To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Klinika - Pokój wypoczynkowy

Gopnik - 6 Marzec 2017, 19:25

Gopnik sięgnął wreszcie po swój talerz z tortem i zaczął go wcinać ze smakiem. Był słodki. Dobry, czekoladowy. Tak jak trzeba. Jego ulubiony, no, może poza batonami, które ubóstwiał. Tymczasem wszyscy powoli zaczęli się rozchodzić, Anomander wyszedł najszybciej.
Druga była Julia. Gopnik, między kolejnymi porcjami pysznego ciasta w ustach podniósł głowę, słysząc jej głos.
- Adin, niet pan. Ja Gopnik, poczciwy Kapelut, żaden pan ze mnie, ha ha! A porozmawiamy na pewno jeszcze nie raz, w końcu jeszcze tu zostaję, a muszę przyznać, że też na to liczę. Nu, to Daswidania, Julio! - powiedział, odwzajemniając gest dziewczyny.
Wrócił teraz do zajadania, jednak znów szybko musiał przerwać swoją czynność, tym razem przez Bane'a, który też się powoli zbierał.
- Co wy wszyscy macie z tym Panem, ha ha! Bane, blin, razem wódkę piliśmy, zresztą nie znoszę tych form. Dlatego, proszę, nie pan, Gopniku! Chyba że pan Bane sobie nie życzy tego, to rozumiem, ha! - odpowiedział, śmiejąc się w głos -- To czekam na informacje dotyczące mojej wątroby. Trafię bez problemu, spokojnie, pijany nie jestem i nawet pamiętam, gdzie byłem. - dokończył już spokojniej, ale ciągle wesoło.
Znów zapadła cisza. Rusek wreszcie mógł dokończyć swój kawałek. Co prawda niewiele mu zostało, ale szkoda by było marnować, tymbardziej, że tort był pycha. Słodki i czekoladowy, mniam! Julia wiedziała, co kupić.
Gdy Bane uścisnął Kapelutowi rękę, ten przytrzymał dłoń lekarza, po czym klepnął doktorka po męsku w ramię.
- Wzajemnie, spokojnoj noczij, Doktor Bane. - powiedział, również się żegnając, po czym ruszył w kierunku swojej sali, wychodząc z pokoju jako ostatni.
ZT

Anomander - 12 Marzec 2017, 01:15

Anomander zszedł do pokoju wypoczynkowego praktycznie bez sowa. Kiwnął tylko głową Alice dając znak, że może podać coś ciepłego do picia i do jedzenia oraz cztery talerze. Dodał, że dobrze by było gdyby dania śniadaniowe podano na wózku, w formie szwedzkiego stołu, by każdy sobie mógł coś wybrać, jeśli akurat najdzie go ochota.
Pogłaskał psa i wymienił go na innego. Zmęczony wartą Sam musiał odpocząć a Edi aż się palił do pracy wewnątrz. Edi szybko zajął miejsce na skórze i poszedł spać rozciągnąwszy się na niej jak przysłowiowa skóra z diabła .
Ot, cholera czujny pies. Mój wybitny stróż i obrońca
Uklęknął i pogłaskał psa po wielkim pokrytym bliznami łbie. Pies w odpowiedzi pomerdał ogonem, ale widać było, że powieki mu ciążą.
Anomander wstał, poszedł za kontuar i umył ręce.
Wszedł do pokoju i rozpalił w kominku. Nie było zimno, ale musiał przepalić kominy. Otworzył szyber by powietrze stale docierało do paleniska ograniczając rozchodzenie się ciepła na pokój i podpalił drewno.
Ogień początkowo niechętnie ale wraz z biegiem czasu co raz szybciej zaczął pochłaniać drewno.
Skrzydlaty usiadł na swojej ulubionej ławo-skrzyni i oparł się o ścianę.
Zamknął oczy, wyrównał oddech i wsłuchał się w dźwięki Kliniki oraz trzaskanie ognia skaczącego po szczapach drewna.
Chwila oddechu przed skokiem do wody.

Bane - 12 Marzec 2017, 02:59

Wszedł do pokoju ściskając w jednej dłoni butelkę wody którą zdążył wyjąć z lodówki zanim wyszedł z pokoju. Był trochę przygarbiony, nadal miał podkrążone oczy ale przynajmniej był już czysty. Tylko ten zarost... Doprowadzał go do szału, ale rano Bane nie był w stanie się ogolić a duma nie pozwalała mu by poprosił Tulkę o pomoc.
Dobrze chociaż, że ból głowy zelżał chociaż nieustająca Sahara w paszczy też przeszkadzała jak cholera.
Przywitał się grzecznie z Dyrektorem i usiadł na swoim miejscu, tam gdzie zawsze. Brzuch miał już przyjemnie pełny, jajecznica była bardzo dobra. Teraz brakowało mu już tylko kawy do rozpoczęcia kolejnego dnia!
Czy było mu wstyd że Anomander był świadkiem porannej kłótni z Tulką? Nie. Bane nie zwykł przejmować się takimi rzeczami, ogólnie niewieloma rzeczami się przejmował jeśli chodzi o innych. Z charakteru był bucem i tak już pewnie pozostanie.
Spojrzał na Dyrektora i uśmiechnął się samymi kącikami ust.
- A Anglii o ludziach którzy zawsze pojawiają się w idealnych momentach mówi się że mają "Perfect Timing". - powiedział w swoim ojczystym języku, z perfekcyjnym angielskim akcentem.
Rozsiadł się na siedzisku zakładając jedną nogę na drugą. Patrzył prosto w lodowe oczy Opętańca.
- Jakkolwiek bym dzisiaj nie wyglądał... Dziękuję za wczoraj. - powiedział - Za 'kielicha' i za to, że mnie potem odniosłeś. Jestem wdzięczny. - powiedział i skinął mężczyźnie głową.
Odkręcił butelkę i wypił na raz pół jej zawartości. Tak sporo wypowiedzianych po sobie zdań wywołało falę piachu w jego ustach, dlatego musiał ratować się tym co miał.
Ale ogólnie czuł się nieźle. Wyglądał jak zombie, ale był zadowolony. Anomander wczoraj sprawił, że Bane na chwilę zapomniał o zmartwieniach i o tym kim jest, kim zrobiła go ta przeklęta MORIA.
Równy gość z tego Gada. Jedyny, prawdziwy, męski przyjaciel.

Tulka - 12 Marzec 2017, 12:25

Tulka nie weszła razem z Banem. Najpierw odniosła tacę ze śniadaniem, dziękując Alice. Zapytała też czy dziś dla odmiany mogłaby dostać herbaty zamiast kakaa. To nie tak, że jej się przejadło, ale miała ochotę na coś innego. Wzięła też nową butelkę dla Cyrkowca, by ten miał coś pod ręką.
Weszła do pokoju i przywitała się grzecznie z Anomanderem. Widząc jak Bane pochłania na raz połowę zawartości jego butelki, położyła na stole przed nim nową butelkę. Usiadła na swoim miejscy obok białowłosego i słuchała jak dziękuje dyrektorowi, za wczorajszy wieczór. Nie komentowała tego. Już dziś wystarczająco podpadła. A dzień się nawet jeszcze nie zaczął. Siedziała cichutko. W przeciwieństwie do Cyrkowca, jej było głupio, że zostali przyłapani w takiej sytuacji. Do tego jej się za to jeszcze oberwało. Ale przecież nie mówiła, że jest jej wstyd za Bane'a bo wypił. Tylko za to, że nie chciał łaskawie zlec się z łóżka. Ale nie było sensu do tego wracać.
Spojrzała niepewnie na Anomandera - Panie Dyrektorze? - zaczęła - czy ja mogłabym jednak dziś już pracować? Nie odzyskałam pełni sił, ale czuję się dobrze i nie usiedzę w pokoju - przyznała. Bardzo jej zależało na tym, żeby jednak mieć coś do roboty. Czuła się na tyle dobrze, że wiedziała, że sobie poradzi. O ile nie będzie musiała znów odgrywać roli żywiciela dla jakiegoś Krwiopijcy.
Uśmiechnęła się nieśmiało do skrzydlatego, mając nadzieję, że mimo iż był świadkiem jej porannej kłótni z Bane'm, pozwoli jej zająć się swoimi obowiązkami.

Anomander - 12 Marzec 2017, 20:57

Anomander siedział i się relaksował. Zamknął oczy, uniesioną do góry głowę oparł o ścianę i oddychał spokojnie i miarowo. Trzaskanie ognia w kominku i zapach, który unosił się w pomieszczeniu sprawiały, że czuł się bezpiecznie i spokojnie.
Gdy Bane wszedł do pokoju skrzydlaty siedział rozparty i nawet gestem nie dał znaku, że zauważył jego przybycie.
Gdy białowłosy skończył mówić, Anomander odpowiedział dalej nie otwierając oczu ani nie odrywając głowy od ściany.
- Bywa. – zrobił chwilę przerwy by zaznaczyć, że odpowiedź tyczyła się owego wyczucia czasu - Nie ma za co.
Odpowiedział na drugą cześć wypowiedzi.
W dalszym ciągu zażywał drzemkopodobnego relaksu. Nie raczył go zakłócić nawet uchyleniem powiek ani obróceniem głowy w stronę rozmówcy.
- I nie warcz na Julię nawet jeśli czasem coś głupiego lub niestosownego powie. To jeszcze dziecko i zamiast warczenia przyda jej się raczej wychowanie.
Fakt, że zakończył swoją kwestię wokalną zasygnalizował cichym westchnieniem „Tak spokojnie mogło by być cały dzień” i pomrukiem oznaczającym zadowolenie z trwającej chwili. Pomruk był w tym wypadku konkluzją procesu myślowego.
Usłyszał wejście Julii do pokoju, ale w dalszym ciągu nie raczył się poruszyć. Trwał w ustalonej pozycji z niezwykłym uporem. Sam siebie chwalił za wytrwałość w dążeniu do celu. Od dobrych pięciu minut nie robił absolutnie nic produktywnego, i jeszcze mu się to nie znudziło. Cóż do Świętego Graala Nieróbstwa jeszcze droga daleka, ale pierwsze kroki zostały poczynione.
- Wydawało mi się, że w trakcie rozmowy z Bane'm, tam na górze, powiedziałaś, że źle się czujesz, ale idziesz do pracy by pokazać, że zatrudnienie Cię nie było błędem. Czyż nie to powiedziałaś? A może jedynie był to przejaw przesadyzmu? Zapamiętaj zatem zasadę numer jeden, nie potrzebuję w Klinice siłaczy i herosów gotowych dokonywać bohaterskich czynów, by dowieść swego oddania dla wspólnej sprawy. Oczekuję, przede wszystkim rozsądku w działaniu i realnej oceny własnych możliwości. Przemyśl zatem na spokojnie jeszcze raz, czy jesteś w stanie dzisiaj pracować czy nie. Jeśli nie, to trudno, damy sobie radę a Ty masz dzień wolny. Jeśli uznasz, że dasz radę pracować, wówczas będzie nam bardzo miło i na pewno się przydasz.
W tej chwili do jego uszu doszedł jakiś dźwięk. Obrócił głowę w stronę wejścia i otworzył oczy.
- Pffff ... i ze śniadania nici. - zauważył z pewnym żalem w głosie - Zdaje się, że mamy pierwszych pacjentów w dniu dzisiejszym.

Gopnik - 12 Marzec 2017, 21:32

W pewnym momencie zebrani w Pokoju Wypoczynkowym pracownicy Kliniki mogli zobaczyć wyłaniającą się znikąd chmurkę dymu tuż przed drzwiami wyjściowymi. Chmurka rosła i rosła, aż wreszcie zmaterializował się z niej nie kto inny jak pan Gopnik w swoim sygnaturowym słowiańskim przykucu. Który to był moment? Dokładnie ten, gdy Anomander skończył słowa "ze śniadania nici".
- Zdrastwujcie, towarisze! Jak się wam spało! Tak myślałem, że was tu znajdę, postanowiłem się więc wbić znienacka i spytać o zdrówko. - powiedział z niemal nadmierną wesołością. Po chwili wstał i podszedł do Julii.
- Jakże się czujesz, droga Julio? Mam nadzieję, że do twojego organizmu powróciły bardzo ci potrzebne siły! Także całuję rączki i pytam o samopoczucie! - powiedział i istotnie ucałował dłoń swojej ukochanej i najmilszej w jego mniemaniu pielęgniarki. Od razu potem odwrócił się do Anomandera:
- Ohh, czyli nie zjemy wspólnie... Szkoda, miałem nadzieję, że nie zjem dziś śniadania sam. Ale rozumiem, obowiązki. Ale przecież nie wy wszyscy idziecie przyjąć chorych, czyż nie? - spytał z nadzieją w głosie. Humor mu dopisywał, nawet bardzo. Możnaby powiedzieć, że był cały w skowronkach, które zresztą nomen omen, pomogły mu się wyzwolić z objęć Morfeusza.
Dopiero teraz zauważył, że Bane nie wygląda najlepiej.
- Panie Ordynatorze, - te słowa wypowiedział nadając im nadmiernie, ale mimo wszystko szczerze patetyczny ton - Bane, coś niewyraźnie wyglądasz Jesteś bledszy, niż zwykle, rzekłbym bardziej biały nawet na swoje standardy, heh. Coś nie tak? No i masz straszne wory pod oczami, jakbyś w ogóle nie spał, chłopie, co cię tak urządziło? - Gopnik oczywiśnie nawet nie pomyślał, nawet mu przez myśl nie przeszło, że to mogło być od wódki, chociaż objawy ewidentnie wskazywały na kaca. No ale przecież Bane był odporny na procenty, więc to niemożliwe.
W międzyczasie znów mu zaburczało w brzuchu. Już wcześniej był głodny, a teraz ta teleportacja tylko bardziej go wygłodziła. Nie myśląc wiele, wziął kilka serwetek, zwinął je w rulon i przemienił w batona.
- No, to ja swoje śniadanie zacznę na słodko, ha ha! Smacznego! - rzekł ze śmiechem i na oczach wszystkich (o ile nikt jeszcze nie wyszedł) spałaszował w mig czekoladowego batona z serwetek, oblizując się na dodatek ze smakiem. Słodycz. Jego jedyna słabość. Obok kobiet i wódki oczywiście.

Bane - 12 Marzec 2017, 22:09

Anomander wyglądał na zrelaksowanego. Siedział spokojnie na tej swojej skrzyni i chyba medytował, bo nawet nie uraczył Bane'a jednym spojrzeniem.
Ale białowłosy nie wymagał atencji, zwłaszcza że dziś wyjątkowo źle się czuł. No i wyglądał jak siedem nieszczęść, po co dodawać Dyrektorowi zmartwień? Cyrkowiec normalnie zacznie pracę, nawet jeśli będzie musiał co pięć minut żłopać nienormalne ilości wody.
Słowa Anomandera, pouczenie jakiego mu udzielił Bane odebrał z pokorą, chociaż cisnął mu się na usta złośliwy komentarz.
- Możliwe. - powiedział gdy tamten wspomniał o wychowaniu - Ale nie wiem, nie znam się na tym. Nigdy nie miałem dzieci. - wzruszył ramionami.
Gdy przyszła Tulka, posłał jej uśmiech, ale nieruchoma maska którą już zdążył przybrać przygotowując się na kolejny dzień pracy umożliwiła mu jedynie nieznaczne uniesienie kącików ust.
Zaskoczyła go trochę tym, że poprosiła o pracę dzisiaj. Sądził, że skorzysta z dnia wolnego i...no nie wiem, odpocznie? Albo zwiedzi sobie Klinikę, by wiedzieć gdzie co jest.
Aaale! To jej wybór, Bane trochę nawet ją podziwiał w tej chwili. Co prawda miał wątpliwości, czy dziewczyna faktycznie ma siły na pracę, ale nie będzie się jej dopytywał. Pokazała już że umie o siebie zadbać i bierze odpowiedzialność za swoje decyzje.
Anomander jednak dał jej dosadnie do zrozumienia, że jeśli Tulka chce się popisać, to nie znajdzie widowni która przyklaśnie na jej poświęcenie. Bane uśmiechnął się pod nosem spuszczając wzrok.
No tak. Dyrektor jak zwykle bezpośredni, zimny jak lód który skuwał jego gorące niegdyś serce. Ale białowłosy lubił go za to. Opetaniec nigdy nie użalał się nad losem czy to swoim czy innych, nie pocieszał w chwilach załamania, jak wtedy gdy Bane się prawie stoczył po odejściu Tulki. Zwyczajnie kazał mu się podnieść, ochrzanił go jak burą sukę i...podziałało.
Faktycznie na korytarzy powstał jakiś harmider, ale Bane jeszcze nie miał zamiaru ruszyć swojego szanownego dupska. Złapał za to butelkę i upił łyk wody.
Nagle znikąd w pokoju pojawił się Gopnik. Materializował się nagle, co wywołało zachłyśnięcie się Cyrkowca. Rozkaszlał się ale po chwili opanował.
Teleportacja. Chyba nigdy się nie przyzwyczaję...
Kapelusznik kucał sobie z uśmiechem na ustach jak gdyby nigdy nic. Co on miał z tym przykucem? Wyglądał jakby... No właśnie. Przecież ta poza była niewygodna jak cholera! Co prawda Bane nigdy nie próbował takiego siadu, ale jakoś niespieszno mu było do sprawdzania jak to jest.
Jego entuzjazm był tak zaraźliwy, że nawet białowłosy zapomniał na chwilę o tym jak się czuje. Dopiero gdy tamten zwrócił na niego uwagę i wyraził troskę o samopoczucie Ordynatora, Bane przypomniał sobie, że wygląda naprawdę źle.
Mimo wszystko jednak wyszczerzył się do sympatycznego mężczyzny i wykonał charakterystyczny ruch ręką - uderzenie o szyję, wskazujące że zwyczajnie przesadził z piciem. Jeśli tamten zainteresował się jak do tego doszło, Cyrkowiec wzruszył ramionami i zmrużył oczy.
- Można powiedzieć, że zaliczyłem swój własny Złoty Strzał. - powiedział. Humor mu wrócił, miał nadzieję, że Kapelut zrozumie aluzję i domyśli się, że Ordynator wziął w żyłę.
Gdy Gopnik stworzył z serwetek batonika i zaczął go pałaszować, Bane zaśmiał się. Poczciwy, wesoły Kapelusznik - już dawno takiego nie spotkał. Zazwyczaj Kapelusznicy byli...no cóż, w Świecie Ludzi określa się te przypadłości jednym mianem: choroba psychiczna. A ten tutaj śmiał się cały czas jakby nie miał żadnych problemów, wprowadzał lekka atmosferę i bawił swoim zachowaniem. Był takim... lekiem na chandrę. Trudno bowiem było pozostać poważnym przy Gopciu!
Do pokoju weszła Alice. Była spokojna, albo przynajmniej na taką się kreowała. Zakomunikowała że w recepcji czekają pacjenci i poprosiła by któryś z lekarzy szybko tam przyszedł. Uśmiechnęła się miło i wyszła.
Bane postanowił więc podnieść dupę. Niech Anomander sobie odpoczywa, w końcu to jego pierwszy dzień kiedy już nie jest Ordynatorem, kiedy ma trochę więcej czasu dla siebie. Niech pozbija bąki, albo się zdrzemnie. Należy mu się, po nocy był pewnie zmęczony, mimo iż tego po sobie nie okazywał.
To tylko Bane miał problem z uzewnętrznianiem się emocji i albo miał nieruchomą twarz, albo kipiała ona od uczuć.
- No dobrze, nowy dzień czas zacząć. - powiedział wygładzając kitel (bo przed wejściem do wypoczynkowego zdążył się w niego ubrać) - Pójdę zająć się pacjentami. Tulko, jeśli masz ochotę dziś popracować, proszę byś mi pomogła, z tego co powiedziała Alice, czekają na nas dwie osoby. - ruszył do drzwi - Ja śniadanie już jadłem, dlatego podziękuję. Ale życzę smacznego, zarówno tobie Anomanderze jak i tobie, Gopniku. - dodał na odchodnym - I miłego dnia! - uśmiechnął się w drzwiach i wyszedł.
Na korytarzu szybko wlał w siebie zawartość butelki, opróżniając ją do końca. Cholera, przecież nie będzie nosił przy sobie pięciolitrowego baniaka wody! Będzie musiał poprosić Alice o dodatkową butelkę, albo poprosi Tulkę chociaż ona już i tak dużo mu dziś pomogła.
Skrzywił się bo trochę bolała go głowa, lek co prawda podziałał, ale nie jakoś szczególnie mocno. Ruszył do recepcji, przygotowując się na kolejny dzień łatania skaleczonych paluszków i obitych twarzyczek.
Nie spodziewał się, że dziś przyjdzie łatać mu coś większego. I kogoś mu bliższego.

z/t

Tulka - 12 Marzec 2017, 22:45

Anomander nie patrzał w ich stronę. Wyglądał na zrelaksowanego i cieszącego się chwilą spokoju. Tulka nie wymagała od niego, by w trakcie rozmowy, nawiązał z nią kontakt wzrokowy. Ważne, że odpowiedział, prawda?
Słysząc jego słowa, przytaknęła tylko - zgadza się, tak właśnie powiedziałam, ale przesadziłam - przyznała pokornie - byłam zła i trochę poniosło mnie w wypowiedzi, ale wiem, ze dam radę. - dała już pewniej - nie chcę się popisywać, czy pracować na siłę, naprawdę czuję się dobrze, ale jeśli w trakcie pracy poczuję się gorzej to nie będę tego ukrywać i od razu poinformuję pana albo doktora Blackburna o tym - zakończyła. Naprawdę nie miała zamiaru się popisywać. Chciała pokazać, że potrafi, ale nic na siłę.
Nagłe pojawienie się Gopnika zaskoczyło ją i w ostatniej chwili powstrzymała się by nie złapać Cyrkowca za rękę. Może Anomander wiedział o nich, sam nazwał ich poranną kłótnię - kłótnią kochanków - jednak przed pacjentami trzeba było to ukrywać.
Spojrzała na Kapeluta zaskoczona, gdy ten podszedł do niej i ucałował jej dłoń - już...już wszystko w porządku, kroplówka i wygodne łóżko pomogły mi odzyskać siły - uśmiechnęła się miło i cofnęła dłoń. Nie było sensu mówić, że nie tylko to wróciło jej siły i humor po wczorajszych wydarzeniach. To już były ich sprawy prywatne i nie powinny pacjenta interesować.
Słysząc i widząc tłumaczenie białowłosego, dlaczego wygląda jak trup, przewróciła oczami. No niestety tego odruchu nie powstrzyma, ale raczej był on normalny prawda? Że młodsza dziewczyna, tak reaguje na to, że starszy od niej facet chwali się drugiemu tym, że ma kaca. W sumie śmiesznie. Ciekawe jakby zareagował cyrkowiec jakby się dowiedział co takiego wyczyniał po pijaku. Zaśmiała się w myślach, zastanawiając się czy powiedzieć lekarzowi o jego wyznaniach czy też nie.
Jedno jej ucho od razu zawędrowało w stronę wejścia, gdy usłyszała jakieś niecodzienne odgłosy. Pewnie pacjenci. Słowa Anomandera, a następnie wejście Alice tylko to potwierdziły.
Przytaknęła białowłosemu, że idzie z nim i wstała - ja również jestem już po śniadaniu, ale życzę panom smacznego - uśmiechnęła się miło.
Wzięła jeszcze pełną butelkę wody i wychodząc, wsunęła ją Ordynatorowi do kieszeni, by jednak miał do niej dostęp.

ZT

Anomander - 13 Marzec 2017, 13:55

- Zgoda. Cieszę się, że już jest lepiej.– powiedział Anomander spoglądając na dziewczynę - Nie przemęczaj się tylko.
Pojawienie się Gopnika wywołało w skrzydlatym coś, co można by eufemistycznie określić jako zawieszenie systemu operacyjnego. Oto nastąpiła masowa emigracja szarych komórek, rozprostowanie zwojów mózgowych i nagłe pojawienie się w nici DNA dodatkowego chromosomu, słowem, Anomander przyglądał się z miną upośledzonego umysłowo kalafiora chmurce, która stała się Pacjentem Gopnikiem przyczajonym jak ruski z dynią w charakterystycznym słowiańskim przykucu.
- Eee? Ooo! – Anomander zdobył się na inteligentny komentarz, co w połączeniu z otwartymi ustami i podniesiona brwią wyjątkowo dobrze współgrało i nadawąło mu wygląd kretyna. Oto wioskowy głupek przygląda się cudom niewidom.
Gdy nowo przyteleportowany przemówił witając się ze wszystkimi, Anomander otrząsnął się z zaskoczenia, przybrał „firmową minę numer 5” czyli lodową maskę i pozdrowił Gopnika uniesieniem dłoni i skinieniem głowy. Skojarzył użyty zwrot. O, to i Ruskiego tu mamy. Miło.
Uśmiechnął się widząc jak Gopnik zrobił batonika z chusteczki. Bardzo mu się ta moc podobała. Była niezwykle praktyczna zarówno w przypadkach survivalu jak i zostawania ulubionym wujkiem wszystkich okolicznych dzieciaków.
Gdy wszyscy wyszli wskazał Gopnikowi miejsce rad, że będzie mógł chwilę porozmawiać z gościem. W końcu musi z nim omówić wyniki badań.
- Za chwilę podadzą śniadanie – powiedział widząc, że Pacjent kończy batonika - Jak się spało?
Liczył na miłą konwersację choćby i o przysłowiowej dupie Maryni, gdy do pokoju wpadł jak pocisk Bane krzycząc o nagłym wypadku.
- Mne ochen' zhal', sudar' – powiedział po rosyjsku kładąc rękę na ramieniu mężczyzny- No ya dolzhen zabotit'sya o patsiyenta. My pogovorim pozzhe. Priyatnogo appetita.
Fakt, że użyte słowa były nieco archaiczne nie miał dla niego znaczenia. Był już starszym jegomościem a i rosyjscy klasycy do młodych nie należeli.
Wypadł z pokoju pomagając sobie skrzydłami utrzymać równowagę na zakrętach. Pognał co sił do sali operacyjnej by ją przygotować.

ZT -> Sala operacyjna

Gopnik - 18 Marzec 2017, 22:38

Wejście Ruska wywołało poruszenie w pokoju. Najbardziej zaskoczyła alkoholika jednak reakcja, zdawałoby się, najpoważniejszego, najstraszniejszego i najmądrzejszego z tutaj zgromadzonych. Otóż gadzina zdurniał, widząc chmurkę! Szczerze powiedziawszy, jego mimika bardziej pasowała do nieszczęśnika z zespołem downa, niż szanowanego dyrektora znakomitej kliniki. Gopnik zaśmiał się, widząc zachowanie Anomandera.
Kapelut doskonale zrozumiał aluzję Bane'a dotyczącą "złotego strzału", toteż zaśmiał się w głos:
- Rozumiem, etanolowy krokodylek, ha ha! Tylko uważaj, żebyś nie przedobrzył. Mój tawarisz Maksim swego czasu lubił takie zabawy. Już nie lubi. Nie żyje. Kopnął w kalendarz, gdy wstrzyknął ciut za dużo. Ale jak za to szybko go wzięło... Ja jednak wolę tradycyjne metody, ha ha! - powiedział, jakby nie zwracając uwagi na powagę śmierci dawnego kumpla.
- No to bardzo się cieszę, droga Julko! Musisz mieć siłę, bo dziś jest nowy dzień, pełen nowych wrażeń i doświadczeń, ale dasz radę! Wierzę w ciebie! - powiedział pełen entuzjamu ze szczerym uśmiechem do lisicy.
Zapytany przez Anomandera, odpowiedział kulturalnie. Próbował patrzeć facetowi w oczy, ale ten wzrok budził w poczciwym rusku nieuzasadniony strach. Wiedział przecież, że ten nic mu teraz nie zrobi, a mimo to czuł sie nieswojo.
- Dziękuję, dobrze, macie państwo wygodne materace, a Panu, Panie Dyrektorze?
Jak na złość, tuż po tym, gdy Gopnik wkroczył do Pokoju Wypoczynkowego, wszyscy zebrani musieli kolejno wychodzić, zająć się obowiązkami. Posmutniał z tego faktu, ale kulturalnie żegnał wszystkich po kolei, dziękując za życzenia miłego posiłku. Doktor Anomander jednak zaskoczył go. Już nie był idiotą zaskoczonym magią, a zimnym, acz uprzejmym, a, co bardziej niespodziewane, płynnie władającym Rosyjskim obeznanym dyrektorem, który w pełni zaslugiwał na to miano.
- Panimaju, Panimaju, haraszo. Ja nadejus, szto my budziet gawarit. Twoj russkij ocien haraszo! Spasiba i udaczi! Da Skarogo. - odpowiedział w "ojczystym" języku i wyszedł z sali.
ZT

Tulka - 13 Październik 2017, 19:00

Szybko udało jej się znaleźć poszukiwany sklep. Zaopatrzyła się w sporą ilość bandaży, zdając sobie sprawę, że jeszcze kilka zużyje, a tych nigdy za wiele. Kupiła jeszcze kilka rzeczy by uzupełnić zarówno torbę, którą teraz użyła jak i by uzupełnić apteczkę, którą ma w pokoju. Specjalne sprawdzała czego jej tam brakuje.
Po drodze do Kliniki weszła też do sklepu ze słodyczami by kupić czekoladki. Coś czuła, że w najbliższym czasie mogą jej się przydać i to bardzo. Przez całą drogę, Kropka grzeczne siedziała na jej ramieniu. Lekko wystraszona rozglądała się naokoło. Nie wiedziała co się dzieje. Tyle nowych dźwięków, zapachów no i istot. Najchętniej to by się chyba schowała gdzieś, ale nie miała gdzie.
Julia szybko uporała się ze wszystkim. Gdy wróciła do Kliniki, Alice spojrzała na nią zaskoczona. Miała nie wrócić do obiadu, a tu zdążyła na drugie śniadanie! Usłyszała, że Dyrektor pewnie za chwilę zejdzie coś zjeść. Tulka nie miała apetytu, jednak jej brzuch bardzo domagał się jedzenie. Zapytała więc czy mogła by dostać gofry na słodko z dużą ilością czekolady. Marionetka uśmiechnęła się, widząc, że lisica coś jednak zje i przytaknęła jej głową.
Tulka szybko poszła do swojego pokoju. Tam zostawiła torbę i zabrała Amber. Niech też zje coś porządnego. Nie przebierała się jednak, nie miała na to głowy. Poszła do pokoju wypoczynkowego i ... padła na kanapę. Położyła się na niej, kładąc obolałą kostkę na podłokietniku. Naprawdę była wyczerpana ale musiała dać radę wytrzymać do końca dnia. Dopiero wtedy będzie mogła pozwolić sobie na odpoczynek. Czekała cierpliwie na śniadanie oraz Anomandera, leżąc z zamkniętymi oczami. Rozmyślała nad zabiegiem, który dziś wykonała. Nad tym co usłyszała od rudowłosego Cienia. Zaczęła się zastanawiać skąd Klinika bierze to wszystko, ale ... czy miała odwagę zapytać? Raczej nie. Może jak już będzie dobrze między nią, a Bane'em to jego zapyta o to wszystko. Rozmyślała też na temat dziwnej Marionetki, którą spotkała w parku w nocy.
Dziewczynki w międzyczasie buszowały wesoło po pokoju. Amber sprawdzała czy coś się nie zmieniło, a Kropka poznawała nowe miejsce.

Anomander - 18 Październik 2017, 06:59

Anomander kroczył przed siebie. Poruszał się dość wolno sunąc niemal noga za nogą, ale mimo wszystko starając się robić dobrą minę do złej gry. To zdecydowanie nie był dobry początek dnia. W sumie gdyby skrzydlaty prowadził ranking najgorszych poranków, ten dzień na pewno znalazłby się w pierwszej setce najgorszych poranków życia, w dodatku plasując się z dość wysoką lokatą. Jakby tego było mało, drogę do pokoju wypoczynkowego, niespodziewanym programem artystyczno-rozrywkowym umilał mu głód grający na kiszkach marsza. Tego mu jeszcze brakowało. Nie dość że wszystko go bolało to jeszcze burczało mu w brzuchu jak nieszczęście. Ciało w prawdzie powoli wracało do stanu, który przy odrobinie dobrej woli można było określić jako normalność, a ponadrywane i poszarpane mięśnie powoli się zrastały, zaś po bliznach pozostały jedynie srebrzyste kreski, ale głód stawał się co raz gorszy.
Przyspieszył nieco kroku dając znak by przygotowano jedzenie. Szybko i dużo.
Kuchnia zaczęła pracę pełną parą. Wszyscy bowiem znali odwieczną prawdę mówiącą, że jak dyrektor głodny to dyrektor zły.
Anomander wszedł do pokoju relatywnie cicho. Początkowo zobaczył dokazujące w pokoju zwierzaki a chwilę później, gdy przekroczył próg, leżącą na kanapie Julię.
- Witaj Julio. – powiedział dość cichym głosem - Czyżby ciężki początek dnia?
Podszedł do kominka, ułożył w nim kilka drew, pomiędzy którymi umieścił smolne szczapki. Wziął w palce jedną ze szczapek, przyglądał jej się przez chwilę po czym podpalił ją wyjętą z kieszeni, dość leciwą, benzynową zapalniczką. Odpaliwszy jedną z drzazg szybko podpalił nią pozostałe. Płonącą szczapkę wetknął między drwa. Suche drewno łatwo zajęło się ogniem.
Odszedł od kominka i usiadł na swojej ulubionej ławo-skrzyni. Przez chwilę wpatrywał się w płomienie, które z wolna zaczęły obejmować drewno w posiadanie.
Odetchnął głęboko i oparł głowę o ścianę lekko odchylając ją do tyłu.
Chwila relaksu przed pracą dobrze mu zrobi.
Ale smaczne jedzenie zrobi mu jeszcze lepiej.

Tulka - 18 Październik 2017, 11:26

Leżała z zamkniętymi oczami, wsłuchując się w odgłosy jakie wydawały dziewczynki. Nie reagowała jednak na nic. Skoro grzecznie się bawiły i nic nie niszczyły, nie było sensu ich upominać bo i tak zaraz by do zabaw wróciły. Po chwili jednak i tak odpłynęła myślami w kierunku nocnych i porannych wydarzeń. Zastanawiała się też co z małą Abi. Nie mogą jej oddać byle komu, nie wiadomo skąd się wzięła. Jeśli trafi w złe ręce może być źle traktowana za to, że nie zna swojego nazwiska. Nie chciała jej też dawać do żadnego przytułku, przecież mogłaby mieć problemy przez swoje pochodzenie. Jaka Arystokratka trafia w takie miejsca? Ale zostać też nie może. Co by tutaj robiła? Możliwe, że byłaby jeszcze bardziej problematyczna niż Tulka, kilka lat temu. W końcu jest młodsza i nie wiadomo czy odkryła już swoje moce czy też nie.
Odchyliła głowę w tył, gdy usłyszała otwierając się drzwi. Początkowo nie zarejestrowała kto wszedł, ale słysząc głos Anomandera od razu usiadła. Trochę za szybko, przez co musiała zamknąć oczy, bo pojawiły jej się mroczki przed oczami. Całe szczęście, że siedziała. Szybko jednak jej przeszło. Nie na tyle jednak by była w stanie wstać grzecznie na powitanie. Postanowiła więc po prostu się wyprostować.
- Dzień dobry panie Dyrektorze - odpowiedziała grzecznie, poprawiając ogniste włosy. Nie za bardzo jednak wiedziała co miała odpowiedzieć na to, że miała ciężki poranek. Nie mogła mu powiedzieć o zabiegu w Różanej Wieży.
- Trochę - zdecydowała w końcu co ma powiedzieć - nie spałam za długo i zdecydowałam, że zacznę wcześniej, żeby pomóc pani Alice, zamiast leżeć bezczynnie - wzruszyła ramionami - potem gdy było trochę luźniej poszłam uzupełnić apteczkę do sklepu i trochę przeciążyłam kostkę, która jeszcze nie do końca się zregenerowała, ale teraz posiedzę, zjem i znów będę gotowa do działania - powiedziała już pewniej. Taka była prawda. Choć też nie do końca. Nie wyjaśniało to czemu jest taka padnięta. No chyba, że tym złym snem.
- Pan chyba też miał ciężką noc - zwróciła uwagę, chcąc jakoś podtrzymać rozmowę. Po chwili weszła pani Alice niosąc kawę i kakao. Julia podziękowała grzecznie i podmuchała w zawartość kubka. Upiła łyk i westchnęła cicho.
- Nad ranem znalazłam na podjeździe małą dziewczynkę, nieprzytomną. Położyłam ją w Jedynce i potem zajął się nią Bane. Należy do Upiornej Arystokracji, jednak nie zna swojego nazwiska i zastanawiam się co z nią zrobić jak wyzdrowieje - powiedziała niepewnie, jakby się zastanawiając na głos. Wpatrywała się w swoje płynne szczęście.
- I...miałam rano do pana przyjść i porozmawiać na temat ... tego co się wydarzyło wczoraj - przycisnęła skrzydła mocniej do siebie. Przełknęła ślinę i spojrzała na Opętańca, zastanawiając się czy będzie chciał teraz pociągnąć temat czy umówią się na jakiś inny termin.

Anomander - 22 Październik 2017, 03:08

Ogień trzaskający w kominku, obejmujący w posiadanie co raz to nowe szczapy drewna, wpływał odprężająco na skrzydlatego. Mało było rzeczy równie cenionych przez Anomandera jak święty spokój połączony z relaksem przy kominku. O świętym spokoju ostatnimi czasy mógł jedynie pomarzyć, ale kominka i rozkoszy płynącej ze strzelających w przewód komina iskier oraz trzaskającego drewna nikt mu nie odbierze.
Głowę cały czas trzymał opartą o ścianę a oczy zamknięte.
- Szkoda – powiedział krótko Anomander, a jego głos przypominał mruczenie tudzież burczenie starego, rozleniwionego kocura - Wielka szkoda, że się nie wyspałaś.
Słysząc, że ktoś wchodzi do pokoju wziął głęboki oddech. Nie żeby mógł wyczuć kogokolwiek czy cokolwiek, czego aromat nie był dostatecznie mocny i bogaty, bowiem w ludzkiej postaci zmysły miał raczej przeciętne, ale był to odruch. Taki, chciałoby się powiedzieć, chwilowy wtręt gadziej formy. Jednak to, co poczuł, wywołało słaby uśmiech na twarzy skrzydlatego. Kawa. Zacna, czarna jak samo piekło, mocna, gęsta i pozbawiona kwaśnego posmaku. Jej aromat mile popieścił receptory węchu. O tak, kawa to było coś, na co miał ochotę.
Ledwo Alice postawiła kubek, Anomander ujął go w dłonie i z prawdziwą rozkoszą, niczym na reklamach emitowanych w środkach masowego przekazu, upił łyk szatana. O tak, tego mu było trzeba.
Obrócił głowę lekko w bok i jednym okiem, drugie cały czas trzymając zamknięte, leniwie popatrzył na Julię.
- Nie rozumiem. – powiedział spokojnym wręcz ociekającym lenistwem głosem – Skoro ta kostka Ci przeszkadza, to czemu się nie uleczysz? Jeśli sama nie umiesz to czemu nie poprosisz Bane'a o pomoc? Wydaje mi się, że w tym działaniu brak jest logiki. - upił jeszcze łyk kawy szykując się do kontynuowania wypowiedzi - Prawdę mówiąc, to sam nie wiem jaką noc miałem. – powiedział zamykając oko i ponownie wygodniej opierając się potylicą o ścianę - Czuję się tak, jakbym stoczył walkę z wyjątkowo wkurzonym i wielkim Bean Ar'em, a fakt, że tu siedzę oznacza bez wątpienia, że była to walka wygrana choć zwycięstwo należało raczej do tych z gatunku pyrrusowych.
Jakby na potwierdzenie swoich słów poruszył głową na boki. Kręgi szyjne strzeliły nieprzyjemnie i słyszalnie dla otoczenia.
Gdy Julia powiedziała o dziecku Anomander ponownie obrócił głowę w jej stronę i otworzył jedno oko. Nie wydawał się być ani trochę mniej rozleniwiony, choć wydawało się, że w oku mignęła iskierka zaciekawienia.
- Małe Dziecko, powiadasz? – zapytał kontrolnie, by zyskać chwilę na zebranie myśli do kupy i ustawieniu ich w karny szereg - Jak to, co z nią zrobić jak wyzdrowieje? Zastrzelić i zakopać. Od biedy sprawić jak prosiaka, nabić na rożen i upiec z kaszą. – powiedział uśmiechając się półgębkiem - Jak myślisz Julio, co należy w takiej sytuacji zrobić? – zapytał Anomander, ale zanim Julia przemówiła, on już kontynuował swoją wypowiedź - Otóż, przede wszystkim należy powiadomić organy właściwe dla takich przypadków, czyli w tym wypadku lokalne służby porządkowe. Chora, mała Arystokratka, bez opiekunów, nie znająca własnego nazwiska znaleziona na podjeździe Kliniki brzmi jak scena z kiepskiego kryminału w stylu „Ktokolwiek widział? Ktokolwiek wie?”. Zatem na początku należy poinformować ludzi Arcyksięcia, w końcu on tu sprawuje kontrolę nad autochtonami. Jego kancelaria pewnie będzie wiedziała, której arystokratycznej familii nagle ubyło jednego członka. No, w tym wypadku członkinię. Nie zapominaj o tym, że dziecko które znalazłaś, należy do szlachty, a arystokracja, nie zależnie czy w Krainie Luster czy w Świecie Ludzi, zawsze uwielbiała i będzie uwielbiać ceremonialną otoczkę przynależną swojemu stanowi. Arystokracja ma metryki i dokładne rodowody każdego członka familii sięgające niejednokrotnie dziesiątek a czasem nawet setek pokoleń wstecz. Do dodatkowo są jeszcze herbarze z dokładnymi spisami. Są też księgi majątkowe i urzędowe. Nie Julio, uwierz mi, jeśli znalezione przez Ciebie dziecko nie konfabuluje, ewentualnie nie jest bękartem, to znalezienie go będzie równie łatwe co sprawdzenie wyniku działania w tabliczce mnożenia.
Inaczej ma się sprawa z bękartami. Czasami ojciec lub matka przyznają się do bękarta. Kroczy on wtedy przez życie z uszczerbionym herbem i skazą w sercu jako gorszy od innych i bez prawa do dziedziczenia. Czasami jest też tak, że rodzice oddają na wychowanie takie dziecko. Żyje on sobie wtedy nie znając swoich prawdziwych rodziców, ale też bez piętna bękarta. Zdarza się i tak, że człowiek z gminu, z rozmysłem wychowywany jest przez swych plebejskich rodziców w przeświadczeniu, iż tak naprawdę jest królewskim bękartem. Dla takiego człowieka los zwykle jedynie przez krótki czas bywa łaskawy.
No, dość tych dywagacji o szlachcie. Nie nam tego dociekać. Resztą zajmą się już odpowiednie służby. Jeśli chcesz coś zrobić dla tego dziecka, to gdy już ją wyleczymy, udasz się do służb ze stosownymi pismami. Tylko radzę zacząć od razu zacząć od kogoś wyższego stopniem, bo przeciętny kmiot się tym nie zajmie jak należy.

Ponownie oparł się potylicą o ścianę. Przysiągł sobie, że po śniadaniu pójdzie zobaczyć dzieciaka. Musi jeszcze tylko zebrać wywiad i zaordynować badania.
- Zasadniczo zaniesiesz do Straży dwa listy. Pierwszy z informacją o znalezionym przez Ciebie dziecku. Drugi, co do którego będziesz miała wybór czy go doręczyć czy nie, będzie dotyczył Twojej siostry i opuszczenia przez nią kliniki na własne życzenie, pomimo problemów psychicznych i faktu, że stanowi zagrożenie zarówno dla siebie jak i dla innych w jej otoczeniu.
Słysząc o tym, że Julia faktycznie miała przyjść porozmawiać z nim o tym co zaszło poprzedniego dnia pokiwał głową, otworzył oboje oczu i patrząc na Julię poprawił się na ławo-skrzyni, przyjmując pozycję stosowna do słuchania i poważnej rozmowy a nie pogaduszek o przysłowiowej „dupie Maryni”.
- Powiedz mi zatem, co do tej pory ustaliłaś z Bane'em i jaką decyzję podejmiesz odnośnie listu dotyczącego Jocelyn?
Patrzył ja Julię czekając na jej odpowiedź.
Nawet przestał być już tak bardzo głodny.
Spojrzał na prawie opróżniony już kubek kawy.
No tak, zaraz będzie jak w tym starym dowcipie o dwóch pogranicznikach. Gdy jeden zobaczył, że ten drugi je kanapkę powiedział by ten dął mu choć ugryźć kawałeczek. Właściciel kanapki stwierdził, że da, jak najbardziej, ale nie wcześniej, nim ten pierwszy wypije trzy wiadra wody. Chcąc nie chcąc, łasy na kanapkę pogranicznik wypił trzy wiadra wody. Właściciel kanapki widząc upór i to, że kolega po fachu poradził sobie z taka ilością płynów, zapytał czy amator picia wiadrami, nadal reflektuje na kęs bułeczki. Usłyszawszy odpowiedź odmowną płynącą z ust opitego towarzysza wykrzyknął radośnie „No widzisz?! Pić Ci się chciało a nie jeść!”
Wygląda na to, że Anomanderowi też bardziej chciało się pić niżli jeść.
Cóż, tak to już z tym życiem bywa.
Jak to ktoś kiedyś napisał „Życie, jak spojrzeć nań chłodno – To żart jest pusty i głupi”

Tulka - 23 Październik 2017, 10:35

Widziała, że Anomander jest zmęczony, jak pragnął chwili lenistwa. Zrobiło jej się trochę głupio, że powiedziała iż się nie wyspała. W szczególności po jego słowach. Opuściła lekko uszy, ale nic nie powiedziała. Nie było takiej potrzeby.
Westchnęła cichutko - jest wyleczona, tylko trochę mi jeszcze dokucza. Jutro już będzie wszystko całkowicie w porządku - odpowiedziała na słowa o kostce. Sama już ją leczyła, a nie chciała pomocy od Bane'a. Nie teraz, gdy chciała udowodnić przed samą sobą, że sobie poradzi. Nie chciała by ją we wszystkim wyręczał. W szczególności jeśli chodzi o sprawy, które jeszcze są w jej zasięgu.
Jej pióra napuszyły się tak samo jak sierść na ogonie i uszach, gdy wyobraziła sobie walkę z taką Bestią - no to chyba nie była zbyt przyjemna noc - powiedziała, krzywiąc się lekko. Nie dziwiła się, że Dyrektor tak teraz czerpał z ostatnich chwil lenistwa na jakie mógł sobie teraz pozwolić. Nie próbowała go nawet namawiać, żeby może odpoczął. Wiedziała, że najpewniej nic by to nie dało,a tylko mogłoby go to zdenerwować. Dziewczyna nie miała ochoty teraz na gniew swojego pracodawcy. No..nigdy nie miała, ale dziś i tak jej dzień zaczął się dość ciężko. Nie wyspała się, mało zjadła i na start musiała przeprowadzić stresujący ją zabieg i to w Szkarłatnej Otchłani. Ale nie miała zamiaru narzekać, w szczególności, że nie mogła o tym powiedzieć żadnemu z lekarzy.
Słysząc jakie pomysły podsuwa jej Anomander a propos małej Abi, spojrzała na niego wielkimi oczami. Miała nadzieję, że żartuje. Nie zrobiłaby czegoś takiego! W szczególności małemu dziecku. Westchnęła jednak, orientując się, że Opętaniec tylko żartuje. Nie zdążyła jednak powiedzieć czegokolwiek na jego pytanie. Bo sam zaczął jej to wyjaśniać. Opuściła wzrok, wlepiając go w zawartość kubka. Wiedziała o tym...ale czemu o tym nie pomyślała? Wszystkiego się uczyła w Wieży przez te trzy lata. Chyba faktycznie stres i zmęczenie zrobiły swoje. Do tego to co czuła do Ordynatora, to że była na nie zła. Było tego za dużo jak na raz.
Słysząc o tym, że powinna zacząć od kogoś postawionego wyżej od razu pomyślała o Aeronie. Mogłaby do niego pójść, domyślała się, że starałby się im pomóc, a nie zaszkodzić. Ale czy on chciał ją w ogóle znać? Przez ostatnie dwa lata w ogóle się nim nie zainteresowała. Nie dawała znaku życia. Nie pisała, nie odwiedzała go. Sama już nawet nie wiedziała dlaczego wypadek, w którym zgineła Arya ją tak odmienił. Może Braciszek miał jednak rację i Wieża zmienia wszystkich? Niekoniecznie na lepsze?
Przytaknęła głową i już chciała słownie jeszcze potwierdzić, że zrobi tak jak polecił Dyrektor, gdy ten postanowił coś jeszcze wtrącić. Spojrzała na niego pytająco, a gdy wspomniał o Jocelyn, westchnęła ciężko. No tak...Jocelyn miała problemy, a do tego opuściła Klinikę. Ale czy na pewno Greg sobie z nią poradzi? Nie wiedziała tego.
Sama poprawiła się na sofie i przełknęła ślinę, słysząc pytanie Anomandera i widząc, że ten zaczyna już brać to całkiem na poważnie. Miłe pogaduszki się skończyły.
- Ustalenia były główne na poziomie prywatnym. Mimo, iż dopiero od kilku dni byliśmy razem, to uznaliśmy, iż lepiej będzie jeśli skupimy się teraz głównie na pracy... - przyznała. Jej wzrok stał się trochę mętny, a mina nie wyrażała nic. Tak samo jak jej głos - Bane...obiecał, że się zmieni...a przynajmniej, że się postara - westchnęła - może...jakby miał jakiegoś pomocnika, asystenta czy kogoś w tym rodzaju to by się bardziej pilnował w kontaktach z pacjentkami? - spojrzała niepewne na Smoka. Nie chciała by Bane miał więcej problemów niż do tej pory ich sobie przysporzył. Mimo wszystko nadal go kochała - dodatkowo czy byłoby dużym problemem jakbym na jakiś czas zamieszkała poza Kliniką? - musi o to zapytać Dyrektora, zanim zacznie szukać - jeszcze nie myślałam o tym gdzie bym nocowała, ale wieczorami będę się rozglądać - dodała jeszcze.
Zamilkła po tym na chwilę, wyraźnie się nad czymś zastanawiając - co..co do Jocelyn - zaczęła niepewnie - to...nie jestem w stanie teraz panu odpowiedzieć. Mam czas na zastanowienie się, póki Abi nie wyzdrowieje prawda? - zapytała, spoglądając na bruneta. Nie miała zamiaru przedłużać pobytu dziewczynki tutaj, jednak nie chciała podejmować takiej decyzji bez przemyślenia jej - chcę pomóc Jocelyn i nie chcę, żeby miała więcej problemów...mam nadzieję, że obecność Grega jej pomoże, ale ... z drugiej strony nie jestem pewna czy sobie poradzi - przyznała, opuszczając uszy i skrzydła - muszę nad tym po prostu pomyśleć...pewnie zaniosę ten list...tak będzie najlepiej ale nie chcę podejmować takich decyzji na szybko - powiedziała jeszcze. Dodatkowo nie chciała niszczyć jeszcze bardziej relacji z Joce. Dopiero co się odnalazły, okazało się, że są siostrami, a tu co? Od razu musiały się dość mocno pokłócić i do przez faceta. Dlaczego ona tak zareagowała? Widać było, że to nie przez to, że Bane Tulkę zdradził, a przez co innego. Tulka coraz bardziej gubiła się w tym wszystkim.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group