To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Tęczowa Arena - Opuszczone ogrody - Zielona Estrada

Anonymous - 25 Listopad 2015, 16:48

- Do licha, kobieto! Czy Ty masz właśnie pojęcie co wyczyniasz? Niewiele brakowało, abym...
Dostrzegając u niej łzy spływające po policzkach gniew przerodził się w jeszcze większe zakłopotanie. Nie miał w tym momencie pojęcia co ma ze sobą zrobić, a tym bardziej z nią. Na ile rany przez nią zadane wyraźnie dały mu znać, że nie jest tu mile widziany to zdecydowanie byli kwita. Bądź co bądź nie był to jego dobry dzień, a dżentelmeństwem ani trochę się nie odznaczył. Nie był to pierwszy raz kiedy uderzył kobietę, nigdy jednak takowa nie była cywilem czy bezbronną osobą. Po pewnym czasie widok kobiet na polu chwały przestawał być dla niego zaskoczeniem, acz najwięcej ich zliczył po przeciwnej stronie barykady. Ciężko jest się przyzwyczaić kiedy facet próbuje walczyć o bezpieczeństwo, wydawałoby się, osób bardziej podatnych na zmiany wywołane przez brutalność, lecz po krótkim czasie udowodniły mu, iż świetnie dają sobie radę i w takich warunkach. Wojna faktycznie zmienia ludzi, ale wydarzenie jak to skłoniło go do refleksji kiedy to tamta persona łkała jak gdyby dostrzegła zło jakie próbowała wyrządzić.
- Kobiety...
Westchnął. Nie wiedzieć czemu, ale trzymał ją w swoich ramionach nie mogąc się wyzbyć poczucia winy. Z czasem furia złagodniała do stopnia, w którym po prostu zrobiło mu się... dziwnie. Jakkolwiek by się nie czuł był skłonny jej darować, jeżeli ta poprzestanie dalszych ataków. Spojrzał wnet na psa całkowicie wystraszonego walką. Nic jednak nie powiedział. W końcu to jego wyczyn rozpoczął tą bójkę. Szybko się jednak odsunął od kobiety, starając się ją uspokoić w inny sposób. Zaczął wtedy jej tłumaczyć, że tak naprawdę nie miał złych zamiarów, a to całe zajście godne jest pogardy.
- ... i właśnie dlatego jedyne co chciałem to rzucić patyk. Nie wyszło.
Zaczął liczyć swoje rany, jednak o dziwo nie były specjalnie zabójcze, ale piekły i to go strasznie denerwowało. Pomyśleć, że niedawno planował postrzelić ją w nogę. Dobrze, że walka się zakończyła zanim do tego doszło.

Mari - 30 Listopad 2015, 04:26

Marionette powoli się uspokajała. Stała i wpatrywała się w ziemie. Co pewien czas przechodził ją dreszcz. Trzęsła się. W końcu jednak uspokoiła się na tyle aby klęknąć i przytulić delikatnie swoją Innocenzę. Która natychmiast polizała ją delikatnie po policzku.
Kotka niepewnie podniosła wzrok na nieznanego żołnierza. Po drodze jej oczom ukazały się zadrapania na jego rękach. Popatrzała z niedowierzaniem na swoje zazwyczaj białe łapki i zauważyła na nich czerwone plamy.
- Ojej...przepraszam...bardzo przepraszam - powiedziała szybko, wyraźnie zasmucona.
Po krótkiej chwili jednak poprosiła swojego pieska o pomoc. Na co ta szybko się zgodziła.
- Proszę...pozwól nam się zająć Twoimi ranami - powiedziała wyciągając łapki po jego ręce, aby, jeśli wyraził na to zgodę, nastawić je pod pyszczek Luny, która swoimi łzami uzdrowiła prawie natychmiast wszystkie zadrapania na rękach.
- Jeśli mogłabym to jakoś panu wynagrodzić... - zaczęła mówić niepewnie. - może mogłabym zaprosić do siebie na małą herbatkę?
Spojrzała na niego lekko zawstydzona. Nie wiedziała jak ma się zachować. Ale chciała coś zrobić. Wiedziała, że zaatakowała bez wcześniejszego rozeznania się co tak naprawdę się stało i chciała mu to jakoś wynagrodził. Patrzyła z wyczekiwaniem na mężczyznę czekając na jego odpowiedź.

Anonymous - 2 Grudzień 2015, 19:18

Niechętnie, ale podał jej ręce nie będąc pewnym co zamierza w tym momencie zrobić. Z początku wziął ją za uzdrowicielkę co mógł wywnioskować z jej nikłej siły bojowej, lecz strategii i pomysłów jej nie brakowało. Szybko ciekawość przerodziła się w zakłopotanie, a potem w zdumienie kiedy to jej towarzyszka w mgnieniu oka zajęła się jego zadrapaniami. Po chwili było zupełnie tak jak gdyby nie było w ogóle tej całej akcji.
- Również proszę o wybaczenie. Zrozum jednak, że nie zostawiłaś mi większego wyboru.
Na propozycję herbatki kiwnął twierdząco głową, ale zanim gdziekolwiek mieliby się udać zatrzymał ich jeszcze na chwilę.
- Podejrzewam, że wiesz coś na temat anielskiej klątwy, prawda?
Pierwsza osoba tutaj napotkana nie miała zbytnio pojęcia na ten temat, jednakże spróbować mu nie zaszkodziło.

Mari - 3 Grudzień 2015, 12:57

Uśmiechnęła się nieśmiało. Nadal było jej głupio, że tak na niego naskoczyła. Jednak gdy jest chora jej zdolność oceny sytuacji jest dość mocno nadwyrężona. Możliwe, że zostało jej to po jej dość niespokojnej przeszłości. Gdy jesteś osłabiony jesteś łatwiejszym celem. Dlatego też nauczyła się najpierw atakować, a potem zadawać pytania. Taki...element zaskoczenia.
Gdy Luna skończyła leczenie, Mari wstała obolała. Rozprowadziła trochę śliny na futrze po czym wmasowała to w spuchnięty policzek, który zaczął się powoli leczyć. Nie czuła się zbyt pewnie.
Gdy usłyszała pytanie na temat Klątwy zatrzymała się na ułamek sekundy. Po co jakiemuś żołnierzowi takie informacje? To że jest człowiekiem to jest pewne ale raczej pierwszy lepszy ludź nie interesowałby się tym zbytnio. Czyżby...
Przyjrzała się mu uważniej. Uśmiechnęła promiennie i chwyciła pod ramię.
- Jasne, że wiem coś na temat tej Klątwy - powiedziała - jednak jeśli pozwolisz to opowiem Ci to przy herbacie.
Udała, że jest jej trochę słabo.
- Nie najlepiej się czuję. - Spojrzała na niego słabo, jakby prosząc o pomoc w dotarciu do domu.
Gdy Innocenza zrozumiała, że wracają, szybko pobiegła po zebrane przez Mari liście po czym ruszyła za nimi w drogę.
Jeśli Falimir dał się poprowadzić, zaprowadziła go prosto do jednego z przejść, a z niego do Szkarłatnej Bramy.

zt {Falimir+Mari}

Eliot - 18 Październik 2016, 20:31

Gdyby były tu drzwi - wszedłby trzaskając nimi. Gdyby były zamknięte - pewnie łomotałby w nie zaciśniętą pięścią, głośno wywołując Anastazję jej imieniem. Nie mógł nawet wkroczyć do ogrodu pewny siebie, niedbałym ruchem telekinetycznej mocy rozwierając przed sobą jej bramy, roztaczając wokół swoją gburowatą, obrażoną aurę na wszystko dookoła.

Zamiast tego wszystkiego z braku możliwości, za to bardziej w swoim stylu, przelunatykował się w ciszy w opuszczony ogród. W krzaki. Oczywiście, że wpadł w krzaczasty gąszcz i to tyle jeśli chodzi o zachowanie ciszy i spokoju. Zarośnięte kłębiące się pnącza oplotły mu kostki już po pierwszych dwóch krokach, więc mamrocząc niepochlebne słowa o dzikim zielsku i wykonując połamany taniec składający się ze stawiania długich kroków i unikania co bardziej kolczastych przeszkód, dotarł na coś co można było określić ścieżką. Była kamienna, ale w wielu miejscach materiał był pęknięty lub skruszony, tu i ówdzie brakowało kawałka.
Po paru chwilach stwierdził, że może lunatykowanie się tak o, bez większego skupienia, nie było najlepszym pomysłem. Ogród był całkiem duży i zarośnięty, przy czym jedno i drugie sprawiało, że odnalezienie Anastazji i królika mogło chwilę potrwać. Taka była pierwsza myśl. Druga przypomniała mu, że niedocenianie zdolności stracho-kotki szybko może stać się jego zgubą. Kobieta ta znajdzie go prędzej niżby tego chciał. I nie chcąc być zgubionym, zarówno dosłownie w parku jak i w przenośni w kwestiach relacji z Anastazją, uznał, że warto wyjść na przeciw, albo przynajmniej próbować i poszukać głównego wejścia, które brzmiało jak najrozsądniejsze miejsce na spotkanie.

Droga wiodła wzdłuż niegdyś elegancko przystrzyżonych żywopłotów, teraz już szalonych i nieokiełznanych labiryntów pełnych ptasich gniazd, marmury małych fontann zaśniedziałe a w ich wnętrzach deszczowa woda. Przez korony wysokich drzew siąpało światło dnia. Umilił sobie spacer papierosem. Nic zaskakującego.

Wejście znalazł szybciej niż sądził. Oparł się o metalowe pręty, zaciągnął, podłubał czubkiem buta w ziemi. Wszystko co go wcześniej rozzłościło w liście wieloogoniastej Straszki znów osiadło kurzem. Chciał po prostu swojego puszystego przyjaciela.
...

...no dobrze, trochę okłamywał się w tym temacie. Trochę chciał ją zobaczyć. Ale tylko trochę. Był pewien, że to wrażenie zniknie wraz z pojawieniem się pierwszego jej słodkiego nya~

Anastasia - 19 Październik 2016, 11:49

Spojrzała na co rusz zanikające dłonie, przygryzła dolną wargę oraz mocniej przylgnęła do Schedela, który tym razem posłużył jej za środek transportu. Czuła się spokojnie. To znaczy… Spokojnie jak na nią, a póki tak pozostawało, mniej martwiła się o przebieg spotkania. O dziwo nie chciała już na dzień dobry sprawić, że kolejna osoba ucieknie jej, nim dojdzie do punktu kulminacyjnego. Och, nie, zaraz. Jeśli chciał swojego chowańca, musiał zostać do końca, co za pech.
Zaśmiała się cicho gładząc wyliniałe ciało Ceseta, a kiedy w oddali zamajaczyły Opuszczone ogrody, wyprostowała się niczym struna, poprawiła swój warkocz, przekładając go przez prawe ramię, a ułożyła harmonijnie swoją sukienkę, w ten sposób nie pozwalając jej się więcej gnieść, a także zsunęła z głowy kaptur lekkiej pelerynki. Nie wiedziała czy Eliot znajduje się już na miejscu, ba! Mogło go tam wcale nie być. Mimo wszystko, chciała dotrzeć tam dumnie prezentując się na bestii, kryjąc wszelkie wątpliwości, które aż do teraz jej nie opuszczały. Musiała rozegrać to tak, jak zaplanowała, zero odstępstw.
Ale złote oczy widocznie rozpromieniły się, gdy tylko zarys czyjejś sylwetki ukazał się na wejściu do ogrodów, a im bliżej, tym wyraźniej dostrzegała w niej wielbionego Pana Magicznego.
Pospieszyła Schedela, lecz kilkanaście metrów przed celem, zgrabnie z niego zeskoczyła i pomknęła w stronę Eliota z rozwartymi ramionami oraz szerokim, być może nawet szczerym, uśmiechem, a co najważniejsze, ze słodkim i przeciągłym – nie, nie, to nie było nya – Eeeeeeelioooot. Tak, miała zamiar go uściskać. Tak, podejrzewa się, że Eliot tego uniknie. Niestety. Chociaż mógłby docenić, że po raz pierwszy nazywa go po imieniu, prawda?
Ale nawet jeśli odrzucił od siebie łapy kotki, ta uparcie próbowała chociaż dotknąć miejsca pozbawionego kości.
- Oj, oj. Nieładnie to wygląda, nya. – Przecież nie mogło być wiecznie miło. - Czyżbyś miał jeszcze pamiątkę po wizycie na Kal'amanhar? Nie miałam okazji ci powiedzieć, ale to jak potraktowałeś tamtą, nya, kocicę, bardzo mi zaimponowało. Jestem z ciebie taka dumna! – Zaśmiała się, kocio oczywiście, a w trakcie tej krótkiej rozmowy, trzygłowy pupilek zdążył powolnym krokiem do nich dołączyć.
Pewna cząstka Anastazji pragnęła, aby mężczyzna cieszył się na to spotkanie, ale to przecież nie było niczym trudnym do osiągnięcia. Mogła za moment go łatwo zmanipulować, narzucić mu radość, ale… Ale coś więcej niż cząstka chciało, by było to prawdziwe.
Zazdrościła wszystkim, na widok których Eliot promieniał, a to wywołało nieprzyjemne kłucie gdzieś w okolicy serca.

Eliot - 19 Październik 2016, 19:06

Ciężko przeoczyć bestię typu Schedel, a jeszcze trudniej sunącą w twoim kierunku przybraną w sukienkę Anastazję. Która uśmiechała się. I z jakiegoś powodu cieszyła się z tego spotkania? Ostatecznie sama je zainicjowała i kiedy wydawało mu się że miała to za towarzyskie tête-à-tête, tak on tu przybił na poważny biznes - na misję odbicia zakładnika, którego tak swoją drogą, nigdzie w zasięgu wzroku nie widział.
I tak patrząc trochę ponad jej ramieniem, próbował wyłapać gdzieś, może za Schedelem, skrawek białego futra. I kompletnie się nie spodziewając że Hebi podejdzie tak blisko, super blisko, tak blisko że aż próba przytulenia blisko, niemal dał się złapać w jej objęcia. Zwolniony czas reakcji wiązał się również z paru sekundowym zawieszeniem, bo usłyszał swoje imię i był tym szczerze zdekoncentrowany.
Dłońmi już muskała jego ramion i w ostatniej chwili złapał ją któtko nadgarstki, na tyle ile potrzeba było aby ostrożnie zwiększyć nimi dystans. Nie na długo, bo zaraz już była z dłońmi przy jego twarzy.
- Co ty u licha... - wymamrotał wyjmując papierosa z ust, którego trzymał tam przez chwilę kiedy ratował się przed przejawem radosnych uczuć Straszki. Które średnio podzielał.

Tak szczerze mówiąc, myślał że brak tego kawałka kości w twarzy i opadnięta skóra będą bardziej odstraszały potencjalnych rozmówców. Kiedy wszyscy próbowali na to nie patrzeć, ona poświęciła temu 200% swojej uwagi. Jeszcze nie zaczął Eliot niczego podejrzewać w tym zainteresowaniu, poza jej chęcią do przypomnienia mu jak
bardzo nie lubił tajemniczych wysp opętanych przez pradawne moce przez które nie miał teraz kawałka twarzy.
- Najwidoczniej będę musiał tak teraz żyć, dzięki za miłe przypomnienie - powiedział sucho. Z milczeniem przyjął jej ostatnie słowa, nie widząc niczego w sobie godnego pochwały. Mieli kompletnie inne systemy wartościowania pewnych czynów, nie dziwota. Odchrząknął.
- Przyszliśmy tu omawiać ploteczki i wspominki z Kal'amanhar? Nie sądzę. Gdzie jest moja bestia? - przeszedł od razu do rzeczy, a skoro o bestiach mowa, zerknął na Ceseta, którego miał już okazję poznać na ich ostatniej wspólnej przygodzie. Był nie mniej budzący grozę swoją aparycją niż zazwyczaj, trzy głowy i budowa niczym bestia piekielna, idealny towarzysz dla Anastazji jakby kto spytał Eliot o zdanie.

Anastasia - 20 Październik 2016, 13:25

Spodziewała się zatrzymania jej czułych gestów, toteż nawet drgnięciem powieki nie wyraziła swojego niezadowolenia, kiedy Eliot chwycił jej nadgarstki. Ot, po dotknięciu twarzy odsunęła się na stosowną odległość i póki co nie zamierzała naruszać jego przestrzeni osobistej.
- Mówisz, nya? A może jednak nie? Znajdziesz właściwego jelonka, znajdziesz swoją kość. Mniejsza, nya. – Och, cóż to za uczynność? Nic ci się nie popieprzyło, Anastasio?
Później tylko wzruszyła ramionami, sama nie mając ochoty kontynuować tematu, a co z informacją Lunatyk zrobi – nie jej interes.
Ruszyła w głąb ogrodów bez słowa odpowiedzi również w kwestii Reille. Owszem nie był widoczny, mogło więc go równie dobrze tutaj nie być, a całe to spotkanie okazać się niemiłą dla jednej ze stron zasadzką, ale… Zastanówmy się, kto tak naprawdę był tu bardziej poszkodowaną stroną w ich relacji? Czy to Eliot został obrzucony krzesłami? Nie? Nie. A Hebi była pamiętliwa i lubiła się mścić bez końca, często zupełnie bezpodstawnie.
- Bestia, bestia. Nyah. Już chcesz mi uciec? – Ostrożnie stawiała stopy na zapuszczonej ścieżce, której zarośla skutecznie zasłaniały widok ziemi. Cmoknęła na bestię, by ruszyła w ślad za nią, lecz za Eliotem się nie oglądała, sam chyba wiedział, że bez niej nie odzyska swojego chowańca. Jeśli za nią poszedł, mogła dalej ciągnąć temat, jeśli nie, kierowała słowa gdzieś w eter. - Jaka szkoda, że nie interesowałeś się jej obecnością, kiedy, nya, sama błąkała się po Krainie Luster. Przecież nie mogłam przejść obok tego obojętnie, mam z wami tyle uroczych wspomnień! Tym bardziej, że... – Zrobiła efektowną pauzę, choć nie było to wcale zamierzone. Zwyczajnie musiała się zastanowić nad doborem słów i zmiany tonu głosu z raczej neutralnego na ten, niemalże do przesady, naszpikowany heroizmem. - Jako członek Karcianej Szajki muszę dbać o nasz, nya, dobry wizerunek. Musimy wszak nieść pomoc potrzebującym. I oto ja, znalazłszy królika zadbałam o niego jak należy i poinformowałam ciebie, mój drobi Panie Magiczny. Czy moja dobroć zasłużyła sobie na takie traktowanie z twojej strony? Nyahaha. – Zaśmiała się słodko, lecz mimo tych wszystkich pięknych słówek, Kicałka wciąż przy nich nie było, a Eliot chyba nie mógł mieć pewności co do historii znalezienia Reille. Owszem, mógł jej nie wierzyć ze względu na wcześniejsze ekscesy, lecz przecież nie złapał Straszki za rękę. Nikt tego nie zrobił!

Eliot - 21 Październik 2016, 17:30

Znajdź jelonka, powiedział martwy kot, a jelonek odda ci twoją szczękę, którą magicznie ci skradziono, bo wepchnąłeś kapłankę w objęcia Ciemności. Czy mogło to brzmieć jeszcze bardziej absurdalnie? Uroki życia w magicznej krainie.
Na razie nie miało to zbyt wiele sensu, ale zachował jej słowa. Informacja to rzecz cenna i zweryfikuje ją później. Na razie opadły mu ramiona widząc jak kompletnie Anastazja postanowiła zaniechać odpowiedzi w sprawie która najbardziej go w tej chwili interesowała. I cóż miał on z nią zrobić? Na razie pokręcił głową i wzniósł oczy ku niebu prosząc okoliczne bóstwa o łaskę zdwojonej cierpliwości na czas tego spotkania. Nie zamierzał grać w jej gierki, ale chcąc nie chcąc ruszył za nią w głąb ogrodu, pozostając ciągle w odległości paru kroków za jej plecami.

Marszczył brwi co drugie słowo, aż wreszcie brwi na stałe ściągnęły się w głęboką oznakę "mam już dość a przecież ledwo co tu przyszedłem". Że przepraszam bardzo, że to on nie pilnował swojego królika? Zostawił go pod latarnią Aarona, jeśli to nie był teren prywatny, to gdzie indziej mógłby go zostawić. Oczywiście, że nie mogła przejść obojętnie, myślał Eliot. Jednakże w jego wizji jak mogła wyglądać Anastazja uprowadzająca Króliczastego, kotka nie przejawiała o tyle większej troski co pewnie zacierała ręce i uśmiechała się diabolicznie na myśl o swoich niecnych planach. Te i parę innych rzeczy chciał jej wygarnąć, ale milczał uparcie zaciskając mocno wargi na papierosie, którego nie dziwota że tak szybko wypalił, po czym ugasił w trawie. Pewnie po śladach petów które po sobie zostawiał można go było z powodzeniem śledzić przez wszystkie krainy.
Teraz dla odmiany twarz mu się wyprostowała na nową informację. Anastazja należała do Karcianej Szajki? Westchnął. Świetnie, kolejna organizacja do znielubienia. Nie było to trudne, jako że posiadał w sobie naturalną niechęć do większości tego typu zgromadzeń. Czarna Róża, Anarchis, MORIA - ich polityka nie była mu obca i dlatego mógł spokojnie stwierdzić, że woli trzymać się od tego wszystkiego z daleka.
- Więc bawicie się teraz w hycli? Bardzo szlachetnie - przyznał sucho i chyba nie trzeba dodawać jak bardzo nieszczera pochwała ta była. Zatrzymał się na chwilę żeby przełknąć własną dumę i spróbować po raz ostatni pokojowo rozeznać się na czym stoi.
- Proszę bardzo, udało ci się - zaczął mówić kiedy dorównał jej kroku i zatrzymał gestem dłoni. - Ściągnęłaś mnie tu w bardzo wymyślny sposób, brawo. Nie wiem na co, ale na razie mnie to nie obchodzi. Na razie - powtórzył i ostrzegawczo wzniósł palec, że jeszcze do tego wróci. - Jeśli tak samotnie mój królik wyglądał, że aż postanowiłaś się nim zająć, to rzeczywiście bardzo pięknie. Dziwne, że akurat ze wszystkich trzech krain na niego trafiłaś w tamtym miejscu, ale nieważne. A teraz nie przeginaj. Zostawiłem go u brata. I tam powinien być. Gdzie jest Królik. - Już nawet nie pytanie, tylko żądanie.
Ale nie mogło jej przecież tylko chodzić o podroczenie się. Chyba. Miał nadzieję. Jeśli porwała mu królika tylko dlatego, że wydało się jej to zabawne... W ogóle nie kwestionował faktu, że mogła w sprawie porwania blefować. Żeby to zrobić, musiała przecież wiedzieć, że Kicałek nie jest z nim lub upewnić się, że wykicał gdzieś na tyle daleko od latarni Aarona, że nie mógł go odszukać ze wzgórza na którym go zostawił. Już łatwiej było rzeczywiście go stamtąd zabrać. Nie widział jak to zrobiła - bestia była nie poszłaby za nią dobrowolnie taki kawał drogi, a jedyne co mógł o Anastazji z czystym sercem powiedzieć to to, że skrzywdzenie bestii było ostatnią rzeczą jaką by zrobiła. Jakkolwiek nie zajęła się bestią fakty był proste - ona wiedziała gdzie jest puszysty królik, a on nie.
Nie będzie żadnych rozmówek dopóki przynajmniej nie upewni się, że wszystko z nim w porządku.

Anastasia - 24 Październik 2016, 11:42

Anastasia toczyła wewnętrzną bitwę na temat tego, co myśli i wie, a co mówi. Odkąd trafiła w ręce Karcianej Szajki, w pewnym sensie znalazła dla siebie odskocznię, ale i ujście kumulowanych po śmierci negatywnych emocji. Mogła bez obaw o wszystko narozrabiać i było to mile widziane. Ale teraz... Aż żal ściskał serce.
- Powiedzmy, że wypadało mi pomóc. I, nya, szczególnie, jeśli chodziło o ciebie!
Rozprawianie o organizacji, do której należała z pewnością nie było dobrym tematem na ich spotkanie, ale co zrobić musiała, to już zrobiła. Tym bardziej, że wyraźnie dało się wyczuć zniecierpliwienie Eliota. A przecież kotka nie chciała, aby odszedł, uznając, iż to tylko jej głupi żart. Żart! Właśnie!
- Jak żyje Amelia, nya? Mam nadzieję, że wszystko u niej dobrze, szkoda, gdyby została obiadem dla tych cudownych ogrodów strachu.
Zaśmiała się dość złośliwie, bowiem potrafiła przewidzieć los człowieczki porzuconej prosto w paszczach mięsożernych roślin. Szanse na przeżycie miała nikłe, chyba, że wydarzył się cud; uratował ją książę na białym koniu, miała więcej szczęścia niż rozumu lub dostała skrzydeł od cholerstw po tej stronie lustra. W każdym razie, Straszka nie posiadała o niej żadnych informacji. Nie, żeby ją bardzo naiwna baletnica obchodziła, ale teraz zastanawiała się, jaka relacja łączyła ją z obecnym tu Lunatykiem. Razem prawdopodobnie mieszkali, czy coś więcej?
Anastasia była... Była o nią zazdrosna, ale to ostatnia rzecz, którą wiedzieć powinien Pan Magiczny.
Szybko odchrząknęła, powróciła myślami do tematu rozmowy, bo zdecydowanie za długo już krążyła. Ileż można dręczyć biednego człowieka?
- Już, już, kochanie. Złość piękności szkodzi, więc nie szalej z tym, co, nya, ci jeszcze zostało. - Odpowiedź była prosta - póki pomysłów nie braknie. Kotka usiadła na wysuszonym kawałku trawy. - Wiesz, że to co mówisz, może nawet mieć sens? Królik błąkał się na plaży, z daleka od latarni, po tropie udało nam się do niej dotrzeć, nya, ale tam twój zapach się urwał, nie było nikogo, więc... Sam chyba rozumiesz, nya. - Zamruczała niewinnie, zbędnie próbując się wybielić. Chociaż... Dotychczas wszystko szło jak po maśle. Eliot przyszedł, Eliot jej słuchał, Eliot za nią podążał. I nawet obyło się bez rzucania krzesłami. Pięknie, dorośli i kulturalni ludzie tak własne się zachowują - mruczą zamiast udzielać rzeczowych odpowiedzi oraz rzucają naszpikowanymi stanowczością twierdzeniami zamiast grzecznie zapytać.
- Cukierek albo psikus? - Wypaliła nagle, czym pewnie jeszcze mocniej rozdrażniła Eliota. Gdzie w tym wszystkim królik? - Muszę mieć jakieś wynagrodzenie za opiekę. Choć mogłabym poprosić o coś bardziej ekscytującego, nyah, moja strata. Później dostaniesz Kicałka, obiecuję. - Ile były warte obietnice Topielicy? W jaskini podczas bestialskiego pościgu się wywiązała, mógł chyba zaufać jej po raz drugi.
A kotka podparła się rękoma o ziemię, wypięła dumnie pierś i wystawiła swoją bladą twarz z przymkniętymi powiekami w stronę słońca. Końcówka jej ogona lekko podrygiwała, co tylko świadczyło o zadowoleniu, któremu wtórowało ospałe mruczenie. A jej niemądra główka już podsyłała wszystkie niemile widziane obrazy, kuła żelazo póki gorące, irytowała emocją należącą do Zoe - smakowitą, lecz zwodniczą zazdrością. Może przez to opętane serce Anastasi chciało, aby wybrał psikus?...

Eliot - 26 Październik 2016, 00:01

Obdarował Anastazję Kamienną Twarzą Nr 5 i wykrzywiając usta w grymas czegoś co mogło być drwiącym uśmiechem rzucił tylko:
- Amelia? Wybornie.
I ciężko było stwierdzić czy mówił to z ironią, bo Amelia bardziej już martwa być nie mogła, czy rzeczywiście wszystko było z nią w porządku po niefortunnym pierwszym spotkaniu z kotką. Wywnioskował, że Anastazja ma niewiele więcej wieści o niej co i on, choć to kotka widziała ją jako ostatnia na ścieżce wśród papierowych róż. Eliot nigdy nie dostał wiadomości od Straszki, gdzie zostawiła dziewczynę. Po zbyt krótkich samotnych poszukiwaniach w Krainie Luster poddał się. I już więcej Amelii nie widział.
Ścisnęło mu żołądek.
Jeszcze do tego wróci. Chciał o tym porozmawiać z Anastazją, ale nie teraz. A przynajmniej nie w tej chwili. Nie chciał sobie jeszcze bardziej komplikować życia. Skup się, chłopie, bo cię kocica owinie swoimi ogonami jak na podobieństwo metafory owijania wokół palca i tyle będziesz miał ze swojego królika. Popatrzył na nią spode łba (co było sporym wyzwaniem, jako że stał, a ona siedziała, ale podołał) słuchając historyjki o tym, jak podobno to odnalazła zbłąkaną bestyjkę, nie wierząc za bardzo w jej słowa, ale już nic na ten temat powiedział.
Za to ona przeszła nagle do halloweenowych tradycji, przez co popatrzył na nią z Kamienną Twarzą Nr 9 (to ta z ruchem brwi, kiedy jadą wysoko w górę jako sugestia kontrolowanego przekazu, że odebrał jej wiadomość werbalną ale nie ma pojęcia co z nią zrobić poza skomentowaniem jej ruchem brwi). Słuchał jej wyjaśnień. Westchnął. Czy musiała z tego wszystkiego robić zabawę. Droczyła się z nim. Dlaczego. Nie mógł dojść czego od niech chce. Towarzystwa? To był najdziwniejszy sposób na zacieśnianie znajomości jaki mógł sobie wyobrazić.

Nie odpowiedział od razu. Przeszedł się parę razy w jedną i drugą stronę dusząc chęć zapalenia kolejnego przeklętego papierosa, raz czy dwa popatrzył w zamyśleniu na Anastazję. Nie wiedział co o rozmruczanej w słońcu kobiecie myśleć. Za każdym razem jak się widzieli działy się koszmarne rzeczy, a jeśli nie darli ze sobą kotów, to współpracowali na bardzo abstrakcyjnej płaszczyźnie, którą nie nazwałby nigdy współpracą, ale coś im się jednak tam wspólnie udało zrobić na Kal'amanhar. Jak się przygoda skończyła, to już inna sprawa...
Czy ufanie jej było rozsądne? Nie. Czy to zrobił? Powiedzmy, że tak, choć to na co się w sobie zebrał, żeby się zgodzić, dalekie w definicji było do zaufania.
Nie przypominał sobie, żeby miał jakieś cukierki ze sobą, poza magicznymi cuksami nazwanych na cześć mocy zegarmistrzowskich, ale średnio uśmiechało mu się przekazywanie jej więcej magii niż już miała. Co najgorszego może się stać od psikusa w wykonaniu Hebi? Znaczy się, poza kalectwem lub śmiercią? Trzeba było przyznać, że nie przemyślał tego za dobrze. A może to była ta część niego, która uważała Anastazję za o tyle niebezpieczną jak i pociągającą, intrygującą osobę, i wyrwała się na chwilę zdrowemu rozsądkowi przejmując kontrolę nad ustami wydając ostateczną decyzję.
- Psikus.
Był pewien, że czekała na psikusa i nie miał pojęcia czemu szedł jej na rękę. Łypnął na nią, żeby nie przeginała cokolwiek sobie nie zaplanowała.

Anastasia - 26 Październik 2016, 20:05

// Wybacz mi, Eli. Musiałam. To było silniejsze ode mnie. Mam nadzieję, że nie przestaniesz mnie lubić... O ile lubisz. :v

Anastasia natomiast postanowiła pójść w stronę min niezadowolonych, które pod każdym możliwym względem wręcz krzyczały jeszcze słowo, a wydrapię Ci oczy!. Ogon szurał energicznie wśród wysuszonych na wiór resztek liści, poliki nadęły się, usta wyraźnie zwęziły, a z pod przymrużonych powiek aż zionęło nienawiścią. Robił to specjalnie, czy nie - teraz idealnie trafił w czuły punkt Straszki.
Amelia miała się wybornie, tak? Świetnie, nya. Czyżby zdecydował się pójść za nią i - jak na rycerza przystało - ratować swoją porwaną księżniczkę? Nie znała go, niczego o nim nie wiedziała, dlatego była daleka od poprawnego wyobrażenia sobie relacji łączących Eliota i... Inną kobietę. Ale żeby z Amelią? Nyah! Razem mieszkali, razem przesiadywali w kuchni uroczo wgapiając się w swoje oczęta, razem... Czort jeden wie, co jeszcze robili. Nie chciała o tym myśleć, ani tym bardziej rozmawiać. Jednego mogła być pewna... Pożałujesz, kochanie. Nyahaha.
Cały czas, kiedy to kotka gryzła się z myślami, Eliot spożytkował na zastanawianiu się nad jej albo albo. Szczerze powiedziawszy, nie sądziła, iż będzie miał z tym taki problem. Bo choć liczyła na psikusa, to zdrowy rozsądek powinien wskazać Lunatykowi opcję drugą - dać byłej Przytulance byle łakocie i mieć ją z głowy; królik byłby przy nim, mógłby uciekać, jak wszyscy bez grosza odwagi. Jemu najwidoczniej, rozsądku brakowało. A ona była zaskoczona do tego stopnia, że jeszcze po usłyszeniu odpowiedzi, wyciągnęła rękę, domagając się cukierkowej zapłaty.
- P-psikus, nya? - O, wreszcie dotarło. Natychmiast cofnęła łapę, a wyraz jej twarzy zmienił się o 180 stopni, czego ukryć się pod żadnym pozorem nie dało. Wstała z miejsca, otrzepała sukienkę i zalotnie odgarnęła wpadającą w oczy grzywkę, przez moment oplatając końcówki kosmyków wokół palców. - Idealnie. Dołożę wszelkich starań, abyś tego nie pożałował. - Jej głos był melodyjny, delikatny, może nawet lekko kuszący, ale taki właśnie miał być. Dopiero zaczynała swoje przedstawienie, jednak była niestety świadoma, iż Eliot dobrowolnie nie weźmie w nim udziału, należało go lekko zachęcić. Plan był stosunkowo prosty, miał jedno, najważniejsze założenie - tak, tak, dokładnie tak - rozkochać w sobie Lunatyka. Do szaleństwa. Łatwiej było powiedzieć, niż zrobić, gdyż wszystko potrzebowało odpowiedniej ilości czasu, ale... Ale na dobry początek mogła w nim wywołać jedną z pierwszych faz; zauroczenie. Och, dlaczego wcześniej nie dostrzegłeś, co do mnie czujesz, nya?
Szła w jego stronę powoli, noga za nogą, nie spuszczając choćby na sekundę kontaktu wzrokowego. Tym razem ogon poruszał się w takt kroków, miał bardziej hipnotyzować niż rozpraszać. Jeden kącik ust uniósł się ku górze, dzięki czemu zyskała niewątpliwie zadziorny uśmiech. I znów mruczała, głośno, ale nie nachalnie.
Anastasia była ładną kobietą, jeśli tak to można skromnie powiedzieć. Wszak nie na darmo po śmierci stała się Topielicą. A swoje wdzięki, kiedy chciała, potrafiła doskonale wykorzystać. Ale jak wiadomo, istniały gusta i guściki. Pozostało mieć nadzieję, że chociaż odrobinę trafiała w ten należący do Pana Magicznego.
Gdy zbliżyła się do Eliota, jeszcze utrzymując minimalną między nimi odległość, ale i w międzyczasie dodatkowo wzbudzając w nim pewnego rodzaju pożądanie, spojrzała na niego lekko zamglonym wzrokiem spod wachlarza ciemnych rzęs, którymi raz po raz zatrzepotała. Jednocześnie przygryzła lewą część swojej dolnej wargi, a kiedy zęby powolnie z powrotem się za nią znalazły, usta pozostały (dla niektórych) zachęcająco rozchylone.
- To nie jest tak, że za tobą, nya, nie przepadam... - Wyszeptała zbliżając twarz do jego twarzy. Już nie przejmowała się zachowywaniem jakiejkolwiek odległości, a co więcej, jeśli Eliot jeszcze jej nie umknął, palcem wskazującym przejechała wzdłuż jego mostka.
Grała? Robiła to naprawdę? Czy sama w ogóle wiedziała? Najważniejsze, że nie było możliwości, aby mężczyzna uciekł przed tymi emocjami. To nie była iluzja, to działo się naprawdę czy tego chciał, czy nie.

/ moc rangowa: kontrola emocji osoby 1/4 /

Eliot - 27 Październik 2016, 00:27

Jak mógł być tak... głupi.
Pożałował wszystkiego, pożałował że tu przyszedł, że poznał Anastazję w pierwsze miejsce i pożałował siebie, że jest skończonym durniem i nie wcisnął jej tego durnego cukierka w dłoń. Może wtedy ze swoją bestią znikaliby właśnie za zakrętem ogrodowej ścieżki. Ale nie. Wybrał psikusa. Nie bardzo to przypominało psikus, bardziej jak... no nie wiem, okrutna manipulacja i skrajne pogwałcenie prywatności, ale nie o tym w tej chwili przecież myślał Eliot.
Szła ku niemu nieśpiesznie i już wiedział, że coś jest nie tak. Jeszcze nie potrafił sprecyzować tego uczucia, ale zrobił krok do tyłu spinając się, gotowy w następnym kroku uskutecznić lunatykowanie, ale narastające w nim zdezorientowanie zatrzymało go, jakby z czymś walczył, z czymś czego nie rozumie. Bo w końcu...
Jak mógł być tak głupi, że dopiero dostrzegł, że jest w niej niedorzecznie zadurzony? I przez parę koszmarnie długich sekund walczył z tym niepokojącym uczuciem, któremu nie chciał wierzyć, że jest jego, bo zbyt wiele dzieliło go z Anastazją by kiedykolwiek mógł zaakceptować takie uczucia. A jednak... a jednak im bliżej była, tym coraz bardziej narastało w nim zainteresowanie jej osobą i ciałem, co było nietypowe o tyle, że zazwyczaj w większej mierze jego uwaga kierowała się ku płci tej samej. W większej mierze, ale nie było to przecież regułą. Miał przecież kiedyś Eliot narzeczoną, prawda? Ale w tej chwili nic z tego nie miało większego znaczenia, poza Anastazją.

Oczywiście, że był wściekły za tak dziecinną i okrutną zagrywkę, która była efektem niczego innego jak zazdrości, ale zeszło to na dalszy plan. Nie było to aż tak ważne, prawda? I jak to przy zauroczeniu, ciało reagowało na widok i dotyk tej jedynej, tej która miała go w swoich sidłach. Serce biło mocniej, charakterystyczne ściśnięcie w brzuchu i lekkość w głowie. I nawet na jego twarzy, tej zazwyczaj spokojnej twarzy, czy też częściej w obecności Straszki - zmęczonej i zirytowanej twarzy, pojawiło się teraz spojrzenie na które kotka nie mogła liczyć bez pomocy magii. Zniknęła gdzieś oschłość.
- To jest twój psikus? Bardzo dojrzale - zaczepił ją, ale w kompletnie inny sposób niż powinien. Czy on... czy on ją właśnie podrywał? Albo coś podobnego. Nie wiedział czemu to zrobił, ale oto był - Eliot, stojący w opuszczonym ogrodzie, światło sączące się spomiędzy zielonego firmamentu na ich dwoje, sceneria niemal romantyczna.

Wprawdzie kontrolowała jego emocje, ale nie myśli czy czyny, choć i te były w pewnym stopniu spętane magią. W każdej chwili mógł stąd odejść, a nawet lepiej, przelunatykować się jak najdalej bez żadnego wysiłku, zauroczenie nie było żadną fizyczną przeszkodą aby to zrobić. Ale został. W tym wszystkim, nawet jeśli gdzieś wewnątrz szarpał się sam se sobą w przymusowo tłumionych niemej złości i frustracji, była zwyczajna przyjemność. Różowy obłoczek zauroczenia, magia zmuszająca ciało do produkcji dopaminy i norephetaminy. Kiedy ostatni raz czuł coś takiego. Jak przez mgłę mrugnęły do niego oczęta pewnego Parasolnika. Ale nie było to ważne, bo falbany na skrajach sukni Anastazji muskały jego nogi, a on mógł patrzeć w jej oczy, drobne usta rozchylone, tak blisko, zbyt blisko...
Pochylił się ku niej, ciepłe usta zetknęły się na krótką chwilę.
Faceci, ech, nie potrzeba im wiele zachęty.

Jak mógł być tak głupi? Cóż, miłość ogłupia, czyż nie?

Anastasia - 28 Październik 2016, 12:51

Podoba ci się? Jesteś zadowolony? Musisz być...! Ojej, nya. Nie jesteś. Jaka szkoda.
Nawet jeśli prawdziwe emocje Eliota schodziły na dalszy plan, to jednak one najbardziej kusiły Anastasię, w tych paskudnych, głęboko skrywanych Topielica gustowała. Toteż nie umknęła jej złość czy tłumiona sztuczną miłością, nienawiść. Cała gama negatywnych uczuć skierowana wyłącznie do niej - czyż to nie było urocze? Tylko nie oszalej mi tu od tych skrajności, słodki. Mamy jeszcze dużo, nya, planów.
Z drugiej jednak strony... Jak bardzo odstraszającą osobą musiała być, skoro miłość otrzymywać mogła jedynie tą metodą?
Ale plan działał, to było najważniejsze. Konsekwencje nie miały w tym wypadku najmniejszego znaczenia, bo cóż ją wyrzuty Eliota o zmanipulowanie obchodziły? Kto wie, może sam tego po cichu pragnął!
Teraz czuła wyłącznie rozpierającą ją dumę, więc kiedy jeden z głównych punktów na liście został osiągnięty, a ona uświadczyła - z początku dziwnego, lecz z każdą chwilą milszego - pocałunku, nie wahała się; uniosła się nieco na palcach, obie dłonie natychmiast powędrowały na jego potylicę, gdzie splotły się wraz z ciemnymi włosami, a tym samym skuteczniej mogły utrudnić przerwanie mu obecnej czynności. Przymknęła powieki, lecz wtedy nie miała pojęcia, że był to zły, najgorszy w tym wypadku wybór, że nie wyobrazi sobie Eliota, bo umysł podpowie jej, iż właśnie całuje innego mężczyznę - Wilka.
To spowodowało, że jeszcze chętniej, zdecydowanie ciaśniej do niego przylgnęła. Podbudowana swoją nietypową dla wcześniej wspomnianej relacji, dominacją, pozwalała sobie na śmielsze poczynania. Najpierw były to zadziorne podgryzienia wargi, czasem przypadkowe zahaczenie o jego język, ale i w tym wszystkim musiała wciąż pamiętać o pilnowaniu emocji Eliota. Chyba żadne z nich nie chciałoby, aby Lunatyk właśnie teraz stał się w pełni sobą. Później nagle się od niego oderwała, a dłonie przemieściły się na poliki, które szczelnie otuliły. Mogła i chciała sobie na to pozwolić, ten jeden raz, a później Wilk będzie mógł ją zbesztać za tak dalekie przekroczenie granicy.
Lecz nie było rzeczy, której nie oddałaby za to charakterystyczne przyspieszone bicie serca.

I w końcu otworzyła powieki, a początkowo zamglony obraz stał się wyraźnym i… Cały czar prysł równie szybko jak ją ogarnął. To tylko Eliot. Usta kotki wygięły się w smutku, ale nie miała prawa go odczuwać. Mimo wszystko, wciąż była opanowana emocjami, które całkowicie nieświadomie zaczęła dzielić z Kolekcjonerem.
Oparła bok głowy o jego klatkę piersiową, ręce tym razem zsunęły się w dół, by ostatecznie dotrzeć do celu, jakim były plecy, a nos mógł bez przeszkód upajać się zapachem tytoniu, którym wręcz przesiąknięta była koszula Eliota. Odetchnęła głęboko uspokojona.
- Nie musisz mnie kochać. Po prostu mnie, nya, uwielbiaj.

/ moc rangowa: kontrola emocji osoby 2/4 /

Eliot - 2 Listopad 2016, 23:24

Wyglądał na... szczęśliwego? Pochłoniętego, to lepsze określenie. A co działo się wewnątrz niego to inna historia.
Kiedy Anastazja dała wyraźne przyzwolenie na pocałunek, nie myśląc wiele jego ręce chętnie powędrowały na jej szczupłą talie, żeby zaraz spłynąć niżej na biodra, czasem nawet odrobinę niżej. Dłonie naciskały dopasowując się do wzniesień kości i gładząc miękkość ciała, bliżej siebie już być nie mogli, a oto kocica zdołała zespolić ich jakimś cudem jeszcze bliżej i, o bracie, Eliot nie narzekał, oj nie narzekał.

Im dłużej trwał pod urokiem, tym mocniej odczuwał zachciankę Topielicy, tym samym coraz bardziej gubił się wewnątrz siebie. Czy wciąż go psikus drażnił jak ogień piekielny? Tylko ona wiedziała, że za pożądliwym i pełnym oddania pocałunkiem, każda jego stłumiona myśl była osmolona wściekłością. Biała gorączka wypalała go od wewnątrz, ale było to zbyt głęboko by mógł zdać sobie z tego sprawę, bo cały wypełniony był tym co wymarzyła sobie Anastazja i na tę chwilę to jedyna rzecz która miała dla niego znaczenie, czy tego chciał czy nie. Ale uczucia to skomplikowana sprawa. Sprzeczne w nim miłość i wzburzenie podsycały się wzajemnie, jedno przenikało przez drugie, czy bardziej to pierwsze ciekło jak roztopiony wosk w ciemne zakamarki wnętrza Eliota, który przez większość życia był jaki był - oszczędny w słowach, zamknięty w sobie, zmęczony, zatopiony w marazmie. Miał ku temu powód i nie chciał tego zmieniać. Zbyt wiele razy dotkliwie rozprawiła się z nim rzeczywistość na zbyt wielu polach, aż do momentu w którym rezygnacja i bierność wydały mu się jedyną opcją. I wszystko było w porządku, aż do momentu w którym spotkał Anastazję.
Kobieta nie potrzebowała żadnej magii aby wykrzesać z niego to, czego nie czuł od długiego czasu. Już pierwsze spotkanie było przecież pierwszym od wielu lat wydarzeniem, gwałtownym przełomem w jego spokojnym warzywnym życiu i wywołało w nim szereg reakcji. Od gburowatej złości, przez obawę o Dominicke i Amelie, które kocica wplotła w całą sprawę, złość, i o zgrozo, nawet jakieś drobiny podziwu dla jej absurdalnie dobrych umiejętności łgarskich i z gracją uskutecznianej bezczelności bez granic. I za każdym razem kiedy ją spotykał mieszała się w nim uparta niechęć do jej osoby, ale z drugiej strony... nie potrafił prawdziwie nienawidzić. Mogła to pewnie wyczuć nawet teraz, w tym kłębie który miał w sobie, nie był człowiekiem zdolnym do długotrwałej pasji w tak skrajnych negatywnych emocjach.
I nawet teraz zmęczyła się jego dusza całym bagażem emocjonalnym jaki zafundowała mu całkowicie za darmo Anastazja. Na chwilę przygasła więc żółć wewnątrz, aby zmieszać się i jednocześnie zrobić miejsca dla cichej gamy innych uczuć.
Nawet w miłości, tej tutaj czy prawdziwej, było coś w jego gestach, coś bardzo smutnego, echa wspomnień i melancholii powstrzymujących go przed pełnym zaangażowaniem się, coś co wstrzymywało go od stałych związków i miarkowało zaufanie i oddanie się drugiej osobie. W tych tonach niechęci była odrobina... strachu.

Wsparł się lekko w jej dłoń szukając komfortu dotyku, choć przecież byli tak blisko siebie, czekając aż spojrzy na niego. Tyle czasu z nią spędził na wyspie, przepychając się wspólnie w ciasnych korytarzach, ale dopiero teraz był stęskniony jej spojrzenia? Szaleństwo, o czym on wcześniej myślał w ogóle. Nie zrozumcie źle, Anastazja dalej była dla niego złośliwą kocicą, zwiastunem nadchodzącego zamętu i nieszczęścia, pięknym ciałem skrywającym martwą, bezwzględną, zdeterminowaną duszę, która potrafiła posunąć się bardzo daleko, tylko po to, żeby na chwilę się zabawić, żeby znów coś poczuć. Och, jak bardzo się różnili od siebie w tym temacie. On uciekał od czego tylko mógł, ona gnała próbując złapać i ścisnąć w garści co tylko się dało. Koniec końców obydwoje pragnęli podobnych rzeczy; czuć się dobrze we własnej skórze. Czuć cokolwiek we właściwym natężeniu. Szukali wytchnienia, satysfakcji z życia? Cokolwiek to było, droga ku temu zdawała się tylko wydłużać.

Coś sprawiło, a dokładniej coś co było tylko Eliotem, że posmutniała z lekka. Zafrasował się marszcząc lekko brwi, jedną ręką wciąż ją obejmując, drugą gładził łagodnie jej włosy nad miejscem gdzie rozpoczynał się splot warkocza. Przyjemna bliskość kiedy wsparła się o jego pierś. Mruknął coś cicho na jej słowa, może było to potwierdzenie, że nie ma problemu - uwielbienie, oddanie, ubóstwienie, nie ma problemu - nie, żeby miał jakiś większy wybór, prawda, ale generalnie było to mrukniecie pod nosem, coś co Eliot robił często kiedy nie wiedział co powiedzieć lub po prostu nie miał ochoty odpowiadać. Ale dziś poza mruknięciem wykrzesał z siebie jeszcze słowa, bo Anastazja zasługiwała na więcej niż mruknięcie.
Objął dłońmi jej odkryte ramiona i odsunął trochę, na tyle, żeby ująć jej podbródek sprawdzając czy twarzy wciąż ma resztki smutków.
- Mogę jedno i drugie - zapewnił, gładząc jej policzek i złożył krótki pocałunek na czubku czoła na granicy włosów. Ujął ją i poprowadził w głąb ogrodu. W końcu przyszli tu na spotkanie towarzyskie, tak?, nie będą stać jak kołki. I po coś jeszcze tu się zjawił, po królika, ale przecież królika miała Anastazja, więc wszystko było w porządku.
Szli przez chwilę w ciszy, sama obecność i bliskość kotki sprawiała mu przyjemność. Było coś bardzo... dziwnego, kiedy osaczonym się było przez jedną emocję włącznie. Wprawdzie rodziło to w międzyczasie inne uczucia, jak oddanie, uległość, cichy zachwyt czy również w przypadku Eliota - mocne balansowanie na skraju niepewności i obawy przed utratą tego kawałka szczęścia w jego szarym życiu. Starał się o tym nie myśleć za dużo, próbował odpuścić to co wiodło go ku temu uczuciu, czyli khe, miłość do damy jego serca, ale nie był w stanie tego uczynić.
Doszli do altanki, która choć otulona bluszczem zdawała się cudem ocalić przed zamianą w ruderę. Ale zamiast wejść do niej, powiódł ją na bok gdzie stała niewielka fontanna, która pusta stała się dopiero gdy podeszli bliżej płosząc pluskające się na jej dnie w resztkach deszczowej wody ptaki. Obok kamienna ławeczka, zalana światłem, więc nie musieli się martwić, że będzie zimna kiedy na niej usiądą.

Wciąż go coś jednak w tym wszystkim ciągle gryzło. Miłość miłością, ale... Myślał o jej ostatnich słowach. Był trochę zdziwiony, że nie chciała całego pakietu miłości i uwielbienia, a skupiła się na tym drugim, choć był skłonny zrozumieć dlaczego, potrafiąc przecież rozdzielić te dwie wartości.
- Zawsze będzie ci mało, Anastazjo - powiedział, jakby zdając sobie sprawę, że choć go lubiła, nigdy nie będzie w stanie dać jej to czego chciała. Chciała czy potrzebowała? Chciał jej podarować wszystko co mógł, ale wiedział jaka jest Ana. Albo właśnie raczej - nie wiedział. Krótkie spotkania, więcej skakania sobie do gardeł i rzucania krzeseł niż aktualnej rozmowy. Chciał ją poznać lepiej. Martwił się o nią, naprawdę martwił, kolejny efekt uboczny pierwotnej manipulacji, która rozprzestrzeniała się coraz głębiej.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group