Cukierkowa Ulica - Sklep z cukierkami ,, Pod tabliczką czekolady"
Anonymous - 12 Czerwiec 2012, 16:55 Oczywiście, że nikt mu nie kazał zakładać soczewek, ale mimo wszystko, wyobraźnia chłopaka działała na tyle mocno, by mógł sobie wyobrazić, jakby to mogło wyglądać.
Widząc katem oka pierwszą reakcję Agnes na jego wybuch śmiechu, poczuł się trochę niepewnie, dlatego też może, tak szybko zaprzestał. Choć było to trudne, kiedy wreszcie puścił wodzę i pozwolił sobie na szczery, swobodny śmiech. Sam do końca nie wiedział, dlaczego tak się zachowała, ale całe szczęście, już po chwili znowu była wesoła. Być może źle odebrała ten wybuch, mimo to, ważniejsze było, iż już teraz jest wszystko dobrze. Chyba nawet bardzo dobrze, bo po chwili, Oirivin usłyszał kolejny komplement z jej strony. Rety, przy niej dowiedział się, jak krepujące potrafią być głośno wyrażane, pozytywne zdania na swój temat. Tym bardziej, że to on pewnie powinien, jako przedstawiciel płci męskiej, zasypywać dziewczynę miłymi słówkami. A to potrafiło być trudne. Mimo wszystko, czuł sie naprawdę miło i słowa zostały w pamięci. Na tyle długo, by po rozstaniu się z nową znajomą, przez długi czas rozmyślał o ich spotkaniu.
Co do tego czy każdy śmiech jest dobry... Tu byłyby pewne wątpliwości, gdyż czasem ludzie śmieją się ironicznie, czasem w nieodpowiednich sytuacjach, lub gdy starają się coś ukryć, na przykład zdenerwowanie. Były też śmiechy z cudzego nieszczęścia. Wtedy taki śmiech z pewnością nie jest dobry. Bynajmniej nie dla osoby drugiej.
- On staje się dobry. - powiedział. Być może jego słowa mogły zabrzmieć trochę niezrozumiale, jednak chodziło mu o to, że jego śmiech w ogóle zaistniał dzięki niej. Prawdziwy.
- To dobrze w takim razie, że z Tobą są. - stwierdził. - Zapewne tylko oni potrafią być naprawdę wiernymi i wspaniałymi przyjaciółmi.
No bo czy jakakolwiek istota z jemu podobnych potrafiłaby non stop być przy Agnes, w dodatku będąc takim jak oni? A skoro tak bardzo ich kochała, o na pewno musieliby być wspaniałymi towarzyszami. To pewnie musiało wiele znaczyć. Mieć kochaną rodzinę, mieć z kim porozmawiać i do kogo się przytulić. Oirivin cieszył się, że brazowowłosa posiada takich towarzyszy.
Po chwili znowu poczuł napływającą falę zmęczenia. Ospały splótł ręce, położył je na blacie stołu a na nich głowę.
- Nie chce stąd iść. Jest naprawdę miło. - wetschnął.Anonymous - 23 Czerwiec 2012, 20:20 Agnes nie lubiła, gdy ktoś jej czegoś kazał lub zabraniał. Zazwyczaj wtedy robiła wręcz odwrotnie, niż było to powiedziane. Coś, co zrobiłaby normalnie z przyjemnością i ochotą, natychmiast stawało się dla niej wtedy udręką i zabierała się do tego z wielką niechęcią. Zaś co do wyobraźni, to ta należąca do Agnes była strasznie wybujała, przez co prawie cały czas chodziła z głową w chmurach. Kiedyś też myślała, że to okropne zakładać soczewki, ale potem znajomi przekonali ją, że to nie takie złe. Choć chyba nie powinna wierzyć im na słowo. No cóż, kiedyś sama spróbuje i wtedy oceni.
W sumie to trochę szkoda, że Oirivin tak szybko przestał się śmiać. Agnes poczuła, że to jej wina i zrobiło jej się głupio. Nie chciała mu przeszkadzać, ale po prostu nie czułaby się dobrze z myślą, że śmiał się z niej. Co prawda potem nie wiedziała, dlaczego mogła tak myśleć, ale w tamtej chwili naprawdę w jej głowie pojawiły się wątpliwości. Co do komplementów, nagle zdała sobie sprawę, że może to dziwnie brzmieć. Dlatego postanowiła, że trochę się opanuje i przystopuje. Jeszcze się Oirivin speszy i co będzie?
Faktycznie, nie każdy śmiech jest dobry, ale chodziło o ten szczery, płynący z serca. On sprawia, że życie staje się barwniejsze i ciekawsze. Nie wspominając już o tym, że skoro ktoś się szczerze śmieje, to chce mu się żyć. Poza tym śmiech wprawiał w lepszy humor. Można byłoby tak wymieniać jego zalety godzinami, ale po co, skoro większość i tak je zna?
Na słowa chłopaka zrobiła zdziwioną minę. Niezbyt zrozumiała, co chciał przekazać, ale wolała nie wypytywać. Jakoś tak stwierdziła, że nie jest to aż tak ważne. Nie chciała też zadręczać go pytaniami, skoro zdążyła się zorientować, że niechętnie na nie odpowiada.
-Nie no, myślę, że aż tak źle nie jest. Ludzie też potrafią być dobrymi przyjaciółmi. Ale fakt, że z nimi nic nie wiadomo, są strasznie dwulicowi. A oni będą przy mnie cały czas.-Uśmiechnęła się i popatrzyła się w stronę jej towarzyszy. Zaraz potem coś sobie przypomniała i wybuchnęła śmiechem.
-Tylko że jak wychodzę na spacer, to sąsiedzi dziwnie trochę się patrzą.-Powiedziała z rozbawieniem. W sumie to ich rozumiała, rzadko widziało się osobę z wielkim królikiem i kotem w butach rodem z baśni. Coś takiego było najzwyczajniej w świecie nienormalne. No ale cóż, zawsze znajdzie się wyjątek.
Nie wiedziała czemu, ale widok kładącego się na blacie Oirivina ją rozczulił. Miała ochotę go pogłaskać i utulić do snu, lol. Stwierdziła jednak, że to głupie i sobie darowała, na szczęście.
-Nie macie tu czegoś w stylu kawy, czy coś?-Zapytała zamiast tego. Jej kawa zawsze pomagała. Co prawda nie za bardzo ją lubiła, ale dawała jej kopa. Kto wie, może jemu też by to pomogło?Anonymous - 24 Czerwiec 2012, 20:02 Racja, kiedy ktoś każe Ci coś robić, ta czynność staje się mniej przyjemna. Oirivin miał tak samo. Nie lubił, kiedy ktoś mu rozkazywał. To był kolejny powód, dla którego opuścił rodzinny dom. Chciał sam kierować swoim życiem i wybierać, co będzie w nim robił. Mimo to, bardzo często wszelkim rozkazom ulegał… Nadal zdarzały się okoliczności, kiedy najzwyczajniej w świecie nie był w stanie odmówić. Nie ważne czy tego chciał, czy nie. Musiał to zrobić. Nie było to przyjemne, jednak taki już był. Trochę zbyt uległy, za mało waleczny.
Chłopak uśmiechnął się lekko. No tak, w świecie ludzi, nadal wiele rzeczy uchodziło za dziwne. Mimo, że oba światy były ze sobą połączone, dzięki lustru, i mieszkańcy obu, mieszali się ze sobą, to i tak, w świecie ludzi było więcej ludzi, a Krainie Luster, magicznych istot. Dlatego, faktycznie sąsiedzi Agnes mogli się na nią dziwnie patrzeć, widząc w towarzystwie tych dwojga. Oirivin zastanawiał się, jakby w takim razie, zareagowali, gdyby, zaczęła sprowadzać do swego mieszkania przedstawicieli różnych ras. O ile tego nie robi. Ach, reakcja sąsiadów, musiałaby być naprawdę zabawna. Normalnie, aż miał ochotę coś takiego sprawdzić.
Przekręcił głowę, tak, że teraz opierał się o ramię drugim policzkiem. Spojrzał na ulicę za oknem, na niebo widoczne między budynkami. Powoli zaczynało zmierzchać. Robiło się coraz ciemniej. Naprawdę, będzie musiał już iść. Musiał znaleźć sobie jakieś miejsce do spania.
- Będę musiał iść. – mruknął, nie odwracając się.
Powoli zsunął się z blatu stołu, jakby ktoś go z niego ściągnął.
- Co Ty na to, byśmy jeszcze się spotkali za kilka dni nad Czekoladowym jeziorem? – spytał, po czym powoli wstał od stolika.
Popatrzył na kota i królika, którzy także patrzyli na niego. Uśmiechnął się, ale nic nie powiedział. Cóż, z nimi u boku, Agnes na pewno będzie szczęśliwa. No i rozpoznawalna. Oirivin miał nadzieję, że naprawdę kiedyś się jeszcze spotkają. Miło było poznać tak sympatyczną osobę, jak ona.
Schował torebkę z żelkami do kieszeni płaszcza, po czym skierował w stronę drzwi. Nawet się nie pożegnał. Za bardzo się wstydził, za bardzo bał. Jednak, przed wyjściem, odwrócił się po raz ostatni w stronę dziewczyny i znowu uśmiechnął. Uniósł rękę do góry, jakby chciał pomachać, jednak po chwili ją opuścił i wymknął się ze sklepu. Nie pozostało po nim żadnego śladu.
[z/t]
// Popiszemy jeszcze, prawda? Może jakiś ciekawy pomysł przyjdzie do głowy… ^ ^’ //Anonymous - 26 Czerwiec 2012, 19:56 Na szczęście Agnes nie przejmowała się opiniami innych aż tak bardzo. Szczególnie, że z królikiem i kotem w butach u boku czuła się dobrze. Nie martwiła się wtedy różnymi rzeczami i co najważniejsze - nie była sama. Dodatkowo byli to towarzysze, którzy nie rozkazywali jej, co ma teraz zrobić, co byłoby dla niej dobre. Sama musiała o siebie dbać, dzięki czemu uczyła się, jak może postępować, a jak nie. I tak było może lepiej.
Rzeczywiście, zaczynało się robić późno. Powinna wracać do domu. Dlatego żeby być szczerą, na rękę było jej, że Oirivin już postanowił ją opuścić. Oczywiście wolałaby jeszcze zostać i z nim porozmawiać, ale skoro trzeba, to trzeba.
-Chętnie. Tylko będziesz mnie tam musiał zaprowadzić.-Powiedziała. Na samą myśl o jeziorku pełnym czekolady, jak sobie je wyobraziła, do ust napłynęła jej ślinka. Niestety, była to rzecz, dla której mogła zrobić dosłownie wszystko. No, prawie.
Trochę głupio się czuła, gdy Oirivin wyszedł prawie bez pożegnania. Jednak zrozumiała, że ten uśmiech i uniesienie ręki miało być pożegnaniem i również mu odmachała z szerokim uśmiechem na twarzy. Po chwili ona również zebrała się i razem z towarzyszami opuściła sklep, wcześniej kupując żelki dla Reille.
[zt]
Kejko - 8 Kwiecień 2015, 03:17 Przygoda z latającą miotłą skończyła się dla mnie dopiero w malinowym lesie a konkretniej na pierwszym napotkanym malinowcu… Podczas tego szalonego lotu, wydawało mi się, że chwilami nawet udawało mi się sterować tym czarodziejskim ustrojstwem, niestety na lekcję hamowania było już za późno i dokonała się ona automatycznie, jej skutkiem było tylko kilka siniaków. Chwalić matkę naturę, że obdarzyła mnie taką zręcznością i refleksem inaczej nie byłoby tak kolorowo. Nie wiem skąd Lazur zabrał tą miotłę, ale jeśli właściciel nie zgłosi się po nią to z pewnością ją sobie zachowam! Ten krótki lot dostarczył mi niezłego zastrzyku adrenaliny, dzięki któremu jestem w stanie przymknąć oko na inne niedogodności. Teraz jednak miotłę zostawiłam w domu, lekcje latania muszą zaczekać, mam kilka spraw do załatwienia w Ludzkim Świecie. W domu spakowałam kilka niezbędnych drobiazgów (mojej uwadze uciekł wtedy ważny fakt, coś niespodziewanie wślizgnęło się do mojego plecaka zanim wyszłam z domu) i ruszyłam tu, właśnie do ,, Pod tabliczką czekolady" gdzie kupiłam ukochane cukierki moje oraz mojej siostry. Słodkie czekoladki w kształcie myszek wykonane z białej czekolady posiadały pyszne i puszyste nugatowe nadzienie. Te przysmaki przywoływały wspomnienia… były też idealną łapówką albo ofiarą dla siostry, która zapewne będzie rozzłoszczona faktem, że od kilku tygodni nie dawałam oznak życia… Jednak wiem jak łasa jest na słodycze z resztą takie myszki i mnie by z łatwością przekupiły. Wyposażona w zestaw ofiarny za pomocą bursztynowego kompasu przeniosłam się do świata ludzi.
z.tSzprotka - 7 Luty 2017, 23:55 Przez jakiś czas nasze rybiaste dziewczę jedynie snuło się wzdłuż i wszerz ulicy. Wtem dotarł do jej nozdrzy niesamowicie smakowity zapach - zapach czekolady! Do tej pory "położone" do połowy uszy nagle podskoczyły wysoko, zaś ich właścicielka, ciekawa, skąd dochodzi ów woń, zaczęła podążać za nią niemal ślepo. I w taki sposób dotarła pod wielgachny sklep z łakociami!
Poczuła, jak serce jej przyspiesza na widok tych wszystkich słodkości za witryną sklepową. Czy to właśnie tak wygląda raj?
W pewnym momencie Kalto, nie mogąc zobaczyć wszystkiego w pozycji siedzącej, podniosła się ze swojego wózka i przylgnęła do ściany. Tak, stąd widziała znacznie więcej. W efekcie miała teraz proporcjonalnie większą ochotę na coś słodkiego.
Nagle usłyszała, jak burczy jej w brzuchu. Spojrzała na siebie: czy ona w ogóle ostatnio jadła? Chyba nie, no może poza odrobiną alg, które w połączeniu z naturalną solą wody były nawet do zniesienia. Ale to nie to samo. Ona chciała coś słodkiego i bardziej pożywnego!Anonymous - 8 Luty 2017, 00:11 Ner szła brukowaną ulicą, przyglądająv się przechodzącym ludziom i witrynom sklepowym wokoło. Jiż dawno nie była w tak dużym i zaludnionym mieście - wolała podróżować przez małe wioseczki, w których łatwo było zarobić pieniądze, grając i nie było dużego tłumu. Tym razem jednak postanowiła zrobić wyjątek i przybyła właśnie tu. W sakiewce pod płaszczem było całkiem sporo złotych monet, więc nie martwiła się o kwestię pieniędzy. Wiedziała jednak, że musi znaleźć koniecznie nocleg. Dobrze by było też coś zjeść... Poczuła, że po kilkugodzinnym marszu jej żołądek zaczyna odmawiać posłuszeństwa. Miała ochotę na coś słodkiego... Może ciastka z polewą lukrową albo pączki z cukrem pudrem. Albo szarlotkę... Rozmarzyła się i nagle poczuła cudowny zapach. Rozejrzała się i spostrzegła po swojej lewej stronie sklep ze słodyczami. Uznając, że to na pewno los zesłał ją w to cudowne miejsce, minęła jakąś postać oglądającą łakocie przez szybę i weszła do środka, uruchamiając po drodze dzwoneczek zawieszony nad drzwiami.
Weszła i stanęła przez chwilę jak wryta, przyglądając się najróżniejszym przysmakom. Było tu wszystko! Pewnym krokiem podeszła do kasy, rozglądając się po drodze zachwyconym wzrokiem. Poprosiła sprzedawcę o ciasto czekoladowe, a gdy je odebrała, siadła przy jednym z dwuosobowych stolików. Miała szczerą nadzieję, że nikt się nie dosiądzie, bo nie miała zaufania do nowych znaomych i nie była towarzyska. Wzięła kęs ciasta do ust i przymknęła oczy, odruchowo mrucząc z zadowolenia.Szprotka - 8 Luty 2017, 00:34 Wzrokowi kotki (dachówki?) nie mogła umknąć pewna wyjątkowo rzucająca się w oczy osóbka. Kalto, bo o niej naturalnie mowa, tkwiła pod oknem, stojąc na wyprostowanym rybim ogonie, raz po raz łapiąc równowagę. Niemniej stała wyprostowana. Na oko była od Neary ciut większa.
Syrenka zastanawiała się, co byłoby dla niej najsmaczniejsze. Ostatecznie jednak nie mogła się zdecydować - tutaj było stanowczo za dużo słodkości do wyboru. Ona w ogóle miała czym za to zapłacić? A nie wydawało jej się, żeby mogła wymienić się ze sprzedawcą za naszyjnik z muszelek albo garść wypolerowanych przez wodę kawałków szkła. A szkoda, bo były bardzo ładne. Zresztą chyba miło jest mieć przy sobie pamiątkę znad morza.
Chociaż... nie, może jednak coś przy sobie ma! Usiadła na swoim wózku, ten zaś cicho zaskrzypiał. Miała przecież coś bardziej cennego od muszelek i szkiełek. Co takiego? Ano pięć złotych monet, które leżały sobie w piasku na mieliźnie, i małą perłę z ostrygi. A skąd wzięła je akurat teraz? Ano z takiej małej kieszonki po wewnętrznej stronie wózka. Wygodnie jej tam trzymać różne drobiazgi, ponieważ sama nie miała kieszeni w ubraniach.
Rozochocona wizją słodkiego posiłki, podjechała do drzwi. Może i by wjechała do środka, gdyby nie stopień, który unieruchamiał jej wózek. Z przodu się nie dało, to może z tyłu?...
Hmm... Nie, to też nie zadziałało. Poza tym bała się nawiązania bliższej znajomości z narożnikiem. Wtem spojrzała na kotkę całkiem niedaleko.
- Uhm... Przepraszam? Pomożesz mi wjechać? - zapytała nieśmiało, tym samym zwracając na siebie uwagę. - T-to znaczy, jeśli możesz...Anonymous - 9 Luty 2017, 16:21 Po zjedzeniu kawałka ciasta Ner zamówiła jeszcze następny, po czym wpatrzyła się w okno. Myślała o przyszłości; postanowiła zatrzymać się w tym miejscu na dłużej. Miała już trochę dość chodzenia od wioski do wioski i spania co drugą noc pod otwartym niebem. Potrzebowała odmiany - sądziła, że jako Dachowiec, a już szczególnie Nocny Muzykant, znajdzie jakąś pracę polegającą na graniu lub śpiewaniu. W ten sposób łączyła przyjemne z pożytecznym i mogła na siebie zarobić. Poza tym, chociaż nie przyznawała się do tego sama przed sobą, chciała mieć jakiegoś towarzysza. Z jej nawykiem chodzenia tylko - jak to kot - własnymi drogami nie umiała łatwo nawiązywać przyjaźni. Tęskniła za bratem, ale umiała to zdusić i skierować swoje myśli na inne tory.
Zamierzała zostać tu jakiś czas, a potem wyruszyć na jakąś wyprawę. Nigdy nie lubiła stać w miejscu. Pomyślała, że może oswoiłaby jedno ze stworzeń, o których czytała w Bestiariuszu baardzo dawno temu. Przydałby jej się towarzysz podróży, a nie przepadała za towarzystwem ludzi.
Rozejrzała się i nagle spostrzegła postać na wózku inwalidzkim, próbującą wjechać do sklepu. Uniemożliwiał jej to stopień przy drzwiach. Gdy istota - przypuszczała, że Senna Zjawa - poprosiła ją o pomoc, wstała.
- Mogę - odparła lakonicznie i wciągnęła wózek do środka za uchwyty, znajdujące się z tyłu.Szprotka - 9 Luty 2017, 18:38 Rybiasta podziękowała kociej dziewczynie poprzez ukłon z uśmiechem na ustach. To bardzo miło z jej strony. Jeszcze raz jej się ukłoniła.
- Dziękuję. - powiedziała cicho; głos miała wprost idealny do swojego syreniego Ja - łagodny i bardzo melodyjny.
Po tym krótkim słowie, Kalto powoli wtoczyła się do środka sklepu. Szybko została okolona zarówno przez spojrzenia pozostałych klientów, jak i przez silniejszy niż na zewnątrz słodki zapach tych wszystkich łakoci. Zawstydzona mocno przez te wszystkie spojrzenia, o których jednak starała się nie myśleć (nie wychodziło jej), zbliżyła się do lady i zamówiła sobie wielki kawał czekoladowego tortu. Jak na nią, był aż za duży - przynajmniej w oczach osób trzecich. Ale ona była strasznie głodna!
Ostrożnie niosąc na "kolanach" swój deser, wyjechała na zewnątrz i zbliżyła się do stolika kotowatej, która jeszcze tu była.
- Uhm... Wiem, że to nieuprzejme, ale... mogłabym się tu dosiąść? - poprosiła nieśmiało. - W-wybacz, ale muszę gdzieś to szybko postawić.Anonymous - 10 Luty 2017, 10:33 - Nie ma za co - powiedziała krótko Ner, gdy syrenka jej podziękowała. Wróciła do swojego stolika i rozejrzała się po sklepie. Było to przyjemne miejsce, może znajdzie jakąś kwaterę blisko.
Nagle natrafiła wzrokiem na syrenkę z ogromnym kawałkiem czekoladowego tortu na kolanach. Ona zamierza to zjeść?, zdumiała się i pokręciła lekko głową z niedowierzaniem.
Zważając na to, że na dworze było zimno, postanowiła zostać w sklepie jeszcze chwilę. Może by jeszcze coś zjeść...? Już zdążyła zdecydować, że idzie coś kupić, gdy do jej stolika podjechała syrenka na wózku.
- Pewnie. Możesz - odpowiedziała na pytanie, szukając fletu w kieszeniach płaszcza. Gdy go wyjęła, skrzywiła się z niezadowoleniem i zaczęła czyścić srebrny instrument, nucąc pod nosem jakąś piosenkę zasłyszaną w podróży swoim melodyjnym głosem.Szprotka - 10 Luty 2017, 17:44 Rybiasta już miała podziękować rówieśniczce, gdy nagle ciacho na jej talerzu zaczęło chylić się ku upadkowi przez niedostatecznie równą powierzchnię jej ogona. Z cichym piskiem prędko postawiła go na stoliku i odetchnęła z ulgą, kiedy zagrożenie utraty słodyczy minęło - miejmy nadzieję - bezpowrotnie. Spojrzała na kotkę zza swojej czarnej grzywki.
- D-dziękuję... - wydukała i podsunęła się tak blisko stolika jak tylko mogła - czyli praktycznie do momentu, aż jej talia nie dotknęła brzegu; nie chciała, by cokolwiek jej spadło na podłogę.
Ukradkiem zerknęła na kotkę, podczas gdy ta nuciła coś podczas czyszczenia swojego instrumentu. Mimo woli nasłuchiwała też tej melodii. Po chwili zaczęła jeść - ciasto, choć takie wielkie, szybko znikało jej z talerza - ale również też cichutko odpowiadać nuceniem na nucenie. Nic nie poradzi, że była taka muzykalna. Wkrótce już całkiem nieświadomie zaczęła mruczeć nuta w nutę razem z Nearą.Anonymous - 22 Luty 2017, 00:30 PGdy Rybiasta zaczęła nucić razem z Ner, ta uniosła lekko brwi i spojrzała na nową znajomą. Co raz bardziej ją intrygowała. Wypadałoby się też z nią zapoznać, chociażby z uprzejmości; Neara nie należała jednak do osób otwartych i towarzyskich. Zerknęła jeszcze raz na syrenkę i zdecydowała się przerwać dość niezręczną ciszę.
- Jestem Ner - przedstawiła się cicho i dosyć niepewnie. Nie przywykła do nawiązywania nowych znajomości, nie wiedziała specjalnie jak się zachować. -A ty jak się nazywasz? I czym jesteś, Senną Zjawą? - Drugie pytanie zadała z zainteresowaniem, bo rzadko spotykało się istoty takie jak Syrenka.
Spojrzała zielonymi oczami na ulicę za oknem, a potem znowu na Rybiastą. Była ciekawa jej odpowiedzi. I skąd ona mogła pochodzić? Przecież na pewno nie urodziła się poza wodą... Postanowiła zapytać ją o to przy najbliższej okazji.Szprotka - 22 Luty 2017, 07:17 Jakim cudem Kalto - takie drobne dziewczę - pochłonęła kawałek ciasta mogący być jedną trzecią swojej całej masy w tak szybkim tempie, tego nie wyjaśnią nawet najstarsi bajkopisarze. Grunt, że była najedzona i nieziemsko szczęśliwa. W końcu od tego jest czekolada: od poprawiania nastroju. Wzięła w dłonie chusteczkę i delikatnie wytarła twarzyczkę, na której zostało trochę polewy.
Podniosła nagle głowę w kierunku cichej dziewczyny, obok której siedziała. Nazywała się Nea. Ładne imię dla ladnej panny. Syrenka zapamiętała je szybko.
- Kalto. I... najwyraźniej tak, jestem ze snu. - odpowiedziała na dwa pytania jednocześnie. - A ty jesteś... Dachowcem? Ładna piosenka...
Widać wpadł swój na swego: obie dziewczyny z punktu widzenia osoby trzeciej były muzykalne i nieogarnięte społecznie - a przynajmniej Kalto taka była. Odruchem przeczesała włosy za ucho i zaczęła ukradkiem bawić się podarowanym naszyjnikiem z pióra.Anonymous - 28 Luty 2017, 14:53 Kalto... Ładne imię. Egzotyczne, tak jak zresztą jego właścicielka. Nea nie spodziewała się, że w tym z pozoru zwyczajnym miasteczku napotka taką osobę. Syrenka sprawiała sympatyczne wrażenie - była też trochę nieśmiała, co odpowiadało Nearze. Pod względem charakteru były naprawdę podobne.
Swoją drogą, nie mogła się nadziwić, że Rybiasta zjadła ten przeogromny kawałek ciasta. Jak to możliwe? Jeszcze nigdy nie widziała tak drobnej osoby, która zjadła tak dużo! Poczuła jednak, że nawet jest w stanie ją zrozumieć - pomimo swojej drobnej postury też miała ochotę na jeszcze więcej słodyczy. Zamówiła więc sobie kolejny kawałek szarlotki. Na pewno nie zaszkodzi, prawda? Słodycze poprawiają nastrój.
- Tak, jestem Dachowcem - odpowiedziała twierdząco na pytanie Kalto. Przy okazji zauważyła, że tamta ma ładny głos. Może nawet moglybyśmy występować razem w duecie, zastwnowiła się, ale odrzuciła ten pomysł. Syrenka pewnie nie byłaby chętna. - Ty... Mieszkasz tu? Bo jeśli tak, może znasz jakąś osobę, która wynajęłaby mi na trochę jakiś pokój albo coś, w czym mogłabym zamieszkać.