Anonymous - 19 Październik 2014, 11:15 Po wielu, wielu latach powróciła. Stanęła przed opuszczonym domem. Nie miała nadziei, że napotka tu właściciela, co było jej w rzeczywistości na rękę. Podróże wyryły się w źrenicach Ingrid. Dowiedziała się, że jej rasa jest coraz bardziej tępiona przez potworną społeczność. Nie cierpiała jakoś z tego powodu, radząc sobie znakomicie jako nomada. Od czasu do czasu zachłysnęła się czyimś życiem, tworząc wokół swego imienia drżący podmuch strachu. Żółte ślepia kobiety płonęły ogniem, obiecującym wiele.
Posiadłość trzymała się w miarę prosto. Prawa strona budynku przechylała się odrobinę, grożąc zawaleniem. Nie było to piękne, lecz przedmioty służące do "pracy", nie musiały być śliczne, estetyczne, czyste. Najważniejsze, aby budziły niepewność w potencjalnych gościach. Powolnym krokiem przeszła wokół budynku, śledząc każdy detal. Porozrzucane głowy nieżywych, martwych, porzuconych, nieudanych i wadliwych marionetek tylko ją pocieszały. Jest idealnie. Strasznie. Yaradan spisał się na medal, tworząc tu grozę. Po prześledzeniu otoczenia, weszła do środka. Skrzypiące drzwi, duchota. Półmrok, latający kurz. Trzeszcząca podłoga, ciemne zasłony. Coś miłego i romantycznego. Przytulnie, choć wnętrze nie nadawało się do zamieszkania. Jednakże dla Ingrid nie było rzeczy niemożliwych.
***
Mieszkanie zostało częściowo odrestaurowane. Parter budził grozę i zniechęcał do wejścia. Lewe skrzydło pierwszego piętra służyło za część mieszkalną, niczym inny świat w porównaniu z resztą mrocznej rezydencji. Zadbane, oświetlone, czyste, przytulne i wygodne. Ukryte za trzeszczącymi drzwiami, niedostępne dla oka spoglądającego z daleka. Prawe skrzydło obumierało, groziło zawaleniem. Na małej wieży zalęgło się gniazdo ciemnych ptaszków z czerwonymi ślepiami i dziobami. Ingrid je czasami dokarmia. Cały dom trzeszczy z każdym krokiem, a tabliczka umieszczona przy drodze informowała "Dangerous".
Lokacja ta została przejęta przez Ingrid, Zamkowego Fantoma. Nikt nie może jej stąd wykurzyć. Nikt, poza nieobecnym właścicielem.
***
nmm.Anonymous - 26 Listopad 2014, 22:10 Po dłuższym spacerze Ingrid powróciła "do domu". Czyli do budowli, przejętej przez nią samą. Beznamiętnie omiotła spojrzeniem okolicę jak zwykle nie zauważywszy potencjalnych ofiar. Niewiele istot ośmielało się tutaj zaglądać, a co dopiero przychodzić. Przekroczenie furtki równało się z wejściem w paszczę lwa, a konkretniej rudowłosej Ingrid.
W chwili obecnej siedziała na zaciemnionej werandzie, na bujanym, skrzypiącym i starym fotelu. Wygładziła spódnicę obiema dłońmi, zdjęła ze stóp buty na obcasie i tak bujała się w przód i w tył. Obok, na stoliczku stał imbir z porcelanową ozdobną filiżanką pełną zielonej herbaty z nutą trawy cytrynowej. Tuż za nią stał wysoki zegar, zabudowany szybką z przedniej strony. Tykał. Tyk, tyk, tyk. Niedługo dojdzie północ. Ilekroć Ingrid spędzała noc "w domu" siadała późnym wieczorem na werandzie i popijając tę samą herbatkę czekała na północ oglądając jednocześnie niebo.
Bujała się w przód, w tył, w przód, w tył odchylając głowę do tyłu. Miedziane włosy opadły falami na jej smukłe ramiona, a cała sylwetka kobiety nikła w ciemnościach. Jedyne, co zwracało uwagę to były żółtawe błyski pojawiające się i znikające ilekroć In poruszała głową, odrzucają fale włosów za oparcie bujanego wiklinowego fotela. Ostatnie dni sprzyjały w pożywienie. Mimochodem wspomniała Zwierza, Benjamina, którego tak łatwo dało się wyprać z emocji wmawiając mu, że nawet teatr może utonąć w morzu wody. Posmak tamtego lęku i paniki wciąż czuła na ustach, choć nie nasyciła się Zwierzem na tyle, na ile by chciała. Ingrid nie wiedziała dlaczego powstrzymuje się i nie znalazła sobie jeszcze osoby "na zawsze". Takiej, której mogłaby rozlewać krew ilekroć tego zapragnie. Takiej, której mogłaby zadać soczysty ból, cierpienie i smakować jej rzewnych łez, wysłuchiwać cichych błagań o litość i najadać się do syta. Póki co szukała. Czekała, aż zjawi się odpowiedni materiał, którego los splocie z własnym. Stanie się jego przeznaczeniem.
Nic nie mogło się jednak równać z pogardą wobec kociego dziecka, nowo narodzonego Stracha. Kobieta zmarszczyła nos na wspomnienie dziewczęcia, które pośrednio zaprosiła do tejże budowli. Nie bez powodu, wszak Ingrid nie należała do bezinteresownych osób. Jeśli przyjdzie... cóż, nie powinna się zdziwić co kryje się na dnie serca gospodyni domowej.
Sięgnęła po filiżankę i trzymając dwoma palcami uszko uniosła ją do ust. Zamoczyła ciemnoczerwone usta w herbacie, mrucząc łagodnie, gdy smak płynu dotarł do najczulszych kubków smakowych języka. Przyzwyczaiła się bardzo do trunków z Kościołamacza, lecz herbata była rytuałem. Napojem bogów, a więc samej panny Linde-Lou. Shamy.
Przymknęła powieki, "gasząc" tym samym światło swych piekielnie żółtych źrenic. Zadumała się i wsłuchiwała w zegar. Tyk, tyk, tyk, tyk...Anonymous - 27 Listopad 2014, 00:06 Lubił taką porę. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, jak pisał pewien poeta. Nikt mu nie przeszkadzał, nikt go nie zaczepiał... a pożywnych snów krocie!
Coen spokojnie (i tradycyjnie bezszelestnie) przemierzał okolicę w poszukiwaniu nowego żywiciela. Jego czerwone, kocie oczy błyszczały złowrogo, odbijając światło księżyca. On sam zaś poruszał się szybko i płynnie, wyszukując swoich potencjalnych ofiar. Niby nie jest dość agresywnym Cieniem, ale powiedzmy sobie szczerze - nie jadł już ponad tydzień, a głód doskwierał.
Nagle ujrzał w ciemności parę świecących oczu. Przyjrzał się bliżej...
To chyba kobieta. Nie wyglądała na niebezpieczną, tak więc strzelenie z bicza wodnego na dzień dobry (dobranoc?) nie wypada. Chociaż w tych czasach niczego nie można być w stu procentach pewnym. Lynch postanowił jednak zaryzykować i podszedł w jej kierunku.
- Ładna noc, co nie? - zagadał na luzie. W jego głosie jednak dało się usłyszeć ostrożność.Anonymous - 27 Listopad 2014, 08:05 Ingrid nie wyglądała na niebezpieczną? Zamknęła powieki, a więc źródło śmiertelnego niebezpieczeństwa na chwileńkę straciło czujność, ale wróci. Wróci i zarzuci swą sieć. Zabawne, że ktokolwiek myślał o tej kobiecie w kategorii "ofiara". O niej, o Shamie żywiącej się najgorszymi emocjami drugiej istoty.
Wydawać się mogło, że nie jest zaskoczona czyjąś wizytą, gdyż ani drgnęła. Między jej brwiami pojawiła się pojedyncza zmarszczka, która zniknęła, gdy kobieta otwarła żółtawe ślepia namierzając w końcu jednostkę. Czerwone źrenice i ruchy ciała przypominające kota. W duchu westchnęła i uderzyła się w czoło. Czy na tym świecie prym wiodą koty? Planują przejąć kontrolę nad światem czy są tylko takie płodne i zadaniem Ingrid jest je kastrować?
Bez jakichkolwiek emocji widocznych na twarzy zamoczyła usta w herbatce, nie spuszczając z gościa czujnego spojrzenia. Kimkolwiek, albo Czymkolwiek był, cechował się odwagą nawiedzając ten skrawek innego świata.
- Może herbatki? - wskazała brodą taboret obok stoliczka. Nie czekając na jego odpowiedź, odstawiła swą porcelanową filiżankę i powoli, leniwie wstała. Na boso uchyliła skrzypiące drzwiczki nawiedzonego domu i po minucie z niego wyszła - z drugą filiżanką. Usiadła na swoje miejsce i chwytając imbir, nalała do naczynia herbaty.
- Nieczęsto mam gości. - stwierdziła, a jej usta rozchyliły się w uśmiechu... teoretycznie ładnym, zaś praktycznie zwiastującym rychłe knucie. Dobrze wiedziała dlaczego nie ma wielu gości. Sama wyżera z nich co najsłodsze pozostawiając puste cielska bez życia. Oczywiście gość nie musiał od razu o tym wiedzieć dopóty dopóki Ingrid nie sprawdzi czy opłacalne jest nie rozpoczęcie gnębienia go. Trzeba docenić starania kobiety. Próbowała rozmawiać i dyskutować z marniejszymi odeń (czyli z większością) istot zamiast ich niszczyć. Przekrzywiła powoli głowę i czekała aż istota przybliży się i usiądzie. Banalne pogawędki jej nie ruszały, a więc udawała, że jego zaczepka nie padła na głos. Co innego ją interesowało.Anonymous - 27 Listopad 2014, 23:40 - Herbatki? - zdziwił się, choć mimicznie tego nie okazywał. Który to już raz, kiedy przychodzi do obcej mu osoby, a ta jak gdyby nigdy nic, chce go poczęstować herbatą? Jednak nim zdążył się sprzeciwić, kobieta weszła do środka. Coen uniósł sceptycznie jedną brew i usiadł na wskazanym wcześniej przez nią taborecie.
Po chwili kobieta wróciła z drugą filiżanką i nalała doń herbaty.
- Eee... Dzięki. - powiedział lakonicznie i pochwycił w dłoń naczynie. Powąchał, czy aby na pewno mu to w żaden sposób nie zaszkodzi, po czym upił trochę. Nawet niezłe. Korzystając z okazji, zaczął dyskretnie przyglądać się jego "gospodyni"...Anonymous - 28 Listopad 2014, 09:00 Cytrynowy smak rozpłynął się powoli w ustach pieszcząc język In swym głębokim aromatem. Smakoszka płynów, win, trunków, herbat, kaw... była wprawiona w tym "zawodzie" zważywszy na jej hobby. Delikatnie wprawiła w ruch bujany fotel, który w efekcie zaskrzeczał przerywając panującą ciszę.
- Dlaczego tutaj przyszedłeś? - zapytała ni stąd ni zowąd, trochę inszym głosem, bardziej surowym i nieprzystępnym. Proste pytanie, prosta odpowiedź. Prosty werdykt co z nim mogłaby zrobić, skoro był już tak uczynny i sam podsunął się pod nos bardzo wrednemu Strachowi. In rozważała namiętnie czy zatrzymać sobie tę jednostkę na noc, czy może przepędzić go nieświadomego jakie by miał szczęście, uchodząc z życiem. In zaczęła tęsknić za smakiem śmierci i bólu. Tak bardzo pragnęła się odprężyć i w końcu puścić wodze swych okrutnych popędów morderczych, iż poczęła się niecierpliwić. Nie mogła zniszczyć masowo osób w Świecie Ludzi, skoro czuwały tam te cholerne organizacje przeszkadzające w swobodnej egzystencji Zamkowego Fantomu. Słusznie się jej obawiali, ale zaczęli ją irytować. Że też normalny, przeciętny, spokojny Strach nie mógł wyjść na dwór i się porządnie najeść. Do czego to podobne? Dyskryminacja.
- Zaraz północ. - powiedziała sama do siebie, rzucając okiem na zegar za nimi. Obie wskazówki przybliżały się powoli do dwunastki.Anonymous - 29 Listopad 2014, 12:10 - Jestem, uh... podróżnikiem i szukam noclegu. - odpowiedział bez żadnych emocji, jak to ma w zwyczaju. Nigdy nie lubił się uzewnętrzniać. Spojrzał na kobietę lekko podejrzliwie. - Przepraszam, jeśli w czymś przerwałem.
Uwaga o zbliżającej się północy zaciekawiła młodego Cienia. Zwykle nikt nie przykłada do tego takiej wagi, by o tym mówić.
- I co w związku z tym? - spytał. - Co z tego, że północ dochodzi? Coś ma się stać? Anonymous - 29 Listopad 2014, 12:59 - Nie masz więc czego tutaj szukać. Albo zostaniesz tutaj na zawsze, na wieki, albo powinieneś już iść zanim nie stało się nic złego. - stwierdziła lakonicznie, nie widząc w jego osobie materiału na ofiarę. Prosty, mały Cień, zaś dręczenie go byłoby zbyt łatwe, aby Ingrid mogła czerpać z tego przyjemność. Niestety. Takie słabe jednostki się zdarzają. Marne, łatwe, nudne. Dała mu wybór i jeśli poprawnie interpretował żółte ślepia Ingrid, wybierze prawidłowo.
Napiła się ponownie herbatki. Pyszna, niczym ostatni największy lęk Zwierzęcia.
- Stanie się środek nocy, a chmury odsłonią księżyc. Miła pora na żer. - posłała mu długie spojrzenie, rozchylając usta we wrednym, nieodgadnionym uśmiechu.Anonymous - 2 Grudzień 2014, 22:46 - Jeśli to miało mnie przestraszyć, to słabo wyszło. - powiedział niewzruszony słowami kobiety. - Przeżyłem już gorsze rzeczy. Niech sobie pani nie myśli, że to mnie jakoś poruszy.
I znowu sobie to przypomniał. Atak MORII sprzed około miesiąca. Może nie było po nim teraz widać, ale zaczęło się w nim wręcz gotować z furii. Starał się jednak zachować typową dla siebie pokerową twarz. Nie mógł okazywać słabości. Zwłaszcza, że zaczął podejrzewać, obok kogo siedzi...Anonymous - 6 Grudzień 2014, 18:17 - Nie chce mi się marnować na ciebie czasu. Nie jesteś wart mojej uwagi. - stwierdziła oschle i zimniej, splatając palce na filiżance stygnącej herbaty. Przymknęła powieki i westchnęła z żalem, rozczarowana, że zaszczyciła ją tak marna osoba. Gdyby chociaż mogła się nią zabawić. Niestety wysiłki poszłyby na marne.
- Bądź łaskaw stąd wyjść. Nie chciałabym marnować na ciebie moich cennych sił i tobie pomóc. - zamrugała rzęsami, posyłając mu długie, nieprzyjemne nieprzychylne spojrzenie, zwiastujące rychłe niebezpieczeństwo i zamianę nastawienia. Z początku "cieszyła się", że mogłaby mieć ciekawe towarzystwo tej nocy, skoro nie zawsze ktoś tu przychodził. Teraz rozczarowana przymknęła oczy i dała jegomościowi kilka chwil, aby podjął prawidłową decyzję i się stąd zabrał. Jak najszybciej wyniósł z jej domu.Anonymous - 8 Grudzień 2014, 18:52 - O, a myślałem, że szuka pani towarzystwa. - Cień spojrzał na nią z ukosa, a jego ślepia błysnęły złośliwie. Wstał jednak i spojrzał z góry na Stracha płci żeńskiej. - Ale skoro "nie jestem wart" pańskiej uwagi, ulotnię się.
Dopił herbatę i odłożył pustą filiżankę na stolik. Wstał i zszedłszy na trawnik, powoli ruszył ku miastu.
- A, i dzięki za herbatę.