Anonymous - 1 Maj 2011, 16:44 Jak to miała we krwi, nasza ukochana Gabrysia wędrowała przed siebie dumnym, aczkolwiek umiarkowanym krokiem. Nigdzie, a nigdzie jej się nie spieszyło, bo i dokąd? No fakt, powinna odwiedzić swojego Pana w końcu mu służyła, ale jakoś jej się na chwilę obecną nie chciało. Tak, to dziewczę było czasem bardzo leniwie, ale co poradzić? Zmęczenie jej nie dokuczało, bo ona tak dużo snu nie potrzebowała. Można powiedzieć, że żyła energią słoneczną z tą różnicą, że musiała jeszcze jeść i pić.
Miała intuicję do spokojnych miejsc. Idąc przed siebie, dostrzegła dość miłe otoczenie. Postanowiła się zatrzymać i posiedzieć tutaj przez jakiś czas. Być może trafi się jej jakiś ciekawy rozmówca? Na to również liczyła. Ale przede wszystkim chciała sobie odpocząć.
Po chwili znalazła się dostatecznie blisko fontanny, po czym zasiadła na jej brzegu, a właściwie na murku. Odchyliła delikatnie głowę, czując promienie słońca na twarzy (zakładam, że jest jeszcze dzień). Włosy lekko powiewały jej na słabym wietrze. Idealne pogoda, wręcz stworzona dla niej. Dłonie również oparła na ma marmurze, z którego została wykonana fontanna.
Westchnęła cichutko z subtelnym uśmiechem na bladoróżowych ustach.
- Jak dobrze...- rzekła do siebie z zadowoleniem. A można powiedzieć, że wręcz wymruczała ja kot.Oleander - 5 Maj 2011, 17:20 Tymczasem jaśniepanicz Oleander kroczył chodnikiem mrucząc pod nosem niezbyt miłe epitety, wciąż nie mogąc rozgryźć na jakiej zasadzie działają ludzkie puszki z napojami. Choć w sumie czego mógł się spodziewać po napoju wylatującym z pancernej szafy z guzikami (jak to wdzięcznie określił automat z napojami). Pod pachą trzymał Boogiego, a na głowę naciągnął kaptur z króliczymi uszami. Przydługa grzywka, dodatkowo przyciśnięta kapturem niemal zupełnie zasłaniała jego dwubarwne, wielkie oczy. Nawet zdążył polubić tę bluzę, mimo tego, iż z zasady nie lubił niczego, co nie pochodziło ze Szkarłatnej Otchłani bądź ostatecznie z Krainy Luster. W tym stroju przechodnie nawet tak bardzo nie gapili się na niego, jak wtedy, gdy ubierał rzeczy bardziej w swoim stylu. A kto zna Oleandra, wie jak bardzo ekscentryczny jest jego styl. Jedyne, co naprawdę mu przeszkadzało, to jak zwracali się do niego sprzedawcy. „Młoda damo”, „pani”, „panienko” etc. Nie trudno się domyślić jakie słowne wiązanki zaraz otrzymali od Oleandra. Nawet w chłopięcym ubraniu ciężko było odróżnić go od dziewczynki gustującej po prostu w luźniejszych strojach. Zapewne przez te długie, zadbane włosy, nieskazitelną cerę i delikatne, wciąż dziecięce rysy twarzy. Cóż, mimo tych wszystkich pomyłek, chłopak i tak nie chciałby wyglądać inaczej. Lubił siebie i swój wygląd, ot co. Choć nie mógł tego samego powiedzieć o wyjątkowo perfidnej puszce z napojem, którzy ludzie nazywali Coca-Colą. Od dawna chciał tego spróbować. Ponoć był bardzo smaczny, ale jak tu otworzyć ten pancerny kubek? Obejrzał go z każdej strony, jednak wciąż nie znalazł otworu, przez który mógłby się napić ani odkryć, do czego służy ten mały, dziwny dzyndzelek po jednej stronie puszki.
Do reszty pochłonięty próbami otworzenia puszki z napojem, Oleander zawędrował aż do miejskich Ogrodów, gdzieś w okolice fontanny. Zdenerwowany nieudanymi próbami chciał już cisnąć Colą o ziemię, gdy jego wzrok przewędrował na fontannę. O tak! Znał tę postać siedzącą na murku. Podszedł od tyłu, toteż dziewczyna mogła nie zauważyć go dopóki nie stanął tuż obok niej, jedną nogę stawiając na murku.
- Ej, co ty tu robisz? – burknął na przywitanie, jak zwykle miły i uprzejmy panicz Oleander. – Zresztą, nieważne. Wiesz jak to otworzyć? – spytał podtykając Gabrielle puszkę Coca-Coli.
Przez całą drogę Oleander, choć nienaumyślnie, potrząsał zamkniętą puszką, toteż nie trudno się domyślić jaki efekt przyniosłoby otworzenie jej w tej chwili.Anonymous - 6 Maj 2011, 12:45 Odpoczywała w błogim spokoju i ciszy, która wypełniała każdy skrawek tego miejsca. Nigdy wcześniej nie przebywała w świecie ludzi. Szczerze mówiąc nie wiedziała, co ma o nim sądzić. Istoty magiczne z krainy luster najczęściej miały złą opinię na temat owego świata, w którym dziewczyna aktualnie się znajdowała. Ona sama mieszkała niegdyś w świecie ludzkim. Oczywiście bywały wśród tamtejszej społeczności wyjątki rasowe. Zaświadczyć mogła o tym nawet ona sama jak i jej rodzina. Tam było jej dzieciństwo i prawdziwe życie. Musiała się uczyć teraz tego magicznego. Dla niektórych było to nie do pojęcia, że nigdy wcześniej nie słyszała o otchłani między światami, że są inne rasy, magia i tak dalej. Natomiast o świecie ludzkim wiedziała niemal wszystko. Bynajmniej umiała sobie radzić z banalnymi rzeczami i sprawami w świecie poza magicznym, co dla większości istot nieludzkich było trudne. Mniejsza.
Jej spokój w jednej chwili został zburzony przez krzyki jakiegoś chłopaka. Na początku nie dotarło do niej, że to osoba, którą już zna. W końcu to był jej pan, prawda? Jednak nic dziwnego skoro przez dłuższy czas siedziała z głową w chmurach, a nagle została z nich gwałtowanie wyrwana.
Podążyła lazurowym wzrokiem niezmiernie wolno, aż w końcu natrafiła na młodego panicza. Musiała przyznać, iż jego wygląd był niezmiernie oryginalny. Rzadko się z takowym spotkała. Gdyby nie wcześniejsze informacje, to pewnie sama by powiedziała, że to młoda dama. Wyróżniał się z tłumu i nie trzeba tu było być wielkim specjalistą, aby to dostrzec.
Uniosła kącik ust w nieco sarkastycznym uśmiechu.
- Odpoczywam, a raczej odpoczywałam. To raczej ja powinnam zapytać czego szukasz w świecie ludzi...-mruknęła równie "przymilnym" tonem jak i on. Spojrzała z rzewnym rozbawieniem na puszkę. Doskonale widziała, że chłopak nie może sobie z nią poradzić. Zachichotała cichutko z zamkniętymi ustami. No przecież nie chciała by młody panicz się na nią obraził, prawda? Nigdy nic nie wiadomo. Uniosła delikatnie brwi do góry i wskazała palcem wskazującym na tenże "skomplikowany wynalazek". Jej wyraz twarzy nadal emanował rozbawieniem. - To? Oczywiście, że umiem. Przez szesnaście lat mieszkałam wyłącznie z ludźmi w ludzkim świecie. To nie jest dla mnie trudne. Daj no. Pomogę ci, bo zapewne tego oczekujesz- rzekła z przekąsem, ukazując mu skrawek swojego równego, białego uzębienia. Przechwyciła puszkę i wsunęła delikatnie palec na "pstryczek" od coca coli. Przytrzymała sobie wynalazek drugą i pociągnęła energicznie, lekko od siebie odsuwając, by w razie czego się nie pochlapać. Dało się słyszeć charakterystyczne syczenie gazu. Ze śmiejącą się mina podała Olkowi puszkę.
- Proszę bardzo. A więc, co się tutaj sprowadza, Oleandrze?- zapytała z zaciekawieniem. Szczerze? Odpowiedzi się nie spodziewała, bo na razie jego humor nie prezentował się jakoś szczególnie dobrze.Oleander - 6 Maj 2011, 15:32 W przypadku Oleandra niechęć do ludzkiego świata była, można by rzec, dziedziczna. Większość Szklanych Ludzi nie zwykła wyściubiać nosa poza Szkarłatną Otchłań, w tym także jego rodzice. Trudno oczekiwać od niego innego zachowania, podczas gdy tak właśnie został wychowany. Oleander zawsze był domatorem, nie lubił dalekich wypraw ani podróży, a tym bardziej do innych, obcych światów, gdzie nawet napoje sprzedawane są w dziwacznych, pancernych kubkach. Nic więc dziwnego, że rzecz z pozoru tak błaha jak otworzenie puszki z napojem, dla niego była prawdziwym wyzwaniem. Nie radził sobie tutaj, ot co. Cała ta technologia zupełnie przytłaczała chłopca przyzwyczajonego do używania wyłącznie magii. Dla Oleandra wyjście z pokoju było już sporym sukcesem, a co dopiero odwiedzenie ludzkiego świata! Jednak tutaj mieli całkiem smaczne słodycze, bardzo ciekawe ubrania (jak na przykład jego przeurocza, pasiasta bluza z króliczymi uszami), no i od dawna chciał spróbować tajemniczego, bąbelkowego napoju przez tutejszych nazywanego Coca-Colą.
Oleander nawet nie pomyślał o tym, że może Gabrielle chce sobie odpocząć czy coś podobnego. Nigdy specjalnie nie przejmował się tym, co myślą bądź czują inni, a na chwilę obecną od szczęścia kogokolwiek innego bardziej liczyło się dla niego otworzenie tej piekielnej puszki.
- Nie twój cholerny interes. – odburknął jedynie, dostatecznie cicho, by uznać to za uwagę na boku i dostatecznie głośno, by Gabrielle usłyszała.
Naturalnie, wielki panicz był oburzony taką reakcją ze strony swojej służki. Bo w końcu powinna zwracać się do niego z dużo większym szacunkiem, nawet jeśli był wrednym, nieznośnym dzieciakiem. W mniemaniu chłopca, dobra służba powinna bez względu na charakter pana traktować go z szacunkiem, toteż jego humor względem Gabrielle tym bardziej się pogorszył.
- Popatrz tylko, jak ty mnie dobrze znasz! – odparł, również posyłając dziewczynie przeuroczy, sarkastyczny uśmieszek. – Nie gadaj, tylko otwieraj. Pić mi się chce. – dodał szybko, by w jednej chwili uśmiech ustąpił miejsca grymasowi niezadowolenia.
Zdecydowanie historyjki o tym, jak to Gabrielle doskonale zna się na rzeczach z ludzkiego świata nie interesowały chłopca. Nienawidził czuć się gorszym, nawet gdy owa ‘niższość’ dotyczyła jedynie otworzenia głupiej puszki z napojem. Po prostu jako osoba uważająca się za alfę i omegę, nie mógł zdzierżyć, że ktoś się z niego naśmiewa.
Przypatrywał się w jaki sposób dziewczyna otwierała pancerne opakowanie Coli nawet z lekkim zaciekawieniem. Teraz już wiedział po co na wierzchu puszki umieścili ten mały dzyndzelek. Że też sam nie wpadł na to, żeby za niego pociągnąć! Szybkim ruchem odebrał napój od dziewczyny, nie siląc się na słowo „dziękuję” bądź nawet milszy uśmiech. Upił kilka łyków, po których od razu odkaszlnął parę razy. Tak bywa, gdy pierwszy raz w życiu pije się gazowany napój.
- Wiem, że cię to nie obchodzi, więc po co mam mówić? – odpowiedział wzruszając ramionami i ponownie wziął kilka łyków Coli.
Właściwie, humor Oleandra nie miał tutaj wiele do rzeczy. On po prostu nie potrafił być zbyt miły, a zwłaszcza wobec osób, którym przykleił łatkę niżej postawionych od siebie. Skoro okazywanie cieplejszych uczuć uważał za słabość, nic dziwnego, że wciąż był nieznośny nawet względem osób, które lubił.Anonymous - 6 Maj 2011, 15:48 Specjalnie jej nie zdziwiły jego słowa. Mogła się tego po nim spodziewać. Robił z daleka zbyt dobre wrażenie, by mogło ono ny prawdziwe, zatrzymane na dłużej. Prychnęła jedynie pod nosem. Traktowała swojego małego pana z należytym szacunkiem. Gdyby było inaczej potraktowałaby go w nieuprzejmy sposób i nie otworzyła tej puszki. Bo nawet sługi się sprzeciwiają. Mogła tego nie zrobić, mimo wszystko zgodziła się mu pomóc. Nie oczekiwała z jego strony żadnej wdzięczności. Od samego początku nastawiała się na coś takiego. Myślała, że jej pan jest nieco bardziej dojrzały, ale jednak należał do osób, które w swojej kategorii uprzejmym zachowaniem z reguły się nie wykazują.
- No widzisz? Wiem o wiele więcej niż ci się tylko wydaje.- rzekła ze stoickim spokojem, a właściwie uszczypliwością, którą można było usłyszeć w jej głosie. Robiła to w sposób niezwykle subtelny. Nie widziała większego sensu kłócenia się z Olkiem. Skoro był niewdzięczny y arogancki to już jego sprawa. Ona w wychowanie mieszać się nie będzie. Większość osób miała z reguły instynkt, który mówił, aby pouczać i prawić kazania dzieciakom. Ona to uważała za całkowicie zbędne. I tak do niego nie trafi i tak. Po co się więc produkować?
Co jak co, Gabrielle należała do osób cierpliwych i miłych, ale gdy w pobliżu znajdowała się osóbka z takim temperamentem i ostrym charakterkiem, to nie była już taka opanowana. Zapewne, gdyby nie była mu poddana nie skończyłoby się tak przymilnie. Od czegoś ma się w końcu moce, prawda?No, ale... Zawsze musi być jakieś "ale". W końcu to jej Pan, grrr...
Spojrzała na niego przelotnie z nutą ironii, ale szybko odwróciła wzrok. Nie może pozwolić, by panicz do końca stracił nerwy, prawda? Co to by było za nieszczęście.
- Jeśli by mnie nie obchodziło, to bym nie pytała. Ale jak nie chcesz, to nie mów. Przecież i tak cię nie zmuszę.- wzruszyła lekko ramionami. Co prawda, to prawda. Młody Olek sam o sobie decydował i jak widać nikt nie miał nad nim kontroli. Robił, co chciał. Bezkarnie. On doskonale zdawał sobie sprawę, że nikt mu nic nie zrobi.
- Widzę, że jesteś po raz pierwszy w świecie ludzi. Nie mylę się?- utkwiła na jego obliczu lazurowy wzrok, unosząc kąt ust w uśmiechu. Był nieco jadowity, ale w gruncie rzeczy szczery bez żadnych szyderczych intencji.Oleander - 6 Maj 2011, 17:08 Zapewne gdyby odmówiła, to Oleander odmówiłby jej wypłacenia wynagrodzenia za służbę. Nie trudno było się domyślić, że chłopak „stawiania się służby” nie toleruje w żadnym wypadku i takim służącym najzwyczajniej w świecie by podziękował i niech idą szukać sobie pracy gdzie indziej. Praca u Oleandra była po prostu specyficzna. Oczekiwał od swojej służby wykonywania poleceń bez zbędnych komentarzy i przede wszystkim, posłuszeństwa. Można by powiedzieć, taki stereotyp idealnego służącego. Nawet jeśli można było odbierać zachowanie chłopca jako dziecinne, to przecież nic dziwnego, wciąż był dzieckiem. Przynajmniej fizycznie.
Bezczelna, głupia baba – tak właśnie w przemiły sposób skomentował Gabrielle Oleander, jednak zachowując resztki dobrego wychowania, powstrzymał się od wypowiedzenia owego określenia na głos. Rzeczywiście, żadne prawienie morałów czy pouczanie chłopca nie przyniosłoby zamierzonego efektu, a wręcz przeciwnie. Skoro tak bardzo potrafił rozzłościć go czyjś ton głosu, to co dopiero kazanie kobiety, na dodatek niewiele starszej od niego. Oleandra zaś nie cechowała cierpliwość, a wręcz przeciwnie. Był wstrętnym cholerykiem, który potrafił krzyczeć i wściekać się o byle co, na przykład tak jak teraz. On także posiadał moce, które czyniły go dość trudnym przeciwnikiem, nawet mimo z pozoru kruchego i delikatnego ciała. Choć z drugiej strony, niezależnie od tego jak potężne i straszliwe moce posiadałaby Gabrielle, prędzej wybuchnąłby szyderczym śmiechem niż wystraszył się kobiety. Ot, taki wstrętny z niego szowinista. Lecz raczej gdyby dziewczyna mu nie służyła, nie byłoby okazji do konfrontacji, ponieważ wtedy Oleander nie miałby powodu nawet do spojrzenia na nią. Podszedł do niej tylko ze względu na to, iż ją znał. Nie była dla niego tylko jednym z szarych, anonimowych przechodniów, a prawdziwą osobą – jego służką, Gabrielle, którą gdzieś tam głęboko w środku lubił. W przeciwnym razie byłaby dla niego niczym, podobnie jak reszta obcych mu ludzi.
- Właśnie. – rzucił w odpowiedzi.
Z tego Oleander rzeczywiście zdawał sobie sprawę wprost doskonale. Nawet rodzina nie miała już nad nim żadnej kontroli. Wychowanie synka przerosło rodziców, ot co.
- Owszem, mylisz. Byłem tu już raz czy dwa. Tyle, że krótko. Paskudnie tutaj i śmierdzi dymem. Nie wiem jak ty mogłaś mieszkać z własnej woli na tym gigantycznym śmietniku. – odparł, już nieco mniej gburowatym tonem. Mówiąc „dym” miał na myśli oczywiście samochodowe spaliny, ale skąd miał wiedzieć jak „fachowo” je nazwać, skoro tak rzadko tu bywał.
Jednak Szkarłatna Otchłań i Kraina Luster były wolne od większości zanieczyszczeń, które nękały Świat Ludzi, toteż gdy Oleander porównywał Ziemię do swojego rodzimego świata, wydawała mu się czymś w rodzaju wielkiego wysypiska śmieci.Anonymous - 6 Maj 2011, 17:26 A czemu akurat Gabrielle zechciała zostać jego służką? Ano, dlatego że nie był przeciętną osóbką. Wręcz przeciwnie. Przyciągnęła ją jego specyficzna postawa i podejście do życia. Mimo, że nie było ono jakieś grzeczne, uprzejme, to na swój sposób niezmiernie intrygujące. Chciała się temu bliżej przyjrzeć, poznać. Bo Gabryśka akurat do osób ciekawskich należy, mimo iż tego nie ukazują na co dzień. Poza tym można było dostać pieniądze. Fakt faktem nie narzekała na ich brak jednak zawsze coś tam się przyda. Nigdy nic nie wiadomo, ot co.
Chłopak był oryginalny mimo swojej wrodzonej porywczości. Przynajmniej przez jakiś czas się nie będzie nudzić. Trzeba sobie jakoś życie urozmaicać, prawda?
Cóż... gdyby usłyszała myśli Oleandra pewnie i tak by się tym nie bardzo przejęła. Wiedziała, że potrafi często zirytować swojego rozmówcę. I prawdę mówiąc niejednokrotnie była z tego zadowolona. Na jej twarzyczce pojawił się triumfalny uśmiech, chociaż nie można było odgadnąć, dlaczego. Ot, specyficzna dziewczyna.
Nie uważała siebie za jakąś wyróżniającą się z tłumu. Taka prawda i nie mogła temu zaprzeczyć. Mimo swojej naturalnej dobroci dla innych, co było czymś odmiennym w tym społeczeństwie, nie wychylała się. Była pospolitym Kapelusznikiem. Jeśli ktoś uważał inaczej to może i miał rację.
Chłopiec ze swoim cholerycznym obliczem i tak zdaniem Gabrysi był na swój sposób sympatyczny. Zapewne mało osób to dostrzegało (a może i nie, kto tam wie), ale akurat ta blond włosa istotka tak uważała. A jej zdania nie powinno się podważać, ot co! No, bo przecież miała rację? Nawet, gdyby próbowano zmienić jej tezę na ten temat to dalej niczym uparty osioł trzymałaby się swojego. Phi! Też mi coś... Innych zdanie nie było aż tak ważne.
Trwała nadal w wygodnej pozie i teraz nieustannie wodziła wzrokiem po Oleandrze. Uśmiechnęła się figlarnie. Wyglądała jakby coś knuła, ale w rzeczywistości tak nie było. Gabi, to Gabi.
- No wiesz, nie mieszkałam w świecie ludzi z własnej woli. Właściwie to mieszkałam we Franci od urodzenia. Wtedy myślałam, że nie ma lepszego miejsca. Po przyjeździe do krainy luster zmieniłam zdanie. Nie dziwię się, że nie możesz ogarnąć ludzkiego systemu.- stwierdziła żywiołowo, przymykając delikatnie oczy i odchylając głowę. Tak jej było znacznie lepiej.
- Znudziło ci się mieszkanie ze starszymi? Czy cię porządnie zdążyli wkurzyć?- zagadnęła z szelmowskim, a zarazem delikatne przebiegłym uśmieszkiem na bladoróżowych ustach. Nie zdziwiłaby się, gdyby Olek miałby ich dość. W końcu z takim temperamentem jaki posiadał chłopiec, rodzice mogli go szybko wyprowadzić z równowagi.Oleander - 7 Maj 2011, 09:56 Oleander doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że źle się zachowuje i mógłby być milszy. Nie to co niektóre rozpieszczone dzieciaki, które po prostu inaczej żyć nie potrafią. On sam zdecydował, że będzie nieznośny i zrazi do siebie ludzi. Tak, taki właśnie poniekąd był jego cel. Trzymanie wszystkich na dystans. Choć powód takiego postępowania był już nieco bardziej zawiły, a może i sam Oleander nie bardzo wiedział dlaczego tak postępuje. Jakoś od dziecka nie był zbyt towarzyski, przez co z czasem chłopak stał się aspołecznym, ekscentrycznym smarkaczem z zapędami sadystycznymi, od którego większość ludzi wolała trzymać się z daleka. Nie sądził, że komukolwiek mógłby się wydać interesujący. Zwłaszcza po wysłuchiwaniu bardzo wielu komentarzy na swój temat ze strony rodziny, jaki to jest dziwny, chory psychicznie i tym podobny. W swoim mniemaniu był dla Gabrielle złem koniecznym i chce czy nie chce, musi go znosić. Dlatego też nie starał się być nawet znośny.
Gabrielle nie była jedyną osóbką, którą chłopak przeklinał w myślach. O, nie. Dużo łatwiej byłoby wymienić osoby, których nigdy nie obraził niż te, które wyzywał. Oleandra potrafiło zdenerwować absolutnie wszystko. Nawet to, że ktoś akurat w złym momencie uśmiechnął się do niego. Tak, sam by siebie sympatycznym nie nazwał, mimo wybitnego zadufania w sobie.
Wciąż stał jedną nogą na murku, w jednej ręce trzymając zniszczoną, króliczą maskotkę, a w drugiej puszkę Coli, z której upijał trochę napoju co jakiś czas. Ani myślał siadać na tym brudnym kawałku kamienia. Uznał, że na pewno pobrudzi swoje drogie ubranie, bo w tym świecie wszystko jest zaśmiecone i nieczyste.
- Nie wiem co to „Francja”, ale brzmi paskudnie. – odparł, wzruszając ramionami – Mógłbym, ale nie chcę. I tak nie zamierzam nigdy przeprowadzać się na ten śmietnik. – podsumował, co w gruncie rzeczy było prawdą. Przyzwyczajenie się do ludzkiego życie zajęłoby trochę czasu, ale nie byłoby zbyt trudne, gdyby tylko chłopak wykazał jakieś chęci. Grunt w tym, że wcale żadnych chęci nie miał.
Na następne słowa Gabrielle, skrzywił się jeszcze bardziej. Dosłownie jakby ktoś dał mu do zjedzenia kawałek cytryny.
- Sprzedali mnie wstrętnej, różowej czarownicy! Więc niby dlaczego miałem dłużej z nimi mieszkać i to znosić? I tak ten różowy ogon dalej się za mną ciągnie, nawet po wyprowadzce. – odpowiedział z wyraźnie niezadowoloną miną, lecz tym razem nie miało to nic wspólnego z Gabrielle.
Mianem „różowej czarownicy” określił bowiem dziewczynę, którą rodzice wybrali mu na narzeczoną, a „sprzedaniem” – ustawione małżeństwo. Do tej pory Oleander nie miał żadnych problemów w domu. Co innego jego rodzice. Oni spełniali finansowo jego zachcianki, a on z wdzięczności zachowywał się całkiem znośnie. Jednak zrobienie z takiego smarkacza głowy rodu, to jakby od razu skazać go na upadek. Toteż rodzice uznali, że może kobieta (czy raczej dziewczynka) choć trochę go naprostuje. Naturalnie, w odpowiedzi Oleander okropnie ich zwymyślał, zdemolował co tylko się dało, po czym uciekł z domu i tyle go widzieli. Niestety, wciąż dręczy go ta okropna, przesadnie słodka dziewucha, którą niby ma poślubić.Anonymous - 8 Maj 2011, 13:13 Powoli już nawet przestała jej przeszkadzać arogancja chłopaka. Może to też, dlatego że minimalnie przestał się w ten sposób wyrażać. Co prawda nadal był obojętny i nachmurzony, ale zdążyła się do tego w pewien sposób przyzwyczaić i zaczęła to traktować jako przyjętą normę. A chcąc nie chcąc musiała przyznać, że mimo tego wszystkiego Olek był sympatyczny. Nie dawał po sobie tego poznać, ale tak było.
I tak uważała, że każdy rodzi się neutralnie nastawiony do świata. A potem na zachowanie wpływają czynniki środowiska. Szczególnie najbliższa rodzina. O tak, ona w głównej mierze odpowiada za to jakie staje się ich dziecko. Znajomi, doświadczenia życiowe i tak dalej. Była niemal pewna, że to przez swoich starszych Oleander starał się wszystkich od siebie odpychać chociaż tak naprawdę, gdzieś na dnie serca chciał by było inaczej. Może przez to jak się zachowywał dawał znak innym, że coś jest nie tak? Może...
Oderwała się od tych rozmyślań i spojrzała nieco rozpromienionym wzrokiem na chłopca.
- Do wszystkiego idzie się przyzwyczaić. Jakby cię tam przenieśli i musiałbyś tam żyć to byś stwierdził, że mogło być gorzej. No, ale w końcu nie musisz tego robić. - mruknęła z zadowoleniem. Mimo wszystko Gabrysia chętnie by odwiedziła swoją rodzinę, przeszła się po swym rodzinnym mieście. Nie było źle. Ale tutaj przynajmniej nie musiała cierpieć z powodu niektórych osób w rodzinie. Nauczyła się bez nich żyć i nie zamieniłaby tego stanu. Mogłaby do nich przyjechać, ale jedynie na kilka dni i to w celu odwiedzin.
Wysłuchała uważnie jego drugiej części wypowiedzi. Sama domyślała się o co chodziło jasnowłosemu.
Ona na całe szczęście w ostatniej chwili uniknęła wybrania jej partnera życiowego. O mały włos.
Skrzywiła usta.
- To zrozumiałe. W sumie chyba większość osób jest w tej krainie, bo nie chciało być tam, gdzie byli wcześniej. Tak to już mają osoby wysoko ustawione w społeczeństwie, huh. No, ale najważniejsze, że jesteś teraz tutaj. Chyba ci za bardzo nie suszą głowy?- zerknęła na niego wymownie.
Takiego młodego chłopaka już nakłaniać do związku z nieznaną mu dziewczyną? Doprawdy dzwine.Oleander - 8 Maj 2011, 15:40 Chłopak słuchał Gabrielle, jednak z wybitnie znudzoną miną. Odnosił wrażenie, że mówi zdecydowanie za dużo, co oczywiście musiał wyeksponować swoją postawą. Wypił ostatnie krople napoju, po czym wbił wzrok w pustą puszkę.
Można powiedzieć, że Oleander także miał o Gabrielle dobre zdanie. Nawet ją lubił, choć wciąż miał wielką ochotę wygarnąć jej, żeby przestała się mądrzyć. Jako, że paniczyk sam lubił błyszczeć w towarzystwie, ujmą było przyłapanie go na niewiedzy. W tym wypadku sporej, ponieważ znajdował się w świecie, o którym nie wiedział praktycznie nic. Nie znał tutejszych zwyczajów, mody, nawet do niedawna nie potrafił otworzyć puszki z napojem.
- Nie, nie mogło być gorzej. Życie na wielkim śmietniku to najgorsze co może nam się przytrafić. Nie jesteśmy przecież ludźmi.
Mówiąc „my” Oleander miał na myśli oczywiście wszystkie istoty magiczne, żyjące w dużo większej zgodzie z naturą niżeli ludzie. Do chłopca po prostu nie docierało, że pozbawieni magii ludzie musieli sobie poradzić w inny sposób.
- Nie. Boją się. – odparł, a kąciki jego ust delikatnie drgnęły w uśmieszku satysfakcji, który jednak w porę powstrzymał. Owszem, bali się, ponieważ teraz ich synek zamieszkiwał z bardzo wysoko postawioną osobą w Krainie Luster, a przecież jego rodzina nie chciała się narażać Czarnej Róży przez dręczenie jej maskotki. – Tylko ta wstrętna baba mnie męczy. – dodał, aż wzdrygając się na myśl o niej. O tej wstrętnej smarkuli, która grzebała mu w rzeczach, męczyła, wykorzystywała i próbowała zrobić z niego swojego osobistego lokaja. Jeszcze czego! Wstrętne baby. – Małżeństwa są do chrzanu! – stwierdził, zgniatając w ręce pustą puszkę po Coca-Coli.
Zapewne rodzice Oleandra woleli po prostu zawczasu zatroszczyć się o to, żeby chłopak miał dostatecznie bogatą żonę. Bo Irvette była bogata i to bardzo. Zdecydowanie był to drugi najważniejszy, o ile nie najważniejszy powód dla którego zmuszali swojego syna do narzeczeństwa właśnie z tą dziewczyną. Naturalnie, gdy myślał o ślubie to w żołądku mu się przewracało, a i swojej narzeczonej w życiu by tym słowem nie określił. On nie akceptował tego związku, ot co. Choć pod całą tą złością krył się także żal, że rodzice wcale nie troszczą się o jego uczucia, skoro robią mu takie cholerne świństwo.Anonymous - 9 Maj 2011, 19:13 Często mówiła za dużo, ale to były odczucia innych. Jedni lubowali się w długich, obszernych wypowiedziach, a inni zaś woleli krótsze i zwięzłe. U Gabrysi bywało to różnie. Taka była jej natura no i cóż poradzić. A tym bardziej nie dziwiła się, iż Oleander wolał zwięzłe wypowiedzi. W końcu jego szybko można było znudzić. Z natury tak wyglądał. Ale Gabrielle nie miała zamiaru podporządkowywać się aż tak pod chłopca.
Teatralnie wywinęła lazurowymi ślepkami na jego słowa. Miał swoje zdanie na wszystko i nie dało się go zmienić. W wielu sytuacjach to pozytywna cecha, ale upierał się przy swoim tak zaciekle... Chciałaby zobaczyć wyraz jego twarzy, gdyby trafił gdzieś do slumsów i miał tam zostać na miesiąc. Ba! Była pewna, że nie wytrzymałby nawet tygodnia. No, chyba, że by się z nim założyła to może nie pozwoliłby swojej dumie na przegraną.
- Rozumiem cię. W świecie magicznym, czyli w krainie luster jest nam najlepiej. Nie musisz mi tego mówić. Ale ci, którzy wcześniej nie znali takiego miejsca żyli w normalnym, ludzkim świecie i dawali sobie radę. Bo w końcu jakoś trzeba sobie radzić. Gdyby sytuacja kogoś zmusiła do powrotu to pewnie po jakimś czasie by się przyzwyczaił...- stwierdziła całkiem spokojnie. Olek żył najwidoczniej od zawsze w magicznym świecie i nie rozumiał tego. Nie zamierzała mu w każdym razie dalej tego tłumaczyć.
Uniosła wymownie brew wysoko do góry.
- Co masz na myśli mówiąc, że się boją? Ciebie? Nie zdziwiłabym się... Ale przecież musi być coś innego, że strach ich oblatuje przed zagarnięciem cię z powrotem do domu... Inaczej już dawno by cię udupili z tą dziewczyną.- rzekła z subtelnym, szerokim uśmiechem. Musiała zaspokoić swoją ciekawość.
- Po części się z tobą zgadzam. Przymusowe małżeństwa są okropne i potrafią zmarnować życie. Tylko takie trucie głowy. Ale jak się zakochasz to chcesz spędzić z tą osobą całe życie. Wtedy to jest oznaka zaufania i miłości. Chociaż... Bywają i takie luźne związki, które trwają w jednym, wielkim chaosie i nie da rady ich ogarnąć.- prychnęła z sarkazmem. Widziała już wiele związków. W dzisiejszych czasach było wiele takich par, które żyły "bez zobowiązań". Byli ze sobą, ale tak naprawdę mieli stosy kochanków. Jednak ona mówiła o prawdziwym uczuciu. Zastanawiała się czy sama by potrafiła być z kimś zaręczona. Mimo swojej wrodzonej dobroci i tym podobne podejrzewała, że potrafi przeżywać tylko przelotne romanse. Mogą trwać one krócej, dłużej, ale czy na stałe? Póki co, bardzo w to wątpiła. Najczęściej myliła zauroczenie z zakochaniem. Bo trudno było to określić tak naprawdę. Zakochała się tylko raz w życiu. A później? To tylko zauroczenia.
Spojrzała na Olka z uniesionym kącikiem ust, który formował zawadiacki uśmiech.Oleander - 12 Maj 2011, 19:13 Cóż, w sumie aż tak podporządkowywać się mu nie musiała, jednak w takim wypadku trzeba się liczyć z wszelakimi tego następstwami w postaci okropnych min, wypowiedzi czy zachowania Oleandra. Jeżeli jego fochy nie przeszkadzały Gabrielle, to nie było problemu. Przynajmniej chłopak będzie miał kolejny powód do narzekania.
Zapewne gdyby trafił do tak obskurnego miejsca, po miesiącu wiele by z tych slumsów nie zostało. Oleander nawet mimo swego przerośniętego ego, w życiu nie zgodziłby się przyjąć zakładu, który oznaczałby zrobienie czegoś tak uwłaczającego jego godności. Bo przecież on jest arystokratą, a nie jakimś żebrakiem, żeby mieszkać w najgorszej części tego ludzkiego śmietnika. Jego zdania na temat świata ludzi zapewne nie da rady zmienić nikt i nic. Tak samo jak obrzydzenia do wszystkiego, co wiązało się z ubóstwem.
Na słowa Gabrielle jedynie głośno prychnął i wywrócił oczami. Widać, że ten temat po prostu go znudził. W tym także zdecydowanie przydługie odpowiedzi dziewczyny, które odbierał trochę, jak gdyby traktowała go jak idiotę bądź nierozumne dziecko. Po co tłumaczyła czym jest „świat magiczny”? Pff, jakby osoba mieszkająca tam od urodzenia nie wiedziała, czym jest. Chłopak miał swoje zdanie na każdy temat i choćby nie wiem jak mu tłumaczyć czy przekonywać do swoich racji, on i tak zawsze będzie wiedział swoje. Na pierwszy rzut oka było widać, że ma w sobie wiele, a nawet bardzo wiele cech z szablonowego rozpieszczonego dzieciaka z arystokratycznej rodziny. Takim z reguły najciężej jest wybić z głowy coś, co już sobie wcześniej zakodowali, zwłaszcza przy towarzyszącym temu zbyt wielkiemu mniemaniu o sobie.
Gdy usłyszał pytanie Gabrielle, cicho parsknął śmiechem.
- Ty sobie żartujesz, prawda? Pamiętasz chociaż, gdzie mieszka twój pan? Nie? Więc odświeżę ci pamięć – w tej samej pięknej wieży, co Czarna Róża. O niej zapewne już słyszałaś. Chyba każdy słyszał. – odparł z pobłażliwym uśmieszkiem. Stowarzyszenie Czarnej Róży nigdy specjalnie nie kryło się ze swoim istnieniem, toteż Oleander uznał, że Gabrielle po prostu nie mogła chociaż o nim nie słyszeć. Jakieś plotki, cokolwiek. – Nie sądzę, by moja rodzinka chciała dla mnie ryzykować.
Może i sam paniczyk nie odgrywał w organizacji zbyt ważnej roli, właściwie, był tylko ładnym dodatkiem, jednak i tak niezwykle się tym chełpił. Sam fakt, że był pupilkiem Czarnej Róży napawał go niezwykłą dumą.
- Możesz wreszcie przestać filozofować? Małżeństwo, związek... Co za różnica? I tak te pierdoły są dla rozmamłanych idiotów. Wszyscy zawsze dbają przede wszystkim o siebie, więc po co komu jakiś cholerny „związek”? – odburknął, momentalnie zmieniając uśmieszek na grymas.
Jak widać, chłopak nie miał zbyt dobrego zdania na temat jakichkolwiek ciepłych uczuć, a tym bardziej miłości. „Umiesz liczyć, licz na siebie” – tak mniej więcej można by określić jego zdanie na ten temat. Ktoś do tego stopnia brzydzący się uczuciami, po prostu nie mógłby się zakochać, a już tym bardziej przyznać się do tego. Nawet przed samym sobą. Niezbyt milutkie zdanie wyrobił sobie na temat innych, podczas swojego niedługiego życia. Był święcie przekonany, że gdy przyjdzie co do czego, inni i tak go zostawią, więc nie ma sensu nawet się starać, bo tylko wyjdzie się na idiotę.Anonymous - 17 Maj 2011, 14:38 Już dalej nie miała ochoty w myślach kwestionować tego, czy chłopak byłby w stanie przyzwyczaić się do zamieszkania w ludzkim świecie. Dla niej było jasne, że do Oleandra nic na ten temat nie dotrze. On miał swoje żelazne zdanie na wszystkie tematy. Być może czasami potrafił przyznać komuś rację. Ale to albo w myślach nie dając po sobie tego poznać lub musiała to być jakaś nadzwyczajna sytuacja. No, mniejsza już o to.
Jeśli chodziło o jej długie wypowiedzi to szczerze mówiąc miała tę kwestię głęboko w poszanowaniu. Będzie mówiła tak długo jak będzie chciała. A jeśli chłopakowi to nie odpowiadało mógł jej nie słuchać, albo stąd po prostu odejść. Nikt na siłę go nie trzymał, czyż nie? Nie zamierzała robić z niego żadnego idioty. Powiedziała to, na co miała najwyraźniej ochotę. A to, że Olek źle zinterpretował jej wypowiedź to już tylko jego problem.
Wbiła w niego spojrzenie, kiedy z wielkim oburzeniem się do niej odezwał. Szczerze mówiąc już dawno temu przestało ją to dziwić. Wiecznie zachowywał się jakby go coś ugryzło. A Gabrysia? Dalej miała zamiar odpowiadać ze spokojem.
- A wyglądam jakbym żartowała?- uniosła delikatnie brew, a lekki uśmiech nadal był przyklejony do jej bladoróżowych ust. - Tak, słyszałam o Czarnej Róży. Ale jestem w krainie luster na tyle krótko, że nie jestem jeszcze mocno wtajemniczone we wszystko, co dotyczy właśnie jej. - stwierdziła, przykładając palec wskazujący do ust. Co prawda, to prawda. Nie wiedziała sens, by go kłamać.
Na jego kolejne oburzenie uśmiechnęła się jeszcze szerzej z nutą mściwości.
- Oczekujesz rzeczy niemożliwych, panie Olku. Ach, no tak. Ty akurat tego nie zrozumiesz. Albo jesteś za młody, albo egoistą, który ma na wszystko swoje zdanie. Więc akurat nie dziwię się, że nie wiesz po co komu związek. A przede wszystkim, co to prawdziwa miłość. Mniejsza... - machnęła dłonią, rozkładając się wygodniej na murku otaczającym fontannę. Wyprostowała nogi krzyżując je ze sobą. A głowę odchyliła delikatnie. W ten sposób trwała w pozycji pół leżącej. Była ciekawa reakcji chłopaka na jej słowa. Jeszcze ją czymś zaskoczy czy jednak nie?Oleander - 17 Maj 2011, 17:40 Chłopak jednak wolał lakoniczne odpowiedzi. Dużo łatwiej było je zrozumieć i nie szło usnąć podczas ich słuchania. Zadając pytanie, wolał otrzymać zwięzłą odpowiedź, a nie wywody na tematy, które i tak go nie interesowały. Były chwile, w których i on lubił trochę się powymądrzać, pofilozofować, jednak na co dzień krótkie wypowiedzi w pełni go satysfakcjonowały.
Właściwie, Oleander nie zawsze tak się zachowywał. Bywały sytuacje i osoby, dla których był całkiem znośny. Ba, wręcz bardzo miły, zupełnie jakby ktoś go zaczarował czy coś w ten deseń. Jednak w dużej mierze zależało to od ich statusu społecznego, a także stosunku do samego chłopca. Skoro panicz wolał posłuszną służbę, która byłaby na każde jego skinienie, nic dziwnego, że stawiającą się mu Gabrielle traktował niezbyt przyjacielsko.
- Bo ja wiem. – mruknął, wzruszając ramionami. - Wystarczy ci wiedzieć, że to dość wpływowa osoba, a mojej rodzinki nie obchodzę na tyle, by przyłazili aż do niej tylko po to, żeby mnie zmusić do jakiegoś pieprzonego małżeństwa. – odpowiedział, wciąż z widocznym na twarzy grymasem.
Jakoś niespecjalnie miał ochotę opowiadać o tym ze szczegółami. Powiedzmy, że świadomość tego, jak bardzo nie obchodził swoich rodziców bywała dla niego przytłaczająca. Nie, nie bolesna. Po prostu nie podobało mu się to, że dla osób, dla których powinien znaczyć wszystko, jest praktycznie nieważny. A przynajmniej jego uczucia. Dla nich był tylko pretekstem do połączenia rodzin i dobrania się do pieniędzy. Niczym więcej. Nawet jeśli był wstrętnym, problematycznym bachorem, to czy rodzice nie powinni stawiać dobra swoich dzieci na pierwszym miejscu? W jego mniemaniu – owszem. Z przymusowego małżeństwa raczej nic dobrego wyniknąć nie mogło przy jego nastawieniu do ludzi w ogóle.
- Ach! „Panie”. I to mi się podoba, laleczko! Nareszcie zwracasz się do swojego pana z należytym szacunkiem. – powiedział z uśmieszkiem satysfakcji. – Owszem, jestem egoistą. I co z tego? Cała ta twoja „miłość” też jest egoistyczna. Bo wszyscy tak naprawdę są egoistami i dbają przede wszystkim o swoje dobre samopoczucie. – odburknął tylko, wciąż uśmiechając się sarkastycznie i wzruszył ramionami.
Oczywiście, Oleander miał masę dowodów na podparcie swojej teorii, acz uznał, że nie warto wdawać się w szczegóły. Ot, wygłosił już swoje zdanie. A jak wszyscy już wiemy, jego zdanie jest święte i, i tak nic ani nikt nie jest w stanie go zmienić. Nigdy nie lubił trwonić słów bez wyraźniej potrzeby.
Wypuścił z ręki pustą puszkę po napoju, która z brzdękiem upadła na ziemię. Chłopak kopnął ją lekko, aż potoczyła się w stronę pobliskiej ławki. Westchnął cicho. Bo przecież to i tak śmietnik. Jedna puszka więcej mu nie zaszkodzi.
- A teraz cię opuszczę, gdyż mam lepsze rzeczy do roboty niż dyskutowanie ze służącą. – powiedział, uśmiechając się podle. – Do zobaczenia kiedy indziej.
Tymi słowami zakończył rozmowę, po czym zwyczajnie obrócił się na pięcie i odszedł.
[z/t]
Anonymous - 1 Czerwiec 2011, 20:58 Sama nie wiedziała, co tu robiła. Prawdopodobnie chciała sobie troszkę odpocząć i wyciszyć się między bujną roślinnością i kolorowymi kwiatami. Pachniało tak... wiosennie. Świeża trawa, te kwiaty i śpiew ptaków. Coś nieprawdopodobnie cudownego.
Tak było. Namine jednak nie bardzo zwróciła uwagę na ptasią symfonię czy delikatny zapach. Zadowalało ją to, że jest cicho. I pusto.
Wskoczyła z tyłkiem na fontannę, opierając dłonie o jej krawędzie. Odchyliał do tyłu głowę, czując za sobą tryskającą wodę.
- Nareszcie odrobina ciszy.
Wydawało jej się, że jest sama w okolicy fontanny.