Anonymous - 7 Grudzień 2016, 19:40 Do Simona:
Chyba miał dar do zjednoczenia sobie pijanych facetów, którym tak w sumie, wódka się kończyła. Najpierw kiwali głową zagorzale, powtarzali za nim niemalże warkotem najlepsze epitety, które miały w sobie wyraz "psy" oraz inne kurwy, a potem, wkurzeni na całego, spojrzeli spod byka na Morgana, który nawet nie spodziewał się takiego ataku. Ogólnie, wpierw pijusy byli nieco przestraszeni, no bo wiadomo, wyzywać od psów, czy innych szmacisk, mogli jedynie wtedy, gdy odbiorca był dalej, najlepiej nie słyszący. Ale byli w grupie, pijani, a porządny obywatel, przywódca stada zapewniał, że w środku czekają ich niezłe dupeczki. I jak mogli pozwolić, żeby ten gościu o jakimś beznadziejnie białym, amerykańskim uśmiechu doprowadził do łez delikatne niewiasty? Nie ma tak, kurwa. Oj nie! Wśród nich byli zaprawni dzikusy barowi, na przykład, ten Szalono-oki. Pozamiatają typa!
- Ej, panie. Co pan, kurwa - rzucił wymieniony, a Morgan nieco skrzywił się na jego widok - blizna przecinająca połowę twarzy, w dodatku, ta śmieszna proteza oka. - Czego chcesz od szefowej. My, faceci, nie pozwolimy, żeby te ładne Kryśki płakały przez takiego pedała, jak ty - stwierdził pewnie, ten pod-przywódca stada i napiął bicepsy, wyćwiczone właśnie przez obronę honoru. Pijaków, kobiet, facetów, baru, różnie bywa.
- Słuchajcie, nie jestem tutaj po to, żeby robić innym krzywdę - stwierdził detektyw Morgan, bo generalnie, był dobrym człowiekiem. I teraz rozumiał, jak śmiesznie wypadał w oczach swojej Kryśki w stanie, delikatnie mówiąc, nietrzeźwości.
Słowa nie poskutkowały. Wilczki zaczęły warczeć, a ich dłonie zacisnęły się w pięści. Morgan syknął przez zęby, bo potrafił się lać, ale był tylko człowiekiem, a oni mieli przewagę liczebną. Spojrzał na ochronę, która nagle była bardziej zainteresowana swoim papierosem. To nie prawo im płaci, ba, Pablo prawo skreśliło. Dlaczego mieliby zdradzić Mary?
Problem był taki, że wilczki za bardzo dały wciągnąć się w rolę superbohaterów, będąc o krok rzucenia się na Morgana. Co jak co, ale to odstraszało klientów, więc Mary, zapewne, byłaby totalnie niezadowolona.
Impurity: Wszystko okej?, obiło się echem w jej głowie. Nie, nie jest okej!, wrzasnęły głosy w jej głowie, żeby zarechotać paskudnie, co znowuż doprowadziło ją do, najwidoczniej było to możliwe, jeszcze większej migreny. Nie chciała patrzeć na białego człowieka... istotę? Nie chciała, do cholery, bo to ją wręcz bolało. Zresztą, podobnie było z jasnowłosą towarzyszką, z którą miała do czynienia wcześniej, a teraz wpadła na nowego kompana Impurity. Przesunęła językiem po dziąsłach, zacisnęła je potem mocno, zgrzytając, a ci w oddali, jakby nie zauważali kolejnego, nadnaturalnego zajścia. Teraz bowiem, róże jakby zgniły; zapach zmienił się na nieprzyjemny, mdlący w paskudny sposób, a żeby potem przypomnieć słodki zapach świeżego, rozcinanego trupa.
Nie słuchała ich, jej własna osoba i wyobraźnia pochłaniała ją zanadto. Słodki zapach, jakby po rozcięciu wątroby, czy jelit, zmienił się na obrzydliwie zgniły, a osoba, kręcąca się wokół nich, zupełnie zzieleniała. Zapewne, jeszcze chwila i puściłaby pawia, ale zapach zupełnie ustał, stając się taki, jak na samym początku w klubie.
Naprawdę, ludzie i nie-ludzie doceniają tlen dopiero wtedy, gdy go stracą, a przynajmniej tak było z Impurity. Oparła spocone, rozgrzane ciało o chłodną ścianę, pusto wpatrując się w tańczących ludzi. Kelner dotarł do Iry i Gosha, częstując ich eleganckim kieliszkiem napełnionym szampanem, przechodząc obok blondynki zupełnie obojętnie, jakby jej tam nie było.
Iluzja, 3/3.Ira - 8 Grudzień 2016, 22:10 - Oj nie udawaj takiego delikatnego. Bądź mężczyzną! - powiedziała z humorem, ale i lekką przyganą w głosie. Faktu, że to ona na niego wpadła nie uważała za istotny w tej kwestii.
To co stało się nagle z zapachem róż i jego nagłym zniknięciem sprawiło, że uświadomiła sobie iż nie jest to normalny zapach.
Jednak w czasie trwania trupiego zapachu zdążyło ją solidnie zemdlić.
Kelner podał jej kieliszek. O co chodzi?
Pomogła wstać blademu jegomościowi i wepchnęła mu swój kieliszek ze słowami:
- Tylko nie wypij!
Zrobiła to, bo zobaczyła jak wygląda Mary.
Szlag by to trafił. Gania od jednego umierającego do drugiego.
Podeszła do niej i widząc jej pusty wzrok westchnęła.
- Cóż, nigdy nie robiłam zapachów, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz - mruknęła do siebie, po czym dodała już do Mary - To nie będzie raczej przyjemne, ale powinno przywrócić ciebie do pionu.
I dmuchnęła jej w twarz nieistniejącymi solami trzeźwiącymi. Ona to wiedziała, ale mózg właścicielki lokalu raczej nie.
- Lepiej? - spytała robiąc krok w bok. Niektórzy reagowali dość gwałtownie na sole trzeźwiące.
Iluzja, 1/3Noritoshi - 9 Grudzień 2016, 21:43 Zlała słowa Iry jeszcze na początku kształtowania z nich banalnych porad. Nie rozumiała aluzji, nie była dla niej jakkolwiek ciekawa, irytowała, przeszkadzała, wszystko utrudniała. Same negatywne nacechowane epitety miała pod jej kierunkiem.
O nie, o ucinaniu nie może być mowy, suko.
Coś mówiły o opowieściach, ale znowu Szafirka nie była zainteresowana. Nie skojarzyła, o jaką gospodynię chodzi; że w ogóle o jakiejś gospodyni mówiono.
Była zaintrygowana układaniem się włosów Hari, ale do pewnego czasu nie było w tym wielkiej niezwykłości i zupełnie nie podejrzewała kobiety o magiczne powiązania. Jej bezpośrednio prowadzone badania, podobnie jak poprzednio na zmysł smaku, urzekły Straszkę. I kiedy spodziewała się ciekawej puenty, zapadł skazujący wyrok.
- E, co, nie wiem, taki nawet se. - wypaliła bez najmniejszego zainteresowania kim jest jej niby-mąż. Teraz miała już negatywne zdanie na jego temat.
- Bogaty to nie wiem, ale zabawny w chuj - znaczy się, wcale.
Opuściła bezwiednie rękę. Kompletnie poza zasięgiem jej wzroku znalazła się akcja tocząca się po drugiej stornie drzwi, które niedługo potem uległy chyba samoczynnym zamknięciu.
- Ale jak to się nie da, na pewno jest jakiś sposób...
Zaczęła coraz uważniej przyglądać się włosom Hari, wodząc oczami za spiralami układającymi się jak gdyby istniało tutaj zadziwiające pole elektromagnetyczne.
- sposób, z pośród osób, sposób, nie sposób pomóc...
Obie dłonie skierowała nad głowę Hari i opuszkami palców tykała pojedyncze włosy wywijające się w serpentyny. W końcu położyła obie dłonie i ten stan podobny do hipnozy został przerwany. Spojrzenie Szafirki nabrało wielkości. Część twarzy stała się półprzezroczysta, a lewe oko całkiem zanikło - ale tylko wizualnie.
- Hari! Masz zajebiste włosy! - odparła, w ogóle nie czując że czas się jej tak trochę przed momentem zatrzymał. - Ale co my tu w ogóle robimy? Dzie alkohol?Raccoon - 10 Grudzień 2016, 11:11
DO WSZYSTKICH POSTACI
Pusta szklanka z hukiem uderzyła o solidny blat stołu, lecz dźwięk ten w całym muzycznym i rozmownym harmiderze nie powinien dotrzeć nawet do uszu dwóch roześmianych kobiet siedzących przy najbliższym stoliku. I tak najwyraźniej było, bo żadna z nich nie przerwała swojego trajkotania o tematach tak błahych, że Nathan zastanawiał się czy ludzie naprawdę mogą mieć takie problemy, czy tylko on od nich w pewien sposób odstaje. To znaczy… Przecież nie mógł mieć pewności co do tematu konwersacji, ale czego nie usłyszał, to zmyślił i miał przy tym niezły ubaw.
Dziwna radość natychmiast przerodziła się ścisk w okolicach żołądka, kiedy spojrzał na zegarek. Nieuchronnie zbliżała się chwila konsultacji z Mary oraz całej dalszej szopki, a on lewo przemyślał pięć pierwszych słów. To chyba za mało. Szlag by to, co niby mam powiedzieć?Jak mówić? Potarł nerwowo zagłębienie w miejscu przechodzenia polika w nos, zerknął tęsknie na puste naczynie, uznając, że więcej alkoholu wypitego w tak krótkim czasie jedynie zaburzy jego zdolność zrozumiałego wypowiadania słów, więc odpuścił sobie następne zamówienie, choć docenił zbawczą siłę dodawania przez trunek otuchy.
Wstał z miejsca, wygładził kanty koszuli i zszedł schodami w dół, aby odnaleźć szefową i wedle wcześniejszych ustaleń przedstawić jej przemówienie. Ha, jasne, żeby w ogóle je miał. Myśl, myśl, myśl! Miał wszak wystarczająco dużo kroków, aby coś do głowy mu wpadło, prawda? Nie był głupi, był kreatywny, oj tak, tego odebrać mu nie można było. Co z tego, że w płaszczyźnie rysunku niż pisarstwa – prawie jeden… czort.
Kiedy już udało mu się odnaleźć blondynkę, zapewne nie chcąc przeszkadzać w spotkaniach i rozmowach, odciągnął ją jedynie na drobną chwilę, aby jak na castingu wyrecytować swoją formułkę, która zdecydowanie w myślach brzmiała lepiej, niż mówiona. Może był dla siebie zbyt krytyczny? Jeśli kobieta miała jakieś uwagi, czy propozycje zmiany, był na nie otwarty, wszak powinna znać się lepiej na kręceniu takiego biznesu i wszystkiego co z nim związane niż sam Nathan. On w swojej pracy ograniczał kontakty z ludźmi do minimum, nie był dobrym konferansjerem.
Jeśli wszystko zostało ustalone, wziął głęboki, wyraźnie ciężki wdech i z niemrawym uśmiechem skierował się prosto do paszczy lwa. Nim wyszedł na widok większości zgromadzonych w klubie osób, upewnił się, że prezentuje się jak należy, a do tej pory niezauważalnie drżące dłonie uspokoiły się. Chwila prawdy.
Wyszedł na główny podest przeznaczony dla tancerek i dopiero wtedy poczuł olbrzymią gulę w gardle. Jak nie padnie tu na zawał, to będzie dobrze. Docierając do miejsca, z którego powinno być go dobrze widać, szukał wzrokiem jakichś znajomych twarzy, dzięki którym jednak mógłby wesprzeć się psychicznie, ale… Nie zapominaj, że jesteś takim odludkiem, że nie posiadasz osób spełniających te kryteria. Pięknie.
Kapela ucichła, mikrofon włączony. Nie ma odwrotu, jedziesz Szopku.
- Drodzy goście; panie i panowie. – Oraz inne magiczne dziwadła, wiem, że tam jesteście. – W imieniu niesamowitej Mary Wizardry oraz całego zespołu, mam przyjemność powitać was na otwarciu klubu Na gorąco, o którym głośno będzie nie tylko dzisiejszej nocy. Dziękujemy za tak liczne przybycie, a także mamy nadzieję, iż jeszcze niejeden wieczór zapragniecie spędzić w tym przytulnym lokalu, a przede wszystkim gronie. Nie przedłużając – Uniósł w górę rękę z kieliszkiem szampana, który prawdopodobnie powinien również w międzyczasie zostać rozdany gościom, ale to już nie leżało chyba w jego obowiązku. - Gorącej zabawy! – Być może szampan nie należał do jego ulubionych rodzajów alkoholu, lecz ten w tym właśnie momencie wyjątkowo mu zasmakował, nie wiedzieć czy było to spowodowane atmosferą, czy może schodzący z niego stres swoje palce w tym umoczył.
Niemniej, dłużej na podeście nie zamierzał zostawać i nie szczędząc oklasków w geście pożegnania, wycofał się już będąc zastępowanym przez kolejną z tancerek. Wszystko ładnie, płynnie, jak na dobry klub przystało. Bo przecież byli dobrzy. Najlepsi.
Jeśli Mary gdzieś go jeszcze po drodze złapała, to oczywiście zamieniłby z nią parę słów, jednak wyraźnie też pokazując, iż najchętniej udałby się już do domu. I wcale nie dlatego, że otwarcie było złe, bo ani przez moment tak nie myślał. Znów zaczynał czuć zawroty głowy i osłabienie, znów to cholerstwo chciało przejmować nad nim kontrolę. Musiał się ewakuować szybciej, niż zrobi coś, czego jutro rano pożałuje.
Koniec końców, zabrał swoje rzeczy, być może z kimś się pożegnał, a jutro znów tutaj wróci. Jak dziwnie było posiadać normalną pracę.
Opuścił klub i najbliższą drogą udał się do swojego mieszkania. Na stare śmieci. To również było dziwne, gdyż czuł się w nim obco. Zamknięty w czterech ścianach, które go oceniały. Szeptały mu wieczorami obraźliwe słowa. I w gruncie rzeczy miały rację.
Był taki jak mówiły.
ztGoshenite - 11 Grudzień 2016, 21:20 Westchnął, a westchnięcie to oznaczało jedno; ma już dość. Dość alkoholu, dość tej muzyki i tych obrączek. Siedział oparty o ścianę łazienki i nie bardzo wiedział co się dzieje. No może oprócz tego że ktoś na niego wpadł. Ten wieczór obfitował zresztą w jakieś wypadki. Najpierw on wpadł na Nori, potem Mary mało co nie usiadła twarzą na podłodze, a teraz Ira wpadła z całym impetem na niego.
-Wypraszam sobie. Jestem twardszy niż większość facetów których znasz.- odpowiedział żywemu taranowi. Otrzepał swoje ubranie z kurzu nagromadzonego w miejscu w którym upadł. Super. Kolejny płaszcz do wyprania. A to czysta bawełna jest! Niektórzy serio powinni doświadczyć trudów związanych z porządnym dbaniem o własne ubrania. Mimo to osoba odpowiedzialna za to wszystko pomogła mu wstać, co jakoś działało na jej korzyść. Dostał też od barmana kieliszek z płynną zwartością, prawdopodobnie szampanem. Ehh. Czy ktoś się zmówił i planował spić go do nieprzytomności? Westchnął, chyba po raz trzy setny tego wieczora i wypił większość zawartości. Chciał się zapytać barmana od kogo to, ten niestety zniknął ledwie się pojawił. Trzeba wspomnieć że przyniósł również drugi kieliszek, ten był jednak przeznaczony dla sprawczyni niedawnego wypadku. Nie został on jednakże długo w jej posiadaniu; ledwie chwilę potem wcisnęła go Shenowi, rzucając przy tym uwagę na temat picia. Goshe prychnął i odpowiedział
-Jaaaasne- celowo przeciągając wypowiedziane słowo. Spojrzał do środka; w nim również znajdował się szampan. Shen musiał przyznać że był nawet dobry, co w jego ustach, ustach osoby nieprzepadającej za szampanem brzmiało jak poważny komplement. Widział jak Mary oparła się o ścianę a Ira do niej podeszła i zaczęła coś mówić. Dało mu to chwilę spokoju (jasne), pozwalającego ocenić sytuację. Nadal siedział (stał) uwięziony pod damską ubikacją, bo podejrzana osoba mająca drugą obrączkę dalej tkwiła w środku. Najgorzej jak sam będzie potrzebował skorzystać… Lepiej zostawić ten temat na potem. Tak czy siak, lepiej by było wydostać się stąd zanim stanie się coś gorszego niż zderzenie dwóch osób. Niestety nie mógł. Podniósł lewą rękę z własnym kieliszkiem do ust; jednak napotkał tam jeno pustkę. Wtedy bezwiednie podniósł drugą rękę, z drugim kieliszkiem i upił z niego połowę. Zauważył przechodzącego obok gościa o twarzy jak tatarskie siodło. Gdzieś zgubił swoją towarzyszkę. Smutne.Noritoshi - 11 Grudzień 2016, 21:53 Szafirka choć wyczekiwała odpowiedzi od Hari, z czasem zaczęła ponownie tracić koncentrację. W końcu uznała, że powinna już stąd wyjść, nawet jeśli same włosy bosej dziewczyny ukazałyby Szafirce mega urzekające wyzwanie. Dość tego, miała potrzebę wrócić do męża, a jej twarz z powrotem zyskała nieprzenikalność.
- Adiós, muchacha! - odparła z dużą dozą entuzjazmu, pomimo iż w minionej chwili okazała jej nikłe zainteresowanie.
Otworzyła drzwi łazienki i ku jej zaskoczeniu, zobaczyła samą Mary.
TĘ MARY.
Pech chciał, że parę sekund wcześniej, niedawno poznana przez nią krótkowłosa potraktowała jej kochankę pyłem otrzeźwiającym. Kryj się kto może, bo jakkolwiek intensywna była reakcja Pani Cień na nagle działanie iluzji, tak Szafirka zamierzała dołożyć do tego i swoje cegiełki, nie przejmując się w ogóle tym, kto i co tutaj właśnie wyprawiał.
Co prawda, nie miała na pokładzie zbytnio emocji, więc jej reakcja pozostawała w granicach suchej na kamień bułki, niemniej - wpadła w ramiona Pani Cień, czy tego chciała, czy też nie. I jak dobrze, że nie trzymała żadna z nich drinka. I dobrze, że Puri opierała się o ścianę(?), bo nie groził jej upadek.
Oczywiście, różnica wzrostów była znacząca. Dodajmy więc poprawkę, że Szafirka jeszcze przed objęciem Mary upadła na kolana i w efekcie głowa rudowłosej wylądowała mniej-więcej na wysokości ramion Puri.
- Och, Kochanie, znalazłam cię! Córeczko moja ty, nie gub mi się już więcej, nie ładnie tak...
I powoli podnosiła się, próbując przyłożyć opiekuńczym gestem twarz Mary do swojej piersi, jak przykładna, zmartwiona... mamusia.
- Gdzie masz balonika? Czemu nie masz balonika? Mama ci kupi nowego balonika...
I pytanie, kto wymienił alkohol w trunkach Straszki na jakieś psychodeliki? A pierścionek, obluzowany, zsunął się z jej serdecznego palca i upadł na podłogę. Moc przestała działać - była już rozwódką, ale to mały problem wobec tego, ze właśnie Szafirka uważała się za mamę 500-letniej Pani Cień, a klub - za co najmniej park rozrywki, a nie festiwal alkoholu i uwodzicielskich ciał.
Dusza szaleje, piekła nie ma.Anonymous - 11 Grudzień 2016, 22:40 Miała tylko chwilę, żeby stać i obserwować skutek założenia klubu, obserwować ludzi pijanych i chętnych, podziwiać reakcję łańcuchową przez zamglone, niebieska oczyska, poczuła... coś. Coś, co sprawiło, że otwarła oczy, a jej żołądek skręcił się na trzy różne strony, a jelita zakręciły w kokardkę i ją samo przyzwało do tej rzeczywistości, bardziej niż kiedykolwiek. Przez chwilę stała nieruchomo, jedynie lekko zgarbiona. W tle leciała przemowa Raccoona, bardzo ładna, oczywiście, w końcu szefowa ją zaakceptowała. Była dumna z chłopaka. Wiedziała, że się spisze, chociaż musiało to być dla niego ciężkie, ale Mary nie wydawała się być tym przejęta. I wyszło na dobre.
Oblizała suche dziąsła i uśmiechnęła się ładnie do Iry, sięgając do jej polika, z dziwnymi błyskami w oczach, między podekscytowaniem, podnieceniem, a jakąś agresją...
Gdy przybyła Szafirka. Szafirka klęcząca przed nią, odwalająca jakieś rzeczy w kierunku naszej blondyny, których treść wlatywała przez jedno ucho, wylatywała drugim. Będąc twarzą w sporym biuście rudowłosej, zastanawiała się, czy to nie byłby piękny sposób na śmierć. Co prawda, gdy tak sobie fantazjowała, spadała z wysokiego wieżowca na asfalt, a nie dusiła się przez brak tlenu. W końcu, gdyby Piekło i Niebo faktycznie istniało, przyprawiłaby rogaczy o zawał swoim gwałtownym - bo spodziewanym - przybyciem.
Szafirka coś tam pieprzyła trzy o trzy, o jakiś balonach, a przecież Mary miała balony, to znaczy opierała się policzkiem o jednego z nich. Spojrzała na nią z dołu, a potem przesunęła dłonią wzdłuż jej pleców, od kości ogonowej do jej włosów. Przyjemna pieszczota.
- Nie sądzisz, że pora się przewietrzyć? - zapytała, bo skoro biały człowiek nie mógł tego zrobić, mogła zrobić to jej nowa mamusia.
Dłoń gładko powędrowała po sam kark, a potem do góry, gdzie chwyciła ją za nasadę u włosów. Z jaką łatwością mogłaby pociągnąć za jej włosy, ale Mary tylko je trzymała, drugą ręką wciąż obejmując ją w tali. Pociągnęła ją za nadgarstek, nakłaniając ją do wyjścia.
Gdyby Szafirka współpracowała, wytargałaby ją na zewnątrz. Nie będzie jej mamusiowała przy klientach.Simon Quinn - 12 Grudzień 2016, 22:02 Reakcja dorównała najśmielszym oczekiwaniom Simona, zbliżyła się nawet do przerośnięcia ich. Niewiele brakowało, dosłownie jakiejkolwiek iskry na przysłowiowe prochy, a młode byczki rzuciłyby się na gliniarza, nie bacząc na konsekwencje, a Simon nie miał ani szczególnej motywacji, ani możliwości, żeby temu zapobiec. Gdy już raz rozpętał burzę, niewiele mógł zrobić, by ją zatrzymać. Gdyby teraz stanął u boku policjanta, zapadłby mu w pamięć tak samo, jak gdyby zdecydował się go samojeden zatrzymać. Postanowił zatem trzymać się z boku i obserwować, kto kogo, czy i czym. Spostrzegł za to w pobliżu chłopaka, może dziewiętnastoletniego, stosunkowo trzeźwego i wyglądającego na w miarę rozumnego, nie tak skorego do bitki jak reszta, wręczył mu banknot i posłał do monopolowego po wódkę. Zastrzegłszy, że wszystko jest w jego zasięgu wzroku i niech no gówniarz spróbuje dać nogę z jego kasą, to już go popamięta. Wlał w tą groźbę cały świeżo uzyskany autorytet samca alfa, przewodnika stada i czego tam jeszcze, więc mógł być w miarę spokojny o wykonanie zadania.
Mając sprawę dotrzymania słowa z głowy założył ręce na piersi, oparł się o ścianę i zapalił drugiego papierosa, w międzyczasie uśmiechając się grzecznie do jednego z bramkarzy, ewidentnie zaniepokojonych rozwojem sytuacji.
Co teraz, panie Morgan? Czy już pan widzi Mary Wizardry?Goshenite - 16 Grudzień 2016, 00:30 Nie. Nieee. Wystarczy. Zdecydowanie wystarczy tego dobrego. Goshe przeciągnął się. Czuł to w kościach. Zabawił w klubie wystarczająco długo. Ilość alkoholu niebezpiecznie zbliżała go do granicy działania jego świadomości i samokontroli. Nie bardzo widziało mu się przekraczać tą cienką czerwoną linię, tym bardziej tu przy tej całej masie ludzi i nie tylko. Problemem była jednak ta obrączka; cały czas uparcie trzymająca się jego palca. Szczerze mówiąc, działało mu to już na nerwy. Podniósł kieliszek z resztką szampana Iry i wypił go w całości. Pewnie nie powinien tego robić. Oj będzie tego żałował. Chciał coś powiedzieć, coś zrobić, cokolwiek co wykurzyłoby Szafirkę z tej ubikacji gdy stała się prawie niemożliwa; drzwi do owego pomieszczenia stanęły otworem i pojawiła się w nich wyżej wymieniona Istota. Nie dane mu było jednak nijak zareagować; ona to bowiem wyminęła go i ruszyła do Mary. No tak, stare znajome znalazły czas na spotkanie. Nie bardzo wiedział jak zareagować na to ich całe obściskiwanie. Po części to wina jego natury, po części pijackich zapędów które powoli i nieubłaganie przejmowały nad nim kontrolę.
Wtem poczuł coś niezwykłego. Obrączka znajdująca się jeszcze przed paroma chwilami na jego palcu teraz z brzdękiem spadła na podłogę. Sama z siebie, w taki sam podejrzany sposób jak na niego wskoczyła wcześniej tego wieczora. Schylił się (nie bez kłopotów) i podniósł przyczynę kłopotów. Po krótkim namyśle schował ją do kieszeni; zdecyduje co z tym fantem zrobić po tym jak wytrzeźwieje.
Wiedząc że już nic go tu nie trzyma, przerwał ściskającej parze przyjemności słowami -Drogie panie, na mnie już czas. Życzę miłej nocy, Tobie również- kierując ostatnie zdanie do Iry. Zabrał kieliszki po szampanie i odniósł je na ladę barową, po czym skierował swoje kroki ku wyjściu. Oj nie chce być we własnej skórze jutro rano.
z/t Shen~~Noritoshi - 19 Grudzień 2016, 12:20 Gdyby była bardziej świadoma, wszystko poza tą pieszczotą straciłoby sens. Niestety, organizm w znikomym stopniu reagował na ten przyjemny dotyk, ale Szafirka straciła też i swoją emocjonalną wybuchowość. Przy alkoholu wszystko jej przychodzi i odchodzi w mgnieniu oka. Chęci na matkowanie też już minęły.
- A-ale dokąd mnie prowadzisz? - dopytywała się, całkowicie ulegając jej sile. Mogła ją teraz wytargać nawet pod pionową górę - weszłaby. Z trudem, z upadkiem, ale wejdzie. Bo tego chce Puri. Dla córki się robi wszystko, dla Puri jeszcze więcej.
Po wyjściu na zewnątrz, chłód uderzył w Szafirkę otrzeźwieniem. Z zimna się zatrzęsła, a oczy nie tylko patrzyły, ale i widziały. Wciąż dobrze wyglądała i trochę słabiej się trzymała.
- Och, czemu mnie tu wyprowadziłaś? - zapytała, bez względu na to, jak wyczerpujące odpowiedzi otrzymywała po drodze, bo je z pewnością szybko zapomniała. - Ech, za dużo wypiłam, chcę wracać... zamów mi taksówkęęę
Głowa niemiłosiernie ciążyła jej, to też oparła się czołem o pobliską, lodowatą ścianę. Ależ ulga.
Niedługo potem już jej tu nie było. Jeśli nie Mary, to sama wykręciła numer po taksę. Jeśli Mary chciała odejść, Szafirka nie zapomniała uprzednio ją wytulić na Dobranoc. Jeśli chciała Szafirkę pouczać, ta łykała każdą uwagę jak pelikan. Cokolwiek Pani Nieczystość by się zachciało, spotkanie się ze sprzeciwem Straszki było jedną z ostatnich rzeczy mogących się tu i teraz wydarzyć.
z/tAnonymous - 20 Grudzień 2016, 21:32 Zaczynała powoli odzyskiwać równowagę. Przesunęła wzrokiem po swojej koleżance Strachu, która narąbała się w trzy dupy oraz Gosha będącym w podobnym stanie. Ten drugi poradził sobie sam, a jej pozostało zaciągnąć większą od siebie kobietę do wyjścia. Oczywiście, Impurity potrafiła być wytwornym gospodarzem, bowiem goście narąbani, zatem mogła im zamówić taksówkę, a nawet zapłacić z góry za dojazd. W pośpiechu podała taksówkarzowi jej adres, mając nadzieję, że Nori dotrze o własnych siłach do własnego łóżka.
Prawdopodobnie, pani Nieczystość rzadko kiedy się spieszyła, bo tak to bywało z długowiecznymi, którym czas wlecze się, a jeden dzień zlepia się z drugim. Ale co innego, gdy jej kolega Detektyw był w poważnym niebezpieczeństwie, gdy jacyś szajbusy chcieli mu obić przystojną twarzyczkę. Ochroniarze, na widok swojej szefowej, zaraz zaczęli wspierać kampanię "przemocy stop", ale w istocie tych broniących swą męskość i delikatność kobiet uspokoili się na widok Mary, która pojawiła się przed nimi. Stała w lekkim rozkroku z rękoma skrzyżowanymi pod biustem, mierząc ich wszystkich zdystansowanym, stanowczym spojrzeniem gliny. Bo, cóż, Mary miała do czynienia nie tylko z takimi sytuacjami. Ochroniarze trzymali dwóch osiłków, chociaż przestali się wyrywać. W dodatku, dzieciak wrócił z wódką, na co blondynka nawet nie zwróciła uwagi.
- Panowie... straszycie mi klientów - rzuciła jedynie. - Będzie mi naprawdę smutno, gdy przez was nie będę mogła należycie nagrodzić pracowników - stwierdziła, a panowie wyłączyli się na słowo smutno. Nawet, jeśli po jej twarzy tego nie było widać, słowo padło. Faceci podkulili ogon, a ochronie szepnęła, żeby nie wpuszczała tych osiłków do środka.
Jeszcze, nie daj Lordzie, zaczną czynić sprawiedliwość w środku.
- Ale... ale my przepraszamy, panienko - rzucił ten z okiem. - Przeproście, chłopaki. I ty też - rzucił do Simona, którego sobie zapamiętał.
Mary powędrowała wzrokiem w jego kierunku, uniosła brewkę, a pan glina zmierzył gości podirytowanym spojrzeniem, a jednak trzymał się bliżej napakowanej ochrony. Zmrużyła oczy, po czym oparła się tyłkiem o barierkę. No cóż, to było oczywiste, że nie będzie zadowolona z niedoszłej rozróby. Jeden z ochroniarzy chyba chciał uratować swoją sytuację, ale drugi syknął do niego. Przecież na nich, póki co i oby w ogóle, nie zwracała uwagi.Simon Quinn - 20 Grudzień 2016, 22:14 Cholerne kundle bez kręgosłupa, pomyślał Simon z niesmakiem, patrząc na szybki upadek jego wznieconej z takim poświęceniem rewolucji. Wystarczy, że pojawi się kobieta, która nie rumieni się nieśmiało na ich widok, i już dudy w miech. Jakkolwiek nie podobało mu się, że ta interesująca sytuacja znalazła tak pantoflarski finał, musiał teraz przełknąć pigułę i zostawić ten epizod za sobą.
- Tak, tak, przepraszamy wszyscy jak tu stoimy - westchnął nonszalancko, niefrasobliwie strzepując popiół z papierosa, okazując, jak bardzo go to wszystko nie obchodzi. - Niech jeszcze ten pan, co idzie po drugiej strony ulicy przeprosi. I niech jego pies też przeprosi. Wtedy już wszyscy będą zadowoleni.
Zostawiając dystrybucję obiecanej okowity szczylowi, który ją kupił - niech posłuży biednym karkom za rekompensatę, skoro nie dostaną się tego wieczoru do środka najgorętszego klubu w mieście - odepchnął się od ściany i zbliżył do Mary.
- Widzę, że pozostawiona na pastwę losu poradziłaś sobie zupełnie nieźle - stwierdził, przywoławszy już w połowie drogi pokerowy uśmiech i nie zwracając, póki co, żadnej uwagi na obecność funkcjonariusza policji. - Mogę sobie jedynie wyobrażać, jak irytujące są te samcze wybryki męskiej części populacji. Ale nie złość się, co? Byłbym potwornie zraniony, gdybym stał się obiektem twojej złości, nawet mimo tego, że wyjątkowo ci w niej do twarzy.Anonymous - 21 Grudzień 2016, 08:52 Mary przewróciła oczami na ironiczny ton Simona. Miał tylko zapalić, a okazało się, że wplótł się w menelski gang. Oczywiście, nie wymagała przeprosin jej osoby, bo po pierwsze nie warto, a po drugie żadnemu klientowi nie stała się krzywda, a przynajmniej nie w zasięgu jej chłodnego, niebieskiego wzroku. No cóż, taka afera wzbudzała zainteresowanie, mogło to więc być rekompensatą za ewentualnie odstraszony hajs. Słowa Quinna, zdaje się, wlatywały w jedno ucho, a drugim wylatywały, ale w istocie słuchała go. Przyjrzała się warczącym pieskom, którym ewidentnie było głupio w tym swoim średnio-trzeźwym stanie. Stwierdziła, że lepiej się ich pozbyć, dopóki pamiętają jeszcze o swoich wyrzutach sumienia.
Mogłaby sobie ułatwić i użyć mocy. Wypowiedzieć jakieś tam zdania zniżonym tonem, żeby na pewno dotrzeć do tych mało mądrych głów. Usłyszała chrząknięcie ze strony Morgana i skrzywiła się.
Jasna cholera, naprawdę była głodna.
- Simon. Daj mi papierosa - rzuciła w jego stronę, wysuwając dłoń. - Morgan, przydaj się na coś i zabierz stąd tych panów - zwróciła się do niego po imieniu... najwidoczniej go znając. Zapewne chciał się sprzeciwić, bo miał tutaj sprawę do załatwienia, ba, do niej sprawę, ale Wizardry ewidentnie była zmęczona, gdy tak pocierała skronie palcami jednej dłoni, więc chyba nawet nie było warto.
A Mary rzadko bywała zmęczona.
Pieski ponownie zaczęły się burzyć, ale Morgan z lekkim zniesmaczeniem odebrał wódkę i zaraz uniósł ją do góry. Pod-przywódca stada spojrzał na niego z wahaniem, bo przy alkoholu nawet ładne blondynki były mniej znaczące. Po krótkiej rozmówce z kamratami, gdzieś tam o uszy Mary obiło się o honorze, pokoju i długiej nocy i zaraz panowie byli gotowi do wyjścia.
Morgan spojrzał spod byka na kobietę, dając jej krótki gest "zadzwonię", a ona leniwie kiwnęła głową.
- Kochanie... - zwróciła się do pana Quinna, zerkając na niego tak z dołu. - Myślę, że możemy niedługo się zbierać, wiesz? Jestem zmęczona, a moi ludzie sobie poradzą - machnęła nonszalancko dłonią. - Zresztą, jestem trochę... głodna - westchnęła pod nosem i spojrzała na niego tak trochę łakomie. Nie mogła się powstrzymać.Ira - 29 Grudzień 2016, 18:40 Ira posiedziała sobie przy barze pijąc teraz sam sok, bo uznała, że co za dużo to niezdrowo.
Wszyscy ją opuścili.
Opowiadaczka.
Gospodyni.
Blady palant.
Ruda wielkoludka.
Cień. Nie, zaraz; tego nigdy nie miała.
Nie mając nic lepszego do roboty uznała, że może wrócić do domu.
Pożegnała się ładnie z barmanem, który nie tylko był dobry w swoim fachu to trochę ją zabawiał jak została opuszczona.
Wychodząc minęła podejrzaną grupkę, ale ją całkowicie olała. Nie takich obszarpańców już widziała.
z/tSimon Quinn - 30 Grudzień 2016, 22:02 Usłużnie podał Mary papierosa, by i ona mogła się odprężyć porządnym buchem. W końcu musiała być tego wieczoru wystawiona na stres, to był jej klub, pierwsza noc jej klubu, która przecież nie musiała się udać tak dobrze, jak się udała. Mimo wszystko Simon był zadowolony, kiedy usłyszał, że będą mogli sobie już pójść. Jak również, kiedy uzyskał pewność że jego drobna psota nie poniosła ze sobą przykrych konsekwencji.
- Dokąd chciałabyś pójść? - spytał. - Drzwi w moim mieszkaniu są już naprawione po ostatniej przygodzie, więc możemy urządzić rundę drugą. Chyba, że chcemy być kreatywni. Nie jest ci przypadkiem zimno?
Upewniał się już, czy aby na pewno nikt mu nie świsnął portfela podczas wydarzeń tej nocy. Ani, co byłoby gorsze, krzyżyka, którym wszystkie napotykane panie tak się ostatnio interesowały.