Archiwum X - Posiadłość pana Alvaro de Averse, zwanego Subtelnym Kłamcą
Anonymous - 25 Lipiec 2012, 12:58 I tak kolejnych parę minut Arystokrata spędził na obserwowaniu Cienia. Pomijając już jego łapczywość w piciu wina, znowu palił fajkę. Płuca musi mieć już bardzo popsute, a przynajmniej takie sprawia wrażenie częstotliwość palenia, której nawet nie kryje. Jednakże przez cały czas przebywania z nim, ani jedno kaszlnięcie nie dotarło do uszu rogacza. Może jednak nie palił tak często, któż to wie. W każdym bądź razie, w przyszłości będzie spotykał się z dezaprobatą, to pewne.
Mówi, że nie potrzebuje kreować swej tożsamości na nowo. Czyli woli pozostać Slenderem, Cieniem, który nie ma pojęcia skąd pochodzi, a do świata podchodzi całkiem, ujmijmy to, lekkomyślnie. Niechaj będzie - Alvaro nic do tego. Chociaż wolałby wiedzieć o nim trochę więcej. W każdym bądź razie, po dłuższym namyśle ze strony ciemnowłosego, padło pytanie. Czerwonooki kiwnął kilka razy głową i westchnął cicho, sygnalizując rozpoczęcie dłuższego wywodu. Tak, wtajemniczanie kogoś we własne plany zawsze kończyło się rozdrobnieniem na szczegóły, a w rezultacie całkiem długim monologiem.
- Och, uwierz mi. Te plany mają bardzo szeroki zasięg działania. Czyż przejęcie władzy w całej Krainie Luster to byle przelewki? Przejęcie władzy i do tego zjednoczenie wszystkich istot magicznych pod jednym sztandarem, ach, Slenderze! To ogromny wyczyn! Dlatego też powoli zbieram istoty, które mogłyby mi w owym przedsięwzięciu pomóc. Jeśli zechcesz do nas dołączyć, bardzo chętnie ci je przedstawię, aczkolwiek sądzę, że teraz są nieco zajęte. Niemniej, wierzę iż dobrze dogadasz się z osobą imieniem Itzatec. To ktoś o podobnych poglądach do twoich - woli walczyć przy użyciu własnych rąk i umiejętności. Jednakże rozmowa twarzą w twarz powinna ci pomóc wykształcić własną opinię na ten temat. - skończył łykiem wina z kieliszka. Kiwnął jeszcze raz głową na znak, że póki co więcej nie wyjawi a sam Slender musi zadowolić się tym, co usłyszał do tej pory. W rzeczy samej, Cień powinien nawiązać dobre stosunki z niebieskofutrym, chociaż zawsze istnieje szansa, że w jakiś sposób się nie dogadają. Cóż mogę powiedzieć? Zdarza się.Anonymous - 25 Lipiec 2012, 13:09 Jak przystało na człowieka z klasą Czarnowłosy nie przerywał Arystokracie jego wywodu na temat swoich planów, po za tym plany Alvaro były dość ciekawe dla Slendera. Może nie pod względem przejęcia władzy a wyrżnięcia tych którzy by się im nie podobali, z tego Cień by czerpał niezmierną radość. Lecz póki co nie będzie wychodził Arystokracie na przeciw, jeśli mu zależy na Slendim to sam się o niego upomni. W każdym bądź razie chłopak uśmiechnął się szeroko trzymając w paszczy swoją dymiącą się powoli fajkę.
- Wiedziałem że znajomość z Tobą będzie czymś ciekawym.
Stwierdził szybko Cień wyjmując fajkę z swojej gęby i trzymając pomiędzy palcami. Przyglądał się Białowłosemu zastanawiając się czy kieruje go rzeczywiście tak szlachetny cel czy to tylko przykrywka przed czymś innym, bardziej złowieszczym. Ten plan, wiadomo, zajmie trochę czasu jednak gdyby został wykonany, rzeczywiście, zjednoczenie wszystkich ras pod jednym sztandarem może być czymś owocnym. W każdym bądź razie Slend znów otworzył swoją japę i wygłosił zdanie.
- Mógł bym dołączyć... Jednak musisz mi powiedzieć najpierw coś o sobie, i co masz mi do zaoferowania w zamian za moje usługi?
Widocznie Slend podchodził do tego trochę z dystansem, jednak przydał by mu się jakiś silny sprzymierzeniec, a nóż widelec, miał by co robić. Oczywiście pod "miał by co robić" mam na myśli "miał by komu spuścić wpier...". Kruczoczarny założył nogę na kolano i siedział wpatrując się w białowłosego i czekając na jego odpowiedź.Anonymous - 25 Lipiec 2012, 13:48 Kilka kolejnych łyków wina sprawiło, iż cała jego zawartość zniknęła z kieliszka, który został odstawiony na stolik. Białowłosy westchnął, rozmyślając nad możliwością dolania sobie jeszcze więcej trunku, aczkolwiek mimo jego słabości, wolał nie aplikować sobie więcej procentów. Bowiem poziom, na który przeszła rozmowa Slendera z Alvaro, był już dosyć wymagający jeśli chodzi o trzeźwość umysłu.
Jeśli zaś chodzi o domysły Cienia na temat metod, które miałyby być praktykowane w stosunku do tak zwanych "osób niewygodnych" - może i rzeczywiście kiedyś nadarzą się takie okazje, aby dosłownie wyrżnąć wszystkich w pień. Plany białowłosego skupiały się jednak wokół cichej likwidacji, bez robienia jakichkolwiek sensacji. Bowiem nie zawsze wypowiadanie otwartej wojny jest dobrym sposobem, z tym się chyba każdy zgodzi. Tak czy inaczej, Alvaro zaśmiał się cicho, słysząc wzmiankę o jego znajomości z kruczoczarnym. Racja, póki co wszystko układało się bardzo ciekawie. Zarówno ze strony Slenda jak i Alvka, który w kruczoczarnym widział kogoś inteligentnego oraz godnego typowej, męskiej rozmowy.
Usłyszawszy kolejne pytanie, rogacz wstał i podszedł do okna, aby przez chwilę popatrzeć na naturę rozwijającą się w jego ogrodzie. Była to jednak dosłownie chwila, gdyż Arystokrata zaraz obrócił się z powrotem do swego gościa i podszedł do niego.
- To zależy, co chcesz o mnie wiedzieć. Poza tym... Mogę zaoferować, całkiem dużo, w moim mniemaniu. Jak na przykład dach nad głową w postaci pokoju w owej posiadłości. Jakieś wpływy w Krainie Luster, jeśli nasze cele zostaną osiągnięte. Poza tym, na pewno znajdzie się parę osób do usunięcia, z czego, wydaje mi się, też będziesz czerpał przyjemność. - odpowiedział wreszcie i podszedł do butelki z winem, aby nalać czerwonego napoju do swego kieliszka. Odstawiwszy wszystko na stolik, dziewiętnastolatek znów usiadł i ponownie napił się trunku. Do diabła z trzeźwością, teraz, kiedy gardło domagało się jakiejś cieczy.Anonymous - 25 Lipiec 2012, 13:57 Kruczoczarny wysłuchał Alvaro i uśmiechnął się widząc jak on nalewa sobie wina do kieliszka. Jednak nie skomentował tego, sam też by się napił, jednak czegoś mocniejszego niż wino. Chociaż bardzo dobrze "grzało", jak na zwykle wino. Slend długo się nie zastanawiał co by chciał wiedzieć o Arystokracie więc szybko wypalił.
- Chciał bym wiedzieć... Czym jesteś? Spotkałem do tej pory tylko cienia i kapelusznika... Ale nikogo z rogami.
Powiedział, pewnie zaskoczy tym Alvaro że nawet nie wie jak się jego rasa nazywa... No cóż, był tu dopiero parę tygodni i jeszcze nie zdążył poznać wszystkiego, a tak na prawdę to też tym się za bardzo nie interesował... Oczywiście z początku. Teraz taka wiedza mu się przyda, będzie wiedział przynajmniej kogo będzie musiał wyrżnąć. Zastanowił się też nad jego propozycją dachu nad głową, który oczywiście mu się przyda...
- Dach nad głową, alkohol, i pozbywanie się istot nie wygodnych... Bardzo ciekawa propozycja Alvaro.
Zaciągnął się fajką i znów wypuścił dym gdzieś daleko, żeby nie przeszkadzało to Arystokracie. Wiadomo, ten zapach roznosi się i tak, ale przynajmniej nie będzie go dym szczypał w oczy. Po chwili jednak Slender znów otworzył paszcze i wypowiedział...
- Mi też trochę zaschło w gardle... Masz tam coś mocniejszego?
Zapytał mając na myśli whisky, ewentualnie jakąś wódkę. Nie widział zbyt dobrze co tam trzyma Białowłosy, jednak miał ukrytą nadzieję że miał coś mocniejszego gdzieś na tyłach. Anonymous - 25 Lipiec 2012, 19:50 Ona zaś miała zupełnie inne zdanie co do całej tej żandarmerii, jaka została sprowadzona do posiadłości. Nie wiedzieć czemu, wzbudzali w jej duszy dziwny niepokój, nie na wzór strachu czy śmiertelnego przerażenia, gdyż takie obrazki nie wzbudzały w niej już podobnych emocji. Nie po tym co przeszła, uodporniając się na to wszystko. Coś jednak podpowiadało Tunridzie, że wojsko nie było zbyt dobrym rozwiązaniem, jakie wybrał Alvaro. Nie umiała dokładnie określić dlaczego tak sądzi lub też co może się wydarzyć, lecz to jej nie przeszkadzało; w życiu każdej osoby nadchodzą takie momenty niezrozumiałego przeczucia, których nie umie się racjonalnie wyjaśnić, acz też nie należało ich zupełnie ignorować. I choć Szklana Panna dała już o tym do zrozumienia białowłosemu, mało prawdopodobne, że ten przejął się jej słowami. Znał ją i szanował jej zdanie, oczywiście, lecz i on miewał wrażenia, że kruczowłosa gada od rzeczy i nie należy brać wszystkich jej słów na poważnie. Przecież była obłąkana, szalona, przecież nie była normalną istotą, a posiadającą w głowie "lokatora mimo woli", który był prawdziwym Szaleństwem, ukrywanym pod powłoką pozornie niewinnej dziewczyny.
Tunrida przyglądała się przez chwilę Itzatecowi, gdy spoczęła na fotelu, przekrzywiając nagle lekko głowę w bok, niczym ciekawski szczeniak, który właśnie zobaczył jakąś interesującą zabawkę.
- Dlaczego nie usiądziesz? - nie zamierzał chyba przestać całej rozmowy niemal na baczność? Nawet dla niej wydawało się to dość absurdalną wizją, a skoro ugościła go w swych progach, zrozumiałym było, że Jaszczur mógł się w nich rozgościć. W każdym razie, zamilkła zupełnie, gdy Itzatec odpowiadał na jej wcześniejsze pytanie. Nie zdziwiła się specjalnie, że nie zaufał Alvaro, że nie zaufał też jej i całej tej dziwnej krainie, w której się znalazł. Obce otoczenie i nieznani ludzie były najgorszymi z możliwych scenariuszy i zawsze napawały tym dziwnym niepokojem i poczuciem niejakiego zagubienia. Przecież pamiętała doskonale własną panikę, kiedy po ucieczce z laboratorium MORII znalazła się w obcym dla niej świecie. Świecie Ludzi, w którym nie miała żadnych znajomych, nie wspominając o jakiejkolwiek rodzinie, bliższej czy dalszej. Tułała się więc po nim, poszukując przejścia do Krainy Luster, w międzyczasie poznając Alvaro... Choć nie to było w tym momencie najistotniejsze.
Na stwierdzenie, że Szklana Panna najpewniej również nie ufa Itzatecowi, spuściła nieco głowę, zerknąwszy znacząco w bok. Fakt, nie ufała mu, lecz nie był on wyjątkiem, odchodzącym od reguły. Ona nie ufała każdemu, w pewien sposób nawet samemu białowłosemu rogaczowi, choć był on jedyną osobą, która zyskała sobie zdecydowanie większą sympatię niż inni poznani jej osobnicy.
- To on nie może sobie poradzić z Amelią. Nie ma żadnego "my". Nie wykazywałam chęci, aby stać się osobistą niańką tej dziewczynki, którą teraz mogę siebie nazywać. - wtrąciła się od razu, mówiąc owe słowa pewnie, zdecydowanie głośniej, choć z wyczuwalnym przekąsem. Podniosła w końcu głowę, a wielkie, akwamarynowe oczy łypały na Jasczura uważnie, choć bez większego wyrazu.
- Nie używaj przy mnie tego słowa. Szaleństwo... - zawahała się, zaciskając mocniej usta. Przełknęła niewidzialną gulę, która utkwiła jej w gardle, kontynuując po krótkiej chwili: - ...Zawsze źle się kończy. W szczególności, kiedy tkwi ono w Twojej głowie i wrzeszczy co chwilę, chcąc się wydostać... - kolejna chwila ciszy, lecz tym razem Tunrida nie miała zamiaru już więcej rozwijać tego tematu. I tak już zdradziła za dużo, a jeżeli Itzatec był inteligentny, mógł bardzo łatwo domyślić się o małej "przypadłości" Szklanej Panny, która w chwili obecnej nadal spała błogo. Do czasu. Pokręciła głową na boki, jak gdyby chcąc odgonić od siebie choć na chwilę te myśli, wbijając wzrok w swoje kolana. Spięła się jednak minimalnie, gdy usłyszała pytanie Jaszczura, które nieco zbiło ją z pantałyku. Więc jednak doszedł do niego strzępek jej wcześniejszej rozmowy z Alvaro... Sklęła siebie za to jeszcze siarczyściej w myślach.
Wpadłaś po uszy, Tunridko...
- Nic. - odparła twardo, wręcz nienaturalnie pewnym siebie głosem, patrząc teraz na Itzateca spod byka wzrokiem, którego lepiej nie ignorować. - Wypadek przy pracy, który trzeba było szybko naprawić. Zaś moje zachowanie nie powinno Cię dziwić. Radziłabym się raczej zacząć przyzwyczajać. Służba może Ci co nieco poopowiadać przy herbacie jaka to jestem obłąkana. Pieprzeni popaprańcy... - zakończyła, ostatnie zdanie wymawiając zdecydowanie ciszej, lecz z taką nienawiścią, iż niemal wydawało się, iż syczała niczym wąż, gotowy w każdej chwili kogoś ukąsić. Rozmasowała skronie smukłymi palcami, przymykając na moment oczy, westchnąwszy przy tym cicho. Uspokoić się, uspokoić się, tak, musi się uspokoić, albo Madness pojawi się zdecydowanie przed czasem. Ta chwila błogiego spokoju nie mogła przecież zostać tak szybko zakończona!
- To MORIA jest odpowiedzialna za Twój... obecny stan? - spytała teraz ona, rozchylając powieki. Spoglądała na Itzateca ze zdecydowanie spokojniejszym wyrazem twarzy niż przed chwilą, kładąc dłonie na swych kolanach. Zabawne, że nieświadomie rozpoczęli swoją grę w wymienne pytania - kiedy odpowiesz na moje, ja odpowiem na Twoje. Well.Anonymous - 25 Lipiec 2012, 20:29 No tak... Itzatec dopiero teraz uświadomił sobie, że Tunrida spoczęła na fotelu, a on stał przed nią na baczność z dłońmi splecionymi za plecami. Podszedł więc do fotela znajdującego się na przeciwko tego na którym siedziała jego rozmówczyni i usiadł na nim, układając ogon po prawej stronie swych nóg.
-Czyli nie jest Twoim Panem. Dobrze wiedzieć, że przynajmniej jedna osoba w tej posiadłości - po za mną, może tutaj swobodnie myśleć.
Skomentował krótko. Służba jak służba, nie powiedzą otwarcie niczego szkodliwego przeciwko panu, więc nawet nie próbował z nimi rozmawiać na temat Alvaro. Kucharz Albert również nie wydawał się dobrym źródłem informacji na jakikolwiek temat tutaj. Jaszczur nie zapomniał jednak o opatrzeniu jego ręki i nadal był za to wdzięczny.
-Wybacz mi więc. Nie powtórzę tego.
Odparł bez chwili zastanowienia, opierając swe ręce na oparciach fotela. Czyli miała w głowie drugą świadomość? Dalej nie musieli rozwijać tego tematu, wiedział już o co chodzi, wystarczająco dużo nasłuchał się od swego mistrza. Może nie był to akurat taki przypadek, niemniej jednak orientował się w temacie. Sam nie wyobrażał sobie, gdyby w nim miało siedzieć coś innego. Chodź tak na prawdę już siedziało. Mordercza bestia chcąca rozszarpać cały otaczający go świat, efekt uboczny eksperymentów MORII. To dlatego był taki spokojny. Po prostu gdy pozwalał ponosić się emocjom, robił się zbyt niebezpieczny dla otoczenia, przestawał trzeźwo myśleć i ciężko mu było nad sobą zapanować. Dlatego starał się odrzucać gniew, nienawiść, a żyć spokojnie i szczęśliwie.
-Nie lubię rozmawiać o kimś za jego plecami. Zwłaszcza gdy chciałbym tej osobie zaufać i otrzymać to samo od niej. Nie wbiję Ci noża w plecy i po prostu chcę wiedzieć czy mogę oczekiwać tego samego.
Wyjaśnił, a następnie podniósł łeb do góry i skierował wzrok na sufitu. Wziął głęboki wdech i zastanowił się przez chwilę. A więc chciała dowiedzieć się jak to się stało? Dobrze, nie była to żadna tajemnica, opowie jej całą historię, nie była zbyt długa. Opuścił łeb i spojrzał na dziewczynę spokojnym wzrokiem.
-Gdy miałem szesnaście lat, zostałem schwytany przez MORIĘ. Dziecięca ciekawość sprowadziła na mnie kłopoty. To co dalej pamiętam to tylko urywki obrazów, czasami jakiś ból, mrowienie ale po za tym nic. Obudziłem się później, akurat w momencie gdy puściły zabezpieczenia które mnie trzymały. Wstałem, zaskoczony przejrzałem się w lustrze które znajdywało się w sali. Myślałem, że to sen ale cóż... Wtedy pierwszy raz zaczęło docierać do mnie więcej informacji, słyszałem, czułem i widziałem lepiej. Wyostrzyli mi zmysły, podnieśli sprawność fizyczną i zmienili w maszynę do zabijania. Jednak ich eksperyment się wydostał. Drzwi za którymi mnie zamknęli okazały się za słabe i cóż... Wybiłem sobie drogę na zewnątrz. Na końcu tej drogi, tuż przed wyjściem, spotkałem doktora którego dziełem się stałem. Był dumny, a ja... Wtedy pierwszy raz zasmakowałem ludzkiej krwi. Zrobiłem to bardzo nieświadomie, odezwał się we mnie instynkt łowcy, nie zapanowałem nad własnymi emocjami. Dlatego teraz tego unikam. MORIA nie wzięła pod uwagę, że chłopak którego porwali był szkolony przez mistrza ze wschodu no i niestety przeliczyli się co nieco.
Skończył i ponownie odetchnął. Teraz więc wypadała jego kolej w zadawaniu pytań? Dobrze. Teraz już nie zastanawiając się zbyt długo, natychmiast zapytał.
-Czym się tutaj zajmujesz?
Rzekł, a następnie spojrzał przez chwilę na własne nogi. Miał na sobie wyłącznie czarne bojówki i właśnie uświadomił sobie, że gdzieś w tym domu zostawił swój płaszcz. Będzie musiał go znaleźć, zapewne zostawił go u Alberta gdy mężczyzna opatrywał jego rękę. Zajrzy do niego później i odbierze swoją własność. Spojrzał ponownie na Tunridę i nagle zaciekawiło go jak odbiera go tutejsze otoczenie. Ludzie w tym "zwykłym" świecie mieli go w większości za dziką, bezmyślną bestię, tak więc nie zwracali uwagi na to jak był ubrany, a tutaj? Chyba to będzie następne pytanie która zada. Na pewno nie pozwoli wepchnąć się w jakieś garnitury czy koszule. Z resztą aktualny ubiór najbardziej mu odpowiadał, nie martwił się o zimno, gdyż miał futro, a spodnie takie jak te od munduru - potocznie zwane bojówkami, były po prostu pojemne, dlatego tak bardzo mu przypasowały.Anonymous - 26 Lipiec 2012, 09:43 Czerwone ślepia wyłapały nieznaczny uśmiech na twarzy Slendera, kiedy Alvaro nalewał sobie kolejną porcję wina. Jego usta również lekko się wykrzywiły, kiedy to brał następnego łyka czerwonego trunku. Ów wyraz twarzy zmienił się jednak, kiedy Cień wyraził swoje zdanie na temat tego, co by chciał wiedzieć o paniczu de Averse. Pojawiło się wyraźnie oczekiwane zaskoczenie. Czyli ów długowłosy mężczyzna naprawdę pojawił się tu całkiem niedawno, skoro nie miał jeszcze okazji dowiedzieć się o rasie, do której należał jego rozmówca. Zresztą, jego słowa mówiły to samo. Dziewiętnastolatek wstrzymał się jednak z odpowiedzią, nadal popijając wino. Doskonale wiedział, że Slend będzie chciał powiedzieć parę rzeczy na temat jego propozycji. Wysłuchał ich więc spokojnie i już nachylił się lekko, aby zacząć mówić, kiedy to rozmówca go uprzedził. Jego pytanie spotkało się z życzliwym, wręcz przyjacielskim, śmiechem rogacza. Wypił wszystko, co zostało w jego kieliszku i odstawił go na stolik, za chwilę idąc do szafki z alkoholami. Oczywistym faktem było to, że Alvek się na taką okazję "zabezpieczy" w trunki o wyższej zawartości procentów. Z czego jednym z nich był koniak marki (?) "Eniseli Bagrationi", przywieziony ze Świata Ludzi dawno temu. Był on jednak bardzo mocno rekomendowany, dlatego białowłosy postanowił dać mu szansę. Wyjmując butelkę, zahaczył jeszcze o kieliszek do koniaku - jeden, jedyny, gdyż jak to już było powiedziane, rogaty wolał zachować umiar w zawartości alkoholu we własnej krwi. Dlatego też postawił wszystko na stoliku, po chwili nalewając trochę Eniseli Bagriatoni dla swego gościa.
- Zawsze znajdzie się coś mocniejszego, o to martwić się nie musisz. - powiedział Alvaro, siadając na swoim miejscu. Teraz przyszła pora na opisanie swojej rasy. Cóż, zwykle do tego celu lepiej było poprosić Alberta - on umiał to ubrać w słowa tak, jak nikt inny. W każdym bądź razie, teraz chłopak o czerwonych oczach był zbyt leniwy, aby iść do kuchni tylko w tym celu.
- Czym jestem, pytasz. Jestem, najprościej mówiąc, Upiornym Arystokratą. Reprezentuję najwyższy szczebel społeczny w całej Krainie Luster. Chociaż, ja jako ja, jestem najmniejszym z największych, jeśli wiesz o czym mówię. Żołnierze, których widziałeś po drodze tutaj, nie są nawet moi. (tu zaśmiał się) Formowanie własnej armii mam dopiero na poziomie początkowym. W każdym bądź razie, tak. Jestem Upiornym Arystokratą. Jeśli zaś chodzi o moją propozycję, mam nadzieję, że na nią przystaniesz. - i to by było chyba na tyle. Dziewiętnastolatek nie rozdrobnił się jakoś specjalnie w opisywaniu swojej rasy, co było raczej logiczne. Zbyt dużo informacji na swój temat równa się zbytniemu zaufaniu danej osobie, a co za tym idzie - zwiększeniu szansy na wypracowanie przez tą osobę słabych punktów, wykorzystanych potem przy zdradzie. A tego przecież Alvaro w żadnym wypadku nie chciał. Slendera znał dopiero od pół, może całej godziny. A gdyby zaczął mu dawać wyraźne wskazówki co do tego, jak można się go pozbyć - byłby kompletnym idiotą.Anonymous - 26 Lipiec 2012, 12:22 Czarnowłosy wziął swój koniak i posmakował go biorąc małego łyka. Nawet z zachwycenia zamknął oczy, jednak to nie był jeszcze ten smak który uwielbiał jednak był blisko. Nie chciał już następnej działki pić zbyt szybko żeby rzeczywiście też nie wejść w stan upojenia alkoholowego. Na to jeszcze przyjdzie czas. Kiwnął po chwili głową na znak tego że ten alkohol rzeczywiście mu smakował po czym połączył ten piękny smak z dymem tytoniowym w swoich płucach. Te uczucie było zwieńczeniem tego co chciał poczuć przez ostatnie kilka tygodni... Wygoda, alkohol, nikotyna i ktoś rzeczywiście ciekawy do rozmowy. Ktoś z klasą i z planami na przyszłość, nie jak większość tych których poznał na swojej drodze, chociaż to nie było zbyt dużo istot. W końcu po chwili otworzył oczy i spojrzał na Arystokratę wysłuchując jego wywodu na temat jego rasy. Przytakiwał mu chcąc mu wskazać że rozumie i że słucha jego wypowiedzi. Mimo tego że był najmniejszy z największych to według Slendera miał zadatki na to żeby być jednym z największych, przynajmniej na takiego wygląda. Przy tym jego zapędy władcze też o czymś świadczą, gdy Alvaro już skończył Slend uśmiechnął się na znak tego że poznał nową rasę - Upiornego Arystokratę. Chociaż dla Kruczoczarnego nazwa była... Dość słaba, oprócz tego sama w sobie rasa wydawała się ciekawa, chociażby przez ten jeden przypadek zwany Alvaro de Averse.
- Cóż... Jeśli bym dołączył do Ciebie i Twojej małej, póki co, armii, jakie stanowisko dla mnie szykujesz, Arystokrato?
Zapytał go, będąc ciekawym na jaki stołek by go wrzucił, chociaż Czerwonooki może jeszcze o tym nie myślał. Slendi był ciekawy wszystkiego, w końcu musiał mieć pewne stanowisko by mu się nie znudziło ani by nie musiał odchodzić. Po za stanowiskiem przydał by się też pełny barek, ponieważ ten smak obudził w nim znów pociąg do alkoholu. A patrząc na Arystokratę będzie miał z kim pić. Przynajmniej miał taką nadzieje że razem odpadną... A po za tym nie znał wszystkich którzy należą już do jego armii.Anonymous - 26 Lipiec 2012, 14:56 Oczywistym faktem jest wspaniały smak koniaku podanego przez Alvaro. Wszak kto śmiałby wciskać tak oczytanej i miłej osobie jakąś ohydną podróbkę, mającą tylko właściwy kolor, a nic więcej? Chyba tylko szaleniec, proszący się o pocisk w głowę. Dokładnie tak. Ale mężczyzna, z którym białowłosy ubił wtedy interes, dostając w prezencie butelkę Eniseli Bagrationi, był człowiekiem, który myślał. W rzeczy samej, myślał, i doskonale wiedział, że zadzieranie z rogaczem to nic dobrego. Dlatego też postanowił ich stosunku ukierunkować w stronę dobrej przyjaźni. Co z tego wyszło? Cóż, na pewno ten pan nie chciał skończyć w rzece tylko za to, że wydał komuś informacje o istocie zwanej "de Averse". A tak się, niestety, stało.
Uśmiech ozdobił usta dziewiętnastolatka, widząc potwierdzenie dla jego domysłów. Slender zasmakował w tej odmianie koniaku, a to kolejny powód, aby ich znajomość szła dobrym szlakiem. Zawsze znajdzie się jakiegoś partnera do picia, który pewnie nawet będąc schlanym w trupa da radę sklecić wykład na temat tego, jak wojny źle działają na gospodarkę ogólnoświatową. A na takiego osobnika Cień wyglądał. Był to jeden z powodów, dla których Alvek był do niego tak pozytywnie nastawiony. Dobrze jednak, że długowłosemu nie przyszło na myśl, aby wypowiedzieć swoje domysły co do "zadatków" czerwonookiego na głos. Wtedy jego ego wręcz wystrzeliłoby do góry, powodując przytaknięcie i zdanie w stylu "Nie >>mogę<<, tylko >>zostanę<< jednym z największych". Szczerze mówiąc, nawet teraz Arystokrata tak myślał.
- Zostańmy przy mówieniu sobie po imieniu, jeśli pozwolisz. Co do stanowiska... Hm. Na pewno jakieś reprezentatywne. Wyglądasz na dżentelmena, zachowujesz się w ten sposób, a z drugiej strony bardzo chętnie wpakowałbyś komuś pocisk w głowę. Będziesz idealnym ochroniarzem, w razie gdyby trzeba było chronić naszych VIP'ów. A może będziesz też pomagał w planowaniu przyszłości naszej, jak to nazwałeś, armii. Kto wie. Bądź pewien, że twoją opinię będę brał pod uwagę niemalże zawsze. - odpowiedział białowłosy i wypił całe wino z kieliszka, kończąc ostatecznie. Odstawił go na stolik, po czym odetchnął głęboko. Nie można powiedzieć na pewno, czy Alvaro będzie dobrym "kumplem do picia". Czasami były momenty skrajności, kiedy dziewiętnastolatek potrafił wypić całkiem dużo, co prowadziło do dosyć niechcianych wydarzeń. Jednak z reguły trzymał się limitów i wychodziło mu to na dobre. Poza tym, popaść w nałóg alkoholizmu w tak młodym wieku... To by była dopiero porażka.Anonymous - 27 Lipiec 2012, 15:51 Pociągnął sztacha z fajki swojej i poczuł znów gorzki smak nikotyny w gębie, więc odłożył fajkę na stolik, a ona powoli gasła. Wziął kolejny łyk koniaku znów zapadając w wspaniały smak tego alkoholu. Wysłuchał wypowiedzi Alvaro i uśmiechnął się szeroko na myśl rozwalenia paru łbów. Całkiem chętnie był by ochroniarzem, tylko pod warunkiem że było by kogo chronić, i żeby raz na jakiś czas, jakiś wariat rzucił się na VIPa by można go było rozwalić w drobny mak. Cóż, Slend jeszcze nie wiedział jaki ma mocny łeb Alvaro ale zamierza to sprawdzić, w postaci zwykłej rywalizacji. A pewnie białowłosego zainteresuje taka a nie inna rywalizacja, bo bić się raczej kruczoczarny z nim nie chciał. Był zbyt ciekawą osobistością, i nie wyglądał na kogoś kto lubi zwykłą burdę. W każdym bądź razie po wypowiedzi białowłosego Slender odrzekł...
- Nasza współpraca zaczyna nabierać coraz lepszych barw, Alvaro.
Powiedział po czym wziął kolejny łyk alkoholu znów zatapiając się w jego cudowny smak. Jeśli trafi się tutaj dobry zawodnik do picia, Alvaro będzie musiał się bać o zapas swoich alkoholi.Anonymous - 29 Lipiec 2012, 15:39 Zaś sam Alvaro tylko siedział, w ciszy nad czymś rozmyślając. Oczywiście nie ignorował swojego gościa. Po prostu tymczasowo bardziej skupił się na swoim umyśle i świecie, który został w nim stworzony. Świecie, który zastąpi obecny, kiedy tylko plany białowłosego spełnią się w każdym, nawet najmniejszym detalu. Wtedy będzie trzeba naprawdę przyłożyć się do planów, do umiejętnego operowania słowami i czynami, co by słowa nie okazały się fałszywymi zbyt szybko. Kiedy pozycja rogacza zostanie już wystarczająco umocniona, nikt się raczej nie odważy wypomnieć mu kłamstwa. A nawet jeśli, to zdecydowana większość pozostanie mu wierna i owa jednostka, która nabrała wystarczająco dużo odwagi... zniknie. W tajemniczych okolicznościach. Ewentualnie popełni samobójstwo. Cóż, przynajmniej taka będzie oficjalna wersja.
Jeśli zaś chodzi o rywalizację ze Slenderem w kategorii spożywania napojów wysokoprocentowych, nie był to zbyt dobry pomysł i żeby de Averse w jakikolwiek sposób dał się na takie zawody namówić, będzie trzeba się ostro postarać. Wszak osoba o tak mocnych postanowieniach w kwestii picia alkoholu na pewno będzie trzymać swoje stanowisko w tej sprawie jak przywiązany do swej roli żołnierz, trwający jako ostatni na najważniejszym posterunku w całej wojnie. Wiadomym jest, iż ktoś taki będzie gotów oddać życie, byleby nie przepuścić wroga dalej. To trochę w stylu "Reduty Ordona", chociaż nie do końca. Teoretycznie całe to porównanie jest do chrzanu, bo Alvaro na pewno nie będzie chciał zginąć, byleby nie przystąpić do zawodów w piciu.
- Cieszy mnie, że tak myślisz - stwierdził rogacz, uśmiechając się do Slendera. Potem wstał i rzucając tylko krótkie spojrzenie w stronę swojego ulubionego okna, wykonał kilka kroków w stronę wyjścia z salonu.
- Pozwól więc, że pokażę Ci twój pokój. - dodał po krótkiej chwili i widząc z lekka niechętnie zostawiającego swój alkohol mężczyznę, ruszył z nim na piętro wyżej. Tam podeszli do pokoju niemalże na środku korytarza, do którego Alvaro otworzył drzwi i wpuścił Cienia.
- Proszę bardzo. Możesz tu robić teoretycznie co tylko zechcesz. Byleby służba nie miała za dużo roboty ze sprzątaniem ani żeby nikt mi się nie skarżył na twe zachowanie. Aczkolwiek nie spodziewam się tego po tobie, w żadnym wypadku. - powiedział rogacz, opierając się o framugę drzwi, tak jak to zrobił przy pokazywaniu pokoju dla Itzateca, całkiem niedawno.Anonymous - 31 Lipiec 2012, 13:17 Za nim Slend wyszedł razem z białowłosym, zgarnął szklankę z alkoholem i swoją fajkę którą schował do kieszeni wewnątrz marynarki. Wszedł z nim na górę ponownie się rozglądając po jego domu, podziwiając jego piękno. Gdy wszedł do pokoju, był zadowolony, pomieszczenie było zadbane i nawet przytulne. Czarnowłosy wszedł do środka i pierwsze co robił opróżnił szklankę koniaku po czym postawił ją na biurku a następnie rzucił się na łóżko. Tak oto sprawdził czy jest wygodne. Podłożył sobie ręce pod głowę i na chwilę przymknął oczy. Chwila ciszy... Gdy po chwili Cień się odezwał.
- Myślę że się dogadamy. Jest tu barek?
Otworzył oczy, i zaczął się rozglądać po pokoju w poszukiwaniu barku. Zostawienie tutaj jakiejkolwiek ilości alkoholu razem z Slenderem sam na sam skończyło by się raczej opróżnieniem butelek. Skoro może wszystko to... Wstał, otworzył okno, po czym usiadł przy biurku i wyjął fajkę razem z paczuszką tytoniu po czym zaczął sobie ją upychać tytoniem. Włożył sobie ją do gęby po czym wyjął zapałki i podpalił. Rozżarzył ją porządnie po czym zgasił zapałkę i obrócił się w stronę Alvaro.
- Tutaj mogę palić, prawda?
Zapytał Alvaro jeszcze dla pewności by młody panicz nie wyrzucił go tak szybko jak tutaj się znalazł. W każdym bądź razie Slendi ciężko się zastanawiał nad dołączeniem do "projektu" Alvaro. Miał by wszystko co mu tak naprawdę jest potrzebne. Tytoń, alkohol, miejsce do spania i trochę rozrywki w postaci dawaniu komuś po ryju. Na pewno w tym układzie chłopak mniej by się nudził niż w układzie wcześniejszym. Trzymając fajkę w ryju, wstał, zdjął marynarkę, powiesił ją na krześle po czym usiadł na nim ukazując swoją śnieżnobiałą koszulę, czarny krawat i szelki od spodni. Anonymous - 3 Sierpień 2012, 16:14 Kiwnęła delikatnie głową, a czarne kosmyki włosów, które wydobyły się z jej końskiego ogona, opadły mimowolnie na jej bladą twarzyczkę. Nie była służką Alvaro. Po prostu nie przyjmowała do wiadomości takiego obrotu spraw, mimo że chłopak i tak uważał inaczej. Nigdy nie godziła się na służenie białowłosemu, niczym beznadziejna, zwykła dziewczynka na "przynieś, podaj, pozamiataj". Miała swoją dumę. Miała nadmiar tej pieprzonej dumy i zawziętości, którą wyrobiła sobie jeszcze w laboratorium MORII. Owszem, zgodziła się na towarzyszenie albinosowi jako jego prawa ręka, ale nie poprzysięgła mu bezgranicznego posłuszeństwa, jak piesek. Dlatego przytaknęła na słowa Itzateca, będąc pewna swych racji w stu procentach. Zresztą, nawet gdyby się myliła, ten i tak nie musiał znać całej prawdy w tej kwestii. Zaufanie zaufaniem, lecz pewne rzeczy powinny pozostać niewyjaśnione, dla własnego bezpieczeństwa i porządku.
Podniosła z wolna oczy, wbijając je prosto w oblicze Jaszczura, gdy ten niejako zadał swe pytanie czy może jej zaufać. Czy było warto? Lub raczej, czy faktycznie było to najrozsądniejsze posunięcie? Trudno było to stwierdzić. Tunrida nie należała do osób, które rozpowiadają informacje na prawo i lewo, jednakże nie można też było mieć stuprocentowej pewności, czy kiedyś faktycznie tego nie uczyni. Była szpiegiem, informatorem, skrytobójcą, choć na taką niechybnie nie wyglądała, jednakże nie należało oceniać po pozorach, które w tym wypadku były nieco niejednoznaczne. W każdym razie, bardzo ciężko można było zdobyć zaufanie Szklanej Panny wraz z przeświadczeniem, że ta któregoś pięknego dnia faktycznie nie wbije komuś noża w plecy. Do tego nie wystarczyła zwykła pogawędka prosto w oczy przy herbatce. Jej sympatię zdobywało się latami, a i często z marnym skutkiem. Gdy tą jednak zdołało się w końcu zaskarbić, wówczas można było wyjawić dziewczynie najgorsze i najmroczniejsze tajemnice swojego życia, a ta wiernie trzymałaby je w swym umyśle, ani myśląc komuś je wyjawić. Jak to mawiają, "Bez pracy nie ma kołaczy". I choć przysłowie to niezbyt pasowało do przytoczonego przykładu, kontekst był podobny. Wystarczyło trochę pracy, aby uzyskać w osobie Tunridy prawdziwie wierną, może nie przyjaciółkę, lecz kompankę i owszem.
Wzruszyła delikatnie wątłymi ramionami po chwili przemyśleń, spuszczając znowu wzrok, który zatrzymała na wazonie, stojącym na przeszklonym stoliku naprzeciwko.
- Jeżeli chcesz zaufać komuś "obłąkanemu" to zrób to. Ja tego nie potrafię, a przynajmniej nie tak prosto i szybko. To żmudny proces... - odparła z lekka przyciszonym tonem, "łamiąc" sobie palce palcami, z których wydobywał się głuchy, dość nieprzyjemny trzask. Gdy Itzatec zaczął opowiadać o swoim życiu, ponownie podniosła wzrok na jego osobę, nieruchomiejąc w fotelu. Słuchała Jaszczura z uwagą, analizując w głowie poszczególne wydarzenia, o których wspominał Itza. Czy przypadkiem nie miały one miejsca w czasie i jej przetrzymywania, o których przez ten czas zdążyła zapomnieć lub chociaż znacząco zatrzeć o nich pamięć. Nie chciała już więcej wspominać przeszłości, wliczając w to nie tylko MORIĘ, ale i swoją rodzinę, tych zdrajców... Ta jednak powracała do niej na każdym kroku, niczym puszczony w powietrze bumerang przez jakiegoś cholernego bachora, który próbował robić jej na złość. Z wyśmienitym skutkiem. Zmrużyła nieznacznie oczy, przypominając sobie mgliście o jakiejś ucieczce, która obiła się szerokim echem po całym laboratorium, a i która przyniosła konsekwencje na samych "królikach doświadczalnych"... Jeszcze więcej tortur, jeszcze więcej bólu, jeszcze więcej chemikaliów, prądu i wszystkiego innego, wszystkiego co niszczyło nie tylko ciało, ale i psychikę. Mawiali, że to nauczka dla nich samych, dla więźniów, aby przypadkiem i im nie przyszła do głowy jakakolwiek konspiracja przeciwko organizacji, gdyż ta zemści się podwójnie, potrójnie i Bóg jeden wiedział jak jeszcze. Czy jednak owa pamiętna ucieczka dotyczyła Itzateca? Tego Tunrida nie mogła być pewna, gdyż tych zdarzało się w laboratorium nad wyraz wiele i trudno było potem skojarzyć która "należała" do kogo.
- Kiedy? - wtrąciła się jednak, nie mogąc już powstrzymać od zadania tego pytania. Choć i tak ta wiedza nie zmieniłaby niczego, wewnętrzna, skrywana od zawsze ciekawość niemal krzyczała o małą cząstkę informacji, którą mogłaby się w końcu pożywić. Czy otrzymała odpowiedź czy nie, wysłuchała do końca opowieści Itzateca, wbijając się odruchowo głębiej w fotel. Skrzyżowane na piersiach ręce, przycisnęła do klatki piersiowej jeszcze mocniej, przygryzając raz po raz dolną wargę, zatapiając się we własnych myślach. Pewna kwestia nie dawała jej spokoju... Lecz wtem doszło do niej pytanie Jaszczura, na które wbiła akwamarynowe tęczówki prosto w oblicze Itzateca. Wydawać się mogło, iż niemal prześwietlała, badała mężczyznę lub raczej jego prawdziwe intencje, jak gdyby chciała się upewnić, że może powiedzieć mu o swej funkcji w rezydencji Alvaro. Jakby nie było, nie wiedział o niej nikt, więc dlaczego miałaby wyjawić swój mały sekret właśnie Jaszczurowi? Tylko dlatego, że razem współpracowali? Zmrużyła nieznacznie, ledwie co wielkie oczy, milcząc nadal niczym zaklęta. Nagle cień spod jej nóg wystrzelił wprost ku drzwiom, zgęstniał wyczuwalnie, namacalnie i rozprzestrzenił się po całym pomieszczeniu, tworząc tym samym niemal dźwiękoszczelną barierę. W całym pokoju zapanowała zupełna ciemność i tylko stojąca nieopodal lampka nocna dawała jedyne źródło, marnego w tym momencie światła.
- Jestem prawą ręką Alvaro. Jego doradcą, informatorem, szpiegiem, skrytobójcą. Dla niepoznaki zwykłą służką. - odparła ściszonym tonem, nie poruszając się przez cały ten czas w fotelu ani o milimetr. Po tych słowach, cień powrócił pod nogi swej właścicielki, a sama Tunrida ponownie wzruszyła ramionami.
- Ściany mają uszy. - wyjaśniła pokrótce, nie zamierzając się rozwodzić nad tym jak i wcześniejszym tematem. Już i tak w mniemaniu kruczowłosej wystarczająco dużo udzieliła Jaszczurowi informacji o sobie.
- Wiesz o wszystkich planach i zamiarach Alvaro, w które chce... Lub raczej, w które już zdołał Cię zaangażować? Nie masz tego dziwnego przeczucia, że jesteś jednym z pionków w tej popieprzonej grze, który bardzo łatwo można strącić, jak w szachownicy? Nie odczuwasz żadnego niepokoju? - spytała nieco bardziej głucho, nie odrywając akwamarynowych ślepi od Itzateca. Po co ona o to pytała? Z ciekawości. Choć może chciała w ten sposób i sama coś zyskać, coś udowodnić? Kto wiedział co chodziło po szalonym umyśle tej dziewczyny...?Anonymous - 6 Sierpień 2012, 09:39 Wydawać by się mogło, że podróż na górę, do nowego pokoju Slendera trwała strasznie długo. Schody nieco przytłaczały swoją wielkością, przepychem i innymi niecodziennymi dla zwykłych ludzi cechami. To samo ze świecami, które były porozmieszczane na ścianach. Niby zwykłe, a jednak coś w nich było takiego, co wprawiało w konsternację. Na pewno świeciły jaśniej niż jakiekolwiek świece, ale to tylko i wyłącznie dzięki magii. Białowłosy, prowadząc Cienia do pokoju, wydawał się być niespecjalnie przejęty jego poczynaniami. Sprawdzał raczej, co się działo w poszczególnych częściach domu, które mijali (nie było ich dużo, wszak różnica pięter między salonem a pokojami wynosiła jedno), czy aby strażnicy nie robią czegoś niepożądanego. Kiedy jednak dotarli do właściwych drzwi, cała uwaga Arystokraty skupiła się z powrotem na jego gościu. Niewielki uśmiech wpełzł na twarz, coby wywołać jakieś dobre wrażenie. Kiedy długowłosy postanowił rozłożyć się na swoim łóżku i zadał pytanie, Alvaro nie miał innego wyboru, niż również się odezwać. W innym wypadku pokręciłby tylko głową.
- Niestety nie. Ale jeśli nie będziesz się już mógł oprzeć potrzebie spożycia jakiegoś alkoholu, możesz zajrzeć do salonu. Tylko uprzejmie proszę, zachowaj umiar. Co zaś się tyczy palenia, niech będzie. Bylebyś w tej kwestii również nie przesadzał. No cóż, ja już pójdę. Do wieczora raczej na pewno mnie nie będzie, dlatego gdybyś miał jakieś pytania, pytaj kucharza. Kuchnia jest na prawo od drzwi wejściowych do posiadłości. - powiedział de Averse i wyszedł z pokoju, zamykając z siebie drzwi. Potem udał się z powrotem na parter, po czym wyszedł z domu i opuścił teren swej posiadłości.
[zt]Anonymous - 9 Sierpień 2012, 21:02 Jemu w tym wszystkim nie chodziło raczej o przeświadczenie, że za ileś lat, dni czy godzin zostaną ufającymi sobie przyjaciółmi - bo tylko takim osobom jaszczur powierzał swoje sekrety. Itzatec chciał po prostu wiedzieć, że robiąc coś, nie będzie musiał oglądać się na towarzyszy, martwiąc się tym, że gdy tylko przestanie być czujny, któryś z nich poderżnie mu znienacka krtań. U kogoś takiego jak on, potrzeba bezpieczeństwa była normalna, musiał wiedzieć po jakim gruncie stąpa, pewności nigdy za wiele - jak to mówią.
-Masz bardzo wysokie mniemanie o sobie.
Odparł krótko, przekrzywiając na chwilę łeb na bok. Nie często słyszał, by ktoś sam siebie nazywał obłąkanym, to rodziło poczucie nieufności, często zamykało ludzi przed sobą, nie pozwalało w najmniejszym stopniu polegać na drugiej osobie. Czyżby to próbowała osiągnąć, chciała przekazać mu, że nie może na niej polegać, że nie może jej zaufać? Tak póki co to rozumiał, a jeśli zrozumiał źle, nie on będzie musiał te słowa odkręcać ale na pewno ich nie zapomni. Ludzie z którymi rozmawiał po prostu często nie zdawali sobie sprawy z tego z kim rozmawiają, on niczym Sun Tzu starał się ich poznać, przebadać dogłębnie, znaleźć ich mocne i słabe strony, oni natomiast sami stwierdzali wszystko na podstawie własnych, wymyślonych teorii. Nie przejmował się tym jednak teraz w większym stopniu. Nie po to tutaj do końca przybył.
-Sześć lat temu.
Odparł, uświadamiając sobie, ile już czasu minęło od tamtych wydarzeń, jak bardzo zmienił się przez cały ten czas, ile nowych doświadczeń nabrał, a to wszystko dzięki... Morii. Tak, ciężko było mu to przyznać ale Moria dała mu nowe życie, lepsze i gorsze zarazem, stał się lepszą istotą, nieakceptowaną przez społeczeństwo, jednak był pod każdym względem lepszy od przeciętnego człowieka. Jaszczur zacisnął prawą dłoń w pięść i przerzucił na chwilę swój wzrok na ścianę. Wtedy też dostrzegł cień rozprzestrzeniający się po pokoju. Odruchowo chciał przywołać ostrze do lewej dłoni, rzucić się na dziewczynę i rozszarpać jej krtań, jednak powstrzymał się, zatrzymał jedynie na ponownym skierowaniu na nią swojego wzroku. Nie robił im takich nagłych niespodzianek, dlatego też ich nie lubił. Zdradzanie swych zdolności powinno odbywać się w bardziej przyjazny sposób, mniej prowokacyjny.
Słowa które Tunrida teraz wypowiedziała, pozostawił wyłącznie dla swych cichych przemyśleń, nie chciał komentować tego głośno, zwłaszcza, że nie specjalnie miał tutaj co komentować. Miał jednak jeszcze zamiar porozmawiać z Alvaro. No i właśnie tak się złożyło, że Tunrida o nim wspomniała, jednak jej słowa bardzo go zaskoczyły, można by powiedzieć, że wręcz zszokowały. Ona chyba sama nie wiedziała, co do niego właśnie powiedziała. Siedział przed nią zabójca, potwór, zmutowany jaszczur o sile kilku rosłych mężów, szybkości geparda i wytrzymałości smoka. Był istotą wolną, niepodległą - szybciej wyrwałby białowłosemu język, niż pozwolił mu wydać sobie choćby najmniejszy rozkaz, a ona właśnie spróbowała mu uświadomić, że w tej całej grze był wyłącznie pionkiem?
Niebieskofutry zamknął na chwilę swe oczy, odetchnął głęboko, a następnie powoli wstał i otworzył swe ślepia.
-Gdy tak stwierdzę, przypomnę mu jak wielki błąd popełnił, sprowadzając mnie tutaj. Nie jestem, nie byłem i nie będę mieczem kierowanym przez czyjekolwiek ręce. Teraz wybacz, jednak muszę wrócić po swoje rzeczy.
Odparł, następnie skłonił się lekko w geście szacunku, po czym ruszył szybkim krokiem do drzwi, złapał za klamkę, otworzył je i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Tuż za drzwiami pokoju, bez rozglądania się, otoczyły go czarne cienie, a sam jaszczur stał się niewidzialny i zniknął gdzieś, w rzeczywistości opuszczając posiadłość i udając się po najważniejsze rzeczy bez których tutaj nie da sobie rady na dłuższą metę. [zt]