Jocelyn - 4 Czerwiec 2017, 16:10 Musiała przyznać jedno, wyziew jakim ją uraczył Anomander cuchnal zepsutymi jajami. To jego parskniecie zadzialalo jej na nerwy ale nie dała tego po sobie poznać. Tak jak na początku znajomości z nim czuła do niego jakaś sympatię tak teraz najchętniej rzuciła by się na niego. Mimo że jej szanse gdy on jest w tej postaci to 1 do 100. Klinika to nie hotel? No co Ty nie powiesz bystrzacho. Leczenie nie zostało zakończone?
- Że tak zapytam co jeszcze ma Pan zamiar we mnie leczyć? Dostalam juz zapas psychotropow wiec nie rozumiem. Z tego co się orientuje nie jest pan psychiatra by być w stanie urządzać mi sesje. Pytam bo dobrze by było wiedzieć dlaczego mam tu zostać. Te ukryte groźby nie robią na mnie wrażenia. Nie ma pan prawa przetrzymac mnie tu wbrew mojej woli póki jestem w stanie myśleć sama. Moje życie nie jest puste i nie masz prawa się w tej kwestii wypowiadać. - ostatnie zdanie wywarczała mruzac oczy. Miała dość osób które mówią o jej życiu tak jakby w nik uczestniczyli i lepiej wiedzieli co się wydarzyło. Miała dość tego że zarówno Bane jak i Anomander co i rusz pokazują jacy to z nich wielcy panowie na włosciach i jak mało ona tu może. To było frustrujące. Zamknęła na chwile oczy masując swoje skronie gdy do jej uszu doszedł francuski. Było to niespodziewane. Westchnęła słysząc swój rodowity język. Pięknie.
Potrafiła zrozumieć ten brak zainteresowania kimkolwiek innym. Sama tak miała dopóki nie poznała Grega. Z resztą gdy z nim jest inni faceci nadal są dla niej po prostu ludźmi. Żadnym obiektem westchnień czy pożądania. Nie potrafiła tego wytłumaczyć. Słowa Julii były w porządku póki nie powiedziała że jeśli Joce nie chce to ta się do niej nie będzie odzywać i zniknie z jej życia. Żyłka na skroni Jocelyn zapulsowala. Dopiero co sama powiedziała że nie chce takiej siostry i nie chce by Joce ingerowala w jej życie. Czy jakoś tak. A teraz takie gadki odstawia? Juz miała coś powiedzieć jednak Julka mówiła dalej. Ona to zaczęła? Nie mieściło jej się to w głowie. Miała straszny mętlik w głowie, nie była pewna juz co o tym wszystkim myśleć. Potrzebowała chwili w ciszy by sobie to wszystko przefiltrowac ale oczywiście pan szanowny dyrektor musiał wtrącić swoje trzy grosze. Nie przeżył by gdyby się nie wtrącił co? Do licha nie widzi że teraz trwa rozmowa jako taka między Julia a Joce? On doradza jej przeprosić Julie?? Znalazł się pan i stwórca, wielki mędrzec. Jej górna warga drgnela i pewnie by coś zaraz odkrzyknela znajac ja gdyby nie wzmianka o Gregu. Zaatakował Banea? To znaczy że jego też ta cała sytuacja wnerwila? Chociaż on jeden dostrzegł ten problem? Poczula się lepiej, miała w nim swoje oparcie.
- Doradzać możesz swojemu personelowi nie mi. Doskonale wiem co powinnam robić i bez twoich wspaniałomyślnych rad. - jej głos był nadzwyczaj spokojny. Furia juz jej przeszła. Musiała wytłumaczyć coś Julii.
- to wszystko wyszło nie przez Twoje humorki Julio. Z tego co zdążyłam zrozumieć to Bane zrobił coś przez co się zasmucilas i wscieklas. Wzmianka o gasienicy i slimaku... Ja naprawdę mam nadzieje że wcale nie chodzi o to o czym myślę, bo jeśli tak to ten gnojek nie jest wart Ciebie jeszcze bardziej niż do tej pory. Jestem w stanie zrozumieć twój brak zainteresowania innymi chłopcami w twoim wieku. Bane był... Jest kimś kto sporo dla Ciebie zrobił, zajął się tobą i ogólnie... Rozumiem że mógł stać się tym twoim centrum świata czy jak to się mówi... Nie zrozumiem jednak nigdy dlaczego nie potrafił... Nie potrafiliscie zaczekać az osiągniesz pełnoletnośc. Aż będziesz tego wszystkiego naprawdę pewna, póki nie spróbujesz z kimś innym. Jestem naprawdę dumna z tego co do tej pory osiągnęłas, dzieciaki w twoim wieku zwykle nie widzą dalej niż czubek swego smartfona a ty juz pracujesz. Podziwiam twoje osiągnięcia. Nie mniej jednak nie jestem w stane zaakceptować związku 15 latki i 40 latka. Po prostu. I to nie tak ze Cię za to nie chce znać, to nie tak że nie chce Ciebie w swoim życiu. Jestem twoją siostra czy nie zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym. Twoje wybory tego nigdy nie zmienia, zawsze będę za Tobą stała murem. Nie jestem w stanie jednak po prostu tego zaakceptować. Wiem że pewnie proszę o za wiele i na nic się to zda ale... Uważam ze lepiej by było jakbyście zerwali wasz związek na te trzy... Chociaż dwa lata. Byś sprawdziła... Eh. Nie, nie bierz tego na poważnie. Wiem że plote od rzeczy. Zrobisz jak uważasz. Wróć z wami na dol tylko przez wzgląd na Grega. Nie chce by narobił niepotrzebnego bajzlu. Chce byś miała jaki udział w moim życiu, chce się z Tobą widywać chociaż raz na miesiąc... Czy rok. Jak tobie będzie lepiej. Nie mniej jednak nie chce oglądać was razem. Im mniej wiem tym lepiej. Przynajmniej na razie. - jej głos był cichy, zmieszany, francuski akcent i piękna płynna wymowa nie znikły mimo lat nieużywania. Pod koniec uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Powiedziała dokładnie to co myślała. Kiwnela głową i wzbila się w powietrze. Banshee jakby się rozluźniła czując że oddalają się od tego gigantycznego stwora.Rosemary - 4 Czerwiec 2017, 16:47 A wiec Greg był facetem z rodzaju rycerzy. Westchnela, kręcąc głową lekko rozczarowana. Słabo jej to do niego pasowało. A może i nie? Bez większej różnicy. Zastanawiała się jakiej przynależności może być. Wyglądał no jak wyglądał, tylko te dwa pręty wystające z jego krepych pleców. Na co mu one? Bawił się w doktora Octopusa czy jak? Potrafił nimi poruszać? Miał w nich jakieś połączenia nerwowe? W jaki sposób działały? No i w jaki sposób połączyl je ze swoim ciałem tak by tego nie odrzuciło? Postukala się palcem w policzek. W nim też chciałaby sobie pogrzebać. Oj tak. Cóż interesującego skrywaja te mięśnie? Co kryje się pod tą blond czupryna? Jakie właściwości posiada jego ciało? Para się jakimi sztuczkami? Wyglądał by jak typowy tank gdyby był wyższy. Ciekawy okaz, wydawał się być pewny siebie. Jej oczy lustrowaly każdy cal jego ciała, na dłużej zatrzymując się na oczach. Czego może się bać ktoś taki jak on? Palce ją swierzbily by to sprawdzić.
Próba pokazania że jest panem sytuacji przez Banea niespecjalnie zrobiła na niej wrażenie. Machnela na to tylko ręką jakby chciała odgonić natretna muche.
- Wyobraź sobie ze mimo lat które mam już na karku, umysł mam klarowny. - uśmiechnęła się lekko na wzmiankę o utracie kontroli. Oj tak, nie zamierzała wyprowadzać go z błędu. Taka wersja jest dla niej bardziej sprzyjająca w tym momencie. - Izolatka jest całkiem przytulna a personel umie zająć się pacjentami. Dobrze było poczuć na sobie jak tu się wszystko odbywa. Z początku miałam was za kolejną nudna budke dla pokaleczonych a tu proszę. Ciekawie tu macie i ostatnie wydarzenia skłoniły mnie do takiego a nie innego wyboru. Laboratorium mi się przyda. - uśmiechnęła się jak nauczycielka która musiała po raz to setny powtórzyć coś uczniowi. Poza i maska pustej blondi poszły na dalszy plan. Zbyt mała widownia. Bane wiedział ze ona się zgrywa. A Greg? Mało ją obchodzi. Jako obiekt badań jeszcze nawet ale poza tym aspektem ani trochę.
- Ahh. Nie będziesz wywlekal na wierzch mojego przypadku? Ojej. Naprawdę sadzisz ze robisz mi tym łaskę? Wiem jakie procedury obowiązują w przybytkach takich jak ten Bane. Kik jestem by komentować pytasz? Postronnym świadkiem. Gdybyś powiedział że nie mam skazy chyba bym się obraziła. Skazy które posiadam czynią mnie właśnie mną. I jestem z tego zadowolona. Każda wadę idzie obrócić w zaletę. Wystarczy się postarać dziecinko. Każde moje słowo winno być odbierane jako ostrzeżenie nie groźba. Nie mam w zwyczaju grozić. Wystarczy że ja sama jestem... Ah no nie ważne. Ciagniesz mnie za język. Niebezpieczne by było gdybym się za bardzo rozgadala. - westchnela poprawiając lekko kapelusz. Dobrze ze nie miała na sobie nic białego. Krew gada to niezbyt ładna ozdoba. Zaczynała się nudzić. Miała nadzieję że ferajna zaraz wróci. Nie znosiła marnować czasu. Chciała mieć już za sobą rozmowę z Anomanderem. Chciała iść juz do Gopnika. Niby mogła iść sobie teraz i wrócić kiedy indziej jednak odwlekanie spraw na później nie leżało w jej naturze.
- Jesli ktoś coś musi tu spuscic to pan Panie ordynatorze, powietrze boś się nadął jak balon! - wytknela język po czym uśmiechnęła się radośnie. - Kto by się spodziewał że zajmujesz tak wysokie stanowisko. Ale to też wiele w zasadzie wyjaśnia - zmarszczyla lekko brwi patrząc w niebo. Zdawało jej się że widzi jakiś czarny punkt zbliżający się do nich. - nah. Wszystkim wam przydałoby się trochę wyluzować. Spięci jesteście jak liny wysokiego napięcia! Nic tylko czekać na pęknięcia takie jak te sprzed chwili. Ehh napilabym się - westchnela patrząc z żalem na swoją torbe. Znowu zaczynała udawać, weszło jej to w nawyk. Czego by się tu napila... Whisky? A może tak krwi? Ah! Jedno i drugie. Wyborne połączenie.Gregory - 4 Czerwiec 2017, 18:09 Greg spojrzał po irytującym obiekcie nr. 1, rozważając słowa Bane’a. Siedziała w izolatce? No teraz to wszystko ma sens! Po co z nią gadasz? W kaftanik i z powrotem do celi, gdyż widzę tu krytyczny przypadek suczyzmu pospolitego. Teraz było w niej mniej z pustej idioty, a więcej z Hannibala Lectera... ale to nawet ładnie dopełniało wytworzony przez Cyrkowca obrazek. Greg wciął się lekarzowi w słowo.
- Jak na moje powinna zostać tam jeszcze długo, Bane, tak zdrowi ludzie nie gadają.
Kiedy ich oczy przez chwilę się spotkały, Greg zdał sobie sprawę, że kobieta go analizuje. I tak samo jak ona patrzyła w jego ciemno-orzechowe oczy, tak jak i on spojrzał w jej błękitne źrenice, które ona sama z pewnością nazywała lodowatymi, bo przepoetyzowanie własnej osoby było zarazą, która zdawała się dotykać każdego lustrowca. Wystarczyło to krótkie spojrzenie, aby blondyn wyczuł z jakim typem ma do czynienia. Socjopatka. Skoro ona ogląda sobie jego ciało, to on może pooglądać sobie jej umysł, a więc - pozwolisz?
Kapelutek. Prowokujący dekolt. Świadoma własnej seksualności, jak każda dziwka. Żadnych cech magicznego, choć w tych włosach mogła schować różki lub kocie uszka… nieee, Dachowiec odpada. Cośmu w niej nie pasowało. Stoi sobie cała okrwawiona i nawet nie mrugnęła powieką, musi mieć nerwy ze stali albo tak bardzo przyzwyczaiła się do widoku krwi, że już ją to nudzi. Zaraz… to nie krzywo położona szminka. Ona przetarła krew językiem. Ohyda. Gregory całkowicie akceptował zjadanie żywcem małych, piszczących zwierzątek, jednak krew istot myślących, do spożywania której zmuszano go w MORII zawsze powodowała w nim odruch wymiotny. Palce również miała czyste. Wylizała je. Jakiś rodzaj pasożyta? Może Strach? Wkurzała ich, aby sobie poużywać na ich emocjach? Nieee, utraciłby je od razu i nie czułby się przybity. Ale zauważył bardzo ważną cechę: nie posiadała skaz psychicznych.
Greg napatrzył się skrzywień w Cyrku, a potem pozwolił sobie na przeczytanie jednej, bardzo mądrej książki (Tak! Potrafił czytać! I robił to, szczególnie iż w Krainie ciężko było o telewizor). Każda wada, każda przywara wynika z czegoś, co wydarzyło się w przeszłości. Skazy psychiczne dało się wyczytać łatwo, skoro teraz panienka postanowiła zdjąć maskę tępej idiotki. Tyle że nie widział żadnej. Żadnych trosk odbitych na twarzy, ruchem, gestem czy zmarszczką. Zachowuje się jak sucz, mimo iż w jej twarzy nie dało się… czyli musiała urodzić się taka. A istnieje tylko jeden rodzaj istot, który rodzi się w pełni ukształtowany, i któremu zdarza się popijać czasem krwi. To była tylko teoria, ale warto było zachować ją na później. Zastanawiał się, czy ze zdobytą wiedzą udałoby się jej jakoś dokopać. Postanowił pojechać klasycznie, szczególnie iż były to dwie jej cechy, które w jego poczuciu mocno się ze sobą gryzły:
- Skoroś taka mądralińska doktorówna, labolatora i dyploma, to po cholerę kręcisz dupskiem na rurze, moja droga? Nie docenili naukowcy twojego AjKju? A może to kwestia genów? – rzekł Grego słodziutko, a w oczach odbiła się złośliwość. Tak, uwagi ad hominem były dość niskim zagraniem, ale tutaj tej babie po prostu się należało. A słowa o genach były celowe – w końcu nie chciał się zdradzić, że on wie. Nie był w stanie ignorować je dłużej, nawet jeśli ona sama skupiała się na Banie. Musiała uważać go za kogoś ważnego.
Zdał sobie jednak sprawę, że blondi odciągnęła go od tematu, który zaprzątał jego głowę najmocniej. Jocelyn i to, co właśnie czuła. Na pewno nie będzie zachwycona, widząc gigantyczne smoczydło lecące tuż za nią. Musi do niej iść. Musi ją uspokoić. Być przy niej! Może Szary zauważył cokolwiek?
- Nie wiesz, gdzie poleciała Jocelyn? Muszę z nią teraz być. – powiedział poważnie, rozglądając się wokół. Przez to wszystko nie miał pojęcia, w którą stronę mogli polecieć. A on nie mógł pozwolić, aby w takim momencie była sama.Tulka - 4 Czerwiec 2017, 22:20 Nie rozumiała dlaczego Jocelyn była taka uparta. Oni jej chcieli pomóc, a ona co? Co chwila kogoś wyzywała i obrażała. Rzucała kąśliwymi uwagami. Mogłaby choć raz ukazać skruchę. Zachowywała się tak jakby w ogóle nie potrafiła się komuś podporządkować, jakby to było coś przez co miałaby wielką skazę na honorze. Ta....honorze. Ciekawe czy ma coś takiego. Uciekła od załogi, zrezygnowała z misji, nie podając żadnych powodów poza tym, ze nie da rady i to nawet zanim dotarli do Szkarłatnej Bramy. Nie przyszła do Kliniki sprawdzić czy z Julią jest coś w porządku. Z tego co wiedziała, to Joce przyszła na Dworzec oddać przepustkę kilka dni po tym jak ją otrzymała, więc czemu nie przyszła do niej? Skoro tak się nią chciała zajmować i tak bardzo jej się nie podobało to, że opiekował się nią Bane, to czemu nie przyszła sprawdzić czy na pewno tam dotarła? Nie ufała mu, ale jednocześnie ufała na tyle, żeby powierzyć mu dziecko? Coś naprawdę musiało być nie tak z jej głową i to jeszcze zanim cierpiała.
Nie skomentowała tego jednak w żaden sposób. Była już zbyt zmęczona by ciągnąć dalsze dramy a domyślała się, ze Bane będzie chciał wyjaśnić całą tę sytuację. Tak bardzo chciałaby zniknąć teraz w jakiejś norce i zasnąć. Wypłakać się, wtulić w mięciutkie futerko Amber. Ona nie pytała, nie oceniała po prostu była przy niej zawsze gdy Tulka tego potrzebowała.
Spojrzała zaskoczona w wielkie gadzie oko, gdy Anomander powiedział, że jest z niej dumny. Zrobiło jej się trochę lepiej na sercu. Przynajmniej na chwilę poczuła, że nie wszystko jest jej winą, że ktoś jednak potrafi docenić to co robi. Potrafi ją pochwalić w tym okropnym dniu. W jej oczach gad mógł dostrzec wdzięczność, za te kilka miłych słów.
Wszystko jednak zepsuły kolejne słowa czarnoskrzydłej. Tulka stała z szeroko otwartymi oczami. Wpatrywała się w podłogę a jej twarz skryta była za grzywką, w kolorze identycznym jak włosy Bane'a. Nie słyszała tego co siostra jej mówiła. I nawet nie chodziło o to, że nie chciała tego słuchać. Po głowie kotłowało jej się fragment wypowiedzi Jocelyn : Nie zrozumiem jednak nigdy dlaczego nie potrafił... Nie potrafiliscie zaczekać az osiągniesz pełnoletnośc. Aż będziesz tego wszystkiego naprawdę pewna, póki nie spróbujesz z kimś innym.
Chwilę wcześniej powiedziała, że rozumie, że nie może wzbudzić w sobie zainteresowania kimś innym...ale nie było to spowodowane tym, że coś czułą do białowłosego. Było to spowodowane tym co przeszła. Po prostu nie potrafiła nikogo pokochać, nie potrafiła nikomu zaufać....
Słowa siostry ją bardzo zabolały. Poczuła się tak, jakby Joce kazała jej się puszczać i próbować z młodszymi od lekarza, żeby upewnić się że na pewno chce spróbować z nim. A raczej, żeby Joce nie musiała się za nią wstydzić, że jest z jakimś dziwnym, starym typem.
Nie powiedziała nic na jej słowa. Po prostu stała, oddychając płytko. Czekała aż kobieta się od nich oddali. Nie potrafiła nawet na nią spojrzeć. Gdy Jocelyn w końcu wystartowała, Tulka opadła na kolana i schowała twarz w dłoniach. Nie płakała jednak. Była załamana.
-Czy..czy ona zaraz po tym jak powiedziała, że rozumie, że nie umiem się nikim zainteresować, powiedziała, że powinnam spróbować iść do łóżka z kimś innym? Czy zasugerowała, ze nie jest ważne z kim pójdę do łóżka, byle by nie był to Bane i byle ta osoba była od niego młodsza? - zapytała zachrypniętym głosem, całkowicie wypranym z emocji.
Zupełnie nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Czuła się coraz gorzej. Jak jej rodzona siostra mogła jej coś takiego zaproponować? Jak mogła jej powiedzieć coś takiego? W szczególności, ze wiedziała co Tulka przeżyła trzy lata temu. Nie wiedziała, że była brutalnie tresowana na seks zabawkę, jednak sama świadomość tego, że Julia była przez kogoś gwałcona przez rok nie dawała jej do myślenia, dlaczego Tulka związała się akurat z kimś komu zaufała? Dziewczyna miała taki mętlik w głowie, że aż jej się w niej zakręciło.
Skuliła się mocno, zaciskając pięść na bluzce w okolicy serca i oddychając z wielkim trudem. Nie wiedziała co ma robić, nie wiedziała już nawet komu może zaufać. Traciła wszystkich i wszystko....może jednak byłoby lepiej, jakby nigdy nie wybudziła się z tej śpiączki?Anomander - 5 Czerwiec 2017, 21:51 Gad popatrzył na dziewczynę jakby ta właśnie oznajmiła, że dzięki jej łaskawemu przyzwoleniu oto słońce od dziś wschodzić będzie na zachodzie a zachodzić na wschodzie, ptaki zaś, zamiast śpiewać, będą ryczeć jak woły.
- Czy Ty naprawdę uważasz, że jesteś zdrowa? – powiedział opuszczając łeb i kręcąc nim z rezygnacją - Drogie dziecko, nawet nie masz pojęcia jak bardzo się mylisz w kwestii zatrzymania w Klinice. Primo, stanowisz potencjalne zagrożenie dla otoczenia czego najlepszym przykładem jest Gregory. Secundo stanowisz zagrożenie dla samej siebie a Twoje incydenty lunatyczne kiedyś mogą skończyć się tragicznie. Tertio jesteś niedożywiona i nie można zaufać Ci w kwestii tego, że oto zaczniesz normalnie jeść. Ergo, już samo to, że stanowisz zagrożenie daje podstawę do zatrzymania Cię w placówce, a ja podąłem Ci aż trzy powody, dla których mogę zatrzymać Cię choćby siłą w placówce. Widzisz, w Krainie Luster nie ma zamkniętych zakładów leczniczych dla psychicznie i nerwowo chorych. Zatem masz wybór, zostajesz i kontynuujesz leczenie według naszej najlepszej wiedzy albo zmuszony będę poinformować w trybie pilnym lokalne organy bezpieczeństwa o tym, co się wydarzyło, udostępnić im Twoją dokumentację medyczną i wskazać prawdopodobne miejsce pobytu. A oni, cóż, oni zapewne rozpoczną poszukiwania i w najlepszym wypadku trafisz do Kliniki ponownie, ale już nie na takie wczasy jak w tej chwili. Ty sama zdecydujesz co będzie dalej, nie spiesz się z wyborem, bowiem w Twe własne ręce oddaję Twój los.
Mówił to z prawdziwym smutkiem. Żal mu było tej pyskatej dziewuchy, ale procedury są procedurami i musi ich przestrzegać. Nie chciał jej straszyć, ale musiała wiedzieć jakie konsekwencje niosą za sobą jej działania. Jej buta graniczyła z głupotą. Takie istoty jak ona w każdym konflikcie giną jako pierwsze. Szkoda.
Anomander nie skomentował dalszej wypowiedzi dziewczyny. Jakkolwiek chamska, prymitywna i głupia by nie była, miała prawo zaprotestować. To nie były sprawy medyczne. Poza tym uważał, że dość już powiedział. Teraz ona musi sobie przemyśleć czy wybiera leczenie czy życie zaszczutego zwierzęcia.
Poczekał aż odleci i trącił Julię nosem w bok. Przez chwilę zastanawiał się czy powinien odpowiadać na to pytanie. W końcu, zasadniczo należało ono raczej do pytań retorycznych.
Zamiast mówić cokolwiek podszedł do Julii i owijając ogon wkoło niej, tak by ją objąć usiadł koło niej okrywając ją skrzydłem.
Zachodzące słońce na horyzoncie, młoda dziewczyna na dachu a koło niej wielka skrzydlata gadzina. Obrazek jak z książki fantasy albo romansu. Problem w tym, że cukierkowy klimat Krainy Luster psuł koncepcję ponurego świata smoków, trolli i rycerstwa. W sumie gdyby nie fakt, że sytuacja była raczej tragiczna niż romantyczna, to od biedy można by to podciągnąć pod romans. Ot, zupełnie nie pamiętający jak się kogokolwiek pociesza gad, starał się własnym skrzydłem, jak tarczą osłonić załamane dziewczę przed deszczem wątpliwości i tym czego i tak doświadcza.
Siedział tak i milczał przez chwilę przytulając Julię skrzydłem do swojego boku. Po prostu nie chciał by było jej zimno. W końcu gdyby zmarzła musiałby jej wystawić kolejne zwolnienie z pracy. A może był to zwykły ojcowski odruch, gest zwykłego przytulenia bez zbędnego gadania? Nie wiadomo. Kto wie, o czym myśli gad?
- Gdy będziesz chciała lecieć to powiedz. – powiedział dotykając czubkiem pyska czubka głowy dziewczyny - I pamiętaj, nie spieszy nam się. Masz dokładnie tyle czasu ile Ci potrzeba.
Więcej się nie odzywał.
Po prostu był.Bane - 7 Czerwiec 2017, 18:59 Rosemary jak na złość paplała i wciąż paplała. To nie tak, że Bane był do niej uprzedzony. Nawet lubił tą gówniarę, która lubiła na ostro. Ale akurat w tej chwili jedyne czego chciał, to ciszy. Dużo się działo ostatnio i białowłosy nie bardzo odnajdywał się w tej wartkiej akcji. Preferował raczej spokojne melodramaty a nie tragikomedie z szaleńczymi zwrotami akcji.
Ponownie przeniósł na nią wzrok gdy mówiła. Co jak co, ale nie miał zamiaru jej ignorować. Należał do osób kulturalnych a teraz gdy odrobinę się uspokoił, mógł na nowo pamiętać o manierach.
Szkoda mu było tylko Gregorego, który wydawał się być nadal nabuzowany. Dodatkowo też bał się o własną kobietę, bo co może strzelić do główki pięknej Jocelyn? Czy Anomander i Tulka w ogóle ją odnaleźli?
- Rosie, posłuchaj. - zaczął już spokojniej i grzeczniej - Miło mi, że podobało ci się w Klinice. Ostatecznie też cię nie wyganiam, bo nie mogę tego zrobić, nie jestem Dyrektorem. - westchnął - Ale proszę cię. Na chwilę odpuść. Nie prowokuj. - potarł skronie - Zaraz mi łeb pęknie. - spojrzał w jej jasne oczy - Dlatego proszę, daj mi przez chwilę spokój. Na krótką sekundę zamilknij. Nie wiem... Usiądź sobie na trawie, pozbieraj kwiatki czy co tam kobiety robią gdy się nudzą... - machnął ręką - Tylko nie drażnij mnie, proszę cię grzecznie, bo mam dosyć.
Otrzepał koszulkę z kurzu chociaż nie było to konieczne, bo przecież już wcześniej to zrobił. Gest ten zdradził jednak, że faktycznie nie czuł się komfortowo. Był podenerwowany i... wystraszony? Anomander obiecał, że później się nim zajmie i Bane coś czuł, że nie skończy się na pogawędce. Nie tym razem.
- Zaraz wróci Dyrektor, odbędzie się sparing a po walce zagadniesz do niego i dowiesz się, czy w ogóle chce robić z tobą interesy czy nie. - powiedział kończąc wywód.
Teraz przeniósł uwagę na Gregorego. To co powiedział blondyn było całkiem ciekawe. Czyli Rosemary była... striptizerką? Tańczyła na rurze? No ładnie! Niezłe z niej ziółko.
Bane złapał się na tym, że wyobraził ją sobie wyginającą się na stole. Widok był całkiem całkiem... Szybko odgonił natrętne myśli i spojrzał w niebo.
Powoli zbliżał się do nich jakiś kształt, ale jeszcze był za daleko by stwierdzić kto to lub co to. Anomander byłby większy, więc pewnie leciała do nich Tulka albo Jocelyn.
- Chyba do nas leci. - powiedział wskazując kumplowi nadlatujący kształt. Spiął się by w razie czego odeprzeć atak z góry, przecież Joce mogła się na niego rzucić i pięściami, prawda?
Czekał w milczeniu. Nie miał zamiaru już drażnić ani Rosie, ani Grega, ani Joce... Nikogo! Prawdę mówiąc chciał zniknąć, wiedział że był głównym powodem tej całej awantury.
Co poradzić. Tak to już jest, jak człowiek zapomni się i pozwoli sobie na chwilę szaleństwa. Bane musiał odpokutować za niecne czyny, ale miał nadzieję, że kara nadejdzie szybko, szybko minie i będzie w miarę bezbolesna.Jocelyn - 9 Czerwiec 2017, 17:06 Jak dobrze że zamiast ciągnąć tą bezsensowna pogadanke z Monsieur Reptiles odleciała. Był jak jej dziadek. Zawsze pokazywał jak wiele to on znaczy, jak wiele to on nie wie i jak bardzo nie do uczona jest cała reszta. Najgorzej jak juz takie indywiduo się zaprze przy swojej wersji. Głuche to wtedy na każdy argument, już nie wspominając o tym że zwyczajowo ignoruje sens słów innych ludzi, uważając że to jak on to zinterpretował jest właśnie tą dobra wersja. Taki tez wydawał jej się Anomander. Nie powiedziała nawet słowa o tym że jest zdrowa. Na pytanie co chce w niej leczyć walnął jej litanie, nie mówiąca nic więcej niż kobieta juz wiedziała. Zastanawiała się czy wspomniał o Gregu po to by jej dopiec czy pokazać że jest beznadziejna i nie umie się nawet sobą zająć? Każdy z tych świętych doktorkow, a nawet Julia usilnie starają się jej wbić do głowy że jest nieodpowiedzialną smarkula która ciągle wszystkim robi problemy. Miała nadzieję że dostanie juz ten wypis i nie będzie musiała na nich wszystkich patrzeć. Rzygac jej się chciało od tej atmosfery i tych wszystkich informacji.
I ta groźba. Nie zostaniesz? Nasle na Ciebie gwardie a co mi tam. Zobacz jaki jestem potężny. Taki ze mnie wieeelki, silny i władczy smoczek! RAWR! pokręciła głową prychajac. Banshee zasnęła na jej rękach toteż odwiazala wstążke z ramiaczka sukienki. Zamieniła ją w małe dzieciece ponczo i opatulila nim niechniurke. Nie miała tak naprawdę najmniejszej ochoty wracać na ziemię. Tym bardziej że miała znowu patrzeć na Banea. A napatrzyla się na niego już za dużo. Jak tak dalej pójdzie to będzie miała o nim koszmary. Gdy była już blisko zaczęła krążyć nad polana by wytracic prędkość oraz wysokość. Im niżej była tym lepiej widziała osobę która dołączyła do Grega i recydywa Banea. Wysoka, dość skąpo aczkolwiek na pewno seksownie ubrana, kobieta o naprawdę pokaźnych walorach. Odruchowo przejechała dłonią po swoich ramionach. Kostki, kosteczki, kościunie. A, no i skóra. Taaak. Westchnela. Czego taka kobieta szuka w takim miejscu? Nie wyglądała na pacjentke, na pracownice tym bardziej. Widziała że mężczyzna oraz Bane stoją kawałek od niej a Greg ma naprawdę niezadowolona mine. Joce nasunela sie głupia myśl. Czyżby... Czyżby to była jedna z kochanek Grega? Serce zabiło jej naprawdę szybko. Pokręciła zaraz jednak głową. Przecież Gregu nie pozwoliłby na to by doszło do ich spotkania. Prawda? Naprawdę chciała w to wierzyć...
Wylądowała lekko i z gracją. Przez chwilę po prostu stała by się ogarnąć. Gdyby nie to, to na pewno by skorzystała z okazji i przepolowila Banea na pół. Podeszła do Grega i wzięła go pod rękę, patrząc jednocześnie z wyższościa na cizie która cholera wie po co tu stoi.
- Zaraz powinni tu być- nie brzmiało to ani trochę radośnie. Głos miała ponury. Całą swoją poza mówiła że chce juz stąd iść.Rosemary - 9 Czerwiec 2017, 17:33 Zdrowi ludzie tak nie gadają. Parsknela. Nozesz, żeby Cie tir rabnal zwierzaku. Mówienie o osobie która stoi tuż obok, tak jakby jej to nie było jest dość niegrzeczne. Savoir Vivre leży karzełku! Była głodna i zaczynało ją irytować to czekanie. Greg pachniał jak drapieżnik, kot ale też jak człowiek i coś jeszcze. Dziwak.
- Jakiej jesteś rasy Gregory? - zapytala przyglądając się znowu prętom w jego plecach. Notowała sobie w myślach każde spostrzeżenie. Mogą się kiedyś przydać, informacje o rasach tu żyjących się jej tak czy siak przydadzą. Greg odpowiedział na jej spojrzenie, wpatrywał się w jej oczy. Przechyliła głowę lekko w bok. Ciekawe co w nich widzi. Sama nie za bardzo je lubiła, strasznie się wyróżniały przez ten jakby brak źrenic. Wyglądały jak morze na lazurowym wybrzeżu. Niezbyt lubiła tamto miejsce, tamtejsza populacja ludzka jest dość mocno zapatrzona w zabobony i inne takie.
Uniosla brwi w górę słysząc pytanie milusińskiego. Roześmiała się jakby usłyszała kapitalny żart.-Ależ to jest tak oczywiste że aż mnie dziwi że o to pytasz! Tańczę dance pool bo to l-u-b-i-ę. Lubie Gregory. I ułatwia to znacznie wyłapywanie co smaczniejszych kąsków. Po co rzucać się na randomowe obiekty skoro mogę sobie wybierać wśród widowni? Ludzkie szpitale niee są za bardzo przychylne moim... Badaniom. Gdy pracowałam w Rudolfinerhaus we Wiedniu po jakichś pięciu latach jakiś uczniak na praktyce zaszedł do mojego laboratorium podczas gdy ja rozgladalam się po oddziale szukając nowych obiektów. No i zobaczył zbyt wiele, zrobiło się kongo, zamieszali w to prase. Od tamtej chwili unikam szpitali. Ale! Tu jest bosko. I chętnie się wdrąże w ten światek- blysnela kłami. Mógł dostrzec że się wydłużyły i lekko wykrzywily. Jak u węża przed atakiem. Nic więcej jednak nie zrobiła. Słysząc jak Banula marudzi na swój ból głowy warknela zirytowana, odpiela torbę i wyjęła z niej mały woreczek z białymi tabletkami. Tabletki nie miały żadnych oznaczeń a dlaczego? Były jej. Sama je wytworzyła. Było ich tylko pięć i to wielkości ziarna grochu. Stworzone na bazie konotoksyny pobranej od morskiego ślimaka z Morza indyjskiego. Wyjęła jedna tabletke i wręczyła Baneowi.
- Wez sobie. Ból minie od razu. Nie są to żadne dragi. Choć w sumie to zależy co dragami nazwać - teatralne zamyślenie, cmokniecie w powietrze. Chciała coś jeszcze palnac ale na ziemii wyladowala plomienno wlosa chudzinka. Od razu przywarla do Grega i spojrzala na nią zawistnie. Rosie odpowiedziała jej łobuzerskim uśmiechem. Schowala resztę magicznych tabletek i stanęła kawalek dalej.Gregory - 9 Czerwiec 2017, 22:28 Ty się nie śmiej, lafiryndo, Gregory nie zrobił nic zabawnego - był to jednie akt Autentycznej Troski o jej Kondycję Mentalną. Grego był w końcu dobrze znanym świętym na ziemi, świętym Gregorym od maluczkich, a ty się ciesz, że kąpiesz się w chwale jego niesamowitego dobra. Kiedy tamta parskała, Cyrkowiec pozwolił sobie pobłogosławić ją poprzez pomachanie jej środkowym palcem. Po tym wszystkim zmienia robotę - jeśli ta cizia postanowi zwracać na niego uwagę dłużej, również w godzinach pracy.
Och naprawdę, nie musisz być taka wścibska. Ani bezpośrednia. Nie zamierzał tutaj skupiać się na pogaduszkach prowadzących donikąd.
- Chyba widać, że Opętańcem. Coś zamierzasz z tym zrobić? Na nic ci się ta wiedza nie przyda. Ja tego twojego krwiopijstwa nie skomentuję. - warknął, ruszając skrzydłami w górę i w dół na potwierdzenie swoich słów. Uchodzenie za takowego zawsze wydawało mu się wygodne i pomagało dezinformować. Im mniej wiedziała o nim, tym lepiej.
A więc to luuuuuuuuuuuuuuubi? Och czyżby? Ze wszystkich zawodów, jakie istnieją na tym świecie, postanowiłaś zostać chodzącym kawałkiem mięsa do którego ślini się banda półgłówków? Widać było, że nie kryje się z tym, czym jest, jednak blondyn nadal wolał udawać głupiego. On w przeciwieństwie do niej nie ściągał wszystkich masek, ponieważ nigdy nie dało się ocenić, kiedy znowu będą potrzebne. Następne jej słowa wzbudziły w nim nieprzyjemny dreszcz. Czy ona była… niee, to nie trzymałoby się kupy. Prędzej jako obiekt badawczy niż jako naukowiec - lustrzanie zbyt często dawali się zdemaskować. Mimo wszystko jej obecność stała się dla niego jeszcze bardziej nieznośna, gdyż szturchała patykiem jego małą, Cyrkową traumę.
Dziękuję ci Panie, że Jocelyn pojawiła się przy nich sama! Krępy chłopak spojrzał w niebo z ulgą. Nareszcie wróciła. Naprawdę, może powinien wreszcie zacząć chodzić do kościoła, skoro takie skojarzenia trzymały się go w tej chwili mocno - szczególnie iż Jocelyn była jego najpiękniejszym, czarnym aniołem. Kiedy wylądowała, stanął na palcach aby złożyć pocałunek na jej policzku:
-Jocyś, wszystko dobrze? Wszystko okej? Mam nadzieję, że ten smok cię nie wystraszył - dyrektor a pacjentów doprowadza do zawału, no co za... Rozmówiłaś się z Julką? Wszystko okej? - zaczął zasypywać ją pytaniami wypowiadanymi miękkim szeptem, chcąc, aby patrzyła mu prosto w oczy. Może traktował ją troszkę nadopiekuńczo, racja, może nawet bardzo, ale niespecjalnie wiedział, jak powinno się zwracać do osoby w podobnym stanie. Joce jednak nie wyglądała na specjalnie roztrzęsioną, raczej na poirytowaną. Gregory czuł, że nawet jeśli nikt z Kliniki ich nie wyganiał, to Jocelyn stanowczo wygoni się sama - a Greg za nią. No bo co miał robić? Chciał być z nią, chciał, aby czuła się szczęśliwie i bezpiecznie, i za żadne skarby świata nie chciałby jej opuszczać.
- Trzeba będzie się zapytać, jakie ci tam leki dano... Mam nadzieję, że to żadna chemia. Niektóre leki miewają listę skutków ubocznych jak moje ramię, o cenie nawet nie wspomnę. - zamarudził. Nie wiedział nawet, gdzie konkretnie w Krainie znajdowały się apteki. Pewnie remedium na wszystko, czego nie da się usunąć czarami, to pijawki i maść z ptasich szponów.
//krótko pisane pod presjąTulka - 9 Czerwiec 2017, 23:14 Julia już się nie odzywała. Po prostu słuchała rozmówców. Nie miała już nic do powiedzenia. Czuła się źle i to bardzo. Nie sądziła, że coś takiego się stanie, a tym bardziej, że stanie się to tak szybko. Są ze sobą trzy dni, a on nie już musiał pójść do jakiejś pannicy, która zadowoli go bardziej niż Tulka? Czuła się trochę jak króliczek doświadczalny. Zobaczył, że jej nic nie zrobił i próbował dalej, by sprawdzić czy może być z kobietą tak jak dawniej. Wybrała najwidoczniej źle...jednak nie chciała z nim zrywać....może faktycznie potrzebował wyskoku jakiegoś i teraz będzie już dobrze? Tak bardzo chciałaby w to wierzyć, ale uznała, że da mu jeszcze jedną szansę.
Zaskoczył ją gest gada. Otulił ją skrzydłem i przycisnął lekko do siebie. Zerknęła na niego zaskoczona, swoimi zaczerwienionymi oczami. Westchnęła i wtuliła się w niego niepewnie. Schowała ponownie twarz w dłoniach. Łkała bezgłośnie, nie umiała się uspokoić. Gdy nikogo nie było w pobliżu nie musiała się tak hamować. Był tu tylko Anomander. Miała wrażenie, że tylko jemu w tym momencie może zaufać, ale nie wiedziała jak było naprawdę. Było jej zimno, ale słysząc słowa Dyrektora, zrobiło jej się lżej na sercu. Nie naciskał, po prostu przy niej był. Nie wymagał nic poza daniem znać kiedy będzie gotowa. Na jego słowa tylko przytaknęła głową, dając tym samym znać, ze rozumie.
Trwała tak jeszcze kilka, może kilkanaście minut, zanim się jakoś uspokoiła. Otarła policzki rękawem i spojrzała z wdzięcznością na smoka. Podniosła się niepewnie i delikatnie objęła jego długą szyję, przytulając go przy tym. Trwała tak chwilę, po czym odezwała się cichutko -dziękuję ta....dziękuję, że pan ze mną został - poprawiła się szybko, mając nadzieję, że Dyrektor nie zauważył tego przejęzyczenia.
Odsunęła się od gada i westchnęła jeszcze głęboko - chyba trzeba wracać...nie chcę, żeby Joce znów się pokłóciła z Banem....a ja sama też nie mogę wiecznie odwlekać rozmowy z nim... - mówiła znów wpatrując się w ziemię - im szybciej to załatwię tym lepiej...niezależnie czy będzie pan się jeszcze sparingował z Gregorym czy nie. Ale oczywiście obejrzę to, żeby to potem uwiecznić - westchnęła ponownie i spojrzała w kierunku, w którym zniknęła jej siostra. Czekała na sygnał do odlotu oraz na polecenie czy ma lecieć sama czy znów dosiąść smoka. Nie chciała jeszcze wracać, ale wiedziała, że nie można tego odwlekać w nieskończoność. Joce już była od jakiegoś czasu z resztą i kto wie co tam wyprawia.Anomander - 11 Czerwiec 2017, 21:13 Anomander siedział przy Julii i rozmyślał. Jego myśli szybowały daleko od ciała. Cóż, stary gad rzadko miał ochotę kogoś zabić. No dobrze, zabijać miał ochotę prawie cały czas, ale żeby od razu realizować swoje zamiary, to raczej miało miejsce rzadko. Myślał o Jocelyn. Tak pyskata, nadęta, buńczuczna, ruda, anorektyczna cholera samym swoim zachowaniem doprowadzała go do szału. Miał ochotę złapać ją w żelazny uścisk szczęk i wydusić z niej życie. Zgruchotać jej żebra, rozłupać czaszkę a następnie pożreć. Jednak miał przeczucie, że takie rozwiązanie nie było by pożądane. Nie ze względu na Julię, Gregorego czy Bane'a, choć ten ostatni raczej szczerzyłby się jak wujcio-wariatuńcio mówiąc, że mu niewymownie wręcz przykro i płacze po Jocelyn rzewnymi łzami, ale ze względu na dobro okolicznej ludności. O tak, dobro okolicznej ludności było tu na pierwszym miejscu. Jak wiadomo pożarłszy taką porcję mięsa Anomander nie mógłby szybko ponownie stać się człowiekiem. Blokady nie stanowiła przemiana, ale ograniczenie pojemności i żołądka i tym podobne sprawy. Zatem trawienie pożartego babsztyla zachodziłoby w ciele skrzydlatej gadziny. Jocelyn zdawała się być dostatecznie przebrzydłą cholerą by wywołać niestrawność nawet u przyzwyczajonego do żarcia padliny gada. I właśnie w tym miejscu zbliża się nieubłaganie kwestia społeczna.
Otóż pewnie zdarzyło się większości z ludzi, że w którymś momencie ich życia, nie z tego ni z owego narobił na nich ptak. Ot, gołąbek, wróbelek, mewa czy insza latająca, pierzasta istotka strzeliła klocka wprost na ramię lub inną część ubioru. Mało przyjemne, prawda? To teraz wyobraźcie sobie smoka ze sraczką ... Co pomyślałby człowiek, który idzie z wnuczkiem na lody, a tu nagle na wnuczka spada wielka kupa płynnej smoczej kupy? Jak za taki numer przeprosić? Stwierdzenie „Najmocniej przepraszam. To tak przypadkiem. Rozumie Pan, wyrwało mi się” raczej wiele tu nie pomoże. Z resztą już Anomander z zasady olewał większość ludzi ciepłym moczem ( w przenośni oczywiście), ale żeby ich personalnie osrywać? Nie, nie uchodzi to szlachcicowi.
Zatem przerabianie białych niedźwiadków na niedźwiedzie brunatne w toalecie Kliniki musiało wystarczyć.
Jaźń wróciła z fekalnych wycieczek gdy Julia mówiła o Jocelyn i Bane'ie.
- Powiedziałbym Ci kilka truizmów o tym, jak to najlepiej rozmawiać na zimno, gdy emocje już opadną, ale myślę, że nie ma takiej potrzeby. Sama wiesz najlepiej kiedy przeprowadzić taką rozmowę.- westchnął ciężko, nie lubił jak jego podopieczni się kłócą ze sobą - Na ile znam Bane'a to może zasłaniać się zależnością służbowa mówiąc, że on jest ordynatorem a ty pielęgniarką – Anomander zastanowił się przez chwilę, musiał wyrównać szanse w nadchodzącej dyskusji pary kochanków - Julio, niniejszym czynię cię członkiem komisji dyscyplinarnej aż do odwołania. Jako dyrektor Kliniki i „capo di tutti capi” w tej placówce medycznej, mam do tego prawo. Teraz oboje macie się w szachu. Bane jest ordynatorem i de facto podlegasz mu jako pielęgniarka, ale Ty jesteś członkiem komisji dyscyplinarnej i z każdego braku w sprzęcie i medykamentach, każdego niedociągnięcia a także zachowania względem pacjentów, które złamałoby regulamin odpowiadać będzie przed Tobą
Opuścił skrzydło pozwalając Julii wsiąść na swój grzbiet. Gdy tylko zajęła miejsce odwrócił łeb w jej stronę i uniósł wargę ukazując przypominające rzeźnickie noże zębiska w czymś co można było uznać za parodię uśmiechu
- Głowa do góry Julio, życie ma to do siebie, że po każdym deszczu zawsze nadchodzi słońce. Chodź, polecimy zobaczyć czy chmury są z waty, co Ty na to?
Nim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć zeskoczył z dachu i uderzając skrzydłami zaczął się wznosić w kominie powietrznym. Gdy byli już dość wysoko, by tereny zielone wydawały się być jedynie mozaiką ułożona na odległej ziemi a domy przyjęły wygląd małych kwadracików, gad ponownie odwrócił głowę do dziewczyny
- Ja też się lekko zdenerwowałem całą tą sytuacją. Chodź, pokrzyczymy sobie trochę co by się rozładować. To naprawdę pomaga na nerwy. Trzymaj się mocno i ewentualnie zatkaj uszy! – powiedziawszy to odczekał chwilę, rozłożył szeroko skrzydła i ryknął ile miał sił w płucach.
Ogłuszający ryk przywodzący na myśl mieszaninę dźwięków gromu, trąbienia słonia, ryczenia lwa i rżenia konia przeszył niebo. Zanurkował przez chmury rycząc z furią.
W głowie zaświtały myśli o zabijaniu i łowach. Bestia się rozzuchwaliła i chciała zabijać. Musiała wylądować agresję.
Widząc stojącą grupę gad miał ochotę wpaść pomiędzy nic i za pomocą paszczy pełnej ostrych kłów i ogona zrobić z nich miazgę. Rwać, szarpać i mordować! Pożreć ich ciała! Zamoczyć paszczę w krwi! Zaryczał jeszcze raz dając upust agresji i żądzy mordu, ale wewnętrzna wola Anomandera jakimś sposobem opanowała bestię. Jaźń bestii przez chwilę protestowała, ale musiała się wycofać. Osiadł na ziemi kawałek od zebranych i opuścił skrzydło dając Julii zejść. Miał nadzieję, że Julia nie wyczuła chęci mordu, którą przez chwilą buzował, ale były na to raczej małe szanse.
- Zanim rozpoczniemy sparing, o ile do niego dojdzie, powinniśmy porozmawiać. Zapraszam was do stołu. Musimy sobie wyjaśnić kilka spraw. - łbem wskazał stojący nieopodal drewniany stół.
Spojrzał w stronę Rosemary.
- Rozmowa nie dotyczy Ciebie. Co tu robisz i czego chcesz? Wydawało mi się, że dostałaś już wypis. – powiedział podchodząc w jej stronę i uniósł łeb przybierając dogodną pozycję do ewentualnego ataku.
Nie wiedział czego spodziewać się po krwiopijcy.Bane - 12 Czerwiec 2017, 18:10 No kto by pomyślał. Wystarczyło ładnie poprosić, a Rosie już nie zaczepiała, już nie prowokowała. Oczywiście nadal była na swój sposób irytująca, ale już przynajmniej nie starała się udowodnić całemu światu jaka to ona nie jest świetna.
Bane korzystając z okazji, że przerzuciła zainteresowanie na Gregorego, rozejrzał się dookoła. Placyk nie wyglądał na dziką polankę, nieopodal stał piknikowy stolik, swego rodzaju ława z przytwierdzonymi już siedziskami. Czyżby Dyrektor kiedyś urządzał sobie tutaj Grilla?
Rozmowa stała się nieco spokojniejsza, co zdecydowanie mu się bardziej podobało. Lubił przepychanki słowne, ale dzisiaj już i tak za długo był w centrum uwagi.
Gregory był podenerwowany, martwił się o Joce dlatego w czasie ich rozmowy, gdy Gryfek dyskutował z Rosemary, Bane szukał dyskretnie na niebie kogokolwiek z ich wesołej gromadki. Anomander nie wracał już długo, zabrał ze sobą Julię... Bane ufał Dyrektorowi jak nikomu ale nie zmieniało to faktu, że wolał mieć lisiczkę obok siebie. Nawet jeśli dziewczyna była na niego śmiertelnie obrażona.
Oprócz zmęczenia ogarnęło go poczucie winy. Za ostro zareagował gdy Mała wytknęła mu jego błąd. Nie powinien w ten sposób przywoływać jej do porządku, na pewno nie mieszając życie prywatne z zawodowym. Przecież przypominanie, że on ma nad nią władzę, było ciosem poniżej pasa.
Białowłosy spuścił wzrok. Było mu głupio. Chyba jak nigdy. Ale duma nie pozwalała mu teraz przeprosić. O nie. Tulka też pokazała pazurki, nie opuściła pokornie uszek. Była zwyczajnie zazdrosna.
Z resztą czy takie przeprosiny coś by dały? No umówmy się. Jak facet zdradza, to zwykłe 'przepraszam' nie odbuduje zaufania.
Może postąpił zbyt pochopnie związując się z nią. Była jeszcze taka młodziutka... a on niewyżyty. Znał przecież doskonale siebie i swoje chore zapędy, wiedział, że prędzej czy później spuści gardę i da się ponieść. Dawnych przyzwyczajeń nie da się zmienić. On nawet nie próbował, wierzył, że gdy zwiąże się z Małą, seksoholizm sam ustąpi. Przecież nawet przestał już pić!
A propos. Musi się napić. Szybko.
Cholera. Nie wziął piersiówki, nie nosił jej już od jakiegoś czasu.
Nagle poczuł, że w gardle ma istną Saharę. Już nawet nie chodziło o odurzanie się, on zwyczajnie lubił smak wódki. A teraz, gdy wszystko mu się zawaliło, ulubiony napój mógłby polepszyć humor.
I jeszcze Rózia. Kurwa mać. Nie dość, że przyszła tu mącić spokój, to jeszcze wspomniała o alkoholu.
Odetchnął i chwycił w palce skrawek koszulki, by się trochę powachlować. Musiał przestać myśleć o tym jak mocno zjebał. Przestać myśleć o wódce. O Małej, skrzywdzonej Tulce... Przecież wykończy się, jak tak będzie się zadręczał.
Rosie chyba czymś się zirytowała, bo zaczęła grzebać w torebce. Nie żeby Bane'a zainteresowało czego ta jędza szuka... Patrzył beznamiętnym wzrokiem na jej zmagania. Haha, damskie torebki już tak mają - zakrzywiają czasoprzestrzeń, ciężko cokolwiek znaleźć.
Gdy podała mu tabletki uśmiechnął się do niej nieco milej. Ładny gest, chciała go poratować.
- Dzięki, Kwiatuszku. Ale na mnie to nie podziała. - powiedział oddając blister - Wierzę, że jest bardzo pomocne. Ale cokolwiek bym nie przyjął, ból łba mi nie przejdzie. Już taki jestem z natury. - wzruszył ramionami. Nie wspominał jej już wcześniej, że nie można go otruć? Nie? No cóż. Widać jej się jeszcze nie pochwalił.
Gdy zleciała do nich Jocelyn odsunął się od Gregorego, dając zakochanym przestrzeń. Nie patrzył jej w oczy, nie chciał jej denerwować. Najchętniej by zniknął, ale cóż, nie miał takiej mocy.
Jocelyn przywarła do blondyna. Bane poczuł ukłucie zazdrości. No tak... Ci to się serio kochali.
- Apteka jest na terenie Kliniki. - powiedział cicho i uprzejmie gdy usłyszał marudzenie Cyrkowca - I ceny nie są takie straszne... A skład opiera się głównie na ziołach i pozyskiwanych z nich substancjach.
Zamknął japę i już nie odezwał się więcej, by nikogo nie wkurwić. Już i tak przegiął pałę goryczy, i to ostro.
Straszliwy ryk który rozległ się ponad ich głowami spowodował, że Bane musiał zakryć dłońmi uszy. Miał wyczulone zmysły i wrzaski z niebios świdrowały mu głowę nieco bardziej, niż normalnemu śmiertelnikowi.
Zmrużone oczy skierował na niebo, akurat gdy lądował nieopodal nich Anomander. Była z nim Julia...uff. Dobrze, dobrze. Była bezpieczna.
Opanował jednak odruch i nie podbiegł do niej. Był zbyt dumny, zbyt nadęty. Wiedział, że przeskrobał ale ostatecznie nie poczuwał się do winy. To co zrobił miało bowiem logiczne wyjaśnienie.
Zaproszenie do stołu wywołało u niego uśmiech na twarzy. Był bucem, akurat wtedy gdy nie było trzeba. Zakrył ręką uśmieszek i podszedł we wskazane miejsce.
A co go tak rozbawiło? Ano wyobraził sobie Gada siadającego dupskiem na tej małej ławie. I drzazgi między łuskami. I jego teatralne zdziwienie.
Nie usiadł od razu. Poczekał, aż inny to zrobią. Coś czuł, że rozmowa nie będzie przyjemna, znowu znajdzie się w centrum uwagi i znowu wszyscy będą na niego nadawać. Aż taki był zły?
Nie oszukuj się. Jesteś sukinsynem jakich mało. Przecież o tym doskonale wiesz.
Wewnętrzne 'ja' Bane'a zaśmiało się rozkosznym śmiechem.
No oczywiście, że jestem sukinsynem. Zawsze byłem i będę. Osiwiałem, zmienili mi oczy i wpompowali szlam zamiast krwi, ale nadal jestem tym samym gnojem którym byłem w Świecie Ludzi. Bez zasad, bez moralności. Bezkarny... i zajebiście przystojny!Jocelyn - 16 Czerwiec 2017, 13:02 Nie spodziewała się tego całusa od Grega, wiec lekko zadrzala. Nie straciła jednak czujności. W zasadzie... Dobrze że ta blond... Cizia tu była. Miała przynajmniej dzięki temu obiekt na którym mogła skupić wzrok, obiekt który skutecznie odciagal jej uwagę od Banea i tego by go nie przebić kataną.
Westchnela słysząc lawine z ust Grega. Szum w głowie wręcz ją rozsadzał. Pomasowala palcami skroń i odwróciła się do Grega.
- Nie jest ani trochę "okej", smok mnie nie wystraszył a zaskoczył. Choć wprawdzie... Jakoś mnie to nie zdziwilo. Pan Anomander ma w sobie coś z gada. Kto by pomyślał że jest bydlęciem rodem ze Słowiańskiej baśni o smoku Wawelskim. Ehh, z Julia... Porozmawialam. Ale się raczej nie zrozumiałysmy bo jak odlatywalam to wygladala jakby wisiala nad przepaścią. - zmarszczyla lekko brwi pod koniec odpowiedzi. Bolało ją to wszystko bardziej niż skora była to przyznać przed nimi jak i przed samą sobą. Leki... Zapomniala o nich. Z jednej strony wiedziała że musi je zacząć brać bo inaczej nic się nie zmieni, z drugiej jednak strony... Czuła dwojaką obawę przed tym. Psychotropy zmieniają ludzi w różny sposób. - Zdrowie nie ma ceny Gregory. Co do składu, pewnie nie różni się wcale od innych psychotropow. Choć zważając na okoliczności ich wydania mogą mieć więcej zielska w sobie niż te ze świata ludzi. - gdy Bane otworzył to swoją parszywa jadaczke aż ją dłoń zaswedziala. Skup się na Gregu. Nie. Blondi. Ona tez nie. O. Tak. Banshee. Leży sobie w twoich rękach. Patrz jaka jest spokojna i mała. Poglaszcz ja, dokładnie tak.
Glaskala śpiąca niechniurke, odwracając tym samym swoją uwagę od morderczych myśli i od scen dantejskich podsuwanych przez jej wyobraźnię. Miała spokojny, skupiony wyraz twarzy, tylko jej ciało było całe napięte. Głowę nagle rozdarl jej wściekły ryk, a uczucie jakbu ją dzwon rąbnął przeszło całe jej ciało. Oto z nieba zanurkowalo to wielkie, krwiozercze bydle. Nie podobało jej się to. Było w nim teraz coś innego. Ponownie zaryczal a policzek Joce drgnal z irytacji. Piękne i majestatyczne stworzenie jakim jest smok. Gdyby nie był nim Anomander, zapewne podziwialaby go do końca dnia, zasypujac masa pytań. A tak? Na sam jego widok robiło jej się niedobrze. Trudno powiedzieć czy ze strachu czy z racji tej że Anomander ją zawiódł.
Obserwowała dokładnie schodząca ze stwora Julke. Wyglądała jakby śmierć zobaczyła. Wyjaśnić sobie pare spraw? Dobre sobie! Prawie prychnela jednak powstrzymała się jakoś. Usta zacisnela tak mocno ze z pełnych i różanych zamieniły się w białą kreske. Nie miała ochoty uczestniczyć dalej w tym cyrku. Najchętniej juz by poszła po swoje rzeczy i udała się do domu. Byłoby to jednak złym wyjściem. Jeszcze by zyskali satysfakcję widząc ze Joce ma tego az tak dość. A Anomander? Miałby używanie na jej osobie. Kolejne powody do wywodów o jej nie odpowiedzialności i braku jakiejkolwiek dojrzałości. Nie mógł jej już zranić. Zrobił to wywlekajac na wierzch rzeczy które miał dla siebie zatrzymać, pokazując tym samym kobiecie że nie jest wart jakiejkolwiek odrobiny zaufania. Kto by pomyślał że tak szybko znienawidzi osobę której zawdzięcza naprawienie jej ciała. Kto by pomyślał że nic, naprawdę cienka nic sympatii jaka poczuła do Banea po zabiegu tak szybko przerodzi się w nienawiść głębsza niż rów Mariański? Kto by pomyślał że odnaleziona Julia tak szybko spowoduje u Joce taka mieszanine wściekłości i żalu?
Mając to wszystko na uwadze, usiadła w ciszy, na skraju ławeczki stojącej przy stole na polanie.Rosemary - 16 Czerwiec 2017, 13:45 Opętaniec tak? Przez chwile probowala sobie przypomnieć czy Gopnik coś jej mówił o nich. Ludzie którzy przeszli tu i zostali zarażeni wiec wyrosły im wielkie skrzydla i zdobyli moce. Spojrzala raz jeszcze na metalowe kikuty którymi zamachal teraz osiłek. Pokręciła głową. Informacje się nie zgadzają. Watpila w to że Gopnik ją oklamal. Nie miał w tym interesu. Zaś maluszek tutaj był strasznie zirytowany, podenerwowany a gdy przyleciala jego panna stał się tatusiem. Fujka. - Krwiopijstwo jest całkiem dobrą metodą odżywiania chłopaczku. - oblizala usta po czym blysnela jednym klem uśmiechając się półgębkiem. Greg byłby dobrym pajacem na dworze królewskim. Ewentualnie cyrkowcem od ciężarów czy łamania stolików ku uciesze gawiedzi. Westchnęła zawiedziona jego osoba jak i postawa.
Ból głowy nie minie mimo takiej tabletki? Zabrała ją z powrotem i schowala do woreczka. Wpatrywala się w niego bardziej intensywnie niż w Grega. Bane jest jeszcze ciekawszym obiektem. Toksyczna krewka, dziwny zapach, kolor skóry, oczu i siwe, nie, białe włosy. No i to jego słodkie skryte oblicze. I fakt że gdy na ziemię zstąpił anioł który pysznie pachnie, odsunął się kapke odwracając głowę. Oh, czyżby doktorek czuł się speszony? Obrzydliwe.
Niemniej jednak Rosie ma do niego parę pytań które zada prędzej czy później. Gregiem też się zajmie ale nie była to sprawa naglaca. Wie z doświadczenia że cierpliwość jest cnotą. Apteka w klinice? Kolejna informacja. Dobrze, bardzo dobrze. Ludzie uwielbiają mówić, oj tak. Większość z tego co mówią jest niczym pożytecznym, zdarzają się jednak istotne informacje. Faktem też jest że "istotna" ma inne znaczenie dla każdej jednostki. Dudnienie serca i zapach płomienno włosej lekko ja rozpraszaly. No cóż, krew byle jakiej sarny nijak się ma do krwi młodej jednostki ludzkiej. Jej nos lekko zadrgal wylapujac zapach kobiety która; co za szok; znowu marudzila. Miała skrzydla więc Rosie wyciągnęła wnioski. I utwierdzila się w przekonaniu że maluczki ją oklamal.
O losie. Przez jej ciało przeszedł rozkoszny dreszcz, a serce zabiło dwukrotnie szybciej. Powietrze rozdarl morderczy ryk, wspaniałego stworzenia. Wielki, potężny i nie zwyciezony. Te trzy słowa przyszły jej na myśl gdy smok którym okazał się dyrektor wylądował na polanie. Jej oczy błyszczały jak oczy dziecka które dostało wyjątkowy prezent. Wpatrywala się w gada z zachwytem. Jej receptory się wyostrzyły, czuła to wyraźnie. I ten głos. O ludzie. Kolana wręcz jej zmiękły. A gdy zwrócił się do niej o mało nie pisnela. Zanim gadzina się zorientowała przejechala dłonią po kawałku jego skrzydla które było najbliżej niej.
- Rajuśku! Ale z pana słodka bestyjka! - nawet jej głos był radosny i zachwycony. Cóż za rzadka reakcja u tej wampirzycy. Odskoczyla w razie ataku ze strony smoczydła.
- Co robię? Czego chcę? Dobre pytania, masa odpowiedzi. Tylko która Cie zaspokoi wielkoludzie? Chcę po prostu z tobą porozmawiać. Zaczekam wiec az skończycie to rodzinne zebranie - poprawila kapelusz, który przekrzywil się w momencie lądowania smoczyska.Gregory - 17 Czerwiec 2017, 14:39 Greg skinął głową, słysząc informacje od Bane'a. Zachowanie Rosemary postanowił zignorować raz a dobrze, bo inaczej doszłoby tu do rękoczynów ze szczególnym okrucieństwem. A Jocyś.. Jocyś głaskała Banshee, smutna i zamknięta w sobie. Poczuł, że na ten widok skóra mu cierpnie:
- No i ziółka. I fajnie. Ziółka to zdrowie. - powiedział trochę głucho. Widział, jak Bane stara się odsunąć od Jocelyn jak najdalej, jak mimoza dotknięta palcem. Bał się pewnie kolejnych wyrzutów. To z pewnością nie było nic miłego... miał nadzieję, że nigdy nie da Jocyś powodu aby tak na niego nakrzyczeć. Teraz Jocelyn ma go za pedofila... niech jeszcze tylko ktoś wygada się o tym niesławnym gwałcie i Bane mógłby pożegnać się z życiem.
A potem rykło i z nieba spadło smoczydło. Gregory skulił się lekko, i tylko na chwilę, wrazie jakby bestia postanowiła przelecieć mu tuż nad głową, co się raczej nie stało. Teraz, kiedy mógł przyjrzeć się bydlęciu na spokojnie, to wcale nie wyglądał na tak przerażającego. Nie był nawet specjalnie wielki, a raczej nie wyższy niż normalnie, tylko dołączyć do masy ciała ogon i kobaltowe łuski. Naprawdę, przypominał bajkowego smoka z książki dla dzieci, ale takiej dobrej książki, nie tych plastikowych książeczek dla trzylatków gdzie smoki wyglądały jak upośledzone, różowe hipopotamy. Po prostu potęga na dwóch łapach, w porównaniu do wypierdka doktora Frankensteina, którym był on sam. Mógłby nawet skomplementować jego wygląd, gdyby to raz - nie było kompletną gejozą, dwa - gdyby nie próbował go dominować i trzy - gdyby teraz nie straszył mu dziewczyny, nawet jeśli ona sama przysięgała, że się go nie boi. A ten jeszcze proponuje to wszystko obgadać. Gregory spojrzał na niego ponuro. Już od 10 minut nic tylko gadali i gadali, głośno aż się szyby w szpitalu trzęsły, i nikt nie doszedł do niczego konstruktywnego. To już nie miało sensu. Wziął wdech i powiedział do nich smutnym głosem, z którego starał się usunąć wszelkie oznaki wyrzutu:
- Wybaczcie, ale my jednak będziemy się zbierać. Jocelyn jest w zbyt złym stanie. Wymęczona jest, a to miejsce wcale jej nie pomaga. Poproszę tylko listę leków, wypis i zabieram ją do siebie. Ja do was, ludzie, nic nie mam, jakby co, ale nie uśmiecha mi się kontynuować tej wrzaskonady. Rozmówiłem się z Banem, wyjaśniliśmy sobie tą sytuację. Rozumiem już wszystko, wybaczył mi tego sierpowego.- dodał, spoglądając na smoczydło a potem na Szarego - Nie zobaczycie nas już... może nie więcej, ale raczej długo. Dziękuje Bane, dziękuję Julio, dziękuję doktorze Vyvern za naprawienie ciała mojego i Joce, świetna robota. - "Walcie się za rozpierdolenie jej umysłu do reszty" przeleciało mu przez mózg, gdyż był mimo wszystko zły na tą sytuację. To nie była już kwestia, co Bane robił z Julką w sianku, ale tego, jak bardzo niszczyło to Jocelyn. Nienawidził siedzieć i patrzeć jak jego dziewczyna czuje się skrzywdzona przez tych debili, tak jak sam nie chciał jej krzywdzić. Jeśli ktokolwiek by na to pozwolił, podałby jeszcze wszystkim ręce, smokowi ścisnął skrzydło czy coś, a Rosemary nie istniała, więc nie warto jej dotykać.
- Dzięki za te puchate coś-tamy, zaopiekujemy się nimi. Może w najbliższym czasie wyślemy list. Może wyślę tylko ja. Zobaczymy. -dodał, spoglądając na Jocelyn, podając jej dłoń aby mogła wstać - Trochę szkoda, że nie udało nam się pobić, panie Vyv... panie Anomanderze. Byłoby to na pewno warte zapamiętania. Byłoby co opowiadać w pubach. A tak... ech. Trzymajta się wszyscy. - rzucił jeszcze za siebie, przy okazji sprawdzając czy Jocelyn jednak nie zechce zostać i gadać dalej. Gdyby chciała, to Greg raczej nie brałby udziału w tym szaleństwie, zapewne wróciłby się po swoje rzeczy, wziąłby Ejty, który na 100% zdążył ponarozrabiać w pokoju, oraz ubrania, które dostał od Joce.