To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Klinika - Pokój nr 1

Rosemary - 24 Luty 2017, 17:13

Było dopiero południe więc przebierac się w koszule nocną nie miała zamiaru.
Nie zamknęła nawet za sobą drzwi. Kompletnie jej wisiało czy ktoś ją nago zobaczy.
Dziś dowiedziała się przypadkiem kolejenj rzeczy o swojej rasie. Krwiopijcy wszyscy jedzą dwa razy na dzień. A myślała że każdy je tyle ile chce. No ale cóż. Nadal za mało wie. Ahhh. Co ona by dała za sekcje na każdej rasie. Tyle ciekawych spraw do odkycia.
Ściągnęła top, spodenki i majtki. Wszystko złożyła i spakowala do torby. Wyjęła z niej za to balsam do ciała, żel do higieny intymnej jak i szampon oraz żel pod prysznic o zapachu wiśni.
Podeszła jeszcze na chwilę do okna. Na dworzu było spokojnie i słonecznie. Nudnie po prostu. Pokręciła głową i poszła się wykąpać. Zanim weszła pod prysznic, puściła wodę by się porządnie nagrzala. Dopiero wtedy weszła i umyła się dokładnie. Nie spieszyla się ani trochę. To był czas tylko dla niej. W dupie z innymi.
Dopiero gdy uznała że już starczy zakrecila kurek z wodą. Wytarla się dokładnie ręcznikiem który już tam był i następnie rozprowadzila balsam na całym ciele. Powolnymi, kolistymi ruchami aż całkiem się wchłonął. Rozczesala swoje długie włosy po czym wyszla z łazienki owinieta w sam ręcznik.
Akcesoria schowala do torby która następnie schowala pod łóżko.
Polozyla się na wyrku i zwinela w kłębek. Nadal w reczniku. Pewnie zamoczy poduszki ale walic to.
Dopiero teraz poczuła jak bardzo jest zmęczona. Mięśnie jej twarzy rozluznily się całkiem gdy zamknęła oczy.
Gdy śpi ma tak niewinna mine ze jest wręcz nie do poznania.
Zasnęła znużona emocjami ostatnich dni.
Nie zwróciła nawet uwagi na tabliczki zawieszone na łóżkach ani na brak tac.

Bane - 28 Luty 2017, 21:52

Szedł pierwszy. Anomander nie protestował, puścił go przodem sam idąc za nim.
Przed salą Bane zatrzymał się i spojrzał na swojego pracodawcę. Właściwie... to czekał na polecenie. Albo może nie tyle na polecenie co... cokolwiek. Może skinięcie głową, albo jakieś słowa otuchy.
Białowłosy wyobrażał sobie Rosie jako najgorszą potworę z koszmarów. W Świecie Ludzi oglądał filmy o Wampirach i pamiętał wizerunek paskudnego Nosferatu.
- Ja... - zaczął szeptem, nie bardzo wiedząc co powiedzieć - Ekhem. Pacjentka jest tutaj. Gdy ostatni raz ją widziałem, była w ludzkiej postaci. Ma wstrząs mózgu dlatego jej sprawność nie jest stuprocentowa ale... - chciał dodać, że jeśli na niego skoczy, niech Anomander go nie ratuje tylko wykorzysta moment na podanie relanium. Nawet jeśli Rosie go poharata... Cóż. Przynajmniej Bane jakoś się przyda. Buźkę sobie wyleczy, może nawet zostawi kilka ładnych szram. Bo przecież wiadomo, że blizny mężczyzno tylko dodają uroku.
Białowłosy westchnął i strzelił palcami jak pianista przed koncertem. No dobrze, Anomander go nastraszył. Mówił o potworach... Jak wyglądały potwory Krainy Luster? Skoro Wywerna, Rajski Ptak, Gatto czy Ban Ar były kategoryzowane jako zwykłe 'Bestie Krainy Luster'...
Zza drzwi nie dochodził żaden dźwięk. Może spała?
Bane powoli otworzył drzwi i zaglądnął do środka. Rosie leżała na łóżku i... spała! W duchu odetchnął z ulgą bo miała normalną, kobiecą postać.
Podszedł do niej pierwszy i spojrzał w jej twarz. Wyglądała jak aniołek. Taka spokojna, śliczna, niewinna...
No tak! Jak się nażarła to i spać poszła!
Spojrzał na Anomandera i kiwnął mu głową by działał. Równocześnie czekał na polecenie. Czy czarnowłosy postanowi ją najpierw obudzić czy od razu poda lek?
Stał wyprostowany i czekał na polecenia przełożonego. Odrzucił grzywę białych włosów z czoła, by lepiej widzieć samą Rosie jak i resztę sali.
Uf. Jak dobrze, że nie kobieta nie jest jakimś monstrum. Gdyby w sali spotkali jakąś bestię... No cóż. Sprawa skończyłaby się bardzo szybko i raczej boleśnie. A tak? Zarówno Bane uniknął ran jak i sama pacjentka, Anomander mógł działać na spokojnie mimo iż był wściekły jak diabli.
Patrzył na Opętańca gotowy do wykonania dalszych poleceń.

Anomander - 28 Luty 2017, 23:03

Anomander szedł skupiony jak wojownik przed walką. Bane, aktualnie idący przodem, był relatywnie bezpieczny. Miał trującą krew, a taki posiłek oznaczał dla krwiopijcy pewną śmierć. Skrzydlaty nie miał trującej krwi, ale miał w swoim arsenale coś równie zabójczego a za razem efektownie wyglądającego. I nie była to przemiana w wielką gadzinę.
Jeszcze na korytarzu wyjął z kieszeni strzykawkę i poluzował plastikową osłonę igły. Gdy Bane zatrzymał się przed salą Anomander położył palec na ustach i skinął głową dając znak do wejścia. Bane wkroczył pierwszy zanim czarnowłosy zdążył zaprotestować.
W jego wyobraźni w pokoju czaiło się monstrum. Prawdziwy potwór żądny krwi, który co poniedziałek wypruwa jelita z niewinnych dzieci i tarza się w nich przez całe popołudnie. Spodziewał się umorusanej krwią, ziemią lub innymi plugastwami maszkary o posturze łysego goryla, sapiącej, śliniącej się i stękającej jak tłuścioch na bieżni. Tak, był niemal przekonany, że w pokoju czekało coś z mordą makaka czubatego i zębatą paszczą rozdziawioną jak miejska brama gotowe gryźć i szarpać dla czystej przyjemności.
Pomylił się.
W łóżku leżała dziewczyna. Niebrzydkie młode dziewczę. O twarzyczce niewinnej jak u aniołka. Przez chwilę zachodził w głowę czy faktycznie weszli do dobrej sali, ale skoro Bane się zatrzymał i przyglądał dziewczynie to prawdopodobnie była ona.
Nic to, nie ma na co czekać. Odsłonił igłę i delikatnie wbił ją w udo dziewczyny. Diazepam najlepiej wchłania się z dużych grup mięśni. Zaaplikował szybko pełną dawkę i odsunął się od łóżka. Dając Bane'owi znak by też odszedł kawałek.
Zastrzyki domięśniowe nigdy nie są przyjemne. Zwłaszcza te z diazepamu.
Nawet jeśli dziewczyna się teraz zerwie to i tak pozostała jej góra minuta nim lek zacznie działać.
Taką miał przynajmniej nadzieję.

Rosemary - 1 Marzec 2017, 10:40

Ledwie zamknęła oczy mogłoby się zdawać gdy nagle coś ujebało ją w nogę. Dosłownie.
Zmęczony człowiek kładzie się spać i już prawie odplywa gdy nagle jakiś natretny komar gryzie go w udo.
Nie tyle co bolalo ile ją to diabelnie zirytowalo. Tylko ból był większy niż normalnie.. Czyżby lustrzane komary były wielkości szczeniaka i miały te swoje igły wielkości łyżki?
Podniosła się powoli rozdrazniona. Zapomniała że polozyla się w samym reczniku, który się zsunal jej do bioder. Włosy nadal lekko mokre zakryly tylko częściowo jej ciało.
Dorwe tego robala to zrobię z niego naleśnika!
Przeczesała palcami włosy i dopiero wtedy zorientowała się że coś jest nie tak.
Czyżby Gopnik wrocil? A skąd mogła to wiedzieć? A stąd że czuła w powietrzu silny zapach no i to dudnienie serc... Właśnie. Serc.
Czyżby ruda dzierlatka odprowadzila tego ruskiego kapelusznika?
Podniosła wzrok z pościeli, prosto przed siebie. I co zobaczyła? Najpierw doktorka Szaraczka alias Bane. Miał dość dziwny wyraz twarzy, napięte mięśnie i przyspieszony puls. Zdenerwowało go coś? Widząc jak posyła nerwowe spojrzenie gdzieś w bok, odslonila kurtyne włosów do tylu tak że teraz cała jej twarz była widoczna.
Jej lazurowe oczy, zabłysły na to co zobaczyła. Nieopodal Bane'a stał drugi mężczyzna.
Mężczyzna który wyglądał niczym Incub zmieszany z nietoperzem i jej bestyjka. Miał wielgachne skórzane nietoperze skrzydła, usta wypchane ostrymi zębami niczym te u bestyjki, ale przede wszystkim był przystojny. I to jak!
No i te oczy. Rosemary poczuła jak przez całe jej ciało przebiega swego rodzaju prąd. Nie mogła oderwać spojrzenia od jego jakże nietypowych oczu. Były wręcz hipnotyzujące.
Jej flaki jebnęły fikołka, na co zmarszczyla lekko brwi. Dziwa jakieś...
Zapragnela go dotknąć. Miał wokół siebie taka władczą aure... Nawet nie zainteresowało ją dlaczego ten wielkolud ma tak wściekły wzrok.
W tym momencie niezbyt ją to interesowało. Takiemu facetowi to każda pewnie ulega... Sama nie miałaby nic przeciwko temu by ją związał i użył jak tylko by chciał.
Ej. Czekaj. Co? Oczy jej lekko pociemniały. Że niby ona miałaby pozwolić jakiemuś byczkowi nad soba panować? Nawet jeśli ten byczek jest tak szalenie podniecający?
- Mniemam że te macki wściekłości które do mnie kierujecie są skutkiem incydentu z parku? - No jakże by inaczej? Dlaczego Szaraczek miałby być wzburzony? W końcu ugryzla jego sarenke. Wiec podobaja ci się niewinne cnotki z maslanymi oczami? Cóż za pervers!
Czuła się dziwnie. Jej kończyny były jakieś przyciężkie i dość trudno zbieralo jej się myśli.
I wtedy spostrzegła w ręku przystojnego wielkoluda strzykawke. No nieźle. Czyli żaden to komar a po prostu wstrzykneli jej coś? Coś co powoduje że jej ciało robi się ciężkie i trudno jej się skupić.
Coś na uspokojenie? Ale po cóż to? Ah. No tak. Albo ją teraz gdzieś wywioza i spróbują pozbyć się tak klopotliwego pacjenta albo... Hymm. Czyżby mieli zamiar za kare gdzieś ją zamknąć? A w obawie że będzie się stawiać postanowili ją otumanic? Pokręciła głową.
- Dość głupie rozwiązanie. Poszła bym z wlasnej woli. Z drugiej strony. Widocznie wasz ordynator musi mieć hopla na punkcie swojej załogi. No to jak? Co takiego żeście mi wstrzykneli? - miala znudzona minę i spokojny głos. Byli lekarzami więc doskonale wiedzieli ile jej podać by nie miała szans na ucieczkę. Nie zostaje więc nic innego jak po prostu czekać.
Czuła jak jej serce które zaczęło szaleńczy galop na widok gadziego mężczyzny, właśnie spowalnia. Czuła się spokojna niczym na koniec udanego zlecenia.

Bane - 1 Marzec 2017, 13:13

Gdy Anomander podał zastrzyk, Bane rozluźnił się. Cokolwiek by teraz nie miało się stać, Rosie nie powinna się na nich rzucić z zębami. Co prawda białowłosy nie wiedział jak wygląda taki atak Krwiopijcy ale coś mu mówiło, że był podobny do tych z filmów o Wampirach.
Kobieta obudziła się przez ból spowodowany samym wkłuciem i była co najmniej niezadowolona. Miała prawo, zastrzyki nigdy nie są przyjemne. Nawet największy masochista wybierze na przykład chłostanie zamiast zastrzyku, który kojarzył się tylko z lekarzami albo narkomanami.
Gdy spojrzała przytomnie na lekarzy, Bane włożył ręce do kieszeni i podszedł do okna. Mógł się już rozluźnić bo teraz pozostało tylko czekać. Jeśli ich spojrzenia chociaż na chwilę się spotkały, posłał jej delikatny uśmiech, samymi kącikami ust.
Złość na całe to zdarzenie jeszcze trochę w nim pobrzmiewała ale nie była już tak silna jak zaraz po zdarzeniu. Bane był trochę zły, że wtedy gdy spotkał ich w recepcji, kobieta zignorowała go i poszła do pokoju. Może jakby z nią wtedy porozmawiał i poznał jej perspektywę... Może wtedy nie byłoby tak napiętej atmosfery.
Gdy się o nich odezwała, wyjął dłoń z kieszeni i wskazał na kobietę.
- Dyrektorze, to Rosemary. - powiedział krótko - Rosie, to dyrektor placówki, Anomander van Vyvern. - przedstawił starszego mężczyznę.
Pytanie kobiety zignorował, bo przecież sama doskonale znała na nie odpowiedź. Ale czy rozumiała, dlaczego mężczyźni zareagowali tak a nie inaczej? Klinika była dziełem Anomandera, jego najlepszym dzieckiem, domem dla niego samego jak i dla Bane'a i od niedawna Tulki. Bane nie miał dzieci i nie wiedział jak to jest gdy jedno z nich było zagrożone...ale potrafił wyobrazić sobie co sam Anomander czuł.
A Bane, z racji, że był nieczułym ch..., ekhem, nieczułą cholerą, złościł się bo Rosie złamała Regulamin i dołożyła im wszystkim problemów. A mogło być przecież spokojnie.
- Niekoniecznie głupie, Rosie. - powiedział ze spokojem - Musisz wziąć pod uwagę, że cię nie znamy, nie wiemy czy po żerowaniu zostajesz w ludzkiej formie czy może zamieniasz się w jakiegoś słodkiego potworka. - wzruszył ramionami - A w ten sposób, po podaniu ci lekarstwa, będziesz mogła się odprężyć i spokojnie leżeć, zawieziemy cię na badania. Bo widzisz, jak by nie patrzeć, jesteśmy lekarzami. Nie zrobimy ci krzywdy, jesteśmy tu po to by wyleczyć. - posłał jej uśmiech w którym widać było cień złośliwości - Masz wstrząs mózgu, to nie taka błaha sprawa. Odpręż się, jesteś w dobrych rękach. - mówiąc to odrzucił grzywę białych włosów z twarzy i spojrzał na nią z góry, z tryumfem wypisanym na twarzy. Właściwie nie musiała się ich obawiać bo ostateczny efekt będzie jeden - wyleczą ją najlepiej jak tylko będą potrafili i wyjdzie w świat kąsać mieszkańców Krainy Luster.
- Szkoda tylko, że nie powiedziałaś że jesteś głodna. Jakoś zapewnilibyśmy ci posiłek. - dodał znudzonym głosem - Przez to niestety nasze drugie spotkanie wygląda, jak wygląda. Ale... Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Może jeszcze zyskamy w twoich oczach, Rosie. - podszedł do Anomandera i spojrzał na niego dając znać skinięciem głowy, że jest gotów do dalszego działania.

Anomander - 1 Marzec 2017, 20:29

Zastrzyk powinien zadziałać relatywnie szybko, choć nie od razu. Obserwował dziewczynę, i to jak się obudziła. Nie wyglądało na to, że może stanowić zagrożenie. Przez chwilę w jego myślach zakiełkowała wątpliwość, którą szybko zdusił rozsądek i obawa o ludzi. O jego zespół.
Słuchając jak Bane go przedstawił dziewczynie kiwnął głową choć nie odezwał się słowem. Skupiał się na czymś innym. Obserwacji skutków podania leku.
W międzyczasie jego wygląd zaczął powracać do normy. Skrzydlaty uspokajał się powoli. Kryzys został zażegnany. Zniknęły gadzie zębiska, ale oczy w dalszym ciągu pozostały gadzie.
Gdy dziewczyna zadała pierwsze pytanie spojrzał na nią leciuteńko mrużąc oczy. Powstrzymał się jednak od odpowiedzi. Nie widział potrzeby tłumaczenia Rosemary dlaczego zachował się tak, a nie inaczej. Nie zrozumiałaby, i to nie ze względu na to, że jest zbyt głupia. Po prostu ona prawdopodobnie nigdy nie miała dzieci.
Popatrzył w okno i na chwilę odpłynął myślami. Nie zastanawiał się nad tym nigdy głębiej, ale jego pracownicy byli dla niego jak dzieci. Czyżby mimochodem przelewał na podległe mu osoby swoje dawne emocje i uczucia? Wydawało mu się, że stłumił tę część siebie. Ogień zamienił w pełgającą świeczkę błyskającą nieśmiało spomiędzy zasłon, ale wygląda na to, że tak nie jest. Ledwo świecąca świeczka zapłonęła nagle jak proch. Może to dlatego tak się zdenerwował? Był gotów bronić swoich ludzi za wszelką cenę i przed wszystkim co może im zagrażać. Coś, jakaś siła, wewnętrzny przymus, nakazywał mu to robić. Za każdego z osobna poszedłby w piekielne ognie i szedł w paragon z demonami.
Do świata żywych przywróciła go kolejna wypowiedź dziewczyny.
- „Wasz ordynator” jak raczyła to Pani zauważyć to Ja. – podkreślił słowo „ja” i podszedł bliżej siedzącej Rosie stając nieopodal jej głowy - Jestem nie tylko ordynatorem, ale też Dyrektorem tej placówki medycznej, której regulamin został złamany. Jeśli zaś chodzi o owego, jak to raczyła Pani określić „hopla” na punkcie załogi, to ma pani rację.
Spojrzał na swoje paznokcie i po chwili zaczął mówić dalej
- Skąd przypuszczenie, że ma Pani gdziekolwiek iść? – powiedział głosem takim, jaki zazwyczaj komunikuje się rodzinie, że wprawdzie operacja się udała ale pacjent zmarł na stole operacyjnym - Po pierwsze, Pani wybaczy, ale nie jestem w żadnej partii ani tym bardziej w ciąży zatem liczbę mnogą w stylu „podaliście” proszę sobie darować. Po drugie, nie wypasałem z Panią gąsek ani świnek w krainie, z której Pani pochodzi zatem proszę zachować formę grzecznościową, i zarówno do Pana doktora Bane’a jak i do Mnie zwracać się „Panie doktorze” lub „Proszę pana”. Podałem Pani Valium, które niedługo powinno zacząć działać.
Spojrzał na Bane’a dając mu znak by zabezpieczył prywatne przedmioty chorej, w tym broń jeśli jakąkolwiek miała.
Gdy Bane zajął się zbieraniem rzeczy Anomander pochylił się w stronę dziewczyny i powiedział szeptem
- Na terenie Kliniki radzę trzymać zęby przy sobie, albo rozerwę cię Panienko na kawałki a truchłem nakarmię psy. – wyprostował się i patrzył na dziewczynę,a widząc, że jej oddech się uspokaja uśmiechnął się do niej - Dobrej nocy .
A było w tym uśmiechu coś okrutnego i zwierzęcego.

Rosemary - 1 Marzec 2017, 21:07

Gdy z ust Bane'a padło nazwisko mężczyzny ze skrzydłami jej oczy się zaświeciły. Normalnie szóstka w totka by nie była tak satysfakcjonująca.
Dyrektor alias Ordynator we własnej osobie pofatygował się by ją ukarać za złe zachowanie. Jak to rzekł... Złamanie regulaminu.
Czy ona kiedykolwiek zastosowała się do jakiejs innej reguły niż te które sobie sama wytycza? Nein.
Gdyby nie to że była pod wpływem jakiegoś cholerstwa to pewnie kłasnęła by w dłonie niczym dziewczynka która zaprosiła chlopca na lody a on sie zgodził. A tak? Jej oczy jeszcze bardziej pojaśnialy, tak ze źrenice były identycznej barwy co tęczówki.
Słodki potworek. Zdobyła się na uśmiech połgębkiem. Ciekawe czy nazwałby go slodkim. Każdego dręczą jego własne demony. Nieprawdaż?
Faktem było że jej nie znali. Tak naprawdę żadna istota na obu światach jej nie znała. To tak jak jest z matrioszka. Otwierasz coraz to kolejne warstwy a pod nimi są następne. Nikt nigdy nie dotarł dalej niż pozwalała. I to się raczej na pewno nigdy nie zmieni.
Badania? Bane mial ją za idiotke czy jak? Z ich trójki to ona była oazą spokoju. I to nie tylko za sprawą tego dziadostwa. Nienawidzi jak ktoś robi jej coś o czym nie miała pojęcia i co więcej nie zgodziła się na to.
Gdy Bane wyskoczył z gadka o tym że mogła komuś powiedzieć że jest głodna zacisnela szczęki tak ze mogli usłyszeć lekki zgrzyt. No jasne do cholery. Bo ty na pewno lazisz i gadasz współpracownikom kiedy jestes głodny czy jak masz ochotę się napruc.
Z resztą. Nigdy się do tego nie przyzna nawet przed samą sobą bo jest na to zbyt dumna jednak to w jaki sposób się posila zawsze było dla niej dość zawstydzajaca sprawą.
Anomander tez chyba miał ją za idiotke. Serio? Nawet u Lustrzaków istnieje stereotyp pustej wypchanej silikonem blondi?
- skąd? A stąd mój drogi że żaden dyrektor nie fatygowal by swojego szacownego tyłeczka do pacjentki która zlamala regulamin i nie wstrzykwialby jej Valium bez jej wiedzy gdyby nie miał zamiaru jej ukarać. Zaraz i tak odplyne bo cosik czuje że dawka nie była standardowo od 5 do 10 mg co? Miłość zaslepia mój panie. - jej głos był znudzony. I to jak cholera! Ten facet nie musiał jej nawet dotknąć by miala ochotę się na niego rzucić. Cały czas wodzila za nim wzrokiem i czuła dziwne ciepło. Tak bardzo ją to irytowalo że gdyby nie fakt iż już czuje to typowe znuzenie, to najprawdopodobniej po prostu dzgnela go sztyletem, postrzelila czy rozszarpala by mu cosik by sprawdzić o co chodzi.
- Forma "wy" została użyta z racji że Żarówka tez ma w tym swój udział. A na grzeczności trzeba sobie zasłużyć. Jak długo żyje tak żaden osobnik nie wydał mi się na tyle szacowna osobą by usłyszeć z mych ust formę grzecznościowa. Zimna wojna to było coś... - ugryzla się w język. Cholerne dragi..
Gdyby nie to że prawie już nie myślała to pewnie powiedziała by coś jeszcze. Czuła odretwienie w ciele. Jaka szkoda że nigdy nie ma snów! Ostatni zwrot do niej który padł z ust cudnego ordynatorka przyprawil by ją o dość ciekawe sny.
Pokaż kotku co masz w środku...
Polozyla się, założyła włosy za ucho i z uśmiechem powiedziała :
- Czyńcie swą powinność. Chyba nigdy nie byłam jeszcze tak milusia - zaśmiała się. Ostateczny dowód że jest pod wpływem psychotropu. Zamknęła oczy i nastała ciemność.

Bane - 2 Marzec 2017, 12:26

Właściwie nie spodziewał się, że Rosemary będzie tak długo przytomna. Patrzyła na nich swoimi jasnymi oczami i chociaż twarz miała spokojną, czuł że jest zła. Czy miała prawo? Miała. Ale mogła być zła tylko na siebie.
Mógł zrozumieć dlaczego nie powiedziała że jest Krwiopijcą. Nie każdy od razu chwali się swoimi umiejętnościami, on sam też nie od razu mówi że jest toksyczny. Z tym, że tak byłoby bezpieczniej dla wszystkich, gdyby chociaż wspomniała że pożywia się w inny sposób...
Wściekłość Anomandera była wręcz wyczuwalna w powietrzu. Atmosfera była ciężka. Twarz Dyrektora uspokoiła się ale wcale nie oznaczało to, że mężczyzna jest już spokojny. Gadzie oczy ciskały gromy.
Anomander przeszedł też na zimny, oficjalny ton. Zawsze był mężczyzną poważnym i z zasadami, ale tak jawne zaznaczenie jego pozycji zdarzyło mu się chyba pierwszy raz. Lubił gdy nazywano go “Panem Doktorem”, samBane też to oczywiście lubił, ale przypominanie pacjentom by przestrzegali savoir vivru nie zdarzało się często.
Kobieta mu podpadła i na każdym kroku Opętaniec pokazywał jej swoją niechęć. Problem w tym, że Rosie była pyskata. Bane w duchu tylko czekał na ostateczne starcie bo jak już wiadomo, uwielbiał przyglądać się scenom ludzkich dramatów. Traktował to jak świetną rozrywkę oczywiście do czasu kiedy problemy nie zaczynały dotykać jego samego.
Gdy usłyszał przezwisko “Żarówka”, skrzywił się z niechęcią i spojrzał na nią z góry. Jakakolwiek sympatia która kiełkowała w nim do pacjentki, wypaliła się i Bane zaczął patrzeć na nią inaczej.
Niewdzięcznica. Dwóch lekarzy przyszło do niej, “ruszyło swe szacowne tyłeczki” by wyleczyć jej wstrząs mózgu i zająć się nią w jak najlepszy sposób. Przecież mogli zawołać Gwardię! Za atak na pracownika Kliniki mogłaby pójść siedzieć. A oni, wspaniałomyślni lekarze postanowili sami rozwiązać problem nie mieszając w to nikogo z zewnątrz.
Przyłapał się na tym że zgrzyta zębami. W sumie... Anomander słusznie się złościł. Rosie była zbyt pewna siebie a powinna okazać pokorę i uległość. Skrzywdziła nową rodzinę zarówno Opętańca jak i samego Bane'a... Dziwiło ją zachowanie lekarzy? Widocznie nigdy nie miała nikogo bliskiego. Smutne, ale białowłosy nie miał zamiaru teraz rozczulać się nad kobietą.
Polecenie Anomandera było jasne więc od razu zaczął zbierać jej rzeczy. Był pod wrażeniem ilości broni którą przyniosła. Parsknął oglądając każdą z nich - i niby umiała każdą z nich się posługiwać? Jeśli tak... To ciekawe czy miała czas na naukę czegokolwiek innego poza walką. Po co jej to całe żelastwo. Musiała wyglądać śmiesznie gdy cała obwieszona na przykład wchodzi do sklepu z cukierkami. Komedia.
Bane przez te kilka lat przebywania ze swoim przełożonym nauczył się, że jeżeli nie umiesz perfekcyjnie posługiwać się w walce nożem, to nawet nie wyciągaj go przy starciu. Bo przeciwnik ci go odbierze i jeszcze cię pochlasta. Twoim własnym nożem.
Usłyszał ciche słowa Anomandera - czułe zmysły przydawały się nie tylko przy leczeniu. Przeszedł go dreszcz. Czarnowłosy był zły i manifestował to już od początku ich wizyty tutaj, ale Bane nie spodziewał się że starszy lekarz powie coś takiego.
Ukradkiem spojrzaspojrzał na szefa i przełknął ślinę. Złość złością ale van Vyvern chyba trochę za bardzo dał się ponieść.
Bane odczekał chwilę i gdy Rosie zasnęła głębokim snem, podszedł do skrzydlatego. Spojrzał na niego marszcząc brwi i położył mu rękę na ramieniu.
- Wszystko w porządku? - zapytał nie do końca pewien czy chce dostać odpowiedź. W jego dziwnych oczach Anomander mógł dostrzec zdenerwowanie ale przede wszystkim troskę. Białowłosego bardzo zmartwiło zachowanie Opętańca. Sam Bane też miał ochotę ukarać kobietę ale...pamiętał że jest w pracy i nie może przesadzić ze straszeniem pacjentów.
Patrzył w gadzie oczy mężczyzny oczekując odpowiedzi. Niezależnie od tego czy Anomander się odezwał czy nie, gdy zapadła decyzja o wyjściu, Cyrkowiec zebrał rzeczy Rosie do worka, zarzucił go sobie na plecy i pomógł drugiemu lekarzowi wyprowadzić łóżko.
Przechodząc obok recepcji dał Alice rzeczy pacjentki i poprosił by zaniosła jej do depozytu. Poszedł za Anomanderem z każdą chwilą martwiąc się o niego coraz bardziej.

ZT x3

Anomander - 5 Marzec 2017, 03:33

ALICE

W czasie, gdy na dole w pokoju gościnnym, wesoła kompania spożywała obiad i świętowała objęcie przez Bane'a funkcji Ordynatora, Alice weszła na górę i przyprowadziła z magazynu nowe łóżko w zastępstwie tego, na którym wywieziono Rosemary. Powlekła pościel i po pościeleniu łóżka, ustawiła je w miejscu starego. Otworzyła okno aby się przewietrzyło i zajęła się sprzątaniem pokoju. Gdy posprzątała pokój, wstawiła świeże kwiaty do wazonów na stolikach a także przygotowała nowy sort piżamowy i pościelowy zamknęła okno otwierając lufcik. W pokoju pachniało czystością i świeżym powietrzem. Sprawdziwszy, czy wszystko jest w porządku wyszła z pokoju.

ZT

Gopnik - 10 Marzec 2017, 23:14

Gopnik wrócił do pokoju, najedzony i szczęśliwy. W głowie leciutko szumiały mu procenty, jednak nie na tyle, by czuł się znietrzeźwiony. Otworzył drzwi sali i wkroczył samotnie, nieświadomy tego, co tu się stało. Owszem, wiedział, że Rosemary została w jakiś sposób ukarana, wiedział, że została odizolowana, jednak nie znał dokładnie losów jej towarzyszki.
Zresztą, co to była za towarzyszka. Uwiodła go, a on, facet z krwi i kości, uległ jej. Potem chciał po męsku jej ofiarować swoje mieszkanie, swój prywatny kąt, uznał to za coś szlachetnego. Z drugiej strony dziewczyna zdawała się go szanować, na swój sposób dbała o niego, nie chciała, by rusek zginął z braku krwi. Dlatego zresztą pewnie wyszła zapolować. I trafiła na biedną Tulkę.
Kapelut dosłownie padł na łóżko. Niemal tak samo, jak w Skrzydlatej Nocy na ziemię, z tą jednak różnicą, że teraz zrobił to w pełni świadomie i nie był pijany. Chłód miękkiej pościeli przyjemnie otulił jego ciało, a temperaturę tkaniny czuł nawet przez piżamę. Leżał tak chwilę rozmyślając o dniu, który akurat minął. O ludziach, których poznał. Bane najwyraźniej miał sporo wspólnego z Gopnikiem. Też lubiał wypić, ubóstwiał smak alkoholu. Szkoda, że teraz rusek nie mógł sobie pozwolić na picie... No i była też Julia. Bardzo miła pielęgniarka, która zdawała się bardziej dbać o innych niż o siebie. Starała się bronić Rosie, nawet gdy tak naprawdę to ona była ofiarą. No i kupiła tort, który przysłużył się wszystkim, dodał smaczku ceremonii powrotu Julii. Niespodziewanie święto okazało się być także świętem Bane'a. Tym lepiej. Wątroba Gopnika zapewne przeklinała jego alkoholizm, ale w takim momencie nie wypadało się nie napić.
No i był Anomander. Ten akurat był istotą zagadką. Gopnik nie mógł zbyt wiele o nim powiedzieć. Momentami był straszny, a momentami zdawał się być całkiem w porządku. Jednak informacje, które Kapelut poznał, były niewystarczające, by wyrobić sobie opinię o dyrektorze Kliniki. Jedno było pewne - panowała tu rodzinna atmosfera, a Michaił teraz serio czuł się częścią tej milutkiej familii. Panowała tu bardzo miła atmosfera.
No, ale koniec tych rozmyślań. Wieczór już praktycznie panował nad dniem, a poczciwy Kapelut był bardzo zmęczony emocjami dzisiejszego dnia. Toteż poszedł do łazienki, rozebrał się i poszedł pod prysznic, delektując się gorącym strumieniem wody. Gdy zakończył kąpiel, wrócił do łóżka, ubrany w samą bieliznę, przykrył się kołdrą i leżał dłuższą chwilę niemo, rozmyślając o tym i o tamtym, aż w końcu zasnął nie pamiętając marzeń sennych.

Gopnik - 12 Marzec 2017, 21:15

Sen... Jakże to przyjemna czynność, w szczególności, gdy nie trzeba wstawać na ósmą do roboty, a materacyk jest wygodny i mięciutki. Gopnika obudziły promienie słońca i ćwierkanie ptaków za oknem. Do pełni szczęścia brakowało mu kobiety obok i flaszeczki wódki. O ile z tym drugim, wbrew zaleceniom lekarza, mógłby sobie jakoś poradzić, wszak wody tu nie brakowało, to z kobietami było gorzej.
Tak, czy siak, poranek był w miarę przyjemny.
Wstał, ruszył w stronę prysznica i zmył z siebie brudy dnia poprzedniego, tym razem jednak mył się dokładniej, niż ostatnio. Wysuszył się ręcznikiem i nago, z bielizną w garści, szybkimi krokami ruszył po świeże bokserki i piżamę, po czym założył swój szpitalny uniform. Postanowił usiąść na krześle bujanym, by trochę się zrelaksować (ciekawe od czego, ale cóż, czasami przydaje się odpoczynek od odpoczynku) i pobujać się. Gdy jednak już spoczął momencie zaczęło mu burczeć w brzuchu. W zasadzie nic nie jadł od ostatniego posiłku, czyli już jakiś czas! Ciekawe, co będzie na śniadanie. Na pewno będzie to przepyszne.
W pewnym momencie wpadł mu do głowy pewien pomysł. A gdyby tak... Tak, to był świetny, przepiękny pomysł. Wstał z fotela, przykucnął, jak to miał w zwyczaju, skupił się (jednak nie za mocno, by nie zabrudzić świeżej, dopiero co założonej bielizny) i rozpoczął teleportację!
ZT

Gopnik - 18 Marzec 2017, 22:39

Osamotniony i zrezygnowany Gopnik wziął tackę i wyszedł z sali. Stwierdził, że śniadanie zje w nietypowym miejscu, bo w recepcji. Przynajmniej Alice dotrzyma mu towarzystwa. Jak pomyślał, tak zrobił, spokojnym krokiem ruszył w kierunku wejścia, a gdy tam dotarł, usiadł, jak gdyby nigdy nic na krześle przeznaczonym dla czekających, położył tackę na kolanach i spokojnie pałaszował śniadanie, rozmawiając z marionetką o pogodzie, o klinice, ogółem o wszystkim i o niczym. Gdy skończył jeść, zapytał kobietę, gdzie odłożyć tackę i odstawił ją zgodnie z poleceniem Alice.
Następnie ruszył do swojej sali. Dosłownie padł na łóżko. Nie był co prawda zmęczony, ale wiedział, że przyjemnie chłodna pościel miło go zrelaksuje. Spojrzał w okno. Przez niebo przemijały ciemne chmury. Pewnie będzie padać, pytanie tylko, co? Piłki golfowe, tosty z serem czy może jakieś żaby. Żaby, ha ha, jak w plagach egipskich. Gopnik co nieco o tym słyszał, tak jak i o całej tej ich książce... Biblia? Tak chyba to się nazywało. Towarzysze Gopniki oddawali tej książce jakąś ogromną cześć. Stawiali zgodnie z jej zaleceniami świątynie i odprawiali modły. Kapelut tego nie rozumiał, ale kilka razy był, razem z kolegami, na tej, jak to było, myszy? Meszy? Mszy? Coś takiego. Całkiem ciekawie. Wino, kobiety i śpiew. Sam jednak bardziej wierzył w stworzenie światów przez Bajkopisarzy. Z drugiej strony, może ten ich Jezus też był jednym z nich, tego w sumie Michaił nie mógł wiedzieć.
Gdy tak Gopnik śledził ruch kłębów chmur za oknem, jego powieki zaczynały się robić coraz częściej. Gdyby ktoś teraz wszedł, zobaczyłby rusofila leżącego na wznak, oddychającego niemal niezauważalnie, najwyraźniej przysypiającego. Jednak nie był to głęboki sen, byle głośniejszy dźwięk momentalnie wybudziłby kapeluta. Mimo, że łóżko było bardzo wygodne, chłodne i mięciutkie...

Bane - 18 Marzec 2017, 23:12

Alice w recepcji poinformowała go, że Gopnik zjadł śniadanie i udał się na spoczynek do pokoju nr 1. Dlatego też nie czekając ani chwili Bane udał się do wskazanego miejsca.
Bądź co bądź, miał dla Kapeluta wyśmienite wieści. Z badań krwi i prób wątrobowych wyszło, że choroba nie jest wcale taka poważna. Ot, zwyczajne osłabienie wątroby nadmiernym piciem. Mogło się skończyć gorzej, prawda?
Bane wszedł do sali po cichu i gdy zobaczył leżącego na łóżku mężczyznę, podszedł do łózka z uśmiechem na ustach.
Gopnik wyglądał na rozluźnionego, ba! przysypiał. Patrzył prze okno i ewidentnie odlatywał. Bane, by go nie wystraszyć, zwrócił na siebie uwagę cichym kaszlnięciem. Gdy tamten skierował na niego swoje oczy, lekarz podniósł rękę machając do niego wesoło.
- Witam Śpiącą Królewnę. - powiedział podchodząc do stelaża łóżka i zdejmując tabliczkę z danymi o stanie zdrowia pacjenta. Przez chwilę studiował kartę, ale niepotrzebnie bo już podjął decyzję.
- Koniec nudzenia się w Klinice, mój drogi. Wychodzisz na wolność! - zaśmiał się odwieszając kartę. No cóż...skoro nic wielkiego tak naprawdę mu nie było, mógł wyjść ze szpitala i wrócić do normalnego życia. Bane przecież i tak będzie chciał się z nim kontaktować, choćby z przyczyn biznesowych - w końcu Gopnik mówił coś o sklepie i sprzedaży wódki.
- Twoja wątroba wcale nie jest w tak tragicznym stanie by cię tu dalej trzymać. Regeneruje się skubana. - wzruszył ramionami uśmiechając się do niego - Będę miał jednak prośbę. Ogranicz picie, przynajmniej nie upijaj się codziennie, daj jej czasem odpocząć. - dodał - No i wpadnij do mnie czasem na kontrolę, co? Będę chciał sprawdzić czy wszystko idzie gładko.
Nie czekając na pozwoleństwo, Bane użył mocy. Świetliste tatuaże jak zawsze wypełzły aż na twarz i gdy lekarz dotknął ręki Kapelusznika, Gopnik mógł poczuć ciepło i mrowienie - Bane pomagał jego wątrobie się zregenerować, w końcu jego moc polegała na przyspieszeniu regeneracji tkanek.
Po kilku minutach zakończył tą specyficzną 'kurację' i skinął głową zadowolony z efektów.
- No, trochę cię podleczyłem, brachu. - powiedział - Ale nie oznacza to, że masz z tego okazji upić się w trupa. Szanuj moją robotę. - zaśmiał się i pogroził mu palcem.
Wstał i spojrzał na niego z góry, łapiąc się pod boki.
- No, jesteś więc wolny. Wszystkie zabrane ci rzeczy są u Alice, wychodząc poproszę by ci wszystko przyniosła. - powiedział - A co do twojej znajomej... Jeszcze trochę u nas pobędzie. Wstrząs mózgu to nie przelewki. Ale jest w dobrych rękach. - dodał entuzjastycznie, szczerząc się radośnie.
Ruszył ku drzwiom ale odwrócił się jeszcze do Gopnika.
- Acha. I mam nadzieję, że ta oferta dotycząca spirytusu jest nadal aktualna. Zgłoszę się. - powiedział na odchodnym - Daswidanja, Bratan! - dodał kalecząc język rosyjski (oj, starał się wypaść dobrze) i wyszedł.

Po chwili do pokoju weszła Alice, niosąc wyprane i wyprasowane ciuchy Kapelusznika.
- Cieszę się, że wrócił pan do zdrowia. - powiedziała formalnie - Wszystkiego najlepszego.
Zostawiła rzeczy i wyszła.
Gopnik był już wolny. Może poczuł się olany, ale w przypadku jego przypadłości nic więcej Bane nie mógł zrobić. Alkoholowe zapalenie wątroby leczy się...odstawieniem wódki. Białowłosy wiedział, że Kapelut prędzej zje zupę z buciora niż zrezygnuje z wódy. Byli pod tym względem podobni, haha!
Kuracje na które stawi się Gopnik będą musiały wystarczyć. Silny z niego chłop, da radę!

z/t

Gopnik - 19 Marzec 2017, 13:41

Gopnik, obudzony chrząknięciem, zerwał się nagle. Spojrzał po pokoju, a po chwili jego wzrok utkwił w doktorze.
- Nu, Dobre utra! Kak dieła? - Odrzekł, nieświadomie, po rosyjsku. Zaraz potem się poprawił - Co tam u was, doktorku!
Gdy usłyszał dobre wieści, obudził się całkowicie, wstał szybko i uściskał Bane'a! Wreszcie, wolność! Nie, żeby mu w klinice było źle, aczkolwiek miał już plany, co chce zrobić po wyjściu z tego przybytku. Musiał kogoś przeprosić.
- No dobrze dobrze, zastosuję się, tak jak pan mówi, panie ordynatorze Blackburn. Nie będę pił co dzień, tylko co dwa, ha ha! Na pewno jeszcze do ciebie wpadnę na "kontrolę"! - pełen entuzjazmu odpowiadał ze śmiechem. Wreszcie, wątroba zdrowa, może pić. No, może nie tak często, ale jednak, może pić! Wspaniała wiadomość.
Na dodatek jeszcze medyk wspomógł Gopnika swoim magicznym leczniczym dotykiem. Czyli jego wątroba była jeszcze zdrowsza, a więc był już w ogóle zdrowy.
- Dziękuję Bane, no, twoją pracę szanuję, ale sam wiesz jak to jest z piciem, ha ha! - poklepał białowłosego po ramieniu. Ten ciągle jeszcze miał oznaki kaca, ale już wyglądał o niebo lepiej, niż przy śniadaniu. Wrócił mu humor i ogólne dobre samopoczucie, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie, to dobrze.
Wolny, jak to słowo pięknie brzmiało. Gopnik czuł, że jeszcze nie raz tu wróci, jednak raczej jako "przedstawiciel handlowy" swojej firmy, aniżeli pacjent.
- Dziękuję, dziękuję za wszystko, za opiekę, za pomoc, za zrozumienie zarówno mojej sytuacji, jak i Rosemary. A właśnie - co z nią? - spytał, niemal od razu uzyskując odpowiedź. No, czyli jeszcze tu zostanie. Oby nie broiła już, i tak sobie przysporzyła problemów.
- Oczywiście, gdy przyjdę na "kontrolę", przyniosę produkt. Pierwsza partia za darmo, w podzięce za leczenie i profesjonalne podejście! A potem, to tak jak mówisz, zgłoś się, a coś wynajdę! A, i proszę pozdrowić Julię, pana Dyrektora i Alice! Raczej dziś już się z nimi nie zobaczę. - powiedział z uśmiechem. Humor mu wrócił. - - Paka, Drug! Pożegnał się.
Gdy lekarz wyszedł, poczekał chwilę na Alice i spojrzał na dresik. Wyprasowany w kant. Tak jak trzeba. Prawilny dres wyjściowy.
- Dziękuję i wzajemnie. Szczerze, bardzo dziękuję. - odpowiedzial na życzenia i pożegnał się z marionetką, gdy ta wychodziła.
Rusek przebrał się, spakował swoje rzeczy do kapelusza i ruszył w drogę. W zasadzie ruszył to za dużo powiedziane. Skorzystał ze swojej mocy, gdyż było to mniej męczące niż spacer do Mrocznych Zaułków. A tak się składało, że chciał złożyć komuś wizytę. A ten ktoś mógł być właśnie w Zaułkach. Skupił się więc i zniknął w obłoku.
ZT

Tulka - 8 Październik 2017, 11:20

Tulka zabrała tajemniczą dziewczynkę do środka. Alice od razu zareagowała i podbiegła do nich. Obejrzała małą i poprowadziła Tulkę do Jedynki. Tam obejrzały dziewczynkę już na spokojnie razem. Tulka osłuchała ją, ale na szczęście mała nie miała problemów z oddychaniem. Razem z Marionetką, rozebrały ostrożnie dziewczynkę. Nie obudziła się jednak nie wyglądało na to by stało jej się coś poważniejszego niż siniaki i otarcia. Nie wiedziały tez jak długo się błąkała i skąd w ogóle wzięła się na podjeździe. Może powiedzieli jej, że jakby się zgubiła to ma tu przyjść i się po nią zgłoszą? Nie wiedziały tego.
Delikatnie obmyły wszystkie jej ranki i sprawdziły jeszcze raz czy nie żadnych poważniejszych obrażeń. Nic nie znalazły, ale może się okazać, że ma jakieś problemy, gdy się obudzi. Tulka sprawdziła jej temperaturę, była lekko podwyższona. Pewnie mała przeziębiła się lekko leżąc na zewnątrz. Gdy Alice wyszła na chwilę z pokoju Tulka uzupełniła kartę dla małej dziewczynki, by lekarze wiedzieli czego już się dowiedziały. Podała jej temperaturę i wypisała objawy. Większość pól została jednak pusta, w końcu nie wiedziała nawet jak się nazywa. Powiesiła kartę na zaczepie przy łóżku.
Alice przyniosła dla niej piżamkę i obrały małą. Umyje się dokładnie jak się obudzi. Ułożyły ją na łóżku, bliżej okna. Tym samym, w którym spała Tulka, gdy była tutaj pacjentką. Alice wzięła ubranka do wyprania. Sprawdziły tez czy nie ma żadnej karteczki czy czegokolwiek co świadczyłoby o tym, skąd to dziecko się tutaj wzięło. Julia otuliła ją czule kołdrą kładąc obok jej misia, do którego dziewczynka od razu się wtuliła. Pogłaskała ją po głowie i wyszła z pokoju.
Nie leczyła jej, bo nie była pewna czy nie ma jakiś niewidocznych obrażeń, które lepiej, żeby nie zostały bezmyślnie zaleczone.
Będą teraz zaglądać na zmianę z Alice czy dziewczynka się nie obudziła, chyba, że któryś z lekarzy się nią zajmie.

Tulka ruszyła do swojego pokoju. Tam w końcu pozbyła się brudnych ubrań i rzuciła je na bluzę. Wzięła długi prysznic, chcąc pozbyć się wszystkich brudów tego dnia. Wyszła spod prysznica i zajęła się swoim futrem i włosami, które związał w kolorowy kok. Grzywka jednak nadal zakrywała jej dwubarwne oko.
Zajęła się też ranami. Znów obandażowała dokładnie dłoń. Odkryła również, że na policzku ma czerwony placek który na szczęście nie rzucał się w oczy. Usztywniła jeszcze kostkę, nadal ją trochę bolała ale nie uniemożliwiała jej pracy.
Ubrała się w swój uniform, w którym pracowała. Nakarmiła dziewczynki i ogarnęła jeszcze mieszkanie. Schowała nóż by nikt nie zrobił sobie krzywdy. Westchnęła ciężko widząc drzwi, ale nic na to nie poradzi. Zapyta może potem Alice czy zna jakiegoś ślusarza, który by to naprawił.
Zabrała brudne ubrania i ruszyła do Recepcji. Tam dała je Alice do spalenia. Zjadła szybkie śniadanie. Raptem ze dwie trzy kanapki i poszła na obchód, by sprawdzić wszystkich pacjentów oraz podać leki tym, którzy muszą jeść na czczo. W międzyczasie zwiedziła cały budynek do którego miała dostęp by zapamiętać dokładnie gdzie co jest. Co chwila zaglądała tez do małej pacjentki by sprawdzić czy wszystko w porządku.
Wyszła do pracy jakąś godzinę, może półtorej nim zrobił to Bane. Pomogła ze śniadaniami dla pacjentów oraz z porządkowaniem pustych sal. Skupiła się całkowicie na pracy mając nadzieję, że ten dzień przyniesie ze sobą coś dobrego, że będzie lepszy niż poprzednie.

ZT



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group