie chciał się tłumaczyć. Ale jeśli Gregory zada jakieś konkretne pytanie, mężczyzna mu pewnie odpowie. Co ma do stracenia? Teraz już nic.

Jocelyn - 1 Czerwiec 2017, 23:03

A czy musiała pytać? Czy ktokolwiek musiał pytać? Tylko totalny idiota nie zrozumiał by... Nie zauważył by jakie relacje są między tą dwójką. Pytanie się w tej kwestii było zbędne. Nie zabolały ją słowa Julii. Bo dlaczego niby by miały? Doskonale zdawala sprawę sobie z tego co dokonała a raczej czego nie dokonała w przeszłości. Doskonale zdawala sobie sprawe z tego ze tamta misje zawalila jednakże stało się coś komuś? Nie. Może nawet lepiej że wtedy się ulotnila? Była zbyt nie ogarnięta. Na bank ktoś źle by skończył pod jej dowództwem. Co więcej, nie dziwne by było jakby po prostu z tej wyprawy nigdy noe wrócili. Nie rozumiała po co Julia wyciąga te wszystkie pożal się Boże argumenty. Kto powiedział że jest odpowiedzialna? Za specjalnie dorosła się też nigdy nie uważała. To że ma te 22 lata na karku nie zmieni tego że nie jest jeszcze dojrzała emocjonalnie do tego stopnia by nazywać siebie dorosła. Czego w zasadzie nigdy nie zrobiła. Wszystko to działo się szybko. Kolejne oskarżenia padały z ust dziewczyny jak wystrzaly z karabinu ale na kobiecie nie robiły żadnego wrażenia. Zaburzenia żywieniowe Joce też nie mają tu nic do rzeczy. To co Julia w tym momencie robiła to po prostu odbicie piłeczki. Wytkniecie drugiej osobie błędów tak by odciągnąć od siebie uwagę. Ambitnie. I do cholerny jasnej po jakie licho wszyscy nagle gadają o tym ze sa siostrami? Co to niby do licha ciężkiego zmienia? Nic. Absolutnie. Nie z tego powodu Joce tak wybuchnela. Kompletnie obcy człowiek zareagował by podobnie słysząc że 15 latke i 40 latka łączy związek w którym dochodzi do czegoś więcej niż przytulania. Było to tal obrzydliwe że Joce podczas wywodu Julii tylko patrzyła na nią beznamietnie. Jej wzrok zadawal nieme pytanie : skończyłas juz?
Po Julii przyszła kolej szanownego dyrektora. Faceta który z nich wszystkich był najstarszy. Faveta który jest panem włości na których się obecnie znajdują. Wielkiego faceta który do tej pory był dla Jocelyn kimś kogo mogła podziwiać. Mimo ze "poznala" go zaledwie wczoraj.
Jego słowa były dla niej jak nóż w plecy. Wydawalo jej się nawet ze go poczula między łopatkami. To ona się przed nim otwiera, zawierza mu historie swojego życia... Zaufala mu a on co? Kolejny który jedyne co potrafi to wytknac wszystko to co jest w niej złe! Czy oni naprawdę nie rozumieją? Ze to nie o nia teraz chodzi? Dlaczego do licha ta sytuacja przyjęła taki obrót? Pokrecila tylko głową uśmiechając się... W sposób bliżej nieokreślony. Czuła ze ciśnienie rozsadzi jej zaraz głowę. Nigdy nie słyszała takiego szumi w głowie.
- Wszyscy jesteście siebie warci. Pański sarkazm i dogryzki są zbyteczne. Nigdy nie powiedziałam że nie jestem wdzięczna Baneowi za to że miał piecze nad Julia wtedy gdy ja nie mogłam! Pyta się pan gdzie byłam gdy złamała sobie skrzydło? Tuż obok, rozmawiając z Banem i Gregiem. Nie z mojej winy Julia zlamala sobie skrzydło. Robiłam co moglam by jej pilnować, nigdy nie zajmowałam się dzieckiem i nie miałam pojęcia jak mam się zachowywać. Wszystko co wtedy robilam robiłam jak najlepiej potrafiłam. Starałam się nią zająć odkąd tylko na siebie trafilysmy. Nie masz pan prawa robić mi o tamte zdarzenia wyrzutów! Nie było Cię tam! Powiedzcie mi wszyscy, tak szczerze. Wy nigdy w życiu nie popelniliscie błędów? Nigdy nie zrobiliscie czegoś czego teraz zalujecie? Niech rzuci we mnie kamieniem ten który tak uważa! Nie jestem ani święta, ani piękna, ani specjalnie wykształcona. Nie mam żadnych wyjątkowych zdolności którymi mogę naprawiać ludzkie ciało ani inne fiku miku. Gdzie bylam gdy ona dojrzewala i się ksztalcila? Cierpialam katusze odizolowana od świata po tym jak pozbawiono mnie skrzydeł. Nawet wtedy próbowałam was wszystkich odszukać! Kto jak kto ale PAN powinien zdawać sobie z tego sprawę! Nie mam żadnych zasług jeśli chodzi o wychowanie Julii. I doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Nie to jest jednak tematem rozmowy! Nie rozchodzi się o moje błędy a o to że człowiek który wychowal Julie, która podkreślam jest jeszcze dzieckiem. Człowiek któremu obie coś zawdzięczamy, człowiek który ma 40 na karku żyje z nią w związku! Jak kobieta z mężczyzną! To jest nie do zaakceptowania! Nigdy tego nie zrozumiem. Panskie wymówki sa kiepskie. Wolni ludzie tak? Czy gdyby miał pan córkę w jej wieku chciałby pan by jakiś podstarzaly facet żył z nią w taki sposób? To jest chore. A wasze przerzucanie na mnie winy za całe zło jakiego ona w życiu doświadczyła nie ma podstaw. Bane te trzy lata temu musiał ją tu przynieść dlatego ze sam nie dopilnowal swoich rzeczy wiedząc jaka specyfikę ma jego ślina. Wypadki chodzą po ludziach nie od dziś! Nie macie prawa wypominac mi przeszłości. A to że siedzisz Bane teraz cicho pokazuje jakim dupkiem w rzeczywistości jesteś. Mam was wszystkich potad. Nie mam zamiaru wtrącać się w Twoje życie. Rób co chcesz. Tak jak zaznaczylas. Nie mam wlazic w twoje życie z butami. Jeszcze dziś się stąd wyniose i nie będziecie musieli mnie oglądać skoro tak wiele macie mi za złe. Nigdy Julio nie spodziewałam się że czas który wtedy razem spedzilysmy zapamiętasz tylko w takich barwach. Jestem tobą rozczarowana. Sobą także. Panem również. A na Ciebie Bane nawet nie mogę już spojrzeć. Do tej chwili ludzilam się ze kiedyś się do ciebie przekonam. Jesteście siebie warci. Cała wasza święta, nieskalana trójka. - gdy się odwróciła wzięła Banshee na ręce. Była teraz spokojna z racji takiej iż katana się uspokoiła. Zanim jednak wzbila się w powietrze usłyszała głuche tapniecie, sapniecie i słowa Grega. Odwróciła się ale nie zareagowała. Greg jest dorosły. Nie ma zamiaru się wpierniczac w jego sprawy. Wzbila się w powietrze i leciała przed siebie. Zimne powietrze uderzalo ją raz po raz. Czuła jak kręci jej się w głowie. Wzbila się wyżej, wyżej i jeszcze wyżej. Dopóty nie poczula jak oddycha się jej za ciężko. Wtedy złożyła skrzydla, przycisnela Banshee do siebie i po prostu rzuciła się w dół. Spokój ogarnął jej umysł. Nie chciała nic sobie zrobić. Zawsze gdy za dużo myśli w głowie miała robiła właśnie to. Nie zwróciła nawet uwagi na to że coś za nią leci. Koniec końców gdy spostrzegła plame będąca budynkiem, zaczela powoli rozwijać skrzydla. Az w końcu pęd się wytracil w momencie w którym stopy jek dotknęły dachu jakiegoś budynku.

Rosemary - 1 Czerwiec 2017, 23:26

Nah. Przydałby się popcorn i whisky. I jakaś mięciutka sofa. Na razie musiała się zaspokoić staniem obok całego towarzystwa. Ta cała awantura naprawdę była śmiechu warta. Rodzinna sprzeczka bo se Banula z Ruda się zabawia? No i co z tego. Rany. Tej jej siostrzyczce ktoś powinien poluzowac gorset albo dać co jeść. Bo chuda jak szczapa. Ta cała kłótnia wyglądała jak ping pong. Jedna strona atakuje druga to odbija i dodaje swoje i tak w kółko. Niczym flaczki z olejem. Zaśmiała się na myśl o tym że karzełek nie pamięta jej imienia. No ale czego tu po nim oczekiwać? Ma stać na bramce i pilnować porządku. Byłam niedobra panie władzo znowu się zaśmiała. Korzystając z nieuwagi zbiorowiska, okrazyla je tak że stała za Anomanderem. Gdy mówił tym swoim głosem miekly jej kolana. Dosłownie! Westchnęła kręcąc głową. Zaczynało jej się to już nudzic, nawet widok rudej która się drze jak piskle co z gniazda wypadło az tu nagle blond knypcio przywalil Banusiowi w bebechy. Wcześniej złapał niezłą zwieche co chyba tylko ona dostrzegła. Parsknela słysząc co mówi. Ta klinika naprawdę robila się interesująca. Masa draam. No tak, ale te sa lepsze niż te w szpitalu u ludzi. Tam to wiało nuda tak że po 5 latach zrezygnowała. Była tu zaledwie oooood 6 dni a Kraina Luster juz wydawała się jej pojebana. Dosłownie. Niczym sen jakiegoś walnietego dzieciaka którego rodzice nie kochają. Z rozmyślań wyrwał ja dźwięk rozrywanej skóry i krwi która wylądowała dosłownie na niej całej. Gdy jej zapach dotarł do nosa kobiety serce na chwile się zatrzymało by już po chwili ruszyć niczym koń na derby. Zachlysnela się powietrzem odwracając od grupy. Widziała jak wyglądał teraz Anduś. Jego smocza wersja jeszcze bardziej ja na niego nakręciła. Jak wiele jeszcze ten olbrzym skrywa? Nie mogła jednak niestety popatrzeć na cala akcje bo głód powrócił dwukrotnie silniejszy. Dopiero gdy trójka ze zbiorowiska odleciala ona złapała się za szyję. Wytarla ręką twarz i jako tako ciało. Gdy zapanowała juz nad ciałem odwróciła się do mężczyzn. Nie mogła się oprzeć i oblizala jeden plec z krwi. Potem drugi, trzeci czwarty i tak całe 10. Musiała przyznać jedno, Krew dyrektora była świetna. Uniosła twarz ku niebu, uśmiechając się z zachwytem.
- Bijta się śmiało! Chętnie sobie popatrze a jeśli Ty Gregusiu przegrasz to Cie zjem - uśmiechnęła się niewinnie. Podchodząc do mężczyzny. Obecność takiej ilości krwi ją rozpraszala. I to nieźle.

Gregory - 2 Czerwiec 2017, 00:42

Gregory przez chwilę leżał na ziemi jak wyrzucona lalka, bezładnie. Nawet nie mrugał. Twarz wyrażała bezbrzeżne zdumienie. Smocza krew powolutku skapywała do jego wpół-otwartych ust. W końcu, z pewnym trudem, pozwolił sobie na mrugnięcie, kiedy do jego pleców dotarła fala bólu związana z wywaleniem w powietrze przez ogon gigantycznej niebieskiej iguany ze skrzydełkami. Nie krzywił się nawet. Odetchnął głębiej. I jeszcze raz. To wszystko wokół niego wydawało się tak... nierealne. Nieprawdziwe. Jakby znajdował się znowu w śnie z rana. Tylko co takiego mu się śniło...?
Chyba oszalał. Miał omamy. Nikt nie przygotował go na to. Nikt nie przygotował na to, co się stanie. Czemu nikt go nie ostrzegł? Chcieli doprowadzić go do zawału? Popatrzeć, jak sra pod siebie? A może tylko on to widzi? Odetchnął po raz trzeci. I parsknął. Po chwili z gardła wyrwał się mu śmiech, coraz głośniejszy, co raz bardziej histeryczny. Nie potrafił go opanować, to wszystko było dla niego zbyt wielkim absurdem. Świat oszalał! Nieee, on zawsze był szalony! Czego się spodziewałeś?! WITAMY W KRAINIE CZARÓW, SKURWYSYNU! Śmiał się na całe gardło, chrumkając raz po raz i pokaszlując, kiedy jego płuca odmawiały mu posłuszeństwa. Po prostu ryczał ze śmiechu, choć wcale nie było mu wesoło. Oczy napełniły mu się łzami, znacząc się jasnymi śladami na okrwawionych policzkach. Trząsł się w niekontrolowanych drgawkach, łapał za brzuch, raz po raz cichnąc, aby śmiech mógł po chwili wrócić ze zdwojoną siłą.
W końcu jednak ten dziwny atak zdawał się przechodzić. Oddech blondyna uspokoił się, on sam otarł policzek z łez i posoki. W końcu usiadł na kolana, choć ciało piekło go mocno. Pociągnął nosem, po czym odezwał się w stronę Zieleńca, bardzo cicho, być może Bane musiał prosić go, aby powtórzył to głośniej?
- On...on naprawdę jest smokiem... I wy.. jesteście razem... Julka jest włochata... i to wszystko? Nie zwariowałem? Bardziej? - zapytał nieprzytomnie. Patrząc na Bane'a, zastanawiał się, dlaczego w sumie doszedł do takich wniosków. Może po prostu nie chciał przyjąć do łba tej dziwności, która go teraz spotkała? I dlaczego on w ogóle do cholery go zaatakował? Gościa, który skombinował mu dwie działki, który wyleczył go i gadał z nim w cięższych chwilach? Swojego przyjaciela?? Greg nie był wszą. Wszy nie mają kobiet, dla których mogłyby wyczyniać podobne głupoty. Chciał po tym wszystkim pokazać że ufa Jocelyn, ufa jej osądom, że zawsze będzie po jej stronie, dość z manewrowaniem między obiema frakcjami, skoro ona chce Bana dojechać, to on powinien być z nią, nie ważne, jak bezsensowne by się mu to nie wydawało. A ona nawet nie zdążyła tego docenić, poleciała sobie gdzieś, nie wiedział gdzie. Cały gest solidarności, zdrady i bezbrzeżnego idiotyzmu poszedł na marne. No dobrze, zdrady się ostał. I należało sobie to wyjaśnić, szczególnie iż stojący przed nim lekarz głośno domagał się więcej. Wydawał się wręcz tego pragnąć:
- Ja nie chciałem... nie chcę cię bić. Znaczy... chciałem. Ubzdurałem sobie coś. Ale tutaj nawet nie chodzi o to. Nie wiem, co sobie myślałem. Chciałem udowodnić... Przepraszam. - zrezygnował w ostatniej chwili. Nie potrzebował się tłumaczyć z tej wierności. Pewnie by nie zrozumiał, zgrywał kobieciarza, choć… teraz podobno jest z Julką. Kurde. Tylko tyle? O to robić tyle szumu? Julia mimo wieku była w pełni dorosła na ciele i umyśle. Arystokraci z tutejszych rodów żenili się z dużo młodszymi. Choć... on wcześniej trzymał się jej całkiem blisko. Czy możliwym było, że posuwał ją te trzy lata, od maleńkości? Nieee, to niemożliwe. Nieprawdopodobne. Bane, ty cholerny dziadu, nie zrobiłbyś tego. MORIA już nauczyła cię, że za podobne akcje można źle skończyć. Czuł się wymęczony, wyrzuty i wypluty. I zamierzał wreszcie powiedzieć to komuś na głos:
- Jedyne, czego chciałem od tych dwóch dni, to odrobiny spokoju. Reszta wydawała się pasować idealnie - jedzenie, sen, wy wszyscy tutaj, cali i zdrowi. Mam już tak bardzo... dość. Dość tego co się tu odwaliło. Tego napięcia, popsutych humorów, nieudanych planów. Tego, jak bardzo Jocyś cię nienawidzi tylko z powodu własnych z dupy wziętych przekonań i uprzedzeń. Dość siebie, kiedy to ciągle wyniszczam ją poczuciem winy. Dość własnej głupoty. - dodał, nie mogąc sobie poradzić z gulą, jaka wyrosła mu w gardle. Naprawdę, czuł się jak debil, bezsilny debil który nie jest w stanie zaradzić na to, co dzieje się wokół niego. Tak bardzo liczył, że Bane i Jocelyn może się dogadają. Teraz, głównie przez Julię, będzie to niemożliwe. Czuł się winny, jakby to przez niego doszło do tego wszystkiego – kontynuował więc:
- Zachowałem się jak niewdzięczny palant. Zaraz... zaraz zabiorę Jocelyn i obiecuję, że nigdy nie zobaczycie tutaj ani jej, ani mnie, choć pan Gadzin i tak nas stąd wywali za fraki. Możecie o nas zapomnieć. Żyjcie spokojnie. Dla Ciebie i dla Julci życzę wszystkiego najlepszego. Przynajmniej ja. - dorzucił ponuro. Nawet nie wiedział, czy zechce podać mu rękę, ale gdyby Bane nie robił mu większych wyrzutów, zapewne zrobiłby to.
Oczywiście, tamta zołza nie zamierzała zamykać dzioba. No co za babsko. Chyba widziała, co się u nich dzieje? Jak jej tam było? Jakoś elegancko, te siksy zawsze wymyślają sobie niesamowite, wytworne i szalone pseudonimy jak Nicaraqua czy inne bzdety.
- A ty stul dziób, lafiryndo, nikt cię nie pytał!-warknął tylko w jej stronę. Niech się już odczepi, na litość wszystkiego!

Tulka - 2 Czerwiec 2017, 07:42

Drgnęła, gdy poczuła jak Anomander ją obejmuje. Spojrzała na niego niepewnie, ale słysząc jego słowa, od razu uciekła wzrokiem na trawę pod jej stopami. Nie powstrzymały one jednak wybuchu dziewczyny. Traciła panowanie nad sobą. Wykrzyczała w kierunku siostry wszystko co leżało na jej sercu. Widząc jednak kpiący wzrok, pod tytułem "no kończ już dziecko bo to jest nudne", zaczynała tracić werwę. Brakowało tylko, żeby czarnoskrzydła ziewnęła. Ostatnie słowa wypowiedziała o wiele ciszej niż pierwsze.
Tulka czuła ból i pustkę. Tak bardzo chciała stąd uciec, przytulić się do kogoś. Pękała jej głowa od brzęczenia, które zdawało się trochę ustawać. Choć może to one się już do tego przyzwyczaja? A może już jest jej tak bardzo wszystko jedno, że przestaje zwracać na cokolwiek takiego uwagę. Słuchając jej odpowiedzi, stała po prostu bez emocji, wpatrując się w płatek leżący na ziemi. - Ja ... nigdy ... - wyszeptała tak cicho, że prawdopodobnie nikt tego nie usłyszał. Nie dokończyła jednak myśli. Chciała zaprzeczyć, że nigdy nie narzekała na jej opiekę sprzed trzech lat. Nigdy nie powiedziała na nią złego słowa, że ją zostawiła samą, że ją zdzieliła w twarz po tym jak wróciły do pokoju. Powiedziała o tym Anomanderowi z rozpędu, gdy okazało się, ze Joce źle zapamiętała wydarzenia.
Gdy usiadła pod drzewem, po prostu podkuliła nogi i otuliła się ciasno skrzydłami. Zaczęła lekko się kołysać, w przód i w tył, łkając bezgłośnie. Czuła się okropnie. Miała szeroko otwarte oczy, była w szoku. Skoro tak wyglądały relacje rodzinne, to nie wiedziała czy chce mieć kiedykolwiek jakąś. Nigdy tak naprawdę nie zaznała prawdziwego rodzinnego ciepła. Kilka słów Anomandera i moment, gdy ją przytulił, oraz jego słowa nie zmienią tego. Joce była najprawdopodobniej jej prawdziwą siostrą. A teraz traktowała ją jak małe dziecko. Nie może się spotykać z osobą, którą pokochała, pewnie najlepiej, żeby siedziała u niej w domu i uczyła się od niej jak grzeczna dziewczynka. Cały czas przypominała Tulce ile ta ma lat. Że nie jest jeszcze dorosła, pełnoletnia. A mimo to, dostała pracę w Klinice i to nie jako pomoc w kuchni, przy garach czy przy sprzątaniu sal tylko jako pielęgniarka. Pomagała leczyć istoty tego świata, asystowała nawet przy operacji Jocelyn. Uczyła się szybko, ale jej czarnoskrzydła i tak wypominała jej to ile Julia ma lat. Może faktycznie rodzice mieli rację? Może została zatrudniona tylko jako maskotka. Skoro Anomander chciałby taką córkę, to może zatrudnił ją na ten okres próbny tylko dlatego, że chciałby ją mieć przy sobie, w końcu jedną córkę stracił. Ale może Bane mówił tak tylko po to, żeby jakoś ją pocieszyć i nic więcej. Sam w końcu spełnił inną część snu. Mówił, że nigdy jej nie zostawi, a co zrobił? Gdy go zadowoliła, zrobiła mu dobrze, ten jeszcze tego samego dnia poszedł do innej, z którą bawił się o wiele lepiej niż z lisią dziewczyną. A może udawał, że mu dobrze, żeby nie zrobić jej przykrości, a potem musiał się wyżyć bo tylko go rozochociła? Każda ta myśl bolała. Brakowało tylko, żeby Anomander wyciągnął swoją broń, którą brał na polowania i zestrzelił Tulkę. A może wolałby, żeby zamieniła się w lisa i ją dosłownie upolować? Albo spuścić na nią psy i patrzeć jak ją rozszarpują? Nie wiedziała tego, ale każda myśl bolała, jednak jednocześnie było jej wszystko jedno. Pocierpi, albo zginie szybko, ale przynajmniej nie będzie ich już denerwować swoją obecnością i nie będą musieli myśleć jaki jej związek jest obrzydliwy. Bane nie będzie musiał się martwić, że ona go nakryje, że co ludzie pomyślą, że jest z tak młodą dziewczyną, z nieletnią. Ciekawe czy byłby jej w ogóle wdzięczny za to, że pokazała mu, że nie musi bać się dotykania kobiet. Że nie jest aż tak toksyczny...przynajmniej fizycznie. A może śmieje się za jej plecami, że była tylko króliczkiem doświadczalnym. W końcu przywykła do tego. Jest tylko głupim, zezwierzęconym eksperymentem. Zabawką wytresowaną do tego by zadowalać mężczyzn i nic od nich nie brać. W końcu po co komu takie dziwadło jak ona?
Nie zwróciła uwagi na dziwny trzask. Rozchyliła lekko skrzydła, gdy poczuła coś ciepłego za nim, ale widząc, że to Anomander zamienił się w smoka, wróciła do poprzedniej pozycji. Nie słuchała co mówił do Gregory'ego. Nie interesowało ją to. Zastanawiała się za to, czy pod tą postacią ukaże Tulkę za to, że w sumie wywołała tę awanturę. W końcu gdyby nie to, że Bane z nią był, nie było by tego wszystkiego i teraz Dyrektor spokojnie sparingowałby się z Gregorym. Czuła się winna za te wszystkie wydarzenia.
Drgnęła, gdy usłyszała głos, Anomandera, gdy się do niej zwrócił. Spojrzała na niego spod zasłony białych piór, wybrudzonych jego krwią i tylko przytaknęła głową. Nie zwracała szczególnej uwagi na jego miłe słowa, w końcu może chce ją tylko uspokoić, albo stwarzać pozory przed pozostałymi. Wsiadła na niego bez słowa, usadowiła się wygodnie. Nawet nie spoglądała na pozostałych. Przytrzymała się mocno nogami, gdy smok startował. Nie rozglądała się po okolicy. Jakoś nie miała już na nic ochoty. Zastanawiała się tylko czy szukanie Jocelyn było prawdziwym powodem, czy Anomander chciał po prostu ukarać dziewczynę na osobności. W końcu powiedział, że muszą sobie coś wyjaśnić, ale kto? Anomander z nią? Czy może ich dwójka z Jocelyn? Albo wszyscy na raz? Z resztą, co za różnica...

Anomander - 3 Czerwiec 2017, 01:16

Gdy dziewczyna zajęła miejsce gad wykonał kilka kroków przyzwyczajając mięsnie do dodatkowego obciążenia i łapiąc balans. Długi ogon kilka razy strzelił jak bicz. Rozpostarł skrzydła i na próbę wykonał wymach. Dziewczyna siedziała dobrze. Nie przeszkadzała ani w machaniu skrzydłami ani w poruszaniu się. Przekrzywił łeb i spojrzał na Julię. Dziewczyna była w czymś co można było uznać za szok. W takim stanie start z miejsca mógł okazać się zbyt niebezpieczny dla pasażerki. Gad obrócił się i wybrał trasę rozbiegu. Zrobiwszy kilka szybkich kroków wybił się w powietrze. Potężne skrzydła uderzały powietrze z siłą młota parowego. Oddychał rytmicznie i spokojnie a serce pompowało krew równym rytmem. Wraz z wiekiem miał wrażenie, że lepiej czuje się w skórze gada niż człowieka. Ludzkie ciało było ułomne i słabe zaś ludzkie myśli przepełnione bólem, tęsknotą i czymś niezrozumiałym. Ciało gada było istnym cudem świata. Myśli gada były czyste jak letnie niebo, dzikie i wolne jak ptaki. Wcale nie miał ochoty na powrót do ludzkiej formy. Uderzał skrzydłami nabierając wysokości i chwilę później już mknęli w przestworza.
Wysunął z paszczy gadzi jęzor, poruszył nim w powietrzu i ponownie schował. Dla pewności wciągnął w nozdrza powietrze. Cząsteczki zapachu Jocelyn ciągle wisiały w powietrzu choć prądy powietrza powoli znosiły je dalej. Ciężko jest tropić ptaka w powietrzu i rybę w wodzie. Niemal mógł wyczuć smak ciała i krwi płynącej w Jocelyn. Potrząsnął łbem aby odgonić dzikie i drapieżne myśli. Nie czas na łowy. Jeszcze nie.
- Julio, postaraj się uspokoić. To co zaszło na ziemi powinno na niej pozostać. Postaraj się cieszyć lotem. – powiedział gad a jego głos zadudnił w powietrzu jak dzwon - Nie możemy tak zostawić problemu, bo ten nie zażegna się sam. Wszystkim nam przyda się rozmowa.
Widział już cel ich pogoni - niewielką postać na niebie. Zaczął uderzać mocniej skrzydłami by jak najszybszej zredukować dzielącą ich odległość. Nagle dziewczyna zaczęła opadać ku ziemi. Co, zmęczyłaś się czy zabrakło Ci powietrza? A może i jedno i drugie? . W tej chwili przypomniał sobie o Julii na grzbiecie i wyrównał przechodząc w lot szybowcowy.
- Julio, w rozmowie postaraj się zachować spokój choć wiem, że będzie to trudne. Pamiętaj, że krzyk jest oznaką bezsilności i słabości. Krzyczy człowiek słaby i pozbawiony argumentów. – Powiedział zerkając błękitnym okiem na Julię. Miał nadzieję że zrozumiała przekaz.
Nie mógł nią sterować w trakcie rozmowy, ale miał nadzieję, że zastosuje się do jego wskazówki. Nic tak nie irytuje rozszczekanego przeciwnika jak święty spokój adwersarza. Cios wyprowadzany spokojnym głosem, bez zbędnych emocji, boli dwakroć bardziej.
Widział jak Jocelyn ląduje na budynku. Obniżył lot i niczym drapieżny ptak zaczął po okręgu schodzić do lądowania. Gdyby był sam pewnie wylądowałby wprost na dachu kompensując wstrząs nagłym ruchem szyi i ugięciem nóg. Z pasażerem na grzbiecie było to niemożliwe. Julia spadłaby podczas lądowania. Rozpostarł zatem skrzydła wytrącając pęd i wylądował przed stojącą na dachu Jocelyn.
- Widzę, że latanie wychodzi Ci całkiem dobrze, Młoda Jocelyn. – Powiedział gad patrząc się na dziewczynę swoimi szafirowymi oczami o pionowych szczelinach źrenic. Złożył przy boku lewe i ugiął lekko ku ziemi prawe skrzydło, tak by Julia mogła się zsunąć z jego grzbietu, i tak by w razie jakiegokolwiek ataku ze strony stojącej przed nim siostry Julii móc się wybić i przejść do kontrataku. Szybko zlustrował otoczenie na wypadek dodatkowych problemów w postaci latającego kundla lub Projektu GRF.
- Panno Jocelyn, zapraszam na dół - do reszty. Jestem przekonany, że wszyscy powiedzieliśmy zbyt wiele i zbyt ostro. Pora to wyjaśnić. Odradzam jednakże dalszą ucieczkę, bo problemy zignorowane nigdy nie zanikają i mają tendencję do mszczenia się na tych, którzy je zignorowali. Czasem ta zemsta jest natychmiastowa a czasem nadchodzi po jakimś czasie. Niemniej następuje niemal zawsze.
Cofnął łeb wyginając szyję w kształt litery „S” opuszczając lekko łeb a tym samym paszczę pełną ostrych jak sztylety kłów. Czekał na decyzję dziewczyny.
Ciekawe czy wiedziała o tym, że podobna pozycją przyjmują kobry i grzechotniki na chwilę przed atakiem?

Bane - 3 Czerwiec 2017, 09:06

W Klinice ostatnimi dniami dużo się działo. ZA DUŻO.
Mocno nadwyrężone nerwy Bane'a sprawiły, że mężczyzna poczuł jak wielkimi krokami nadchodzi ból głowy. Jeśli dodać do tego ból brzucha, po wystrzale z ręcznej armaty, klarował się bardzo ładny obraz Cyrkowca, który miał już wszystkiego dosyć.
Czy chciał sprowokować Gregorego? Może. Na pewno chciał go sprawdzić. Gdyby osiłek jednak zdecydował się uderzyć, skazałby się na rychłą śmierć albo przynajmniej na wyrzucenie z Kliniki. Anomander był bardzo słowny i dosłowny - kiedyś powiedział Bane'owi, że przy następnym pytaniu o samopoczucie go zje i... cóż, białowłosy miał wrażenie, że właśnie to nastąpi. Dlatego już nigdy nie zapytał o stan Dyrektora.
Białowłosy przyglądał się Gregoremu. Stał nad nim z wyciągniętą dłonią i jeśli tamten przyjął pomoc, dźwignął go do pionu. Ważył chyba tonę. Ale może po prostu obolały medyk wszystko odbierał teraz silnej.
Jego pierwsze stwierdzenie było nieskładne. Wydawał się być w szoku, dlatego Bane klepnął go w plecy, chcąc tym przywołać do porządku. Nie uśmiechał się, patrzył na kumpla spod półprzymkniętych oczu. Brzuch rwał przy każdym ruchu, ale Cyrkowiec skutecznie powstrzymywał wszelkie grymasy czy syknięcia. Silniejszy był ból w klatce piersiowej.
Już dawno powinien się nim zająć. Tym podejrzanym, kłującym bólem w piersi. Może miał jakiś stan przedzawałowy... No ale w tym wieku? No dobrze, może miał na karku kilka dziesiątek, ale wciąż wyglądał i czuł się młodo.
- Tak, Anomander jest smokiem i...hmm... Tak, ja i Julia jesteśmy razem. - powiedział z powagą, robiąc pauzę po każdym przytaknięciu - Tak, Julka jest włochata. - dodał po chwili - I nie. Nie zwariowałeś. - otrzepał kurz z własnego ubrania po czym przyjrzał się ciuchom blondyna. Szybko też zlustrował ciało w poszukiwaniu jakichkolwiek uszkodzeń. Greg wyglądał na zdrowego, może będzie miał kilka siniaków ale na tym się skończy.
Tłumaczenie sprawiło, że zniecierpliwiony Bane machnął po kilku sekundach ręką a na jego twarzy pojawiło się coś na kształt lekkiego uśmiechu.
Musi teraz stąpać ostrożnie. Wyszły na jaw obciążające go fakty, Jocelyn miała go teraz za pedofila. Gregory pewnie podobnie, w końcu solidarność i te sprawy.
- Nie przejmuj się. - powiedział znowu poklepując go po plecach - Należało mi się. Z resztą widzę, że to pomogło, wyładowałeś się trochę. - przysięga Hipokratesa również i w tym wypadku była pięknie naginana. Pomógł blondynowi się wyżyć, no świetny lekarz!
- Cios masz potężny, myślałem, że wypluję flaki. - zaśmiał się nieco nerwowo, chcąc tym stwierdzeniem zmienić temat. Greg wydawał się być w rozsypce, więc próby te spełzły na niczym. Najwidoczniej osiłek potrzebował się wygadać a chwilowo nie było na placu nikogo, kto mógłby go wysłuchać.
No dobrze, była jeszcze Rosie. Po co ona tu przyszła?
- Czy mi się wydaje, czy dostałaś wypis? - zapytał spokojnie, kierując na nią lodowaty wzrok swoich dziwnych oczu - Ach, tak. Osobiście go wystawiłem. - podszedł kilka kroków i stanął tuż przed nią - Nie wiem czy wiesz, ale wypis oznacza "Do widzenia". - stwierdził. Odczekał chwilę, mierząc się z nią wzrokiem po czym mrugnął dwa razy a przez jego twarz mignęło zdenerwowanie ale też i niema prośba.
- Po co tu przyszłaś? - zapytał ściszonym głosem, ledwo słyszalnym tak, by tylko ona go usłyszała - Nieważne, właściwie mnie to nie obchodzi. Proszę tylko... Nie pogarszaj sprawy.
Wrócił do kumpla i stanął obok, wkładając ręce do kieszeni spodni. Wysłuchał szczerych słów. Nie pasowały do Gregorego, oj tak bardzo nie pasowały. Wypalał się? Przecież zawsze to on był tą wesołą, nieposkromioną iskrą w zespole. Tym nadpobudliwym, niskim siłaczem, który zawsze rozładuje napięcie, jak nie słowem to wpierdolem.
- Wiesz... Nie mogę powiedzieć, że czuję to samo. - wzruszył ramionami - Mam też problem z empatią, ale rozumiem o co chodzi. Ostatnimi czasy dzieje się dużo. Ja też... straciłem kontrolę. - zacisnął ukryte w kieszeniach pięści - Jocelyn nie lubiła mnie od zawsze, tego pewnie nikt nie zmieni. Teraz już wiem, że czuła strach. Może nie tylko zwierzęta mają instynkt i Joce podświadomie wiedziała, kim mogę być? - zamilkł na chwilę i spojrzał w niebo - Cóż, będę próbował poprawić nasze relacje, bo nie chcę mieć w niej wroga. Ale, jak wiesz, chęci muszą być po obu stronach. - westchnął - Albo jak kto woli: "Wyżej dupy nie podskoczę." - przeniósł wzrok na kumpla - Nie będę się tłumaczył z tego jak bardzo pochrzanione mam w głowie, ale chciałbym wyjaśnić sprawę mojego związku z Julią komuś racjonalnemu, czyli tobie. Będziesz chciał, przekażesz to swojej lubej. Nie będziesz chciał, zachowasz dla siebie. - wyjął dłoń z kieszeni i długimi palcami potarł oczy - Chcę być jednak uważany za normalnego, przynajmniej przez ciebie. Nie chcę tracić wszystkich przyjaciół. - uśmiechnął się delikatnie - Julia z własnej woli związała się ze mną. Do niczego jej nie przymuszałem, nic jej też nie zrobiłem. Chciała poczucia bezpieczeństwa i je dostawała w postaci szczerych rozmów i przytulania. Nie ukrywam, że już wtedy kilka lat temu czułem łączącą nas więź. Wtedy jednak kojarzyłem to z czymś na kształt... no nie wiem... instynktu ojcowskiego? Chciałem się nią zająć, po przyniesieniu do Kliniki zaoferowałem pieniądze dla niej, na życie. Szukałem też jej mieszkania. - odchrząknął - No wiesz, jak dobry tatuś albo wujek dla dziewczynki, której nie może wziąć pod swój dach. - nerwowym ruchem poprawił opadającą na oczy grzywę, nie lubił się tłumaczyć - Wtedy Julia zwiała. Nie wiem dokąd, szukałem jej latami. A gdy w końcu się pojawiła... Sama zainicjowała pocałunek. - westchnął - No dobrze, może to obrzydliwe bo jestem od niej grubo starszy, ale wtedy, gdy się całowaliśmy, coś we mnie pękło i uczucie którym dotychczas ją darzyłem ewoluowało. W coś poważniejszego. Już nie tylko chciałem ją chronić, chciałem też dać jej miłość jakiej w życiu otrzymała zbyt mało. - spuścił wzrok - Miłość nie rodzicielską, taką prawdziwą. Jak między dwiema osobami. I chyba mi się udało, bo przez chwilę Julia była szczęśliwa. Ciężko było jej okazywać uczucia, dlatego nigdy nie naciskałem i NIE, nie miałem okazji nawet próbować jej przepalić. - ostatnie słowa powiedział z przekąsem, skrzywił się lekko.
Pozwolił na chwilę ciszy by zebrać myśli. Po kilku sekundach westchnął ciężko i przetarł twarz dłonią.
- A potem zjebałem. Na całej linii. - powiedział - Poszedłem na dziwki. - kątem oka zerknął na Rosie. Celowo użył tego słownictwa, wypluwając je dosłownie z ust. Miał jednak nadzieję, że blondynka będzie siedziała cicho.
- Julia się dowiedziała i ot, cała historia. - zaśmiał się, znowu nerwowo. Czuł się głupio ale podobnie jak Gregory, on też czasem potrzebował się wygadać.
- Dzięki, za życzenia ale nigdzie się stąd nie ruszysz. - powiedział przyjacielskim tonem - Na pewno nie teraz, gdy jesteśmy w trakcie awantury. - uśmiechnął się, bo poczuł się nagle lżejszy, dzięki temu, że się wygadał - I wierz mi lub nie, ja akurat bardzo lubię was tu widzieć, jakkolwiek by to nie brzmiało. Cieszę się, że mnie odwiedziliście, chociaż następnym razem wolałbym, byście wpadli mniej poturbowani. - podszedł do blondyna i objął go ramieniem - Atmosfera jest nieco nerwowa, owszem. Ale jak wróci Dyrektor, wszystko sobie wyjaśnimy i będzie okej. - sam chyba nie wierzył w swe słowa - A za jakiś czas... - chciał powiedzieć, że będą się z tego śmiać ale nawet i największy optymista wiedziałby, że do tego nie dojdzie - Za jakiś czas zapomnimy o sprawie. - klepnął go, wypuszczając z przyjacielskiego objęcia.
Uścisnął dłoń osiłka, ale ani myślał pozwolić mu teraz odejść.
Ból był tak cholernie ciężki do zniesienia, że Bane czuł się okropnie. Nie dość, że zranił wszystkich, kogo tylko mógł, to jeszcze miał jakiś cholerny stan przedzawałowy. No kurwa, czy naprawdę był takim cieniasem? Ciało tak mało mogło wytrzymać?
Puścił kumpla i rozmasował palcami dłoni oczy.
- Stary... odłóżmy na bok wszystkie zgrzyty, co? Też jestem zmęczony. - powiedział po chwili - Po prostu... udawajmy, że cała ta Kraina Luster wcale nie jest popierdzielona. I wcale nie robi z człowieka potwora.

Jocelyn - 3 Czerwiec 2017, 10:01

Nie składne myśli tłukły się po głowie opętańca. Zawiodła po całej lini. Zarówno Julke, Grega jak i siebie. Doskonale wiedziała że mogła zrobić więcej by ją odnaleźć, wiedziała teraz że było więcej opcji. Tylko że wtedy na nie nie wpadła. Może gdyby ją znalazła wcześniej... Nie doszło by do tych ekscesów? Wiedziała że nie powinna była się teraz drzec. Problemem były emocje jak i fakt że gdyby powiedziała to wszystko standardowa intonacja nikt nie zwrócił by uwagi na problem. Chociaż nie. Oni są tak kopnieci że nadal go nie widzą. Była dumna z osiągnięć Julii, a jakże. W świecie ludzi za chiny nie dostała by w tym wieku stażu w jakiejkolwiek klinice. A tu proszę. Została pielęgniarką, wyszkolila się w zawodzie. Dała sobie rade z pomocą Anomandera i chcąc nie chcąc ale i Banea. Joce została wychowana tak jak została. To co się tu wyprawialo nie mieściło się w jej głowie. Można ją nazwać ograniczona awanturniczka ale nie potrafiła powstrzymać tego wybuchu. Sama myśl o tym że Bane i Jula są w tego rodzaju relacji wywolywala w niej dreszcz strachu i mdłości. Dlaczego odleciala? Bo wiedziała że gdyby się została polala by się krew. Banea i jej bo wiedziała że Anomander by ją zaatakował. To jak bardzo jest za swoją "rodzina" było trochę przerażające. Wiadomo. Jakby coś groziło Julii, Ojcu, Matce czy babce sama stanęła by w szranki z oprawca. Ale tu czuło się coś innego. Cieszyła się że dziewczyna miała tu te swoją familie. Teraz jak o tym myślała to możliwe że niepotrzebnie wyskoczyła z tym byciem siostrami. Mogła to zachować dla siebie, tak. Byłoby lepiej jakby to na jaw nie wyszło. Jeszcze dziś się stąd wyniesie. Skoro Julia jest szczęśliwa to niech se będzie. To nie jej sprawa ale nie ma zamiaru na to patrzeć. To jest chore, bolało ja jednak jedno. Że Julia sama jej tego nie powiedziała. Ukrywala to nawet gdy rozmawialy otwarcie na polanie. Opowiadała do czego to oni już doszli. Joce wtedy była zadowolona. Myślą ze Julka znalazła kogoś bliskiego swemu sercu. Nie spodziewała się jednak że ten ktoś jest... NIM.
Gdy wylądowała usłyszała i poczula potężny szum za sobą. Następnie rabniecie w dach i sapanie. Odwróciła się i zobaczyla. To. Co sądząc po słowach jakie wypowiedziało było Anomanderem. Jednak kompletnie nie wyglądało jak on. Ruda stała jak wryta, zanim mózg ogarnął co widzi zareagowało jej serce które zaczęło galopowac.
Gigantyczne bydle. Te dwa słowa przyszły jej jako pierwsze na myśl. Drugie : Wielki wąż ze skrzydłami i szponami na wielkich łapach. Joce panicznie bała się węży. Aż ja blizna na nodze jakby zabolala. Cofnela się pare kroków. Jedyne co zdradzalo jej strach to oczy i serce. Twarz nadal wyrażała bezgraniczna wściekłość, usta zacięcie, ciało upartosc. Dwoje gadzich oczu wpatrywało się w nią. Gęba pełna ostrych jak sztylety zębów, łuski które pewnie tną skórę jak się po nich ręką przejedzie, wielgachne skórzane skrzydla, wielkie szpony, długa szyja. Smok. Jest coś gorszego od zwykłego węża? Owszem. Ostateczna ewolucja węża z dodatkiem skrzydeł i tych wszystkich smiercionosnych dodatków. Czerwień zapaliła się w jej głowie. Zagrożenie . Przelknela gule która narosla w jej gardle. Potrzebowała parenastu minut by przyswoić sobie to wszystko. Widywala smoki w książkach ale to przecież zwykła fikcja. No tak. Ale to kraina luster. Tu WSZYSTKO jest możliwe. Gad złożył jedno skrzydło i przechylil się a z niego zsiadla Julia, która wyglądała jakby była w szoku. Wyrzuty sumienia przez chwile zakluly ja w serce, by po chwili zamienić się znowu w złość. Banshee była tak przerażona ze schowala pysk w zagięcia rąk swojej Pani. Joce poglaskala ja starajac się dodać otuchy niechniurce. Rozumiala jej strach.
- Powiedziałam dokładnie to co myślę i ani mi się śni wracać tam i patrzeć na tamtego osobnika. Niech się to na mnie mści, przeżyje i to. Niepotrzebnie za mną pan poleciał. Zdania nie zmienie i dla mnie kwestia tego występku jest zakończona. Jal tylko się uspokoje wrócę po swoje rzeczy i się wyniose. Wątpię też by ten dach zbyt długo wytrzymał ciężar pański - ostatnie zdanie było tak naprawdę lekka aluzja : chce zostać sama. To proste. Nie rozumiala co oni chcą jeszcze wyjaśniać. Wiedziała wystarczająco, więcej nie musiała. Nie chciała brać udziału w tym ekscesie.

Rosemary - 3 Czerwiec 2017, 16:58

Lafirynda. No nie. Rozesmiala się tak ze az brak jej było tchu. Nikt jej tak nie nazwaaaal od prawie 60 lat. Nie ubodlo jej to w żaden sposób. Wiedziała ze ludzie i nieludzie właśnie tak ja odbieraja. A dlaczego? Bo tańczy na rurze, bo nie szczędzi se uciech cielesnych, bo lubi podkreslac swoje walory, bo jest szczera do bólu i jest po prostu soba. I to właśnie ich boli. Ale ona to miała głęboko w duupie. Cmoknela kręcąc głową i kiwajac palcem tak jak sie to robi gdy szczeniak zeszcza ci się na podłogę.
-Zluzuj portki mieśniaczku. Te twoje bułki na nic się zdadzą gdy mnie wnerwisz. A akurat na razie jestem miłą, skąd więc w tobie tyle nienawiści? - ulozyla usta w dzióbek udając przerysowane zdziwienie. Następnie się zaśmiała jak urocza i niewinna dziewuszka której polny chłopiec zdradził tajemnice dorosłości.
Bulwers Banea był jeszcze lepszy. Widziała ze czuł się zmieszany. Ta ich męska rozmowa nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. Uważała ją nawet za żałosna. Biedni chłopcy muszą się sobie wyzalic bo sa pantoflarzami. No, Bane nie do końca. Pokazał jej co się kryje za tą jego brzydka facjata. Ale Gregu? Nawet jako ochroniarz był zabawny a ta jego panienka to niestabilna świruska. Nawet nie jakoś specjalnie ładna jak na gust Rosie. - Zabawnie tu macie! Panienka Banusia okazała się zarośnięta smarkula a panienka Gregusia okazała się wychudzona wariatka! No i Andus! Rety! To dopiero okaz. Aż mam ochotę poddać go narkozie i sprawdzić jego wnętrze przy pomocy skalpela - westchnela rozmarzona. Oj tak, co ona by dala żeby to zrobić. Ale nie tylko to chciała oj nie. Poszedł na dziwki. Oj kolejny. - Myślenie fiutkiem nigdy nie jest dobrym wyjściem panie doktorze. Ale za to jakie fajne rzeczy się wtedy mogą dziać! - zachichotala, przygryzajac lekko warge. Przez ten czas wycierala się koszulka z krwi Andka. Tak by nie widzieli tego pan jebniety doktor i pan zakompleksiony osiłek, zebrała też jej trochę do dwóch probowek. Dlaczego miałaby nie skorzystać z okazji. Miała nadzieję że do tej zabitej dechami rkainy idzie sprowadzić mikroskop. Kto wie, może mają je nawet w klinice? Jakże byłoby to pomocne!
Gdy Banula do niej podszedł pstryknela go palcami w kinol. Naprawdę bawiło ją to wszystko. - Do widzenia w różnych krajach ma różne znaczenia kochanie. A tak się składa że ta klinika jest interesująca. Dobrze było poczuć na sobie jak się tu bawicie. Postanowiłam porozmawiać z naszym uroczym dyrciem. Chce tu pracować - ostatnie zdanie wprost wymrzuczala. Nie jakoś specjalnie cicho, tak by i Gregu to usłyszał. -A jeśli mi się nie uda dostać tu laboratorium, zrobie je u siebie i będę was często odwiedzać - tym razem jej uśmiech nie miał nic z udawanej przez niej : pustej blondi.
Był chłodny i w jakiś sposób wyrafinowany. Jej oczy bez zrenic wprost wwiercaly się w lekarza. Mógł w nich zobaczyc przepaść. Oj tak. Przepaść tak wielka i głęboka ze zdawala się sięgać wszędzie.

Gregory - 3 Czerwiec 2017, 18:10

Szok potrafi być dość destruktywny dla umysłu, a jeszcze gorszy dla reputacji, dlatego Greg cieszył się, że nikt zbytnio nie zwrócił uwagi na jego mały atak śmiechawy. Pozwolił się podnieść Szaremu i otrzepał pył z tyłka, ruszając raz po raz skrzydłami.
- I dobrze. Bardzo dobrze. Czułem, jakbym już odlatywał... - powiedział, wciąż ździebko nieprzytomnie. Zauważył, że Bane krzywił się dziwnie. Coś musiało go boleć. „Ty go zabolałeś, geniuszu” odpowiedział sobie zaraz. Naprawdę, potrzebował kogoś do wyżycia się bez wyrzutów sumienia
- Heh. Się ćwiczy, się ma.- mruknął, przyjmując tą uwagę jako dość niezręczny komplement, klepiąc się po masywnym ramieniu. Ciekawe czy Toksyn też potrafi się bić… cóż, nie miał sylwetki wojownika choć jakieś tam mięśnie sobie wyrobił. Raczej nie tak imponujące jak u jego szefa, ale nadal. Z nim też fajnie byłoby kiedyś stoczyć bójkę... och no CO ZNOWU? Odwrócił się w stronę blondyny:
- Mam dzisiaj zły dzień, dobra? Nie wiedziałem też, że pochodzisz z tego świata. Łupididu, niespodzianka, ale wydaje mi się, że masz do załatwienia ważne sprawy Gdzie Indziej. - zastanawiał się, czemu franca jedna znajduje się akurat tutaj. Było w niej coś takiego, że na jej widok jeżyły mu się pióra... znaczy włosy na karku. I chyba nie tylko jemu. Dobrze, że wcześniej nigdy nie zwracała na niego uwagi. Owszem, Greg częstokroć spoglądał jak ta blond labadziara wije się i pląsa na scenie, jednak będąc nadal w żałobie, nawet nie myślał zwracać na niej swojego… zainteresowania. Choć była naprawdę śliczna. Gdyby czepiała się go wcześniej, zapewne wywaliliby go z pracy i musiałby spędzić parę dni w areszcie za pobicie. Gregory może nie był damskim bokserem, ale w tym wypadku chyba inaczej by się nie dało. Zastanawiał się, skąd zna jego imię - w końcu nawet nie przedstawiono ich sobie oficjalnie. Ale klub to firma jak każda inna, wszyscy zdążają się poznać. Postarał się po prostu mieć ją głęboko gdzieś. Niech będzie dla niego jak powietrze.
Spokojnie, w ciszy, wysłuchał tego, co Bane miał do powiedzenia, starając się nadążać, choć nadal był ździebko roztrzęsiony. Rozumiał, co zrobił Toksyn i że gdyby Jocelyn znała prawdę, po prostu zabiłaby ukochanego jej siostry. Choć domysły mogą być gorsze. Ale niech tam będzie. Zdziwiło go nieco, że uważał go za racjonalnego - choć zapewne pokazywał mu się tylko z takiej strony. To było całkiem miłe, choć należało się liczyć z tym, jak czasem potrafi wkurzyć się o głupstwo. Cieszył się, że Bane widzi go tak pozytywnie, nawet po tym przypominaniu mu traum. I wpierdolu. Wysłuchał tej krótkiej historii. Lekarz potwierdził jego domysły - nie stała za tym żadna podejrzana historia. Greg, choć nie był chodzącym wariografem, na ogół potrafił wyczuć kłamstwo. Poczuł ukłucie bólu słysząc, że Julia od niego uciekła i pomyślał o Joce. Takie podobne… chyba nie potrafiły myśleć na różne sposoby.
Zastanowiły go słowa o reakcji Julki, że to ona była inicjatorką tego związku. Zastanawiał się, co rozbudziło ową dziewczynę tak wcześnie. Być może Bane sam z siebie zaczął ją trochę podrywać? Nawet z cerą żywego trupa i oczami jak dwie zielone gwiazdki na czarnym niebie był o niebo przystojniejszy od pana "tytoniowa buła", czy jakiegokolwiek innego, pozszywanego i zębatego Cyrkowca. Serio, Julia jako podrywaczka? Nie wdział tego. Ale i tak nie zdążył dziewczyny poznać.
Słysząc jego ostatnie słowa, również się skrzywił, a po jego ciele rozlał się wrogi chłód. No naprawdę. Ktoś tu chyba potrzebuje seksuologa, gdyż Gregowa diagnoza na dziś brzmiała "problemy ze chcicą". Spojrzał mu prosto w oczy. Gdzie znalazł jedynie niepewność i strach. Ale Greg nie był wrażliwy na podobne zagrywki:
- Nie chciałem cię bić, bo chodziło tylko o twoje bycie z Julką. Ale teraz myślę, że zasłużyłeś sobie. Booo zjebałeś. - pokiwał głową - Złamałeś młodej serce, wiesz o tym? Mam nadzieję, że przeprosisz ją potem należycie. - powiedział do niego spokojnie, lecz z nutą zawodu w głosie.
- Te odkładanie zgrzytów zależy już tylko od Jocyś. Ja jestem całkiem spokojny. Niestety, ona jest biedna, cierpi przez to wszystko. Będę z nią musiał dużo o tym gadać. Musi zacząć się uśmiechać, zacząć jeść normalnie. Postaram się z całych sił, aby było jej jak najlepiej. Musi otworzyć się dla innych i brać te leki, co je pan Gadzin zapisał. Kurde... z nim też już przydałoby się być na pozytywie, skoro on prowadzi jej terapię. - "Niestety, czuję wobec niego to samo co ona wobec Bana. To może być trudne." dodał w myślach. Teraz zawsze będzie pamiętać, że pod tą lodową maską kryje się bestia, która mogła by zjeść jego własną na śniadanie. Przerażająca myśl.
A tamta obraziła Jocelyn. Tego już za wiele! Za kogo się ona ma?!!
- Nie waż się choćby słowem obrażać mojej Jocelyn. - zawarczał, podchodząc do niej o krok. Jeszcze jedno bezczelne, pyszałkowate słowo z jej czerwonych usteczek a przysięga na Boga, że blondyna znów będzie potrzebować hospitalizacji.

Tulka - 3 Czerwiec 2017, 18:11

Trzymała się mocno. Mimo tego jak się czuła, nie miała zamiaru spadać z grzbietu Anomandera. Może by wtedy zniknęła i wszystkim by było lepiej. Ale co jeśli jakimś cudem by przeżyła i się połamała? Uszkodziła kręgosłup albo mózg? Sprawiłaby by wszystkim tylko więcej kłopotów i dołożyła pracy. A nie chciała sprawiać dalszych problemów. Siedziała wpatrzona w kolce na karku smoczyska na którym siedziała. Wsłuchiwała się w rytmiczne uderzenia jego potężnych skrzydeł. Czuła pod sobą jego wyćwiczone mięśnie oraz twarde, chłodne łuski.
Pęd zimnego powietrza trochę ją uspokoił, ale nie potrafiła cieszyć się lotem. Cieszyć się teraz czymkolwiek. Czuła się okropnie. Serce bolało ją jakby znów ktoś w nie strzelił. Ale czy nie było tak? Czy Bane swoim wyskokiem, słowami oraz to co powiedziała Joce nie było takim wystrzałem prosto w serce? Skrzywiła się mocno i skuliła. Przyłożyła dłoń do serca i zmięła między palcami koszulkę. Z trudem powstrzymywała na nowo napływające do oczu łzy, ale starała się jakoś być dzielna.
Słysząc kolejne słowa lekarza, odpowiedziała cicho - postaram się panie Dyrektorze - nie podnosiła wzroku nawet na moment. Brzmiała bardzo smutno. Ale też jak miała się czuć? Bane złamał jej serce, Joce ją dobiła, a do tego przez to, że nie umiała nad sobą zapanować, zepsuła wszystkim wieczór. Była beznadziejna. Chyba faktycznie była tylko dzieckiem.
Przytrzymała się mocniej gdy gad lądował i zeszła z niego ostrożnie, gdy już znaleźli się na dachu. Nie odsunęła się jednak od smoka. Podeszła troszkę bliżej pyska i oparła dłoń o jego szyję. Czuła się przy nim pewniej, bezpieczniej. I to nie dlatego, ze był wielkim gadem, któremu mało kto podskoczy. Po prostu jak na razie on się jej nie czepiał o nic. A potrafiła mu zaufać.
Początkowo milczała. Słysząc słowa siostry, opuściła głowę w dół i patrzała na swoje stopy. Joce mówiła to co myślała. Więc naprawdę uważała ją za całkowite dziecko. Julię przybiło to jeszcze bardziej. Nie czuła już gniewu. Ten się w niej wyczerpał. Teraz po prostu była całkowicie załamana. Jej oczy były jakby mętne, całkowicie bez wyrazu. Minia nie wyrażała żadnych uczuć. Po prostu stałą i wpatrywała się w podłogę. Czując, że Joce nie pójdzie z nim odezwała się cichutko, ale na tyle głośno, żeby Joce ją usłyszała.
- Joce proszę wróć z nami - zaczęła niepewnie - wiem, że jesteś zła, że Ci nie powiedziałam, że związałam się akurat z Banem. Ale nie potrafię nawet wzbudzić sobie zainteresowania jakimkolwiek innym mężczyzną czy kobietą. Naprawdę próbowałam w trakcie swoich nauk ale nie mogłam. Nie powiedziałam Ci o tym, że jestem z Banem, bo wiem jak go nienawidzisz. Poza tym nikt poza panem Anomanderem o tym do dziś nie wiedział... - głos jej się łamał ale mówiła spokojnie, nie krzyczała. - jeśli chcesz to się do ciebie już nigdy nie odezwę i nie będę Ci się pokazywać na oczy...ale wiedz, że to nie Bane zaczął...to ja pierwsza pocałowałam ja zaczęłam ten związek. On mnie do niczego nie przymuszał...więc proszę nie gniewaj się tak na niego - nie wiedziała czemu ale czułą, ze musi jej to powiedzieć. - proszę...nie gniewaj się już tak i wróć z nami. Mieliśmy spędzić ciekawy wieczór. Oglądać walkę gryfa i smoka, coś czego nie widzi się na co dzień nawet w Krainie Luster.... a ja to wszystko popsułam swoimi humorkami...bardzo Cię przepraszam - pochyliła lekko głowę w geście skruchy. Naprawdę było jej już wszystko jedno co Joce o niej pomyśli. I tak czekała tylko jeszcze na to aż pan Anomander ją wywali i jak Greg również się na nią zdenerwuje. Nie była warta tego, żeby ktokolwiek ją lubił. Traciła wszystkich po kolei....

Anomander - 4 Czerwiec 2017, 12:08

Anomander czekał aż Jocelyn, dając ponownie wyraz swojemu oburzeniu, skończy zaczęty wywód. Tak naprawdę niewiele obchodziło go, że chce być sama zatem uwagę o dachu zignorował. Ponadto oburzenie Jocelyn i to co myśli o związku (nazywanym przez nią występkiem) Julii i Bane'a też miał w głębokim poważaniu. Przyleciał tu tylko dla Julii. Nie mógł zostawić dziewczyny samej sobie. Też kiedyś był młody i pamiętał jak to jest, gdy kończy się pierwsza wielka miłość. Wiedział jakie to uczucie gdy w ciągu zaledwie chwili zawali się cały świat.
Zamyślił się przez chwilę i przypomniał sobie fragment z ostatniej rozmowy. Bane, pedofilem? Błąd. Czyżby oto kłaniała się nieznajomość podstawowych definicji innych parafilii? Gadanie dla samego gadania? Jeśli już, to sytuacja ta podchodzi pod efebofilię, a ta nie jest klasyfikowana jako pedofilia.
W zasadzie gdyby nie fakt, że gady nie potrafią się uśmiechać Anomander miałby paszczę promienną jak letnie słoneczko. Po pierwsze dla tego, że Jocelyn wielce burzyła się z powodu związku Bane'a i Julii sama będąc w związku z istotą, która ma w sobie więcej zwierzęcia niż człowieka. Zatem kontakty seksualne z Gregorym można było zakwalifikować jako sodomię. I kto tu jest chory dziewczyno?
Nie powiedział tego jednak. Nie było potrzeby dobijać przeciwnika. Łaskawy Gad!
Drugą rzeczą, która rozbawiła gada, było stwierdzenie o wynoszeniu się z Kliniki. No proszę jaka siłaczka. Prawdziwa heroina Krainy Luster. „Jak tylko się uspokoję wrócę po swoje rzeczy i się wyniosę”. Doprawdy?
Gad wypuścił powietrze przez nozdrza. Przypominało to nieco prychnięcie rozbawienia.
- Przykro mi, ale Klinika to szpital a nie hotel. Leczenie nie zostało jeszcze zakończone, zatem do chwili uzyskania karty wypisu pozostajesz Pacjentką i przebywasz pod opieką medyczną. Pamiętaj o tym, że w wyjątkowych sytuacjach może zaistnieć potrzeba zatrzymania Pacjenta w Klinice a ja bardzo nie lubię korzystać z tej opcji. Możesz oczywiście się wypisać, droga wolna ale wtedy w dalszym Ciągu nic się nie zmieni. Będziesz, żyła tak samo pustym życiem jak do tej pory. Napady, zmiany osobowości, epizody związane z somnambulizmem i reszta będą się powtarzać. Kto wie może kiedyś podetniesz sobie żyły albo zabijesz ukochanego we śnie? Niemniej sama podejmiesz decyzję co jest dla Ciebie i otoczenia lepsze.
Popatrzył na nią i odwrócił łeb w stronę Julii.
Wysłuchał tego co mówiła.
- Nie masz za co Jej przepraszać moje dziecko, nie jesteś niczemu winna. – mruknął Anomander owijając głowę koło uch Julii - Niemniej jestem dumny z tego, że umiałaś podjąć taka decyzję.
Spojrzał na Jocelyn wzrokiem, którym zazwyczaj wielkie gady patrzą na przekąski. Przymknął oczy i wyprostował szyję tak by jego łeb znalazł się około dwudziestu centymetrów od twarzy Jocelyn
- Tobie również doradzam przeprosić Julię. Jeszcze raz doradzam też polecieć z nami aby to wszystko sobie wyjaśnić. Chyba nie zostawiasz Gregorego samego po tym jak zaatakował Bane'a?
Lewa noga gada powędrowała nieco do przodu. Ciężar ponad siedemdziesięciu procent ciała spoczywał teraz na nodze zakrocznej. Lekko obniżył środek ciężkości przez ugięcie nóg i uniesienie ogona lekko nad ziemię. Skrzydła ustawił pazurami w stronę dziewczyny i czekał na odpowiedź, której udzieli i ruchy jakie wykona. Bestia była gotowa by w razie czego wzbić się w powietrze, bronić się lub atakować.

Bane - 4 Czerwiec 2017, 14:56

Rosie była postacią, która tylko podkręcała atmosferę. Z tym, że o ile czasem było to mile widziane, tak teraz nie bardzo. Irytowała Bane'a. Nie samą obecnością, mogła przecież stać tu i przyglądać się im nawet przez kilka godzin. Irytowała go swoim gadaniem. Musiała oczywiście rzucić kąśliwą uwagę, nie mogła powstrzymać jęzora za zębami. Białowłosy wiedział, że kobieta uwielbiała wywijać językiem, dała pokaz w izolatce... Ale teraz niepotrzebnie się odzywała.
W jej ruchach było tyle gry aktorskiej, że Bane ledwo powstrzymał uśmieszek. I po co to? Przecież nie ma teraz zbyt wielu widzów, na medyku jej kiwanie paluszkiem nie robiło wrażenia.
Wysłuchał jej słów, chociaż gdyby było można, wyłączyłby się na czas jej gadania. Wyjął ręce z kieszeni i oparł jedną na biodrze, przyjmując nonszalancką pozę.
- Na razie jesteś miła? - zapytał rozbawiony - Poprawka: cały czas miła. Teraz i później. - powiedział podnosząc nos wyżej, patrząc na nią z góry - Nie zapominaj, Rosie, że jesteś w szpitalu. Już raz straciłaś kontrolę nad sobą i co ci to dało? Kilka dni w izolatce. Aż tak ci się podobało, że chcesz tam wrócić? - uniósł jedną brew i uśmiechnął się złośliwie.
Gregory wydawał się być już spokojniejszy. Bane'owi zależało na dobrym samopoczuciu blondyna. Bądź co bądź, osiłek był pierwszym Cyrkowcem jakiego medyk spotkał po przybyciu do tej krainy. Białowłosy czuł więc więź, coś na kształt przyjaźni. Nawet gdyby miał powód, nie zrobiłby krzywdy Gregowi.
I znowu to jazgotanie. Bogowie... czy Rosemary nie mogłaby siedzieć cicho? Tylko pogarszała sprawę!
Znowu odwrócił się ku niej i posłał jej pobłażliwy uśmiech. Jednocześnie jego oczy błysnęły złowrogo. Zrobił krok ku niej.
- Rosemary, zważaj proszę na słowa. - poprosił cedząc każde słowo przez zęby - Kim jesteś by komentować? Nie będę wywlekał na wierzch twojego przypadku bo obowiązuje mnie tajemnica lekarska, ale czy ty pozostajesz bez skazy? - skwitował pytaniem retorycznym, nie oczekiwał bowiem odpowiedzi - A, i uważaj. Twoje słowa mogą być uznane za groźbę. A w takim wypadku, nie będę grzecznie stał i przyglądał się twoim poczynaniom. - warknął - Tolerancja ma swoje granice.
Rosie miała ochotę poddać Anomandera narkozie i go pokroić? Ha. Powodzenia. Dyrektor był osobą tak nieprzystępną i nieosiągalną, jak forteca w górach. To w ogóle cud, że pozwolił Bane'owi pracować tak blisko siebie, że uczynił z niego prawą rękę.
A może nie uczynił. Może białowłosemu tylko tak się wydawało.
W każdym bądź razie Bane był gotowy oddać za Gada życie. W końcu to dzięki Anomanderowi je zyskał, to właśnie skrzydlaty dał mu dom i pracę, zapewnił godziwe warunki. A poza tym zbliżyli się, jak ojciec z synem. Widocznie obaj tego potrzebowali.
Komentarz Rosie o myśleniu był zbędny. Mężczyzna zignorował go chociaż spodobało mu się, że tym razem kobieta okazała szacunek zwracając się do niego per "panie doktorze". Lubił to określenie bo stawiało go ono na pozycji... wyższej. Jako lekarz miał bowiem wyższe cele - ratowanie, a jako Bane... no właśnie, co właściwie nim kierowało? Ano własne cele! Cyrkowiec zawsze miał we wszystkim własny cel. Liczyły się korzyści dlatego analizował otoczenie i szukał co mu się może opłacić.
Kontakty z Rosie były na swój sposób opłacalne. Mógł się na niej wyżyć, nie protestowała gdy okładał ją i kopał, nie odezwała się nawet gdy ją dusił.
Kontakty z Gregiem były natomiast opłacalne w inny sposób. Blondyn był jego przyjacielem, co pozwalało mu na prowadzenie z grubsza normalnego życia - zapominał o swoich skrzywieniach, bo przecież skoro był zdolny do przyjaźni, to nie może być z nim aż tak źle, prawda?
Anomander był Mentorem. Już sama wiedza którą przekazał Bane'owi była tak cenna, że zielonooki mógłby za nią zabić.
Jocelyn... cóż. Była kobietą Gregorego i siostrą Tulci. Mężczyzna mógł jej nie lubić, ale musiał uszanować. Kontakty z nią chwilowo nie były opłacalne ale hej! kto wie co może być za miesiąc?
Związek z Julką. Był mu bardzo, ale to bardzo potrzebny. Nigdy nie powiedział tego dziewczynie, ale była ona lekarstwem na całe jego popierdzielenie umysłowe. Przy niej czuł się normalny. Pragnął kontaktu z nią, rozmów, jej spojrzenia... Ona jedyna nie patrzyła na niego w ten znajomy, krzywdzący sposób - jak na kogoś kto jest inny, obrzydliwy.
Chociaż...? Niestety wszystko się zmieniło. I to przez niego, bo poczuł się zbyt pewnie. Chwycił życie za ogon i pomyślał, że może wszystko. I co? I przeliczył się.
Gregory stwierdził fakt i Bane tylko opuścił wzrok. Czuł, że musi przeprosić ale czy znajdzie odpowiednie słowa?
- Wiem, stary, wiem. - powiedział - Porozmawiam z nią gdy tylko będę miał okazję.
Blondyn martwił się o swoją kobietę, co na swój sposób było słodkie. Między nimi też nie układało się najlepiej ale Greg potrafił coś, na co Bane nie mógł się zawsze zdobyć - był szczery. Kochał Jocelyn szczerym uczuciem, chciał jej dobra.
- Joce przeszła swoje. - powiedział wymijająco - Z pewnością doceni to, że o nią zadbasz. Może nie od razu, ale w końcu zrozumie jak bardzo się dla niej poświęcasz. - uśmiechnął się do kumpla - Byłem dla niej złośliwy, przestanę jej dokuczać. Też chciałbym jej pomóc, jestem w końcu lekarzem no i... ona jest siostrą Julii. - westchnął - Usunąłem jej te blizny bo myślałem, że to pomoże. No wiesz... że dzięki temu Joce zapomni o bólu i będzie się więcej uśmiechać. Nie powiem, miałem też w tym i swój interes, chciałem by spojrzała na mnie przychylniejszym wzrokiem. - dodał drapiąc się po podbródku - Zapewnienia, że nic Julce nie zrobiłem na nic się zdadzą, bo Jocelyn jest wściekła i rozżalona. Ale może z czasem mnie zaakceptuje. Jest chyba zmęczona, wydaje mi się, że jak odpocznie i wszystko przemyśli, to może być lepiej. - spojrzał Gregoremu w oczy - Dyrektorem się nie martw. Nie ma w zwyczaju chować urazy, to twardy typ ale dobry. Wystarczy, że przeprosisz, potem w trakcie waszej walki oboje dacie upust emocjom. - klepnął kumpla w ramię, szczerząc się zawadiacko.
Czy Rosie naprawdę nie mogłaby po prostu obserwować? A może lubiła słuchać swego głosu?
- Ach, chcesz tu pracować, tak? - teatralnym wymachem głowy przeniósł wzrok na kobietę. Zlustrował ją od stóp do głów, trzeba było przyznać, że w kapeluszu wyglądała nawet w miarę elegancko.
- To dla twojej wiadomości, Rosemary, jestem tutaj Ordynatorem. - powiedział z powagą - I również moja decyzja wpłynie na ostatecznie zdanie Dyrektora. Bądź więc grzeczna i spuść z tonu. - wycedził znowu zadzierając nosa - Twoje popisy nie robią na nikim wrażenia. A groźbami nic nie załatwisz.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group