To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Malinowy Las - Ślepa ścieżka.

Anonymous - 3 Czerwiec 2011, 15:22

Wzruszyła delikatnie drobnymi ramionami.
- Chyba tak, coś obiło mi się o uczy, ale sama nie udzielam się takich rzeczach. Moja wypowiedz miała na celu utwierdzić w fakcie, że zawsze należy być czujnym, - zerkneła katem oka na swą prowizoryczną 'broń' długi, ostro zakończony patyk leżący wygodnie w kępce trawy. - Tym razem zaatakowała pana dziewczynka z patykiem, ale innego dnia może to być ktoś inny. - puściła mu 'oczko' i zakręciła się na palcach wzbudzając do ruchu krwisto-czerwona spódnicę.
Drobny w wielkości, ale pokaźny w wysokości obcas poszurał na leśnej dróżce przesuwając się po piachu i małych kamyczkach.
- Ale przyznasz, że tak było zabawniej. - uśmiechnęła się niewinnie i dygnęła elegancko łapiąc w dłonie rąbki sukienki. - Mademoiselle Noir De Lacroix. Miło mi.
Pozwoliła się ując pod ramie choć było to mniej wygodne, gdyż mężczyzna był sporo wyższy od niej, a i tak mogła pochwalić się, że jak na swój wiek jest na prawdę całkiem wysoka.
Jedzenie gadających istot? O ile nie krzyczały i nie wyrywały się były całkiem znośne. Przynajmniej dla samej... dzieweczki.
- Cesar... prawie jak Cesarz. Taki nie powinien chodzić po lesie i łapać sobie jedzenia. - pomyślała głośno i znów mimowolnie zerkneła na puchaty ogon. W drobnych, stalowo-szarych ślepiach kołatała się lekka fascynacja.
- Nie widuje za często istot takich, jak Ty... - mruknęła pod nosem i przesunęła delikatnie palcem po futrze na ogonie. - Niedługo pewnie i wasz gatunek przyjdzie nam ratować. - zaśmiała się pod nosem. O okrutny żart? Dobrze, ze nie wiedział, kim był teraz w jej oczach - egzotycznym gatunkiem, których nie ma zbyt wiele, przynajmniej w jej mniemaniu. Na takie gatunki się zerka, pilnuje się ich i chroni przed głupią śmiercią, a także... Nie, nic nie ważne.

Anonymous - 3 Czerwiec 2011, 16:09

Tu musiał przyznać jej rację, ale jedynie kiwnął głową. Dać się podejść szlachciance w stroju bynajmniej nie do polowania z kijem w ręku. Za bardzo myślał o jedzeniu i był pewny swego, toteż nie zwracał uwagi na otoczenie. Miał cichą nadzieję, że nie będzie opowiadała w towarzystwie o tym jak łatwo się podkradła i takie tam. Coś mu mówiło, że dziewczę znalazło sobie właśnie nową zabawkę. Tak, ta suknia na spacer po lesie zdecydowanie się nie nadaje - pomyślał z uśmiechem patrząc na jej pląsy. Niezbyt podobała mu się rola zabawki, a takiej się dla siebie spodziewał po tej znajomości, ale z drugiej strony był tego ciekaw. I ta ciekawość małego kociaka była silniejsza.
Już na udeptanej ziemi, z dala od krzaków i i niskich gałęzi mogących zniszczyć kreację panienki (tylko dlaczego go to obchodzi? Dziwne, ale trudno) zaśmiał się z jej porównania.
- Masz racje daleko mi do Cesarza Panienko De Lacroix. Czy może wolisz, żebym mówił ci po imieniu? A może jakoś inaczej? Mnie na przykład ojciec nazywał Cez i nie mam nic przeciw by panienka tego miana używała. - powiedział wciąż uśmiechając się. Zastanowił się chwilę z czym kojarzy mu się jej imię. Przyszła mu na myśl potężna, a zarazem piękna twierdza otoczona górami, do której tylko jedna droga prowadzi z lasem gęstym i mrocznym po jednej stronie i przepaścią po drugiej. Ale nie zamierzał o tym mówić. Jakoś tak chyba trochę się tego wstydził i nie bardzo wiedział jak w słowa ubrać. Mina mu zrzedła, gdy wspomniała ogólnie o dachowcach i chyba o jakichś jeszcze istotach. Może i żartowała, ale jemu do śmiechu z tego powodu nie było. I nie obraził się, przecież ma rację. Jedyny dachowiec jakiego w życiu spotkał od jakiegoś czasu nie żyje, a śmierć ta była z pewnością okrutna. Widział jej spojrzenie na część jego ciała odróżniająca do od ludzi. Troszeczkę go irytowało, że ktoś się tak gapi na jego tył, ale w końcu pozwolił by jej dłoń zsunęła się na jego przedramię i delikatnie końcem ogona dotknął jej nadgarstka, by po chwili zrobić z niego w tym miejscu futrzaną bransoletkę.
- Dziś byłem nieostrożny niczym malutki ciekawski kociak i dostałem od Panienki nauczkę. Obiecuję bardziej się pilnować, a w odpowiednim czasie i z odpowiednią osobą zapewnić ciągłość gatunku, by chociaż jedna linia pół-kotów pozostała - żartobliwy ton i wymowne spojrzenie w oczy dziewczyny, sugerujące dokładnie, co i kogo ma na myśli. Też czasem wykazywał paskudny rodzaj poczucia humoru, ale nie zamierzał mieć potomstwa z Nior, bo odczuwał strach na samą myśl, co by z takiego pomieszania gatunków wyszło. Pół-kot wampir? Zresztą jest jeszcze za młody na dzieci, za kilka lat poszuka sobie kocicy, a teraz może się bawić z kimkolwiek i już mniejsza w co, byle za bardzo nie ucierpiało jego ciało i kocia duma.

Anonymous - 3 Czerwiec 2011, 16:59

Nie martwiła się o sukieneczkę, miała ich w końcu tyle... jedna garderoba równała się wymiarami niemal średniej sali gimnastycznej. Nie, nie wyolbrzymiam w tej chwili, gabaryty domu w zupełności je na to pozwalały. Choć cieszyłaby się zapewne, gdyby wiedziała, że Dachowcowi choć odrobinę zależy na dobrym wyglądzie materiału, jaki opatulał porcelanowo jasne ciało ze skórą barwy mleka.
Tak, był chwilową zabawką, ale to było takie niewinne, w końcu potrzebowała rozmowy i towarzystwa innego niż lokaj, czy pokojówka. Kogoś, komu da pole do popisu i nie będzie się bał wygłaszać swojego zdania.
Swoja droga dobrze, że nie słyszał jak zgrzytnęła kłami. PO imieniu? Do Niej?! Jest na świecie ktoś, kto sobie na to zasłużył? Nie, nikt, zero, nawet ej najbliższa rodzina, którą swoja droga już dawno pochłonęła ziemia.
Ale tym razem to inna sytuacja. Ugnie się.
- Zatem ty mów po prostu Noir. - pomimo chwilowej irytacji, jaka nijak nie odbiła się na zewnątrz jej głos dalej był miękki i miły dla ucha. - Lepszego skrótu nie wymyśle.
Jej imię kojarzył osie z niedostępną twierdzą? Zaskakująco trafnie. Surowa, kamienna budowla ubierająca wnętrze tylko w relikty dawnych, złotych epok, przyjmująca do siebie tylko śmiałków, którzy przebyli las, albo tych, którym sama otworzyła prostą drogę. Nierzadko niewypuszczająca ich z powrotem na zewnątrz.
Połasiła jeszcze palcem końcówkę ogona i znów wsunęła dłoń pod jego ramię. Bądź co bądź obiektem zainteresowania nie był jego tyłek, poza tym zazdrościła nieco Panu z ogonem, sama tez potrafiła przybrać ciało tak, by z kości ogonowej wyrastała kończyna, ale nie byłą ona już tak... miękka i przyjemna w dotyku.
Uśmiechnęła się szerzej, z lekkim zadowoleniem i odchrząknęła.
- Przyjmuję Pańską obietnicę i dochowam ją głęboko w szkatule serca, by za kilka lat upomnieć się o otrzymane od Pana słowo. - jej głos nabrał nieco charakteru, ale też dosłyszeć w nim można było żart.
Również nie zamierzała się z nikim wiązać, a tym bardziej z nikim wychodzącym poza jej własna rasę, nie cierpiała krzyżówek i hy7bryd. Poza tym jej ciało wyglądało na tak młode, ze każdy mężczyzna z kręgosłupem moralnym za żadną cenę nie naraziłby jej na afront.
Tymczasem udało im się wyjść z lasu i panienka przyspieszając kroku zaczęła prowadzić Pana Kota do swojego skromnego domu, po drodze wydawała się zachowywać nieco niepewnie, co chwile rozglądała się dookoła, czy gdzieś nie czeka coś, co mogłaby w jakikolwiek sposób jej zagrozić.

z/t x2

Anonymous - 19 Czerwiec 2011, 15:35

Las był spokojny o tej porze. Wszelkie niebezpieczne zwierzęta smacznie spały w oczekiwaniu na noc, a do poszycia leśnego docierały słabe promienie słońca, przebijające się przez gęste listowie. Słychać było świergotanie oraz pogwizdywanie ptaków, a raczej stworzeń do ptaków podobnych. Od czasu do czasu z krzaczków wyłonił się wielobarwny motyl i lecąc zygzakiem oddalał się bądź przybliżał. Krzaty wyszły ze swoich norek i wygrzewały się beztrosko na kapeluszach grzybów.
Ta sielanka pewnie by mogła trwać, gdyby nie nagłe pojawienie się niskiej istotki. Chociaż słowa 'nagłe' oraz 'pojawienie się' niedokładnie opisują jej przybycie. Osóbka ta maszerowała przez leśną głuszę za nic mając fakt, że jest doskonale słyszalna. Tym bardziej, że śpiewała. Trudno było nazwać ów utwór piosenką, gdyż nie posiadał ani odrobiny melodii, że o czymś takim jak klucz nie wspomnę. Wykonawczyni jednak nie sprawiało to żadnego problemu, a swój występ co jakiś czas urozmaicała okrzykami. Za akompaniament służyło jej podzwanianie monet w kieszeniach.
Jednak nie tylko odgłosy jakie z siebie wydawała były osobliwe. Ubrana byłą normalnie, jednak uwagę zwracał kapelusz trzymany przez nią w ręku, do którego raz po raz sięgała i wyrzucała wyciągnięty przedmiot za siebie z niezadowoloną miną. Wyraźnie czegoś szukała, co potwierdzały słowa przerywające jej śpiew:
- Nie ma - było, było - nie ma, czy jest czy nie było, czy nie ma czy było?
Szybko jednak wracała do swego występu wokalnego, a jej dłoń po raz kolejny zanurzała się w otchłani bezdennego kapelusza.
Jej pojawienie się zniszczyło leśną sielankę. Krzaty pochowały się, ptakopodobne stworzenia oddaliły się, a małe żyjątka zaprzestały wychodzenia na ścieżkę.
I w końcu przez las przetoczył się tryumfalny okrzyk. Dziewczyna znalazła to, czego szukała. Założyła kartkę na głowę i spojrzała w głąb kapelusza. Obróciła go parę razy w palcach i powtórzyła czynność, zamieniając miejscami nakrycie głowy i kawałek papieru. Mruknęła pod nosem, starając się odgadnąć, gdzie też się znajduje. Z całą pewnością mijała domki ukazane na mapie, jednak nie mogła sobie przypomnieć jak później poszła i ile razy skręcała.
Westchnęła głęboko i ruszyła dalej ścieżką, mając nadzieję, że idąc prosto w końcu jakoś się z owej puszczy wydostanie. Myliła się. Przez chwilę patrzyła jak zaczarowana na dąb i na obrastające go wokół krzaczki. Promienie słońca padały dokładnie na niszę tworzoną przez olbrzymie korzenie.
Fotel, przemknęło jej przez myśl. Odwróciła się na pięcie, zrobiła trzy kroki w tył i z cichym plaśnięciem opadła na ów cud natury. O tak, mogłaby tutaj pozostać do końca świata i jeszcze dłużej. I gdy tylko tak pomyślała, to dopiero się zaczęło! W jej głowie otworzyły się drzwi z plakietkami [i]’Czy świat istnieje?’, Co, jeśli już się skończył?, A może jeszcze się nie zaczął?”, i tym podobne. Owe przemyślenia zajęły ją tak bardzo, że kompletnie zapomniała o bożym świecie.

Anonymous - 19 Czerwiec 2011, 15:54

Przed oczami widoczne było bogactwo zielonych, uginających się pod wpływem nieprzyjaznego, chłodnego wiatru, traw. Gdzieniegdzie, z jałowej ziemi, wyrastała kępa ogromnych badyli, mieniących się na złoty odcień w promieniach zachodzącego słońca, które pozostawiało za sobą jedynie maleńką tęsknotę za dniem, dążąc ku ciemnej, niebezpiecznej nocy. Za chwilę księżyc miał wznieść się wysoko, ponad kłęby chmur, dodając niezliczonej ilości gwiazd odrobinę otuchy, odrobinę własnego blasku.
Niektóre drzewa prężyły się dumnie, choć sięgały niewiele ponad metr. Wszystko porastało soczystym mchem, paprociami, a na wprost rosła powolutku, nikomu nie przeszkadzając, wierzba biała.
Adele podążała przed siebie w zupełnej ciszy, spoglądając ukradkiem na otaczający ją świat. W jednej chwili zdawał się być zbyt skomplikowany, by w nim poprawnie funkcjonować. Dopiero rozstała się ze swoją prawdziwą rzeczywistością. Dziś była już zwiadowcą w MORII. Jednak obawy szybko ulatniały się gdzieś w otchłani wspomnień, pozostawiając tę kwestię zupełnie niewyjaśnioną. Zauważywszy niezwykłość każdej z barw, podmuchy porywistego wiatru, swobodnie bawiącego się liśćmi krzewów, uniosła wzrok nieco wyżej, wlepiając go w najmniej atrakcyjne miejsce. Wtedy, w jej źrenice, uderzyły uporczywe promienie słoneczne.
Owe promienie, zupełnie nagle, zasłoniła czyjaś drobna sylwetka.
Po chwili opuściła nisko głowę, zatapiając wzrok gdzieś poniżej wszystkich żyjątek. Jej wychłodzona cera pokryła się drobniutką, gęsią skórką. Przez myśl nawet przedostał się jeden z wersów ulubionego utworu polskiego poety, Różewicza: Różę w ciepłej dłoni można złożyć, albo w czarnej ziemi...
Oto jej praca. Pierwsza istota, napotkana w "nieludzkim świecie". Postanowiła przewędrować przez moczary, aby zbliżyć się ku kapelusznikowi. Tak, tak. To na pewno ta rasa.
- Hej! - machnęła dłonią wysoko ponad głową.

Anonymous - 19 Czerwiec 2011, 16:22

Kapelusznica uniosła głowę, wyrwana z zamyślenia. Spojrzała na machającą, a jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Istota ludzka! Nonsens nie należała do osób, które bywały często po tej 'drugiej' stronie, więc ludzie byli dla niej niczym legenda. Owszem, spotykała czasem jakiegoś w lustrzanym świecie, jednak było to zjawisko bardzo rzadkie i przeważnie takimi gośćmi były dzieci. Zdziwiła się tak bardzo, że aż jej się kapelusz na bok osunął.
Poderwała się lekko z runa leśnego. Przybyszka była od niej sporo wyższa. W kilku susach dopadła dziewczyny i sięgnęła w kierunku jej twarzy, by szybko złapać ją za ucho i lekko pociągnąć. Uśmiechnęła się bardzo z czegoś zadowolona.
- Prawdziwa jesteś! – klasnęła w dłonie i wykonała piruet. W kieszeniach ukrytych skrzętnie w połach sukienki zabrzęczało. Ona tymczasem już chwytała rąbek spódnicy rudowłosej i zaglądała pod nią. Następnie obeszła ją wokoło, by w końcu stanąć na przeciwko niej.
Zmierzyła ją jeszcze wzrokiem, a w jej złotych tęczówkach zamigotało niedowierzanie. Tyknęłą ją jeszcze palcem w ramię i uszczypnęła sama siebie, by upewnić się, że nie śni.
- Wiesz gdzie jesteś? – spytała, o dziwo zachowując prawidłowy szyk zdania... – Świadoma jesteś , że jawa to a nie sen? – Jednak nie na długo.
Pannicy trudno było uwierzyć, by ktoś, kto małym dzieckiem nie jest, trafił świadomie do Świata Luster. Dorośli zwykle unikali wszelkich dziwności, więc okolice Bramy były dla nich jak punkt, którego nie ma na mapie. No, chyba, że wiedzieli o istnieniu drugiego świata i mieli w nim jakieś interesy. Przybyła jednak nie wyglądała na cżłowieka tego pokroju – wręcz przeciwnie.
Nonsens wiedziała, że ludzie nie zawsze są nastawieni przyjaźnie wobec takich jak ona. Zdawała sobie sprawę z tego, że jej rzekoma inność jest dla nich interesująca, co dla niej może się okazać niebezpieczne. Z natury jednak nie dbała o bezpieczeństwo, i choć zwykle kończyło to się marnie, to jednak nie potrafiła sobie odmówić ciepłego powitania istoty sobie nieznanej – nawet człowieka.
Może była naiwna? A może zachowywała się jak osoba, która straciła wszystko i na niczym jej nie zależy? A może była tak odważna? Nic z tych trzech. To, że była wobec kogoś miła, nie oznaczało, że gdzieś tam w środku nie ma się na baczności. Nigdy nie straciła wszystkiego. A po trzecie, nie była odważna. Po prostu nie do końca rozumiała definicję słowa ‘strach’.

Anonymous - 19 Czerwiec 2011, 16:41

Ciemność stała się jeszcze bardziej intensywna pod wpływem niespodziewanego uczucia. Wzdłuż kręgosłupa przebiegło tajemnicze mrowienie. Czas jakby stanął w miejscu, oczekując dalszego rozwoju wydarzeń. Jakaś smukła dłoń ostrożnie przemknęła po skórze Adele, sięgając jej ucha i kąsając wszelakie inne części ciała.
Nie! Cholera, to musiały być jedynie pozory. To nie działo się naprawdę.
Susy nieznajomej istoty wprawiały dziewczynę w niemałe osłupienie, jednak pokazanie owego zaskoczenia równałoby się z pewnego rodzaju odkryciem słabości.
Plan był taki: zaznajomić się z prawdziwym charakterem postaci, niestety wbrew przyjętym regułom... Bez niczyjej wiedzy. Ot, dla siebie. I właśnie w tej chwili... Adele przestała rozumieć sens tych wszystkich, nielogicznych posunięć, jakie podejmują zwierzchnicy. Kapelusznik, a może kapelusznica (?) była miła, radosna i taka... urocza.
Twarz małej rozpromieniała każdy zakątek wokół. I nawet jeśli na sercu robiło się coraz cieplej... To pozór musiał być zachowany.
- Zgubiłam się. - rzuciła pewnie, pochylając nisko głowę.
Następnie uśmiechnęła się delikatnie, ukazując rzędy białych zębów.
- Ale to nic. Trafię sama. - tu nastąpiła pauza, a do głowy młodej wpadł dosyć ciekawy pomysł.
Nawet gdy wiatr targał jej włosami, nie potrafiła spuścić wzroku z rozmówczyni.
- Wiesz... ta ludzka ciekawość... Czy może to pozostać między nami? - zakończyła, obciągając nieco spódnicę, a następnie przykładając palec wskazujący do różanych ust - czyniąc symbol tajemnicy.
Zdawała sobie sprawę z własnej nieostrożności. Ale cóż miała do stracenia? To życie ją tu przygnało...

Anonymous - 19 Czerwiec 2011, 17:15

Na krótką chwilę uśmiech i zaciekawienie ustąpiły miejsca smutkowi.
- Nie trafisz - powiedziała ponuro. - Ja tutaj mieszkam i się zgubiłam, a co dopiero ktoś z zewnątrz.
Natychmiast jej twarzyczka pojaśniała, a końce włosów zalśniły wielobarwnie. Ten człowiek z całą pewnością był niegroźny! Zgubił się! Trzeba mu pomóc! Otuliła dłońmi przedramię dziewczyny i spojrzała na nią pewnie złotymi oczyma.
- Pomogę ci ja! Razem sprawniej nam się uda, niż osobno wyjść z tego lasu! – zapewniła z mocą.
Pociągnęła ją lekko w kierunku, z którego obie przybyły. Jasnym jest, że niezależnie od tego, czy ruszyłyby razem czy osobno, to ich szanse na odnalezienie się byłyby równe. Kapelusznica uznała jednak, że w ten sposób będzie im przynajmniej raźniej i jeśli zginąć, to we dwójkę.
- Nazywasz się jak? – spytała. – Imiona jedyne, jakie znam z pochodzisz skąd to Marceli oraz Kleofasa. Nazywasz się nie tak, nieprawda?
To była prawda. Wiedza pannicy była tak nikła w temacie Świata Ludzi, że w obecnych czasach mogła uchodzić z za ignorancję albo za przejaw skrajnego wycofania. Dziewczyna jednak nic sobie z tego nie robiła i żyła beztrosko swoim życiem z dala od wszystkiego, co wiązało się z przejściem na drugą stronę lustra. Co nie znaczy, że nigdy tam nie była! A i owszem, choć wycieczka ta nie skończyła się dalej przyjemnie, gdyż usiłowano ją zamknąć w więzieniu za uprowadzenia dzieci i gdyby nie to, że weszła do kapelusza, to pewnie wygrałyby siły porządkowe. Czy miała złe zamiary? W żadnym wypadku! Ot, dzieciaki chciały zobaczyć jak to jest wejść do kapelusza, a ona im pomogła, a że zapomniała, że wciąż tam są i poszła swoją drogą? Zwykłe roztrzepanie.
Teraz była u siebie, na swoim podwórku i miała przed sobą człowieka, którego miała okazję poznać w nienaturalnej dla niego sytuacji. I skoro człowiek ów dotarł aż tu, to napatrzył się już na wiele dziwów i Kapelusznik nie wyda mu się aż nadto ‘inny’. Tak przynajmniej sądziła.
Sięgnęła ku nakryciu głowy i wyciągnęła z niego mały dzbanuszek z pokrywką. Przez chwilę nie mogła się otrząsnąć z szoku – udało jej się bowiem wyciągnąć coś o czym myślała i to za pierwszym razem! Uchyliła wieczka i podsunęła dzbanuszek pod nos dziewczynie.
- Ciasteczka są to – sama je upiekłam – powiedziała z uśmiechem. – Proszę, się poczęstuj.
Warto dodać, że ciasteczka wyglądały normalnie, pachniały również i normalnymi były. Ich receptura była bajecznie prosta, a odrobina rumianku nadawała ich smakowi dzikości. A co najważniejsze - były bezpieczne. Ciasteczka bowiem były jedyną rzeczą z dziedziny kucharskiej, która wychodziła jej zawsze – wszystkich innych potraw należało się wystrzegać, jeśli tylko było wiadomo, że w ich przygotowaniu maczała palce.

Anonymous - 19 Czerwiec 2011, 19:07

Otworzyła oczy. To zabawne, że miejsce w którym się znajdowała, przywodziło na myśli tyle wspomnień. Jednocześnie czuła się tu tak cholernie obco. Nie potrzebowała żadnego dowodu na to, że była tu z jakiegoś oczywistego powodu. Po prostu to wiedziała. Ta świadomość przepływała przez jej żyły, rozprzestrzeniając we wnętrzu boską energię; kiedy zatrzymała się przy większym płacie mięśnia sercowego, momentalnie przestała oddychać. Tak dotyka Bóg.
I wtedy odezwał się ponownie ten przyjemny, delikatny głosik, który pozytywnie nastroił. O, nastroił! Aż Adele uśmiechnęła się od ucha do ucha, napawając tą chwilą. Dawno nie uśmiechała się tak często! Toż to prawdziwy cud...
Gdzie podziały się chmury? Wszystkie poukrywały się pod ciemnym błękitem, jakby w obawie, że nastanie coś strasznego. Pod stopami zimny piach. Czuła, jak co i raz energia w jej wnętrzu zataczała frywolne koła, co zmuszało Adele do ciągłego mrugania powiekami. Ugrzęzła w posadzce na dobre; mogła jedynie stać i obserwować, choć... Musiała już iść...
- Moje imię to A... - przecież nie mogła wyjawić prawdziwego imienia! Nie teraz, to zbyt duże ryzyko. - ...roone. Aroone mam na imię. - rzekła, podnosząc wzrok do góry.
Ujrzała kolejną gwiazdę i kolejną, i kolejną, i kolejną! Było ich tak wiele!
Ale praca nadal trwała, a młoda wracać do domu jeszcze nie zamierzała. Gdyby tylko ktoś się dowiedział...
- Spotkamy się tu jutro, o tej porze. Obiecuję. - mrugnęła do towarzyszki przyjaźnie, prostując sylwetkę do idealnego pionu.
Kto wie... Może los sprawi, że zawiąże się między nimi coś w rodzaju... Więzi?
Nagle, Adele jakby poszybowała na skrzydłach. Odkręciła się na pięcie w przeciwnym kierunku i poczęła biec ile sił w nogach.
Dziewczyna utorowała sobie szczególną drogę podróży. Jej celem było jej miejsce.

[z/t]

Anonymous - 19 Czerwiec 2011, 19:56

Kapelusznica zamrugała kilkakrotnie patrząc w ślad za Aroone, jakby wybudziła się ze snu. Bo może to był sen? Może wcale nie spotkała człowieka? A może w ogóle jej tutaj nie było? Może była tylko częścią czyjegoś snu?
Potrząsnęła głową i spojrzała przed siebie dużo poważniej. Nie była bowiem szalona tak do samego końca. Nie, jednak ten człowiek tutaj był. Ani chybi wciąż czuła fakturę jej spódnicy na swoich palcach, więc to nie mógł być sen. Ale niemal dorosły człowiek tak głęboko w lustrzanym świecie? Trudne do uwierzenia. Wzruszyła jednak ramionami. Nie jej interes, skoro czerwonowłosa na razie nie zrobiła nic złego i raczej dziewczyna wątpiła, by zrobiła w przyszłości.
Rozejrzała się wokół. Fauna leśna nieniepokojona przez jej śpiewy czy okrzyki powróciła przez ten krótki czas do swoich zajęć. Nawet jakiś skrzat usiłował wdrapać się po jej sukience w sobie tylko wiadomym celu. Złapała go w dwa palce i posadziła z powrotem na kapeluszu dużego grzyba podobnego do ziemskiego muchomora.
- Aroone, Aroone – zanuciła pod nosem. – Prawie jak maroon.
Rozsiadła się ponownie w fotelu wytworzonym przez korzenie dębu. Było jej wygodnie. Wysoko na niebie lśniły gwiazdy. Czy były to te same gwiazdy, które zerkały na świat zamieszkany przez istoty takie jak nowo poznana dziewczyna? Nonsens szczerze w to wątpiła. Tu i tam nic nie było takie same, a często i podobieństwa były pozorne.
Pamiętała doskonale jedną z nielicznych wypraw do krainy ludzi. Napotkała na swojej drodze lustro, do którego koniecznie chciała wejść co skończyło się dużą ilością tłuczonego szkła i kilkoma dosyć poważnymi ranami. A lustra weneckie? Takie, które widziała na komisariacie? Cóż za szarlatan to wymyślił!? Przecież lustra mają służyć przeglądaniu się lub podróży, a do patrzenia poprzez są okna. A tu taka krzyżówka niespodziewana pojawiła się przed jej obliczem.
Ziewnęła szeroko. Poczuła się bardzo, ale to bardzo zmęczona, jakby od dłuższego czasu nie zmrużyła oka. Nie dziw, gdyby tak właśnie było.
Pogrzebała w kapeluszu i po kilku próbach udało jej się wyciągnąć upragniony przedmiot. Dojadła ciasteczka i wrzuciła do niego tacę, by następnie znów włożyć go na głowę. Odchyliła się do tyłu, opierając jak na łożu ze specjalnym oparciem. Wzięła w dłonie świeżo wyciągnięty bukiet białych lilii i wraz z nim ułożyła ręce na wysokości końca żeber. Przy swojej bladej karnacji naprawdę wyglądała jak truposz. Przybrała smutną minę i zasnęła.

Anonymous - 25 Czerwiec 2011, 11:08

Przez krętą ścieżkę wędrował wspaniały, boski, niesamowity i do tego skromny Pan Travka! Jechał na swym stalowym rumaku, a wiatr targał jego włosy, które wyglądały jak... Zaraz! Zaraz! STOP! Jaki wiatr? Na jakim rumaku? Jaka niesamowitość? Cała ta scena była niczym więcej, jak jego idiotycznym urojeniem. Już od paru godzin błąkał się po tej przeklętej ścieżce, pchając przy tym swój motor. Czemu? Podczas przeprowadzki do Krainy Luster i zabraniu tu swojego drogocennego motorku, Travce umknął jeden mały szczegół. W tym świecie nie słyszeli o czymś takim jak stacja paliw. Nie ma stacji, nie ma paliwa, nie ma paliwa, nie ma jazdy na motorze. Proste. Taszcząc swój skarb na dwóch kółkach coraz bardziej zagłębiał się nieznanym mu lesie. Był zmęczony, spragniony i do tego spocił się jak świnia. Nie trudno było go wyczuć, walił na kilometr. W końcu jednak powiedział dość! Musiał odpocząć. Pozostawił pojazd na środku drogi, a sam poszukał dogodnego miejsca na spoczynek. Jakie było jego zaskoczenie, gdy najlepsze miejsce do odpoczynku było zajęte przez umarlaka. Blada cera, spokojny wyraz twarzy, kwiaty w dłoniach. Bez dwóch zdań, trup jakich wielu. Las wydawał mu się dziwnym miejscem na wieczny spoczynek, ale w tym świecie wszytko jest dziwne. Travka miał wielką chrapkę na tą miejscówkę, wydawała się taka wygodna. Ale co zrobić z ciałem? Nie wypadało zakłócać spokoju umarłemu, poza tym nie miał chęci na dotykanie martwego ciała. Chłopak przykucnął opok niej i zaczął rozmyślać. Nim się spostrzegł wziął do reki jakiś patyk i zaczął dźgać leżącą osóbkę w różne części ciała. Najpierw w prawe ramię, potem w policzek, poszukał skarbów w noski, przeczyścił nieco uszko i na końcu podniósł nieco górną wargę, odsłaniając ząbki. Po co to robił? Może jakimś cudem odkryje w sobie jakieś nadnaturalne zdolności typu: "Powstań martwe truchło i ustąp mi miejsca!"
Anonymous - 25 Czerwiec 2011, 16:09

Miała sen mocny jak mało kto. Nie były w stanie obudzić jej ni to dźwięki, ni zapachy, jednak dźgania stanowczo zdzierżyć nie mogła. Kłapnęła zębami, gdy patyk je odsłonił i uniosła się nieco, zapominając o trzymanych kwiatach.
- Czemujeślimożna wiedzieć, zakłócasz mójspoczynek? - Tak, ona naprawdę wypowiedziała te dwie sekwencje bez odpowiedniej pauzy pomiędzy nimi. Czemu tak było? Otóż, mówiła nie tylko gubiąc odpowiedni szyk wyrazów, ale również czasem zdarzało jej się zamiast tego gubić pauzy, lub, co było trochę dziwniejsze, wstawiać je w miejsca, w których ich nie powinno być. Gdyby ktoś się nad tym kiedyś zastanawiał, szybko doszedłby do wniosku, że z dwojga złego lepsze jest to drugie.
Capnęła go za koniec maski.
- A cóż to, jesteś słoniną? - spytała, ciągnąc maskę w swoim kierunku, a przy okazji całego chłopaka. - Nie słyszałam nigdy o czerwonych słoninach...
A powinna. Słonina zazwyczaj bywa czerwonawa. Oczywiście, dla niej pomiędzy słoniną a słoniem nie było różnicy.
- I chyba taki trochę za chuderlawy jesteś jak na prawdziwą słoninę - zawyrokowała. Za chwilę odepchnęła go lekko i przerażona zakryła sobie usta dłonią.
- Jesteś fałszywą słoniną! - zakrzyknęła.
O tak, tego było zdecydowanie za wiele. Jakim sposobem ktoś się podawał za słonia? Po co? Dlaczego?
Zlustrowała go uważnie. W gruncie rzeczy nie wyglądał źle, choć ta goła klatka piersiowa przywodziła jej na myśl spotkanych w świecie ludzi ekshibicjonistów. A może to taka moda? Nie znała się na modzie.

Anonymous - 25 Czerwiec 2011, 16:17

Nudziło mu się. Naprawdę mu się nudziło. Już od dłuższego czasu nie było w jego życiu tak długiego i nudnego dnia. Nie miał się z kim bawić, komu dokuczać. Przez większość dnia chodził po całej Krainie Luster i szukał swojej ofiary - niestety, bez skutecznie. Nie było nikogo, kto dałby się nabrać na jego chytre gierki.
Spacerując, w końcu zorientował się, że znajduje się w Malinowym Lesie. Bardzo się ucieszył, lubił to miejsce... Było ono wspaniałe - idealnie do niego pasowało. A co najważniejsze, można było spotkać spacerujących bądź też zagubionych ludzi. To właśnie z tego powodu tak się cieszył. Miał nadzieję, że w tym lesie znajdzie swojego towarzysza zabaw. Przecież, a raczej na pewno musiał się znaleźć ktoś, kto dałby się skusić na jego słodkie słowa. Oczywiście, po drodze zbierał owoce lasu, które w najbliższym czasie miał zamiar skonsumować. Teraz, jednak pakował je do swojego bezdennego kapelusza. A właśnie... w kapeluszu było już tyle rzeczy, że on sam nie wiedział, co się tam znajduje. Równie dobrze, mógł wyciągnąć inną osobę czy jakieś zwierze. Wszystko pozostawało wielką zagadką.
Nagle! Dostrzegł on pewną osobą, która pchała - jego zdaniem, jakąś dziwną maszynę. Z początku nie miał zielonego pojęcia co to może być. Szybkimi ruchami wdrapał się na drzewo i przeskakując z jednej gałęzi na drugą - obserwował on swoją "ofiarę". Kiedy chłopak zatrzymał się koło nieznanej mu osoby - bardzo się zdziwił. Co on może tam robić? Strasznie go to intrygowało. Chwilę później, zeskoczył z drzewa i podbiegając bliżej dwójki istot, schował się za drzewem.

Anonymous - 25 Czerwiec 2011, 16:49

To, to żyje! Jednak nekromanckie zdolności w końcu się w nim przebudziły. Pierwsze praktyki i sukces, sprawił że nieżywe ciało znów chodzi! Czół jak moc wypełnia jego całe ciało, teraz nawet śmierć nic mu nie zrobi. Stał się bogiem! Myśli o jego boskości szybko jednak zostały uziemione poprzez pociągnięcie za jego maskę i nadania mu miana "słoninki". Pierwsza z czynności zachwiała jego równowagą i upadłby na swego ożywieńca gdyby nie nagły ruch odpychający. Poleciał parę centymetrów i wylądował na tyłku podpierając się jedną dłonią. Coś nie sforny ten nie umarlak, Travka musiał sobie jakoś musiał zaradzić tej niesubordynacji. Powstał na nogi i w między czasie został mianowany na " fałszywą słoninkę". Uznał to coś na podobieństwo awansu społecznego, w końcu im dłuży tytuł, tym lepszy. Musiał ją okiełznać swoimi paranormalnymi zdolnościami, które odkrył w sobie przed chwilą, a zachowywał się jakby było to dla niego codziennością. Przybrał władczą pozę, wyciągnął władczo rękę w stronę dziewczyny i władczo wypowiedział, władczy rozkaz.
-Jako twój Pan, rozkazuje ci! Przesuń się!- skończył władczo. Czekając władczo, na wypełnienie swego władczego rozkazu, wpatrywał się w nią władczo.

Anonymous - 25 Czerwiec 2011, 17:28

Chciała na niego spojrzeć jak na idiotę. Naprawdę chciała. Z drugiej strony, jego rozkaz ją zaciekawił. Cóż też się ubzdurało fałszywemu słoniowi, że czegoś od niej chce? A co jeśli, o zgrozo!, naprawdę jest jej panem?
Przesunęła się w bok, robiąc sporo miejsca. Wcześniej, będąc trupem, leżała po środku, by malowniczo wtopić się w scenerię i nadać swojej śmierci odrobinę realizmu.
Pochyliła głowę, spojrzeniem tępym wpatrując się w swoje kolana. O ile wcześniej półleżała, to teraz już półsiedziała, więc nie było to takie trudne. Przez krótką chwilę układała sobie w głowie, co też mu powiedzieć.
- Jeśli ja, o-nędzna-sługa, mogę zapytać, jakież jest imię pana-mego-losu przybyłego do mnie pod postacią fałszywej słoniny? - zapytała śmiertelnie poważnym tonem.
W międzyczasie usłyszała szelest i kątem oka dojrzała duży ciemny cień wspinający się na jedno z drzew. Nie zwróciła jednak na to większej uwagi. A bo to rzadkie zjawisko po tej stronie lustra? Cienie tutaj robią najróżniejsze rzeczy. Jej cień na ten przykład uwielbiał grać w tenisa. Często nawet, pogrążona we śnie, budziła się, gdyż oberwała w śliczną główkę słonecznie żółtą piłeczką.
O tak, mało co ją dziwiło. No, może poza ludźmi, szczególnie dorosłymi, gdyż naprawdę była święcie przekonana, że tutaj dobrowolnie trafiały tylko dzieci. No, i jeszcze Aroone. Wprawdzie mało co o niej wiedziała i kompletnie zapomniała o tym, że miały się tutaj jeszcze spotkać (przynajmniej według słów dziewczyny), ale jednak była człowiekiem, a co za tym idzie ją dziwiła.
W słoniopodobnej istocie nie dostrzegała na razie nic ludzkiego, ani też nie wyczuwała. Może było to spowodowane wstrząsem, jakiego doznała, gdy dostrzegła go po otworzeniu ocząt? Wątpliwe. Nie przeżyła żadnego wstrząsu, ani również nie była przestraszona, co wcześniej pokazywała. Ot, po przebudzeniu miała ochotę na zabawę, a do takiej należało odgrywanie emocji, które miały na celu popchnąć zdarzenia dalej. Poza tym, tak było bezpieczniej. W końcu nie wiadomo na kogo się można natknąć.
Nieświadoma, ponownie zerknęła w stronę, gdzie dojrzała cień. Gdyby nie to, że na chwilę obecną jest lub nie jest w mocy dziwnie wyglądającego przybysza z całą pewnością by się tam wspięła, by owemu cieniowi przyjrzeć się z bliska.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group