No i kurde poszedł. Ot tak tylko się żegnając. No nie ładnie tak damy zostawiać na ulicy w środku nocy. Ale trudno, nie będzie dalej tracić czasu siedząc w jakieś zapchlonej dziurze. Chłopaczyna zniknął gdzieś w mroku, zaś też i Simone po niedługim czasie wróciła tą samą drogą co też i przyszła.
z/tAnonymous - 17 Sierpień 2011, 20:58 Moment, w którym chód Giselle przerodził się w bieg umknął jej świadomości. Dziewczyna pędziła przed siebie z na wpół zmrużonymi oczyma. Powieki stanowiły w tej chwili jedyną tamę, jedyną stanowczą zabudowę powstrzymującą kolejny wylew rzewnych strumieni łez, które miałyby ściec po jasnych, rumianych policzkach blondynki. Nie patrzyła dokąd biegnie, wiedziała jedynie, że oddala się z każdym krokiem od kawiarni, w której doszło do kolejnej kłótni z bratem. Nie miała siły na te ciągłe sprzeczki. Przede wszystkim zaś, nie pojmowała skąd się biorą. Naprawdę nie mogła zrozumieć, dlaczego znajdywał takim trudnym wyszukanie w terminarzu jednego dnia, który mógłby w całości poświęcić jej. Jak mógł być tak zimny i obojętny. Dlaczego nie dostrzegał jej starań? Czy zapomniał już o tym ile ją kosztowało samo odnalezienie go? A czy nie miał na względzie tego, że każdy jej starannie dobrany strój, każdy subtelny uśmiech i ostrożny gest dłoni był dedykowany jemu? Nie zdawał sobie sprawy z tego ilu mężczyzn oddałoby wszystko co mieli w swym posiadaniu, w zamian z taką uwagę z jej strony? Dlaczego on jeden, którego obdarzała tymi wszystkimi drobnymi podarkami, nie potrafił ich docenić? I czy naprawdę prosiła o aż tak wiele? Jeden, jedyny dzień w miesiącu. Czy zwłokom gdzieś się śpieszy? Czyżby zamierzały uciec z kostnicy i szarżować wściekle po mieście z łaknieniem na ludzkie mięso ze szczególnym wskazaniem na mózgi? Szczerze wątpiła.
Zacisnęła palce w pięści, naciągając na wierzchy dłoni szarą bawełnę. Nawet nie zauważyła gdy w pędzie, różowa opaska z kokardką zsunęła się na tył jej głowy burząc staranną kompozycję jaką do tej pory stanowiła jej fryzura. Biegłaby tak pewnie aż do chwili, w której jej płuca odmówiłyby posłuszeństwa, sygnalizując wycieńczenie intensywnym bólem. Zamiast tego jednak los postawił na jej drodze przeszkodę. Wpadła na mężczyznę z rozpędu. Oboje stracili równowagę i wylądowali na szarym asfalcie. Teraz przynajmniej wygląd obojga stracił na swojej nienaganności. Złote loki dziewczyny rozsypały się po ulicy i częściowo, po klatce piersiowej Druvidesa, na której też spoczęła jej jasna twarz.
Podniosła się zszokowana.
-Przepraszam-powiedziała chcąc się podnieść. Szybko rozpoznała gładkie rysy twarzy i jasne włosy. Spotkała go wtedy w Arenie. No i miała tę dziwną wizję. Zmrużyła ponownie powieki, gdy uświadomiła sobie, że z chwilą szerszego ich rozchylenia, dała upust gotowym już kryształowym łzom. Przygryzła dolną wargę i przez chwilę patrzyła na nieznajomego... Potem zaś kompletnie zapomniała o świecie. Zacisnęła palce na jego białej koszuli, by przylgnąć znów twarzą do twardej klatki piersiowej, na której wcześniej przyszło jej wylądować. Zaraz też wybuchła znowu rzewnym płaczem. Puściła w niepamięć całą swoją dumę i wszystko to co mówiła sobie o własnym honorze. Leżała właśnie na obcym facecie, dosłownie wylewając na niego swoje żale i nigdy wcześniej nie czuła się tak dobrze. Mogłaby tak na nim leżeć całą wieczność i nawet nie przyszło jej do głowy, że on mógłby mieć w tej kwestii nieco odmienne zdanie.Anonymous - 17 Sierpień 2011, 21:17 Druvides kroczył wolno wyludnioną uliczką. Było wcześnie, a może już znacznie później, niż przypuszczał? Tak łatwo tracił rachubę czasu. Wszakże, jak kilka marnych godzin mogło równać się z wiecznością?
Patrzył przed siebie nieruchomym wzrokiem, nie mogąc skupić uwagi na niczym szczególnym. Miał już dosyć rozmyślania o tym dziwacznym świecie, który przyprawiał go o zdumienie i zniesmaczenie. Może, gdyby wiedział, w jakich czasach przyjdzie mu żyć, to zastanowiłby się jeszcze raz, nim by odpowiedział na wezwanie bałwana Arystokraty, który złożył mu propozycję. Z biegiem czasu dochodził do wniosku, że nawet pożarcie duszy tej biednej dziewczyny nie było wystarczającą ceną. O stokroć bardziej wolał pędzić życie, jako dziki wilk, wypruwający flaki z demonów przeróżnej maści, niźli w krainie, gdzie chaos i agonia estetyki rzucała się jawnie w oczy.
Mimo to mógł pozwolić sobie na współczucie dla tych wszystkich istot. Jedno przez te tysiąclecia nie zmieniło się w ogóle - chęć władza, wyznawanie własnych ideałów, pociągało za sobą szmat krwi, utraty życia i bezprawia. Nawet ci... Anarchiści, którzy walczyli o wolną wolę, niezależność, nawet oni łamali własną myśl przewodnią. Pragnęli wolności, obalenia hierarchii, która jedynie prowadziła do nieopisanej zguby. Od zarania dziejów był drapieżnik i ofiara, była Stara Matka i Plemię, była Bogini i jej wyznawcy, był Król i Lód. I wszyscy byli wolni, chociaż posiadali własne obowiązki. Król prowadził prosty lód do oświecenia, Stara Matka czuwała nad plemieniem, Bogini wysłuchiwała modlitw wiernych. Zawsze wspinaliśmy się na drabiny, zawsze pragnęliśmy czegoś więcej. Ale ludzie nie zawsze byli źli. Co to, to nie. Zło zrodziło się ze strachu, przeraziło nas coś, czego nie mogliśmy pojąć, później pojawiła się zazdrość, bo to, czego nie mogliśmy zrozumieć nas urzekało. By to zdobyć, sięgnęliśmy po broń, ze strachu, z pożądania.
Myśli mężczyzny rozproszyły szybkie kroki. Ktoś biegł, szlochając bezgłośnie, oddychając ciężko.
Nie zdążył się odwrócić, by móc zobaczyć, co się dzieje, gdy jakiś kształt wpadł na niego z impetem, powalając go na ziemię. Odruchowo przytrzymał intruza za ramiona, by uchronić go od boleśniejszego upadku. Wiedział na pewno, iż była to kobieta, tylko dlatego nie pozwolił swemu instynktowi na wyciągnięcie broni. Potem ujrzał bezkres błękitnych oczu, zaróżowione policzki, drżące usta i brodę, włosy rozsypane dookoła, niczym anielska aureola.
Dopiero potem dostrzegł łzy, wzbierające niczym gwałtowna fala.
Przygarnął dziewczę do siebie, pozwalając jej się wypłakać, objął silnymi ramionami, nie zważając na zimno i niewygodę, która płynęła z obecnego ułożenia ciał. Uniósł się nieco na łokciu, nadal tuląc kobietę do siebie. Czuł się nieco dziwnie, ale przede wszystkim starał się być cierpliwy. Drżała w jego ramionach, rozemocjonowana. Delikatna i krucha, wydawać by się mogło, że zaraz rozleci się w jego dłoniach z bólu i żalu.
-Ciii, maleńka, ciii - szepnął w jej włosy, owiewając ją ciepłym oddechem.Anonymous - 17 Sierpień 2011, 22:01 Giselle czuła się nieswojo. Tak bardzo przywykła do kreowania różnych postaci, w które się wcielała, że nagle gdy stanęła przed kimś tak rozemocjonowana, poczuła się niemalże jak naga. Nie ukrywała przed nim niczego. Swoich łez, smutku rozpaczy. Była smutną dziewczynką, której bajka nie miała szczęśliwego zakończenia. Bo rycerz nie przyjechał na białym koniu, by ocalić ją z najwyższej komnaty w najwyższej wieży. Bo jej rycerz okazał się Ogrem. A może po prostu... Uznała niewłaściwego mężczyznę za swojego rycerza?
Ta myśl zajaśniała w jej blond główce niczym jutrzenka rozganiająca mroki ciemności. Uspokoiła się, kojona jego cichym, melodyjnym głosem, ogrzewana oddechem. Podniosła ku górze przeszklone, modre oczy by wbić je w niego z wdzięcznością i lubością, które nieczęsto można było u niej oglądać. Dziękowała mu za to, że był. Że nie odepchnął jej tak jakby to zrobiło wielu na jego miejscu. Ceniła jego staroświeckość, bo w tej właśnie swojej postawie był niczym bajkowy rycerz. Co z tego, że nie miał lśniącej zbroi, gdy słowem i gestem potrafił pokazać, że jest prawdziwym dżentelmenem? Takim, który z pewnością damie swojego serca zechce okazać czułość i poświęcić jeden dzień czasu, gdy tylko ładnie o to poprosi. Dla kogoś takiego mogła się wdzięczyć, mogła być muzą i klasyczną damą. Z resztą jeśli chodziło o dbałość gestów, nie pozostawała dłużna wszystkim protagonistkom bajek o zniewolonych królewnach.
Z niewymuszoną gracją otarła wierzchem dłoni jasne policzki, nie odrywając spojrzenia od mężczyzny. Uśmiechnęła się też rozbrajająco w ramach przeprosin.
-Najmocniej przepraszam-wyszeptała choć wciąż pozostawała w jego objęciach, tak jakby czuła się w nich o stokroć bezpieczniejsza. I w istocie tak było. Czuła, że osłania ją przed światem, tak by nikt inny, nikt kto wyjrzy na moment przez okno by spojrzeć na przedziwną parkę nie spostrzegł jej nagości. Pozostawała sam na sam przed nim, obdarta z roli, choć stopniowo, z każdą chwilą, gdy w jej interesownej główce wzrastał zachwyt nad jego osobą, wzrastała jednocześnie dbałość o wygląd, o gest, o ton głosu. Tak by była damą, którą się nie urodziła, ale której on z pewnością poszukiwał. Kogo bowiem mógł szukać dżentelmen wyrwany z ubiegłego stulecia?
Odgarnęła za ucho włosy i poprawiła opaskę z kokardką, doprowadzając się do względnego ładu.
-Zachowałam się niewłaściwie, ale... Pan wybaczy, nie ma usprawiedliwienia dla takiego postępowania... Powinnam lepiej nad sobą panować-spuściła kryształowe oczy i wbiła je w zaciśnięte na jego koszuli palce. Rozluźniła powoli uściski i lekko pogładziwszy materiał, starała się go rozprostować. Nic jednak z tego nie wyszło. Z resztą, na koszuli widniały dwie mokre plamy, słone pamiątki jej rozpaczy.
-Pamiętam Pana z Areny. Wtedy również na pana wpadłam-zauważyła z zażenowaniem. Fakt, Druvides wyjątkowo dobrze nadawał się na tarczę od której odbijała się z wdziękiem złotowłosa. Gorzej, że nie pamiętała, czy mu się wtedy przedstawiła, ani jakim imieniem. Cholera! Może on też nie będzie pamiętał? Teraz podałaby mu prawdziwe, uznając, że zasłużył.Anonymous - 16 Październik 2011, 18:41 Mężczyzna tulił do siebie delikatne dziewczę, chroniąc ją jednocześnie od chłodu, który napływał od asfaltowego podłoże. Pozwolił jej na wylanie swych żalów, które objawiały się szlochem i mokrymi łzami, które moczyły jego nieskazitelną koszulę. Nie przejął się tym w najmniejszym stopniu, wszakże czym była koszula w porównaniu z rozpaczającą niewiastą?
Gładził ją delikatnie po rozwichrzonych od pędu włosach, wygładzał pojedyncze kosmyki, szeptał uspokajająco, cierpliwy, spokojny. Nie bardzo wiedział, co myśleć o zaistniałej sytuacji, ale z jednej strony cieszył się, że ją spotkał. Znowu. Gdyż, jak zdążył zauważyć, była to ów kobieta, którą spotkał w Tęczowej Arenie. Wtedy też na niego wpadła i znikła, niczym piękny duch. Szukał jej potem przez kilka dni, mając nadzieję, że ponownie się na nią natknie, że będzie miał okazję zamienić z nią kilka, albo i więcej, słów, że zaprosi ją na jakąś kolację, pozna lepiej, a może w przyszłości skradnie tej uroczej panience jeden, bądź dwa, pocałunki...
Westchnął, gdy uniosła głowę, by spojrzeć na niego pięknymi, modrymi oczyma. Wydawała się zagubiona we własnym smutku, chociaż gdzieś w głębi jej tęczówek dostrzegł blask, niczym słońce wschodzące po gwałtownej, acz krótkiej burzy. Uśmiechnął się delikatnie, przesuwając dłonie z jej twarzy na szczupłe ramiona.
-Ależ, moja pani, nie masz powodów do wstydu - zaprzeczył, urzeczony jej uśmiechem, delikatnym i tak promiennym, jakby zalał go ciepły blask jutrzenki. Gdy pozostawała w jego objęciach, uścisnął ją łagodnie, chociaż nie bardzo wiedział, co winien uczynić. Nigdy nie znalazł się w podobnej sytuacji, a nie chciał, by ta pani źle o nim pomyślała. A co gorsza, by nie wzięła go za jakiegoś zboczeńca, co nastaje na jej niewinną cześć!
Druvides nie szukał damy, pełnej cnót i wdzięków, a kobiety, która okaże się godną jego zainteresowania, mądrej, acz nie zadufanej w sobie, wiedzącej, czego chce od życia. To nie były jego czasy i zdawał sobie sprawę, że i kobiety współczesne są nieco... inne.
- Łzy są oznaką smutku, a smutku nie wolno w sobie dusić. Cieszę się jedynie, że napotkała pani mnie na swej drodze, a nie mężczyznę, który okazałby się... chamem w swym sposobie bycia - odrzekł wolno, obserwując jej poczynania. Gdy przesunęła po jego koszuli, odczuł jej ciepło i dotyk. Z trudem musiał powziąć swe zachowanie w karby, bo prawdą było, że od wielu, wielu lat nie miał u swego boku kobiety, tak więc niektóre żądze i potrzeby domagały się swego zaspokojenia. Ale nie mógł zachowywać się, niczym spuszczone ze smyczy zwierzę!
- Cóż, takiego spotkanie nie można raczej zapomnieć, moja pani. Nie uważa panienka, że jest to co najmniej zastanawiające? Dwukrotnie panią spotykam i dwukrotnie wpadamy na siebie - zaśmiał się cicho i podciągnął się do pozycji kucającej, by wstać i podać jej dłoń, by pomóc jej wstać.
- Jak mnie pamięć nie myli, panienka Kalkstein? - zagadnął. - Mnie zwą Druvidesem Valentine - uśmiechnął się nieznacznie, puszczając dłoń kobiety.Anonymous - 16 Październik 2011, 20:05 Blondynka próbowała wydrzeć się objęciom bezdennej rozpaczy. Czuła się bezsilna. Faust zniknął, a ona zupełnie nie miała pojęcia kogo za to obwinić, ani co zrobić w związku z tym faktem. Po pierwsze, czuła jakby grunt kończył jej się pod nogami. Niemal całe dotychczasowe życie poświęciła znalezieniu go, a gdy w końcu do tego doszło on... On po prostu od niej odszedł jak od jakiegoś bezwartościowego przedmiotu. Nie zostawił nawet jednej informacji, ani słowa wyjaśnienia. Postanowiła więc nie szukać go już nigdy i choć nie raz miała na to wielką ochotę, budziła się w nocy i wpatrując w biały sufit zastanawiała gdzie on może być i jak dotrzeć do niego... Nie dlatego, że nadal uważała go za rodzaj skarbu. Teraz chciała go po prostu spoliczkować. Pobić, autentycznie wydrapać mu oczy. Wyrzucić z siebie całą nienawiść jaką żywiła do niego w tej chwili. Pozostawił ją przecież bez środków do życia, ale choć Giselle nie należała do najbardziej pracowitych, to zaradności nie można jej było odmówić. Szybko doszła do wniosku, że bez względu na luksus jego posiadłości, nie była w stanie jej utrzymać. Sprzedała ją więc za pokaźną sumę pieniędzy i za to wykupiła dwupokojowe mieszkanie, które urządziła wedle swojego gustu, a jeszcze został jej spory zapasik, który wpłaciła na konto z procentem i tak pieniądze zarabiały na siebie. Niestety, dość dotkliwie odczuwała brak cotygodniowych sesji zakupowych, ale to nadrabiała poszukiwaniami ewentualnych kawalerów, którzy mogliby zaoferować jej zastrzyk gotówki. Oczywiście poza tym dogadała się z szanownym panem Lokim, że od tej pory pomagać mu będzie za opłatą i o dziwo nie stawiał większych oporów. Jednocześnie stwierdziła, że gdyby tak bardzo nie przypominał jej Fausta, mogłaby zająć się uwodzeniem jego osoby. Czasami jedynie dopadała ją rozpacz, melancholia i bezsilność. W chwilach, gdy siedziała samotnie w domu z kieliszkiem czerwonego wina i próbowała odnaleźć jakiś cel dla samej siebie. Nie miała pojęcia co zrobić z własnym życiem i to wcale jej nie pomagało. Chciała przede wszystkim zemścić się na Fauście i usiłowała dojść do tego, jaka krzywda byłaby najbardziej dotkliwą. Postanowiła więc zniszczyć MORIĘ. Do tego wniosku doszła pewnego pięknego popołudnia, bo z tego co pamiętała, praca była jedyną rzeczą jaka w ogóle liczyła się dla niego. Zatem należało zaciągnąć się do Czarnej Róży, ale i tu czyhał na nią problem. W postaci przywódczyni tego stowarzyszenia. Nie mogłaby wykonywać rozkazów kobiety. Nie znosiłaby tego. Świadomość tych kilku faktów doprowadziła ją do obecnego stanu i jedynie jasne oblicze mężczyzny, na którego wpadła poprawiało jej nastrój. Może właśnie on będzie odpowiednim kandydatem? Nie dało się ukryć, że nie potrafiła żyć sama. Szło jej to doprawdy fatalnie. Nie znosiła zajmować się praniem, gotowaniem i sprzątaniem. Mogła to robić jedynie pod warunkiem, że dostawała coś w zamian. Opiekę i poczucie adoracji. Ona po prostu musiała wiedzieć i czuć, że ktoś ją kocha. Potrzebowała tego bardziej niż czegokolwiek na świecie, a Druvides wyglądał na kogoś, kto nie wstydziłby się okazywania afektu. Miała jedynie problem z rozgryzieniem go. Był niby bardzo klasyczny w zachowaniu, ale jednocześnie nie oczekiwał tego samego od niej. Przecież wiedziała dobrze, że prawdziwa dama powinna trzymać emocje na wodzy, a nie... Biegać po ulicach z potarganymi włosami i strumieniami łez na polikach. Zaraz też przypomniały jej się słowa matki... 'To co mężczyźni mówią, a czego faktycznie chcą, to dwie zupełnie inne rzeczy'. Skinęła lekko głową na to wspomnienie, choć wyglądało to tak jak potwierdzenie jego słów. Podniosła się, gdy zaoferował jej pomoc i znów zadarła głowę do góry, by spojrzeć mu w jasne oczy.
-Jest to z całą pewnością dość frapujące zjawisko-przyznała strzepując ze spódniczki pyłki, które zebrała z ulicy-Tak, zgadza się. Giselle Kalkstein-potwierdziła z uśmiechem. Druvides. To imię brzmiało bardzo majestatycznie i jakoś... Staro. Zastanawiała się jak wiele było prawdy w jej przypuszczeniach o jego wieku. Walczyła z chęcią pocałowania go. Nie miała pojęcia skąd u niej nagle taka ochota, aczkolwiek można ją chyba tłumaczyć smutkiem, poczuciem odrzucenia i długotrwałą samotnością.
-Bardzo panu dziękuję za okazaną troskę. Miałam ostatnio... Dość trudny okres-powiedziała nieznacznie się przysuwając i spuszczając wzrok na jego klatkę piersiową-Chciałabym, by było na świecie więcej takich mężczyzn-westchnęła w końcu, odgarniając za ucho kosmyk włosów. Taka prawda. Przydałoby się więcej dżentelmenów. Teraz po planecie biegali sami degeneraci. Dziewczyna westchnęła cicho.
-Powinnam już iść-cofnęła się-Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Może w nieco bardziej sprzyjających okolicznościach-skłoniła się z gracją i szybkim krokiem odeszła. Ponownie, znikając mu z oczu.
[zt]Anonymous - 17 Grudzień 2011, 14:38 No cóż Andreśkowi udało się wrócić, dzięki czemuś takiemu co zwie się bursztynowy kompas. Gdy wrócił do domu padł niczym trup na łóżko i odsypiał. Wszak wypadł był interesujący. Nawet olał telefony, które się nie urywały. Wszak cały zespół łącznie z menagerem i innymi ważnymi osobami starały się z nim skontaktować. Chłopaka zaś nie było kilka dni, chociaż miał sam wrażenie, że krócej. Co poradzić, takie życie Gdy się wyspał podzwonił do wszystkich aby wyjaśnić sprawę zniknięcia. O czym ku zgrozie blondyna zaczęła krążyć informacja w telewizji. No jak by nie było taka cena sławy. Wszyscy się nim interesowały.
- Na stos z nimi, czego nie mogą się odwalić
Mruknął pod nosem przemierzając boczne uliczki. W końcu znalazł się w jakiejś znajomej i zatrzymał na chwile. Co to była w ogóle za farsa z tą całą kraina Luster. Zastanawiał się. Oparł o jedna ścianę, wyjmując z kieszeni kompas. Teraz już wiedział do czego to cacko służy i trzeba przyznać, że był zaskoczony tym faktem. Bezwiednie zaczął owy przedmiot podrzucać i rozmyślać o tym wszystkim co mu się przytrafiło. Wszak informacja o istnieniu innego świata n nie jest czymś co przełknie się i przejdzie po tym do normalnego życia jakby nic się nie stało. W pewnym momencie zatopił palce we włosach i prychnął coś pod nosem. Zawsze mu się przytrafić jakieś "komplikacje". Taki już jego pech. Rozejrzał się patrząc czy aby jakiś fan się nie czai za rogiem, teraz na podpisywanie autografów i robienie fotek nie miał najmniejszej ochoty.Anonymous - 17 Grudzień 2011, 14:53 Cóż, jeśli Andre szukał fana, srogo się rozczarował.
Sęp nie interesował się światem celebrytów oraz sław. Nie wiedział nawet kto jest teraz głową ich państwa. Zupełnie go nie obchodziło co się dzieje na szczytach w tym świecie. W przeciwieństwie bowiem do Andre, on był z tym drugim światem oblatany że hej. Miał za towarzysza zwierzę z tamtej krainy, znał się na rasach, odwiedzał znane mu już choć dziwaczne miejsca. Podróżował tam stale, w sumie więcej czasu spędzał tam niż tu.
Ramzes poleciał gdzieś, pragnąc chwili spokoju, skoro wylądowali w świecie ludzi. Sęp również postanowił wykorzystać ten czas na relaks ale także na uzupełnienie wpisów w notatniku i poukładanie sobie w głowie danych, które zebrał.
Hałaśliwe bary mu nie pasowały. W sumie może lepiej by było gdyby wrócił do domu, tam jest cisza i spokój. Ale jednak był już na mieście. Skręcił więc w jakąś uliczkę, żeby tam, z dala od tłumów w spokoju się nad wszystkim zastanowić. Niedługo będzie musiał znów wyruszać. Miał nadzieję, że dowie się więcej o bestiach mieszkających w Krainie Luster.
Z rękami w kieszeniach, zapatrzony w chodnik, dumał nad wszystkim co do tej pory zbadał. Krwawa broszka schowana była pod połami okrycia, nie chciał bowiem by przyciągała wzrok. Jeszcze by ktoś pomyślał, że to rubin i starał się ją ukraść.
Przez przypadek potrącił ramieniem jakiegoś chłopaka, rzucił jednak tylko "przepraszam" i poszedł dalej.Anonymous - 17 Grudzień 2011, 15:11 Właśnie, że nie szukał fanów, miał ich po dziurki w nosie. Sława zaczynała go powoli drażnić, chociaż kochał scenę tak samo jak i śpiewanie. Domyślał się jednak, że długo jego samotność nie potrwa. Oj nie. No i chłopak się nie mylił. bo pojawił się jakiś jegomość co go trącił i od razu przeprosił. Nawet nie oglądając za siebie. To było z lekka dziwne. No bo, wiele ludzi kojarzyło jego ryj a ten wydawał się być niezainteresowany. To nieco zaintrygowało Andre. Wszystko co odstaje od normy go ciekawi. Tak chłopak był skonstruowany i basta. Nie zamierzał więc dalej stać i rozmyślać. Postanowił chłopaka trochę pośledzić. Blondyn bawiący się w detektywa,to bardzo ciekawy widok. Zwłaszcza, że szło mu raczej miernie i każdy głupi domyślał co się święci. Jednak, że miodowooki jest z natury denerwującą istotką musiał zrobić coś co może wkurzyć. Wszak nie każdemu może podobać się deptanie po piętach, nieprawdaż? Tak czy siak ciekawość górowała u chłopaka nad rozsądkiem i chciał nie chciał po prostu wędrował za Sępem niczym jakaś upierdliwa wesz czy też wrzód na tyłku. Do wielu rzeczy,czy też istot można go teraz porównać. Kraina luster poszła całkiem w niepamięć zatopiona myślami o tym jegomościu, co zwyczajnie przeszedł i się nie zainteresował jego osobą. Chociaż czy te potrącenie było aby "nie zamierzone"? Czy może jednak było w tym coś z prowokacji? To zamierzał blondyn sprawdzić, znowu jakaś odskocznia od szarej rzeczywistości i nudzących powoli koncertów. Mogą sobie teraz do niego wydzwaniać. niech nie liczą jednak, że zaabsorbowany swoim poczynaniem zainteresuje się czymś takim jak telefon.Anonymous - 17 Grudzień 2011, 16:41 Zaczął go śledzić? Doprawdy, ciekawy sposób spędzania wolnego czasu. Jak się łatwo też domyślić, nawet nie o nieudolność blondyna tu chodziło, ale raczej o umiejętności Sępa, który praktycznie od razu poznał się na tym, że ktoś za nim podąża.
Błysnął czerwonym okiem przez ramię, by w spokoju dalej podążać przed siebie. Fakt, chłopak przeszkadzał mu w rozmyślaniach i spacerze. Coś z tym należało zrobić. Sęp nie przyspieszył kroku. Pospacerował jeszcze trochę, jednak kiedy zyskał pewność, że chłopak podąża za nim i najwyraźniej nie ma zamiaru odpuścić, zirytował się. Cholera kto to może być. Sęp obracał się w takim towarzystwie, że równie dobrze mógł to być ktoś zamaskowany, pochodzący z Krainy Luster i pragnący zlikwidować członka MORII. Najwyższa pora więc zgubić swój ogon. Z tym, że jaszczurki to on raczej nie przypominał.
Wykorzystał fakt, że doszedł do rogu uliczki i skręcił. Nim jego "anioł stróż" dotarł do owego skrętu, czarnowłosy usiadł sobie na murku i odwrócił głowę w stronę, z której sam przed chwilą przyszedł i z której miał nadejść prześladowca. Wyciągnął z kieszeni papierośnicę i zapalił jednego z mentolowych papierosów.
- Chcesz czegoś ode mnie? - zapytał, kiedy blondyn w końcu wyszedł zza zakrętu. Czerwone oczy lustrowały chłopaka bardzo dokładnie, niczym promienie Roentgena.Anonymous - 17 Grudzień 2011, 17:00 Tak śledził go a to, że nieudolnie to już inna para kaloszy. Cały czas więc podążał za owym chłopakiem, który zwyczajnie go zaintrygował i zaciekawił. Wszak nie co dzień spotyka kogoś, kto go nie rozpoznaje. Może to był właśnie pech Sępa, który sprawił, że ściągnął na siebie ową istotkę. Andre także nie miewał w zwyczaju odpuszczać, to było zwyczajnie nie w jego stylu. Uparty jak numer siódmy co poradzić, taka jego natura. Na nieszczęście albo i szczęście blondyn nie miał pojęcia o żadnych organizacjach. Toteż nie wiedział co może sobie pomyśleć czarnowłosy chłopak. W pewnym momencie zorientował się, że ten chyba wyczaił jego śledzenie ale mimo wszystko nie zaprzestał go śledzić. Gdy ten zniknął za zakrętem ruszył szybciej a gdy zza niego wyszedł i usłyszał pytanie to aż nim wzdrygnęło. No tak, był w śledzeniu strasznie nieudolny. Czy ma się szykować na jakieś cięgi czy też nie. Wszystko okaże się za chwilę. Zrobił na chwilę minę przysłowiowego karpia ale za chwilę na ustach pojawił się zadziorny uśmieszek. Muzyk ubrany był dosyć luźno, jakaś podkoszulka krawat i koszula a na nogach rurki i trampki. Nic nadzwyczajnego. Toteż ciekawe co takiego w nim szukał. Czegoś nie z tego świata? rogów, uszów a może jakiś innych oznak. Dobre sobie. Andre był aż nazbyt zwyczajny. Miodowe oczy chłopaka tagże oceniały Sępa i dopiero wtedy odpowiedział.
-Właściwie to nie po prostu mnie zaciekawiłeś ot co. No i rzadko spotykam ludzi, którzy mnie nie rozpoznają.
Zabawna sytuacja? A jakże, pewnie, że tak zważając na fakt za kogo go Sęp brał. Chociaż trzeba przyznać, że przed walka blondyn się nie wzbraniał, na broni palnej znał no i był członkiem gangu. Więc niejako jakieś podobieństwo w nich było.Anonymous - 17 Grudzień 2011, 17:25 Zaciągnął się dymem papierosowym i wydmuchnął go w stronę chłopaka. Faktycznie, po dłuższym przyjrzeniu się mu, na mieszkańca krainy Luster nie wyglądał. Był za.. zwyczajny, jeśli tak można nazwać muzyka, który jest raczej dość charakterystyczny. Sęp ubrany był też w sposób dość wyróżniający go z tłumu. Rurki i glany do kolan zwykle nie są widywane na ulicy. T-shirt i płaszcz to już raczej częściej. No, ale dochodziła do tego biała wręcz cera i czerwone, świecące w twarzy oczy.
Zamknął na chwilę oczy a dopiero potem znów się odezwał. Odpowiedź chłopaka bynajmniej nie całkiem go zadowoliła. No bo że nie wiedział że ma do czynienia z gwiazdą to owo stwierdzenie o ludziach którzy go nie poznają wydała mu się dziwna.
- No wybacz. Nie znam składu tutejszych gangów.
No bo skąd miał wiedzieć, że to zupełnie inna para kaloszy? Chłopak był młody, próbował go śledzić, a to dla Sępa mogło znaczyć, że chce go na przykład okraść. Wstał z murka i podszedł do chłopaka. Był te kilka centymetrów wyższy, więc zerknął na niego z góry. Znów dmuchnął mu w twarz dymem papierosowym.
- Może ja cię ciekawię, ale ty mnie nie bardzo, więc wracaj do swoich, okradać niewinne staruszki. - nie miał ochoty na użeranie się z obcym. Musiał przeanalizować dane a potem wysłać raport do MORII. Poza tym, był zmęczony po podróży.Anonymous - 17 Grudzień 2011, 17:41 Czyli wychodzi na to, że obaj wyróżniali się jednak z tłumu chociaż Andre mniej, powiedzmy. Gdy dmuchnął dymem w jego stronę to ewidentnie się wkurzył. Błeh, co za świństwo, że tez ludzie się tym trują, żal. Odpowiedź go nie zadowoliła, mówi się trudno ale Andrew odpowiedział szczerze. Sam z reszta zapytał, więc mógł się z tym liczyć. Słysząc jednak o gangach na sekundę spiął się. Skąd on do cholery o tym wiedział. Czy może tak po prostu stwierdził.. Huh.. No to masz babo placek.
-heh
Uśmiechnął się dosyć dziwnie, nie dając poznać po sobie, że jednak należy do gangu. Przecież to ukrywał, mało kto wiedział o jego przynależności. Zaś słowa Spa starał sie puścić mimo uszu. Jednak gdy podszedł i chuchnął mu dymem w twarz to przelazło czarę i Andresiek już nie tylko był wkurzony a wręcz W***wiony. W miodowych oczach zatliła się złość co on sobie dupek myślał? Będzie z niego drwił czy co nazywając złodziejem? Nie ma takich proszę państwa. Nie miał ochoty na użeranie z obcym a to nowość ale i jego zakichany problem, nie blondyna. Odruchowo walnął go z pięści w twarz a przynajmniej próbował.Co z tego wyjdzie zobaczymy.
-Posłuchaj facet, nic do Ciebie nie mam, ale jeszcze raz nazwij mnie złodziejem a gorzko tego pożałujesz..Anonymous - 17 Grudzień 2011, 18:01 Zgadł? Ty, poważnie? A on zwyczajnie zgadywał.
Sępa nieco rozśmieszyło to spięcie, ale nie pokazał tego na twarzy. Jeszcze bardziej by wkurzył chłopaka. A bójki tu przecież nie chcemy, prawda? No, ale cóż, trochę za późno o tym pomyślał. Ale.. no właśnie. Dobrze powiedziane, chłopak spróbował uderzyć go w twarz. Sęp niestety był wyszkolony w walce pod każdym kątem, walki wręcz, bronią białą, bronią palną. Uniknięcie więc takiego ciosu nie było dla niego wielkim wysiłkiem.
- Ostry. - zachichotał. - Czyli nim nie jesteś? Wybacz, tak wyglądasz.
Odsunął się dwa kroki, coby jeszcze bardziej nie prowokować blondyna o przeszłości członka gangu. Z jakiegoś powodu jednak wkurzanie chłopaka, sprawiło mu swego rodzaju satysfakcję. On się śmiał w duchu, a tamten pieklił. Widział te wściekłe błyski w oku chłopaka.
- Więc skąd powinienem cię znać? - zapytał na odczepnego.
No, teraz tylko czekać na wykład gwiazdki. No, chyba że naprawdę nie będzie chciał się z tym zdradzać, żeby mieć święty spokój. No, ale warto dodać, że Sęp i tak by się nie przejął, słysząc, kim młodzian jest. Lubił dobrą muzykę, ale za samymi muzykami już nie przepadał.Anonymous - 17 Grudzień 2011, 18:15 No cóż nie udało się, wielka strata. Jednak przejmować dalej się tym nie zamierzał, typek miał szczęście i tyle ot co.
Chichot sprawił, żę nerwy Andre napięły się jak postronki jakby miał się zamiar bardziej wkurzyć, jednak szczerze mówiąc przeszło mu. Nie ma to jak nagły, żar a potem przygaszenie. Wahanie nastrojów czasem spotykane u ludzi.
-Taa jak papryczka Chili kutwa..
Mruknął w jego kierunku a słysząc słowa o tym, że wygląda jak złodziej coś sprawiło, że jeszcze bardziej się roześmiał. Kumał jego aluzję jednak nie miał zamiaru jej brać do siebie. No bo zwyczajnie po co. Facet mu zwisał jak zeszłoroczny śmiech. Chyba nawet bardziej no ale mniejsza. Przez chwilę owszem był wściekły. Sęp czuł satysfakcję, a to super ale chyba z dalszego jej odczuwania nici. No powiedzmy, zależy co jeszcze raczy powiedzieć blondynowi. Na jego pytanie po prostu odpowiedział .
-Mało istotne.
Nie zamierzał mu mówić, wolał być w oczach jak największej ilości ludzi "Persona non grata" Czy jak to się tam mówiło. Tak czy siak dalej na ustach Andrśka widniał parszywy i lekko cyniczny uśmieszek.
-Mógłbyś się przejść na solarkę , bo coś chyba słoneczko Cię nie łapie..
Mruknął w odwecie. Czarnowłosy myślał, że tylko on umiał wkurzać innych. Tak się składa, że Andre był w tym chyba jeszcze lepszy. Miodowooki nie zamierzał pozostawił jego słów bez odzewu toteż niech nawet nie liczy na to, że sobie po prostu pójdzie. Marzenie..