Anonymous - 1 Luty 2012, 13:39 Pieniądze... ludzie mówią, że szczęścia nie dają. I Maggie coś o tym wie. Przez pół życia miała ich pod dostatkiem w takich ilościach, że trudno byłoby je zliczyć. Mag zawsze miała to, co chciała, ale nie była w pełni szczęścia. Te wszystkie rzeczy, zakupione przez nią, dawały radość tylko na chwilkę, a potem, gdy się już znudziła, została wyrzucona gdzieś w kąt i zapomniana. Dziewczyna nigdy nie miała tego, co jej koleżanki ze szkoły. Rodziców nie da się kupić. Niby ich miała, ale tak naprawdę nie była przez nich zauważana. Nigdy nie została przez matkę przytulona czy pochwalona. Kiedy wracała ze szpitala była tak zmęczona, że nie zwracała na nikogo uwagi. Prawdę mówiąc Lilly często bardziej się przejmowała pacjentami niż własną córką. Ojciec, jak udało mu się znaleźć troszkę czasu, to starał się go spędzać z Maggie, ale że był adwokatem, to przynosił pracę do domu i godzinami siedział nad aktami i zapoznawał się z sprawą, która mogła się ciągnąć w nieskończoność. Przez jakiś czas, zanim rodzice zatrudnili Annę, dziewczyną opiekowali się dziadkowie. Oni ciągle z nią przebywali. Bawili się z nią w parku, odrabiali lekcje z wnuczką, śmiali się. Trzeba przyznać, że aptekarka ma dużo miłych wspomnień związanych z rodzicami od mamy strony, jednak kiedy ich zabrakło, Maggie miała wtedy dziesięć lat, trzeba było znaleźć inne rozwiązanie. Rodzice Adama mieszkali na drugim końcu kraju, więc nie było możliwości zostawienia na dzień córki u nich. No więc postanowili zatrudnić nianię, która mieszkała wraz z nimi. Anna ciągle chodziła za Mag i uważała, by nic się jej nie stało. Nie żeby się martwiła o nią. Bała się, że jej wynagrodzenie będzie niższe i tyle...; Brak rodziców... to była jedna z nielicznych wspólnych cech od Mag i Sebastiana. Andre jednak był w znacznie gorszej sytuacji, bo musiał walczyć, a panna Laugh miała wszystko podstawiane pod nos.
Aptekarka pragnęła założyć własną, szczęśliwą rodzinę. Jak była mała, obiecała sobie, że będzie lepszą matką niż Lilly. Teraz nie jest to już możliwe. Ryzyko zarażenia tego biednego malucha tym paskudztwem byłoby za duże. A ona nie chciała, by ktokolwiek jej bliski się z tym choróbskiem męczył. Wystarczyło jej to, że ona sama z tym walczy i stara się pokonać... co nie jest możliwe, ale do czasu. Jak znajdzie ten przeklęty lek to wróci do pełnego zdrowia. Ona i tysiące innych ludzi. Ale teraz musi sobie znaleźć jakąś motywację do życia. Przecież nie może całego swojego istnienia opierać na bezsensownych marzeniach, które się nie spełnią! Musi wymyślić coś realnego, coś coby mogła spełnić...
Maggie spojrzała na Sebastiana. Wyglądał na znacznie starszego z poważnym wyrazem twarzy. Widać było po nim, że się tak jakby przejmował zaistniałą sytuacją. Starał się jej pomóc, za co była mu wdzięczna. Można nawet powiedzieć, że jest jego dłużniczką do końca życia, nieważne ile ono jeszcze będzie trwało.
Cieszyła się z faktu, że Andre nie zmusił jej do pojechania do szpitala. Nie chciała tam iść. Znów musiałaby wszystko opowiadać, jak doszło do zarażenia, a dla niej jest to bardzo krępujące. Nie lubi, gdy lekarze się na nią patrzą, jak na obiekt jakiś badań laboratoryjnych, i powtarzają ciągle te same pytania. Jak długo już choruje na AIDS, jak często ma objawy i tak dalej. To jest bezsensowne, no ale cóż. Trudno się mówi.
Słyszała w jego głosie złość, oburzenie i wyrzut. I miała z tego powodu wyrzuty sumienia i to niemałe. Nie chciała, by to tak wyszło. Miała znacznie inne zamiary, ale jak zwykle wszystko zepsuła. Musi mu wszystko wyjaśnić. Ale od czego zacząć? Jakich słów użyć? Nigdy jeszcze nie mówiła obcej osobie o swojej chorobie. Ale musi mu teraz wszystko powiedzieć, bo wie. We wcześniejszych przypadkach ludzie, z którymi rozmawiała, nie zdawali sobie sprawy z tego, że Maggie choruje na AIDS. Sebastian wiedział o tym, jest na tyle bystry by powiązać fakty ze sobą.
Już miała otworzyć usta, kiedy Sebastian się odezwał. Miał rację, zachowała się głupio, ale ona nadal nie zaakceptowała w stu procentach swoją chorobę. Nie jest w stanie odmówić sobie spacerów po parku w ciszy i spokoju.
Dziewczyna zagryzła wargę. Teraz albo nigdy.
- Widzisz... to nie jest takie proste, jak się wydaje. Jest się chorym na AIDS i masz już konkretne ograniczenia postawione, co ci wolno a czego nie. Ja... zostały mi upodobania z dzieciństwa, że jak chce coś zrobić, to, to robię. Mimo, że walczę już sześć lat, nadal nie akceptuje tego, że jestem nosicielką HIV. Wszelkie rzeczy, wiążące się z tym... to jest naprawdę dla mnie trudne. Świadomość, że następnego dnia może nie być, to jest ciężkie. No i te objawy. Lekarstwa nie pomagają, mimo że są okropnie drogie.- Przerwała na chwilkę. Musiała zebrać myśli, ułożyć kolejne kilka sensownych zdań. Wzięła głęboki wdech i kontynuowała.- Dowiedziałam się o tym, mając osiemnaście lat. Cały świat mi się zawalił. Wiesz, byłam popularną i lubianą dziewczyną w szkole, chłopaków miałam na pstryknięcie palcem. I to mnie właśnie zgubiło. Teraz żałuję, że nie byłam brzydka. Tak tobym może nie zaraziła się od Jazza tym paskudztwem.- Westchnęła ciężko- Pewnie Cię zastanawia, dlaczego Ci nie powiedziałam o tym od razu, na starcie. Bo się bałam. Ludzie, którzy wiedzą, zazwyczaj zaczynają mnie zupełnie inaczej traktować. Uważają na każdy mój ruch, śledzą mnie jak cień. Dlatego nic nie mówiłam. Przepraszam jeszcze raz.
To była jej najdłuższa wypowiedź w całym życiu. Po wyjaśnieniu Sebastianowi wszystkiego, czuła się znacznie lepiej. Miała teraz nadzieję, że chłopak zrozumie ją i nie będzie już na Maggie wściekły, a jak nie, to trudno. Każdy pójdzie w swoją stronę i zapomną o tym, co się wydarzyło, tak chyba będzie najłatwiej.
Słysząc jego przeprosiny, nieco się zdziwiła. Za co on ją przepraszał? Przecież to ona zawiniła, nie on. nie dziwiła mu się, że był na nią zły. Każdy, na miejscu Andre, by był. Mag uśmiechnęła się do niego jedynie i położyła mu chudą rękę na ramieniu, dając mu w taki sposób znak, że wszystko jest w najlepszym porządku.Anonymous - 6 Luty 2012, 14:39 Tak, właściwie to prawda, że pieniądze szczęścia nie dają, jednak bez nich życie nie jest możliwe. Przynajmniej na takim poziomie jak wiele osób sobie by tego życzyło. Słyszy się przecież o tych społecznościach w lasach u których o pieniądzu nawet nie wiedzą, teoretycznie rzecz jasna. Z drugiej strony wykorzystują wszystko co oferuje im świat, zasoby naturalne tym samym minimalizując koszta. Jednak nie każdy umiałby żyć w taki sposób, społeczeństwo niestety woli wyroby sztuczne, takie co są niby smaczniejsze ale także wywołują więcej chorób. Jak kto kiedyś ktoś powiedział -"Coś za coś".
Andre też nigdy nie miał tego co chciał - rodziców. Więc pod tym względem się oboje nie różnili. Można też dodać iż zabawek także Andre nie posiadał, nie jadał wykwintnych dań i nie ubierał w markowe cichy. Korzystał z tego co miał i nigdy specjalnie nie narzekał. Wiadomo czasem nachodziły go przeróżne rozterki. Zastanawiał się czy takie życie ma jakikolwiek sens, jednak z natury jest upartą istotą to walczył. Co się tyczy zaś tulenia to i Andre nie był w ten sposób pieszczony, nawet zbytnio za tym nie przepadał. To zależało jednak dużo od osoby, która chciałaby się w ten sposób wobec niego zachować. Sebastian w odróżnieniu od dziewczyny nie miał stawiane tego co chciał pod nos. Wiele razy musiał na to pracować, ba nawet często mu się nie udawało i wówczas marzenie o tym czy tamtym pryskało jak bańka mydlana.
Rodzina, blondyn zawsze jej pragnął jednak.. Nie śpieszy mu się do założenia własnej, chwilowo pochłonięty kariera no i ma 19 lat, czas więc go zbytnio nie goni. Generalnie woli samotniczy tryb życia niżeli być ciągle przez kogoś kontrolowanym. Żona zapewne by to robił na tysiące różnych sposobów. Czepiałaby się, sprawdzała gdzie był i co robił i temu podobne akcje, których zapewne Andre by nie zniósł. Jego osobowość nie nadaje się do okiełznania, a zrobienie z niego marionetki to rzecz naprawdę trudna. Nigdy nie kierował się zbytnio uczuciami a przynajmniej od czasów nastoletnich, nie licząc rzecz jasna Mishy.
Fakt przejął się, przecież każdy by się w sumie przejął gdyby ktoś ledwo dycha i prawie umierał na jego oczach! To normalne, a nie jest aż taka szują aby śmierć czy cierpienie wcale go nie ruszało. Fakt nie przepada z ludźmi w większości co nie oznacza iż nie może wykazywać ludzkich odruchów. Nie zmuszał jej bo domyślał się, że dziewczyna nie przepada za szpitalami, no i nie było aż tak źle skoro stan jej się poprawił. Dlatego też zrezygnował co nie oznaczało, że gdy sytuacja się powtórzy nie postanowi jednak sam odeskortować jej sam bądź znów zadzwonić po karetkę. Nie pozwoli jej umrzeć dlatego, że nie chce się znaleźć w odpowiedniej dla swojego stanu instytucji. Spoglądał na nią bacznie, obserwował wszystko co robi. Upewniał się co do jej samopoczucia rzecz jasna. On też miał prawo do takiego a nie innego zachowania. Nie lubił gdy ludzie go oszukiwali, chociaż sam nie był uczciwy pod względem ale to historyjka na kiedy indziej. Nie sądził jednak iż Maggie będzie chciała to wszystko wyjaśnić, oczekiwał tego ale jednocześnie nie sądził aby to było możliwe, ale jednak.Nie chciał jej zmuszać bo uznał, że jeśli zechce sama zacznie temat. Chwilę więc trwała cisza. Słysząc jej słowa nieco przymrużył oczy i słuchał. Chłodno kalkulował jakby pozornie nic go to nie obchodziło,a tak naprawdę w głębi ducha był zadowolony bo mówiła co jej leży na wątrobie, no poniekąd rzecz jasna. Rozumiał ją całkowicie aczkolwiek miał nieco inne podejście do tego.
- Jak najbardziej rozumiem. Też pewnie zachowywałbym się podobnie. Jednak, czasem powinnaś spasować i nie pchać specjalnie tam gdzie nie powinnaś. Bierz na uwadze, że kuszenie losu może szybciej zakończyć twój żywot.
Nagle zamilknął i sam zaczął się zastanawiać na słowami jakie powiedział .. Zagryzł dolną wargę a potem wyrwało się mu z ust krótkie "heh". A potem kontynuował swoja jakże inteligentną wypowiedź.
- Mi się świat zawalił dwa razy, co i rusza w mniejszym i wiekszym stopniu wali. Jednak, ja to ja. Człowiek bez rodziny, bez sensu życia. Na tym świecie trzyma mnie muzyka. Nie mam dla kogo żyć. Menager? Znajomi z zespołu, a może fani? Nie to nie zastąpi tej jedynej ważnej osoby. Fakt, rodziny nie miałem ale, znaczy takiej prawdziwej. Niemniej zostałem przygarnięty przez dwojga starszych ludzi. Miałem wtedy 10 lat. Jednak stało się nieprzewidziane. Zginęli w wypadku, a cieszyli się naprawdę dobrym zdrowiem. Wróciłem więc z powrotem na stare śmieci. Do życia "niechcianego". Potem jednak zespół dał mi szansę, za co jestem im wdzięczny. Potem na scenę wkroczyła Misha. Oddałem jej całe serce i wpakowałem wprost w objęcia śmierci. Na każdego kogo pokocham, do kogo zapałam pozytywnym uczuciem umiera. Dlatego.. unikam ludzi. A fakt, że Ci pomagam bynajmniej nie oznacza iż Cię lubię Mag. Jestem obiektywny, po prostu. Zapewne już więcej się nie spotkamy, o ile rzecz jasna nie trafisz na koncert "Infected" wtedy zobaczysz mnie na scenie.
Na jego usta wpełzł delikatny uśmiech. De facto jego ostatnie słowa, odnośnie lubienia nie były do końca prawda ponieważ polubił ja. Po prostu wolał się nie angażować w znajomość. Czując jej dłoń na ramieniu lekko drgnął. Mało osób w ten sposób naruszało jego przestrzeń osobistą. Spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem i zastanowieniem w oczach. Trzeba też było się powoli zbierać. Chciał jeszcze chwile z nią posiedzieć a potem odprowadzić i pójść w swoją stroną, nim zacznie się za mocno przyzwyczajać do jej obecności.Anonymous - 6 Luty 2012, 20:00 Niestety, bez pieniędzy żyć się nie da, ale posiadanie ich nie daje przyjemności. Nawet rzeczy, które się za nie kupiło nie mają wartości, jeśli suma, którą na nią wydaliśmy, była dla nas niczym wielkim. Ludzie zaczynają szanować to, co mają, kiedy to tracą. Jak bogaty człowiek nagle zbankrutuje, zaczyna dostrzegać wartość pieniądza, na który harował cały miesiąc, a nie jest go zbyt dużo. Z Maggie było troszkę inaczej. Po tym, jak zachorowała, zobaczyła, że życie nie ma wartości. Że mogłaby mieć góry pieniędzy, które są niczym, kiedy się straciło zdrowie, własne istnienie. Oczywiście, kiedy ma się trochę grosza, to leczenie jest znacznie prostsze, ale nie w przypadku Mag. Na AIDS nie ma lekarstwa, leki, które kupuje, pomagają jedynie zwalczyć objawy, pomóc trochę, ale nie wyleczyć. Nikt jeszcze nie wynalazł lekarstwa na wirusy. Jak na razie są one górą. Ale niedługo. Jak Maggie będzie miała dostęp do porządnego sprzętu laboratoryjnego, to znajdzie sposób by pokonać te paskudztwo. Kiedyś się umierało na zapalenie płuc. Teraz umiera się na raka, AIDS i Bóg wie co jeszcze. Lecz Mag ma zamiar z tym drugim walczyć. Znajdzie słaby punkt tego śmiecia i zlikwiduje go. Z jej organizmu i nie tylko. Nie chodzi jej o Nagrodę Nobla, którą by dostała. Pieniądze z niej, dałaby na leczenie osób biednych z AIDS. Nie tylko bogaci mają prawo być zdrowym.
Tym się właśnie różnią. Może w praktyce nie miała rodziców, bo ci nigdy nie mieli czasu dla córki, ale w teorii posiadała panią Laugh i pana Laugh. Lilly była doktorką z wysoką pensją, Adam prawnikiem z jeszcze wyższą. Więc w domu pieniędzy nie brakowało. Zani m jedna wypłata się skończyła, dostawali drugą, nie musieli się martwić o to, czy starczy pieniędzy do życia do końca miesiąca. Mogli sobie pozwalać na wydatki, więc jak mała Maggie coś chciała, to, to dostawała. Była rozpieszczoną panieneczką z bogatego domu, taką samą jak we filmach. Siano, zamiast mózgu i dziecinne spojrzenie na świat, nawet kiedy była prawie dorosła i powinna już wiedzieć, co chce robić w życiu, ale ona myślała, że rodzice jej wszystko załatwią, kiedy jednak zachorowała, szybko zmieniła zdanie. Jej życie przewróciło się do góry nogami. Może to i dobrze, że tak się stało? Kto wie? Jakby nie zachorowała, toby pewnie nie spotkała Sebastiana i nie rozmawiała z nim... o swoim życiu. Prawdę mówiąc, dziwnie się czuła. Powiedziała Andre, jak to było. I się tego nie krępowała, mimo że powinna. Nie znała go, a jednak rozmawiała z nim jak z przyjacielem. Czy polubiła chłopaka? Tak. Czy chciała się z nim spotkać jeszcze raz? Jak najbardziej, ale bez objawów choroby.
Sebastian nie jest jeszcze w wieku, by myśleć o rodzinie. Maggie już tak. Prawdę mówiąc, ona już dawno powinna być mężatką, co najmniej z jednym dzieckiem. A ona od sześciu lat jest samotna jak palec, nie ma nikogo i nie zapowiada się, żeby się taka osoba znalazła. Nawet jeśli wyjdzie za mąż i tak nie będzie mogła mieć dziecka... którego pragnie. Ale wtedy mogłaby chociaż adoptować takie maleństwo. Byłoby o jedno dziecko mniej w sierocińcu. Dałaby takiemu maluchowi prawdziwy, kochający dom, którego ona nie posiadała. I miałaby wtedy dla kogo żyć, walczyć z AIDS, nie poddać się. Bo jak na razie nie ma osoby, dla której rzuciłaby się w ogień za nią. A jeśli chodzi o Andre... jakby to on był jej mężem(co nie jest prawdopodobne, za duża różnica wieku między nimi jest) to nie czepiałaby się go, za to, że nie ma go w domu. Jeśli się za kogoś wychodzi, to mu się ufa bezgranicznie, bo się tą osobę kocha. Nie ma miłości bez zaufania. Wtedy to jest zwyczajne zauroczenie, a nie tak potężne uczucie, jakim jest miłość, a chociaż takie jest zdanie Maggie.
Jak już wspomniałam Mag jest wdzięczna Sebastianowi za jego pomoc, jest jego dłużniczką do końca życia. Pomoże mu w każdej sytuacji, jeśli będzie oczywiście mogła. Tu już nie chodzi o spłacenie długu, tylko o to... Sama nie wie o co. Ma jakieś uczucie, że jak chłopak zadzwoni do niej i powie "Pomóż mi", to ona nie będzie się zastanawiać, tylko wskoczy w autobus czy pociąg i przyjedzie do niego, niezależnie o co będzie się rozchodziło. To może brzmi dziwnie, ale... aptekarka zaczyna postrzegać Andre jak młodszego brata, dla którego byłaby w stanie zrobić dosłownie wszystko.
- Sebastianie, chcę ci o czymś powiedzieć.- Przerwała na chwilę, by zobaczyć reakcję chłopaka.- Jestem twoją dłużniczką do końca życia. Jeśli w jakiś sposób potrzebował pomocy, nie wiem leków dla kogoś, miejsca w szpitalu, mam tam znajomości...- Powiedziała śmiejąc się smutno- pomogę ci, jeśli będę w stanie.
Wyciągnęła z kieszeni płaszcza kawałek papieru i długopis. Zanotowała na niej swój numer i podała świstek chłopakowi, nic nie mówiąc.
Wysłuchała tego, co miał do powiedzenia. Prawdę mówiąc, Maggie nie spodziewała się tego, że Andre nagle zacznie wyjawiać jej swoją historię. Ale to dobrze. Oboje już coś o sobie wiedzą, nie są tylko nieznajomymi. W swojej znajomości weszli o stopień wyszedł. Rozmawiają o sobie, nie o pogodzie. Słysząc ostatnie zdania uśmiechnęła się do niego ciepło i powiedziała:
- Ale ja cię polubiłam.- poklepała go po ramieniu.- A co do koncertu, z chęcią bym przyszła i zobaczyła jak śpiewasz, ale założę się, że byłoby zbyt dużo ludzi a nie chcesz, bym ci tam zemdlała, prawda?
Widać było, że stara się być dla niego jak najmilsza. Może kiedyś usłyszy jego piosenkę w radiu, to wtedy by skojarzyła ją właśnie ze Sebastianem. Nie wokalistą zespoły "Infected", a z normalnym człowiekiem, który też ma życie osobiste.
A ona nie chciała jeszcze się rozchodzić. Zbyt dobrze się jej z nim rozmawiało. Dogadywała się z nim, jak z mało kim, mimo różnic między nimi mieli parę wspólnych, bardzo istotnych cech. Maggie już nie może się doczekać następnego spotkania z Sebastianem, tylko może już bez wybryków jej choroby... no i w nieco cieplejszy dzień.Anonymous - 11 Luty 2012, 19:33 To normalne, że w tych czas bez pieniędzy nie przeżyjesz. Nie ma nic za darmo, nawet na kopa trzeba zasłużyć. Toteż nawet jeśli ludzie twierdzą, że pieniądz wartości nie ma wartości są po prostu w błędzie i to sporym. Fakt, może dzięki niemu nie kupisz uczuć, nie sprawisz, że życie będzie radośniejsze, ale przynajmniej będziesz żył dostatnio, godnie jak człowiek a nie zwierzę. Niestety pieniądz to dzisiejsza waluta niemal wszystkiego. Bez pieniędzy jesteś nikim, nic niewartym darmozjadem. Tak przynajmniej Andre pokazało życie. Jadał wszystko z najniższej półki, bo dom dziecka niestety na więcej pozwolić sobie nie mógł. Nie może narzekać na opiekę. Wszak chodził ubrany, czysty i najedzony. Brakowało mu tylko miłości. Chciał trochę czułości, poświęcenia czasu i nauczenia tego co w życiu potrzebne.
Sebastiana od kiedy pamięta głownie chowała ulica, to ona nauczyła go wielu rzeczy. Te o dziwą są bardziej przydatne niżeli wydawałoby się przeciętnemu zjadaczowi chleba. Naprawdę go życie nieźle doświadczyło, w pewnym sensie w niektóre doświadczenia sam się pchał. Co tu się jednak dziwić skoro miał takie życie a nie inne. W większości nie wiedział czy zachowuje się słusznie. Najczęściej bazował na zachowaniach inny. Wiele rzeczy miało dla niego całkiem inną wartość niż ta prawdziwa.. Ogarnia wszystko na swój dziwaczny sposób. Nie można mu jednak zarzucić, że jest głupi lub zachowania mocno odbiegającego od normy, nie. Co nie umniejsza faktu iż w wielu sytuacjach czy sprawach się gubi a nie był już przecież dzieckiem.
Na myślenie o dziecku i rodzinie m przyjdzie z czasem. Na razie sam musi być na tyle dorosły aby sprostać temu zadaniu. Przed sobą ma jeszcze wiele do nauki o funkcjonowaniu poprawnym w społeczeństwie, no i kariera. Jeśli będzie umiał to jakoś pogodzić to może wtedy. Jeśli znajdzie siły i będzie czuł, że podoła, wtedy owszem.
W związku jednak przede wszystkim potrzeba poświęcenia czasu. Bycia blisko rodziny i dawanie jej poczucia bezpieczeństwa, stabilności. Pokazanie, że zależy.. Zawód Andre jednak na to nie pozwala, ciągłe wyjazdy, ćwiczenie głosu i próby z zespołem. to go wykańcza i gdy ma chwile czasu to niestety brak chęci na cokolwiek niż na solidny odpoczynek. Jego życie towarzyskie więc cierpi na tym, jednak nie narzeka bo kocha to co robi. Muzyce oddał się bezgranicznie, nie ma mowy przynajmniej chwilowo aby coś lub ktoś się stał od niej ważniejszy.
Co do pomocy, to zapewne i blondyn byłby w stanie przyjechać w środku nocy i pomóc, gdyby mu na danej osobie oczywiście zależało. Faktem jest iż polubił Mag (chociaż się do tego zgred nie przyzna). Swoją drogą to miłe, że go polubiła i chciałaby pomóc, z pewnością byłby wdzięczny gdyby.. no właśnie. Ma taki charakter a nie inny iż uważa, że na chwile obecną taka pomoc zbędna. Czemu nikt mu nie pomógł kiedyś? Może szkoda, że nie poznał Mag wcześniej, wtedy na pewno byłby inny. Wysłuchał uważnie jej słów z lekkim uśmiechem. Na potwierdzenie kiwnął tylko głową. To było naprawdę miło, ale trzeba się zbierać nim oboje porządnie się rozchorują.
- Słuchaj muszę się zbierać, nie mam całego dnia na pogaduszki. Jak mówiłem, możliwe iż jeszcze się spotkamy.
Co do karteczki, to wsunął ją w kieszeń. Nie był zaskoczony, ale czy ten numer nie wyląduje wśród sterty innych. Można powiedzieć, że je kolekcjonuje, niestety. Nie ma w zwyczaju oddzwaniać nawet jeśli potrzebuje pomocy, taki typ człowieka. wyjął telefon i wystukał numer. Chwile z kimś pogawędził i po niedługim czasie nieopodal podjechał samochód. Ruszył więc ku niemu chwytając dziewczynę za nadgarstek. Sadził do ciepłego dosyć luksusowego auta a potem sam wtrynił swój tyłek. Stuknął w siedzenie kierowcy a ten ruszył. Ich spotkanie definitywnie dobiegało końca, Oczywiście Andre odwiezie ją gdzie trzeba, bądź wysadzi tam gdzie poprosi i po prostu pojedzie w swoją stronę.
z/t x2
( wybacz, że tak kończę ale nie chce dłużej blokować a ostatnio mam sporo na głowie)Anonymous - 30 Kwiecień 2012, 22:51 Trudno jest powiedzieć co tak naprawdę kryje się w umysłach ludzi szalonych i mimo wielu prób poznania tego oraz badań cały czas jest to zagadką. Wiadomo jednak, że ludzie, którzy zwariowali wykazują pewne cechy podobne ludziom znajdujących się pod wpływem dojmującego, wręcz nieznośnego smutku. Przede wszystkim bywają nieprzewidywalni i często zaskakują samych siebie.
Sharra nie miała zielonego pojęcia jak znalazła się w Świecie Ludzi, ani tym bardziej jak dotarła do tych ogrodów. Jedyną logiczną opcją było to, że po prostu zapatrzona pod nogi nie zwracała na nic i nikogo uwagi. Była tak przybita, że nawet nie wiedziała która jest godzina, nie mówiąc już o zachowaniu orientacji w terenie. Nietrudno jest więc sobie wyobrazić jak wchodzi do labiryntu i po prostu gubi się wśród ścieżek. Mimo to, nawet się tym nie zmartwiła. Nie musiała jeść, a kilka nocy bez snów bezproblemowo mogłaby przeżyć. Zupełnie nie była sobą. Totalnie zmarnowana, usiadła pośrodku jednej z dłuższych ścieżek, wyznaczanych przez wysoki żywopłot i rozkleiła się. Tęskniła za nią. Kiedy były razem nie odczuwała aż tak bardzo tego przywiązania do niej, lecz teraz wszystko się zmieniło. Przysunąwszy kolana do brody, ukryła twarz, otoczyła ramionami głowę i pozwoliła by łzy spływały z kącików jej oczu, wprost na ubranie. Sama nawet nie widziała jak bardzo potrzebowała tej chwili. Wraz z pierwszymi kroplami, jakie wypłynęły z jej oczu zaczęła odczuwać ulgę. Dawno nie pozwalała sobie na takie chwile. Teraz jednak była sama. Sama ze swymi myślami i wspomnieniami.Anonymous - 1 Maj 2012, 00:38 Sharra siedziała samotnie na ławce. Wszystko wydawało się w porządku, gdyby nie fakt, że okolica nagle nieswojo ucichła. Zapadła całkowita cisza, zupełnie jak w jakimś pokoju przesłuchań, nie było słychać całkowicie nic.
Nagle dziewczyna mogła usłyszeć przeraźliwy krzyk jakiegoś... Czegoś? Z krzaków wyskoczył potwór wielkości rosłego konia, pokryty ciężkimi i wytrzymałymi łuskami. Monstrum wylądowało trzy metry od dziewczyny, a następnie spojrzało na nią i ryknęło, obserwując ją uważnie oraz najwyraźniej wyczekując ruchu. Łowca który chciał zabawić się z ofiarą, przyglądając się mu, można było wywnioskować, że waży spokojnie ponad pięćset kilogramów. Czy dziewczyna będzie miała samotnie - szansę w starciu z nim? To zależało tylko od niej.
Tymczasem z przeciwnego kierunku dało się zauważyć powoli zbliżającą się sylwetkę, człowieka w długim płaszczu, chodź ten był najwyraźniej wpatrzony w ziemię i nie widział całego zajścia.Anonymous - 1 Maj 2012, 08:27 Cisza i spokój jakie ją otaczały były dla niej teraz zbawienne. Na nic nie przydałby się jej szum rozmów, dziwne spojrzenia ludzi czy krzyki dzieci. Ostatnimi czasy bardzo lubiła przebywać samotnie. Mimo, że nawet tego nie widziała to bywała podobna do swoich krewnych. Oni woleli polować na samotne jednostki, główne siedliska omijając szerokim łukiem. W tym momencie Sharra mogłaby spędzić w tej pozycji całą wieczność. Po prostu nie potrafiła z siebie wykrzesać energii by ruszyć się i stąd odejść.
Wtem nagle przeraźliwy wrzask przerwał grobową ciszę. Dziewczyna momentalnie podskoczyła na ławce, łapiąc się za serce. Przestraszyła się jak diabli, ale mimo to na jej twarzy nie pojawiło się nawet zaskoczenie, nawet jak już zlokalizowała źródło tego krzyku. Ahh to opanowanie mimiki twarzy. Było to jakieś paskudne stworzenie, które wyglądało jakby nie miało zamiaru zachowywać się przyjaźnie. Dziewczyna starając się zminimalizować ruchy które wykonuje po prostu zsunęła ze stóp buty, które ani trochę nie pomogłyby jej w ucieczce, ani tym bardziej w walce. Pozwoliła im opaść miękko na trawę, a sama zastygła w bezruchu, spinając mimo wszystko wszystkie mięśnie i opierając się mocno nogami o ławkę. Była w każdej chwili gotowa na odskoczenie i kontratak. W tym momencie nie była już sobą, a dała się porwać zwykłemu instynktowi przetrwania, który nawet w najmniejszym stopniu posiada każdy. Wbiła stanowcze spojrzenie czerwonych ślepi w potwora i czekała.Anonymous - 1 Maj 2012, 09:02 Monstrum stało w miejscu jeszcze przez chwilę. Chwilę, bo zaraz po zachowaniu dziewczyny - ruszyło powoli do przodu, podchodząc do niej coraz bliżej. Będąc prawie metr od Sharry, potwór chciał przygotować się do skoku, jednak w tym momencie rozległ się donośny huk, a potem następny i kolejny. Poszczególnym hukom towarzyszył odgłos, jakby zderzenia dwóch metalowych przedmiotów, a na głowie stworzenia przy każdym huku pojawiały się iskry pod zderzeniu kul z jego pancerzem - kule wyraźnie rykoszetowały. "Łowca" natychmiast odwrócił łeb w stronę napastnika, a jeśli Sharra zrobiła to samo, zobaczyła wysokiego mężczyznę w kapeluszu oraz płaszczu, mierzącego do potwora z pistoletu M9 i pociągającego za spust.
Bestia natychmiast skoczyła w stronę mężczyzny, zamachując się na niego, wielką, zakończoną ostrymi pazurami łapą. Ten zdążył jednak uskoczyć, wykonując przewrót w prawo. Potwór natychmiast zaatakował ponownie, a człowiek ponownie uskoczył. Zaczęło robić się niebezpiecznie...Anonymous - 1 Maj 2012, 09:34 Dziewczyna tkwiła w miejscu niczym marmurowy posąg. Zupełnie zastygła, nie poruszając się nawet o milimetr i obserwowała. Potwór zbliżał się coraz bardziej i mimo niepokoju, Cień nie pozwoliła swojemu ciału na nawet sekundę niesubordynacji, po prostu wlepiając w stwora spojrzenie. Nie była to dobra taktyka, ale dziewczyna i tak była pewna, że nie ma z tym stworzeniem nawet najmniejszych szans. Był pokryty mocnym pancerzem, a ona nie posiadała czegoś co mogłoby go rozkruszyć. Pozostawało jedynie szukanie słabego punktu, jakiejś luki w twardym obiciu.
Nie było jej jednak dane zbyt długo przyglądać się w bezruchu, gdyż nagle do jej uszu dotarł odgłos wystrzału. Przestraszyła się nie na żarty. W Krainie Luster nigdy nie widziała broni, a mimo, że bywała i w tym świecie, to nigdy nie zdążyła się przyzwyczaić do jej widoku. Zawsze wolała uciec i stracić ją z oczu. Mogłaby poczuć się jak między młotem, a kowadłem, gdyby nie fakt, że strzelec najwyraźniej właśnie ratował jej skórę. Odciągnął potwora od ławki, co Sharra natychmiast wykorzystała. Zerwała się ze swego siedzenia i zamiast uciekać, co nakazywał jej instynkt przetrwania, zaczęła biec w stronę potwora. Nie mogła zostawić tak człowieka, który jej pomógł. W biegu jej dłonie rozbłysły niebieskim blaskiem. Wyglądało to, jakby jej palce po prostu zajęły się błękitnym płomieniem, liżącym leniwie skórę, aczkolwiek nie robiącym krzywdy. Cień wybiegając przed mężczyznę wyskoczyła w powietrze i splatając obie dłonie ze sobą zamierzyła się by uderzyć nimi w łeb potwora i rozwalić mu chociażby fragment pancerza. Siła generowana przez jej organizm, talent do mordobicia i pęd z jakim wleciała na stwora być może coś by dały.Anonymous - 1 Maj 2012, 10:10 Potwór był bardzo inteligentnym łowcą przez co bardzo szybko reagował na działania obojga "ludzi". Gdy dziewczyna wyskoczyła ku niemu w powietrze, monstrum uderzyło w nią zewnętrzną częścią lewej łapy, a następnie tą samą łapą uderzyło w mężczyznę, przewidując odpowiednio próbuję jego następnego uskoku. Oboje zostali uderzeni z siłą prawie dorównującą zderzeniu ze ścianą. Nieznajomy upadł na plecy, nie mając nawet czasu by wstać, gdyż monstrum natychmiast dobiło go do ziemi z pomocą wielkiej łapy.
Okazało się jednak, że nieznajomy wcale nie był na aż tak straconej pozycji - najwyraźniej mając jeszcze "asa w rękawie". Ciało mężczyzny zaczęła otaczać dziwna energia, przypominająca płomienie, które same z siebie unosiły się w powietrzu. W pewnej chwili przygniecionego do ziemi mężczyznę całkowicie otoczyła owa nieznana - jak dla tej dziewczyny - energia, która zamknęła go niczym w kokonie, poszerzając następnie swój obwód. Monstrum nadal trzymało nieznajomego na ziemi, jednak zaczęło mieć z tym problemy i było wyraźnie zaskoczone takim przebiegiem wydarzeń.
Nagle ogień zniknął, a zamiast człowieka, na ziemi leżała istota wyglądająca niczym smok, pokryty był czarnymi łuskami, mierzył prawie dwa i pół metra wzrostu, miał typowo smoczy łeb oraz pysk, a jego palce były zakończone ostrymi pazurami, jednak żeby nie było, że jest mało - dostał nawet dodatkowa parę kończyn w postaci masywnych skrzydeł i ogona.
"Smok" zacisnął swe kły, łapiąc za przygniatającą go do ziemi łapę, a następnie napiął swe mięśnie i ku wielkiemu zdziwieniu potwora, uniósł łapę, a nawet więcej, gdyż wykorzystując swoją moc biotyczną, wykreował przy tym falę uderzeniową którą cisnął w potwora, odrzucając go od siebie na ładne paręnaście metrów. Nie marnując czasu, natychmiast wygiął się do tyłu i przetoczył przez brak, wykonując przewrót w tył jak również przy tym podnosząc się natychmiast do góry, na nogi. Teraz dopiero dało się zauważyć pełne jego gabaryty, był wielgachny jak mało kto, wielkie skrzydła rzuciły potężny czarny cień na ziemię.
Potwór wstał i spojrzał na wielkiego jaszczura, który w tym momencie rozłożył na całą możliwą szerokość swe skrzydła, przez co wydawało się jakby był jeszcze większy, a następnie ryknął potężnie. Bestia cofnęła się o krok do tyłu, a następnie odwróciła i poczęła biec w drugą stronę - uciekając. Najwyraźniej potworek postanowił na razie nie ryzykować.
Gad odprowadził to coś wzrokiem, a gdy już zniknęło mu z zasięgu wzroku, skierował swoją uwagę na Sharrę. Zrobił kilka kroków w jej kierunku, krzyżując swe ręce na klatce piersiowej i patrząc na nią z góry z niezbyt miłą miną. Złożył swe skrzydła, które teraz zaczęły wyglądać niczym czarna peleryna. Ta istota wyglądała niczym prawdziwy smok - tylko bardziej w ludzkiej postaci. A dziewczyna najwyraźniej poznała jego tajemnicę i wyglądało na to, że zastanawiał się co z nią teraz zrobić.Anonymous - 1 Maj 2012, 10:44 Najwyraźniej plan dziewczyny nie był zbytnio przemyślany. Nim jeszcze mogła poczuć jak czaszka stwora chrupie jej pod palcami, co z pewnością sprawiłoby jej sporo satysfakcji, dostała łapą prosto w brzuch. Uderzenie wypchnęło resztki powietrza z jej płuc i odrzuciło na dość pokaźną odległość, sprawiając, że efektownie przeturlała się po ziemi. Przez kilkadziesiąt sekund była całkowicie wyłączona z życia. Jej drobne ciało nie było przystosowane do otrzymywania ciosów, a już tym bardziej na obrywanie z taką siłą i to w dodatku idealnie w żołądek. Gdy już udało się jej złapać kilka oddechów, starała się powstrzymać torsje jakie nią targały. O dziwo, udało się jej zatrzymać wszystko na swoim miejscu, aczkolwiek kilka razy musiała splunąć krwią jaka nagle i zbytnio nie wiadomo skąd napłynęła jej do ust. Mimo to nie podniosła się nawet o centymetr. Leżała tak jak spadła, na brzuchu i z rozrzuconymi kończynami. Nie miała po prostu siły by się ruszyć. Po chwili jednak uniosła nieco głowę i natychmiast tego pożałowała. Była właśnie świadkiem niezwykłej rzeczy. Od kiedy ludzie zostali smokami? Dziewczyna zamrugała kilka razy, ale dziwne stworzenie nie znikało. Rozpostarło skrzydła i po prostu przepędziło wrednego potworka z twardą skorupą. Po plecach przebiegł jej dreszcz strachu. Co jeśli on wcale jej nie pomagał, a po prostu walczył o ofiarę? Stwór zaczął stawiać ku niej kroki, a Sharra jakoś nie miała ochoty na czekanie i zastanawianie się czy teraz wyrwie jej serce z piersi czy może ją ominie. Natychmiast, nie zważając na ból w potłuczonych członkach, zebrała się z ziemi i dała nura pod ławkę, przy której się znajdowała. Beznadziejna kryjówka, ale innej by teraz nie znalazła. Byli w samym środku labiryntu, a Cień nie miała pojęcia jak się stąd wydostać. Skuliła się, najwyraźniej starając jak najbardziej zniknąć w oczach smoka, lecz mimo przerażenia jakie ją przeszywało odważyła się wciąż na niego patrzeć. Łzy bólu i strachu nabiegły jej do oczu nadając jej naprawdę żałosny wygląd zapędzonego w kozi róg, przez ojca z pasem, dziecka.Anonymous - 1 Maj 2012, 11:11 Oczywiście... Czegoż innego mógł się spodziewać, jak tylko wielkiego strachu. Zapewne pomyślała, że jej nie bronił, a walczył o ofiarę. Cóż, nie był telepatą - on po prostu był doświadczony na tyle, że nie było problemem by się tego domyślił.
Smok westchnął tylko i spojrzał w niebo, zastanawiając się co zrobić z tą całą sytuacją. Pierwszy raz zdarzyło mu się pokazać tak komuś za dnia, zazwyczaj zdarzało mu się to w nocy, kiedy to każdemu łatwo było wmówić, że chyba zwariował - po za tym w nocy wyglądał jak wielki cień. Skierował wzrok na dziewczynę i zrezygnowany opuścił swe ręce wzdłuż ciała. Delikatnie rozkładając skrzydła, podszedł powoli do ławki, a następnie kucnął przy niej, wyciągając prawą dłoń w kierunku dziewczyny. Na jego pysku zarysował się obraz spokoju i opanowania, nie wyglądał strasznie przyjacielsko czy też na szczęśliwego, jednak nie wyglądał również wrogo. Jego mina wskazywała na... Pozytywną neutralność. Gad przyjrzał się nieznajomej którą właśnie uratował, starając się dostrzec jakieś rany. Zewnętrznych wydawała się nie mieć. Co najwyżej powinna być poobcierana i poobijana. Nic większego to coś jej nie zrobiło. Smok wyczekując z ręką wysuniętą w stronę dziewczyny, zaczął falować ogonem w lewo i prawo. Nie zostanie tu w nieskończoność, ludzie nie mogą dowiedzieć się o jego obecności ale też jej tu tak nie zostawi. Ona za dużo już wie. Musi coś z tym zrobić, nie zabije jej ale też tak jej tu nie zostawi.Anonymous - 1 Maj 2012, 11:29 Można powiedzieć, że stwór pozytywnie ją zaskoczył. Nie rzucił się za nią i nie zaczął jej rozczłonkowywać. To już był dobry znak! Zdawał się być taki... spokojny, opanowany. To zupełnie zbiło z tropu czerwonooką, która spodziewała się raczej gwałtowności. Czyżby pozory znowu myliły? Proszę, jak bardzo potrafi życie zaskakiwać. Idziesz do ogrodów bez większego celu, wybuchasz niekontrolowanym płaczem pośrodku labiryntu, w którym się zgubiłaś i nagle stajesz się ofiarą, której broni inny drapieżnik. Chociaż każda komórka ciała Cienia wrzeszczała by uciekała to nogi miała jak z ołowiu. W pewnym sensie było to ze strachu, lecz jak wytłumaczyć to, że było widać jak powoli się uspokaja? Miała zbyt wiele zaufania do wszystkich stworzeń i być może właśnie to przesądziło o tym, że wreszcie rozluźniła napięte i obolałe mięśnie. Wielki stwór przykucnął koło ławki i wyciągnął dłoń w jej stronę. Sharra spojrzała na wysuniętą ku niej kończynę i przez kilka bitych sekund wpatrywała się w nią jakby węszyła podstęp. Miała zupełny mętlik w głowie i starała się go uporządkować, podgryzając dolną wargę ostrymi zębami, aczkolwiek nie mogła się przekonać do odwrotu. Wyciągnęła lekko dłoń przed siebie i rozprostowała palce, usuwając z nich energię, po czym delikatnie dotknęła dłoni nieznajomego wybawcy. Na początku był to tylko jeden palec, w ramach uściślenia, wskazujący. Potem dołączył do niego środkowy, a następnie serdeczny. Wkrótce dziewczyna ułożyła całą swą drobną rękę na podanej jej smoczej dłoni. Cały czas lustrowała podejrzliwie twarz nieznajomego, aczkolwiek w miarę upływu sekund jej oczy zyskiwały na ufności. Przesunęła palce ku krawędzi dłoni ogoniastego i zacisnęła je delikatnie, gdyż, no cóż, inaczej nie miałaby jak jakoś jej złapać.Anonymous - 1 Maj 2012, 11:59 Gad wykazywał się teraz niezwykłym spokojem i cierpliwością, nawet nie drgnął gdy dziewczyna podawała mu dłoń. Doskonale czuł dotyk jej delikatnych palców na swych łuskach usytuowanych na dłoni. Dla niego jej skóra była bardzo delikatna, wrażliwa. Ona dotykając jego dłoni mogła raczej odczuć jak dotyka twardych i bardzo wytrzymałych - lecz jednocześnie miłych w samym dotyku łusek - jeśli ktoś oczywiście lubił dotykać gadziego pancerza - w tym wypadku o wiele większego i mocniejszego.
Gdy złapała w końcu pewnie jego dłoń, smok delikatnie objął nią dłoń dziewczyny, po czym nadal kucając, pociągnął ją delikatnie, chcąc pomóc jej wstać. Jeśli dziewczyna wstała - a zapewne to zrobiła, smok pozostał nadal w pozycji kucającej, przez co głowami byli teraz prawie równi, jej głowa znajdowała się trochę wyżej od jego głowy. Dlaczego tak pozostał? Cóż w ten sposób ona na pewno się do niego przyzwyczai, a przynajmniej na tyle, by w momencie w którym stanie nie lękała się go ponownie, kiedy to już będzie wyższy od niej o jakieś pół metra.
Teraz wszystko zależało od niej. Smok puścił jej dłoń i oparł obie swe ręce na swych kolanach, patrząc na nią z dołu. Pozwoli się jej ze sobą oswoić, pozwoli się nawet dotknąć, a i nawet pogłaskać, bo kto wie czy nie uzna go po prostu za zwykłego zwierzaka, a po za tym... Inaczej się do takich istot nie przemawiało. Jeśli coś przypominało zwierze, najprościej było to rozpieścić. Cóż, jemu nie zależało teraz na byciu rozpieszczanym, lecz na tym by dziewczyna się z nim w miarę oswoiła, przyzwyczaiła do takiej istoty jak on. Musiało to być dla niej niesamowite przeżycie, zdawał sobie z tego sprawę, dlatego też był taki spokojny i bardziej uległy.Anonymous - 1 Maj 2012, 12:24 Jej palce szybko zbadały powierzchnię dłoni jaką pochwyciły. Była twarda, łuskowata i wyglądała wyjątkowo solidnie. O wiele, wiele solidniej niż skromny pancerzyk stwora, który chciał się do niej dobrać. Nigdy nie miała okazji dotykać czegoś podobnego, ale mimo to uznała to za całkiem przyjemne. Nie opierała się w ogóle, gdy smok obejmował jej dłoń i wyciągał ją spod ławki, by postawić na nogach. Z początku wstanie wydawało się jej trudne. Bolały ją praktycznie całe nogi, a już zwłaszcza kolana, które przyjęły na siebie większą część siły, z jaką grzmotnęła w ziemię i zabarwiały się teraz na fioletowo, ale mimo to ustała na nogach, nieco chwiejnie co prawda, ale jednak stała. Spostrzegła to, że byli teraz niemalże równi wzrostem i mimowolnie lekko wygięła usta do uśmiechu. Pojmowała czemu stwór nie wstawał od razu i nieco ją to rozbawiło. W tym momencie sama się oszukiwała, że gdyby tak nagle wstał to by się go nie przestraszyła. Ekhem, no cóż, podnieść się na duchu jakoś trzeba. W każdym razie od razu kiedy jej ręka pozostała wolna, Sharra lekko się zachwiała, lecz udało się jej ustać w pozycji wyprostowanej o własnych siłach. Była nienaturalnie spokojna, nie tylko jak na osobę która właśnie wyciągnęła dłonie by dotknąć stwora po szyi, ale i na samą siebie. Przesunęła palcami po ciele zwierzaka, sięgając do jego hmm pyska. Spróbowała rozsunąć jego szczęki by sprawdzić uzębienie. Dość głupi pomysł, biorąc pod uwagę, że zazwyczaj smocze szczęki potrafią złamać ją na pół bez większego trudu, ale Łakomstwo po prostu była ciekawa. Jak zawsze zresztą. Już się go nie obawiała, a przynajmniej takie wrażenie sprawiała. Zsunąwszy dłoń na bark stworzenia, rozejrzała się, patrząc pod nogi. Znowuż była boso. Westchnęła cicho.
- Świetnie, to już trzecia para w tym tygodniu - mruknęła do siebie, w myślach po czym odgarnęła opadające na twarz różowe włosy i uśmiechnęła się do swego wybawcy ukazując ostre niczym żyletki ząbki.