To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Klinika - Pokój Tulki

Tulka - 17 Grudzień 2017, 22:17

Widziała to znudzenie i zawód na twarzy Marionetki. Jednak Tria może i reagował agresywnie, ale nie atakował bez rozkazu. Bez jakiegoś sygnału. Póki nie dostałby jasnego polecenia, nie rzuciłby się na nikogo, chyba, że zostałby zaatakowany pierwszy. Był młody, ale życie nauczyło go już wiele.
Słyszała jak Śmierdziel powtórzył pytanie. Początkowo je jednak zignorowała, zajęta uzupełnianiem swoich notatek. W pewnym momencie zagryzła jednak ołówek i nie odrywając oczu od kartek odezwała się - bo jestem głupim jak but dzieckiem, które nic nie rozumie - powiedziała obojętnym tonem. Nie chciało jej się już z nim kłócić. Chciała żeby się od niej odczepił, a widząc reakcje Bane'a to ten tylko się świetnie tym bawił.
Skoro tak bardzo chcieli se pogadać, to niech ruszą te swoje dupy i idą do klubu. To było miejsce, gdzie Tulka chciała odpoczywać, a nie być nękana przez innych. Chyba zacznie się zamykać w pokoju by uniknąć nieproszonych gości. Miała o wiele ciekawsze plany na ten czas. Mieli z Blackburnem odpoczywać, a ten sztywniak tylko im to utrudnia.
Słysząc kolejne słowa Marionetki, zerknęła na niego bez większego zainteresowania i wróciła do swoich notatek - pańskie słowa potwierdzają tylko moje przypuszczenie, że jest pan tylko Marionetką bojową - powiedziała i wróciła wzrokiem do notesu - szybko się pan uczy, jest pan niezwykle silny i wyszkolony. Posiada pan też sporą wiedze - mówiła znów głosem bez emocji. Spojrzała na obrazek przesłany przez rodzinę Aryi - nie oczekuję więc od pana, iż da radę zrozumieć czym jest troska o drugą osobę, czym są uczucia oraz w jaki sposób zmęczona i zestresowana osoba może zareagować widząc kogoś kogo zna już od jakiegoś czasu w takim stanie w jakim był pan Vaele - wzięła jedną z kartek i zaczęła coś szkicować. Nie była zbytnio zainteresowana rozmową z tym typkiem - dlatego nie mam zamiaru panu tłumaczyć czemu zachowałam się tak, a nie inaczej. A skoro pan uważa, że zachowałabym się tak w stosunku do jakiegokolwiek innego Arystokraty to tym bardziej potwierdza pan moje przypuszczenia, że nic pan o mnie nie wie, dlatego jeśli chce mnie pan dalej prowokować to proszę bardzo - wzruszyła ramionami - ja w tym czasie poudaję grzeczne dziecko i pobawię się kredkami - powiedziała jeszcze. Zajęła się szkicowaniem tatuaży oraz ich uszkodzeń. Może nie będzie miała pozwolenia, ale poplanować sobie może. Rysunków dla Anomandera nie było sensu zaczynać. Nie lubiła robić czegoś tak banalnego na raty. Co innego obrazy, ale zwykłe rysunki? - a co do śmierci, którą przedstawia pan tu co chwila jako karę - oderwała na moment wzrok od kartek -czemu mam się jej bać? Każdego kiedyś czeka. Jednych dopada wcześniej innych później. Niektórzy wręcz do niej lgną inni uciekają. Jednak jedna z najpiękniejszych sióstr i tak traktuje każdego na równi. Jeśli ktoś uzna, że chce mnie oddać Śmierci tylko dlatego, że powiedziała o słowo za dużo to nie mam zamiaru uciekać. Śmierć nie jest taka straszna, gdy się z nią już spotkało - uśmiechnęła się tajemniczo, oblizała się, jakby widziała jakiś smaczny kąsek i wróciła do swojego zajęcia.
Oba malunki doskonale znała na pamięć. Tatuażowi Foxsoula miała okazję się przyjrzeć w trakcie operacji, więc dokładnie wiedziała czego się spodziewać. Ciernia nie widziała od dwóch lat, więc malunek na jego plecach mógł być jeszcze bardziej zniszczony niż to pamiętała, ale i z tym sobie powinna bez problemu poradzić. Musiała zająć sobie czymś głowę, wgapiała się więc w malunki. Szkoda, że nie miała tutaj tego zestawu, którego użyła przy operacji Joce. Mogłaby spokojnie sprawdzić czy starczy jej tuszu, jakie zostały igły i tym podobne. Zastanawiało ją też o jakim zainteresowaniu wspominał ojciec Aryi w swoim liście. Spojrzała na szafkę, ale nie chciała jej teraz otwierać. Nie przy nich.
Spojrzała lekko zirytowana na Śmierdziela, gdy ten postanowił poczęstować białowłosego batonem. No śmieszny jak rozmokła kupa. Naprawdę.
Słysząc odpowiedź na temat godziny, wyprostowała się - przepraszam, ze zapytam, ale skoro przyszedł pan tutaj na kontrolę apteczki, to co pan jeszcze robi w tym pokoju? Nie mam tu alkoholu, a wątpię, żeby gapienie się w ścianę było dla pana interesującym zajęciem - miała już dość jego widoku. Szkoda, że nie ma tutaj rzutek, to zrobiłaby sobie piękną tarczę z jego podobizną. Oj jak fajnie by się wtedy grało.

Bane - 17 Grudzień 2017, 23:29

Urzędnik nie odpuszczał. Chciał poznać odpowiedź na pytanie które zadał, dlatego je przypomniał i czekał na reakcję Julii. Właściwie Bane też był ciekaw. Może nie aż tak jak Jan, ale interesowało go, dlaczego Tulka raz była dla niego taka milusia a innym razem warczała. Chciał się dowiedzieć, czy go akceptowała a jeśli tak, to czemu nie okazywała mu szacunku wtedy, gdy miał dobre zamiary. A może... Może wcale go nie akceptowała? Może zwyczajnie udawała? Może było jej wygodnie, bo przylepił się do niej zdolny lekarz a to gwarantowało naukę i wstawiennictwo, gdy będzie chciała uczyć się zawodu? Może Julia Renard nie była słodką, śliczniutką, niewinną dziewczyną a wyrachowaną istotą, nastawioną jedynie na zyski? Jak... Kylie?
Zmrużył oczy gdy odpowiedziała i westchnął. Szkoda, nie dane mu będzie poznać co kieruje skrzydlatą. Coś wątpił, że owie mu prawdę gdy zapyta.
Naszły go bardzo niepokojące myśli. Wiedział, że ogranicza młodziutką Tulkę, ale teraz gdy znowu zachowywali się jakby byli sobie obcy, naszła go myśl: Może zwyczajnie do siebie nie pasujemy? Dwa światy. Zupełnie inne zainteresowania. Ona lubiła sztukę, on miał gdzieś bohomazy bo jego analityczny umysł nie ogarniał malarstwa. Chwalił jej obrazy bo faktycznie były piękne, ale gdyby ktoś poprosił go o interpretację... Cóż. To jak prosić Przygłupa by wyrecytował wszystkie zwrotki Hymnu Unii Europejskiej.
Ona młodziutka, bo co to jest 15 lat. On sięgał prawie czterdziestki. Francuzka i Anglik. To nigdy nie mogło się dobrze skończyć... A może jeszcze się nie skończyło?
Tylko pytanie: Czy któreś z nich chce to ciągnąć? Związek świeży, który powinien mijać im na baraszkowaniu, całowaniu i trzymaniu się za łapki im mijał na ciągłych sporach. Nie bez udziału osób trzecich rzecz jasna, ale jednak.
Chyba Bane nie był stworzony do romansideł rodem z harlequinów. Gdyby miał opisać jednym hasłem związki w które zazwyczaj się wplątywał, stwierdziłby, że są to Związki Toksyczne. Ha. Cóż za ironia losu... Nieśmieszny dowcip.
Z zamyślenia wyrwały go słowa Sebastiana. Na polu walki? Jasiek walczył? Dobre sobie! Bane nigdy nie uwierzy, że ta drewniana kukiełka zechciała pobrudzić swój gajerek kurzem czy krwią. To po prostu niemożliwe. Nawet teraz, gdy usłyszał to z ust samego Urzędasa i próbował wyobrazić go sobie rozczochranego i uwalanego w błocie i jusze... Nieee. Jasiu zawsze taki poukładany i czyściutki. To niemożliwe.
Znali się dopiero jeden dzień. O tym zapominał Cyrkowiec. Założył z góry, że Marionetka zawsze wykonywała spokojną pracę. Jakże się mylił.
Gdy Julia odpowiedziała na słowa Okularnika i oblizała się, Bane skrzywił się nieco. Nie poznał jej grymasu. Był... dziwny. Co ona miała wspólnego ze śmiercią? Wątpił by widziała jej tyle co na przykład żołnierz na wojnie. I dlaczego się oblizała? A może...
Nie. Nie ma takiej opcji by w lisiej postaci zajadała się truchłami. Nie mogła być Smakoszem Truposzy. To do niej nie pasowało... chyba.
Zaskoczenie na twarzy Kuratora było piękne. Cyrkowiec oddałby nerkę, by o raz kolejny wywołać ten grymas na jego marionetkowej mordzie.
Przez chwilę gapili się na siebie zakłopotani, jak parka gimnazjalistów próbujących uprawiać seks a niewiedzących co gdzie włożyć. A potem Jan podał mu batona. Ale nie takiego ludzkiego, śmierdzącego. Zwykłą słodycz w papierku. Popularnej firmy.
Bane przełknął ślinę nie wiedząc co powiedzieć. Zaśmiał się nerwowo i wziął batona bo co miał zrobić? Sebek wpatrywał się w niego tak intensywnie...
- Dz-dzięki. - bąknął ale nie zjadł prezentu, zaczął go obracać w palcach. Gdy Kurator uśmiechnął się tak, że wątroba sztorcem Chirurgowi stanęła, Bane odwrócił wzrok i spuścił łeb, czerwieniąc się na twarzy.
Kurna. Jak zareagować na coś takiego? Zapytał go o to czy ma mu przynieść książki a ten mu daje... batona? Przecież to się nie trzymało kupy!
To Jan podał mu godzinę za co białowłosy grzecznie podziękował. Dokładność była zaskakująca ale czerwonooki chyba już taki był. Wszystko musiało być zapięte na ostatni guziczek.
Czekali na coś ale na co - tego już Lekarz nie wiedział. Jan ewidentnie jeszcze czegoś chciał od Julii ale Bane? Siedział bo Marionetka zaprosiła go na kanapę. Z resztą gdyby wyszedł, nie obejrzałby końca tego dramatu. A lubił oglądać dramaty do końca. Popatrzył na Jana pytająco ale nie odezwał się.
Cholera jasna, jeszcze prawie godzina do żarcia. Czuł pierwsze werble w brzuchu, może wytrzyma do Kolacji.
Jakoś tak... zapragnął obecności Anomandera. Gad był ostoją spokoju, brakowało tutaj kogoś kto przywróci porządek. Może nawet wydrzeć japę, ale niech rozgoni towarzystwo.
Spojrzał na swoje ręce w których obracał podarek od Jana i przymknął lekko oczy. Znowu się zamyślił, tym razem nad tym co powiedział mu wcześniej Kurator. Naprawdę Bane stał się jęczącą pizdą? Cóż... ostatnio ostro histeryzował. Skoro Urzędnik to wiedział, to musiał rozmawiać z Anomanderem.
Przykra była myśl, że Mentor myśli o swoim Uczniu w ten sposób.

Anomander - 18 Grudzień 2017, 01:33



Dziewczyna uciekła w rysowanie. To była stara jak świat i prosta jak konstrukcja cepa technika obronna, gdy temat staje się niewygodny. Charakteryzowała ona tchórzy i ludzi ociężałych umysłowo. Plan był prosty, zająć się czymś innym i udawać, że problem mnie nie dotyczy. Pozwolić by umysł skupił się na przyjemnym rysowaniu a nie trudnej i nieprzewidywalnej rozmowie.
- Julio, zamiast odpowiedzieć na moje pytanie, ty jedynie stwierdziłaś fakt. – powiedział Jan Sebastian – Pytanie brzmiało: Skoro pamiętasz o tym, że Bane jest Twoim przełożonym i należy mu się szacunek choćby z racji na wiek i stanowisko, to czemu się do tego nie stosujesz?
Gdy Julia mówił o tym że Jan Sebastian jest marionetką bojową urzędnik poprawił okulary i dalej przyglądał się temu małemu mieszańcowi człowieka z jakimś kundlem. Była tak słodko bezczelna w tym co robiła, że przez chwilę miał ochotę wstać i oderwać jaj łeb od tułowia. Odsunął jednak pokusę na bok.
- Mylisz się Julio. Bardzo się mylisz, ale nie będę wyprowadzał cię z błędu. – powiedział typowym dla siebie głosem - A może zamiast bawić się kredeczkami na podobieństwo tchórzliwego debila, zajęłabyś się nauką? W końcu masz być medykiem przy Arcyksięciu, czyż nie? Szkoda by było, gdybyś zamiast leczyć zaczęła szkodzić. Sugeruję, byś uczyła się póki jeszcze masz na to czas.
Gdy zaczęła mówić o śmierci Jan Sebastian popatrzył na nią nieco opuściwszy okulary. Spojrzenie marionetki było pełne politowania.
- To co powiedziałaś, było żałosne i śmieszne, a uśmieszek z oblizaniem ust przypominał uśmiech taniej ulicznicy, którą może mieć każdy za byle grosz lub miskę strawy. Pewnie gdybym miał nieco większe poczucie humoru leżałbym tu teraz śmiejąc się do rozpuku. Co ty możesz wiedzieć o śmierci nasza ty zimna profesjonalistko? Uważasz się za znawczynie tematu bo zdechł ci chomik, kotek, piesek albo jakiś przyjaciel? – pokręcił głową ponownie podsuwając okulary ku górze – Jesteś głupim dzieckiem, jeśli twierdzisz, że śmierć jest piękna. Nie widziałaś jej na polu bitwy, gdy śmierdzi potem, rzygowinami, gównem i krwią. Teraz ci się wydaje, że jesteś taka harda bo wiesz, że nic ci nie grozi. Wiesz, że w Klinice są istoty gotowe bronić cię do końca, ale gdy przyjdzie pora, że staniesz sama w obliczu śmierci, wówczas będziesz srać pod siebie ze strachu i błagać oprawcę o litość.
Jan Sebastian pokręcił głową. O ile dziewczynka na początku wydawała mu się wyszczekaną i nieobytą gówniarą to tyle teraz okazała się być jeszcze debilem. To już nie była Julia Renard, pracownica Kliniki. Teraz była to zwykła debilna, wyszczekana i nieobyta suka, która siedziała i rysowała sobie coś na papierku kredeczkami dając wyraz swojej tępocie.
- Czekam aż przeprosisz za swoje zachowanie. – powiedział z rozbrajającą szczerością - Czekam też na to, aż zrozumiesz swój błąd i przeprosisz nas za kłopot, jaki sprawiłaś. Dodatkowo oczekuję iż przeprosisz Bane'a za to, że okazałaś mu brak szacunku.
Popatrzył na Bane'a który podziękował za batonik.
- Proszę bardzo. – powiedział beznamiętnym głosem - Nie martw się, prawdopodobnie nie będę siedział u Ciebie w pokoju gdy będziesz spał.
Powiedział to tonem jakby okazywał łaskę, a może w jego mniemaniu była to sympatia?
W dalszym ciągu siedział na kanapie ale teraz po raz kolejny zaczął oglądać swoje paznokcie.

Tulka - 18 Grudzień 2017, 05:09

Zagryzła mocniej zęby na ołówku, słysząc, że ten sztywniak nie odpuści. Nie patrzała jednak na niego. Nie miała ochoty oglądać jego gęby - bardzo nie lubię, gdy ktoś stara mi się na siłę pomagać jakbym była w przedszkolu - powiedziała w końcu. Tak się poczuła, gdy powiedział jej, że jej po pomoże - doskonale wiem, że nie może mi pomóc oraz jakie mogą być konsekwencje, dodając do tego stres wywołany całym dniem, wyszło jak wyszło - wzruszyła ramionami. Nie chciało jej się tego teraz tłumaczyć. Do tego wszystkiego była zmęczona. Chciała tylko w końcu odpocząć i się uspokoić. Ten dzień naprawdę nie należał do najprzyjemniejszych dla niej nawet bez tych wszystkich dodatkowych atrakcji.
Słysząc, że zagania ją do nauki, spojrzała na niego unosząc brew i przekrzywiła głowę - widać, że naprawdę pan nic nie wie - powiedziała spokojnym głosem - poza tym uczyć można się nie tylko poprzez siedzenie w podręcznikach ale również obserwację i zdobywanie własnych doświadczeń - powiedziała po czym zamachała zamkniętym już zeszytem - w Pałacu przydają się nie tylko umiejętności leczenia istot człekokształtnych, ale także wiedza na temat Bestii. W końcu nie tylko Arcyksiążę i jego rodzina tam zamieszkują ale wiele innych istot oraz ich podopiecznych - przekartkowała zeszyt - ten Gatto jeszcze miesiąc temu był w stanie, który większość medyków określiłaby jako nie do odratowania. Od tego czasu obserwuję go, badając jego reakcję, obserwując jak ciało przystosowuje się do takich zmian jak utrata jednej z kończyn. Istoty z krwi i kości to nie Marionetki, którym można wymienić części. A takie obserwacje uczą też jak można pomóc komuś kto kończynę stracił - mówiła spokojnym głosem - na przykład pan Foxsoul. Noga została poskładana, jednak nie mamy stu procentowej pewności, że jej nie straci. Coś takiego może oznaczać nie tylko to, że będzie kaleką do końca życia ale również utratę kariery w Świecie Ludzi - otworzyła zeszyt na jednej ze stron, gdzie była dokładnie rozrysowana kończyna Gatto wraz z dokładnym opisem - poza tym w Krainie Luster takie istoty jak Tria mają bardzo utrudnione życie. Dlatego dobrze, że nie jest dziki - przekręciła kartkę i pokazała szkice...protezy? - jest też inny sposób na to, żeby pomagać takim istotom. O ile prościej im by się żyło, gdyby można im tę straconą kończynę czymś zastąpić? Ale nie jakimś kijem, który tylko przeszkadza, a czymś co faktycznie może im dać namiastkę poprzedniego życia, albo jeśli ktoś nigdy kończyny nie miał, w miarę normalnego życia? - odłożyła notes i westchnęła - wiem, że nawet w tej Krainie istnieją protezy, ale czemu nie wykorzystać tego co się uczę z tym co już potrafię? - znów wzruszyła ramionami - nadal pan uważa, że tylko bawię się kredeczkami?- zapytała patrząc mu prosto w oczy.
Słysząc jego dalsze słowa, wywróciła oczami - gdy pan zabija, to tylko dostarcza pan Śmierci nowe osoby, jednak nie spotyka jej pan. Poza tym doskonale wiem, że to co się dzieje na polu bitwy różni się od tego co spotykamy na codzień, dlatego nawet tego nie porównuje - powiedziała przymykając oczy. Słysząc o stracie kogoś bliskiego, nawet nie drgnęła jej powieka - może ma pan rację, a może nie. To już pozostanie moją tajemnicą - wyprostowała się i zaczesała grzywkę tak by nie zakrywała jej oka - i myli się pan. Nie uważam, że ktoś stanie w mojej obronie. Może i jestem dzieckiem, ale wiem doskonale, że z niektórych spraw się nie żartuje - powiedziała jeszcze. Po co miała więcej mówić? Nie chciało jej się wdawać w nim w kolejne utarczki.
Słysząc wyjaśnienie, czemu jeszcze zasmradza powietrze w jej pokoju, westchnęła - a nie sądzi pan, że jakby zostało to powiedziane od razu, na przykład w momencie, gdy doktor Blackburn poszedł po apteczkę, to byłoby o wiele szybciej? - powiedziała znów wpatrując się we wzory tatuaży na kartkach przed sobą. Wzięła jedną czystą i naskrobała na niej coś szybko, po czym złożyła ją w papierowego liska.
Podeszła do mężczyzn - bardzo panów przepraszam za swoje zachowanie - powiedziała pokornie - wiem, że popełniłam błąd oddając te leki, ale zorientowała się za późno, a przy śniadaniu nie wiedziałam jak mam to przekazać. Potem naprawdę nie było już ku temu okazji - skłoniła delikatnie głowę - przepraszam, że sprawiam kłopoty. Ten dzień jednak nie służy temu by myśleć logicznie, a gdy nie mam jak odciągnąć myśli to zaczynam panikować i robić głupoty tak jak to zdarzyło się w trakcie rozmowy - tłumaczyła spokojnie - każdy walczy inaczej ze stresem. Ja rysuję, by się skupić i skoro pan uważa to za debilizm i tchórzostwo to nic na to nie poradzę - wyprostowała się po czym zwróciła do Bane'a wyciągając do niego rękę z papierowym lisem - bardzo przepraszam, że okazałam panu brak szacunku. Jestem tylko dzieckiem, które odreagowuje stres. Wiem, że robię to w zły sposób, ale jak mam się nauczyć skoro wszyscy oczekują ode mnie od razu perfekcji? Obiecuję, że postaram się jeszcze bardziej by zwiększyć swoje umiejętności.
Przeniosła znów wzrok na Marionetkę. Niech ten Śmierdziel się stąd wynosi. Chcę odpocząć, chociaż przez te ostatnie kilkadziesiąt minut, które nam zostało.
Miała nadzieję, że Bane nie wyrzuci liska, i że zorientuje się, że jest w nim napisana wiadomość. Bardzo prosta, ale może też wyjaśniająca wiele.
Cytat:
Bane, za bardzo Cię kocham by pozwolić Ci znów na bezowocne poszukiwania. Jeśli będę musiała stąd odejść pewne zobaczymy się po długim czasie, o ile w ogóle. Dlatego wolę, żebyś mnie znienawidził niż znów zamartwiał się mną. Tak będzie najlepiej dla Ciebie ale również dla wszystkich pacjentów.

Anomander - 18 Grudzień 2017, 19:44


- Masz rację, przepraszam. – powiedział urzędnik poprawiając okulary - Uważam jednak, że powinnaś wziąć się do prawdziwej pracy i nauki. W innym wypadku twoje rysunki pozostaną jedynie w sferze marzeń i planów na papierze.- powiedział Jan Sebastian patrząc na swoje paznokcie - W Twoim rozumowaniu jest jednak poważna luka. Dla kogoś kto nigdy nie miał kończyny, życie z kończyną byłoby czymś zupełnie nienaturalnym. Skup się zatem na pomocy tym co kończyny utracili.
Słysząc o tym, że nikt nie stanie w jej obronie marionetka spojrzała na Juliuę i uśmiechnęła się półgębkiem unosząc jedną brew w grymasie kpiny i lekceważenia.
- Tak Julio, oczywiście. W Klinice, o czym przekonałaś się do tej pory nie jeden raz masz wyłącznie wrogów. Masz szczęście, że jeszcze żaden z pracowników nie zorganizował zamachu na twoje życie. – powiedział Jan Sebastian kręcąc głową.
To dziecko naprawdę było niesamowicie głupie i z pewnością miało problemy psychiczne. Nie obchodziło go jednak to, co z nią dalej będzie. Jeśli jej choroba się rozwinie i zacznie stanowić zagrożenie dla otoczenia zapewne zostanie zabita lub uśpiona podobnie jek robi się to ze wściekłymi zwierzętami.
- Prawdę mówiąc mogłem to powiedzieć znacznie wcześniej, ale sprawdzałem jak bardzo brakuje ci podstaw protokołu dyplomatycznego i zwykłego obycia towarzyskiego. O ogładzie nawet nie wspominam, bo ten termin mogłaś jedynie kiedyś przypadkiem usłyszeć podczas czyjejś rozmowy. Pomyśl nad tym mała parafianko, nim kolejny raz wspomnisz o tym, że masz służyć w pałacu Arcyksięcia i mieć kontakt ze szlachtą. Gdybym ci nie powiedział o tym, że powinnaś przeprosić za zaistniałą sytuację, w dalszym ciągu siedziałbym tu i bezproduktywnie czekał aż się domyślisz. – Jan Sebastian wstał z siedziska, a to zatrzeszczało rozpaczliwie wracając do poprzedniej pozycji - Dziękuję za współpracę podczas kontroli i przepraszam za ewentualne niedogodności. Do zobaczenia Bane.
Schował do teczki protokoły z kontroli, skontrolował fakt czy kopia protokołu została u Julii po czym ukłonił się elegancko i opuścił pokój.

ZT

Bane - 18 Grudzień 2017, 22:57

Zaczęli mówić o śmierci. Bane spojrzał na okno i to, co się za nim znajdowało. Słońce już zaszło było jednak jeszcze stosunkowo jasno. A może to jego inny wzrok tak to odbierał? Odkąd MORIA zmieniła jego życie, wpompowała w jego ciało toksynę, widział wszystko inaczej. Kolory były ostrzejsze, kontury bardziej wyraźne... Ogólnie świat wydawał się być ciekawszy. Kolorowszy. Żywszy. Tylko dlaczego gdy patrzył w lustro widział szarą skórę i białe jak śnieg włosy? Dlaczego wśród istnej tęczy on był tak bezbarwny?
Toksyczne żaby ostrzegają otoczenie jaskrawymi kolorami. Są piękne i śmiertelnie niebezpieczne. Cyrkowiec natomiast, jak na złość był bezbarwny. Jedynie jego źrenice były nienaturalnie zielone - jak małe lampki.
Co Julia wiedziała o śmierci? Mogła widzieć śmierć bliskiej osoby. Mało o niej wiedział i bolało go to, ale był to kolejny argument który przechylał szalę w jedną stronę. Chyba trzeba było się rozstać.
Ale nie zmieniało to faktu, że nie miała prawa tak mówić. Nie miała prawa nie obawiać się śmierci. Każdy boi się tej chwili, niezależnie czy widział jak ktoś dokonuje żywota czy sam odbiera życie. Czy Julia wiedziała jak to jest czuć, że życie ulatuje z ciebie jak powietrze z przebitego balonika? Mieć świadomość, że za chwilę nastąpi pustka i być bezsilnym wobec nadchodzącego końca?
Wkurwił się. Tak. To co mówiła, napełniło go taką furią, że w pierwszym odruchu miał zmiażdżyć batonik który dostał od Jaśka. Ale powstrzymał się i odłożył go na stoliczek, ale łapy zaczęły mu się trząść. Oddech przyspieszył a ślina zaczęła niebezpiecznie zbierać się w ustach.
- Nie masz pojęcia... - powiedział cicho, patrząc na nią spod byka. Wyglądał groźnie, bo gniew wymalował się na jego poważnej wcześniej twarzy. Brwi miał ściągnięte a usta zaciśnięte tak mocno, że aż pobielały mu wargi.
- Nie masz pojęcia czym jest Śmierć. - powiedział głośniej i chociaż miał ochotę poderwać się na równe nogi, pozostał na kanapie - Nie mów więc, że jej się nie boisz. Wybacz, ale za krótko żyjesz. Za mało widziałaś. - dodał unosząc twarz i patrząc na nią gniewnie - Wiesz co czuje ktoś, kto odchodzi? Widziałaś gasnące życie? Wiesz, jak czas spowalnia? Czułaś kiedyś upływ każdej kropelki krwi i niesamowite zimno, które obezwładnia po kolei każdą kończynę? Wiesz jak Śmierć skurwysyńsko boli? Wiesz jakie pozostawia rany, tutaj, w głowie? - postukał się w skroń - Sama odpowiedz sobie na pytania. Może widziałaś jak ktoś umiera, ale nie widziałaś Śmierci. Nie spotkałaś jej nigdy. - stwierdził na koniec - Nie mówi więc, że się jej nie boisz, bo ktoś kiedyś przypomni ci twoje słowa, śmiejąc się prosto w twoją twarz, gdy ty będziesz w strachu konała w kałuży własnej krwi albo w łóżku, ze starości.
Zamknął oczy, kończąc swoją wypowiedź. Tak bardzo się różnili, wcześniej tego nie widział bo był zaślepiony. Zauroczony. A człowiek zauroczony nie dostrzega wad i różnic. Możliwe, że ich związek właśnie wkraczał w nowy etap kiedy należy się zastanowić czy wspólne życie ma sens.
Ograniczał ją i wiedział to od dłuższego czasu ale teraz poczuł, że ona w jakiś sposób ogranicza też jego. Jest młoda... Ich związek nigdy nie będzie w pełni akceptowalny. Poróżniła się ze swoją siostrą a przecież tak nie powinno być. Rodzina powinna być najważniejsza. I chociaż żal przepełniał jego wnętrze, wiedział już że najprawdopodobniej przyjdzie mu podjąć jedną z najtrudniejszych decyzji. Ale jeszcze nie dziś. Może gdy się z tym prześpi i mózg się rozjaśni, podejdzie do sprawy inaczej?
Odetchnął chcąc pozbyć się negatywnych emocji. Wszyscy byli zmęczeni i atakowali na oślep, bez namysłu. Miał już tego dosyć.
Jej rysunki były imponujące i obiecał sobie, że kiedyś je dokładniej obejrzy. O ile skrzydlata mu na to pozwoli. Rysowanie protez to jedno, ale rysowanie projektów które mogły być całkiem użyteczne w prawdziwym życiu to już inna sprawa. Kto wie, może Julia wyrośnie na zdolnego protetyka? Skoro interesowała się tym tematem - kto wie?
Wstał gdy zaczęła go przepraszać i odebrał od niej papierowego lisa. Ładne origami, postawi sobie na szafce nocnej. Będzie mu przypominało o Lisiej Dziewczynce, która tak zamieszała w jego życiu i obdarzyła go uczuciem. Nie ważne czy prawdziwym.
W jego oczach pojawił się błysk. Smutku. I ogromnego żalu. Ale szybko został zduszony przez powagę. Czas pokaże, może po prostu oboje potrzebują odpoczynku.
Odczekał aż Jan wyjdzie odprowadzając go wzrokiem po czym spojrzał na dziewczynę, gwiżdżąc na Wredotka. Niechniurka po chwili przyfrunęła ale nie usiadła na ramieniu a na podłodze, obok nóg swojego pana. Cyrkowiec westchnął cicho po czym zwyczajnie zbliżył się do niej i bez słowa zamknął ją w objęciach. Był spięty i sam gest był nieco sztywny, ale mężczyzna miał dobre chęci. Kto wie, może przytula ją ostatni raz? Nic nie było pewne.
Trwał tak przez chwilę. Mogła się wyrwać i jeśli postanowiła to zrobić, nie siłował się z nią. Po chwili wypuścił ją i sięgnął do kieszeni. W jego dłoni pojawiły się dwie części Blaszki Zmartwienia. Jedna na zgrabnym łańcuszku, druga na obróżce. Przez chwilę patrzył beznamiętnie na biżuterię z którą wiązało się tyle wspomnień. Pamiętał jak szukał Tulki gdy zwiała. Jak się o nią zamartwiał. Nie sypiał, bo czuł jej obecność tak blisko a jednak tak daleko...
Podniósł na nią wzrok i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć ale zawahał się. Nie mógł odnaleźć odpowiednich słów. Ani by skomentować całe to zajście, ani by ją jakoś pocieszyć. Było mu przykro, że nie ufała mu na tyle by przyznać się, że była na egzaminie. Było mu przykro, że ich wspólny wieczór tak się potoczył. I było mu przykro, że... Chyba nic z tego nie wyjdzie. Nie gdy non stop się kłócą i cierpią. Gdy zadają sobie nawzajem cierpienie.
Wyciągnął dłoń i podał jej obie części Blaszki.
- Proszę. - powiedział cicho - To chyba twoje... - dodał po czym spuścił głowę i ruszył do drzwi a Wredotek za nim, stukając pazurkami śmiesznie po podłodze. Mijając ją białowłosy nie odezwał się już ani słowem. Wziął wdech delektując się jej zapachem.
Kto wie, czy nie ostatni raz.


ZT

Tulka - 19 Grudzień 2017, 01:00

Nie mogła uwierzyć, że Marionetka przyznała jej rację, ale nic po sobie nie pokazała - dobrze - powiedziała tylko. I tak miała zamiar się skupić na nauce, ale teraz potrzebowała odpoczynku. Czuła się naprawdę kiepsko, a musiała jeszcze ustać na nogach przez kilka godzin. Potem może paść do łóżka i nie ruszać się z niego aż do rana. Nie było to jednak tak proste zadanie jak się wydawało. W szczególności jak co chwila ją ktoś wytrącał z równowagi.
Zagryzła mocniej zęby - nigdy nie powiedziałam, że mam tu samych wrogów. Nie wszędzie są tylko biel i czerń...ale też odcienie szarości - powiedziała spokojnie. Widać nie tylko ona miała problem z interpretacją słów innych osób.
Spojrzała na Ordynatora. Wyglądał na naprawdę wkurzonego - jak już powiedziałam, to nie jest temat do żartów - powiedziała beznamiętnie - śmierć można zobaczyć, zadać lub przeżyć. Jak pan myśli od czego zaczęła się moja dwu tygodniowa śpiączka? - powiedziała tylko. Nie popełniała samobójstwa i nie każda śmierć była bolesna. A może po prostu nic nie czuła? Kto to może wiedzieć. Nie chciała jednak dyskutować. Miała już tego szczerze dość.
Nic nie odpowiedziała już Śmierdzielowi. Najważniejsze dla niej było to, że w końcu sobie pójdzie - miłego wieczora - rzuciła tylko, odprowadzając go wzrokiem. Wewnętrznie odetchnęła też z ulgą, że przynajmniej to się skończyło.
Spojrzała niepewnie na białowłosego, gdy ten się do niej zbliżył. Wtuliła się w niego, gdy zamknął ją w uścisku. Za szybko się odsunął. Nie chciała by to robił.
Widząc Blaszkę, spojrzała na niego, nie rozumiejąc. Dopiero gdy wypowiedział ostatnie słowa, otworzyła szeroko oczy, zszokowana. Nie potrafiła nic powiedzieć. Spoglądała na ostatnią bliską sobie osobę, jak znika z jej życia...
Upadła na olana jak tylko drzwi zamknęły się za lekarzem. Spoglądała w szoku na Blaszkę. Nie mogła od niej oderwać wzroku - wszystkiego najlepszego Lisiczko. Właśnie straciłaś ostatnią osobę, na której Ci zależało - powiedziała i wstała chwiejnie. Odłożyła Blaszkę na jedną z półek i nawet na nią więcej nie spojrzała. Zamknęła okno.
Musiała się ogarnąć przez kolacją. Nie miała siły płakać. Była po prostu pusta. Musiała też otworzyć prezent. Wyciągnęła go więc z szafki i sprawdziła zawartość. W środku było pudełko z ciasteczkami, przypominającymi bezy. W każdej jednak było wnętrze, które rozpływało się na języku. Każdy kolor odpowiadał innemu smakowi. Wzięła jedną wiśniową i zaczęła oglądać dalej. Były tam smakołyki i zabawki dla Amber, widać było, że naprawdę ją polubili. Znalazła też gumki i spinki do włosów, z karteczką, że zawsze je gubi, więc nigdy nie jest ich za wiele. Ale najważniejsze było w drugim pudełku. Otworzyła je i uśmiechnęła delikatnie. Ale nie mogła zmusić się do lepszej reakcji.
W pudełku znajdował się zestaw tatuażysty. Bardziej profesjonalny niż ten, którego użyła w trakcie zabiegu Joce. Mnóstwo rodzajów igieł oraz specjalne tusze. Przyglądała się temu wszystkiemu po czym zerknęła za nadgarstek, a następnie na zegar. Miała jeszcze trochę czasu....

ZT

Tulka - 22 Grudzień 2017, 22:57

Wróciła do pokoju padnięta. Uśmiechnęła się widząc, że bukiet stoi na stoliku w salonie już w wazonie, a obok paczuszki od Anomandera. Przeniosła je na górę i ustawiła nowe zestawy na swoje miejsce. Uśmiechnęła się jeszcze raz i wzięła czystą piżamę po czym zeszła do łazienki. Umyła się dokładnie i spojrzała na tatuaż. Może i nie pasował po tym wieczorze, ale nadal nie czułą się tutaj jak w rodzinie. To było naprawdę miłe ze strony Dyrektora, że zrobił jej taką imprezkę urodzinową, mimo iż wcale nie musiał tego robić, ale i tak... Chyba naprawdę nie wiedziała co to znaczy mieć rodzinę.
Gdy się umyła i ubrała, wróciła do części sypialnej i padła na swoje legowisko. Przez jakiś czas spoglądała w okno na leniwie spadający śnieh i nawet nie zauważyła kiedy zasnęła. Nie budziła się, jednak nie spała też spokojnie. Co chwila śniły jej się jakieś koszmary, jak co roku tego dnia. Nie mogła nad tym zapanować ale cóż...chyba już się do tego przyzwyczaiła.

Obudziła się o świcie. Nie była jakoś super wyspana, ale nie było źle. Miała energię do działa. Musiała się jednak obudzić. Szybko ogarnęła się i ubrała sportowo choć ciepło. Otworzyła na oścież okno i ... wyskoczyła. Musiała poczuć wiatr w piórach. Odkąd wróciła, nie miała okazji by tak polatać. Poza wypadem do Szkarłatnej, ale tego nie liczyła bo była wtedy zła, zmęczona i zestresowana. Teraz mogła się zrelaksować. Obleciała Kliniki kilka razy, ciesząc się chłodnym powietrzem. Przeleciała też za oknami Ordynatora, ale nie zaglądała tam. Po prostu cieszyła się lotem.
Po dłuższej chwili wróciła, zamknęła okno i od razu zniknęła pod prysznicem. Siedziała tam dość długo by wygrzać się po porannym locie. Gdy tylko czuła, że ma dość, naciągnęła na siebie bieliznę i luźna koszulkę. Nakarmiła dziewczynki i zrobiła sobie herbaty. Wzięła kawałek ciasta od Caiusa i wróciła na górę. Wzięła szkicownik oraz jeden z zestawów kredek i zaczęła rysować to co jej zlecił Anomander. Starała się wszystko sobie dokładnie przypomnieć i przenieść na papier. Zrobiła też wstępny szkic obrazu dla Jocelyn, jak na razie na kartce.
Związała trzy obrazki wstążki i zaniosła na dół, by o nich potem nie zapomnieć. Weźmie je jak będzie miała pewność, że na spokojnie spotka się z Dyrektorem. Ubrała się w standardowy zestaw jakiego używała w pracy, jedynym dodatkiem była rękawiczka na lewej ręce, bardzo podobna do tej, którą miała dzień wcześniej na kolacji. Włosy związała w warkocz, a grzywkę spięła z boku głowy klamrami, by grzywka jej nie przeszkadzała.
Dała dziewczynkom jeść i zastanawiała się przez chwilę, której maszynki powinna użyć. Wiedziała, że u Ciernia wystarczy ta, którą dostała w nagrodę, ale nie miała pojęcia jak zrobiono cień u pana Foxsoula. Nie miała czasu by aż tak się temu przyglądać. Uznała więc, że weźmie tę, którą dostała od rodziny Aryi. Miała tam więcej tuszy i różnych igieł. Więc lepiej się nada. I tak będzie musiała w przerwie pójść po nowe tusze by na pewno starczyło na tatuaż Aerona. W końcu oba malunki są czarne i spore.
Wzięła torbę ze sprzętem, porwała do ręki kilka "bezików" o różnych nadzieniach i ruszyła w kierunku sali numer 2. W końcu śniadanie już zjadła w pokoju, więc nie było sensu się bardziej napychać. Jej śniadanie dawało jej więcej energii.

ZT

Tulka - 31 Grudzień 2017, 01:19

Popracowała jeszcze chwile. Gdy upewniła si, ze Alice nie potrzebuje pomocy, ubrała się ciepło i poszła na zakupy. Uzupełniła tusze, dobiła tez nowe. Kupiła prezenty drobne dla Bane’a i Abi, w końcu dla Dyrektora już miała. Zjadła obiad na mieście i rozejrzałam się za ozdobami. Nie chciała kupować za dużo. Znalazła jednak duże bombki przezroczyste i srebrne, bez żadnych wzorków. Kupiła kilka i znalazła tez farbki do szkła. Kupiła tez smakołyki dla dziewczynek oraz paczuszki na prezenty.
W sumie nie zajęło jej to długo.
Gdy wróciła, dowiedziała się, ze jeśli będzie potrzebował pomocy to Alice ja wezwie. Szybko wiec zniknęła u siebie i zabrała sie za ozdabianie baniek różnymi wzorami. Były psy, smok, marionetki, rogata dziewczynka, Niechniurki, choinki, reniferki, bałwanki. Nie było jednak lisów. Każdy znany jej pracownik był uwieczniony w śmieszny sposób, chodź nie było tam jej samej.Wszystko było w wesołym, rysunkowym stylu. Gdy skończyła, zapakowała prezenty i zaniosła wszystko do recepcji, gdzie zostawiła to Alice. Do wieczora już pracowała.
Po kolacji wyszła na chwile z dziewczynkami do parku i gdy tylko wróciła, padła do łóżka, przebierając się w piżamę składająca się z długich spodni i koszulki bez rękawów. Zasnęła na krótko przed tym, jak Anomander wrócił z drzewkami. Nadgarstka z tatuażem nie skrywała żadna rękawiczka. W końcu kto by ja niepokoił w środku nocy? No chyba, ze by sie cos stało. Kotary, które oddzielały jej pokój od łóżka, były zasunięte, by w razie czego mieć choć odrobinę prywatności.

Bane - 2 Styczeń 2018, 23:26

Noc była dla niego łaskawa i nie śniło mu się nic strasznego, mimo, że przed snem naczytał się książek od Jana. W trakcie czytania czuł się irytująco głupi bo wiele z nauk zapomniał. Będzie musiał ponownie zacząć czytać, bo człowiek który to porzuca z czasem staje się pusty.
Obudził się dość wcześnie i z miną Zombie przywitał Jana, który przyszedł po niego. Szybko jedna się ogarnął by Kurator nie musiał długo czekać. Od wczorajszej rozmowy Cyrkowiec patrzył na niego inaczej, odnosił się z większym szacunkiem. Sebastian zasługiwał na to.
Po treningu poszedł się umyć i ogarnąć. Uczesał się starannie, ogolił i w lustrze skontrolował wygląd. Oczy miał trochę zmęczone, ale uśmiech ukryje stres. Przecież nie trzeba wiele, wystarczy udawać, że wszystko jest w porządku.
Dzisiaj był szczególny dzień, mieli dekorować Klinikę a wieczorem usiąść do wspólnej kolacji, uroczystej kolacji. Bane nie mógł się doczekać min innych kiedy zobaczą, co dla nich ma. W końcu przecież prezenty są prawie najważniejszym elementem Świąt!
Ubrał się prawie odświętnie - biała koszula, czerwony krawat i proste, czarne spodnie. Bez marynarki bo będzie miał lekarski kitel a przed wieczorną kolacją i tak się pewnie przebierze.
Zadowolony z siebie dał jeszcze Wredotkowi jedzenie po czym wyszedł i skierował kroki w stronę pokoju Tulki. Wczoraj nie miał dla niej czasu ale dzisiejszy dzień spędzą razem.
Zapukał ale odpowiedziała mu cisza, dlatego wszedł cichutko do środka. Przywitała go zbiegająca po schodach Amber. Pogłaskał lisiczkę po czym wspiął się na piętro.
Zasłony skrywały za sobą śpiącą Tulkę, wiedział, że dziewczyna tam jest. Słyszał jej wolny, spokojny oddech.
Uśmiechając się delikatnie, odchylił jedną z kotar i wszedł na legowisko, oczywiście nie ładując się na nie z butami. Na kolanach, niczym zwierzę, podkradł się do niej i zbliżył usta do jej ucha. Szturchnął ją nosem, na pewno poczuła już jego perfumy, dzisiaj nieco subtelniejsze bo pamiętał co powiedzieli mu ostatnio jego współpracownicy.
- Pobudka, Śpiąca Królewno. - powiedział cicho i przejechał dłonią po krągłości jej bioder. Delikatnie i subtelnie, bez wtykania palców tam gdzie nie trzeba.
Ponownie trącił ją nosem, zachęcając by się podniosła ale dziewczyna spała jak kamień. Zachichotał cofając się. Zdjął buty i bezceremonialnie władował się pod jej kołdrę, od strony jej twarzy. Przysunął się do niej i zamknął ją u uścisku, przytulając jej twarz do swojej piersi i krawata. Dał jej buziaka w czubek głowy.
- No dobra, jeszcze pięć minut. - mruknął zamykając oczy, chociaż wcale nie chciało mu się spać. Jeszcze przez chwilę się uśmiechał ale gdy podniósł powieki, uśmiech zniknął. Oparł podbródek na jej głowie i zamyślił się.
Ile czasu zmarnował? Ile krzywd narobił? Jak mógł być takim bucem przez ten cały czas. Przez ten cały... pozostały mu czas. Co z tego, że Jan pocieszał go i mówił, że nic mu nie jest skoro Bane był prawie pewien... Przecież cała jego rodzina tak skończyła.
Westchnął i przycisnął ją mocno do siebie, na chwilę po czym rozluźnił uścisk i spojrzał na jej twarz. Przywołał uśmiech, szczery bo pomyślał sobie o wieczorze i prezentach. Nie mógł doczekać się kolacji!
- No już, pobudka. - powiedział cicho, odgarniając jej grzywkę - Dzisiaj, dla odmiany, czeka nas wspaniały dzień.

Tulka - 3 Styczeń 2018, 00:07

Spała długo i głęboko. Nic jej się nie śniło, dzięki czemu mogła spokojnie wypocząć. Nie usłyszała ani pukania, ani tego jak Amber zbiega z antresoli. Leżała zawinięta w kołdrę i oddychała miarowo. Okno miała lekko przysłonięte, dlatego poranne słońce jej nie obudziło. Była naprawdę padnięta po ostatnich dniach, a poprzedniego dnia, do wieczora nie zdarzyło się już nic złego. Dlatego też gdy tylko padła, nic nie mogło zakłócić jej snu.
Gdy Bane szturchnął ją nosem w ucho, zamarudziła pod nosem i schowała się pod kołdrę. Widać, nie miała najmniejszego zamiaru się budzić. tu jej było dobrze. Nie było kłótni, problemów, bólu. Było tylko ciepło, wygoda i spokój.
Nieświadomie wtuliła się w Medyka, gdy ten wlazł jej pod kołdrę. Połasiła się policzkiem, ale spała dalej. Było jej dobrze. Westchnęła cichutko, wdychając jego zapach i nieświadomie zacisnęła palce na jego koszuli. Naprawdę musiało jej brakować bliskości z nim. Gdy ją mocniej do siebie przytulił, stęknęła cicho - To-ksynku...za ... mocno- wyszeptała, ale nadal mówiła przez sen.
Jeszcze chwilę drzemała sobie spokojnie. Dopiero, gdy odgarnął jej grzywkę, otworzyła powoli swoje dwukolorowe oczy. Ziewnęła szeroko i przetarła powieki. Spojrzała na mężczyznę obok i uśmiechnęła się. W jej oczach zabłysło szczęście. Chciałaby tak się budzić codziennie, przy jego boku - dzień dobry - powiedziała cichutko.
Wyciągnęła lewą dłoń, by pogładzić go po szczęce, gdy zauważyła tatuaż. Dopiero teraz sobie przypomniała co się stało poprzedniego dnia i zabolało ją serce. Uszy opadły, a wesołe iskierki zniknęły - przepraszam panie Ordynatorze...czyżbym zaspała? - zapytała smutno. Szybko cofnęła rękę, by ukryć nowy malunek i zaczęła wstawać z łóżka. Nie za bardzo wiedziała co ma o tym myśleć. Dlaczego był obok, skoro jej nie chciał. Powinien po prostu przyjść i ją obudzić, a nie ładować się jej pod kołdrę. Wstała niepewnie, chowając rękę za plecami, by ukryć to co miała na nadgarstku - za pięć minut będę gotowa do pracy. Tylko się ogarnę. Na dole są jeszcze nadziewane beziki...te brązowe są o smaku kawy. Może się pan częstować. - powiedziała jeszcze i wzięła ubrania, po czym zeskoczyła z antresoli. Wylądowała miękko i zniknęła szybko w łazience, gdzie zastanawiała się nad zachowanie Białowłosego. Przecież nie chciał jej. Była dla niego tylko głupim dzieckiem, a on mimo to budził ją, przytulając do siebie. Miała w głowie prawdziwy mętlik.

Bane - 3 Styczeń 2018, 00:34

Pachniała snem. Rozgrzaną skórą, czystymi włosami i swoją naturalną słodyczą która tak go pociągała. Mógłby tak leżeć przy niej do końca świata. Szkoda tylko, że jego świat włączył już tryb odliczania.
Szybko odgonił natrętne myśli bo przytuliła się do niego, mamrocząc coś pod nosem. Przytulił ją do siebie. Była taka krucha... Młodziutka. Spojrzał na jej twarz, na zamknięte oczy i uchylone delikatnie usta. Przejechał kciukiem po wargach. Najchętniej złożyłby na nich pocałunek, ale nieprzygotowana dziewczyna byłaby wtedy narażona na drażniące działanie jego śliny. No i czy ona sobie tego w ogóle życzyła? Znowu ładował się do jej życia z butami, może nieproszony.
Jej uśmiech był piękny. Widział w jej oczach uczucie i posłał jej podobny uśmiech. Zamknął oczy gdy wyciągnęła ku niemu dłoń, gotowy na dotyk ale... on nie nastąpił. Otworzył więc oczy i spojrzał na nią zaskoczony. Odezwała się do niego tak... oficjalnie.
To było jak strzał w pysk. Momentalnie się wycofał. Wolała zachować dystans, nie dziwił się ale jednak jej zachowanie zabolało.
Cofnął się i wyszedł spod kołdry. Znowu ją napastował, przekraczał granicę. Powinien dać jej możliwość wyboru, dać jej swobodę. Uwolnić ją.
- Nie nie, ja po prostu uznałem... - powiedział wstając i patrząc na nią z góry - Przepraszam. Poczekam na dole. - odchrząknął, poprawił krawat i poszedł na dół.
Zachował się niestosownie. Co on sobie właściwie myślał? Że Tulka tak po prostu obudzi się i będzie się do niego uśmiechać jak gdyby nigdy nic? Głupiec. Stary głupiec.
- Zrobię herbaty. - powiedział tuż przed tym jak zniknęła w łazience. Westchnął cicho i zabrał się za robotę. Znowu naszły go czarne myśli ale po chwili, gdy skupił się na herbacie było już lepiej. Zaparzył zwykłą, czarną i posłodził ją miodem. Tulce przyda się trochę słodyczy z rana, może poprawi się jej humor?
Poczekał aż wyjdzie i gdy tylko ją zobaczył, wskazał na filiżanki.
- Proszę. Gorąca herbata dobrze ci... nam zrobi. - mówił przyciszonym, niepewnym głosem, zadziwiająco spokojnym biorąc pod uwagę, że ostatnimi dniami dużo się wydzierał i histeryzował - Na zewnątrz jest dość zimno... - spojrzał na otwarte okno ale nie ruszył się z miejsca. Jego oczy utkwione były w chmurach, które leniwie przetaczały się przez niebo.
- Dzisiejszy dzień zapowiada się na lżejszy. Zajmiemy się głównie dekorowaniem Kliniki a wieczorem czeka nas Wigilia. - uśmiechnął się do swoich myśli - Odpoczniemy trochę. Miło spędzimy czas.
Kawowe beziki leżały nieruszone.

Tulka - 3 Styczeń 2018, 01:17

Widziała zaskoczenie w jego oczach. Miała nadzieję, że ją przytuli i powie, że ma tak do niego nie mówić, a on tylko wstał...i poszedł na dół. Widać naprawdę nie dane jej było być z kimkolwiek, bo wiedziała, że nie da rady być z nikim innym. Może i czuła się dobrze w towarzystwie Caiusa, Aldena czy Ciernia, ale nie dałaby rady tak po prostu się do nich zbliżyć na tyle by z nimi być. To było całkowicie niemożliwe.
Skinęła mu głową, że rozumie i zniknęła w łazience. Miała ochotę płakać, ale nie mogła robić z siebie całkowitej ofiary. Już dość się działo ostatnimi czasy złego. Musiała udawać, że wszystko jest w porządku. W końcu praca tu jest najważniejsza. Dobro Pacjentów. Nie mogła zawracać sobie głowy swoimi prywatnymi sprawami, by czasem nie popełnić znów jakiego błędu.
Szybko się ogarnęła i ubrała. Włosy zaczesała w najzwyklejszy warkocz. Nie miała nastroju na kombinowanie. Czuła się fatalnie, mimo iż wyspała się i sam moment przebudzenia był naprawdę przyjemny. Ale potem uderzyła ją bolesna prawda. Spojrzała jeszcze na swój nowy malunek i zakryła go rękawiczką. Nie była gotowa by go pokazywać lekarzom. Choć pewnie wyda się jak tylko będą musli operować Ciernia. Na żadnym z nadgarstków nie było zegarka od Dyrektora. Nie zasługiwała na niego, dlatego nadal leżał nietknięty w pudełku na górze.
Wyszła z łazienki i podziękowała grzecznie za herbatę. Słysząc, że jest zimno, spojrzała na okno. Przeprosiła i poszła je zamknąć. Musiała o nim zapomnieć, gdy wróciła z dziewczynkami ze spaceru.
Dała jeść zwierzakom i upiła mały łyczek herbaty. Była dobra, ale jakoś nie miała na nią ochoty. Tym bardziej, że była słodka.
Wysłuchała jego słów, kręcąc filiżanką w dłoniach - rozumiem - powiedział tylko, wpatrując się w zawartość naczynia. Odpoczynek...miło spędzony czas? Nie wiedziała, czy da radę się tym cieszyć. Jak ostatnio Dyrektor wspomniał o świętach, naprawdę się ucieszyła. Myślała, że pójdzie z Banem na zakupy, będzie miło i wesoło, ale wszystko się posypało. I to przez to, że jest dzieckiem... Nie wiedziała jak sobie z tym poradzić.
Odwróciła się delikatnie, w stronę półki z książkami i spojrzała tęsknie na Blaszki, które leżały tam od rozmowy z Janem Sebastianem. Od momentu gdy Białowłosy oddał je Lisicy. Westchnęła cicho, załamana i skupiła się na herbacie. Oczy jej lśniły, jednak nie była to ani trochę oznaka szczęścia. Miała wrażenie, że napis na jednym z cierni tatuażu, wręcz wypala jej skórę, dlatego nieświadomie zaczęła sobie masować lewy nadgarstek i lekko go drapać, patrząc gdzieś przed siebie.

Bane - 3 Styczeń 2018, 01:38

Niepotrzebnie zamknęła okno, przecież nie o to mu chodziło gdy wspomniał, że jest dość zimno. Ale może zmarzła? Kto wie. Gdy spała wydawała się być rozluźniona i zadowolona. Dopóki nie wpierniczył się jej do łóżka.
Oczywiście przed zejściem na dół ubrał buty, nie zapomniał o tak oczywistej rzeczy.
Gdy zaparzył herbatę w pomieszczeniu rozlał się zapach miodu i świeżego naparu. Podał dziewczynie filiżankę i przez chwilę patrzył na nią badawczo. Nie wyglądała na zadowoloną i zastanawiał się co było powodem jej nastroju. Starał się nie napastować jej, dać jej przestrzeń życiową a ona wciąż i wciąż była smutna. Nie potrafił pojąć o co chodziło. Może był zwyczajnie za głupi albo ślepy.
Każdy miał swoje problemy i chwilowo jego własne zasłaniały mu problemy innych. Nigdy nie należał do przesadnie empatycznych osób, nie interesowało go co myślą inni ale teraz... gdy czuł, że może zostało mu niewiele czasu...
Podszedł do niej i odebrał od niej naczynie. Wziął jej twarz w dłonie i zmusił by na niego spojrzała. Uśmiechnął się delikatnie po czym, może niespodziewanie, złożył na jej ustach pocałunek. Pocałunek który był niczym muśnięcie skrzydeł motyla, ledwie ich wargi się dotknęły. Przelotny, a jednak mówiący wiele.
Mężczyzna szybko wycofał się by jej nie ograniczać. Chciał by wybrała, by sama zdecydowała. Jednocześnie gdzieś z tyłu głowy pojawiła się nieznośna myśl: "Nie rujnuj jej życia. Wycofaj się teraz, kiedy jest to jeszcze możliwe."
Jocelyn, siostra Tulki będzie zapewne szczęśliwa, gdy odejdzie. Gregory będzie spokojniejszy, może nawet stworzą Julii prawdziwy dom? Anomander sobie poradzi, jest twardy, przecież Bane nie jest niezastąpiony.
Białowłosy wypił herbatę prawie jednym haustem, parząc sobie przy tym przełyk. Skrzywił się nieco i zaraz po tym zaśmiał z własnej głupoty.
Znowu podszedł do Lisicy i z pogodnym wyrazem twarzy objął ją ramieniem.
- Będzie fajnie. - powiedział chcąc tym samym podnieść ją na duchu - Zobaczysz. Kupiłem naprawdę ładne ozdoby, podobno ty też coś przygotowałaś. - pogłaskał ją po głowie. Odszedł by odstawić filiżankę do zlewu. Poczekał aż i ona dopije herbatę po czym odebrał od niej naczynie i umył porcelanę.
Gdy zakończył, uśmiechnął się promiennie i ruszył do drzwi. Przechodząc obok niej pogładził jej policzek.
Oczywiście, że zauważył nadgarstek. Tulka bawiła się nim chcąc ukryć to co się na nim znajdowało. Mężczyzna jednak celowo ignorował to miejsce bo... nie chciał znaleźć na nim charakterystycznych cięć. Modlił, się by ich tam nie było.
- Uśmiechnij się. Dzisiaj jest nowy dzień. Sprawmy by był lepszy od poprzednich.
Wyszedł i skierował się do Recepcji by tam zameldować gotowość do działania.
Będzie fajnie! Udekoruje Klinikę jak tylko będzie potrafił a potem wszyscy usiądą do kolacji. Ciekawe czy przyjdzie Jan, tak jak go prosił Bane. Dla niego Cyrkowiec też miał podarek.

ZT

Tulka - 3 Styczeń 2018, 13:55

Zapach był cudowny, ale jakoś nie miała ochoty na cokolwiek do jedzenia czy picia. Nie chciała jednak by zrobiło mu się przykro. Upiła więc łyk, ale unikała jego wzroku. Spojrzała na niego niepewnie dopiero, gdy Lekarz zabrał jej filiżankę z rąk. Tego co zrobił później, zupełnie się nie spodziewała. Gdy tylko chciał się odsunąć, nie pozwoliła mu na to. Chwyciła go kurczowo za koszulę i przycisnęła czoło do jego torsu - dlaczego to robisz? - zapytała cichutko - dlaczego dajesz mi nadzieję, na coś więcej, skoro nie chcesz ze mną być...ja...nie rozumiem - dodała, a jej głos się lekko łamał. Naprawdę nie rozumiała jego zachowania. Ostatnio traktował ją jak jakiegoś bachora, który tylko co chwila robi coś nie tak i pałęta się pod nogami. Oddał jej blaszkę. Była zagubiona.
Szybko jednak się od niego odsunęła. Spojrzała ukradkiem na niego, gdy się zaśmiał. Popijała swoją herbatę, ale jakoś nie czuła smaku. Robiła to automatycznie.
Podniosła wzrok, gdy ją objął - kupiłam kilka bombek - przyznała. Nie wiedziała czy komukolwiek się spodobają. Jak nie to trudno. Zawsze można je wyrzucić. Była do tego przyzwyczajona choć i tak zawsze robiło jej się przykro, gdy widziała jak ktoś wyrzuca jej pracę do śmietnika. W końcu włożyła w to swoje serce i poświęciła sporo czasu. Ciekawiło ją jak zareagują na te ozdoby, ale jednocześnie bała się, że powiedzą, że nie nadają się do Kliniki, że przesadziła. W końcu pojawiły się tam takie sceny jak Bane i Jan Sebastian jako małe dzieci, które rzucają w siebie cukierkami, bo się kłócą. Anomander jako mały smoczek z wielkimi oczami, jedzący swój ogon. Góra ciapowanych psów, a pod nimi wystająca jakaś noga i kilka innych pomysłów.
Wypiła herbatę i podała filiżankę Ordynatorowi. Wzięła do rąk jeden z bezików i zaczęła się nim bawić. Musiała zjeść choć tyle, bo nie wiedziała ile będą pracować, a nie miała ochoty na normalne śniadanie. Zjadła go. Był o smaku limonki, przez co lekko się skrzywiła, bo był naprawdę kwaśny. Wzięła jeszcze jeden i połknęła szybko. Tylko tyle dała radę teraz w siebie wepchnąć.
Podziękowała lekarzowi za umycie naczyń. Nie musiał tego robić, ale skoro chciał. Uśmiechnęła się delikatnie, choć niezbyt wesoło. Tak bardzo chciała wierzyć w to co mówił Blackburn. Chciała, żeby ten dzień był lepszy, ale jakoś...nie potrafiła.
Gdy Bane opuścił pokój, westchnęła smutno. Wzięła jeszcze jeden bezik i przełknęła go z trudem. Nalała dziewczynkom świeżej wody i również ruszyła do recepcji. Zgłosiła gotowość do działania i przyjęła listę swoich dzisiejszych obowiązków.

ZT



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group