Anonymous - 28 Marzec 2011, 17:30 Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy...
Tak właśnie dla zabicia okropnej nudy (aczkolwiek nie dawało to żadnych większych efektów, poza całkowitym odizolowaniem się od reszty świata) odliczała sobie w myślach panienka, idąc przy okazji w tymże tempie. Tak, tak, trwająca od dłuższego czasu samotność niezmiernie ją denerwowała. Chętnie pobawiłaby się z kimś, o, tak, wbrew swej rasowej naturze, by udowodnić kolejnej istotce, że to ona jest "naj", a cała reszta to tylko dodatki do jej przesłodkiego, idealnego świata, zabawki, mające cieszyć jej oczy i dłonie. Acz, jak już wspomniałam, nie było ku temu okazji.
Nagle wyczuła ostry, miętowy zapach, tak mocny, że aż jej twarzyczka wykrzywiła się w okrutnym grymasie. Stanęła gwałtownie, przytykając dłoń do nosa w geście zdegustowania. Przez chwilę pociągała nosem, aż przywykła do tego mdlącego aromatu, i ruszyła dalej.
Gdzieś w głębi lasu ktoś bezczelnie do siebie gadał, acz nie były to ot, zwykłe, głośne rozważania. To brzmiało tak, jakby rozmawiały dwie osoby, acz Alice była pewna, iż znajduje się tam tylko jedna... Tak czy owak postanowiła to sprawdzić. Przyspieszyła nieco kroku, nadal jednak zachowując obojętność i spokój. Nie zwracała już uwagi na zapach płynący od drzew; teraz, po dłuższej chwili obcowania z nim, stał się on w zasadzie przyjemny i dodający miłej atmosfery temu lasowi.
Panienka przystanęła tuż za jednym, z drzew, opierając się o nie plecami i ukradkiem zza niego wyglądając, by przyjrzeć się lepiej dobrze widocznej na tle mroków lasu, osobliwej personie. Miała (czy też miał, w odniesieniu do rzeczywistej płci) ubranie, włosy i tęczówki w tak jaskrawych kolorach, że aż oczęta Alice zaczęły pobolewać i musiała zacząć intensywnie mrugać, by po policzkach nie popłynęły jej zwilżające gałki oczne łezki. Potarła je ręką i wróciła do obserwacji, usilnie starając się pozostać niezauważona, aczkolwiek biorąc pod uwagę jej jasną cerę, włosy i białą koszulę były to dość żmudne starania i ów okropnie rażący w oczy wyglądem gość mógł ją zauważyć kiedy tylko miał na to ochotę. Problem w tym, że ona nie miała. Oto jedna z sytuacji, gdzie kompromis jest niestety rzeczą niemożliwą. Z drugiej strony, samo zauważenie jej to był pikuś - gorzej, gdy póki co nieświadomy jej istnienia towarzysz zechce się zeń zapoznać i okaże się być zupełnie odeń odmienny swym charakterem - brr, może być nieciekawie. Chociaż, byłaby to miła odmiana. Odwołuję - jednak będzie ciekawie. Ale nie schodzić się, jakby to było jakieś widowisko, bo w ogóle się nie odbędzie. Alice wolała załatwiać wszystkie sprawy w samotności. No, ale nie spekulujmy, skoro jeszcze nic się nie dzieje. Poobserwujmy dalej...Anonymous - 28 Marzec 2011, 19:04 -Tup, tup tup. Dziś odwiedza z Fusów Gaj, pewna osoba. Pójdź i ja poznaj..
Podśpiewywała sobie persona siedząca w połowicznej ciszy cały czas wpatrując się wgłąb zagajnika. Ta część całej sytuacji była co jakiś czas "aktualizowana", poprzez dodawanie coraz to nowych kresek w szkicowniku Artysty. Sam nie był w stanie uznać swoje dzieła za jakakolwiek odmianę sztuki, jednak były osoby w tym świecie, które ów twórczość doceniały. Obok niego rósł sobie spokojnie miętowy krzaczek, który rozprzestrzeniał ostra woń dookoła, jednak sam Baśniopisarz nie robił z tego większego halo, z tego względu, iż uznawał wszelkie stworzenie matki natury, nawet zapachy, jako coś pięknego. Wszystko wydawało się w jak najlepszym porządku. Włosy tańczyły z wiatrem, oczy wpatrzone były w kartkę z wielkim skupieniem, a ręka Saichiego delikatnie muskała już rozpoczęty malunek, trzymając pędzel. Tak jak już wcześniej było wspomniane, to tylko pozory. W końcu ktoś z takim charakterem ni mógł być normalny i w spokoju siedzieć na Niby-kamieniu - takim właśnie połączeniem określał to, na czym siedział.
-A może jednak?
Znów ten sam "drugi" głos wydobywający się z ust malarza, jednak tym razem sformułował on pytanie. Obydwoje dobrze wiedzieli czego tyczy, tak więc jedno z ocząt, tak pstrokatych i nienaturalnie kolorowych, spojrzało w stronę Panienki kryjącej się za drzewem. Nie było powodu do tego, żeby wykonywać czynności naruszające wszelka prywatność tejże istoty, tak więc ciało tego... dziwaka, nawet nie drgnęło z miejsca czekając na jakąkolwiek reakcję oddalonej postaci.Anonymous - 28 Marzec 2011, 19:54 Tak patrzyła i patrzyła, i nie udało jej się zarejestrować swymi srebrzystymi oczętami nic poza tym, iż owa postać jest bardzo, ale to bardzo osobliwa, lubi podśpiewywać niezbyt wyszukane piosenki i plamić sobie dłonie farbą, a fe. Alice nigdy nie przepadała za takimi artystycznymi duszyczkami, które wszędzie chodzą z farbami, kredkami i kartkami, i które ciągle są czymś zajęte. No bo przecież ona zasługuje na całą uwagę otoczenia i bezgraniczne uwielbienie, ot, co! Ale w granicach rozsądku, proszę, bo ona za natrętami też nie lata z wianuszkiem kwiatków - prędzej już z nożykiem lub czymś ciężkim, aby jego śmierć była jak najdłuższa i jak najbardziej bolesna. Zapewne gdyby można było przeżyć własną śmierć (ale się nie da, bo to paradoks sam w sobie, a Alice nie zabija przy świadkach), osoby, które czegoś takiego by doświadczyły uciekałyby przedeń za samą linię oddzielającą niebo od ziemi - czyli językiem poetów i reszty zgrai tych błaznów, którzy w dniu sądu ostatecznego mogliby zostać zabrani na samym początku, horyzont.
Mięsień znajdujący się pod prawym okiem panienki zaczął drgać. Nie wiadomo, czy to były jakieś tiki nerwowe, czy też zaplanowany ruch (o ile coś takiego w ogóle kwalifikuje się do ruchów), nieważne - zdradzało w każdym razie niesamowite obrzydzenie, czy co tam jeszcze się z nim łączy - w każdym razie w owej chwili zbiornik na nerwowość był u Alice przeładowany do granic możliwości. I w tej chwili, jak na zrządzenie losu, jedno z oczu dziwaka miało czelność skierować się prosto na nią! Zwiesiła głowę, a jej ramiona zadrżały krótko.
- Szlag by wziął to wszystko - burknęła pod nosem niewyraźnie, po czym niby cień (mhm, biało-niebieski cień) wysunęła się zza pnia drzewa i stanęła obok, opierając się ramieniem o twardą, chropowatą i nierówną korę. Wodziła wzrokiem po okolicy, byle nie patrzeć na towarzysza-od-siedmiu-boleści. Przyrzekła sobie w owej chwili, że nie ruszy się z miejsca, bo skąd może wiedzieć, jakim czarnym typem może być to... ten ktoś?
/mało czasu, jutro będzie lepiej >>Anonymous - 28 Marzec 2011, 20:50 Malowniczo i jakże szybko, na twarzy chłopaka o fioletowych włosach, pojawił się wielki uśmiech świadczący o radości? nie to nie to... o podnieceniu? Pewnie tez nie. O fascynacji! tak to najlepsze określenie z powyżej wymienionych. Tak więc zafascynowany osoba, która dopiero co się ujawniła, Błazen postanowił uwiecznić i ją na swym jakże znakomitym rysunku. Jako, iż nie zwykł zajmować się rysowaniem czy tez malowaniem - zależy który termin komu pasuje - postaci, dzisiaj spróbował postawić swoje nietypowe dzieła w jeszcze bardziej nietypowym świetle. Przeważnie pół-mroczne, pół-wesołe obrazy, przedstawiające każdy aspekt otaczającej natury, sprawiały, iż widzowie chcieliby się znaleźć w ów miejscu, gdzie nikt inny się nie pojawiał. To dzieło, miał wyglądać tak, by tylko jedna osoba mogła się znaleźć w tej krainie. Niebieskawa postać, ustawiona praktycznie w samym centrum tego całego chaotycznego układu strony, wyróżniała się szczególnie barwa i chłodem od niej bijącym. Był to obrazek, którego celem było ukazanie postaci w taki sposób, by inni nawet nie myśleli o przeszkodzeniu jej, by wydawało się, iż ów postać jest wyżej postawiona i lepsza od tych, którzy spoglądają w jej stronę.
-Jesteś dziwny! Oddaj mi to błaźnie... lepiej to narysuję.
Odezwał się dobrze znany głos, który najwyraźniej chciał się tym zająć osobiście. Jednak nie miał dojścia do ręki w tejże chwili, ponieważ były to ostatnie pociągnięcia pędzla.
-Ależ przyjacielu.... - zaczął spokojnie, niczym oaza po środku wszelkich chaotycznych zdarzeń we wszechświecie - -Ty zajmuj się lepiej tymi swoimi bazgrołami w notesiku.... zostaw mi to w czym jestem lepszy!
Po czym fuknął na samego siebie z widocznym oburzeniem oraz dziwnym uczuciem, że tak na prawdę karci samego siebie. Osóbka stojąca jak dotąd pod drzewem nie mogła zostać pominięta, dlatego też gdy ta sytuacja, wręcz patologiczna, uspokoiła się, szybkim, pewnym ruchem obrazek został wyrwany z notatnika, a cała postać uniosła się ku górze przygotowując się do marszu. Bedąc w pozycji stojącej, Saichi postanowił wykonać pierwszy krok w stronę nieznajomej, po czym było ich coraz więcej. Gdy zbliżył się dostatecznie blisko ukłonił się dotykając czubkiem, swego pomalowanego niebieską farbą, nosa ziemi.
-Witam Panienkę, jako Różany Błazen... - zaczął miłym tonem, nie wykazując żadnych nienormalnych interakcji ze swojej strony. -...chciałbym przedstawić najnowsze dzieło... - nieco szybciej wypowiedziane słowa, które zakończyły się chwila ciszy-..oraz prosić o szczerą ocenę.
Po zakończonej mowie wręczył wyżej opisany obraz, z Panienka w roli łównej, samej muzie, która była natchnieniem do stworzenia owego dzieła, a przynajmniej obecnej jego formy.
nie ma za co przepraszać :P sam nie pisze lepszych postów Anonymous - 29 Marzec 2011, 17:25 Na jej twarzy malowała się lekka konsternacja, gdy ujrzała zagadkowy uśmiech na ustach chłopaka - czy może raczej mężczyzny? - o osobliwym, nawet, jak na Krainę Luster, wyglądzie. No bo czego toto małe i wątłe może się po nim spodziewać? Najchętniej ulotniłaby się z tego miejsca, w jakieś bezpieczniejsze i bardziej sprawdzone. Cholera weźmie towarzystwo! W tej chwili pragnęła tylko i wyłącznie samotności - oto niemal książkowy przykład dla teorii, iż kobieta zmienną jest, i to nawet bardzo zmienną, jeśli idzie o towarzystwo, światopogląd czy zachcianki. A mężczyźni muszą to znosić, psiamać! Ale z drugiej strony... To będzie taka ich kara za wszystko złe, co czynili, czynią, i będą czynić płci pięknej, o. Dyskryminacja to zło! I całkowite uprawnienie też. Praca fizyczna, fe. Po prostu jedno wielkie bagno, oto obecna sytuacja.
Niepokojące wrażenie potęgował jeszcze fakt, iż owa osoba zdawała w sobie zawierać dwie, zupełnie od siebie odmienne i otwarcie ukazujące się przypadkowemu otoczeniu. Alice momentalnie poczuła dreszcze przebiegające jej z impetem po plecach i gęsia skórkę na reszcie ciała. Zazwyczaj wolała osoby bardziej stabilne emocjonalnie. Takie... takie, jak ów osobnik były wszak jeszcze bardziej nieprzewidywalne niż reszta! Gdy tylko ta myśl przebiegła jej przez głowę, poczuła jeszcze intensywniejszą chęć, by stąd uciec i zapomnieć o zaistniałej sytuacji. Nadal jednak stała, jakby niepewna, tudzież wmurowana w ziemię. Po prostu posąg, monument, czy jak to się jeszcze nazywa w ludzkim świecie. Ale zostawmy już synonimy, w końcu obecna sytuacja w Fusowym Gaju jest o wiele ciekawsza, niż określanie na wszelakie sposoby postawy panienki.
Zamrugała kilkakrotnie, jeszcze bardziej zdziwiona, gdy ów osobnik wstał zamaszyście. Odruchowo wykonała pół kroku w tył. Gdy jednak nieznajomy ukłonił się, pomyślała, że może nie trzeba się go aż tak bardzo wystrzegać? Wszak skoro okazuje jej należyty szacunek... Być może zasłużył sobie na lekką, zazwyczaj niespotykaną względem nieznajomych, przychylność ze strony panienki Alice?
Kąciki jej ust uniosły się nieznacznie ku górze, co w przypadku Alice można było uznać za uśmiech. Przestała opierać się ramieniem o pień i wyprostowała, strzepując drobinki pyłu z lewego ramienia. Splotła dłonie na wysokości brzucha i wlepiła srebrzyste ślepka w twarz "Różanego Błazna", jak to sam się ów dziwak zagadkowo zaprezentował. Skinęła główką, choć niezbyt miała ochotę stać się, choćby na chwilę, krytykiem sztuki, i wyciągnęła dłoń po zamalowaną kartkę. Zdziwiła się nieco, ujrzawszy na niej siebie, aczkolwiek było to niewątpliwie miłe zaskoczenie. Ot, jakby Błazen wiedział, jaką kartą zagrać.
- Przyznam szczerze, iż nie pasjonuję się sztuką - rzekła nadzwyczaj grzecznie. - aczkolwiek moim zdaniem jest to dzieło profesjonalisty, mam rację?
O, czyżby zawyrokowała tak tylko dlatego, iż to ona była postacią przedstawioną na obrazku? Możliwe, bardzo możliwe. Cóż, bywa. Acz nie można zaprzeczyć, iż ów gest mile połechtał jej próżność po długiej, samotnej wędrówce.Anonymous - 29 Marzec 2011, 21:20 Ależ życie potrafi być zagmatwane, oraz obdarzać nas sytuacjami matowymi, które ni jak nie należą do tych prostych w obejściu. Błaznowaty wyraz twarzy, który towarzyszył Saichiemu przez cały dzień nagle zmienił się w.... jeszcze bardziej błaznowaty! A i owszem, ponieważ ten typ był niezmiernie dziwnym typem, którego lepiej by było omijać z daleka. Juz były przypadki, kiedy to po krótkiej konwersacji z Baśniopisarzem, ludzie lądowali w nieprzyjemnych miejscach. Spowodowane to było zapewne uszczerbkami na umyśle, które miały swój początek w złożonym toku rozumowania panicza... a raczej zwykłego pajaca, stojącego tu właśnie.
To wcale nie tak, że nie podobały mu się swoje rysunki, po prostu nie uważał, siebie za mistrza w ów dziedzinie. Słowa panienki zdziwiły go, gdyż ten rysunek powstał na poczekaniu, a praca jaka została włożona w jego powstawanie była zerowa. Pisanie o myślach postaci byłoby nie na miejscu, ponieważ oddzielając je przecinkiem, nie starczyło by czasu na skończenie opowieści, a przynajmniej na dotarcie do rzeczy ważnych, tak więc - zakładając - nie myślący o niczym innym, jak o tej sytuacji mężczyzna skinął pokornie głową, z twarzą skarconego szczeniaka wpatrując się w podłoże.
-Nie godzien jestem miana profesjonalisty.. -..jam zwykły pajac, nadworny błazenek.. -..co u innych uśmiech ma wywołać swym poczynaniem.
Ten jakże dziwaczny tekst, wygłoszony rożnymi głosami, różnymi stylami, oraz mający różny charakter, miał zdefiniować jedynie obecną sytuację Saichiego, oraz przedstawienie siebie ze strony skromnego artysty. Nie chcąc poprzestawać jedynie na tej opinii, uniósł wzrok zakładając ręce na plecach.
- Tak więc, jestem tu by rozbawić, nie by skrzywdzić.
Bardziej poetycko, niż "fioletowy" głos wypowiedział się w tej chwili jakby zauroczony panienką. Chciał widocznie zrobić nietypowe wrażenie, oraz zapewnić o dobrych intencjach.
-Na Panienki miejscu nie słuchałbym go, ze względu na jego nietypowy płcią do przedstawicielek płci przeciwnej. - zaczął niewinnie, niczym zimnokrwisty i bezduszny osobnik. - Byłbym zaszczycony, panienki towarzystwem, dlatego też wolę ostrzec panienkę na przyszłość, by nie zwiększyć urazy do mej persony.
Juz bardziej pogodnie, z zadowoleniem wypowiedział się stojąc w bezruchu i cały czas przyglądając się swymi pstrokatymi oczyma postaci stojącej naprzeciw mu.Anonymous - 30 Marzec 2011, 12:49 Czas włożony w powstanie dzieła nie jest równie ważny, co umiejętności tworzącego. Bo przecież nawet, gdy będziesz pracował nad płótnem bez mała kilka godzin, nic z tego nie powstanie, jeżeli brak ci podstawowych umiejętności, czyż nie? Toteż panienka na słowa Baśniopisarza skinęła jedynie potakująco głową, nie chcąc wykłócać się, czy jest on, czy też nie, mistrzem obrazu. Dobrze wiedziała, że nie doszliby kompletnie do niczego, a i punkt widzenia leży w osobie i jej wersji zdarzeń. Zresztą - czy artyści zawsze muszą być tak przesadnie sceptyczni i skromni? Od czasu do czasu mógłby się trafić jakiś człowiek, któremu własne dzieła się podobają, a nie - który zaprzecza komplementom i nagina je tak, aby wyszło na "jego", a potem jeszcze narzeka, że jest do niczego i skacze z mostu. Ha! Tym torem Alice doszła do wniosku, że jednak lepiej nie zostawać artystą, jeśli nie chce się doprowadzić do załamania psychicznego i haniebnej śmierci z własnej ręki. Wstęp wolny tylko dla osób silnych psychicznie - taką karteczkę powinni przykleić rodzice po urządzeniu pracowni malarskiej i po usłyszeniu od dziecka pytania "Mogę też coś namalować?".
Na bladoróżowych usteczkach panienki nadal gościł delikatny, niemal niewidoczny uśmiech, sprawiający wrażenie nieco zimniejszego, niżeli powinien być, a nawet niepokojącego i tajemniczego. Jeśli mężczyzna miał wprawne oko, mógł bez przeszkód go dostrzec, jeśli jednak nie - cóż, jego strata, bowiem było to doprawdy dziwaczne i niespotykane z jej strony - posyłać uśmiech osobie praktycznie nieznajomej, i to jeszcze będąc osobą, która uważała ów gest za oznakę słabości! Tak, świat jest doprawdy dziwny, ale jeszcze dziwniejsze są zamieszkujące go osoby. Może to one dodają mu kuriozalnych cech, a może to on wpływa tak na wszelkie istoty? Cóż, nie wiadomo, i wątpliwym jest, by ktokolwiek kiedykolwiek zdołał się podnieść zakurzone płótno, okrywające rozwiązanie tejże tajemnicy.
- Postaram się - orzekła tonem wypranym niemalże z emocji, na którego jednak dnie czaiła się delikatna, dogasająca iskierka rozbawienia, którą dojrzeć mogły tylko wybrane osoby, i którą skrzętnie starała się gasić. Jakie były tego efekty? Cóż, to już zależy od tego, jak dobrym słuchaczem i obserwatorem był jej obecny towarzysz.
- Panienka Alice - dodała po chwili, ująwszy w palce rąbki spódnicy i dygnąwszy krótko, wymownie, jakby tylko chciała potwierdzić swój status społeczny. Na ten moment spuściła wzrok z twarzy samozwańczego Błazna i omiotła nim resztę jego sylwetki. Miłośnik rażących kolorów, uhm? Alice osobiście wolała biel, błękit i czerń od mieszanki fioletu i zieleni. No, ale o gustach się nie dyskutuje i sama panienka również nie miała na to większej ochoty. Wolała wybadać grunt, na którym obecnie stała, dowiadując się nieco więcej o towarzyszu, acz czekała, aż on sam poczyni krok w tamtą stronę, tak, jakby to było najzupełniej oczywiste - zupełnie jak fakt, że Alice uważa wszystko dotyczące jej za oczywiste i nie musi o tym opowiadać. Albo jej niechęć do opowiadania o sobie.Anonymous - 30 Marzec 2011, 15:00 Skrzywiona psychika nie pozwalała na jakiekolwiek dłuższe i trwalsze znajomości. Nie wiedzieć czemu, nie przeszkadzało to jednak w wykonywaniu swojej pracy, a w szczególności nie sprawiało to, iż ten osobnik czuł się samotny. Zawsze to raźniej, gdy podróżuje się we dwójkę, oraz szybciej, jeżeli to jedna osoba. Koczowniczy tryb życia przypadł do gustu obydwóm połówkom jego jaźni, tak więc nie było większych problemów, z kwestią znalezienia stałego lokum. Aktualnie, ten gaj stanowił jako takie miejsce zamieszkania Basniopisarza, tak więc nie było potrzeby zamartwiać się tym w danej chwili.
Jednym okiem, które cały czas wędrowało po twarzy towarzyszki, Saichi dostrzegł pewna anomalie w wyglądzie panienki. Zdecydowanie był to swego rodzaju uśmiech, który zupełnie nie pasował do całej postaci szklanej dziewczyny. Gdy ta mówiła, jako uważny słuchacz - co dwie jaźnie to nie jedna - zauważył lekkie zadowolenie, jednak nie miał serca o tym wspominać, z tego względu, iż najwidoczniej była to osoba nie ukazująca swych uczuć.
-Co ty gadasz? jesteś przecież niezły w tym co robisz.. nie musisz uważać skromnego emo-artystę...
Sam do siebie ponownie zaczął Saichi wyglądając co najmniej śmiesznie. Tak na prawdę w głębi duszy umysł malarza wiedział o tym znakomicie, jednak nie był przekonany co do przechwalania się swymi umiejętnościami.
-Zaiste... - cichy i spokojny, głos wskazujący na dumę Tęczowego malarza w danym momencie. -..jednak nie jest to fajne jak sie każdy przechwala tym co potrafi... - bardziej gwałtownie, jakby pogniewany na samego siebie za te słowa. Wkrótce wrócił myślami obydwu półkul do towarzyszki, która właśnie się przedstawiła.
-Niezmiernie nam miło poznać godność Panienki. -Moje imię to Saichi... -Jednak zwą mnie Malarzem Tęczy... -Lub Różanym Błaznem, jak juz wcześniej wspominałem. - Po tych słowach nastąpiła chwila krótkiego zastanowienia się nad sensem zdania, po czym zielona strona dodała:
-Albo może wspominał o tym malarz... nie jestem pewien co do tego.
Na tym skończył się niedługi występ basniopisarza, tak więc teraz wystarczyło czekać, na ruch ze strony słuchaczki.Anonymous - 30 Marzec 2011, 17:06 Alice delikatnie przekrzywiła szyję na prawo, przez co srebrne kosmyki okalające jej bladą twarzyczkę spłynęły łagodnie w bok, drażniąc jej skórę poprzez cienki materiał koszuli. Wyglądała doprawdy ślicznie, aczkolwiek za pozornym pięknem kryły się bardziej istotne szczegóły w postaci charakterku, a także i niezauważalnych na pierwszy rzut oka elementów wyglądu. Skórę miała bladą niczym porcelana i lodowato zimną, a zarazem miękką i gładka jak jedwab, zaś oczy i włosy przypominały srebro. Tak, była typową przedstawicielką rasy Szklanych Ludzi, żyjących na uboczu. Co bardziej obyte z życiem oko mogło owe elementy dostrzec, jednak jeśli ktoś w dziedzinie rozpoznawania ras byłby, potocznie mówiąc, żółtodziobem, głowiłby się zapewne nad tą kwestią przez jakiś czas, póki nie wpadłby na pomysł sięgnięcia do jakichkolwiek źródeł - ksiąg, czy też nawet zaufanego znawcy.
Nawinęła lekko falowane, krótkie pasemko na palec i zaczęła je wokół niego okręcać - o, taki sobie odruch, na który rozmówca zazwyczaj nie zwracał uwagi i w większości przypadków, gdyby ktoś zadał pytanie, dajmy na to, "Czy bawiła się włosami?", jego towarzysz, który uprzednio miał zaszczyt stanąć zeń twarzą w twarz, odpowiedziałby przeciągłym zająknięciem i spuszczeniem wzroku na czubki swych butów - o ile takowe by posiadał, bo w świecie różnie to bywa.
Kąciki ust niemal niedostrzegalnym ruchem opadły w dół, podobnie uczyniły powieki. Nie zakryły one jednak źrenic i tęczówek, a tylko sprawiły, iż od panienki Alice biła aura znudzenia i zamyślenia. Kto jednak wie, jak było na prawdę? Lubiła ukrywać swe emocje, być dla rozmówców jedną wielką zagadką; bo przecież podawanie im wszystkiego na tacy to nic korzystnego. O wiele lepiej i ciekawiej jest obserwować ich wysiłki w pozyskiwaniu jakichkolwiek informacji na jej temat. Wszak niektórzy byli tacy zabawni! Łaknąca tychże umilających wolny czas widoków panienka, niczym wygłodzone zwierzę posiłku, zazwyczaj ograniczała się jedynie do podania swego miana - no, chyba, że ktoś "wpadł jej w oko" i zaczął natarczywie odwracać uwagę od reszty świata, acz były to doprawdy nieliczne przypadki, które Alice mogła zliczyć na palcach ręki. Uhm, nawet nie. Możliwe, że takich przypadków w ogóle nie było, bo kto powiedział, że pamięć dziewczęcia jest nieomylna. Ba, ona właściwie nie starała się niczego przelotnego zapamiętywać. Dla niej każdy poprzedni dzień już nie istniał, tak samo, jak jedna wielka tajemnica, zwana potocznie jutrem. Widziała tylko i wyłącznie dzień dzisiejszy. Wygodne posunięcie, prawda?
- Miło mi cię poznać, Saichi - wyszczebiotała, nieoczekiwanie zmieniając ton n doprawiony delikatną nutą słodyczy. Kto jednak może stwierdzić, czy mówiła najszczerszą prawdę? Równie dobrze mogła łgać towarzyszowi prosto w oczy, bowiem wprawiona była w tym równie dobrze, jak w walce bronią białą. W końcu aktorstwo to tak pasjonująca dziedzina... W tym przypadku Alice zmieniała twarze jak rękawiczki. Pewna była jednego - tego, że nigdy nie ukarze nikomu swego prawdziwego lica bez najcieńszej nawet maski kłamstwa i makijażu ubarwiającego rzeczywistość.Anonymous - 31 Marzec 2011, 10:25 Postać zakręciła się na pięcie kilka razy wokół własnej osi, następnie odwracając się plecami do ów Panienki. Był to niespodziewany gest, który jako tako zakończył spotkanie. Jednakże, przez odejściem wymagane było powiedzieć kilka słów wyjaśnienia, oraz pożegnać się jak przystało w towarzystwie damy. Ten basniopisarz jednak nie był w stanie w owej chwili wykrztusić kilka miłych słów, ponieważ w jednym momencie strasznie się zmartwił. Tak, to nie było doń podobne, jednak takie są realia. Miał do załatwienia kilka spraw "na mieście" tak wiec musiał to załatwić szybko.
-Przepraszam, ale muszę panienkę opuścić.. -Do zobaczeni!
Krzyknął pod koniec zielony głos, przy czym nagle Błazen bazgrał coś w notesie. W około pojawiły się setki motylów w "rodowych" barwach Saichiego, które na dobrą sprawa były iluzja. On zaś pobiegł w swoja stronę nie oglądając się w tył.
[z/t]
Sorki za krótki post i opuszczenie tematu, ale musze coś zalatwic i nie wiem czy będe grał jeszcze na Saichim.Anonymous - 31 Marzec 2011, 17:08 Skrzyżowała dłonie na piersi i lekko wydęła dolną wargę. Oczekiwała po Saichim czegoś innego, czegoś, co miało większy związek z jej osobą. Cóż, najwidoczniej go przeceniała. Nie wypadało jej jednak za nim biec i usilnie przy sobie zatrzymywać. Patrzyła więc tylko za nim oczętami bez wyrazu, tak, jakby chciała przewiercić go nimi na wylot. Zmrużyła powieki w sposób nadzwyczaj, nawet, jak na nią zimny i złośliwy. Niebawem kolorowy zniknął z jej pola widzenia, acz trwało to nieco dłużej, niż w przypadku przeciętnej osoby ze względu na jaskrawe odcienie jego ekstrawaganckiego ubioru. Ale gdy już do tego doszło i Saichi stał się tylko i wyłącznie maleńką plamką na horyzoncie, Alice wyciągnęła lewą dłoń. Przez chwilę obok niej wyrastał z ziemi różany krzaczek, obrośnięty gęsto soczyście czerwonymi kwiatami. Chwyciła jeden z nich za łodygę tak, aby nie pokaleczyć sobie paców o ciernie i energicznym ruchem go zerwała. Przytknęła kwiat do bladych warg i zachłysnęła się mdlącym zapachem płynącym spomiędzy jego płatków. Przez chwilę wyglądała niczym posąg, niemalże się nie ruszała, jednak zaraz oderwała różę od ust i szybkim, zamaszystym ruchem posłała ją w kierunku, który Baśniopisarz obrał na cel swej dalszej wędrówki. Jej twarz drgnęła lekko, znów formując ten sam drwiący, dziwaczny i przyprawiający o dreszcz uśmieszek. Zupełnie, jakby zamierzała go prześladować przez resztę życia, brr. Nikomu bym tego nie życzyła, zwłaszcza jeśli osobą prześladującą jest Alice.
- Au revoir - szepnęła, niby od niechcenia, po czym odwróciła się wolno i niespiesznym krokiem oddaliła się w stronę znaną tylko sobie samej. W tej samej chwili różany krzew i samotnie leżący na ziemi kwiat po prostu rozpłynęły się w powietrzu, pozostawiając po sobie jedynie słodki aromat.
|zt|Anonymous - 6 Kwiecień 2011, 19:19 Jino jak to miał w zwyczaju tułał się to tu to tam, aż wreszcie zaszedł do fusowego gaju. To miejsce zawsze go zaskakiwało, bowiem jak to możliwe by fusy tak pachniały? Zazwyczaj zdawało mu się iż fusy nie mają zapachu, oraz iż są tylko zbędną zawartością w herbacie, lecz jak widać tu miały zupełnie inne zastosowanie a na dodatek tak pięknie pachniały. Przymknął oczy zadowolony po czym wciągnął ich zapach i kontynuował swą przechadzkę. U boku miał swych nieodzownych towarzyszy, a mianowicie miecz i paletę z farbami, a w kieszeni spoczywał jego pędzel. Atmosfera była tak przyjemna iż miał ochotę coś namalować, tylko co? Nie miał ochoty na żywe obrazy, a malowanie martwej przyrody, która by tu nie pasowała mijało się z celem. Nagle zaburczało mu głośno w brzuchu, dzięki czemu już wiedział co może stworzyć. Sięgnął po pędzel i paletę, po czym namalował w powietrzu dwa talerzyki herbatników, które zręcznie złapał jeden na drugi, a następnie schował pędzel a paletę przywiesił u boku. Znalazł miejsce w którym mógł sobie na spokojnie odpocząć a więc udał się do niego, po czym posadził swe cztery litery na ziemi i zajął się herbatnikami.Anonymous - 6 Kwiecień 2011, 19:27 - Wow... To dopiero sztuczka...
Jino najprawdopodobniej nie zauważył zbliżającej się dziewczyny na białym koniu. A właściwie bladej laleczki na białym koniu, który wydawał się wręcz porcelanowym siedziskiem. Jednak obie postacie się idealnie porozumiewały, bo Eliza nie musiała poruszać w ogóle tułowiem, żeby zgrabnie podjechać do baśniopisarza i zeskoczyć bokiem na łąkę.
Jej duże szklane oczy zdradzały jej ciekawość, chociaż usta teraz trwały w bezruchu, a różane policzki przypominały dziecięcą fascynację cukierkami.
Otóż nigdy nie widziała tak barwnej postaci, a właściwie... tak barwnego ducha, który nad nim krążył. Nie mogła jednak odgadnąć kim jest ta osoba, bo zjawa najnormalniej w świecie milczała.
- Przepraszam... przerwałam w czymś?Anonymous - 6 Kwiecień 2011, 19:43 Owszem nie zauważył zbliżającej się do niego lalki, a coś takiego trudno chyba przeoczyć zwłaszcza iż podjechała do niego konno. Przyjrzał się zwierzęciu na którym przyjechała, ale na pierwszy rzut oka poznał iż coś z nim nie tak, bowiem prawdziwe konie zachowywały się inaczej, ale Jino bardziej interesowało to jaką by mu tu barwę nadać, bowiem jakiś taki bez koloru był a to niewybaczalne było, bo każde dzieło powinno mieć jakiś kolo. To nadawało mu uroku i osobowości. No ale to były tylko jego prywatne przemyślenia i nie miał prawa dotykać dzieła, które nie wyszło spod jego ręki. Słysząc jej pytanie pokiwał przecząco głową, bowiem w niczym mu nie przeszkadzała, no jedzenie nie jest raczej aż tak ważną rzeczą by w niej przeszkadzano. Wyciągnął jeden z talerzyków w jej stronę, a sam kończył pałaszować pierwszego herbatnika. Można by uznać iż nic nie mówił bo miał pełne usta, lecz to było mylne stwierdzenie bowiem on zawsze był milczący a wyciągnięcie choćby słowa było cudem, a więc musi się nastawić na strasznie milczącą rozmowę, lub na zdawkowe słowa.Anonymous - 6 Kwiecień 2011, 19:52 Hej, ona była marionetką. Nie przeszkadzała jej cisza i to, że jej ktoś nie odpowiada. Chociaż zwykle to się tyczyło po prostu jej towarzyszy, którzy nie byli "ożywieni". A Jino jak najbardziej przypominał żywą istotę, więc irytacja jest mimowolna... Jednak jeszcze nie teraz. Na razie wzięła górę czysta ciekawość. Sama była skryta w swoich przemyśleniach na temat duchów, które tutaj się kręciły. Czuła się naprawdę bezbarwna i pusta przez te wszystkie kolory.
Starała sobie zarazem przypomnieć co czytała o bajkopisarzach... Tajemnicze istoty, które stworzyły świat? Ten tutaj wyglądał tak niepozornie...
Skorzystała z przyzwolenia i ukucnęła przy chłopaku, tak odczytała podanie talerzyka.
- Dziękuję... - poczuła się lekko skrępowana trzymając teraz w swoich drobnych dłoniach herbatnik. Alfons nie byłby zadowolony, gdyby ubrudziła swoje idealne wnętrze okruszkami, więc nie ma co udawać nawet, że ma zamiar go zjeść. Powąchała jedzenie, żeby mieć jakieś pojęcie o jego smaku i odłożyła na talerzyk. Uśmiechem, który później nastąpił chciała dać do zrozumienia, że to dla niej koniec przekąski.
- Nazywam się Elizaveta. Jesteś bajkopisarzem, prawda? Nigdy nie widziałam tak barwnego ducha... Uważam, że jesteś nawet może ciekawszy od kapelusznika. - ot, taka niewinna gadka szmatka. Jakby go to interesowało. Jednak ta laleczka była szklanym krawcem, więc też miała poczuje piękna i estetyki. Kapeluszników kochała oczywiście za ich oryginalne kapelusze, a bajkopisarzy teraz może poznać... Już wie, że pociągają ją te kolory.