Anonymous - 20 Luty 2015, 00:12 Któż mógł wiedzieć, ile czasu Cecil spędził na bezcelowym wpatrywaniu się w przestrzeń podczas swoich codziennych "zamyślanek"? On sam, siedząc na jednej z gałęzi wysokiego na kilkadziesiąt metrów dębu, nawet nie zainteresował się goniącą go godziną. Twierdził, że jest mu do takiej egzystencji po nic potrzebna - i całkiem słusznie, skoro monotonia przeszywała każdy aspekt jego życia codziennego, nie objawiając przy tym żadnych niespodzianek. Bo co, miałby sprawdzać, o której godzinie zerka w stronę prawą, a o której w lewą? Bez sensu. A i sama cecilowatość była antonimem do jakiejkolwiek formy zainteresowania. Obojętne, czy miało ono dotyczyć godziny, ludzi tudzież otoczenia, wciąż wynosiło symetryczne i pięknie zaokrąglone zero. Wyjątek stanowiły momenty, kiedy wena wzbierała w Cecilu do tego stopnia, że musiał wziąć pióro wraz z kartką papieru i opisać to, co widzi przed nosem, oddając przy tym wszelkie paradoksy widzianej oczami szaleńca rzeczywistości. Jednak zważywszy na to, że dawno już żadnego zastrzyku inwencji twórczej nie doznał, opcję tę można było automatycznie wykreślić.
W tej chwili zupełnie nic go nie interesowało. Spędzał więc czas tak, jak zawsze, czyli nucąc cicho pod nosem wymyślane na poczekaniu piosenki i machając nogami to w przód, to w tył. Nawet słowiki akompaniowały mu tego dnia jakoś ciszej...
- Był sobie chłopiec nieduży,
Wczoraj wpadł do kałuży.
Teraz nosem pociąga,
Do mamy ręce wyciąga... - zanucił Cecil niechętnie, spoglądając na prześwitujące przez świeżo zielone liście Słońce.Anonymous - 20 Luty 2015, 02:22 Czasami już tak bywa, że wracasz do miejsc, które nie mają dla ciebie żadnego znaczenia, ale mimo to czujesz sentyment na widok chociażby skrawka tej przestrzeni, która wzbudza w tobie jedynie coś w rodzaju tęsknoty. Dla jednych może być to ławka w parku, dla innych jakiś egzotyczny kraj, w którym zdarzyła się cudowna, letnia miłość, a dla innych może to być zwykły, dziwaczny las.
Krok za krokiem wciskała podeszwy w ziemię, zmieniała strukturę i w ten sposób dawała od siebie coś nowego. Nie, ona nie kroczyła - wręcz sunęła, jak wąż, nie, jak duch zostawiający ślady płaskich obcasów na podłożu.
Niemożliwe.
Fizycznie czuła się całkiem nieźle, rany zdążyły się zagoić, opatrunek mógł zostać ściągnięty. Drobne zadrapanie gdzieś w okolicy skroni, przypominające trochę takie, którego nabawi się dziecko w trakcie zabawy. Nic się nie zmieniło, może poza wyglądem - włosy związała w luźny warkocz, który miał ratować odstające we wszystkie strony kosmyki włosów - nieudolnie. Skąd wytrzasnęła czarną, rozkloszowaną sukienkę z długimi rękawami, które podwinęła mniej więcej do połowy, zostawmy już w sferze prywatności Cyrkowej. Fakt, faktem - wyglądała w tej chwili jakby urwała się z tych azjatyckich modelek promujących sukienki do połowy uda.
Przystanęła tak nagle, jakby wyrósł przed nią jakiś niewidzialny mur, odbiła się od szklanej ściany, albo po prostu zostawiła włączone żelazko. Spojrzała przed siebie jak łowca na ofiarę i wwierciła się w ziemię, nie dając się ruszyć, trochę katatonicznie, schizofrenicznie i autystycznie.
W końcu zrobiła krok w przód, szła szybko i cicho, wpatrując się w plecy nieznajomego. Co jeśli jest zły? Wszyscy są. Co jeśli jest z tych złych, którzy robią krzywdę? Wszyscy robią. Co jeśli są z tych złych, którzy chcą zrobić krzywdę tobie? Wszystko jedno.
- A mama chwyta za łapki,
Prowadzi dziecko do ławki,
Pociesza i mówi mądrze,
I wszystko kończy się dobrze.
Staje przed nieznajomym dokańczając piosenkę, zupełnie nieświadoma, czy właśnie zmieniła jej tekst, czy kiedykolwiek istniała. Jej oczy fotografują włosy, twarz, posturę, wszystko co nie ma znaczenia, ale tak naprawdę ma znaczenie. Kolejny raz Nora nie wie co myśleć - ten ktoś wygląda trochę jak samotnik, trochę jak jednoosobowa armia i trochę jak człowiek.
Unosi wyciągniętą dłoń w jego kierunku, bynajmniej nie w geście przywitania, jej chodzi tylko o to, żeby pozwolił jej usiąść obok siebie, podciągnął ją w górę, pomógł się wspiąć, bo przecież sama sobie nie poradzi. Nieporadne, chuderlawe dziewczę, z odznaczającymi się przez rajstopy kościstymi kolanami i zamglonym, ale czujnym spojrzeniem.
Zrozum aluzję, aniele.Anonymous - 20 Luty 2015, 23:26 Skoro mowa o sentymencie, Cecil nie czuł nigdy przywiązania względem jakiegokolwiek miejsca. Nawet ów dąb, na którym przesiadywał niemal co drugi dzień i z jego wysokości obserwował beznamiętnie otaczającą go scenerię, nie stanowił dla niego rzeczy niezastąpionej. Gdyby zamiast tego dębu urósłby nowy, a ten po czasie wysechł, Cecil prędzej znalazłby się na tym do dyspozycji, aniżeli uronił łezkę żalu za starym towarzyszem. Żył na tym świecie na tyle długo, będąc przy tym wystarczająco odizolowanym od ludzkich uczuć, aby nie poczuć poruszenia na śmierć znanej osoby czy zwierzęcia, a co dopiero rośliny.
Zupełnie inną kwestię stanowiła przeszłość, która nawiedzała sporadycznie jego pamięć i przypominała o dawnych uczuciach. Stanowiła zaledwie ledwo słyszalne echo, a jednak to ono sprawiało, że Cecil zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo chciałby wrócić do momentu, kiedy to odczuwanie było jego głównym zajęciem. Pragnął więcej i więcej emocji, które nawet mimo bijącego od nich smutku przyjmował z otwartymi ramionami. Emocje stanowiące esencję jego wcześniejszych losów i historii, na których temat nie wiedział kompletnie nic. Były jedynym potwierdzeniem, że istotnie takowe posiadał.
Naprawdę ich pragnął. Nawet teraz.
A jednak nigdy nie potrafił sobie przypomnieć przyczyny, dla której: primo, w ogóle te uczucia miewał; secundo, nawiedzały go nawet teraz, po zdawałoby się cholernie długim czasie. Wydawało mu się, że w jego życiu wydarzyło się coś ważnego, coś, co odwróciło jego wcześniejszą codzienność do góry nogami i ukształtowało obecną postać. Że nie był typowym Baśniopisarzem to fakt powszechnie znany, ale pozostawało pytanie, dlaczego?
Kiedy Cecil zastanawiał się po raz milionowy nad kwestią, która nie opuszczała jego umysłu od dobrych kilku wieków, usłyszał czyiś głos. Błyskawicznie zwrócił czarne i odrobinę zaskoczone tęczówki na ziemię.
To, co ujrzał, zbiło go z tropu, a to, co usłyszał - wprawiło w jeszcze większe zdziwienie.
Tuż pod jego siedzącą na gałęzi sylwetką dostrzegł szczupłą, dość wysoką i młodą kobietę, co ważniejsze - człowieka, który dokończył za niego zmyśloną rymowankę w sposób, który odbiegał od jego pierwotnego pomysłu. Ciemnowłosy spoglądał przez chwilę pod siebie, nie interpretując odpowiednio gestu wysuniętej ku niemu ręki, po czym bez jakiejkolwiek zapowiedzi odchylił się do tyłu i spoczął nogami ku górze, zgięciami kolan utrzymując się na gałęzi. Spod luźnej koszulki wychynął szczupły brzuch, a ciemne włosy rozlały się w powietrzu, siłą grawitacji kierując swe końce ku ziemi. Spod czarnej czupryny patrzyły na nieznajomą postać dwa czarne węgielki, teraz jarzące się nieznacznym zainteresowaniem, podczas gdy nieco spierzchnięte usta powoli układały się w grymas w założeniu przypominający uśmiech.
- Ciekawy, acz bardzo wesoły wariant przedstawionej historii, która mogła potoczyć się zupełnie inaczej. – Przechylił delikatnie głowę, nie spuszczając z twarzy dziewczyny świdrującego wzroku. Wydawał się w ogóle nieporuszony przyjętą przez siebie dziwną pozycją.
- Lecz matka nie bierze dziecka na ręce,
Pozostawiając biednego dalej swej męce.
Oddala się, cicho pod nosem śpiewając,
Że dziecko winno nie biegać jak zając.
Morał z tej bajki jest krótki i znany.
Jakiego piwa uwarzyłeś, takie wypij,
Kochany. - Oparł podbródek na nadgarstku, a łokieć na wyimaginowanym stoliku, obserwując z jak zwykle nieprzeniknionym wyrazem twarzy reakcję swej towarzyszki. - Jak Ci się podoba?Anonymous - 21 Luty 2015, 02:00 Gdzieś pomiędzy skupiskiem różnych uczuć znajduje się również ekscytacja - a ta z kolei, nawet jeśli żadnego przywiązania ani sentymentu nie odczuwamy, pozwala nam na jakiś skrawek emocji. Wbrew pozorom, nawet brak zainteresowania, znudzenie są swego rodzaju emocjami - może nie objawiają się uśmiechem czy łzami, ale istnieją.
Tylko co jest gorsze - odczuwanie poruszenia na widok śmierci czy nie odczuwanie zupełnie nic?
Trudno powiedzieć co na ten temat myśli Cyrkowa, jej zdanie zmienia się z sekundy na sekundę, pojawia się i znika, tak samo jak zainteresowanie. "Nie wiem" to jej ulubione słowa, zaraz po ciągłym zadawaniu bezsensownych pytań, irytowaniu swojego rozmówcy i wprowadzania go w konsternację.
Czyli jednak nie będą się razem wspinać po drzewach.
Opuściła ciężką od nadmiaru rozczarowania dłoń, odsunęła się o tysiąc kroków w postaci jednego i z beznamiętną miną obserwowała każdy jego ruch, każde napięcie mięśnia, każde mrugnięcie. Jej oczy lustrowały dosłownie wszystko, jakby brakowało im widoku, napawały się każdym milimetrem. Oblizała wargi, wbiła obcas mocniej w ziemię, splotła ręce pod klatką piersiową i przeniosła ciężar na prawe biodro. Głośnie strzyknięcie w kolanie wywołane zmianą pozycji. Chwilę tak postała, posłuchała, pomyślała. Przechyliła głowę zupełnie jak on, dbałość o nieistotne szczegóły jest interesująca. Powtarza po nim ostatnie zdanie, trochę zaburzenie myślenia, trochę echolalia.
- W istocie lekko pesymistyczna... ale o wiele lepsza od mojej.
Drgnięcie kącika ust, wręcz niezauważalne, jeśli nie jesteś Norą, masz marne szanse by to ujrzeć. Ktoś pyta cię o zdanie, bądź miła, zachowuj się, jednak w tym wielkim świecie trochę się liczysz. Potakuj potulnie, zgadzaj się na wszystko, to może dostaniesz nagrodę.
Przecież dłużej tak nie ustoję.
Znów wyciąga dłoń w jego kierunku, prosty palec wskazujący wędruje do odsłoniętego brzucha, szybkie spojrzenie w celu wykrycia reakcji i dźgnięcie. A teraz z palca mogłoby wysunąć się ostrze, przebić skórę, przebić narządy, zrobić krzywą dziurę na wylot. Pozwolić mu krwawić, samej krzepnąć, bo już wszystkie uczucia uleciały. Jest zahipnotyzowana, patrzy przez dziurę w brzuchu, gdzieś daleko na nieistniejącą rzecz. Zrób mi jakąś krzywdę, Panie Dawidzie Studencie Prawa. Dziwaczność sytuacji zaczyna przekraczać wszelkie granice.
Opuszcza dłoń.
- Jak to jest oglądać świat z tej perspektywy?
Pozwala sobie na spojrzenie w jego oczy, mruga, górne rzęsy łączą się z dolnymi, kto wie jakim cudem się nie plączą.Anonymous - 22 Luty 2015, 01:14 Emocje Cecila nigdy nie przypominały barwnego wachlarzu, który prezentował określone jednoznacznie barwy oddzielone od siebie grubą linią, a co najwyżej paletę, na której artysta w wyniku ponurej zabawy bielą i czernią utworzył wszelkie odcienie szarości zlewające się ze sobą w chaotycznej kolejności. Podobnie jego obojętność przyjmowała różnorodne odmiany, racząc swoją złożonością i jednocześnie wyczulając go na najdrobniejsze zmiany. W końcu szarość pozostawała szarością, niezależnie od liczby istniejących odcieni, prawda? A jednak różnice stawały się tym głębsze, im bardziej ktoś ograniczał się do jednego koloru.
Obojętność.
Obojętność, która wypełniała każdy aspekt dnia Cecila. Obojętność, czasem przybierająca formę znudzenia, a czasem zwykłej pustki.
Lecz wciąż będąca tą samą obojętnością.
- Dlaczego lepsza? – zadał niezobowiązujące pytanie, wysuwając delikatnie dolną wargę i obserwując, jak jego towarzyszka lustruje każdy element jego ciała. Być może szukała w nim słabości, a może uważała go za osobę godną uwagi – nieważne. Wyraz jego oczu wciąż pozostawał taki sam, ukrywając jedynie ledwo widoczne widmo zainteresowania. Patrzył na dziewczynę i widział w niej istotę taką jak wszystkie, odznaczającą się jednak swoistą aurą nieprzewidywalności. Coś, co spotykał u ludzi rzadko, a co zawsze wiązało się z ciekawym, nawet dla niego, rozwojem wydarzeń. Mimo daleko idących wysuniętych wniosków wciąż pozostawał na stadium obserwacji. Przesuwał wzrokiem po jej włosach, policzkach, szczupłych nogach wciąż z majaczącym na wargach uśmiechem. Bez mrugnięcia okiem zanotował, jak dziewczyna, której imienia do tej pory nie poznał, wyciąga ku niemu rękę z wysuniętym palcem i wbija ją w odsłonięty kawałek brzucha. Dopiero wówczas przeniósł wzrok najpierw na brzuch, a potem na nią, wzdychając z zastanowieniem bardziej do siebie niż do towarzyszki. – Och tak. To oczywiste, że ludzie są dziwni w każdym miejscu na świecie i o każdej porze dnia i nocy.
Spoglądał przez chwilę w milczeniu na kobietę i dopiero po upłynięciu pierwszej minuty od wypowiedzenia przez kobietę owych kilku słów, jego uwagę przykuło usłyszane pytanie. Nagłe zaintrygowanie wstąpiło na jego bladą twarz, która wykrzywiła się w jeszcze szerszym uśmiechu, a on sam klasnął w dłonie, jakby właśnie ujrzał pod choinką najlepszy w swoim życiu prezent. Ledwie sekundę później spoglądał z zamyśleniem na otaczającą ich scenerię.
- Początkowo wszystko wydaje się obce. Kształty są odwrócone; na pierwszy rzut oka przypominają nocne mary, a nie znane nam przedmioty, zwierzęta, ludzi. Dopiero po chwili, po bliższym zaznajomieniu widać, że zmiana nie dotyczy tego, co Cię otacza, a Ciebie. To Ty się wyróżniasz. Ty jesteś jednostką, która wyznaczyła inny kierunek. Zmiana innych była tylko pozorna – kształt myśli, zamiarów, marzeń mają ten sam. Ale ty jesteś oryginałem.
Nie wiadomo kiedy jego półgłos zamienił się w szept, a twarz przybrała zupełnie nieobecny wyraz. W pewnej chwili zamilkł, jego oczy zaszły się mgłą, a dotychczas napięte mięśnie zwiotczały, przez co wydawało się, jakby ciemnowłosy lada chwila miał spaść z drzewa. Oczywiście do podobnej sytuacji nie doszło, jednak letargu chłopaka także nie było widać końca. Póki co.
Inny wymiar obojętności. Anonymous - 23 Luty 2015, 00:40 - Ma przesłanie.
Zaciekawienie, uśmiech, zdziwienie, zadawanie pytań, dostarczanie odpowiedzi. To już jest budzenie żywszych uczuć, przeżywanie emocji i okazywanie zainteresowania. Wydaje się, że obojętność jest nieznacząca, niewielka, a tymczasem jest pojęciem bardzo szerokim, mającym kilka znaczeń. Monotonia skłania nas do obojętności, ale być może w końcu nadejdzie dzień, w którym miejsce, osoba czy sytuacja skłoni nas do odczuwania głębszych uczuć.
A więc, chłopcze, czy teraz jesteś obojętny?
Mogłaby opowiedzieć o każdym zdaniu tej piosenki, o każdym wyrazie, o każdej literze. O smutnym początku, o nieznacznej pauzie przed słowem "kochany", o nacisku na literę "ę". Miękkim głosie i pieszczotliwej intonacji. Takie głębokie.
Topię się.
Tymczasem zdobyła się na to, co zwykle - krótka, zwięzła odpowiedź, bez wyrażania szczególnych emocji, skrupulatne ukrywanie uczuć. Chowała się przed nimi jak dziecko przed nocnymi strachami. Duchota, upał i zawroty głowy, takie same objawy jak Devin Jones w kostiumie idola swoich podopiecznych w Joylandzie. Dokładnie zamknięty na określony czas, po którym mógł w końcu zdjąć swoją idiotyczną maskę i odetchnąć świeżym powietrzem. Zmęczony, zrezygnowany. Tak działa życie otoczone własnym, psychicznym murem.
- Uważasz, że jestem dziwna? - zapytała, ot tak, tym razem patrząc wszędzie tylko nie na niego. Przecież liście też potrzebują odrobinę zainteresowania. Ale tak, pytania, jeszcze więcej pytań, bądź jak dziecko i nigdy z tego nie wyrośnij. Płacz, krzycz i proś o gwiazdkę z nieba. Pytaj dlaczego trawa jest zielona, dlaczego księżyca nie można chwycić, dlaczego świat jest taki zniszczony.
Pozwoliła na jedną, dwie, pięć sekund ciszy po jego słowach. Znała ten wyraz twarzy, błądzące myśli, widziała przez skórę jak w jego głowie, duszy, wnętrzu przewija się milion znaków zapytania. Rozchyliła wargi, zmarszczyła brwi w konsternacji. Sześć, siedem, dziesięć sekund, chwyta i naciąga niżej lewy brzeg sukienki. Jedenaście, trzynaście - pstryka dwoma palcami przed jego twarzą.
Wszystko jest takie samo, jedynym wyjątkiem jesteś ty. Uwierz, że to ty zapanowałeś nad obrazem, który jest przed twoimi oczami. Zapanowałeś nad nim, bo to ty się zmieniłeś.
- Chętnie pokażę ci coś z mojej perspektywy - w jej oczach było widać żywe zainteresowanie. Tak, zdecydowanie długie, wyczerpujące odpowiedzi ją zadowalały. Wskazała palcem na miejsce obok niego. - O ile mi pomożesz. Oczywiście nie zamierzam kopiować twojego... ułożenia, bo na dolną partię mojej sukienki zadziałałaby siła grawitacji, ale byłoby mi miło, gdybyś mnie podciągnął.
Niewinne spojrzenie w kierunku gałęzi, ciche przełknięcie śliny. Jeśli jej pomoże, wszystko będzie szło zgodnie z założeniami Cyrkowej, żadnych niespodzianek. Gdzieś tam w głębi potrzebowała jednak odrobiny sympatycznego sprzeciwu, obrotu sytuacji i nieprzewidywalności.Anonymous - 23 Luty 2015, 21:42 Cecil skinął w odpowiedzi głową. Nie widział potrzeby komentowania odpowiedzi oczywistych, uważając ów zabieg w rozmowie za zbędny. Twierdził, że w wyniku tego cała późniejsza konwersacja zostaje pozbawiona sensu. Bóg wie, ile było w tym racji. Cecil to Cecil, a Cecil oznacza specyficzny tok rozumowania. Być może dlatego tak ciężko było mu się z kimkolwiek porozumieć?
Chyba że ktoś wydawał się równie dziwny jak on sam.
Drogi odbiorco, czy szedłeś kiedykolwiek leśną aleją? Każdy element otaczającej ścieżkę kolumnady można by określić prosto: drzewo. Drzewo samo w sobie to pojęcie bardzo ogólne, łączące w sobie wiele innych słów, które pasują do jego znaczenia. Cis, dąb i brzoza ujawniają się dopiero wtedy, kiedy rozpatrzy się poszczególne aspekty drzewa, tworząc przy tym oddzielne definicje jego gatunków. Nie zmienia to jednak faktu, że każdy z nich można określić jednym słowem. Jakim - chyba nie trzeba powtarzać.
Tak samo było z obojętnością. Istniała obojętność sama w sobie, a także obojętność przemieszana z zaciekawieniem, wesołością, irytacją. Co z tego, skoro zawierała ona namiastki uczuć, gdy wciąż pozostawała beznamiętnością; kruchą, nietrwałą i głuchą na oczekiwania swego odbiorcy. I nic nie było w stanie zmienić jej pierwotnego znaczenia.
Ciemnowłosy Baśniopisarz spoglądał teraz na swoją rozmówczynię z zapowiedzią chłodnej analizy w oczach. Po raz kolejny, może drugi, a może piętnasty tego dnia przesunął wzrokiem po jej twarzy, starając się wychwycić reakcję na słowo "dziwny". Dla niego (bo oczywiście ile ludzi, tyle interpretacji) osobą dziwną była osoba wyłamująca się ze stereotypowego sposobu myślenia, idąca pod prąd z wziętym pod pachę bagażem specyficznych upodobań mimo szepczących wokół głowy głosów, które pod woalem drwiny skrywały w sobie strach. Strach przed nieznanym, strach przed "innością" oraz idącą za nią nieprzewidywalnością. Bo działania grupy można przewidzieć, ale zupełnie oderwanej od niej jednostki?
- Oui - szepnął cicho, świdrując towarzyszkę wzrokiem. - Widzisz ubranego na czarno mężczyznę, siedzącego na gałęzi wysokiego na kilkadziesiąt metrów drzewa, wpatrującego się pustym wzrokiem w przestrzeń i nucącego pod nosem nieznaną piosenkę. Widzisz i myślisz: "jest dziwny, coś z nim nie tak". Ktoś myślący w sposób przyjęty w danej grupie za normalny odszedłby. Ale ty zostałaś; ba, podeszłaś do mnie i odśpiewałaś dalszą część piosenki, na dodatek nie mając oporów, aby mnie później dotknąć. Dlaczego? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że to zachowanie nietypowe. A nietypowe oznacza inne. Dziwne.
Zamilkł na chwilę, a potem przeniósł czarne niczym smoła tęczówki na powoli ukrywające się za horyzontem Słońce.
Czas odsunął się od niego niekontrolowanie, a on nie zdołał go uchwycić. Ten po chwili wrócił, przez co Cecil z powrotem odzyskał skupienie i poczucie rzeczywistości. Patrzył przez chwilę na długowłosą, a potem spojrzał na swoją dłoń tak, jakby widział ją po raz pierwszy. Nic nie mówiąc, zaczął ją wysuwać niczym cenny skarb - bladą, o kościstych palcach - ku dziewczynie i niemal dotknął jej włosów, lecz zaraz pociągnął ją ku sobie, jakby oddzielała ich ognista bariera. Cecil, do tej pory zdawałoby się ospały, teraz ożył, niemal podskakując na gałęzi i szybko zrywając się do wcześniejszej pozycji.
- Och, tak. Dobry plan - szepnął do siebie, a potem uśmiechnął się z odrobiną szaleństwa i podciągnął kolana ku brodzie, obejmując je chudymi niczym patyki ramionami. Zwrócił przenikliwy, acz i tym razem odrobinę nieobecny wzrok na dziewczynę. - Dobrze. Zrobię, o co prosisz, jeśli rozwiążesz zagadkę. Jeśli nie, musisz mi powiedzieć swoje imię i jedną słabość. Każda kolejna próba będzie kosztowała ujawnienie faktu z Twojego życia. Nieudana w efekcie - słabości.
Zrobił dramatyczną pauzę, po czym powiedział:
- Widzisz, jak stoi lub płynie
albo zalega w dolinie.
Lecz choć jest biała jak mleko,
jej nie zaczerpniesz butelką.
Co to jest?Anonymous - 24 Luty 2015, 01:43 Racją jest, że to pewne wydarzenia kształtują charakter człowieka, jego osobowość zależy od doświadczeń, jego poczucie wrażliwości rozwija się wraz z problemami. Bywają momenty, że nagle zalewa cię powódź, niszczy mury, które sobie zbudowałeś, wtacza się jako nieproszony gość. Zwykle wydaje nam się, że nie jest istotne czy stracimy mało ważną rzecz, ale tak naprawdę dopiero po fakcie jesteśmy w stanie zrozumieć, że jakaś część, która była z nami zawsze, została oderwana i zostawiła po sobie pustkę. Wydaje się tak zwyczajna jak lek na kaszel, który potem okazuje się być kodeiną, pseudoefedryną odurzającą cię do pewnego, zależącego od jednostki, stopnia.
Wszystko co przeżywamy pozwala nas ukształtować, pozwala stać się innymi, ale nie, my nie jesteśmy dziwni, my tylko wmawiamy sobie że jesteśmy dziwni. Kiedy przesuwasz opuszkami palców po ścianach swojego starego, zrujnowanego mieszkania mamrocząc do siebie oskarżające zdania brzmiące jak zaklęcia nie jesteś dziwny, jesteś sobą. Wmawiasz sobie depresje, nie spełniasz estetycznych kwalifikacji, czujesz się dekadentem, ale wcale nie upadasz.
- Inny niekoniecznie oznacza dziwny. Nie uważasz, że może być to po prostu posiadanie osobowości? - przecież się nie zgodzi, przecież lubi prowokować, podważać czyjeś zdanie, trochę się podroczyć. Możesz być trochę spaczony, możesz zniekształcać siebie i innych, ale jedyna osoba, która to wszystko pojmie i zauważy to ty.
Totalna dezorientacja, utrata połączenia. Jego dłoń kierująca się w jej stronę, zły znak, nie Panie Nieznajomy, to nie może się udać. Z chwilą powrotu jego ręki jej ciało wykonało szybkie odchylenie do tyłu - jak zwykle po czasie, zacięcie się, zawias. Utrata ostrości na ułamek sekundy, przegrzanie systemu, koniec gry. Trybiki w głowie przestały działać, pociąg się wykoleił, niszcząc całą swoją zawartość, a skoro ją zniszczył, to nawet jeśli uda się ją uratować, to nigdy nie będzie taka sama. To jak zakup nowej książki, którą potem chcesz sprzedać - może i jest w stanie idealnym, ale jednak była używana, trzymałeś ją w swoich dłoniach, badałeś palcami fakturę, wąchałeś kartki. Zapach tak intensywny, że powoli staje się smakiem. Nie jest już nowa, bo przecież była twoja.
Źrenice rozszerzyły się nieznacznie, zaciekawiłeś mnie, powoli zaczynam odczuwać efekty swojego czynu. Wciągnęłam cię do mojego świata jak narkoman heroinę. Powoli sprawiasz, że inaczej postrzegam otoczenie, czuję zawroty głowy.
Wysłuchała jego warunków, niemal poczuła jak podnosi jej się temperatura. Po raz pierwszy dzisiaj uniosła kąciki ust w uśmiechu, wlepiła wzrok w nieznajomego. Czuła się jak w chorej grze, w której z góry ustawione są zasady, a ty musisz się do nich zastosować. Jesteś zdominowany przez czyjąś wyobraźnię, co nie znaczy, że nie możesz uruchomić swojej.
Dwie, cztery, dziesięć sekund minęło, zanim dotarła do niej zagadka. Mechanizmy usadowione gdzieś głęboko w umyśle znowu zaczęły pracować, działały na pełnych obrotach. To nie pasuje, to jest złe. Nie wiem, chciała wykrzyczeć, aż w końcu coś zrozumiała.
Przecież to nie trudne. Trybiki spowolniły, ale tym razem to nie zwarcie, to odnalezienie urządzenia, załadowanie płyty. To jak rozkaz "spocznij" po odśpiewaniu hymnu. Cztery litery, przecież ona cię otacza, widzisz ją, stoisz w niej, dotykasz, ale nie możesz złapać.
Zrobiła głęboki wdech, rozwarła usta, ale nic się z nich nie wydobyło. Nie, to nie może tak wyglądać, będzie nudne, będzie krótkie. Cyrkowa nie zamierza w ten sposób osiągnąć zwycięstwa - zrobi to inaczej.
- Skąd będziesz wiedział, czy fakt z mojego życia nie jest kłamstwem? - no błagam, kolejny Lunatyk mający dar wykrywania oszustów?
Zrobiła krok do przodu, wyglądała jakby pchnęło ją powietrze, jakby nie mogła dłużej ustać na nogach. Przygryzła policzek od środka, dłonie złączyła przed sobą.
- Moje imię to dom dla lisów.
Może i zaczęłaby się głośno śmiać, gdyby tylko odnalazła w sobie chęć.Anonymous - 26 Luty 2015, 23:25 Cecil przechylił głowę, aż jeden z wywodzących się z burzy ciemnych włosów kosmyków nie opadł na jego policzek. Zmrużył delikatnie oczy, a jego długie rzęsy rzuciły na policzki podkreślające chudość cienie. Twarz pozostawała w dalszym ciągu nieprzenikniona.
- Nie chodzi o to, co ja uważam, tylko o to, jak postrzega jednostkę indywidualną i nieschematyczną grupa uznawana za wyznacznik standardów. Według nich „inny” to synonim dziwności, natomiast posiadanie osobowości nie jest powszechnie uznawaną cechą. Najważniejsze to myśleć jak oni, czuć to co oni i robić to co oni. Ale… - Kącik jego ust powędrował ku górze, wykrzywiając usta w tajemniczym uśmiechu. – Ja tego nie uznaję. Wiem, że nie jestem normalny. Jestem dziwny, podobnie jak Ty. Ale z moich ust to największy możliwy komplement.
Oblizał koniuszkiem języka spierzchnięte usta, na których gościła wciąż ta sama nieudolna imitacja uśmiechu, po czym poprawił końcem kciuka podwijającą się z boku czarną koszulkę i ściągnął ją z powrotem na biodro.
Normalność istotnie nie była Cecila mocną stroną. Wyróżniając się nawet wśród osób tej samej rasy, nie tylko charakterem, ale i kolorystyką, nigdy nie był akceptowany. Nawet jeśli z powodu swojego usposobienia nie odczuwał dyskomfortu czy żalu za jednością; nawet jeśli nie robiło to na nim żadnego wrażenia, wszystko to automatycznie czyniło z niego wyrzutka. Oczy obserwowały beznamiętnie, jak palce zmierzają w jego kierunku, a od czasu do czasu rozlega się jego wypowiedziane szeptem imię. Mimo to pozostawał taki, jak zawsze, nie starając się nikogo usatysfakcjonować. Być może z powodu owej pustki, która nie wzmagała w nim bynajmniej żadnego pragnienia takiego czy innego zadowolenia, a może z powodu samoakceptacji – nie wiadomo. Niemniej obecny stan rzeczy mu w zupełności odpowiadał.
Ponoć.
Z cieniem rozbawienia w oczach spostrzegł, jak dziewczyna uchybia się przed jego niedoszłym dotykiem. Nie obchodziło go szczególnie, czy poczuła się zwyczajnie osaczona czy zagrożona zmniejszającą się odległością. Jego ruchy były wykonywane w sposób rozważny i powolny, jakby on sam doskonale znał ich przyszły skutek, toteż po przyciągnięciu ręki z powrotem i ujrzeniu reakcji towarzyszki na wypowiedziane warunki jego wcześniejszy uśmiech poszerzył się. Odgadnięcie imienia nie stanowiło dla niego żadnego problemu.
- To my tworzymy rzeczywistość, Noro. To my określamy, co jest faktem, a co fałszem. Uwierzę Ci i wówczas będziemy osadzeni w świecie kreowanym przez nas, nie przez narzucony z góry los. Jeśli fakt byłby autentycznym dziełem sztuki, to kłamstwo nie byłoby plagiatem, ale osobnym dziełem sztuki. Nie mniej rzeczywistym, bo przecież istniejącym. W naszej wyobraźni.
Pstryknął palcami, a rzeczywistość wokół nich zdała się przybrać kształt płynnej materii. Gałąź, na której siedział, zaczęła się wywijać fantazyjnie u końców i chwilę później stanowiła ogromnych rozmiarów, dwuosobową huśtawkę w czarnym kolorze przywieszoną na białych linach do drzewa, które z miejsca przybrało kolor szarości z opalizującymi czarnymi refleksami. Ziemia pod nimi rozmyła się, pozostawiając zań przezroczystą powierzchnię, pod którą widać było rozchodzące się na szerokość dziesięciu-piętnastu metrów korzenie. Nawet mimo królującego na sklepieniu dnia, za jasnoczerwoną chmurą pojawił się złotawy Księżyc w kształcie sierpa, przypominający raczej namalowany obraz aniżeli rzeczywistych rozmiarów i kolorów odłamek skalny. Wszelkie elementy wokół, a wykraczające poza obręb pola, w którym się znajdowali, okrywała nicość.
Wesołość Cecila dosięgła tego stopnia, że wesołym głosem dziecka dodał:
- Słyszałaś teorię, jakoby nasz wymiar był marnym plagiatem Ziemi? Stworzonym przez Baśniopisarza? - On sam zaczął kiwać się na boki, patrząc szklanym i niezbyt zdrowym wzrokiem na dziewczynę.
Pułapka wyobraźni - 1/3Anonymous - 1 Marzec 2015, 01:28 Słuchała jak zwykle z uwagą i podziwem - jego kwestie były niesamowicie pełne, wystarczające, dopełniające. Nie potrzebowała więcej, nie musiała uwalniać z gardła tych wszystkich irytujących pytań, bo były one po prostu zbędne. Złapała kosmyk swoich włosów tuż przy końcu i poczęła mierzwić go w palcach. Pokiwała głową.
- W tym świecie słowo "dziwny" nie ma żadnego znaczenia. Tu wszystko jest wypaczone, wyjęte z kontekstu, stworzone by odstawać od normy.
Aczkolwiek, drogi czytelniku, akceptacja jest ważnym punktem psychologicznym każdej istoty. Przynależność do grupy czy jednostki czyni nas w pewien sposób silniejszymi, a nawet jeśli jesteśmy samotnikami - mamy wyśmienitą okazję by obserwować zachowania i zwyczaje, które kształtują następnie naszą niestabilną psychikę. Mimo wszystko jesteśmy zwierzętami stadnymi i samotnie nie jesteśmy w stanie sobie poradzić.
Słabe punkty są zmorą każdego wytrawnego manipulatora, a kiedy już takie u owego znajdziesz - jesteś na wygranej pozycji. Dodatkowo, jeśli manipulator zrozumie, że posiadasz wiedzę na temat tego, co tak bardzo chciał ukryć, w jego głowie pojawia się tysiąc myśli naraz, powietrze zasysa się do środka, miażdży żebra, ściska serce, wszystko działa na zasadzie worka próżniowego, spłaszcza go, sprawia, że staje się mniejszy. Traci swobodę, który ty z kolei zyskujesz.
Może i Cyrkowa do wytrawnych manipulatorów nie należy - ale słabe punkty zdecydowanie posiada.
Dotykać może wszystko, począwszy od pamięci, cudzych wspomnień, rzeczy materialnych, aż po istoty żywe. Nie ma z tym większego problemu, a to dlatego, że to ona posiada kontrolę, jest panem sytuacji, decyduje co się stanie, kiedy będzie początek a kiedy koniec. Kiedy role się odwrócą, odwracają się również wszystkie jej aspekty. To już jest stracona pozycja, to są wszystkie chore eksperymenty dotyczące jej psychiki, dotyczące jej ciała. Sztywnieje, mięśnie się kurczą, na skórę wstępuje gęsia skórka, bo do tego się przyzwyczaiła, to było codziennością, a nawyki jest zmienić tak ciężko jak rzucić palenie. To nie jest strach przed osobą - to jest strach przed uczuciem bólu, przed powrotem wspomnień i utratą stabilności.
To co stało się później było wręcz niewytłumaczalnym zjawiskiem, a jednak możliwym, bo to inny świat, Druga Strona Lustra, wyobraźnia - a ta z kolei jest nieograniczona. Przywarła plecami do drzewa, przejeżdżając dłońmi w poszukiwaniu szorstkiej kory, jedynej rzeczy, która nie została zastąpiona. Jej wzrok przypominał przestraszonego zwierzaka, ale tym samym miał w sobie ciekawość, serce tłukło się o żebra próbując je złamać, zachłyśnięta powietrzem próbowała wyrzucić z siebie fascynację, spojrzeć na nieznajomego nie jak na obiekt doświadczalny, który właśnie ukazał jej rąbek swojego świata - tylko jak na zwykłą, żywą istotę, nieposiadającą nic godnego do zaoferowania. W jednej chwili wyparowało jej z głowy wszystko co do niej powiedział. Sklerotyczka, ponura ignorantka bez zdolności do podzielności uwagi.
Jakże niemożliwe.
Nie patrz tak, kolego, wyglądasz jak zbiór kolan, łokci, czarnych ubrań i szaleńczego uśmiechu, masz chorobę sierocą, awersję do kolorów i jesteś okropną gadułą. Z każdą kolejną minutą, nie, sekundą, bawisz się coraz lepiej, widzę to, czuję i słyszę.
Licz sekundy, zwracaj uwagę na detale, obserwuj jak rąbek jego koszuli podwija się z każdym kolejnym ruchem. Nie patrz w dół, bo upadniesz, stracisz grunt pod nogami, bo przecież to prawie jak przepaść.
- W takim razie Lunatycy powinni coś o tym wiedzieć - w końcu to oni są najlepiej poinformowani, ich księgi są dziełem sztuki zawierającym prawdę o tym co istotne. Podobno.
Oderwała się od drzewa, straciła łączność, nie stopiła się na tyle, by nie móc się wydostać. Podeszła i po raz kolejny wyciągnęła ręce w jego kierunku, lekko uniosła kącik ust, jedna chwila wystarczyła, by zmieniła zdanie, zmieniła koncepcję, wprowadziła zmiany w planie wydarzeń.
- Mgła.Anonymous - 7 Marzec 2015, 00:54 Tuż po wypowiedzianych przez kobietę słowach nastała cisza, nieoczekująca od swych kontemplatorów niepotrzebnych słów i dźwięków przerywających, zdawałoby się, niekomfortowe milczenie.
Cecil wielbił muzykę, ale nadto cenił sobie ciszę. Ów stan, kiedy zamierasz ty i rzeczywistość, która postanawia ukazać się swoje największe słabości; szczegóły, na które wcześniej nie zwróciłbyś uwagi. Czasem jedno-, czasem wieloznaczna, a przecież sprawiająca, że świat wokół wydaje się bardziej realny niż kiedykolwiek. Czas, podczas którego uczestnicy rozmowy spoglądają na siebie badawczo, odrzucając ludzkie sposoby wyrażania myśli tudzież uczuć, w zamian tego odnajdując duchową jedność. Dziwne połączenie, linia napięcia gotowa na zerwanie w każdej chwili.
Ciach. - Wszystko – powtórzył Cecil niczym echo, spoglądając na swą towarzyszkę z nieobecnym wyrazem twarzy. Po chwili powrócił wraz z wzruszeniem ramion - pojawiło się znikąd i równie szybko zniknęło. Pozostała jak zwykle pustka.
Jeśli założenie, iż ludzie są zwierzętami stadnymi, jest prawdziwe, Cecil był pozbawiony tego rzekomo wrodzonego instynktu. Fakt, w jego sercu wciąż tlił się niezgaszony płomień straty za osobami, których nie potrafił sobie nawet przypomnieć, nie sprawiał, że chciał za wszelką cenę uzyskać kompana życiowej wędrówki. Aby stać się silniejszym? Bzdura. Jedyną siłą Cecila była jego wyobraźnia, a nie istniała przecież wyobraźnia zbiorowa. Inni nie mogli go wspomóc; własną moc tym samym określał on sam jako indywidualna jednostka. Był przystosowany do życia jako wyrzutek, wiecznie nieakceptowany.
Niemal zaśmiał się, gdy ujrzał reakcję swej rozmówczyni, i to bynajmniej nie z powodu poczucia wesołości. Jego śmiech był jedynie podsumowaniem swego dzieła, będącego czymś zwyczajnym. Melodią próżności i triumfu codzienności. Ciemnowłosy spoglądał na dziewczynę z mieszaniną ciekawości i obojętności. Chłonął jej emocje, doszukiwał się uczuć w najmniejszym elemencie jej twarzy czy zwykłym ruchu palców błądzących po korze drzewa. Pragnął przypomnieć sobie powiew strachu, iskrę fascynacji, muśnięcie prawdziwego zaciekawienia. Chciał poznać coś nowego, absurdalnego, a jednocześnie obrazoburczego. Czym było życie, jeśli nie miało mu nic do zaoferowania oprócz chłodnych obserwacji? Zadawał sobie to pytanie od lat i nadal nie otrzymał odpowiedzi, jedynym odzewem była wzbierająca w nim frustracja.
- Boisz się wysokości? – zapytał szeptem, kątem oka zauważając także jej zachowanie względem niby-szklanej powierzchni pod stopami oraz rozpaczliwe dążenie do rzeczywistego i pewnego oparcia. Uśmiechnął się krzywo. – Znane wcale nie znaczy bezpieczne. A Lunatycy to tylko mierne istoty o nie większej mocy od nas.
Słysząc odpowiedź, trwał przez chwilę w bezruchu i obserwował, jak dziewczyna wyciąga do niego rękę. Zawarł umowę, dał słowo. Nic by się nie stało, gdyby zignorował ów gest, powołując się na własną sferę nietykalności.
A jednak zrobił to, choć liczył na trudności w rozwiązaniu zagadki.
Jego szczupła, niemal niewieścia dłoń złapała dziewczynę za przegub i podciągnęła ku górze. Bóg wie, jakim cudem ten chudzielec uniósł dziewczynę i, tym razem z pomocą obu rąk, posadził obok siebie. Przesunął po niej czarnymi tęczówkami, szukając cienia strachu, obrzydzenia albo skrępowania. Lada chwila huśtawka, na której siedzieli, zniknęła. Podobnie zniknęło wszystko, co wokół nich do tej pory istniało, obojętnie czy prawdziwe, czy nie. Pozostała jedynie czerń i ich ciche oddechy, przeplatające się ze sobą niczym fantasmagoryczny kanon. Głucha i nieprzenikalna. Przerażająca i łagodna, ciemność.
- Boisz się, Noro? – zapytał Cecil na nowo z głosem, można by rzec, że podekscytowanym. Brzmiał on tuż obok postaci dziewczyny, o, tuż nad uchem; lekkie muśnięcie ust na płatku ucha i wyczuwalny, poszerzający się uśmiech. – Ciemność demaskuje najskrytsze myśli, które na co dzień dusimy w sobie tak, by pozostawały niezauważalne dla nikogo. Marzenia, pragnienia, obawy. Teraz nie możemy ich dostrzec, a przecież je czujemy. Cisza działa podobnie, mówiłem Ci? Nie? Więc się wsłuchaj.
Powiedział i zamilkł. Jedynym odgłosem wydobywający się z ciemności było bicie jej serca.
Czy raczej: ich serc?
Pułapka wyobraźni - 2/3Anonymous - 12 Marzec 2015, 00:25 Cisza.
Z jednej strony uspokaja, pozwala wychwycić detale, które Nora tak bardzo uwielbia, skupić się i pozwolić na chwilę błogiego rozmyślania, z drugiej natomiast niepokoi, wręcz wyzwala szaleńcze myśli, na które Cyrkowa pozwala sobie zbyt często. Momentami przytłaczająca, dusząca, tamuje oddech jak pierwsze zaciągnięcie się papierosem trwające wieczność. Nie masz pojęcia jakie ma zamiary kiedy cię obejmuje, co chce powiedzieć kiedy wdziera się do twoich myśli - niepozorna, a jednak silnie działająca.
Nora potrafi odnaleźć ciszę nawet w tłumie, wśród ludzi jest się także samotnym, mawiał autor Małego Księcia, uznawanego przez uczniów za zbyt dziwną lekturę. Działanie na podobnej zasadzie, zwróć uwagę na to co dzieje się dookoła.
Usiadła obok niego bez cienia emocji na twarzy, ale gdzieś w środku odczuwała wyraźną satysfakcję, burza emocji, można powiedzieć, że zaciekawienie objęłoby cały obszar, gdyby tylko nie było zapięte na ostatni guzik. Jedyne co mogło ją zdradzić to oczy - ciągle błądzące, rejestrujące najmniejsze zakątki rzeczy nieważnych, szeroko otwarte, pilnujące każdego ruchu.
- A powinnam? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, bo przecież było zbędne, nie miało sensu. Nie zadawaj takich pytań, brzmi jak groźba, jak próba wywyższenia się. Wsunęła kosmyk włosów za ucho, westchnęła nieco zbyt teatralnie, założyła nogę na nogę i oparła dłonie po bokach. Przymknęła oczy analizując położenie. - Czy siedziałabym tu, gdybym się bała?
Zerknęła kątem oka na nieznajomego, odchyliła się lekko do tyłu. Ciemność miała dla Nory dość ciekawe znaczenie. W gruncie rzeczy mieszkanie w czterech ścianach, za przyjaciela mając tylko ciemność wydaje się być czymś nieprawdopodobnym, niezrozumiałym, ale dla Nory to był najprzyjemniejszy czas w ciągu ostatnich kilku lat. Te momenty były nieporównywalnie lepsze od czasu, który spędzała na eksperymentach. Znalazła z nią wspólny język, stała się częścią jej życia, która wprowadzała choć trochę spokoju, nigdy jednak nie stała się uzależnieniem.
Sztywno wysłuchała jego słów, nie poruszyła się nawet o milimetr, druga, piąta, siódma sekunda minęła, przeszła do historii, po to, żeby o niej zapomnieć. To było jak nędzna prowokacja, próba dominacji, jak wróg patrzący z satysfakcją na twoją porażkę. Odwróciła twarz w jego stronę nie widząc kompletnie nic. Jest blisko, czuję go, słyszę, szkicuję jego konterfekt. Serce prawie łamie żebra, nadal siedzi w klatce, nie może się wydostać, to kara za grzechy. Tutaj nie kupisz odpustu.
-Nie mam powodu - cichy szept, przerwanie ciszy, zniszczenie atmosfery i rozpad na kawałki.
Odwraca twarz sekundę za późno, unosi palec wskazujący do góry, znów zbyt teatralnie. Dumnie wysuwa brodę i nadaje twarzy wyraz intelektualisty, chociaż nikt tego nie widzi.
-Ciemność wyzwala również wyobraźnię. Czasami na naszą niekorzyść - mruczy, bo jest na tyle cicho, że nie musi być głośno. Przełyka ślinę, zerka kątem oka w bok, jakby miała ujrzeć błysk, strumień światła, promień słońca, cokolwiek oświetlającego otoczenie. Mruży oczy, pod powiekami ma piasek, źrenice rozszerzają się jak po atropinie.
Oślepnij.Anonymous - 2 Kwiecień 2015, 21:26 Nosisz w swych oczach skarb, Noro - pomyślał Cecil, spoglądając na roziskrzone pod wpływem emocji tęczówki dziewczyny. Będąc w stanie permanentnej obojętności, nauczył się badać nie tyle swoje, co cudze uczucia, i zaspokajać tym samym własne potrzeby poprzez wnikliwą obserwację. W jego sercu nie pojawiało się nic, co wykraczało ponad lekkie ukłucie rozbawienia, fascynacji, a także smutku oraz strachu. Im bardziej pogrążał się w swej duchowej czerni, tym mocniej stawał się wyczulony na wszelkie zmiany w nastroju swoich towarzyszy. Czerpał kolor z otoczenia, jednak czerń wewnątrz niego była na tyle głęboka, by cały pochłaniać, nie przekazując nic całokształtowi; nie narodziło się w nim dotychczas żadne źródło mogące mu zapewnić stałe ożywienie i, mówiąc prawdę, nie liczył na rychłą zmianę. Jedno było niezaprzeczalne - Nora była w swej dwoistości postacią wyjątkową. Jej sylwetka nie zdradzała żadnych oznak silniejszych uczuć, jednak oczy odkrywały wszystkie zduszane wewnątrz własnej osobowości słabości, myśli, postawę oraz wrażenia. Dla Cecila samo spoglądanie było pokarmem, od którego nie mógł się odwrócić.
- Och, to zależy - odparł, przeciągając samogłoski i z uśmiechem spoglądając na czubki palców u stóp. Majacząca pod nimi pustka, która z powodu przezroczystego podłoża była tym bardziej przerażająca, na nim nie robiła żadnego wrażenia. - Czasem zalety przewyższają wady.
Wyjaśnił krótko, pozwalając czerni zdominować jego własną wyobraźnię. Nie było to trudne - wystarczyło, że skupił się na swoim wnętrzu, a ów stan nadchodził samoistnie.
Dziwny jesteś, Cecilu Withrow. - To prawda. Czasem nie można ufać własnym zmysłom. Zastanawiające, że kiedy zamykamy oczy, nasza wyobraźnia kreuje w rzeczywistości nieistniejące bodźce - tym bardziej zważając na fakt, jak bardzo jesteśmy od zmysłów uzależnieni w czasie czyhającego, choćby nocą, zagrożenia. A mimo to w podobnych momentach okazuje się, że to wzrok pełni najważniejszą rolę. Zgadzasz się z tym?
Oblizał suche wargi, wpatrując się w nicość. Odsunął się od kobiety, a potem - wciąż pod osłoną ciemności - zeskoczył z huśtawki i wylądował na niby-szklanym podłożu. Zaśmiał się cicho, bez świadomości przyczyny tej nagłej wesołości, jednak tym razem echo nie zamierzało mu odpowiedzieć.Anonymous - 6 Kwiecień 2015, 01:14 Nora spędziła wiele czasu na byciu obiektem doświadczalnym, więc w gruncie rzeczy jest do tego przyzwyczajona. Mierzenie wzrokiem od stóp do głów nie jest dla niej niczym nowym, to już tradycja, to prawie jak oddychanie. Zatrutym powietrzem.
Wywoływanie emocji i sprawdzanie reakcji jest czymś stałym, jest tworzywem sztucznym, być może niepożądanym, bo Nora nie jest osobą lubiącą być w centrum uwagi. Zaspokajanie głodu swoim własnym zachowaniem może wydać się absurdalne, ale tutaj nie jest. Mogłaby nakarmić go swoim ciałem, napoić głosem, a na deser podać nieznaczną mimikę twarzy. Być może zrobiłaby to samowolnie, ale on to wszystko bierze sobie sam.
- Skromność również jest atrakcyjną zaletą - spojrzała na niego nieco zaczepnym wzrokiem, zaciągnęła się powietrzem, gdyby było narkotykiem już dawno byłaby na haju.
Rozejrzała się wokół siebie, chłonęła każdy cal tego fałszywego świata. Tworzenie iluzji jest interesującą i przydatną zdolnością, zarówno po to by samemu uciec od rzeczywistości, jak i po to, by oszukać kogoś innego. Zamyśliła się na chwilę, zaciekawiona jak obszerną wyobraźnię może mieć nieznajomy, by tworzyć tego typu wypaczone światy.
Wyprostowała się i spojrzała na niego wzrokiem przenikliwej bibliotekarki.
- Strach - przyłożyła lekkim ruchem palec do skroni - rodzi się tutaj. I to głównie on wpływa na naszą wyobraźnię w sposób niekorzystny, mimo wszystko, momentami nadaje niezłego kopniaka w sytuacjach... kryzysowych. Jeśli istnieje ktoś, na kogo strach nie wpływa w żadnym stopniu to chciałabym go poznać.
Lekka dygresja, ale jednak nadal utkwiona w temacie. Zdmuchnęła z twarzy kosmyk włosów i przechyliła głowę obserwując każdy najmniejszy ruch towarzysza. Ściągnęła brwi w konsternacji, kiedy usłyszała jego śmiech.
- Jak ci na imię?
Gdzieś w środku poczuła zalewającą powódź, zatapiającą od dołu do góry wszystkie organy wewnętrzne, nie oszczędzając nawet serca.Anonymous - 18 Kwiecień 2015, 22:09 Cecil zaśmiał się z rozbawieniem, które w rzeczywistości niewiele miało wspólnego z autentyczną wesołością. W jego przypadku było to zaledwie widmo uczucia, marne echo, którym musiał się zadowolić ze względu na wewnętrzną pustkę. Mimo to owa zaczepna nuta, która pojawiła się w głosie Nory, dała mu swego rodzaju satysfakcję. Była miłym dodatkiem i uzupełnieniem jego codziennej diety składającej się z zasłyszanego śmiechu, krzyku, widzianych łez czy uśmiechu.
- Wszystko może być uznawane za cnotę. Zależy, w czyich oczach - powiedział, po czym wbrew jakimkolwiek regułom pokazał Norze język. Ot tak, na przekór, a być może po to, by uwydatnić swoje słowa? Sam nie wiedział.
Jego uwagę zwrócił strach. I to bynajmniej nie doświadczany w danej chwili, którego rzecz jasna nie było, lecz jego definicja przedstawiona przez Norę. Na dokładkę - owe ostatnie zdanie. "Jeśli istnieje ktoś, na kogo strach nie wpływa w żadnym stopniu to chciałabym go poznać." Kąciki warg chłopaka uniosły się ku górze, wykrzywiając jego twarz w tajemniczym uśmiechu, którego znaczenie pozostawało nieprzeniknione. Cecil nie skomentował jej słów. Po zeskoczeniu z huśtawki, uklęknął bez pośpiechu tuż nad ziemią i wyciągnął dłoń w kierunku szklanego zwierciadła pod jego stopami. Popukał paznokciem jego wierzch, a otaczająca ich iluzja zniknęła, włącznie z wszechobecną czernią. Ciemnowłosy chłopak wstał i z tym samym wyrazem twarzy obrócił się w kierunku swej towarzyszki.
- Od słowa caecus - ciemny, ślepy, wątpliwy. Cecil. Bardzo adekwatne? - Rozłożył ręce, spoglądając na wciąż siedzącą w tym samym miejscu dziewczynę, pod którą gałąź wróciła do swojej pierwotnej postaci. Lekki podmuch wiatru musnął twarz chłopaka, sprawiając, że jego włosy uniosły się ku górze, tworząc powstała z loków i tym samym nieco komiczną aureolę.