Blokowisko - Wieżowiec nr któryśtam, mieszkanie jakiekolwiek
Noritoshi - 6 Styczeń 2015, 12:36 Krew nie musiała jej obchodzić, bo nie była dla niej. Przez nią, jeśli już jakoś te sznurki chce się wiązać – a i owszem.
- To wszystko, co wokoło mnie jest - tyle oznacza.
Dotrzeć, aż do końca. Cel jasno określony, warunki także – czego więcej chcieć? Jakie ma znaczenie, czym jest koniec, jeśli chce się do niego tylko dotrzeć? Jeśli to koniec wszystkiego, to chce się po prostu zamknąć swój własny, pełny cykl, zaś jeśli koniec znaczy mniej - pojedyncze składowe tego cyklu.
Cykl to sukcesywne domykanie rozdziałów w imieniu Końca.
Weszła w, jak na prezentującego się Noriego ostatnimi godzinami, zadziwiająco składną wypowiedź, no jak mogła? Ano mogła. Mimo to, dokończył ją i skomentował chaos, który tak ładnie z poziomu futryny widział:
- Ładniej by było, gdybyś spokojniej się wyprowadzała. Bo jeszcze pod auto z rozbiegu wpadniesz…
A uprzedzając jej pytanie, tak cisnące się na usta w odwecie: „Od kiedy się o mnie tak troszczysz?”; rzekłby, że od zawsze.
I gdzieś po drodze wyraz twarzy uformował w wymowne: „Jeśli nie wierzysz, to sobie sprawdź”. Bo na żarty się jeszcze nie zaniósł. ”Oj nie!
Jego wina, on nie miał prawa uciekać oknem. Aha…” Kto w oknie stanął, kto go w porę nie zatrzymał, kto okazał tę bezradność wobec jego pauzy na taśmie zwanej „rozsądkiem”? Nie umiała nacisnąć play, albo chociaż przywalić porządnie jak to ze starymi telewizorami było na porządku dziennym. Taśma się zacięła, pomieszała w odtwarzaczu i wystarczyłby ołówek, aby ją nakręcić, a nie grozić nożem z napisem: „Idę i nie zatrzymuj mnie!”
- Daremne bajki. Bądź żeś poważna… - i machnął ręką na jej strachy o koniec życia. ”Umiera się po to, żeby umrzeć i żyje się po to, żeby umrzeć. Cykl, sukcesywność. Żyję po to, żebyś nie mogła umrzeć.
Szkoleni? Dobre sobie. Nie ukryje? A niby w jaki sposób żyję te parę lat już tutaj?” - Ucieczka, powiadasz? Zatem załatwimy to po profesjonalnemu.
Dotąd stali na przedpokoju, a do łazienki dzieliło go parę kroków. Mówiła, by jej nie utrudniał, ale Noritoshi zamierzał tylko ułatwić.
- Potrafię się ukrywać. Lepiej niż to sobie wyobrażasz. Jedyne, co mnie ujawnia, to Twoja niechęć do mnie.
Bez zbędnego zapalania światła, sięgnął do szafki, do apteczki i wyjął pierwsze lepsze: strzykawkę z igłą w opakowaniu, kawałek gumy uciskowej oraz opatrunek. Skąd to ma? Czasem w Krainie trafiał na dobry towar, który lepiej aplikować w bezpieczny sposób w żyłę, niż szaleć doustnie bądź ze strzykawką o nieznanym pochodzeniu.
- Ła-p... eto.... – rzuciłby w jej kierunku, ale nie wyglądała na skłonną przesyłkę odebrać - była opakowana tym wszystkim. Strzeliła w nim, wewnętrznie, jakby niewidzialna wiązka prądu - tak go zaskoczyła prędkością spakowania się. "Wyjdzie ledwo na ulice i co zrobi?! Każdy pozna, że się wynosi - to się pod osłoną nocy czyni, głuptasie...". Ukazał na dłoni nowo nabyty ekwipunek. Poczuł, że znaczenie słowa "profesjonalnie" właśnie zyskało na wartości. - Upozoruję Twoje morderstwo. - Przejechał palcem po szyi, sugerując że to on będzie katem. Był przy tym śmiertelnie poważny. - A potem im ucieknę tak, jak to Pęd Powietrza potrafi.
Bo nie uciekałabyś przed sąsiadem. I nikt nas tutaj nie obserwuje - wiedziałbym to. Albo boisz się stanowczo na zapas, albo miej odwagę i nie uciekaj bez pomysłu, a zdaj się na współpracę. Bo sama nie dasz sobie rady z takimi, co mieliby szanse mnie pojmać. Wierz mi tak, jak nigdy dotąd.
Uparł się, że nie zostawi tego tak po prostu. Ta utrata kontroli, lot ku trawniku i jej pośpieszne plany ratunkowe były dotąd omylną na dokonującym się cyklu. Sukcesywność się zagubiła i pora ją naprostować – umrze dopiero wtedy, gdy od tego będzie zależeć jej bezpieczeństwo i inne plany go zawiodą. Strach przed tym, że Evie i jej rodzinie miałoby się coś stać sprawił, że jak nigdy, chce żyć. Amplituda zmian jego nastawienia jest porażająca, ale zazwyczaj, gdy gwałtownie się podnosi, prędko nie opada.Iskra - 13 Styczeń 2015, 22:29 Nie chcę tu być.
To sam koniec jest ważny, tak? I nie ważne czym jest koniec? Jakże więc rozeznać, czy to już - mojego życia, poczucia humoru, godności, rodziny, samoakceptacji, zaufania do ciebie? No ale skoro ważne jest jedynie to, byleby się skończyło, nie wnikajmy w mało istotne powody, dla których dąży się do onego zakończenia lub w czas, po którym kategoryczny koniec nastanie. Minimalistycznie i na spontana.
Muszę znikać.
Wracała już przebrana na wyjście, w zwykłych jeansach i grubszym, łososiowym swetrze podkreślającym bladobrązowe piegi. Włosy miała odgarnięte za uszy i ściskała kawałek zasuwanego na zamek materiału jakby skrywał skarby lub to, co pozostało z jej samokontroli. Jeśli oni już wiedzą… jeśli… jeśli.
Muszę uciec. - La raison souvent n`éclaire que les naufrages - parsknęła na jego “od zawsze”, olewając to, że prawdopodobnie nawet jej nie zrozumie. - Jedynym, co wyprowadza mnie z równowagi jest Twój widok - sieknęła na odlew, bo pożegnania z pokłóconymi przyjaciółmi są znacznie łatwiejsze. Nie, żeby nie próbowała tego dwa razy z Kaliną, aż wreszcie zniknęła bez słowa, bo trzeciego przeprowadzić by już nie potrafiła.
Gdy zaś w tak prześmiewczy sposób zignorował jej obawy o rodzinę - a wiedziała, że nie można tego ignorować… - tylko na niego beznamiętnie, z oczami świecącymi jak u dyni, a jednak sprawiającymi wrażenie matowego złota, spojrzała.
Chcę uciec.
Spojrzała, a potem ruchem szybszym niźli by się po niej miał spodziewać, dużo szybszym niż większość wyszkolonych ludzi, niemal tak prędkim jak te, którymi broniła się przed feralnymi Pokuciami, w ułamku sekundy przetoczyła się od torby przez łóżko w jego stronę i chwytając pierwszy w zasięgu wzroku but posiadający wyższą szpilkę, cisnęła w niego nawet zbytnio nie celując. Powinien trafić w głowę lub korpus - to już jego szczęście, że Eva była zbyt wstrząśnięta jego słowami by mścić się na konkretnym punkcie, na przykład w czerwonym oczku. Jeśli zdołał przez tę jej sekundę zmiany zareagować i chociażby się uchylić - jego fart.
Chcę zapomnieć.
Czy po tym pokazie emocji, szklącym się, jaskrawym spojrzeniu, bezgranicznej rozpaczy gdzieś na dnie tej całej wściekłości, dalej wyruszył po strzykawkę i chciał przeprowadzić swój chytry plan? Czy może obraził się na wieki za bezprzyczynowe nastanie na jego nietykalność cielesną?
W drugim przypadku po prostu chwyciła pas torby, resztę rzeczy i ruszyła do szafy w przedpokoju, gdzie miała skórzaną kurtkę i kozaki.
Jeśli zaś ten wariacki plan dalej wybrzmiał…
Zabierz mnie stąd. Upozoruję twoje morderstwo. Upozoruję. Morderstwo. Twoje morderstwo. Upozoruję i już nikt nie będzie cię szukał. Upozoruję. To przecież tak proste rozwiązanie. Morderstwo i znikasz. Upozoruję. Morderstwo. Twoje morderstwo.
Słowa, wypowiedziane i niewypowiedziane, rezonowały jej w głowie, obiecując spokój. Nie wieczny, który chciał sprokurować, ale po prostu spokój. Życie bez lęku po tej dłuższej chwili, gdy będzie się musiała przyczaić i zorientować czy wyszło jak miało wyjść. Życie bez poczucia winy, że jej działania oddziałują na innych. Życia bez nienawiści ku sobie, że ktoś ginie, by ona mogła żyć. Życie bez…
Pragnę zniknąć.
Dokładnie cztery inne powody wypłynęły na powierzchnię jej myśli, jak oliwa.
Najwyraźniej nie miała w sobie tej odwagi, żadnej z tych dwóch, której żądał blondyn.
- Plan? Mój plan? - spytała kpiąco, patrząc na zestaw w rękach blondyna. Tym razem jednak żaluzja z emocji i sytuacji została zawieszona nie jak wcześniej na trawniku dla niej samej, a konkretnie dla blondyna. - Mój plan zakłada to, że w najbliższym czasie może się tu zaroić od agentów MORII, dlatego wynoszę się natychmiast. Ty tam sobie rób co chcesz. Gdyby ktoś zastał mnie w mieszkaniu, z którego niedawno wyleciał Opętaniec - przybliżony opis stwora, przybliżony opis właściciela i mieszkańców, drobne rozpytywanie sąsiadów i zarządu mieszkaniowego, bezproblemowe dostanie się do akt nieruchomości i zameldowania; przecież nie trzeba ci tłumaczyć oczywistości, Noritoshi! - a ja faktu mieszkania z nim przez okrąglusieńki rok nie zgłosiłam, to byłby koniec. I że to byłby mój bolesny koniec to jest małe piwo. Potrzebuję uciec.
Chwyciła - który już raz? - torbę i spojrzała na byłego współlokatora, przyjaciela, mężczyznę, z którym kochała przebywać, osobę, której zaufała na tyle, że nikt się o niej nie dowiedział i uśmiechnęła się paskudnie:
- Jesteś idiotą.
Potem powtórzyła jeszcze raz cichym tonem początek jego wypowiedzi: ”wiedziałbym, gdyby ktoś nas obserwowali”.
- O kurwa, ale jesteś idiotą - sarknęła przez łzy nagle toczące się po bladych policzkach, nosowo, bo musiała nim pociągać przez katar, który razem ze łzami - nie tymi ślicznymi kroplami, z euforycznej radości lub rozpaczliwego, pokazowego smutku, a słoną, rwącą rzeką niby bez powodu - pojawił się w duecie.
Ruszyła, bez całego tego galimatiasu, do przedpokoju i z półki wzięła chusteczki higieniczne. Wyciągnęła całą ich garść i, zsuwając się powoli po ścianie, przycisnęła ligninę do twarzy, rozmazując użytą przed minutami kredkę do oczu. Odchyliła też głowę do tyłu i spróbowała oddychać tak, by się nie zhiperwentylować. Znowu.
Potrzebuję zostać.Noritoshi - 18 Styczeń 2015, 23:41 Końce. Jeden, drugi, trzeci.
Idą serią, idą zewsząd. Zastępy zjawisk osiągających apogeum, jedne po drugim, sukcesywnie się wypalają.
Karma zatruwa, jedyny ocalały nie umie przetrwać. Mięso gnije, gorąc zmusza do odwodnienia. Samobójca pragnie życia, właściciel rzeczonego pragnie destrukcji, destrukcja domaga się przetrwania na kartach historii.
Czymkolwiek jest koniec, nie ma nic wspólnego z tym ostatnim – działają wbrew sobie, są przeciwnościami. Jedno pragnie zostać w pamięci, drugie pragnie pamięć wykończyć.
Wszystko ma swoje następstwa, wszystko ma jakieś powody. Gdy koniec nadciągnie, czym będzie świat przedstawiony?
Niczym więcej niźli wspomnieniem. Nawet mniej: pamięć przecież istnieć nie będzie.
A jeśli jednak się zachowa?
A jeśli jednak zamkniesz się, radosny narratorze? No, już lepiej.
Widzisz, co narobiłeś? Masz skrzydełka, jeszcze bardziej wyraźne oczka i mógłbyś Evę jedną ręką podnieść i do ściany przystawić – jak obrazek gwoździem. Dopóty, dopóki jej upartość, na której się już zdołałeś poznać, nie sprawi, że gwóźdź spadnie równie prędko jak twoja równolegle do podłoża wyprostowana kończyna.
- Mój widok? Nie patrz na mnie, patrz wraz ze mną, przed siebie. Wtedy więcej zobaczysz.
Kiedy nauczyłeś się tak mądrze mówić, Strachu? Może zwyczajnie nigdy, a to powyższe jest dziełem przypadku takiego samego jak plan zamiany swojego morderstwa w upozorowanie takiego czynu na jej osobie?
Zignorował w słowach jej rodzinę, lecz w myślach zachował. Gdyby pomyślała nad tym, gdzie obecnie jego krewni są, zrozumiałaby. Gdzie są? Jedno upuściło ostatni oddech w pętli, drugie krew zabójczej rany na jego dłoniach. Nie ma potrzeby wymawiać słowa „rodzina”, kiedy od lat jej nie spotkał, lecz ma większy przymus od niej powiedzieć o rodzinie w kontekście utraty, bo jemu taki czyn się już dokonał. Dlatego doskonale wie, co znaczy strata rodziców oraz siostry, dlatego powinna mu zaufać – tak bardzo, jak się domagał parę chwil później.
Odtrącił prędkim i nieco chaotycznym ruchem przedramienia nadlatujący na korpus bucik. „Naprawdę, tylko na tyle ją stać? Tak zdesperowana, tak głupia czy taka była zawsze, tylko się tym nie przejąłem?” – pytał siebie wraz z upadkiem obuwia na podłogę.
Nie przypadł zie...dyniookiej do gustu twój zestaw wystawiony na dłoni, gotowy do rozpakowania i wdychania nosem fabrycznej świeżości. Może zapomniałeś powiedzieć, że nie jesteś wampirem? Albo, że wcale nie masz zamiaru jej sklonować? Albo po prostu nie zrozumiała, że upozorowanie równa się oszukaniem agentów, o których tak ochoczo ci w twarz, z grozą, wypowiadała?
Nie myślisz w tak beznadziejny sposób – brniesz dalej w swoje wielkie chęci pozostania wraz z nią.
- Dawno nie jestem Opętańcem. – bez trudu domyślił się, że wszystkiego o nim nie wie. „I może ciekawość zostawi ją tu na dłużej” - uznał, nie zamierzając zdradzać rasy będąc niepytanym. - Tak samo, jak nigdy nie byłem tym dobrym kolegą od życzliwości. Jestem seryjnym mordercą, który zna się na tym fachu tak dobrze, że siebie zabić pozwoli tylko z tych dwóch par rak, które temu pomieszczeniu towarzyszą.
I najpewniej właśnie teraz nazwała Noritoshiego idiotą. Schlebiłoby mu to.
Zapłakała się. Dlaczego? Dlatego, że zabił więcej niż jedną osobę? Dlatego, że może być każdej innej rasy, a to wszystko może nie dziać się na prawdę – być na przykład snem? Czy dlatego, że jej złudzenia o jego dobroci padły trupem?
- Geniusz i idiotyzm to bracia. Syjamscy, po jednej twarzy z przodu i z tyłu głowy. Jeśli teraz jestem idiotą, to po mojej drugiej stornie czeka genialny umysł, pragnący Twej obecności tak bardzo, jak mój idiotyzm chciał mej śmierci.
Postąpił między słowami o krok w jej stronę, chciał pomóc zatrzymać płacz, ale mógłby tylko przetrzeć policzek, kosmyk włosów przesunąć za ucho i posłać jej, pełen niezrozumiałej dla niej radości, uśmiech. Chciał jej pomóc, chciał być dla niej oparciem. Chciał wszystko i jeszcze więcej. Eksplozja serdeczności.
Miałeś zmykać, nielubiany przeze mnie narratorze.
- Nie masz pojęcia jak to jest stracić rodzinę, dlatego mnie potrzebujesz... – Nie na daremno o niej wspominał i nie bez powodu popłynęła mu po policzku samotna łza. Odkąd jego siostra zginęła bez śladu, poszukiwał jej w osobie Evy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z takiego czynu. - siostro.Iskra - 20 Styczeń 2015, 18:04 Słuchała, słuchała, słuchała słuchała słuchałasłuchałasłuchała...
Nie przejął się jej atakiem, kolejną zmianą humoru, siłą i sprawnością ponadprzeciętną u zwykłego człowieka... Czy wszystko, czym była, pochodziło od tych cholernych genów? Ciul z mocą, z dziedzictwem, z kolorem oczu... ale również i to ciało, które trenowała, ta krzepa, nad którą pracowała, ta szybkość, którą jak szalona ćwiczyła? Wszystko? Wszystko jest wynikiem mieszanki podwójnych niteczek, podlanej testosteronowym wyścigiem szczurów i okraszonej Felix Felicis?
Wcisnęła potylicę mocniej w ścianę.
Ona się na to nie zgodzi. Nigdy.
Nikt nie będzie decydował kim jest i kim będzie.
Jeśli zdecyduje, że nadal jest Człowiekiem, jak i przez dwadzieścia wcześniejszych lat swojego życia, to tak będzie.
Jeśli zdecyduje, że podejmie tyle ryzyka, ile trzeba będzie, to tak się stanie.
Jeśli zdecyduje, że jej życie jest warte tyle samo, co innych, to tak będzie.
Heroes are made when you make a choice
Wspomniała powoli, z dziwnym ciepłem pulsującym jej w piersi, o kolejnych kawałkach układanki, które otrzymała przed minutami, a do których nie odniosła się ani słowem, zupełnie jakby chciała go zranić. Chciała?
Jeśli Opętańcem był, ale już nie jest - dawno - to mamy dwa wyjścia. Jedno z nich dzieli się znów na dwa końce korytarza, a na jednym z nich stoi zbrojny oddzialik, i już wiemy dlaczego Nie-Opętaniec nie ucieka w popłochu z mieszkania.
Wtedy jednak nie mogłaby zaufać nikomu. A ona w przeciągu tych kilku godzin nauczyła się ufać blondynowi jak rzadko kiedy.
Jednakże przez płacz i marazm i wewnętrzne monologi przedostać się bezpośrednio zdołały dopiero ostatnie słowa - i dotyk, przed którym się wzdrygnęła, tak dawno nie była już dotykana z życzliwością. To dopiero wtedy dyniowe, migoczące nieznajomym ogniem lampki skierowały się na twarz Noritoshiego, oświetlając perłowozłoto twarz mężczyzny, rozświetlając łzy na obu twarzach.
Nagle świadoma i trzeźwa, przekrzywiła głowę, jakby się przesłyszała. A wiedziała, że nie. Wtedy też płynnie, swobodnie wstała i jak gdyby nigdy nic, jeszcze z mokrymi policzkami, powędrowała do pokoju po pozostawione tam rzeczy.
What's up? - Może i nie byłeś kolegą od życzliwości dla ludzi - zaczęła, zwracając się do blondyna. - Ale dla mnie byłeś, sorry.
Zawróciła i upchnęła torebkę do podróżnej, sama zaś najpotrzebniejsze rzeczy - portfel, telefon, ładowarkę - wrzuciła do pokrowca na laptop. Dużą torbę rzuciła mu pod nogi.
- Ty bierzesz tą i idziesz poddaszami, wychodząc po drugiej stronie bloku, w klatce E. Ja z laptopem i Mel zjadę niżej i dopiero wtedy wyjdę klatką obok. Pokrąż, potem znajdź nieodległy "Świecący Neon" i wynajmij tam pokój nr 13 na nazwisko Evangelina Carax. Jeśli to ja będę pierwsza, zostaw w tymże pokoju rzeczy i zniknij, proszę. Najlepiej stąd też.
Wspięła się na palce i sięgnęła tej topoli, tak powyginanej wiatrem, tak pokrzywionej, tak stabilnej i niezłomnej.
- Nie odchodź za daleko, bo na tamtym świecie już Cię mogę nie odnaleźć - powiedziała pod wpływem chwili, długość oddechu wcześniej, nim nie ucałowała jego jasnego policzka, i nie, nie była to metafora o Lusterku. - Żegnaj - spojrzała mu w oczy. - Do zobaczenia - poprawiła się z wahaniem w głosie, niespodziewanie dla siebie samej mięknąc pod wpływem tego znanego szkarłatu - bracie, którego zawsze pragnęłam mieć.
Wtedy też błyskawicznie się odsunęła i, po otwarciu drzwi wejściowych jego własnymi kluczami, które miała przecież dotąd w kieszeni, zniknęła wraz ze słowami "do zobaczenia kiedyś". Klucze pozostały jednak w koszyczku na półce w przedpokoju.
[zt]Noritoshi - 22 Styczeń 2015, 23:13
Zabierz mi wszystko.
A gdy to uczynisz, weź też wolność, bierz wszystko!
Weź, idź prędko, nic już nie mów, martwe kochanie,
Idź, biegnij, boso przez ciernie... aaaghrrr, samouwielbienie!
Biegniesz!
Tak beztrosko i milkniesz na karuzeli zgniłych wspomnień
Biegniesz!
Tak tu grząsko i w zimnie na języki ognia, koło mnie;
Tam, na dnie, wybudujemy zamki z piasku z akwarium.
Co, nie mamy rybek? Nie uświadamiaj mnie, proszę, nie!
Chcę te budowle, chce być architektem, zatopić w posoce.
Więcej krwi, więcej bólu! Więcej noży, więcej kunsztu, kochanie!
Tnij, nie patrz na mnie, nie patrz za siebie.
Teraz i tu: zatracanie.
Nie, nie był dobrym pisarzem, nigdy. Wziął kartkę kolejną, zmielił w dłoni i patrzył jak leci w ten stos rupieci którym on sam był.
Zgodził się na jej plan, pokiwał głową, objął na pożegnanie i niechętnie wypuścił z objęć. A wraz z trzaskiem drzwi stracił wszystko.
Żałował, że się nie zabił póki miał na to odwagę. Chciał taką siłę znaleźć w kartce papieru i w starym, niemal wypisanym długopisie. Chciał wszystkiego, wszystkiego na raz. Noże, sól, woda, a potem jeszcze krew i rany. I krew i rany. A całość w wannie wraz ze sobą zamieścić. I krew i rany. W nawiasach chłodnego akrylu.
Zabrał torbę i opuścił mieszkanie, dbając o zamknięcie drzwi.
Nawróci ją, nawróci. Wiedział to, wiedziała to rękojeść noża, którego w dłoni trzymał. I krew i rany także wiedziały. A słownik prezentował m.in. piękną definicję słowa scamper, dlatego kartę z taką treścią wziął ze sobą. I w lepszym stanie będący długopis.
"- Jesteś bratem, bracie.
- Jesteś jej nadzieją.
- Jesteś wrakiem,
- Jesteś jej zmorą".
Kim jesteś?
Strachem. Strachem na wróble.
z/tNoritoshi - 5 Grudzień 2015, 01:12 Względem powyższego, wiele miesięcy później...
Po rozmowie z Queen udał się do swojego mieszkania, a po kilku dniach doznał przemian zdecydowanie niepojętych.
Zaczęło się jeszcze w drodze powrotnej, kiedy znikąd na jego dłoni ujawnił się motyl. Przysiągłby, że nie widział jak mu na dłoni siada. Poza tym, to nie była pora ich aktywności. Kolejno, podczas jednej z kolacji, poczuł rosnącą gulę w gardle. Wzmogło go i do talerza wypluł, wraz z kilkoma łyżkami zupy, podobnego motyla. Utopił się w rosole, biedny.
Zrozumiał, że jego moc wykrywania aury ulega metamorfozie. Był to przyjemny akcent, zważywszy jak bardzo uwielbia ten gatunek owadów.
Później było gorzej. Znaczy, niespodziewanie, nadspodziewanie i zaskakująco.
Przebudził się w środku nocy, chcąc udać się na dach budynku i podziwiać gwiazdy. Dopiero nad rankiem, powracając z dachu wieżowca do mieszkania, kiedy wraz ze wschodem słońca pojaśniało, zrozumiał, że ubranie na nim stanowczo... zwisa. Przejrzawszy się w lustrze doznał szoku i bezskutecznie próbował dociec, czy to sen, magia, zwidy czy inne napady nierealistyczności.
Na nic starania o powrócenie do byłej formy - był kobietą niższego wzrostu, pozbawioną skrzydeł i o innych rysach twarzy. Wciąż jednak pewne znaki szczególne pozostawały bez zmian, lecz trudno uznać, że jest swoją damską wersją - był coś jakby swoją siostrą. Był, była?
Dobry tydzień spędził lub spędziła na kupowaniu nowej zawartości szafy, z czasem odnajdując sposób na zmianę tożsamości. Stał się nową osobowością, sprzedał to mieszkanie, zostawił tym bardziej przeszłość za sobą i wynajął jako Sapphire domek na uboczu Glassville. Noritoshi już nie istniał, jego dokumenty zostały zniszczone.
Zmiany zachodziły dynamicznie, ale ciężko było mu powiedzieć, aby miał je za złe. Jej także było ciężko to powiedzieć - to była nowość, a nowość dawała spora szansę na to, aby było inaczej.
Wszystko zmierzało w dobrym kierunku.