Anonymous - 13 Kwiecień 2011, 17:53 No tak, Nagi te w pewnym sensie badała rzekę, lecz w sensie jak szybko się w niej utopi jeśli ktoś jej nie pomoże, a jak na razie zobaczyła tylko jedną osobę tutaj. Co do jej wejścia, to nie była jej wina. Nagi od dawana jest kaleką i zawsze się w coś wpakuje, a to wina ziemi, tak to jej wina, że ona wpadła do rzeki. Przecież, ona nie była tak nieodpowiedzialna, że podeszła do niej prawda? Przywitać się, no tak lecz może nie teraz gdy jeszcze jest w cieczy, kto normalny o tym myśli w takiej sytuacji. Co do leżenia, to raczej topiła się niż starała się opanować sytuację, co prawda jeśli by położyła się na plecy, to by nie tonęła ale skąd ona ma to wiedzieć.
Więc przybyszka postanowiła jej pomóc? Tyle dobrego, w tej całej sytuacji jaka spotkała człowieka. Co do przeżycia, to raczej by spotkała ją śmierć, ale po co o tym prawić? Przecie to nic ważnego prawda. Moc? ile Nagi by dała za coś takiego, chyba całe życie za możliwość wyróżniania się od innych ludzi, lecz nie było to możliwe, jak wiadomo ludzie, to istoty nie magiczne, lecz czasem zaskakują. I stało się, dziewczyna po chwili, w dziwaczny sposób uniosła się do góry i opadła zarazem, za chwile na ziemię. Nie widziała, co się dzieje, więc początkowo myślała, że spada. I jak myślicie co robiła? Zaczęła płakać, jak i krzyczeć a jeśli tego mało, to wiercić jak nie rzucać się na wszelkie strony.
W następnej sekundzie Nagi poczuła dłoń dziewczyny na sobie, lekko ja to zdziwiło i otwarła oczy. Dopiero teraz spostrzegła, że jest na lądzie i bezpieczna, ale jak? Nie wiedziała, czy to cud, czy to ona jej pomogła.
- Dz..dziękuje? - Powiedziała przerażona Nagisa
Tak, faktycznie była przerażona i czemu do diaska miała służyć ta narracja.Anonymous - 13 Kwiecień 2011, 18:08 Dziewczyna była przerażona i szczerze mówiąc wcale się temu nie dziwiła. Wyglądała na bardzo młodziutką, a może nawet dziecko, więc tym bardziej było jej szkoda Gabryśce. Objęła ją ramieniem i posłała subtelny uśmiech. Siadła obok niej, krzyżując nogi.
- Już jest wszystko dobrze, nie płacz. Najważniejsze, że jesteś na lądzie.- wyjaśniła, wpatrując się w Nagisę. To chyba pierwszy przypadek dziecięcy z jakim się spotkała w tej krainie. W większości byli to nastolatkowie w zbliżonym do niej wieku. Chociaż ostatnimi czasy dostrzegała, że jest tutaj wiele młodszych od niej osób. Ale, że aż tak? Nie podejrzewała. Byłą bardzo ciekawa czy ma tutaj jakąś opiekę. W końcu kto normalny zostawia dziesięciolatkę samą?
- Nie ma za co, normalna sprawa. Jesteś tutaj sama?- zapytała z nieukrywanym zdumieniem, chociaż i tak podejrzewała, że nikogo tutaj nie ma.Anonymous - 14 Kwiecień 2011, 17:47 No i dobrze, bo jeśli by nie widziała powodu, jej przerażenia, to byłoby to dziwne. W, końcu coś takiego szokuje i to bardzo. Nagi była dzieckiem, a te się szybko czegoś mogą przestraszyć, a zwłaszcza jeśli w tym czasie się tonie. Nie wyglądała na dziecko,a nim była. Nagi w końcu ma ledwie 10 lat, a to przecież prawie jak dziecko no nie? A ona byłą pierwszą osobą, której było szkoda dziewczynki, cóż jeśli by o tym wiedziała, to byłaby szczęśliwa zapewne.
- Dobrze, Nagi nie będzie płakać - Powiedziała Nagisa ocierając łzy.
No tak, to była najważniejsze, jak jej bezpieczeństwo przez działanie dziewczyny. Spojrzała na dziewczynę i lekko się zarumieniła, no tak bezkarnie się na nią patrzyła, a ona leżała a raczej siedziała taka przemoczona. Nie widziała dziecka? Gdzie ona żyła przez tyle czasu, czy tu nie ma dzieci? Mniejsza o to, ciekawe ile jej bohaterka miała lat, wyglądała, a raczej byłą starsza od niej.
Co dot ego, tak byłą sama. Nie miała nikogo kto by mógł się nią zajmować.
- Tak Nagi jest sama - Powiedziała smutna Nagisa.
I się nie myliła, była tu sama i tyle.Anonymous - 16 Kwiecień 2011, 19:51 Uśmiechnęła się nieco szerzej na jej słowa. Z dziećmi owszem, miała do czynienia niejednokrotnie. Jednak problem tkwił w tym, iż te istotki, które napotkała na swojej drodze przeważnie histeryzowały, były wymuszaczami i dość często miały gdzieś uwagi innych. Może to sprawiło, że od tamtego czasu miała uprzedzenia do dzieci i podchodziła do nich przeważnie z dystansem. Nagisa nieco zmieniła pogląd Gabrielle na ten temat, co nie oznaczało, że dziewczynka może jeszcze pokazać swoje dziecięce pazurki.
- No to dobrze. Chcesz może lizaka na otarcie łez?- puściła do niej perskie oko. Najważniejsze, żeby już się nie martwiła. W końcu Gabrielle zależało na szczęściu każdego, kogo tylko spotkała. Bo szczęście powinno wypełniać każdy skrawek duszy i ciała człowieka! Ponadto każdy zakątek na ziemi. Ot, podejście Kapelusznika do życia.
Wyjęła z kieszeni spodni kilka różnokolorowych lizaków. Niektóre w kształcie serduszek, niektóre w kształcie kulek. Każdy o innym smaku. Do wyboru do koloru.
Na jej słowa nieco się zdziwiła.
- To jak ty sama sobie dajesz radę? Wiem, że to dość dziwne pytanie, ale ja nie wyobrażam sobie samotnego życia w obcej mi krainie i to w dodatku w tak młodym wieku. Chyba bym się bała będąc tobą...- zadygotała na te myśli. Br... Samemu w obcym mieście w wieku dziesięciu lat? Poniekąd ją podziwiała, ale z drugiej strony zastanawiała się co za idioci zostawili dziewczynkę samą.
Nie widziała sensu, aby tutaj dłużej siedzieć, toteż ruszyła w stronę wyjścia. I w ten sposób po kilku minutach wybyła.
[zt]Anonymous - 6 Maj 2011, 15:51 Wędrowała jak zwykle z nudy. Zaszła na herbaciane łąki, po tym dziwnym spotkaniu z Tell. Dziewczynka była bardzo zabawna, ale Winorośl, dłużej nie mogła siedzieć w jej towarzystwie. Dziewczyna skakała se z nogi na nogę, po czy potknęła się o jakąś dziurę. Po tym fakcie zrobiła salto w powietrzu i uderzyła pupą o ziemię. Od razu złapała się za swój tyłeczek, po czym usiadła obok jakiś krzaków. Jej kolorowe oczęta wpatrywały się w rzeczkę, która płynęła nieopodal. Pierwsza myśl, jaka narzuciła się dziewczynie to, to aby skoczyć do wody i się w niej popluskać. Już zaczęła wstawać, gdy poczuła ból. Pupa bardzo mocno ją bolała, a ona była teraz bezradna. Dom daleko, a ona ma na 100% obitą kość ogonową. A co będzie jeśli nikt nie będzie tędy przechodził. Wtedy będzie musiała przespać się gdzieś w krzakach, a tego na pewno nie będzie chciała zrobić. No, niech ktoś jej pomoże. Jedyną przeszkodę, było to, że w pobliżu nikogo nie widziała. Może ludzie zbierają się tu dopiero wieczorem. Z nudów zaczęła mówić, sama do siebie jakieś wierszyki o zabijającym tańcu :
- Różnych stanów piękne grono,
gęstą śmiercią przepleciono,
żyjąc wszystko tańcujemy,
a że obok śmierć nie wiemy...
Teraz zaczęła się zastanawiać jak brzmiał drugi. Już po chwili chciała zacząć o mówić, lecz coś zaczęło szeleścić w krzakach. Może to zabójca lub gwałciciel? Jeżeli tak, to dziewczyna nie ma szans, chociaż... nie ważne. Nagle zaczęła głośno mówić drugi wierszyk, który jakby był dokończeniem tego pierwszego :
- Szczęśliwy kto z tego tańcu,
odpocznie w niebieskim szańcu,
nieszczęsny kto z tego koła,
w piekło wpadłszy biada woła.
Patrzyła na rzeczkę, a w myślach wmawiała sobie swoje wiersze. Znała jeszcze taki jeden, lecz był o miłości. Wymyśliła go podczas pewnego, deszczowego dnia. Tego już nie opowiem, bo to jest długi, no i na pewno nudne. Czekałą i czekała. Może wybawiciel lub wybawicielka przyjdzie jej z pomocą? Może jednak zostanie tu porzucona na pastwą losu. Tego nie wiedziała, mogła się tylko przekonać. Co jakiś czas patrzyła kątem oka na szeleszczące krzaczki. Po chwili wyleciała z niego gromada jakiś kolorowych ptaków, które leciały po niebie. Czy było coś piękniejszego? Może, a może nie. Jak ona chciała być w domu, ale nie mogła, bo jej pupa została poturbowana. Marzenia... Jej myśli, a za równo oczy znalazły sobie nowy punkt zainteresowania. Tym punktem była ławka. Stała sobie nieopodal rzeczki i była całkiem pusta. Dziewczyna mogła do niej dojść, a przynajmniej spróbować. Tak też postanowiła uczynić. Zaczęła się czołgać, po zielonej i pachnącej trawce. Droga biegł po między różnymi zbożami i innymi roślinkami. W końcu! Już po piętnastu minutach doczłapała się do ławeczki. No, teraz to mogła se wygodnie usiąść. Niestety został jeszcze jeden drobny szczegół. Siedzonko było wysokie, a z poszkodowaną i obitą pupą niełatwo, było na takie cudo się wdrapać. Grapevine popatrzyła na ławkę i postanowiła spróbować na nią wejść. Pierwsza próba nie udała się. W tej chwili nie mogła się poddać. Spróbowała jeszcze kilka razu, lecz każdy z nich przynosił dodatkowe obicia lub zwiększał ich ból. Świat jest taki niesprawiedliwy, dlaczego?Anonymous - 7 Maj 2011, 16:01 Willow zdążył już coś przekąsić i nawet trochę się przespać, więc nie widział potrzeby, dla której miałby dalej siedzieć w ciasnym, zatłoczonym mieście - zwłaszcza, że chmury odsłoniły w końcu słoneczko, a taka przyjemna pogoda tylko zachęcała do wybrania się na spacer. Jedynym problemem okazał się brak pomysłu co do kierunku wędrówki, ale i on został szybko rozwiązany - chłopiec po prostu ruszył przed siebie, co właściwie tylko uatrakcyjniło całą wycieczkę. W końcu nie wiedział, dokąd go nogi poniosą, a miłe niespodzianki są bardzo przyjemne.
Stanął nagle, stwierdzając, że nareszcie doszedł do miejsca, które już na pierwszy rzut oka wyglądało niezwykle wyjątkowo. Nigdy nie przypuszczał, że istnieją drzewa, na których rosną torebki herbaty. Uśmiechnął się do siebie, postanawiając, że kiedy znowu spotka Sebastiana, na pewno go tutaj zaprowadzi. Jak dotąd nie spotkał Kapelusznika, który nie lubił pić herbaty!
Przysiadł na ziemi - gdyby nie jaskrawe kolorki, w jakich gustował, dostrzeżenie go w wysokiej trawie byłoby niemal niemożliwe. Postanowił, że odpocznie chwilę, a potem zabierze się za zbieranie drogocennego łupu: znał całą masę osób, które zawsze wydawały się nieco zdenerwowane. Filiżanka herbaty z pewnością poprawiłaby im humor. Willow co prawda nie wiedział, w jakiego smaku naparu gustują, ale i na to znalazł radę. Zbierze po kilku torebkach każdego rodzaju - rosło ich tutaj tyle, że z pewnością nikt nie zauważy, że parę zniknęło.
Jego rozmyślenia o uszczęśliwieniu świata za pomocą czarodziejskiej herbaty przerwał dziwny hałas. Chłopiec wstał dość leniwie z ziemi, otrzepał spodenki i dopiero wówczas rozejrzał się za źródłem tych dźwięków. Wtedy ze zdumieniem odkrył, że tuż przy herbacianej rzeczce, koło niewielkiej ławeczki siedziała niezbyt zadowolona dziewczyna. Fakt, że wolała wypoczywać na ziemi, podczas gdy tuż obok miała wygodne siedzenie trochę go zaniepokoił.
- Hej! - przywitał się przyjaźnie, podchodząc do nieznajomej. - Nie wolałabyś siedzieć na ławce?
Zapytał tak, bo nie był do końca pewien, czy dziewczyna zdaje sobie sprawę z istnienia tego siedziska. Kto wie, może niedowidzi, albo co gorsza, zupełnie nie widzi?Anonymous - 14 Maj 2011, 08:59 Siedziała tak obok ławki, gdy przyszedł jakiś chłopak. Jego twarz świadczyła o nim, że jest bardzo fajny. Patrzył się na Grapevine i zadał pytania, a ta głupia nie wiedziała co powiedzieć. Ona też nagle zaczęła się na niego gapić. O ja szkoda, że nie widzieliście jej miny, po usłyszeniu pytania zadanego przez chłopaka. Dziewczyna pokazała na swoją pupę i powiedziała do niego, tak aby wszystko zrozumiał :
- Cześć! No wiesz, trudno jest wstać i sobie tak chodzić, gdy ma się zbitą kość ogonową. Bardzo mnie boli i nie dam rady wstać. No i mam tylko jeszcze jedno pytanko do Ciebie. Czy pomógł byś mi wstać i usiąść na ławce? Bardzo Cię proszę!
Patrzyła na niego błagająco i nie wiedziała co ma robić. Nagle sama zaczęła wstawać, lecz nie udało się jej to. Nie wiecie co się stało? Rypnęła pupą o ziemię, a z jej ust wyleciał taki dźwięk : "Aaaa...". Z jeszcze bardziej bolącą pupą, zaczęła uśmiechać się i co jakiś czas pojękując.
(sorry, że tak króciutko)Anonymous - 19 Maj 2011, 18:43 A co zrobił mały Willow, będąc świadkiem niemiłosiernych katuszy młodej baśniopisarki? Z początku przyglądał się jej tylko, spokojnie wysłuchując powodów, dla których zamiast usiąść na ławce, leżała na ziemi. Nawet na chwilę z jego twarzy nie spełznął uprzejmy uśmiech - nawet wydawał się być nieco szerszy, niż na samym początku. Zamiast jednak pomóc wdrapać się dziewczynie na ławeczkę... usadowił się koło Grape.
- Przecież cię nie podniosę - stwierdził z lekkim pobłażaniem. Nieznajoma w jego oczach prezentowała się jako bardzo nierozważna istotka, choć przecież to on nie zorientował się, że istnieją inne sposoby, dzięki którym dałoby się usadowić poszkodowaną na ławce. Objął kolana ramionami i wbił wzrok w swoje tenisówki, wciąż się lekko uśmiechając.
- Ale zostanę tu z tobą, żebyś nie umarła z głodu, dopóki ogon ci się nie odzbije - zapewnił, pokiwawszy głową dla potwierdzenia własnych słów. Zabawne, w Krainie Luster było tyle jedzenia, ale kiedy ma się zbitą kość ogonową, fakt ten pozostaje bez znaczenia. W końcu Grapewine nie dałaby rady wstać i wyruszyć na poszukiwania... na przykład, plantacji bekonu. Bardzo możliwe, że za pralinkowymi łąkami znajduje się i takie miejsce.
- Chyba, że już umierasz? - zapytał nagle, choć w jego głosie trudno było wyczuć niepokój. Raczej zainteresowanie.Anonymous - 1 Czerwiec 2011, 13:58 Dziewczyna siedziała obok ławki i patrzyła na młodego chłopaka, który obok niej stał. Był bardzo fajny, lecz to stwierdziła po jego włosie i wyglądzie. Nagle zobaczyła na jego twarzy uśmiech. Ciekawa był co znaczył. Mogła o to spytać, lecz nie oczekiwała odpowiedzi. Dziwiło ją troszkę, to że usiadł obok niej, a nie pomógł jej. Grapevine wysłuchawszy jego wytłumaczenia pokiwała tylko głową. Może jest jakiś inny sposób wdrapania się na ławkę? Eh... z resztą nie ważne! Ulżyło jej, gdy chłopak powiedział jej, że z nią zostanie. No, w końcu mogła na kimś polegać, chociaż chwilkę. Ból powoli odchodził, a dziewczyna podjęła próbę wstania. Udało się, lecz każdy krok zadawał jej ból. Nie był on taki bardzo wielki, ale bolało i to jest ważne. Po swoim wielkim wyczynie powiedziała do chłopaka :
- Mam do Ciebie dwa pytania. Czy chcesz gdzieś iść? Jeżeli tak to wiec, że mogę iść z Tobą, ale jeden warunek, wolno. Drugie, ups to takie nie pytanie, tylko podziękowanie, że posiedziałeś ze mną trochę. Dzięki wielki, bo bez Ciebie, to chyba bym umarła na samotność. Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy, to że ze mną posiedziałeś.
Ojej, żeby tylko chłopak se nie pomyślał, że ona tak do niego się zaleca. Nie, nie broń Boże. Dziwne, bo Grape nie wierzyła w Boga tak mocno. Ech... po co ja w ogóle to mówię. Dziewczyna usiadła, lecz jęknęła coś w stylu : "Auł". Siedziała na ławeczce i nie wiedziała co ze sobą zrobić. Po chwili wyjęła szkicownik i coś do pisania i zaczęła szkicować chłopaka. Tak, na szybkiego, ale... chyba ładnie. Wiedziała jedno, że nigdy nie zapomni tego dnia, w którym uszczęśliwiła swoją koleżankę Telulę. Mała była bardzo zadowolona z rysunku panienki Winorośli, więc może chłopczyk też doceni jej "talent". Oczywiście jeżeli można te coś nazwać talentem. Życie było bardzo kolorowe i różnokształtne? Nie miała co robić, więc w jej głowie roiło się pełno głupich i w ogóle nie zrozumiałych pomysłów i myśli. No, cóż nic dziwnego, skoro ona jest taką gapą i ... taką sierotką, co se poradzić sama nie umie. Po chwili zmieniła zdanie i wstała. Zaczęła kierować się w kierunku, no dziwne. Nawet sama nie wiedziała czego. Po prostu szła przed siebie i mówiła sama do siebie wierszyki. Już miała nie odzywać się, lecz krzyknęła do chłopaka : - Miło było Cię poznać, lecz ja niestety muszę, już iść. Pa, pa!
Zaraz po tym pomachała do niego ręką, tak energicznie, że z jej dłoni wyleciała kartka z jej rysunkiem. Dziewczyna chciała ją dogonić, lecz na próżno.
z/tAnonymous - 6 Czerwiec 2011, 02:51 Ethan brnął przed siebie pokuśtykawszy nieco, ale za to z jaką radością. Wciąż miał przed oczyma twarz Cesara. Oczywiście mowa o tej przepełnionej złością, która została mu pokazana po opowiedzeniu historii o Jack'u. Swoją drogą mało brakowało, ażeby tych dwoje nie spotkało się ponownie przy Karminowych Wrotach. Gdyby tylko Pchlarz posiedział tam trochę dłużej... Z pewnością nie skończyłoby się to dobrze dla jednej ze stron.
Staruszek jednak przestał przejmować się kotem jeszcze w Świecie Ludzi, uznając jego sprawę za zakończoną. Właściwie już wydał na niego wyrok śmierci, ale nie zdążył o tym poinformować reszty organizacji. Nie śpieszył się jednak, na wszystko przyjdzie pora. Zarówno na szklaneczkę whisky w towarzystwie panienki Keelin, jak i na zakończenie tej całej farsy z Kotem. Powoli zaczął zbliżać się do Herbacianej Rzeki. Przystanął jednak, by odpocząć. Może i nie śpieszyło mu się by wrócić do pracy, w której czekała go papierkowa robota, ale z pewnością decyzja o zostaniu w Krainie Luster na dłużej niż tylko ten mały spacer, była niewłaściwą. W każdej chwili mógł przecież spotkać któregoś ze starych znajomych, a większość z nich, która tu przebywała nie była do niego raczej przyjaźnie nastawiona.
Ruszył dalej, podśpiewując sobie cichutko piosenkę, która chodziła mu po głowie od spotkania z Cesar'em. Zdecydowanie humor miał dużo lepszy, niż te parę godzin wcześniej. Powodem mogły być zarówno nowo zakupione, dwie paczki papierosów jak i małe zastraszanie Dachowca, które skończyło się wielką ucieczką. No, a teraz jeszcze perspektywa zwinięcia z Krainy Luster herbaty. Fakt, tam u ludzi, a zwłaszcza u Manetty, była ona wyborna. Mimo tego, według Ethan'a nic nie równało się z tą z Herbacianych Łąk. A skoro mógł tu po nią przyjść, to czemu miałby tego nie zrobić?
Tak, wbrew pozorom ten sadystyczny typek nie dążył do zniszczenia tego świata. Ba, cenił go za to, co można było w nim znaleźć! On pragnął wykorzystać to wszystko co do najmniejszego atomu. Miał swój cel i stanowczo do niego dążył. Nie zniechęciła go nawet utrata oka, czy przedramienia. Zresztą do dziś można było podziwiać rezultaty jego wybryków, ale o tym może innym razem. Teraz podążał w stronę rzeki by przycupnąć sobie na ławeczce, choć jego pierwotnym celem była Aromatyczna Polana. Zdążył usłyszeć jeszcze dosyć donośne, pożegnalne wołanie Grapevine. Stąd też wiedział, że przy rzece nie będzie sam, a to oznaczało, że trzeba się będzie pilnować. Kiedy jednak dotarł na tyle blisko by móc się spokojnie rozejrzeć, zauważył jedynie niewielką postać, siedzącą na ziemi. Trzeba było jednak przyznać, że miała ona dosyć osobliwe i jednocześnie zadziwiająco znajome kolory. Po dłuższej chwili przypatrywania się owemu osobnikowi, doszedł do wniosku, że warto by było spróbować wyciągnąć z niego jakieś informacje. Przecież nie przybył tu po byle co! Herbata to jedna rzecz, a zbieranie potrzebnych danych to druga!
Spokojnie, bez zbędnego pośpiechu podszedł więc do chłopca i nachylił się nad nim lekko. Zdjął przy tym swój kapelusz, uśmiechnąwszy się uprzejmie.
- Witaj chłopcze, co słychać?
Ot, tak po prostu zapytał, zajmując miejsce na ławeczce obok. Na razie będzie grzeczny, o.Anonymous - 6 Czerwiec 2011, 07:42 Z uniesionymi brwiami wysłuchiwał monologu Grapevine. Dlaczego niby miałby chcieć gdziekolwiek się udać, skoro niedawno zaszedł tutaj? Jego podejrzenia co do tego, że dzieweczka po prostu nie należała do tych najmądrzejszych rosło - i w sumie bardzo mu się to podobało. Przyzwyczaił się już do tego, że to zawsze on jest tym najmniej inteligentnym: jak miło, że znalazł taką Grape! Uśmiechnął się tylko, postanawiając nie komentować jej wcześniejszych słów, ale co do podziękowania uznał za oczekiwane się ustosunkować.
- Proszę bardzo. - Skinął głową uroczyście. W międzyczasie próbował się dopatrzeć u dziewczyny jakiegokolwiek ogona, którego ktoś mógłby jej zbić, ale nijak mógł go dostrzec. Może znowu coś sobie wymyśliła? Patrzył na nią przez chwilę, obserwując, jak powoli gramoli się na ławeczkę. Cóż, przynajmniej Willow miał pewność, że dolegliwość Grape nie jest specjalnie poważna, skoro już doszła do siebie. Ba, nawet zajęła się rysowaniem! Z ciekawości zajrzał jej za ramię - ujrzał coś, co po paru minutach rysowania mogłoby być jego portretem. Zmarszczył lekko brwi, jednak nic nie powiedział. W końcu, dziewczyna nie zapytała o pozwolenie!
Nagle Grapevine po prostu wstała i ruszyła przed siebie. Willow bynajmniej nie zamierzał jej gonić, o nie. Po prostu zajął jej miejsce na ławeczce, odprowadzając ją dość dziwnym, nie do końca przyjaznym wzrokiem. Przecież ją uratował przed śmiercią z samotności, a ona odchodzi bez pożegnania! Kiedy jednak usłyszał pożegnalne krzyki dziewczyny, złagodniał lekko i nawet pomachał jej dłonią. Tymczasem kartka z jego portretem została poniesiona hen, daleko przez wiatr. Nie myśląc wiele, chłopiec ruszył za nią w pościg - jak się okazało, polowanie na portret zakończyło się sukcesem, bo już chwilę później chłopiec ponownie siedział na ziemi, patrząc krytycznie na swoje papierowe odbicie.
Nawet nie zauważył przybycia nieznajomego mężczyzny. Wyrwany z zamyślenia przez jego głos drgnął lękliwie i odruchowo zasłonił się kartką - po chwili jednak zza owej kartki wyłoniło się dwoje oczu, obserwujących tego dziwnego pana zza potarganej grzywki.
- Dzień dobry - przywitał się, głosem wskazującym, że chłopiec jest jednocześnie niepewny jak i nieco zaciekawiony. Uniósł lekko rysunek i nawet uśmiechnął się lekko. - Mam portret. Bardziej go widać, niż słychać, ale nic ciekawego ostatnio nie słyszałem.Anonymous - 7 Czerwiec 2011, 03:09 Cóż... Reakcja Willow'a spowodowała, że uśmiech Ethan'a poszerzył się, a oczy zabłyszczały złowrogo. Jednak nie wykonał on żadnego zbędnego ruchu, którym mógłby go bardziej postraszyć. Na razie uznał, że to wystarczy. Oczywiście spodziewał się, że zaszczyci go takim lękliwym zachowaniem. Wcale go za to nie potępiał. Wszakże w tych czasach nie należało ufać obcym, nie ważne jak bardzo milutkimi się oni wydawali. Jednakże coś takiego zawsze wprawiało go w lepszy nastrój. Lubił gdy się go bano, po prostu.
Przez dłuższą chwilę przyglądał się kartce wyciągniętej w jego stronę, robiąc to równie krytycznie co wcześniej Willow. Spojrzał jeszcze raz na chłopca i w końcu westchnął głośno, wzruszając ramionami.
- Poddaję się. Nie mam się do czego przyczepić.
Chodziło mu z pewnością o błędy w portrecie. Niestety, kiedy miało się od czynienia z bajarzami takimi jak zielonowłosy chłopiec, czy osóbka, która niedawno go opuściła to, no cóż, ciężko było cokolwiek znaleźć. Niesamowity talent szedł w parze z niezwykłością ich aparycji. A ta, bądź co bądź, intrygowała naukowca. Mógł przecież wykorzystać pigment z ich organizmów do własnych, nieco chorych eksperymentów. No i zwykle miewali oni też ciekawe umiejętności. Tylko, do której z tych grup zaliczał się ten tu maluch?
Im dłużej Ethan się mu przyglądał, tym większe miał wrażenie, że już go gdzieś widział. Jednak jeżeli bawił on w progach MORII, to z pewnością nie był to zbyt długi okres czasu, a i staruszek nie mógł poświęcać mu zbyt dużej uwagi. Inaczej skojarzyłby od razu twarz, odcień włosów, czy kolor oczu...
- Jak cię zwą, chłopcze?
Zadał mu kolejne pytanie, grzebiąc po kieszeniach marynarki. Może znajomość jego imienia ułatwiłaby mu tę małą zgadywankę. Dosyć często się zdarzało, że oprócz numerów, pracownicy nadawali królikom doświadczalnym jakieś przydomki, które później stawały się ich imionami. On sam tego nie pochwalał, bo równie często prowadziło to do nawiązania z potencjalnym obiektem badań głębszej relacji. I tu właśnie był wilk pogrzebany. Strasznie irytowali go później ludzie, którzy nie wykonywali swoich obowiązków, bo nie, bo oni nie chcą robić krzywdy temu, a temu! Od razu się takich pozbywał, pff. W końcu wyciągnął z jednej z wewnętrznych kieszeni marynarki piersiówkę, ale zaraz schował ją tam z powrotem. Później przeszukał kilka następnych, by następnie wyjąć z nich trzy krówki. Dłoń z nimi skierował w stronę chłopca.
- Częstuj się.
Dodał z uśmiechem, po czym sam rozwinął jedną z papierka i włożył sobie do ust. Nie to, żeby uwielbiał słodycze... No dobrze, dobrze. Słodkim, owocowym winem nie pogardził, likierem też, ale to już nieco inna bajka. Krówki zdecydowanie były w tym przypadku lepszym rozwiązaniem. Nie wiadomo przecież, co by takim istotkom zza drugiej strony lustra strzeliło do łba, gdyby podał im nieco alkoholu... W sumie domyślał się jakby się to skończyło. I szczerze mówiąc zawsze miał ochotę dolać do tej Herbacianej Rzeczki trochę rumu, ale jak dotąd nic z tego nie wyszło. Wyobraźcie sobie tylko tych wszystkich Kapeluszników po odrobinie takiej herbatki z prądem! Czyż to nie ciekawa wizja?
- Dawno mnie tu nie było.
Mruknął do siebie, jakby chcąc zaciekawić nieco bardziej swojego rozmówcę. A gdyby tak go do czegoś wykorzystać? Tylko jak i do czego, hm? Staruszek zamyślił się na chwilę, spoglądając w stronę rzeki.
- Orientujesz się może, co w trawie piszczy?
Za chwilę jednak pożałował zadania tego pytania. Nie miał do czynienia z człowiekiem, a przecież i tym zdarzało się źle interpretować słowa innych ludzi. Z doświadczenia wiedział, że z istotami z Krainy Luster ciężko było się dogadać, jeśli włączało się w rozmowę sformułowania zwykle używane w ludzkim świecie. Poprawił więc tylko okulary na nosie, cicho wzdychając i czekając na reakcje zielonego malca z cieniem nadziei, że może jednak został dobrze zrozumiany.Anonymous - 7 Czerwiec 2011, 06:44 Mimo to Willow ani trochę nie zraził się do owego mężczyzny - nawet jeśli większość zdrowych na umyśle osób uznałoby go za niepokojącego. Cóż, można śmiało wysnuć wniosek, że chłopiec nie bardzo zna się na ludziach, ba, o istotach magicznych też nie wie za wiele. Co prawda, zdążył się przekonać, że czasem świat może wyrządzić krzywdę - stąd też te lękliwe odruchy - ale bynajmniej nie podejrzewał o to osób, które wydawały się sympatyczne i niegroźne. W końcu nie spotkało go nigdy nic niemiłego ze strony ludzi, którzy często się uśmiechali.
Czekał cierpliwie, czekając, aż nieznajomy przyjrzy się dokładnie portretowi. On sam lubił oglądać ładne obrazki, a fakt, że na tym konkretnym znajduje się jego podobizna, nieco mu schlebiał. Bądź co bądź, nie każdy może sobie pozwolić na uwiecznienie na papierze, prawda?
- Ładne - zgodził się z Ethanem. Cóż, jak każdy baśniopisarz miał talent do sztuk artystycznych, ale jeśli o ocenę czyjejś pracy chodzi, nie bardzo potrafił się w tym odnaleźć. Coś mogło mu się ogólnie podobać, albo wręcz przeciwnie. W końcu do fachowej krytyki potrzebne jest jakieś opatrzenie, zaznajomienie z tematem, a takowego póki co było brak chłopcu.
Willow nie poznał mężczyzny - może nawet tak lepiej. Bądź co bądź, nie kojarzył pobytu w MORII najlepiej, choć w zasadzie spędził tak większość swojego życia. A to, że był tylko "efektem ubocznym", to już trochę inna sprawa. Do eksperymentu potrzebowano młodej baśniopisarki, a że ta akurat znajdowała się w stanie błogosławionym... cóż, chłopca zachowano w laboratorium, zapewne z myślą, że kiedyś się do czegoś przyda. Jako obiektem eksperymentalnym zaczęto się nim interesować znacznie później.
- Willow - odpowiedział, składając rysunek i upychając go do kieszeni bluzy. - A pan jak się nazywa?
O, ten starszy człek budził jednak zainteresowanie. W Krainie Luster rzadko widziało się kogoś sędziwego - rzecz jasna, chłopiec słyszał o istotach, które żyją dłużej, niż on sam potrafi sobie wyobrazić, jednak wszystkie wyglądały na dość młode. Ten tutaj przypominał małemu baśniopisarzowi pewnego naukowca z MORII, bynajmniej nie było to do końca niemiłe skojarzenie. Ów brodacz wiecznie gdzieś biegał, szybko się denerwował i zawsze czegoś zapominał, a do tego nigdy nie robił krzywdy nikomu ze znajomych chłopca. Słowem, był dość zabawny.
Ach, nierzadko się działo, by ktoś częstował go słodyczami. Ślepka Willowa ożywiły się nieco, gdy sięgnął po krówkę. Dopiero na chwilę przed wpakowaniem jej sobie do ust przypomniał sobie, że należałoby podziękować. Wymamrotał więc szybko "dziękuję", i już bez żadnej krępacji rozkoszował się przyjemnym dla podniebienia smakiem.
- O. A ja tu jestem po raz pierwszy - odparł po chwili na słowa mężczyzny. Cóż, teoretycznie jedynymi ciekawymi informacjami, jakie posiadał chłopiec, były przybliżone miejsca pobytu co niektórych obiektów. Przynajmniej tych, które niegdyś pomogły mu w ucieczce. W praktyce jednak nie znał nazw, jakimi określano owe miejsca, a do większości z nich nie potrafiłby chyba trafić.
- Piszczy...? - zawahał się, po czym uśmiechnął szeroko, jakby wygrał w jakiejś niezwykle skomplikowanej grze. - Świerszcze, tak?Anonymous - 8 Czerwiec 2011, 01:58 Po dłuższym spoglądaniu na chłopca zaczynał kojarzyć go coraz bardziej i bardziej. Willow. Faktycznie, był kiedyś ktoś, kto chciał by tak do niego mówiono. Inna sprawa, że miejsce z którym go łączył, już nie istniało. Zresztą sam zabronił wykonywać wtedy zbędnych kroków swoim podwładnym, jeśli chodziło o pomoc. W ośrodku, w którym chłopiec przebywał, było parę niezbyt pokornych duszyczek, których należało się jak najszybciej pozbyć. Jakikolwiek bunt trzeba było zdusić w zarodku, a dla Ethan'a życie miało naprawdę różną wartość, która to zależna była wyłącznie od zaistniałej sytuacji. A tamci ludzie stali się przeszkodą, którą należało usunąć z drogi. Wybór był więc prosty... Pozostawić ich na pastwę oswobodzonych obiektów doświadczalnych, a pozostałości po tamtym miejscu zlikwidować najszybciej jak się tylko da.
- Isidore.
Powiedział mu w końcu, podnosząc przy tym cylinder, który zaraz powrócił na swoje miejsce. Postanowił użyć trzeciego imienia, by nie robić niepotrzebnego zamieszania. Cesar'owi przedstawił się jako Ethan, ten straszny sadysta. Dla zielonowłosego chciał, jak na razie, pozostać miłym staruszkiem. Zresztą przecież możliwym było, że imię, które było nieco reprezentatywne dla MORII rozbudzi w maluchu jakieś negatywne emocje, a on pragnął tego teraz uniknąć. Zwłaszcza, że był tu incognito, więc i rzucanie gdzie popadnie swoim pełnym nazwiskiem nie było na miejscu. Uśmiechnął się do Willow'a, nieco podekscytowany. Oczywiście tym, że właściwie z chłopcem się już znali w pewnym sensie. A przynajmniej on sporo na jego temat wiedział, jeśli była to rzeczywiście ta osoba, o której wcześniej myślał. Skojarzenia baśniopisarza zdecydowanie kontrastowały z postacią arystokraty, być może dając chłopcu mylne wyobrażenie na temat staruszka. Ethan nie zapominał, choć panowanie nad sobą zdarzało mu się utracić... Jednakże były to szczególne przypadki. No i jeśli chodziło o jakikolwiek ból, to z pewnością Ethan zadał go w swoim życiu stanowczo za dużo i właściwie dalej go zadawał. Nawet jeśli nie własnymi rękoma, to zawsze ktoś w jego organizacji wykonywał dawane przez niego polecenia.
Może i krówki nie były zbyt oryginalnym pomysłem, ale staruszek nie wyobrażał sobie by podróżować po Krainie Luster bez żadnych słodyczy. Jeśli coś mogło udobruchać istotki, które tu łatwo było spotkać, to właśnie te rozpływające się w ustach, słodkie rzeczy. Uśmiech mężczyzny poszerzał się z każdą sekundą, w której Willow zdawał się do niego coraz bardziej przekonywać. Skinął głową, chcąc dać mu do zrozumienia, że dla niego poczęstowanie cukierkiem, to nic takiego.
Następna wypowiedź chłopca z zieloną czuprynką tylko utwierdziła go we wcześniejszych przemyśleniach. Skoro był tu po raz pierwszy, to wcześniej musiał siedzieć w jednym z pozostałych światów. No chyba, że chodziło mu o to, konkretne miejsce... Zerknął na niego zaciekawiony, by po chwili roześmiać się dosyć donośnie. Teatralnie wytarł łezkę przy zdrowym oku, która pojawiła się tam na wskutek słów chłopca. Jednak się nie zrozumieli i mimo, że staruszek spodziewał się czegoś takiego, to i tak wydawało mu się to nader zabawne. Kto by pomyślał, że będzie miał tak dobry humor. Z chęcią zapaliłby teraz papierosa, ale zrezygnował, uznając, iż nieprzyjemny zapach mógłby odstraszyć Willow'a. On był do niego przyzwyczajony, ale na niektórych działało to jak płachta na byka.
- Pewnie, że świerszcze.
Stwierdził nieco rozbawiony. Po chwili sięgnął jednak do kieszeni marynarki i wyjął z niej piersiówkę. Jeśli nie papieros, to czemu miałby odmówić sobie whisky? Zresztą nie była to na tyle duża dawka, by później go zmogło. Ethan miał mocną głowę i naprawdę potrzeba było dużej ilości alkoholu, by wprowadzić go w stan nietrzeźwości. Wziął łyka i odetchnął głośno, rozkoszując się smakiem swojego ulubionego trunku. Zaraz znów trochę upił i zakręcił piersiówkę, by schować ją w odpowiednie miejsce.
- Właściwie miałem na myśli bieżące informacje na temat Krainy Luster, ale chyba będę musiał poradzić sobie bez nich, skoro jesteś tu pierwszy raz.
Odezwał się ponownie, opierając się o laskę i spoglądając badawczo na chłopca.
- Więc gdzie byłeś wcześniej, jeśli nie tu?
Dodał po chwili. Zupełnie tak, jakby nie domyślał się odpowiedzi na zadane pytanie.Anonymous - 9 Czerwiec 2011, 20:27 Faktycznie, gdyby chłopiec dowiedział się, że stoi przed nim osoba odpowiedzialna za tę rzeź, która rozegrała się przecież nie tak dawno na jego oczach, trudno by było przewidzieć jego reakcję. Owszem, nie wyglądał na jakąś niezwykle krwiożerczą istotkę, ale przecież niemal w każdym stworzeniu drzemią pewne instynkty. Jak dotąd nie żywił do nikogo nienawiści, nigdy też nie zaznał pragnienia zemsty - czasami tylko targały nim negatywne, choć bliżej niesprecyzowane uczucia. Ale gdyby przyszło mu się spotkać z żywym ucieleśnieniem wszelkiego zła, jakie dotknęło Willowa podczas jego krótkiego życia... Cóż, mimo wszystko zapobiegliwość Ethana była zbędna. Chłopiec nie znał imion swoich oprawców.
- Isidore? - powtórzył, odrobinę zdziwiony. - Brzmi jak imię dla dziewczynki!
Oczywiście, nie miał zamiaru urazić owego miłego staruszka, ot, tak mu się powiedziało. Widząc ten nieco przestarzały gest na powitanie, uśmiechnął się lekko, rozchylił poły kolorowej bluzy i dygnął uroczyście, choć nieco niezgrabnie. Zachowanie godne damy, ale z pewnością nie młodego chłopca. Willow bynajmniej sobie z tego sprawy nie zdawał - widział tylko takie zachowanie u jakiejś panienki i z niewyjaśnionych powodów bardzo przypadło mu do gustu.
O tak, właściwie, to już polubił owego staruszka. W końcu, pochwalił jego portret, nie wspominając o słodkim poczęstunku. Co prawda, Willow mieszkał w cudownej krainie, w której najwyśmienitsze cukierki dosłownie rosły na drzewach, ale przecież sama intencja też się liczy! Poza tym, chłopiec jak dotąd nie miał do czynienia z krówkami, więc podarunek podwójnie mu się spodobał.
Uśmiechnął się, choć nieco nerwowo, gdy Ethan się zaśmiał. Nie przeszkadzało mu, że często rozbawia swoimi nie zawsze przemyślanymi odpowiedziami, ale w tym wypadku chodziło przecież o zagadkę, prawda? Może ta była z tego specyficznego rodzaju zgadywanek - choć odpowiedź wydaje się wręcz banalna, faktycznie okazuje się, że mało kto potrafi faktycznie je rozwiązać. Czyżby Willow dał się złapać na jakąś podpuchę?
- Dobrze? Już się bałem, że chodziło o jakieś inne straszne zwierzę - stwierdził z ulgą chłopiec. Z zaciekawieniem przyglądał się piersiówce mężczyzny. Widział już kiedyś taki przedmiot, ba, wręcz miał okazję zapoznać się z jego zawartością. Co prawda, wystarczył tylko sam zapach, by malec zraził się do tego rodzaju napojów, niemniej jednak wciąż interesowało go to, co sprawia, że alkohol jest tak popularny.
Willow zamyślił się na chwilę, zastanawiając się, jak może pomóc nowemu przyjacielowi. W końcu wskazał bliżej nieokreślony kierunek.
- O, tam jest żelkowa plaża - poinformował. - Ale pan tam chyba już był. Prawie wszyscy już byli.
Pokiwał głową. Od czasu pamiętnej wycieczki do tego miejsca z podnieceniem opowiadał przyjaciołom o tonach bezpańskich żelków, by dowiedzieć się że wszyscy, bez wyjątku, już kiedyś błądzili po żelkowych wydmach. Słysząc pytanie mężczyzny zmarszczył lekko brwi, choć dalej się uśmiechał.
- Jak się ma pana mamusia? - zapytał, zamiast odpowiedzieć. Dość dziwaczne pytanie, zważywszy na to, kto komu je zadaje, ale Willow zadał je bardzo poważnym tonem.