To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Wieża Zegarowa - Szczyt Wieży

Anonymous - 16 Grudzień 2015, 20:57

Uniósł brwi, lekko zdziwiony.
Mężczyzna nie zwrócił uwagi na dym? Przecież Seraphim wyraźnie narysował mu uskrzydloną istotę. Było to bardziej czytelne, niż jego wypowiedź. Czy nie wiedział zupełnie nic na temat klątwy? Co za żółtodziób! Tych ludzi w ogóle nie szkolą przed wysłaniem ich na drugą stronę? Nieznajomy musiał mieć naprawdę bezmyślnych przełożonych.
– A-a-a j-jak m-m-myś-l-lisz, s-ską-skąd w-w-w-wzię-ł-ła si-się na-na-naz-wa – zapytał obojętnie i spojrzał w niebo.
– L-l-lu-lu-lu-dziom wy-wy-wy-r-ras-t-ta-ją s-sk-skrzy-skrzydła. – jak na złość, żaden ptak nie raczył przelecieć. Czerwone ślepię znów wbiło się w twarz bruneta.
– P-p-p-po-d-do-b-no t-to n-n-nie b-b-bo-li –dodał beznamiętnie, wzruszając ramionami.
Cóż jeszcze mógł powiedzieć? To nie była dziedzina, którą się zajmował. Jego kontakt z ludźmi ograniczał się do minimum. Z opętańcami - minimum ludzkiego minimum. Byli na ogół wystraszonymi wyrzutkami, nie posiadali ziem, ni wpływów, to też ich istnienie nie interesowało arystokratów.
- W-w-wię-cej do-do-do-wiesz si-się o-od s-a-sa-s-sa-sam-ego o-o-o-pę-opę-t-ta-ńca, a-a-ale w-w-wąt-p-pię, b-by b-b-by-był s-s-sko-ry d-d-do ro-ro-roz-m-mo-wy. G-g-g-gdy-b-by to-to-to-bie wy-wy-wy-r-ro-wyros-ł-ły s-s-skrzy-d-dła, p-p-pew-n-nie s-s-sam b-byś u-u-ucie-k-ucieka-ł i-i si-się ch-cho-chow-ał. – westchnął ciężko, gdyż tak długa wypowiedź kosztowała go więcej wysiłku.
Zagryzł zęby. Od tego gadania rozbolała go twarz.

Simon Quinn - 16 Grudzień 2015, 21:33

- No tak - parsknął Simon, słysząc, że nazwa klątwy nie wzięła się znikąd. - Logiczne do bólu.
Ludziom wyrastają skrzydła, a niech mnie. Brzmiało jak bajka, którą straszy się dzieci: będziesz niegrzeczny, to wyrosną ci skrzydła! Z tym, że część dzieci mogłaby chętnie na taki układ pójść, bo przecież skrzydła to fajna sprawa. Simon we własnym dzieciństwie też byłby zainteresowany tego typu możliwością, co prawda teraz mniej go to rajcowało.
- Jasne, że boli. Jak chyba wszystko, co pochodzi z tej krainy - stwierdził sarkastycznie Simon. - Macie tu w ogóle coś, co nie jest jadowite, zaraźliwe, szkodliwe czy w jeszcze inny sposób niebezpieczne? Że też rośliny da się uprawiać, że też nie same ciernie rosną.
Simon tak naprawdę nie był zagorzałym wrogiem Krainy Luster i wszystkiego, co się z nią wiązało, był jej ciekawy, sprawiały mu przyjemność spacery takie jak ten, kiedy mógł sobie poobserwować landszaft i zachowania tubylczych organizmów. Ale jednooki z pewnością wierzył w stereotyp agresywnego i ksenofobicznego człowieka, niechby sobie wierzył dalej.
- No dobrze. Twoja kolej na pytanie, jestem gotowy - powiedział, wydmuchując resztki dymu i gasząc niedopałek papierosa. Po dobiciu targu wypadałoby zebrać się w dalszą drogę.

Anonymous - 16 Grudzień 2015, 22:32

Pokręcił głową i znów wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia, czy wyrastające ze skóry skrzydła sprawiają ból. Nigdy się nie przekona, póki sam nie będzie świadkiem takiego przeobrażenia. W tym momencie niewiele mógł rzec. Przede wszystkim, mało go obchodzili ludzie. Z pewnością był empatyczny i jako świadek takiej mutacji, próbowałby jakoś pomóc, ale koniec końców, co mógłby zrobić? Potrafi wchodzić w umysł. Nie wie na jakich układach organizmu rozprzestrzenia się Anielska Klątwa, jak wygląda i czy w ogóle można zatrzymać jej działanie. Stałby jak słup, obserwując.
Nie rozumiał obruszenia u rozmówcy. Czego się spodziewać, bo całkiem innym świecie jak nie niebezpieczeństwa? Mężczyzna wkroczył na zupełnie mu nieznany teren i dziwi się, że jest zagrożony. Pierwszym takim zagrożeniem jest jego niewiedza.
Głupi ci ludzie… - pomyślał, zasmucony.
Chłopak prychnął.
- N-ni-nie p-p-po-si-siad-dasz ż-ż-żad-n-nej i-i-in-f-f-for-m-ma-c-cji, k-k-k-kt-któ-któ-rej b-bym p-p-p-pr-prag-n-nął. P-p-po-p-o-pow-ie-powie-dz m-mi, k-ki-kim j-j-je-s-jes-t-teś, cz-cz-czło-czło-wie-k-ku?
Tylko to chciał wiedzieć. Kim jest rozmówca?
Bez wątpienia nic innego nie mógł mu powiedzieć, a pewnie i przy tym skłamie. Nieistotne. Wszystko, czego ten człowiek się dowiedział, mógł równie dobrze zaobserwować. To nie były ściśle tajne informacje, a bajki, którymi straszy się małe dzieci. Prawdziwe bajki.
A znając życie, to pewnie coś go tu zaraz zabije…

Simon Quinn - 16 Grudzień 2015, 22:58

Lekceważące podejście nieczłowieka wydało się Simonowi wyjątkowo nie na miejscu. Cóż on mógł wiedzieć o Quinnie, jakie miał podstawy, by patrzeć na niego z góry? Nietrudno było się domyślić, że albo był dobrze urodzony, albo wręcz przeciwnie, cierpiał na wybujały kompleks prowincjusza i nowobogackiego. Simon nie był aż tak wprawnym psychologiem, by ryzykować obstawianie którejś z tych opcji, ale złośliwie skłaniał się raczej ku tej drugiej. Bo cóż mógłby prawdziwy arystokrata robić w środku tej dziczy, bez świty, incognito? Robić pomiary, jasne. Wielce wiarygodna historyjka, nie ma co.
Wargi Simona rozchyliły się w sardonicznym uśmiechu, gdy usłyszał zadane pytanie. Zatem zdoła wyjść z zawartego układu bez kręcenia, nie musi się obawiać, że zdradzi coś istotnego. Bo kim on był? Marnym prochem, plewem na wietrze.
- Interesujący dobór pytania, przyznaję. Prędzej spodziewałbym się czegoś bardziej trywialnego, ale cóż, umowa jest umową, pana wybór. Kim ja jestem? Jak pan zapewne zdążył zauważyć, nikim szczególnym. Ot, szarym człowiekiem, jakich w naszym świecie łatwo znaleźć tysiące, jeśli nie miliony. Cóż mogę więcej powiedzieć? Ego sum, qui sum. Naukowcem bym się nie nazwał, ale znajduję rozrywkę w obserwacji tej krainy i istot ją zamieszkujących. No tak, byłbym zapomniał; jestem też mordercą do wynajęcia. Czy taka odpowiedź pana satysfakcjonuje?
Nie był szczególnie ciekaw opinii jednookiego na temat moralności lub jej braku, nie chciało mu się też słuchać wykładu o niej, gdyby tamten zechciał taki wygłosić. Chciał się tylko upewnić, że umowa została wypełniona z obustronnym zadowoleniem.

Anonymous - 17 Grudzień 2015, 20:15

Jego podejście było bynajmniej lekceważące. Seraphim był realistą, a nie egoistą. Nawet gdyby spotkał jakiś cudowny magiczny byt, zdolny odpowiedzieć na każde zadane mu pytanie, arystokrata chciałby się dowiedzieć tylko jednego. Co się stało z jego rodziną?
Człowiek, który stał przed nim, był ostatnią osobą, która mogłaby posiadać jakiekolwiek informację na ten temat.
Seraphim zdecydował, że zapyta o rozmówcę. Z jego światem nic go nie łączy. Zupełnie nic. Po co więc miałby wypytywać? Nawet to pytanie było zbędne, gdyż koniec końców do niczego mu się nie przyda. Nieznajomy bał się nawet zdradzić swoje imię. Tak jakby ono cokolwiek znaczyło w tej krainie.
- T-t-t-tru-d-dno m-m-mni-e u-sa-sa-sa-ty-s-sf-sfak-usaty-sfak-c-cjo-n-no-w-wać, m-mój d-dr-o-g-gi – odpowiedział szczerze.
Niskie oczekiwania, to niskie zadowolenie z życia. Poprzeczkę trzeba stawiać wysoko, ponad głowę.
Seraphim nie raczył się pożegnać. Miał już dość niepotrzebnego gadania. Skinął jedynie głową i minął nieznajomego bez słowa. Wszedł do wnętrza wieży, by zejść na dół i już więcej z nikim nie rozmawiać.

[z/t]

Simon Quinn - 19 Grudzień 2015, 13:38

Trudno go usatysfakcjonować. Ach, ta joj. Francuskie pieski występują widać również poza światem ludzi. Simon obserwował plecy i tył głowy oddalającego się rozmówcy, którego imienia, koniec końców, nie poznał. Nie było mu szczególnie smutno z tego powodu, zwłaszcza, że sam też się nie przedstawiał; odczekał jeszcze kilka minut na szczycie wieży, ponownie doceniając urodę krajobrazu, i również skierował się w dół schodów. Robota czekała.

/zt

Rello - 25 Luty 2017, 23:07

Zmieniłem się, to nie była fala zmian, to było tsunami, które wywołała wieść o śmierci Aarona… Czułem, że coś jest nie tak, już tamtego dnia na plaży, jednak moje obawy potwierdziły się przez przypadek. Zaglądanie we wspomnienia losowych przechodniów były dla mnie codziennym treningiem, chciałem jak najlepiej opanować swoją moc. Lunatyk, który odwiedził Glassville, brał udział w rejsie Maleficent, przeżył atak piratów, uciekał i widział ciało, z którego uciekała błękitna krew. To był Aaron, nie miałem co do tego wątpliwości, nawet jeśli wszystko trwało tylko ułamki sekund, a nosiciel owego wspomnienia widział to z daleka. Fakt, że Aaron zniknął, utwierdził mnie jednak w przekonaniu, iż odszedł na zawsze…
Długo zajęło mi pozbieranie się po tym i właściwie nie udało mi się w pełni. Czułem się jak naczynie rozbite na milion kawałków i choć sklejone, to już nigdy nie wróci do stanu sprzed rozbicia.
Jakiś czas po tym wszystkim w Kaprysie zjawił się Foku, wraz z obiecanymi informacjami oraz namiarem na jednego z członków organizacji. Wahałem się, ostatecznie zdecydowałem się na dłuższy pobyt w Krainie Luster. Teraz postanowiłem skupić się na tym, aby przyjęto mnie do Anarchs. Odmiana i cel, tego właśnie potrzebowałem.
W końcu nadszedł oczekiwany dzień spotkania. Już od dobrych kilku godzin przechadzałem się między uliczkami i zerkając na wieżę zegarową. To właśnie ta wieża a dokładniej jej szczyt miał stanowić miejsce mojego spotkania z Kapelusznikiem należącym do Anarchs. Nie wiedziałem, czego powinienem się spodziewać, wskazówki nieubłaganie zbliżały się do godziny zero.
No dalej… już za późno, aby się wycofać… Korzystając z magicznej bransolety, przemieniłem się w sokoła, zgrabnie wzbiłem w powietrze i pofrunąłem na spotkanie z przeznaczeniem. Nie mogłem pozwolić, na to, by musiano na mnie czekać, miałem jeszcze jakieś dziesięć minut, z czego połowę poświęciłem, na latanie wokół wierzy. Odkryłem, że latania, jak również pływanie uspokajały mnie, gdy mogłem oddać zmysły i myśli we władanie żywiołu.
Moje sokole spojrzenie (dosłownie) bacznie obserwowało wieżę, nikogo jeszcze nie było. W końcu zapikowałem w dół i wylądowałem na szczycie wieży. Na miejscu drapieżnego ptaka znów pojawił się szczupły chłopak o czekoladowych włosach i czerwono-bursztynowych oczach.

Charles - 26 Luty 2017, 12:48

Był spóźniony. Jak zwykle. Tak, jak był spóźniony na spotkanie Anarchs. Wcześniejsze wyjście z domu nic nie dało - i tak błądził po miejscu docelowym parę ładnych godzin. A jak w końcu wpadł do miejsca docelowego, to okazało się, że mają dla niego misję. Prawdziwą misję! Vipera oczywiście nie było tam osobiście, choć Charles czekał naprawdę długo, aby wreszcie spotkać go na żywo. Cóż, może innym razem. Dziewczyny imieniem Opal też nie dojrzał w zasięgu wzroku, a bardzo chciał zamienić z nią parę słów. Co mu nakazano? No co? A tak - rekrutacja nowego członka. Ktoś bardzo chciał dołączyć do ich wspólnej SPRAWY. Osoba ta miała spotkać się z nim w Odwróconym Osiedlu, na szczycie wieży zegarowej. Co ciekawe, w zapisie zadania naprzemiennie używano formy męskiej i żeńskiej. Charles zastanawiał się, czy jest to niewinna literówka, czy też przyjdzie mu się spotkać z istotą nieokreśloną płciowo. A może będzie to kompletne dziwadło z ośmiorgiem oczu? ...Dlaczego ośmiorgiem? Skąd taka liczba? Od kiedy liczba oczu definiuje płeć lub jej brak? Mężczyzna ma dwoje i kobieta ma dwoje. A może kobieta ma więcej oczu, tylko gdzie indziej? Może we włosach? Albo może... nieee to troszkę chore. No i biustonosze zasłaniałyby im cały widok.
Bardzo nie chciał jechać pociągiem, aby Arcydupek nie mógł na nim zarabiać, jednak patrząc na słuszne odległości, jakie miał do pokonania, do Odwróconego dotarłby dopiero wieczorem dnia następnego. Poleciał więc na peron, kupił bilet za własne, ciężko wyciągnięte z rodzinnego sejfu patyczkiem pieniądze i pojechał. Pociągi zawsze wydawały mu się dziwne. Taki turkot i trzęsienie cały czas na początku, które potem znikało, kiedy zacząłeś trząść się razem z nim, a wszystkie drzewa za oknem zmieniały się w jednolitą, zieloną smugę. A na przeciwko dżentelmen z dżentelmeńskim wąsem czytał sobie wczorajszą gazetę. "Piraci znowu zniszczyli jakiś statek w Otchłani, ofiary śmiertelne." Co się dzieje z tym światem i czemu są na nim takie złe istoty? Kapelusznik powinien czuć się szczęściarzem, że wielkie tragedie zawsze omijały go szerokim łukiem. Udało mu się zasnąć, zanim Marionetka-bileter nie przyszła go skasować.
A. Szarpnięcie w przód, wylądowanie z rozpędem na gazecie wąsatego.Czyli już dojechaliśmy. Przeprosiny, poprawienie marynarki, tym razem tajemniczej i czarnej, oraz pomarańczowego szalika. Sprawdzenie, która godzina. Nadal spóźniony, co najmniej 10 minut, a trzeba jeszcze dojść. Sprawdzenie Zaślepka. Zaślepek na miejscu, znalazł co najmniej trzyletnie ciastko twarde jak kamień i się z nim męczy. Słodziak, oczko w głowie tatusia, baw się, baw. Włosy właziły mu do oczu, z pośpiechu zapomniał zawiązać ich w swoje trzy kucyki. No cóż, podobno w rozpuszczonych wyglądał poważniej, tak powiedział mu Kess, ale i tak wolał wracać do swojej zakręconej fryzury. "Wieża zegarowa, gdzie to jest, gdzież?" - mruczał, pokonując po kilka stopni na raz, nie zwracając nawet uwagi na to, że nad nim znajduje się niewyobrażalna przepaść i grunt na dole. Na górze. Jakkolwiek.
Jak burza przeleciał przez plac zegarowy, wlatując do głównego budynku z prędkością torpedy, nie chcąc się spóźnić przeleciał kolejny zestaw schodów, a było ich ponad pięćset. Kiedy stanął na górze, nie było jeszcze nikogo, tylko przez okno wleciał jakiś... a nie, czary, to chyba on. Charles dostał kilka cennych sekund, aby stanąć jakoś porządnie, ogarnąć ubranie i włosy. Musiał robić jak najlepsze pierwsze wrażenie na rekrucie, nie chciał wyglądać jak rozchełstany bandyta, za których uważano jego towarzyszy. Światło opadło, pokazał się przed nim szczupły chłopaczek jego wzrostu, ubrany w ciuchy ze świata ludzi, albo ich lustrzaną podróbkę - te sercuszka i karo były lekko mylące. Charles odchrząknął, potem kaszlnął, a potem rozkaszlał się na dobre, kiedy wreszcie fakt pokonania pięciuset stopni dotarł do jego płuc. No i dobre pierwsze wrażenie diabli wzięli.
- Czy... khe... jesteśmy sami? Khe khe... Huuuu! - dodał, zginając kolana i dysząc.

Rello - 5 Marzec 2017, 23:48

W zegarowej wieży cisza była czymś nieosiągalnym, zdałem sobie z tego sprawę, gdy wsłuchałem się w odgłosy licznych mechanizmów. Tykanie, skrzypienie oraz wiele tego rodzaju odgłosów wypełniały to zagadkowe pomieszczenie i choć nie były szczególnie głośne, to ich ilość początkowo drażniła. Mimo wszystko symfonia dźwięków pozostawała niezwykle rytmiczna, nagle jednak w pomieszczeniu rozbrzmiały dźwięki niepasujące do pozostałych, ich źródłem nie były machiny, lecz…
Mój wzrok automatycznie podążył za nowym źródłem dźwięku, paręnaście metrów naprzeciw mnie stał wysoki mężczyzna odziany w czarny frak, długi pomarańczowy szal oraz dość ekscentryczne nakrycie głowy. To właśnie zielony kapelusz z początku przykuł znaczną część mojej uwagi, z zaciekawieniem śledziłem detale, niewielkie okienka, w których nawet wisiały zasłony i nawet… przez moment wydawało mi się, że coś przewinęło się za tymi zasłonkami. Ostatecznie wziąłem to za przywidzenie, przeniosłem spojrzenie niżej, aby móc przyjrzeć się twarzy nieznajomego. Zdarzyłem z ulgą stwierdzić, iż oczy czarnowłosego mężczyzny nie są czerwone, a to znacznie ułatwiało sprawę, szkarłatne spojrzenie zapewne od razu obudziłoby we mnie dawkę niepokoju, tak jak zwykle bywało. Nie chciałem przecież wyjść na tchórza, musiałem zrobić dobre wrażenie, skoro miałem zamiar przekonać tego jegomościa, iż przydam się do czegoś w organizacji. Nieznajomy chciał coś powiedzieć, jednak atak kaszlu skutecznie utrudniał mu to zadanie, jednocześnie i dla mnie stał się przeszkodą. Kilkukrotnie otwierałem usta, chcąc się odezwać, równocześnie celując w momenty, w których mężczyzna akurat zdołał opanować atak kaszlu.
-T- tak sądzę. Choć często słyszy się, że w tej Krainie niczego nie można być pewny do końca.
Zrobiłem kilka kroków w stronę mego rozmówcy, nie wiedziałem, jak powinienem się zachować… nigdy wcześniej nie brałem udziału w tego rodzaju spotkaniach. Na co powinienem być gotowy? Czy będę musiał przejść jakiś test? A może ten już się zaczął? Nie powinienem popadać w paranoje to podstawa. Po dokładniejszej obserwacji odrobinę zaniepokoił mnie stan, mego rozmówcy. Ostry kaszel oraz zaczerwieniona twarz, mogły sugerować kilka rzeczy.
-Czy wszystko w porządku? Może wody? Znaczy... może chce Pan napić się trochę wody?
Nim jeszcze otrzymałem odpowiedź na swe pytanie, odruchowo sięgnąłem do torby wiszącej na moim ramieniu. Na dnie poręcznego bagażu tkwiła butelka wody mineralnej, nie lubiłem wybierać się w podróż choćby bez tak podstawowego zabezpieczenia. Woda, nieco jedzenia, latarka, zapałki, a także kilka innych mniej praktycznych drobiazgów, stanowiło moje nieodłączne wyposażenie. Po krótkiej przeprawie przez czeluści torby, moja dłoń natrafiła na poszukiwany obiekt. Przeźroczysta butelka, której etykietę zdobiła fotografia ukwieconej łąki u podnóża gór, teraz została skierowana ku nieznajomemu. Z niezadowoleniem spostrzegłem, że moja dłoń drży nieznacznie, to też szybko skupiłem się, aby ta oznaka podenerwowania, nie została spostrzeżona przez nikogo więcej.

Charles - 8 Marzec 2017, 22:55

Nie od razu zauważył dar od chłopaka, gdyż wypluwanie własnych płuc na świeżo wypastowane buty zajęło go całkiem mocno. Kiedy podniósł głowę, mógł spojrzeć mu prosto w oczy - ciemnoczerwone i spokojne. Owszem, on sam nie miał równie diabolicznego koloru tęczówek, ale żarówiasta żółć okalająca maleńkie źrenice również mogła być dla wielu mocno niepokojąca.
- Dziękuje, chłopcze... khy! Rajuśku, jeszcze nie skończyłem siedemdziesiątki i już nie wyrabiam na schodach. Powinienem być w szczytowej formie! - powiedział do siebie dość teatralnie, wtykając w usta butelkę mineralnej. Oczywiście, że herbatka byłaby o wiele przyjemniejszą alternatywą, ale nie miał prawa marudzić, najwyżej na swoją sprawność. Kess starał się jak mógł w tej kwestii ćwicząc regularnie, w końcu pracował jako-tako fizycznie, a biedny kapelusznik zostawał w tyle za lokatorem. Dopiero po ugaszeniu pragnienia przyjrzał się butelce - nie była ona szkłem, a materiałem stosunkowo mu znajomym. Prostując się na pełną wysokość, uśmiechnął się lekko, obracając butelkę w dłoni:
- "Plas-tick", tak to nazywają. Strasznie lekki materiał, do dziś nie wiem, skąd go biorą. Widzę, że mamy tu kolegę obeznanego ze Światem Ludzi, te ubrania i tak dalej. A może sam jesteś człowiekiem? - dodał, kierując butelkę w jego stronę z zamiarem oddania jej chłopakowi. Starał się być wyluzowany i dowcipny, ale biedny dzieciak mógł z nerwów wziąć ten niewinny żarcik za poważne oskarżenie humanofoba. Tak czy siak, niezależnie od jego reakcji odchrząknął dość niezręcznie. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że powinien jakoś go sprawdzić, poddać jakiemuś egzaminowi. Och, gdyby pomyślał o tym wcześniej! Nawet w pociągu, przecież miał na to masę czasu, który spędził na słodkim drzemaniu. Wsadził dłonie w kieszenie aby ukryć zdenerwowanie i skierował swój wzrok za okno:
- Może opowiedz mi o sobie. Jaką istotą jesteś, czemu interesuje cię nasza Sprawa... Jak mógłbyś się nam przydać? - zapytał. Zrobić musiał to tak czy siak, a mogło mu to kupić trochę czasu na zastanowienie się. Tylko ze słuchaniem byłoby ździebko krucho, więc będzie musiał przestawić swój mózg na dwa osobne tory. Najwyżej będzie często prosić go o powtórzenie pewnych zdań. Ale tylko trochę. Jaka szkoda, że Zaślepek nie posiadał wystarczającej inteligencji do słuchania za niego...

Rello - 11 Marzec 2017, 22:01

Na moich ustach pojawił się zarys delikatnego uśmiechu, uwaga dotycząca kondycji nieznajomego nieco mnie rozbawiła. „Siedemdziesiątki, no tak większość istot z tej krainy jest przecież długowieczna. A co z takimi jak ja? Ile czasu dane jest właśnie sennym zjawom? Wyglądam na niecałe dwadzieścia, a nie skończyłem nawet siedmiu. Tak niewiele wiem o podobnych sobie istotach…” Ostatecznie odłożyłem na bok rozważania nad bardziej lub mniej odległą wizją swej przyszłości, wszak teraźniejszość również miała przynieść istotne zmiany.
W czasie, gdy mój towarzysz zajmował się gaszeniem pragnienia, ja dyskretnie sprawdziłem, czy chusta na mojej szyi nie zmieniła swego położenia, odsłaniając tym samym ukrytą pod nią obrożę. To w końcu Mello, a nie Revi miał nadzieję stać się członkiem Anarchs.
Uśmiech ponownie drgnął na wargach. „Plas-tick” właściwie sam nigdy nie ciekawiłem się jego pochodzeniem, tak wiele rzeczy przyjąłem za naturalne i zwyczajnie obecne w ludzkim świecie. W końcu nie pojawiłem się na świecie, jako biała karta, posiadałem już pewien zakres wiedzy i wspomnień, które nieświadomie podarował mi Aaron, a także poniekąd Camill.
Na pytanie dotyczące mego rzekomego ludzkiego pochodzenia pokręciłem przecząco głową.
-Nie, nie jestem człowiekiem, choć powstałem ze wspomnień i snów dotyczących ludzkiej istoty. Łączyła nas jednak tylko powierzchowność oraz pamięć o pewnych wydarzeniach. Ale tak, ludzki świat nie jest mi obcy, żyję między ludźmi od czasu, gdy opuściłem senną krainę.
Wyjaśniłem, jednocześnie przygasłem nieco, ponieważ wspomnienia związane z moim pochodzeniem wiązały się przecież nierozerwalnie z Aaronem. Go już przecież nie ma… straciłem go. Ale robię to też dla niego… Odebrawszy plastikową butelkę, sam przez chwilę wlepiłem spojrzenie w bezbarwny płyn kołyszący się w jej wnętrzu. Dopiero kolejne słowa czarnowłosego mężczyzny sprawiły, iż podniosłem na niego wzrok, zastanawiając się nad zadanymi pytaniami. Butelka na powrót trafiła do wnętrza torby.
-Kim jestem, domyśliłeś się już zapewne z poprzedniej mojej wypowiedzi. Nazywam się... Mello. Chcę do was dołączyć, ponieważ uważam, że walczycie w słusznej sprawie. Wysoko postawiona poprzeczka, której, nawet jeśli nie uda się całkiem przeskoczyć, to można osiągnąć wiele dobrego w samej drodze do celu. Walka o wolność zawsze zasługuje na wsparcie.
W jaki sposób mogę się im przysłużyć… No dalej przecież już nie raz odpowiadałem sobie na t pytanie! Jeden głębszy oddech i przyzwanie na twarz, choć odrobiny pewności siebie. Wzrok skupiłem teraz na żółtych tęczówkach swego rozmówcy.
-Powiem od razu, bezpośrednie konfrontacje w postaci walki nie są moją mocą stroną, ale chciałbym nauczyć się i tego. Pomocna może okazać się moja wiedza o ludzkim świecie oraz moce, którymi dysponuje. Potrafię uzdrawiać oraz… czytać i zmieniać cudze wspomnienia.
Nie lubiłem przyznawać się do posiadania tego rodzaju daru, wiedziałem, że wówczas moi rozmówcy mogli stawać się wobec mnie podejrzliwi. A przynajmniej sam stałbym się taki, będąc na ich miejscu.

Charles - 16 Marzec 2017, 19:02

- Acha. - powiedział uprzejmie Charles.
- Mhm. - powiedział uprzejmie Charles.
- Ojej - powiedział z lekkim niepokojem, ale nadal uprzejmie Charles.
Słuchaaaał, aż wióry leciały. Gdyby jego uszy były odkurzaczami, z pewnością bzyczałyby głośno zasysając powietrze. Najważniejszym szkopułem był tutaj fakt, że jego mózg odbijał owe informacje, wrzucał do worków z napisem "za chwilę" skupiając się w pełni nad niesamowitym questem, jaki powinien zostać zlecony chłopaczkowi. Co to mogłoby być?

W końcu, będąc już pewnym, co chce przekazać tamtemu, zdał sobie sprawę, że nie skupił się praktycznie na niczym co powiedział aplikant. Może coś udało mu się wychwycić, coś obiło się o uszy...
- A więc... jesteś Zjawą. - rzekł, starając się aby na końcu tego zdania nie umieścić znaku zapytania. - W sumie mój współlokator miał dzisiaj straszny koszmar. Sen pełen cierpienia, rozkładających się ciał i potworów. Zastanawiam się... - jednak przerwał sobie sam. Miał ciekawsze rzeczy do przekazania niż życie prywatne jego czy Daniela - w końcu nie dyktował mu autobiografii.
- Nie będziesz musiał za bardzo walczyć, nie martw się. Ja też nie jestem specjalnie bojowym typem... A więc tak. Najpierw pójdziesz do pustelni, będziesz milczeć pół roku i żywić się tylko chlebem i wodą przez rok i sześć dni. A potem przywieziesz mi jakąś Bestię z dalekich, południowych krain. Może być smok, albo coś równie jadowitego. Jeśli nie chcesz mojej zguby itepe. To jak? Robimy deal? - zapytał się radośnie, wystawiając do niego dłoń.
Minęła długa chwila niezręcznego milczenia. Charles mrugał raz po raz, dość forsownie, jakby był poruszaną przez lalkarza kukłą a nie istotą z herbaty i kości.
- Choć teraz chyba zdałem sobie sprawę, żeee jest to ździebko idiotyczne. Załóżmy, że to był taki żarcik z mojej strony. Ale rozumiesz moją sytuację, muszę cię jakoś sprawdzić. - dodał przepraszająco. Wiedział, że coraz bardziej i bardziej robi z siebie głupka.
Nagle wróciła mu do głowy tamta myśl. A gdyby tak...? W końcu był winien Kessairowi przysługę!
- W sumie to mógłbyś... mógłbyś zmienić mojemu przyjacielowi pamięć? Sprawić, aby zapomniał ten sen? Nachodzi mnie obawa, że mógłby zacząć mu się powtarzać. Otrzymałeś potężną i groźną moc, dlatego musisz udowodnić, że potrafisz za jej pomocą dokonać czegoś dobrego. Takim darem można wyrządzić sporo zła od niechcenia! Ale ty nie wyglądasz mi na kogoś złego. - bo nie miał czarnej peleryny. Tym bardziej kota do głaskania...

Rello - 26 Marzec 2017, 19:41

Sny to całkiem ciekawy temat i można by go poddać głębszej analizie, wielu ludzi tak właśnie czyniło. Niektórzy ludzie uważali, że w ich snach kryły się zaszyfrowane informacje o nich samych. Miałem okazje, przegląda już wiele książek, które fachowo zwały się sennikami. Co prawda wiarygodność mądrości zawartych w owych księgach podawałem sporej wątpliwości, choć sny nie mogą być bez znaczenia, czego sam stanowiłem dowód.
Oczy otworzyły mi się szerzej ze zdziwienia już, gdy zaczął. Z dalszą częścią wypowiedzi Kapelusznika doszły kolejne oznaki mojego zaskoczenia. Usta rozchyliły się delikatnie, tak jakby miało z nich wypłynąć pytanie a może i cała ich horda. Mimo to milczałem, nie wiedząc, w jaki sposób zareagować. To, co mówił, brzmiało jak kiepski żart, wiec może powinienem się zaśmiać? Z drugiej strony, jeśli rzeczywiście tego ode mnie oczekiwał? To było szalone i według mnie pozbawione logicznego sensu, to też nie miałem zamiaru realizować tego rodzaju warunków. Po chwili mogłem jednak odetchnąć z odczuwalną ulgą. Przywołałem na twarz nieco niezręczny uśmiech i skinięciem głowy zatwierdziłem pomysł, aby poprzednią wypowiedź swego rozmówcy uznać za żart. Swoją drogą… mógłbym wszczepić mu w głowę takie wspomnienia… ale to nadal bez sensu. Ciekawe czy to jego pierwsza rekrutacja, bo nieco tak to wygląda. A może po prostu taki ma styl, chaotyczny styl.
Pewna doza napięcia jednak pozostała… w końcu nie wiedziałem jak, może brzmieć kolejne zadanie, czy aby będzie równie niebanalne? Tym razem szok powinien być mniejszy. Na wszelki wypadek mocniej zacisnąłem szczękę.
-Miło, że tak sądzisz. A co do Twojego przyjaciela i jego koszmarów myślę, że mogę spróbować mu pomóc. Zapomni o tym, co go nękało, a jeśli sny będą się powtarzać, to trzeba będzie dokładniej zbadać źródło tego problemu.
Dopiero teraz już będąc pewnym swego postanowienia, uścisnąłem dłoń czarnowłosego, tym samym „pieczętując” naszą umowę. Nagle przypomniała mi się podobna scena, którą widziałem w jednej z ludzkich kreskówek. Gdyby teraz dłoń Kapelusznika zapłonęła niebieskim płomieniem to… mówiąc lekko, miałbym przerąbane. Mimowolnie przez krótką chwilę zerkałem na dłoń mężczyzny wyczekująco.
-No to… kiedy możemy ruszyć do Twojego przyjaciela? I jeszcze jedno ważne pytanie. Czy On ma być świadomy tej „operacji”? Czy raczej mam zachować dyskrecję.

Charles - 15 Kwiecień 2017, 16:24

Pytanie Mello zdziwiło go mocno, a także w pewien sposób zniesmaczyło.
- Cóż, świadomy, oczywiście że świadomy. Ponieważ zawsze może się nie zgodzić. Pamiętaj, chłopcze, pierwszą i najważniejszą zasadą Anarchistów jest szanowanie wolności, której nie można nikomu naruszyć. - wyjaśnił z uprzejmym uśmiechem. Chłopak powinien się jeszcze wiele uczyć. Jeśli nadarzy się okazja, da mu po drodze wykład filozofii Anarchs... a przynajmniej jak on na nią spoglądał. Byłby nieźle zaskoczony, gdyby powiedziano mu, czym tak naprawdę zajmuje się obecnie Opal. Zaskoczony i wściekły do granic obłędu.
Już miał schodzić z wieży, gdyby nie nagły przebłysk, który kazał mu stanąć wpół drogi. -Mamy tutaj kolejny problem. Akurat on mógł pójść swoją drogą i nie wiem czy jest w domu... ACH GŁUPIEC ZE MNIE! - zawołał, unosząc dłonie do góry jak mim podczas przedstawienia. Wszystko się sypało.
- Wiesz co? Może się wpierw przejdziemy? Nie trzeba się spieszyć... weźmiemy późniejszy pociąg na Łąki. Tooo będzie dobry pomysł, prawda? - zapytał, przybliżając się do niego tak mocno, że prawie stykali się rzęsami. Widok owych neonowo-żółtych oczu tak blisko twarzy nie należał do najprzyjemniejszych., szczególnie gdy ich posiadacz poruszał się z tak dziwaczną szybkością. Najwidoczniej szybko odzyskiwał energię po całym tym lataniu po schodach.
- Masz ty chłopcze kota? - zapytał niby niewinnie. Kot był dobrym elementem, od którego mógłby zacząć badanie go. Oczywiście, mógłby poprosić o Kłamstwożercę pod pachę, aby ów konstrukt potwierdzał jego słowa. Sam Charles był do tego zbyt ufny. Niestety, zapomniał się kogokolwiek zapytać. Jakże niefortunnie rozwijało to jego niekompetencję. Rajuśku. A tak musiał dedukować, polegać na swojej conjecture d'arte. Przyjrzał się mu ponownie, od stóp do głów. Trampki. Czerwone spodnie. Dwa białe paski (czemu akurat dwa? Portki mu spadają? Wydawały się być dość dobrze dopasowane). Czerwona koszulka o kroju ze Świata ludzi, przypominała mu tą grę w kopanie nadmuchanej świńskiej kiszki. Kto by pomyślał, że Ludzkie świnie mają czarno-białe wnętrzności! I to oni nazywali nasz świat "dziwnym". Szara bluza. Arafatka... spod której widać coś. Kawałek skóry. Obroża? Charles nie był znawcą magicznych obiektów, więc mówiła mu niewiele. Jego pierwszą myślą była możliwa moc przemiany w zwierze, takie jak pies. Mogliby się dzięki temu lepiej dogadać... tylko dlaczego to ukrywał? Zapyta się go o to za chwilę. Zbudowany jak należy, lekki, szczupły, pewnie od Charliego sprawniejszy. Oczy czerwone, w miłym, łagodnym odcieniu, włosy brązowe... chyba że zwykł kąpać się w błocie. Trochę zawiódł go fakt, że jako Zjawa nie posiadał żadnych dziwacznych cech, takich jak macki, skrzydła, dodatkowe oczy czy usta. Chyba, że powinien lepiej poszukać! Twarz miał dość nijaką, ale to dobrze, łatwo będzie przerabiać przyszłe listy gończe. Charles jeszcze się takiego nie dorobił, ale wiedział, że była to powszechna praktyka. List gończy... to prawie jak order!

/Sorry, za bardzo skupiłem się na Grzesiowym "Daleko od noszy XD"

Rello - 3 Maj 2017, 20:29

Mina Kapelusznika zdradzała, że moje słowa nie całkiem przypadły mu do gustu, ale chyba nie powinno mnie to dziwić. Mimo wszystko nie miałem sobie nic do zarzucenia, nie chciałem, niczyjej krzywdy a przekonałem się, że wiedza o czynionych przeze mnie „zabiegach” nie zawsze wychodziła na dobre. Uznałem, że należy ową kwestię wyjaśnić.
-Rozumiem, choć ta wiedza czasem bywa kłopotliwa. Nie zrozum mnie źle, zwyczajnie zdarzyłem już przerobić podobny przypadek. Nie znasz mnie, gdybym powiedział Ci, że usunąłem z Twojej głowy jakieś krzywdzące Cię wspomnienie, nie zastanawiałbyś się, czego dotyczyło, albo czy poprzestałem tylko na tym? Kwestia zaufania… Ale rozumiem, to Twój przyjaciel wiec nie będę robił nic wbrew woli.
Zapewniłem żółtookiego, przez chwilę przypatrując się właśnie intensywnej barwie tęczówek mężczyzny. Ciekawe jak mi pasowałyby żółte a może złote tęczówki? Będę musiał to kiedyś sprawdzić. Przyznać trzeba jednak było, że zmiana koloru oczu była wyjątkowo mało przyjemna… w swoich pierwszych próbach z użyciem różdżki kilkakrotnie skończyłem z kolorowymi białkami oka… nie wyglądało to ładnie, całe szczęście praktyka czyni mistrzem.
Czarnowłosy zdecydowanie odnalazłby się na teatralnej scenie, dramaturgia i towarzysząca jej mowa ciała na pewno poruszyłaby nie jednego miłośnika sztuki. W jakiej roli można by obsadzić takiego jegomościa? Dobre pytanie… niestety nie znalazłem czasu na wymyślenie odpowiedzi, ponieważ nagle twarz mego rozmówcy znalazła się niebezpiecznie blisko mojej własnej. Stało się to tak nagle, że przez chwilę zastygłem w bezruchu… podobnie zareagowało chyba i moje serce, a przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Cofnąłem się o krok i delikatnie uniosłem dłonie na wysokość torsu, jak gdyby gest ten mógł otoczyć mnie jakaś niewidzialną barierą. Niestety tego rodzaju mocą nie dysponowałem, a szkoda.
-J-jane, nie mam nic przeciw. Spacer brzmi spoko.
Odparłem nieco nerwowo, dalej mając w pamięci obraz własnej twarzy odbijającej się w źrenicach Kapelusznika. Przestrzeń osobista, jak widać, po tej stronie jej granice są bardziej…luźne. Sam jednak pomysł naprawdę przypadł mi do gustu, po chichu liczyłem, że podczas takiej wycieczki dowiem się czegoś więcej na temat Krainy.
-Kota?
Powtórzyłem nieco zaskoczony tym pytaniem. Z drugiej strony nie było żadnych przeciwwskazań, aby nie udzielić na nie odpowiedzi. Negatywna odpowiedź nie skreśli mnie chyba z listy potencjalnych członków organizacji…prawda?
-Nie, nie posiadam. Choć je lubię z resztą, jak i wszystkie inne zwierzęta. Czemu akurat kot? Czyżbyś sam darzył je szczególną sympatią?
Albo wręcz przeciwnie. Pomyślałem, choć wolałem, aby to moje pierwsze podejrzenie okazało się tym trafnym. Kontynuując rozmowę, miałem w planie podążyć za Kapelusznikiem. Znacznie szybciej byłoby, co prawda skorzystać z bransoletki i ponownie zlecieć na dół, jednak nie wypadało zostawiać kompana, tym bardziej że schodzenie ze schodów nie było przecież żadnym wielkim wysiłkiem, co innego już wdrapywanie się po nich. Miałem przeczucie, że to będzie dłuuugi spacer.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group