Archiwum X - Posiadłość pana Alvaro de Averse, zwanego Subtelnym Kłamcą
Anonymous - 3 Listopad 2012, 16:23 Wysokie mniemanie? Ona? Wielce mijało się to z prawdą, jednakże Tunrida nie miała zamiaru tego kwestionować. Podniosła za to wzrok, świdrując Jaszczura przejrzystymi tęczówkami, nie zdradzając swą mimiką nic, co mógłby odczytać jako potwierdzenie lub zaprzeczenie. Jej osoba była milcząca, skryta, a osobisty osąd przybysza pozostawał już tylko w jego gestii. Jeżeli naprawdę chciał jej zaufać, zrobi to; jeśli nie, to tylko jego sprawa. Będąc szczerym, nawet ona sama nie wiedziała czy warto było obdarzyć ją choć nikłym cieniem wiary. Nie wiedziała czy dotrzyma danego słowa, nie wiedziała czy zapamięta istotne fakty w jednej chwili, a nie zapomni już w drugiej. Nie była pewna niczego, dzięki nieodzownej pomocy Madness, lecz i samej siebie - swego niezrozumiałego charakteru, swej nieodkrytej natury. Przygryzła dyskretnie dolną wargę, spuszczając znów wzrok na szklany wazon. Nie jej było oceniać czy faktycznie posiadała wysoką samoocenę. Jeżeli Itzatec tak uważał, może jednak była w tym jakieś nikłe ziarno prawdy? Ach, jakie nieobliczalne i niezdecydowane było z niej dziewczę!
Dostrzegła niepewne poruszenie się Jaszczura, gdy nagle użyła swej mocy. Nie dziwiła się mu, zrobiła to nagle i niespodzianie, dlatego każda normalna osoba z pewnością zareagowałaby tak samo. Mimo to, ona sama nie dała mu odczuć, iż za tym czynem kryły się jakieś niecne zamiary. Z jej strony było to zwykłe zabezpieczenie przed niepożądaną parą uszu, która mogłaby usłyszeć to, czego nie powinna. Nie uznała więc swego zachowania za nadto śmiałe bądź nieprzemyślane. Zresztą, dlaczego by miała? Była we własnym pokoju, w rezydencji, którą... mogła uznać za dom. W pewnym stopniu, na pewno, lecz osobista zasada Szklanej Panny zakazywała jej kategorycznie przywiązywać się do tego miejsca lub wiązać z nim większe nadzieje, snuć dalsze, wspaniałe i górnolotne plany. Nigdy nie mogła być pewna niepewnej przyszłości. Tak było lepiej.
Uśmiechnęła się półgębkiem na odpowiedź Itzateca. Nie wątpiła w słuszność słów Jaszczura - była stuprocentowa, że ten był prawdomówny i uczyni to, co zapowiedział. Nie wiedziała tylko kto na tym straci - on czy może jednak Alvaro? Choć była prawą ręką tego drugiego i POWINNA wierzyć w jego wszechstronne możliwości, niespecjalnie widziała białowłosego w sytuacji, gdyby miał stanąć z ich nietuzinkowym gościem w szrankach. Byłby to niechybnie wielce groteskowy widok, tak, na pewno.
Wstała z fotela, jak nakazywały zasady savoir-vivre'u (bądź co bądź, posiadała niejaką wiedzę na ten temat), odprowadzając gościa wzrokiem do drzwi. Gdy te w końcu się za nim zamknęły, opadła z powrotem ciężko na siedzenie, westchnąwszy głęboko, ociężale. Choć była to zaledwie zwykła rozmowa, niezwykle zmęczyła Szklaną Pannę na tyle, że nie potrafiła ruszyć się z fotela na całe pół godziny. Oznaka przesady? Skąd! Dziewczyna nie przywykła do konwersacji na tyle, aby była ona dla niej po prostu zwykłą wymianą zdań, a nie czasochłonnym i morderczym wysiłkiem. Izolacja, zastosowana na Tunridzie w przeszłości, pozostawiła w niej bardzo trwałe piętno, które nie miało zamiaru zblednąć, zniknąć tak po prostu w najbliższym czasie za sprawą zaledwie kilku rozmów "dla przypomnienia" sobie jak to było obcować z ludźmi.
Po ciągnących się w nieskończoność minutach bezczynnego siedzenia w fotelu, kruczowłosa zdołała w końcu się podnieść, czując w głowie nieprzyjemny szum, odbijający się echem po całej czaszce. Znała to uczucie - Madness zaczął powoli powracać do rzeczywistości, przypominając o swoim istnieniu, że nie jest tylko wytworem wyobraźni Szklanej Panny, którym bardzo chciała, aby był. Ostrożnie powędrowała do łazienki, bacząc na każdy uczyniony krok, jakby w obawie, że nawet różnica poziomów podłogi i dywanu może przyczynić się do jej upadku. Nalała wody do wanny, wlewając doń olejku o zapachu kwiatu wiśni. Jej ulubionego. Zdjęła z siebie ubranie, związując starannie kruczoczarne włosy w wysokiego koka, którego potem i tak zniszczyła. Musiała umyć te pukle. Zanurzyła się w lodowatej wodzie, przymykając oczy. Nie potrzebowała ciepła, wszak i cień taki nie był, więc dlaczego ona, część wszechogarniającego mroku, miałaby wprowadzać weń coś nowego, niepotrzebnego?
Jej kąpiel trwała kolejną, zbawienną i wyciszającą godzinę. W ten czas Madness na dobre "rozszalał" się w jej głowie, lecz Tunrida nie zwracała na niego szczególnej uwagi. Rozkoszowała się chwilą, o ile w ogóle było to możliwe. Po skończonej toalecie, zupełnie naga, sucha, wróciła do sypialni, aby się ubrać. Ułożyła włosy, umalowała się, z zamiarem wyjścia na zewnątrz. Nie dopuszczała nawet do siebie jednej, nikłej myśli, że miała zostać w rezydencji na polecenie Alvaro. Nie był, do cholery, jej Panem, aby jej rozkazywać. Nawet jeżeli się... martwił... To nic nie znaczyło. NIC! Skrzywiła się minimalnie, rozmasowując skronie. Znowu niepotrzebne poniesienie emocji, wywołujące migrenę. Nieważne. I tak stąd wyjdzie. Porwała więc z szafy i płaszcz oraz niewielką torebkę, wychodząc następnie z pokoju, który zamknęła na klucz. Przezorność. Udała się do głównych drzwi, przy których stał odźwierny, oznajmiając mu, że ma zamiar wyjść do ogrodów zaczerpnąć świeżego powietrza. Ten zmarszczył czoło z powątpiewaniem, lecz otworzył kruczowłosej drzwi, świdrując ją badawczym, przenikliwym spojrzeniem. Nic sobie z tego nie zrobiła, ba! Nawet już na niego nie spojrzała, wychodząc śmiało na zewnątrz. Szwendała się po ogrodzie jakiś czas, aby nie wzbudzić ogólnych podejrzeń, choć w pewnej chwili osunęła się w cień, okrywając się nim szczelnie. Korzystając z nawet najmniejszej chwili nieuwagi całej żandarmerii jaka stała na zewnątrz, wymknęła się za mury posiadłości. Nie mogło nawet być mowy o niepowodzeniu tej misji. Była w końcu szpiegiem, cieniem, który trudno było dostrzec nawet jeżeli się nim nie okrywała. Niezaprzeczalny atut. Gdy uznała, że wystarczająco oddaliła się od rezydencji, aby "zrzucić" z siebie cień, przystanęła, rozglądając się dookoła. Ani żywej duszy. Odesłała więc mrok na swe pierwotne miejsce, zakładając następnie płaszcz na wątłe ramiona i odeszła w sobie tylko znane miejsce.