Anonymous - 19 Luty 2015, 17:08 Svart momentalnie zatrzymał się. Otworzył parasol i zakrył się szczelnie płaszczem. Niewiele rzeczy mogło go zatrzymać, ale z pewnością była to pogoda, której zmian nie cierpiał. Zwłaszcza tak nagłych i skrajnych. Był to jedyny słaby punkt. Warunki klimatyczne, nie tyle były groźne, co niemożliwie utrudniały koncentrację Parasolnika. Każdego. Jest to rasa wrażliwa na otoczenie. W dodatku śnieg, który można było zauważyć z daleka. Mężczyzna spojrzał w stronę bestii, które rozjuszone, próbowały dostać się do dziewczyny. Czuł, że jego atak nie byłby w pełni skuteczny, a na jego niekorzyść coraz bardziej wiało. Jednak wycelował parasolem w kierunku okupowanego drzewa. Wzdrygnął się, gdy poczuł płatek śniegu na policzku. Zaparł się i już miał wystrzelić, ale usłyszał wołający go głos. Rozejrzał się szukając źródła dźwięku. Nie zauważył wcześniej trzeciej osoby, a było to niezwykłe zjawisko, gdy komuś udało się ukryć przed nim swoją obecność. Spojrzał w górę, gdzie zauważył unoszącą się w powietrzu postać. Był to mężczyzna, który zdawał się nic nie robić, z faktu, iż znajduje się w towarzystwie dwóch uzbrojonych osób i wygłodniałych bestii. Nic dziwnego, gdyż okazał się być właścicielem owych zwierzów. Przyglądnął się dokładnie. Z pewnością był to kapelusznik.
- Użyczę, jeśli raczysz zabrać stąd swoje stwory. – odezwał się stanowczym, chłodnym głosem. Svart zazwyczaj brzmiał jakby mówił przez syntezator. Trudno w jego głosie wyczuć jakiekolwiek emocje, gdyż wibrujący tembr oraz częstotliwość dźwięku doskonale maskują i spłycają ich odbiór.
Wzmianka o herbacie upewniła go, że ma do czynienia z Kapelusznikiem. Sam miał co nieco wspólnego z tą rasą, jednak zazwyczaj nie wrzucano ich do tego samego worka. Powiązanie jest raczej oczywiste.Anonymous - 19 Luty 2015, 18:07 Cała ta sytuacja podobała jej się coraz to mniej.
Wróć.
Gdyby sytuacja podobała jej się coraz to mniej, znaczyłoby to, że wcześniej choć trochę jej się to podobało.
Co jest wielką, naprawdę wielką bzdurą, bo jak na razie świat udowadnia Didime jak bardzo jej nienawidzi.
Już początek dzisiejszego dnia był naprawdę koszmarny. Zaczęło się od obudzenia ją deszczem, a raczej śniegiem roztapiającym się w locie. Nie jest to może okropne, ale na pewno nie jest to najlepszy sposób budzenia. Z drugiej jednak strony jej nigdy już prawdopodobnie nie będzie dane spać w ciepłym łóżku.
Drugą nieprzyjemnością był atak na jej osobę przez jakiś młokosów myślących, że jest co od niej ukraść. Ostatecznie nic nie ukradli, ale zranili ją w rękę i to dlatego jej ręka obecnie, zszyta dość nieporadnie znalezioną na ziemi w mieście igłą i rozprutą z płaszcza nitką, nie nadaje się do gwałtownych ruchów. Na szczęście to lewa.
Kolejną sytuacją, może nie okropną, ale mającą w sobie nieprzyjemne momenty było spotkanie nad fontanną z Jonatanem i Panem Biurokratą.
Biurokraci budzą w niej niepewność.
A teraz?
Wiatr wieje tak, że coś czuje jakoby zaraz miała zlecieć z drzewa. A jak nie zleci teraz i nie zostanie zjedzona to będzie miała chore płuca i w połączeniu z jej ciekawą chorobą, prawdopodobnie wykrwawi się i umrze. Na śmierć.
No właśnie, zjedzona. Stoi teraz na drzewie, próbuje odgonić wilczki, kopiąc je nogą. Jeden jednak był szybszy i haratnął zębami po miejscu gdzie nie miała buta- czyli w miejscu bandaży, rozrywając je, oraz nadcinając skórę.
Warknęła na nie, szczerząc zęby, niczym one same. Miała ich serdecznie dość. Już miała wbijać w najbliższego, skaczącego czteronoga miecz gdy nagle... ktoś się odezwał.
Jakiś oszołom, popijając herbatkę.
Szybkie wyszukanie dostępnych informacji. Lewituje. Pije herbatkę. Nie lubi zimy, i chce parasol Svarta. Oferuje herbatę. I to jego wilki, których ona nie może zabijać.
Herbatę? Co mi cholera z herbaty?! Ja chcę mięso do cholery!
Spojrzała na blondyna, a potem na lewitującego dziwoląga, a potem znów na Svarta. Niech robi co chce, to przecież jego parasol.
Następnie spojrzała na coraz wyżej skaczące wilki, krzywiąc twarz w znak zawodu, ale też lekkiego obrzydzenia.
- Miałam nadzieję nareszcie coś zjeść, cholera - powiedziała do siebie, sycząc lekko i chowając miecz. Przenosząc się zaraz po tym na wyższe gałęzie.
Wizja posilenia się czymś po tygodniu wegetowania na śniegu i gałązkach właśnie poszła z dymem. A do nich na pewno nie ma zamiaru schodzić. Za dużo samców w jednym miejscu.
Obrzydliwe.Anonymous - 22 Luty 2015, 18:31 Mężczyzna uśmiechnął się dobrodusznie, choć w ciemności nie można było tego dostrzec. Co najwyżej błysk bielutkich zębów mógł się wydać nieco złowieszczy w tym otoczeniu.
Mimo zapewnień, że nie lubi śniegu nie śpieszył się z wykonaniem warunku. Spokojnie dopił herbatę nie zwracając uwagi na okoliczności, choć nie uszło mu uwadze niezadowolenie Didime. Przyjrzał się dokładnie filiżance, przechylając ją w prawo, lewo, góra, dół... Brakowało tylko by ją wywinął na drugą stronę. Po czym cisnął nią w pień drzewa tuż nad wilkami, czym definitywnie zwrócił ich uwagę. Stworzenia oderwały się od drzewa i stanęły spokojnie patrząc na dziwnego jegomościa.
- Dobre pieski - powiedział donośnie. - Valkirio, zabierz watahę do domu, proszę - dodał, a wilki zaczęły podążać za odchodzącym największym osobnikiem. - Więc jak, panie parasolniku, dostanę twój parasol? Choć w sumie twoja towarzyszka wygląda jak personifikacja głodu, więc czy bylibyście chętni zjeść ze mną kolację? Niezwykle doskwiera mi brak towarzystwa przy posiłkach, więc byłbym niezwykle rad, gdybyście uczynili mi ten zaszczyt i odwiedzili mój zamek. Wystarczy tylko, że powiecie do swoich bursztynowych kompasów "Pałac von Traümen" a już niedługo będziemy mogli rozkoszować się wspólnie kolacją - powiedział, a z jego tonu można było wyczuć szczerą radość i cud nadchodzącego szczęścia.
A śnieg sypał mocniej i mocniej, pokrywając świat w szybkim tempie puchatą pierzynką.Anonymous - 22 Luty 2015, 22:13 Przyglądał się mężczyźnie. Jego bezceremonialność działała Svartowi na nerwy. Cóż za lekceważące podejście. W końcu widząc filiżankę ciśniętą w stronę dziewczyny, oderwał wzrok od Kapelusznika i spojrzał w jej kierunku. W pierwszym momencie myślał, że rzuca bezpośrednio w nią, ale po chwili mężczyzna począł odganiać swoje zwierzęta.
Doprawdy, co za brak rozwagi, żeby je puszczać samopas?
Przyglądnął się dziewczęciu, rzeczywiście wyglądała na wychudłą. Mogła go poprosić o jedzenie, z pewnością by się podzielił, ale skoro wolała mu na dzień dobry odszczekać, to Svart nie miał zamiaru się narzucać. Zresztą, była zbyt nieufna by przyjąć pomoc od nieznajomego… co świetnie ma się do obecnej sytuacji.
- Dostać? Nie, nie dostaniesz. – odpowiedział stanowczo.
Nie takich słów wcześniej użył Kapelusznik. Mowa była o udzieleniu, a nie oddaniu. Zmarszczył brwi patrząc na niego. Nie podobało mu się to najście. Odgonienie wilków to jedyny plus tej sytuacji, reszta śmierdzi. Przez te kilka chwil zdążył się przekonać, że dziewczyna nie należy do osób naiwnych i raczej nie skusi się na kolację z mężczyzną.
Zakrył się szczelnie płaszczem i otworzył nad sobą parasol. Skoro zagrożenie chwilowo minęło, jedynym pozostała pogoda. Na dodatek podła i pogarszająca się z minuty na minutę.
- Nie wiem jak ona, ale my się nie skusimy. Jesteśmy zajęci. Mimo to, dziękujemy za zaproszenie. – z tymi słowami otrzepał płaszcz i parasol ze śniegu.Anonymous - 28 Luty 2015, 18:46 Jedzenie. Niemal poczuła na języku upragniony smak mięsa i ziemniaków.
Na samo wspomnienie ciepłej kolacji jej żołądek wydał okrzyk bojowy w postaci burczenia.
Na szczęście nie był on głośny, a wiatr i płaszcz tłumiły dźwięk, więc nie dotarł on raczej do żadnego z mężczyzn.
Jednak z doświadczenia wie że podróż do obcego domu, sama, tylko dlatego że ktoś oferuje ci wikt i opierunek jest skrajnie niebezpieczne. Kto jak nie ona miałby o tym wiedzieć?
Z typową dla siebie dzikością i niepewnością za razem, patrzyła na całe zajście, które toczyło się między dziwną dwójką.
Z jednej strony dobrze, że nie dał- kto wie kto to jest. Mógłby ukraść. Ona pewnie by ukradła.
Z drugiej strony- nie wie kto to jest. Może go zaatakować za brak miłosierdzia. W końcu słuchają go wilki, do jasnej ciasnej!
Ona jednak trwała tam, zapatrzona, bez ruchu- trzymając się mocno drzewa, jakby zaraz przez jej drobną posturę miał ją porwać wiatr.
Wytrzymaj jeszcze trochę- powiedziała w myślach sama do siebie, zaciskając ręce w pięści.
W końc...
jedzenie.
Ale to był...
Jedzenie!
Nie. Gdyby mogła dałaby sobie teraz w wychudzoną twarz. Z pięści. Nie może dać sobą kontrolować jakimś wizjom szczęśliwości! Szczęście jest darem dla nielicznych, czyli na pewno nie jej.
- Przykro mi, niestety nie skorzystam- powiedziała tak, by słyszał. Nie miała zamiaru się tłumaczyć, dlaczego. Jeśli będzie musiała, ma dwa- nie ufa mu. Ani jego radosnemu głosikowi i jego dziwnemu uśmieszkowi, jego hordzie psów i całej jego otoczki. No i nie ma Kompasu.
Sorry, taki mamy klimat.Anonymous - 1 Marzec 2015, 23:58 Mężczyzna popatrzył na nich zdziwiony. Przenosił kolejno wzrok z mężczyzny na dziewczynę, przy czym w momencie patrzenia na Svarta zdawać się mogło, że miał ochotę powiedzieć coś w stylu "kurczę, nie wyszło", ale ugryzł się w język.
- Oh... - wydobyło się w końcu z jego ust. - Nie masz kompasu, prawda? - powiedział patrząc tylko i wyłącznie na dziewczynę. - Mogę ci pożyczyć, jak chcesz. Zawsze noszę przy sobie zapasowy, bo mój brat ma cudowną zdolność ich gubienia. A raczej miał... - mruknął wyraźnie posmutniały. Teraz wystarczyło połączyć fakty i można było dojść do wniosku, dlaczego czuje się taki samotny. - Droga panienko, nie daj się błagać. Na prawdę zapraszam całkowicie uczciwie, bez żadnych podstępów - zaklął się przykładając dłoń do serca.
Teraz śnieżyło już całkiem mocno, a biały puch piętrzył się na całej okolicy, lecz jakby szczególnie upodobał sobie kapelusz lewitującego osobnika. Wstrząsnął głowę, ale nie za wiele to dało, bo śnieg nie chciał odpaść. Spojrzał jeszcze raz na parasolnika, jakby chciał ponowić próbę wysępienia parasola, jednak odpuścił sobie. Zdecydowanie czuł, że zniechęcił ku sobie tego osobnika...Anonymous - 2 Marzec 2015, 16:19 Ponownie otrzepał płaszcz ze śniegu. Zrzucił go także z parasola, którym się okrywał. Pogoda najwidoczniej znów postanowiła płatać sobie figle i utrudniać Svartowi podróż. Nie był to pierwszy raz, gdy mężczyzna zmaga się ze złośliwościami klimatu. Tym razem w bardzo intensywny i dosadny sposób. Bowiem, nieważne jak szczelny miałby płaszcz i jak sprawnie posługiwałby się swoim parasolem, nie uchroni się przed zimnem, jakie z czasem pochłonie cały las. Zasłonił twarz ręką. Był już w połowie drogi, nie może się cofać. Biorąc pod uwagę jego stan, głupotą byłoby brnąć dalej w zamieć. Jedynym wyjściem pozostaje zatrzymać się i przeczekać.
Mężczyzna rozglądnął się po okolicy. Żadnego miejsca, by się przenocować, ani chociaż osłonić się przed mrozem i schronić na jakiś czas. Przeklął pod nosem.
Spojrzał na dwójkę. Kapelusznik zrezygnował z jakiegokolwiek kontaktu z nim. Przestał nawet patrzeć na Svarta. On nie miał nic przeciwko temu. Wcale nie zależało mu na uwadze szalonych nieznajomych.
Niepokoiło go, że upodobał sobie towarzystwo dziewczyny. Wyglądała na słabą i ranną. Nie w jego interesie było jej zdrowie, ale mimo to nie pozwoliłby, aby komuś niewinnemu stała się krzywda, a z Kapelusznikami nigdy nie wiadomo… Zawsze starał sobie wyobrazić, jakiego zachowania oczekiwałby od osoby na swoim miejscu, gdyby ta potrzebująca, czyli w tym wypadku dziewczyna, była Parasolnikiem. Z pewnością żądałby udzielenia jej pomocy. Ale coś ją powstrzymuje przed prośbą o pomoc. Może jest nieufna, może zbyt dumna? Omiótł Kapelusznika wzrokiem. Postanowił zostać tu do rozwiązania tej sytuacji. Nie zostawi jej.Anonymous - 2 Marzec 2015, 18:29 W tej małej, białej główce kotłowało się coraz to więcej pytań. Z jednej strony chciała iść, w końcu i tak nie miała nic do stracenia, ale z drugiej nie chciała popełniać tego samego, cholernego błędu.
Chwyciła się mocniej drzewa, bo czuła jak jej nogi odmawiają posłuszeństwa- nie była pewna czy to przez zimno, które odbiera ciepło z nóg, czy to wiatr chce zdmuchnąć ją z drzewa.
Trzymając się więc mocno pnia, powiedziała.
- Przykro mi, i choć to jest jeden z powodów, to nie jedyny - a jej głos był trochę łamliwy, przez problemy z oddychaniem. Jej oddech był coraz to płytszy, ale była święcie przekonana że to tylko przez pogodę.
- Swego czasu przystałam na propozycję pewnego kapelusznika odnośnie udzielenia pomocy. I to była najgorsza decyzja w moim życiu. I choćby zapewniał mnie pan o swoim czystym sercu, a nad głową pana lśniła aureola, oczywistym jest że będę chciała uciekać od powtarzającego się, złego scenariusza.
Przełknęła ślinę, która rozprowadziła na ułamek sekundy ciepło po jej gardle. Mimo wszystko było szkoda jej mężczyzny. Wydawał się szczerze zawiedziony. Lecz co miała zrobić? Znów ryzykować?
Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy. A co tym razem można wyczytać z tej otwartej księgi jakimi są oczy Didime?
Oprócz typowego, dzikiego spojrzenia, można było wyczytać lekkie przerażenie, brak zaufania, ale przede wszystkim jednak smutek. Jak dziecka, które zdaje sobie sprawy ze swojej ułomności, ale nic nie jest w stanie z tym zrobić.
Jak poranionego psa ze schroniska z parszywą przeszłością, który jest ranny i boi się podejść.
Jak duszy towarzystwa, która boi się ludzi.
Poza tym, czuła się trochę... odpowiedzialna za Faceta Przybłędę. On to nie wyglądał na takiego coby siedział w lesie całe życie. No i chyba był równie samotny co ona, bo gadał do parasola.
Następnie spojrzała na Svarta, wzrokiem przekazując ,,Idź ty, tobie się bardziej przyda''
I już miała mówić dokładnie to samo, gdy oczy mężczyzn zarejestrowały stróżkę krwi lecącą z ust i z nosa dziewczyny. Ona zauważyła to dopiero po chwili, gdy ciepła krew ogrzała choć ten ułamek jej ciała.
Wzięła głęboki oddech. A raczej próbowała, bo to tylko sprawiło że zamiast jednej stróżki płynęły teraz trzy, a oddech okazał się być płytki.
Czy doczekam dnia bez? - zapytała się w myślach, czując jak nogi się uginają. A było to niebezpieczne, bo była na dość znacznej wysokości. Dlatego do złapania równowagi użyła zawieszonej wcześniej liny, a sama osunęła się po pniu, by usiąść na gałęzi.
Show czas zacząć.Anonymous - 18 Marzec 2015, 22:55 Nie wiedzieć kiedy chłopak znalazł się na tyle blisko Didime, że ta mogła zobaczyć jak pobladł i jak bardzo zaciśnięte ma usta.
- Nie ważne, co powiesz, nie zostawię cię tutaj w takim stanie – zawyrokował patrząc jej prosto w oczy. – A że nie mam przy sobie leków to idziesz ze mną.
Pomijając wszelakie protesty, jakie się mogły pojawić, zeskoczył (w sumie to chyba z powietrza) na ziemię, lądując lekko na ziemi. Odwrócił się w kierunku parasolnika, tak, że i on mógł zobaczyć jaka mina zawitała na twarzy obcego. A była to mina na tyle szczerze prosząca, że słowa które wydobyły się z ust chłopaka wydały się Svartowi jakoś bardziej przekonujące.
- Wydajesz się ją znać. Proszę, choć ze mną. – Jakimś sposobem, wciąż trzymając białowłosą na rękach rzucił ku mężczyźnie niewielkie urządzenie, które po bliższym zbadaniu okazało się być Złotym Kompasem. – Błagam. Do pałacu von Traümen – dodał jeszcze, po czym zniknęli.
Zapraszam tutaj -> http://spectrofobia.cba.p...p?p=47424#47424 Przy czym kompas jest specjalnie uregulowany i transportuje tylko do owego pałacu, więc próby użycia go w inny sposób się nie powiodą. <3 Ale proszę ić z nami. ;u;Anonymous - 19 Marzec 2015, 15:38 Wysłuchał uważnie wypowiedzi dziewczyny. Ten jej brak zaufania pochodził z tego co musiała przejść. Svart naprawdę, szczerze jej żałował. Nic dziwnego, że była tak wrogo nastawiona do ich obydwu. W końcu od również miał w sobie coś z Kapelusznika, czy tego chciał, czy nie. Ale dziewczyna nie mogła tego wiedzieć.
Tak jak sobie obiecał, postanowił zostać tu do końca wyjaśnienia sytuacji. Pokręcił głową widząc spojrzenie, które sugerowało odstąpienie mu zaproszenia. Nic z tych rzeczy. Nie miał jednak zamiaru radzić jej, co powinna robić. Nie zna jej. Nawet nie wie jak nazywa się ta dziewczyna.
Wiedział tylko tyle, że… zaczęła krwawić i mdleć.
Zaparł się, by do niej doskoczyć, ale tajemniczy Kapelusznik go ubiegł. Svart ściągnął brwi. Nie podobała mu się ta sytuacja. Gdy ten nieznajomy mężczyzna się obrócił, wyraz jego twarzy niesamowicie zaskoczył Parasolnika. Czyżby to było zmartwienie?
Złapał urządzenie i przyglądnął się mu dokładnie, słuchając przy tym wskazówek. Słysząc słowo „błagam” wbił w Kapelusznika ostre spojrzenie, ale już go nie zobaczył. Svart zaczał się rozglądać, ale w okolicy nie było żywej duszy.
- Cholera, Giselle. Nie możemy jej zostawić. – zwrócił się do parasolki, która nie raz przeklinała dobre serce mężczyzny.
Ściągnął kaptur, chwycił mocno parasol i westchnął ciężko.
- …Do pałacu von Traümen. – powtórzył nazwę i po chwili sam zniknął.
[z/t]Anonymous - 13 Lipiec 2015, 20:03 Od jakiegoś czasu Maggie całe swoje życie poświęcała pracy... albo w aptece, albo w MORII. Nie było to w sumie nic nowego, ale jak jeszcze był ktoś, kto jej pilnował, starała się odpoczywać i nie dać się ponieść swojemu pracoholizmowi. Teraz jednak zupełnie o to nie dbała. Dwutygodniowy pobyt w szpitalu niczego kobiety nie nauczył, ta wciąż nie dbała o siebie i nie starała się oszczędzać swojego wyczerpanego ciała. Siedziała po nocach nad jakimiś notatkami, czasem spędzała noc w laboratorium, badając jakąś nową bakterię, która została przyniesiona wraz z próbką flory z Krainy Luster. I jakoś ten czas mijał.
Niedawno jednak Maggie dostała kolejne zadanie terenowe z MORII. Złapanie dowolnej istoty magicznej i przyprowadzenie jej do siedziby. Czasami zastanawiało kobietę, czemu w ogóle dołączyła do tej organizacji. Zdecydowanie różniła się od większości ludzi tam pracujących. No ale z drugiej strony… Kraina Lustra i stworzenia tam żyjące nie wydawały się być bezpieczne dla człowieka. Co jak przedostaną się do ich świata? Przeciętny mieszkaniec planety nie miał szans z nimi. I od tego właśnie była MORIA. Żeby chronić zwykłych ludzi przed tymi stworami. A bez badania ich, na co reagują, co ich osłabia i tak dalej nie są w stanie tego robić. Dlatego kobieta tłumaczyła sobie, że wszystko co robi, to w szczytnym celu. To ułatwiało Laugh pracę.
Zanim wyruszyła w drogę musiała się odpowiednio na nią przygotować oczywiście. Ubrała wygodne dżinsy, koszulkę z długim rękawem, oraz trapery, które pozwalały jej na długie, piesze wędrówki. Były zdecydowanie o wiele lepszym pomysłem od trampek, bo chroniły jej kostkę. No i o wiele trudniej przebić grubą, gumową podeszwę od tej cieniutkiej, które są w trampkach.
Za pomocą Kompasu przeniosła się do świata Luster, a dokładnie do Malinowego Lasu. Bywała tu już czasami i znała te tereny. Wiedziała także, że jest tu wiele bestii i pewnie dużej części z nich MORIA jeszcze nie poznała. Kobieta szła powoli, cały czas uważając, gdzie stąpa, żeby przypadkiem nie zatrzeć jakiegoś śladu. Nasłuchiwała również, czy gdzieś nie pęka jakaś gałąź, czy nie wydobywają się zza jakiś krzaków podejrzane dźwięki. I w razie czego miała pod ręką swój sztylet, by móc się bronić.Aaron - 15 Lipiec 2015, 20:41 Misja rangi B
Ciemności tuż przy ścieżce głównej, ciemności, gdy się w boki rozglądać. Ścieżka jedna była, teraz już nie jedna, nie dwie. Ciężko gdziekolwiek rozpoznać ścieżkę, kiedy zwyczajnie teren kształtuje się jak chce, a roślinność porasta go w totalnie losowy rozrzut, a jednak we wszystkich kierunkach zdający się być takim samym. Masz kompas i nawet jeśli wskazuje ci północ, nie ufałbym jego pomiarowi. I maliny, tu i tam, w różnych kolorach, ale nie za wiele - żebyś się przypadkiem nie przyzwyczaiła do słodkości.
Śmiechy i chichy zakradły się w Twoje uszy, jakby niedaleko stąd pochodziły, ledwie parę metrów na prawo - tam, gdzie cienie gęste panoszą się pomiędzy zaroślami. Przystajesz, spoglądasz w źródło niby ludzkich dźwięków, wyczekujesz może chłopczyka, a może dziewczynki. Ale nic, cisza, w której różowe ptaszysko odfrunęło z korony pobliskiego drzewa w dal lasu, jakby chcąc ci pokazać że to tylko... las jest i nic więcej.
Słuchaj uważnie, a poza ciszą odkryjesz odgłosy przyrody - robaczek brzmiący w kępie trawy, dalekie pohukiwanie sowy, i jeszcze dalsze, ledwie słyszalne wycie drapieżnej zwierzyny. I ponownie coś piszczy w trawie, a pojedyncze promienie słońca nieruchomo padają wokoło z niewysoka, wraz z ledwie prześwitującym między gałęziami błękitem.
Idziesz dalej, rozglądasz się na boki i spostrzegasz liny zawieszone na pobliskich drzewach. Spoglądasz pod nogi w obawie wejścia w pułapkę, lecz w cienkiej ściółce nic nie dostrzegasz. Ale w tym momencie drapieżna zwierzyna zawyła znacznie bliżej niż poprzednio. Jakby się zbliżała, lecz czy oby na pewno to ta sama?
Anonymous - 19 Sierpień 2015, 18:35 Była cały czas bardzo uważna. Starała się stawiać kroki rozważnie, tak by nie wdepnąć w pułapkę czy jakąś dziurę. Rozglądała się rozważnie, by w porę dostrzec niebezpieczeństwo. Nasłuchiwała, wytężała słuch. Musiała wyostrzyć wszystkie swoje zmysły, skupić się nad tym, co robiła. Miała ochotę wrócić z tej misji cała i zdrowa i sprowadzić jakiegoś potwora do MORII. Czy się bała? Oczywiście, za każdym razem, gdy musiała wykonać coś jakieś zadanie. Ale to było normalne. Tylko szaleniec się nie boi, tak się mówi...
- Spokojnie Maggie - szepnęła sama do siebie, gdy słyszy podejrzane wycie. Przystanęła i rozejrzała się, ale niczego nie dostrzegła. Jednak pod ręką miała Umbraculum, by w razie czego móc się zasłonić przed atakiem.
Maggs idzie powoli dalej, jednakże wciąż pamiętając o wyciach, które przed chwilą słyszała. Jest jeszcze bardziej czujna, jeszcze bardziej wytężała wszystkie swoje zmysły. Spojrzała na liny wiszące na drzewach i przygląda się im z nieufnością. Do czego mogły służyć? Maggie podniosła kamień z ziemi i cisnęła nim przed siebie, żeby się upewnić, że nie wpadnie w nic. W tym samym momencie usłyszała kolejne wycie. Tym razem bliżej... wzięła głęboki wdech i powoli odwróciła się w stronę, z której dobiegały odgłosy. Wciąż była gotowa w razie potrzeby ochronić się swoją magiczną parasolką. Na razie jednak czekała na to, co miałoby się wydarzyć. Adrenalina w żyłach kobiety zaczęła szybciej krążyć. Miała nadzieję, że Potwór, siedzący w niej, nie da o sobie znaku właśnie teraz, w najmniej odpowiednim do tego momencie.Aaron - 24 Sierpień 2015, 10:13 Czekała, a czekanie to nie opłaciło się.
Zbliżające się stworzonka w liczbie około sześciu, podobne rozmiarami do dużego, puchatego kota, (choć bardziej zdawały się być psami), przebiegło w pobliżu Maggie, aktywując znajdujący się tu mechanizm. Liny napięły się, ukręcając drzewom pomniejsze, liściaste gałęzie i zwalając je w pobliże kobiety, a wywołując przy tym spory hałas.
Wszystkie istotki poza jedną zdołały uciec - owa zaplątała się pomiędzy naleciałościami, łamiąc kość w tylnej nóżce. Tobie zaś, poza ewentualnymi otarciami, nic się nie stało, a spojrzenie w górę ukazało niemal idealny pięciokąt, uformowany z naprężonych lin, rozwieszonych w górnych partiach pięciu drzew.
Odleciało ptactwo z pobliskich drzew, spłoszone nadmiernym hałasem. Drapieżne ryki, które wcześniej dobiegały twych uszu, echem rozchodziły się w okolicy, choć nadal zdawały się pochodzić od stworzeń błądzących w bliskiej ci odległości. Lokalizacja po dźwięku jest trudna w tym rejonie - taki wniosek jest łatwy do wysunięcia, bo ten las słychać inaczej niż te porastające ludzki świat.
Zmartwieniem numer jeden była bestia gniewnie patrząca na Ciebie, o zaspanych ślepiach, znikąd pojawiająca się przy Tobie. Była pięknym lisem o lazurowych barwach, wpatrującym się bardziej z ciekawością niźli z głodem wypychającym się z żołądka. Wtem dobiegło cię łkanie kremowego, futrzanego pieska, jedynego z całego stada, które nie zdołało przebyć przez latające przeszkody.Anonymous - 25 Sierpień 2015, 20:50 Maggie czekała, bo chciała się upewnić, że zza pleców nie wyskoczy jej jakiś zwierz. Zdecydowanie bardziej wolała spędzić na misji kilka chwil dłużej, niżeli narażać się na bezsensowne niebezpieczeństwo. To chyba logiczne? Jednak nic nie chciało się pojawić, miała już nawet iść dalej, gdy nagle w jej pobliżu przebiegło... coś. Nigdy jakoś nie była w stanie nazwać konkretnie zwierząt z Krainy Luster. Wiele przez MORIĘ jeszcze nie było znanych. Plus tutejsza zwierzyna nijak przypominała tą z ludzkich lasów.
Nim się zdążyła obejrzeć, te stworzonka aktywowały cały mechanizm. Jedna z lin otarła się nawet o Mags, która nie zdążyła w odpowiednim czasie zareagować, ale nie zrobiła kobiecie większej krzywdy. Większość zwierzątek udało się uciec przed sidłami, tylko jedno nie było w stanie, przez co zostało poturbowane. To była naprawdę dobra okazja. Mogłaby wziąć tego psokota do laboratorium bez obaw, że będzie musiała się zmierzyć z czymś większym.
Niepokoiło Maggie to, że te dziwne wycia nadal były słyszalne i nie mogła w ogóle zlokalizować źródła dźwięku, z której strony on dochodzi. Tu wszystko brzmiało inaczej, to było pewne i nie trzeba było być profesorem, by się tego domyślić.
Maggs opracowała szybko plan: podchodzi do psokota, stara się go jakoś ze sobą wziąć i przenosi się do świata ludzi. Wszystko. Jednakże coś jej przeszkodziło. A mianowicie lisek o istnie nierealnym ubarwieniu. Na początku patrzył na nią dość nieufnie, ale po chwili zaczął się wydawać bardziej przyjazny. Mimo tego, kobieta zrobiła parę kroków wstecz, na wszelki wypadek i nie robiła żadnych gwałtownych ruchów.
- Hej mały, co tu robisz? - powiedziała spokojnym i przyjaznym tonem. Maggie w żaden sposób nie przypominała ludzi z jej organizacji. Może dlatego, że bardziej zależało jej na profesjonalnym sprzęcie, który tam był i mógł jej pomoc, niżeli na odkrywaniu Krainy Luster? To był tylko taki dodatek, który musiała wypełniać.
Łkanie kremowego psokota było czymś, co chwyciło Maggie za serce. Powolnym krokiem zbliżyła się do zwierzęcia, ale ciągle miała na uwadze tego lisa, żeby się nie przejechać. No i ogólnie była czujna, bo to jednak las, dzikie zwierzęta i nigdy nic nie wiadomo.