Queen - 21 Październik 2016, 15:21 Raven po chwili dostrzegła, że zdecydowanie coś jest nie tak – brakowało małej lisiczki ze skrzydłami, która w mniemaniu kotki była za młoda na taką wyprawę. Toć to dziecko!Pomyślała, falując niecierpliwie ogonem oraz gestem uspokajając węża, który podpełzł do niej, widząc jej poruszone emocje. Pogładziła gada po głowie, zastanawiając się czemu to trwa tak długo. Czy nie mogło to być tak, że będą chcieli ją przeciwko nam wykorzystać? Mogło i to chyba najbardziej zadziwiało straszkę. Cel tego przedsięwzięcia został określony na samym początku – udawanie piratów i pozbywanie się niegodziwców z tym, że tak naprawdę będziemy pracować dla dobrej strony. Proste, ale skomplikowane. Bo kto powiedział, że nie można by w pewnym momencie stwierdzić, że wcale nie ma dobrej lub złej strony? Że tak naprawdę punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia? Albo, że władza jednak się myli i to piraci mają słuszność w swych działaniach?
Białowłosa w swoim zamyśleniu nawet nie zwróciła uwagi, że słysząc kroki szybko poruszyła jednym uchem oraz odwróciła głowę w stronę nadchodzących osób. Dopiero niespodziewane słowa przywróciły ją do rzeczywistości. Chcemy pomyślała z pogardą, patrząc na kobietę. Jeśli oni chcą, to śmiało! Ale mnie w to nie mieszaj! Napuszyła ogon iście zirytowana nie tylko faktem, że oskarża każdego o chęć zabrania dziecka na wyprawę ale i sposobem w jaki to zakomunikowała. Straszka już chciała otworzyć usta i powiedzieć kobiecie, gdzie ma jej zdanie, jednak Jocelyn odezwała się pierwsza, dosadnie dając do zrozumienia kobiecie, jak bardzo myli się w praktycznie każdej kwestii.
Queen nie wiele myśląc ruszyła z miejsca, wolnym krokiem kierując się w stronę kobiety oraz dziewczynki znajdującej się tuż koło niej. Gdy znalazła się wystarczająco blisko, przykucnęła przy małej lisiczce, uśmiechając się delikatnie – Pewnie czujesz się nieswojo, co? – zapytała miłym tonem, mimo że uważała, iż takie dzieci nie powinny narażać się na niebezpieczeństwo, to mała miała swój rozum, dlatego doskonale rozumiała sytuacje w jakiej się znajduje i dobrowolnie zgodziła się, by uczestniczyć w wyprawie. – Z tego co zdążyłam się zorientować jesteś podopieczną pani kapitan, tak? – dopytała grzecznie – Więc pewnie będzie Ci ciężko się z nią rozstawać na dłuższy okres czasu, ale dasz radę, no i nie będziesz sama – poczochrała ją po głowie, powoli wstając oraz wracając na „swoje” miejsce w grupce. Oczywistym jest, że strachokotka chciała w ten sposób dodać otuchy skrzydlatemu liskowi, jednak nie była pewna czy w ogóle jej słowa cokolwiek zmieniły.
Czując na sobie czyjeś spojrzenie – zwróciła wzrok w kierunku, z którego to uczucie było najsilniejsze i dostrzegła, że czarnowłosy mężczyzna jej się przygląda, jednak co chwila ucieka wzrokiem. Nie śmiały, czy co? Pomyślała, falując lekko ogonem oraz kierując jedno ucho w stronę Juli stojącej z kobietom.
Shiro dostrzegając, że jego pani kogoś obserwuje – również spojrzał swoimi czerwonymi ślepiami w stronę człowieka z igłami w głowie. Wysunął swój długi język i bezgłośnie nim poruszył, upewniając się, że pamięta zapach owej istoty.Tulka - 21 Październik 2016, 19:26 Julia stała z winą winowajcy. Nie wiedziała jak wszyscy na to zareagują. Mocno zaskoczył ją ton kobiety, która ją przesłuchiwała. W pokoju wydawała się taka miła. Kolejnym zaskoczeniem był ton Jocelyn. Julia myślała, że siostrzyczka jest na nią zła. A tu proszę. Taka niespodzianka. Trochę ją to ucieszyło ale jednocześnie zaniepokoiło.
Jedynym plusem jaki powstał w tej sytuacji było to, że Jocelyn chciała wysłać z Tulką Banea. Julia nikogo innego nie znała, a Jocelyn jechać nie mogła.
Dziewczynka stała posłusznie obok kobiety w mundurze. Nagle podeszła do niej kobieta z kocimi uszami. Dziewczynka uśmiechnęła się do niej miło jednak nic nie powiedziała na jej słowa. Mimo to była jej bardzo wdzięczna. Tulcia faktycznie nie czuła się zbyt pewnie. Była to dla niej nowa sytuacja. Czuła się trochę jak przedmiot, o który ludzie się licytują.
Tulcia już chciała odpowiedzieć Joce, że chce jechać na szkolenie, gdyż wie, że jak na razie będzie tylko przeszkadzać. Zważywszy na to, co się działo w ciągu ostatnich dwóch dni to było bardziej niż pewne. Ale tego lepiej nie mówić na głos.
Kobieta tymczasem z uśmiechem przyglądała się Lyn, gdy ta zagalopowała się. Owszem, mogłaby jej wyjaśnić, że będąc kapitanem może rządzić jedynie na swoim statku - którego zresztą jeszcze nie było, czy też, że jest przedstawicielką Lorda Protektora i jak najbardziej jest w sytuacji do dyktowania warunków. Nie chciało się jej jednak tego robić.
- A gdzie twój statek, pani kapitan? - Spytała tylko, po czym zwróciła się do Bane i mówiła dalej, tym razem o dziwo do Tulki.
- To znakomity pomysł by ktoś Ci towarzyszył, dziecko. Możesz sobie wybrać, choć chyba temu panu najbardziej na tym zależy. - Po czym wyprostowała się - pochyliła się kilka chwil wcześniej, by zwrócić się do dziewczynki - i tym razem do całej załogi powiedziała, że mogą się pożegnać, ale najpóźniej jutro w południe Tulka i każdy, kto ma z nią iść, stawili się na peronie 3.
Dziewczynka spojrzała na kobietę. - Chcę, żeby pojechał wujek Bane - powiedziała cicho, żeby potwierdzić wybór Jocelyn. Ufała mu i przy nim czuła się bezpiecznie.
Trochę zaniepokoił ją jego smutek w oczach. Nie wiedziała, czy Joce powiedziała mu coś niemiłego, czy może raczej on sam nie chciał z nią jechać.
Po tym jak dziewczynka odpowiedziała na pytanie, kobieta z pawim ogonem, pożegnała wszystkich i ruszyła w stronę pokoi, w których byli wcześniej przesłuchiwani, a Tulka od razu zbliżyła się do Jocelyn, czekając na jej dalsze polecenia. Chciała się do niej przytulić, nie wiedziała jednak czy wypada to robić przy reszcie załogi.
Czekała więc cierpliwie, głaszcząc znudzoną i trochę podenerwowaną Amber. Miała nadzieję, że będzie mogła za chwile ją wypuścić, żeby lisiczka mogła sobie spokojnie pobiegać.Jocelyn - 21 Październik 2016, 22:10 I znowu straciła nad sobą panowanie. Gezz. Dziewczyno. Lecz się! Mury dworca zaczynały ją dusić a ona sama miała ochotę jak małe dziecko po prostu stąd zwiac i sie jebutnąć na trawie i lampić się jak bezmózg w niebo licząc owieczki. Nie mogła jednak tego zrobić. Za dużo od niej zależało a jeszcze doszłoby pewnie do tego że odsunięto by ją od misji. Sama się dziwiła że nie przyszyto jej łatki : Nie zrównoważona i wysłali na leczenie do psychiatryka. No cóż. To nie świat ludzi. Tu rzeczy które tam są uznawane za dziwactwa są po prostu norma.
Nie za bardzo zwracała teraz uwagę na otoczenie jak i resztę załogi. Słowa Banefo tłukły jej się po głowie. Jak ma to rozumieć? Z jednej strony cieszyla się ze sie zgodził. W końcu dobro Julii się tu teraz liczy. A ona go polubiła. Nawet nazywała go wujkiem. Z drugiej storny serce Jocelyn było pełne obaw. W końcu powierza swoją podopieczna osobie której nawet nie ufa. Z resztą. Nie dal jej dotąd pretekstu by choćby mogła zasiac to delikatne ziarno swojego zaufania w jego osobie. Względem jego osoby zachowywała się niesprawiedliwe. Wiedziała o tym jednak tak po prostu instynktownie reagowała na niego.
I gdy tak szybko oddychając patrzyła dość gniewnie prosto w te urzędowe oczy ebz wyrazu, zauwazyla kątem oka że Raven podeszła do Julii. Słyszała co jej powiedziała i aż się zmieszala. Z tego wszystkiego pominela osobe malej skrzydlatej lisiczki. Wyglądało to wszystko dla malej pewnie jak licytacja o jakiś przedmiot. Cholera jasna! Zawsze jak się chce dobrze to wychodzi na opak. Jakby tego było mało panna pawian się odezwala na nowo. Jej słowa były dla młodej pani kapitan jak siarczysty policzek. Uświadomiły jej bowiem że tak naprawdę jest nikim bez tego całego statku. To tak jakby pedagog bez uczniów zwał się nauczycielem. Joce stała jak wryta a jej spojrzenie zasnulo się mgłą. Weź tu człowieku bądź spokojny..
Uspokoiła się gdy Julia wyraziła chęć pojechania razem z Banem. Jedno z głowy. Gdy urzędniczka powiedziała co powiedzieć juz miała i sie oddalila, Jocelyn przeczesala swoje długie, brązowe wlosy i westchnela. Gdy emocje juz opadły lekko sie zachwiala. Foraczka sie tylko wzmagala a i zmęczenie robiło swoje. Miała nadzieję że nikt tego nie spostrzegł. Podeszła do Juli i czy na to pozwoliła czy też nie zlapala ja za reke i ruszyla w strone wyjścia z dworca
- Ktoś głodny? Zrobimy ognisko w tym sadzie przy dworcu. - trzymala delikatnie raczke Julii a zakupy z drugiej ręce. Gdy już wyszli z dworca skierowała się w lewą ścieżkę prowadząca wprost do sadu.
Z. T wszyscyJocelyn - 31 Styczeń 2017, 17:59 Skrzydła bolały ją dzisiaj jak diabli. Z rana wzięła prawie garść tabletek przeciwbólowych. Jak glupia w nocy sie tak przekrecila że na nich spała. Zdarzyło jej się to pierwszy raz w życiu. Miała nadzieję ze też ostatni.
Przy śniadaniu składającym się z kromki suchego chleba i wody, postanowiła że dziś się tu wreszcie wybierze.
Czas najwyższy prawda? Misje jak i swoją załogę porzuciła już jakiś czas temu.
Wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju. Dlaczego do tego doszło? A dlatego że nalykala za dużo i nie była w stanie tego przełknąć. To miała być przygoda dzięki której pozbędzie się samotności. Dzięki której odnajdzie wreszcie cel w życiu jak i powody by żyć.
Po cześci się jej udało. Poznała przecież Julie i Gregory'ego. Chcąc czy nie ta dwójka stała się dla niej diabelnie ważna. Na tyle że się tego przestraszyla. Pierwszy raz w swoim życiu poczuła taką więź z kimkolwiek.
Teraz czula tylko wstyd i żal. Że jak ostatni tchórz ich zostawiła zamiast wyjaśnić o co chodzi. Jak teraz o tym myśli wszystko zrobiłaby inaczej.
Miała cichą nadzieję że jeszcze kiedyś ich spotka. I jej wybacza. Że wszystko z nimi w porządku, że Julia wyzdrowiala a Greg choć czasem może o niej myśli. Choć troszkę.
Wzięła szybki prysznic, ubrała się i ruszyła. Wolała na razie nie lecieć. Jeszcze by się kontuzji nabawiła i dopiero by było.
Spacer trwal dluugo. Zbyt długo. Samael się nie odzywał. Nie rozumiała dlaczego ale czula się jakoś dziwnie. Jakby nie czuła wcale tego specjalnego uczucia w mózgu.
Gdy dotarła na miejsce weszła do księgarni dlatego że na wystawie zwróciła uwagę na książkę o bestiach. Fajnie byłoby się dowiedzieć co Samael potrafi. Kupila i usiadla na krześle przed "biurem" przepustek. Tak naprawdę podświadomie odwlekala pójście tam.
Znalazła odpowiednią stronę i się wczytala. Po paru minutach przestała czytać a książka wypadła jej z rąk. Jak to nie potrafią się komunikować z ludźmi ani za pomocą głosu ani telepatii? Przecież Samael...
Spojrzała teraz na niego zamglonym wzrokiem. Odjebało Ci do reszty Jocelyn . Czula się koszmarnie. Słyszy głosy? To co następne? Wariatkowo?
Przetarla oczy i czym prędzej poszła oddać przepustke oraz zameldować rezygnację z misji.
Kobieta która ją przyjęła patrzyla na nia jak na szkodnika ale Joce nic sobie z tego nie robila. Byla zbyt wstrzasnięta swoim odkryciem.
Pożegnała się chłodno i czym prędzej wyszła.
Czula się tak jakby coś ciężkiego usiadlo jej na klatce piersiowej.
Z. TYako - 13 Marzec 2017, 16:35 MISJA
Lusian szybko dotarł do Dworca. W międzyczasie, przymocował znów na plecach swoją broń. Nie było konieczności noszenia jej cały czas w ręce. Oddalając się od dziwnej studni, cały czas przynajmniej jedno jego ucho było skierowane w jej stronę, nasłuchując czy dziwnego kobiety ze studni nie chcą go zaatakować. Co chwila też się odwracał czy nadal tam stoi.
Szedł dość szybkim krokiem, nie chcąc, żeby musiały na niego czekać. Jednak nie biegł. Byłoby to dość podejrzane. Po prostu wsadził ręce w kieszenie i gdzieś się trochę spieszył. Znów szedł zamyślony. Zastanawiając się nad tym co go przed chwilą spotkało. Na pewno było to coś nowego i dość odmiennego od nowości, które go spotykały ostatnimi czasy.
Nim się zorientował stał pod gmachem dworca. Mimo zamkniętych drzwi słyszał, że jest tam głośno. W końcu jest tam pełno różnych istot, do tego pociągi też nie należą do najcichszych, nawet te latające. Westchnął i wszedł pewnym krokiem do środka, rozglądając się po sklepach czy nie znajdzie czegoś co by go zainteresowało. Jakiś sklep z przyrządami kosmetycznymi. Uznał też, że razem ze szczoteczkami kupi kobietom pełen zestaw, razem z pastą i płynem do płukania. Po takiej ilości słodkości na pewno im się to bardzo przyda.
W końcu udało mu się zlokalizować sklep, w którym zdawało się, ze może zakupić szczoteczki i inne przyrządy kosmetyczne.
- Witam - uśmiechnął się do sprzedawcy - czy zakupię u pana zestaw szczoteczek oraz past? - zapytał miło, poruszając delikatnie swoim ogonem.Charles - 15 Marzec 2017, 00:02 "W końcu na dworcach zawsze są jakieś sklepy dla podróżnych, prawda?!" - a skąd ten dramatyczny wykrzyknik na końcu zdania, drogi Yako? Obawiasz się, że złośliwy los (w tej roli pokorny i uniżony sługa twój, Mistrz Gry) odebrałby ci coś tak podstawowego, jak sklep? Mogę łamać prawa logiki, ale praw handlu i kapitału przezwyciężyć się nie da!
Ściany przytulnego sklepiku przesłonięte były półkami z przysłowiowym mydłem i powidłem, za ladą stała... Owca. Owca w grubych okularach... A może była to Dachowiec w grubych okularach, o długich, kręconych włosach sięgających bioder? I czy przypadkiem z tych jej włosów nie wystawały szufla... nie skupiajmy się zbytnio nad dziwnością sklepikarki, tutaj dziwność jest wszędzie. Uśmiechnęła się przyjaźnie na widok klienta, odrywając wzrok od ręcznej robótki, którą dziergała, a na jego pytanie skinęła głową:
- Oczywiście! Są na tamtych półkach. Słoiczek pasty kosztuje trzy monety, szczoteczka - sześć. Chyba, że wolałby pan nie płacić nic! - dodała zadziornie. Widząc jego zdziwienie, dodała ze śmiechem:
- Mamy specialną promocję, nazwaną "okazja czyni złodzieja!" Zasady są proste - wystarczy wziąć to, czego potrzebujesz i zabrać ze sobą. Oczywiście, może pan również zapłacić... I tak, tutaj jest haczyk - dodała tonem znudzonej nauczycielki muszącej powtarzać wzór na pole koła zbyt wiee razy, wzruszając ramionami. - Zawsze jest. - jednak nie wyjaśniła nawet słowem, na czym ten haczyk miałby polegać.
Pasta stoi na półeczce za nią. Szczoteczki stoją na półeczce obok. Wystarczy podejść i sięgnąć...Yako - 15 Marzec 2017, 16:43 - Dziekuje pani bardzo - uśmiechnął sie miło i juz miał ruszyć we wskazanym koerunku by wybrać szczoteczki, gdy kobieta wspomniała i ofercie specjalnej. Zatrzymał sie i odwrócił w stronę sklepikarki. Podszedł do niej z lekko drapieżnym uśmiechem i pochylił ku niej spoglądając jej w oczy - mowi pani, ze oferta specjalna? - zapytał zaciekawiony. To nie tak, ze zależało mu na niepłaceniu, kasy miał mnóstwo. Ale zaciekawił go ten haczyk, o której wspominała - a jakiż to haczyk? - zapytał głębokim głosem. Kto jak kto ale Lusian nigdy nie odpuści sobie okazji do poflirtownia. Ma dobry humor, przed nim siedzi niebrzydka dziewczyna. Nic tylko korzystać z okazji?
Poruszał leniwie ogonem i uśmiechał sie zadziornie. - No moja droga nie wstydź sie, zdradź mi prosze czego powinienem sie obawiać, jeśli chciałbym wyjść stad ze szczoteczkami i z sakiewka, ktora nie zmieni swojego ciężaru - mowil cały czas uwodzidzielksim głosem, starając sie jakos wpłynąć na kobietę. Spróbować zawsze można ,a co z tego wyjdzie to juz inna sprawa.Charles - 16 Marzec 2017, 20:55 Uwodzenie uwodzeniem, czasami okulary potrafią być tarczą antymiłosną dla obu stron i nawet najzacieklejszy z sukkubów nie da im rady. Kto wie, może rozmazywały przepiękną buźkę Yako tak mocno, że nie mogła rozpoznać jego paradoksalnie boskiej aparycji? Pytanie zbyła również uśmiechem, nie odrywając wzroku od dzierganej robótki, przedstawiającej niesprecyzowany szlaczek w kolorze czerwono-fioletowym, chichocząc lekko.
- Niech pan Przystojny przekona się sam. - powiedziała, po czym wyjęła z jednej szuflach (tak, tych we włosach) drugą parę drutów i zaczęła dziergać na nich obu, mocno przyśpieszając pracę. Widać było, że nie z nią takie numery.
Jednak po chwili podniosła oczy na niego i dodała:
- Ten dziwaczny mieczyk raczej się Panu nie przyda. To w piekarni na rogu trzymają demona pod podłogą, my tu się szanujemy. Jeszcze pan coś zniszczy. - miauknęła kwaśno. Na jej robótce zaczął pojawiać się jakiś biały wzorek. Ciekawe, co to będzie? Makatka? Szalik dla zwierzątka? Albo dla osoby ukochanej?Yako - 19 Marzec 2017, 12:46 Demon spojrzał na nią krzywo, gdy zobaczył jaka jest nieczuła. Cóż, jego urok nie musi działać na każdego, nawet mu na tym nie zależało. Wzruszył więc ramionami i ukradkiem odliczył z sakiewki odpowiednią ilość monet i przełożył to cichutko do kieszeni. Ruszył w kierunku szczoteczek i zaczął im się uważnie przyglądać. Chciał wybrać trzy różne kolory, żeby kobiety miały choć trochę kontakty z higieną. W końcu jak będą się wymieniać szczoteczkami to może być problem. Zrobił zniesmaczoną minę na samą myśl o tym.
W końcu sięgnął ręką po szczoteczki, wybrał takie w trzech odcieniach różu, bo patrząc na malunki na filiżankach, to pewnie taki kolor lubiły kobiety. Sam nie był aż tak stereotypowy, by uważać, że wszystkie panie lubią ten kolor. Luci nie lubiła go za bardzo. Jak już to wolała fiolet. Ale może to dlatego, ze mogła przyjąć również męską postać? Kto ją tam wie.
Wziął trzy szczoteczki oraz dwie pasty do zębów. A niech mają na zapas! Niech się cieszą, bo siedzenie w tej studni musi być naprawdę nudne. No i jakoś tak dziwnie mu było, że miał coś od nich dostać za marnego miedziaka. W końcu to nie jest fortuna, a takie pieniążki gubią się przy każdej okazji. W ogóle po co im pieniądze? Przecież nigdzie nie wychodzą i skąd mają jedzenie? Nawet jeśli to były tylko słodkości to skądś musiały je brać. Nie ma rzeczy nieskończonych.
Sięgając po pastę, usłyszał tekst o mieczyku i przewrócił oczami - szanowna pani się nie martwi, nie zniszczę nic - wziął to co chciał i podszedł do niej od tyłu i pochylił się do ucha - i radziłbym wymienić okularki, bo mieczyka to ja nigdy nie miałem, a to co mam na plecach to poza tym, że ma ostrze to w niczym miecza nie przypomina, nawet dziecko to wie - może i był wredny, ale co miał na to poradzić? Nie lubił żartów z jego ukochanej naginaty, a poza tym jakim trzeba być ignorantem, żeby tę piękną włócznię nazwać śmiesznym mieczykiem? No jakim?Charles - 22 Marzec 2017, 15:22 Wystarczyło odwrócić wzrok nawet na ułamek sekundy, by pasta wraz ze szczoteczkami zniknęły. Palce Yako chwyciły pustkę - regał okazał się być pozbawiony jakichkolwiek przedmiotów, a jedynie pokryty grubą warstwą kurzu. Im bardziej wpatrywałby się w to miejsce, tym bardziej towarów by nie było. Mógłby nawet pomacać, gdyby chciał. Za to kątem oka zauważył, że towar ów znalazł się na półeczce obok. Niestety sięgając tam, znów następowałby przeskok. Każda półka, na którą kierował wzrok, okazywała się być ową pustą i zakurzoną, a proszone przedmioty przeskakiwały dalej, będąc cały czas w zasięgu spojrzenia. Ekspedientka chichotała cicho, cały czas dziergając na drutach...
- To nie jest niemożliwe do wykonania, tylko uprzedzam. Zamierzasz się poddać czy walczysz dalej? - zapytała ze śmiechem, nie odrywając wzroku od białej i różowej włóczki. Najwidoczniej zaczęła dziergać coś wymagającego większego skupienia. Ciekawe co to mogło być?Yako - 22 Marzec 2017, 18:46 Lusian spojrzał zaskoczony na półkę, gdy na nią sięgnął, a tam nie było nic. Zerknął na sprzedawczynie i spróbował na półce obok. To samo. Dalej się już nie bawił. Nie było sensu. Zapewne za każdym razem kończyło by się to tak samo. Przeniesieniem przedmiotów na inny regał.
Przyjrzał się pustej już półce i przejechał palcem po kurzu, robiąc na nim ślad. Sprawdził tym samym czy kurz jest czy też zniknie tak samo jak przedmioty.
Przyglądał się chwilę przedmiotom, aż w końcu podszedł do dziergającej kobiety. Spojrzał na to co robi, zastanawiając się co to takiego, w końcu jednak oparł ręce o blat i uśmiechnął się do niej.
-To jak to jest z tymi produktami? - zapytał spokojnie -da mi się pani zaopatrzyć w te szczoteczki i będzie się dalej świetnie bawiąc robiąc klienta w konia? - nie spieszyło mu się nigdzie, ale nie lubił jak ktoś na niego czekał. Do tego zachowanie kobiety trochę go irytowało, to że się śmiała a do tego jednocześnie ignorowała, skupiając się na swoich robótkach ręcznych.
Ciekawe czy by się panienka tak śmiała jakby przypadkiem, ktoś pani przypalił tę włóczkę. Ja bym się bawił wtedy wybornie.
Uśmiechał się do niej niewinnie. Chciał spokoju, a spotkał najpierw te irytujące staruszki, a teraz musiał użerać się ze sprzedawczynią. Chciał już sobie stąd iść, ale skoro obiecał to przyniesie te zakichane szczoteczki.
Co go jeszcze dziś spotka?Charles - 24 Marzec 2017, 22:32 Spojrzała na niego znudzonym spojrzeniem, które zapewne doprowadzało go już do wrzenia:
- Zawsze może się Pan wykosztować i dać te cenne monety, jakie trzyma pan w mieszku... - powiedziała z pewną obojętnością. W końcu przyszedł do sklepu, a nie do śmietnika miejskiego. Oczywistym było, że gdyby nie rozwiązał szarady, musiałby zapłacić klasycznie, zgodnie z prawami handlu. A kradzież nie wchodziła w grę - i to nie tylko dlatego że tuż obok stacjonował garnizon Arcyksięcia, ale głównie z powodu lisiej dumy - bo kto to widział okradać sklep z takich drobiazgów?
Trochę żal byłoby palić owo rękodzieło. Nie było arcydziełem ale miało w sobie pewien urok. Makatka przedstawiała biały sześcian przykryty brązowym paskiem i trzy pałeczki w różnych kolorach zakończonych na biało. Oczywiście, oczka były zbyt duże, żeby konkretniej zinterpretować obrazek, ale z odrobiną wyobraźni...
- Podoba ci się ten wzór? Akurat i tak nie mam z tym co robić, najwyżej podaruje ją synowej... - powiedziała niby od niechcenia, jakby było to wszystko jakimś testem. Ale przecież Yako nie interesowały w najmniejszym stopniu takie głupotki. On tutaj był po zapłatę za miłorząb od trzech staruszek z dna studni... o rany. Co za dzień na spełnianie kaprysów...Yako - 27 Marzec 2017, 12:21 - Jeszcze się pogłowię, ale jak mi nie wyjdzie to zapłacę - powiedział beznamiętnym głosem, wzruszając ramionami - ale może panienka mi da jakąś małą podpowiedź? Nigdy nie byłem dobry w główkowaniu- uśmiechnął się niewinnie.
Był zdenerwowany, miał już tego coraz bardziej dość, ale nie pokazywał tego. Poruszał delikatnie ogonem i poprawił naginatę na plecach. Nie miał zamiaru kobiety straszyć. Miał po prostu taki odruch by co jakiś czas poprawiać broń na grzebiecie, żeby mieć pewność, że tylko czeka na to by jej użyć, że nie znajdzie się nagle w sytuacji, gdy będzie musiał jej użyć. Choć w obecnej sytuacji wolałby, żeby nie musiał jej używać. W końcu było tu pełno Gwardzistów. Nie był głupi, żeby wywoływać bójki w takich miejscach.
Rozejrzał się po Dworcu, ale szybko wrócił wzrokiem to kobiety przed nim słysząc jej wypowiedź na temat swojej pracy.
- Bardzo...ciekawy wzór - przyznał, ale jakoś za bardzo się mu nie przyglądał - myślę, że Twojej synowej się naprawdę spodoba - uśmiechnął się lekko i poruszył jednym uchem. Chciał już mieć te szczoteczki, ale nie chciał się poddawać na start. Skoro była okazja, żeby nie płacić, to czemu z niej nie skorzystać. Nie umiał jednak do końca wpaść na pomysł jak rozwiązać tę zagadkę. Nie umiał się dostatecznie skupić. Za dużo ostatnio się w jego życiu wydarzyło i pozmieniało, żeby mógł myśleć w pełni logicznie.Charles - 5 Kwiecień 2017, 16:46 Kotka nie puściła pary z ust. W końcu pieniądze Yako były jej celem i chciała je mieć, a ułatwienia nie wchodziły w grę. Choć... czyżby? Może jednak zadziałał na nią jego niemalże paranormalny, diaboliczny urok? Wydawała się spoglądać w jego cudownie niebieskie oczy ździebko za długo. Wiedział już, co to oznaczało - zdobywał ją. Mógłby już spałaszować jej energię, ale miał przecież tu co innego do załatwienia.
Słysząc jego uwagę o synowej, zarumieniła się tylko lekko:
- Och, to bardzo dobrze! Widząc pana, już obawiałam się, że będzie pan próbował mi go odebrać. Wygląda mi pan na fana podobnych rękodzieł. - ostatnie zdanie powiedziała z dziwnym naciskiem. Brzmiało to jakby było to w jakiś sposób ważne. Ale przecież była to zwykła makatka, nic ważnego ani cennego, sama mówiła, że jej się nie podoba... Zwykła makatka z abstrakcyjnym wzorem... choć czy jest on prawdziwie abstrakcyjny? Może coś oznacza?Yako - 11 Kwiecień 2017, 19:17 Uszy Lusiana lekko drgnęły -dlaczegóż miałbym panience kraść jej dzieło? - zapytał, jednak chyba domyślał się już o co chodzi w tej grze - czy mógłbym je zobaczyć? Ciekawi mnie wzór na nim- powiedział z wyraźnym zainteresowaniem. Nie mając jednak złych zamiarów. Chciał obejrzeć rękodzieło i może dowiedzieć się czy jego przypuszczenia były trafne.
Jeśli kotka się zgodziła, pochylił się delikatnie i ujął w dłoń dzieło, chcąc przyjrzeć się wzorowi.
Cały czas nasłuchiwał czy ktoś nie idzie, jakby nagle miał się zmyć. Nie chciał być złapany, jednak i tak miał swój pomysł na to co zrobi, ale to potem. Poruszał delikatnie ogonem, spoglądając z uśmiechem na kobietę, pokazując jej, że nie musi się obawiać. Niby przypadkiem, przejechał ręką po kieszeni, żeby sprawdzić czy na pewno ma tam pieniądze, które w razie czego chciał dać kotce.