Jocelyn - 31 Sierpień 2016, 13:20 Nie lubiła gdy coś robiono za jej plecami. Stąd taka a nie inna reakcja. Byłą zmęczona. Jak diabli. Nie zmieniła jednak swojej postawy. Może i zareagowała trochę za ostro. Co z tego? Ciekawe jak on by się zachował będąc w takiej dziwnej sytuacji? Wraca z zakupow, idzie na plac zabaw a tam spotyka ZNOWU Gregory'ego z jakims podejrzanym typem a ona ni z tad ni z owad chce dolaczyc do zalogi.
Zlustrowałą go dokładnie, na poczatku ignorujac wyjasnienia Gregory'ego. Był na zakupach? I znowu przypadkiem na nia wpadl? Na razie wolała to zostawić.
Do tej pory spięta jak struna, teraz trochę się wyluzowała. Bane miał trochę racji. Mogła tak na niego nie naskakiwać. Uśmiechnęła się lekko.
- Rację masz. Poznamy się bliżej skarbie. W hotelu. Jeśli Ci zależy na dołączeniu. Greg.. proszę udaj sie z nami.-Uśmiechnęła się słodko i odwróciła w stronę huśtawki na której dopiero co była Julia. Jednak jej tam nie dostrzegła, lisiczki też nie. Serce zaczęło jej bić szybciej. Rozejrzała się dookoła, dokładnie przyglądając się placu zabaw. Nie dostrzegłą ich. Źrenice jej oczu rozszerzyły się. Gdzie ona jest??! Machnęła nie ostrożnie skrzydłami, lekko już spanikowana.
- Julia!- Krzyknęła w przestrzeń, mając nadzieję że nic się jej nie stało.Tulka - 31 Sierpień 2016, 13:34 Julka nie zwracała uwagi na to co się wokół dzieje. Uważała tylko żeby nie spaść. Chwile mocowała się z buteleczką jednak w końcu udało jej się ją otworzyć. Powąchała zawartość ciekawsko. Pachniało dziwnie jednak nie jakoś odrzucajaco. Pewnie wódka zdążyła już trochę wywietrzeć przez ten czas jak Bane co chwile ją popijał.
Wzięła więc łyk tajemniczego napoju. Od razu go jednak wypluła. Był niedobry. Bardzo niedobry i miał dziwny lekko palący smak. Instynktownie odrzuciła piersiówkę, tak, że ta uderzyła Bane'a w głowę o ile ten nie zdążył się uchylić. Nie zrobiłoby to jednak mu krzywdy żadnej, no może trochę zabolało.
Dziewczynka chwilę pluła by pozbyć się nieprzyjemnego smaku, po czym jednak stało się coś czego na pewno się nie spodziewała. Język i policzki zaczęły ją palić. Jakby napiła się kwasu czy czegoś. Pisnęła z bólu i strachu i aż podskoczyła. To jednak nie był najlepszy pomysł gdyż runęła na plecy z try metrowej budowli. Upadkowi, który został trochę zamortyzowany przez skrzydła, towarzyszyło dziwne, głośne chrupnięcie. Spadła w tym samym momencie, w którym Joce zauważyła jej zniknięcie. Spadła za zjeżdżalnię.
Szybko jednak wstała i mimo poważnie złamanego skrzydła, którego nawet nie zauważyła, pobiegła do swojej torby na zakupy i szybko wyciągnęła jeden z soków. Napiła się go i jedyne co z tego dobrego wyszło to to, że zatamowała trochę smak alkoholu. Poza tym pogorszyła tylko sprawę, gdyż palenie przeniosło się również na gardło.
Dziewczynka płakała głośno i pluła pod siebie. Piszczała z bólu. Zakrywała też rączkami usta starając się jakoś zwalczyć ból. Chciała być dzielna i nie robić zamieszania jednak to było dla niej za trudne. Machała gorączkowo skrzydłami, przez co doprowadziła do przesunięcia się złamania. Julia czuła ból ale nie wiedziała już czy boli ją skrzydło czy może jednak buzia. Chciała aby to się jak najszybciej skończyło.Gregory - 31 Sierpień 2016, 14:08 Gryfek rozglądał się to w lewo, to w prawo, nie wiedząc, gdzie oczy podziać. Nie przeszkodziło mu to jednak w zauważeniu piersiówki, która, zamiast być na swoim miejscu, trafiła w ich małą grupkę. Odwrócił się w kierunku nadlatującego pocisku, aby jasno zauważyć, co dzieje się z Tulką:
- Ej! Mała! Co ci jest? - zawołał Greg z autentyczną troską, podbiegając do Tulki i schylając się lekko nad nią. To chrupnięcie było naprawdę paskudne, Greg nie musiał być lekarzem, żeby wiedzieć, że zwichnęła sobie coś co najmniej. Chciał pomóc jej wstać, ale dziewczynka nie miała z tym najmniejszego problemu, wyskoczyła jak oparzona i pobiegła w stronę toreb, gdzie zaczęła pić jakiś sok. Widocznie pogorszyło to całą sprawę - zaczęła płakać jeszcze głośniej. Widocznie coś jeszcze zmuszało ją do płaczu, nie tylko skrzydło. Ale przecież po wypiciu łyka z piersiówki nie mogło jej aż tak zaszkodzić... Kurwa mać.
- Ty nie żartowałeś z tym kwasem pruskim?!! Co żeś tam chlał?!! - wrzasnął, zapominając trochę, że to on sam zasugerował taką a nie inną zawartość piersiówki. Nie miał pojęcia co robić, nigdy nie znał się na pierwszej pomocy! Znaczy, owszem, czasem musiał zagoić u siebie rany czy otarcia po misjach czy po występach, ale wolał to zostawić Cyrkowemu medykowi, ewentualnie polać świeżą ranę gorzałą w ramach dezynfekcji. Jak wypłukać kwas z żołądka, zanim małą przepali na wylot? Greg nie miał w zwyczaju panikować i nie robił tego, co nie zmienia faktu, iż był zdenerwowany, w tym własną bezsilnością.
- Jesteś lekarzem, nie? Lecz ją jakoś! - jęknął w stronę białowłosego, nie wiedząc co ze sobą zrobić, w co ręce włożyć. Nawet nie był w stanie pocieszyć jakoś ani uspokoić dziewczynki. Dopiero po chwili wpadł na pomysł - skoro nie może pomóc jej z gardłem, może usztywni jej skrzydło? Nie wiadomo, czy pomoże, ale na pewno nie zaszkodzi. Rozejrzał się po okolicy, szukając usztywnienia. Drzewo? Za krzywe. Pręt z ogrodzenia? Co jak co, ale rwanie metalu gołymi rękami leżało daleko poza zasięgiem jego możliwości. Jakiś sprzęt zabawowy? Po co iść od razu w wandalizm? W końcu podbiegł do krzaków, gdzie po chwili mocowania się z paskudnym zielskiem odłamał grubą, prostą gałąź, po czym wrócił do dziewczynki i spróbował usztywnić jej skrzydło, znajdujące się teraz pod dość przerażającym kątem, obwiązując je zdjętym wcześniej płaszczykiem. Chyba, że Bane użyczy mu bandaży - wtedy zamieni jedno na drugie.Bane - 31 Sierpień 2016, 15:03 Bane nie mógł się nadziwić nagłą zmianą zachowania Jocelyn. Przedtem taka niemiła i szorstka, teraz słodziutka i zalotna. I jeszcze to stwierdzenie 'skarbie'. W takiej konfiguracji z następującym po tym 'w hotelu' brzmiało to niemal zapraszająco.
Twarz Bane pozostała nieruchoma, nie mógł się uśmiechnąć. Już miał rzucić jakąś uwagę kiedy nagle dostał w głowę czymś metalowym. Zawartość tego czegoś oblała mu koszulę.
Zamarł. Na trawie leżała jego piersiówka wylewając pozostały alkohol. Poznał po wygrawerowanym wężu.
Odwrócił się tak szybko jak to było możliwe. Usłyszał chrypnięcie, zobaczył leżącą na ziemi obok zjeżdżalni dziewczynkę i już wiedział co się stało. Greg również zareagował błyskawicznie.
Podbiegł do dziewczynki akurat w tym momencie kiedy tamta zaczęła głośno płakać po wypiciu jakiegoś soku. Skierował się więc szybko po swoją torbę i dopiero potem wrócił do małej.
Przykucnął przy miotającej się skrzydlatej i zaczął grzebać w swojej torbie. Bez słowa wyjął jednorazowe rękawiczki i założył je na swoje białe z materiału. Musiał zadbać o to by nie wyrządzić jej jeszcze większej krzywdy.
Krzyk Grega sprawił, że szczęka Bane'a zacisnęła się pokazując zęby, na martwej twarzy pojawiło się zdenerwowanie.
- Zwariowałeś?! - odkrzyknął - To była zwykła wódka! Nic by jej nie było gdyby nie to, że łyknęła z MOJEJ piersiówki! I to jeszcze niedawno po mnie! - chwycił małą w objęcia chcąc ją na chwilę unieruchomić. Chciał wydać Gregowi polecenie usztywnienia jej skrzydła, ale tamten zareagował sam. Przybiegł z prostą gałęzią.
Bane jedną ręką wygrzebał z torby elastyczny bandaż i rzucił go w stronę drugiego mężczyzny.
- Jeśli złamanie jest otwarte, sam weź z mojej torby potrzebne opatrunki. - powiedział - Uważaj tylko na strzykawki. Ja najpierw zajmę się jej buzią.
Czas się zatrzymał, liczyła się szybkość działania. Z całego serca miał nadzieję, że mała nie miała jakiegoś skaleczenia w buzi. Płakała tak głośno...
Nie tracąc ani sekundy otworzył rękoma jej usta. Starał się być bardzo delikatny ale stanowczy. Musiał szybko sprawdzić co się właściwie stało.
Zarówno usta, język i policzki dziewczynki były czyste. Nie zauważył żadnych niepokojących zmian. Gardło również nie dawało pola do zastrzeżeń. Oglądał jeszcze przez chwilę, mrużąc oczy tak by mała nie zachlapała mu je śliną w trakcie płaczu. Wyglądało na zwykłe podrażnienie śluzówki. Jak w przypadku wypicia tabasco. Lekkie zaczerwienienie, nic więcej.
Ale wierzył małej, że piekło jak diabli. Gdy w laboratorium pocałował tamtą kobietę, umarła w męczarniach. Tyle, że wtedy miał w ustach własną krew. Tutaj na szczęście styczności z krwią nie było.
Wyjął z torby małą strzykawkę z igłą i przezroczystym płynem. Podał to Gregowi, całkowicie ignorując Jocelyn.
- Umiesz robić zastrzyk? - zapytał. Niepotrzebnie. Umiał, nie umiał. Musiał coś zrobić. - Najlepiej w udo. - dodał i nie powiedział nic więcej. Greg musiał sobie jakoś poradzić, to tylko lek przeciwbólowy w zastrzyku.
Spojrzał na Jocelyn. Był zdenerwowany, zmarszczone czoło świadczyło o tym, że bardzo się przejął.
- Jocelyn, masz może jakiś jogurt lub mleko? - zapytał głośno - Sprawdź w torebce małej!
Skierował oczy z powrotem na płaczącą dziewczynkę. Było mu jej straszliwie żal. Usta ją piekły, jedyne co mógł zrobić to podać przeciwbólowe i złagodzić pieczenie czymś co ma w składzie tłuszcz. Najlepiej nabiałem typu mleko, kefir, jogurt naturalny.
Przytulił małą do siebie. Miał co prawda mokrą koszulę i pachniała trochę wódką, ale nie to było teraz ważne.
- No już, malutka. - szepnął głaszcząc skrzywdzoną po główce - Zaraz przestanie boleć. Jeszcze tylko małe ukłucie i przejdzie.Jocelyn - 31 Sierpień 2016, 17:39 Mózg Joce nie ogarnial. Stała jak wryta i nie mogła się ruszyć. Nie raz widziała gorsze wypadki i nie robiły na niej nawet najmniejszegi wrażenia. A teraz coś takiego w sumie mozna by rzec niezbyt wielkiego a ona nie mogła nawet do niej podbiec. Dlaczego? Zmęczenie? A może coś innego? Znały się tak krótko a jednak dziewczyna czuła się jakby odnalazła swoją mlodsza siostrę. Dobrze że są tu Gregory i Bane. Gdyby nie ich szybka interwencja kto wie jakby to się skończyło. Uwijali się wokół młodej jak mrówki. Szybcy, konkretni i co najważniejsze delikatni wzgledem tej kruchej istoty. Na ziemie sprowadził ja płacz Julii jak i pytanie rzucone w jej stronę. Dobrze że miala przy sobie flakon z kozim mlekiem. Zawsze się w nie zaopatrzala z racji że było i smaczne i zdrowe. A teraz jak się okazuje i przydatne w nagłych wypadkach. Wzbudziła się z tego dziwnego odretwienia i pędem wyciągnęła z torby flakonik. Szybkim ruchem odkrecila bidon i poleciała do klebowiska zlozonego z Banea, Grega, Julii i skaczacej wokół nich, zaniepokojonej Amber. Podala grzywaczowi mleko i kleknela przy dziewczynie łapiąc ją za rączkę próbując choć trochę ja pocieszyć. Znala sie na chorobach takich jak grypa itd czy siniakach i zadrapaniach ale nie na czymś takim. Cała ta sytuacja pokazała tylko że Bane będzie jej niezbędny na pokładzie. Wiedziała że tak czy siak będzie musiała się na niego zgodzić. W tej chwili jednak jej myśli zaprzatal inny fakt. Co on mial w tej cholernej buteleczce?? Kwas? Dlaczego do cholery tego nie pilnował?? Gdy tak klekala obok Julii, w jje ciele zaczynala wrzec krew ze złości.Tulka - 31 Sierpień 2016, 18:24 Tulka nie potrafiła się uspokoić. Może i jej buzia nie była w złym stanie ale bolało ją, do tego była bardzo wystraszona. Nie wiedziała co się dzieje. Czuła tylko jak ktoś ją przytrzymuje i że kto inny robi coś z jej obolałym skrzydłem.
Krzyknęła czując jak Gregory zaczyna je usztywniać. Teraz dopiero zorientowała się, że coś jest z nim nie tak. Było złamane. I to poważnie, a po perłowych piórach delikatnie sączyła się krew. Rana nie była wielka jednak przez to, że dziewczynka mocno ruszała skrzydłem krew nie mogła się sama zatamować.
Nie podobało jej się, że białowłosy mężczyzna zagląda jej do buzi. Próbowała się wyrwać jednak Bane był stanowczy i wiedział co robi. Przed jej oczami pojawiły się wspomnienia z początków jej niewoli. Z początków jej pobytu w tym dziwnym świecie. Ból i strach. I do tego ktoś w rękawiczkach.
Najstraszniejsze jednak pojawiło się potem. Strzykawka z igłą. Gdy tylko ją zauważyła jej oczy od razy mocno się rozszerzyły. Chciała od niej uciec. Zaczęła przeczyć głową. Bała się, że po zastrzyku tak jak wcześniej odpłynie i potem odkryje, że była dziwnie badana. Bała się tego najbardziej na świecie. Bardziej bałaby się chyba tylko swojego oprawcy. A w dodatku trzymał ją mężczyzna...to już było dla niej za wiele.
Chciała uciec, zmienić się w liska jednak nie potrafiła. Nie rozumiała wtedy dlaczego tak się dzieje. Była przerażona. Próbowała poruszać skrzydłami jednak usztywnione, zranione skrzydło boleśnie zaprotestowało.
Gdy Bane ją przytulił nadal patrzała na strzykawkę, przerażona.
- Ja ..ja nie chcę....przepraszam...już nie będę - mówiła w kółko. Często zastrzyki były karą dla niej. Dostawała różne. Paraliżujące, usypiające, pobudzające, powodujące halucynacje. Naturalną więc jej reakcją było przepraszanie i błaganie, żeby tego nie robić. Nie rozumiała, że tym razem jest to coś dobrego, coś co jej pomoże. Zareagowała pewnie tak ja duża część cyrkowców, gdy ktoś obcy podchodził do nich ze strzykawką. Próbując się wyrwać nawet nie zwracała uwagi na to co wcześniej było dla niej istotne. Przez swoje ruchy odsłoniła bok głowy dzięki czemu bardzo wyraźnie była widoczna blizna w miejscu, gdzie kiedyś znajdowało się jej ucho. Niestety nie była ona zbyt ładna i bardzo szybko rzucała się w oczy.
Czując dłoń Joce ścisnęła ją, jakby bała się, że Joce zniknie. Przy niej czuła się bezpieczna. Trzymała ją mocno i wtuliła się w Bane'a. Taka trochę hipokryzja. Z jednej strony jest on złem z drugiej jednak się do niego wtula. Nie wiedzieć jednak czemu instynkt zareagował i nakazał jej takie zachowanie.
Trzymając Joce za rękę zamknęła oczy i czekała na swoją karę. Na zastrzyk, którego nie potrafiła inaczej opisać.Gregory - 31 Sierpień 2016, 20:53 Złamanie było jednak otwarte. Wiele takich złamań się widywało, w sumie w większości takie się zadawało. Szybko złapał rzucony mu bandaż, po czym, po sekundzie czy dwóch zastanowienia, wziął też z apteczki również gazę, po czym założył na ranę jałowy opatrunek. Starał się nie wypchać kości przez ranę, a jedynie zatamować krwotok. Nie był do końca pewien, w jakiej pozycji powinien ją usztywnić - w końcu zdecydował się na wariant ze skrzydłem złożonym. Po chwili robota była gotowa. Aptekarz Greg melduje się na rozkaz! Sorka - Sanitariusz Greg! Brzmiało nie tylko lepiej, ale i godniej. Może powinien rozważyć pracę pielęgniarza? Heheh, nie, nawet za milion lat.
Przerażenie dziewczynki zaskoczyło go, choć w sumie nie tak bardzo. Wiele dzieci bało się igieł, ba! wielu dorosłych również się ich lękało. Ale uszato-skrzydlata zachowywała się, jakby ukłucie było dla niej karą. Może ona też była Cyrkowcem? Może podczas tego przypomniała sobie pobyt w MORII? Tak czy siak, musiała być dzieckiem bardzo długo, choć mogła się nie starzeć, a trauma mogła spowodować u niej zdziecinnienie... (wewnętrzny procesor szumiał i terkotał, próbując dopasować bionomię Julii do jednego z setek zapisanych schematów, zawodząc raz za razem)... Nie wiedząc, co może jeszcze zrobić, poklepał ją po głowie. Naprawdę, będzie musiał pogadać o niej z Jocelyn...Bane - 31 Sierpień 2016, 21:35 Kiedy Jocelyn podała mu butelkę mleka, odetchnął w duchu. Dobrze. Może uda się przynajmniej zminimalizować pieczenie w ustach.
Strach dziewczynki uderzył w niego jak strzał w policzek. Początkowo nie wiedział o co chodzi, starał się zrozumieć cokolwiek z jej szlochów i zawodzenia. Było mu jej tak straszliwie żal.
Pojawiło się ukłucie w klatce piersiowej. Czy już zawsze będzie miewał takie bóle serca?
Sumienie szalało. Zostawił piersiówkę, niezabezpieczoną. Jak ta mała ją znalazła?
Usłyszał w końcu błaganie dziewczynki. Mała wtuliła się w niego jak skrzywdzone zwierzątko, taka krucha i bezbronna. Bała się igły. No tak, dzieci przecież boją się igieł.
- Cii... - pogłaskał ją po główce chcąc uspokoić - Już dobrze. Nie będzie ukłucia. - powiedział i dłonią pokazał by Greg schował napełnioną strzykawkę. Skoro dziewczynka tak bardzo boi się zastrzyków, to Bane będzie musiał zadziałać inaczej.
- Dam ci tabletkę, to na pieczenie w gardełku. - powiedział sięgając do torby po zwykły paracetamol - Połknij grzecznie, malutka. Masz tu mleko, popij. - podał jej ostrożnie butelkę. Dobrze by było jakby przestała tak gwałtownie płakać.
- Wiem, że boli skarbie. - szepnął - Ale zaraz przestanie. Nie bój się, pomogę ci.
Sam nie wiedział skąd u niego takie pokłady czułości. Była dzieckiem, małą dziewczynką i instynktownie poczuł, że potrzebuje opieki.
- Jak połkniesz grzecznie tabletkę, to będę mógł zająć się twoim zranionym skrzydełkiem. - musiał łagodnie wyjaśnić by się pospieszyła. Po minie Grega widział, że złamanie jest otwarte i on sam nie bardzo wie jak złamaną kończynę usztywnić. Radził sobie co prawda bardzo dobrze, ale Bane postanowił, że pochwali go później. Teraz liczyła się mała i trzeba było pokazać jej, że jest w centrum uwagi.
Skinął Jocelyn głową w podzięce za mleko i również po to by ją uspokoić. Nie jest tak źle, ale jeszcze nie mógł osiąść na laurach. Zostało jeszcze skrzydło...
Na litość boską, nie był weterynarzem. Na studiach przerabiali schematy szkieletów różnych zwierząt, ale w tym wypadku musiał działać 'na czuja'. Pogłaskał małą, zostawiając jej w rączce niebieską tabletkę mieniącą się jak cukierek i butelkę mleka w drugiej.
Podszedł do skrzydła. Krew sączyła się barwiąc piórka na czerwono. Nie wyglądało to najlepiej, ale Bane spokojnie przyjrzał się ranie i dotknął złamanego miejsca. Ostrożnie nastawił skrzydło, poprawiając pracę Grega. Dobrze, że kość nie pękła na zgięciu, w stawie.
Po chwili już wiedział bez czego się nie obejdzie.
- Greg, Jocelyn. Choćby nie wiem co, przez chwilę nie dotykajcie małej. Najlepiej nic do niej nie mówcie. - powiedział śmiertelnie poważny - Tylko przez chwilę.
Obszedł dziewczynkę w poszukiwaniu innych ran, ale na szczęście nic innego sobie nie zrobiła. Stanął więc na przeciw niej, przykucnął tak, by jego twarz znalazła się mniej więcej na wysokości jej zapłakanej buźki. Niezależnie od tego czy wzięła tabletkę czy nie, był zdecydowany co do następnego ruchu. Wziął ją w ramiona, jak ojciec bierze córkę gdy się skaleczy.
- Teraz nie bój się, malutka. - powiedział szeptem prosto do jej uszka - Zaświecimy się teraz na fioletowo, będziemy jak dwa małe winogrona. Wyleczę cię, ale musisz być dzielna i przez chwilę się nie ruszać.
Wierzył, że dziewczynka da radę. Musi dać radę, bo jeśli spanikuje, to złożenie jej złamanej kości nie będzie już taką sielanką.
Przytulił ją mocno do siebie, chowając jej główkę w swoją pierś. Podbródek oparł na jej włosach, zamknął oczy. I faktycznie, jak powiedział tak się stało, jego ręce i ramiona zaczęły świecić się intensywnym fioletem.
Musiał się mocno skupić, w głowie miał obraz ptasiego skrzydła z podręcznika akademickiego. Poczuł mrowienie w dłoniach jednak nie było to nic nieprzyjemnego.
- Nie płacz. Jesteś taka dzielna. - wyszeptał do ucha skrzywdzonej dziewczynki mając nadzieję, że jeszcze przez chwilę się nie ruszy.
Rana na skrzydle zaświeciła się fioletowym blaskiem. Krew nagle przestała z niej płynąć.Jocelyn - 3 Wrzesień 2016, 15:49 Placz i skomlenie Julii działało na nia jak sztylet wbijany w serce. To nie do wiary jak bardzo zakorzenila sie w nim w tak krótkim czasie. Trzymając jej trzesaca sie ze strachu dlon Jocelyn ledwie mogła na to patrzeć. Zlamane skrzydli, jakis kwas w gardle.. A to wszystko dlatego że to ona jej nie dopilnowala.. Jak mogłam tak... Była wściekła na siebie samą jak i na Bane'a. Jednak złość na niego lekko zelzala gdy zobaczyła jak mała się w niego wtula. Po tym co przeżyła do tej pory Trucicielke nie zdziwiło ani jej paniczny strach przed igła ani fakt że tak bardzo dystansowala sie od dwóch mężczyzn. Może i jej pomagali ale byli dla niej obcy a i nie wyglądali za przyjaźnie. Greg wyglądał jak to Greg a Bane jakby go wyciągnęli z monochromatycznej fotografi wkluwajac fosforyzujacy barwnik do oczu. Wiedziała że nie może jej zostawić teraz samej wiec bardzo trudno jej było puscic jej malutka dlon. Jednak grzywacz chyba wiedział co robi. Dziękowała Gregowi za to śledzenie jej. Gdyby nie to, to kto by się mała zajął? Choć prawdę powiedziawszy gdyby nie ten grzywiasty przyjaciel Gregory'ego, to Tulka byłaby cała i zdrowa prawda? Od tego wszystkiego zaczęły ja drażnić blizny na udach, zrobiło jej się gorąco i czuła nieprzyjemne mrowienie w skroniach. W tym właśnie momenvie Bane podniósł siebie i dziewczynke. Joce stanela jak wryta w ziemie gdy nagle zaczęli się oboje świecić w ciemno lawendowym kolorze. Ledwo powstrzymał pierwszy odruch by podejść do niego i wyrwać mu Julie. Wzięła za to na ręce zaniepokojona tym wszystkim Amber. Biedna skomlala i szczekala biegając dookoła zbiegowiska. Trzymala ja tak by sie nie wyrwala jednoczesnie glaskajac za uszami. Sama się dzięki temu lekko uspokoiła a i po lisiczce było widać że tego jej było trzeba. Pani kapitan było tak gorąco że wezwała średni wiatr.amber aż westchnęła gdy go poczuła. Jocelyn stała i zmartwiona jak cholera czekała na efekt tego całego pokazu kolorów.Tulka - 3 Wrzesień 2016, 16:07 Dziewczynka popatrzyła zdziwiona na Bane'a gdy ten uznał, ze jednak nie bedą jej dawać zastrzyku. Pierwszy raz cos takiego sie stało. Nigdy jej pan nie zlitował sie nad dzieckiem i gdy płakała dawał jej zastrzyk z jeszcze większa satysfakcja. Dzięki temu troche sie uspokoiła. Nawet na chwile zapomniała o wszystkim, a szczególnie o bólu.
Gdy mężczyzna podał jej mleko i tabletkę, spojrzała niepewnie ma Joce, jednak nie widząc by ta miała cos przeciwko, zjadła ja grzecznie i popila mleczkiem. To prawie natychmiast złagodziło ból gardła. Dziewczynka wypiła na raz polowe zawartości butelki.
O bólu przypomniała sobie gdy Bane dotknął złamania. Pisnęla cichutko, a gdy nastawiał skrzydło to mimo iż robił to delikatnie to Julia krzyknęła z bólu. Nie płakała juz jednak aż tak gwałtownie. Łkała, łzy leciały jej z oczu cały czy, jednak dzięki temu, ze bój w buzi zmniejszył sie to potrafiła sie troche uspokoić.
Gdy Bane ja przytulił, mówiąc wczesniej dość poważnie do Joce i Grega zapytała go cichutko, tak by tylko bialowlosy to usłyszał.
- Czy...czy potem bede mogła latać?
Niezależnie jednak od odpowiedzi, wtuliła sie w niego i położyła uszka. Gdy zaczęli sie świecić dziewczynka wystraszyła sie. Jednak grzecznie starała sie nie ruszać. Mimo to bardzo sie trzęsła, a jej ogon machał nerwowo.
Czuła dziwnie mrowienie w skrzydle. Oparła dłonie na torsie Bane'a i zacisnęła piąstki na jego kamizelce, mnąc ja lekko. Robiła to jednak nie ze złości tylko by pomoc sobie sie opanować.
Czekała aż ta sytuacja sie skończy. Była bardzo zmęczona.Gregory - 3 Wrzesień 2016, 19:49 Greg, nie będąc już tak potrzebnym, postanowił przytarabanić swój bagaż bliżej grupki - jeszcze pokradną się do niego z tyłu jakieś lepkie od marcypana rączki i podwędzą mu to i owo. Zastanawiał się, jak ostatnio szybko przychodzi mu poznawać nowych... nie-ludzi. Może aż za szybko. Im więcej znajomości, tym więcej koneksji, które trzeba wypełniać, tym więcej słabych punktów w jego tarczy przeciw światu. Zaraz... o czym ty myślisz! Z nikim i niczym się nie wiążesz - jest pracodawczyni, są współpracownicy, jest... dziewczynka znikąd, którą teraz opatrują. Tutaj robi się dziwnie, ale co miał zrobić? Nie zająć się dzieckiem? Przecież nawet nie wiesz czy to dziecko, ile ma lat, czy nie udaje, czy nie nasłano jej... ale wywaliło jej kość ze skrzydła. Tego nie da się udawać. No i napiła się tego... kwasu od Bane'a. Może to właśnie dowód, że jest dorosła? Może jest uzależniona od alkoholu i musiała się napić? Nałogi to paskudna rzecz, Gregory wiedział o tym aż za dobrze - no ale ej! Gdyby specjalnie chciała napić się alko, to by potem nie robiła wokół siebie tyle huku, że ją boli! I nie wyszłaby z roli! No chyba, że faktycznie nie udaje, tylko jest zidiociała. Albo jednak się myli i to po prostu kolejne lustrzane cudo prosto z odmętów dziwności Krainy Luster. No i Jocelyn. Czemu za mną łazisz, Jocelyn? Czemu ciągle mnie pilnujesz? Obsesyjka, fiksum dyrdum? Musimy porozmawiać i na ten temat... Najlepiej w hotelu. Ano! W hotelu! Gregory odstawił z powrotem wszystkie pakunki, po czym rzekł:
- Słuchajcie, może poszukam nam tu jakiegoś hotelu, karczmy, oberży, czegokolwiek... Chyba, że pani szefowa ma tu coś upatrzonego... - dodał trochę niepewnie, czochrając się z tyłu głowy (gdyby powiedziano mu, że tak robi wiele zdenerwowanych postaci w anime, zapewne dostałby kolejnego ataku wściekłości. Widział w życiu tylko jeden tomik mangi i, delikatnie mówiąc, niezbyt mu się spodobał. Nazywało się Boku no Pico). - Mała musi chyba wypocząć tak czy siak. I raczej będzie latać, nie bój żaby! - dodał pocieszająco w stronę obiektu niewiadomego. Nauczył się już wyławiać z otoczenia każde wyszeptane słowo.
Jeśli piękna Jocelyn wyrazi zgodę, zaraz wysuszy na poszukiwania odpowiedniego miejsca na nocleg i odpoczynek.Bane - 3 Wrzesień 2016, 20:38 Trwał w uścisku, przytulając dziewczynkę do piersi. Musiał przez chwilę zapomnieć o otaczającym go świecie, o Jocelyn i Gregorym. Musiał skupić się na małej, wyobrażając sobie rysunek ptasiego skrzydła z podręcznika akademickiego. Bał się, bo czemu miał się nie bać? Pierwszy raz składał skrzydło, można powiedzieć, że robił to na czuja.
Ucieszyło go, że dziecko połknęło tabletkę. Kozie mleko z racji, że było tłuste powinno nieco złagodzić pieczenie w gardle. Nie mógł podać dziewczynce morfiny, bo zareagowała na zastrzyk paniką. Zaczęła go błagać o litość, zupełnie jakby był jakimś oprawcą.
Poczuł się dziwnie. Kim musiała być? Co przeżyła w swoim dość jeszcze krótkim życiu?
A może wcale nie była dzieckiem... Nie, przecież to niemożliwe. Od razu odrzucił od siebie tą myśl, przecież nikt nie żyje wiecznie, każda istota się starzeje. Nie ma 'Wiecznych Dzieci'.
Usłyszał, że Gregory coś mówi, ale nie zwrócił na to uwagi, bo nie mógł się rozproszyć. Jeszcze tylko chwila, mała chwilka.
Mrowienie w ciele byłoby całkiem przyjemne, gdyby nie fakt, że dosłownie wypompowywało z niego siły. Gdyby składał kość człowieka, nie zmęczyłby się tak. Ale w tym wypadku musiał uruchomić pamięć, wyobraźnię... Składał kość której struktura była bardzo delikatna. Wystarczyłby mały błąd i skrzydło zrosłoby się krzywo, albo wcale.
Gdy usłyszał pytanie dziewczynki, spojrzał w dół na jej zapłakaną buźkę, którą przyciskała do jego koszuli. Jego zielone oczy jarzyły się nieco mocniej, na tle fioletu który ich otaczał wyglądały niemalże upiornie. Miał nadzieję jednak, że mała się nie wystraszy.
- Raczej tak, słoneczko. - powiedział. Co miał zrobić? Nie był pewien czy ogoniasta jeszcze kiedyś poleci na długie dystanse. Na pewno to czekała ją rehabilitacja i to najlepiej pod jego okiem, ale dopiero gdy on sam podszkoli się trochę w ptasiej anatomii.
Cieszył się, że ani Jocelyn ani Gregory nie wtrącali się do tego co teraz robił. Chciał pomóc małej, miał lekkie wyrzuty sumienia - mógł schować piersiówkę od razu do torby.
Z drugiej jednak strony nie wiedział przecież, że ktoś może ją mu zwędzić. A co dopiero napić się z niej. Dziecka to już wcale by nie typował, bo mała skrzydlata osóbka siedziała przecież grzecznie na zjeżdżalni.
Jocelyn miała na rękach jakiegoś lisa. Ujadał i szczekał jak opętany, pewnie też się bał. Czy należał do dziewczynki?
Poczuł w pewnej chwili lekki powiew wiatru. Owionął jego twarz, schładzając czoło na którym zaczęły pojawiać się niewielkie kropelki potu. Przez chwilę pomyślał, że jeżeli kropla spadnie na uszatą to może podrażnić jej skórę... Szybko jednak odrzucił strach, bo Uzdrawianie prawdopodobnie szybko by sobie z takim podrażnieniem poradziło.
Otaczająca ich fioletowa poświata zaczęła słabnąć. Oczy Bane'a zaczęły również przygasać, wracała zwykła nieupiorna zieleń. Kiedy mężczyzna poczuł, że ręce przestają mrowić, wiedział, że leczenie dobiega końca.
Kiedy faktycznie i światło zniknęło i uczucie mrowienia, puścił dziewczynkę. Miał zamiar wstać, ale przeliczył się ze swoimi siłami. Z przykucnięcia poleciał do tyłu tak, że teraz siedział niezgrabnie na ziemi. Patrzył na dziecko przymrużonymi oczami, był wyczerpany. Może nie dyszał, ale teraz najchętniej poszedłby spać.
- Gotowe. - wymamrotał - Musisz uważać na to skrzydełko, maleńka. - dodał po chwili - Byłaś bardzo dzielna. Jak masz na imię?
Wypompowany z sił, zerknął wpół przytomnie na Jocelyn, potem na Grega. Gdyby chcieli, mogliby go teraz spokojnie wykończyć jednym strzałem z pistoletu albo poderżnąć gardło. Miał jednak nadzieję, że nie trafił na złe istoty.
Uratował małą. A może uratował to za dużo powiedziane? Okaże się w ciągu najbliższych dni.
Czuł, że może odlecieć ale resztką sił utrzymywał przytomność i trzeźwość umysłu. Ostatnie czego było trzeba to żeby zemdlał. Wstyd.Jocelyn - 3 Wrzesień 2016, 21:01 Gdy Gregory zadal pytanie Joce przez chwile milczala. Była tak pochlonieta utrzymywaniem wietrzyku i wpatrywaniem sie w Banea oraz Julie że nie zauważyła gdy gryf poszedl po swoje pakunki. Jej torby leżały niedaleko niej samej wiec sie nimi nie przejmowała. Gdy było już po wszystki i grzywacz postawil na ziemii Julie, dziewczyna ledwo powstrzymała sie od wziecia jej w swoje objecia. Nie chciała jednak zrobić jej dodatkowej krzywdy. Poza tym w tym samym momencie Bane upadł. No tak.. Użył przecież jakiejś magii prawda? Sama wiedziała jak bardzo to potrafi wykończyć. Widziała dokładnie jego zgrzana twarz i kropelki potu splywajace po niej. Do tego przyspieszony oddech..musiał być wykończony. Nie ściągając swoivh skórzanych rekawiczek wyjęła z sakwy chusteczke. Czarna z haftowanymi przez nią samą zielonymi różami. Podeszła do niego i polozywszy najpierw przy Tulce Amber, kucnela przy nim i jesli sie zgodzil otarla mu twarz, wzniecajac nieco wiekszy wiatr. Nikt pewnie nie zdawal sobie sprawy z tego że wiatr jest jej dzielem. No bo w końcu trzeba być naprawdę spostrzegawczym by dodać dwa do dwoch i wywnioskować że zmarszczone brwi i spiete ciało jest efektem przywolywania wiatru. Gdy juz wytarla jego twarz, wyciagnela bidon z rumem i podała go mu. Może i to przez niego się to stało ale kto mógł to wszystko przewidzieć? Teraz Joce była mu tylko cholernie wdzięczna. Gdyby nie jej duma oraz chęć zachowania swojej chłodnej reputacji to by go chyba wysciskala. Teraz jednak nachylila sie do jego ucha i szepnela tylko :
- Dziękuję - uśmiechając się przy tym smutno. Po czym wstała i podeszła do Tulki. Przyjrzała się dokładnie jej skrzydlu i jak na jej oko wszystko wyglądało jak należy. Nie licząc plan krwi. Poglaskala dziewczynke po glowie i pogladzila po policzku, sciagnawszy najpierw rekawiczke.
- Byłaś bardzo dzielna skarbie. Bardzo bardzo dzielna- wiedziała jednak ze nie obeszło się w tym wszystkim bez winy Julii. Może i nie był to zbyt odpowiedni moment jednak Joce musiała małą uświadomić że wina leży tez i po jej stronie.
- Teraz skarbie, obiecaj mi że już nigdy,ale to nigdy nie weźmiesz niczego co nie należy do Ciebie. Czy to znajdziesz czy sobie upatrzysz. Nie wolno tak robić. To wszystko mogło się skończyć naprawdę tragicznie. - na myśl o tym że mogłaby ja stracić po policzku spłynęła jej pojedyncza łza. Na nia to i tak za wiele. Nie powinna sie teraz mazgaic ale nie udało jej się tego powstrzymać.
- Tak Gregory. Poszukaj czegoś. Wszyscy musimy odpocząć i przede wszystkim porozmawiać. Jednak najpierw odpoczynek- Skoro ona była tak wykończona to Bane i Julia musieli juz ledwo zipiec. Sen i coś ciepłego dobrze im wszystkim zrobi.Tulka - 3 Wrzesień 2016, 21:44 Dziewczynka nie wiedziala, czy sie cieszy czy nie jesli chodzi o sprawy latania. Obawiala sie tego. W szczegolnosci po tym jal wpadla na Jocelyn.
Siedziala ledwo przytomna. Miala problem utrzymac kontakt z rzeczywistoscia.
Gdy poczula jak wystraszona Amber szturcha ja mokrym noskiem, przytulila ja delikatnie i zaczela glaskac ja po futerku. Byla naprawde zmeczona. Zarowno placzem jak i poprzednimi wydarzeniami.
Gdy Joce do niej podeszla, dziewczynka oparla sie o nia, a slyszac pytanie Bane'a odpowiedziala cichutko.
-- Tu...Tulka - przedstawila sie przezwiskiem nadanym jej przez jej pana.
Slyszac male kazanie Joce zasmucila sie i opuscila wzrok. Nie sadziła, ze to sie może skończyć aż tak źle. W końcu to była zwykła buteleczka.
- przepraszam - powiedziala smutno- Amber mi to przyniosla, a widzialam podobne butelki w sklepie z cukierkami - mowila przysypiajac - juz nie bede...obiecuje...
Miala duzy problem utrzymac przytomnosc. Była bardzo zmęczona, prawie tak jak przez pierwsze tygodnie pobytu w Krainie Luster, jednak była teraz zbyt wyczerpana, aby choćby pomysleć cos na temat swojego pana. Teraz skupiała sie tylko na tym by nie zasnąć. Choć miała taka ochote, nawet tu na tej trawie, na środku placu zabaw. Wszystko jedno, byleby mogła szuk odpłynąć do swojego świata.
- czy mozemy juz stad isc? - zapytala ostatkiem sil. Była nie tylko wyczerpana ale tez nie czuła sie za dobrze i była bardzo brudna, co nie poprawiało sytuacji. Jednak nie chciała marudzić. Wiedziała, ze nie była grzeczna i ze nie zasłużyła na jakiekolwiek wygody, chciała jednak juz isc z tego miejsca, szczególnie dlatego, ze wiatr był dość zimny, przez co dziewczynka sie troche trzęsła. Nie potrafiła sie jednak zamienić w liska i ogrzać własnym futerkiem. Przytulała Amber jednak nie wiele to dawało. To pewnie przez zmęczenie i porządny wypoczynek powinien postawić ja juz na nogi. No i może cos do jedzonka, gdyż mimo ze Julia tego nie zauważyła, w jej brzuszku zaburzało.Gregory - 4 Wrzesień 2016, 12:11 Gregory otrzymał kolejne zadanie. Na słowa Jocelyn kiwnął głową, po czym ruszył na poszukiwanie odpowiedniego miejsca. Przez chwilę nie wiedział co zrobić z bagażami, ale po chwili namysłu wziął część ze sobą, a część pozostawił z nimi - i tak będzie musiał do nich wrócić, czyż nie? A sytuacja wyglądała raczej nieciekawie - tutaj prawie wszystko było restauracjami, a jeśli coś restauracją nie było, to i tak nie dało się na pierwszy rzut oka od całej reszty, bo wszystko upstrzone było cukierkami i czekoladą. A ponadto powoli zbliżali się do godziny, w której tłum stawał się nie do zniesienia i trzeba było się przepychać. Greg mógł myśleć, że jego frustracja była zamknięta tylko w jego głowie, jednak nie było to prawdą - coś wyczuło jego potrzebę i postanowiło ją zaspokoić.
Na początku było to delikatne drżenie gruntu, potem dało się wyszczególnić poszczególne łupnięcia ciężkich kroków. Gryfowi serce stanęło w gardle - co tu się dzieje? I dlaczego wszyscy wokół są tacy spokojni? Może tylko on słyszał ten łomot? Po chwili jednak wszystko stało się jasne - na ulicę wkroczył budynek na olbrzymich, szponiastych łapach. Stąpał ostrożnie, starając się nie zgnieść przechodniów ani nie zmiażdżyć żadnego ze straganów. Kiedy był już całkiem blisko Gregorego (i kiedy ten już przygotowywał się do ucieczki) - drzwi otworzyły się na oścież i na ganek wyszła rudowłosa dziewczyna ubrana w klasyczną,lustrzaną suknię i uśmiechnęła się miło:
- Podobno szuka pan noclegu? Wyczułam to, a że akurat byłam z domkiem niedaleko...
Gregory zbaraniały patrzył na dziewczynę i na domek. Cokolwiek by to było, nie zatrzymałby się w miejscu, którego gospodyni mogłaby się włamać mu do głowy. Inna sprawa, że miał niewielki wybór...
- Może pani ze mną pójść? Mamy tu ranną dziewczynkę, potrzebuje ona wypoczynku. - rzekł słabym głosem, po czym poprowadził ją z powrotem w stronę placu zabaw, raz po raz oglądając się za siebie, sprawdzając, czy zjawisko nadal za nim idzie. Kurwa, co za dzień...