Cukierkowa Ulica - Gospoda 'Pod zawiniętym ogonem'
Gopnik - 21 Marzec 2017, 19:37 Poczciwy Michaił miał zostać nauczycielem? Cienia? No, to byłoby ciekawe, ale w zasadzie czemu nie. Pierwsza lekcja? "Suka blać i inne użyteczne zwroty". Druga "Jak być na tyle cziki, by wszyscy uważali cię za briki!". Cziki briki i w damkę... W zasadzie dawno nie grał w warcaby, a pograłby, oj pograł.
Gopnik oczywiście zgodził się prowadzić. Szedł dziarskim krokiem w sobie tylko znanym kierunku. A w zasadzie, nawet i jemu nie do końca znanym, gdyż trochę błąkał się, kręcił w kółko, ale powoli jego zmysł powonienia prowadził go w kierunku słodyczy docierającej do jego nozdrzy.
Wkrótce ich oczom ukazały się źródła aromatów. Tu już Rusek szedł pewnie. Znał te tereny niemal jak Wołgograd. Tu się wychował, tu spędził młodość. No i tu mieszkał teraz, toteż jeszcze pewniej niż wcześniej kroczył długimi susami w kierunku upragnionej karczmy. Nieraz tam jadł i był ciekawy, czy nadal tam jest tak, jak kiedyś. Mimo, że na zewnątrz były cukierkowe słodkości, to wnętrze gospody było porządne i statyczne. Wręcz zbyt normalne jak na tę część Krainy Lustra, o ile nie całej tej strony Zwierciadła.
- No, to jesteśmy na miejscu! - powiedział dumny jak paw, jak małe dziecko zadowolone ze zbudowania swojego pierwszego szałasu - Jedzenie mają pyszne, ciężko znaleźć drugie takie miejsce. I w miarę tanio, a mimo to naprawdę smacznie. No to co, zapraszam! - zakończył, otwierając drzwi i przepuszczając kompana. Jeżeli ten zdecydował się wejść, Kapelut podążył za nim.
Wnętrze było niemal takie, jakie zapamiętał. W powietrzu unosił się zapach przeróżnych gulaszy, sosów, pieczeni. Na sam zapach Gopnik zrobił się głodny. Wystrój był klasyczny, co było dość dziwne, ale mimo to Ruskowi się podobał. Przypominał nieco rosyjskie bary. Solidne, ciemne drewno, a gwar dopełniał tylko wrażeń przywołujących wspomnienia. Można nawet byłoby pomyśleć, że to jakaś gospoda przeteleportowana prosto ze Świata Ludzi, gdyby nie obsługa. Wręcz roiło się tu od Dachowców. Kapelut co prawda nie poznał bardziej żadnego z nich, ale chętnie by z takim porozmawiał. To wszystko spowodowało, że na twarzy ruska pojawił się szczery, szeroki uśmiech, ale zarazem brzuch coraz bardziej domagał się jedzenia. Usiadł więc przy jednym ze stolików, ciągnąc za sobą Gawaina.
- No, jak ci się chłopie podoba ta gospoda? Kiedyś tu często bywałem! - spytał, chcąc zagaić rozmowę. Tymczasem do stolika podszedł kelner. Oczywiście był to Dachowiec, dość wysoki kocur, jednak nieskalany nadmiernym umięśnieniem. Głowę miał kocią, cały był pokryty sierścią maści szaro-czarnej. Nosił biały fartuch, czarną koszulę i ciemne spodnie. Gopnik zamówił dla siebie niemal to co zwykle - mięso. A dokładnie pieczoną golonkę z chrzanem. Podwójną porcję. Swojsko i niezbyt wyszukanie, ale z pewnością smacznie. Zapytał też Cienia, co on chce do jedzenia. Gdy ten złożył zamówienie, dachowiec odszedł od stolika i zniknął za kulisami.
Tymczasem Gopnik ukradkiem wyjął spod stołu buteleczkę z wyraźnie wypisaną radością na twarzy.
- Nu, to co. Machniom, Gawain? - kiwnął głową, a jego kapelusz komicznie opadł na oczy, które miały zamiar wpatrywać się w rudzielca, oczekując jego reakcji.Gawain Keer - 21 Marzec 2017, 21:09 Szedł za Gopnikiem starając się zapamiętać trasę, ale szybko porzucił ten pomysł widząc jak ten rozgląda się równie często co on sam. Mimo wszystko czuł, że jeszcze nie zdążyli się zgubić. Piernikowa zabudowa powitała go ciężkim i słodkim aromatem, który wywracał wnętrzności na drugą stronę, a jasne, pastelowe kolory raziły oczy. Musiał wyglądać debilnie objuczony tą całą bronią, ubrany w ciemne kolory w dodatku bez krztyny ekstrawagancji. Za to Kapelusznik szedł już dziarsko naprzód. Bez większych problemów znalazł przybytek i w zapraszającym geście otworzył jego drzwi.
Wnętrze było zaskakująco normalne, stonowane, ale Gawainowi z miejsca przypadło do gustu. Ciemne, połyskujące w padającym przez okna świetle meble, typowa lada z masą różnego rozmiaru i kształtu szkła. Tylko "kotów" dużo. Dokładnie tak jak mówił Gopnik. Tutaj zapach był inny niż na zewnątrz. Zdecydowanie podawano tu dobrze przyprawione i soczyste mięsiwa, ale apetyt Gawaina pobudzały jedynie koszmary okraszone krzykiem, trwogą i wyzierającą bezsilnością. Na samą myśl o nocnych marach piętrzących się w umysłach rozmaitych istot, czuł przyjemne mrowienie w opuszkach palców.
Ukradkowo spoglądał na Gopnika. Zapachy wodziły go za nos, a radosny uśmiech ani na moment nie opuszczał jego twarzy. Chyba był głodny, ale Keer nie wiedział, czy inne istoty głodnieją równie szybko co ludzie. Pociągnięcie do stolika tylko potwierdziło jego przypuszczenia. Tak. Zdecydowanie był głodny.
- Aż dziw, że o niej nie słyszałem. Prawie jak po drugiej stronie - zdziwił się i parsknął cicho również się uśmiechając. Ściągnął kuszę i torbę z ramienia, by mu nie przeszkadzały. Gdyby nie Dachowce to nie uwierzyłby, że nie jest teraz w Świecie Ludzi. Tylko one sprawiały, że nie czuł potrzeby krycia się przed klientelą i obsługą. Normalnie zająłby stolik w najciemniejszym kącie i unikał kontaktu wzrokowego za wszelką cenę. Nie mówiąc już o potrzebie generowania cienia. Nikt normalny nie jadał w rękawiczkach. Nerwowo odetchnął. Wyluzuj, jesteś u siebie. Spokojnie
Chwilę zastanawiał się, czy powinien coś zamówić. Chociaż skoro Gopnik zamówił sobie podwójną porcję golonki, to lokal raczej nie zbiednieje od jednego Cienia, który nic nie zamówił. Jedyne o co poprosił to dwie szklanki wody. Po ich wypiciu będą mieli szkło i nie trzeba będzie podawać sobie butelki pod stołem przez całe posiedzenie.
- Machniom... - starał się naśladować wymowę i akcent Gopnika. Ochrypłe gardło nie pomagało, ale miał nadzieję, że nie zrobił z siebie całkowitego błazna. - jak powiesz mi, co to znaczy. Uśmiechnął się pod nosem, gdy rondo przysłoniło twarz jego towarzysza. Czy Kapelusznicy nie powinni przypadkiem panować nad swoim największym skarbem?
Nagle nachylił się ku niemu i uniósł rondo odrobinę w górę. Kelner właśnie nadchodził z wodą. - Chowaj to! - syknął cicho i natychmiast odwrócił się w stronę Dachowca, który postawił przed nimi dwie szklanki. Napełnił je do połowy, zostawił dzbanek i poszedł do innych obsługiwanych przez niego stolików.
- Wybacz za kapelusz - bąknął, wiedząc jak ważne są nakrycia głowy dla Gopnika i reszty przedstawicieli jego rasy. - Za to teraz nie musimy pić z gwinta i kryć się z tą butelczyną - uśmiechnął się półgębkiem wskazując na szklanki.Gopnik - 22 Marzec 2017, 20:45 Lokal rzeczywiście niewiele się zmienił, jedynie niektóre meble były nieco inne, ale to zrozumiałe, choć właściciele starali się utrzymać klimat, to drobne zmiany w wystroju wnętrza były konieczne - chociażby ze względu na zużycie. Słysząc słowa Cienia Gopnik zaśmiał się:
- No dokładnie, cieszę się, że ci się podoba. Lubię to miejsce! Często gościłem w barach trochę podobnych do tej gospody. W Świecie Ludzi takie lokale przypominały mi o tej stronie, a tu wracają mi wspomnienia dotyczące Rosji. Takie, hm, zapętlenie wspomnień, ha ha!
Gawain był nieco poddenerwowany. Może to miejsce aż nazbyt przypominało Świat Ludzi? A może pan Keer miał wielu wrogów. Tak czy siak, to nie sprawa Kapeluta.
Patrzył chwilę na Gawa, w oczekiwaniu na złożenie zamówienia, ten jednak zdecydował się na wodę. W sumie korzystnie. Więcej picia, wszak co to za problem dla ruskiego Jezusa ją przemienić. Żaden! A jaka przyjemność? Ogromna. Albo i nawet znaczna!
- Ha, przyjacielu, no to czas na lekcję numer jeden. Machniom - w wolnym tłumaczeniu znaczy - pijemy? Dalej, ważny zwrot, na zdarowie to nasze Cheers. Suka blać to kurwa mać, idi nahuj to spierdalaj, debjil to debil i tak dalej. Zdrastwuj to witaj, podobnie priwiet, spasiba - dziękuję, haraszo - ładnie, izwinicie przepraszam, bratan znaczy brachu, no, reszta jak będzie potrzebna, to ci powiem, ha ha! - zaśmiał się, kończąc swoją chwilową rolę nauczyciela. Mówił to na ślepo, szukając równocześnie dłoni rudzielca. Ten jednak szybko odwołał to, zarazem szybko poprawiając jednym ruchem jego kapelusz. Kapelut od razu opuścił rękę, chowając ją pod stołem. Przeczekał inwazję kelnera, który akurat musiał przyjść podać wodę. Woda... Kreseczka, niby taka mała, nad o, a tak wiele znaczy i tak dużo zmienia.
- Nie ma sprawy. Szczerze, o wiele lepiej cię widzę, gdy nakrycie leży na mojej głowie tak, jak powinno. W innym przypadku, cóż, czuję się jak ślepy w nocy, hah! No, i ty mi go nie zajumałeś, a jedynie poprawiłeś, nie to co niektórzy dowcipnisie, job twoju mać, ha ha! - rusek nie wypił jeszcze ani kropelki, a i tak humor mu dopisywał. Może to była zasługa tego lokalu? Czuł się w nim, jak u siebie. Wszechobecny gwar zachęcał się do dołączenia się i podtrzymywania hałasu głośną rozmową. No i te zapachy - ślinka cieknie. Oby zamówione mięso przyszło jak najszybciej.
- Ty to jednak masz łeb, Gałeejn! Nie, żebym kiedykolwiek uważał, że jest inaczej! W zasadzie, po co pić z butelki, skoro mogę przemienić na przykład wodę w dzbanku, ha ha! Tylko powiedz mi, jaki napitek lubisz. - spojrzał pytająco na rudzielca, ciekawy odpowiedzi - Wódeczkę możemy zostawić na później!
W międzyczasie puchaty kelner podał parującą pieczoną golonkę z brązową, świecącą skórką i porcją aromatycznego chrzanu. Gdy Gopnik go powąchał i spróbował, kichnął głośno. Znaczy, że chrzan porządny. No, to wreszcie może zacząć jeść!Gawain Keer - 23 Marzec 2017, 16:48 Kapelusznik chyba cieszył się na myśl o starych czasach. On natomiast wolałby poddać się lobotomii, byleby móc zapomnieć. Jednak póki co nie wymyślono nic skuteczniejszego, niż terapie grupowe i przyjmowania garści tabletek każdego ranka. Nawet magia potrafiła wymazać lub zmienić wspomnienia tylko wybiórczo lub czasowo. Poza tym co by mu z tego przyszło? Po takich zabiegach byłby warzywem. Nieruchawym dziadem śliniącym się w fotelu. Aż wzdrygnął się na tę myśl.
Za to nie dręczyły go wyrzuty sumienia. Po prostu ich nie miał. No może nie licząc tego, co stało się z Marii. Koszmary również trzymały się od niego z dala, bo nie śnił. Ale po tylu latach nie sposób było nie zauważyć u siebie wpływu jaki wywarła na nim jego "praca".
Teraz siedział i słuchał wesołkowatej paplaniny Gopnika, jednak nadal wybrał miejsce, z którego widział wejście do lokalu, a z drugiej strony mógł swobodnie obserwować wejście na zaplecze. Naliczył już z czterech kelnerów i chyba nie było ich więcej. Mimo wszystko wysilił się i uśmiechnął do Kapelusznika.
- Myślę, że wszystkie bary są podobne, skoro ten przypomina mi te angielskie. Tylko jedzenie nie jest tak podłe i tłuste - prychnął z rozbawieniem. - Czemu tak dużo czasu spędziłeś wśród ludzi? - zapytał lustrując go spojrzeniem swoich nienaturalnych oczu. Gdyby nie jego magiczne zdolności posądziłby go o bycie człowiekiem.
Gdy usłyszał o pierwszej lekcji rosyjskiego pochylił się ku niemu, by żadna głoska nie umknęła jego uwadze. Machniom i na zdarowie już słyszał, tak samo jak parę przekleństw, które Gopnik wykrzykiwał pod adresem niesfornego Lusiana. Nieco gorzej było z resztą słów. Każde inne, plątało mu język, gdy próbował powtórzyć je za Kapelutem - Poddaję się! - uniósł dłonie w geście kapitulacji, gdy kolejne próby wypowiedzenia zdrastwuj spaliły na panewce. Nie był pewien, ile w ogóle liter zawierało to słowo. Pewnie z tuzin. - Oby było tak jak ludzie mówią! Wiesz, to całe gadanie o znoszeniu bariery językowej. Może po paru głębszych ci dorównam! - wyzywająco machnął lekko głową w górę i zmrużył groźnie oczy.
Gdy brunet wspomniał o wygłupach z kapeluszem spiekłby raka, gdyby mógł. Przecież też wtedy biegał z Lusianem i prawie doszłoby do zabawy w głupiego Jasia. Może to i dobrze, że Cierń wciął się między nich i zakończył ten kiepski żart. Bo serio... ile oni mieli lat, żeby latać po Cukierkowej jak jakieś szczyle z bananem na gębie?
- Chyba z lisami już tak jest, że figle to ich drugie imię! Co rusz coś kombinują i wyczyniają niestworzone rzeczy - uśmiechnął się szelmowsko. Taa... zwłaszcza w łóżku. Rozsiadł się wygodnie na krześle, a poprzednie poddenerwowanie powoli ulatywało. Czuł się przy Gopniku swobodnie i nie musiał uważać na każde wypowiadane słowo.
- Najbardziej lubię śliwkową nalewkę. Nawet sam ją nastawiam! A do golonki chyba powinna pasować. Chyba. Zdaję się na ciebie, naprawdę - zaczął entuzjastycznie, ale zakończył niezbyt pewnie wskazując na pełny talerz golonki z chrzanem. - Tak w ogóle, smacznego! - dopowiedział szybko, przypominając sobie, że wypada pożyczyć towarzyszowi dobrej strawy. Nienawykły do siedzenia z kimś przy posiłku, często mówił to zbyt późno. - I na zdrowie! - zaśmiał się słysząc głośne kichnięcie.
- Co jada się w rosyjskich barach? - zagadnął, ciekaw jakby wyglądał jego pobyt na zimnym wschodzie, gdyby nie wylądował w Anglii. - Jeśli w ogóle coś tam jedzą, bo różne głosy słyszałem. Że pijecie tam na umór i to nie jakieś stouty, portery czy różne odmiany ale, ale wódkę. Na szklanki! To prawda, co ludzie gadają? - zasypywał Gopnika pytaniami, a bursztyn w jego oczach aż błyszczał. Lubił słuchać opowieści, śmiesznych anegdot i legend. Zwłaszcza z lądów tak nieznanych i odmiennych od wszystkiego co znał. Może i mijały się czasem z prawdą, ale jakim bajarzem trzeba być, by cała sala słuchała cię z zapartym tchem! - Słyszałem też, że Rosjanki to piękne kobiety, choć próżne. Ponoć stroją się jak na bal nawet w największe mrozy. Taki Wadim mi opowiadał. Pracował na zapleczu jednego z barów, ale on akurat urodził się już na Wyspach. Tylko do swojej tej... babuszki jeździł co parę miesięcy - ciągnął dalej, aż mu w gardle zaschło. Posłał Gopnikowi rekini uśmiech, zatarł ręce i klapnął nimi w kolana - Nu! To machniom?
Starał się najlepiej jak mógł, ale jeśli miał coś zapamiętać, to musiał to powtarzać, prawda? Poza tym Gopnik na tyle często wtrącał te śmieszne i ciężkie do powtórzenia słówka, że łatwiej będzie się ich po prostu nauczyć, niż domyślać się ich znaczenia. Do tego zawsze było miło usłyszeć choć słowo lub w dwa w języku, który tak wszedł ci w krew i przypomina niemalże rodzinne strony.Gopnik - 24 Marzec 2017, 07:42 Ale tu Kapelutowi było dobrze. Tłusta strawa, mocny alkohol no i towarzysz. Teraz Cień wydawał się być o niebo sympatyczniejszy, niż wtedy w klubie - ale każdy przecież może mieć swój dzień, co nie?
- Pewnie tak, wiadomo, są też i jakieś tematyczne. O, ostatnio na przykład, już tutaj, w Krainie Luster, miałem okazję jeść w restauracji, gdzie się wchodziło przez szafę, a w środku obsługiwała cię białowłosa czarownica, ha ha! A w menu były kopytki fauna, dziwny lokal, mówię ci! Miał chłop fantazję. Jedzenie dobre, acz drogie jak choliera! - mówił - A ja akurat lubię tłusto. Dobra baza pod picie! Co do mojego przedłużonego pobytu, cóż, raz się tam pojawiłem, nie znałem ani języka, ani obyczajów. Zauważyłem tylko, że często pili w parkach. Postanowiłem, najpierw niemo, się do nich dołączyć, potem zacząłem się witać, żegnać, takie podstawy, ale dalej słuchałem. Nawet nie wiesz, jaka to tortura, nie móc opowiadać historii, gdy jesteś takim gadułą jak ja! Mówię, katastrofa! - opowiadał z zaangażowaniem - Nu, ale koniec końców spodobało mi się tam. Tam ludzie skorzy i do picia, i do bitki, ale jeżeli ty jesteś wobec nich haraszy to i oni ci pomogą! Haraszy cZyli dobry. - pośpieszył z wyjaśnieniami, zauważając kolejny rusycyzm. No cóż, ten język wszedł mu w krew. Możnaby to porównać do polskich emigrantów na Wyspach. Ledwie pół roku są w Anglii, a już zapominają polskiego.
Śmiał się uprzejmie, słysząc kaleczony rosyjski. No, w zasadzie Gopnik na początku też miał okropne problemu. Wina akcentu, który jest kompletnie inny, niż Lustrzaków, jednak jest do wyuczenia, w szczególności, gdy słyszy się go co dnia.
- Nie jest tak źle, ja też miałem trudne początki! W ogóle myślisz, że ja jak się nauczyłem? Chlałem z towariszami Gopnikami i gadałem głupoty po pijaku, gdy tylko poznałem podstawy. Mieszałem podobno często gęsto angielski z rosyjskim, ale z biegiem czasu angielskiego było coraz mniej. A i akcent jakoś sam wychodził, bo język bardziej miękki, no i można było zwalić winę za plączący się język na procenty! Haha! - Zaśmiał się niskim tonem!
- Cóż, Lusian chyba jest wyjątkowo psotliwy, ale taka jego natura. Chociaż nie powiem, jak mi zwinął ten kapelusz, to trochę się zdenerwowałem, zresztą, sam słyszałeś, ha ha! - parsknął śmiechem na wspomnienie. Oczy miał szeroko otwarte, podobnie zresztą jak usta, które ukazywały wszyskie, lśniące, białe zęby.
- - No, to może być śliwkowa nalewka. Do takiego tłustego jak znalazł - no, może trochę za słodka. - stwierdził, rozważając za i przeciw. Jego mina wyrażała mocne skupienie, co wyglądało komicznie, zważając na temat rozmyślań - To zrobimy tak, walniemy sobie śliwowicy dzisiaj. Dostałem kiedyś w ręcę taką jedną pyszną. Mocne cholerstwo, ale smaczne! No i masz śliwkowy aromat, to pewno ci podejdzie! I dziękuję Tak, śliwowica powinna być dobra. Pod tłuste jak znalazł. Kapelut był dumny ze swojego wyboru. No i czuł się świetnie, bo wreszcie mógł się wygadać. Oj, jak mu tego brakowało.
Zaśmiał się na stwierdzenie, że w Rosji się tylko pije:
- Oczywiście że jemy, ha ha! A co? A no różne rzeczy. Między innymi taką golonkę, pieczenie, dziczyzne, wiesz, normalne rzeczy, ale mamy także lokalne specjały. Na przykład taki kwas. Pycha napój, kwas chlebowy, tylko w Rassiji taki dobry znajdziesz. Chyba mój ulubiony napój bez promili! Pardon - zapomniałem o kompocie - rosyjskiej Coca Coli. Jest to taki wywar z suszonych owoców. Idealny na letnie, gorące dni. Z dań obiadowych uwielbiam knedle - takie gotowane ciasto z farszem z mięsa, pelmeni, coś jak pierogi, nie wiem czy słyszałeś o tym. No i jest też pyszny barszczyk czerwony zrobiony z buraków. Pycha! Polecam ci też pirożki i szaszłyki - te ostatnie najlepiej z grilla. Szaszłyki to ponabijane mięso i warzywa na takie patyczki, a pirożki to takie paszteciki z mięsem, kapustą, pieczarkami, czasem czymś innym. Także dużo tego, ale jest co jeść, bo na prawdę jest dużo do jedzenia. O ile oczywiście lubisz poznawać nowe smaki! - Zakończył swój długi wywód. Rusek lubił opowiadać, a teraz miał o czym.
- Co do picia - piwo też piją, chociaż to bardziej Polacy, Czesi, czy Słowacy i raczej Lagery. A wódkę to i owszem, jeszcze jak! Tak jak przykazano! Czasami nawet ją jemy - jak nam zamarza, ha ha! Wiesz kiedy Ruski są wkurwieni? Kiedy im zawartość kieliszka krzepnie... Albo już nic z tej zawartości nie zostało! Ja i moi znajomi piliśmy dużo. Jeden czysty spiryt żłopał jak zwykłą kranówkę. On to był kozak. A ruskie soldaty też mocne zawodniki. Oj chlało się, nie raz, a ile razy przekupywałem oficjeli moimi flaszeczkami! Waluta lepsza niż pieniądze, za wódeczkę, szczególnie tą dobrą, załatwisz wszystko. A jak się już przekupiło, to też się i wypiło. W zasadzie to w Klinice też byłem przez picie, człowieku. Zapalenie wątroby, ale i tak dobrze, że jestem Lustrzaninem, bo gdybym był ludziem, pewnie dawno bym gryzł piach z przepicia! No ale moc zobowiązuje, nie mogę się chyba struć tym, co umiem najlepiej! - Zaśmiał się głośno, tak hałaśliwie, że niemal zagłuszył gwar w gospodzie. O tak, brakowało mu bajdurzenia. Oczywiście jego opowieści były w zasadzie zgodne z prawdą, choć sporo podkoloryzowane.
- Oj tak, dziewuszki to mają piękne. Długie proste blond włosy, nogi od dupy aż do samej ziemi, a i oddychać czym miały - zaśmiał się - Jesteś pewny, że jeździł do babuszki, a nie dziewczonki? Bo babuszka to po prostu babcia, a dziewuszka to panienka! W każdym razie przypomniałeś mi coś, chłopie. Babuszka mojego kumpla Andrieja robiła zajebis' kompot! Ze śliwek, jabłek i truskawek, z dodatkiem cynamonu i mięty. Tak cudownie łagodził pragnienie... Szkoda, że nie wziąłem od niej przepisu, zanim jej się zmarło, ale dobra z niej kobita była. Nie wypuściłaby cię głodnego - wepchałaby ci dwa kopce kartofli, nawet jeśli ciebie to nie nakarmi. Bo taka chudzinka z ciebie jest, ha ha! Zawsze tak mówiła, nawet jeżeli ktoś miał dziewięćdziesiąt kilo wagi przy metrze sześdziesiąt. Także głodny byś u niej nie był... W zasadzie Cienie przyswajają jedzenie w jakiś sposób, czy nic wam to nie daje? Jeżeli mogę spytać. - zapytał, nie chcąc jednak przekraczać granicy. Jeżeli Cień nie chciał, oczywiście nie musiał odpowiadać.
-A nu jasne! Wypijmy. Na zdarowie! - powiedział, unosząc w górę kieliszek, stuknął szkło kompana i wlał zawartość do gardła.Gawain Keer - 27 Marzec 2017, 22:32 Niezły był z niego gaduła. Gopnik wypluwał z siebie masę słów, parsknięć i rusycyzmów, ale przynajmniej sam zdawał sobie z tego sprawę. Ba! On się tym szczycił. Gdzieś pomiędzy wspominkami, a marzeniami mężczyzny z nakryciem głowy znajdowało się dużo informacji i faktów. O ile Gopnik nie zmyślał tego wszystkiego, a z Kapelutami nigdy nie wiadomo! Może te ich magiczne cylindry i meloniki znajdowały się zbyt blisko mózgu i mieszały im w umysłach. Kto to może wiedzieć?
- Szafa, biała czarownica i fauny? - uśmiechnął się szeroko słysząc opis dziwacznej restauracji - Czytałem taką książkę. O dzieciach, które przeszły przez magiczną szafę i znalazły się w krainie pełnej magii i zwierząt mówiących ludzkim głosem. Biała czarownica chciała zawładnąć wszelkim stworzeniem jakie tam zamieszkiwało. A potem walczyli i takie tam. Jestem tylko ciekaw, czy autor odwiedził nasze strony, a może sam stąd pochodził i pisał swoje niestworzone historie dla ludzi - ciągnął, gdyż paplanina Gopnika zdawała się rozwiązywać mu język - Hej, to zupełnie tak jak ja! - nachylił się ku niemu słysząc o początkach bruneta w Rosji - Nic nie wiedziałem o Anglii, języka też nie znałem. Dziwacznie ubrany przyciągałem uwagę okolicznych młokosów, a do tego byłem rudy. Nie wszyscy tam lubili Irlandczyków i Szkotów, więc często mnie zaczepiali. A gdy już potrafiłem cokolwiek powiedzieć to akcent okazał się być nie do przeskoczenia przynajmniej przez parę lat. Ale jakoś znalazłem tam swoje miejsce - opowiedział o sobie pokrótce. Niestety chavsi nie byli tak gościnni jak śmietanka towarzyska rosyjskich blokowisk. W ruch często szły pięści, kije wszystkich sportów oraz kamienie i szkło. Ot, miejscowa forma porozumiewania się.
- Oj, coś czuję, że z twoich lekcji nie będę wychodził, a się wyczołgiwał! W ogóle podziwiam, że pamiętasz coś po tylu wlanych w siebie hektolitrach. Co prawda film mi się raczej nie urywa, ale wolałbym pić tak, aby zachować choć pozory godności - pokręcił głową widząc entuzjazm swego rozmówcy, gdy tylko mógł wspomnieć o alkoholu. Nie zdziwiłby się, gdyby w żyłach Gopnika nie znalazł czerwonej, gęstej cieczy, a najczystszą pod słońcem wódeczkę.
- Tak jest, niezaprzeczalnie. Ale ja też, choć może mu się tak nie wydawać - ledwo wypowiedział te słowa, a jego uśmiech z delikatnego i uprzejmego zmienił się w szeroki i szyderczy.
- Niech będzie śliwowica! - niemalże przyklasnął pomysłowi bruneta. W zasadzie śliwowicę też powinien zacząć pędzić. Miałby co pić, gdy nalewka mu się znudzi. Do tego mile krzepiłaby podczas dłuższych wypadów za miasto. - A że mocne to mi nie przeszkadza. Ważne, że to nie gin, ani whisky! Lubię te alkohole, ale ile można pić to samo?
Początkowy wywód na temat jedzenia nie interesował go ani trochę, ale im więcej potraw wymieniał Gopnik tym pyszniej to wszystko brzmiało. O wiele lepiej, niż smażona ryba ze smażonymi ziemniakami albo bezzapachowa i bezsmakowa mięsna pulpa. - Może kiedyś spróbuję, choć jadam raczej sporadycznie. Za to kompot i kwas chlebowy brzmią dość intrygująco i lekko. I za cholerę nigdy nie słyszałem o tych potrawach. W zasadzie jadłem tylko, gdy musiałem. Ludzie czasem gapili się trochę za bardzo, to zamawiałem jakieś barowe jedzenie. Parę razy jadłem poza takimi lokalami, ale często okazywało się, że jedli podobnie co tam. Mówię ci, zupełna porażka! - dzielił się swoimi przeżyciami ze zdecydowanie mniejszym problemem, niż z Yako. Gopnik miał podobne doświadczenia i mimo ciężkich czasów optymizm nie opuszczał go nawet na moment. Zresztą lepiej, żeby nie przestawał się śmiać. Kapelusznicy potrafili być diablo niebezpieczni i nieprzewidywalni, gdy się już wkurzyli.
Za to słuchając o tym, co i jak Rosjanie wlewają w gardło, musiał tłumić śmiech i ocierać łzy rozbawienia. Wiedział, że takie opowieści nie dotyczą ich wszystkich, ale i tak założyłby się, że gdzieś tam podobne rzeczy miały miejsce. Na wzmiankę o zapaleniu wątroby, aż zagwizdał - Toś nieźle się załatwił! Ale już wyszedłeś, a znając umiejętności naszych lekarzy, pewnie jesteś jak nowo narodzony!
Zaśmiał się słysząc opis ruskich babeczek. - Zdecydowanie wolę brunetki, więc one wszystkie mogą być twoje! Nie będę z tobą konkurował. - posłał mu szelmowski uśmiech - Żadne dziewczonki, bo ze swoją mieszkał tutaj. Poza tym przylatywał objuczony bogactwami swojej ojczyzny, jakby za każdym razem obchodził tam Gwiazdkę. Mówię ci, kawał chłopa z niego był, a ledwo taszczył to wszystko za sobą! - zaśmiał się - Możemy jeść... ze wszelkimi następstwami niestety, ale nie daje nam to nic prócz zbędnych kalorii, które idą w sadło. Nawet gdybym jakimś cudem wepchnął w siebie te dwa kopce kartofli, to nadal potrzebuję snów - wzruszył ramionami. Swojej wagi nie skomentował. Po prostu nie chciał pakować, bo nadmierna masa mięśniowa mocno ograniczała ruchy, a jemu zależało na zwinności. Wystarczyło, że regularnie tachał jakieś truchło całymi kilometrami, łaził i biegał. Nic by nie upolował, gdyby nie mógł dorównać kroku zwierzynie.
Widząc jak Gopnik sięga po szkło, zrobił to samo.
- Na zdarowie! - powiedział stuknąwszy się z Gopnikiem, po czym przechylił szklankę wlewając w siebie część jej zawartości. Smakowało przednio i nawet nie paliło tak bardzo, jak mógłby się tego spodziewać, ale czuł, że napitek jest mocny.
- Ło, brachu! Naprawdę masz do tego talent! - powiedział mlasnąwszy cicho z nieukrywanym zadowoleniem.Gopnik - 28 Marzec 2017, 13:42 Gawain Keer, tak jakby pod wpływem czaru Gopnika, jego własnej gadatliwości, też zaczął sporo opowiadać. No, z tej strony Rusek to go jeszcze nie znał. Też ochoczo opowiadał o swoich przeżyciach, jednak mimo wszystko nieco odstawał od Kapeluta. Ten to paplanie miał we krwi. Bajdurzenie zresztą też.
- Wiesz, też mi się tak wydaje, że właściciel tamtej restauracji miał co najmniej styczność z książką o Narnii. Szkoda tylko, że jest tam piekielnie drogo i na dobrą sprawę menu jest tak udziwnione, że nie wiadomo, co się dostanie. Możesz mieć farta i dostać coś pysznego, albo pecha i skosztować coś... Nie do końca ci pasującego. A stroje, w które była tam poubierana obsługa, były raczej kiczowate i denne. Ale cóż, gospodarz się starał jak mógł, by jadłodajnia była wyjątkowa. I po części mu się to udało. Wyjątkowa jest z pewnością, ale zarazem, przynajmniej jak dla mnie, za bardzo udziwniona. Jakby ładne stroje mieli jeszcze, a tak to bida i kupa. - skomentował wystrój restauracji nie przebierając w słowach.
- Ha, widzę, że mamy podobne doświadczenia. A nic tak nie łączy, jak wspominanie bliskich sobie opowieści, wspólne pasje i tym podobne. Moją pasją jest wódka, więc w Rosji czułem się wyśmienicie, ha ha! - gadał wesoło, a z jego twarzy nie znikał uśmiech - Ale sobie poradziłeś, dałeś radę i jest haraszo! Za to ja - ja radziłem sobię sprzedając kolegom wódkę. Nawet wojskowych szło przekupić, a bywały takie czasy, że to była konieczność. Raz pamiętam, sprzedałem im wódkę, to chcieli burdel szturmować, zamiast kryjówkę ćpunów i mafii, tak się nabzdryngolili. Dowódca od razu oczywiście zauważył, bo raz, to była samowolka, a dwa, zataczali się od boku do boku. Sama akcja, z tego co się potem dowiedziałem, miała być dopiero następnego dnia, ale kilku dziarskich pomniejszych oficjerów zachciało postrzelać sobie, no to dawaj na akcję. Biedne kobitki, straciłyby życie w imię wódczanej korupcji, ha ha! A akcent? Wszedł mi w krew razem z ichnią wódą! - odrzekł rudzielcowi ze śmiechem.
- Gawain, dasz sobie radę, nie od razu Stalingrad zbudowano. Zresztą ja dziś i tak nie mogę jakoś dużo pić, wiesz, jeszcze się nie wykurowałem. A problemy z pamięcią czasem miewam, na przykład nie do końca pamiętam noc z Rosemary, ha ha! Ale to co pamiętam, było zajebis'! A rano pomyliłem jej imię i zwróciłem się do niej per "Rosalina", ha ha! - zaśmiał się głośno, gdy wspominał tę sytuację. Ciekawe, co tam u tej biednej krwiopijczyni. Nadal o niej pamiętał i trochę się martwił, ale z drugiej strony czuł lekkość, że nie ma na swoim karku krwiożerczej bestyjki. To było dość niewygodne, szczerze mówiąc.
- Ty i psikusy? Nie dziwię się, że Lusian może cię o to nie podejrzewać. Za to ja, jak zresztą wiesz, lubię sobie czasami pożartować z kogoś. Zresztą widziałeś, jak się w Skrzydłach Nocy dusiłem ze śmiechu! - odwzajemnił ironiczny uśmiech, jednak w przypadku Gopnika, promieniał on łobuzerskością i nonszalancją.
- No to śliwowica! - ogłosił zdecydowanie i złapał za dzban i zamienił znajdującą się w nim wodę w alkohol.
- Wybierz się ze mną do Europy Wschodniej to się przekonasz! Skosztujesz i powiesz, czy smakuje. O! Albo takiego kotlecika schabowego. Oj, ale bym sobie pojadł i popił kompotem z jabłek. Mmm, aż ślinka leci - Kapelutowy z wrażenia serio ślina pociekła, jednak w porę wytarł ją rękawem. Może nieelegancko, ale za to w miarę szybko.
- Czyli ogółem nie jadasz. No rozumiem, wiesz, ogółem lubię słuchać o przyzwyczajeniach i zwyczajach innych ras. O krwiopijcach już się nasłuchałem sporo, o Kapelutach wiem jeszcze więcej - w końcu sam siebie znam. A może jednak nie do końca, ha ha! O Cieniach, czyli też o Tobie słyszałem trochę, ale nie do końca was znam, toteż chętnie posłucham. I tak, wiem, nie jesteś mordercą, ha ha, ale wiem też, że jako rasa potraficie zjeść sen razem ze Zjawą. Nie mówię że to robicie, ale wiem, że jesteście w stanie. A ja lubię opowiadać, rzadziej słuchać, chyba że ktoś ma coś bardzo ciekawego do powiedzenia. Wtedy staje się rzecz niesłychana - milknę i nadstawiam uszy! Ale nie dzieję się to zbyt często, ha ha! - gadał i gadał, a paplaniny nie było końca. W zasadzie, zaczął się już plątać i mieszać, powtarzając niektóre zdania, nie ze względu na alkohol, a raczej przez ilość informacji, które miał do przekazania oraz wrodzone szaleństwo wynikłe z bycia Kapelusznikiem. W zasadzie i tak na tle innych z jednej strony był bardzo normalny, a z drugiej strasznie otwarty na innych. Taki normalny - nienormalny ruski Kapelut.
- Jak nowo narodzony? A jeszcze jak! Poskładali mnie tak jak trzeba. Czej... jak on się nazywał. Ten doktorek... A, Bane. Też pijak, chleje, a pić to on umie. Spirytu by wypił litr naraz, a się nie schleje. Tak, jak pewien mój przyjaciel. No, ale Bane to dlatego, że alkohol to trucizna, a on przez żołądek zatruć się nie może, to i upić go trudno, ha ha! - śmiał się, nie zauważając przy okazji, że dostarczył Gawainowi dosyć istotnej informacji o lekarzu. - - A ja lubie i brunetki, i blondynki i rude, ja wszystkie dziewczynki całować, przytulać i pieścić chcę! Nu, to skoro tyle ciągnął za sobą, to z pewnością był u babci! Tylko one tak potrafią, ha ha! - również się śmiał. Na słowa o żywieniu Cieni zamilkł, dopiero gdy Gawain zakończył, odpowiedział:
- No to nawet jedzenie jest dla was poniekąd szkodliwe. Zjecie coś nieświeżego i sraka murowana. No i zbędne kilogramy, ale o nich nawet nie mówię. A jak ma się sprawa z białkiem przy budowaniu mięśni? Pomaga wam to coś? - Gopnika serio zaciekawiła ta kwestia, zresztą sygnałem ciekawości było jego milczenie i uważne słuchanie.
Wypił zawartość szklanki, postawił ją spowrotem na blacie i odetchnął, a z jego ust zionęło alkoholem ze śliwowicy.
- Mocna, dobra skubana. Dzięki, no ja się nie chwalę tym. Po prostu robię to, co lubię, ha ha! Ale ta śliwowica mi wyszła dobrze, muszę przyznać! - odrzekł śmiejąc się - Jeśli chcesz, to możesz u mnie kupować, niedługo otwieram sklep. Mieszkam tu niedaleko, na skraju ulicy. - dodał, reklamując swój nowy biznes. Biznes, który nawet jeszcze nie powstał. - Zapraszam, dla ciebie znajdzie się zawsze jakaś zniżka. No, i może zdażyć się konsumpcja na miejscu, ale nie wiem czy wyjdziesz wtedy o własnych siłach, brat. - zaśmiał się i zaczął jeść golonkę, o której przez rozmowę już niemal zapomniał.Gawain Keer - 28 Marzec 2017, 21:48 - Heh, już wiem, że raczej tam nie zawitam. Co do Narnii... to jej klimat tak średnio mi przypasował. Zdecydowanie wolałbym czytać o Białej Czarownicy, niż ludziach i lwie. Słyszałem kiedyś o ciekawej knajpie, gdzie podobnie jak tam, wszystkie nazwy potraw brzmiały dość niecodziennie. Jeśli skusiłbyś się na przykład na łebtowinę z wypalmordą dostałbyś wieprzowinę z chrzanem. Właściciel miał sporo wyobraźni i nawet kazał kelnerom trzymać gęby na kłódkę. Same nazwy potraw rozsławiły jego restaurację. Ale ja i tak wolę wiedzieć, co pojawi się na moim talerzu - zaśmiał się i upił kolejny łyk ze swojej szklanki. Nie spieszyło mu się z piciem zwłaszcza, że wolał rozkoszować się trunkiem. Poza tym Gopnik dopiero zaczynał jeść.
- Ahaha! Wódka to dopiero potrafi zrobić wodę z mózgu! Podejrzewam, że chłopcy trafiliby co najwyżej lufą w oko zasypiając na tych karabinach! - zaśmiał się nieco głośniej niż zamierzał. - Poza tym powinieneś brać odpowiedzialność za swój towar i klientów, zanim się wystrzelają! - skarcił go z udawaną powagą.
-Ile dokładnie to dla ciebie dużo? - parsknął mając mgliste pojęcie o ilości potrzebnego alkoholu, by jego towarzysz padł na pysk. Zresztą on chyba wpadł do jakiejś kadzi lub kotła, gdy był mały, bo to było wprost nie do uwierzenia, że ktoś może przeżyć taką popijawę.
- Uuu... to wpadka brachu! Ale skoro siedzisz tutaj ze mną, to chyba nie była na tyle zła, by wpakować ci to żelastwo w brzuch! - uśmiechnął się na wspomnienie uzbrojonej po zęby, naznaczonej siniakami Zjawy. Czyżby Gopnik dopuścił się przemocy? A może panna po prostu była wcześniej w jakichś opałach? Choć o to drugie jej nie podejrzewał. On sam, uważając się za całkiem dobrego w swym fachu, wolałby z nią nie zadzierać.
- Nawet mi nie przypominaj! Zdrajca! - pacnął otwartą dłonią w stół siląc się, by wykrzesać z siebie choć iskierkę złości, ale tak naprawdę uśmiechnął się tylko. - No może to nie do końca psikusy, bo nie zawsze są śmieszne, ale potrafię zajść za skórę, jeśli chcę - puścił mu porozumiewawcze oczko i upił kolejny spory łyk.
Opowieści o jedzeniu znacząco wpływały na Kapelusznika. Zresztą alkohol, jedzenie i panienki zdawały się motywować go w znaczący sposób. Może Gopnik i był prostym mężczyzną, ale nie przeszkadzało to Gawainowi. Zwłaszcza, że intelektu nie mógł mu odmówić. W jakiś sposób nawet mu tego zazdrościł. Nieskomplikowanego i pozbawionego większych trosk życia, nawet jeśli sam nie potrafił go sobie wyobrazić. - Już lepiej wcinaj tę golonkę, bo ci stygnie! - zaśmiał się cicho widząc jak brunet ociera usta rękawem.
- Niektórzy owszem, zjadają je, ale raczej w ostateczności. Do tego niektóre Senne Zjawy potrafią być równie groźne co Cyrkowcy, jeśli nie bardziej. A serio wolisz nie wiedzieć, co widuję w koszmarach. Szczególnie tych śnionych przez Lustrzaków - zaczął. Na słowo "morderca" powieka nawet mu nie drgnęła. Owszem, mógłby się tak określić, ale ciężko powiedzieć, żeby zabójca mordował. W tym słowie było coś, czego podczas zabijania nie czuł od dawna. Emocji, tej zwierzęcej agresji, drżących rąk. Motywu też nie miał, oczywiście nie licząc pieniędzy. - W ogóle to o Zjawach mało wiadomo. Na przykład w jaki sposób są w stanie opuścić Krainę Snów? Tak swoją drogą, to może Rosemary coś ci szepnęła, co? - spoważniał nagle. - Pytam, bo znam jeszcze jedną Senną Zjawę, ale ona była, cóż... dość zagubiona. Szczerze powiedziawszy, gdyby nie jej moce, to byłoby z nią krucho. Wypytywała mnie o wszystko, ale sam rozumiesz. Większość Zjaw raczej unika Cieni, a inni też nie wiele o nich wiedzą - wyjaśnił spokojnie i dokończył swoją szklankę. Wionęło od niego śliwowicą, a oczy stały się takie maślane. Dobrze mu tu było.
Bane, Bane... coś mu mówiło to imię. Ach, tak! To przecież białowłosy Pan Doktor o uranowym spojrzeniu! - Chciałeś schlać swojego lekarza? - zaśmiał się i nie dowierzał. Okropnie tak nie móc się upić... - skomentował to nie ukrywając współczucia. Za to chciałby zobaczyć jego pijacki pojedynek z Lusianem, jeśli ten kiedykolwiek dobiegłby końca. Do tego dowiedział się czegoś nowego i niezwykle nurtującego. Nie mógł się otruć? Może miał żołądek z ołowiu, że nic go nie ruszało, ale była też inna możliwość. Pamiętał jego dziwaczny kolor skóry. Wyglądał jakby sam potrzebował lekarza. Może cały jego organizm był odporny na takie substancje. Mniejsza o to! Mógłby zagłębić się w ten temat i przepaść na wieki, bo prawdopodobnych rozwiązań pewnie wymyśliłby z tysiąc na dzień dobry.
- Dopóki niczego nie zjem, to mój organizm się nie zmieni. Mógłbym pakować ile wlezie, ale bez białka bicek nie ruszy się nawet o milimetr. Co do szkodliwości, to po zjedzeniu porcji takiej jak twoja, chyba skonałbym z przejedzenia - wypełnił nagle powstałą ciszę. - Swoją drogą... czy potrafiłbyś stworzyć nowy alkohol? W Krainie Luster rośnie sporo dziwów i kto wie, może da się to przerobić na bimber, ha ha! - wyszczerzył się na tę myśl - I możesz być pewien, że będę się u ciebie zaopatrywał, choć z takim klientem jak Cierń, pieniądze będą się ciebie trzymały. Wydawał się być zachwycony wtedy w klubie. Założę się, że zaklupie do twoich drzwi przy okazji jakiegoś balu czy przyjęcia! To co? Po jeszcze jednym? - zapytał i jeśli tylko Gopnik się zgodził, nalał im obu śliwowicy.Gopnik - 30 Marzec 2017, 20:01 - Hmm, ja w Świecie Ludzi miałem jeszcze okazję natknąć się na Pieśń Lodu i Ognia. O wiele ciekawsze. Wielu ludzi ginęło, więc fajne! A przy okazji mroczne. Klimatyczne! - odpowiedział. Nigdy by nie powiedział, że będzie z kimkolwiek o książkach. - Ale moją ulubioną powieścią z drugiej strony Lustra jest Dracula. Stara książka, a jednak ma w sobie to coś. Obudziła we mnie nawet romantyczną cząstkę... - powiedział udawanym melancholijnym tonem.
Gdy Gawain śmiał się, Gopnik wtórował mu swoimi parskięciami.
- A myślisz, że by zrobili, gdyby nie kara? Poszliby spać, a tak to musieli szorować kible szczoteczkami. Podobno sami jeszcze sobie dokładali pracy, gdy ich zmuliło! Poza tym, wymagasz odpowiedzialności za innych, podczas gdy ja sam nie jestem odpowiedzialny i sam pakuję się w kłopoty, ha ha! Jedynie na towar mogę dać gwarancję. Możesz pić dowoli i nigdy nie będziesz poganiał. Nigdy nie powiesz "Pijmy szybciej, bo się ściemnia!" - powiedział wesoło. - Chociaż, jakbyś chciał, to dyktę bez metanolu, którego nie wytwarzam, też ci załatwię. A potem przez chlebek do żołądka... A przez żołądek do serca... Chociaż w tym przypadku chyba zawału serca! - dodał niby mrocznie, jednak jego ton był na tyle komiczny, że ciężko było się nie uśmiechnąć.
- Dużo... Zależy od dnia, ale tak ogółem zwykle nie pijam więcej, niż litr wódki na głowę jednego wieczoru. Chociaż zdażały się imprezy, gdzie i półtora leciało spokojnie, tyle, że na drugi dzień nie czułem się najlepiej, ha ha! Co innego, gdy balanga trwa całą noc, wtedy ten półtorak to nic wielkiego. Nie w moim przypadku, ha ha. - Gopnik lubił opowiadać. Opowiadać o piciu, o życiu, o rzyci zresztą też. Szczególnie ładnej rzyci ładnej pani. O tak!
- Wiesz, w zasadzie miałem tak pierońskiego kaca, że zacząłem ją przepraszać, bo myślałem, że po pijaku ją pobiłem. Sam ją zresztą widziałeś. A tu się nagle okazuje, że ona sama chciała. Ja zonk, ona mnie uderza za Rosalinę, potem całuje, potem daje tabsy na kaca, swoją drogą świetne. Od razu mi przeszło, tak jakbym w ogóle nie pił. Szkoda tylko, że edycja limitowana, eh, przydałby mi się, nieraz! - Oj, przydałyby się. Może nawet dziś. No ale z drugiej Kapelut miał się oszczędzać. I przynajmniej przez pierwszy tydzień chciał się stosować do zaleceń Bane'a.
- A tam zdrajca od razu, zresztą jeszcze się nie znaliśmy, ha ha! No mam nadzieję, że ja ci nie zajdę na tyle, byś ty mi zaszedł, he he! - atmosfera rozluźniła się kompletnie, mężczyźni gadali, pili, jeden z nich nawet jadł. Ten dzień miał spore szanse być jednym z tych lepszych!
- Jem, jem, spokojnie Gawain! - odpowiedział i znowu zabrał się za swoje tłuste, pyszne jedzenie. Chrzan przyjemnie kręcił w nosie, a pieczona goloneczka ociekała smacznym tłuszczykiem. Tak, jak Gopnik lubił.
- Wystarczy, że widziałem Rosemary. I tyle chyba na razie mi wystarczy, ha ha! - skwitował krókto, acz z humorem. Gawain mógł jednak zauważyć delikatne wzdrygnięcie, które może było spowodowane chłodem, a może wspomnieniem demonicznej formy blondyny. Oj tak, ona była koszmarem.
- Ogółem Rosemary mi trochę opowiedziała o sobie. Na przykład o tym, jak smakuje moja krew, ha ha. Ogólnie ciekawe rzeczy. No i to ona powiedziała pierwsza, że mam coś nie tak z wątrobą. Wyczuła to w mojej posoce, skubana! No i powiedziała, że czuje różnice w smaku, potrafi po odczuciach kubków smakowych powiedzieć, czy dana osoba jest weganką, podobno zwierzęca jucha też inaczej smakuje. A, no i jej głód a mój to dwie różne rzeczy. Nie wiem jak ty, ale ja czuję ssanie w brzuchu, natomiast Krwiopijcy czują jakby piranię w brzuchu zjadającą ich od środka, kiedy nie jest nasycona, a jedzenie ludzkie nie daje im zbyt wiele, choć pomaga w sytuacjach kryzysowych. Właśnie, a jak to jest z głodem u ciebie? - wspomniał z uśmiechem. Akurat tego chłeptania nie żałował. On może czuł się trochę gorzej, ale nic w zasadzie mu nie było. A poza tym miał poczucie spełnionego dobrego uczynku, a dla takiego poczciwego Kapeluta, jak on, było to ważne. Swoje pytanie zadał zaciekawiony odpowiedzią Gawa. Może i dla Kapeluta takie informacje nie były jakoś bardzo ważne czy istotne, ale po prostu ciekawiły Ruska.
- A tam schlać od razu. On chciał się schlać, ja chciałem tylko gulnąć na odwagę. Tylko, że zamiast tylko sobie, to ze zmęczenia i braku skupienia zamieniłem wodę w wódkę każdemu w pokoju. No i Bane zamiast być zły, niemal całował mnie po stopach. Byłem zbawieniem dla niego w tamtym momencie, tak potrzebował wódeczki. Paradoks, jak na osobę, która nie może się schlać, co nie? - zaśmiał się.
Gopnik słuchał z zaciekawieniem wywodu na temat jedzenia Cieni. Czyli ogółem odnotują tylko przyrost tkanki. A poza tym czują też negatywne skutki. No i jedzenie nadal było budulcem, samymi snami Cienie nie nabiorą masy. To było na prawdę ciekawe. Na pytanie o alkohol Gopnik odrzekł po chwili zastanowienia.
- W zasadzie umiem tworzyć tylko te alkohole, które kiedyś kosztowałem... Ale nic nie stoi na przeszkodzie, bym najpierw stworzył nalewkę, wino czy inny alkohol samemu, a potem jej spróbować. A w klasycznym gorzelnictwie, winiarstwie i piwowarstwie też jestem całkiem niezły. Jeszcze będąc w Krainie Luster, zajmowałem się hobbystycznym piwowarstwem. Tworzyłem pyszne angielskie ciemne mocne Ale z dodatkiem soli. Wychodziło przepyszne. Sól podbijała owocowe nuty, mówię ci, świetnie wychodziło. Więc mógłbym stworzyć jakieś winko, bądź piwo, którego bym się potem napił i pufF! Mógłbym już je produkować swoją mocą. - odpowiedział najlepiej, jak potrafił.
- Ha, klientów będę miał dużo, a im więcej, tym lepiej. Co prawda pieniądz zawsze się przyda, ale ja to będę już nawet sprzedawał ku jak największemu zadowoleniu klientów. Nawiasem mówiąc, podobno Klinika jest zainteresowana moim spirytusem, wiesz, do celów medycznych. No i Bane pewno też sobie by łyknął, ha ha! A Thorn? Też liczę, że będzie wpadał. Tak jak i Ty, Gawain. Zapraszam z otwartymi ramionami! - rzekł pełen entuzjazmu, klepiąc Cienia po ramieniu.
- Nu, to po jednym! Chluśniem, bo uśniem! - niemal krzyknął w pijackim toaście, wziął do ręki szklankę, stuknął się z rudzielcem i przechylił zawartość do gardła.Gawain Keer - 31 Marzec 2017, 15:34 - Trup ścielił się gęsto, fakt, a czy był tam jakiś mrok? Dla mnie to tam było samo życie. Owszem ciężkie, ale już więcej tego mroku było w Drakuli, o którym wspominasz. Za to ja umiłowałem książki Gaimana. Wiele jego historii jest podszytych grozą i niepokojem - powiedział rzeczowo - Książki! Nawet imię mam z opowieści! - sapnął z rozbawieniem, ale i pewnym sentymentem. Przypomniało mu to o książce, którą zostawił u Yako. Gdyby mógł to siedziałby teraz przed kominkiem i zaczytywał się w niej po raz setny.
- Może to ta twoja "romantyczna cząstka", ha ha! - zaśmiał się i klepnął Gopnika lekko w ramię. - Za to ja mogę te problemy dla ciebie odgonić! I nie! Nie powiem byśmy pili szybciej! Szybciej to ja powiem byśmy pili więcej! - posłał Kapelusznikowi łobuzerski uśmiech. Za to żart sprawił, że rudzielec aż otarł niewidzialną łzę rozbawienia. Takie rzeczy śmieszyły go i bez wesołkowatych tonów. - Wiesz, wyścigi pijanych ślepców też mógłbym oglądać. Bylebym sam nie był jednym z nich - wzruszył ramionami, jakby mówił o czymś najzwyklejszym w świecie - Koniec końców metanol to też alkohol. Twoja zemsta mogłaby być straszna - powiedział poważnie, ale wyraźnie bawił się całą tą sytuacją. Lubił ryzyko, choć te niepotrzebne znacznie mniej, dlatego cieszył się, że on i Gopnik piją z tego samego dzbanka.
Oczy trochę mu wyszły, gdy usłyszał ile potrafi wypić jego towarzysz. - Litr? Wiesz, też czasem potrafiłem wytrąbić całą butelkę ot tak, ale to było tak z dobre czterdzieści lat temu! Nadal mogłem balować za dwóch, za to rano nie było już tak różowo - popatrzył w swoją szklankę. Słuchał opowieści Gopnika i nawet coś z niej wyłuskał, choć jego zdecydowanie nietrzeźwy już umysł coraz mniej przejmował się czymkolwiek. Bardziej od leków interesowały go teraz pogawędki o przyjemnościach ciała. - Noo.. o takie ekscesy bym cię nie podejrzewał! Ziółko z ciebie! - uśmiechnął się szeroko i drapieżnie - Ale z ostrymi babkami chyba już tak jest, że one czasem też chcą na ostro - założył ręce za głowę i chwilę bujał się na swoim krześle. Wyraźnie powędrował na moment do krainy wszelkiej szczęśliwości i wrócił z niej dopiero, gdy imię Zjawy znów było na ustach Gopnika. A to co mówił było dla Gawaina zupełną nowością. - Dałeś się dziabnąć? Masz jakąś bliznę, weteranie? - zapytał szczerząc się od ucha do ucha i nieznacznie nachylił się ku Gopnikowi. Sam poczuł przyjemny dreszcz. Trudno było nie pamiętać tej pierwszej nocy z Luci. Też go wtedy dziabnęła, ale gdyby miał równie ostre zęby to pewnie by jej oddał, gdyby nie fakt, że była wtedy ranna. - Głód? Po prostu wiem kiedy wypadałoby odwiedzić kogoś w sypialni! - mrugnął porozumiewawczo - Ale serio! Jakoś czuję się wtedy słabszy, taki wypompowany i jednocześnie poddenerwowany. No i do snów bardziej ciągnie. Normalnie nie zwracam uwagi na to, ile osób wokół właśnie coś śni - odpowiedział na pytanie z nieco skwaszoną miną. To nie był jego najulubieńszy temat, ale nie widział przeciwwskazań do dzielenia się tą wiedzą z Gopnikiem, zwłaszcza, że ten słuchał go jak zaklęty.
- Jesteś rusko-lustrzanym Jezusem! Tylko chłopa trochę szkoda. Pewnie widział i słyszał nie jedno, bo to ciężki fach. U ludzi ciężko, a tu to już w ogóle. Całe szczęście ja upić się mogę! - uśmiechnął się odstawiając powagę na bok. Coraz bardziej zbierało mu się na żarty i wygłupy, widać kapelusznikowe szaleństwo zaczęło mu się udzielać.
Mimo wszystko umilkł i uważnie słuchał Gopnikowej opowieści o tworzeniu trunków. - Jest jakiś alkohol, którego jeszcze byś nie próbował? Co byś powiedział na późniejszą wycieczkę? Powiedzmy w klimaty japońskie? Zresztą tam gdzie pójdziemy, będzie pewnie alkoholi do wyboru do koloru! Co ty na? Co prawda to u ludzi jest, ale myślę, że się odnajdziemy! - mówił niskim głosem tajemniczo się uśmiechając. Chciał już powoli ruszyć dupsko z tego stołka, tak go nosiło! Ale miał nie poganiać, to nie poganiał. - To teraz możesz wrócić do swojego hobby. Myślę, że inni docenią je równie mocno, co ty. A wpadał z pewnością będę! Mi również przydałyby się jakieś destylaty do specyfików ziołowych. Powiedz mi tylko jeszcze, czy jakość używanej wody ma znaczenie przy twojej specjalnej umiejętności? - zapytał, po czym wzniósł swoją szklankę, by stuknąć się z Gopnikiem i również ją przechylił. Całej nie dał rady wypić, ale i tak zawartości ubyło z niej sporo. - Zapewniam... wycieczka ci się spodoba! - mówił dalej odstawiając szklankę na stół nieco zbyt głośno. - To specjalne miejsce. Co jest najzabawniejsze, wiem jak wygląda, tylko... erm... nie do końca wiem gdzie jest! Tylko tak w przybliżeniu - paplał układając w głowie zawiły plan kupienia turystycznego przewodnika. W nich zawsze były same bzdety, chyba, że szukasz czegoś konkretnego. A on będzie szukał willi należącej do Foxsoula. - Tylko jak ci powiem teraz to się udławisz, a ja wolę żywych kompanów! - mówił nic nie tłumacząc, po czym niezbyt skoordynowanym ruchem znów sięgnął po szkło i pociągnął z niego łyk.Gopnik - 1 Kwiecień 2017, 22:07 Gopnik słuchał Gawaina, jednak tego całego Gałgana, czy jak było temu piszarzowi, nie kojarzył. A niech to licho. Właśnie stracił temat do rozmowy. Cóż, spowodowane to było jego nie do końca dużą piśmiennością. Rosyjski znał dobrze, ale w mowie, za to czytanie mu szło dość topornie. I tak cud, że zdołał pochłonąć te pierwsze tomy Pieśni Lodu i Ognia. Za to na wtórną wzmiankę o romantycznej cząstce parsknął śmiechem.
- A tam moja romantyczna cząstka. Czytnąłem Draculę, uroniłem łzę nad jego losem i tyle! Mój romantyzm się kończy, jak zaciągam dziewuszkę do łóżka. Jak trzeba, to przez żołądek do jej serca też trafię! Ale pić więcej... Nu, Gawain, widzę, że się dobrze rozumiemy, rzekłbym, czytasz w moich myślach, ha ha! - zaśmiał się jeszcze głośniej, ale bardziej opanowanie.
- Hmm, wyścigi ślepców, tego jeszcze nie grali, ha ha! No, ale ja zmieniam tylko w etanol. Może dlatego, że metanolu nigdy nie wypiłem, he he! W każdym razie, ciebie widzę jasno i wyraźnie! - odpowiedział żartobliwie. Picie metanolu. Toć to samobójstwo, jedynie taki Bane mógłby kosztować tego trunku bez żadnej szkody. W zasadzie, czemu by nie spytać Doktorka przy okazji, czy próbował.
- No wiesz, Gałejn, mam duże doświadczenie w chlaniu. Przeca my, Lustrzaki, mamy chyba odporniejsze organizmy, niż ludzie, a jak sam słyszałeś, mnie zapalenie wątroby dopadło! To chyba o mnie i mojej pasji najlepiej świadczy, co nie, chłopie? - powiedział wesoło, niejako dumny ze swojego ledwie wyleczonego schorzenia. Jak tak dalej pójdzie, znów wyląduje w klinice, ale kurcze, warto było!
- Powiem ci tyle, sam siebie o takie ekscesy nie podejrzewałem. Byłem mocno zrobiony i tak jakoś wyszło, he he - powiedział, drapiąc się po karku - W każdym razie, Rosie była zadowolona. Poniekąd. I tak, dałem się dziabnąć. Blizny nie mam, Bejn wyleczył. Tak przy okazji. - powiedział, odchylając szyję, a w tym czasie kapelusz mu spadł. Gdy Kapelut schylił się po swoją własność, trącił ramieniem swoją szklankę, z której wylały się resztki alkoholu. Gdy podniósł głowę i zobaczył, jakich strat narobił, zaklnął głośno po rosyjsku. Tyle alkoholu wsiąknęlo w panele podłogi. Taka strata. Rusek niemal zapłakał nad losem niedopitego trunku. Na szczęście Gawain zaczął opowiadać o swoim głodzie, na co Gopnik zaczął wpatrywać się w rudzielca jak zahipnotyzowany, zapominając o rozlanym alkoholu.
- Wiesz, to bardzo ciekawe. Nie wiem czemu, ale bardziej mi się kojarzy z uzależnieniem, niż z takim normalnym głodem jaki czujemy my, czy ludzie. - powiedział, gdy Keer zakończył wypowiedź.
- Ha ha, no on też tak stwierdził. Że gdyby wierzył, zacząłby się do mnie modlić. A ja jestem tylko takim sobie o kapelutem, który lubi sobie popić, szczególnie dobre alkohole. To, że mam moc Jezusa nic nie znaczy. No i lubię dziewczynki, uhuhu! - zasmiał się, jednak zdawał sobie sprawę z tego, jakże cenna jest tu jego moc. Mieszkańcy Krainy Luster wbrew pozorom lubili sobie popić. Gopnik był o tyle inny od nich, że mówił o tym bardzo wprost, było to wręcz jego dumą.
- Cóż, japońskich alkoholi, muszę przyznać, nie piłem. Słyszałem dużo o sake, ale tak poza tym to nie znam innych napitków z tamtego regionu. A sam pewnie się już domyślasz, jaka jest moja odpowiedź. Mnie do picia nie trzeba zachęcać dwa razy, ha ha! - zgodził się ochoczo. Japońskie klimaty, to brzmiało pięknie, jednak w głowie Gopnika zapaliła się czerwona lampka, mimo sporego już upojenia.
- Chwila, Gałejn, blać, ty znajesz japoński? Bo bez tego to dużo nie powojujemy tam. Ale napić bym się napił, i to jeszcze jak! - wyjaśnił swoje obawy. Alkohol przybliżył jego akcent jeszcze bliżej Rosji, momentami miało się wrażenie, że prowadzi rozmowę właśnie w tym języku.
- W zasadzie, ma. Jeżeli dasz mi twardą wodę, to napitek też będzie na bazie twardej. Jeżeli jednak dasz destylowaną, czyściutką chemicznie, to spiryt też będzie czyściutki. No i w końcu, jeśli dasz brudną wodę z kałuży, to nie licz na czysty i smaczny trunek, niektórych rzeczy nie wyplenię, jednak zwykle końcowy efekt jest trochę lepszy, niż woda, która posłużyła za bazę. - wyjaśnił niejasności Gawainowi. W zasadzie podejrzewał, że Rudzielcowi wystarczą destylaty stworzone na bazie zwykłej kranówki, ale postanowił opowiedzieć wszystkie cechy swojej złotej umiejętności.
- No to będzie ciekawie, Gałejnie, a ja przygody lubię! Ciekawi mnie, co to za miejsce, Brat! W Gorodzie, znaczy w mieście, czy na wiosce? No i co to za specjalne miejsce, tak specjalne, że o nim mówisz. Zżera mię ciekawość, kiedy ruszamy? - Zasypał Cienia pytaniami, jednak grzecznie czekał na odpowiedź, śmiejąc się jedynie lekko z żartu rudowłosego.
- No, to zdrowie! - wykrzyknął, nalewając sobie z powrotem trochę nalewki i przechylając na raz zawartość szklanki.Gawain Keer - 3 Kwiecień 2017, 20:55 Gopnikowi najpewniej znudził się temat rzędów literek spisanych na licznych kartach zasuszonego miąższu roślinnego, bo płynnie przerzucił się na panienki. Jednak Gawain nie wątpił w to, że Kapelusznika interesowała literatura. Zawsze mógł przebierać w erotykach i fraszkach.
- Czasem to się trochę przydaje. Kobiety lubią takie bajery. Wiesz, znak, że myślisz o nich... całościowo, a nie tylko w łóżku! Ale powiem ci, że kupowanie róż to nie zawsze dobry pomysł. Już raz wyciągałem ciernie po tym, jak dostałem bukietem w twarz - skrzywił się z uśmiechem na to niezbyt miłe wspomnienie. Ciało również to zapamiętało. Odruchowo potarł swój policzek.
- No tak podejrzewam! Czemu miałbyś pić to świństwo? Choć mały łyczek w zamian za możliwość jego produkcji mógłby okazać się przydatny! Małe poświęcenie - wypalił bez pomyślunku, po czym natychmiast skarcił się w myślach. Jego codzienna zgorzkniałość, niedostępność i sztywność zostały przysłonięte przez alkoholową mgiełkę, ale nic nie pomoże na charakter. A ten, w głębi duszy, był paskudny i podstępny. Byleby wszystkich wyprzedzić, ale też nie być zbyt do przodu.
- Jeszcze jak! Tylko lepiej tego nie powtarzaj! Przecież pijemy dla przyjemności, a nie po to, by ślęczeć w szpitalu - klepnął Gopnika w ramię. Z niego to był diabelec! Nic tylko kobitki i kielonek! Tak w ogóle... czy on kiedykolwiek bywał tak prawdziwie trzeźwy?
Tę małą gonitwę myśli przerwał mały pokaz Kapeluta. Wszystko leciało mu z głowy, stołu i rąk. Coś tam przeklinał. Wyglądał jakby na twarzy zebrał wszystkie nieszczęścia tego świata. Dobrze, że tylko przez krótką chwilkę. Nie pocieszał go, bo i nie było po co. Skoro tak zajmowała go ta mała opowiastka o Cieniach, to lepiej żeby nie przypominał mu o rozlanym trunku.
- Trudno mówić o konieczności jak o uzależnieniu - powiedział i cmoknął zakłopotany - Ty bez swojej golonki i innego jadła też byś długo nie pociągnął - przyglądał się brunetowi.
- Niewykluczone, że ktoś przed laty miał taką samą moc co ty... albo podobną, bo ponoć różne cuda wyprawiał! Kto wie, może on był od nas? Ciekawie jakby to było, gdyby nie ta przeklęta Moria, gdyby tak który z nas tam zaszedł i się objawił człekom - powiedział pełnym powagi głosem, ale ledwo panował nad mimiką, a oczy nie przestawały mu się świecić. Bawił się przednio i chyba nic nie było w stanie zepsuć mu humoru.
- Gopnik, nie pierdol! Nie znam, bo i skąd?! - machnął dłonią, po czym dopił zawartość szkła. Jakimś cudem jeszcze rozumiał mowę swego kompana, ale było z tym coraz trudniej. Lekko zatoczył się na krześle i dolał sobie jeszcze kapkę. - Aczkolwiek to niezgorszy pomysł się nauczyć. Za to Japonia jest w pizdu daleko, ja mówię o japońskich alkoholach! Degustacja i te sprawy - wyjaśnił. - Pewniakiem jakieś ma! - ledwo słyszalnie wymamrotał pod nosem i łypnął na Gopnika.
- Szyli szysta woda to szysta wóóda! - zaśmiał się głośno. Aparat mowy go zawodził. Czuł jak cała twarz mu tężeje, ale kto by się teraz tym przejmował! - A ruszyć moszemy nawet teraz! Jeśliś gotów! I to miasto jest. Osiedle - chyba. Wiedział co zaraz nastąpi. Jebany armageddon podłoża. Błąd błędnika. Wystarczy, że podniesie się z tego krzesła, a świat zawiruje. On zaś będzie podążał tym pijackim taktem i kołysał się razem z nim.
- Zdrowie! - upił znowu śliwowicy mając nadzieję, że nie padnie po tym pod stół.Gopnik - 6 Kwiecień 2017, 18:27 Gawain chyba dobrze wyczuł, że książki nie są konikiem Gopnika. Co innego kobiety, o ich pięknie mógłby rozprawiać godzinami. No i alkohol. Te dwie rzeczy chyba najbardziej go pasjonowały, o ile seks i alkoholizm można nazwać pasją. A na dodatek humor mu dopisywał.
- Szmeery bajeery, gadki szmatki, a na koniec i tak wszystko jedno, brat. Przecie w moim przypadku i tak wiedzą o co mi chodzi, więc o so chodzi? A co do róż, racja, tulipany są bezpieczniejsze, ha ha! Co zrobiłeś, że tak podpadłeś, chopie! - zaśmiał się. No to ciekawe. Gawain musiał do teraz mieć uraz do tych kolców, ale nie miał na rozcieranym policzku żadnej szramy spowodowanej kolcami. Tyle dobrze
- Ha ha, jessszcze mi wzrok miły! A na ślepo to bym gówno zrobił. I to jeszcze, znając życie, na podłogę, ha ha! - parsknął. Żart Gawaina był dość mroczny, nie pasował być może do osobowości Kapelusznika, aczkolwiek ten potrafił docenić trafny humor sytuacyjny, nawet gdyby był czarny jak smoła. Gorzej, jeżeli to nie był dowcip, ale Rusek zdawał się tym nie przejmować.
- No, no, dla przyjemności. Ale jak to gadajo... Nie musisz dobrze siem bawić, coby sobie wypić! - powiedział życiową, mądrą, pijacką refleksję. Samemu zdarzało mu się pić do lustra... No w zasadzie samotnie przy stoiku w barze, chociaż w swoim domu też mu się zdarzało. Upijał się na smutno, najczęściej, gdy doskwierała mu samotność. Choć w towarzystwie wydawał się być wulkanem dobrego humoru i optymizmu, to wystarczył dzień, dwa kompletnej samotności i niemal popadał w depresję. Potrzebuje kontaktu. Potrzebuje innych, inaczej nie jest szczęśliwy.
- Dobra, to nie męczę cię, facet, bo widzę, że się krępujesz. Tak, czy owak, w zasadzie jedzenie też jest swego rodzaju uzależnieniem. Tak samo jak oddychanie. Jesteśmy przecież uzależnieni od tlenu, bez niego nie możemy żyć. Chociasz wjesz.. To trochę inny rodzaj uzależniena. - odrzekł. Teraz Gopnikowi załączył się tryb-filozof. Rozmyślał, mędrkował i wygłaszał się, w jego mniemaniu, mądre wnioski.
- Wiem, o kogo ci chodzi, z tym, że łon to w ogóle superman był. Podobno leczył ludzi, nawet zmarłych, wodę zamieniał w wino, jedzenie mnożył, no i sam siebie też uleczył. Wiesz, że tyż się zastanawiałem swego czasu, czy to nie był ktoś od nas? Jakiś lunatyk na ten przykład. Albo inny Bajkopisarz, albo jakiś Arystokrata kryjący rogi. W zasadzie to jest bardzo ciekawe, to, co dla nas jest normalne, tam jest uważane za cudowne i dziwne. I na odwrót, u nas na przykład taka Łada to cudo niemające prawa istnieć. - odrzekł mądrym i patetycznym, aczkolwiek nieco bełkotliwym tonem.
- A bo ja wiem, co żeś ty tam wyczyniał? Może byłeś tu i tam, chłopie, znam cię ledwie kilka dni, ha ha! - powiedział ze śmiechem - A no to z degustacją trafiłeś pod dobryj adres. A czystaj to czystaj. Ruszajmy wienc! Ruszajmy! Pora na przygodę! Ja gotów jestem zawsze. - ostatnie słowa rzekł tonem godnym amanta, po czym jednak głośno parsknął śmiechem.
- Osiedle. Haraszo, idziemy. Tylko dopije, bratan. Harasza ta naleweczka, ooooj harasza. O da, na zdarowie! - zakończył, wypił swój alkohol i wstał powoli z krzesła. Trochę mu się zakręciło w głowie, aczkolwiek trzymał się o wiele lepiej, niż jego towarzysz.Gawain Keer - 6 Kwiecień 2017, 22:29 Jego towarzysz wyraźnie podłapał temat. Dla niego to lepiej, bo do książek, których przeczytał już wiele, nie miał teraz głowy. Z drugiej strony to niedobrze, bo przypomniał sobie wspomnianą akcję z różami. Nie dostał nimi od żadnej, na której by mu zależało, ale tamten dzień zapisał się w jego pamięci jako jeden z nieprzyjemnych.
- W zasadzie to nic nie zrobiłem! Pszyszedłem na pogszeb ojca dziewczyny, z którą kręciłem. A ta mi bukietem w twarz! - udał, że daje sobie z liścia. - Jakaś psychiczna, mófię ci. Uznała, sze skoro byłem z nią w łószku to ona nie zdąszyła do szpitala czy coś. A sama chciała! - mówił szczerą prawdę kręcąc palcem przy skroni. Po prostu paniusia zapomniała o swoim tatku, który wypierdzielił ją z domu na zbity pysk i jeździła do niego tylko po to, by się przypodobać. On raczej na pogrzeby nie chodził, a z Clarą było mu całkiem nieźle... przez jakieś trzy miesiące i naprawdę się starał, ale to nie ona była tą jedyną.
- Wolałbym być ślepy, nisz to zobaczyć, ha! - wyszczerzył się na ten przytyk. - Choć musiałbym zaciągnąć się czymś, co zabiłoby mój węch! - dodał marszcząc nos. Żarty o kupie nie do końca trafiały w jego poczucie humoru, ale był już pijany, a po drugie było mu wszystko jedno. Zwłaszcza przy Gopniku, przy którym czuł się swobodnie.
- Ech brachu! - klepnął Kapelusznika w ramię - Tutaj kompanów do kieliszka ci nie braknie! - wskazał na salę mając w głowie całą Krainę Luster. - Zwłaższa sze kaszdy ma problemy, więc jest za so pić! - zgodził się z mądrością Gopnika brzmiąc naprawdę smutno. Znał ten ból. Gdy chcesz się wygadać i schlać, ale masz tylko to drugie. A jak masz z kim, to chcesz ich posłać do wszystkich diabłów, bo nie dzielą twoich problemów i kończy się na złorzeczeniu i wyzwiskach.
- A to tesz prafda! Gdybym mógł tak nie spać albo oddychać... to by było coś! Ale i tak wtedy ludziska by się tym sztachały. Tlenowy haj i te sprawy! Ten świat jest źle poukładany. To co konieczne wymaga wysiłku, a to co niekonieczne jest pszyjemne - zdegustowany pokręcił głową.
- Wjesz... mnie by nie dziwiło, sze on od nas by był, ale sze on takie rzeczy opowjadał. Wjesz, że syn boszy, że on z niebios i inne takie. Po co to komu? Chyba, sze tak gadał, co by go nieukam... nieukamjeniowali, o! - odparł z rosnącym trudem. Musiał przyznać, że śliwowica była przednia, ale strasznie plątała mu język.
- Ja jusz tak mam, że myślą, sze wyczyniałem niestwoszone rzeczy, ale jak na tubylca, to chyba nie - wzruszył ramionami nie ukrywając oburzenia. Co oni wszyscy sobie myślą, gdy go widzą? Od razu, że zakapior, typ spod ciemnej gwiazdy i nie wiadomo co jeszcze. Może i tak, ale w pracy! Prywatnie czytał książki, nastawiał swoje nalewki i zapewniał leki miejscowej społeczności, której nie stać było na odrobinę leczniczej magii. - Dobra, tylko czej! Dopiję! Srowię! - przechylił szklankę i szybko ją dokończył. Skrzywił się jak po cytrynie, choć jej akurat brakowało mu teraz najbardziej. - I jeszcze musisz zapłacić - wskazał talerz palcem, gdy Gopnik zaczynał wstawać. Zamachał ręką na jakiegoś kelnera, obojętne którego, chciał tylko stąd wyjść. Z dala od rażących sztucznych świateł, zgiełku i duchoty, która panowała wewnątrz.
- Ja poszekam na ciebie na zewnątsz, haraszo bratan? - wybełkotał i również wstał z krzesła.
Wszystko mu się trzęsło, ale jakoś pozbierał swoje rzeczy i upewnił się, że wszystko jest tam gdzie powinno się znaleźć. Ruszał się jak mucha w smole, grzebiąc w swojej torbie, zapinając paski i ubierając płaszcz. Odepchnął się od oparcia krzesła przesuwając je z głośnym piskiem i chwiejnym krokiem ruszył przez salę. Jakoś dotarł do drzwi, nawet nie miał pojęcia jak, bo cały czas patrzył pod nogi. Gdy tylko próbował podnieść wzrok, by spojrzeć nieco dalej przed siebie, obraz zaczynał dwoić się i troić.
Wyszedł przed restaurację i natychmiast przykucnął przy ścianie. Wolał iść lub siedzieć, ale nie stać. To zawsze wywracało mu żołądek na drugą stronę. Zdecydowanie nie był stworzony do takich libacji. Może nie skończyłoby się tak źle, gdyby nie jego upór w niejedzeniu czegokolwiek.Gopnik - 6 Kwiecień 2017, 23:15 Gawainowi język się plątał aż miło. No, ale to dobrze, był rozmowny, było sympatycznie, no i całkiem miło. Gopnik źle ocenił towarzysza za pierwszym razem. Nauczka - nigdy nie oceniaj po pozorach, ale ten Kapelusznik chyba tego nigdy się nie nauczy. Zawsze oceniał po pozorach, ale nigdy nie odrzucał na tej podstawie ludzi (tudzież istot). Starał się odnaleźć w nich drugie dno, spróbować się dogadać, znaleźć wspólny język i chyba w przypadku Gawaina mu się udało/
- Nu, na pewnoo sychiczna. Ja ci gawari, takie to tylko do jednego się zdajo. A jeszcze ci potem wyrzuty robi, jak sama wskakuje, sama zdejmuje patałaszki przed tobą. Besstydnice jedne! - powiedział niemal ze złością, choć w zasadzie nadal miał dobry humor. Sam akurat był z tych, którzy raczej zaciągali, niż byli zaciągani w krzaki, do łóżka, w zaułki. Taki typ człowieka, kobieciarz nie mający opamiętania. Nigdy jednak nie robił nic wbrew woli dziewczyn, nigdy nie gwałcił, nie był ostry, gdy partnerka tego nie chciała. W zasadzie ostry to był tylko raz. Z Rosemary.
- Może nie byłoby tak źle, ha ha! No, ale wolałbym nie próbołać. - zaśmiał się - Wiesz, co ci poem? Ty to jednak swój chop jesteś. Swój, a ja cię żem źle ocenił. Za cichego, skrytego faceta, a ty to jednak jesteś suj. Jak i ja swój chop jestem. - powiedział, coraz bardziej bełkotliwie. Cóż, mimo, że miał mocniejszy łeb od Gawaina, co zresztą było widać, śliwowica robiła swoje. A mocna była, oj mocna! Autorskiego przepisu Gopnika, pędził ją u babuszki Iwana. Był tam w lato, na żniwa. Pomagał przy zbożu, no ale trochę mu się przedłużyło i został niemal do jesieni. Był tam sad, śliwek w nim było dużo, więc surowców miał pod dostatkiem. Stare, dobre czasy.
- No widzisz, brachu, a mnje to i tak samotność dopada... I nie chce momętami puścić, jak ta, zmora jakaś. Jak ktoś się znajdzie, to wypiję. Pogadam, jak z tobą bratan. Ale ja sem i sam radze. Ja jestem twardy. Twardy jak tank! A w tanku pijane soldaty. A soldaty se wybiją oczy. A soooldaty se wybiją oczy. Karabiny wbijoo w oczyyyy. - zaczął nucić sobie tylko znaną piosenkę na tylko sobie znaną melodię. Dla Gawaina mogło to nie mieć w ogóle sensu, bądź mógł sobie przypomnieć opowieść Gopnika i powiązać fakty. Cóż, jakoś mocno Gopnika dziś strzeliło, ale to dobrze. A miał się nie spijać. Niestety, nie dziś, tego dnia przepraszał Gawaina najlepiej, jak potrafił. Śliwowicą. Pyszną śliwowicą.
- A weź, ja tam narkotyków nie bierę. Narkotyk kał. Wolę kwas i hardbas. No i wódkę oczywiście. Wódka harasza, oj haraszaaa! Ale kończy siem, czeba zaraz iść. Ale wjesz. Jak narkoman na głodzie, to gorzej jak wampir. Usycha bez tego świjśtwa i miast pszyemności ma głut! Głut jak ja na golonke a ty na sny. I to jest dramat... Blin! Źle na tym świecie, źle te Bajkopisarze powymyślały, oj źle, tylko wódeczka dobra. No i dziewuszki harosze som harosze. Ale reszta, MORIE, wojny, choróbska, kłótnie, po co to komu ja się pytam, no po co. - Gopnik znowu filozofował, z tym, że teraz jeszcze bardziej od rzeczy.
- A jak to po co, kciał być sławny, jak ten... No, Hitler, na ten pszykład. Chciał rządzić to tak dowalił do pieca, że do teraz go znajo tam po drugiej stronie. A ty byś nie kciał rzondzić? Bo ja to ci powiem, że nie. Mi wystarczy moja chata, mój sklep i jest dobrze. Ale są te, artysty. Światowe sławy, psia mać. Te to mają dobrze, latają po krajach, grają, potem piją na zapleczu i zabawiają się z dziewczynkami i jeszcze za to rubliczki dostajo. - rzekł, ni to z zazdrością, ni to z odrazą, ni to ze złością na tych rzeczonych artystów.
- A ja ni wim, coś ty wyczyniał, ale to nic. To co idziemy? - Spytał i poczekał na odpowiedź rudzielca. Następnie rzucił policzone niedokładnie złote monety i chwiejnym krokiem ruszył za Gawainem, który już wyszedł.
-Nu, Bratan, to pora na przygodę. Japojskie trutki... Znaczy trunki - nadchodzę! Tylko jak tam trafimy, masz jako mape, albo cu? - zapytał, w zasadzie retorycznie, bo ruszył raźnym, chwiejnym krokiem w sobie tylko znanym kierunku. W każdym razie starał się kierować w stronę Bramy.
Z/T x2