To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto Lalek - Skwer w centrum Miasta.

Anonymous - 4 Maj 2012, 15:16

Po przejściu przez lustro pokierował chłopaka w miejsce, gdzie będzie miał okazję spotkać jak najwięcej istot. Choć to też oznaczało niemiłe sytuacje dla niego. Vanillio, miał jednak świadomość tego, że inaczej się nie da, a Snare zapewne chce zobaczyć jak najwięcej. więc to chyba proste, że kot wybrał takie, a nie inne miejsce czyż nie? Miasto lalek zawsze tętniło życiem. Przynajmniej w oczach Vanisha, zawsze ktoś się tutaj kręci. Sklepy, kawiarenki i inne cuda można zobaczyć. Wędrówka trochę im zajęła, więc zapewne blondyn czuł małe pieczenie w nogach, wszak to było kilka kilometrów, nie tak hop siup i są. Wędrówki są męczące, nawet jeśli i ciekawe. Tym samym trafili na sam środek tej mieściny, a dokładniej skwer. Dachowiec swoje kroki pokierował do jednej z ławek uśmiechając pogodnie, w stronę człowieka. Na niej położył reklamówkę a potem przeciągnął. Odwrócił w jego stronę spokojnie mówiąc.
- Tutaj powinniśmy zobaczyć przeróżne istoty. Chyba najbardziej zatłoczone miejsce w naszym świecie..
Plecami oparł o oparcie i założył nogę na nogę. Posiedzenie na ławce chyba było kusząca propozycją po takiej przeprawie. Po za tym kot lubił tak sobie popatrzeć, z pozoru nic nieznaczącego miejsca i pozycji. Przyglądać jak wszyscy uwijają się jak mrówki. Biegną od jednego do drugiego sklepu czy miejsca chcąc dostać artykuły przeróżnej maści. On aż taki pośpieszny nie był, z resztą potrafił zagospodarować czas tak by nie musieć biegać jak kot z pęcherzem. Ogon kotołaka zamachał a potem powoli opadł na uda gdzie zastygł już nie poruszając się.

Anonymous - 5 Maj 2012, 14:38

Och, jakże źle czuł się Gabriel po tej wędrówce! Był wszakże chłopcem stricte kanapowym i nie przywykł do zbyt dużego wysiłku... a jednocześnie był zbyt dumny, by poprosić o przerwę, postój czy, tym bardziej, poniesienie na rękach. Sam nie oddalił się nigdy dalej, niż na kilometr od swojego domu, nie licząc oczywiście przeprowadzki z Francji do Anglii, ale przecież nie odbył jej na piechotę...
Mimo to zmusił się do tego, by zmęczonym wzrokiem powieść w górę, z własnych stóp na otaczające go miasteczko. Słowa Vaniego też docierały do niego z opóźnieniem, ale przecierpiał to - grunt, że pojął ich ogólne znaczenie.
- Widzę... - odpowiedział trochę niechętnie, z niekrytą radością siadając na ławce. Wziął głęboki oddech i zaczął rozmyślać, czy w tajemniczej siatce kotołaka nie spoczywało przypadkiem jakieś picie...? To i tak nie miało znaczenia, bo pod żadnym pozorem by o nie nie poprosił, co to to nie.
Skupił się na otoczeniu. Znajdowali się w faktycznie mocno zatłoczonym miejscu! Gabrysiowi to nie przeszkadzało, nie był introwertykiem, czuł się dobrze wśród ludzi (oraz, eee, wszystkich innych bytów). Obserwował przechadzające się tam i z powrotem istoty, nie mogąc odeń oderwać wzroku. Kim byli, jacy byli? Czy przypominali ludzi, których dobrze znał ze swojego świata? Chwilowo skupił się na kwestiach moralnych, dotyczących mieszkańców Krainy Luster. Co jakiś czas niektórzy pozdrawiali się kulturalnie skinieniem głowy, nie dopatrzył się oznak jawnej niechęci, zero przemocy, której nie trzeba było długo poszukiwać na angielskich chociażby ulicach. I ten zapach! Pachniało ładnie, zupełnie inaczej niż w Paryżu, w którym Gabriel nie mógł wytrzymać. Świat ludzi był... zniszczony. Do takiego właśnie wniosku doszedł, obserwując dalej.
Jednak nuda, jaka przyszła za spokojnym patrzeniem i analizowaniem przypomniała mu brutalnie, że nie jest myślicielem, tylko działaczem. Czując przypływ nowych sił stanął nogi i obdarzył Vanillia ciepłym, słodkim uśmiechem, który w okresie "spadkowym" rzadko pojawiał się na jego twarzy.
- Jest wspaniale - skomentował. - Gdzie idziemy potem? - Tak, kiedy wstępne zmęczenie minęło Gabriel powrócił do postaci kogoś, kto cieszy się życiem. Może to zmiana otoczenia tak na niego wpłynęła? Już wiedział, co będzie robił, gdy znowu dopadnie go przytłaczające uczucie beznadziei! Wybierze się do innego wymiaru. O matko, jak to brzmi. Swoją drogą, czy on w ogóle był w innym wymiarze? Może po prostu śnił? Skrzywił się na ułamek sekundy na myśl o tym, ale otaczający go świat dalej pozostawał zbyt wyraźny, by mógł się przychylić do tego bzdurnego, a jednak, wydawałoby się, tak prawdopodobnego wniosku. Wrócił myślami do świata, który niedługo opuścił. Czy zdoła utrzymać to w tajemnicy? Czy będzie musiał? Czy w ogóle wróci do domu...? Poczuł ukłucie dziwnego, nieokreślonego uczucia, które wiązało się ze smutkiem, ale przepełnione było także goryczą. Na poziomie umysłu - wiedział, że nie chce wracać nigdy, przenigdy. A jednak... Jednak...
Odrzucił to, gdyż szybko rozpoznał uczucie jako narastającą w nim słabość. Jeśli świat ludzi był jego słabością, to tym bardziej będzie musiał go porzucić. Wszystko, co przyjmuje formę kajdan leżących u stóp Gabriela należy zniszczyć. Wszystko...

Anonymous - 7 Maj 2012, 09:55

Kot zorientował się, że jego słowa dochodzą z opóźnieniem, nie przeszkadzało mu to jednak. Jednak zmęczenia u blondyna nie podejrzewał, w końcu ten tak dziarsko przy nim szedł, nie jojczał ani nic. Co zwykle jest w zwyczaju gdy coś na nie pasuje. Swoją drogą dobrze, że tak się zachował, w innym wypadku kawałek drogi spędziłby niesiony przez Vaniego, tego by chyba nie chciał..
Wzorkiem wodził za Gabrielem zastanawiając się co go w ogóle skłoniło do takiej wędrówki, czy aż tak źle musiało mu być w ludzkim świecie ? To wydało się kotołakowi interesując, więc nawet nieświadomie jego ucho zadrgało i położyło do tyłu. Widząc jak ten siada obok uśmiechnął się i tym razem uszy radośnie zastrzygły. Dopiero teraz spostrzegł, że blondyn musi być zmęczony, tak podejrzewał, ale to było bardziej jak oczywiste, jego też trochę nogi piekły, ale przywykł do większej dawki ruchu.
Długowłosy zajrzał do reklamówki, no i ku radości Gabriela zapewne, wyciągnął dwie puszki Coli podając mu jedną z nich. Chłopak akurat skupiał się na kontemplacji więc najpierw musiał go napojem puknąć w ramię aby ten się zorientował.
Do wniosku, że świat ludzi jest zniszczony Vanillio doszedł dawno, za każdym razem gdy tam się po jakieś produkty wybierał. Przecież tam było tak brudno, tak tłoczno w tym złym znaczeniu. Pełno samochodów, pełno krzyków, od których więdły uszy. Nie raz widział przemoc, która go odstręcza. Chociaż gdyby musiał walczyć w czyjejś obronie, to i do przemocy by się uciekł. Widząc jak blondyn wstaje lekko się zdziwił, myślał, że trochę dłużej będzie chciał odpocząć. Widać jednak się pomylił, zamrugał oczyma słysząc pytanie.
- A gdzie byś chciał Gabrielu? Tutaj są różne miejsca, od Czekoladowego jeziora, po straszne i mroczne zaułki, nawet jakiś statek w butelce,tam z resztą nigdy nie b byłem, jest dosyć, daleko.
Po0łożył po sobie uszy i zaczął bawić płynem w puszce, zakręcając nią koła./ Długowłosy chciał by blondyn zasugerował jakie miejsca lubi, bo tak szczerze, to jest zbyt dużo miejsc ciekawych i nie wiedział jakie przypadłoby mu do gustu. Spoglądając w otwór w puszce wymieniał dalej.
-Malinowy las, Upiorne miasteczko i "dziwny cyrk", znikająca szachownica..
Podniósł się z ławki i po raz kolejny chwycił reklamówkę, które chyba sporo przeżyje, jak i produkty w niej znajdujące, co jednak poradzić ? Vanillio się nie spodziewał, że spotka takiego chłopaczka, którego będzie oprowadzał po krainie luster i szkarłatnej otchłani. Rozejrzał się więc jeszcze po skwerze i wzrok utkwił w młodym, spokojnie machając ogonem w oczekiwaniu.

Anonymous - 12 Maj 2012, 22:30

Nie jęczał, to prawda, co nie oznaczało, że nie był zmęczony. Po prostu tak przedstawiały się jego priorytety - po stokroć wolał męczyć się, niż przyznać do słabości i odpocząć. Swoją drogą, to sam nie miał pojęcia, skąd mu się to wzięło. Idąc w głąb, w przeszłość chłopaka, można było dojść do wniosku, że od małego żył w świecie, w którym dla słabeuszy zwyczajnie nie było miejsca. Z kolei spraw noszenia na rękach to głębszy temat... wszakże w pewien sposób oznaczałoby to, że Gabriel nie jest w stanie sam sobie poradzić, a z drugiej, że to w porządku, że ktoś mu usługuje (choć bardziej pasuje to mówienie o przysłudze, ale on i tak wiedział lepiej).
W świecie ludzi było mu źle. Wszechobecna, paraliżująca nuda naciskała na jego strudzony bezproduktywnymi na dłuższą metę obowiązkami umysł, a ciało było jakby spętane, przytwierdzone do umierającej ziemi grubymi, mocnymi linami splecionymi z włókien żalu, którego nikomu w Świecie Ludzi nie brakowało.
Zaskoczył go dotyk zimnego metalu na ramieniu. Obejrzał się na kotołaka i z małym zmieszaniem, ale i wdzięcznością przyjął napój. Resztę czasu spędził sącząc go powoli, rozkoszując się każdym łykiem.
- Em... - zmieszał się na chwilę. - W zasadzie, to nie wiem. Tamten świat jest strasznie nudny, więc cokolwiek, co według Ciebie jest ciekawe będzie dobre, tak myślę - uśmiechnął się delikatnie. Jemu wystarczało, żeby nie stali w miejscu, nie znosił tego. Nawet dla odpoczynku. Strata czasu, ot co!
Uzupełnianie zasobów energii w wykonaniu Gabriela mogło być ujmujące, ale i irytujące. W zupełnie nieprzewidywalny sposób, chłopak ten z naburmuszonego, zmęczonego człowieka z miną "Dajcie mi umrzeć w spokoju" zmienia się w radosnego, chętnego do dalszego działania - dokładnie, jak załączono na powyższym obrazku(?).



Wybacz, że tym razem tak krótko. ._.

Anonymous - 15 Maj 2012, 18:05

No i to się chwaliło, bo wskazywało na to, że mały Snareś ma swoją dumę i godność, czyż nie tak ? Z resztą Vani wcale nie miał ochoty nikogo nosić na rękach, no po za swoim panem Jasperem, który raczej nieczęsto z tego korzystał, też ma swoje poglądy. Tak czy inaczej kot bardziej ceni osoby niezależne, niepoddające się i nie jęczące o pomoc na każdym kroku, co często denerwowało jego jakże kocią skromną osobę.
Nie było w tym nic dziwnego, że blondynowi źle było w ludzkim świecie, to akurat wcale by kotołaka nie zdziwiło. On sam nie czuł się tam najlepiej, a co to dopiero żyć tam ? Nie całkiem nie w jego gusta to mówiło, wręcz odwrotnie, zawsze skraca wizyty tam do niezbędnego minimum. Wszak ma ciekawsze rzeczy do roboty jak zwiedzanie. Obowiązki stawia pond wszystko inne, najważniejszy jest Pan i jego dom, który musi lśnić. Toteż własnie w takich dniach jak dzisiejszy, gdy dostał wolne, jako tako nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Jego ucho raz po raz dygało gdy kot nad czymś usilnie się zastanawiał, nie mając pojęcia gdzie to zabrać Gabriela, od dłuższej chwili nad tym myślał, aczkolwiek liczył iż ten zechce tutaj trochę posiedzieć.
Ogoniastego ucieszyło to, że blondyn przyjął podarek, to dobrze o nim świadczyło a po za tym, Vani głupi nie jest. Wiedział, ze chce mu się zapewne pić, to nic dziwnego ani wstydliwego, przynajmniej dla niego. Każdy ma jednak inne odczucia i inaczej klasyfikuje dane rzeczy, normalne. zimna Cola jednak potrafiła działać cuda i uspokoić dając błogi smak i chłód w ustach, chociaż nie taki jak taka wyjęta z lodówki, to jednak lepsze niż nic.
- W porządku, jak uważasz Gabrielu.
Chwycił po raz kolejny dzisiaj reklamówkę, serio ona dzisiaj to katusze przeżyje i wiele zobaczy, szczęściara z niej w sumie. Jedno z uszu Vanillia zadrżało i poruszył noskiem rozglądając się, lekko tez przy tym mrużąc oczy. Musiał określić kierunek, gdzie miejsce jakie miał na myśli znajdowało się. Ogon poruszył niespokojnie wijąc niczym glizda a potem owinął wokół tali kotołaka gdy ruszył w obranym kierunku, zerkając przy tym na Snare'a, nie chciał go przecież zgubić. Lekko i bez słowa, z tajemniczym uśmiechem ruszył dalej. Nie mówił gdzie idą, po co? Chciał zrobić niespodziankę, zaskoczyć, by chłopak choć raz 9 choć o tym nie wiedział) poczuł, że ktoś jest w stanie go czymś zaciekawić.

Z/T oboje

Anonymous - 15 Styczeń 2013, 18:44

Był sam. Przechadzał się późnym popołudniem po skwerze. Odziany był klasycznie jak na siebie. Na barkach spoczywał zimowy płaszcz, wspierał się laską. Yaradan Kurejas, marionetkarz. Osoba poniekąd znana, raczej nie zbierała pozytywnych opinii w społeczeństwie. Uznawany za dziwaka, burzącego wszelkie pochlebne opinie na temat wygasającego rodu Kurejas, którego jest ostatnim,bezdzietnym, przedstawicielem. Nie robi nic szczególnego publicznie. Po prostu jest i nawet nie stara się burzyć plotek wokół swojej osoby. Sam nie wydawał się być tym przejęty, wyglądał obecnie na zamyślonego, a jego myśli wyraźnie zahaczały o coś bardziej subtelnego, niźli opinia osób trzecich. Choć jego szczupła twarz była stonowana, a zielone oczy o pionowych źrenicach nieobecne, dało się wywnioskować, że na kogoś czeka. Stał bez ruchu, niczym pomnik. Na jego barkach i głowie zebrała się już warstwa śniegu. Mężczyzna trwał w bezruchu, niczym mim, co jakiś czas tylko robił przerwy na nabicie tytoniem i odpalenie drewnianej fajki. Wypuszczał wtedy gęsty dym w zimowe powietrze, wypełniając okolice swojej osoby ulotnym zapachem tytoniu dobrej jakości z dodatkiem waniliowego aromatu. W końcu sięgnął po zegarek, który nosił na łańcuszku wewnątrz kieszeni na piersi. Tak, był godzinę za wcześnie, dlatego tyle czeka. Spojrzał przed siebie w zastanowieniu, po czym schował zegarek, wyczyścił fajkę nad śmietnikiem i powrócił do trwania w bezruchu...
Anonymous - 16 Styczeń 2013, 13:37

Przyszła w to miejsce mniej więcej we właściwym czasie, nie spiesząc się jednak szczególnie. Spóźnianie się nie leżało w jej charakterze, ale przychodzenie kilka godzin przed czasem było już dla niej lekką przesadą. Zamyśliła się trochę, krążąc ulicami miasta i niemal nie skręciła w nieodpowiednią uliczkę. Na szczęście orientacja w terenie nie była jej najsłabszą stroną. Tymczasem chłód stawał się dokuczliwy, chociaż Corvin zwinęła ogon pod płaszczem i używała go teraz jako grzałki. Kiedy w końcu znalazła się na skwerze, zauważyła Marionetkarza dopiero po chwili. Stojąc w padającym śniegu prawie zlał się z otoczeniem. Jej uwagę przyciągnął rozproszony już trochę dym, którego zapach z czymś się Cor kojarzył. A ponieważ jej węch działał nieźle nawet na mrozie, wkrótce stwierdziła że należy do fajki Yaradana. Przez moment czekała, namyślając się, a potem podeszła trochę bliżej.
- Dzień dobry - odezwała się niespiesznie. Dziewczyna bywała już w tym miejscu, ale teraz, rozglądając się, stwierdziła że wygląda zupełnie inaczej niż normalnie. Wciąż jeszcze było jasno, ale słońce za irytująco białym niebem zapewne zacznie niedługo zachodzić. Krótko jednak podziwiała uroki „krajobrazu”, z powrotem spojrzała na mężczyznę. Stał tu już jakiś czas, na pewno. Nie mogła stwierdzić, o czym myślał; odgadywanie tego wciąż było zbyt skomplikowane. Więc nawet się nie wysilała.

Anonymous - 16 Styczeń 2013, 22:15

Yaradan spostrzegł zbliżający się kształt do niego. Spojrzenie zielonych oczu przeniosło się na postać Corvin. Podeszła, przywitała się. Kurejas uśmiechnął się i włożył jedną z rąk do kieszeni płaszcza. Jego ruchy były jak zwykle spokojne, oszczędne i z pewną ulotną manierą, sugerującą, że jest arystokratą. Były to ruchy naturalne, nie wymuszone. Ten typ tak miał. Marionetkarz spoglądał na Dachowca chwilkę, aby za chwilkę rozbrzmiał jego niski i donośny głos:
- Dzień dobry, Czarny Kruku. Proszę ze mną.
Odwrócił się powoli, biorąc swoja laskę, na której się dotychczas wspierał, pod pachę. Począł iść wolnym krokiem. Choć jego maniery świadczyły o wyższym statusie, tak jego zapadnięte barki, lekko zgarbiona postawa oraz cienie pod oczami zdawały się temu jednocześnie zaprzeczać.
- Jak minęły wolne dni? Wypoczęłaś?
Spojrzał na Corvin, kiedy wypowiedział swoje słowa. Na twarzy znów gościł nieodgadniony wyraz, a spojrzenie było przenikliwe, jakby spoglądało nie w oczy, a w sam mózg. Oczywiście, takie było tylko wrażenie. Yaradan analizował ewentualne zmiany, kiedy ostatnim razem widział Corvin. Mimika, kolor nosa, ułożenie uszu, a nawet włosy. Potem ponownie spojrzał przed siebie, spokojnie stawiajac kroki na odśnieżonym chodniku. W sumie na upartego mogliby teraz wyglądać jak córka i ojciec. Yaradan nie wyglądał już na najmłodszego. Ciekawe, jakież to plotki mogło zrodzić. Niemniej, mężczyzna znów zabrał głos.
- Mamy kilka poważnych zadań do wykonania...
Tu założył okulary na nos. Okulary, podobnie jak i właściciel, były archaiczne. Potem wyjął kartkę i zaczął czytać powoli.
- Herbata malinowa, herbata tradycyjna, herbata owocowa, herbata ze Szkarłatnej Otchłani, herbata ze Świata Ludzi, herbata...
Kilkanaście rodzajów herbaty później:
- ...na koniec jajka, mleko, szynka, ser i chleb. No... i musimy Ci coś kupić. Wybierzesz sobie.
Podaje listę dziewczynie. I wyglądało na to, że mężczyzna idzie z nią wykonać ten proceder. W sumie robi to pierwszy raz. Zakupy także mogą być ekscytujące. Już prawie zapomniał jak wielce euforyczne jest kupowanie... herbaty!
- To pierwsza kwestia. Drugą rzeczą, Czarny Kruku, jest Twoje mentalne nastawienie do ludzi. Zwłaszcza do pozornie dynamicznych istot - to znaczy kobiet - które są wysoko urodzone i miewają humory. Ich egzystencja opiera się na kaprysach. Podołasz takiej osobie, zwłaszcza, że może być częstym gościem u nas? Niestety, to konieczne i wiąże się z trzecią sprawą...
Tutaj zamyślił się, wracając spojrzeniem do dziewczyny. Chyba dobierał odpowiednie słowa lub też naumyślnie poczynił pauzę, ażeby do Corvin wszystko dotarło i mogła wszystko przetworzyć oraz wygenerować odpowiedź. Tak, mistrz Yaradan znowu w akcji, aż wychudzona wrona na gałęzi, ogołoconego dawno już z liści drzewa, zaskrzeczała z wrażenia... albo też były to jej przedśmiertne wołania.

Anonymous - 17 Styczeń 2013, 13:26

Nie odzywając się za wiele ruszyła za Marionetkarzem, nieświadomie kontemplując jego postawę i zachowanie. Nie zmienił się za wiele, zresztą nie spodziewała się tego. Ktoś taki raczej nie zmienia się z dnia na dzień i według Corvin było to całkiem słuszne. Swój umysł znów zajęła jakimiś sprawami, które i tak żadnego pożytku przynieść nie miały, jak na przykład obserwacja pogody i budynków, sprawiających w tej szarej scenerii dość ponure wrażenie – a przynajmniej tak stwierdziła dziewczyna. Robiła szybkie kroki, żeby trochę się rozgrzać, ale nie wyprzedzała Yaradana. Uderzyło ją, jak bardzo różni się od idącego mężczyzny, ale nawet nie próbowała go naśladować. Po prostu nie miała wprawy. Po chwili marszu usłyszała jego pytanie.
- Dziękuję. Było bardzo miło i dobrze odpoczęłam przez ten czas – odpowiedziała. Właściwie nie powiedziała prawie nic, ale przypomniała sobie te kilka dni spędzone w zupełnie innym miejscu niż te, które doskonale znała i odwiedzała na co dzień.
Spojrzał na nią tak, jak to tylko on potrafił. Cor przyzwyczaiła się już do tego, ale nadal było to wrażenie nieco dziwne. Szła jednak nadal, urozmaicając sobie drogę omijaniem wznoszących się tu i ówdzie hałd śniegu pozostałych po odśnieżaniu. Tymczasem mężczyzna wyciągnął kartkę, czytając… była to chyba lista zakupów, chociaż równie dobrze mogła być spisem wszystkich herbat zamówionych przez któryś z okolicznych sklepów. Wkrótce dziewczyna otrzymała kartkę i zerknęła na długą listę. Herbata malinowa, herbata tradycyjna… tak, zdecydowanie zakupy. Wszystko wskazywało na to, że w towarzystwie Yaradana. Dobrze, że ma zamiar trzymać się listy.
- Rozumiem – stwierdziła, nadal studiując kartkę. Muszą jej coś kupić? Nie do końca rozumiała, o co może chodzić, ale zapewne dowie się tego na miejscu. Opuściła wreszcie papier, kiedy usłyszała następne zdanie. Dynamiczna istota, wysoko urodzona…? Opiera się na kaprysach? Nieco zdziwiona Corvin rozważyła monolog Marionetkarza. Nie otrzymała dotąd żadnego konkretnego polecenia ani wskazówki, więc na razie zastanowiła się nad kilkoma pytaniami, które miała zamiar w najbliższym czasie zadać, oczywiście jeśli nikt ich jej nie wyjaśni.
- Tak? – spytała, kiedy już przetrawiła informację (mniej więcej ją rozumiejąc), zachęcając go do dalszego mówienia. Przede wszystkim chciałaby się dowiedzieć, czego i kto od niej oczekuje bądź będzie oczekiwał. I co to za trzecia sprawa?

Anonymous - 19 Styczeń 2013, 00:08

- Wymijająca odpowiedź, Czarny Kruku.
Stwierdził, nie spoglądając na nią. Parł do przodu stonowany, prosty acz elegancki. Cały on. Uporządkowane pasmo paradoksów, które miały sens. Czyli kolejny paradoks.
- Niemniej, liczy się Twoje nastawienie teraz. Wolne Ci posłużyło i to jest zadowalająca odpowiedź.
Wyszli ze skweru, Yaradan kierował się powoli do najbliższej herbaciarni, gdzie mógłby zakupić mnóstwo towarów, które go bardzo interesowały. Przeszedł przez próg drzwi sklepu i przemieścił się niespiesznie ku regałom wypełnionym herbatami. Szukał, rozglądał się. Jego oblicze i nastawienie nie różniły się zbytnio od tego, jak w domu rozglądał się za jakąś interesującą go książką. Spojrzał na Corvin z podobnym zainteresowaniem, co na herbaty, chwilkę zaglądał w jej oczy, lekko się przy tym pochylając. Nie był wiele od niej wyższy.
- Co byś chciała? Kawałek materiału zwany ubraniem, czy też kawałek materii zwany ulubionym pokarmem? Czy coś innego? Chyba wiesz, czego chcesz z materialnych rzeczy, prawda?
Tak, Yaradan był zaskakująco miły dzisiaj jak na niego. Chyba zapowiadał się albo ciężki czas dla Dachowca albo coś iinnego było w zamyśle marionetkarza. Tak czy owak nie potrzebował kartki, jeżeli chodzi o herbaty. Wszystkie zapamiętał. Wyglądało to jakby brał je bez zastanowienia, jednak wszystkie gatunki zgadzały się z listą i nazbierała się ich spora hałda.
- Trzecia kwestia to taka, że wybierasz się ze mną i z tą osobą do świata ludzi.
Jego głos się przyciszył, a sam Yaradan przysłonił z jednej strony twarz dłonią.
- Będziemy badać potomków Adama i Ewy.
Uśmiechnął się tajemniczo i wziął ostatni pojemnik na herbatę. Skierował się do kasy, gdzie produkty zostały zważone i wycenione. Wówczas Yaradan zapłacił za towar. Co chwila spoglądał na Corvin, tak jakby ta zaraz miała gdzieś uciec.

Zrobili zakupy i wyszli.
2xz/t

Anastasia - 13 Styczeń 2015, 22:45

Po dość żmudnej, jednak pełnej nadziei wędrówce, udało jej się dotrzeć do dość sporego placu znajdującego się w centrum Miasta Lalek. Wiedziała, że to właśnie tu znajdzie możliwość do spełnienia swojej zachcianki. Rozejrzała się dookoła, by wypatrzeć interesujący ją budynek, a kiedy już go dostrzegła pomknęła w tamtym kierunku, znikając za jego drzwiami.

Z każdą mijającą chwilą na fotelu stresowała się coraz mocniej. Żołądek podchodził jej do samego gardła, tamując nawet przepływ powietrza do płuc. Całe szczęście, że odpuściła sobie dziś wszystkie posiłki. Bardzo możliwe też, że to z tego powodu robiło jej się słabo, lecz nie wykluczała opcji drugiej, czyli nieopuszczającego przerażenia. Głupia, sama chciała, cieszyła się, a teraz co? Chłód w pomieszczeniu przyprawiał ją o gęsią skórkę, a dziś nie ubrała się zbyt ciepło. Płaszcz porzuciła, bowiem w Krainie nie musiała ukrywać swoich kocich cech, a suknię, dość niewygodną jak na zwiedzanie innego świata zamieniła na długą, sięgającą do połowy ud kremową bluzkę z 3/4 rękawem.
Stres nieco opadł, gdy po dłużących się minutach za plecami Hebi pojawiła się druga kobieta. W rękach niosła miseczkę z czarną papką, o której pochodzenie i skład nawet nie chciała pytać. To nie kotka miała się na tym znać, ona tylko przyszła tu jako klientka, reszta w rękach fryzjerki. I naprawdę zaczynała się niecierpliwić, kiedy ta bez słowa znów wyszła do drugiego pokoju. Usłyszała krótkie "już zaczynamy" i w lustrze dostrzegła ją wracającą z nakryciem, które założyła na Hebi, zapinając wokół szyi, by przypadkiem niczego nie zabrudzić. Wyciągnęła białe włosy na wierzch i chyba starała się dodać otuchy ich właścicielce poprzez szeroki uśmiech, nieniknący z twarzy. Nabrała maź, no dobrze, farbę na pędzelek dokładnie rozprowadzając ją po pojedynczych kosmykach. Zapowiadał się naprawdę długi dzień, ale i także przyjemny. Dotykanie włosów to zdecydowanie relaksująca czynność, którą można uzyskać od drugiej osoby. Chyba minęła godzina, może dłużej. Nie była pewna, a w zasięgu wzroku nie było żadnego zegara. Zafarbowane włosy odczekały trzydzieści minut, by mogły w ostatecznej fazie zostać dokładnie spłukane i wysuszone jakże przydatną mocą. Przejrzała się w lustrze, do tej pory unikając tego w oczekiwaniu na zobaczenie końcowego efektu i zamrugała kilka razy nie dowierzając. Naprawdę jej się podobało! Przerzuciła czarne włosy przez ramię delikatnieje gładząc.
- To dobry początek dla nowej Hebi, nya!

zt

Seamair - 30 Maj 2015, 23:11

Nie lubiłam robić wokół siebie dużo szumu, wolałam obserwować niż być obserwowana, wyjątkiem była chwila, kiedy zatracałam się w tańcu. Magiczny moment, w którym nie liczyło się nic poza czarownymi dźwiękami muzyki rzucającymi klątwę na moje ciało, nakazując mu poruszać się tak jak chciała tego właśnie muzyka. Teraz jednak muzyka nie grała i całe szczęście, bo nie mogłam zrobić kroku a co dopiero mówić tu o tańcu. Mój barwny towarzysz też nie był zadowolony z ciekawskich spojrzeń, czułam, że robi się niespokojny i nie chciałam by męczył się z mojego powodu.
-Bardzo mi pomogłeś dziękuję Ci Atos, możesz już wracać, zaraz znajdę kogoś, kto zaprowadzi mnie do jakiejś zielarki, szpitala, na pewno jakaś tu jest.
Atos zerknął na mnie tylko z miną pełną niedowierzania, widocznie nie brzmiałam w tej chwili zbyt przekonywująco.
-Naprawdę… zostaw mnie tam pod tamtym drzewem i leć. Możesz pokręcić się po okolicy, jeśli mi nie dowierzasz, poza tym możesz onieśmielić kogoś, kto postanowi się zlitować nad potykającą się cyrkową wywłoką.
-Przestań, żadna z Ciebie wywłoka, ale przyznam, że możesz mieć rację ktoś może bać się do Ciebie podejść póki tu jestem. Ale zostawianie Cię w takim stanie też nie jest w porządku..
-Atos, dam radę leć i wróć za godzinę, jeśli mnie tu nie będzie to znaczy, że sobie poradziłam i wróciłam do domu, dobrze? Umówmy się tak.
-Niech będzie…, zatem do zobaczenia.
-Dzięki.
Pożegnałam się z rajskim ptakiem, kiedy ten zostawił mnie w wyznaczonym miejscu, wsparłam się na łokciach, aby lepiej podeprzeć się o pień drzewa, zbierałam siły, aby podjąć próbę wstania. Musiałam zaczekać aż Atos odleci dostatecznie daleko, aby nie podziwiać moich wyczynów, walka z grawitacją nigdy jeszcze nie była dla mnie takim koszmarem. Nastał ten moment, wzięłam głęboki oddech i podniosłam się z ziemi, kiedy tylko zobaczyłam grupkę istot kroczących chodnikiem, liczyłam, że ktokolwiek z nich pomoże mi odnaleźć jakaś tutejszą lecznicę.
-Przepraszam bardzo czy…
Nie zdążyłam skończyć zdania, ponieważ ponownie upadłam, jakby tego było mało wylądowałam centralnie w kałuży, której nie byłam w stanie ominąć, mimo to ponowiłam próbę zarówno wstania jak i dokończenia pytania, jednak szybko znowu wylądowałam w błocie a do moich uszu dotarł tylko głośny śmiech i dźwięk oddalających się kroków. Zagryzłam tylko mocniej zęby ze złości, już chciałam rzucić jakaś obelgą, ale znowu zaczęło robić mi się niedobrze i ponownie musiałam się skoncentrować na tym, aby nie zwymiotować…

Anonymous - 1 Czerwiec 2015, 17:17

Nie wiedziała już jak daleko zaszła. Wydawało jej się, że błądzi tak już naprawdę spory okres czasu, ale może to było zwykłe złudzenie? Zdawało jej się, że godziny płyną nieubłaganie, a czas jaki spędziła na tej pieszej wędrówce mógł się liczyć z tygodniami, a nawet miesiącami. Jednak noc się nie zbliżała. Nie ściemniło się. Być może był to naturalny urok tej szalonej krainy, nie zawsze wiadomo jaka była teraz pora dnia, choć nie, raczej nie. Nawet w tak dziwnej krainie chyba dałoby się zauważyć różnice między dniem i nocą. Tak, to raczej było złudzenie. Przecież nie bolały ją nogi. Jeżeli ten wpis czytałby człowiek, najprawdopodobniej uśmiałby się. Jak lalkę mogłyby boleć nogi?! Przecież jest sztuczna. Jednak głupiutka Rozalina mimo, że świadoma tego, iż nigdy nie będzie taka jak ta kobieta, obok której przechodziła, wciąż nie zauważała dzielących ją różnic, które czyniły z niej marionetkę, a nie kogoś prawdziwego. Biedactwo. I jeszcze ten lęk. Bardzo się bała. On przecież musiał jej szukać. Była zbyt cenna, by pozwolił jej uciec. Gdyby tylko mogła jakoś zmienić swój wygląd... Nie była jednak na tyle sprytna i nie zabrała pieniędzy z domu swojego pana, więc żeby znaleźć sobie nowe ubranie musiałaby żebrać. Choć nie... Umiała przecież tańczyć. Jednak nie odważyłaby się robić tego teraz. Mogli tu być znajomi jej Pana, a znajomi mają usta, którymi lubią powtarzać różne wiadomości. Ech... Gdyby tylko wiedziała gdzie jest. Nagle na chodniku, pośród zgromadzenia wszystkich tych ludzi, Rozaline zauważyła jakąś dziewczynę, która znacznie się od nich wyróżniała. Miała rogi. Z tego co wiedziała, żaden człowiek nie ma rogów. Może jest lalką? Dziewczyna leżała w kałuży. Może się potknęła. Podeszła do niej.-Wi... Witaj. Chciała... Chciałabym się spyta...- Nie dokończyła tej jakże nieprzyjemnej dla ucha wypowiedzi, gdyż zauważyła, że dziewczyna do, której się odzywa nie podnosi się, cały czas leżała w błocie. Pochyliłą nieco głowę i spojrzała na jej twarz, która wyglądało jakoś nieswojo. -Czy... Czy Ty dobrze się czujesz?- spytała, choć wcale nie chciała znać odpowiedzi, która była przecież oczywista. Czuła się bezradna w takich sytuacjach. A sam fakt, że nie pomogła dziewczynie wstać świadczył o tym, że miała rację.
Seamair - 2 Czerwiec 2015, 00:04

Czułam jak materiał moich ubrań przesiąka wodą, na dodatek wszystko było w błocie… jakbym miała mało zmartwień to jeszcze czeka mnie teraz dodatkowe pranie. Dbałam o swoją garderobę, była w końcu unikatowa a krawcowa, z której usług korzystałam miała naprawdę dryg do tej roboty. Westchnęłam tylko i ponownie usiłowałam się podnieść, choć myśl, że będę musiała jednak czekać na powrót swego barwnego przyjaciela coraz bardziej mi doskwierała. Nagle zauważyłam zbliżające się w moim kierunku stopy odziane w zgrabne buciki. Na razie tylko tyle mogłam dostrzec, kiedy jednak usłyszałam pytanie zadarłam głowę ku górze by przyjrzeć się osobie stojącej naprzeciw mnie. Pozbierałam się na tyle by przyklęknąć na jedno kolano, zaś po wysłuchaniu pytania panienki musiałam się powstrzymać by nie posłać jej jakiegoś ironicznego spojrzenia. To, że nie czułam się dobrze było raczej widoczne na pierwszy rzut oka, jednak nie chciałam być nieuprzejma, ponieważ ta dziewczyna była na tyle miła by zainteresować się moim losem, w przeciwieństwie do grupki, która przed chwilą mnie wyśmiała. Postarałam się o uśmiech, który jednak z racji mej niedyspozycji wypadł dość blado i pokręciłam przecząco głową.
-Zdecydowanie nie… Nie mogę normalnie się poruszać i świat wiruje mi przed oczami. Nie jestem pijana czy coś… to przez zioła jak one się nazywały, ah tak potyknica, bardzo trafna nazwa trzeba przyznać.
Starałam się na tyle na ile mogłam oczyścić ubranie z błota, choć niestety z marnym skutkiem. Podwinęłam długie rękawy tak by nie przeniosły błota na resztę mojej garderoby a dokładniej jej nieliczne jeszcze czyste fragmenty.
-Wiesz może gdzie tu jest jakaś lecznica albo zielarnia? Może będą tam mieć coś, co zniweluje działanie tego paskudztwa..
Nie mogłam za dobrze przyjrzeć się dziewczynie, ponieważ jej obraz chwilami stawał się dla mnie rozmazany z resztą podobnie jak i wszystkiego wokół.

Anonymous - 2 Czerwiec 2015, 16:20

Wsłuchała się w słowa dziewczyny, po czym z powagą pokiwała głową. Prawie niezauważalnie. Było jej żal tej urodziwej panienki. Sama nigdy nie miała żadnych objawów chorobowych. A głowa bolała ją raz, kiedy przypadkowo obiła ją sobie o kant szafy. Jednak mimo tego udogodnienia, wciąż żałowała, że nie jest człowiekiem z krwi i kości, że została stworzona po to, by pracować. Wolałaby już mieć co dzień okropną migrenę, lub drażniący ból brzucha, byle tylko mieć świadomość, że nie jest cudzym tworem, a istotą, którą siły wyższe powołały do istnienia. Nigdy nie miała mieć prawdziwego życia. Jednak ona zadba już oto, aby teorie wmawiane jej przez te kilka lat życia, zniknęły. Na zawsze. Tym razem chora dziewczyna nie musiała dłużej czekać na to, aż Rozalina zrozumie, że ona sama nie wstanie. Niedługo po tym jak tamta skończyła mówić, a nawet w trakcie drugiej wypowiedzi, marionetka wystawiła do niej dwie długie ręce i łapiąc ją za dłonie pomogła jej wstać. Było jej o tyle łatwiej, iż tamta wcześniej uklękła. Teraz mogły zacząć rozmowę. -Wiesz... Ja... Ja... Ja się znam trochę na ziołach i roślinach.- zaczęła, jakby niepewna czy tamta zechce ją wysłuchać. Zresztą nawet gdyby nie chciała, nie miałaby wyboru. Była w takim stanie, że raczej nie poszłaby dalej niż trzy kroki i znowu by się wywróciła. -Dużo, dużo czytałam na ten temat i może mogłabym Ci pomóc. Jeśli zechcesz, oczywiście.- ostatnie słowa dodała pospiesznie. Nie lubiła być nachalna. -Nie słyszałam nazwy potyknica, ale inną bardzo podobną, owszem. Czy roślina z jaką miałaś poczynienia była niedużym krzakiem z żółtymi kwiatami. Bo na symptomy jakie masz, to ta mi najbardziej pasuje. Wiesz, nigdy jej nie miałam w ogrodzie- jest przecież trująca, ale w księdze ziół było o niej sporo informacji. Również o tym jak leczyć zatrucia nią. Tylko nie wiem czy to ta.- Kiedy zaczynała już mówić z każdy słowem była śmielsza,a nieprzyjemne jąkanie zanikało.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group