Aaron - 27 Sierpień 2015, 22:42 Z każdym krokiem stawianym w tył, w ucieczce od bliskiego dystansu wobec lisowatego zwierzęcia, Maggie miała świadomość, że ten posunie się o dwa kolejne - tak bardzo jego ślepia wpatrywały się w jej twarzyczkę. I rzeczywiście, postąpiło o dwa kroki wprzód, wyciągając łebek przed siebie, po czym wpatrzyło się w psowatą, jakby koncentrując się na pytaniu wypowiedzianym do niej z ust dziewczyny. Lisowate nie rozumiało ludzkiej mowy, nie wiedziało, co zamierza z rannym stworzonkiem uczynić.
- To boli, to bardzo! - ku zaskoczeniu pytającej, padła odpowiedź z ust rannej psinki.
Pojawił się w pobliżu donośny dźwięk, właściwie to ogłuszający niemal ryk - przez moment Maggie mogła się poczuć jakby zabrano jej jedno z uszu i zmuszono do wywrócenia się na skutek zaburzonego zmysłu równowagi. Upadła w drodze do posiadaczki kremowego futerka, niegroźnie plamiącego się krwią, choć zadane jej rany nie sugerowały takiego obrotu sytuacji - w ogóle ran takich nie było nawet widać.
A lazurowa bestia skoczyła w kierunku Maggie, omijając ją zwinnie z boku i zostawiając za sobą szklaną ściankę, która otoczyła kobietę na wysokość dwóch metrów.
Dotarł twoich uszu pisk zwierzęcia, drapieżny instynkt był wyczuwalny w powietrzu. Nim się spostrzegłaś, dwie bestie walczyły ze sobą - ta druga, nowoprzybyła, przypominała... właściwie sama nie byłaś pewna, co. Posiadała wielkie cielsko, a jej łapy zdawały się być pochodnymi od przerośniętego i niezwykle zwinnego kota. Najbardziej zadziwiało cię posiadanie przez nie sierści i dwoje skrzydeł, podobnych bardzo do nietoperzych.
Właściwie, co mogłaś zrobić? Coś na pewno.
A szlochanie rannej ustało, jakby jej nie było.Anonymous - 31 Sierpień 2015, 20:08 Niemałe było zdziwienie Maggie, gdy usłyszała głos zwierzęcia. Nie spodziewała się, że rozumie ludzką mowę i na dodatek będzie w stanie odpowiedzieć na jej słowa. Chciała naprawdę tej biednej psinie pomóc, serce się jej krajało, więc postanowiła, że to właśnie te stworzenie weźmie do MORII, opatrzy... a potem odda do celów naukowych. Całe szczęście, że ona tylko bada te wszystkie wirusy i bakterie, bo nad czującymi zwierzętami pracować by nie mogła. Wystarczy, że musi je łapać. Jakby nie mogła pobrać trochę gleby do badań! To było bardziej związane z jej funkcją w MORII niżeli to, co robiła teraz.
- Pomogę Ci - Obiecała Maggs. Nie kłamała, po części była to prawda.
Nim zdążyła podejść bliżej psiaka, nagle coś zaczęło się dziać. Zanim zdążyła się zorientować, była zamknięta w jakieś kopula i mogła jedynie obserwować, co się tam działo. Maggie nie mogła tak siedzieć bezczynnie i zaczęła z całej siły uderzać w ściany. Kobieta miała wrażenie, że utknęła w środku piekła. Chciała jak najszybciej się stąd wydostać. Oczywiście miała taką możliwość - użycie kompasu i powrót do siedziby, ale wtedy nie wykonałaby powierzonego zadania... nie chciała ryzykować gniewem Zarządczyni, która pewnie nie byłaby zadowolona z tego faktu.
Najbardziej było jej żal tego biednego psa. Widziała go, a nie mogła nic z tym zrobić. Była zamknięta w tym cholernym kloszem. Co sobie ten lis myślał, robiąc to?! Maggs poradziłaby sobie doskonale i bez jego pomocy, która oczywiście była niepotrzebna.
- WYPUŚĆ MNIE! - wydarła się na cały głos, nadal bijąc w ściany.Aaron - 3 Wrzesień 2015, 13:06 Zamknięta w klatce, skazana na obserwacje walczących i rannej. Nikt tak nie usiedzi, chyba że ten, który martwi się tylko o siebie - ale i jemu cela w końcu zacznie przeszkadzać, bo pogoń za wolnością jest nieunikniona. Siłowe rozwiązanie okazało się skuteczne - za kolejnym uderzeniem o ściany Maggie poleciała przed siebie, a po blokadzie nie było ani śladu, ani drobinki.
Iluzja. Co prędko się pojawia, prędko także i znika.
Błękitny lis walczył ze stworzeniem od siebie silniejszym, a Ty w pewnym momencie znalazłaś się pomiędzy nimi.
Innocenza leżała w bezruchu, jakby była... martwa. Walczące bestie skoczyły centralnie nad Tobą, raniąc siebie wzajemnie, dotkliwie, i upadając tuż obok, lecz nie rezygnując z dalszej, krwawej walki o terytorium. Ciężko ocenić, które z nich wygrywa. Wzrokiem poszukujesz psowatej, ale jej już nie ma. Podobnie jak ściany, była iluzją.
Zostały na placu boju Likyus i Noaliks. I one są równie prawdziwe jak reszta kremowych czworonogów, które tu przebiegły; jak Alphard latający między drzewami.
Będziesz tak patrzeć jak się zabijają dwie silne bestie, czy którąś ze stron wesprzesz? A może poszukasz gromadki tych, które aktywowały jedną z przeszkód, tudzież zapolujesz na ptaszynę? Anonymous - 17 Wrzesień 2015, 11:52 Maggie i może była członkinią MORII. Może i łapała te wszystkie stworzenia magiczne i istoty zza drugiej strony lustra. Ale zawsze było jej ich żal. Naprawdę. Nie mogła patrzeć na ich cierpienie, ponieważ to było wbrew naturze kobiety, która tak naprawdę była naprawdę dobrą osobą. Dołączyła do organizacji ponieważ chciała mieć dostęp do profesjonalnego sprzętu, chciała mieć możliwość odnalezienia furtki, dzięki której będzie mogła wyzdrowieć, pozbyć się wirusa, siedzącego w niej. Ale to wiązało się z pewnymi obowiązkami - właśnie takimi jak to. Musiała sprowadzać raz na jakiś czas nowe obiekty badawcze do siedziby organizacji i zdecydowanie nie był to miły obowiązek, który robiła z uśmiechem na twarzy.
Gdy iluzja zniknęła, Maggs rozejrzała się dookoła. Nie było rannej psiny. Za to widziała dwie bestie walczące między sobą na śmierć i życie i inne, które się temu przyglądały. Podczas swojego życia, kobieta jeszcze nigdy nie była świadkiem takiego widoku, naprawdę! I za cel sobie postawiła przerwać tą krwiożerczą walkę. Tylko w jaki sposób? Była zwykłym człowiekiem, bez żadnych specjalnych zdolności. Spojrzała na swoją parasolkę i nagle ją olśniło.
Gdy nadarzyła się tylko do tego okazja, Maggie wparowała między Noaliksa a Likyusa, z otwartym parasolem i wprawiła go w ruch obrotowy w ten sposób tworząc tarczę chroniącą ją i lazurowe stworzenie. A chociaż miała taką nadzieję. Lis chciał ją ochronić, więc Maggs też stanęła po jego stronie w tym boju. W drugiej ręce trzymała nóż, który zamierzała wykorzystać, jak tylko będzie mogła do ataku na wilkopodbnego.Aaron - 23 Wrzesień 2015, 16:56 Powodem dla którego pojawiła się iluzja Innocenzy było sprawdzenie przez tygrysiego zamiarów postaci winnej, jak sądził, jego zbudzenia (choć snuł też domysły jakoby znalazła się zwyczajnie w złym miejscu). Ślady krwi miały pomóc ustalić, czy zdrowie stworzenia jest dla Maggie ważne. Pragnęła wspomóc to nierzeczywiste zwierzę, lecz wtedy pojawił się drapieżny okaz. Oceniając jej przydatność do walki na poziomie zerowym, otoczył ścianami równie rzeczywistymi co słabnąca w kontekście wydawanych odgłosów Innocenza.
Sądził, że ją ochroni i pouczy o zachowywaniu się w lesie przyzwoicie.
Doszło do starcia, którego wygraną będzie musiał obkupić być może nawet zdrowiem. Wówczas kobieta kolejny raz wbiegła pomiędzy walczących, stawiając się w obronie sprawdzającego jej zamiary. Pojął jej chęci obrony i test na dobroć zakończył się sukcesem.
Mógł iść spać dalej.
Nie, czekaj, trwa walka, a w tej drapieżne zwierzę przybrało jeszcze groźniejsze atrybuty.
Lis wyimaginował dodatkowe parasolki wokoło dziewczyny i dodał im mechanicznego skowytu (widoczność kobiety jak i możliwość uderzenia nożem były nadal dostateczne). Zwierzyna natarła, rogatym nagle pyskiem, w tworzoną barierę, która nie miała szans zatrzymać się na przeszkodzie, choć trafienie nożem było zaskakującym.
Opisz jak dalej chcesz rozwiązać akcję (w tym przewidywane ciosy nożem). Możesz także pokierować intencjami lisa, jako ze walczysz wraz z nim po jednej stronie.Anonymous - 26 Wrzesień 2015, 18:08 To co robiła Maggie, mogłoby wydawać się wręcz szalone – kto normalny wchodzi w środek bitwy dwóch magicznych bestii! Jednakże… nie miała innego wyjścia. Nie była w stanie patrzeć, jak ten lisek, który w taki a nie inny sposób jej pomógł. Nieważne, co kierowało go, jakie były jego intencje. Chciał ją ochronić. A Maggs poczuła się zobowiązana do pomocy tej istocie.
Gdy poczuła się uderzenia na wytworzonej przez nią barierze, stanęła pewniej w rozkroku, tak żeby mieć większe oparcie i stać po prostu stabilniej, żeby przypadkiem bestia jej nie przewróciła. Miała plan, tylko teraz musiała go wcielić w życie. Wzięła głęboki wdech i wzrokiem pokazała liskowi w prawą stronę.
Policzyła do trzech w głowie i gdy padło magiczne „trzy!”, kobieta odskoczyła w lewo, tak by bestia, która nacierała na nią poleciała do przodu, a ona sama, korzystając z okazji, starała się wbić nóż w bok zwierzęcia i na tyle, ile dosięgła, pociągnęłaby ostrzem do przodu. Rana nie miała być za głęboka – bestia miała po prostu stracić siły do walki, a nie wykrwawić się na śmierć. Musiała mieć je żywe i przynieść do laboratorium. Po wyjęciu noża z ciała wilkopodobnego(lub w ramach niepowodzenia planu), odbiegła od niego, na bezpieczną odległość, żeby nie stać się celem dla jego zębisk, a w pogotowiu znów trzymała swoją parasolkę.
W tym czasie lis doskoczył z drugiej strony do swojego przeciwnika z zamiarem ugryzienia go w łapę. Stworzył również iluzję osoby Maggie, tak, żeby zwierzę nie wiedziało, która jest tą prawdziwą. Gdy Maggs odbiegła, jej klon również to zrobił, tylko w drugą stronę.Aaron - 2 Październik 2015, 14:25
Zwierzę rzuciło się do ataku na nieprawdziwą Mags, co poskutkowało tylko niepotrzebną utratą sił i czasu. Zerwało się jednak prędko i ruszyło z nagłym przyśpieszeniem, o jakie dotąd ciężko było je posądzać, w stronę drugiej kobiety. Z mobilizacji mięśni, trysnęła krew z jego boku, rana dawała znać o sobie. Błękitny lisek próbował wspomóc nowy cel oszalałej bestii, wydającej z wnętrza paszczy jęki bólu i złości, ale owe nagle wzbiło się w powietrze na swoich skrzydłach i chciało upaść z impetem na Maggie, nawet gdyby ta biegła zamiast stać w miejscu. Lazur nacierał więc do Maggie i jego ostatnim pomysłem na ochronę było zakrycie swoim cielskiem Maggie przed paszczą i szponami oszalałej bestii, choćby za cenę życia. Instynkt przetrwania nakazywał mu jednak doglądać, czy aby na pewno nie ma innej możliwości ochrony, tudzież ataku.
Krótko mówiąc: albo sensownie wymyślisz jak znowu oszalałą bestię unieszkodliwić, albo Lazur poświęci swoje życie w ochronie Maggie (choć nie zginie od razu, lecz dozna dotkliwych obrażeń). Anonymous - 3 Październik 2015, 15:08 Sytuację można było opisać dwoma słowami: skrajnie beznadziejnie. Maggie musiała coś wymyślić, żeby okiełznać tą dziką bestię szarżującą na nią. Nie chciała, by lisek poświęcał za nią swoje życie. Nie była przecież tego warta!
Wóz albo przewóz. Musiała zaryzykować tak naprawdę. Miała nadzieję, że instynkt przetrwania liska okaże się silniejszy i nie będzie próbował rzucać się jej w szereg – miała plan. Dosyć ryzykowny, nawet bardzo. Jeszcze nigdy aż tak się nie poświęcała podczas misji, ale w tym przypadku musiała. Nie chciała, by lisek przez nią musiał umierać. Doceniała bardzo jego pomoc. Ale tym razem musiała poradzić sobie sama. To była jej misja i jej życie... jak przyjdzie jej je stracić, to najwidoczniej tak musiało być.
– Zostań tam! – powiedziała, z nadzieją, że lisek ją zrozumiał.
Kobieta napięła mięśnie, patrząc w stronę nadlatującego stworzenia, które zbliżało się do niej z dużą prędkością. W ostatniej z możliwych chwil Maggs postanawia odskoczyć, tak by stwór nie był w stanie skręcić w jej stronę tylko po prostu zaryć w ziemię. Jeżeli się spóźni chociaż o sekundę, to może skończyć się to dla niej źle. Albo dla jej niebieskofutrzastego przyjaciela. Ale czy miała inne wyjście? Nie wydawało się jej. Musiała po prostu postawić wszystko na jedną kartę, bo wszystkie inne pomysły się jej skończyły.Aaron - 8 Listopad 2015, 19:20 Z tarczą albo na tarczy. Maggie wypróbowała swoich sił w ostatnim starciu z niebezpieczną bestią, w efekcie czego nie było już dłużej, pozbawionych znaczących ran, istot w tym miejscu. Kobieta przyjęła na siebie impet uderzenia rozszalałego stworzenia, któremu nie wyszedł trafny atak z racji wtrącającego się lisa pomiędzy ich dwójkę, dołączając do zderzenia.
Dla obserwatora wyglądało to jak próba trzech stron konfliktu, lecz bliższa ocena pozwoliła stwierdzić, że człowiek i błękitne zwierze wzajemnie sobie nie zaszkodziły. Pełna agresji bestia została dotkliwie zraniona i uciekła w las, rycząc zgaszonym okrzykiem porażki. Decyzja ta mogła dziwić, ale modyfikacja ciała osiągnęła swój limit i wracała do normalności, Odniesione rany nie sprzyjały jej dalszej walce, postanowiła odpuścić.
Lis został ranny, choć nie w sposób dotkliwy. Maggie jednak musi zmierzyć się z pęknięciami lewych żeber i krwawiącą raną w przedramieniu, zadaną przez długi szpon, który wbił się, naruszając strukturę kości promieniowej. Pozostało jej teraz opatrzyć rany ich dwójki. I wyleczyć je. Zmęczone i osłabione błękitne zwierze nie będzie stawiać póki co żadnych oporów, pozwoli się prowadzić, sądząc, że człowiek zdoła mu pomóc - można to wyczytać z jego oczu. Póki co jednak we wszystkich stronach las się ciągnie, a drogę powrotną trzeba jakoś odnaleźć.
Bo, oczywiście, kompas nie pozwoli na przemieszczenie się wraz z bestią.Anonymous - 22 Marzec 2016, 17:49 Zielonowłosa dziewczyna spokojnie wylegiwała się na miękkim mchu. Słońce przebijało się przez podszyt rozświetlając las. Padające na bladą skórę, ciepłe promienie, przyjemnie grzały. Właśnie dla tego Silence wiedziała, że jest już dzień. Jelonek przeciągnął się i przetarł oczy podnosząc się do siadu. Jak zwykle było cicho i spokojnie. Potrząsnęła głową i przeczesała potargane kłaki palcami. Żołądek dawał jej do zrozumienia, że wypadałoby coś zjeść. Przeturlała się więc raz jeszcze po mchu i leniwie wstała... czy raczej przeniosła się na czworaka. Lubiła się w ten sposób poruszać. Podreptała do niewielkiego strumyka. W końcu każde przyzwoite zwierze ma swój wodopój. Nachyliła się nad stróżką wody by się napić, a następnie przemyć wciąż zaspaną twarz. Wytarła ręką mokre usta. Co powinna zrobić najpierw. Prócz śniadania, rzecz jasna. Zerwała kilka malin z pobliskiego krzaka i spory liść paproci. Zdrowa zieleninka to smaczna zieleninka. Ot co. Ciamkając sobie kolejne listki wędrowała po dziczy zbierając mniejsze kamyczki. Patrol patrolem ale właśnie w tej rogatej łepetynie zrodził się pomysł. Proste bo proste, ale miała ochotę coś z nich ułożyć. Różne kształty, kolory,tworzywa... Ale co zrobi jak już nie da nie da rady ich więcej nieść? Musi je gdzieś składować. Przycupnęła przy sporym drzewie z charakterystycznymi, wystającymi korzeniami i między nimi położyła swoje, dotychczasowo uzbierane skarby. Przysiadła by ocenić ich ilość. Mało. Jeszcze za mało. Jako,że postanowiła chwilkę usiąść, zaczęła rozglądać się czy nic nie leży w zasięgu wzroku. nic. Długo w miejscu nie usiedziała. Przesuwała się krok po kroku dalej co jakiś czas nasłuchując odgłosów lasu.Mirana - 22 Marzec 2016, 19:41 Malinowy Las szczególne miał u Mirany upodobanie. W jego wnętrzu znajdował się bowiem pewien gaj osadzony na skale, którego uwarunkowania były unikatem w całym ekosystemie Malinowego, a nawet w całej Krainie Luster. Lubiła do niego wracać, obserwować jak jej siostry dorastają, jak zmienia się to miejsce z upływem czasu. Szczególną troską otaczała wspomniany gaj, ale każdy skrawek powierzchni tego czy innego lasu nie mógł liczyć się z dyskryminacja z jej strony. Sama jednak nie zdoła wszędzie być i wszystkiego na czas naprawić. Ta nieprzyjemna prawda już dawno została przez Miranę zrozumiana, a liczne poszukiwania sobie podobnych nigdy nie kończyły się sukcesem.
Była jedna, jedyna; w roli, która ją przerasta. Mimo to, starała się zdziałać tyle, ile potrafiła, bo zawsze to jakiś postęp, jakaś forma pomocy. A rośliny ją szanują, mają za jedną ze swoich i darzą ogromnym zaufaniem.
Choć Ogród Strachu posiadają osobniki oddalające się od tego pomyślunku.
W drodze spotkała się z malinami leżącymi na ścieżce w większym skupisku. Najprawdopodobniej komuś nosidło upadło i nie zdecydował się ten ktoś na pozbieranie ubrudzonych w błocie owoców. Dla Strażniczki Gaju to idealne pożywienie, bowiem leżąc tak jedynie marnują się. Przysiadła w trawie i każdą malinkę z osobna kosztowała, a ich soczystość rozpływała się po jej ustach.
Tak, przysiadła, tak, ustach - zmieniła już formę na bardzo człowieczą, choć zielone ubarwienie skóry i włosów zdradzało jej magiczność. Pozbawiona ubioru, a posiadająca na ciele nieliczne liście, wyglądała jak bardzo duże dziecko natury. Bo choć urodna i młoda, to jednak wzrostu ogromnego jak na ludzkie standardy - dwumetrowego.
Kiedy już wszystkie malinki wyzbierała, ruszyła w dalszą drogę. Łuk zawieszony wraz z kołczanem z kilkoma strzałami miała na ramieniu, a jej bestie - dwoje osobników różnych gatunków ptactwa - krążyło w powietrzu.
Weszła pomiędzy drzewa i zobaczyła poroże. Zatrzymała się w półkroku, nie chcąc spłoszyć zwierzyny. Takie często biegną bez pomysłu i taranują rośliny, co dla Mirany tożsame jest z zadeptaniem. I zaraz potem zrozumiała, że to nie jest zwykłe zwierze, a bardzo humanoidalne zwierze.
A może zwierzakowy człowiek?
Spotykała różne istoty i bardzo często nie była pewna, z jaką ma do czynienia.
Flara musiała zrobić jej na złość. Ona zawsze pierwsza lgnie do obiektu, który jej Pani obserwuje. Tak i tym razem się stało: osiadła na porożu nieznanego przez Miranę gatunku.
- Flara, tak nie wolno! - krzyknęła dziewczęcym głosem za ptactwem, mając na uwadze, że z dwójki napataczających się osobników nerwowe zwierze może uczynić kłopoty - jak im, tak i sobie, i naturze wokoło.
Och nie, źle, źle, źle! Skryła się po części za drzewem, a Świetlista Sierpówka zapewne odleciała z poroża wraz z pierwszym gwałtownym poruszeniem się go.Anonymous - 22 Marzec 2016, 20:11 Słysząc szmer, postawiła bacznie uszy i zaniuchała nosem w powietrzu. Napięła się po sam ogon niepewnie wyczekując. Gotowa do biegu w każdej sekundzie. Wtedy Ptaszysko wylądowało na jej porożu. Nic by się nawet nie stało, przez te kilka sekund uspokoiła się i ani drgnęła, zezując wzrok na ptaka, ale gdy tylko usłyszała kobiecy głos, natychmiast ponownie napięła mięśnie. Delikatnie i powoli, by nie wystraszyć ptaka, przyjęła pozycję do ucieczki. Ucichło. Nikt nie pojawił się w zasięgu jej wzroku i innych zmysłów. Czekała na ostatni znak, dający do zrozumienia, że pora na ewakuację, ale nic takiego nie nastąpiło. Powoli i ostrożnie podeszła do drzewa wciąż próbując wyczuć obcy zapach, ale czuła jedynie las. Chociaż...było w tym coś nieznajomego. Wychyliła się za drzewo, a gdy dostrzegła zarys postaci natychmiast się spięła i odskoczyła. Postać mimo wszystko była dość podobna do niej. Miała podobne ciało, była zielona. Tylko ten łuk tak groźnie wyglądał. Wycofała się kilka kroków wystawiając poroże. Nawet ogonek sterczał groźnie. chociaż zdecydowanie była bardziej przestraszona niż groźna. Czekała na ruch nieznajomej. Bała się, ale jednocześnie wyczuwała w niej coś znajomego. Wpatrywała się w kobietę jedynie zabawnie poruszając nosem.Mirana - 22 Marzec 2016, 20:42 Od razu pojęła, że zwierze się boi. Powoli ściągnęła pierw kołczan i położyła pod swoimi nogami, opierając o drzewo, a kolejno do niego dołożyła łuk. Tak już będąc bezbronną, skierowała dłoń w stronę... bardziej dziewczyny niż zwierzyny - z bliska mogłaby ją uznać za człowieka o magicznym uosobieniu, jednak po zachowaniu zauważyła jak bardzo to się nie godzi.
- Potrafisz... przemówić? Dasz się pogłaskać?
To mówiąc, próbowała sięgnąć zielonkawych włosów, a grzywę nieco odrzucić z oczu, by bardziej móc się im przyjrzeć. Spostrzegła też kwiatki i liście towarzyszące jej ubiorowi, a raczej jako jedyne go stanowiące - te jednak nie wyrastały jak u niej z ciała, a były jedynie dekoracją.
Próbowała zatoczyć łuk dłonią po włosach Rogatej, by pogładzić ją za uszkiem. Wpatrywała się zarówno w oczy jak i bogactwo jej ciała. Nigdy wcześniej nie widziała tego rodzaju zgrania się cech kopytnego zwierzęcia z porożem oraz dziewczęcia. Choć właściwie nie wyglądała aż tak młodo.
Wiele pytań, wiele ciekawości. Chciała tyle poznać odpowiedzi, ale nie śpieszyła się, ma przecież czas. Gorzej, gdy Rogata go nie posiada.Anonymous - 22 Marzec 2016, 23:47 Broń została na ziemi. Wciąż nieufnie, ale bardziej pewnie, stała na wprost nieznajomej. Gdyby faktycznie była w stu procentach, parsknęła by na pewno, gdy ta wyciągnęła rękę, ale nie była.Wpatrywała się nerwowo, delikatnie się odsuwając. Jednak dłoń prędzej czy później jej dosięgła.
Czy potrafi mówić. Dobre pytanie. Oczywiście, że potrafi, ale nie robi tego. Jedynie pokiwała głową. Ręka kobiety wcale nie była taka zła. W sumie nawet całkiem przyjemna. Bo jak tu narzekać na głaskanie. Przyglądały się sobie na wzajem. Postać była dość nietypowa jak na te, które spotkała do tej pory. Była zdecydowanie większa, ale im bardziej się przyjrzała tym większą miała pewność, że mają dużo wspólnego. Usiadła, już znacznie spokojniejsza, na ziemi, podpierając się wciąż dłońmi. Wystawiła nos w kierunku zielonej niuchając ją. Potem wyprostowała się i zamrugała wielkimi niebieskimi oczyskami. Nawet jeśli była "nie mową" nie znaczy, że nie próbowała nawiązać kontaktu. Postanowiła się przedstawić. Jej imię było zbyt skomplikowane by je pokazać więc posłużyła się prostym gestem. Położyła palec na ustach. Cisza. Gdy ktoś ją nazywał to własnie tym imieniem. Silence doskonale rozumiała dlaczego. Podobało jej się.Mirana - 23 Marzec 2016, 16:00 Kiedy niewiele mówiąca, a zdająca się jednak rozumieć ludzką mowę, usiadła, również i Mirana zamierzała, lecz właściwie dobrze, że się z tym wstrzymała. Pierw została obwąchana, a potem zwierze powstało i przystawiło palec do ust. Gest bardzo ludzki, który problem miała początkowo zinterpretować. Ma być cicho, ale przecież jest. Nie ruszać się? I tak stoi w miejscu.
Portret. Prezentacja. Oczywiście!
- Silence... - powtórzyła za gestem.
Wskazała ręką na siebie, kolejno na las wokoło i przemówiła:
- Mirana, Strażniczka Gaju.
Tym sposobem dwoje przedstawicieli odrębnych królestw - fauny i flory - a będących w znacznym stopniu upodobnionymi do ludzkiej formy; było już sobie znanych. I tak jak te królestwa przeplatają się na jednej ziemi, czasem mniej lub bardziej sobie zarówno pomagając jak i szkodząc; tak i im nie znana była przyszłość. Miała jednak nadzieję na to, ze pokój godny inteligentnych stworzeń połączy je obie.
Skierowała ku Rogatej wnętrzem otwartą dłoń. Ludzki gest. Ale nie tylko, chciała też ją zaprosić do spaceru po lesie. I chciała coś powiedzieć, ale postanowiła póki co zatrzymać słowa, skoro i Silence z nich nie zamierza korzystać. A czy potrafi? Domyślała się, że tak. Z twarzy tak wyglądało.