To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - Szczury w beczce

Anonymous - 23 Lipiec 2011, 20:27

MG:

Miło by było jakby paczka zaczęła się dzielić na mniejsze grupki ponieważ nikt nie wie ile się Seroentów w ciemnościach kryje oprócz tych które zwiały z piskiem jak zbite kundle. Ciekawe czy są jakoś spokrewnione z psami, ponieważ zaczynają się tak zachowywać. Jak głodne psy, które rzucają się na jedzenie, ale zapominają że nie są łowcami i po porażce uciekają jak najdalej.
Co prawda to prawda. Loire jak na razie się nawet nie ruszyła z miejsca, tej Arlekin jak na razie bierze bardziej czynny udział w walce niż ona. Ale co się dziwić? Dziewczyna wygląda na delikatną o szkoda by było, jakby jakaś blizna została na jej wspaniałej cerze.

Anonymous - 24 Lipiec 2011, 11:19

No, małego rozwaliłem, ale z tym większym już się nie udało. Dłonią go trafiłem, ale skubany zrobił unik i przygwoździł mnie do ziemi, za to drugi ruszył na Grape. Na Grape, która w końcu zaczęła coś działać. Na szczęście Rei to ogarnięta dziewczyna i zdążyła zareagować, zanim Serpent wyrządził większe szkody. udało mu się co prawda drapnąć Drakara, ale chłopak zdawał się tym nie przejmować.
Zdziwiło mnie, gdy ten gigant, który mnie trzymał po prostu odpuścił i zaczął uciekać.
-A Ty dokąd? -zaskrzeczałem wstając błyskawicznie i łapiąc go za ogon. Nie mogłem dać mu uciec. Pociągnęłam go gwałtownie wprost na mój ogon i przebiłem jego klatkę piersiową. Taki przynajmniej miałem zamiar. Co prawda był większy ode mnie, ale był w trakcie odwrotu, więc raczej się tego nie spodziewał. Nie było łatwo go pociągnąć, ale... Cóż, jak MG zadecyduje, że go nie przebiłem, to miejmy nadzieję, że ktoś inny go rozwali. Może Rei znów popisze się umiejętnościami strzeleckimi? Nie stałem jej na linii ognia, więc nie powinna mieć problemów.
Kiedy już największy Serpent został zgładzony/uciekł (przy opcji numer dwa zakląłem siarczyście), zwróciłem się do reszty.
-Dobra... -zacząłem, zastanawiając się, co dalej. Zmieniać składy czy zostawić takie, jakie są? Aktualne wciąż wydawały mi się najlepsze. -Po pierwsze coś tu jest mocno nie halo. Mówię o zachowaniu Serpentów, a dokładniej o tych ich odwrotach. Tak nie powinno się dziać, coś tu śmierdzi. -i nie miałem na myśli tej brei pod naszymi stopami. A jak już przy niej jesteśmy to nawet udało mi się trochę przyzwyczaić do jej odoru. -Co do grup... zostawiłbym to tak jak jest. Ewentualnie przerzucił Grape do was. -zwróciłem się tu oczywiście do Rei i Drakara. Ale niech oni zdecydują, czy ją chcą. Rei i Drakara nie chciałem rozdzielać, bo odniosłem wrażenie, że dość dobrze się dogadają. Grape nie chciałem zostawiać tylko z jakąś jedną osobą. Wizja wyprawy tylko z Rei też mi się nie uśmiechała, tak samo tylko z Drakarem. Biorąc pod uwagę jego ranę i fakt, że ja sam nieco stronię od walki mogłoby być nieciekawie... A może tylko szukam wymówki, bo chcę iść z jakąś panną? To też jest jakaś opcja...

Anonymous - 6 Sierpień 2011, 20:29

/W końcu mam dostęp do neta c:/

MG:
Terr jak zwykle nie chciał ustąpić i musiał skończyć to co zaczął. Udało mu się przyciągnąć Serpenta do siebie i ba! Nawet wbicie pazurków w jego klatkę było skuteczne, ale nie na tyle by nasz kochaś padł tak od razu. Wyrwał się, przeszedł parę kroków i runął na ziemię.Przez chwilę sapał i piszczał, jak na zbitego psa przystało, aż w końcu "wyzionął ducha". Z końca sali było słychać jakiś ryk, który się wyróżniał od innych, ale nic z ciemności nie wyszło. Czas się dzielić!

Anonymous - 14 Sierpień 2011, 16:33

Baśniopisarka stała twardo na nogach, przyglądając się walce Terr'a z Serpentem. Wiedziała, że potwór nie ma szans. Przywódca był większy, no i na pewno silniejszy. No, cóż teraz gdy wszystkie monstra leżały na ziemi, mogła stać spokojnie. Wcześniej była gotowa odeprzeć każdy atak. Mogła też przyjąć go na swoją magiczną parasolkę. Hm... nawet się przydała. Gdyby nie ona, to... Grape dostałaby mocno od obrzydliwego potwora. Usłyszała tylko to, że Terr chciał ją przenieść do drugiej grupy. Zaraz po zakończeniu przywódcy powiedziała patrząc w jego oczy :
- To ja przejdę do grupy Drakara i Rei.
Najwyższy czas przestać myśleć jak przedszkolak i wziąć się do roboty. Musiała działać, bo inaczej byłaby tylko kolejną przeszkodą dla misji. Gdy tylko usłyszała kolejny ryk z końca. Na samym początku myślała, że należy do Serpenta, lecz po chwili gdy usłyszała jęk ponownie, miała pewność, że ryk nie pochodzi od potwora. Dziewczyna podjęła się próby dostania do miejsca, z którego dochodził owy, dziwny dźwięk. Szła powoli z toporem w ręku i próbowała dojrzeć coś w ciemnościach. Gdyby tylko coś zauważyła była gotowa rzucić toporem obok stworzenia, aby je wystraszyć. Po tym tylko zaatakowałaby je sztyletem i odskoczyła. Jednak przed tym wolała się upewnić kim lub czym jest to coś. Może to jakiś człowiek? Nie... to raczej nie było możliwe. Lepiej nie myśleć o tym co tam jest, bo to mogłoby tylko zdekoncentrować. Grapevine zrobiła tak jak pomyślała i szybko, lecz spokojnie szła we wcześniej określonym kierunku. Musiała się wykazać, przecież jeszcze nic pożytecznego nie zrobiła! Myśl, myśl. Chociaż próbowała z całych sił wymyślić coś pożytecznego, nie dała rady. No i to koniec, o tym co chciała zrobić.

(przepraszam, że tak długo czekaliście na odpis kochani., no i za moją jakoś posta.)

Anonymous - 21 Sierpień 2011, 20:12

MG:

To co zobaczyła Grape nie było normalnym zjawiskiem. Czym bliżej była źródła ryku tym okropny zapach był coraz to wyraźniejszy. Aż doszło do tego, że stał się niemal nie do wytrzymania. Biedna dziewczyna, a szczególnie jej nos. Lecz odór to nie wszystko. Widok był nadzwyczajny. Na oko z pięć Serpentów coś otaczało, jakby czegoś chroniło, ale nie było widać co. Tworzyły mocno ściśnięte półkole, nie było szans by przedostać się do środka. Z wnętrza chronionego obszaru zaczął się rozchodzić dziwny dźwięk. Nawet reszta drużyny była wstanie to usłyszeć. Najpierw wydobył się dźwięk, jakby ktoś łamał kości, a potem pisk. Okropny, tak wysoki, że biedną Grapevine powaliło na kolana.

Anonymous - 24 Sierpień 2011, 19:28

Słyszałam, jak Drakar odpowiada na coś Grape. Nic mu nie było, przynajmniej nic poważnego. I dobrze. Nie wyrobiłabym, gdybym przez resztę misji musiała go nosić i się nim zajmować. Już lepiej by było odesłać go do domu czy gdzieśtam. Ale skoro da radę walczyć to wszystko jest gites.
Walka Terra z jednym z tych stworów rzeczywiście była interesująca, chociaż wyglądała tak trochę jakby filmowo. Jakby odbyła się według scenariusza. Ale to pewnie tylko moje przeczucie, wątpiłam, żeby to wszystko było ukartowane i żeby Terr ciągnął nas na śmierć. Czy na jakichś żywicieli czy cośtam innego. Ale kto go tam wie, lepiej zachować czujność.
-A co za różnica ile padło? Skoro nie wiemy, ile ich jest... -stwierdziłam, omiatając całe pomieszczenie latarką, ze szczególnym uwzględnieniem rogów i ciasnych zakamarków. Swoją drogą wciąż byłam zadziwiona, lub raczej niemiło zaskoczona zachowaniem Serpentów. Czy to Terr przesadził, czy one się zmieniły? W końcu z opisów naszego przewodnika wynikało, że są to krwiożercze bestie, które nie znają litości i strachu, a te tutaj to uciekają po kilku chwilach walki. Pff.
O, dobra, więc coś rzeczywiście jest nie tak z tymi stworami, bo ten nasz stwór również twierdzi, że mu się ich reakcje na przegraną nie podobają.
Co?! tą małą do nas?! No chyba żartujesz! A ta jeszcze podchwyciła pomysł. Ech... No dobra, skoro 'dowódca' tak mówi, to już niech tak będzie, ale nie ukrywałam zniesmaczenia i niezadowolenia tym pomysłem.
-Dobra, to się rozdzielajmy. -powiedziałam, gdy Grape zaczęła się oddalać w stronę, z której dobiegał dziwny warkot. -Chodź, Drakar. -kiwnęłam na niego głową i ruszyłam za dziewczyną. Po chwili do moich uszy dobiegły dwa dźwięki. Pierwszy był nawet przyjemny, łamanych kości. Drugi już tak mi się nie podobał. Paskudny pisk. Na szczęście byłam nieco twardsza od Grape i udało mi się ustać na nogach. Nacisnęłam spust i w stronę grupki poczwar wystrzelił granat. Przy odpowiednim trafieniu powinien rozwalić je wszystkie. jeśli jakieś przeżyły, zaczęłam je dobijać. Część używając karabinu, część używając mocy i ciskając w nie dyskami (moc - portale).

Anonymous - 28 Sierpień 2011, 11:53

MG:

Jak na Rei przystało była bardzo konkretna i nie owijała w bawełnę. Na tyle dobrze, że poszła, że Grapevine, bo chociaż się czegoś dowiedziała. Granat był skuteczny Serpenty padły jak muchy, więc było nieźle. Ale najdziwniejsze było to, co kryło się za martwymi stworami. Jedno, również nieżywe, małe coś. Łyse ciałko tego czegoś pokrywał jakiś śluz, ten sam co był na podłodze i tak potwornie cuchnął. Ale nic innego nie było. Nawet resztek pozostałych jaj, których najprawdopodobniej tam nie było. Jeśli chodzi o małą Grape, czuła się już nieco lepiej, ale uszy od tego pisku ją strasznie bolały i przez jakiś czas nie będzie miała problemy ze słyszeniem(czytaj:1 kolejka).

Anonymous - 8 Wrzesień 2011, 19:15

//przepraszam za spam//

Uważam, że trzeba kontynuować event, to że Drakar został usunięty nic nie oznacza. Może jakieś straty wojenne czy co? Trzeba coś zrobić, co jak co ale on nadal jest w fabryce. Albo przy następnym moim poście napiszę, że Drakar jakoś tajemniczo zniknął, puff i nie ma. Nie ma powodu by stała misja stałą w miejscu. Co wy na to?

Anonymous - 14 Wrzesień 2011, 19:44

<Ja jestem za, reszta chyba też nie będzie miała nic przseciwko. Uśmierć go i toczmy to dalej, bo qeust jakieś tygodnie zdaje się stoi w miejscu! xP I zrób też coś z Grape, bo ona też się usunęła. Ła, będą dwie ofiary xDD Ciekawe jak Terrr zareaguje na śmierć małej Wisienki xDDD

Rei>

Anonymous - 15 Wrzesień 2011, 17:09

/No dobra nie ma co zwlekać i ruszamy dalej z eventem. Teraz Lośka/
Anonymous - 15 Wrzesień 2011, 18:45

Lorcia zajęła się czynnością jakże konstruktywną - obserwowaniem reszty. O dziwo, milczała, co było w jej przypadku co najmniej dziwaczne. Gdy tylko toczyła się jakaś dyskusja, obojętnie, czy znała jej powód, czy nie, zawsze musiała wtrącić swoje trzy grosze - tak w imię zasad. Jednakowoż zaraz znalazła sobie inne, równie twórcze zajęcie - zabawę sztyletem. Ot, obracała w dłoniach jeden, podczas, gdy drugi spoczywał sobie spokojnie przypięty do paska na biodrach. Ruchy jej palców były delikatne, ostrożne, a przy tym zwinne. Skrupulatnie uważała, by nie pokaleczyć sobie swoich ślicznych łapek. Wprawdzie okrywały je jako-tak materiałowe, czarne rękawiczki z "odciętymi" palcami, aczkolwiek nie była to najskuteczniejsza ochrona przed wypolerowaną, naostrzoną krótką klingą. Wzrok różowych tęczówek był tyle skupiony, co beznamiętny, jakby wykonywała jakąś typowo rutynową czynność, na przykład czesanie włosów tudzież ubieranie się. Pomimo tego, że wyglądała, jakby nie interesowało ją absolutnie nic innego poza tym, jej uszy działały niczym odrębny organizm. Ot, wszystkie słowa reszty był przez nią odbierane wyraźnie, dobrze wiedziała, co mają na myśli. Taka kobieca podzielność uwagi. Dlaczego kobieca? Powiedzmy, że mój tata podczas oglądania programu motoryzacyjnego niejednokrotnie nie rozumiał, co do niego mówię, choć co chwila kiwał głową i potakiwał. Czysto mechanicznie potakiwał, dla uściślenia. W każdym razie, u Loire takowa podzielność uwagi była dość niezwykła, zważając na jej w połowie dziecięcą naturę - a dzieci najczęściej zajmują się tylko jedną rzeczą na raz. Tak, ale Loire stuprocentowym dzieckiem nie była, niestety, bo taka sytuacja pewnie ułatwiłaby nam zadanie zrozumienia jej. A tak? Jedna, wielka, nieprzewidywalna niewiadoma, istny iks w równaniu. Aczkolwiek nie można zaprzeczyć, tylko dodawało jej to tego swoistego uroku, tajemniczości. W ogóle podnosiło statystyki. Choć... W świecie niezwykłym nawet rzeczy i osoby niezwykłe tracą swą prawdziwą niezwykłość i dla jego mieszkańców stają się zwykłe. I dlatego w życiu nie można być jednostajnym - traci ono wtedy całą magię. Właśnie przez tą niejednostajność znajomość z Loire automatycznie również taka była. Jednego dnia mogła się do kogoś tulić, a drugiego być śmiertelnie obrażona. Nie, nie była psychicznie chora, wręcz przeciwnie - w jej egzystencji przeważało rozsądne myślenie. A powód takiego a nie innego obrotu spraw? Bardzo prosty - jej stosunek do danej osoby, ogólnie wzajemne relacje. To, co zrobi następnego dnia, za kilka godzin, za minutę, zależało od tego, jak była traktowana. Przeważnie odpowiadała tym samym - przyjaźnią na przyjaźń, nienawiścią na nienawiść. Wyjątki również się zdarzały, ale one tylko potwierdzały regułę, tak, jak w większości. Zwłaszcza, że były one dość nieliczne.
Na słowa Rei, odnoszące się do jej pytania, nieoczekiwanie podniosła głowę, rozciągając usta w uśmieszku. Jednocześnie przyłożyła płaską stronę klingi do ust, jakby nakazywała ciszę.
- Dla ciebie zapewne absolutnie żadna, dla mnie nieco większa - stwierdziła nieco rozbawiona, po czym mrugnęła krótko, opuszczając sztylet i wbijając wzrok dla odmiany w sylwetkę Grapevine. Lekko ściągnęła brwi. Dziewczyna mogłaby chociaż trzymać w pogotowiu broń, a tak? Uhm, kiepska perspektywa.
Pisk może i nie powalił jej na kolana, a jednak zmusił do skulenia się i zasłonięcia uszu. Jednocześnie zacisnęła zęby i zamknęła powieki, chcąc w ten sposób skupić zmysły na czymś innym i choć trochę zagłuszyć ten dźwięk. Kiedy jednak ów odgłos w końcu zamilkł, otworzyła najpierw jedno oko, nadal mrużąc drugie, opuściła ręce i wyprostowała się. Przez chwilę pocierała skroń, wlepiając beznamiętne spojrzenie w martwe ciała Xenomorfów. Nic nadzwyczajnego. Jak widać wojna trochę znieczuliła ją w tej kwestii, acz nie można powiedzieć, że było to niekorzystne.
- Nieźle to rozegrałaś - mruknęła, mijając Rei. Przykucnęła przy tym dziwnym, łysym, cuchnącym czymś. Jedną ręką zasłoniła nos, zaś druga, która wciąż dzierżyła sztylet, powędrowała w kierunku martwego ciała. Było zadziwiająco podobne budową do innych stworów, a jednak nie było nim do końca. Czyżby?...
Dźgnęła parę razy końcem sztyletu stwora. Nie ruszył się, jedynie trochę kwasowej krwi wypłynęło na posadzkę. Podniosła się i obejrzała na resztę. Już się nie uśmiechała. Bóg wie, co to miało znaczyć, choć to, jak zinterpretuje to ekipa, należało tylko i wyłącznie do nich.

Anonymous - 16 Wrzesień 2011, 16:23

/zastanawiam się, czyby nie prowadzić Grape i Drakara do czasu ich uśmiercenia.../
Mg:


Zbyt bliska odległość wydobywająca się ze środka kręgu, kiedy jeszcze istniał, nie zadziałał zbytnio pozytywnie na Grapevine. Dziewczynie zrobiło się niedobrze do tego stopnia, że w końcu zwymiotowała. Po kaszlała jeszcze chwilkę i jej przeszło. Ale Winorośl nadal odczuwała skutki uboczne przerażającego pisku. Kręciło się jej w głowie i nie umiała się skupić na jednym punkcie,jej mózg nie działał prawidłowo. Coś się w nim poprzestawiało, bo gdy wstała zaczęła się chwiać jakby wypiła zbyt dużo wina i po prostu się upiła. Krok miała niepewny i idąc musiała uważać, żeby się nie przewrócić, chodź prawdę mówiąc kilka razy się potknęła o zwłoki Serpentów, których nawet nie zauważyła. Spojrzała na Terra wzrokiem, mówiącym, że jest wszystko okey i usiadła chowając głowę między kolana.
Loire przyglądała się martwym potworom, w których nie było ani trochę życia. Leżały martwe, zimne, a wszędzie było pełno ich obrzydliwej krwi, która powoli zaczęła zżerać posadzkę. Niezły kwas, co nie? Ciekawe jakby zareagowali chemicy, którzy badaliby tą substancję. Pewnie chcieliby dołączyć ich do jakiejś z grup(dla tych, którzy są ciency z chemii powiem, że są trzy- kwasy, zasady i sole). Ciekawe czyby stał się bezbarwny po dodaniu fenoloftaleiny? Bo zakładam, że ich krew to kwas.
Drakar przyglądał się temu z boku, pisk nie podziałał na niego zbytnio powalająco, może dlatego, że już siedział na ziemi. Spoglądał na to wszystko chłodnymi oczyma, nie przejmował się nawet Grape, która właśnie zwymiotowała i szła chwiejnym krokiem ku niemu...

Anonymous - 25 Wrzesień 2011, 20:10

ucieszyło mnie, o ile to dobre słowo, że Grape się ze mną zgodziła i bez kłótni przeszła do grupy Rei i Drakara. Jednak wciąż pozostał u mnie jakiś taki braterski odruch i uszyłem za dziewczyną, gdy ta zaczęła się od nas oddalać. Po kilku krokach zorientowałem się, że lepiej by było poruszać się po suficie, co też zrobiłem. No a poza tym to mi ciągle sprawiało frajdę, to chodzenie po nieziemi.
Rei miała rację. Co nam po wiedzy, ile stworów już padło, skoro nie wiemy ile ich jest? No ale cóż, może Loire jest ciekawska do tego poziomu, że interesują ją nawet takie pierdoły? Mniejsza. Póki jej to nie rozproszy to wszystko jedno.
Za rogiem ujrzałem coś, czego się nie spodziewałem. Serpenty pilnujące czegoś, no proszę. Ledwo zdążyłem pomyśleć 'Czego one tak pilnują?', kiedy rozległ się pisk. Niezbyt przyjemny, ale jakoś w sumie mi nie przeszkadzał. Wręcz przez chwilę coś... Ba tam coś, instynkt, kazał mi stanąć razem z nimi w okręgu i bronić tego, co znajduje się w środku - młodego.
Otrząsnąłem się szybko, nie mogłem pozwolić, aby zwierzęca część mnie przejęła kontrolę. Trudne było to kontrolowanie siebie, wcześniej nie było tak silnych bodźców jak potrzeba ochrony potomstwa... Łe, to ohydne.
Ledwo co odbiłem się od sufity w stronę Serpentów, Rei pozbyła się ich za pomocą granatu. Można powiedzieć, że miałem szczęście. Gdybym skoczył ułamek sekundy wcześniej to sam też skończyłbym jako omlet.
Wybuch zabił wszystkie stwory, więc nie miałem już kogo, czy raczej czego dobijać. Pochyliłem się nad młodym, które jeszcze ciągnęło resztkami sił. W tej chwili podeszła też Loire, trąciła małego ostrzem. Trochę kwasowej krwi wyciekło na klatkę piersiową mężczyzny,z którego wyszło młode. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na te ludzkie zwłoki.
Wziąłem młode do ręki i podniosłem. Miało naprawdę długi ogon, będzie z pół metra. Wyglądało na to, ze maluch czuje się w moich rękach bezpiecznie. Najpewniej mój zapach go uspokajał, bo pewnie było ślepe. Ciekawe tylko, że woń moich towarzyszy go nie drażniła...
Przez chwilę chciałem się nim zając, wręcz nawet z nim uciec, wychować i tak dalej. Udało mi się jednak otrząsnąć (znowu) i zgniotłem malucha jedną ręką. Nawet nie zdążył pisnąć. Na posadzkę trysnęła zielona krew, w mojej dłoni zostało coś, co przypominało skórę zdjętą z naprawdę dużej parówki, jednak po chwili również to wylądowało na podłodze.
-Skubane bestie... -mruknąłem. -Nie podejrzewałem, że będą wykazywać tak silny instynkt rodzicielski. 0w tym momencie Grape zwymiotowała. -Ups. Sorki. -przeprosiłem myśląc, że to przez moją egzekucję na maluchu.

Anonymous - 25 Wrzesień 2011, 20:29

MG:

Grapevine czuła się nieco lepiej, ale gorzki smak nadal miał w ustach. Potarła ręką wargi a potem wstała i potrząsnęła głową. Westchnęła ciężko. Nie, to nie przez to co zrobił Terr. Tego paskudztwa wcale jej nie było żal. Z chęcią sama by to zrobiła. Kopnęła nogą resztki Serpenta i prychnęła. A potem powiedziała
-Nie to nie przez to, co zrobiłeś. Jest okay.
Zapanowała nagle głucha cisza. Jedyne co było słuchać to oddechy kompanii. I nic więcej. Było to dziwnie podejrzane. Serpenty robiły pełno hałasu, a teraz mogłoby się zdawać, że ich nie ma. Lecz nagle, po prostu znikąd, wyskoczyły trzy potwory i obtoczyły Drakara, który nawet nie zareagował. Dopiero teraz okazało się, że został nieco ogłuszony przez ten pisk i nie wiedział do końca co się z nim dzieje. Nagle jeden, nieco mniejszy od pozostałych, z Serpentów chwycił mężczyznę za kark i zaczął go ciągnąć po ziemi biegnąc niemal. Dwójka szła nieco wolniej, pilnowała by paczka nie mogła uratować towarzysza.
-Poomocy!- zawołał jedynie
Grape pierwsza zareagowała i szybko pobiegła za Serpnetami ale ich nigdzie już nie było. Wyparowały, pum!
Ale Terr czuł zapach swoich towarzyszy. Woń była wyczuwalna tylko przez niego. Zaczął iść w tą samą stronę co Winorośl, ale potem skręcił. I nagle woń się urwała. A przed nim były drzwi, których wcześniej nikt nie widział.

Anonymous - 26 Wrzesień 2011, 21:18

Nie wiedziałam, po co niby Loire wiedzieć, ile już zabiliśmy tych stworów, ale w sumie nie byłam ciekawa. Dla mnie to nie miało najmniejszej różnicy, już bardziej interesowało mnie, ile konkretnie ja zabiłam.
-Dzięki. -rzuciłam do Loire. ktoś tu w końcu docenił to co robię... A tak w ogóle to przydałoby się jakieś trofeum, co nie? Podeszłam do resztek rozsadzonych przez mój granat Serpentów i zaczęłam szukać czegoś w na tyle dobrym stanie, by można było z tego zrobić jakąś pamiątkę. Udało mi się znaleźć głowę, była tylko trochę obdarta ze skóry. Ale i tak miałam zamiar zostawić łysą czaszkę, więc to bez różnicy.
Używając telekinezy podniosłam głowę i cisnęłam ją w wytworzony portal. Po chwili z drugiego przejścia wyleciała już łysa czaszka, która trafiła wprost w moje ręce. Może jakoś tutaj wrócę, żeby mieć cały szkielet?
-Co sądzicie? -spytałam, pokazując wszystkim swój nowy 'skarb'. Tak naprawdę niespecjalnie obchodziła mnie ich opinia, ale tam. Wytworzyłam kolejny portal i za jego pomocą wysłałam czaszkę do swojego mieszkania. Przecież nie będę z nią tak chodziła.
Ach, to jak Terr rozgniótł tego malucha... poezja! Wiele bym dała, by móc to nagrać kamerą do zdjęć poklatkowych i potem obejrzeć w zwolnionym tempie... No, ale przyjemności na potem, teraz trzeba się skupić.
Tak, instynkt rodzicielski tych stworów rzeczywiście był ogromny. Chyba żadne inne zwierze na Ziemi się tak nie zachowuje. Żeby pięć osobników pilnowało młodego przy porodzie? No dobra, ludzie w sumie tak robią, ale to trochę inna historia.
I nastała cisza. Bardzo nieprzyjemna, wkręcająca się w uszy i mózg cisza. Było słychać tylko nasze oddechy, choć zdawało mi się, że maź a podłodze śmierdzi tak bardzo, że ja też słychać. I nagle, ni z gruchy ni z pietruchy, zupełnie jak Filip z konopi wyskoczyły trzy Serpenty. Odwróciłam się w stronę, gdzie wylądowały i nacisnęłam spust. Na nasze nieszczęście karabin się zaciął. Z drugiej strony można by to jednak nazwać fuksem, gdyby broń nie zawiodła, to Drakar miałby już ładne sito na klacie. Zanim zorientowałam się, co się dzieje i nim cisnęłam w stwory portalami, te zniknęły. Razem z Drakarem, co było dość dziwne. Nie fakt, iż go porwały, raczej to, ze chłopak dał się porwać. Jakoś mi to do niego nie pasowało.
-O, jaka szkoda. -mruknęłam chłodno, przeładowując karabin, żeby go odblokować. -To co, idziemy dalej. -zarzuciłam broń na ramię i ruszyłam powoli w przeciwną stronę, niż Serpenty z Drakarem.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group