Anonymous - 3 Sierpień 2011, 20:34 Cóż, może owa atmosfera nie była aż tak specjalnie miła - przynajmniej jeśli rozpatrujemy relacje Nika z tatą. O ile z resztą rodziny potrafił się dogadać, to ze własnym ojcem nijak mógł dojść do porozumienia. Z resztą, nic dziwnego: chłopiec miał duszę podróżnika, a jego rodzic chciał go uchronić od wszelkich niebezpieczeństw tego świata. W takim wypadku konflikt był nieunikniony. Paradoksalnie, gdyby nie nadopiekuńczość ze strony ojca, Niko najprawdopodobniej nie zdecydowałby się na wstąpienie do MORII, szybko zapomniałby o stworzeniach z Krainy Luster - albo uznałby je za wytwór młodzieńczego umysłu - i wiódłby średnio ciekawy żywot. W końcu, dopiero ta organizacja dała mu możliwość życia na własną rękę i wędrowania bez ograniczeń.
Charlotte na pewno nie była tego świadoma - w końcu, Niko rzadko kiedy dawał po sobie poznać, że coś go gnębi - ale głupie uwagi w stosunku do dziewczyny denerwowały go bardziej, niż te dotyczące jego samego. O, nie dziwił się, że czasem padał ofiarą żartów co ważniejszych osobistości w MORII - w końcu, jak on, szkolny leser, mógł równać się z najtęższymi umysłami świata? Poza tym, skoro sam często wyśmiewał się sam z siebie, z jakiej racji miałby zabraniać temu komukolwiek innemu? Wybrał taki styl bycia, jaki mu najbardziej odpowiadał, ze wszystkimi jego pozytywami i negatywami. Niko nie potrafił natomiast zrozumieć uczucia wyższości tych wszystkich profesorów w stosunku do panny Negatywki. Oczywiście, dysproporcja między powagą dziewczyny a jej wiekiem mogła dziwić, ale w gruncie rzeczy nie była to specjalnie zabawna kwestia. Dla chłopca beztroska była najwyższą cnotą, a Charlotte wydawała się być jej niemal całkowicie pozbawiona. Poza tym, w przeciwieństwie do Nika, jej wiedza mogła imponować. Dziewczyna była inteligentna i potrafiła korzystać z tego niewątpliwego atutu. I co najważniejsze, twardo stała na ziemi. Zawsze stawiała czoła problemom, podczas gdy Niko wszelkich przeciwności losu po prostu unikał. O tak, Charlotte niesamowicie mu imponowała.
- Może dałoby się dogadać z miejscowym muzeum? Na pewno mogliby zorganizować kilka dodatkowych eksponatów na wystawę - dodał po chwili. - A przy okazji zajęliby się trochę reklamowaniem.
Pomyślał nagle o grupce kilkuletnich dzieciaków, które z polecenia władz szkoły zostały zmuszone do zwiedzenia wystawy o zegarach. Gdyby tylko wiedziały, że pomysł uruchomienia tego narzędzia zła zrodził się w tak piękny dzień, podczas konsumowania musu czekoladowego! Mimowolnie uśmiechnął się sam do siebie, grzebiąc łyżeczką w deserze. No tak. Biedne małolaty miałyby chyba stały uraz do słodyczy.
Obydwoje zajadali się w ciszy musem czekoladowym, a przynajmniej do czasu, aż Charlotte podzieliła się pomysłem na temat Big Bena. Niko uniósł lekko brwi, zastanawiając się nad tym chwilę.
- W sumie, to powinno się spodobać - zgodził się. - Tylko nie wciągnij się w produkcję za bardzo. I wychodź od czasu do czasu z warsztatu, okej?
Wyszczerzył się do niej, po czym ponownie pochylił się nad pucharkiem z musem czekoladowym. O bogowie, cóż za rozkosz dla podniebienia!Anonymous - 4 Sierpień 2011, 10:29 Mimo wszystko Charlotte nie mogła znać szczegółów dotyczących rodziny Nika i atmosfery, która panowała w jego domu. Owszem - coś od czasu do czasu wspomniał, coś przebąknął, czymś się pochwalił, ale były to jedynie nic nie znaczące szczegóły, ni w ząb nie oddające ogólnego zarysu sytuacji. Zdaniem dziewczęcia, aby się o czymś przekonać, najpierw trzeba stanąć z tym twarzą w twarz. W tym przypadku takiej możliwości nie było, bo Finlandia, czyli rodzimy kraj jej przyjaciela, był dla niej nieomalże niczym koniec świata. Nie znała nawet ich imion - może chłopak coś raz wspomniał, ale widocznie nie były to informacje warte zapamiętania. Ostatnim napomknięciem o własnej rodzinie z jego strony była właśnie ta krótka historyjka o ciotce, która przywiozła rybny pieróg zamiast ciasta. O ile znamy Szarlotkę, można było się spodziewać, że jeszcze dzisiaj o tym zapomni na amen. Ot, takie życie. Zegarmistrz, oprócz fioła na punkcie zegarków i zegareczków, słynęła również z tego, że kolekcjonowała najbardziej istotne i najciekawsze informacje, które mogłyby zdać się na coś w przyszłości. Dość osobliwe hobby, ale nikt chyba nie myślał, że czerwonooka jest zwykłym, przeciętnym dzieckiem, czyż nie? A nawet, jeśli myślał, pewnie już uświadomił sobie, że bardziej pomylić się nie mógł. Wracając jednak do tematu rodziny, można uznać, że chłopiec odpłacił jej się pięknym za nadobne. Tak, jak ona miała o jego rodzinie chociażby mgliste pojęcie, tak on o jej krewnych nie wiedział zupełnie nic i nie wyglądało na to, by miał się w najbliższym czasie dowiedzieć. Wobec tego pozostawały dwie możliwości - albo on sam ją o to zapyta, albo w nadejdzie jakiś cudowny dzień, kiedy to ona sama postanowi mu o tym opowiedzieć. Gdyby Niko postanowił jednak poczekać, zapewne mino wszystko czekałby dość długo, zanim Szarlotka się przed nim otworzy. A gdyby zapytał sam? Cóż, trzeba wiedzieć, że nie lubiła pytań zadawanych wprost. Przypominało jej to najzwyklejsze przesłuchanie na komisariacie, nawet, gdyby znajdowali się wtedy w najpiękniejszym miejscu na ziemi. I tu objawia się kolejna sprzeczność w jej charakterku - prócz niechęci do bezpośrednich pytań o prywatność, jeszcze większą nienawiścią darzyła osoby, które bawią się z nią w "podchody", jakby same nie wiedział, czego właściwie tak na prawdę chcą. Ech, i tak źle, i tak niedobrze... Może więc jednak lepiej poczekać? Przynajmniej obędzie się bez nagłego ataku furii z jej strony.
Owszem, dziewczynka nie wiedziała, że jej przyjaciel przejmuje się wzgardliwymi uwagami na jej temat, ba - gdyby nawet wiedziała, najpewniej uznałaby to za jedną wielką niedorzeczność. Niestety, Charlotte miała do tego stopnia zaburzoną wiarę w ludzi, że nie spodziewała się po Niku niczego poza chęcią spędzania z nią wolnego czasu. Od czasu opuszczenia szkoły nie zjednywała już sobie przyjaciół (zresztą, tak czy owak po jakimś czasie uznała, że nigdy tak na prawdę żadnych nie miała), tak więc owo pojęcie zdążyło się mocno zatrzeć w jej słowniku. No, ale Niko był na dobrej drodze, aby to zmienić. Żeby tylko się nie pomylił...
Grzebała przez chwilę w pucharku, aż wyciągnęła z dna wisienkę oblepioną czekoladowym deserem. Wbiła w nią odrobinkę bezmyślne spojrzenie, aż w końcu zdecydowała się ją zjeść - po to w końcu była. Nagle odłożyła łyżeczkę, choć naczynie wypełniało jeszcze jakieś pół deseru i podparła brodę dłonią, tym razem zaczynając wpatrywać się w Nika.
- Porozmawiam z którymiś, ale nie dzisiaj - stwierdziła z niezachwianą pewnością siebie, znów biorąc do ręki łyżeczkę i powracając do konsumpcji musu. Ach, czyli jednak nic złego jej się nie stało i nie znielubiła czekolady. A już się zaczęłam zamartwiać...
Charlotte była doskonale świadoma faktu, że Niko mimo swego niezaprzeczalnego uroku i przyjacielskości potrafił mieć wizje w nieco... Demonicznym kontekście, że tak to ujmę. A fakt, że dzieciarnia z początku będzie jęczeć w wniebogłosy na wieść, że będą zmuszeni pójść na jakąś wystawę o zegarkach nieszczególnie ją obchodził. A nuż któremuś się spodoba i za parę lat będzie miała utalentowanego praktykanta?
- Postaram się - odparła niewinnie i z delikatnym uśmieszkiem na twarzy na prośbę Nika. Znając ją, najpewniej zrobi sobie plan pracy i sama ustanowi rygor.
Skończyła właśnie jeść mus, kiedy przypomniało jej się, że chciała zajrzeć jeszcze do siedziby organizacji. Wyciągnęła zegarek i zerknęła na cyferblat. Zdąży, jeśli pójdzie teraz. Zerknęła pospiesznie na Nika.
- Wybacz, muszę jeszcze coś załatwić. Dzięki za dzisiaj. - trochę się speszyła, wypowiadając drugie zdanie, ale natychmiast przywołała się do porządku. Wstała, pomachała chłopcu na "do widzenia" i pospiesznie opuściła kawiarnię, rzucając tylko grzecznościowe pożegnanie.
[z/t]
Anonymous - 6 Maj 2012, 20:09 Zapadł już lekki zmrok, a do tego zaczął padać zimny deszcz co w efekcie spowodowało, że ludzie pochowali się do domów. Itzatec wykorzystał to i przyszedł do miast, przyprowadzając ze sobą Tię. Spacer był dość długi, przez co jaszczur cały czas miał dziewczynę na oku. Długo już jednak nie musieli maszerować. Zasłonięty przez czarne szaty niebieskofutry jaszczur zatrzymał się przed Domem Czekolady. Miłe miejsce w którym zawsze można było dostać dobrą czekoladę. Smaczną... Jaszczur zajrzał przez szybę. Akurat nie mieli gości. Dobrze się składało. Złapał więc Tię za rękę, a następnie pośpiesznie wparował z nią do środka i nie czekając na nic,podszedł z nią do jednego ze stolików, odsunął jej krzesło, a następnie sam zasiadł na drugim krześle. Nie zdejmował z głowy kaptura. Lepiej by ew. goście nie wiedzieli kim był. Natomiast obsługa... Cóż znali go takiego jakim był. Itzatec obserwował tylko w ciszy dziewczynę, nie zwracając nawet uwagi na pracownika budynku który podszedł do nich i położył na stole dwa menu.Anonymous - 7 Maj 2012, 20:38 Cóż, w tym płaszczu też rzucał się w oczy. Prawda, mniej, niż gdyby szedł bez niego, ale... No i nie miał butów. Jego wielkie, niebieskie, futrzaste stopy zdecydowanie zwracały uwagę.
Zanim doszliśmy do... na miejsce, zdążyło się już zrobić ciemno. A ja zdążyłam naprawdę porządnie zgłodnieć. Mimo to nie narzekałam. I tak nic by to nie zmieniło. Niestety jakby głodu było mało, w połowie drogi zaczęło padać, więc kiedy dotarliśmy do restauracji zdążyłam porządnie zmoknąć i zmarznąć na kość. Itz... Nie. Nie Itz. Kyle. On nadal był Kylem. Tak więc Kyle miał płaszcz. Ja niestety ubrana byłam tylko w krótką spódniczkę i cienką koszulę. Teoretycznie powinien się zachować jak dżentelmen i oddać mi swój płaszcz, ale biorąc pod uwagę, że nie był do końca człowiekiem, wolałam zmoknąć, niż narażać go na nieprzyjemne spojrzenia przechodniów. Poza tym z tego co wiem mokre futro też nie jest zbyt fajne... Mówię tutaj o właścicielu, ale warto też wspomnieć, że pewnie jeszcze będę się do niego tuliła, więc... Nawet gdyby zaproponował, odmówiłabym.
Wnętrze było przytulne i co najważniejsze jeśli mówimy o Kyle'u - puste. Było tu zaledwie kilka osób plus obsługa.
Podziękowałam, gdy odsunął mi krzesło. No widzicie? Był dżentelmenem, po prostu tak jak mówiłam - płaszcz był jego tarczą przed złem świata. O, jak mi się ładnie powiedziało.
Zajrzałam do menu. Czekolada, czekolada z mlekiem, czekolada z bitą śmietaną, z bitą śmietaną i pianką, z bitą śmietaną, pianką i wiórkami orzechowymi albo czekoladowymi, do wyboru, czekolada z owocami, czekolada z czekoladą (mleczna z gorzką). Skrzywiłam się lekko. Niespecjalnie widziało mi się jeść cokolwiek słodkiego na pusty żołądek, ale po pierwszy byłam potwornie głodna, a po drugie Itz chyba wiedział co robi, zabierając mnie właśnie tutaj.
-Ty mi coś wybierz, ja się na tym nie znam. -powiedziałam, odkładając menu.Anonymous - 8 Maj 2012, 20:37 Jaszczur przekrzywił delikatnie łeb na bok, przyglądając się jej z lekkim zaskoczeniem, gdy nakazałam u wybrać jej coś z menu. Dobrze - pomyślał, a gdy kelner podszedł ponownie, sięgnął po menu, otworzył na jednej ze stron, a następnie wskazał na czekoladę z bitą śmietaną.
Miał okazję kiedyś napić się tutaj tej czekolady. Była bardzo smaczna, a jednocześnie nie było jej specjalnie dużo. Gdy tylko Tia spróbuje czekolady, Itza miał zamiar zabrać ją do następnego miejsca na swojej liście. Tak na dobrą sprawę to chciał pokazać jej całe miasto oraz jego okolice, niemniej jednak nie mieli aż tak dużo czasu, więc ograniczy się do najważniejszych.
Zwierz podparł swój łeb na dłoniach, wpatrzony w nią z uśmiechem na pysku, a następnie wziął głęboki wdech.
-Więc... Co robiłaś gdy mnie nie było?
Zapytał chcąc w jakikolwiek sposób rozpocząć konwersację. Po za tym był ciekaw jak przetrwała bez niego te sześć lat - i to do tego w samotności! On by chyba zdążył do tego czasu kilkukrotnie zwariować, a jej jakby nic nie dolegało z tego powodu.Anonymous - 8 Maj 2012, 21:28 Zanim kelner odszedł, poprosiłam jeszcze, żeby przyniósł wiadro, jakby mógł. Spojrzał na mnie, jak na wariatkę, ale przytaknął.
-Muszę wykręcić włosy. -wyjaśniłam Kyle'owi. -A nie chcę im robić tutaj jeziora. -och, naprawdę? A gdzież to podziała się moja złośliwość? Może to dlatego, że jestem głodna? Mniejsza, bycie przez chwile miła na pewno nikomu nie zaszkodzi. No, może oprócz mojej psychiki, ale ona i tak już jest skopana, więc wszystko jedno.
-No cóż... 'zajmowałam się' ogrodem i domem, czego efekty widziałeś... -zaczęłam. -Szwędałam się po wyspie bez celu, próbowałam uciekać. -O tak, to było ciekawe. Przy próbie odpłynięcia lub odlotu zawsze po kilku godzinach wracałam znów na wyspę, tylko z drugiej strony, zupełnie jakby jakby to była taka mała Ziemia - cała pokryta wodą i tylko ta malutka wysepka. Podjęłam też próbę odlotu w kosmos, ale rakieta odbiła się od atmosfery i rozbiłam się kilkaset metrów od mojej wyspy. Taa...
-No ale głównie byłam na Ciebie wkurzona i wyzywałam się na kukłach przedstawiających Ciebie. -powiedziałam takim tonem, jakbym wspominała o tym, że wczoraj padało, ale i tak nie miałam planów wychodzić, więc wszystko mi jedno.
Kelner przyniósł tacę z dwoma kubkami czekolady i wiadro, do którego zaraz wykręciłam wodę z włosów i ubrań. Z ubrań oczywiście tyle, ile się dało bez zdejmowania ich, czyli tylko krańców.
-Dziękuję. -rzuciłam mu z uśmiechem, gdy z zaskoczona miną zabrał wiadro i zniknął za ladą.
-No a co się z Tobą działo? -spytałam, grzejąc dłonie kubkiem.Anonymous - 10 Maj 2012, 19:32 Jaszczur przysłuchiwał się słowom dziewczyny z wyraźnym zainteresowaniem. Fakt, że zajmowała się ogrodem i domem pozostawił dla siebie - jeśli chodziło o komentarz. Tamto miejsce całkowicie nie wyglądało tak jakby ktoś się nim zajmował, chyba, że dbała o to by cały budynek się po prostu nie zawalił. Warknął dopiero na nią gdy usłyszał, że była na niego wkurzona i wyżywała się na kukłach które miały go przedstawiać. Tak łatwo zatraciła w niego wiarę, drugi raz również zamierzała to zrobić? Nim częściej wracała wspomnieniami do obwiniania go o fakt, że go nie było, on po prostu coraz mnie jej ufał. Jego natura i postrzeganie świata ulegało całkowitej przemianie od czasu kiedy przestał być człowiekiem, a zamiast tego stał się... Tym kim teraz był - niebieskofutrym jaszczurem.
Itzatec zignorował całkowicie kelnera który podszedł do nich i położył na stoliku czekoladę. Zaczekał aż mężczyzna odejdzie, a następnie cofnął się do tyłu, opierając się o oparcie krzesła, po czym wziął głęboki wdech, zamknął na chwilę oczy i zastanowił się. Gdy otworzył swe oczy, zaczął mówić:
-Ja? Uczyłem się... Od nowa, od momentu w którym stałem się nowym mną. Musiałem przyzwyczaić się do nowego ciała, nowego sposobu postrzegania świata, odczuwania otaczającego mnie życia. Musiałem również zapanować nad samym sobą, poskromić zwierzęce instynkty. A później to tylko musiałem przetrwać. Mistrz dał mi... Wolną rękę, mówiąc, że czas bym zaczął żyć na własny rachunek, a do niego wracać mam tylko wtedy gdy będę miał się czegoś nauczyć. Żyję więc sobie z dala od cywilizacji - z naturą, z dnia na dzień, ucząc się, zdobywając sojuszników jak i wrogów. - Odparł, mówiąc spokojnym i opanowanym głosem, cały czas utrzymywał przy tym kontakt wzrokowy z Tią. Jego dłonie spoczywały na stole, a on sam nie poruszał się ani nie wiercił. Nawet jego ogon leżał spokojnie na ziemi przy krześle.Anonymous - 14 Maj 2012, 19:24 -Ej, o co Ci chodzi, co? -rzuciłam, gdy warknął. -Wtedy jeszcze myślałam, że mnie olałeś. Może miałam się tulać do Twoich podobizn? Ty się zmieniłeś wbrew swojej woli, ja zostałam porzucona, przynajmniej tak to wyglądało z mojego punktu widzenia. -wręcz było mi teraz trochę głupio za te kukły, ale przecież nie powiem mu tego wprost. Bez przesady.
Słuchałam go uważnie, przynajmniej się starałam. Przez to jego spojrzenie dotarła do mnie tylko połowa. Było jakieś takie... Jednocześnie urzekające, a jednocześnie przewiercało mnie na wylot, jednocześnie chciałam odwrócić wzrok, ale też z drugiej strony wolałam wciąż patrzeć się w jego białe niczym śnieg oczy.
-Mam nadzieję, że masz więcej tych pierwszych. -odparłam. To ostatnie zdanie chyba w największej części utkwiło mi w głowie.
Podniosłam kubek i wzięłam łyk czekolady. Była smaczna, naprawdę wyśmienita. Nie wiedziałam, czy naprawdę taka była, czy to przez to, że byłam głodna. Tak czy siak kubek ledwo dotknął blatu a znów powędrował do moich ust. Tym razem opróżniłam go do dna. Trochę bitej śmietany zostało mi na nosie, a czekolady nad wargą.Anonymous - 14 Maj 2012, 19:54 -Drugi raz również stracisz we mnie wiarę?
Zapytał jako odpowiedź na słowa "o co chodzi". No właśnie, wbrew woli, nie powinno tak łatwo tracić się wiary we własnych przyjaciół, zwłaszcza jak na dobrą sprawę ma się tylko jednego, tak jak ona miała tylko jego, a przynajmniej tak podejrzewał bo nikogo innego do swojej głowy nie wpuszczał po za sobą samym. Złapał za kubek z czekoladą, a następnie duszkiem szybko wypił ją i spojrzał na chwilę w stronę wyjścia, a następnie ponownie na dziewczynę. Przez chwilę miał wrażenie, że coś przemknęło za oknem. Nie ważne jednak, pewnie był to jakiś człowiek.
-Jak widzisz tutaj... Mam kilku zaufanych przyjaciół. Nie wszyscy się mnie boją, zwłaszcza po tym jak uratuje się ich dzieciaki przed jakimś monstrum.
Odparł, a następnie uśmiechnął się delikatnie i spojrzał w blat stołu, przypominając sobie ten pamiętny dzień w którym pierwszy raz stoczył walkę z jakimś dziwnym czymś które wylazło z zakładów Morii - zupełnie jak on. Różnica między nimi była jednak taka, że on myślał i panował nad samym sobą, a tamto coś, cóż... Już niestety nie.Anonymous - 14 Maj 2012, 20:04 -Cóż... -zrobiłam krótką pauzę. -To zależy tylko od Ciebie. Na razie nie mam powodów. -uśmiechnęłam się. I wolałabym nie mieć powodów. Drugi raz mogłabym tego nie znieść. W tamtym świecie nie mogłam się zabić, nieważne, jakbym próbowała, ale tutaj...
Znów się uśmiechnęłam. Trochę śmiesznie to brzmiało biorąc pod uwagę, jak wyglądał. No ale przecież wygląd to nie wszystko. W ogóle... Czemu ludzie się go bali? Znaczy okej, że się od nich różnił, ale przecież nie był agresywny, nie szczerzył zębów i nie warczał na każdego mijanego na ulicy. Ludzie jednak są głupi... Z drugiej strony... Pamiętam jak Kyle zareagował kiedy zobaczył mnie po raz pierwszy, wiele lat temu. Też si e bał. Ludzi chyba po prostu przeraża nieznane...
Znów poczułam jakieś ruchy w brzuchu, ale te były bardziej niepokojące.
-Niedobrze mi... -zdążyłam tylko rzucić. Nawet nie udało mi się wstać, ledwo się odwróciłam, a zawartość mojego żołądka wylądowała na podłodze. Te kilka osób, które siedziały w cukierni, i które i tak na mnie zerkały z powodu mojego ogona, teraz wręcz się we mnie wgapiły. Ktoś bliżej drzwi nawet wyszedł, jakby miał się czymś zarazić. Po chwili nadeszła kolejna fala zwrotu i obrzydliwa, śmierdząca kałuża pod moimi nogami powiększyła się.Anonymous - 27 Maj 2012, 20:24 Jaszczur nic już jej nie odparł. Nie miał powodu ani celu w komentowaniu jej odpowiedzi, zwłaszcza, że nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Wziął ostatni łyk czekolady, dopijając ją do końca, nagle zauważając jej zachowanie. Chwycił szybko ogonem za wiadro które jeden z pracowników akurat niósł obok ich stołu, po czym szarpnięciem wyrwał go mu i podsunął prosto pod głowę Tii. Nie potrzebował by narobiła mu tu jeszcze kłopotów... Więcej nie pozwoli jej tknąć czekolady.
Itza wyszczerzył tylko swe kły w głupim uśmiechu, przyglądając się pracownikowi jak ten po wszystkim zabrał wiadro. Gdy mężczyzna odszedł, jaszczur spojrzał na dziewczynę wyraźnie nie wiedząc jak ma się zachować oraz co ma jej powiedzieć. Wziął głęboki wdech, zamknął oczy i zaczął oddychać spokojnie, czekając. No cóż, niech ona pierwsza coś powie na ten temat. Tymczasem niebieski jaszczur wyciszył się całkowicie, zupełnie jakby poddał się chwilowej medytacji, przestał się poruszać, jedynie materiał którym było okryte jego ciało, unosił się na jego klatce piersiowej w rytm jego oddechu.Anonymous - 27 Maj 2012, 20:30 Kyle wykazał się niezwykłym refleksem z tym wiadrem. I bardzo dobrze, oszczędził nam tym pewnie trochę kłopotów. Jeszcze by nam kazali sprzątać ten bałagan... Średnio mi się uśmiechało zamiatanie własnych rzygów.
-Muszę wyjść. -rzuciłam tylko i nie czekając na reakcję Kyle, wybiegłam z cukierni. Stanęłam zaraz przy drzwiach.
Wciąż padało. Ale to akurat dobrze, powietrze było rześkie, kilka głębszych wdechów i zrobiło mi się lepiej. A przynajmniej tak mi się zdawało, bo dosłownie sekundę po tej myśli przyszły kolejne dwie fale. Druga była już w sumie samymi skurczami, nie miałam czym dalej wymiotować. Więc było dobrze. Na wszelki wypadek zostałam jeszcze chwile na zewnątrz. Usiadłam na murku przy drzwiach i opatuliłam się ogonem, na tyle, na ile mogłam, żeby się ogrzać. Myślałam o tym, jak Kyle się zmienił. Nie tylko fizycznie, również jego psychika mocno się zmieniła. Zawsze był raczej spokojny, ale... ale w inny sposób, niż teraz. Teraz był spokojny do bólu, niewzruszony.Anonymous - 2 Czerwiec 2012, 21:07 Jaszczur chciał coś powiedzieć, otworzył pysk i uniósł prawą dłoń do góry, jednak nie wydobył z siebie żadnego głosu. Odprowadził jedynie wzrokiem Tię, a następnie odczekał chwilę, wpatrując się zamyślonym spojrzeniem w ścianę. Gdy odzyskał świadomość, skinął do pracownika baru, a następnie wstał z krzesła i powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Na zewnątrz nikogo nie było, panowała ciemna noc, a latarnie dookoła świeciły bardzo słabo. Do tego nadal lał ulewny deszcz.
Tia mogła usłyszeć zamykające się drzwi baru, a następnie ujrzeć zbliżającego się do niej od tyłu jaszczura. W połowie drogi, przyglądając się jej, Itzatec złapał dłońmi za mankiety płaszcza, a następnie rozsunął go na boki i szybkim ruchem ściągnął z siebie, ukazując w pełni swój prawie nagi tors, gdyż nie można było zapominać, że był pokryty niebiesko-czarnym futrem, które natychmiast zamokło w kontakcie z wodą spadającą z nieba. Jaszczur jednak wyraźnie niewzruszony maszerował dalej. Teraz dało się na nim zauważyć kilka szczegółów, a dokładniej przy nim.
Czarne spodnie, trzymały się na taktycznym czarnym pasku do którego przypięte było kilka pokrowców dookoła ciała jaszczura, a jeden z nich miał na sobie czerwony krzyż - gdyż najwyraźniej był to zestaw pierwszej pomocy.
Teraz, gdy mokre futro przykleiło się do ciała Itzy, można było zauważyć, że jaszczur na prawdę się nie zaniedbywał, jego mięśnie były dobrze urzeźbione, gad wyraźnie ćwiczył i to często, a dowodem na to był przysłowiowy "kaloryfer" na brzuchu oraz dobrze widoczne i w miarę wielkie mięśnie rąk, teraz łatwo było zrozumieć, dlaczego jaszczur jest tak sprawny i silny zarazem, chodź nie kulturystę nie wyglądał.
Gdy podszedł do Tii, rozłożył swój płaszcz i nałożyć na ramiona dziewczyny, okrywając ją nim, a na jej głowę nakładając kaptur płaszcza. Sam natomiast ponownie - jak wcześniej - usiadł za jej plecami, układając swe nogi na ziemi po jej bokach, a swój łeb opierając na jej prawym ramieniu. Dłońmi chwycił za jej ręce, zaraz pod ramionami, a następnie oparł ją o siebie i mruknął cicho, czekając bez słowa. Nie chciał nic mówić, po prostu nie wiedział co powiedzieć, a czasami milczenie było najlepszą odpowiedzią.Anonymous - 2 Czerwiec 2012, 21:29 Trzask! Zamknęły się drzwi baru, zaraz potem spoczęła na mnie jakaś ciepła tkanina, a potem poczułam, jak Kyle za mną siada. Przez chwilę chciałam zaprotestować, że oddał mi swój płaszcz, przecież to jego jedyna osłona przed złem świata, a przynajmniej wytykaniem przez ludzi, ale stwierdziłam, że po pierwsze skoro sam dał mi płaszcz, to nie wypada odmawiać, a po drugie było mi w nim bardzo przyjemnie. Pachniał jego futrem, przyjemny zapach. Trochę jakby... połączenie skórzanej kurtki z nową książką.
-Dzięki. -odpowiedziałam, wtulając się w niego. Ciągle trochę mną telepało, czułam kurcze w brzuchu. Do tego zaczęło mnie piec w przełyku, no i ten nieprzyjemny posmak. Przynajmniej już nie byłam głodna. Teraz chciało mi się spać.
-Daleko stąd mieszkasz? -spytałam, trochę jakby nieprzytomnym głosem. Mimo pustego żołądka wciąż bałam się kolejnej fali, a nie chciałam upaprać mu płaszcza. Był za fajny, żeby go zniszczyć, a już zwłaszcza w tak głupi sposób.Anonymous - 3 Czerwiec 2012, 19:40 -Jesteś śpiąca? Moim domem jest natura... Nie potrzebuję jako takiego dachu nad głową ale myślę, że Tobie możemy coś znaleźć.
Odparł, wyraźnie zauważając - a przynajmniej tak mu się wydawało - że jego towarzyszka zrobiła się śpiąca. Cofnął swój łeb do tyłu, a następnie przesunął na bok i przekrzywił, przyglądając się jej z wyraźnym zaciekawieniem.
Zafalował niespokojnie ogonem i rozejrzał się nagle po okolicy, zupełnie jakby coś usłyszał. Zamarł na chwilę w bezruchu, jednak nic się nie stało... Więc ponownie poruszył ogonem i spojrzał na nią jak wcześniej, ciekaw, ciekaw i to bardzo. Jego dłonie przesunęły się do góry, prosto na jej ramiona, a następnie wróciły z powrotem w dół - "na swoje miejsce". Itzatec warknął cicho jakby chcąc popędzić jej reakcją, tudzież jakąkolwiek inną odpowiedź.