To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Znikająca Szachownica - Pole H4

Anonymous - 14 Sierpień 2013, 20:56

/Ah, przepraszam. Soo, tylko trochę zmieniłam, by masło maślane z tego nie wyszło :c/

Nie tak miała wyglądać ta rozmowa. Nie chciała by uznał ją za pustą dziewczynkę, bez cienia własnego rozumu. Niestety wszystko się zawaliło, a ona nie wiedziała jak to naprawić. Po prostu chciała zwrócić na siebie uwagę, nie lubiła gdy ktoś ją olewał.
-No naprawdę cię przepraszam, nie musisz snuć po tym nie wiadomo jakich wniosków!- po tym uświadomiła sobie, że praktycznie mówi trochę bez sensu. Dla niej logika jej słów była oczywista, ale dla osoby słuchającej... Chyba jednak nie. Nie zmieniało to jednak faktu, że puściła jego pytanie mimo uszu. Zastanowiła się czy może to po prostu była zwykła ironia? Całkiem możliwe zważywszy na okoliczności. Dobrze, że przynajmniej przedstawił jej się, a nie strzelił focha jak obrażona księżniczka. Chociaż właściwie gdzie tutaj podziały się jej maniery? Przecież ona zapytała o jego imię, a tymczasem nawet swojego nie przedstawiła! Szczyt chamstwa, niemniej jednak próbując się poprawić po prostu dodała:
-Mi możesz mówić Rosalia, ale jeśli to ci odpowiada to wystarczy Rose...- przedstawiła się nieco ciszej. Naprawdę przykro jej było z powodu zaistniałeś sytuacji... No dobra, nie do końca. Czuła odrobinkę satysfakcji z tego, że udało jej się obudzić Colda. A niech się chłopaczyna nauczy nie spać na środku szachownicy! Aż zachciało jej się śmiać gdy sobie przypomniała jak to prawie na niego nadepnęła. Skoro potrafi marudzić z powodu zwykłego kopniaka to ciekawe co by na to powiedział? Chociaż pewnie ona by wtedy była bardziej zmieszana niż jest. Cóż, takie życie.

Anonymous - 14 Sierpień 2013, 21:21

Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Wyglądało to tak jak by trafił w jakiś czuły punkt, strefę nie do ruszenia. Przecież nie powiedział tego złośliwie, chciał się tylko dowiedzieć z czystej ciekawości. A może właśnie trafił w sedno. Jej natychmiastowe wyparcie i brak odpowiedzi mogło stanowić czystą odpowiedz. Jest arystokratką, był tego pewien w 70 %. W końcu potwierdzał to też nienaganny ubiór, kompletnie odmienny od stylu chłopaka.
Przyjemne imię, takie miękkie. Ciekawe czy ma coś wspólnego z jej mocami, które w tym świecie posiadał każdy.
Zdał sobie sprawę, że cały czas jest lekko zaspany. Westchnął, przejechał dłonią od podbródka aż po czubek głowy mierzwiąc włosy. Jednak kopniak nie potrafi całkowicie rozbudzić człowieka.
Skoro już zna jej imię to chyba wypad zacząć rozmowę. Oparł głowę na pięściach, a łokcie na kolanach, cały czas uważnie się wpatrując w Rose i jej niemal hipnotyzujące czerwone oczy.
- Co tu robisz? - spytał, po chwili dodając z lekką ironią - No oprócz kopania ludzi, oczywiście.
Nadal nie mógł pojąć kto normalny kopie nieznajomych ludzi. Chyba zapamięta tą sytuację do końca życia.

Anonymous - 17 Sierpień 2013, 08:05

No oprócz kopania ludzi, oczywiście. Poczuła, że strasznie się czerwieni na tą uwagę. Odwróciła twarz chowając ją za burzą białych włosów.
-Spacerowałam, lubię to miejsce. W pewnym sensie jest magiczne, oczywiście na swój własny sposób. A ty? Dlaczego tutaj leżałeś?- wlepiła w niego pełne ciekawości, swe szkarłatne oczy. Oj, bardzo była ciekawa. W końcu nie często spotyka się tutaj tego typu ludzi. Po chwili namysłu dodała jeszcze:
-Często tu bywasz?- nie była już tak czerwona jak przedtem a i ich pączkująca rozmowa przestała być już tak napięta. Po sposobie mówienia Colda, Rose wywnioskowała, że ma pogodne uosobienie, może był trochę zaspany ale nie ukrywało to jego charakteru. Doceniła to, że mimo zmęczenia, bo skoro uznał, że to idealne miejsce na drzemkę, to musiał być bardzo zmęczony, w każdym bądź razie doceniła to, że próbuje z nią rozmawiać. Każdy normalny mieszkaniec tego świata powiedziałby "nie przeszkadzaj, smarkulo" lub "wynocha". Mimo iż miała 16 lat to wyglądała na przynajmniej 14, to też ludzie często mylili jej wiek. Chociaż szczerze przyznawszy Rose lubiła ich nie uświadamiać o tym ile tak naprawdę minęło jej wiosen. Psychicznie czuła się odrobinę młodsza. W swoim zamyśleniu spojrzała pustym wzrokiem w dal. Nagle to miejsce wydało jej się strasznie szare, nieciekawe a zarazem tak bardzo znane. Miała wrażenie, że szachownica już zdążyła się gdzieś przenieść, niestety, nie bardzo ją interesowało gdzie to jest. Najwyżej będzie czekał ją odrobinę dłuższy spacer, nic strasznego.
-Ty jesteś stąd?- dziwne pytanie, nie zdziwiłaby się gdyby jasnowłosy chłopak nie zrozumiał o co jej chodzi. Chociaż miała nadzieję, że nie będzie musiała objaśniać mu swego pytania i tego dlaczego je zadała. Sama nie wiedziała, po prostu. Czasem musiała coś powiedzieć, nawet jeśli było to trochę bez sensu. Może było to trochę dziecinne, w końcu trzeba przemyśleć to co się mówi, prawda? Niemniej jednak było to coś jak odruch niekontrolowany.

Anonymous - 28 Sierpień 2013, 14:46

Lekko uniósł prawy kącik ust, widząc jak zmieszał Rose. Nieczęsto rozmawiał z innymi istotami, więc wywołanie uczucia zmieszania u kogoś było nowością. Jednak dziewczyna wydawała się taka niewinna nie zapoznana z groźbami tego świata, ironią czy sarkazmem. Zmieszanie jej wydało się śmieszne. To tak jak się pytasz na zebraniu rodzinnym swojej siostrzenicy o chłopaka. No zabawne po prostu.
Nie zdążył odpowiedzieć na pierwsze pytanie, a zostało zadane drugie. Uznał pierwsze za retoryczne i na nie nie odpowiedział. Zresztą raczej było oczywiste, że spał.
- Właściwie jestem tu pierwszy raz.
Chociaż miał wrażenie, że ta odpowiedz nie jest prawdziwa. Coś głęboko w głowie podpowiadało mu, że kiedyś był w tej krainie.
Nie do końca zrozumiał pojęcie "jesteś stąd". Spochmurniał.
- Nie urodziłem się tutaj, jeśli o to pytasz.
Mogło jej chodzić o zamieszkanie jego rasy, albo gdzie obecnie mieszka. Nie wiedział jak zinterpretować pytanie. Powiedział jedyną rzecz, której był pewien.

~edit z 03.09.13~

Odczekał chwilę, patrząc jak Rose pływa gdzieś między świadomością a snem. Zaczynał się niecierpliwić, czas gonił. On jest typowym podróżnikiem, nie może siedzieć za długo w jednym miejscu. Poza tym temat zszedł a złą stronę. Nie lubił opowiadać o sobie. Wstał podpierając się laską.
- Muszę już iść. Do zobaczenia.
Odszedł w nieznanym nawet mu kierunku.

z.t.

Anonymous - 7 Wrzesień 2013, 14:05

Mimo iż już się nie odezwała, zauważyła, że twarz Colda przybrała inny wyraz. Teraz miała wrażenie, że wyglądał jak uosobienie całego nastroju tej krainy. Wiedziała, że musiała coś źle powiedzieć lub też chłopak nie miał ochoty siedzieć już w tym miejscu. Toteż nie rozwijała tematu, poczekała aż odejdzie. Szczerze powiedziawszy jej też by przydało się z stąd ruszyć, może by nawet to zrobiła ale zbyt wiele spraw zaprzątało chwilowo jej głowę. Spojrzała w niebo. Takie samo. Zawsze było takie samo, nigdy się nie zmieniało. Niby dlaczego? Bo było zbyt duże, bezkresne? Jej życie było podobne, nieustannie takie same. Niestety nie było zbyt długie, lecz bezkresne. Niestety, nie miała siły tego zmieniać, podobnie jak niebo nad jej głową. W końcu również zdecydowała się powrócić tam skąd przyszła. Powoli ruszyła w swoją stronę. Nie spieszyła się za bardzo korzystając z ostatnich chwil na wolnym powietrzu.
Jej twarz skażona głęboką myślą, nadal wyglądała jakby Rose była zamyślona. Już nie spotkała nikogo, ale z pewnością każdy przechodzeń wolałby zostawić ją w świętym spokoju. Udało jej się oddalić od szachownicy i o dziwo- nie zgubić się! Naprawdę, znając jej możliwości jest się z czego cieszyć. No ale w końcu to miejsce akurat jest jej znane, nie jest tutaj obcym wędrowcem. Bez wątpienia spotkanie z tamtym szklanym człowiekiem zmusiło ją do różnych refleksji.

[z/t]

Anonymous - 25 Październik 2013, 17:22

Uczucie spadania. I to nie byle jakiego - strącenie z jakiejś bardzo dużej wysokości... klif... budynek... musiał być bardzo wysoki - trwało to zbyt długo, by był to zwykły dziesięciopiętrowy blok. Miał nawet czas na głębokie przemyślenie i szybkie rozprawienie z prawami fizyki - rozprawa miała bardzo... specyficzny temat - Duma zastanawiał się nad tym, czy gdyby spadał z mniejszej wysokości, przemieniłby się w taką samą czerwoną plamę, w jaką przemieni się zaraz. Głęboki wdech, serce zaczęło w zdwojonym tempie obijać się o klatkę piersiową chłopaka...
Zduszony krzyk wyrwał się z jego krtani, stanowczo wbrew woli Dumy, który teraz szeroko otwartymi oczami badał otaczającą go przestrzeń, wysuwając kolejny wniosek - to nie tutaj kładł się spać. Stanowczo nie lubił zasypiać na twardych jak diabli marmurowych powierzchniach, o czym uroczyście i z rozmachem dał po sobie poznać kręgosłup, zarażając paraliżującym bólem resztki nerwów Lunatyka. Właśnie, a może to własnie dlatego tutaj skończył...? Może naprawdę lunatykował i znalazł się w tychże niewyjaśnionych okolicznościach właśnie tutaj? To na pewno przeznaczenie.
To samo przeznaczenie, przez które teraz ma problemy z wyprostowaniem się? Och... nieistotne.
Po chwili zastanowienia wstał i zaczął się bezmyślnie przeciągać, usiłując odepchnąć falę nieprzyjemnego mrowienia w rękach i nogach.

Iskra - 26 Październik 2013, 12:44

...Tu jest zawsze zimno! To ta myśl głównie kołatała się po głowie Evy, gdy wędrowała przez Szkarłatną Otchłań. W zasadzie dziewczyna najlepiej czuła się oscylując w temperaturze około 15°C - dlaczego nikt nie lubi takich temperatur? - ale ileż można? Nie wspominając o upiornie krwistym niebie. Firmament powinien być przejrzysty, a jeszcze najlepiej pokryty milionem gwiazd - takie było osobiste zdanie Iskierki.

Nie ma co się przejmować, że polazła - znów - w tę część Drugiej Strony Lustra, której nie znała, prawda? Skoro w zasadzie nie znała żadnej, to i tak wsio ryba?
Nie, dobra, lubiła przesiadywać na Herbacianych Łąkach. Herbaty nie cierpiała z powodu matki, jednak sam zapach liści w różnorakich smakach przynosił inne wspomnienia: ukojenie i nostalgię. Czego by jednak nie starała sobie wmówić, ta wycieczka na pewno nie zmierzała na aromatyczne pola - bo Eva nie miała najbledszego pojęcia którędy do drugich Karminowych Wrót.

Chcąc nie chcąc, brnęła dalej - tym razem przez miejsce, które wyglądem przypominało ogromną szachownicę. Podobała się jej ta stara gra - w odróżnieniu od sprawności fizycznej, tu trzeba było poruszać czymś innym niż tylko mięśniami. Podobała się, choć gdy już znalazła chętnego do partii zazwyczaj przegrywała - odzywają się wrodzone artystyczne ciągoty i permanentny brak logiki w jakimkolwiek działaniu. Iskierka w całej krasie.

Nagle, w nie tak dalekiej, jak się jej z początku zdawało odległości, zobaczyła postać mężczyzny zachowującego się ni mniej, ni więcej, a dziwnie. Choć w zasadzie wykonywane na wszystkie strony ruchy z daleka przypominały... poranną gimnastykę? Co kto lubi.
Buty stukały o czarny marmur, ale nawet nie próbowała tego ukryć - wiedziała, że zachodzi mężczyznę od pleców, a przekonała się już, że mieszkańcy Luster są ździebko nerwowi jeśli się ich zaskoczy. Prychnęła po cichu. Jakby samo posiadanie mocy pretendowało do używania ich na innych. Czasem zupełnie irracjonalnie stwierdzała, że są gorsi od MORII.
Tak czy owak, być może mężczyzna będzie chociaż w stanie powiedzieć jej gdzie tym razem polazła.

Podeszła jeszcze parę kroków i stanęła tak, by wyglądać jak najbardziej nieszkodliwie. Tak w gruncie rzeczy dopiero zaczynała sobie uświadamiać jakimi idiotami są ludzie - jak najbardziej ona - szwendający się bez ochrony po świecie, gdzie każda istota obdarowana jest czymś, co może onego człowieczka zmieść z powierzchni w mniej niż dziesięć sekund. Na cóż się zdadzą umiejętności samoobrony, jeśli ktoś może ją zdjąć stojąc po drugiej strony ulicy? Czas na jakiś kurs strzelecki, albo co...
Przekrzywiła lekko głowę, przypatrując się z, w miarę bezpiecznej jak miała nadzieję, odległości około 4 metrów młodemu mężczyźnie. Powinna już zostać zauważona, wszak otoczenie to pusta pustka jest, a jej kroki odbijały się echem w przestrzeni, więc czekała.

Anonymous - 26 Październik 2013, 18:23

A on nawet nie zamierzał udawać, że przejmuje się tym, że ktoś zachodzi go od tyłu - nie należał do tego rodzaju przewrażliwionych mieszkańców Krainy Luster. Jemu przyszło dołączyć do takich, którzy boją się niemal wszystkiego - ale dyskretnie i po cichu. No i był typem, który wolał stawać w twarz strachowi dopiero, kiedy to wszystko przemyśli i zaplanuje - rozpatrzy za i przeciw, inne wyjścia, różne "co by było gdyby"... dlatego gimnastyki nie przerwał. Dalej leniwie wyginał się, starannie powtarzając po kilka razy jeden ruch, by móc przyjąć, że w jakiś sposób przygotowany jest do porażki... No i to też był mały test - skoro jeszcze nikt nie ogłuszył go jakimś cięższym przedmiotem, oznaczało to raczej, że ktoś chciał z nim porozmawiać, a nie plamić sobie łapki jego krwią.
Strzepnąwszy teatralnie nieistniejący paproszek z ramienia, odwrócił się w kierunku dziewczyny, napotykając na sobie spojrzenie kolorytem bardzo zbliżone do jego - z jedną różnicą - jedno z jego oczu zdobiła wielka śliwa, siniec, który zjawił się w nieznanych nawet Dumie okolicznościach... potem oczy prześlizgnęły się niżej, powoli przełykając dosyć interesujący wygląd dziewczyny, kończąc na czubkach jej butów, którym poświęcił kolejną, jakże intensywną obserwację. No tak - wyglądała na o wiele bardziej interesującą osobę niż on, przybrany jak zwykle w zbyt luźną, białą koszulkę, szare szorty i szare trampki. Przeczesał lekko włosy ręką, jakby usiłował odgonić coś, co przyszło mu do myśli.
Kolejna człowiekopodobna. Znowu musisz zgadywać.
Raczył obdarować ją swoim wsparciem w zbliżeniu, sam uczynił kilka kroków, przystając blisko niej. Jakby nigdy nic, przystrajając swoje oblicze miną tak beznamiętną, że nie warto nawet było pytać, co kombinuje. Chwila bardzo długiej, stanowczo nie najwygodniejszej ciszy...
- Myślałem, że osoby twojego pokroju tak nie tupią - zaczął absolutnie od czapy, jakby był ojcem poirytowanym złym zachowaniem swojego potomka. No... niby od którejś strony trzeba było do Iskry podejść - i jak zwykle zdecydował się na najbardziej zawiłą ścieżkę.

Iskra - 4 Listopad 2013, 15:40

Koniec końców, Eva nie potrafiła zdecydować czy cieszy się, że osobnik postanowił ją zignorować zamiast załatwić czy jest rozczarowana, bo nigdy nic się nie dzieje. Trzeba przypomnieć, że cholerycy do najcierpliwszych nie należą.
Poczeka. Poczeka jeszcze chwilę, w końcu przylazła się dalej niż lwy mówią dobranoc, a istnieje całkiem spora możliwość, że on będzie wiedział gdzie się znajdują. Podczas gdy Duma kontynuował swoją gimnastykę, wzrok Iskry można by powiedzieć, że lekkomyślnie wędrował po... właśnie. Bezkresne pola kontrastów i łuna coraz ciemniejszego szkarłatu, jako że bliżej już wieczora niż południa. Iskra nie była oczywiście świadoma tego, iż barwa nieba zmienia się wraz z porą - zbyt rzadko bywała w Krainie Luster, a w Otchłani już w zupełności, by to zauważyć. W miejscu gdzie przebywali było zarazem nic i naprawdę wiele. Aż dziw, że naszej protagonistce od tego kręcenia na wszystkie strony nie odpadła ruda głowa.

Nagłe zbliżanie się w jej kierunku połączone z twarzą nieczytelną jak u maski przyjęła z zaskoczeniem, żeby nie z lekkim przestrachem. Skoro jednak podświadomie i tak wyczekiwała konfrontacji nie cofnęła się, choć nerwy miała napięte jak postronki.
Mężczyzna, młody mężczyzna podszedł jednak tę parę kroków tylko po to, by zadać pytanie? wydać oświadczenie? które naszą wyszczekaną Iskierkę pozostawiło na ułamek sekundy niemą. Nie dość, że chwilę wcześniej stał przed nią bez słowa jak debil, mierząc spojrzeniem (nie pozostawała mu dłużna - pokerowa twarz kontra krzywy, ale wesoły Wiem-Że-Mnie-Próbujesz uśmieszek) to teraz...
Nie miała pojęcia do jakiej kategorii to, jego, tę sytuację przyporządkować. Uważaj, bo to czego sobie życzysz może się spełnić, czyż nie w ten sposób?

Sama się prosiła o niezwykłości.
Jednak, jako że Eva to Eva, odzyskując po chwili rezon po prostu wypaliła:
- Więc jak powinny tupać osoby mojego pokroju?
Oczekując, by się odezwał - jakie pytanie, taka odpowiedź - postanowiła przyjrzeć mu się z bliska - dosłownie, skoro tak podszedł. Wtedy też zauważyła podbite oko. Nieźle się wpakowała, nie ma co.

Anonymous - 4 Listopad 2013, 18:28

Więc mieli jakąś wspólną cechę - Duma z manią prześladowczą i roztrzęsionymi rękami (oczywiście ręce były roztrzęsione wtedy, kiedy nikt na nie nie spoglądał, bo oczywistym i naturalnym jest tłumienie w sobie strachu i upychanie go w środku) także miał skłonności do bycia cholerykiem, pewnie dlatego zareagował tak, hm, powiedzmy nieprzewidywalnie na obserwacje poczynione przez nieznajomą. Jak zwykle się nie przejmował zbytnio tym, co go otaczało - nigdy nie był zwolennikiem nienagannej, dzikiej przyrody, a ta - o ile przyrodą można ją nazwać - wyglądała jak krajobraz popełniony przez wiernego ucznia Dalego w szczycie swojej weny. Nie przejął się tym - chociaż sztukę lubił, nie doceniał jej aż do tego stopnia. Zawsze wolał zdjęcia miast, świata, do którego przynależał jedynie teoretycznie. Utożsamiał się z nim o wiele bardziej, niż wymyślone na haju obrazki, które miał okazję obserwować. Zresztą, nie tylko on... Tak. Wolał zajmować się ludźmi, niźli jakimiś scenami. Nie potrzebował tego - był przekonany, że dobry aktor potrafi stworzyć scenerię idealną z niczego, tylko swoim trzeźwym myśleniem. Trzeźwe myślenie u Dumy? Tak, tutaj pojawia się zwątpienie w umiejętności lunatyka.
Bardzo blado się uśmiechnął, kiedy zobaczył jej skrzywienie na twarzy. Miał ochotę ją uściskać i powiedzieć, że wygrała... tylko za bardzo nie wiedział, co. Na pewno już po części zyskała sympatię Dumy, przyjmując ten gorszy, ale jakże realistyczny scenariusz. Oczywiście, że ją sprawdza - a zabawa będzie tym przedniejsza, że ona zdaje sobie z tego sprawę. Odruchowo zwilżył wargi językiem, mrużąc swoje oczy. Tak, tak. Bardzo interesujące...
Po zapytaniu, odsunął się o krok od niej, mierząc ją krytycznym spojrzeniem - ręce, nogi, głowa, oczy, przebran... ubranie... westchnął, znowu nawiązując swoim zachowaniem do sztuki teatralnej, przekrzywiając głowę i kręcąc głową z dezaprobatą.
- Na pewno nie powinny tupać. Powinnaś raczej suną po trawie, a nie deptać każe jej źdźbło. Wiesz... jak... wróżka - no, no. Może i wyglądał na niebezpiecznego, aczkolwiek... Nawet nie wiedział, że ma to podbite oko - najzwyczajniej w świecie tego nie czuł. Nie bolało, nie swędziało... ale było. Interesujący dodatek do postury dumnego.
Odsunął się od niej o kolejny krok.

Iskra - 9 Listopad 2013, 19:34

W odpowiedzi na uśmiech otrzymała... uśmiech. Tego się nie spodziewała, szczególnie po pierwszej, beznamiętnej, minie. Może faktycznie oboje... grają?
Bo najłatwiej jest człowiekowi założyć maskę - niedbałości, cynizmu, tę o uśmiechu zahaczającym aż o ósemki - i udawać. Czasem można pomyśleć, że człowiek nie potrafi przyjąć prawdy o sobie - a dodatkowo zrobi wszystko, by i inni jej nie zobaczyli. Czasem chowa się, bo sam siebie nie akceptuje, lub bo się siebie boi. Czasem ukrywa kim jest, bo boi się innych.
Jak jest w przypadku naszych bohaterów? Czemu pojawia się proceder zamiatania wszystkiego pod dywan?
Iskra przejawia mentalność pani Dulskiej, jednak... co innego można zrobić w sytuacji jej rodziny? Tu nie ma wyjścia, które pojawi się od ręki, za pomocą wróżki chrzestnej. Tu mamy działalność polegającą na kryciu bezsilności, uśmiechaniu się zdrętwiałymi ze strachu wargami, odwracaniu wzroku od twarzy widzianej rano w lustrze, na bezdusznie bezsennych nocach.
Z jakiego powodu jednak udaje Duma?

Gdyby się nie cofnął, z pewnością zrobiłaby to ona, o krok, dwa, tysiąc, pięć tysięcy. W jednej chwili zaczął wyglądać zupełnie inaczej - blady mężczyzna o szarych włosach i zmrużonych oczach, które barwą przypominają te kocie. Czy wydało jej się to potencjalnie niebezpieczne? Niepokojące? Czy po prostu po rozmowie telefonicznej z matką była w jeszcze gorszej kondycji niż przypuszczała i teraz wszystko przypominało niebezpieczeństwo?

Zebrała się jednak w sobie - uroki bycia doświadczonym aktorem - i w duchu jego odpowiedzi stwierdziła z tym samym krzywym uśmiechem, opierając dłonie na biodrach:
- Dość trudno byłoby mi tu sunąć po trawie lub ją deptać, monsieur. A co do tych wróżek... chyba częściej brano mnie za poltergeista. - Albo za błędnika lub innego złośliwego figlarza, stwierdziła w myślach z ironią, przypominając sobie wiersze Mickiewicza i Gothego. - Niemniej dziękuję za uroczy komplement - uśmiechnęła się, przekrzywiając lekko głowę, swobodna, jakby nie dbała o prawdę.
Pewność siebie buduje się poprzez prezencję innym, czy nie?

Anonymous - 13 Listopad 2013, 18:18

Och, doprawdy - teraz znowu to ja tutaj pozadaję pytania, by udać, że wodzę za nos autorkę poprzedniego postu. Opowiem o tym, jak rozległe może być pole prawdy, a jak rozległe może być pole kłamstwa, obydwa bardzo otwarte na popisy Dumy - spełniał się w końcu w obydwie strony. Kiedy wszyscy myśleli, że kłąmał, ten mógł spokojnie przemówić jedną z najgłebszych prawd, jaką w sobie posiadał, kiedy mówił prawdę, nie wstydził się kłamać jak z nut. W końcu robienie wszystkiemu na opak jest takie zabawne - i jakże dojrzałe... ale trzeba powiedzieć nie. Albo spytać, co by było, gdyby Duma nie udawał, bądź... co by było, gdyby Duma udawał bez powodu.
Uśmiechnął się blado, na chwilę odwracając spojrzenie od Iskry, by objąć spojrzeniem okolicę. Tak, jakby ciągle zerkał za kimś, jakby kogoś oczekiwał, a wcale nie przejmowałsię personą, którą zdążył już zagaić. Jakby nie traktował jej jak, hm... Pełnoprawnej rozmówczyni. Niby miała pełne prawo do mielenia językiem i dzieleniem się spostrzeżeniami z Dumą, a jednak nie uzyskała tego zaszczytu, który polegał na dziwacznym wręcz wwiercaniu się w jej twarzyczkę dumnym spojrzeniem... Pozostawało tylko po cichu prosić o to, by jednak zmienił swoje zdanie... Nie. To też nie podziała.
- Czepiasz się detali. Zaraz zresztą możemy przespacerować w kierunku trawska i tam jeszcze raz omówić twoją strategię chodzenia... - krzywy uśmiech sprawił, że na jego twarz znowu wstąpił wielce beznamiętny wyraz. - Poltergeisty są jedynie głośne. ty jesteś... bardziej zauważalna pod względem wizualnym. Zresztą. Tamto nie było komplementem i dopiero to miało być. Ale... najwidoczniej ktoś ma tutaj problemy z rozróżnieniem. Albo jest na tyle zapatrzony w siebie, że wszystko bierze za zaletę.
Słaby uśmiech - wyzwanie rzucone.

Iskra - 14 Listopad 2013, 23:26

Czasem manipulacja jest niezauważalna - to dopiero jest zabawa! Pytanie tylko, kto się bardziej uśmieje - manipulant czy manipulowany?
Choć doświadczenie Dnia Na Opak, tak popularnego w młodzieżowych amerykańskich książkach, mogło by być ciekawe, nie miałoby jednak prawa bytu w domu państwa Markovskich, gdzie wszyscy, od służących do pana domu, chodzili jak w zegarku. Zegarku pani Markovski.
Jednak sprzeciwiać się, negować poddaństwo można w różny sposób, czy nie? Na przykład robiąc dokładnie to, czego się po nas spodziewają, dla efektu z wykalkulowanie uprzejmym, ujmującym uśmiechem.

W jednym miejscu w ocenie Iskierki Duma pomylił się okropnie, wręcz z kretesem.
Ta dziewczyna jest niepoprawną optymistką. Pomimo dostrzegania wszystkich odcieni życia, pomimo takich a nie innych doświadczeń, mimo spektra barwnych uczuć kłębiących się wewnątrz niej, ta osoba zawsze wybierze najjaśniejszy scenariusz zdarzeń.

Gdy zaczął patrzeć w przestrzeń poza nią, wodzić wzrokiem gdzieś za jej placami, momentalnie odwróciła się i, po stanięciu ramię w ramię z mężczyzną, zapytała ciekawsko, palcem pokazując mniej więcej kierunek, w którym spoglądał:
- Co tam jest?
Wzmianka o "trawsku" jedynie upewniła dziewczynę, że nieznajomy choć drobinę orientuje się, gdzie się znajdują. Wszak rzucanie słów na wiatr byłoby lekkomyślne i niehonorowe, prawda?

Krwistoczerwone wargi wygięły się lekko, w uśmiechu przeznaczonym tylko dla konkretnych myśli. Gdyby wiedział, że jest w stanie sunąć ponad trawą jak te jego wróżki!
- I znów pochwała - zaśmiała się, słysząc o swojej... widoczności. - Nie panuje pan nad sobą, monsieur. Tamten komentarz również mi schlebił, więc nie mam żadnych powodów, by się tłumaczyć.
Monsieur? Był w jej wieku, może trochę starszy, ale uparła się na tę oficjalność. Dlaczego? Bez ryzyka i prowokacji nie ma zabawy, nie? A na niedomiar zabawy Iskierka chorowała chronicznie bez względu na czas i miejsce.

Zapatrzony w siebie. Zapatrzony w siebie. Zapatrzony w siebie. Zapatrzony w siebie. Zapatrzony w siebie. Czy była zapatrzona w siebie? Oczywiście, że tak. Ale w granicach dobrego smaku. Zapatrzona, nie zaślepiona. Zapatrzona, nie egocentryczna.
Odwróciła lekko głowę w jego stronę przed udzieleniem odpowiedzi i uśmiechnęła się. Tak, Iskierka sporo się uśmiecha. Nadgarstek wyciągniętej ręki poruszył się i wskazujący palec zakręcił młynka.
- Świat nie zauważa nudnych osób. Jest pan innego zdania, monsieur?

Anonymous - 17 Listopad 2013, 19:15

Tutaj chodzi także o zasady gry - w końcu w życiu, nie jak w jakimś przereklamowanym chińczyku czy innej planszówce, każdy układa sobie inne. Jak poradzić sobie w momencie, w którym zderzają się ze sobą dwa różne koncepty, całkowicie odrębne plany pozbawione jakiejkolwiek wspólnej cechy? To bardzo proste - skupić się na celu. W końcu on uświęca środki, a bunt w każdym razie, chociażby jedynie w myślach, jest wciąż przejawem buntu - w końcu od myśli do czynu nie zawsze jest tak daleko, jak być powinno... To raczej zależy od jednostki. Jednostki, która stała teraz przed Dumą, który znowu zadecydował się zwęzić swoje oczy w alergicznej niemal reakcji na dziwaczne pytanie, wzdychając teatralnie. Mała, ruda, zielone oczy... klasyczny przypadek bardzo niepoprawnej osoby. Ach te stereotypy. Tak, wmawiaj sobie, że jest ciekawsza, niż ci się wydaje.
- Widzę, m a d a m e, iż nie należysz do osób najbardziej zdecydowanych w zwracaniu się do drugiej osoby - tutaj mam na myśli przeplatanie swoich wypowiedzi ciągłymi monsieurami. Pozwól, że teraz ja dla odmiany, pani, zacznę się do ciebie w zwracać w ten wyjątkowo zabawny sposób, udając osobę lepiej urodzoną i lepiej wychowaną, niż jestem - nie próbuję tym za to sugerować, że ty jesteś niżej urodzona. Chyba... - szarmancki, szybkie dopadnięcie ręki Iskry, którą obdarował jakże teatralnym całusem, ustami ledwo-ledwo muskając dłoń. Wyprostował się natychmiast, zerknął w tamtą stronę i wzruszył lekceważąco ramionami. - Śmiem twierdzić, że nic ciekawszego ode mnie, pani.
zapyziały, chamski i pyskaty - pokazałeś się - jak zwykle zresztą - od najlepszej strony. Miała otrzymać mniej zagadkową odpowiedź? W życiu.
No i jej następne słowa. Nawet już nie drgnął w żaden teatralny sposób tylko zmarszczył swój nos.
- Zależy, co chcesz powiedzieć przez "dostrzeganie", madame - drgnięcie kącika ust. Wytrzymasz jeszcze trochę... nie daj jej tej satysfakcji.

Iskra - 21 Listopad 2013, 23:26

Może - jak to ujęto w ostatnio czytanej przeze mnie, całkiem mądrej mandze - gdy ludzie na koniec zostają we dwoje z zupełnie różnymi wartościami i normami, wartałoby porozmawiać? Wszak dorośli właśnie tak robią... zazwyczaj. Jedno z pewnością nie przekona od razu do siebie drugiego, ale może dało by się coś stworzyć... wspólnie?

Stereotypy są jedną z najzabawniejszych spraw na ziemi! Ktoś bierze cię za konkretny typ, charakter, szablon, a ty później możesz patrzeć na jego głupią minę, gdy zorientuje się, że wcale nie postępujesz tak, jak tego oczekiwał.
Gdyby Iskierka wiedziała, że nieznajomy ją w taki sposób kategoryzuje, najpierw przypomniałaby sobie ostatnią rozmowę z Noritoshim na temat stereotypów i sposobów na radzenie sobie z nimi (cały czas utrzymywała, że masło orzechowe w miejscu masła do ciała jej poprzedniej współlokatorki było moralnie uzasadnione) a później z pewnością roześmiałaby wesoło i szczerze - po raz pierwszy od początku spotkania.

Zerknęła na mężczyznę, gdy zaczął mówić, w myślach mając ostrzejsze słowa niż te, które wypowiedziała:
- Mademoiselle. Jeśli się pan bierze za tytuły, to niech pan to robi porządnie, monsieur. Wypadało najpierw zapytać. - Nigdy dotąd nikt nie zarzucił jej zarozumiałości, a tym bardziej nie zwracał zbytniej uwagi na francuskie zapożyczenia, które tkwią w niej z sentymentu. Po chwili jednak, jak to cholerykowi, humor momentalnie jej powrócił i rzuciła z błyskiem w oku:
- Mówiono do mnie też milady, ale to jest już zupełnie zawstydzające. Ponadto, nie widzę niezgodności - nigdy nie odezwałam się do pana per "ty", więc gdzie to niezdecydowanie? Gdzie nie mieszkałam, nieznajomi odnosili się do siebie grzecznie, czekając na pozwolenie mówienia sobie po imieniu. Och, w żadnym wypadku nie zarzucam panu braku obycia - sprostowała prawie natychmiast z miłym uśmiechem.

Na muśnięcie ust... nie zareagowała. A to z takiego powodu, że nieznajomy zupełnie ją zaskoczył i, nie mając czasu na reakcję, stała jak słup soli. To, że sekundę po pocałunku też tkwiła jak kołek w płocie, to już inna historia. Dobrze, że przynajmniej nie odskoczyła - dopiero byłoby śmiechu warte.
Ponownie ten mężczyzna przez chwilę uczynił ją niezdolną do wypowiedzenia nawet słowa. Tak być nie może! Przekrzywiła głowę, spojrzała w zielone oczy i zrobiła to, co potrafi najlepiej - odwróciła kota ogonem:
- A widzi pan, monsieur, chyba pan właśnie stwierdził, że najciekawszy przypadek tutaj to ja.
Jej ręka opadła swobodnie, nadal jednak dziewczyna stała z nieznajomym ramię w ramię, za każdym razem odwracając w jego stronę głowę, gdy mówiła.

Chwilka zastanowienia, promienny uśmiech i słowa pełne przeświadczenia o słuszności:
- Niemal się pan uśmiechnął, widziałam! Faktycznie musi być niezwykle zabawne udawanie czegoś, czego się nigdy wcześniej nie robiło, prawda? Niech się pan nie przejmuje, z czasem przyjdzie wprawa i grzecznościowe zwroty nie będą już brzmiały tak wymuszenie!
Co, Iskierka? Jak dziecko?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group