Gregory - 28 Wrzesień 2017, 17:55 Grego zaskoczył się lekko agresją tamtego - kopnięty spaniel zawarczał. Nie miał niczego złego na myśli, a po tamtym nie spodziewał się jakichkolwiek uczuć poza smutną apatią. Na te słowa w jego głowie rozkwitła genialna myśl:
- To chyba czas na małą zmianę. Czas pójść gdzieś, gdzie będzie ci za mało. - odpowiedział Mędrzec Gregory, który przy alkoholu również nabierał prawdziwego blasku. Bo w sumie to było prawdą, całkiem oczywistą. Jeśli ci coś się nie podoba, chyba czas to zmienić, co nie? Nawet, jeśli nieznane wydaje się być groźne. Jeśli twoja sytuacja jest skrajnie chujowa, to zmienić można ją tylko na plus. Gdyby tylko wpadał na podobnie genialne pomysły na trzeźwo - może jego życie potoczyłoby się już inaczej. Ale już dość się dzisiaj na gdybał, robił to praktycznie cały wieczór.
A więc szli tak pomiędzy stoiskami i atrakcjami wyjętymi żywcem z koszmaru, spokojnie, noga za nogą, tym ciężkim pijackim krokiem, który jest dramatyczną walką o utrzymanie równowagi - Gregowi szło to mimo wszystko sprawniej niż Eliotowi. A żaden z nich nie wyglądał na zombie. Żadnego bełkotania i wymiotów typowych dla nowicjuszy. Chód profesjonalistów.
- No i widzisz? I widziszszsz... - rzekł kompletnie bez sensu i do nikogo tak naprawdę, pozwalając mu wyrównać wewnętrzny zapach płynów, samemu zaś spoglądając w gwiazdy. Ciekawe, czy w Lustrze mają innych kosmitów. Czy kiedykolwiek przylecą na swoich, a niechby i kwadratowych spodkach i zaczną strzelać laserami na lewo i prawo. To byłaby zabawa. A Eliot faktycznie nie powinien tyle pić. Greg się ograniczył. Nadal paliła go w żyłach potrzeba wzięcia dawki morfy... Palić go już będzie zawsze. I chyba nie przestanie śnić o niej po nocach. Teraz i tak sobie nie skombinuje. Dealerzy siedzieli zwykle przy karuzelach, a te były nie po drodze. Powoli zaprowadził ich na wzgórza, na których rozłożono wozy i przyczepy...