Gawain Keer - 25 Maj 2017, 03:23 Badawczo przyglądał się Gopnikowi, gdy ten przestał jeść i zaczął chwalić potrawę. Nigdy nikogo nie pytał, czemu coś komuś smakuje, gdyż zwykle pytał, czy posiłek w ogóle nadaje się do konsumpcji. Nie był pewien, czy warto wystawiać Gopnika na taki wysiłek umysłowy, ale tym razem trudno było mu utrzymać język za zębami. Najwyżej wyjdzie na głupka, ale nikt nie jest alfą i omegą, by ogarnąć umysłem całą złożoność świata. Nawet jeśli ta zawężała się teraz do jajecznicy. - Czemu jest dobra? - upił łyk herbaty i podrapał się po policzku dalej wpatrując się w Kapeluta.
- Nie przejmuj się tak, to tylko na dzień - wzruszył ramionami. Gdy przeglądał garderobę, widział tam wiele ciekawszych fatałaszków. Gdyby nie miał ubrań, a Yako był w stanie trzymać się na nogach, to pewnie dostałby koszulkę z napisem Mam przystojnego chłopaka, ale mam też broń, łopatę i alibi. Jakoś nie spieszyło mu się do paradowania w niej, więc po raz kolejny podziękował sobie zrobienia prania.
Za to Lusian był poważnie wkurzony na wszystko. Ból musiał mu straszliwie dokuczać, ale powstrzyma go przed niepotrzebnymi eskapadami. Gawain nie chciał go na siłę trzymać w łóżku. Nadal pamiętał jak skończyło się to ostatnim razem, a pomysły na przeganianie nudy już dawno wyczerpał.
Gopnik najwyraźniej stracił apetyt, bo postanowił odnieść wszystko, po czym wrócił cały zielony do stołu. Całe szczęście nie pochawtował się na blat, tylko poleciał do łazienki. Rudzielec chyba rozszarpałby go na strzępy, a potem wytarł nimi rzygowiny, gdyby to zrobił.
- Już! Chwila! - zawołał i dopił resztę herbaty, po czym odłożył kubek do kuchni i poszedł do demona. Usiadł koło niego i zdezorientowany przyłożył palec do urządzenia. I jeszcze raz. I jeszcze. - Erm.. Lusian? Czemu to ma służyć? - zapytał wbijając cyferki. Kod PIN akurat nie był mu obcy, starsze modele z klawiaturami też go miały. Ten telefon... um... smartfon! Ten był całkowicie płaski i zbyt duży, by włożyć go do kieszeni. Niewygodne dziadostwo.
Zupełnie zagubiony patrzył jak Kitsune wyprawia z tym urządzeniem najróżniejsze dziwa. O ile komputery nie zdążyły się tak zmienić, to telefony owszem. Ekran się przesuwał na boki! A gdzie tekstowe menu i przesuwanie strzałkami? - Lusian, zwolnij trochę - stęknął pocierając brew, po czym parsknął nerwowym, krótkim śmiechem widząc zapisany kontakt. - Ja nie mam prawie żadnym ubrań... więc to dobry pomysł. Tylko będę musiał zostawić u ciebie kasę, bo nie pójdę z taką gotówką do centrum handlowego - powiedział cicho, tak by Gopnik niczego przypadkiem nie usłyszał. Jeśli widział jak Gawain szepce do ucha Lusianowi, trudno. - Dziękuję - uniósł lekko telefon w górę. Wybrał numer do Yako i czekał, aż jego telefon zadzwoni lub zabrzęczy. Gdy to już zrobił, rozłączył się i wygasił ekran. Przynajmniej ikon nie zmieniali. Poczta nadal była pod kopertą, a telefon pod słuchawką. Więcej do szczęścia nie było mu trzeba.
- Nie zgubię. A teraz dawaj instrukcję, bo nie mam zamiaru domyślać się wszystkiego! - powiedział groźnie i uśmiechnął się łobuzersko.Gopnik - 25 Maj 2017, 08:20 Rozmowa przy stole niezbyt się kleiła, ale nie ma co się dziwić. Lucjan w nienajlepszym humorze, Gawain zresztą też, a Kapelusznik zkacowany. Teraz nawet on nie miał ochoty na rozmowę. Słysząc pytanie Gawaina, uśmiechnął się lekko ze zrozumieniem. Domyślał się, że skoro ten nie je i nie lubi konwencjonalnie kosztować potraw, to może nie wiedzieć, jakie smaki są uznawane za dobre. Po prostu on tego nie potrzebuje, więc organizm się nie domaga.
- Jajko jest idealnie ścięte, nie jest zbyt suche, a zarazem na talerzu nie ma wody, jeśli wiesz o co mi chodzi. Na dodatek boczek, który był tu dodany, musiał być tłusty, a ja lubię tłuste, a co ważniejsze nadał potrawie dobry aromat wędzonki... Szkoda, że nie dam rady zjeść, zmarnuje się, ech... - lata w Rosji przyzwyczaiły Gopnika do tego, że jedzenie trzeba szanować. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdą cięższe czasy. Rosjanie doskonale je pamiętali, pamiętali czasy komunizmu, głodu, biedy, starsi nawet wojny z jakimś wąsatym dyktatorem. Śmieszne, dwa wąsy walczyły ze sobą o władzę nad światem. Ten świat ludzki czasami bywa absurdalny. W każdym razie, Rusek także zaznał trochę biedy, dlatego z żalem odmawiał jedzenia. Wiedział jednak, że i tak spożywanie tego posiłku jest bezcelowe.
- No... Tyle dobrze. - zwrócił się do Gawaina. Lusianowi natomiast odparł: - Przeżyć przeżyję. Ale ten przysiad dużo dla mnie znaczy. To jest część mnie! - odparł, śmiejąc się licho. Mdłości nie pomagały w rozmowie, zdecydowanie nie.
Przytulanie przyjaciółki muszli nigdy nie było miłe. Z drugiej strony Gopnik był niemal pewien, że tym razem aż tyle nie wychlał. W zasadzie to się nawet na dobre nie upił, trochę mu się plątał język, ale to szybko z niego zeszło. Natomiast dziś się czuł tak, jakby wypił dwa razy tyle. Czyżby pobyt w szpitalu, gdzie nomen omen też pił, go tak odzwyczaił? Niemożliwe. Może to przez jakiś rodzaj przemęczenia...
Już podał wodzie klozetowej śniadanie, niczym ptak swoim pisklęciom, dwa razy, lecz czuł, że nadchodzi trzecia fala. No, nieźle go zrobiło. Kwas z żołądka, niedowład ręki, ranny bark i boląca głowa świetnie się ze sobą komponowały, dostarczając Ruskowi cały wachlarz nieprzyjemnych wrażeń.
Wyglądało na to, że to już koniec jego zmagań z treścią żołądka. Powoli zaczął wstawać, by udać się do umywalki, ale gdy tylko stanął na nogach, znowu upadł na kolana, gdyż nadeszła fala-niespodzianka. - Suka... Blać! - powiedział, mówiąc pierwsze słowo cicho, a drugie dobitnie, nie krzycząc jednak. Z pokoju jednak usłyszał rozmowę Lusiana z Gawainem. Niewiele wyłapał, jakieś numery, jakieś przyłóż palec, Kapelut nie miał pojęcia, o co chodzi. Znał co prawda telefony, ale nie mógł jakoś powiązać ich z tą rozmową. Potem jednak usłyszał dwa słowa klucze: zakupy i ubrania. Nie mógł przepuścić tej okazji. Tutaj ubrania są o wiele lepsze niż w Rassiji, tam każdy marzył o oryginalnych dresikach, gdyż większość biegała z dwoma, albo czterema paskami. Przepłukał jeszcze usta i wyszedł, w o wiele lepszym humorze, bo już go nie męczyło, do Gawaina i Lusiana. Szedł pewnie, wyprostowany. Ten zwrot był zbawieniem.
- Czy ktoś tu mówił o zakupach?- zapytał, mając już na ustach swój zwykły, codzienny, lekko ironiczny uśmiech.Yako - 25 Maj 2017, 09:47 -Niestety nie zawsze możemy dostać czy robić to co byśmy chcieli- powiedział cicho -często trzeba poświęcić część siebie żeby ruszyć dalej- wzruszył ramionami, słuchając odpowiedzi Kapeluta. Sam wiedział co to znaczy stracić część siebie. I to sporą część.
Starał się nie zwracać uwagi na odgłosy z łazienki. Choć było to dość trudne, ze względu na jego słuch. Na szczęście Gawain szybko usiadł obok niego, więc mógł skupić się na czymś innym niż spowiedź drugiego bruneta.
- Dzięki temu będziesz mógł odblokować telefon bez konieczności wpisywania kodu - wyjaśnił spokojnie i zaprezentował to na swoim urządzeniu. Westchnął i zwolnił znacznie tłumaczenie. Dla niego było to coś normalnego mimo iż też mieszkał w Krainie Luster. Jednak Kitsune większość życia spędził w Świecie Ludzi i można spokojnie powiedzieć, że był na bieżąco z rozwojem technologicznym. Do tego zawsze przychodziło mu z łatwością poznawanie nowości i nauka korzystania z nich. Szczerze to uwielbiał się "bawić" nowościami. Przynajmniej miał jakąś rozrywkę gdy siedział sam w domy w Glassville.
Słysząc o tym, że Gaw chciałby gdzieś zostawić większą część gotówki, zamyślił się na moment, po czym wstał - chodź ze mną - powiedział i mocno kulejąc skierował się w stronę schodów. Gopnik wyszedł z łazienki, akurat jak byli w połowie wysokości - Ja mówiłem, że wyślę was na zakupy, żebyście mogli chodzić w swoich ubraniach, a nie pożyczać to co znajdziecie w mojej szafie- wyjaśnił - ale teraz poczekaj chwilę. Zaraz przyjdzie lekarz więc jak co to otwórz mu. Poznasz go po tym, że jedno oko ma niebieskie, a jedno brązowe - wyjaśnił krótko i ruszyła dalej do swojego pokoju.
Z jednej z szuflad w garderobie, wyciągnął ukryty klucz. Wyszedł z pokoju i udał się do Gabinetu. Otworzył drzwi kluczem i pokazał Cieniowi sejf ukryty za płótnem. Otworzył go i poukładał swoje dokumenty razem z pieniędzmi na jedną półkę. Było tego sporo jednak udało mu się to wszystko jakoś pomieścić - cała ta półka jest twoja - powiedział i napisał na kartce kod, który otwiera sejf - możesz z niego korzystać ile chcesz - wzruszył ramionami i usiadł na krześle, dając rudzielcowi czas, żeby zabunkrował tam swoje oszczędności. Jeśli Keer sobie tego zażyczył, demon wyszedł z gabinetu. Nie miał zamiaru naruszać prywatności kochanka. Nie zaglądał też zbyt ciekawsko na to co Gaw tam chce schować - lepiej zrób to teraz bo chyba poproszę lekarza, żeby was rzucił do miasta od razu po wizycie- powiedział jeszcze.
Gdy Gaw skończył już odkładać pieniądze do sejfu, pokazał mu jak się go zamyka, po czym ruszył znów na dół, żeby nie zostawiać Gopnika samego. W końcu nie wypada kazać gościom cały czas na siebie czekać.Gawain Keer - 25 Maj 2017, 11:03 Gawain słuchał uważnie tego, co Rusek miał do powiedzenia o jajecznicy, ale nie dowiedział się niczego, czego sam nie mógł poznać. Nie był pozbawiony smaku, węchu i dotyku, tylko nie potrafił tego połączyć i przełożyć na słowa smaczne lub niedobre. Może jego mózg po prostu nie reaguje na smaki, dlatego są mu obojętne? Gdzieś kiedyś o tym czytał, że za apetyt i reakcję na potrawy odpowiadają jakieś hormony. Cóż, miał teraz kolejny temat do zgłębienia, a czasu bez liku, bo remont jeszcze trochę potrwa.
Westchnął smutno dziękując Gopnikowi za wyjaśnienie i usiłował przypomnieć sobie potrawy z dzieciństwa. Nie było tego wiele, ale i tak dzięki wiedzy zielarskiej matki zawsze były aromatyczne i pełne smaku. I pamiętał, że wtedy lubił jeść, pochłaniał wszystko, co podstawiono mu pod nos i jak większość brzdąców był łasy na łakocie. Gdy wyrobił sobie apetyt na sny, nic nie mogło już im dorównać. Mięsiwa, warzywa i słodycze ustąpiły miejsca marom. Zostały tylko zioła, które zbierał dla Catherine i żuł na swoich dłużących się wędrówkach.
Zaśmiał się nisko i krótko widząc protest Gopnika. Za to Lusian brzmiał dość smutno. Niegdyś uwielbiany demon, teraz aktor. W Krainie Luster mylono go z Dachowcem. Spadł ze swego piedestału. Gawainowi jednak imponował, bo Yako zamiast uparcie trwać przy swoim, postanowił się zmienić i przetrwać. Był doskonałym drapieżnikiem. Takim, który dostosowuje się do swojej ofiary. No i kto powiedział, że Kitsune już nigdy nie będzie miał świątyń, wyznawców i darów? Wystarczy, że przyjdzie głód i bieda, jego czas. Ludzie chwycą się wszystkiego. Ale teraz lis był bogatszy o doświadczenia minionych wieków i pewnie nie popełniłby tego samego błędu napełniając spichlerze ludności po brzegi.
Również starał się nie słuchać odgłosów wydawanych przez Gopnika. Wczoraj sam nie wyglądał lepiej, ale pijany umysł nie pamiętał podróży z restauracji do Świata Ludzi. Jeśli komuś nie przywalił, nie zabił, nie okradł lub czegoś zniszczył, to nie musiał wiedzieć. Pewnie wystarczająco się zbłaźnił.
Zachwycony spojrzał na telefon. Odblokowywany na linie papilarne! Cudo! A nawet gdyby stracił palec, to dalej na kod. Chyba nie ma lepszych zabezpieczeń niż to, oczywiście pomijając trzymanie całej książki adresowej w pamięci i rezygnację z aparatu. Przytaknął głową na znak, iż wszystko rozumie. Chciałby zadać jeszcze parę pytań, ale dojrzał zmęczenie i irytację demona. Ma instrukcję, umie czytać, ma więcej niż 3 lata, by nie połknąć małych elementów. Chyba wystarczy, co nie?
Widząc jak Lusian wstaje, dał mu znak ręką, że zaraz wraca i poszedł po swoją torbę pozostawiają w holu. Idąc za demonem trzymał się go blisko, gotów złapać go w każdej chwili, na wypadek gdyby znowu zasłabł. Nic takiego się jednak nie wydarzyło.
- Heh, my. Też muszę sobie coś sprawić, bo niewiele przetrwało pożar. Chyba, że umiesz doprać naturalne tkaniny z sadzy - rozłożył ręce z geście bezsilności, ale widać było, że też cieszy się na zakupy.
Normalnie poczekałby na zewnątrz sypialni, ale wolał nie szastać zdrowiem Yako, dlatego towarzyszył mu również tam. Nie patrzył mu na ręce, chcąc uszanować jego prywatność. Potem udał się z nim do gabinetu. Czekał, aż demon poukłada wszystko, po czym wyciągnął pokaźny plik banknotów i odliczył z niego dziesięć różowych papierków, a resztę włożył do środka. Ile tu mogło być? Nie licząc wydatków wczorajszej nocy, to było tu z dobre dziesięć tysięcy funtów. Złożył banknoty, a panowie Matthew Boulton i James Watt z znaleźli się w torbie w towarzystwie królowej Elżbiety. Poczekają, aż nie będzie w sklepie. Do sejfu wrzucił jeszcze dwie sakiewki złota, po sto sztuk każda. Trzymał w dłoni kartkę z kodem. - Pozbędę się tego, jak tylko zapamiętam kombinację - szepnął chowając ją do kieszeni. Poczekał jeszcze, aż Lusian zamknie sejf i zakryje go japońskim malowidłem z lisem o dziewięciu ogonach, po czym ruszył za nim na dół.Gopnik - 25 Maj 2017, 22:23 Gawain zareagował mrocznym śmiechem na protesty Gopnika. To dobrze, choć nadal był chłodny, przejawiał już elementy milszego humoru. To pozytywny smak. Reakcja lisa była jednak inna. Głęboka i mądra, a zarazem smutna. Rusek zadumał się na słowa Lusiana. Były tak bardzo prawdziwe. To skłoniło mężczyznę do głębszej zadumy, przez co patrzył tępo przed siebie. W sumie tak samo było w jego życiu. Poświęcił znajomych, ojczyznę i swoje dawne życie, by znaleźć nowe. W ten sposób był teraz tym, kim jest. Był niemal pewien, że Lucjan miał kiedyś tak samo. Czuł to, bo sam coś takiego przeżył.
Zakupy! To świetnie. Pytanie tylko, kto stawia? Michaił nie grzeszył bogactwem, a teraz, gdy był bardziej trzeźwy, zrobiło mu się głupio, bo całą tą imprezę opłacali Lucjan i Gawain, a on sam przyniósł tylko kapkę alkoholu. - No, to trochę się pomęczymy z szukaniem odpowiednich ubrań, ha ha. - odrzekł Keerowi, lekko klepiąc go po ramieniu i śmiejąc się cicho.
- Jedno oko niebieskie, drugie brązowe... Dobrze, to go wpuszczę. Lekarza posłać do was, czy poprosić, by został w salonie? - spytał, by wiedzieć, jak się zachować, gdy gość już przestąpi progi willi.
Minutę, dwie po tym, jak faceci poszli sobie gdzieś, rozległ się dzwonek do drzwi. Rusek poszedł oczywiście otworzyć. Od razu przyjrzał się oczom gościa - domniemanego lekarza. Owszem, miał heterochromię, czyli najprawdopodobniej to była ta osoba.
Zgodnie z zaleceniem Lisa poprowadził doktorka tam, gdzie był poproszony. Porozmawiał z nim chwilę o pacjentach, dziwnych przypadkach, angielskiej pogodzie (znał trochę język, lecz kaleczył go trochę). Porozmawiali także troche o Rosji, gdyż akcent był aż nadto wyczuwalny. Oczywiście Gopnik naściemniał, że dawno tam nie był przez podróże po Europie. Po pierwsze, nie mógł powiedzieć, że jest z Krainy Luster - tylko tego by brakowało, by go zgarnęła MORIA, a po drugie, musiał jakoś wywinąć się z tego, że dawno nie mieszka w Rosji a nadal słabo zna angielski. Dodatkowo opowiedział zmyśloną historię o zakładzie o noszeniu kapelusza, gdyż wiedział, że tutaj jest to dziwne i może budzić podejrzenia.
Rozmowa nawet się kleiła, Gopnik był już w lepszym humorze. Głównym celem pogawędki było jednak zabicie czasu do momentu przyjścia Lucka i Gawa.Yako - 25 Maj 2017, 23:08 - Poproś by poczekał w salonie i jeśli nas jeszcze nie będzie to niech się zajmie Tobą- powiedział spokojnie i ruszył na górę. Był wdzięczny Gawainowi, że ten trzymał się blisko, żeby go asekurować. Nie czuł się na siłach na tyle, żeby samemu wędrować po willi. Nawet jeśli rano sam poszedł po telefony i komputer to teraz im dłużej był na nogach tym czuł się gorzej. Przed Cieniem nie ukrywał tego, nie miał po co. Ale przy Gopniku musiał udawać. Nie chciał, żeby ten zaczął się zamartwiać i nie chodziło o to, że było mu Kapeluta szkoda, tylko nie chciał słuchać jego zawodzenia na temat czy Lusianowi nic nie jest, czy się dobrze czuje, czy nie potrzebuje czegoś...już jedna niańka mu wystarczyła.
Spojrzał zaskoczony na rudowłosego, gdy ten wsadził do sejfu dość spory plik banknotów - może zdradzisz mi czym tak naprawdę się zajmujesz?- zapytał, przekręcając lekko głowę. Cień nie wyglądał na kogoś kto pławi się w luksusach, a na takowe na pewno było go stać. Przynajmniej patrząc na to co miał przy sobie. Za dziwki też sporo zapłacił, a jeszcze miał na głowie remont. Demon domyślał się, ze skoro Gawain jest tutaj to zlecił wykonanie remontu komu innemu. A to na pewno musiało kosztować. Ale cóż...nie będzie go przecież rozliczał z wydatków, to jego pieniądze i niech robi z nimi co mu się żywnie podoba, jednak Yako naprawdę ciekawiło źródło dochodów żywiciela.
Gdy Gawain odpowiedział mu w jakikolwiek sposób na pytanie, Kitsune niechętnie wstał z krzesła. Wcześniej jednak wyciągnął z jednej z szuflad skórzany, czarny portfel, nie za wielki. W sam raz na zakupy. Wyjął z niego kilka banknotów i wsadził je do kieszeni. Portfel podał rudzielcowi -będzie to wyglądało naturalnie niż noszenie kasy luzem w torbie- powiedział spokojnie i uśmiechnął się. Trochę zakręciło mu się w głowie, więc stanął, zamykając oczy po czym ruszył na dół. Po drodze, gdy zamykał sejf wyciągnął jeszcze kilka banknotów i wsadził je do kieszeni. Wiedział bowiem, że będzie musiał zapłacić za lekarza, a potem jeszcze za kilka rzeczy, o których Cieniowi nie mówił.
Lekarz przywitał się z brunetem miło i wszedł do środka. Od razu sam skierował się do salonu, jakby tu był nie pierwszy raz. I pewnie tak było, skoro był lekarzem Foxsoulów. Nie zapytał nawet o to gdzie są gospodarze. Wiedział, ze jeśli Lusian do niego dzwonił to na pewno jest w domu tylko na przykład robi coś na piętrze.
Rozmawiał chwilę z Gopnikiem rozbawiony faktem, że brunet tak ukrywa to, że jest z Krainy Luster. Ale to dobrze, przynajmniej Lusian będzie miał o jeden problem mniej na głowie.
Po krótkiej rozmowie, w końcu jednak otworzył swoją torbę - no dobrze panie Kapeluszniku, to proszę zdjąć tę koszulkę, obejrzymy to ugryzienie i dostanie pan kroplówkę na wzmocnienie oraz leki przeciwbólowe - powiedział spokojnym głosem, posyłając mężczyźnie miły uśmiech. Nie tłumaczył jednak skąd wie, że Gopnik jest Kapelusznikiem i że wszystko co powiedział to zwykła bujda. No może nie wszystko, rosyjski akcent był zbyt wyraźny. Co najlepsze, lekarz mówił do Gopnika w języku Lustrzan, a nie po angielsku. Na początku owszem ale później swobodnie przeszedł na "magiczny" język.
Czekał cierpliwie, aż Gopnik wykona polecenie, po czym zdjął opatrunek i obejrzał ranę. Przyznał, że jest to kawał dobrej roboty i nasmarował ranę jakimś specyfikiem po czym założył nowy opatrunek, po czym wbił w żyłę ruska wenflon. Wcześniej do kroplówki wstrzyknął leki przeciwbólowe, które nie powinny odurzyć Gopnika i podłączył kroplówkę. Wcześniej rozkładając stojak.
W międzyczasie demona zszedł już na parter razem z Gawainem. Uśmiechnął się na widok małej scenki, jaka rozgrywała się w salonie - no widzę, że jak zawsze od razu zabierasz się do roboty - zaśmiał się i oplótł lekarza ramieniem -przedstawiam wam doktora Pardon- powiedział oficjalnym tonem, nadal się jednak uśmiechając - Marionetkarza, który tak się przyzwyczaił do nowoczesnej technologii, że zamiast Marionetek zaczął naprawiać ludzi - zaśmiał się ponownie po czym usiadł ciężko na kanapie.
Jeśli pozostali mężczyźni byli zdziwieni ten wzruszył ramionami -no chyba nie myśleliście, że z moim lisim DNA będę chodził do zwykłego, ludzkie lekarza. Zaraz by mnie wzięli na badania, a potem do laboratorium pewnej miłej organizacji- powiedział spokojnie.
Sam podwinął nogawkę spodni i dał się obejrzeć lekarzowi. Ten ponownie pochwalił szycia, nasmarował rany i założył nowy opatrunek. Przyjrzał się również policzkowi, ale tego nie ruszał, widząc, że plastry jeszcze dobrze trzymają. Lusiana również poprosił o to, żeby ten zdjął koszulkę i obejrzał jego zadrapania, które również potraktował maściami, po czym jemu też zaaplikował kroplówkę. Gopnik mógł jednak zauważyć, że do tej Lusianowej nie wstrzykiwał żadnych innych leków. Wiedział bowiem, że jest to bezsensowne.
Gdy już obaj mężczyźni byli po podłączani do kroplówek, spojrzał na Gawaina. Podszedł do niego i zapytał czy może obejrzeć policzek. Jeśli rudzielec wyraził na to zgodę, lekarz spojrzał na niego uważnie, po czym go również nasmarował maścią, tłumacząc, że to przyspiesza gojenie i odkaża. To samo zrobił ze śladem na szyi Gopnika.
Po wszystkim usiadł widocznie lekko zasapany i spojrzał niepewnie na rudzielca, pytając czy mógłby dostać herbaty. Gawain był bowiem jedynym w pełni funkcjonującym osobnikiem znajdującym się w domu aktora, a Marionetkarz nie chciał się rządzić i robić czegoś na własną rękę.Gawain Keer - 26 Maj 2017, 02:43 Zabawne, że jego śmiech zdawał się poprawiać Gopnikowi humor. Gdyby widział, jak Yako obraca jego mieszkanie w zgliszcza, jak rudzielec zamienia się w żywego trupa na parę godzin, by przetrwać, czy wtedy też biadoliłby o braku luzu między udami? Zachowanie Ruska śmieszyło Keera. Jak dziecko, które uważa, że jest na tyle duże, by móc zacząć samodzielnie żyć. Nie uważał Kapelusznika za infantylnego. Po prostu był tak rozkosznie nieświadom tego, co miała za uszami dwójka jego towarzyszy.
- Mam parę ulubionych sklepów, więc zakupy nie zajmą mi zbyt wiele czasu - uspokoił Gopnika jednocześnie spinając się, gdy ten postanowił go poklepać. - Kasą się nie przejmuj. Przynajmniej spłacę te wyśmienite trunki, które wyczarowałeś - machnął dłonią. Nie lubił mieć długów, a to była wręcz doskonała okazja do ich spłacenia.
Przynajmniej lekarz nie będzie im przeszkadzał i będzie miał zajęcie. Kapelusznik nadal wymagał sporej uwagi kogoś bardziej doświadczonego od rudzielca. Słysząc o heterochromii naszła go myśl, że to chyba przeznaczenie, że wszyscy lekarze lub osoby, które odrobinę liznęły medycznych dziedzin, mają nietypowe oczy. Bane, lekarz Lusiana i sam Gawain. Czyżby gwiazdy wróżyły mu inną ścieżkę kariery? Chciałbym w to wierzyć pokręcił głową idąc za Lusianem. Nie czuł jednak powołania. Nie potrafiłby bezinteresownie ratować obcych. Żaden z niego lekarz. Co najwyżej rzeźnik.
Na moment skamieniał słysząc pytanie demona. Przymknął nieco sejf, może podświadomie, chcąc ukryć to, co tam przed chwilą schował. Podszedł do Lusiana i już miał zatkać mu usta dłonią, gdy usłyszał dzwonek na dole. Oznaczało to mniej więcej tyle, że Gopnik był zajęty przez lekarza. Bardzo dobrze. - To krwawa forsa. Serio. Należy do ludzi, których zamieniłem w trupy lub do tych, którzy wskazali ich jako cel. Mówiłem, że zabijam dla pieniędzy. Nie jestem żołnierzem, tylko cynglem - wyszeptał, po czym westchnął. Dłoń, którą chciał zakryć usta demona, ułożył na jego ramieniu. Tym razem nie uciekał wzrokiem w bok. Swoje dziwaczne spojrzenie wbijał prosto w żywy błękit oczu Yako. W jakiś pokrętny sposób ich układ działał, a Gawain ufał brunetowi. Z wzajemnością, bo żadne zwierzę, nawet inteligentne, nie dałoby się opatrzyć komuś z zewnątrz. Kitsune pozwalał sobie okazywać przy nim słabość, zdejmował maskę i przestawał grać. Faktycznie było tak, jak mówił. Jego jednego nie miał zamiaru oszukiwać. - Zrozumiem jeśli będziesz chciał zerwać ze mną kontakt. Wypowiedział te słowa z trudem. Gardło miał zaciśnięte, a jego zwyczajowa chrypka znów się odezwała. Dłoń ześlizgnęła się z ramienia i zawisła luźno. Serce łomotało mu w piersi tak mocno, że aż zakręciło mu się w głowie.
Yako jednak wstał, ale jeszcze nie dzielił się przemyśleniami, jeśli w ogóle miał ochotę. Zamiast tego wygrzebał dla rudzielca portfel. Gawain przyjął go, podziękował i poukładał w swojej torbie wszystko tak jak należy.
Na dole czekał już lekarz, który kończył oglądać Gopnika. Demon znów zaczął aktorzyć. Że też ma na to siły, choć ledwo trzyma się na nogach. Gawain był nieco zaskoczony słysząc ojczysty język, ale w myślach pochwalił Yako za to, że ten jeden raz pomyślał o czymś wcześniej. Chociaż mógł uprzedzić rudzielca o pochodzeniu lekarza.
- Dzień dobry. Gawain Keer - skinął głową w kierunku doktora i uścisnął mu nie dłoń, a nadgarstek. Wolał nie utrudniać mu pracy i zachodu ze zmianą rękawiczek. Sam przechodził przez to kilkakrotnie poprzedniego wieczora. Marionetkarz był raczej w dobrych stosunkach z Yako sądząc po serdeczności na jaką silił się gospodarz, ale nie wiedział o demonie wszystkiego. Jeśli w ogóle domyślił się, że brunet nie jest Senną Zjawą lub Dachowcem. Po cóż innego Lusian prosiłby go o energię? Do tego wspomniał o lisim DNA. Czyli stawiał raczej na wersję z Dachowcem. Niech będzie. Mogę z tym grać. Schował dłonie do kieszeni wzdrygając się na wzmiankę o MORII.
- Przyznam, to byłoby dziwne. Nawet jak na ciebie - uśmiechnął się szyderczo. Yako pewnie nie raz dał się w znaki temu Marionetkarzowi.
Oparł się o ścianę i obserwował Pardona. Gdy ten skomentował jego technikę szycia, wydał z siebie tylko ciche "-kuję". Z rzadka był komplementowany. Albo mu płacono, albo on płacił komuś. Nikt nie rozpływał się nad jego umiejętnościami, nikt nie klepał po plecach. Nigdy.
Gdy Gopnikowi i Lusianowi podano płyny infuzyjne, Pardon zajął się również Cieniem. Gawain usiadł na oparciu fotela, twarzą do okna, by lekarz miał więcej światła. Dał się posmarować i ponownie podziękował mężczyźnie, tym razem za pomoc. Czemu miałby męczyć się bardziej, niż musiał? Życie miał tylko jedno i lubił, gdy było przyjemne. To żadna chluba cierpieć. Ból przynosił jedynie poniżenie i zezwierzęcenie. Niestety nadal był potrzebny do przeżycia.
Marionetkarz był zmęczony, chociaż nie miał czym, chyba że miał wcześniej ciężkich pacjentów. Czyżby Yako pobierał energię również od niego? Co prawda Gawain nie podejrzewał go o taką nieostrożność, ale w tym stanie mógł być zdolny do wielu nieszablonowych zachowań.
W każdym razie Keer poszedł do kuchni i przygotował herbaty nie tylko dla Pardona, ale także dla reszty towarzystwa, wliczając w to siebie. Gdy czajnik uporał się z zagotowaniem wody, zalał kubki z suszem, ustawił je na wygrzebanej skądś tacce i zaniósł do salonu razem z cukrem, mlekiem i łyżeczkami. - Proszę. Jest dla każdego - zakomunikował stawiając tacę na stół z cichym brzdąknięciem.Gopnik - 26 Maj 2017, 09:05 - To świetnie, nie lubię przeciągającego się łażenia po sklepach. - powiedział wesoło, a gdyby nie jego bark, klasnąłby w dłonie. - Gawain, ty już swoje długi dawno spłacił. Zresztą u mnie już masz za darmo. Taka impreza. Ała, mój bark... Rzekł wesoło, ale poczuł się zbyt pewnie i chciał wznieść ręce do góry, chwaląc rudzielca, a w tym momencie odezwała się jego rana.
Kapelusznika nie zdziwiła pewność siebie doktorka. Domyślał się, że ten jest tutaj nie pierwszy raz, musiał być zaufaną osobą. Zdziwił go natomiast śmiech lekarza. Z czego on miał taką bekę? Czyżby znów ktoś go przejrzał?
Jeszcze bardziej był zaskoczony zwrotem "panie Kapeluszniku". I tym, że rozmawiał z Ruskiem w dziwnie znajomym języku, który doskonale rozumiał. Prawdziwie ojczystym języku. Czyżby był gościem w Krainie Luster? To by wszystko wyjaśniało.
- Dobrze, czyń pan swe honory. - odpowiedział w języku Lustrzan i zdjął z ulgą swoją koszulę. Strasznie go opinała, podobnie zresztą, jak i spodnie.
Zabieg nie trwał długo, w zasadzie dostał tylko namaszczenie rany, zmiana opatrunku i kroplóweczka. Wkłucie było profesjonalne i bezbolesne. Gawain zresztą najwidoczniej też zna się trochę na rzeczy, skoro lekarz pochwalił jego pracę. No, Gopnik znowu mu coś wisi.
Doktor Pardon. Pardon, czy to czasem nie jest jakiś zwrot grzecznościowy? Ciekawe imię. Przypuszczenia Gopnika się potwierdziły. Lekarz znał Krainę Luster. Ba, pochodził stamtąd. Gopnik również się zaśmiał z drobnego żarciku Lucka. Natomiast na wspomnienie o MORII przeszły go dreszcze. Już widział efekty ich pracy. Nieraz.
Po chwili Pardon zajął się przypadkiem Lisa. Tu było trochę więcej do roboty. Co u licha go tak urządziło? Też dostał kroplówkę. Brali dożylnie odżywki, o tak. Z tym, że Lucjan z jakiegoś powodu nie miał nic wstrzykniętego. Dziwne. Ale z drugiej strony, wcześniej też tylko Gopnik wziął te leki, może błękitnooki był bardziej odporny na ból, albo nie potrzebował leków.
Z Gawainem doktorek uporał się najszybciej. Nic w tym dziwnego. Był najmniej poszkodowany.
Herbata. W sumie i Kapelusznikowi zaschło w gardle, toteż ucieszył się, gdy rudzielec przyniósł naparu każdemu z nich. Wziął w dłonie kubek, dodając 4 łyżki cukru i ani kropelki mleka (tak, jak najbardziej lubił) i mieszając, wziął się za picie naparu. Tego mu było trzeba, tym bardziej, że trzewia przestały już strajkować.Yako - 26 Maj 2017, 10:28 Słuchał odpowiedzi Cienia i tylko przytaknął głową. Zaskoczyły go jednak pozostałe słowa rudzielca. Miałbym zerwać z nim kontakt? Niby dlaczego? Dlatego, że zabija za kasę? Westchnął ciężko i położył dłoń na jego ramieniu, uprzednio wstając. Nachylił się do jego ucha - Ty przynajmniej zabijasz dla pieniędzy, żeby mieć za co żyć, a nie dlatego, że masz takie widzimisię czy traktujesz to jako dobrą zabawę - wyszeptał grobowym głosem. Nie wiedział jak na to zareaguje rudzielec, jednak jakoś nie wiedzieć czemu był tak zmęczony, że nawet to mu było wszystko jedno.
Ale taka też była prawda. Wybił całą wioskę, miejscowość, w której mieszkał, jakieś dziewięćset osób, w tym starców, kobiety i dzieci tylko dlatego, że zaczęli uprawiać rolę bez jego pomocy. Uznał to za idealną karę, a bawił się przy tym wybornie. Wszędzie krew i trupy, smak nieskażonej, niewinnej krwi dzieci i niemowląt, błagania kobiet. Mmmm taak to były czas, kiedy wszyscy się go bali. A teraz? Był tylko jednym z wielu i praktycznie nikt w Krainie Luster nie zwracał na niego uwagi.
Na dole spokojnie pozwalał się opatrywać. Zerknął na rudzielca, gdy ten niezbyt wyraźnie podziękował za pochwałę. Widać nie był do tego przyzwyczajony. Puścił mu oczko, ale tak, że żaden z pozostałych mężczyzn nie mógł tego widzieć. Gaw naprawdę odwalił kawał dobrej roboty. Opatrzył ich obu mimo iż był zmęczony i głodny. Pomógł bez zastanowienia, mimo iż było widać, że nie jest z tego powodu zbytnio zadowolony.
Podziękował Cieniowi za herbatę tak jak samo jak Pardon. Upił kilka łyków i westchnął cicho opierając głowę na oparciu kanapy.
Pardon upił łyk i od razu wyglądał jakby wróciła mu cała energia. Wstał i znów podszedł do Lusiana. Obejrzał najpierw jego kolano i również je nasmarował, lekko masując, po czym wziął w dłonie jego rękę i zaczął ostrożnie zdejmować bandaż, który usztywniał nadgarstek. Obejrzał go dokładnie, lekko na niego naciskając. Lusian jak do tej pory był dzielny i udawał, że nic go nie boli ale tym razem już nie wytrzymał i syknął z bólu i skrzywił się mocno. Nie dlatego, że to bolało go bardziej niż smarowanie ran, jednak utrzymywanie tego przez tak długi czas było dla niego dość męczące i po prostu już nie dał rady trzymać tego w sobie dłużej. Zagryzł mocno zęby i oddychał głębiej. Pardon tylko spojrzał na niego i kontynuował badanie. Widać był już przyzwyczajony do reakcji demona.
- Na szczęście jest tylko mocno potłuczony i podrapany - powiedział w końcu -jednak w najbliższym czasie lepiej, żebyś nie był się z nikim i nie nadwyrężał tej ręki bo może być źle - wyjaśnił spokojnie. Nasmarował dłoń i ponownie owinął porządnie bandażem. Dał tez Lusianiony usztywniacz, który ma zacząć nosić za jakieś dwa, trzy dni gdy opuchlizna już zejdzie. Będzie to na pewno wygodniejsze niż zmienianie codziennie bandaża.
Lusian przytaknął tylko głową. Na jego skroni pojawiły się kropelki potu, zapewne ich pojawienie się spowodował ból, naprawdę musiał cierpieć, ale nie starał się tego nie pokazywać. Zerknął tylko na Cienia, który mógł w oczach Kitsune dojrzeć wielki ból. W końcu jednak się w miarę uspokoił, zamknął oczy i oparł się o fotel. Oddychał głęboko i prawie się nie ruszał.
Pardon za to znów zajął swoje miejsce i wrócił do popijania herbaty co chwila zerkając na kroplówki, by upewnić się czy nie powinien ich jeszcze odłączać. W międzyczasie wyjął też z torby buteleczkę z lekiem, strzykawkę i kilka igieł po czym spojrzał na rudowłosego - panie Keer umie pan robić zastrzyki? - zapytał wprost i jeśli Gaw przytaknął, kontynuował swoją wypowiedź -to jest lek przeciwbólowy dla pana w Kapeluszu - powiedział z uśmieszkiem -nie uzależnia, ale lepiej nie stosować go częściej niż dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Dziś już dostał jedną dawkę, więc jak go będzie bolało to wieczorem może dostać drugą. Jest tu tego na następne dwa dni, do tego czasu ból powinien stać się znośny, a nawet całkiem zniknąć. Wystarczy dać zastrzyk w okolicę rany, do mięśnia i po chwili już nie będzie bolało - przekazał instrukcje po czym przekazał Gawowi jeszcze jak powinien lek dawkować. Wyciągnął też jeszcze jedną kroplówkę, mówiąc, że lepiej aby wieczorem Lusian jeszcze dostał jedną dawkę, a za dnia ma odpoczywać. Demon tylko przytaknął. Pardon upewnił się jeszcze czy Gaw da radę się wkłuć w żyłę z igłą by dać kroplówkę czy ma przyjechać albo zmienić na wenflon. Wolałby jednak nie zostawiać nic w żyle wiedząc jak Lisa to potem bardzo denerwuje i że ten jest w stanie bez niczego sobie to wyrwać. Przekazał to oczywiście mężczyznom, na demon tylko prychnął zirytowany.Gawain Keer - 27 Maj 2017, 01:22 Ciągła wesołość Ruska działała Gawainowi na nerwy. Wieczny uśmiech sprawiał wrażenie sztucznego, a nowina jaką przekazał była raczej neutralna, niż radosna. Ot, idą na zwykłe zakupy, bo trzeba mieć co zarzucić na grzbiet.
Zrobił zakłopotaną minę, gdy Gopnik powiedział o imprezie. Cieniowi było wstyd przed Yako. Przynajmniej Kapelusznik mógłby się zamknąć i nie drażnić gospodarza. Nie żałował wspólnej eskapady z nim, ale braku uwagi i kontroli. Ten cios w twarz był w zupełności zasłużony. O aucie wolał teraz nie wspominać, poza tym liczył na to, że Gopnik zrobi to sam. Będzie musiał znaleźć jakiś pretekst, żeby zostawić ich samych na momencik. Może wyjaśnią sobie to i owo.
Czując ciężar dłoni na swoim ramieniu i słysząc, co mówi Yako, aż ugięły się pod nim kolana. To on powinien podpierać rannego bruneta, ale teraz przytrzymał się jego zdrowego ramienia. Wzrok miał mętny, rozmarzony, a na twarzy wykwitł szczery i dziwnie miły uśmiech. Z jakiegoś pokręconego powodu taki Kitsune podobał mu się najbardziej i działał na niego niezwykle odurzająco.
Zabijanie dawało mu zastrzyk adrenaliny, z którym nic nie mogło się równać. Dźwięk ostrza ocierającego się o kość, ostatnie tchnienie, świadomość tego, że zostawia się na świecie trwały dowód swojej obecności. Fakt, że ktoś ginie, a ty właśnie go przeżywasz. Jednak nigdy nie postanowił zabijać dla czystej przyjemności lub z przypadku. Nie czuł się przez to lepszy, po prostu było to obarczone zbyt wysokim ryzykiem. Nie mógł też powiedzieć, że pławiłby się we krwi dla czystej rozkoszy, gdyby tego ryzyka nie było. Jeszcze posiadał resztki psychicznego zdrowia.
Gdy lekarz tak ich oglądał, Gawain dalej patrzył na Lusiana i zauważył jak ten puszcza do niego oczko. Zrobiło mu się miło. Wczorajszej nocy starał się jak mógł, a teraz ktoś docenił jego wysiłki. Jednak gdzieś w głębi poczuł nieprzyjemny, znajomy ucisk. Czy Yako lub Gopnik zajmą się nim, gdy będzie tego naprawdę potrzebował? Czy zrobią dla niego to samo, gdy będzie ciężko, trudno, a wszystko runie im na głowy?
Pardon chyba działał na herbatę, bo upił ledwie łyk i znów był gotów do akcji. Prawdziwy udawany Anglik. Lusian krzywił się i syczał, gdy lekarz dotykał jego nadgarstka. Dobrze, że skończyło się tylko na stłuczeniu, bo ani lis, ani rudzielec nie wytrzymaliby innego stanu rzeczy. I bez tego miał dość roboty przy tej dwójce, a Marionetkarz właśnie postanowił mu jej dołożyć. Widząc ból w oczach Yako i to jak ledwo się trzyma, Keerowi nie przeszkadzało to ani trochę.
- Z pewnością nie tak bezboleśnie jak pan, doktorze, ale potrafię - przyznał nieco zakłopotany. Dowiadując się, że lek ma być podany jedynie miejscowo, całkowicie się rozluźnił. Byleby nie złamać igły, prawda? - Rozumiem, nie ma problemu - posłał lekarzowi uprzejmy uśmiech, choć w środku się gotował. Dwa dni?! Obejrzał buteleczkę i kiwnął głową na wzmiankę o dawkowaniu. Z wenflonem też nie powinien mieć większych trudności, o czym poinformował Pardona. Gdy Lusian prychnął, Gawain zgromił go wzrokiem kręcąc głową z niezadowoleniem. Jeśli chodziło o zdrowie był nieugięty - Tylko spróbuj potem jęczeć, że byłeś kłuty dwa razy - syknął cicho odstawiając lek dla Gopnika na stół. Pił swoją herbatę i również czekał na odłączenie mężczyzn od kroplówek.Gopnik - 27 Maj 2017, 22:52 W zasadzie podczas badań Kapelusznik nie miał zbyt wiele do roboty. Obserwował po prostu zmagania lekarza z pacjentami, popijając sobie swoją herbatkę. Pardon za to zadziwił Gopnika. Niby był zmęczony, prawie słaniał się na nogach, ale wystarczył jeden łyk naparu, by wróciły do niego wszystkie siły. To było zadziwiające.
Całe szczęście z nadgarstkiem Lisa nie było nic złego. Ot, stłuczenie - czyli Lis z tego wyjdzie. Michaił przejmował się chyba każdą istotą. Z Rosemary było podobnie, zaproponował jej noc w swoim mieszkaniu, bo ta była tak zagubiona. A potem wyszło, jak wyszło. Lis może i był ostro zdenerwowany poprzedniego wieczoru, ale teraz potrzebował pomocy. I całe szczęście, otrzymał ją. Swoją drogą, bylo widać, że mężczyzna cierpi. Albo mu gorąco. Albo jedno i drugie, w każdym razie jego czoło swieciło od kropelek potu.
Gdy Pardon wspomnial o lekach dla Kapelusznika, postanowił, że jakoś wytrzyma ból. Będzie tylko brał przed snem, by łatwiej zasnąć. Co prawda teraz uśmierzenie bólu bylo zbawieniem, ale Michail wolal nie brać zbyt wiele. Zdrowie i wątrobę ma się jedną. Dlatego trzeba je oszczędzać... Na litry alkoholu do wypicia. Kapelut pewnie poradziłby sobie nawet z cysterną wódki, gdyby dać mu tylko odpowiednio dużo czasu i dobrą zagrychę.
Szkoda tylko, że lek był w formie zastrzyku. Rusek nie przepadał za nimi, choć też nieczęsto miał okazje je doświadczać. Na szczęście.
- Spasiba, panie Pardon. Na pewno się przyda, choć mam nadzieję, że jak najmniej. - powiedział z wyrazami wdzięczności. Ciekawe, jak dobrym pielęgniarzem okaże się Gawain, jeżeli chodzi o zastrzyki. Facet sporo się napracował przy tych kalekach. Jeden ranny chyba wszędzie, drugi pogryziony przez kobietę. Lazaret, a nie willa.
Gopnik upił kolejny łyk herbaty, słuchając rozmowy Gawaina i Pardona. Wpadł w lekki letarg, z którego wyrwało go syknięcie Rudzielca na Futrzastego, choć obecnie bez futra. W sumie rozumiał Keera. Sam też nie bylby zadowolony, gdyby musiał powtarzać robotę dwa razy i przy okazji słuchać jęków z tego powodu. Normalna rzecz.
- Dobra ta herbatka. Słodka. - rzekł, ni z gruchy ni z pietruchy, ni to sam do siebie, ni to do kogoś konkretnego, ni do ogółu, po czym podrapał się po swoim zaroście. Powiedział, bo po prostu chciał. Bo herbatka rzeczywiście była smaczna. I słodka.Yako - 28 Maj 2017, 00:48 - Gaw wszystko w porz...- zaczął pytanie, ale widząc dziwny uśmiech na twarzy Cienia, zamilkł. Nie do końca wiedział jak ma to odczytać. Że podoba mu się, ze Kitsune kiedyś zabijał tylko po to, żeby zabijać czy jakoś inaczej? Nie skomentował tego jednak w żaden sposób. Westchnął tylko i poczekał aż Keer będzie w stanie już wyjść z pokoju.
Na dole Pardon sprawnie zajmował się pacjentami. Słysząc, że Gaw sobie poradzi z zadaniem, przytakną głową i uśmiechnął się. - Lek nie musi być przyjmowany przez dwa dni. To jest maksymalny czas kiedy będzie wymagany, ale może się okazać, ze jak nie będzie pan nadwyrężał ręki to już jutro leki nie będą potrzebne - powiedział z wesołym uśmiechem na ustach. Widać był w dobrym humorze. Po kilku minutach oczekiwania, spojrzał na kroplówkę Gopnika.
- No to jedna się skończyła- powiedział i sprawnie odłączył kroplówkę i posmarował miejsce po wenflonie płynem odkażającym -no może się pan już ubrać - zaśmiał się i spojrzał na kroplówkę Lusiana. Tu musieli jeszcze poczekać, ale Pardon już zaczął się pakować powoli, sprawdzając czy zostawił wszystko co miał.
Słysząc słowa Gawaina, Yako odwrócił wzrok, trochę jakby chciał powiedzieć, że przy tym jak go wszystko boli to nawet nie poczuje tego, że Cień wbija mu coś w żyłę, ale powstrzymał się przy Gopniku na powiedzenie czegokolwiek.
W międzyczasie Lusian też mu zapłacił. Jednak co dziwne Pardon nic na ten temat nie powiedział. Lusian wyciągnął tylko z kieszeni banknoty i podał je lekarzowi, na co ten podziękował grzecznie i schował je. Jeśli rudowłosy chciał zaproponować, ze on zapłaci Lusian zgromił go wzrokiem i pokręcił głową. Nie było takiej opcji. Nawet jeśli widział ile pieniędzy ma Cień. On płacił temu lekarzowi i nie było innej opcji. Pardon pewnie nawet sam by się nie zgodził na to, żeby kto inny mu płacił.
Gdy Pardon w końcu wziął się za odłączanie Lusiana, ten spojrzał na niego -Pardon, powiedz mi. Podwieziesz tych dwóch do miasta? - zapytał wprost pokazując głową na pozostałych mężczyzn -wpadli na wizytę, a nie zabrali żadnych ciuchów i muszą skoczyć na jakieś zakupy, a ja za kółko nie siądę ani dziś, ani zapewne jutro- wzruszył ramionami.
- Jasne, nie ma sprawy i tak wiesz, że jadę w tamtym kierunku - zaśmiał się Marionetkarz i wyrzucił wszystko do specjalnego worka, który zabrał ze sobą. Również odkaził miejsce wkłucia, a Lusian zaraz po tym ubrał się i westchnął.
Pardon pożegnał się z gospodarzem i wyszedł, mówiąc tylko, że nie muszą się spieszyć on poczeka w samochodzie.Gawain Keer - 28 Maj 2017, 01:55 Po chwili zdołał opanować drżenie rąk i nóg oraz niespokojny oddech. - Tak, w porządku - wychrypiał czując suchość w ustach. Miał ochotę wybiec z pokoju. Yako był inny niż wszyscy, których do tej pory poznał. Nie był w stanie się powstrzymać, opanować. Drań, szumowina, kundel, nikczemnik... tyle określeń pchało mu się na usta, ale równocześnie czuł się wyróżniony. Gdyby śnił, chciałby śnić właśnie o swoim silnym i niebezpiecznym Yako. Może nie miał go na całkowitą wyłączność, lecz czuł i widział, jak demonowi na nim zależy. W końcu ruszył się z miejsca i bez słowa wyszedł z gabinetu.
Cień obserwował mężczyzn równie uważnie co lekarz. Gopnik uciekł gdzieś myślami zostawiając ciało w tyle. Co prawda pochwalił herbatę, ale powiedział to z uprzejmości lub od niechcenia. Ważne, że był zadowolony.
Każdy z nich miał swoje wady. On sam ciągle łaził nabzdyczony niczym osa, Lusian był uparciuchem, a Gopnik nie potrafił spędzić minuty w ciszy i samotności. Mimo wszystko Keerowi odpowiadało takie towarzystwo. Na dzień dzisiejszy. Czuł, że grunt po nogami jest niepewny. Yako zabijał z różnych pobudek i może nie uzna Cienia za zagrożenie, ale kto go tam wie. Na razie był jego niańką, medykiem i przelotną miłostką, ale wiedział, że gdyby nie jego natura i uczucie jakie potrafił wzbudzić, to pewnie nie byłoby tak różowo. Może żyję zbyt długo, jak na tak paskudnego gościa, jakim jestem? Do reszty zwariowałem. Znam go tak krótko, a zwierzam mu się, jakbym znał go całe lata - pomyślał smutno również odpływając.
Mechanicznie kiwnął głową na słowa Pardona, ale nagle zaczął cieszyć się z obecności Gopnika. Śmierć zawsze była samotna, ale myśl, że nie tylko on zakończy żywot, jeśli demon zwariuje, była pokrzepiająca. Nie wątpił w swoje umiejętności, ale walka w zwarciu nie była jego mocną stroną. Do tego Yako przypakował. On też powinien, jeśli ma dotrzymać mu kroku. W Kitsune również pokładał jakąś nadzieję na przyszłość, lecz lata ryzykanckiego życia nauczyły go ostrożności i powściągliwości. Nie chciał czuć się zdradzony i wykorzystany, dlatego wolał nie obiecywać sobie zbyt wiele.
- Już niedługo... - wyszeptał chcąc pocieszyć Lusiana. Zwyczajnie się o niego martwił i nie chciał, by cierpiał bardziej, niż musiał.
Nie oponował, gdy Kitsune płacił lekarzowi. Wystarczy jak odkupi nici chirurgiczne i zestawy do szycia, ale lis nie musi o tym wiedzieć. Zresztą i tak miał zamiar kupić pokaźny zapas dla siebie samego. Lepiej być przygotowanym zawczasu. Może nawet nauczy szyć lisa. Przydałoby mu się.
- Dobra, to zbieramy się! - westchnął i nie kończąc herbaty wstał. Lusianowi posłał czułe i ciepłe, jak na siebie, spojrzenie.
- W końcu kupię jakieś golfy! Ile można prasować koszule? - uśmiechnął się drwiąco, wiedząc jak demon załamywał ręce nad stanem jego garderoby. Gawainowi było daleko do dandysa. Cenił przede wszystkim jakość i funkcjonalność rzeczy, w które się zaopatrywał.Gopnik - 28 Maj 2017, 11:11 Lekarz był naprawdę sprawny. Bardzo umiejętnie i szybko wyjął igłę po kroplówce, która już w całości płynęła w żyłach Kapeluta. Zgodnie z jego zaleceniem, Rusek założył, a raczej wcisnął się z powrotem w swoją koszulkę, zapiął wszystkie guziki z wyjątkiem trzech od góry (czyli w efekcie nie zapiął żadnego) i ukłonił się w geście podziękowania, zdejmując kapelusz na chwilę.
W tym czasie Pardon już powoli zbierał swoje narzędzia pracy. Została mu tylko kroplówka Lucka, także większość przedmiotów mógł już schować. Michaił patrzył na te wszystkie buteleczki, igły i inne przedmioty z niejaką ciekawością. Przez zaangażowanie swojej uwagi w tę arcyciekawą czynność, nie zauważył wzroku Lucjana, który wylądował na Rudzielcu.
Zapłata była... Tak w dziwny sposób płynna. Lisek po prostu podał doktorkowi pieniądze. Bez pytań, o ile, bez żadnych próśb. Po prostu podal odliczoną kwotę. Najwidoczniej Foxsoul już dobrze znał cennik Pardona i wiedział doskonale, ile się należy.
Gdy Pardon pozwolił na podwózkę, Gopnik uśmiechnął się szerzej. Nie będą musieli się tłuc komunikacją miejską, a i zaoszczędzą pieniądze, unikając taksówek. Świetnie. Zażenowały go jednak troche tłumaczenia Lucka. Nie musiał wspominać o tym, że musieli kupować ubrania na już. Po co to komu wiedzieć? Nie skomentował tego jednak żadnym słowem
- Hej, zbieramy. Komu w drogę, temu... eee... W drogę! - wykrzyknął wesoło. Ręka mu już nie dokuczała, żołądek już nie męczył, to i humor dopisywał. Wypił resztę herbaty na raz, wstał i ruszył w kierunku wyjścia.
- Golfy, golfy, nie przepadam. Mój kumpel, Wania, miał Golfa dwójkę. Łady fajniejsze. Ale co ma golf do koszuli? - spytał, nie rozumiejąc kontekstu. Nie wiedział, że nie chodzi tu o samochód. - Ja to sobie kupię jakiś porzadny dresik. Taki, jak trzeba. No i luźniejszą koszulę, to coś zbyt mocno mnie opina. Nie lubię tego. - zaczął narzekać, ale jego ton był nad wyraz wesołkowaty, do tego stopnia, że mógł denerwować gburów, albo wręcz przeciwnie, zarazić dobrym humorem.
Co do prasowania, Gopnik też nie był w tym mistrzem. Jego koszule codzienne również były strasznie pogniecione, chociaż czasami odświętnie się przyłożył do prasowania, tak by było jak najlepiej. Wtedy na ubraniu było tylko trochę zmarszczek. W każdym razie, zarówno jego dom, jak i ubiór doskonale opisywał jego charakter.
Ruszył raźnym krokiem w kierunku drzwi, wsiadł do auta Doktorka i, gdy Gawain również zasiadł na miejscu pasażera, ruszyli w stronę centrum.
ZT x2Yako - 30 Maj 2017, 19:16 Zaskoczył go ten ciepły uśmiech Gawaina i sam się uśmiechnął. Zrobiło mu się jakoś miło w środku widząc go. Dziwnie tak, ale przyjemnie jednocześnie.
Odprowadził Gopnika i Pardona wzrokiem. Jednak gdy Gaw ruszył do drzwi, zatrzymał go jeszcze -Gaw mogę mieć do Ciebie prośbę? - zapytał cicho - a właściwie dwie. Niech Gopnik zje coś na mieście na obiad, nie mam sił, żeby myśleć nad tym co można mu przygotować, a tym bardziej żeby to robić- odwrócił niepewnie wzrok. Widać było, że naprawdę wstydzi się tego w jakim jest stanie - i czy mógłbyś mi kupić jakieś dwa atlasy czy książki mówiące o tym świecie? Najlepiej ze zdjęciami też, bo mnie ta kocica zamęczy jak wrócę do Norki, a ona dowie się, ze byłem tutaj - powiedział zakłopotany, nie wiedząc jak Cień zareaguje, że Kitsune nadal trzyma tego Dachowca w domu. W końcu to on go tak poharatała, ale jakoś nie mógł jej zostawić w takim stanie, do tego chyba potrzebował jakiegoś towarzystwa, a tak mógł czymś się zająć. Uczenie dzikiej kotki było dość ciekawe i można nawet powiedzieć, że zabawne jednocześnie. Przynajmniej patrząc na reakcję kotki na przykład na toaletę.
Jeśli Cień się zgodził, to demon tylko upewnił się jeszcze, że ten wziął telefon i klucze (w końcu nie wiadomo, kiedy będą wracać dokładnie, a Yako może wtedy spać) i życzył im udanych zakupów.
Gdy tylko został sam, padł jak kłoda na wersalkę. Wiedział jednak, że nie może sobie pozwolić na sen. Jeszcze nie teraz. Leżał tak z dobre pół godziny, po czym sięgnął po telefon i wykręcił numer. Zadzwonił do kobiety, która zajmowała się domem pod jego nieobecność. Poprosił jej o zrobienie sporych zakupów spożywczych oraz o to by wzięła swój sprzęt fryzjerski. Gdy odłożył telefon, wiedział, że ma jeszcze trochę czasu, zanim kobieta ogarnie zakupy. Zaszedł znów do swojego Gabinetu i wyjął jeszcze kilka banknotów, po czym zamknął całe pomieszczenie i schował klucz. Posprzątał też po wizycie doktorka. Nie wszyscy musieli widzieć, że miał wcześniej gości.
Ogarnął wszystko akurat na czas. Otworzył kobiecie drzwi i pomógł wnieść zakupy do środka. Rozpakowali wszystko po czym Lusian dał ściąć sobie włosy. Jednak nie całkiem na krótko (tak jak na avku). Podziękował jej i zapłacił. Całe szczęście blondi nauczyła się nie zadawać zbędnych pytań. Czasem się zastanawiał czy nie jest dziełem jakiegoś Władcy Marionetek i tylko wygląda jak zwykły człowiek. Ale nie zagłębiał się w to. Póki wykonywała polecenia i nie przeszkadzała w żaden sposób to nie interesowało go czy jest zwykłym człowiekiem czy nie.
Gdy w końcu opuściła wille, Kitsune uznał, że najwyższy czas, żeby trochę postać. Lodówka była pełna, tak samo spiżarnia, nie musiał się niczym martwić. Wiedział, że jakby było coś nie tak to Gawain by zadzwonił.
Już miał zasnąć, gdy zadzwonił jego telefon. Spojrzał na numer i raczej nie spodobało mu się to co zobaczył. Westchnął i odebrał. W trakcie rozmowy poszedł sprawdzić, czy na pewno się nie pomylili. W garażu faktycznie nie było jego Mazdy. Westchnął ciężko i zapewnił, że jak tylko się ogarnie to stawi się w warsztacie, do, którego polecił zawieźć samochód.
Ubrał się szybko, zabrał kluczyki i zszedł do podziemnego, tajnego garażu. Otworzył go i wsiadł do Tesli. Była na pewno bezpieczniejsza niż Maserati. Założył okulary przeciwsłoneczne i ruszył w drogę, jadąc jednak tak ostrożnie jak tylko się dało. Nie miał zamiaru tracić drugiego samochodu, a w szczególności tego, które było robione na jego zamówienie.