Gawain Keer - 25 Grudzień 2017, 23:55 Gawain zmarszczył brwi. Cała sytuacja nabierała coraz ciemniejszych barw. Jednak jakaś część Cienia radowała się, gdyż po reakcji Lisa widział, że nie miał on z tym nic wspólnego. - Wygląda jakby uciekł z obozu. Jest przeziębiony i musi szybko nabrać masy, jeśli ma przeżyć. A tak poza tym to strzelił we mnie kolcami. Takimi z lodu. Ile w ogóle pamiętasz? - mówił chłodno, po czym pytająco rozłożył ramiona. Starał się nie męczyć Yako masą pytań na dzień dobry, ale chciał mieć jakiś punkt zaczepienia. Złapać trop, poukładać rozrzucone puzzle w jedną całość.
Śmiech jego kochanka może i był krótki, ale odrobinę rozładowywał napięcie. Kropla optymizmu, która przyda się im wszystkim. Demon potrafił narobić wokół siebie zamieszania i stale go martwił, ale przynajmniej był dla niego. Jedyny na całym pieprzonym świecie, starającym się ciebie pozbyć w każdy dostępny sposób. Ewolucja, psia jego mać.
- Nie, bo musisz chodzić, by odzyskać sprawność. Rehabilitacja też pewnie będzie potrzebna. To trochę potrwa... - odparł. Nie chciał go martwić, ale niech lepiej nie zgrywa bohatera zaraz po opuszczeniu szpitalnego łóżka, a to i tak w wypadku pozytywnego werdyktu zespołu lekarzy. - Najwyżej zamówisz sobie elegancką laskę. Skoro Cierń ma jedną, ty też możesz - powiedział, lecz nie dał rady ukryć złości i bólu. Tak, Upiorny miał idealny pseudonim. Rany, które zostawiały po sobie jego słowa, nigdy się nie zabliźniały. Były jak ciernie. Tkwiły, stale koląc i przypominając o krzywdzie. Nie wymagałem wierności fizycznej, ale uczuciowej owszem. A to wygląda na coś więcej. Patronat. Pff! Co za bzdury! Pretekst, by być blisko Yako i obserwować rywala - mnie.
Gdy Demon gasił pragnienie, Cień mógł mu się spokojnie przyjrzeć. Czerwień pasowała do gładkiej skóry i białych włosów. Demon nie tracił swojego uroku, narkotycznego działania, magnetyzmu, który kazał Keerowi poddać się i zatracić. Uśmiechnął się ledwo zauważalnie. Ten uśmiech był przeznaczony dla ukochanego. Tylko on byłby w stanie spostrzec delikatne drgnięcie mięśni twarzy, topniejący bursztyn pod bladymi rzęsami. Kitsune chciał uchodzić za silnego, ale Dręczyciel wiedział już, że samotny nie udźwignie wszystkiego. Ba! On pragnął uwagi i bliskości. Chyba nie mogłem ustrzelić lepiej.
Nie pospieszał Julii, choć trochę to trwało. Ile założyli mu tych szwów? Tysiąc? Dwa? - Poza lekką sennością i głodem, nic mi nie dolega. Podołam - odpowiedział, wstając z miejsca i podążył za Skrzydlatą. Nie dlatego, że prosiła. Robił to dla Yako.
Odczekał swoje, ale nie gapił się dziewczynie na ręce. Przynajmniej nie na tyle, by dokładnie zobaczyć tatuaż na jej nadgarstku. Miała na nim lisa i ciernie, choć Gawain nie był stuprocentowo pewien. Nawet ładny wzór... choć trąci przesadnym dramatyzmem. Ciekawe, czy robiła go sama i czy ma jeszcze jakieś inne.
Gdy przyszła jego kolej, Renard mogła zobaczyć, że rudowłosy Cień myje ręce jak medyk. Odpowiednia sekwencja i ilość powtórzeń. Wszystko się zgadzało. Wracając do sali niczego nie dotykał. W rękawiczkach też nie. Dobrze, że podała mu Mki, bo dłonie choć zgrabne miał dosyć duże. Skinął głową i zaczął ostrożnie usuwać waciki. Dopiero teraz było widać jaki jest zły, bo co chwilę wzdychał ciężko, lecz nie wypowiedział nawet słowa.
- Nie przeszkadza - odpowiedział zdawkowo i robił swoje. Jasne, że trochę szczypało, swędziało i ocierało się o skórę, ale bywało gorzej. Poza tym narzekanie przy rannym Yako byłoby wręcz żałośnie śmieszne. O! Patrzcie jaki biedny Cień! Dostał wenflon, kroplówę i jeszcze mendzi pod nosem!
Wrzucał waciki do miski i jeśli potrzebował, pożyczał płyn odkażający. Szwy miały to do siebie, że pozwalały surowicy wypływać, ale ta nie powinna się mieszać. Każda rana była inna, niepowtarzalna. Flora bakteryjna różniła się nawet na powierzchni skóry w zależności od części ciała, a co dopiero przy zranieniach. Ostrożności nigdy mało.
- Dziękuję, ale lubię swoją niematerialną dietę. Napoje to wyjątek - odparł zerkając jej w oczy. Po chwili wyprostował się na moment i zatoczył lewym barkiem kilka kółek dla rozluźnienia. Ramię nadal dawało się mu we znaki. Z nogą miał o tyle wygodniej, że mógł przestępować z jednej na drugą. Jednak szybko wrócił do pracy.
- Jest w porządku? Nie kręci Ci się w głowie? - zapytał Yako. Niektórzy źle reagowali na silnie dezynfekujące substancje, a z Lisem to nie będzie szybka piłka. Był cały połatany. Prawdziwe dziecko Frankensteina.Yako - 26 Grudzień 2017, 01:08 Opuścił smutno wzrok i uszy, słysząc w jakim stanie jest maluch - niewiele...dotarcie do portalu pamiętam jak przez mgłę...tak samo nie do końca pamiętam jak wlazłem na tego byka...po postrzale jeszcze coś tam pamiętam, ale odkąd mnie posadzili na konia....prawie nic - przyznał - pewnie sobie przypomnę z czasem, jak odpocznę. Pamiętam, że jakoś trafiłem chyba do domu....że coś mi robiłeś, a potem kazałeś coś mówić - powiedział i westchnął ciężko -pamiętam też, że Bane śmierdział tak jak gdy ostatnio go wynosiłem z klubu, a potem kto inny kazał mi znów coś mówić - wzruszył ramionami i lekko się skrzywił. Nie bolało to zbytnio, ale było cholernie nieprzyjemne. Był zmęczony i to bardzo, ale wiedział, że musi sobie jakoś poradzić.
Westchnął ciężko ponownie -nie martw się...może lubię leniuchować ale zawsze robię to co muszę - powiedział i spojrzał na moment za okno. Znowu rehabilitacja....a tak niedawno zakończył poprzednią. Miał nadzieję jednak, że kolejnej nie będzie musiał przeżywać. Nie bawiło go to ani trochę. Ciekawe jak tutaj będzie to wyglądać. Na pewno inaczej niż w Świecie Ludzi, ale o tym pewnie przekona się później, jak już każą mu na takową przychodzić. A może więcej będzie musiał ćwiczyć w domu? Może Gawowi pokażą co w ogóle powinien z Lisem teraz robić? Miał nadzieję, bo w przeciwieństwie do jazdy samochodem, jazda konna mogła być dość męcząca.
Spojrzał znów na ukochanego - to chyba będzie dobre rozwiązanie...ale jak już zacznę chodzić - uśmiechnął się do niego - jak mnie stąd wypuszczą to pewnie przez jakiś czas będę chodził raczej o kulach niż o lasce - powiedział łagodnie i zamknął na moment oczy. Widział, że Gaw się denerwuje, dlatego też starał się po sobie jak na razie jak najmniej pokazywać. Nie chciał go jeszcze bardziej stresować.
- Jak wrócimy będę spał jak zabity, więc ciesz się, że nie tyjesz po snach - powiedział do Gawa, poważnym tonem po chwili jednak zaśmiał się cicho. Domyślał się, że Gaw jest głodny. W końcu wczoraj został mocno wydrenowany, w trakcie drogi do Kliniki pewnie też go karmił. Dziś również dostał od niego trochę energii. Miał prawo być padnięty, ale trzymał się dzielnie.
Cierpliwie czekał aż wrócą. Spoglądał w tym czasie przez okno. Gdy wrócili przyglądał się ich pracy na tyle na ile mógł. Oczy mu się trochę same zamykały, ale wiedział, że zaraz będzie musiał siedzieć, więc nie mógł iść spać bo tylko utrudni im pracę. Nawet się nie odzywał mimo iż usuwanie tych zszywek wcale do przyjemnych nie należało. Ale musiał to wytrzymać. W końcu już nie takie rzeczy przeżył. I to nie będzie bez wyjątku. Wróci do siebie prędzej czy później, wierzył w to.
Zamyślił się trochę nad przyszłością i tym jak teraz to wszystko będzie wyglądać jego życie. Jak sobie z Gawem poradzą z tymi trudnościami, miał nadzieję, że teraz jak nie jest sprawny w pełni i pewnie jeszcze długo nie będzie to, że Cień go nie zostawi samego. Nie zniósłby chyba ponownej samotności.
Ocknął się, dopiero słysząc słowa rudzielca -w porządku - posłał mu zmęczony uśmiech - nie mogę się doczekać aż nie będzie już tych zszywek i będę mógł się przeciągnąć, bo ten bezruch mnie wkurza - powiedział szczerze. Nie chciał narzekać przy Pielęgniarce, ale po prostu nienawidził takiej niemożności. Jak leniuchował to co chwila się przekręcał, albo mógł się jakoś poruszać, a teraz leżał, a jego mięśnie aż krzyczały o pomstę do Inari, bo tak potrzebowały choć tej odrobiny ruchu.
Przeniósł wzrok na Pielęgniarkę - jeśli mogę prosić, to zjadłbym coś słodkiego - powiedział i uśmiechnął się zakłopotany - wstyd się przyznać, ale jestem strasznym łasuchem, choć tego chyba po mnie nie widać - posłał jej rozbrajający uśmiech. Taki już był - a na herbatę również chętnie się skuszę - dodał jeszcze, uprzejmie.Tulka - 26 Grudzień 2017, 01:41 Skinęła głową mężczyźnie, a Pacjenta poinformowała, że zaraz wrócą. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc jak Rudzielec myje ręce. No praktycznie jak lekarze. To dobrze, nie musiała mu nic tłumaczyć.
Gdy wrócili, dała płyn odkażający w takie miejsce, by Cień również miał do niego spokojny dostęp. Praca szła mu sprawnie, więc dość szybko im to szło. Wszystkie rany były ładnie zagojone, będzie musiała potem jeszcze użyć trochę mocy, żeby zagoić małe ślady po zszywkach, ale to już będzie chwila moment.
Zerknęła na Keera, gdy ten postanowił rozruszać ramię. Pamiętała, że to to, które miał postrzelone. Uchyliła usta, ale szybko je zamknęła. Nie mogła powiedzieć, że wie co mu jest. Nie wiedziała jak wiele wie Lis, którym się teraz zajmowali i nie chciała się demaskować. Już i tak za wiele nabroiła z tym Antidolem. Jak na razie starczy wpadek w tym temacie.
Gdy skończyli, wzięła czyste waciki i przemyła dokładnie każdą ranę, ale szło to sprawnie, więc nie zajęło to za dużo czasu.
- Rozumiem- uśmiechnęła się do Cienia, gdy powiedział, że nie jada nic normalnego -jeśli coś pan będzie chciał to niech pan jednak nie boi się prosić - powiedziała, po czym przeniosła wzrok na białowłosego i widząc jego uśmiech, zarumieniła się i położyła nieśmiało uszy - nie...nie widać tego po panu- powiedziała nieśmiało. Nie była nim zauroczona, choć coś jej dziwnie mówiło, że można mu zaufać. Był atrakcyjny i był jej ulubionym aktorem, jednak nigdy nie myślałaby nawet o tym, żeby było coś między nimi więcej, w przeciwieństwie do wielu jej rówieśniczek -mamy pyszne ciasto czekoladowe, to gdy zajmiemy się również tymi zszywkami na plecach to pójdę poprosić by je przynieśli - powiedziała, znów sprawdzając jeszcze raz czy na pewno wszystko w porządku.
Uśmiechnęła się do niego ze zrozumieniem - zanim zacznę naprawiać tatuaż, to będzie miał pan okazję się poprzeciągać. Wiem jakie to denerwujące tak leżeć i nie móc się ruszyć - powiedziała po czym podeszła do ramienia z kroplówką.
Szybko ją odłączyła i zatkała wenflon. Nie było to teraz potrzebne, a tylko będzie przeszkadzać. Spojrzała na Keera po czym przeniosła wzrok na Lusiana - teraz pomożemy panu usiąść o ile czuje się pan na siłach - powiedziała i podeszła do łóżka od Cienia i przysunęła je bliżej. Poinstruowała Cienia co ma robić i razem pomogli usiąść Lisowi. Gdyby coś było nie tak, to nie robili nic na siłę. Pomogli mu się obrócić i ostrożnie położyła jego nogę na drugim łóżku, kładąc pod nią poduszkę. Na moment zmieniła się w lisa i przeszła pod łóżkiem by wrócić na swoje miejsce.
Znów szybko poszła umyć ręce i zmieniła rękawiczki. Gawowi też podała czyste i kontynuowali pracę. Co chwila jednak sprawdzała czy Pacjent się nie chwieje za bardzo. To poszło im już szybko. Znów przemyła wszystkie rany po czym zdjęła rękawiczki. Nie dotykała jednak ciała Aktora. Trzymała je blisko, a dłonie znów zaświeciły i wszystkie ślady się zagoiły do końca. Westchnęła ciężko i uśmiechnęła się.
-No to gotowe- powiedziała przyglądając się jeszcze czy nic nie ominęli - szybko powiem, żeby przynieśli dla pana kawałek ciasta. Jeśli panowie pozwolą to dla siebie też zamówię, bo muszę zregenerować siły - powiedziała lekko drapiąc się za uchem.
Jak powiedziała tak zrobiła. Kazała Cieniowi pilnował Foxsoula i szybko złapała jedną z Marionetek na korytarzu i poprosiła o dwa kawałki ciasta oraz dwie herbaty. Pacjent w tym czasie mógł się spokojnie poprzeciągać, jeśli chciał rozruszać mięśnie ale tylko od pasa w górę.
Szybko wróciła i znów umyła ręce. Tym razem jednak nie zakładała rękawiczek. No...poza tą czarną, którą miała jak tu przyszła. Podeszła najpierw do Cienia. Wzięła wacik z płynem odkażającym i sprawnie usunęła wenflon. Przemyła rankę po czym zalepiła ją mocą, jednocześnie uwalniając ją na cały jego organizm, sprawdzając czy nic mu nie jest. Moc skupiła się na tyle głowy i plecach oraz dłoni. Szybko więc ją przerwała jak tylko ranka na ramieniu zniknęła. Spojrzała na Cienia, marszcząc brwi, ale na razie nic nie powiedziała. Szybko podeszła do Lisa.
- to ja się biorę do pracy- uśmiechnęła się i poruszyła rudą kitą. Sprawnie przygotowała wszystko i jeszcze raz przeczyściła całe plecy -panie Keer proszę w razie czego asekurować pana Foxsoula - poprosiła grzecznie - jakby się pan źle poczuł proszę mówić, nie muszę robić tego całego na raz-dodała jeszcze do Lisa i zabrała się do roboty, od razu zaleczając po kolei każdy poprawiony fragment. Tatuaż powoli powracał do dawnej świetności, zakrywając dużą część blizn, które powstały. Była skupiona, ale Cień mógł spokojnie zobaczyć, że nie stresuje się. Uśmiechała się. Sprawiało jej to widać radość.Gawain Keer - 26 Grudzień 2017, 13:03 Ten nagły potok słów zaskoczył go w takim stopniu, że uniósł ręce w obronnym geście. Lis dużo gadał, ale nawet gówna z tego nie ukręcisz. Portale, byki i śmierdzący Bane. - Powoli, nie ogarniesz wszystkiego od razu. Ja tym bardziej. Pewnie przypomnisz sobie stopniowo, ale teraz nie męcz się niepotrzebnie - uśmiechnął się przepraszająco z miną winowajcy. Doceniał gest. Kitsune starał się dla niego jak mógł, ale leciał na azocie po ostrym wpierdolu. Miał szczęście, że żyje. - A mówiłeś kagome, kagome.. itsu.. i tak tego nie powtórzę! Ale beblałeś to w kółko przez całą drogę do Kliniki - dodał, rękoma kręcąc niewidzialną korbą.
- Leniuchować też będziesz czasem musiał. Niczego Ci nie braknie, bez obaw - powiedział tajemniczym tonem. Swoją postawą i spojrzeniem sugerował, iż to on będzie o wszystko zabiegał. Przynajmniej póki będzie w domu. Yako będzie potrzebował żywiciela, towarzysza zabaw i czułości kochanka. I oto był. Jego Cień.
- Niestety. Dlatego jak pojadę po ubrania dla Ciebie, to wrócę z woźnicą, chyba że masz lepszy pomysł - odparł i westchnął. Trzeba było załatwić wtedy te kule. Choć tamte byłyby dla Luci, te będą dla Lusiana.
Keer uciekł spojrzeniem w bok. Stęsknił się za kobiecą postacią Demona. Nie dawał po sobie niczego poznać i nie przyznawał się, ale również potrzebował odrobiny czułości, której wolał nie otrzymywać od faceta. Tylko jak miał o tym powiedzieć? Yako preferował postać Lusiana, a gdy tylko dochodziło do czegokolwiek męsko-męskiego wspominał o akceptacji. Gawain nie chciał go ranić swym egoizmem, choć liczył na inny wypoczynek. Teraz zastanawiał się, czy w ogóle jakiś będzie miał. Chciał chociaż dnia przerwy. Ile rzeczy im się jeszcze weźmie i spierdoli w tym tygodniu? Wrócił do "pustego" domu, by zdrapywać czyjeś flaki. A gdzie był w tym czasie Yako? U Ciernia, bo się o niego martwił... Jeszcze mi za to zapłaci...
Uśmiechnął się cierpko, jakby pita przez niego kawa miała dwa dni. - Nie tyję, ale mogę dostać od nich migreny. Ale to mi nie grozi. Żresz tyle, że lepiej byś modlił się do Inari o więcej snów. - odparł, ale zamierzona wesołość zamieniła się w kpinę. Oczy zapiekły go lekko. Ścisnął nasadę nosa palcami, by ukryć grymas.
Był zestresowany, głodny i zmęczony. Przytargał go tutaj, by dowiedzieć się, że jego przypuszczenia dotyczące Aerona nie są bezpodstawne. Odwrócił wzrok od Yako. Poważny, chłodny i odległy. Zamykał się w swojej skorupie, żeby nie wybuchnąć. Trzeba było trzymać mocniej! Trzeba było szarpać, krzyczeć i tupać nogą jak zwykle... wtedy do niczego by nie doszło! - pomyślał rozpaczliwie. Do tego Demon cały czas udawał, że jest normalnie, by po raz kolejny wyskoczyć z jakąś totalnie odjebaną akcją. A co zrobi debilny Keer? Oczywiście, że będzie go ratować, nawet jeśli jego ukochany daje dupy na lewo i prawo!
Jego ruchy stały się nerwowe. Delikatnie ściągał waciki, ale gdy zupełnie odczepiły się od skóry niemalże ciskał nimi do miski. Pierdolić! Jak się zapytają, to boli mnie ramię. Sam sobie wybrałem taki los. Teraz muszę wytrzymać i jakoś to rozegrać, pogadać z nim na spokojnie, ale jednocześnie postawić sprawę jasno. Bo przecież nie mogę zaciukać Aerona...
- Wiem, ale wytrzymaj - powiedział zniecierpliwiony równie mocno co Yako. Demon miał jednak apetyt. Dobry, ale i niepokojący znak. Jak szybko był w stanie dojść do siebie? Zadziwiające, ale i lekarze byli tu świetni. Nic dziwnego, że dobił do ośmiu setek na karku.
- Jasne... - mruknął zirytowany tematem jedzenia. Nie jadł. Koniec kropka. Czy to takie trudne? Czy trzeba to tłumaczyć każdemu z osobna? Może jednak sobie coś wytatuuje i będzie to napis na czole: "JEM TYLKO SNY". Złość przeszła szybko, gdy spostrzegł reakcję Lisiczki.
Keer zmarszczył brwi i uśmiechnął się półgębkiem, widząc zarumienioną Julię. Była urocza. Uprzejma, nieśmiała i słodka. Miała szczęście, że nie była przylepna i jej dłonie wykonywały zadaną pracę. Wielu skorzystałoby z podobnej okazji na inne sposoby, a tego Dręczyciel by już nie wytrzymał. Kości i stawy chrupnęłyby aż miło... - miał ochotę zacisnąć dłonie, lecz pod palcami brakowało ciała, które mógłby męczyć i ranić. Nie miał gdzie wyładować złości.
Pomagał Julii w czym tylko chciała, ale było widać, że Gawain traci rezon, gdy musi dotykać Demona. Cień nie spoglądał wtedy na nikogo, nie obserwował niczego ze szczególną uwagą. Mógłby być jedną z tych bez twarzowych Marionetek. Bez znaczenia. Duchem był gdzieś indziej.
Skinął głową, gdy Renard wspomniała o cieście. Cień nie był w humorze na pogawędki, a dziewczyna wyglądała jakby potrzebowała nie kawałka ciasta, a jego całego. Też poszedł zdjąć rękawiczki, umyć ręce i upić łyk przestygłej kawy. W tym czasie Lisiczka zamówiła już ciasto i herbatę.
Wyciągnął rękę, gdy do niego podeszła i patrzył na nią przez cały czas. Na kogoś musiał i wolał na Julię. Zmarszczył brwi, gdy poczuł mrowienie i ciepło z tyłu głowy, na plecach i dłoni. - Tylko tę po wenflonie. Resztę proszę zostawić - powiedział pewnym głosem. To były jego rany, jego ciało. Kitsune zrobił mu krzywdę, ale dla Gawaina było w tym coś pięknego. Chciał je nosić. Jego pokutę i nagrodę w jednym. Poza tym nie zasługiwał na leczenie. Okłamał i zezłościł Demona. Należało mu się. Każda chwila cierpienia była warta wytrzymania, jeśli będzie mógł być z Yako.
Gdy Renard uporała się z wenflonem, spuścił rękaw marynarki i wygładził zagięcia. Dorwał się jeszcze do reszty swojej kawy, a potem zabrał się do dalszej pracy. Asekurował Lisa, ale nie patrzył mu w oczy. Rozgoryczenie mu na to nie pozwalało. Miał jeszcze szansę, ale widział, że schemat się powtarza. Scenariusz "Ten gość to dziwak i mruk" właśnie został zakulisowo odegrany. Czasem zerkał na tatuaż kochanka, ale pani Renard wiedziała co robi. Uciekł myślami w tusze. Co on by wybrał? Lubił geometryczne wzory i bogactwo kolorów, ale nie potrafił wyobrazić sobie stałego malunku na swojej skórze. Poza tym większości rzeczy nie chciał pamiętać. Po co to komu?
- Szybko pani idzie - stwierdził i posłał jej blady uśmiech, by nie psuć wszystkim dnia z samego rana. Odważył się również spojrzeć w oczy Lusianowi, ale bolało tak bardzo. Nie mógł go dotknąć, bo nadal był poraniony. Pocałować, bo Julia była obok. Tylko czy Yako naprawdę chciał tego wszystkiego? Miał przecież czarującego Ciernia, salonowego lwa, z którym mógł jeść wykwintne dania, tańczyć i śmiać się. Przymknął oczy. Nie będzie płakał. Nie tutaj. - Jedz, jeśli chcesz. Mam jeszcze dużo sił - powiedział hardo. Wolał mieć inne problemy niż mętlik w głowie i sztorm w sercu.Yako - 26 Grudzień 2017, 14:49 Westchnął ciężko. Teraz jak tak pomyślał o tym co się działo na Arenie to zastanawiał się czy Gaw mu uwierzy, nawet jak Demon dojdzie do siebie. Krowy jedzące mięso? Wielki mechaniczny byk? Skrzat ogrodowy? Ptaki srające tęczą? Raczej mu nie uwierzy...to było dziwne nawet jak na Krainę Luster. Owszem...Cień pewnie widział podobne rzeczy....w snach! Ale nie na żywo. A może to wszystko było jakimś porąbanym snem, a obrażenia otrzymał zupełne inaczej?
Spojrzał na kochanka i zmarszczył brwi, gdy ten zaczął coś mówić, co takiego Kitsune powtarzał w trakcie drogi tu. Kagome Kagome? Aaaaa... - przypomnij mi jak już zacznę ogarniać świat, że mam Ci powiedzieć co to, bo pewnie Cię to ciekawi - uśmiechnął się delikatnie. Wiedział, że Keera to ciekawi, zawsze go dopytywał co ten mówił, gdy Yako postanowił użyć ojczystego języka.
Uśmiechnął się do niego. Widział jak się stara. Zrobiło mu się trochę lżej, widząc tę obietnicę, że to rudzielec właśnie się nim zajmie. Niczego więcej teraz nie potrzebował. Najbardziej potrzebował bliskości swojego Dręczyciela. Niczego więcej od losu nie oczekiwał.
- Nie - pokręcił głową - to dobry pomysł - przyznał mu rację. Lepiej będzie jak pojadą jakimś powozem niż konno. Klacz się nie będzie znów tak męczyć, no i jak to wygląda jak dwóch facetów jedzie razem w jednym siodle? Wiedział, że Gaw chciałby Luci. Czuł to, ale teraz nie mógł się zmienić. Może jak wrócą do domu. Gawowi będzie łatwiej się zająć słabszą od siebie kobietą...najpewniej.
Słysząc kpiący głos, tylko przytaknął głową. Ostatnio po nieodpowiednim śnie się struł. Nie znał się na tej diecie, więc się nie wypowiadał. Chciał tylko zażartować. Ale trochę go zabolało to, że Cień narzucił mu, że dużo żre...wcale nie brał dużo. W porównaniu z tym co było kiedyś, że drenował ludzi do samego końca kiedy i gdzie chciał, to teraz był naprawdę na sporej diecie. Miał wrażenie, że tymi słowa Gaw chciał mu uświadomić, że to jednak problem...ale nie mógł się żywić inaczej. Choćby chciał i pił hektolitry energetyków, to i tak mu nie pomoże. Jego organizm za szybko to spalał, żeby jakaś energia się ostała.
Widział jaki jego ukochany jest zdenerwowany. Czuł się z tym źle, bo wiedział, że to przez niego. Skulił się lekko w sobie, słysząc irytację ukochanego. Naprawdę nie chciał marudzić ani nic...chciał pokazać, że czuje się w miarę dobrze. Chociaż udawać...ale wychodziło mu to chyba coraz gorzej, bo Dręczyciel był coraz bardziej zirytowany i do tego jeszcze unikał z nim kontaktu. Ale dlaczego...przecież nie miał już żadnych ran. Przynajmniej nie od pasa w górę. Pielęgniarce tylko skinął głową na zgodę. Nie przeszkadzało mu to, że też sobie z nimi zje. W sumie może poczuje się trochę lepiej, ze nie jest jedyny, który je.
Uśmiechnął się do dziewczyny, gdy ta się zarumieniła. Normalna reakcja, ale cieszył się, że nie zachowywała się jak inne fanki mniej więcej w jej wieku, które by tylko chciały go dotykać, a najlepiej dostać buziaka, a najlepiej to u niego zamieszkać. Niektóre, nawet nieletnie to mu pewnie by do łóżka chciały wskoczyć tylko, żeby go mieć dla siebie. Że-na-da po prostu.
Usiadł z wielkim trudem ale starał się być dzielny i pokazywać po sobie jak najmniej. W końcu to nie był czas na jojczenie. I tak sporo dla niego robili. W końcu Skrzydlata nie musiała w ogóle się przejmować jego tatuażem, a mimo to zaproponowała, że go naprawi.
Nim poszła po ciasto, złapał ją za rękę - mogę? - zapytał wskazując na tatuaż. Przyjrzał mu się i widząc mały napis, zmarszczył brwi - piękny. Sama robiłaś?- jeśli otrzymał potwierdzenie uśmiechnął się - to teraz się nie martwię o swoje plecy. Są w dobrych łapkach- puścił jej oczko i uwolnił jej rękę z delikatnego uścisku. Nie narzucał się i nie szukał z nią kontaktu. Nie kradł jej energii. Po prostu był ciekawy. Nawet jak złapał ją za rękę to nie za dłoń, a za przedramię, po prostu by zwrócić na siebie uwagę.
Spojrzał na rudzielców, gdy Pielęgniarka zajęła się Gawem. Zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział. Skoro Gaw nie chciał, żeby mu leczyła rany to niech nie leczy...ale czemu on tak tego nie chciał? Demona to bolało, gdy przypominał sobie jak go poniosło...czyżby Cień chciał mu tym przypominać, jaki jest groźny? Jak nie można mu zaufać, bo nawet ukochaną osobę poturbował? Kitsune nie wiedział tego.
Miał zamknięte oczy. Czuł się naprawdę kiepsko. Nie tyle fizycznie co psychicznie. Zrobiło mu się też odrobinę słabo, ale i tak mają mu jeszcze leczyć nogę to sobie wtedy pewnie poleży. Czuł, że dziewczyna leczyła od razu plecy, więc nie martwił się, że nie będzie mógł leżeć. Siedział i przełykał co jakiś czas ślinę. Oddychał głęboko. Ale nie ruszał się. Nawet odechciało mu się przeciągać. Po prostu nie chciał, żeby Gaw był znów taki ponury. Nie teraz...nie chciał żeby teraz się od niego oddalał, bo to oznaczało, że tak naprawdę nie chce być blisko niego. A może, mimo iż mówił inaczej to tak naprawdę nie akceptuje Lusiana? Chciałby tylko i wyłącznie Luci? Yako chciało się płakać, ale nie mógł sobie teraz na to pozwolić. Nie teraz...
Słysząc propozycję ukochanego, pokręcił głową - na razie jest w porządku...może jak znów się...położę- powiedział słabo, ale nic więcej nie wskazywało na to, żeby się źle czuł. Skupiał się na znajomym bólu w plecach, by odwrócić uwagę od innych rzeczy.Tulka - 26 Grudzień 2017, 16:17 Zignorowała tę ich wymianę zdań. Nie wnikała w to jakie relacje ich łączą poza tym, że są żywicielami dla siebie nawzajem. Coraz bardziej jednak nie podobała jej się aura, która roztaczał wokół siebie rudzielec. Stawał się coraz bardziej wycofany i cichy. Nie wiedziała jak ma na to zareagować. W szczególności, że już nie czuła się pewnie chociażby tylko przez to, że była tutaj sama z dwoma facetami.
Przełknęła ślinę, czując coraz większą irytację Cienia. Najchętniej to by stąd zwiała, ale nie mogła tego zrobić ani nawet pokazać po sobie, że się boi. To by go mogło jeszcze bardziej zdenerwować, a to nie był najlepszy pomysł. Tak chciała, żeby ten dzień był lepszy od poprzedniego. Ale miała wrażenie, że mimo iż zaczął się dobrze to powoli zaczął się psuć...a jeszcze było dość wcześnie!
Spięła się cała, gdy Aktor złapał ją za rękę. Skinęła mu głowę na zgodę. Stała jednak nieruchomo. Nie spodziewała się takiego ruchu. Nie czuła się jednak słabsza więc pewnie nie kradł jej energii tylko faktycznie chciał go obejrzeć -tak proszę pana - powiedziała zgodnie z prawdą. Gdy ją puścił westchnęła i znów się zarumieniła. Nie sądziła, że ją pochwali.
Zmarszczyła brwi, słysząc słowa rudzielca - niech pan to potem da sobie obejrzeć. Nie można ignorować urazów głowy, a musi być pan na chodzie, jeśli chce pan być pomocny dla przyjaciela - powiedziała spokojnym głosem. Taka była prawda. Jeśli nie chce, żeby go leczyli to niech chociaż pozwoli to obejrzeć. Tulka będzie na pewno wtedy spokojniejsza, a pan Lusian pewnie też. Nie wiedziała co ich łączyło ale miała wrażenie, że są dla siebie nawzajem ważni.
Trochę zmartwiło ją to, że Foxsoul chyba jednak nie rozruszał mięśni. Widziała, że coś jest nie tak. Nie miała jednak pojęcia co. Spojrzała jednak na Cienia -ten wzór nie jest trudny, a ja go doskonale pamiętam jeszcze ze Świata Ludzi - wyjaśniła. Naprawdę jej szło sprawnie. O wiele szybciej niż u Joce. Może to dlatego, że było łatwiej i był tylko jeden kolor? A może dlatego, że sprzęt był pewniejszy czy dlatego, że miała ostatnio pewną praktykę w tym? Kto by tam wiedział.
Zmarszczyła brwi, słysząc jak słaby głos ma Aktor -niech pan lepiej mówi zawczasu, że coś jest nie tak. Mogę to potem dokończyć- powiedziała poważnym tonem - jak znów się pan położy to uchylę na moment okno i zdejmę panu tę maskę. Chwilę poboli noga bardziej, ale musi pan też odetchnąć chociaż z minutkę powietrzem - powiedziała jeszcze, nie przerywając pracy. Chciała to szybko skończyć, a jednocześnie nie chciała się pomylić.
Była już za połową, więc zbliżała się dość szybko do końca. Cały czas kontrolują czy Pacjent im nie leci. Spojrzała na rudzielca hardo, chciała mu dać znać by pilnowała Lisa. Wydawał się uparty, a lepiej, żeby nie spadł z łóżka przez ich niedopatrzenie.Gawain Keer - 27 Grudzień 2017, 00:04 Wierszyk oczywiście go interesował. Zapewne był stary i tradycyjny, ale Gawaina ciekawiły rzeczy, do których Lis miał sentyment. Z jakiegoś powodu mówił właśnie owo Kagome, choć równie dobrze mogły to być same pierdoły. Przekona się o tym później - Nie omieszkam zapytać. Myślałem, że lepiej go zapamiętam, ale musiałem nas tu przywieźć - odparł i już miał zająć się czym innym, gdy przypomniawszy sobie coś, uniósł palec w górę - Ale! Za to wcześniej studiowałem słownik! Nie było tego dużo, bo tylko podstawowe zwroty, ale i tak... - przyznał, lecz szybko umilkł. Nie zwykł się chwalić, a do tego nie był u siebie, ale od dawna nie miał się przed kim popisać. Każdy lubił być chwalony i dziwnooki nie był wyjątkiem.
- Dobrze. Jakieś specjalne życzenia? - zapytał z błyskiem w oku. Choć raz Demon okazał rozwagę i postanowił nie kozaczyć. Klaczy też przyda się odpoczynek. Wczoraj gnał ją, ile fabryka dała, więc jeden kurs w zupełności jej wystarczy. Mieszkańcy, którzy ich wczoraj widzieli i tak pewnie roznieśli plotki, ale przecież ratował rannego. Nie było się czym przejmować.
Jego kochanek zmarkotniał. Jego ton był zbyt ostry dla delikatnej psychiki Pacjenta. Źle się czuł, nie miał się komu wygadać. Wcześniej tym kimś była zaćpana Rita, nieświętej już pamięci, oglądająca piąty wymiar niewidzącymi oczyma, potem Yako, ale ten był w kiepskim stanie. Tylko się wzajemnie nakręcali, a Cierń zasiał w sercu Gawaina niepokój i stale dolewał oliwy do ognia. Nawet jeśli nie był obecny ciałem, to duchem owszem. Wpływał na losy innych swym gadaniem. Cień odetchnął głębiej i poklepał Yako po ramieniu - Po prostu przy drenażu nie mam szans na migrenę, więc się nie przejmuj - spuścił z tonu. Zrobiło mu się głupio, chociaż to Demon powinien się teraz kajać. W końcu spali razem i Gawain założyłby się o głowę, że to nie był jednorazowy wyskok.
Rudzielec uniósł brwi, gdy Demon złapał młodą za rękę. Sam zerknął w jej stronę i teraz mógł doskonale zobaczyć tatuaż. Faktycznie był piękny. Delikatny, kobiecy. Cieniutkie linie znaczyły skórę. Gawain nie oceniał. To była jej prywatna sprawa, choć miał nadzieję, że będzie uważała na niego podczas pracy dla SCRu, gdzie każdy znak szczególny spotykał się z dezaprobatą.
Gawain wciągnął powietrze i wyprostował się cały. Pierś do przodu, głowa do góry. "Tak, proszę pana" brzmiało cudnie w ustach rudowłosej ślicznotki. - Niemalże filigranowy. Widzisz Lusian? A nie mówiłem, że zostałem obarczony klątwą? - zaśmiał się i puścił mu oczko. Przed oczyma miał inny obraz. Nie było tam Julii, ale Luci. Może kiedyś da szansę kinbaku, bo nie miał zamiaru okładać takiej piękności pięściami. Lusian miał więcej masy mięśniowej, która chroniła organy, więc ostrzejsze zabawy były bezpieczniejsze.
Był dziś zmienny niczym szkiełka w kalejdoskopie. Starał się nie pokazywać po sobie zazdrości, nie działać pod jej wpływem. Stracił już tyle związków. Z ludźmi oczywiście było inaczej. Mógł tylko marzyć na jawie, większość jego związków była urojona. Tam był stalkerem, tutaj Dręczycielem. Z perspektywy czasu oceniał to jako krok w dobrą stronę. Niby nic, a jakże znaczące. Obiecał sobie zmianę i starał się tego trzymać ze wszystkich sił, choć wiedział, że nie dokona tego samotnie. Potrzebował przewodnictwa i wsparcia Yako.
- No dobrze, ale tylko głowa - mruknął, gdyż jej argument do niego przemawiał. Nie chciał robić z siebie ofiary w oczach Yako. Dramatycznych scen jak wcześniej. Starał się spoglądać na ich relację jego oczyma. Nie rozwiązywało to wszystkich problemów Dręczyciela, ale pomagało w budowaniu związku.
- W porządku. Widząc pani tatuaż nie śmiem zgłaszać jakichkolwiek obiekcji - machnął dłonią. - Byłem po prostu ciekaw tej maszynerii - przyznał i dalej przyglądał się jej pracy. Odprężało go obserwowanie igły wstrzykującej tusz w skórę Lusiana. Wzór stopniowo nabierał dawnego kształtu i wyrazistości.
Zmarszczył brwi, gdy Julia postanowiła zabrać Yako maskę, ale nic nie mówił. Podtlenek azotu działał szybko, więc wystarczyło nałożyć maskę z powrotem i nabrać dużo powietrza. - Jak będzie boleć, to mów. Nałożę ją, gdy tylko będziesz chciał - powiedział uspokajająco dalej obserwując to Julię, to Yako. Czas schodził im szybko. - Masz jakiś pomysł na imię dla tego malucha? - zapytał białowłosego, by odwrócić jego uwagę od bólu. Plecy były cierpliwym rejonem, ale w pobliżu kręgosłupa nie było już tak różowo. Wolał skierować jego myśli na inny, milszy, tor.Yako - 27 Grudzień 2017, 17:51 Uśmiechnął się i sięgnął ręką do szorstkiego policzka Gawa i pogładził go po nim palcem - to jak wrócimy do domu to się pochwalisz czego się nauczyłeś - powiedział łagodnie. Naprawdę się cieszył, że Cień uznał, że nauczy się języka. Nie chciał go przeuczać na swoje, sam chciałby się czegoś od rudzielca nauczyć, ale przecież mieli dużo czasu...prawda? Jeszcze zdążą się sobą nacieszyć. A przynajmniej miał taką nadzieję. W szczególności patrząc na to jakiego obaj mieli pecha. Do tego Gaw miał dość niebezpieczną pracę co wcale nie ułatwiało planów na przyszłość.
Pokręcił głową -no...może, żeby nie jechał jak wariat i patrzył na drogę...chciałbym dojechać w jednym kawałku- zaśmiał się krótko. Pamiętał jeszcze jak o mało go nie rozjechał jeden ślepy woźnica, który nawet nie zwolnił, mimo iż na środku drogi ktoś stał. Gdyby nie Cierń i jego miętowe lody to pewnie by już tutaj Yako nie było. Raczej nawet Klinika by go z tego nie odratowała.
Było mu wstyd, że pozwolił doprowadzić się do takiego stanu. Że Gaw się na niego denerwował. Znów się stresował z jego powodu. Nic tylko sprawiał problemy zamiast jakoś pomagać ukochanemu. W końcu każdy z nich miał dość trudne życie, wiele każdy z nich przeszedł. Czas, który spędzają razem powinien być miły oraz raczej relaksacyjny, a nie stresogenny jak to w dużej mierze w ich przypadku bywa. A może rudzielec żałuje, że powiedział to co powiedział? Może tak naprawdę nie chce być z takim staruchem, jakim jest Kitsune?
Przytaknął mu tylko głową, że rozumie. Skoro mówił, że dzięki temu migreny go nie będą męczyć to pewnie tak będzie. Nie wiedział jak to jest z pożeraniem snów u Cieni, nie znał się na tym, więc też nie wypowiadał się w ogóle na ten temat. Byłoby to po prostu głupotą.
Westchnął ledwo zauważalnie, słysząc, że Gaw jednak da sobie obejrzeć chociaż głowę. O nią się w sumie bardziej martwił niż o plecy. Cień nie wyglądał jakby mu specjalnie przeszkadzały, żeby było mu coś więcej niż tylko wielki siniak. Demon niestety nie był milusim pieskiem kanapowym, którego można przytulać i tarmosić i nie ma jaj, żeby ugryźć. Był dość agresywny i łatwo go ponosiło, ale starał się jakoś nad tym panować. Nie chciał przecież, żeby jego kochanek się go bał. Nie na tym to wszystko przecież polegało.
Uśmiechnął się uprzejmie do dziewczyny. Widział, że się spięła, ale nie puszczał jej, póki nie obejrzał malunku. Naprawdę był ładny, ale co ją pchnęła do tego? A dodatkowo czemu użyła tego konkretnego słowa, żeby znalazło się ono wpisane w jedno z ciernistych pnączy. Nie chciał jej jednak pytać. Dodatkowo, skoro ukrywała tatuaż pod rękawiczką, to znaczyło, że go ukrywa. Musiał pamiętać by się nie wygadać przy lekarzach, bo nie wiedział czy oni wiedzą. Ciekawe czy Gaw się nie wygada na ten temat. Nie wiedział, jakie tutaj mają zasady co do pracowników, miał jednak nadzieję, że jak się wyda to dziewczyna nie będzie miała problemów.
Spojrzał na Keera, gdy ten wspomniał o klątwie - ja też jestem przeklęty - powiedział poważnym tonem - otacza mnie coraz więcej rudzielców! - podniósł ręce w górę i opuścił je. Opadły dość szybko, ale unosiły się dość niemrawo. Sam też chciał jednak rozładować choć trochę atmosferę. Przeniósł wzrok na pielęgniarkę - w domu czeka na nas jeszcze Furbo - wyjaśnił jej szybko. W jego głosie można było wyczuć pretensje, ale można było łatwo się domyślić, że tylko żartuje.
Ból w plecach mu nie przeszkadzał, w końcu już raz robił sobie ten tatuaż. Z tego co czuł, to dziewczyna naprawdę sprawnie się uwijała. A skoro Gaw jeszcze nie interweniował to pewnie robiła to tak jak należy. Cały czas czuł też to dziwne mrowienie i ciepło, gdy używała mocy. Nie było tak źle.
Siedział z zamkniętymi oczami -wytrzymam jeszcze...dziękuję- westchnął. Zerknął na moment na ukochanego - dobrze- odpowiedział tylko. Zamknął znów oczy. Oddychał głęboko. Słyszał jednak dokładnie o co dziwnooki pyta. Zamyślił się na moment. Próbował sobie przypomnieć jak wygląda maluch. Nie wiedział też czy to on czy ona. Gaw coś mówił, że maluch strzelił do niego kolcami z lodu. Chciał mu nadać jakieś japońskie imię. Lód nie pasowało...za bardzo było to słowo podobne to angielskiego odpowiednika. A może by tak... - a co powiesz na ... Yuuki? - spojrzał na ukochanego - Śnieg- wytłumaczył od razu słowo. Miał nadzieję, że Gawowi się spodoba. Imię pasuje i do samic i samców, więc o to się nie musiał martwić. Nie miał okazji poznać psiaka, ani go pooglądać, tym bardziej wybór miał utrudniony.Tulka - 27 Grudzień 2017, 19:35 Spojrzała na nich niepewnie, gdy mówili o jakiejś klątwie. Słysząc, że Lis też jest jakąś obarczony, otworzyła szeroko oczy i zaśmiała się. Faktycznie, skoro tyle rudzielców to klątwa jak nic. Ciekawe o jakiej klątwie mówił Cień, nie chciała jednak się narzucać i dopytywać. W końcu mogło to być coś prywatnego, a w to nie chciała się wtrącać. To nie jej sprawa. Jeśli Keer będzie chciał się podzielić to sam z siebie powie co to za klątwa. Ale miała wrażenie, że trochę się rozluźniło, bo przed chwilą było tutaj strasznie.
Przytaknęła rudzielcowi głową, gdy ten się zgodził. Tak będzie najbezpieczniej. Nie wiedziała jak stare są te obrażenia. Nie wiedziała ile dla tego Cienia minęło czasu, odkąd wyciągnęła z jego ran pociski. Gdy był w Wieży, to na pewno nie miał tych obrażeń, bo sama się wszystkim zajęła. Wyleczyła wszystko co tylko się dało, więc musiał się tego nabawić już po opuszczeniu siedziby Organizacji.
Westchnęła i zabrała się do roboty. Musiała się spieszyć. Na szczęście był to tylko jeden kolor i znała dobrze wzór. Był prosty, więc tym bardziej nie było problemu. Słuchała ich wymiany zdań. Jakiego malucha? Urocze imię, ale nie do końca wiedziała o co chodzi. W końcu nie wiedziała o małym Schnee, więc nie mogła na to sama wpaść.
W końcu go skończyła i westchnęła - gotowe- powiedziała i przyjrzała się jeszcze wzorowi. Odłożyła narzędzia, zaraz je sprzątnie - niech mi pan pomoże- zwróciła się do Keera. Ostrożnie położyli Lisa. Szczelnie przykryła go kołdrą i kocem, by nie zmarzł. Zdjęła mu maskę - w razie czego proszę mówić to szybko założymy maskę na nowo - poprosiła go -gaz działa szybko więc, nie będzie tak strasznie - uśmiechnęła się i poszła uchylić okno. Skontrolowała czy aby na pewno wszystko w porządku po czym wskazała na łóżko obok - panie Keer, mogę pana prosić? To zajmie tylko chwilkę - powiedziała i jak tylko zajął swoje miejsce, tyłem do niej, pochyliła jego głowę do przodu i zaczęła oglądać uważnie ranę. Nie wyglądała źle. Nie była głęboka. Delikatnie podotykała miejsce naokoło. Westchnęła i zaleczyła ją. Plecy zostawiła - czy plecy panu dokuczają jakoś bardzo czy to tylko siniak?- zapytała poważnym tonem -proszę tylko mówić prawdę - poprosiła jeszcze.
W międzyczasie do sali wnieśli ciasto i herbatę. Zapachniało ładnie śliwką i cynamonem. Kubki były trzy. Pewnie uznali, że dla rudzielca też będzie. Tulka podeszła więc do łóżka Pacjenta i podniosła je lekko, tak by mógł być w pozycji bardziej przypominającej siedzącej. Jeśli chciał to podała mu ciasto, a herbatę postawiła obok. Sama zajęła się pakowaniem całego sprzętu i wyrzucaniem wszystkiego co niepotrzebne do miski. Najpierw do końca obowiązki, a potem przyjemności.Gawain Keer - 27 Grudzień 2017, 20:39 Dotknięty drgnął lekko. Nie odsuwał ręki Yako. Pragnął więcej, lecz musiał poczekać na swoją kolej. Póki co musiał zadowolić się ściąganiem opatrunków. Chciałby go już przytulić i wymiziać swojego futrzaka. Zawsze cieszył się jak głupi do sera, gdy tylko zaczynał drapać go za uszami. - To naprawdę nic takiego... pewnie i tak moja wymowa Cię powali, bo nie mam pojęcia o japońskim. Gdybym miał Internet i lapka, mógłbym chociaż odsłuchać te słówka wcześniej, ale będę musiał Cię trochę pomęczyć - uśmiechnął się zawstydzony. Oczami wyobraźni już widział jak rozwalony na kanapie Lis rży z niego ile wlezie. Innej reakcji się zresztą nie spodziewał. Ruski był bardziej melodyjny, sam wpadał w ucho i wypływał z ust. Japoński dzielił wszystko na sylaby, kiedy Cień mówił po angielsku odkąd pamiętał. Jednak perspektywa rozmawiania z kochankiem w jego ojczystym języku była kusząca. Nikt przypadkowy ich nie zrozumie, a i w domu będzie milej.
Gawain zmarszczył brwi, przekręcając głowę w bok. Czyżby się przesłyszał? Ale o czym on... ech, za dużo walnęli mu tego azotu. Odetchnął i przewrócił oczami. Widać nie tylko nogę trza prostować, bo pod kopułą też ma nierówno. - Lusian, ja nie o tym. Pytam, co mam Ci przywieźć. Jakie ubrania czy co tam jeszcze innego będziesz chciał. Przecież nie pojedziesz w prześcieradle - zaśmiał się i poczochrał go delikatnie po włosach. Białe kosmyki nadal były mięciutkie. I według Keera idealnie pasowały do szkarłatu w oczach Demona. Tak trudno było oderwać od nich dłoń, która niemalże zlewała się z kosmykami.
Milczenie Yako najczęściej oznaczało zamartwianie się. Zupełnie niepotrzebne jak zwykle. - Ej, wyluzuj. I tak byłem gotowy karmić Cię dwa razy dziennie przez cały tydzień. - włożył ręce do kieszeni marynarki. Był gotowy mdleć, rzygać ze zmęczenia i latać z tamponami w nosie byleby ten ryzykant przeżył. Zdradził go... ale jednocześnie nikomu innemu nie zaufałby tak bardzo. Przy nim mógł prawdziwie odpocząć. Odłożyć broń bez ciągłego zerkania w jej stronę, zasnąć lub się upić.
- Hmm, faktycznie. Widać nie tylko ty władasz magią niedostępną dla innych - powiedział tajemniczym, acz żartobliwym tonem, groźnie mrużąc oczy. Słysząc o Furbo Cień westchnął ciężko. - Mam nadzieję, że chociaż tapicerki ocaleją - dodał z nadzieją. Ta przerośnięta kupa futra musiała być tak głodna, że kiedyś wpierdoliła swój własny mózg. Nic tylko to kradło i psociło. Niewidzialne tałatajstwo.
Spokojnie czekał na odpowiedź, choć przez chwilę zastanawiał się, czy Yako nie potrzebuje małej przerwy, ale ten podał odpowiedź. - Ładne.. i nawet pasuje, bo jego futro było chłodne w dotyku. Mam tylko nadzieję, że to nie przez to, że jest taki wychudzony. Całe szczęście apetyt mu dopisuje - odparł. To chyba cecha każdego lisa - brak umiaru. Obżartuchy, leniuchy lub psotniki w zależności od humoru.
Gdy Julia skończyła odświeżać i naprawiać tatuaż bez słowa pomógł jej ułożyć Lisa. Bądź co bądź był postawnym facetem. Gdy Lisiczka otwierała okno, on skradł białowłosemu buziaka, a potem grzecznie klapnął na łóżko i pozwolił się obejrzeć. Pochylił się sztywno i syknął, gdy Renard nacisnęła na okolicę rany bez żadnego ostrzeżenia. Zaraz jednak poczuł to samo ciepło i mrowienie, co w Wieży. Było miłe i kojące. - Dziękuję. Bolą, ale tylko mięśnie. Siniaki zejdą - wzruszył ramionami. Miał szczęście, że tyle pływał i strzelał z kuszy, bo inaczej Yako pogruchotałby mu kręgosłup. Z godziny na godzinę czuł plecy coraz mniej, a męczenie lekarzy pierdołami nie miało sensu. Ludzie by tego nie wyleczyli, więc i ona nie powinna nadużywać mocy, by móc zachować siły dla bardziej wymagających pacjentów.
Zerknął na Marionetki, gdy te wniosły "śniadanie". - Och, dla mnie też? - przyjął kubek z małym zaskoczeniem, ale herbatę też lubił. Pachniała ładnie, a poranną kawę już zaliczył. Teraz była przerwa na liściaste, bo inaczej dostanie trzęsiawki i wytrzeszczu oczu. Podziękował za napój i upił łyczek. - Wypiję, pójdę się przebrać i ruszam w drogę. Najwyżej woźnica trochę poczeka, ale powodów do narzekań miał nie będzie - powiedział, grzejąc dłonie od kubka. Sypnie facetowi nieco grosza za fatygę. I tak będzie musiał trochę wytrzymać przy Norce, bo zamierzał przywlec miękkie poduszki i koce, by Yako wygodnie i ciepło się jechało.Yako - 28 Grudzień 2017, 02:15 -Każdy ma trudne początki - powiedział, uśmiechając się delikatnie - ja też uczyłem się obcych języków...wiem jak to wygląda - powiedział cicho. Spoglądał jednak Cieniowi prosto w oczy, a w jego własnych było widać szczęście i....dumę? Tak...dokładnie to oznaczały te delikatne iskierki. Tak bardzo jużby chciał być w domu i móc posłuchać czego rudzielec się nauczył. Nawet jeśli będzie to beznadziejne, ale przecież...dopiero zaczyna, a demon nie wymaga od niego przecież by od razu mówił płynnie i perfekcyjnie.
Zmarszczył brwi, gdy Gaw zaczął mówić, ze to nie o to mu chodził. Odwrócił wzrok lekko zawstydzony - gomene...- powiedział - weź coś luźnego...ale ciepłego - powiedział, spoglądając na niego. Nie wpadł na to, że mogło mu chodzi o ubrania - i ... może weź trochę tego złota co jest w jukach, żeby zapłacić - powiedział jeszcze. Skoro dostał złoto to je tutaj zostawi. Nie było ono zdobyte ta jakby chciał. Poza tym ma i tak na tyle dużo kasy, że jakoś nie robiło mu to różnicy, czy będzie te pieniądze z zawodów miał czy też nie. A tak to chociaż je spożytkuje porządnie, a resztę wyda na głupoty...nie chciał tych pieniędzy u siebie w domu.
Pokręcił głową - dwa razy nie będzie potrzebne, poza tym...wykończysz się w ten sposób- powiedział, robiąc błagalną minę. Nie chciał, żeby aż tak się poświęcał. Po prostu chciał, żeby przy nim był. Nie musiał jeść na siłę, po prostu dłużej poleży, a potem już sobie jakoś zapoluje na jakieś jedzonko. Pójdzie do jakiegoś klubu, czy sklepu i sobie popdjada.
- Będę musiał pomyśleć nad zdjęciem tej klątwy - powiedział zerkając na rudzielca. W oczach jednak krążyły mu zaczepne iskierki. Wiadomo, że chodziło mu o pozbycie się samej klątwy, a nie rudzielców, którzy go otaczali. Westchnął i przymknął oczy -i tak czeka mnie remont, to meble też można wymienić... - powiedział -byle kanarki przetrwały - dodał jeszcze. Siedział chwilę z zamkniętymi oczami. Tyle do zrobienia, a on był w tak beznadziejnym stanie. Będą musieli przesunąć termin zanim Yako nie wyzdrowieje na tyle, żeby nie zawadzać robotnikom. Co prawda mógł siedzieć w sypialni, ale gabinet też był do remontu, więc by mu to przeszkadzało bardzo. No i chciał też wymienić meble w sypialni, skoro już szaleć to szaleć. Stać go na to, a dawno nic nie zmieniał. Teraz miał współlokatora na stałe więc chciał trochę odświeżyć Norkę.
Uśmiechnął się delikatnie, trochę blado. Skoro to faktycznie był Schnee to faktycznie imię mogło pasować. Zastanawiało go to, czy faktycznie jest taki chłodny normalnie czy przez swój stan. Coś tam słyszał o tych lisach, ale nie wiedział ile z tego to prawda, a ile plotki. Zastanawiało go jednak jedno - Gaw...wiesz, może kiedy będę mógł go zobaczyć? - zapytał cicho. Chciał to wiedzieć...w końcu Bestia niby była jego ale...nie miał okazji jej nawet obejrzeć czy tak naprawdę pogłaskać. Można powiedzieć, że czuł się trochę jak ojciec, który przez swój stan nie mógł zobaczyć własnego dziecka. Może to dziwne, ale w końcu skoro to szczeniak to Lusian będzie musiał go wychować i dopilnować by doszedł do siebie oraz wyrósł na silnego zwierza i sprawnego myśliwego.
Syknął cicho gdy go znów kładli. Ale od razu westchnął z ulgą, gdy zdjęto mu maskę. Zamknął oczy i oddychał świeżym powietrzem, które napływało do sali. Było chłodne, przez co lekko zadrżał ale zrobiło mu się lepiej. W końcu też mógł poczuć jakieś zapachy, a dziwne rozluźnienie przechodziło. Naprawdę czuł się lepiej, choć noga faktycznie zaczynała go bardziej boleć. Ale co tam! Wytrzyma te kilka minut, nie jest jakimś mięczakiem.
Uśmiechnął się delikatnie, gdy Cień skradł mu całusa. Chciał więcej, ale wiedział, że niestety nie mogą sobie na to pozwolić. Nie tutaj, a tym bardziej nie przy świadkach.
Lekko się uniósł gdy Julia podnosiła trochę łóżko. Podziękował jej uprzejmie i przyjął ciasto. Wyglądało apetycznie. Herbata pachniała na całą salę, więc tylko zamruczał zadowolony. Była gorąca, więc niestety musiał poczekać, ale ciasto ochoczo spróbował. Wziął do usta kawałek i powoli przeżuł po czym przełknął - świetne - przyznał. Zaczął je ochoczo pałaszować. Ruchy miał powolne i niepewne, ale przynajmniej humor mu trochę wracał.
Słysząc słowa ukochanego, spojrzał na niego i przytaknął głową - pewnie jeszcze lekarze będą też z Tobą chcieli porozmawiać... - powiedział trochę niepewnie. Skoro miał mu pomagać to mogą chcieć go poinstruować co i jak. W końcu Lusian nie do końca ogarniał, a to oznaczało, że mógł coś źle usłyszeć, albo po prostu nie zapamiętać. A tak będą mieć pewność, że nawet jeśli nie mieszkają razem, to będzie do niego przychodził ktoś, kto wie w ogóle co ma z tym połamańcem zrobić - no i nie mamy jeszcze pewności, że mnie wypuszczą - dodał jeszcze, a w jego głosie można było wyłapać nutę smutku.Bane - 30 Grudzień 2017, 21:00 Po treningu szybko doprowadził się ładu, umył i starannie wypielęgnował. Miał przecież trochę czasu. Golenie i czesanie to standard, ale on dzisiaj dodatkowo przygładził siwą grzywę do tyłu, przez co wyglądał elegancko i profesjonalnie. Miał trochę zaczerwienioną twarz ale tym się nie przejął, bardziej obchodziło go jak ukryć szramę na szyi. Nawet mu się ona podobała, ale nie może przed Pacjentami świecić blizną po poderżnięciu gardła.
Ubrał więc czarny sweter z golfem, zakrywającym problematyczne miejsce. Czarne spodnie i skórzane sztyblety oraz oczywiście nowy zegarek dopełniły całości. Standardowo dał czadu z perfumami, ale dzisiaj wybrał te subtelniejsze, te droższe. Te eleganckie. Wypada się pokazać, nie?
Idąc w stronę Recepcji wziął z Magazynu czysty Kitel, włożył w kieszonkę mały notesik i długopis i poszedł zgłosić gotowość do pracy - wpisać się do zeszyciku Alice, która dbała o sprawdzanie obecności. Nie rozmawiał z nią długo, bo od razu przekazała mu Wypisy dla dwóch przybyłych wczoraj pacjentów. Lusiana Foxsoula i jego Bestii, Shnee. Dołączona była też notatka dla jegomościa imieniem Gawain. Bane doskonale wiedział kto to, bo pamiętał akcję z Hibernacją.
Poszedł do sali w której przebywali bez chwili zwłoki, zahaczając jedynie o salę zabiegową i zabierając ze sobą wózek na którym miał potrzebny sprzęt. Przeglądając dokumenty i pchając wózek wszedł do pokoju jak do siebie.
- Dzień dobry. - powiedział nawet nie racząc ich spojrzeniem, bo właśnie wczytywał się w opis schorzeń Aktora. Podniósł oczy znad karty dopiero po chwili i najpierw spojrzał na leżącego, połatanego mężczyznę, bo stanął w nogach jego łóżka.
Jego wzrok przykuł rudy łeb. A raczej dwa rude łby, chociaż ten uszaty można byłoby ładniej nazwać łebkiem, bo należał do Julii.
Spojrzał na nią zaskoczony ale okazał to jedynie szerszym otwarciem oczu i zamruganiem. Przeniósł oczy na filiżanki i ciasto, wciągnął dyskretnie zapach i przełknął ślinę. Po czym spokojnie zwrócił się twarzą do Lusiana, przebiegając wzrokiem po jego rudowłosym towarzyszu.
Uśmiechnął się samymi kącikami ust, oczy zmrużył w wyrazie totalnego znudzenia. Lekarz służbista. Takiego go pamiętał pan Keer i niech tak pozostanie.
- Nie spodziewałem się, że spotkam cię w Krainie Luster, Foxsoul. - powiedział drwiącym głosem - A jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, że przyniósł cię tutaj pan Keer... któremu obiecałem kiedyś gratisową rurę w... - spojrzał na drugiego mężczyznę badawczo, porzucając na chwilę uśmiech - W gardełko. - powiedział w końcu słodziutkim głosikiem - No właśnie. Syropek pomógł? - przekrzywił głowę uśmiechając się niewinnie.
Nie czekał na odpowiedź, po prostu przeszedł do rutynowych czynności związanych z Pacjentami po zabiegach. Przysunął sobie wózek bliżej Lusiana, odgonił gapiów machnięciem ręki i usiadł przy Aktorze na małym stołeczku. Założył sobie maskę na twarz i rękawiczki i westchnął patrząc na mężczyznę.
- Nieźle się przy tobie namęczyłem, Foxsoul, miej tego świadomość. I doceń to. - powiedział łapiąc go nieco brutalnie za szczękę i przysuwając do siebie. Gest pozornie wyglądał brutalnie bo Cyrkowiec tak naprawdę zrobił to zadziwiająco delikatnie. Pamiętał ich pierwsze spotkanie, uciekli z Bankietu i chyba dobrze się bawili, bo Bane na drugi dzień miał skurwysyńskiego kaca ale był zadziwiająco rozluźniony. Pewnie zaliczył kilka panienek, to mu napięcie zeszło. Niewiele pamiętał z tamtej nocy.
Przez chwilę nie odzywał do niego. Zmarszczył brwi i przejechał palcem po bliźnie. Staplery pewnie usunęła Julia.
- Nie najgorzej. - stwierdził chociaż nie był do końca zadowolony z pozostałości po ranie i staplerach, chociaż Tulka sprawiła się naprawdę ładnie. Ale tak to już jest, jak Chirurg Plastyk jest perfekcjonistą.
Przejechał na krzesełku i bezceremonialnie wsunął łeb pod cienką, szpitalną kołdrę. Z jednej strony odsłonił materiał, by światło oświetliło mu przyrodzenie Lusiana. Oczywiście wszystko zrobił tak, by inni nie patrzyli na narzędzie pracy Aktora Porno.
- Tak się śmiałeś z operacji plastycznych... - powiedział wolno, pochylając się nad kuśką i wyjmując pierwsze druciki - A teraz będziesz mógł pochwalić się nowym kutasem właśnie dzięki takiej operacji.
Był bezpośredni bo znał Foxsoula. A Keer niech sobie o nim myśli co chce, w tej chwili Medyk skupiał się na pracy a bywał wtedy niemiły.
Wyciąganie szwów zajęło mu sporo czasu, mimo, że postały mu tylko dolne partie ciała, ale jeśli Julia lub Gawain chcieli go zagadnąć, białowłosy urywał rozmowy bo wolał być w pełni skupiony na zabiegu. Wygładzał każdą bliznę, sprawdzając jej linię. Lusian już nie był taki piękny jak kiedyś ale przecież może przyjść za jakiś czas i poprosić o usunięcie blizn. Bane był w tym mistrzem.
Ciasto i herbata pachniały pięknie, Cyrkowiec pilnował się by się nie oblizać. Nie mógł ryzykować.
Po skończonym pierwszym etapie pracy, odrzucił sprzęt na wózek i nogą popchnął go by odjechał od łóżka Pacjenta. Wstał i zdjął maskę a następnie rękawiczki i wzdychając rzucił je na narzędzia. Westchnął zamykając na chwilę oczy.
- Nie będę pytał jak się doprowadziłeś do tego stanu, bo to nie miejsce i pora. - powiedział do Lusiana - Może omówimy to kiedyś po moim czasie pracy. Skoro przebywasz w Krainie Luster możemy powtórzyć scenariusz ze Świata Ludzi. Z tym, że tym razem nie będziemy się wymykać z Bankietu. - wyszczerzył się do niego drapieżnie - A teraz posiedź chwilę bez ruchu. Muszę cię do końca naprawić.
Pochylił się nad nim i położył ręce na jego nodze, tuż nad gipsem. Zamknął oczy i zmarszczył brwi, po czym użył mocy. Świetliste wzory na jego skórze zaczęły się poruszać i pełzać w stronę twarzy, zatrzymując się standardowo pod ustami, jakby się bały wspiąć wyżej.
Leczenie potrwało długo, nawet jak na możliwości Bane'a. Musiał się skupić na każdej małej, jeszcze nie domkniętej rance. Najgorsza jednak była noga.
Minęła dłuższa chwila zanim oderwał się od niego i dysząc jak po biegu, zrobił kilka kroków w tył. Spojrzał na Julię szukając u niej... zrozumienia? Szybko odwrócił wzrok. Nie, nie może okazać słabości. Był po treningu, trochę się zmachał, dostał po ryju od Jaśka... ale nadal mógł pracować. Musiał pracować. Dużo. Zwłaszcza teraz gdy...
- Gotowe. - powiedział zachrypniętym głosem i odchrząknął by pozbyć się chrypki. Do pokoju weszła Marionetka bez twarzy niosąc parę ładnych kul dla Pacjenta i Bestię w transporterku, zawiniętą w koce.
- Panie Keer. - zwrócił się do rudowłosego mężczyzny, patrząc mu w oczy - Noga pana Dłużnika jest podleczona, ale nadal nie może w pełni na niej stawać. Gips usztywni ją do czasu kiedy całkowicie się zrośnie. Kule są niezbędne, w razie występowania dolegliwości bólowych proszę posiłkować się zołami. Słyszałem, że zna się pan na tym, więc dobór mieszanek pozostawiam już panu. Najwyżej go pan otruje, ale to już nie sprawa Kliniki. - uśmiechnął się kącikiem ust a złośliwa iskierka fiknęła koziołka w jego oczach - Ale wydaje mi się, że trucie nie będzie opłacalne, skoro Lusian zawdzięcza panu życie. - przesunął wzrokiem na Lusiana i wyszczerzył do niego zęby.
Wyjął z kieszeni papiery. Spojrzał w przelocie na Julię i skinął jej głową, po części dziękując za zajęcie się Pacjentami, po części chcąc dać znać, że cieszy się z jej obecności, mimo, że ją chwilowo ignoruje.
- Tutaj są wypisy, możecie wracać do domów. - powiedział z powagą - Za jakiś czas zapraszam jednak na kontrolę. Kiedy? To już sami panowie zdecydują. Chciałbym sprawdzić nogę i resztę, bo jestem w stanie wyobrazić sobie jakim dyskomfortem dla tak... utalentowanego Aktora jest posiadanie niesprawnej... kończyny. - spojrzał na papiery po czym kącikiem oka na Lusiana a potem spod jasnych rzęs na Keera.
Złożył na dokumentach podpis, ładny, zamaszysty i wręczył wszystko rudowłosemu mężczyźnie.
- W transporterze Shnee, z tyłu, w małej zasznurowanej torebce znajduje się recepta na specyfiki, jakimi postawicie zwierzaka na nogi. Oczywiście też na bazie ziół, bo nie możemy ryzykować podanie silniejszych substancji istocie magicznej. W razie wątpliwości co do wykonania specyfiku, zapraszam do nas, do Kliniki. Nasi Aptekarze pomogą przygotować leki ale... Personel wspominał, że zna się pan na tym lepiej od naszych Marionetek. - uśmiechnął się do niego trochę sztucznie, bo oczy zdradzały znudzenie.
Był zmęczony. I zestresowany. O tak... i to bardzo. Ledwo trzymał się swojej bezpiecznej maski Służbisty.
- To wszystko. - powiedział w końcu - Nie przemęczaj się, bo cię znajdę i nakopię do dupy, jak się dowiem, że nasza praca poszła na marne. - dodał, kierując słowa do Lusiana - A pan otrzyma ode mnie obiecaną rurę, jeśli się dowiem, że pana Dłużnik zamiast odpoczywać, uprawia dzikie harce na fujarce.
Pozbierał wszystkie swoje rzeczy, Marionetka wypchnęła wózek. Lekarz zatrzymał się jeszcze w drzwiach, opierając dłonią o framugę.
- Julio, Dyrektor wyjechał w sprawach służbowych. Ja dowodzę. Możesz nieco odetchnąć. - powiedział z powagą, ale przekaz był jasny, chciał by odpoczęła - Zdrowia życzę panowie. I może następnym razem spotkamy się w bardziej sprzyjających okolicznościach.
Pomachał im z miłym uśmiechem po czym wyszedł i zabrał się za resztę obowiązków. Skoro Dyrektor był nieobecny, on, Ordynator, przejmował jego obowiązki i chciał sprawdzić się w tym jak najlepiej.
ZTTulka - 31 Grudzień 2017, 01:03 Słuchała ich wymiany zdań - pewnie jak tylko lekarze uznają, ze może pan wracac do domu. A jeśli pan wyjdzie dzis, No to na pewno niedługo zobaczy pan podopiecznego - uśmiechnęła sie nieśmiało. Nie chciała sie wtrącać, ale w sumie chyba miała do tego prawo. Miała nadzieje, ze wypuszcza Aktora. Nie tyle dlatego, ze pewne da sobie sam rade, ale tez dlatego, ze wdać było, ze nie czuje sie za dobrze, psychicznie. Widziała, ze sie denerwuje i stara sie byc czujnym. Jeśli pochodził stad to nie dziwiła mu sie, a leki tylko utrudniały mu zadanie. W końcu otępiały jego ruchy.
Uśmiechnęła sie słysząc, ze Pacjentowi smakuje ciasne. Życzyła mu smacznego i szybko uwinęli sie z rudzielcem. Nie wpisywała go w kartę, w końcu o tylko małe rozcięcie. No i nie użyła żadnych leków. To jak korzysta ze swojej mocy nie powinno byc problemem o ile nikomu nie szkodzi i nie to o tak, by nie miec siły na prace. Teraz odpowiednio dawkował moc. Żeby nie osłabnąć, robiła to po kolei, żadnego popisywania sie umiejętnościami. Dopiero przy tatuażu pozwoliła sobie na popis, ale związany z jej umiejętnościami plastycznymi.
Gdy tylko usiadła i zabrała sie za ciasto, do sali wszedł Bane. Odpowiedziała mu niechętnie na powitanie i unikała jego szoku. Skupiła sie całkowicie na cieście. Słuchała wszystkiego i za całej siły powstrzymywała sie, żeby nie skomentować slow lekarza. Jadła po prostu swoje ciasto. Słuchała go uważnie, zapamiętując wszystko dokładnie, jakby miała cos powtórzyć, czy zapisać.
Zainteresował ja mały Schnee. Nie widziała nigdy szczeniaka i zaglądała z ciekawosci do transporterka.
Zacisnęła zeby widząc jak to leczenie wykończyło chirurga. Co sie z nim dział? Przeciez nie powinien miec z tym żadnego problemu. To nie było nic wielkiego, w szczególności, ze nie leczył całkiem operowanej nogi. Nic jednak nie powiedziała. Ona była tylko dzieckiem, które nie ogarniało świata i tylko bawiło sie w lekarza. W końcu to tak straltowal ja bialowlosy.
Skinęła mu głowa ze rozumie. I tak miała isc po ozdoby. Dużo nie kupi ale zawsze cos. Musiała zaopatrzyć sie w czarny tusz, na tatuaż Cienia.
Gdy lekarz poszedł, zebrała kubki i talerzyki. Powiedziała, żeby Gaw jak tylko wroci, poprosił o wózek i zabezpieczenie na gips w recepcji. W końcu pan Foxsoul nie da rady sam poruszać sie o kulach. Ie teraz. Gdy dopiero co go zaleczyli.
Życzyła im powrotu do zdrowia oraz miłego dnia. Powiedziała, ze miło było ich poznać i poszła zając sieinnymi rzeczami oraz odnieść brudne naczynia do kuchni.
Wzięła tez oczywiscie swoj sprzęt.
ZTGawain Keer - 2 Styczeń 2018, 22:55 Poczuł w sercu miły ucisk. Jego żywiciel był z niego wyraźnie zadowolony. Istniała więc choć jedna rzecz, w której nie ustępował pola Aeronowi, a przynajmniej śmiał tak podejrzewać. Jego konkurent o miano partnera i kochanka Yako chyba nigdy nie odwiedził Świata Ludzi, jeśli wierzyć w jego słowa. A to Cień czynił z prawdziwą niechęcią. Nie miał jednak innych źródeł. Wypad z Gopnikiem okazał się chyba najgorszym pomysłem ostatnich lat. Nie uzyskał żadnych informacji, a do tego przypadkiem spiknął się z Lisem. Co prawda wyszedł z łazienki z poważną raną, ale mimo wszystko zadowolony. Kolejny na czarnej liście.
- Teraz będę jeszcze w domu, więc jeśli będziesz czuł się na siłach, to może byś mnie trochę podszkolił? - zasugerował. Uwielbiał spędzać czas z ukochanym, nawet gdyby mieli tylko siedzieć na kanapie i trzymać się za ręce.
Jego brwi powędrowały w górę, gdy usłyszał o złocie. Kitsune naprawdę musiał daleko zawędrować i ładnie nabałaganić. Koń, szczeniak bestii z samych Kryształowych Pustkowi, a do tego złoto i pełno ran. Keer mógł mieć tylko nadzieję, że komukolwiek to wszystko zajumał, to zadbał o to, by nie niepokojono ich więcej. A może Yako chciał pokazać tym wyskokiem, że Gawain nie jest jedynym posiadającym sekrety i tajemnice? Szkoda, że sny nie powiedziały mu więcej.
- Dobra, jasne – mrugnął do niego porozumiewawczo. Weźmie jakieś japońskie ciuchy. Te były ciepłe, luźne i przede wszystkim wiązane, więc łatwo będzie je włożyć i zdjąć nie przejmując się gipsem. Już widział minę zniecierpliwionego woźnicy i słyszał jego bzuczenie na guzdrającego się rudzielca, gdy będzie wybierał garderobę i niósł całe naręcza koców i poduch.
Wiedział, że dwa karmienia może brzmiały jak przesada, ale to nie on narzekał, że jest wiecznie głodny. Lis nawet mówił, że nie pobiera zbyt wiele energii. A teraz był połamany i słaby. Ten tydzień zleci im szybko. Pewnie obaj będą spali praktycznie non-stop. Yako zmorzy ból, a jego zmęczenie w czystej postaci.
- Zaraz wykończył. Przecież nasz układ działa, po prostu spałbym więcej i tyle – wzruszył ramionami i pociągnął nosem. Miał dużo przeciwko wypadom Kitsune na jego „polowania”, ale nie mógł mu ich zabronić. Starał się je odrobinę ograniczyć, a i stan zdrowia jego kochanka nie będzie pozwalał na dzikie wygibasy w klubie, ale nadal nie była to sytuacja idealna.
Uwaga o pozbyciu się klątwy wywołała u Gawaina falę sprzecznych uczuć. Niby wiedział, że to żart, ale... i tak zabolało. Nienawidził tego słyszeć. Pozbyć? Klątwy? Mnie? Nie chce mnie już? Patrzył na Lisa z mordem w oczach i głupkowatym uśmiechem na twarzy. Nawet parsknął lekko rozbawiony tym tekstem, ale nie poruszył się nawet o milimetr, jakby zapragnął dołączyć do grona Marionetek. Do tego remont... "mnie". Nie "nas".
- Myślałem, że mam Ci pomagać... - Gawain burknął z wyrzutem w głosie. Był szczerze zawiedziony. Znów pomijano go w planach. Przydatny, uczynny Gawain. Raniące, ale lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu. Odetchnął ciężko i potarł czoło. - Myślę, że ich nie zeżre. Ech.. zostawię Ci klucz, żebyś mógł je przetransportować do mnie, gdyby mnie nie było. Ale to tak za tydzień, więc spokojnie - odparł, choć on wcale spokojny nie był. Wokół Yako kręciło się sporo osób i tak pewnie pozostanie przez resztę dnia, a on będzie musiał go tu zostawić. Co będzie, gdy wyjedzie? Znów pójdzie do Ciernia? On będzie patroszył kolejnych nieszczęśliwców, a Yako pójdzie na "obiad"?
- Niebawem. Pewnie jak tylko Cię do kupy poskładają... Czemu go ze sobą wlokłeś taki kawał? - zapytał równie cicho. Chciał wiedzieć coś więcej. Coś co pozwoliłoby mu zrozumieć, dlaczego jego ukochany wygląda jak wygląda. Kto mu to zrobił, dlaczego, po co? Czy to jakiś chory żart? Kara?
- Uhm... racja - mruknął i dopiero potem przemówił, bo właśnie upijał łyk herbaty, lecz było słychać wręcz nieopisaną przyjemność płynącą z samej wizji rychłego spotkania. Och, jakże się cieszył. Pewnie kolejne przesłuchanie. Litości.
- Nawet jeśli nie, to będę tu codziennie. Dzięki uprzejmości Dyrektora dano mi nawet ubrania na zmianę na całe trzy dni - przyznał ze spokojem. Nie ruszyłby się stąd. Wywaliliby go drzwiami, to wszedłby oknem. A nawet jeśli nie, to pracownicy Kliniki potrzebowali snu.
Nie dano mu raczyć się herbatą w spokoju zbyt długo, gdyż do sali wszedł Bane. Zaczytany i zaabsorbowany lekarz nawet nie spojrzał w ich kierunku. Nieprofesjonalne zachowanie, ale Keerowi to nie wadziło. Im mniej lampienia się na nich, tym lepiej. Za to zapach prawie zwalał z nóg. Zdecydowanie za mocny na tak małe pomieszczenie. Cień przywitał się z nim krótko i odłożył swój kubek na stoliczek.
Gawain zmarszczył brwi, gdy wargi mężczyzny o jadowicie zielonych źrenicach znów zaczęły się poruszać. Herbata nadal była gorąca, a Cień zapragnął wlać ją prosto w tę niewyparzoną gębę. Mogli się z Lusianem znać, ale nic nie dawało mu prawa mówić do nich tak pogardliwym tonem.
- Nie byłby w ogóle potrzebny, gdyby mnie pan nie intubował - odparł chłodno. - A insynuacje proszę zostawić na inną okazję... jakoś nie jest mi do śmiechu ze świadomością, że ten kto zrobił to wszystko Lusianowi jest jeszcze na... wolności - dodał. Na usta pchało mu się "na chodzie", ale jeszcze by się go bardziej uczepili.
Na machnięcie dłonią posłusznie ustąpił lekarzowi miejsca, ale nadal dyskretnie obserwował jego poczynania. I dobrze, bo ten facet przeginał. To nie był delikatny dotyk przeznaczony dla pacjenta. - Zniweczysz "swoje" dzieło - warknął chwytając Bane'a za ramię. Uścisk był pewny i kamienny. Puścił go jednak widząc, że nie zanosi się na nic więcej.
Potem starał się nie patrzeć na Bane'a. Wiedział co robi. Gdyby tylko się odwrócił, to puściłyby mu nerwy i po prostu wywaliłby go za drzwi. Tylko wtedy Yako niepotrzebnie cierpiałby katusze. Stał więc z rękoma splecionymi na piersi i gapił się Tulce prosto w oczy. Był wściekły i nawet nie starał się tego ukrywać.
- Przynajmniej nie klnij! - warknął na wyszukane słownictwo Bane'a, lecz nadal stał odwrócony do nich plecami. Zerknął na Yako, gdy usłyszał toczenie się wózka, po czym zmrużył oczy, bo Blackburn jarzył się prawie cały. Jednak Cień nie spoglądał na wzory, a na Lisa. Codziennie będę spotykał jego kochanków i kochanki...byłych, teraźniejszych i przyszłych.
Odetchnął głęboko, zbierając w sobie resztki cierpliwości. Miał jej jednak zbyt mało, by odpowiedzieć bez przekąsu w głosie. - Och, bo wcale go już wcześniej nie składałem. Gdyby nie ja, pewnie odwiedziłby państwa co najmniej trzykrotnie, jeśli w ogóle dałby radę tu dojść. Tak, z pewnością go otruję, żeby mieli państwo co ratować i na kim zarabiać - przewrócił oczami i przyjął od Marionetki zwierzaka. Podziękował jej uprzejmie, nadal groźnie łypiąc na Bane'a, który zwyczajnie go wkurwiał. Otruć Yako. Też coś. Dostałby nagrodę Nobla z rąk samej MORII, gdyby powiodła mu się ta sztuka.
Gdy Zombiak tak sobie gadał, Keer po prostu patrzył na niego bez entuzjazmu. Zacisnął tylko szczęki i pięści. Miał ochotę wpierdolić knykcie w dna jego oczodołów. Praktycznie wyrwał podpisane przez niego papiery i schował je do kieszeni.
Obszedł Bane'a i położył transporter na łóżku Yako z niezwykłą ostrożnością jak na taką nerwowość ruchów. - Mówiłem, że rychło go ujrzysz - oznajmił krótko, by znów musieć spojrzeć na tego zawszonego elegancika. - Alice wspominała, że brak wam zielarza. Obawiam się, że na tę chwilę tak pozostanie - odpowiedział bez zbędnego wdawania się w szczegóły.
Słysząc, że to już koniec rozluźnił się, ale Bane znów pozwolił swojemu oślizgłemu jęzorowi wypełznąć z pomiędzy zębów. Gawain zwiesił głowę i pokręcił nią. Uśmiechnął się nerwowo.
- A ja usłyszę jeszcze jeden taki tekst i pan fujarki już miał nie będzie. Najpierw źle, bo ja go przywiozłem w takim stanie, jakby to była moja wina, a potem, że mam go pilnować. Lepiej sobie to wszystko poukładajcie, bo zaraz się pogubicie... - żachnął się i odprowadził Blackburna wzrokiem. Chętnie by mu pomachał, ale fakalcem. Nie był jednak tak niedojrzały, by robić to przy nim. Julii również życzył miłego dnia, choć oschłym, zmęczonym głosem. Drzwi zamknęły się cicho i dopiero wtedy Cień zamachał do nich środkowym palcem. Miał powyżej uszu tej zasranej Kliniki. Anomander i Alice go przesłuchiwały, Cierń prowokował podobniej Bane, a Julia prawie ich wkopała. Pięknie. Jeśli jego noga kiedyś tu postanie, to jedynie w wypadku zagrożenia życia Yako lub swojego własnego.
Podszedł do Demona i usiadł na skraju łóżka. - Pojadę teraz i wszystko załatwię... - wyszeptał i pogładził Lisa między uszami, po czym nachylił się ku niemu, by go pocałować. Na moment przysłonił sobą cały świat. Był delikatny i czuły. - A teraz śpij sobie słodko albo zapoznaj się z tym jeżem. Wrócę niebawem. Ani się obejrzysz i będziemy w domu - dodał i jeśli Yako chciał to założył mu maseczkę. Następnie wstał i zebrał wszystko.
Posłał Kitsune smutny uśmiech i udał się w stronę drzwi.
Z/TYako - 3 Styczeń 2018, 13:08 - Bardzo chętnie, ale daj mi chociaż dzień na przywyknięcie do sytuacji- poprosił cicho. Musiał odpocząć, rozbudzić organizm, bo ten gaz był wkurzający jak mało co. Będzie musiał znów uczyć się chodzić o kulach i nauczyć poruszać po Norce. Tam nigdy nie był w takim stanie i w sumie nie pomyślał nawet o tym, że kiedyś się w takim znajdzie.
Uśmiechnął się w podziękowaniu, gdy Gaw zgodził się przynieść złoto. Widział, że ten się zdziwił, ale średnio miał teraz siły by to tłumaczyć. Musi dojść choć trochę do siebie, choć Gaw pewnie i tak mu nie uwierzy, w większość historii, jaka spotkała Demona.
Westchnął, widząc jak mimika jego Cienia się zmienia. Znów powiedział coś nie tak -chcę, żebyś mi pomógł...ale jednocześnie nie chcę Cię obarczać kolejnymi moimi problemami - przyznał - już i tak będę potrzebował pewnie niańki przez najbliższe dni...a do tego gdybym miał Cię jeszcze męczyć remontem... - opuścił smutno wzrok. Kiedyś umiał rozmawiać i z kobieta i z mężczyznami. Z Keerem jakoś nie potrafił. Miał wrażenie, że co chwila mówi coś, co rudzielec źle odbiera, albo sam mylnie interpretuje jego słowa. Był stary i chciał jak najlepiej, ale to, że mu to nie wychodziło, odrobinę go dołowało.
Przytaknął mu głową i uśmiechnął się delikatnie. Był mu naprawdę wdzięczny za pomoc.
Chciał już zobaczyć tego malucha. Przyjrzeć mu się. Przecież nie miał okazji, a skoro to on go wygrał to będzie musiał się nim zająć. Nie miałby serca by porzucać szczeniaka. Gdyby to było dziecko to prędzej by się odwrócił czy je dobił. Natura zawsze była dla niego wyżej w hierarchii, więc zwierzęta były w jego oczach o wiele bardziej warte ratowania niż inne istoty. Przynajmniej jeśli chodzi o kogoś, kto nie jest jego Gawem.
- Mówiłem Ci...dostałem go w nagrodę to miałem go wyrzucić gdzieś po drodze? - zapytał cicho -[color=#744ae8] poza tym...myślałem głównie o tym by wrócić do domu...a nie co zrobię z maluchem w torbie - przyznał odwracając na moment wzrok w kierunku okna.
Spojrzał na Lekarza, gdy ten wszedł do sali. Zmarszczył brwi, ale starał się jakoś zachować spokój. Przywitał się z nim grzecznie, ale nie odrywał od niego wzroku. Położył lekko po sobie uszy, słysząc, że Bane średnio ma ochotę zachowywać się w pełni profesjonalnie. Normalnie by to pewnie Demonowi nie przeszkadzało, ale teraz miał problem, by być miłym dla Julii, a ten jeszcze go denerwuje - mieszkam tu dłużej, niż Ty istniejesz - powiedział niebezpiecznie spokojnym głosem -przeprowadziłem się do Krainy Luster wraz z siostrą jakieś pięćdziesiąt lat temu - wyjaśnił. Bardziej ciekawiło go co tutaj robi ten doktorek, który był tak mocno zabujany w swoim samochodzie. Tutaj takowe nie istniały. Blackburn po prostu pewnego dnia zniknął z jakichkolwiek radarów. Lis szukał jakiś informacji, ale nic nie znalazł. Nie przejął się tym jednak jakoś szczególnie. Ludzie pojawiają się i znikają, więc nie było sensu ich rozpamiętywać. Oczywiście były wyjątki, ale nie było ich zbyt wiele.
Położył po sobie uszy -co jest dziwnego w tym, że przywiózł mnie tutaj narzeczony mojej siostry? - zapytał. Wiedział, że oskarżał Gawa o pobicie Luci, ale pozwalał sobie na zbyt wiele - pojechałem w takim stanie do domu, więc nie dziw się, że akurat on mnie przywiózł - dodał jeszcze. Był śmiertelnie poważny. Jego twarz nie wyrażała nic, a źrenice znów były wąskie. Gaw mógł spokojnie zauważyć, że Demon z trudem kontroluje swoją naturę. Był rozdrażniony przez ból i całą tę sytuację, a do tego ten szczyl postanowił wykorzystać to, że się znają. gdyby nie to oraz nie to, że Yako potrzebował jego pomocy, pewnie już by stąd uciekł piszcząc jak dziewczynka.
Warknął groźnie i zjeżył się, gdy Chirurg chwycił go za szczękę - uwierz mi, doceniam. Gdyby tak nie było, to już byś nie miał tej ręki - powiedział i uśmiechnął się drapieżnie. Zniknął ten milusi lisek, którego Bane miał okazję poznać kilka lat temu. Ten był groźny i spokojny. Skupiony. Nie odrywał wzroku od Białowłosego i było widać, że jego ogon delikatnie porusza się pod przykryciem. Uszy miał lekko opuszczone. Ktoś z niewprawnym okiem uznałby go za zrelaksowanego, ale czy Gaw da radę zauważyć, że Demon dokładnie obserwuje swojego rozmówcę? Lusian widział jak Cień się wkurwia. Nie uspokajał go jednak, wierzył, że rudzielec będzie nad sobą panował na tyle by nikomu nie przywalić.
- Śmiałem się z ludzi, którzy wciskają sobie jakiś syf w ciało, żeby wyglądać piękniej, a nie z sytuacji koniecznych takich jak wypadki, rany czy po prostu mocna deformacja ciała - powiedział i poprawił się na poduszce. Jedną rękę oparł o swój tors, a drugą podparł podbródek, uśmiechając się cały czas tajemniczo. Źrenice nadal były wąskie, a mięśnie w końcu powoli zaczęły odpowiadać na to co im nakazywał właściciel.
Wyszczerzył swoje demoniczne uzębienie, które wyglądało teraz bardziej imponująco niż w Świecie Ludzi. Tutaj przecież nie musiał go aż tak ukrywać -proszę bardzo, chętnie powspominam - powiedział. Widać było, że coś kombinuje - i wiesz co? Mam nawet nagranie z tej imprezy w Luxie, może wydrukuję trochę ciekawszych scen i pośmiejemy się z tego? - zapytał. Patrzył mu prosto w oczy. Ciekawiło go jak zareaguje na zakończenie tej imprezy. Wiedział, że doktorek tego nie pamięta i trzeba będzie mu odświeżyć pamięć.
Siedział spokojnie, tak jak Lekarz mu nakazał. W końcu co miał robić? Nie miał nastroju na wygłupy. Wpatrywał się w Blackburna, mrużąc lekko oczy. Jego również raził blask jego tatuaży. Był o wiele bardziej intensywny i drażniący niż ten Julii. Znów czuł ciepło i mrowienie.
Podniósł uszy, gdy do sali weszła Marionetka z maluchem. Tak bardzo chciał go zobaczyć, ale nie mógł zachować się jak małe dziecko. Musiał jeszcze chwilę poczekać. Słowa o gipsie mu się nie spodobały. Spojrzał niepewnie na rudzielca. Znów będzie dla niego tylko ciężarem. Sam przecież nie będzie mógł się nawet umyć. Może poruszać po Norce tak, ale nic więcej praktycznie...no...jeszcze uda mu się załatwić swoje potrzeby - Kawai baka yaro- powiedział słodkim głosikiem -nawet nie wiesz ile miał już okazji, żeby mnie otruć. I powiem Ci, że jak na razie ufam mu bardziej niż wam. Bez urazy - spojrzał na Lisicę i uśmiechnął się przepraszająco. Ale nie sądził by miała się na niego zdenerwować przez to. Czuł jednak, że też jest coś nie tak między nią a lekarzem, więc starał się być chociaż dla niej miłym. W końcu zrobiła dla niego o wiele więcej niż musiała.
Zaśmiał się na tekst o kończynie -nie grałem w filmie, w którym bym tego potrzebował od prawie trzech lat. Poczekają jeszcze rok i powiem Ci, że do tego czasu nie będzie ani śladu po tym co się stało - uśmiechnął się szeroko i uniósł lekko głowę, pokazując swoją pewność, że tak się stanie. Nie potrzebował chirurga plastycznego do pozbycia się blizn. W końcu jego ciało powinno być nimi całkowicie pokryte po tylu latach. Po walkach jakie stoczył, po ranach jakie otrzymał w różnych okolicznościach. Przecież nawet nie ma na nim śladu po tym, że miał poważny wypadek dwa lata temu. Trzeba było obejrzeć jego kości by dojść do tego, że to nie jest zmyślona historyjka. Albo po prostu poszukać w starych gazetach lub na internecie.
Słuchał uważnie Lekarza, ale w międzyczasie przyglądał się maluchowi, który wyciągał w jego stronę nosek. Wsunął palec między szczebelki i pacnął go nim po nochalu, na co Lisek prychnął tylko i odwrócił się do niego tyłkiem -kawai- zaśmiał się demon.
Westchnął ciężko, słysząc jak Cień się denerwuje. Spojrzał na doktorka - ten rudzielec i tak nie da mi się ruszyć nigdzie bez jego wiedzy, więc nie wiem co bym musiał zrobić, żebyś spełnił swoją groźbę - powiedział spokojnym, choć nieco znużonym głosem -ale chętnie kiedyś zobaczę jak mi nakopiesz do tyłka. Ciekawi mnie ile wytrzymasz w takim sparingu, nawet jeśli nie będę jeszcze w pełni sprawny - powiedział, rzucając mu tym samym wyzwanie.
Skinął mu głową na pożegnanie i pomachał pielęgniarce, dziękując jeszcze raz za pomoc. Gdy zostali już sami, westchnął rozluźniając się -co temu szczylowi odbiło. Wiem, że razem byliśmy na imprezie, ale to nie znaczy, że może puszczać takie teksty, w szczególności iż wie, że nie działają na mnie leki przeciwbólowe, więc będę bardziej rozdrażniony.- Dopiero teraz poczuł chłód, bo przez Bane'a podgrzał trochę temperaturę pokoju - zamknąłbyś okno? Trochę mi zimno- poprosił, uśmiechając się delikatnie.
Przytaknął mu, że rozumie -mam prośbę...czy prócz ubrań i złota mógłbyś coś jeszcze przynieść? - zapytał i zamruczał czując rękę kochanka na swojej głowie, a następnie pocałunek -weź też drugi, mniejszy mieszek ze złotem dla Pielęgniarki. W garderobie na górnej półce, po damskiej stronie jest takie niebieskie pudełko eleganckie, z rękawiczkami. Weź je proszę i weź też jakąś ładną torebkę na prezenty- wymienił i pogładził go dłonią po policzku - i nie martw się. Nie chcę jej podrywać. Jest dla mnie za smarkata, nie dobieram się do dzieci- powiedział i sam lekko się uniósł i pocałował kochanka -chcę jej tylko podziękować i może trochę wkurzyć doktorka- zaśmiał się krótko i uścisnął jeszcze dłoń Cienia -kocham Cię i dziękuję za wszystko co dla mnie robisz- powiedział szeptem -będę na Ciebie czekał - dodał jeszcze. O maskę nie prosił, nie chciał jej nawet widzieć na oczy.
Gdy tylko Dręczyciel opuścił pokój, Demon zajrzał do transporterka -hej Yuki - powiedział łagodnym głosem. Podciągnął się na łóżku z lekkim trudem, by usiąść wygodnie i otworzył pojemnik z lisem. Wyciągnął go i obejrzał. Położył po sobie uszy, widząc w jakim jest stanie -widzę, że będzie Cię trzeba wykarmić, ale nie martw się. Wyrośniesz na ślicznego, dużego potworka, już ja się o to postaram - powiedział i zaczął mu miętosić uszy. Schnee początkowo się opierał, ale w końcu chyba mu się spodobało, bo zwinął się w kłębek, nadal otulony kocami i zasnął. Demon po dłuższej chwili dołączył do swojego nowego podopiecznego.