Anonymous - 24 Listopad 2014, 11:42 Zadowolony z tego nie-wiadomo-czy-na-pewno-ale-udanego dnia, Świetlik postanowił przejść się na lody. Od tak, mu to głowy przyszło. Podszedł do sprzedawcy i zamówił sobie lody waniliowe z czekoladowymi wiórkami w wafelku. Niby zestaw specjalnie dla dzieci, ale co z tego? Nie będą mu mówić, jak ma żyć!
Otrzymawszy swój deser, zapłacił i usiadł przy pustym stoliku. Zaczął spokojnie zajadać lody, zastanawiając się jednocześnie, co by tu teraz porobić...
I chyba już wykombinował. Mógłby dalej szwędać się bez konkretnego celu, poznając nowych przyjaciół, wrogów itp. Tak, to dobry plan. Tak więc kiedy już skończył wsuwać lody, przygotował się, po czym wzbił się w powietrze i niczym filmowy Neo poszybował w tylko sobie znanym kierunku.
z/tAnonymous - 6 Styczeń 2015, 16:42 Wolne. Tak, Gabrielle zdecydowanie lubiła to słowo. Lubiła mieć wolne, nic nie robić, leżeć i jeść. Jednak, los najwidoczniej jej nie lubi, bo akurat tej ostatniej rzeczy jej zabrakło, a że nikt nie dał się nabrać na jej słodkie oczka, musiała sama ruszyć swoje cztery litery i wyjść na zakupy. Ale przez wrodzone lenistwo, które najprawdopodobniej było jakimś skutkiem ubocznym, podczas jej tworzenia, trafiła tutaj, aby usiąść, zjeść coś słodkiego, później pójść po dalszą dawkę cukru i dopiero wtedy wrócić się do namiotu, by leżeć i jeść.
Aż dziwne, że może się jeszcze ruszyć, zwłaszcza, że żywi się samymi słodyczami. Przemiany materii pewnie zazdrości jej nie jedna kobieta, a w szczególności te wychudzone lasencje, które o dziwo, mają również swoje miejsce w Krainie Luster, nie tylko w Świecie Ludzi.
Dziewczyna przeskakiwała z nogi na nogę, zerkając non stop przez ramię jakiejś staruszki, która nie mogła zdecydować się na smak polewy. Czekoladowa czy truskawkowa? A może Smerfowa? Ale czy ona jest zrobiona z prawdziwych Smerfów?
gdyby Gabrielle była ułożona i przede wszystkim cierpliwa, pewnie by grzecznie zwróciła staruszce uwagę, a tak, wzięła wszystkie trzy polewy, wylewając je niestarannie na porcję lodów stojącej na małym blacie. Staruszka coś ponarzekała, nakrzyczała, aż w końcu sprzedawca zaczął robić kolejną porcję, a klientka miała kolejny dylemat, czyli, czy aby na pewno chce lody waniliowe, a nie śmietankowe.
W tym momencie panienka Canth, jak zwykle w takich momentach, podniosła dumnie głowę do góry, po czym przyciągnęła sobie krzesło do kolejki. Jak ma tutaj spędzić kolejnych kilka godzin, to przynajmniej wygodnie i nie narazi się na odciski. Oczywiście, nie obyło się bez słów oburzenia z drugiej strony kolejki, która non stop się wydłużała.
Chyba dopiero teraz, Gabrielle zauważyła, ze w tej części Krainy, nigdy nie jest zimno ani nie pada. Za to jak upał przygrzeje, to bój się i uciekaj, aby Południca nie dopadła. Wziął się właściciel nieźle ustawił. Przynajmniej nie ma problemów finansowych. I kolejne trzydzieści pokoleń z jego rodziny prawdopodobnie też nie będzie ich mieć.
//O mój loki, pierwsze posty takie trudne ;-;Anonymous - 6 Styczeń 2015, 18:04 Szedł długo. Przynajmniej stanowczo za długo.
Bo powinien zatrzymać się przy pierwszym lepszym szpitalu. Przy pierwszym lepsze obiekcie, od którego powinien otrzymać pomoc, a nie przejść sobie, ot, tak odległość z centrum handlowego, zajść przy okazji cichaczem do swojego (huh, kwestia bardzo sporna) domu i pokonać kilka co większych odległości, aby znaleźć się znowu w Krainie Luster. I to w nie byle jakiej części Krainy Luster - tej, w której nowiutki czarny płaszcz jest mu absolutnie nieprzydatny, przez co może spokojnie paradować sobie w - znowu nowej - białej koszulce. Zdecydowanie powinien przesiedzieć tutaj całą zimę panującą w krainie ludzi. I zdecydowanie powinien z powrotem nałożyć płaszcz - głównie w trosce o estetyczne doznania innych postaci spacerujących po cukierkowej ulicy... Zadra ciągnąca się od jego dłoni aż do ramienia wszakże nie wyglądała zbyt dobrze, ale przestała już krwawić po tym, jak Duma spędził kolejne chwile na próbach zatamowania krwotoku. Jak udało mu się bez opatrunków i szwów?
Kolejna słodka tajemnica. Albo zdjęte szwy i opatrunek. Cii... Przynajmniej nie bolały już kolana - a zadrapania na szyi goiły się wręcz świetnie - żyć nie umierać.
Westchnął, zatrzymał się i rozejrzał. Nic godnego uwagi. Nic godnego uwagi poza... budką z lodami. To chyba przez to sumienie, które podpowiadało mu, że lodów w zimę (nawet w innym świecie) jeść się nie powinno... Skoro sumienie tak rzecze... Ustawił się w kolejce za Gabrielle. Super, jako trzecia osoba już-zaraz dostanie swoje zamówienie i będzie mógł wrócić, naprawić wszystko i...
ręce mu opadły. Ile. Można. A widząc skaczącą i tańcującą przed sobą dziewczynę, czas zdawał mu się lecieć jeszcze wolniej, niż przewidywały to jakiekolwiek prawa fizyki. Przynajmniej mógł zająć sie diagnozą - ADHD? Jakaś złożona osobowość, która potrzebuje pomocy...? Psychoza? Nie, to chyba nie jest objaw psychozy, Dumko. Chyba nie... A w momencie, w którym usiadła na krześle, mogła już zobaczyć nad sobą całkowicie beznamiętną minę pana i władcy Lunatyka, który patrzył na nią tak krzywo, jak tylko osobnik jego pokroju mógł patrzeć na innego człowieka (czyli, że tak się wtrącę, i tak patrzył się nadzwyczaj prosto).
- Przepraszam bardzo, ale to ja miałem podstawić pani to krzesło. Kodeks dżentelmena nie dopuszcza podstawiania krzeseł przez damy sobie samych, więc... miałbym prośbę - czy mogłaby pani wstać z tego krzesła, żebym mógł je pani podać? - ćwiczył ten akcent. Ćwiczył - nuta arystokracji, ale i tego głupiego i chamskiego szczeniaka, który nie dostał upragnionej zabawki.
Plan był zdecydowanie zbyt niecny.
Palić licho babcię. Lody może kupić gdzie indziej. A był przecież zmęczony... Nie powinieneś wymyślać takich rzeczy, kretynie.
W międzyczasie obdarował siedzącą towarzyszkę kolejkowej niedoli firmowym, dumnym uśmiech numer trzynaście. Lekki uśmiech, lekko zaczepny, lekko obojętny. Idealne połączenie, żebyś znowu oberwał - tym razem po mordzie!
// a każdy następny trudniejszy :>Anonymous - 6 Styczeń 2015, 18:31 Dziewczyna przetarła oczy, czując, że jeszcze kilka minut, a jej natura choleryka wydrze się spod kontroli i usmaży wszystkich wokoło. No, może nastąpi to trochę szybciej, zwłaszcza widząc głupio-mądry uśmieszek na twarzy towarzysza stojącego za nią w kolejce do budki. Aż ją korciło, by chwycić Pana Dżentelmena za koszulkę i wyrzucić gdzieś w siną dal, jak to robią w kreskówkach. Problem jednak był taki, że Gabrielle nie należała do tej części populacji, która była silna czy w ogóle wysportowana i z kondycją. Ona należała do rodu kanapowiczów, zdecydowanie.
- Ależ, Panie Dżentelmenie, bardzo chętnie bym wstała, gdyby nie fakt, że gdybym to zrobiła, najpewniej dostałby Pan grzecznie po twarzy. Jednak z braku rękawiczek, nie byłabym w stanie tego zrobić, gdyż wszelkie zadrapania i rany, które Pan posiada, sprawiają, ze obawiam się przedostania wszelkich chorób wenerycznych, jak i dziedzicznych. - odpowiedziała, dość umiejętnie naśladując styl, w jakim mężczyzna do niej mówił, na koniec uśmiechając się niewinnie i zakładając nogę na nogę. Dodatkowo, wyprostowała się i splotła dłonie na kolanie, jakby chciała potwierdzić, że jest dobrze wychowaną dziewczynką, a nie dziwolągiem, który został pierwotnie stworzony jako maszyna do zabijania.
W końcu jednak znów lekko się zgarbiła i oparła podbródek o wewnętrzną stronę dłoni, patrząc jak sam sprzedawca zaczyna się denerwować z powodu babci, która pewnie od lat swojej młodości nie jadła lodów. Jeśli wtedy w ogóle wymyślono coś takiego jak lody.
W końcu jednak doczekała się upragnionego miejsca przy małej ladzie, jeśli można to tak nazwać. Odstawiła więc szybko krzesło, rozpaczając fakt, że było już wygrzane i nie musiałaby narażać znów swoich biednych pośladków na spotkanie z zimnym metalem, jednak, mówi się trudno, żyje się dalej, czy coś.
Zamówienie takie jak zwykle. Duży pucharek najsłodszych lodów czekoladowych, waniliowych, o smaku arbuza i gumy balonowej, z posypkami w trzech rodzajach i kolejnymi trzema polewami. Dla każdej innej osoby byłaby to roczna dawka cukru, jednak przypominam, Gabrielle jest jak dziecko, jej słodycze nigdy się nie przejedzą, ani nigdy jej od nich nie zemdli, będzie jadła, aż najzwyczajniej, przysłowiowo nie pęknie.
Odebrała szybko swoje zamówienie, siadając przy prawdopodobnie jedynym czystym stoliku, na którym był komplet serwetek, które najpewniej jej się przydadzą.
//wolałam żyć w niewiedzy ;-;Anonymous - 29 Styczeń 2015, 22:40 Głupio-mądry uśmieszek to doskonałe określenie na każdy uśmiech wykrzywiający lico Lunatyka. Może i jest szczęśliwy, bo jest głupi, ale kiedy coś zaskoczy mu w tym czerepie... robi się jeszcze gorzej. Głupi Duma jest dla otoczenia jak bezpieczny - nie przeszkodzi w rozmowie, nie wetknie nosa w nieswoje sprawy... Duma ukazujący jakiekolwiek objawy sprytu to powód do niepokoju. Ale Duma ukazujący jakiekolwiek objawy sprytu i wyraźnie znużony otoczeniem to...
Wysłuchawszy odpowiedzi panienki Canth pozwolił sobie na ulepszenie swojej prezencji - Klucznik postanowił ją wzbogacić o dwa detale: ciężki, czarny płaszcz, coby zasłonić źródło wszelkich chorób (pewnie nie tylko wenerycznych i genetycznych) i szerszy uśmiech, który nabrał bardziej ciepłego, niż wrednego wyrazu.
- Doskonale panią rozumiem. W czasach eboli, ptasiej grypy i innych strasznych epidemii... choroby weneryczne i genetyczne mogą być wszędzie - żywe kiwnięcie głową, poprawił płaszcz. - Mam nadzieje, że ten kawałek materiału pozwoli pani zapomnieć o czyhającym niebezpieczeństwie... W razie czego mogę wybrać się gdzieś po maseczkę medyczną. Tudzież chirurgiczną. Nie do końca pamiętam, jak ona się nazywała.
Lekkie skinięcie głowy w wykonaniu młodzieńca znowu nie zwiastowało niczego dobrego.
Duma zapomniał już, jakie smaki chciał zakupić - nie bardzo obchodziły go już smaki czekoladowe, waniliowe, truskawkowe. Teraz prym wiodła ochota na smak zemsty... nawet jeżeli miała to być wojna pomiędzy nim a Gabrielle. A będzie. Wystarczyło poczekać... Na to poczeka. Cierpliwość ostatnio nie była jego mocną stroną, ale lubił walkę lunatyk versus lunatyk.
Znaleźć.
To wspaniale, że pucharek był duży. Wystarczyło tylko - jakże przypadkiem - odwrócić się gwałtownie, by wytrącić go z rąk dziewczyny. A żeby upozorować przypadek - spojrzeć za starowinką, która znajdowała się już w pewnej odległości od lodziarni. Toteż uczyniwszy to, teatralnie spojrzał za siebie, jakby podążył spojrzeniem za babcią, a słysząc plask czy też uderzenie czegoś o ziemię (pucharka znaczy), wzrok zwrócił szybko na cyrkową.
- Ooo... jej - mruknął, wyciągnąwszy rękę do sprzedawcy po serwetkę, którą szybko zwrócił w stronę Canth.
Smacz-ne-go.
Chwyciła serwetkę czy nie, Dumy już nie było w polu widzenia.
z/tThorn - 12 Luty 2017, 18:30 Najlepsze chwile to takie, kiedy właśnie kończysz pracę ze świadomością, że przez następne kilka dni na pewno nie będą cię w niej potrzebowali. Dziś był właśnie taki dzień, teraz - taka chwila. Thorn zadowolony z czasu wolnego maszerował spokojnie w stronę swojej posiadłości. Celowo wybrał taką drogę, postanowił wstąpić do Lodziarni.
Caius dzisiaj rano przy okazji śniadania poinformował go, że Bianka źle się czuje. No tak, dzisiaj wypadał Nów. Thorn zawsze zapominał spojrzeć w Księżycowy Kalendarz, starszy brat pokojówki jednak zawsze czuwał! Prawdę mówiąc, Thorn nie wiedział czy faktycznie są rodzeństwem. Cała trójka, jego służba, byli do siebie tak podobni, zwłaszcza przez żółte, błyszczące oczy. Nigdy jednak nie przyznali się do jakichkolwiek więzi poza zwykłą sympatią jaka może być między przyjaciółmi.
Thorn dobrze pamiętał, że Bianka uwielbiała lody miętowe. Ale nie byle jakie, chemiczne, ze sztucznym aromatem. Prawdziwe, z małymi fragmentami listków mięty zatopionymi w masie. Dlatego właśnie Arystokrata postanowił wstąpić do lodziarni, by w ten trudny dla niej dzień jakoś ją uszczęśliwić. Zawsze tak reagowała na Nów, nie wytłumaczyła nigdy czemu. Thorn oczywiście miał swoje podejrzenia - kobiety raz w miesiącu mają swoje dolegliwości, prawda? Jednak Alden, najstarszy ze służby wyjaśnił kiedyś, że raczej ma to związek z ciemnością jaka wtedy ogarnia świat. A Bianka, jako córa natury, uwielbiała słońce, życiodajne słońce dające jej energię na cały dzień, i słodki księżyc który usypiał blaskiem w nocy.
Upiorny uśmiechnął się wchodząc do sklepu. Był bardzo związany ze swoją służbą, zastępowali mu rodzinę... A może nawet byli lepsi niż rodzina, która przecież już dawno temu się go wyrzekła?
Stanął przed spisem smaków jakie akurat były na stanie i ponownie się uśmiechnął, gdy znalazł miętowe. Sprzedawczyni, wesoły Kapelusznik z radością sprzedała mu wielkie pudło, przy okazji informując, że jest wykonane ze specjalnego materiału, spowalniającego topnienie. Podziękował pięknie i zapłacił ale nie wyszedł od razu. Przez chwilę patrzył na pudełko lodów i zastanawiał się - a jakby je jakoś ładnie opakować? W końcu Bianka dużo dla niego znaczyła, była jak młodsza siostra nie tylko dla Caiusa czy Aldena, również i dla Thorna. Jej dobre samopoczucie było priorytetem nie tylko dlatego, że odpowiadała za porządek w rezydencji. Także dlatego, że jej lekkie pląsy gdy miała chwilę wolnego czasu ożywiały posiadłość, wprowadzały lekką atmosferę zabawy i beztroski. Thorn kilka razy miał okazję dać się porwać do tańca - a tańczyła niesamowicie, jak rusałka hipnotyzowała ruchami a sypiące się z jej rozwianych włosów drobne liście dodawały uroku gdy przez opadnięciem na posadzkę zmieniały się w zielone ogniki.
Nie kochał jej. Chyba że jak siostrę, nic więcej. Nie była obiektem pożądania, nie pożąda się bowiem istoty która służy - Bianka sama kiedyś poprosiła, by Thorn dał jej spokój bo ona oddała swe serce naturze otaczającej ich dookoła. Więc dał spokój. Jedyne na co się zdobył to wprowadzenie do posiadłości roślin, tak, by pokojówka mogła mieć przy sobie skrawek natury, której przysięgła kilkadziesiąt lat temu miłość.
Thorn uśmiechając się do sprzedawczyni poprosił więc o opakowanie pudełka w jakiś ładny papier i kokardę. Jeśli tym małym gestem wywoła uśmiech na twarzy Bianki, będzie spełniony dzisiejszego dnia. Samopoczucie mieszkających z nim domowników było przecież najważniejsze. Tylko im ufał, tylko oni byli gotowi ruszyć za nim w ogień, bez zbędnych pytań.
Kobieta stojąca za ladą wręczyła mu ładnie opakowane w zielony papier pudełko, na szczycie mieniła się srebrna kokardka. Thorn podziękował, zostawił napiwek i wyszedł.
Słońce ogrzało mu twarz, rogi zalśniły ciemnym granatem jakby w odpowiedzi na pieszczotę. Nie ruszył jednak od razu - skoro pudełko z lodami utrzyma na długo ich zimną temperaturę, to co zaszkodzi by trochę postać z twarzą w słońcu?Yako - 12 Luty 2017, 22:34 Yako włóczył się bez celu, idąc przed siebie i nawet nie zwracając uwagi na to gdzie się znajduje. Dopiero późnym porankiem postanowił się ogarnąć. Wcześniej podróżował jako lis, teraz zmienił się w Luci. Ubrana była w białą koszulę, odsłaniającą lekko brzuch, błękitną, luźną spódnicę nad kolano oraz błękitną marynarkę. Włosy miała związane w wysoki kucyk, a jej grzywka opadała na prawe oko. Na nogach za to miała wysokie, wiązane buty na lekki obcasie. Nic wyzywającego, ale jednocześnie nic przesadnie skromnego. Tak w sam raz, choć jak na Kitsune i tak pokazywała dość mało swojego ciałka.
Wybrała się na Cukierkową Ulicę. Cały czas po jej głowie chodziło to co powiedziała Gawainowi. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Nie poznawała sama siebie. Od kiedy to przywiązuje się do swoich żywicieli? I to w takim stopniu by powiedzieć, że są dla niej ważni.
Nie mogła uwierzyć w to co się stało. Cień odwzajemnił pocałunek, wyglądał jakby mu się to podobało. Był w szoku....ale obiecał, że nie będzie więcej kusił Lusiana. Na to westchnęła z ulgą. Nie chciała go zostawiać, ani odmawiać mu snów, jednak w tym momencie nie była w stanie trzeźwo myśleć. Musiała od rudzielca odpocząć, a on na pewno chciał odpocząć od niej. Mimo wszystko jednak czuła ból w piersi i smutek. Nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego. Nawet gdy spaliła tę piękną łąkę oraz swoją świątynie. Ten ból był dla niej czymś nowym.
Oczy ją piekły od łez. Nie łkała, jednak po opuszczeniu domu, łzy nie mogły przestać płynąć jej z oczu. Nie rozumiała tego, ale z drugiej strony, czy w ogóle chciała?
Westchnęła głośno i wybrała się do jednego ze sklepów ze słodyczami, a tam zaopatrzyła się w spora torbę pełną różnokolorowych żelek w kształcie dżdżownic.
Spacerowała zamyślona po słodkich ulicach, raz po raz wciągając kolejnego robala. Były słodkie, każdy w innym smaku. Robiła to odruchowo, nawet nie zauważając kiedy w jej ustach znalazł się kolejny żelek. Nie zwracała zbytnio uwagi na otoczenie.
Posiedziała trochę w parku, ciesząc się słońcem, wybrała znów na Kandyzowany Plac i kupić trochę innych łakoci. Cóż poradziła, lubiła cukier i to bardzo, mimo iż wcale nie potrzebowała takiego pokarmu. Jednak w przeciwieństwie do rudzielca, którego zostawiła w nocy samego w domu, uwielbiała normalne jedzenie.
Po południu uznała, że wybierze się chyba na lody. Było ciepło, a ona miała ochotę na coś chłodnego. W ręce nadal trzymała torebkę pełną słodyczy. Szła z jednym dłuugim robalem wystającym z jej pełnych ust. Nagle kątem oka zauważyła coś...a raczej kogoś znajomego. Po drugiej stronie skrzyżowania, stał Cierń, ciesząc się słońcem na twarzy. Trzeźwy i bez kaca wyglądał o wiele lepiej niż poprzedniego dnia. Do tego nadal był w mundurze? Ale raczej nie był na służbie inaczej by nie stał pod lodziarnią i to do tego z jakimś pakunkiem w ręce. Czyżby był po pracy, ale po drodze do domu postanowił wpaść po prezent dal kogoś?
Czyżby miał jakąś pannicę? Stała tak wpatrując się z lekką fascynacją w Arystokratę. Z jej ust nadal zwisał żelek, a ona była zbyt rozkojarzona zarówno mężczyzną przed sobą jak i tym co się stało kilka godzin temu u niej w domu i nawet nie zauważyła rozpędzonej bryczki, która mknęła w jej kierunku i prawdopodobnie wcale nie miała zamiaru się zatrzymać.Thorn - 13 Luty 2017, 13:16 Mógłby tak stać cały dzień. Słońce przyjemnie grzało bladą skórę, wywołując uśmiech na twarzy Arystokraty. Chociaż zdecydowanie wolał porę nocną, bo wtedy czuł się pewniej - może to kwestia genów, w końcu był Upiornym! - to czasem lubił tak wyjść w ciągu dnia i pozażywać kąpieli słonecznych. Jego skóra nie wykazywała skłonności do łapania zdrowych rumieńców, ale może to i lepiej? Uniknie poparzeń, nie będzie wyglądał jak skwarka.
Otworzył oczy wypuszczając nabrane wcześniej powietrze mocnym wydechem. Traf chciał, że twarz miał skierowaną w stronę ulicy, dlatego gdy tylko podniósł powieki, jego tęczowym oczom ukazała się kobieta, stojąca na środku jezdni. Zdziwił się na ten widok - miała w ustach chyba jakiś cukierek, bo jeśli to był język, to wyglądał dziwnie. Stała tak, oniemiała.
I nie byłoby w tym nic groźnego, gdyby nie zbliżająca się bryczka, która gnała wprost na nią. Thorn zmarszczył brwi i spiął się widząc zajście - przecież ona zaraz zginie!
Czas nagle mu zwolnił. Widział kurz buchający spod kopyt galopującego konia, słyszał rozmowy zgromadzonej na ulicy gawiedzi, jakiś krzyk męzczyzny który najpewniej zorientował się, że zaraz dojdzie to tragedii...
W całej swojej niegodziwości i upiorności, postanowił zerwać się i postąpić jak bohater. Skoczył kilka kroków bliżej krawężnika i zamachał by go zobaczyła. Jego mundur był charakterystyczny i sam z siebie przyciągał uwagę, a fakt że na niego patrzyła, był dodatkowym plusem sytuacji. Tylko dlaczego stała na środku jak oniemiała?
Nie miał wyboru, musi posłużyć się jedynym dostępnym mu rekwizytem który ma pod ręką... Rzucił wysoko przed siebie pakuneczek z lodami, w stronę kobiety, celując trochę za nią, by się cofnęła jeśli będzie próbowała złapać rzuconą jej rzecz.
Modlił się, by wyszła z tego dziwnego odrętwienia, zapatrzenia? Patrzyła na niego, ale nie przypominał sobie by łapał ją wzrokiem w tortury. Dlaczego więc się tak gapiła?
Bryczka mknęła z pełną prędkością, koń zarżał widząc, że coś się przed nim dzieje ale ani myślał zwolnić. Woźnica patrzył gdzieś w bok - co za brak odpowiedzialności! Z resztą, nawet gdyby próbował teraz wyhamować rumaka, wóz wywróciłby się i zrobił miazgę nie tylko ze stojącej na ulicy kobiety ale też z przechodniów.
- Łap! - krzyknął na całe gardło Thorn, gdy pakunek leciał w jej stronę. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, kobieta cofnie się kilka kroków by chwycić rzecz, a to sprawi, że bryczka przejedzie tuż przed jej nosem, a nie po jej ciele. Thorn szybko sobie wszystko wyliczył, ale nie mógł przewidzieć, czy samobójczyni przebudzi się z odrętwienia. Nie wiedział też, czy zdecyduje się złapać rzucony przedmiot.
Innego wyjścia jednak nie było. Nic nie da użycie jego mocy, była w tej chwili bezużyteczna. Sam mężczyzna nie rzuci się też pod koła, aż tak wielkim bohaterem nie był by poświęcić własne życie! A teleportować się nie umiał...
Marszcząc brwi i nie mogąc zrobić nic więcej, patrzył na kobietę i trzymał kciuki by udało się to, na co liczył.Yako - 13 Luty 2017, 13:51 Luci gapiła się na Thorna oniemiała. Wydarzenia z domu jakoś tak na nią podziałały, że nie potrafiła się na niczym skupić. W jej głowie ciągle kłębiły się jej słowa jak i reakcje Gawaina na wszystko. Dopiero jak zobaczyła Ciernia, pozwoliło jej się to skupić na czymś innym niż rudzielec. Teraz wpatrywała się w opalizujące rogi Arystokraty oraz w jego zadbany mundur. Zupełnie inaczej się prezentował niż poprzedniego dnia, gdy był zmęczony, skacowany, a mundur miał cały zakurzony, po biegu i ostrym hamowaniu, gdy chciał rozdzielić lisołaka i Kapelusznika, bojąc się, że dojdzie do większej awantury.
Nagle Cierń zaczął do niej machać. Zmarszczyła brwi Czyżby mnie poznał Przeszło jej przez myśl, jednak szybko odrzuciła to przypuszczenie, gdy rogacz rzucił w jej stronę pakunek. Podniosła uszy, by go złapać i cofnęła się o krok. Dopiero teraz dotarło do niej dudnienie kopyt i rżenie konia. Zerknęła kątem oka w kierunku z którego dochodziły dźwięki i położyła uszy płasko, przerażona. Odskoczyła szybko w tył, po drodze łapiąc pakunek. Niestety przez jej rozkojarzenie, wylądowała źle i lekko zwichnęła sobie kostkę. Syknęła głośno i upadła tyłeczkiem na krawężnik, na którym przysiadła, spoglądając na jadącą dalej bryczkę zszokowana.
Yako do cholery, co się z Tobą dziejeZbeształa się w myślach Przez te durne uczucia już nawet odskoczyć nie potrafisz? Co z Ciebie za lisi demon!Te słowa mimo iż wypowiedziane w myślach i to jeszcze przez nią samą, zabolały. Naprawdę, co się z nią działo.
Siedziała tak trzymając w rękach pakunek Arystokraty oraz swoją torebkę ze słodkościami. Uszy miała płasko położone i z trudem powstrzymywała łzy by znów nie popłynęły jej po policzkach. Jej oczy i tak były już zaczerwienione od długiego płaczu po opuszczeniu domu. Otuliła się lekko ogonem i poruszyła lekko obolałą kostką. Ech...niezdara jakich mało. I ona chce się podawać za Dachowca. Śmieszne...
Otoczyli ją przechodnie, pytając czy wszystko w porządku. Podrapała się po tyle głowy zakłopotana, uśmiechając się niewinnie i próbowała ich uspokoić, że nic jej nie jest, tylko musi złapać oddech bo to było dość niespodziewane. Jej wzrok jednak cały czas uciekał w stronę Upiornego, zastanawiając się czy podejdzie odebrać pakunek oraz jak bardzo będzie zdenerwowany, ze musiał użyć prezentu, który na pewno był dla kogoś przeznaczony, do tego, żeby ratować jakiegoś głupiego lisołaka, przed zamianą w krwawą miazgę.Thorn - 13 Luty 2017, 14:22 Uff! Kobieta zauważyła go i cofnęła się, łapiąc paczuszkę. Thorn stracił ją z oczu tylko na chwilę, gdy między nimi przejechała rozpędzona do granic możliwości bryczka. Arystokrata zaklął cicho na woźnicę, który nawet nie zwrócił uwagi na całe wydarzenie. Mógł przecież zabić!
Gdy tumany wznieconego prze kopyta konia kurzu nieco opadły, podbiegł w miejsce w którym powinna znajdować się teraz kobieta. Zamiast niej, zobaczył jednak tłum gapiów - o taaak, troskliwi mieszkańcy Cukierkowej Ulicy, teraz to się interesujecie prawie potrąconą ofiarą, a przedtem nikt nie był gotów by ruszyć jej z pomocą! Banda egoistów!
No dobrze, Thorn sam też bywał skupiony tylko na sobie. Ale gdy widział, że coś komuś zagraża, układał w głowie plan i nie wahał się by interweniować. Może to przez lata służby w Gwardii był tak skory do pomocy?
Wszedł w tłum, rozganiając go na boki. Nie było trudno, bo mieszkańcy widząc Gwardzistę z przytroczonym do pasa rapierem usuwali się uspokojeni. Wiedzieli, że gdzie pojawia się Władza, tam spór lub problem zostanie rozwiązany.
Gdy już istoty rozeszły się, jego oczom ukazała się śliczna dziewczyna, Dachowiec, teraz siedząca na krawężniku. Wyglądała na zakłopotaną i oszołomioną, ale patrzyła na niego i co więcej, trzymała w rękach jego pakuneczek. Prawie nienaruszony, bo zagięć na papierze nie liczył.
Zahipnotyzowały go jej oczy - mieszanina fioletu i błękitu, tak niespotykana w tej Krainie, że przez chwilę gapił się oniemiały w dwie duże, bezdenne studnie jakimi były. Minęła tylko chwilka po której drgnął i podszedł bliżej. Pochylił się i podał jej rękę.
- Nic ci nie jest, ślicznotko? - zapytał wprost. Prawdę mówiąc był odrobinę zaniepokojony jej stanem, bo prawdopodobnie upadła tłukąc sobie zgrabny tyłeczek. Kocie uszy które zdobiły jej głowę były teraz opuszczone wyrażając w ten sposób zakłopotanie a ogon którym się teraz otulała, nie ruszał się.
Jeśli podała mu dłoń, pociągnął ją w górę i złapał ramieniem w talii, przyciągając do siebie na małą odległość - raptem kilka centymetrów od swojej twarzy. Patrzył jej cały czas w oczy, dając się omamić ich chłodnemu pięknu. Bez wątpienia była niesamowitą kobietą, tylko dlaczego okazała taki brak rozwagi wychodząc na środek ulicy? Co ją aż tak zainteresowało? Patrzyła na niego, a przynajmniej tak mu się wydawało. Czyżby więc go znała? No, może z opowiadań bo on sam, mając dobrą pamięć do twarzy, jej nie rozpoznawał. Jedynie co, to uszy i ogon już kiedyś widział u innej istoty, ale wśród Dachowców było tyle rodzajów i kolorów sierści, że nie sposób było nie spotkać u kogoś takich samych konfiguracji.Yako - 13 Luty 2017, 14:47 Nie podobało jej się, że tłum gapiów tak ją otoczył. Może i Kitsune uwielbiała być w centrum uwagi, co teraz nie miała na to najmniejszej ochoty. Jednak nie chciała być niemiła i zacząć bluzgać na zebranych. Westchnęła z ulgą, gdy Cierń do niej podszedł, powodując tym samym, że wszyscy się rozeszli.
Gdy zobaczyła jak wpatruje się w jej oczy, zarumieniła się zakłopotana. Sama nie mogła oderwać wzroku od jego tęczówek. Nigdy nie widziała takich oczu, a w klubie czy na placu nie było możliwości czy okazji by im się przyjrzeć.
Przyjęła niepewnie jego dłoń - tylko trochę się potłukłam, ale dzięki panu to nic poważnego - uśmiechnęła się nieśmiało i wstała z pomocą mężczyzny. Zaskoczyło ją to, że tak nagle ją do siebie przyciągnął trzymając rękę na jej talii, i znów wpatrywał się w nią tymi swoimi niesamowitymi oczami. Gdy jednak spróbowała wstać na lewą nogę, syknęła cicho - i chyba zwichnęłam kostkę, ale rozchodzę to i mi przejdzie - zaśmiała się zakłopotana. Sama wpatrywała się w wielobarwne tęczówki Arystokraty, a rumieniec nie schodził z jej lica. Mężczyzna naprawdę robił wrażenie. Może nie takie jak Lusian, no ale przecież nie może szukać partnerów patrząc na samą siebie. W końcu mało kto dorównuje demonowi. Choć Arystokrata na pewno nie miał problemu w znajdowaniu sobie towarzyszek, a pewnie też nie jeden mężczyzna nie mógł oderwać od niego wzroku.
Oparła się delikatnie i Ciernia, starając się odciążyć obolałą kostkę. Marzyła o tym by obłożyć ją czymś zimnym i w tym momencie przypomniała sobie o pakunku. Odsunęła się lekko od Gwardzisty i podała mu pudełko - a to chyba należy do pana - uśmiechnęła się oddając mu jego własność - mam nadzieję, że nic się nie stało z zawartością i dziękuję, że pan tak szybko zareagował...inaczej zostałaby ze mnie kupka sierści w czerwonej kałuży - poruszyła niepewnie ogonem, jednak uszy nadal miała położone. Nadal była na siebie zła za tę całą sytuację, no i musiała się pilnować, żeby przynajmniej na razie nie wyszło na jaw, że zna tego Gwardzistę, ba!, że nawet po części przyczyniła się do stanu w jakim się znajdował przy ich ostatnim spotkaniu. W końcu gdyby się z Gawem nie napatoczyli to pewnie już by poszedł do domu, a nie dolewał kolejnych procentów. No i w końcu mogła zacząć myśleć o czymś innym niż ostatnie wydarzenia. Nie mogła już pozwolić sobie na aż takie rozkojarzenie. Nie przy tym Arystokracie.Thorn - 13 Luty 2017, 21:30 Przez chwilę patrzył w jej oczy, trzymając ją ciasno do siebie przyciśniętą. Poczuł bijący od niej magnetyzm, nie tylko fioletowo-niebieskie oczy wzywały go, by skosztował słodyczy jaką ma do zaoferowania. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie, patrzył oniemiały w jej śliczną twarz.
- Zwichnęłaś? - zapytał ni do końca przekonany, co dziewczyna miała na myśli - Nie potrzebujesz pomocy medyka? Ponoć tutejsza Klinika zatrudnia jakiś dobrych lekarzy... Chociaż osobiście to wolałbym zabrać cię gdzie indziej, nie do szpitala. - ostatnie zdanie powiedział cicho, jakby do siebie.
Nie mógł oderwać wzroku od jej oczu. Widział w nich własne odbicie i wydawało mu się być ono jakieś... smutne. Może to przez te barwy? Może przez błysk albo otaczającą tęczówki czerwień. Płakała. I to niedawno. Takich oczu nie ma się ot tak.
Tym bardziej poczuł smutek, nie tylko bijący z jej zapłakanych oczu. I nagle poczuł nieodpartą chęć by zaopiekować się tą nieszczęśliwą kobietą. Wywołać na jej ustach uśmiech, niezależnie czy płakała przez mężczyznę czy kogoś utraciła. Ten dzień musi się dla niej skończyć miło.
Dopiero gdy podała mu pakunek, oderwał wzrok od jej twarzy. Wziął pudełko i uśmiechnął się lekko, bo nie było aż tak zniszczone. Smak lodów z pewnością się nie zmieni, nie powinny być też roztopione bo sprzedawczyni zapewniała, że pudełko trzyma temperaturę długo.
Podniósł wzrok i posłał jej miły uśmiech.
- Szybkie reagowanie to poniekąd moja zaleta. - powiedział - W formie kupki sierści i krwi wyglądałabyś o wiele gorzej. Taka, podobasz mi się o wiele bardziej. - znowu przyciągnął ją do siebie - Zapraszam w me skromne progi. Oferuję kolację i... - przerwał na chwilę po to by jego uśmiech zmienił się w bardziej tajemniczy, flirciarski - ...miłe towarzystwo oczywiście. A poza tym musisz odpocząć, prawie przejechała cię bryczka. Czuję się w obowiązku by się tobą dobrze zaopiekować. - dodał szybko - I uczynisz mi zaszczyt przyjmując zaproszenie. - mówiąc to ujął jej dłoń i szarmancko pocałował w wierzch.
Znowu spojrzał w hipnotyzujące oczy kobiety. Nie mógł się powstrzymać, może dlatego, że były odbiciem jego duszy - zimne, smutne, a jednak nie okazujące tego wprost, nie gdy się na nie spojrzało tylko raz. Dopiero przy drugim spojrzeniu odkrywało się, że oczy te ukazują brak. Tylko pytanie... brak czego? Może uczucia. Może uwagi. Może sensu życia.
Czekał na jej reakcję. Może przesadził proponując nowo poznanej kobiecie od razu kolację. A może ona uzna, że powinna przyjąć propozycję, doceniając jego śmiałość? Wiedział jedno. Już nigdy więcej nie przejdzie obojętnie obok niej. Nie, jeśli wiedział jakie miała oczy.Yako - 13 Luty 2017, 23:30 - Tak - opowiedział krótko - przy odskakiwaniu wylądowałam krzywo na lewej nodze przez co trochę mnie teraz boli - wyjaśniła -nie potrzebuję lekarza, wystarczy, że będę ją oszczędzać i jak wrócę do domu to obłożę ją sobie lodem i może usztywnię w kostce - uśmiechnęła się nieśmiało. Nie skomentowała tego, że Thorn chce ją gdzieś indziej zabrać. Zainteresowało ją to wręcz.
Widziała jak jej się przygląda, a dokładniej jej oczom. Pierwszy raz chyba cieszyła się, że gdy głodnieje jej tęczówki zmieniają kolor. Dzięki temu nie dojdzie tak szybko do tego, że się znają. Że jest tym niesfornym lisołakiem, który wszędzie łaził za pewnym rudowłosym Cieniem.
Uszka trzymała opuszczone i stała przed Gwardzistą trochę nieśmiało. Jakby onieśmielała ją jego uwaga. Nie miała zamiaru dziś polować, a jednak żywiciel sam się do niej zgłosił.
- Miło mi to słyszeć - zaśmiała się na komentarz o kupce sierści. Poruszała delikatnie ogonkiem, powoli się uspokajając.
- Nie chcę robić problemów - powiedziała szybko, słysząc jak Cierń zaprasza ja na kolację i domyśliła się co oznacza w tym wypadku miłe towarzystwo. Nie miała nic przeciwko, chętnie się z kimś zabawi, musiała się wyszumieć, a coś jej mówiło, że stojący przed nią mężczyzna może jej zapewnić nie tylko pokarm ale i rozrywkę, a w jej wieku znalezienie kogoś, kto zaspokoi ją w łóżku było bardzo trudne. Czuła jednak, że się nie zawiedzie.
Czując pocałunek na swojej dłoni, znów się zarumieniła - skoro tak, to zgoda - uśmiechnęła się miło - chętnie skorzystam z pana zaproszenia o ile nie przeszkadza panu obecność tak niezdarnego kociaka - zaśmiała się ponownie. Jej oczy nadal były smutne, ale na ustach gościł lekki uśmiech. Wiedziała, że Cierń jest miły ale nie sądziła, że aż tak by zapraszać dopiero co poznaną osobę do swojego domu. Nawet nie wiesz, mój drogi Cierniu, kogo właśnie zaprosiłeś w swoje skromne progiZaśmiała się w myślach.
Spokojnie dała się m przyciągnąć. Wpatrywała się niewinnie w jego tęczowe oczy. Czuła ciepło, które od niego biło i nie chciała się od niego odsuwać. Akurat dziś potrzebowała bliskości drugiej osoby. Dzień wcześniej pewnie uznałaby, że potrzebuje bliskości rudzielca, jednak po tej rozmowie potrzebowała kogokolwiek, kto okaże jej choć odrobinę czułości. W końcu nawet demony jej czasem potrzebują! A przy okazji, zrobi kolejnego psikusa, tym razem wymierzonego w samego Arystokratę i to bez obecności pozostałych członków ich małej grupki. Może przy okazji dowie się czegoś ciekawego albo znajdzie odpowiedź na pytanie, czemu Upiorny nagle zaczął podchodził do Lusiana z dystansem.
Odsunęła się lekko od Ciernia i uśmiechnęła miło. Wsparła na jego ramieniu, dając znać, że jest gotowa do drogi. W jednej ręce nadal trzymała swoją paczuszkę ze słodyczami. Może i było to dziecinne, ale czasem trzeba. A poza tym, kto w Krainie Luster przejmowałby się czymś takim jak zdziecinniały dziad? No kto?!Thorn - 15 Luty 2017, 13:46 Dziewczyna rumieniła się i posyłała mu nieśmiałe spojrzenia. Nie pasowały trochę do jej aparycji i jakby nie patrzeć, odważnego stroju, jednakże Thornowi podobała się taka uległość. Trochę obawiał się, że postąpił zbyt śmiało proponując kolację, ale co miał lepszego do roboty dzisiejszego wieczora? Przynajmniej spędzi czas w miłym towarzystwie a i dłużej popatrzy w te jej piękne oczy.
Uśmiechnął się słysząc jak początkowo się wykręca i tłumaczy, że nie chce sprawiać kłopotu. Robiła to niezbyt przekonanym tonem, dlatego w głębi duszy wiedział, że ostatecznie i tak się zgodzi.
- Nie będziesz problemem. Jak już wspomniałem, to sama przyjemność móc ugościć cię w mych skromnych progach. - powiedział posyłając jej miły uśmiech.
Długo nie trzeba było jej namawiać, i dobrze, bo Thorn nie lubił naciskać. Przynajmniej nie po pracy, w czasie misji czy w koszarach to zupełnie co innego.
Z tą swoją paczką słodyczy wyglądała uroczo. A i pachniała jak cukierek, bo jedzone przez nią żelki miały intensywny, owocowy zapach.
Gdy wsparła się na jego ramieniu, dając znak, że jest gotowa do drogi, on delikatnie je strącił. Uśmiechnął się zadziornie i bez ostrzeżenia, wziął ją na ręce.
- Nie możesz przeciążać nogi, dopóki nie obłożymy jej lodem. - powiedział z troską - Jeszcze będziesz miała okazję ją rozchodzić. - dodał.
Jeśli zaczęła się wyrywać lub protestować, przycisnął ją tylko mocniej do siebie, pokazując w ten sposób, że nie zamierza jej puścić. Chciała czy nie chciała... Przyjmując jego zaproszenie zdała się na jego łaskę. Może brzmiało to zbyt dosadnie, ale Thorn po prostu chciał by czuła się dobrze. A w jego posiadłości będzie, oj będzie! Caius z pewnością przygotuje coś pysznego do jedzenia, nowo poznana dziewczyna może też, jeśli będzie chciała, przenocować - rezydencja Arystokraty miała wiele pokoi gościnnych. Czy bał się że go okradnie? A niby z czego? Niby co zabierze? Świecznik? Obraz? Jeśli ma jej to jakoś pomóc, niech wynosi co chce. Mężczyzna nie dbał o przedmioty pozostawione w rezydencji przez poprzednich właścicieli, jego rodzinę która i tak się go wyrzekła.
Ruszył niosąc ją na rękach i uśmiechając się tryumfalnie.
- A jak ci na imię, piękna panno? - zapytał kulturalnie - Mnie nazywaj Cierniem, tak będzie chyba najprościej. - dodał.
Trzymana przez niego w ramionach wyglądała jeszcze bardziej krucho niż normalnie. Jej czarne uszy strzygły na boki mimowolnie, wyłapując odgłosy ulicy a ogon w trakcie gdy mówiła, poruszał się nieznacznie.
Zaciekawiła go. A on lubił ciekawe istoty czy przedmioty.
Skierował swe kroki w stronę rezydencji, przyspieszając kroku gdy opuścili Cukierkową Ulicę. Zbliżał się wieczór, słońce nieśmiało chyliło się ku zachodowi. A podróżowanie nocą z dziewczyną na rękach zdecydowanie nie było najlepszym pomysłem - przez zajęte ręce był prawie całkowicie bezbronny.
z/t x2Anonymous - 16 Wrzesień 2017, 18:42
Post MG
Z historią tak to bywa, że się powtarza. Na ogół powtarza się przez okresy setek lat, czasem dekad. Nieco częściej zdarza się, że powtarza się kilka razy na rok, jednak to wynika tylko i wyłącznie z prostej matematyki; w historii ilość lat jest sto razy większa od ilości wieków. Gdyby było ich tyle samo, to właśnie setki lat by wygrały. Tego pięknego, choć pochmurnego dnia zdarzyło się, że drugi raz tego roku Thorn zawitał do bezimiennej lodziarni. Tym razem był tu w nieco innym celu niż zwykle. Ktoś najczystszym przypadkiem zaprosił go właśnie w to miejsce gdy tylko zaczął szukać dość niepopularnego przedmiotu zmieniającego płeć. Osobą na niego czekającą okazała się być młodo wyglądająca Szklana Kobieta. Siedziała tam i spoglądała prosto na niego w taki sposób, że nie mógł mieć żadnych wątpliwości co do tego, że to ona jest autorem listu zapraszającego go na lody. Skóra jej nie była na tyle przezroczysta, by widać było wnętrzności. Była drobna, chuda, a włosy jej były tak cienkie, że jedynie zniekształcały to, co się za nimi znajdowały, nie blokowały wzroku. Ubrana była w białą sukienkę sięgającą nieco poniżej jej kolan oraz białe trzewiki. Wyróżniała się znacznie spośród tłumu swą jasnością. Cały czas uśmiechała się szeroko. Kiwnęła głową w podzięce za loda przyniesionego jej przez sprzedawcę i dłonią popędziła go, by wrócił do zajmowania się innymi klientami. Gdy tylko go ujrzała, wstała natychmiast i podbiegła lekkim podbiegiem, wyciągając prawą dłoń w geście powitania.
— Dzień dobry. — Powiedziała cicho, prawie szeptem. — Pan Aeron Vaele, tak? Spóźnił się pan. Proszę usiąść, mam zajęte dla nas miejsce. Jak minął pański dzień?
Treść wiadomości, którą tego ranka otrzymał mężczyzna nieco odbiegała od jej aktualnego zachowania. Thorn dość dobrze pamiętał, czytał ją poprzedniego wieczora. Mówiła całkiem jasno, że autorka listu ma dla niego jedną sztukę Generis Collare i bardzo chętnie odda ją w zamian za niewielką przysługę. Nie było tam żadnego podpisu, prócz dość charakterystycznego wielkiego 'A' na końcu listu, znanego mężczyźnie ze pisma używanego przez część społeczeństwa Krainy Luster charakteryzującą się piciem dużej ilości gopnikówki i gęstego przeklinania. Głos kobiety natomiast nie miał żadnych rosyjskojęzycznych naleciałości. Właściwie brzmiał bardziej brytyjsko, dostojnie.
— Proszę mówić mi An... — Tu nastąpiła chwila przerwy, w trakcie której na kobiecym poliku pojawił się bardzo delikatny, właściwie ledwie zauważalny blady odcień różu. Szybko jednak jej animusz wrócił i złamany głos powrócił do swej dawnej cichej, choć zdecydowanej barwy. — Anastasia. Przepraszam najmocniej, rozkojarzyłam się. Po prostu Anastasia. Może od razu przejdę do sprawy... Widzi pan, panie Vaele, pochodzę z dość bogatej rodziny arystokratycznej. Dlatego też mój ojciec chciałby wydać mnie za jakiegoś okropnego, przebrzydłego, grubego pachoła tylko dlatego, że jest bogaty. Chciałabym... Chciałabym, by zajął się pan moim ojcem.
Mówiła tak, jakby wstydziła się swojej myśli i tego, że właśnie plami swoją dotychczasową niewinność. Jednak bardzo często okazuje się, że niewiniątka są najgorszymi kłamcami, przewrotnymi niczym wąż, prawda? Po uśmiechniętym, choć zawstydzonym wyrazie jej twarzy nie można było odczytać właściwie niczego. Nie wyglądało to jakby kierowała ją złość, czy strach. Albo potrafiła bardzo dobrze to ukryć. Niezależnie jednak od jej intencji, faktem pozostawało to, że miała przy sobie przedmiot, który chciał mieć Upiorny i była skora go oddać. A zabójstwo szlachcica niskiego rzędu przecież nie należało do najtrudniejszych rzeczy.