Cukierkowa Ulica - Sklep z cukierkami ,, Pod tabliczką czekolady"
Szprotka - 28 Luty 2017, 17:42 Kalto oparła się o oparcie wózka i wypuściła powietrze. Naprawdę była teraz bardzo pełna. Mówi się, że deser idzie nie do żołądka, a do serca. W jej przypadku były to oba te organy. Błogo uśmiechnięta, spojrzała w niebo, a następnie przerzuciła wzrok na Neę. Wyglądała tak jakby nad czymś intensywnie myślała. Tylko nad czym, tego syrenka nie wiedziała.
- N-nie, niestety nie. Dopiero tu przysz... przyjechałam... - przyznała nieśmiało kotowatej. - Ale... uhm... może mogłybyśmy poszukać razem? - zaproponowała nagle jeszcze ciszej i jeszcze mniej śmiało. Z jednej strony byłoby miło poznać wreszcie kogoś nieco bliżej, ale z drugiej... no, nie wiedziała, czy Nea się zgodzi.Anonymous - 6 Marzec 2017, 22:36 Gdy syrenka zaproponowała wspólne poszukiwanie mieszkania, Nea ucieszyła się. Zdążyła polubić Kalto, a odrobina towarzystwa w tym zupełnie obcym mieście na pewno byłaby dobra. Z zastanowieniem dziubnęła widelcem szarlotkę, którą dostała chwilę wcześniej. Była pyszna. Zjadła jeszcze trochę, po czym stwierdziła:
- Bardzo chętnie - i uśmiechnęła się do Rybiastej.
Dawno się nie uśmiechała. Odrobina towarzystwa przypomniała jej, jak długo chodziła samotnie własnymi drogami - jak zresztą na Dachowca przystało. Miała jednak już trochę dość odosobnienia.
Zjadła do końca kawałek ciasta.
- W takim razie może zacznijmy od razu - stwierdziła. - Zostajemy tu jeszcze chwilkę czy idziemy szukać?
Spojrzała pytająco na Kalto.Szprotka - 7 Marzec 2017, 17:12 Postawiłą uszy. Czo? Naprawdę chciała szukać mieszkania razem z nią? To naprawdę miłe z jej strony. Kalto prędko odpowiedziała na pierwszy uśmiech, jaki widziała na twarzy Nei. Poczekała, aż ta zje swoją szarlotkę, a następnie zaproponowała:
- Możemy już teraz. To znaczy... O ile nie masz nic przeciwko. - Chwyciła za kółka od wózka i ostrożnie popchnęła je, podjeżdżając do nowej przyjaciółki. - T-to bardzo miłe, że się zgodziłaś. Naprawdę nie sądziłam, że to zrobisz... - przyznała po chwili, rozkosznie czerwona na opalonych policzkach. Odwróciła na moment wzrok. - Dziękuję.Anonymous - 11 Marzec 2017, 23:03 - Okej, możemy już - Neara zgodziła się na propozycję nowej przyjaciółki. - Nie ma sprawy, bardzo chętnie z tobą poszukam - mruknęła nieśmiało na podziękowanie. Wstała z krzesła i podeszła do Rybiastej.
- Pomóc ci z wózkiem? - Zaproponowała syrence. Nie czekając na odpowiedź, popchnęła wózek w stronę drzwi i ostrożnie wyjechała ze sklepu. - Znasz miasto? Ja totalnie nie mam pojęcia gdzie szukać czegokolwiek - wyznała, rozglądając się dookoła. - A znasz może jakieś miejsce, gdzie moglabym zatrudnić się jako muzyk?Szprotka - 12 Marzec 2017, 23:23 Popatrzyła na wstającą Neę, która do niej podeszła. Kalto już miała grzecznie podziękować i odmówić pomocy z wózkiem, ale najwyraźniej kotka okazała się szybsza - chwyciła za uchwyty i popchnęła go ku drzwiom na zewnątrz. Z początku syrenka przestraszyła się nagłego szarpnięcia, ale po chwili uspokoiła swoje rybie serduszko. Spojrzała na Neę i uśmiechnęła się do niej cokolwiek czarująco w podzięce za chęć pomocy.
- Uhm... Właśnie nie bardzo. Jak mówiłam, dopiero tu przyjechałam... - powtórzyła się i ucichła, myśląc intensywnie. - Och! Ale znam kogoś, kto może wiedzieć takie rzeczy, tylko... Tylko czy nie jest teraz zajęty? Może być zagrożona jego praca. Lepiej go chyba nie nachodzić, to nieładnie...
Położyła delikatnie uszy.
- Chyba trzeba nam... popytać innych*.
* DUN DUN DUUUN!Anonymous - 13 Marzec 2017, 13:12 Nea pchała wózek, uważając aby nie szarpnąć nim jak na początku. Odwzajemniła uśmiech syrenki, po czym wysłuchała, co ma do powiedzenia. Cóż... Chyba rzeczywiście trzeba będzie popytać. Musiała koniecznie znaleźć pracę, bo zarobionych wcześniej pieniędzy wystarczy tylko na kilka dni. Ech... Szkoda, że osoba, którą znała Kalto, nie może im pomóc. To by znacznie skróciło okres poszukiwania.
- Innych? Znasz tutaj kogoś? - zapytała. - Czy po prostu losowych osób na ulicy?
Uśmiechnęła się pod nosem. To byłoby dobre, ale nie odważyłaby się tak po prostu kogoś zagadnąć. To, że odezwała się do Rybiastej, już było sporym krokiem w przód jeśli chodI o jej nieśmiałość. Może jakoś to zdoła przezwyciężyć...?
//jako, że wyszłyśmy ze sklepu, przenosimy się do innego tematu czy zostajemy?Szprotka - 19 Marzec 2017, 08:32 Wydawało się Rybiastej, że jest nieco mniej nieśmiała od Neary. Możliwe, że to jej przyjdzie pytać nieznajomych, czy coś wiedzą. Ale... czy jej nie wyśmieją? Nie chodziło o wygląd, bo widziała tu już wystrczająco wiele dziwacznych istot, by wiedzieć, że tutejsi mieszkańcy nie oceniają po wyglądzie - a przynajmniej większa ich część. Bardziej chodziło jej o nieznajomość miasta, która ludziom i nieludziom mogłaby wydawać się godna politowania... Może powinna zaznaczyć, że zupełnie nie są stąd? Tak, to powinno pomóc. Chyba...
Oparła się na wózku i delikatnie uśmiechnęła się do przyjaciółki, machając ogonem do przodu i do tyłu. Starała się nie dotykać płetwą ziemi. Nie chciała się pokaleczyć, a wiedziała, że jest to aż nadto możliwe na tutejszym bruku.
- N-nie, nie znam. Tylko ciebie i pana Thorna - przyznała cicho, spoglądając z dołu na dziewczynę. - Musimy porozmawiać z obcymi.
/jak na moje, możemy już znikać :3/Caliban - 21 Czerwiec 2017, 17:04 Caliban z niejakim zaniepokojeniem zarejestrował dyskomfort, jaki odczuwał po rozstaniu ze Szklaną Panną. Spotkał ją wcześniej, choć celowo wybrał się do odosobnionego miejsca. Przerwała mu trans pisania, ale mimo to, nie miał jej tego za złe. Nie był do końca pewien dlaczego, ale podobało mu się to spotkanie. Wiedział jednak, iż jego towarzyszka wcale go nie potrzebowała, nie miałaby dla niego żadnego celu. Rozstali się więc.
I tak oto znalazł się tutaj, w zatłoczonym i wybitnie kolorowym miejscu. Kolejna rzecz, która go zaskoczyła. Wpatrywał się w wystawę sklepową cukierni. Musiał przyznać, że była wyszykowana kunsztownie i z bardzo dobrym poczuciem gustu. Pstrokata dekoracja nie raziła go w oczy, albowiem nawykł do szerokiej barwy kolorów spotykanej u Baśniopisarzy. Takie piękne słodycze również nie były mu obce - bardzo często sam serwował je swojej rodzinie, bądź ich gościom. Tylko że... jemu samemu nigdy nie wolno było spróbować drogich i ekstrawaganckich smakołyków. Siostra kilka razy przemyciła mu, a to lizaka, a to dropsy, a to babeczkę, ale zawsze były wygniecione prosto z jej kieszeni. Poza tym, myśl o siostrze, i wszystkim co z nią związane, sprawiała mu ból, wolał więc zapomnieć o minionych czasach kontrabandy.
Rozważał czy powinien wejść do środka i kupić sobie... na przykład gorącą czekoladę. Tak na początek, bo przecież nie skoczy od razu na głęboką wodę. Ale z drugiej strony, czy to nie byłoby samolubne? Aż go przejął dreszcz na tę myśl. Całe życie wypierał się tej paskudnej, paskudnej, paskudnej cechy! Zawsze myśl o innych, Caliban, o innych!
Rozterka ta przyprawiła go o migrenę. Zgarbił się natychmiast zniechęcony nowymi eksperymentami i odwrócił się plecami do sklepu. Ale przed sobą miał po drugiej stronie chodnika kolejny pasaż, równie zachęcających przybytków. Och, życie skromnego człowieka jest doprawdy serią pokus - pomyślał zgorzkniale.
Odkąd został zmuszony opuścić rodzinną rezydencję, nie było już nikogo, kto by nadzorował jego niepoprawne zachowanie i wystosowywał właściwe metody korekcyjne. Bardzo mu to doskwierało, wiedział bowiem, że nigdy nie będzie idealny, ba!, nawet 'dość dobry'!
Nawet nie zauważył kiedy opadł odruchowo na kolana. Zachlipał, wiedząc, że i to nie pomoże, skoro nie ma w pobliżu nikogo, kto by go nakierował... gdziekolwiek!
Pod wpływem impulsu sięgnął dłonią do swojej torby i wyciągnął z niej najgrubszą książkę, jaką miał przy sobie. Nie myśląc wiele i całkowicie zapominając, że nie jest na ulicy sam, począł się tomiszczem okładać po czole. Raz za razem, bez końca, tak jak zły człowiek sobie zasłużył. Bo on był zły, obrzydliwy i pełen defektów. Bam, bam, bam.Queen - 21 Czerwiec 2017, 22:18 Z przypływu nagłego kaprysu, postanowiła się udać na Cukierkową ulice, aby kupić jakieś ślicznie wyglądające ciasto lub coś podobnego. Oczywiście mogła zerwać coś słodkiego z ogródka czy udać się bezpośrednio nad Czekoladowe jezioro, jednakże chciała coś, co będzie wspaniale przyozdobione, a jako, iż nie potrafiła piec zbyt dobrze – strachy nie potrzebują przecież zwyczajnego jedzenia, ale czasami zatęsknią za smakami łakoci czy swoich ulubionych potraw. Tak też było i w jej przypadku. Nie musiała uczyć się sztuki gotowania, ponieważ przez większość życia posiadała służbę, która to robiła za nią, a po śmierci.. No cóż, nie wydawało jej się to umiejętnością konieczną do nabycia.
Ubrana zatem w cieniutki sweterek rękawkami ¾ w delikatnym kolorze beżowego w ciemne kropki, zwiewną, czarną spódnicę do połowy uda, otwartymi butami na obcasie, ciemną torebką, złotym łańcuszkiem sięgającym do połowy piersi i złota bransoletką, przemierzała zatłoczone uliczki, wypatrując swojego ulubionego sklepu z łakociami. Włosy splecione w gruby warkocz, sięgający mniej więcej do rozpoczęcia ogona, były związany złota wstążką i przy każdym kroku, niczym drugi ogon, tańczyły to w prawo, to w lewo.
Będąc już niedaleko dostrzegła coś dziwnego – jakiś mężczyzna klęczał na ziemi i, o zgrozo, bił się książką po twarzy! – Hej! – krzyknęła do niego – Przestań, zrobisz sobie krzywdę – przykucnęła obok niego, złapała go za dłoń i odsunęła ją jak najdalej od twarzy. W zależności od tego czy pozwolił, aby została ona odsunięta, to skierowała ją ku ziemi, ciągle ją trzymając. Jednak jeśli usilnie starał się bić dalej, odsunęła ją tylko kawałeczek, by nie zrobił sobie niczego złego. – Czemu płaczesz? – zapytała z troską, uśmiechając się miło. Takie nietypowe zjawisko, tym bardziej przed sklepem cukierniczym zdecydowanie potrafiło nieźle zmartwić. Drugą dłonią, o ile pozwolił, wytarła kilka łez z jego twarzy, wpatrując się przy tym w dwukolorowe tęczówki mężczyzny. – Możesz wstać? Usiądziemy na ławce albo w jakiejś kafejce, dobrze? – jeśli się zgodził, to pomogła mu wstać i nie puszczając jego dłoni, poprowadziła go w stronę stolików i krzeseł niedaleko cukierni. Najpewniej w letniej porze wystawiają je na zewnątrz, aby można było odpocząć pod parasolami przed słońcem i przy okazji kupić coś słodkiego.
Usiadła naprzeciwko niego, machając końcówką ogona w geście niezrozumienia oraz niepewności. – Nazywam się Raven – powiedziała po chwili – Raven Black – miała nadzieję, że trochę się otworzy i opowie jej o swoim problemie czy chwili słabości. A nic tak nie przełamuje człowieka jak poznanie miana drugiej osoby, która okazała mu życzliwość. Już miała się odezwać ponownie oraz zapytać o jego godność, gdy do stolika podeszła kelnerka, pytająca swoim przesłodzonym głosikiem co podać. Kotka szybko odpowiedziała za nich oboje – Dwie porcje najlepszych lodów, ciasta, pitnej czekolady oraz herbatki – uśmiechnęła się do niej miło, płacąc za wszystko z góry. Gdyby mężczyzna próbował ją powstrzymać, to tylko spojrzałaby na niego morderczym spojrzeniem, zawarczała w typowo koci, ostrzegawczy sposób, aby przestał się rzucać i siedział teraz cicho. Powinien się kupić na tłumaczeniu czemuż to płacze oraz bije się przed cukiernią, a nie na jakiś płatnościach za słodkości.Caliban - 22 Czerwiec 2017, 01:39 Nie zarejestrował, że do niego mówiono, dopóki nie został dotknięty i bezceremonialnie przerwano mu... no właściwie co mu przerwano? Gdy Raven odsunęła jego dłoń i książkę mogła ujrzeć bardzo zdziwioną i zdezorientowaną twarz mężczyzny. Nie miał nawet pojęcia kiedy zaczął płakać. Musiało się to stać, gdy okładał się książką. Czuł się trochę tak, jakby go na chwilę pochłonął jakiś inny świat, wciągnął w siebie niczym prąd rzeki wciąga bezsilne ciało poniżej taflę wody. Zdarzało mu się wpadać w zamyślenie, szczególnie gdy bawił się w myślach opowieściami, ale taki dramatyczny pokaz napadu histerii był czymś niecodziennym. Nie wiedział co do końca o tym myśleć.
Dlatego też, niczym marionetka pozwolił się ciągnąć nieznajomej kobiecie, choć przez cały ten czas nie zdołał wykrztusić ni słowa. Przemknęło mu przez myśl, że przecież cała ta panika rozpoczęła się ewentualną wizytą w cukierni, więc nie, nie chciał iść do żadnej kafejki. Ale z drugiej strony, nie czuł się na siłach, by protestować, a już tym bardziej zaniechać cudzym planom. Uczuł więc ulgę, że jednak nie weszli do środka budynku, a jedynie usiedli przy jednym z zewnętrznych stolików. A była to ulga przynajmniej dopóki nie pojawiła się kelnerka, a jego nowa towarzyszka bardzo ochoczo złożyła nieskromne zamówienie.
Oczywiście, że chciał zapłacić. I właściwie, to dzięki tej małej sprzeczce, wreszcie oprzytomniał. Zaczęło do niego dochodzić, że zwróciła na niego uwagę nieznajoma kobieta, że owa kobieta domaga się teraz jego uwagi, i ogółem bardzo dużo uwagi działo się naokoło niego.
Mordercze spojrzenie Raven zadziałało błyskawicznie. Co jak co, ale Caliban umie docenić dawkę silnej stanowczości. Zgarbił się nieco bardziej i spuścił głowę, wlepiając wzrok we wzorek na stoliku. Proste linie i mało zaskakujące sęki drewna zapewniły mu chwilę na skolekcjonowanie swoich myśli do kupy. Wciąż nie pojmował swojego gwałtownego zachowania sprzed chwili, ale zrozumiał, że nie to było teraz najważniejsze. Podniósł wreszcie głowę i spojrzenie na kobietę, wiedząc, że nie może tak cały czas milczeć.
- Wybacz mi, panno Black. Moje zachowanie było karygodne i jest mi niezmiernie przykro, że zakłóciłem pannie spokój tego ładnego dnia. Byłbym niezmiernie wdzięczny, gdybyśmy mogli zapomnieć o tym... incydencie. Dla dobra obu stron, nie chcę wszakże zawracać głowy...
Karygodnym zachowaniom nie było końca, jako iż Caliban przerwał w połowie swoje przeprosiny. Rozkojarzył się, bo dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę z obecności kocich uszu na głowie rozmówczyni. Szybkie zerknięcie w bok poinformowało go również o ogonie. Dachowiec! Że też ze wszystkich istot musiał się trafić właśnie kłębek pcheł!
Caliban miał wyjątkowo niemiłe doświadczenia z Kotami, a i doskonale pamiętał oschłe słowa ojca na temat tej 'niższej i upodlonej' rasy. Znowuż Cal stanął przed dylematem, niepewien swojego następnego posunięcia. Ostatnim razem, gdy spotkał kotołaka, tamten go zaatakował i wykazywał się kompletnym brakiem ucywilizowania, że już o manierach nie wspominając. Dachowce, które widywał opodal rodzinnego domu zachowywały się jak najzwyklejsze zwierzęta, bez choćby i odrobiny nadziei na jakąkolwiek postępowość. Rasa ta zawsze wydawała mu się nieco cofnięta, jakby celowo wzbraniała się przed ewolucją.
Chociaż musiał przyznać, że Raven nie wydawała się dzika. No i potrafiła korzystać z szeroko akceptowalnej waluty, czego nie spodziewałby się od innego przedstawiciela jej rasy. Składała nawet pełne zdania. Nie mógł traktować jej na poziomie jaj barbarzyńskich braci, jakoś wydawało się to nie na miejscu.
Z tego wszystkiego migrena tylko się wzmogła. W roztargnieniu dotknął skroni, przypominając sobie o swoim wcześniejszym ekscesie. Czuł, iż za niedługo pojawi się pierwszy ślad sińca, a lekkie szczypanie świadczyło o nieco zdartej skórze. Gdyby Raven nie kazała mu przestać się ranić, z pewnością by krwawił.
Nie chciał nie okazać szacunku wobec kogoś, kto był dla niego miły, ale wszystko było teraz takie dezorientujące...
- Czy to... to jest prawdziwe? - Wskazał skinieniem głowy na machający ogon. Dopiero po fakcie ugryzł się w język i natychmiast się zmitygował: - Przepraszam, to było bezczelne. Przepraszam.
Ostatnie słowo wręcz wyskomlał. Taki duży mężczyzna, a zachowywał się jak zagubione dziecko. Desperacko próbował się chwycić tego, co było mu znane - jak nienaganne maniery - ale nawet i to mu umykało. Nic dzisiaj nie szło tak, jak powinno i przyprawiało go to o nerwowe załamanie.Queen - 22 Czerwiec 2017, 13:02 Gdy powstrzymywała go od robienia sobie krzywdy i mniej więcej ogarniała, pomagając wstać, dostrzegła jego zszokowanie, które jeszcze bardziej niż widoczne, było wyczuwalne. To prawie tak, jakby naprawdę nie spodziewała się, że ktoś się nim zainteresuje… Jakby wierzył w to, że na świecie są sami zimni oraz pozbawienie empatii ludzie bądź nieludzie, którzy nie dość, że mu nie pomogą, to jeszcze będą się cieszyć z tego nagłego ataku histerii. Z resztą, nie można tak po prostu obojętnie przejść obok kogoś, kto okłada się książką po twarzy przed wejściem do jednej z najlepszych cukierni w krainie luster! A poza tym kotka doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak to jest nagle dostać takiego ataku. No może nie takiego, bo zamiast krzywdzić siebie, to zabijała i torturowała innych, ale… Jej pomógł Bezimienny, a ten mężczyzna o dwubarwnych tęczówkach oraz dwukolorowych włosach najwidoczniej nie miał nikogo, kto mógłby się o niego w jakiś sposób zatroszczyć czy przy najmniej ogarnąć do tego stopnia, alby nie dostawał takich ataków w miejscach publicznych. Choć, oczywiście, najlepiej by było, gdyby te ataki w ogóle nie występowały i samiec mógłby żyć normalnie, nie dręczony demonami przeszłości. Straszka, co prawda nie wiedziała co się wydarzyło jakiś czas temu, jednak wyraźnie odczuwała, że ma to jakiś związek z traumatycznymi zdarzeniami.
Wyczuła, że się ożywił, kiedy podeszła do nich kelnerka z zapytaniem co mogłaby podać, jednakże postanowiła tego nie komentować tylko złożyć zamówienie. Co prawda nastawiła jedno ze swoich kocich uszu w jego stronę, aby zarejestrować nawet najmniejszą czynność, którą mógłby wykonać, zwykły przyśpieszony oddech czy fakt, że on się uspokaja również były ważne. Oczywiście nie uszło jej uwadze, że spojrzenie mordercy, które chwilę wcześniej mu posłała, sprawiły, że zgarbił się, wbijając wzrok najprawdopodobniej w stół. Miała już pewne podejrzenia, co do niego, jednak nie mogła bezpośrednio tego stwierdzić – to normalne, że ktoś taki jak ona potraf wzbudzić strach w innych, tym bardziej, że teraz w jej fioletowych oczach można było dostrzec czerwone ogniki zdenerwowania, a złote, które były jakiś czas wcześniej, po prostu odeszły i nie wrócą do czasu, kiedy się uspokoi.
Gdy kelnerka odeszła, przeniosła na niego wzrok, uważnie słuchając tego, co w tej chwili ma do powiedzenia. Nie odpowiedział na żadne twoje pytanie! Zabrzmiało w jej głowie nieprzyjemnym echem Powinien spłonąć z naszej ręki! I tak ma poparzenia, więc po prostu jakoś się wywinął śmierci Zarechotał nie miło, jednak białowłosa nauczyła się ignorować swoją bestię i nie wdawać się z nią w niepotrzebne rozmowy, bo to ją nakręca tylko bardziej. Jednak co do jednego miała rację; zaczął przepraszać oraz prosić o zapomnienie, nie tłumacząc zupełnie swojego zachowania, a na dodatek, gdy jego wzrok skupił się na jej uszach, nagle przerwał swoją wypowiedź, trwając przez chwilę w zawieszeniu. Uczucia jakie wyczuwała nie były zbyt przyjazne, raczej lekki przestrach i swoistego rodzaju obrzydzenie. Przez chwilę nie mogła zrozumieć skąd coś takiego mogło się w ogóle wziąć, ale gdy pomyślała o Sherry, gdyż tak ostatnio kazała nazywać się jej bestia, stwierdzając, iż ona potrzebuje osobnego imienia – doskonale wszystko rozumiała. Na swojej drodze musiał spotkać kogoś podobnego do tego brutala, wariata i zdecydowanie nie nadającego się psychopaty do życia w społeczeństwie. Dodatkowo ta osoba musiała być dachowcem (o ile w ogóle była, a nie był to przestrach wynikający z jakiejś dziwnej opowieści pijaka o tym, jak widział strasznego kocura, który mało, co go nie zabił! A przecież kotek tylko się bronił przez latającymi butelkami i innymi, ostrymi oraz groźnymi rzeczami, skierowanymi w jego stronę. Tak, widziała coś takiego na własne oczy dobre pięćdziesiąt lat temu, dlatego od tamtej pory nie wierzy w żadne opowieści, które swoje źródło mają w jakimś barze czy knajpce.), co spowodowało niechęć do każdego przedstawiciela tej rasy.
Z zamyślenia wyrwał ją jego głos oraz skierowanie głowy na machający ogon – Oczywiście, że tak - uśmiechnęła się miło, nie dając po sobie poznać, iż zna każde jego uczucie – Nie przepraszaj, bo nie masz za co – pochyliła się nad stolikiem i, o ile pozwolił, pogłaskała go po głowie. W tej chwili przypominał jej wyrośnięte dziecko, które potrzebowało pomocy. A, że kotka (przynajmniej w tej części świadomości) nie mogła nie pomóc zagubionemu czy zranionemu kociakowi, bo takie zwierzę, gdyby miała go jakimś określić, pasowałby do niego idealnie, musiała coś z tym zrobić. Mały (jak chodzi o osobowość), pokrzywdzony, nie potrafiący sobie poradzić na tym świecie oraz zdecydowanie prze uroczy. Kolory włosów rozdzielały się idealnie po środku, a blizna po najprawdopodobniej ogniu dodawała mu tajemniczości. Cóż takiego się wydarzyło, że ona powstała, kto go tak skrzywdził, że teraz rosły mężczyzna, mający najpewniej dwadzieścia parę lat, zachowuje się w taki, a nie innych sposób. Nic tylko go przygarnąć i nauczyć żyć od nowa. To nie kotek odezwała się ponuro Nie przygarniesz go, bo masz taki kaprys widać, że coś się jej w nim, bądź samym pomyśle nie spodobało, bo przestała ironizować oraz być zwyczajnie podła. - Koteczku, może opowiesz mi co się stało i dlaczego, na litość, biłeś się książką przed cukiernią? – akurat w tej chwili podeszła do nic ta sama kelnerka, co wcześniej, stawiając ich zamówienie na stole. Dwa duże pucharki z lodami o chyba każdym możliwym smaku z wetchniętymi w nie rurkami z kremem oraz długie łyżeczki, dwa kawałki złotego ciasta z kilkoma warstwami, malutkie filiżanki płynnej czekolady i dwa kubki zwykłej, czarnej herbaty bez cukru. Nic tylko się zajadać i rozkoszować słodkim smakiem. - Jeśli nie jesteś jeszcze na to gotowy, to po prostu zjedz lody zanim się roztopią i wtedy pogadamy, dobrze? - uśmiechnęła się czarująco, błyskając kłami oraz zajadając się jedną z rurek, zmieszanej z lodami.Caliban - 23 Czerwiec 2017, 00:27 Widział rękę unoszącą się w jego stronę i odruchowo pochylił ku niej swojej ciało. Na jego twarzy pojawiło się wręcz ubogie wyczekiwanie. Zachował się niezdarnie i prawdopodobnie swoją bezczelnością obraził rozmówczynię, więc było dlań oczywiste, iż należy mu się kara. I tak tę rękę potraktował - niczym pejcz, smagający powietrze, który lada moment padnie na jego zły, zły kark. I cieszył się, bo przecież nad tym dzisiaj rozpaczał, nad brakiem tak potrzebnej mu dyscypliny.
Otrzymał jednak coś zgoła innego niż karę. Był to dotyk przyjemny, choć zaskakujący.
Nie dość, że kobieta była bardzo miła, to jeszcze na dodatek była cywilizowanym kotem. Tyle niespodzianek mogło porządnie zawrócić w głowie komuś, kto przywykł do swojej rutyny, a porządek pewnego świata wbito mu do głowy siłą. Teraz ten świat, jakby trochę się chwiał.
A może kobieta nie wiedziała z kim miała do czynienia? Ale jak to możliwe? Przecież po nim widać, jak na dłoni, że jest uległy, no a ta obrzydliwość, która od niego biła... Wiedział, że jest obrzydliwy, wszyscy mu to mówili i on nawet nie próbował zaprzeczać, bo również widział w sobie tę samą brzydotę.
Aczkolwiek... musiał przyznać, że na świecie była jedna osoba, która ukazywała mu życzliwość. I traktowała go jak dziecko, zupełnie tak samo, jak jego nowa towarzyszka. Bo kolejne słowa, które wypowiadała zdecydowanie mogły być zaadresowane do dziecka. Siostra lubiła bawić się jego włosami. Dotykała nawet jego twarzy, tak samo często jak przed wypadkiem z wrzącą wodą, jak i po nim. Z jakiegoś powodu zrobiło mu się bardzo ciepło na sercu, choć odczuwał również i lekkie zażenowanie.
Wbił spojrzenie w pucharek lodów. Słodycze. Kontrabanda. Jakie to zabawne, że nigdy, gdy serwował desery, bądź jakiekolwiek inne przysmaki, nie czuł ochoty, by ich spróbować. Tylko teraz, kiedy został zmuszony, by jakoś przetrwać na wygnaniu, znalazł przed sobą całą gamę zakazanych owoców, które swoimi krzykliwymi barwami rzucały mu paskudne wyzwanie. Spróbuj nas, no dalej.
Kiedy siostra przynosiła mu zakazane rzeczy, jak cukierki, książki czy zeszyty, to nigdy nie negował jej prezentów. Przyjmował je z radością, nie wstydząc się, że jest przez nią rozpieszczany. Może tym razem mógłby zrobić ten sam wyjątek?
- Jedynym sposobem pozbycia się pokusy jest uleganie jej - mruknął, cytując jednego ze swoich ulubionych pisarzy.
Tak więc, posłał jeszcze jedno niepewne spojrzenie w stronę Raven, i widząc, że faktycznie zachęca go do jedzenia, wziął długą łyżeczkę i spróbował kęs pierwszej kulki. Miała kolor brązowy, spodziewał się toteż smaku czekolady, ale wyglądało na to, że trafił jednak na toffee. Mruknął, nie połykając od razu, ale rozkoszując się sygnałami, które wysyłało mu podniebienie. Musiał przyznać, te lody były naprawdę dobre. Choć niestety, musiał stwierdzić, że jednak nie posiadał wielkiego apetytu na słodkości. Owszem, smakowało mu, ale nie zanosiło się na to, by stał się fanem cukru. Wolał smaki gorzkie, takie, które wywoływały wyraz skrzywienia na twarzy. Może dlatego, że nie czuł poczucia winy jedząc takie rzeczy.
Nie mógł jednak być niewdzięczny, a wystraszył się, że Raven może go w ten sposób odebrać, więc natychmiast przełknął już roztopiony kawałek lodów i odezwał się z największym entuzjazmem, na jaki było go stać:
- Są cudowne. Nic dziwnego, że ta kafeteria jest taka popularna.
Zaczął próbować kolejnych smaków z pucharka, i naprawdę był szczęśliwy, że umożliwiono mu na przeżycie czegoś nowego. Bo był to swoisty eksperyment, na który sam nie miał odwagi, ale skoro już uzyskał pozwolenie, czuł się o wiele swobodniej. Nie czekał na karzącą rękę i w spokoju mógł zabrać się w następnej kolejności za herbatę. A ta, och, bogowie, była najlepszym, co próbował do tej pory. Była nawet trochę gorzka, więc przymknął na chwilę oczy, odchylił się w fotelu tak, że plecami dotknął oparcia. Wreszcie się rozluźnił.
- Tęsknię za domem. Ale z drugiej strony, gdybym wciąż tam był, nie przeżyłbym niczego nowego... - Otworzył oczy dopiero po tej krótkiej pauzie. Przyglądał się teraz z powrotem kotce, podziwiając przede wszystkim jej oczy. Błyszczały. Uwielbiał, kiedy oczy błyszczały. - Podejrzewam, że spanikowałem, gdyż nie jestem pewien czy te nowe "przeżycia" są warte samotności. Nie przynależę już do rodziny, więc kim jestem bez niej? Zaledwie kłębkiem kurzu, porywanym przez wiatr i niechcianym w żadnym innym domostwie.
Pochylił się z powrotem do przodu i tym razem nawet uśmiechnął się delikatnie do kobiety. Jego natura domagała się, by zwrócić teraz temat rozmowy na drugą osobą, tak więc też uczynił:
- A co ty o tym myślisz, panno Black? Czy człowiek może istnieć bez swojej rodowitej przynależności?Queen - 24 Czerwiec 2017, 11:03 Nie była pewna czy w odpowiedni sposób zachęciła go do pałaszowania słodyczy, jednak kiedy mruczał coś pod nosem i zabrał się za kosztowanie lodów, wiedziała, że jej się to udało. Sama kosztowała pysznych, różnorakich smaków lodów, będąc nimi zupełnie oczarowana. Wyraziste, słodkie, gorzkie czasem też cierpkie i orzeźwiające – była już pewna, że będzie przychodziła to częściej lub wysyłała kogoś po te pyszności. Chociaż kupowanie lodów na wynos i niesienie tak daleko mogłoby być problemem w świecie ludzi to tutaj, w krainie, gdzie każdy mieszkaniec ma jakieś specjalne moce nie było niczym niezwykłym. Wystarczy aby ktoś (np. właściciel) użył swojej zdolności posługiwania się chłodem i lodem oraz odpowiednio mocno je zamroził tak, aby nie roztopiły się za wcześnie. Gdy zjadła ostatnią gałkę, mocno czekoladowych lodów, wzięła się za picie gorzkiej herbatki. Dobrze to zrobiło jej kubeczkom smakowym, gdyż nawet kogoś, kto nie dostaje żadnych wartości odżywczych z pokarmu, mogło lekko przymulić przez zbyt duży poziom cukru.
Ucieszyła się, gdy pełen entuzjazmu wyraził swoją pozytywną opinię na temat lodów – Zgadzam się, to najlepsze lody jakie jadłam w cały swoim życiu – a przeżyła już naprawdę wiele lat, toteż po spróbowaniu całej masy rzeczy ze świata ludzi oraz tych z krainy mogła dokładnie wyrazić swoje stanowisko. Oczywiście lody od zwykłych ludzi też były wspaniale! Te różnorodne polewy oraz kolorowe posypki były cudowne, jednak nie dorównywały wyrazistemu smakowi tych miejscowych.
Wyczuwała jego pozytywną oraz radosną energię, gdy zajadał się kolejnymi smakami różnokolorowych gałek i nie mogąc się powstrzymać, skubnęła odrobinkę tych emocji, by napełnić brzuch. Na szczęście jej rozmówca nie mógł tego nawet poczuć, zatem nie przejmowała się tym, co mógłby pomyśleć, gdyby dowiedział się, że jest strachem. Znienawidzona przez wszystkich rasa, którą się jedynie pomiata i wytępia w przestrachu o własne życie. Tak jakby każdy strach był nienormalnym szaleńcem, który żywi się tylko nienawiścią w dużych dawkach. Znaczy nie, żeby Raven była jakoś wybitnie normalna… Ale już nie zabijała! No chyba, że w samoobronie, ale to się nie liczy.
Zaczęła jeść ciasto, w sumie ciesząc się, że jedzenie zwykłych rzeczy nie sprawi, iż będzie syta, ponieważ mogła jeść co tylko chciała w każdej ilości i nie tyła, nie była ospana ani przeżarta, Ostatni raz porządnie się najadła (zwyczajnym pokarmem) dobre dwieście lat temu. Ach, to były czasy, westchnęła melancholijnie.
Spojrzała na niego, gdy zaczął mówić trochę o sobie – wreszcie otworzył się na kotkę, nie stresując się tak całą tą sytuacją i najwidoczniej panika oraz ślady po ataku zniknęły na dobre. Słuchała go uważnie, nie przerywając mu, nawet gdy sam na chwilę zawiesił głos, patrząc jej w oczy. Czerwone ogniki zdenerwowania już zniknęły, a na ich miejsce pojawiły się te złote, radosne. Rozumiała, w pewnym stopniu przynajmniej, co ma na myśli mówiąc, że nie przynależy już do rodziny. Najpewniej został wygnany za niesubordynację czy ze zwykłego kaprysu lub tylko jemu udało się przeżyć jaką katastrofę. Uśmiechnęła się lekko, gdyż kiedyś przeżywała to samo. Opuściła swoich „bliskich”, nie mogąc znieść już tego wszystkiego, postanawiając żyć na ulicy jako zwykła złodziejka. I wiele razy bała się nowych sytuacji czy poznanych ludzi. Bo niejednokrotnie byli dużo więksi, silniejsi oraz po prostu przerażający z wyglądu. Musiała nauczyć się powstrzymywać strach, ponieważ jego odór przyciągał tylko więcej takich istot.
Nie zdziwiło jej to pytanie, jednak sama nie wiedziała przez chwilę, co powinna mu powiedzieć. Przegryzła lekko wargę w zamyśleniu, po chwili odpowiadając – Myślę, że przynależność do rodziny, sama rodzina jest ważna, ale nie najważniejsza. Najważniejsze jest to, w jaki sposób wyrażamy nasze ja. Ponieważ jesteśmy tym kim jesteśmy, bo tak sprawił ten świat, a my, aby przeżyć musieliśmy się dostosować oraz nauczyć żyć tak, jak jemu pasuje – mężczyzna nawet nie zdawał sobie sprawy w jak dużym stopniu mówiła teraz tylko i wyłącznie o sobie, niczym najzwyklejsza w świecie egoistka – tylko wiesz, co? Wracając jeszcze do wcześniejszego, rodzina oraz przynależność do niej to nie tylko więzy krwi czy miejsce, w którym się dorastało z innymi – powiedziała miło – można uważać kogoś za rodzinę, nawet jeśli spotkało się tę osobę tylko kilka razy. Tu chodzi o więź, która się tworzy między ludźmi – cofnęła lekko uszy, spuszczając je nieznacznie. Ona też miała taką rodzinę, nie powiązaną rodem, zwykłych złodziei, których nazywała przyjaciółmi. Pierwszy raz była szczęśliwa, ponieważ miała tych wyrzutków społecznych dla siebie. – A pan jak myśli? Czy przynależność do określonego rodu jest taka ważna? A może to jednak te więzi sprawiają, że gdzieś przynależymy? – zamachała lekko ogonem, podnosząc uszy – I jeszcze jedna rzecz – przymknęła oczy – czy mogę poznać pańskie imię? – puściła mu oczko, czekając, co teraz zrobi jej nowy znajomy.Caliban - 26 Czerwiec 2017, 22:42 Słowa Raven dały mu wiele do myślenia i z pełną powagą zaczął je analizować i przekładać na praktykę.
- Czyli sugeruje pani, by znaleźć sobie ludzi, ot tak, na ulicy i uczynić ich swoją nową rodziną? A jak to właściwie ma wyglądać? Czy takie więzi wymagają rytuałów? Przecież mówimy o bardzo ważkich relacjach, z pewnością są jakieś ceremoniały upewniające wszystkie zainteresowane strony w tejże powadze... Och, a czy składa się przysięgi? Jak na przykład przysięgi krwi? Słyszałem o nich, a właściwie to czytałem. Dwoje ludzi tnie sobie dłonie i mieszają krew, jako symbol zjednoczenia. To byłoby stosowne ślubowanie, nieprawdaż? Ja mogę sobie wprawdzie gdybać i fantazjować, ale pani chyba ma w tym doświadczenie. Proszę, och bardzo proszę, podzielić się tymi doświadczeniami! Ta rzecz niesamowicie mnie fascynuje.
I rzeczywiście, fascynacji nie ukrywał. Jego wielkie ciało nie potrafiło usiedzieć w miejscu z całej tej ekscytacji, a i nawet zapomniał o pysznościach na stole, mimo że dopiero co przed chwilą rozkoszował się herbatą.
Wlepił spojrzenie swoich dwukolorowych oczu w Raven z pełnym oczekiwaniem. Nie zastanawiał się czy kobieta faktycznie mówi o czymś, co uświadczyła na własnej skórze bądź na własne oczy. Był przekonany, że wie o czym mówi i pragnął usłyszeć jak najwięcej szczegółów. Możliwość zbudowania nowej rodziny, albo choć więzi równie silnych, budziła w nim ogromną nadzieję. Nadzieję, której prawdopodobnie jeszcze nigdy wcześniej w życiu nie uświadczył.
- Na imię mi Caliban, Baśniopisarz z rodu malarzy Setis - przedstawił się z szelmowskim uśmiechem. Nie szczędził obecnie w uśmiechach, jako iż kobieta swoimi sugestiami naprawdę uszczęśliwiła jego nędznego ducha.Queen - 28 Czerwiec 2017, 11:41 Nie przerywała jego wypowiedzi, jednak słysząc o rytuale i przysiędze krwi zafalowała rozbawiona ogonem. To było wyjątkowa zabawne, jednak po namyśle stwierdziła, iż jej nowy towarzysz musiał być naprawdę samotny, żeby mówić takie rzeczy z takim przekonaniem… - Nie trzeba składać żadnych przysięg czy robić żadnych rytuałów – uśmiechnęła się miło – wystarczy z kimś się zaprzyjaźnić, budować z tym kimś mocne, silne relacje – jej twarz przybrała nostalgiczny wyraz – tworzyć więzy, które będą silniejsze niż wszystko inne, nie rozerwalne. – pokiwała głową na boki, odganiając od siebie wspomnienia i ponownie skupiając się na mężczyźnie – tyle, że aby to zrobić potrzeba czasu – powiedziała z mocą – całej masy czasu, którą spędzicie razem. Dobre czy złe chwile, to bez znaczenia – podniosła kubek z herbatą oraz wzięła mały łyk, rozkoszując się goryczą – spędzajcie je razem, bawcie się i kłóćcie – spuściła lekko uszy, ponownie oddając się pewnego rodzaju zadumie – krzyczcie, obrażajcie – spojrzała na swoje dłonie, które dalej trzymały naczynie. Ona sama od dawna nie miała kogoś, z kim stworzyłaby takie więzy. Oczywiście, po wydarzeniach z dnia jej śmieci, po ucieczce do świata ludzi, spędziła z nimi wiele wspaniałych chwil, ale… to nie mogło trwać wiecznie. Ludzie żyją tak krótko, że nawet dobrze ich wszystkich nie poznała, a zdążyli poumierać, zostawiając ją samą. – kochajcie i nienawidźcie a wtedy na pewno powstanie ta nie rozerwalna więź – właściwie to nie tak, że zostawała całkiem sama; miała swojego demona, który nie opuszczał kotki bez względu na wszystko. Nawet jeśli nie została przez nią opuszczona tylko dlatego, iż zamieszkują jedno ciało, to i tak była mu wdzięczna – stworzycie rodzinę, która pomimo rozdzielenia; czy to na końcu tego świata, czy na końcu innego, będzie o was pamiętać, tęsknić oraz wspominać nawet po śmierci jednego z was – podniosła na niego spojrzenie, nie będąc pewna czy aby na pewno powiedziała wszystko tak, jak powinna. Czy nie zgubiła się gdzieś w pętli wspomnień o wszystkich tych, którzy odeszli, czy nie pominęła najważniejszych wątków. Dodatkowo jej obecna postawa musiała wyraźnie sugerować, że myśli o czymś odległym oraz smutnym. A miało być tak miło.
Widząc jednak jego fascynację oraz energię nie mogła odrobiny jej nie podkraść – zrobiła to głównie, żeby poczuć się lepie, bo czuła, że całe pozytywne emocje, które w sobie miała już jakiś czas temu zniknęły. Skrawek jego nadziei, wiary oraz ogólnego zadowolenia dotarły do jej pustego serca, ponownie je rozgrzewając. Podniosła zatem uszy, uśmiechając się najradośniej jak tylko mogła, gdy tajemniczy jegomość w końcu się przedstawił. – Baśniopisarz, co? – zapytała retorycznie – książka, którą się biłeś… Sam ją napisałeś? – nie ukrywała zaciekawienia, jednak coś w głębi jej duszy (najpewniej demon) nie pozwalało Raven zapomnieć o smutku, który odczuła, gdy opowiadała o więzach.
Wysłuchawszy jego odpowiedzi na temat książki, zastanowiła się krótko – Cal potrzebował kogoś, kto nauczy go funkcjonować w społeczeństwie, stworzy z nim wieź, aby napełnić jego dusze radością, a Raven nie mogła się oprzeć chęci przygarnięcia tego zagubionego kociaka i stworzenia z nim (czy ogólnie jak największą ilością osób) czegoś na kształt rodziny. Miała już co prawda kilka osób, które mogła by nią nazwać, ale im więcej, tym weselej, prawda? – Cali – zaczęła po chwili – mam dla ciebie szaloną propozycje – miała miły, aczkolwiek poważny ton – czy nie zechciałbyś zostać moim sługą i stworzyć ze mną więź? – pytanie do łatwych nie należało, to prawda, jednak było potrzebne. Oczywiście, że mogła zapytać czy nie chce zostać jej przyjacielem, ale czy ktoś tak skrzywdzony, ciągle wykorzystywany poradziłby sobie z rolą przyjaciela? Tego nie wiedziała, jednak była pewna, że mężczyzna potrzebuje kogoś, kto mu pomorze. A ona te pomoc oferowała. – Potem, gdy już nauczysz się jak tworzyć więzy, jak funkcjonować w społeczeństwie, to cię wyzwolę. Staniesz się wolny i sam zdecydujesz czy zostaniesz ze mną oraz tymi, których mogę nazwać rodziną, czy pójdziesz w świat, szukając kogoś z kim te więzy chciałbyś tworzyć – nie popisała się wyrafinowanym słownictwem, ciągle powtarzając właściwie to samo tylko trochę innymi słowami, ale co z tego? Już nigdy nie będzie tamtą panną Raven, którą znano te dwieście lat temu. Od dawna jest zwykłą Raven, która pomimo swojego wyzwolenia, nie mogła całkiem uciec od szlacheckich tytułów czy obowiązków. Jednak jesli istniała chociaż niewielka szansa, że jego uda jej się wyzwolić, to nigdy nie zaszkodzi spróbować.