Anonymous - 16 Maj 2011, 20:54 Słysząc pytanie usiadłam i odwróciłam się w jego stronę z dziwną miną.
-Nie wiem czy wiesz, ale kultura wymaga by pierw powiedzieć jak ma się na imię, a potem pytać o czyjeś imię.
Powiedziałam spokojnym tonem głosu. Ogon cały czas latał mi gdzie chciał, nie przeszkadzało mi to tylko powodowało, że chciało mi się zabawić, ale jak nikt tego nie wie. W pewnym momencie zauważyłam, że czymś pobrudziłam sobie ogonek więc szybko go "przemyłam".Anonymous - 17 Maj 2011, 20:19 Ach tak. Nie przedstawił się? Cóż każdemu się zdarzy czegoś zapomnieć, szczególnie podczas takich rozmyslań, gdy nie do końca się kontaktuje ze światem zewnętrznym. Może kot i miał rację, ale praw już nie, by mu to wypominać.
Już miał wyciągnąć w jej stronę dłoń, lecz się wycofał. Nie tak się postępuje z damą. Podobno.
Wstał zatem i lekko się ukłonił w jej kierunku
- Wybaczcie moje niechlujstwo panienko. Herr Drosselemeyer. Do usług. Czy teraz zdradzicie mi swe imię?
Odwrócił swój wzrok od niej, gdy kotka dokonywała próby czyszczenia ogona. W końcu to toaleta, a kobiet się podczas toalety nie podgląda, nieprawdaż?Anonymous - 17 Maj 2011, 20:31 Gdy miałam już czysty ogonek stanęłam na przeciwko chłopaka trzymając ręce za plecami i machając ogonkiem z uśmieszkiem na twarzy powiedziałam:
-Herr...Tak? Ja jestem Yuki.
Po chwili wyciągnęłam jedną rękę za pleców w jego stronę, a drugą trzymałam luźno.
-A więc Miło mi Cię poznać.
Powiedziałam skromnie cały czas się uśmiechając. Zaczęłam się zastanawiać, czy chłopak lubił się "bawić".Anonymous - 17 Maj 2011, 20:55 Nie skomentował słowa "miło". Dla kogo miło, dla tego miła. On po prostu starał się byc uprzejmy i zachować swój honor osoby dobrze wychowanej. Nie był do końca pewien jak ma postąpić wobec wyciągniętej dłoni. Ostatecznie zdecydował się na delikatny uścisk, by panienki nie urazić.
Czas nieubłaganie płynął, a miał przecież zabawić tu tylko chwilę. Zganił w myslach sam siebie. Chociaż może aż tak dużo minut nie upłyneło od jego wyjścia z warsztatu. Może jeszcze pokazac coś kotce...
- Lubicie pani... zabawki?
Na jego twarzy pojawił się tajemniczy uśmieszek, który mozna było zinterpretować w dwojaki sposób.Anonymous - 17 Maj 2011, 21:47 Słysząc jego pytanie przyłożyłam sobie palec wskazując do ust i myśląc przez chwilę zapytałam:
-Ale jakie zabawki?
Przyglądałam się mu cały czas zaciekawiona ile on może mieć lat nie wyglądał na kogoś młodszego ode mnie, w tym samym wieku co ja też raczej nie był. Na starego też raczej nie wyglądał. W końcu biorąc ręce za plecy i cały czas latającym na boki ogonkiem zaczęłam mówić:
-Wiem, że nie powinnam zbytnio o to pytać, ale ile ty masz lat?
Stałam cały czas wpatrując się w niego, a raczej w jego zielone oczy.Anonymous - 17 Maj 2011, 22:14 Zaśmiała sie leciutko pod nosem. Zadaje mu co najmniej dziwne pytania. Po chwili jednak uśmiech zrzedł i cicho prychnął pod nosem. Tak, bardzo dziwne pytania i niestosowane. Poza tymwłasnie popsuła mu trik roku. Wciągnał powietrze, zastanawiając się nad odpowiedzią. Do najmłodszych nie należał ,ale wygląd sugerował coś zupełnie innego.
- Na pewno starszy od ciebie, o pani...
Na ustach ponownie pojawił się ten sam wyraz. Jakby lekko drwiący, ale i wzbudzający zaciekawienie obserwatora, co się zaraz może zdarzyć.
- Zabawki, po prostu... zabawki.
Nie wiedział jaki może byc inny typ zabawek, biedny nie poznał nigdy uciech ludzkich i innych ras Krainy Luster.Anonymous - 18 Maj 2011, 07:10 -Ale jakie zabawki? Bo są takie którymi wszyscy się bawią i są takie którymi nie powinno się bawić, a wręcz nie można, bo są tak delikatne i piękne, że wystarczy chwila nie uwagi i coś może się stać i zostaną pozbawione całego ich piękna.
Mówiłam cały czas się uśmiechając. Przechylając głowę lekko na bok zamknęłam na chwilkę o czy, a po chwili patrząc na niego próbowałam dalej określić jego wiek, nie robiłabym tego gdyby podał mi dokładną odpowiedź. Nie wytrzymywałam zbytnio bo Herr nie wyglądał na osobę sporo starszą ode mnie więc nie dawałam mu więcej niż trzydzieści lat, a wręcz mniej, chłopaka określiłam sobie na jakieś 27-30lat. Bo jak by z takim wyglądem mógł by mieć więcej? Zadałam sobie takie jakieś pytanie w myślach.
/tak....tak...to jest głupio i bez sensu napisane...ale grunt, że jest. xPAnonymous - 18 Maj 2011, 07:43 Wybuchnął gromkim smiechem. Podział zabawek według tej młodej panny był bardzo komiczny, szczególnie dla niego, Mistrza, który umiał połączyć użyteczność z pięknem, tak by rzeczy stworzone przez niego zachwycały wyglądem ,a jednocześnie mogły być używane przez dzieci jako towarzysze zabaw.
Nie przeciągając rozmowy dalej wyciągnął z kieszeni swego płaszcza małego żołnierzyka. Było to dokładne odwzorowanie jednego z klientów, który kiedyś przyszedł do jego pracowni. Mężczyzna przybył w barwnym uniformie, uśmiechając się od ucha do ucha. Wyrył w pamięci Dietera dość porządny ślad, dlatego wykonał mała armię takich żołnierzyków, oczywiście każdy o innej twarzy i rysach. Tylko mundur pozostał ten sam.
Przykrył na chwilę dłonią drobna postac zabawki. Gdy już ściągnał swa rękę żołnierzyk ożył i przywitał się grzecznie z Yuki.Anonymous - 18 Maj 2011, 17:01 Słysząc jego śmiech wiedziałam, że to z mojego powodu, ale ja nie zrobiłam nic takiego śmiesznego więc postanowiłam się od niego oddalić, lecz moje postanowienie zmienił żołnierzyk którego wyciągnął Herr z kieszeni, gdy żołnierzyk ożył z miną dziecka które zobaczyło coś pięknego delikatnie ogonkiem dotknęłam żołnierzyka mówiąc jednocześnie:
-Jaki śliczny.Anonymous - 18 Maj 2011, 21:28 Żołnierzyk zasalutował sprężyście panience, gdy ta go dotknęła go swym ogonkiem. Stoi oto przed nim jego nowa pani. Dieter odstawił swą zabaweczkę na ziemi, by ta mogła rozprostować nogi.
Miniaturka człowieczka przebiegła się wokół ławki truchtem i zatrzymała przed kotem.
- Należy teraz do ciebie. Pochodzi jeszcze przez chwilę, ale niedługo życie w nim ustanie.
Westchnął cicho i pożałował, że nie może go pozostawić w ruchu na dłuższy okres, lecz takiej mocy jeszcze nie posiadał.
- A teraz wybaczcie pani, lecz muszę iść tworzyć sztukę!
Nim Yuki się zorientowała chwycił jej dłoń, delikatnie ucałował wierzch i wręczył małą wizytówkę, zapisaną zgrabnie jego pismem. Nastepnie opuścił miejsce spotkania, by udać się w dalszą podróż.
[z/t]Anonymous - 19 Maj 2011, 16:58 Słysząc jego słowa powiedziałam wesoło:
-Dziękuję.
Chciałam mu jakoś podziękować za żołnierzyka, ale on się pożegnał, nawet nie zorientowałam się kiedy chwycił mnie za rękę i "ucałował" przez co na mojej twarzy nie wiem nawet dla czego pojawiły się małe rumieńce. Gdy Herr poszedł schyliłam się i delikatnie wzięłam żołnierzyka w obie ręce, połaskotałam go ogonkiem po czym powiedziałam:
-No to idziemy mały do domu.
Wcześniej jednak schowałam wizytówkę od Herra tak by nie zgubić, a po chwili uśmiechając się do żołnierzyka posadziłam go na ramieniu i powoli szłam w kierunku domu, a po jakimś czasie już nie było tu śladu żywej duszy.
[z.t]Anonymous - 3 Lipiec 2011, 18:23 Dziewczę o jakże śnieżnobiałych włoskach i rubinowych oczętach maszerowała w milczeniu przez malinowy las, tuż przed nosem trzymając książkę otwartą na pewnej stronicy. Choć bardzo zagłębiona była w fabułę ów powieści, to jednak nie natrafiała na żadne przeszkody. Ha, to może udawała, że czyta! Może...
Dziewczynka wyglądała na młodą, choć w tym świecie nawet noworodek może mieć tysiące lat. Zresztą, jak tu płynie czas? Albo czy w ogóle czas gra tutaj którąś z głównych ról, czy bardziej poboczną? Licho wie, a i nasza mała Trisia raczej się nad tym nie zastanawiała. Bo po co? Nie należy rozprawiać o rzeczach wiadomych.
Szła cichutko, wręcz bezszelestnie, jakby to mały duszek odziany w czarne ubrania przemykał się wzdłuż ścieżki. Na raz przystanęła tuż przed ławką. Uniosła wzrok znad książki, wpierw kierując go przed siebie, by potem szybko ocenić w jakim stanie jest ławeczka. Stwierdziwszy, że nie jest spróchniała, albo i udekorowana żadnymi odchodami (ha, ptaki tu raczej nie latają!) przysiadła na brzegu, by po chwili usadowić się nań wygodniej.
Noga na nogę i nos w książkę.
Zdawała się czytać, całkowicie pochłonięta przygodami głównego bohatera, acz nie była to prawda. Wpatrywała się teraz w jedną stronę, w ogóle nie widząc czarnych liter na śnieżnobiałej kartce. Nasłuchiwała wszelkich odgłosów "przyrody" i dopiero, gdy uznała, że nikogo nie ma w pobliżu wzięła się za spokojne czytanie.Oleander - 3 Lipiec 2011, 22:42 Las, przyroda, śpiew ptaszków... Coś, czego paniczyk Oleander w cholerę nie znosił. Cała ta zieleń i radość wręcz go dobijała. Co on w ogóle tutaj robił? Czemu opuścił piękne, stare grobowce, gdzie niebo było czarne jak smoła i jedyne odgłosy jakie słyszał, to delikatny szum wiatru i własny oddech? Ach, no tak. Odszedł przez to, że jakaś dziwna dziewucha śmiała mu przeszkodzić w jego samotności. Tak więc teraz był zmuszony maszerować oświetloną ścieżką przez las, w którym wiecznie było czuć zapach malin i herbaty. Chłopak właściwie od zawsze nie znosił rzeczy, które inni uważali za wspaniałe. Przykładem może tu być chociażby natura, jej odgłosy czy nawet światło słoneczne. Dużo bardziej odpowiadało mu światło świec. Nie dziwota więc, że do tej pory jest bledszy niż jego białe koszule. Miała w tym swój udział także jego rasa, która z natury jest chorobliwie blada, jednak nasz Oleander bił już wszelkie rekordy w wyglądaniu niczym nosiciel jakiejś potwornej choroby. Tym bardziej na tle jego białej skóry i włosów, niewiele od niej ciemniejszych, odznaczały się ciemne ubrania. Gdyż swoją drogą, Oleander gustował głównie w czarnej odzieży. Tym razem były to jedne z jego droższych, a zarazem bardziej chłopięcych ubrań. Ten, kto choć trochę zna Królisia wie, że spodnie, zwłaszcza długie, nosi on od święta. Przeważnie przyodziewa rzeczy, których zazdrości mu większość panienek, a potem biedaczek dziwi się, że wszyscy dookoła biorą go za dziewczynkę. W sumie, do tej pory nie miał pewności, czy aby jego własna siostra nie sądzi czasem, iż w rzeczywistości miast starszego braciszka ma starszą siostrzyczkę.
Chłopak szedł leśną ścieżką z wybitnie naburmuszoną miną, co krok kopiąc w swoją drewnianą laskę. Denerwowało go dosłownie wszystko. Nawet wiatr, który rozwiewał mu włosy, starannie zaczesane w długi warkocz. W końcu przystanął, oparł się na lasce i spojrzał w niebo. Jego barwa sugerowała mu tyle, że niedługo zacznie się ściemniać i nareszcie atmosfera panująca w Malinowym Lesie stanie się bardziej jemu przychylna. Dopiero po chwili dostrzegł nieopodal wybitną latarnię i ławeczkę obok niej. Jednak to nie drewniane siedzisko sprawiło, że szeroko otworzył swoje dwubarwne oczy ze zdumienia. Na owej ławce siedział nikt inny, jak jego przyjaciółka Tristitia! Na twarz Oleandra wpełzł ni to wredny, ni to wesoły uśmieszek. Starał się jak najciszej podejść do dziewczyny, by po chwili stanąć tuż za nią i uwiesić się jej na szyi.
- Dawno się nie widzieliśmy. – powiedział półszeptem, wtulając policzek w mięciutkie, śnieżnobiałe włosy swojej koleżanki.Anonymous - 4 Lipiec 2011, 09:44 W pierwszej chwili nie usłyszała Oleandra, acz miała dziwne, złe przeczucie, że zaraz spotka diabła. To uczucie towarzyszyło jej przez krotki czas, bo i zaraz usłyszała za sobą cichutkie kroki. Już miała przyfasolić nieszczęśnikowi z książki z twarda okładką (zwłaszcza, że ów osóbka uwiesiła się na niej bezczelnie), zrezygnowała jednak z zamachu, gdy usłyszała głos przyjaciela.
- Dzień dobry, Olku... - wymruczała te słowa, owinąwszy je ciasno czułością i przyprawiając szczyptą ostrości. Acz to drugie zdawało się być jedynie przykrywką, albo raczej udawaną niechęcią. Dlaczego? A no, Trisia ostatnimi czasy spostrzegła, że zupełnie inaczej spoglądała na Oleandra. To dziwne uczucie rosnące w jej chłodnym i martwym serduszku przyprawiało ją o ból głowy. Według niej to nie było normalne (tia, dla niej...), a Tri nie przepada za czymś nieznanym i nieodkrytym. Woli, to co zna i rozumie.
Trwała nieruchomo, z nadal otwartą książką w łapkach, by po chwili ów powieść zamknąć i odłożyć na bok, tak dla bezpieczeństwa, żeby czasem w przypływie emocji nie pierdyknąć nią Olka.
- Co u Ciebie, Oleś? - zapytała dosyć niepewnym tonem, pochylając delikatnie głowę do tyłu, by spojrzeć mu w twarz. Na raz w jej bieluchnej główce zrodziła się nowa, nieznana myśl - chciałaby go pocałować. Uświadomiwszy sobie to, uciekła spojrzeniem gdzieś w bok i przetarła znękane oczęta. Widać było, że ciut zzieleniała, a dlaczego? Kto ją tam wie.
Od słodkiego zapachu malin chciało jej się rzygać... Dosłownie i nie było to wcale spowodowane nadejściem Oleandra. Po prostu po półtorej godzinie siedzenia w tym smrodzie miała dość. Do końca miesiąca nie tknie malin, a żeby ją diabli kijem ganiali.Oleander - 4 Lipiec 2011, 18:13 Grzmotnięcie Oleandra książką w głowę nie byłoby zbyt mądrym posunięciem. Zapewne skończyłoby się gorzej dla Tristitii i samej powieści, niżeli chłopca o wręcz cholerycznym usposobieniu, który swoją drogą uwielbiał stosować wszelakie rodzaje przemocy, acz sam nie lubił być nawet dotykany. Zapewne Króliczek byłby z siebie wielce zadowolony, gdyby wiedział, że jego obecność przypominała przyjaciółce obecność samego diabła. Kogo innego takie porównanie mogłoby urazić, ale nie jego. On wprost uwielbiał być porównywany do tych najgorszych. Wszelakich demonów, potworów, diabłów i szatanów. Ha, czuł się wtedy taki zły i potężny. Cokolwiek pokręcone myślenie, ale cóż zrobić.
- Dzień dobry, Trisiu. – odpowiedział milutkim, wręcz nieco rozmarzonym głosem, wciąż wtulając twarz we włosy dziewczyny.
Chłopcu nie przeszkadzała nuta niechęci, jaka rozbrzmiała w głosie dziewczyny. Nic, a nic. Ostatecznie, sam na co dzień był po prostu nieznośny, a jeśli akurat był sympatyczny, to można było być pewnym, że udaje. Zachowanie Oleandra to jedna wielka gra pozorów. Jednakże jeśli już ktoś przyuważył, że chłopak jest dla niego miły, mógł czuć się naprawdę wyróżniony. Nie dla każdego chciało mu się udawać lepszą istotkę, niż był naprawdę. Tego ‘prawdziwego’ paniczyka de Roitelette po prostu niezwykle ciężko polubić, a dla niektórych było to rzeczą wręcz niemożliwą. Naprawdę, wytrzymanie w towarzystwie Oleandra dłużej niż pięć minut było sporym sukcesem. Drugiej tak samolubnej, zakochanej w sobie i podłej osoby można ze świecą szukać.
- Nic ciekawego. – odparł, posyłając Tristitii nadzwyczaj serdeczny uśmiech. Od takich słodkich uśmieszków na ustach Oleandra prędzej mogły przejść dreszcze, niżeli od widoku jego groźnych min. Głównie z powodu, o którym wcześniej wspomniałam. Nie dla każdego starał się być miły, a że należał do osóbek niezwykle interesownych, jasne było, że jeśli już zadał sobie ten trud, musiał od danej persony czegoś chcieć. Czasem zwyczajnie lubił przebywać w czyimś towarzystwie, zaś czasem chciał wykorzystać kogoś do jednego ze swoich niecnych planów.
„Oleś...” – powtórzył w myślach. Tak naprawdę, Oleander nie przepadał za zdrobnieniami swojego imienia. Króliczek było bodajże jedynym pseudonimem, jakiego nie znienawidził. Głównie przez wielkiego bzika na punkcie owych uroczych zwierzaczków. Jednak dopóki ktoś nie zwrócił się do niego per Panienko tudzież Laleczko jakoś powstrzymywał się od wygarnięcia wszystkim, jak to nie znosi wszelakich zdrobnień i mają zwracać się do niego jego pełnym mianem.
Jeszcze przez moment patrzył prosto w malinowe oczy Tristitii, po czym zdjął ręce z jej szyi, odrzucił swój warkocz do tyłu i zaczął przełazić przez oparcie ławki. Nie, nie mógł po prostu jej obejść i już. On wolał wgramolić się górą. Zaś swoją drewnianą laskę oparł o pobliską, zniszczoną latarnię. Po chwili siedział już obok dziewczyny, poprawiając zawiązaną pod szyją, purpurową kokardę.
Może i lepiej dla Tristitii, że nie zdecydowała się wprowadzić swojej „nieznanej myśli” w życie. Nie wiadomo jak mógłby zachować się w tej sytuacji Oleander. Ten chłopak był przecież jak bomba zegarowa! Mógł odwzajemnić pocałunek tudzież wesoło się uśmiechnąć, ale mógł też w przypływie obrzydzenia do wszystkich istot żywych, potraktować przyjaciółkę w dość brutalny sposób za to, iż śmiała zanadto się do niego zbliżyć. Jednak mimo wybitnie paskudnego humoru i przypływów mdłości wywoływanych zapachem malin, raczej nie zapowiadało się na to, by mógł źle potraktować Tristitię. Nawet nieznacznie się do niej przysunął, tak, że stykali się ramionami.