Herbaciane Łąki - Pierwszy Jednorazowy Bal Kolejowy
Anonymous - 3 Lipiec 2012, 13:19 Słysząc słowa Bikko, dziewczyna na chwilę uchyliła usta w niemym zdumieniu. Zaraz jednak doprowadziła się do porządku i przywołała na twarz wyrozumiały, może lekko drwiący uśmiech. No tak, własna religia. Jakie to wygodne. Cóż, ludzie mają różne dziwactwa - byle tylko Dachowiec nie próbował przekonać Alicji do swoich poglądów.
Myślała, że to już koniec dziwnego zachowania Bikko, że może na chwilę przystopowała. Przecież dopiero co zemdlała, na litość! Ale nie, ona musi się pobawić w berka. Ech, co za dziecko! Na nic nie zwraca uwagi, a już na pewno nie na swój stan zdrowia, który zresztą, jak sama dopiero przyznała, musi podreperować. Urwanie głowy z nią!
Alice zerwała się z miejsca i pobiegła za Bikko, przytrzymując materiał sukni. Dobre do biegania były buty - i to też niezupełnie - ale reszta stroju... Ekhem. Ona sama nie odczuwała jeszcze głodu, zależało jej już tylko na tym, żeby jak najszybciej wrócić na salę balową. Teraz, kiedy już wiedziała mniej więcej, co to jest ta Kraina Luster i dlaczego niektórzy mają rogi albo kocie uszka, z każdą chwilą wzmagała się w niej ciekawość - i niecierpliwość. Korciło ją, żeby bliżej poznać któregoś z przedstawicieli tego dziwnego rogatego ludu. Czym różnią się od zwykłych ludzi, którzy takich atrybutów nie posiadają? I czy wszystkie Dachowce to takie energiczne "wariaty"? Ile mają wspólnego z kotami, które blondynka zna ze swojego świata?
Biegnąc, starała się nie rozdeptać żadnego z owoców, które wypady ze zwędzonej przez Bikko miski. Tego jeszcze brakowało, żeby buty sobie pobrudziła.
- No to jak, teraz na salę balową? - zawołała za śmiejącą się Bikko. Miała wielką nadzieję, iż odpowie twierdząco. Gdyby zaprzeczyła, Alice musiałaby ją zostawić pod jakimś pretekstem i wrócić sama. Koniec końców, nie po to tu przyszła, by uganiać się za jakimś Dachowcem po wagonach! No i zależało jej na poznaniu większej liczby osób...Anonymous - 3 Lipiec 2012, 15:34 Temat postu: !!!Tak, ten uśmiech zdecydowanie mi się nie podobał. No ale cóż, przecież dziewczyna ma prawo wyrazić swoją opinię na temat moich wierzeń.
Ups, trochę mi się zapomniało, że Alice ma dużo dłuższą sukienkę ode mnie. A właściwie sukienkę to mam ja, ona ma po prostu suknię. Hm, trudno. Będę miała większe szanse!
-No oczywiście, że już wracamy na salę! -krzyknęłam do niej, odwracając głowę. -Już i tak sporo nas ominęło! -a wszystko w sumie przez tą nieuważna parę, która potrąciła lokaja. Uch!
Zatrzymałam się przed ostatnimi drzwiami, żeby złapać trochę oddech i dać Alice szansę na dołączenie. W międzyczasie zajadałam się malinami. Były przepyszne, takie słodkie.
-Chcesz? -spytałam, wystawiając rękę z miską w stronę swojej towarzyszki.
Otworzyłam drzwi. Impreza zdążyła się już nieco rozkręcić. Coraz więcej par tańczyło, po sali kręcili się lokaje, jednak już nie z kieliszkami a miskami pełnymi malin. Ups! Chyba zabrałam jedną z przeznaczonych na drugą partię. A, trudno!
Odesłałam pustą miskę na jedną z tac i odwróciłam się do Alice.
-Mogłabym prosić do tańca? -spytałam obniżonym głosem. Uśmiechnęłam się czarująco, wystawiając w jej stronę dłoń.
<Sorki, że taki krótki ^^''>Anonymous - 3 Lipiec 2012, 17:34 Kiedy muzyka przestała grać, poczuła ulgę. Nie to, że jej się nie podobało, o nie! Po prostu dużo swobodniej czuła się siedząc w jednym miejscu i nie musząc gdziekolwiek chodzić. Być może brało się to stąd, że na każdej imprezie, na jakiej była, gdy tylko trafiał się wolniejszy kawałek, lądowała na ławce, gdzie popijając coś gazowanego, obserwowała wszystkich, którzy tańczyli. Czasem, choć dość rzadko, trafiał się ktoś jeszcze i wtedy śmiali się z niektórych osób. Pewnie dlatego na parkiecie czuła się niepewnie. Cóż, będzie musiała nad tym popracować.
-Kapelusznicy? U nas jest taka książka, w której występuje Szalony Kapelusznik. Nosi taki wieeelki kapelusz, co jest w sumie dość logiczne...-Odchrząknęła, bo stwierdziła, że gada bez sensu. Szczególnie, że to, co powiedziała przed chwilą wynikało jedno z drugiego.
-A Dachowce to ci tacy z uszami? Bo jak tak, to raczej niemożliwym byłoby to, że mieliby mieszkać u nas. Owszem, niektórzy zakładają sobie kocie uszka, łapki i ogonki, ale też nie za często i raczej w zaufanym gronie, bo inaczej się z nich śmieją...-Znów umilkła, bo stwierdziła, że zbytnio się rozgadała. Poza tym była prawie pewna, że Alvaro to nie interesuje. Niby po co miałoby go to ciekawić? To było w sumie żałosne. Ona cała była żałosna. Ale to już szczegół.
Jako że nie miała nic do roboty, zaczęła się rozglądać po sali. Kelnerzy nosili na tacach coś, co wyglądało na słodkie. Może i nawet miała na to ochotę, ale wolała sobie odmówić, bo znając jej szczęście poplamiłaby sobie sukienkę. A nie chciała chodzić z wielką plamą. W pewnym momencie, nieuważnie przelatując wzrokiem po sali, zahaczyła o niebieską sukienkę. Wydawała jej się znajoma, więc natychmiast spojrzała w tamtą stronę.
-Patrz, to ona! Ta dziewczyna, której szukałeś!-Powiedziała, ciągnąc białowłosego za rękaw i wskazując podbródkiem miejsce, w którym znajdowały się Alice i Bikko.Anonymous - 3 Lipiec 2012, 17:56 Chwila odpoczynku od stania zawsze była chwilą, dla której warto żyć. Nie żeby Alvaro był jakimś starym dziadkiem, który nie da rady stać, a tym bardziej tańczyć przez mniej więcej dziesięć minut, ale każdy zna tą ulgę przy siadaniu po dłuższym wysiłku. Czerwone oczy spoczęły na Agnieszce, prowadzącej swój dosyć śmieszny wywód. I to nie z powodu jego bezsensowności, a raczej zachowań brązowowłosej z tym związanych. Twarz Arystokraty zdobił uśmiech, niewielki, jak zwykle prawie niewidoczny, chyba że sam białowłosy chce kogoś porządnie zmanipulować, wtedy wygięcie kącików ust jest strasznie wielkie. Rogacz pokiwał głową twierdząco na pytanie o Dachowcach. Pomijając fakt trochę nieprawidłowej odmiany (każdy nastolatek ma do tego prawo) de Averse wciągnął poniekąd temat ludzi zakładających kocie uszy, łapy i ogony. Czy oni... Nie, to nieprawda. Przecież Alvaro był w świecie ludzi i nawet spotkał kilka takich osób. To wszystko sztuczne. Swoją drogą dobrze dla kotów, którym obcinanie fragmentów ciała chyba niezbyt mogło pasować. Gdyby Alvek znał myśli panienki Fleur na temat jej samej, trzepnąłby ją w głowę otwartą dłonią. Wcale nie była żałosna, w żadnym stopniu. Po prostu zbytnio się samej siebie wstydziła, a z tego wynikały takie złe myśli, które naprawdę nie powinny się wcale pojawiać. Jednakże tak nie było, dlatego czerwone oczy wędrowały teraz po sali, kiedy nagle rękaw marynarki zaczął się sam z siebie ruszać. Ślepia powędrowały na twarz Baranka, a stamtąd na Alice i Bikko, z których jedna chyba prosiła drugą do tańca. Pewny siebie de Averse prychnął pogardliwie i uśmiechnął się szerzej, pewien swego zwycięstwa gdy tylko podejdzie. W takim wypadku wstał i znów skłonił się nieznacznie w stronę Agnes.
- Wybacz mi ponownie. Idę ją wypytać o parę rzeczy, niedługo wrócę. - powiedział z deka radośnie, co mogło zaboleć biedną Fleur, która na sto procent pomyśli, że Alvaro cieszy się z opuszczenia jej. Bądźmy szczerzy, trochę tak było, bo kto lubi patrzeć na osobę, która wcale w siebie nie wierzy i jeszcze przy tym tak strasznie to eksponuje? Pewny krok młodzieńca zaprowadził go wprost do dwóch dziewczyn, z czego jedna miała na sobie bardzo ładną niebieską sukienkę, a druga... Druga była tym gapowatym Dachowcem, więc nieważne jak dobrze by się ubrała, Alvek i tak nie zwróci na nią swojej uwagi. Chyba że wyleje mu coś na głowę, wtedy dostanie kulkę w łeb, ale sza! Nadszedł czas na przedstawienie...
- Przepraszam iż przeszkadzam, ale... Czy można panienkę prosić? - spytał, łącząc swój charakterystyczny ukłon z wyciągnięciem ostrożnie dłoni w stronę Alice. Była arystokratką, więc z pewnością nie będzie się tak długo wahać, jeśli chodzi o wybór między tańczeniem lub siedzeniem na tyłku i obserwowaniem dobrze bawiących się wokoło istot. Czerwone ślepia wyglądały spod burzy białych włosów, utkwione prosto w niebieskie oczy blondynki. Nie żeby de Averse się denerwował. On tylko czekał, póki co.Anonymous - 3 Lipiec 2012, 18:31 Alice w duchu odetchnęła z ulgą.
– No, bo już myślałam...! – powiedziała, kręcąc głową i śmiejąc się radośnie. – Ano, prawda. Trzeba to szybko nadrobić!
W istocie, blondynka nie należała do specjalnie szybkich osób, a i długa suknia utrudniała jej ruchy. Nim w końcu dogoniła Bikko, minęło dobrych kilka sekund. Zatrzymała się i wsparła dłonią o ścianę, łapiąc oddech. Miała nadzieję, że nie zarumieniła się za bardzo i wygląda jeszcze jak człowiek.
– Chętnie – odparła, lekko zaskoczona nagłym gestem, biorąc jedną malinę z podsuniętego jej pod nos naczynia i wkładając ją sobie do ust. Zrobiła to delikatnie, nie chcąc pobrudzić sobie palców. Owoc był wyjątkowo słodki... Najlepsze maliny, jakie do tej pory jadła!
Kiedy weszły już na salę balową, blondynka rozejrzała się po sali. Tańczących par było zdecydowanie więcej, niż kiedy opuszczały pomieszczenie, łatwiej więc będzie im wtopić się w tłum - tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś je rozpoznał i coś do nich miał w związku z tamtą nieszczęśliwą sytuacją. Alice westchnęła cicho - gdyby Bikko nie zachciało się odgrywać na boku ducha winnych... ludziach?... nie musiałaby się teraz przejmować takimi drobiazgami.
Z zamyślenia wyrwał ją dziwny, obniżony głos Dachowca. Blondynka wróciła spojrzeniem na swoją towarzyszkę i zobaczyła, jak stoi w zapraszającej pozie z zachęcająco wyciągniętą ku niej ręką. Zaśmiała się radośnie, niekontrolowanie unosząc dłoń do ust, by je zasłonić, szczerze rozbawiona propozycją Bikko. Przez dobrych kilka chwil wahała się, czy jednak się nie zgodzić - ot, tak dla zabawy, gdy w podejmowaniu decyzji przeszkodził jej inny, tym razem autentycznie niski i na pewno należący do mężczyzny głos. Obróciła się w stronę, z której dobiegał, nieco zaskoczona, że ktoś obcy ją o coś tak znienacka prosi.
A przed nią stał ten wysoki - tak wysoki, iż musiała mocno zadrzeć do góry głowę, by spojrzeć mu w twarz - białowłosy rogacz. Chyba spod ziemi wyrósł, przecież jeszcze przed chwilą go tu nie było! To, że go pamiętała, znaczyło prawdopodobnie, iż autentycznie ją zainteresował... jednak nie spodziewała się spotkać go jeszcze ani tym bardziej nawiązywać z nim jakąkolwiek znajomość! A tu proszę. Teraz, patrząc na niego z tak bliska, zauważyła, jak bardzo jest przystojny... Wręcz ZBYT przystojny! Poczuła, że zdradziecki rumieniec wpełza jej na policzki, i przygryzła wargę, na chwilę odwracając wzrok. Skierowała go na Bikko, a w jej oczach pojawiło się wahanie.
– Bardzo chętnie. – odparła po chwili, na powrót skupiając uwagę na białowłosym i uśmiechając się ślicznie. – Wybacz – zwróciła się jeszcze w stronę Dachowca, przyciszając głos, odrobinę skruszona. Zostawia ją, ale... ale no! Kto by nie zostawił? Zwłaszcza kiedy przed tobą kłania się takie ciacho i w tak czarujący sposób zaprasza cię do tańca. Nie, tu wybór był po prostu oczywisty.
Delikatnie położyła swoją dłoń na dłoni młodzieńca, patrząc mu z zaciekawieniem w oczy. Zawsze patrzyła w oczy, bo to one są ponoć krajobrazem duszy. To zabawne, pomyślała, jak kolory naszych tęczówek ze sobą kontrastują! Czerwone i niebieskie. Ogień i woda.Anonymous - 3 Lipiec 2012, 22:44 Już miałam zatańczyć sobie z Alice, gdy pojawił się ten białowłosy. Posłałam mu naburmuszone spojrzenie, kiedy odchodził z blondynką. Wielu ludzi ma problem z zagadaniem, nawiązaniem kontaktu. A jak ja nie mam, to muszę mieć takiego pecha, że zawsze ktoś mi odbije moją, że tak niezbyt ładnie się wypowiem 'zdobycz'. Jedyna pociecha, że Alice w sumie mogła być hetero i z tego i tak i tak nic by nie było. Chociaż wydaje się być w porządku, więc fajnie by było chociaż utrzymać jakiś kontakt. Ogólnie to chyba przestanę próbować i będę czekała, aż ktoś się za mnie weźmie. Bo w sumie czy aż tak źle mi było samej?
Rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu Bren. W końcu przyszłyśmy razem i nie zamieniłyśmy ani jednego słowa od początku balu... Jednak nigdzie jej nie widziałam. Trochę zrezygnowana i wciąż nieco zmęczona po swoim ostatnim wyczynie udałam się w stronę stolików, zgarniając po drodze kolejną porcję malin. Oczywiście z użyciem telekinezy, nie miałam zamiaru uganiać się lokajami.
Kiedy tak siedziałam i zajadałam się niemożliwie słodkimi owocami, zastanawiałam się, czy to ja robię coś nie tak, czy po prostu świat się na mnie uwziął. Trochę samą siebie zaskoczyłam tymi myślami, raczej mi się to nie zdarzało. Zrzuciłam jednak za to winę na sytuację i alkohol. Mieszanka procentów i braku gęby, do której można by się odezwać zawsze wprawiała mnie w stan małego przygnębienia, co zazwyczaj odczuwałam podczas krótkich wypadów do łazienki lub samotnych papierosowych eskapad.
Skończywszy maliny, nachyliłam się do swojej protezy, ażeby upewnić się, że na pewno jest dobrze przypięta. Raczej się nie zanosiło na tańce, ale wolałam uniknąć utraty kończyny w pół kroku.Anonymous - 4 Lipiec 2012, 12:21 Agnes przewidziała, że gdy tylko pokaże białowłosemu tę dziewczynę, on będzie chciał tam iść. To było w sumie normalne, skoro wcześniej już jej szukał. Tak więc była na to przygotowana. Jednak ta lekka radość w jego głosie zaskoczyła ją i jednocześnie przybiła. Po chwili jednak stwierdziła, że tego też mogła się spodziewać. On z pewnością wolał spędzać czas z kimś bardziej wartym uwagi, niż ona. Przy niej najzwyczajniej w świecie się nudził. Może to w sumie i lepiej, że poszedł? Przynajmniej on będzie się dobrze bawił.
Z daleka obserwowała sytuację. Blondynka się zgodziła, czemu Agnes wcale się nie zdziwiła. Trudno było mu odmówić, zresztą nawet gdyby dziewczyna to zrobiła, pewnie stałoby się z nią to, co przed chwilą z Barankiem. Pomijając jednak to wszystko zauważyła, że gdy para odeszła tańczyć, na miejscu pozostała samotna dziewczyna. Agnes domyśliła się, że to ta, z którą do tej chwili przebywała blondynka. Zauważyła, że usiadła i zajęła się zajadaniem malin. W jednej chwili postanowiła, że do niej podejdzie, bo niby czemu obydwie mają się nudzić? Tak się przynajmniej czymś zajmą.
-Ciebie też zostawili?-Spytała z ponurym uśmiechem, gdy już znalazła się przy dziewczynie. Ze zdziwieniem zauważyła, że ma kocie uszy i ogon. Pewnie należała do tej gapowatej rasy, Dachowców. W każdym razie wyglądało to całkiem fajnie. Przez chwilę Baranek żałowała, że nie była Dachowcem. Ale w sumie czy to było aż takie fajne? Nie, raczej nie. Jednak wolała być człowiekiem.
-Jestem Agnes.-Powiedziała, przysiadając się. Wtedy zorientowała się, że nieznajoma jest kaleką. Nie miała nogi. Barankowi zrobiło się jej żal. To smutne. No ale co poradzić.Anonymous - 4 Lipiec 2012, 12:41 Skończyłam maliny i odstawiłam miskę na stolik. Westchnęłam i oparłam głowę na dłoniach, a łokcie na kolanach. Nadal nigdzie nie widziałam Bren. Miałam ochotę wracać do domu, walnąć się do łóżka, przytulić do Tommy'ego i zasnąć. Ewentualnie sprawdzić telefon, czy aby nie ma jakiejś imprezy i iść jeszcze bardziej zniszczyć sobie wątrobę. Niestety było to niemożliwe, pociąg mknął przez Krainę Luster i raczej nie miał zamiaru się zatrzymywać. Wyskoczenie z niego przy takiej prędkości i na takiej wysokości byłoby samobójstwem...
Z zamyślenia wyrwał mnie kobiecy głos. Spojrzałam w górę. Stała nade mną brązowowłosa dziewczyna.
-Już drugi raz dzisiaj. -uśmiechnęłam się krzywo. Tak w zasadzie to ja zostawiłam Bren, a nie ona mnie... -Powiedzmy. -dodałam więc.
-Bikko. -również się przedstawiłam. Mojemu sokolemu, choć pijanemu oku, nie uciekł wyraz żalu na twarzy Agnes. Chociaż może mi się zdawało właśnie przez procenty? Tak czy siak miałam trochę kiepski dzień od jakichś dwóch minut, więc nieco mnie to rozdrażniło. Nie lubiłam, jak się ludzie nade mną użalali czy traktowali mnie specjalnie z powodu braku nogi. Kurcze, przecież nie jeżdżę na wózku!Anonymous - 4 Lipiec 2012, 16:45 Agnes westchnęła. Skąd ona znała tę sytuację? Hm, pomyślmy...
-No to witaj w klubie. Mam dokładnie to samo.-Powiedziała przybita. Nie to, żeby miała to białowłosemu za złe. Po prostu czuła się głupio, no ale cóż poradzić. Przecież nie zacznie na niego wrzeszczeć. Nie umiałaby, ona nie ten typ człowieka. Zapewne on nigdy się nie dowie, jak się czuła. Ale w sumie przecież nie jest tak źle. Po co tak dramatyzować? Nie jest przecież aż tak źle...
-Fajne imię.-Powiedziała. Wydawało się takie... Zagraniczne. W każdym razie na pewno było wyjątkowe. Jak wszystkie. Oprócz jej. Agnes było chyba najpopularniejszym imieniem świata, niestety. Że też musiało jej się trafić akurat takie!
Nastała nieprzyjemna cisza, podczas której Agnes wydawało się, że kotowata zrobiła się rozdrażniona. Bała się, że to przez nią. Nie powinna była tu przychodzić! Ale przecież było fajnie, więc w sumie dlaczego tak myślała? To, że niektórym nie pasowała jej obecność, nie znaczyło, że nie ma prawa tu być. Co nie zmieniało faktu, że powinna siedzieć teraz w domku.
-Em... To jak ci się podoba bal?-Spytała, żeby zabić tę ciszę. Podczas ciszy lubiła myśleć, a myślenie w tej chwili tylko by ją zdołowało i nie nadawałaby się do niczego. Mimo wszystko chciała tego uniknąć.Anonymous - 4 Lipiec 2012, 17:09 Kolejny sukces związany z nieletnią panną. Z perspektywy trzeciej osoby wydaje się to dosyć... dziwne, czyż nie? Co prawda te niewielkie zwycięstwa podbudowywały trochę ego białowłosego panicza, ale nie przesadzajmy. Lepsza byłaby jakaś wygrana bitwa, ot co. Chyba nawet niedługo będą do tego okazje. Żeby przejąć władzę w Krainie Luster, o czym Alvaro myśli już od dłuższego czasu, potrzeba co prawda wielkich wpływów, ale te nietrudno znowu zdobyć. Konszachty z Czarną Różą bardzo się w całym procederze przydadzą, a sam Alvaro ma już nawet plan, jak je podstępnie wykorzystać. Ale nie o tym teraz mowa, gdyż obecnie de Averse prowadził całkiem urodziwą blondynkę na parkiet, będąc asystowanym przez orkiestrę, która właśnie zmieniła graną melodię z powrotem na walca, tym razem jednak trochę zmodyfikowanego, bo nieznacznie szybszego. Alvek nie był do końca pewien, czy Agnes poradziłaby sobie z takim tempem. Jednakże ta panna, która definitywnie wyglądała na arystokratkę, nie powinna mieć żadnego problemu. Zaczął się ich wspólny taniec.
- Nazywam się Alvaro de Averse, a panienka to...? - zaczął, aby nie trzymać się w jakiejś przesadnej ciszy. Rumieniec, który udało mu się dostrzec przy zaproszeniu świadczył między innymi o pewnym stopniu zawstydzenia ze strony Alicji, który przełoży się pewnie w którymś momencie na niezręczną ciszę, której nie da się w żadnym wypadku przezwyciężyć. Dlatego lepiej od samego początku zwalczać problem w zarodku i po prostu rozmawiać nawet o najbardziej błahych tematach. Całe szczęście, że nie było takiej potrzeby. Umysł rogacza zawierał kilka całkiem interesujących pytań, które należy później zadać partnerce. Na razie jednak, tańcząc całkiem spokojnego walca, czekał na odpowiedź, wpatrzony w niebieskie oczy, tak przeciwne jego własnym.Anonymous - 4 Lipiec 2012, 17:57 -Pozwolę sobie strzelić. Czy przyszłaś z tym cwaniaczkiem, który właśnie odpił mi hipotetyczną dziewczynę? -spytałam. No, ciekawe, czy trafię. Zazwyczaj byłam kiepska w zgadywankach, może tym razem los się do mnie uśmiechnie!
-Dzięki. -odparłam z lekkim uśmiechem. Tak, było z kim pogadać, to od razu humor mi się poprawił. Jak na razie rozmowa średnio się lepiła, bo po owym stwierdzeniu zapadła cisza, a ja nie wiedziałam za bardzo, od czego zacząć. Chyba pierwszy raz w życiu. No dobra, nie pierwszy, ale zdecydowanie można było te razy policzyć na palcach jednej ręki.
-Zazwyczaj nie bywam na takich imprezach, więc trochę nie wiem jak powinnam się zachowywać. -stwierdziłam. -Ale miejsce zdecydowanie robi wrażenie. Wyglądałaś przez okno? -spytałam z szerokim uśmiechem. -Widok dosłownie powala. -no tak, ale poza tym nie działo się nic specjalnie ciekawego.
-A co Ty o nim sądzisz? -spytałam, żeby nie być dłużna. W mojej głowie powoli zaczął kwitnąć pewien plan, ale wszystko po kolei.Anonymous - 4 Lipiec 2012, 19:58 Bez żadnych oporów dała się poprowadzić na parkiet, mając nadzieję, że szybko znikną z oczu Bikko, a ta równie szybko o niej zapomni, nie śledząc jej wzrokiem i pozwalając sobie samej zająć się czymś innym. Nie miała bladego pojęcia, iż Dachowiec miał na balu osobę towarzyszącą i że koniec końców porzucona na pewno nie zostanie sama. Teraz jednak jakaś malutka część dziewczyny zamartwiała się, co się stanie z energiczną krótkowłosą znajomą. Kiedy odeszli od Bikko, Alice już się nie obejrzała, skupiając całą niemal uwagę na białowłosym, nie zobaczyła więc, że Agnes podeszła do niej i zagaiła, i że razem dotrzymają sobie towarzystwa. Pytanie: na jak długo? Blondynce nie spieszyło się do rezygnowania z towarzystwa rogacza, nawet jeśli onieśmielał ją i samym swoim wyglądem i sposobem bycia sprawiał, iż Alicjowe pokłady pewności siebie, które i tak nie były już zbyt duże, raptownie malały w zetknięciu z jego osobą – jednak on wcale nie musiał czuć tego samego. Wcale nie musiał chcieć przebywać z nią... jak najdłużej...
Nie musiał, ale mógł – wszak jak teraz sobie przypominała, to on właśnie ukłonił się jej, nim podszedł do Arcyksięcia, by z nim porozmawiać. Z pewnością nie zrobił tego przez przypadek.
Chyba że wcale nie kłaniał się jej, tylko... Nie, to na pewno był ukłon w jej stronę! I do nikogo innego!
Rozpoznała melodię walca, wiedziała już więc, co będą tańczyć. Poczuła się trochę nieswojo, bowiem był to taniec kontaktowy i wymagał, by ciała partnerów były blisko siebie. Bała się, że zdenerwowanie nie pozwoli jej wyzbyć się sztywności i że taniec wcale nie będzie przyjemnością. Żeby sobie pomóc, zastosowała tę samą metodę, co zawsze – w podobnych sytuacjach. Wmawianie.
On wcale nie jest przystojny. Ba, nawet ładny nie jest! Wcale ci się nie podoba... i ty jemu też się nie podobasz, na pewno. Tak. Zobaczysz. Sama się przekonasz!
W tej właśnie chwili uświadomiła sobie, że naprawdę może się okazać, iż ma rację. Przecież ten młodzieniec przyszedł tu z partnerką! Tamta brązowowłosa dziewczyna... to na pewno ona. Z pewnością jest dla niego bardzo ważna, przecież na bal nie przychodzi się z byle kim. To by wyjaśniało, dlaczego ona, Alice, przyszła sama. Było to jednak naciąganie wyjaśnienie, bowiem przyczyny były o wiele bardziej kuriozalne i przyziemne...
– Alice Coffey, panie. – dokończyła, przedstawiając się. W wyniku swoich wcześniejszych rozmyślań sprzed chwili, przestała się na chwilę denerwować, przekonana, iż naprawdę może mieć rację! Ale tu z powrotem przychodziły logiczne argumenty, które obalały jej śmieszne tezy, co sprawiało, że dziewczyna miała mętlik w głowie. Z rozpędu, ale i z grzeczności dodała tę formę, zwracając się do białowłosego.
– Alvaro... Ładne imię. – pozwoliła sobie skomplementować rogacza, nie była jednak pewna, jak na to zareaguje. Dodała więc:
– Pochodzi pan z Hiszpanii? Wszak to hiszpańskie imię... czyż nie?
Postanowiła się skupić na rozmowie z nim, byle tylko nie denerwować się tak tańcem. Miała nadzieję, że nie widać tego po niej aż tak bardzo. Będzie dobrze, powtarzała sobie. Będzie dobrze.Anonymous - 5 Lipiec 2012, 11:43 Gdyby tylko Alvaro był zdolny do czytania blondynce w myślach. Gdyby tylko mógł zwiedzić najskrytsze zakamarki jej umysły i przysłuchiwać się wewnętrznym dylematom, które napotykała. Och jak głośny byłby jego śmiech! To jasne, iż większość reprezentantek płci przeciwnej reagowała podobnie i najpewniej miała podobne myśli, ale chyba jeszcze nigdy nie dane było mu spotkać dziewczyny, tak gorliwie zastanawiającej się nad faktem, czy to aby na pewno do niej był ukłon, który... na niebiosa, przecież nikogo innego nie było obok, jak de Averse mógłby się kłaniać do ściany? Były to jednak przemyślenia wynikające ze znajomości myśli Alicji, dlatego nie mają one żadnego prawa bytu. Skupmy się bardziej na powolnym, płynnym tańcu, który odbywał się teraz za sprawą dwójki arystokratów. Zwrot per "panie" rozbawił rogacza na tyle, że ten zaśmiał się na głos, na szczęście dla blondynki nie był to donośny śmiech.
- Ach, gdyby Tunrida zwykła częściej tak do mnie mówić... Prosiłbym jednak, abyś nie dodawała tego jakże oficjalnego zwrotu, panienko Coffey. Czuję się trochę nieswojo. - odparł Upiorny Arystokrata, nie mając pojęcia jak bardzo trafił w odczucia swej tymczasowej partnerki, myląc się jednak co do ich powodu. Otóż on czuł się nieswojo przez zwrot użyty wobec niego, a ona przez taniec kładący nacisk na kontakt. Nie przesadzajmy, białowłosy nie tańczył walca w taki sposób, aby stykać się z ciałem panny, z którą akurat tańczył. Odległość wynosiła jakieś... cztery, może pieć centymetrów. Patrząc przez swój zegarmistrzowski przyrząd jednym okiem, drugim zaś bez jakichkolwiek przeszkód, rogacz skinął głową na komplement dotyczący jego imienia, w geście podziękowania. Jednakże następne słowa były poniekąd przełomowe. Fakt pierwszy: potwierdzały, że Alice chociaż raz była w Świecie Ludzi. Fakt drugi: imię panicza de Averse wcale nie było tak unikatowe, jak myślał. A to poniekąd cios w jego, ogromne już, ego.
- Nigdy nie byłem w tym... kraju. Pochodzę z Krainy Luster, jak na to wskazują rogi. Zaś panienka chyba nie jest stąd, mam rację? - odparł, strzelając w kwestii kraju. Równie dobrze Hiszpania mogła być kontynentem, miastem, może regionem jakiegoś kraju? Tego akurat ten dziewiętnastolatek nie wiedział. Zaciekawiła go jednak kwestia pochodzenia miana, które mu nadano. Czyżby ojciec, albo matka zawitali do Świata Ludzi, do lądu zwanego Hiszpanią? Szkoda, że nigdy mu o tym nie opowiedzieli, bo przecież mieli tak mało czasu. Co do samego zdenerwowania panienki Coffey całym tańcem i obaw, które pojawiały się w jej głowie - niech się nie martwi. W oczach Alvaro była o wiele bardziej opanowana, niż chociażby taka Agnes. Ale tamta miała podstawy, bo przecież nigdy nie tańczyła. Zaś Monique powinna mieć w tym jakieś doświadczenie, czyż nie?Anonymous - 6 Lipiec 2012, 11:23 Zdziwiona, uśmiechnęła się ponuro.
-Tak. Ale chyba lepiej by mu było, gdyby przyszedł sam. I tak cały czas gdzieś chodzi. A tak ja muszę uważać, żeby nie zrobić nic głupiego, co by mu przyniosło wstyd. Beznadzieja.-Powiedziała, jednocześnie bawiąc się palcami, po czym westchnęła. Zaraz jednak dotarła do niej druga część zdania, która odrobinę ją zdziwiła? Dziewczynę? Oczywiście, doskonale wiedziała o tym, że nie wszystkim podoba się jedynie płeć przeciwna, ale była pewna, że tacy ludzie się z tym kryją. A Bikko powiedziała to, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Chociaż w sumie, to dla niej było normalne. Agnes zganiła się w duchu. Nie mogła mówić, że kotowata jest dziwna, tylko dlatego, że miała inną orientację. Uch, jak dobrze, że dziewczyna nie mogła przeczytać jej myśli! Inaczej mogłoby być nieprzyjemnie...
Wsłuchując sie w to, co mówiła kotowata, Baranek w pewnym momencie spojrzała w okno. Oczy rozszerzyły jej się, aż ze zdziwienia otworzyła usta. Już wcześniej wydawało jej się, że pociąg się ruszał, ale żeby z taką prędkością? Przecież nie było tego aż tak czuć! Do tego te widoki! Rzeczywiście, były niesamowite. Jak z jakieś bajki! Ale przecież ona znajdowała się w bajkowej dla niej krainie. Ba, rozmawiała z Dachowcem, o ile nie pomyliła nazwy.
Z zamyślenia wyrwało ją dopiero pytanie Bikko. Odchrząknęła i uśmiechnęła się.
-Z mojej strony tak samo. W moich stronach zazwyczaj nie ma żadnych bali, jedynie co, to jakieś tandetne dyskoteki, ale raczej nie lubię takich klimatów, więc omijam je szerokim łukiem. Cały czas boję się, że zrobię coś źle. Dlatego w sumie siedzę w miejscu. Ale dzięki temu mogę podziwiać wszystko i stwierdzam, że bal naprawdę robi wrażenie. Nie wiem, jak inne pomieszczenia, bo tam nie byłam, ale tutaj jest wspaniale.-Powiedziała, po czym zorientowała się, że znów się rozgadała. Cóż, do milczków nie należała, jak już zaczęła mówić o czym, czym się emocjonowała, mogła paplać w nieskończoność. Taka już była.
-Sorka, rozgadałam się.-Przeprosiła, zakłopotana.Anonymous - 6 Lipiec 2012, 19:35 Chwilę myślałam, w końcu wypaliłam.
-Przestań uważać. -spojrzałam na nią. -Skoro przyszedł z Tobą i zachowuje się jak dupek, zostawia Cię sama i tak dalej, to niech ma za swoje. -na moją twarz wypłynął diaboliczny uśmieszek. No co, ja bym tak zrobiła. Wiem, że to wredne, ale tak samo miłe było olewanie zaproszonej osoby.
-U mnie podobnie. Tylko ja czasami chodzę na te dyskoteki, jak mnie znajomi wyciągną. Z nimi to zawsze fajniej, coś się narozrabia, albo powydurnia i jest śmiesznie. -raz któryś wziął pistolet na kulki, taką zabawkę. Udawał, że strzela do samochodów. Reakcje kierowców były różne, niektórzy się pruli, że co on odwala. Inni się chowali pod deskę rozdzielczą i zasłaniali głowę ręką, dociskając gaz, żeby tylko jak najszybciej uciec z pola rażenia. Teraz jak o tym myślę, to był to bardzo głupi pomysł, ale wtedy byliśmy pijani i wydawało się to śmieszne.
-Wiesz, że jak cały czas będziesz się bała, że coś zrobisz nie tak, to Ci życie i jego najlepsze fragmenty uciekną? Nie no, czasami trzeba uważać, żeby nie palnąć, ale jak się działa, zamiast zastanawiać czy wyjdzie dobrze, to jest o wiele zabawniej. Przynajmniej według mnie. Ale mogłabyś choć raz spróbować, może Ci się spodoba? -uśmiechnęłam się szeroko. W sumie lepsze to, niż bać się co ludzie pomyślą. Z tego trudniej się wyleczyć, o ile oczywiście można to nazwać chorobą. W sumie... psychiczną chyba tak. Zbytnie przejmowanie się opinią innych, zwłaszcza tych, których się nie zna, negatywnie wpływa na rozwój psychiczny i bycie sobą.
-No cóż, w tamtą stronę -pokazałam wyjście, którym kilka minut temu weszłam z Alice. -są cztery wagony restauracyjne i wagony sypialniane. W sumie to wyglądają jak korytarz hotelowy. -chyba robiły większe wrażenie, niż sala balowa. No bo... upchnąć w wagonie pół hotelu?
-W tamtą stronę nie wiem co jest. -wzruszyłam ramionami, pokazując przeciwny kierunek. A może by się tak dowiedzieć?