To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Mroczne Zaułki - Zniczczone Grobowce

Zoe - 8 Październik 2016, 19:31

Pamięta!
Więc jednak. Zoe nie potrzebowała nawet szczególnej zachęty ze strony manipulatorki - ciepłe uczucie szczęścia rozlało się gdzieś po jej wnętrzu, osłabiając nerwowe drżenie rąk i zimny pot wstępujący na kark. W końcu kto nie ucieszyłby się z odnalezienia dawnej znajomej, nawet jeśli odrobinę się ona… zmieniła? Dziewczyna zachichotała beztrosko, dając upust zarówno tym swoim jak i fałszywym, obcym emocjom.
- H-hebi! Więc jednak żyjesz, co? Po tej naszej małej przygodzie? - zaszczebiotała radośnie, może zbyt radośnie, ale nie była już w stanie kontrolować entuzjazmu. Wciąż nie połączyła swojej karuzeli nastrojów z Topielicą - obwiniała raczej zmęczenie i lekkie wytrącenie z równowagi spowodowane spotkaniem dość intrygującej persony, jaką z pewnością była Kotostraszka. Za to wybuch pozytywnych emocji, nawet jeśli trochę przytłaczających, miał też swoje korzystne strony - pozwolił Lunatyczce na pewne rozjaśnienie myśli. Nie próbowała już wmówić sobie, że śni. To naprawdę jej znajoma, przyjaciółka, towarzyszka, żywo zapisana w pamięci. Tylko że… coś tu nie grało. To zdecydowanie nie była Przytulanka, już nie. W takim razie kto?
Może myśl o tym, że kotka w międzyczasie nabawiła się strachowości czaiła się już w podświadomości Zoe, ale nie chciała przebić na wierzchnią warstwę. A może ta przeklęta mgiełka mąciła obraz na tyle, że nie sposób było dojrzeć pewną niematerialność Any?
- Irys… ma się dobrze. Odpoczywa. - odpowiedziała tylko, trochę wymijająco. Nagle przebiła się do jej świadomości odrobina podejrzliwości. Hebi nie wydawała się już tą wystraszoną i słodką kotką co kiedyś. Co więc zaszło? Jak bardzo się zmieniła od ich ostatniego spotkania? Kolejne pytanie zadane przez Topielicę pogłębiło wątpliwości Zoe.
- Kolację? - Częścią…? - Masz na myśli bycie gościem, prawda? Czy chcę zostać gościem? - zachichotała nerwowo, chociaż z tym obcym nadmiarem szczęścia ją wypełniającym zabrzmiało to dość histerycznie. Nieszczęśliwe przejęzyczenie ze strony Straszki czy może faktyczne plany wobec Sarenki?
Zoe wstała. Wcale nie gwałtownie, a przynajmniej starając się, aby nie wyglądało to na nagłe i przestraszone zerwanie się z ziemi. W obu rękach ściskała parasol, a kapelusz nieco przekrzywił się, dopełniając obraz zagubienia. Nasza Sarenka faktycznie była zagubiona. Mogła uciec, a jakaś jej część podpowiadała jej, że to właśnie byłoby rozsądne wyjście. Odejść, póki jeszcze może. Ale… ale co tak właściwie stało się Anastasii?
Ciekawość. Zawsze wiedziała, że kiedyś ją zgubi.
- Hebi, co właściwie… - zawahała się. Jak sformułować to pytanie? - Zmieniłaś się. - zdecydowała się ostatecznie na proste i oczywiste stwierdzenie, licząc, że w jakiś sposób pociągnie tym Anastasię za język i doczeka się dłuższej historii jej… metamorfozy.
Ścisnęła mocniej parasolkę i cofnęła jeszcze o pół kroku, wyczekując reakcji kotki.

Anastasia - 10 Październik 2016, 12:09

Kotka z niezadowolonym mruknięciem zignorowała pytanie tak przypadkowo nawiązujące do życia. To był drażliwy temat, Zoe nie powinna była go poruszać, ani tym bardziej drążyć, jeśli chciała jeszcze jakiś czas podyskutować.
O tej kolacji, chociażby.
- Tak, tak, nya. Gościem, oczywiście. I to honorowym, bo jedynym, ale… Wolę zdecydowanie bardziej kameralne klimaty. A ty? – Uśmiechnęła się uroczo, być może nawet posłała jej jeden z uśmiechów dawnej Hebi, ot, dla stworzenia pozoru. Bo widocznie należało o nie zadbać. Jeśli Lunatyczka wolała być nazywana gościem, to i z tym Anastasia problemu nie miała. Byle tylko uprzyjemnić im obu te chwile!
Ale ta zaraz zaczęła uciekać, odsuwać się od tak przyjaźnie nastawionej Straszki, a cały czar pryskał wciąż. Cokolwiek uroiło się w głowie tej niemądrej dziewczyny, psuło wszelkie plany wobec niej. A teraz kotka już doskonale wiedziała, że może się ona ewakuować w każdej, niewygodnej chwili. Potrzeba sposobu. Albo ryzyka.
- Czyżbyś się mnie obawiała, nya? – Złote oczy spoczęły na kurczowo trzymanej parasolce, a one znały ten przedmiot zbyt dobrze. - Ale dlaczego? Po tym wszystkim, co razem przeszłyśmy? – Zaczęła niewinnie, lekko łamiącym się głosem. Czy to, Zoe, nie wywoła w tobie poczucia winy? Musi. Nyahaha!I to tylko przez to, że moje włosyI serce, nyanie są już śnieżnobiałe? Bo mam, nya, dosyć lękania się własnego cienia? Nie wiem, kto tu bardziej się zmienił, Zoe... - Położyła po sobie uszy, niczym atakowany kot, objęła ciało ogonem, a i sam Schedel, przyłączając się do jej przedstawienia, jednym z łbów stuknął jej zwisającą rękę.
Mąciła w głowie tej żywej, ile tylko się dało, sama czerpiąc z tego nie małe korzyści. Anastasia chyba miała szczęście do Lunatyków, wszak to oni dawali jej największy ubaw. Najpierw Pan Magiczny, czy jak kto tam wolał nazywać go Eliotem, teraz ona. Nuż to oni teraz staną się jej celem? Ulubionym smakiem?
- Nie bądźmy takie dla siebie, nya. Zoe, zagrajmy, tak na rozluźnienie! Wybieraj – cukierek albo psikus. – Powiedziała już bardziej rozweselonym głosem, ale to nie był koniec. Wszak nie mogła pozwolić przyjaciółce wybrać błędnej odpowiedzi, trzeba było ją delikatnie naprowadzić, teraz wzbudzając najzwyklejszą ciekawość. Daj się ponieść dreszczykowi emocji! Wierzę w ciebie, Sarenko, nya.
A ogon znów rozpoczął swoje odliczanie. Tik-tak. Tik-tak. Słyszysz to?

/ moc rangowa: kontrola emocji drugiej osoby 3/4 /

Zoe - 12 Październik 2016, 20:26

Przejęzyczenie, tylko przejęzyczenie.
- Więc romantyczna kolacja we dwoje, tak? - zachichotała. - Gdzie się wybierzemy? A może trzeba coś, hmm, upolować? - nastrój do żartów powrócił do Lunatyczki, chociaż w jej głosie pobrzmiewało pewne wahanie. Z jakiegoś powodu czuła się, jakby rozmawiała z Hebi po raz pierwszy, jakby była jej to zupełnie obca osoba. Ale przecież to było niedorzeczne, przecież nie widziały się dobrych kilka lat, więc i dystans między nimi miał prawo się zwiększyć.
Tylko włosy...? Niech będzie. Zoe wydawało się, że w Hebi zmieniło się o wiele więcej niż sama fryzura, ale nie mogła uchwycić istoty tej metamorfozy. W końcu jej zachowanie, jej charakter mógł ulec pewnym naturalnym zmianom, a jeśli jest mniej bojaźliwa niż kiedyś, to chyba nawet lepiej? Może po prostu atmosfera tych grobowców tak wpłynęła na Zoe? A skoro sama kotka nie chciała na razie zdradzać nic więcej, to chyba powinny już zostawić tę sprawę? Tak, dokładnie tak. Delikatne i przytulne poczucie ufności oraz bezpieczeństwa rozlało się wewnątrz Zoe. Lunatyczka spłonęła rumieńcem na przytyk, że to tym razem to ona zachowuje się jak wystraszone kociątko. Zmieszana, na moment spuściła wzrok. Nie lubiła być brana za tchórza, ale teraz nie mogła już nic poradzić na to, jak wyszło. Nie dziwiła się, że została nazwana Sarenką - musiała faktycznie zdawać się bardziej podobną do płochliwego zwierzaka niż tej odważnej i walecznej Lunatyczki, którą próbowała być... czasami.
Westchnęła z dezaprobata dla samej siebie. Co się z tobą dzieje, Zoey?
- Wybacz, Hebi. - nawinęła kosmyk włosów na palec i nerwowo zaczęła się nim bawić. - Ostatnio... ostatnio dużo się działo i ciągle jestem jeszcze, no wiesz... - parsknęła śmiechem na wspomnienie swojej dopiero co skończonej przygody. To już było, już minęło, a ona wciąż zachowywała się jak kłębek nerwów. A cierpiała przez to biedna kotka! Anastasia trafnie przewidziała, że w Lunatyczce obudzą się wyrzuty sumienia. - Naprawdę się bałam. - powiedziała cicho, poważnie, wspominając sobie o szaleństwach ostatniej wyprawy. Mruknęła coś jeszcze pod nosem, jakby się usprawiedliwiając. - Było, minęło! A jak tobie się żyje? Znalazłaś sobie mieszkanie? - przechyliła głowę, zaciekawiona, i uśmiechnęła przyjaźnie. Zupełnie jakby wróciły do przerwanej dawno rozmowy.
Cukierek czy psikus? Czy naprawdę była w nastroju na zabawy? Czy nie przyszła tu raczej by odpocząć i zebrać myśli? Czy... Zoe już nie pamiętała, po co w ogóle chciała odwiedzić grobowce. Zakręciło jej się w głowie. Może właśnie w poszukiwaniu adrenaliny, kolejnej przygody? Tak, chyba tak, po co innego?
Jej wahanie trwało tylko chwilkę,
- Ha, zabawy, tak? - puściła do niej oczko i roześmiała się radośnie. - Nie mam przy sobie żadnych słodyczy do zaoferowania, więc pozwolisz sobie, że wybieram... Psikus. - spojrzała jej prosto w oczy, z iskierkami we własnych. - Zaskocz mnie, Hebi. - wyszczerzyła ząbki. Była podekscytowana, a skrawek optymizmu i energii wrócił do Lunatyczki.
Zaplotła ramiona na piersi, wyczekując co wymyśliła dla niej kotka. Bezwiednie zaczęła wodzić wzrokiem za ogonem tamtej. Tik-tak.

Anastasia - 13 Październik 2016, 13:35

Udawanie dawnej Hebi wcale nie było takie proste, jakby się wydawało. Kotka wciąż musiała się powstrzymywać przed dodawaniem kąśliwych uwag czy odzywek, a przynajmniej starać się nie robić tego na głos, całość zatrzymując tylko dla siebie we własnych myślach. Jak to dobrze, że Zoe nie czytała jej w myślach, prawda? A nawet jeśli, szybciej skończyłaby się ta farsa, której miała serdecznie dosyć. Pragnęła działać, pozwolić jej czuć własnymi uczuciami, zamiast wiecznie bawić się w podchody. Ale wszystko w swoim czasie. Wytrzymaj, jeszcze odrobinę.
- Na cmentarzu chyba nie znajdziemy nic na kolację, nya, a już na pewno nie taką dla żywych. To prędzej martwi zrobią sobie posiłek. – Wzdrygnęła się jakby w obawie przed spełnieniem się tych złowieszczych słów, choć prawdę powiedziawszy był to raczej dreszcz podniecenia, zawdzięczany rwącemu się do działania umysłowi.
Anastasia zastanawiała się, jakież to ciekawe smaczki mogłaby wydobyć z Zoe, kiedy ta wspomniała o tajemniczych ostatnich przeżyciach. Nic przyjemnego zapewne, a więc było czym się posilić. I sama Lunatyczka wydała się szczersza, niekontrolowana emocjonalnie. Aż chciałoby się usłyszeć całą historię z pikantnymi szczegółami! Lecz o nich dziewczyna niechętnie wspominała, nie było także sensu na siłę ciągnąć jej za język, strata cennego czasu.
- T-tak, udało się. – Odparła zaskoczona, bo i zaraz przed oczami stanął jej czarnowłosy mężczyzna. Znów ją zawiódł. - W Szkarłatnej Otchłani, mam nawet współlokatorkę, nya. Może kiedyś zechcesz nas odwiedzić? Jeśli tylko po dzisiejszym spotkaniu nie będziesz miała, nya, dosyć. – Niestety, było bardziej niż prawdopodobne, że szybko ich drogi ponownie się nie zejdą, że Zoe z własnej, nieprzymuszonej woli zapragnie odwiedzić swoją uroczą przyjaciółkę. Co najwyżej zgubi się w Ogrodzie Strachu i niczego nieświadoma, zabłądzi do Lehlaki, gdzie już z otwartymi ramionami w progu przywita ją sama właścicielka.
Nie trzeba było wielu starań, aby zgodnie z oczekiwaniami, Zoe wybrała psikus. Skąd wszakże mogła wiedzieć, co tak naprawdę będzie się pod tym kryło? Nie mogła, ale na pewno będzie to nauczka na przyszłość. O ile jej dotrwa, nyaha.
- Oj, zaskoczę cię, nie spodziewasz się jak bardzo. Nyahahaha. – Ton głosu znów utracił na swojej przyjazności, a kolejny niekontrolowany śmiech rozniósł się echem wśród grobowców. Nie musiała więcej udawać, koniec gry. Koniec zabawy emocjami, teraz pozostaje tylko Zoe i jej prawdziwe lęki.
Ogon natychmiast przestał się rytmicznie bujać, a falował we wszystkich kierunkach rozjuszony. Zaraz… Czy nie dwoi się komuś w oczach? Już nie jeden, nawet nie dwa, a sześć ogonów rzucało na ziemię cień w niemrawym blasku księżyca. A ona pomrukiwała i śmiała się na przemian, myśląc od czego powinna zacząć.
- Już możesz się bać. Nyahaha. Uciekaj ile sił w nogach, Sarenko. I miej nadzieję, że nigdy więcej mnie nie spotkasz. A teraz, teraz pora na twój psikus! – Oblizała smakowicie górną wargę, pazurami zaczęła skrobać po marmurze i wszystko wskazywało na to, że długo w miejscu nie usiedzi.
Dosłownie ułamki sekundy minęły od zakończenia wypowiedzi, kiedy z paranoicznym chichotem wybiła się z miejsca, celując prosto na Lunatyczkę. Czy zdążyła uciec? Ewakuować się? A może oszołomiona pozwoliła przygnieść do ziemi – bo z takim celem rzuciła się na nią Straszka? Przecież mogła to być udawana część psikusa, ot, nastraszenie, choć wiele z obaw o inności Hebi, właśnie się potwierdzało.

/ moc własna: The Nine-Tailed Cat (6 ogonów) 1/5 /

Zoe - 15 Październik 2016, 10:44

Nie kontynuowała już tematu mieszkania Anastasii, bo wzmianka o tym, że miałaby nie chcieć jej już więcej spotkać nieco zbiła Lunatyczkę z tropu. Już niedługo miała się przekonać, że może w istocie nie zechce prędko wybrać się do Otchłani na herbatkę i ciasteczka, ale na razie cieszyła się po prostu, że jej znajomej udało się znaleźć sobie miejsce, które mogłaby nazywać domem.
Po chwili nieprzyjemna gęsia skórka zawitała na odsłoniętych ramionach dziewczyny. Bynajmniej nie od chłodu grobowców, a od kociego śmiechu Anastasii, który nie wydawał się zwiastować niczego dobrego. Zoe nie poczuła tego od razu, nie zauważyła momentu, kiedy coś jakby odczepiło się od niej i nie wpływało już na stany emocjonalne Lunatyczki, ale coś ewidentnie się zmieniło. Niepokój i niepewność do niej powróciły. Zawahała się nagle - dlaczego wybrała psikus? Czy nie lepiej im było porozmawiać zamiast bawić się w jakieś dziwne gierki? Nie było już odwrotu, nie mogła przecież odwołać całej sprawy i pozwolić Hebi na nazwanie siebie tchórzem, ale nie dawało jej to spokoju. Zupełnie, jakby ktoś zdecydował za nią.
Martwić nie musiała się długo, a może raczej - porządnie martwić zaczęła się już po chwili. Jej wciąż mętne obawy zaczęły się potwierdzać. Zachowanie kotki zdecydowanie kontrastowało z tym, do którego przyzwyczaiła się Zoe podczas ich wspólnej przygody. Czy upływ czasu może aż tak kogoś zmienić? Czy zaszły tu może jakieś zdarzenia na tyle poważne, że całkiem odwróciły charakter Przytulanki? Dziewczyna poczuła się zagubiona.
- Hej, hej... Spokojnie. - spróbowała powiedzieć lekko i z uśmiechem, ale gdy grymas na twarzy Anastasii wcale nie złagodniał, głos w dziewczynie zamarł. Tak samo jak pewność, że jest tutaj całkiem bezpieczna.
To nie jest Hebi. Tyle dźwięczało w głowie Lunatyczki. Kolejne widma Kotostraszki zaczęły igrać ze wzrokiem Sarenki, która bardziej od strachu czuła teraz żal. Zdradzona, odrzucona. Wiedziała, że nie ma tu czasu użalać się nad sobą czy kotką, a mimo to mało brakowało, a sterczałaby w miejscu jak kupka nieszczęścia. Na szczęście, zanim tamta zdążyła wykonać ruch, Zoe otworzyła swoją parasolkę, z której magicznymi właściwościami zdążyła się już oswoić. Utworzona przez Umbraculum tarcza powinna dać jej chociaż moment na odskoczenie zarówno od Anastasii, jak i Ceseta - nie zapominajmy przecież o przyjacielu Straszki.
Stojąc już troszkę dalej, w bardzo względnie bezpiecznej pozycji, ponownie się zawahała. Ma teraz uciekać? Tak po prostu?
- C-co się stało z Hebi?! - wykrzyknęła, brzmiąc o wiele mniej pewnie, niż to sobie zaplanowała. Jakkolwiek absurdalnie to pytanie brzmiało, Zoe chciała znać odpowiedź. Chociaż, z drugiej strony, wcale nie planowała zostać częścią kolacji tamtej, postanowiła więc rozważyć jak najszybszą ewakuację w razie niekorzystnego obrotu spraw. Dziewczyna wciąż jakąś częścią siebie miała nadzieję, że zaszła tu pomyłka, a kotka po chwili roześmieje się i wybiorą się razem na obiecany posiłek. Tylko to, ta głupia nadzieja powstrzymywała ją od teleportacji w jak najodleglejszy zakątek od Topielicy.

Anastasia - 15 Październik 2016, 15:01

Chcąc nie chcąc – ale bardziej oczywiście nie chcąc – Zoe miała szczęście używając Umbraculum, które idealnie posłużyło za tarcze, dzięki czemu Anastasia miała problem z bezpośrednim zadaniem jej obrażeń. Problem ten, zapewne nie był nie do obejścia, wszak to tylko tarcza, która z całą pewnością nie otaczała dokładnie calutkiego ciała Lunatyczki. Owszem, mogła równie dobrze obracać się zgodnie z kierunkiem ataków kotki, jednak czy jednoczesna obrona przez sześcioma ogonami, które na dodatek poruszały się w innych kierunkach, każdy próbując coś ugrać, oraz dodatkowo wszystko utrudniającą bestią, było w ogóle możliwe? A jeśli i przy okazji zasłaniała swoją twarz, nie miała widoczności na pole walki, nie wiedziała skąd dokładnie Straszka może zaatakować, czy więc czujność nie zawiodła naszego uroczego Białego Króliczka?
Tak czy siak, Hebi warknęła niezadowolona z obrony przyjaciółki, ale i jednocześnie mruknęła z zachwytem, gdyż wiedziała, że ta zabawa nie będzie tak łatwa, jakby się mogło wydawać. Wszak to niegdyś Zoe była tą bardziej wyrywną do walki. Na swoje nieszczęście, Irysa przy niej nie było, a Topielica nie zamierzała z tego powodu dawać jej forów.
- Dawno już nie byłam taka spokojna, nya. – Pewnym krokiem ruszyła w ślad za Lunatyczką, po cóż te ucieczki? Nic ci one nie dadzą, skarbie. Nyahahaha.Mam nadzieję, że dobrze się bawisz, Sarenko? Nie brzmisz zbyt szczęśliwie. – Znów się zaśmiała. - Hebi, Hebi…! Daj już tej biednej Hebi spokój, co cię ona tak obchodzi. Masz mnie, nya, powinnaś to docenić! – Podniosła rozgoryczony głos, nie podobało jej się to wcale. Doskonale wiedziała, że Anastasia ma niemałą przewagę nad Hebi, co ich wszystkich, do cholery, tak wzięło na tą żywą, słabą maskotkę?!
Nie szukała odpowiedzi, nie ubolewała już nad swoim losem. Miała, co miała i z tego musiała zrobić korzyść. A jak czas pokazywał, osiągała więcej przemocą niż słodkimi oczkami. Stała się kimś ważnym dla samej siebie.
Nawet się nie zorientowała, kiedy ciało samo zaczęło się poruszać w niekontrolowanym napadzie. Atakowała z całych sił, pragnąc dosięgnąć którymkolwiek ciosem ciała Lunatyczki lub chociaż wytrącić jej z rąk parasolkę, aby mieć z głowy tą niewygodną przeszkodę. Ale nie plątała do tego Schedela – to ich przyjaźń przechodziła teraz poważny kryzys.
Jeśli Zoe się poddała, wypuściła parasolkę lub jakimkolwiek innym cudem, kotce udało się ją pozbawić tego przedmiotu - a mogła w tym celu użyć również wzmocnienia ogonów, które twardsze i masywniejsze, miały większą siłę przebicia - znów by na nią naparła z zamiarem powalenia na ziemię lub chociaż przygwożdżenia do najbliższego pnia drzewa, do czego mogłaby również użyć swoich ogonów. A sama brunetka mogłaby wyraźniej w złotych ślepiach dostrzec malujący się obłęd oraz trzymane w dłoni ostrze sztyletu.
Jeśli nie, jeśli wciąż dzielnie się broniła, chowając się kurczowo za Umbraculum, w końcu doczekała się ostatniego ciosu, a po nim głucha cisza, jedynie przerwana kilkoma krokami i wyciem Ceseta, który nagle zerwał się z miejsca i pogonił za czymś, co ostatecznie wydało z siebie nieprzyjemny pisk. Ostatecznie zniknął jej z pola widzenia (o ile sama Zoe jeszcze nie zniknęła, ha!). Gdyby chciała spojrzeć, co stało się z kotką, ta stała około cztery metry przed nią z założonymi na piersi rękoma, wciąż powiewającymi ogonami i drwiącym uśmieszkiem na twarzy. Milczała. Czekała? Nie byłoby niczym dziwnym, gdyby znów zaczęła knuć podłe rzeczy.

/ moc własna: The Nine-Tailed Cat (6 ogonów) 2/5 oraz wzmocnienie ogonów 1/2 /

Zoe - 17 Październik 2016, 13:21

Cofała się ostrożnie, z Umbraculum wyciągniętym jak ostatnia linia obrony (którą w istocie było), nie mogąc zrobić nic innego, jak tylko przysłuchiwać się słowom Anastasii. Hebi, Hebi. Co się z tobą stało? A jeśli to nie ty, to kto? Zabrakło jej słów i czasu na zadanie tych pytań. Zresztą, czy mogła oczekiwać szczerych odpowiedzi?
Zoe miała już dość i siebie, i Hebi, i wszystkiego wokół. Wiedziała, że musi uciekać, musi się uspokoić i wszystko przemyśleć. Jakaś jej część wiedziała już, że wkrótce zacznie żałować swojej decyzji, tego że nie została tutaj, nie dowiedziała się czegoś więcej. Ale jeśli to faktycznie jej znajoma kotka, to wygląda na to, że całkiem dobrze radzi sobie sama, prawda? Więc może chociaż raz warto zrezygnować z usilnych prób uszczęśliwiania innych na siłę i po prostu odpuścić? Nie uratuje przecież całego świata, nie potrafi zadbać nawet o tych z własnego podwórka. Rezygnacja wydawała się tutaj nie najgorszą ścieżką. Nie wiedziała tylko, czy świadomość tej opcji powinna napawać ją lękiem czy ulgą.
Była zmęczona, nawet bardziej niż zanim tu trafiła. Przeklęte Zaułki, nigdy nic dobrego jej tutaj nie spotkało i wątpiła, żeby miało się to zmienić w najbliższej przyszłości. A mimo to, wciąż dawała im szansę i wciąż tego żałowała.
Straszka mogła wyczuć całą gamę barw przelewających się przez jej ofiarę. Oczywiście na pierwszy plan wybijał się strach i pewna panika, bo mimo wszystko Zoe jeszcze do śmierci się nie spieszyło. Ale to nie wszystko, rzecz jasna - mieszanka uczuć i wątpliwości kłębiących się w dziewczynie przyprawiała ją o ból głowy i a nuż z chęcią przyjęłaby teraz powrót do manipulowania swoimi emocjami, byle tylko się uspokoić. Spektrum przechodziło stopniowo od przerażenia do gniewu. Lunatyczka nie rozumiała dlaczego została zaatakowana, dlaczego została oszukana, zdradzona. Głębiej leżał i żal do znanej jej Hebi i pewna nadzieja ze to pomyłka, sen, cokolwiek - byle tylko nie tracić wiary w, mimo wszystko, swoją przyjaciółkę. Najgłębiej skryta była zazdrość - bo Straszka najwyraźniej miała jakiś cel, pobudki, nawet jeśli były one kierowane czymś na pograniczu szaleństwa. Wyglądała tak, jakby wiedziała czego w swoim życiu (czy też nie-życiu) chciała. W przeciwieństwie do naszej nieco zagubionej Sarenki. Zoe nie mogła powstrzymać ukłucia tego dziwnego podziwu wobec kotki, która - jakby nie patrząc - przez swoją przemianę również zyskała coś dla siebie. Odwaga? Wiara we własne możliwości? Czy to było właśnie to? Lunatyczka nie mogła uchwycić istoty tej aury, ale coś takiego w nowej Hebi wykiełkowało, że ciężko było nie poczuć do niej pewnego respektu. Lub strachu. Straszka oczywiście, o ile tylko zechciała, mogła wyłowić te odczucia i pożywić się tymi, które uznała za warte uwagi.
Wracając do naszej scenki rzewnego spotkania po latach - Zoe nie mogła cofać się tak w nieskończoność. Anastasia była szybka, silna i pewna siebie. Niekoniecznie taką zapamiętała ją Lunatyczka, ale na całe szczęście i ona mogła poszczycić się pewną zwinnością.
Zmuszona do coraz większej liczby uników, dziewczyna dostrzegła jakiś ślad na szyi Topielicy.
- Kto ci to…? - odruchowo zapytała, wolną dłonią przyciągając po własnej szyi. Czy to była paskudna blizna czy tylko przywidzenie? Zoe, chowającej się co chwilę za Umbraculum, nie dane było dokładnie przyjrzeć się zjawisku, ale jakieś paskudne przeczucie mówiło jej, że kryla się tutaj głębsza i wcale nie przyjemna historia. Wątpiła jednak, by mogła ją w najbliższym czasie poznać.
Magiczna parasolka nie była niezawodna i kilka ciosów miało szansę dosięgnąć dziewczyny. Wciąż nie doleczyła ran po poprzedniej przygodzie, a już zdobywała kolejne. Jednakże tym razem czuła niemal, jakby w pełni zasłużyła sobie na te ślady. W końcu czy nie zawiodła Hebi, nie szukając nigdy wcześniej z nią kontaktu? Nie martwiąc się jej losem, nie będąc żadną pomocą? Zoe niemal uwierzyła, że to właśnie na niej spoczywa wina tej upiornej metamorfozy Przytulanki. Chciałaby chwycić kotkę, przytulić, przede wszystkim - zrozumieć, ale instynkt samozachowawczy był jednak silniejszy.
Spojrzała w twarz zbliżającej się Straszki. Chmara! Przez moment zobaczyła w złotych oczach Anastasii dokładnie to samo szaleństwo, co niegdyś u Zjawy, ich wspólnej znajomej. Wolałaby tego nie pamiętać, wolałaby też nie widzieć tego ponownie. Ten obłęd sparaliżował ją, na szczęście na dosłowne mrugnięcia okiem, bo gdyby tylko sterczała w miejscu chwilę dłużej, zapewne nie uniknęłaby bliższego kontaktu z Topielicą. Kotostraszka mogła jednak końcem ogonem czy sztyletem dosięgnąć jeszcze Lunatyczki i zostawić na jej ciele jakąś pamiątkę, ślad tego spotkania.
Zoe zdołała się ostatecznie uchylić, unikając przygwożdżenia do ziemi czy drzewa i przeteleportować kilkanaście metrów dalej, zostawiając za sobą Anastasię oraz jej bestię. W międzyczasie zgubiła gdzieś swój kapelusz, który być może zechce przygarnąć Straszka. Kto wie, może będzie jeszcze okazja zwrócić go właścicielce?
Przez moment pozwoliła sobie po prostu stać, chwytając oddech. Czy gdyby miała ze sobą Irysa, zdecydowałaby się na walkę? Czy potrafiłaby zaatakować swoją dawną przyjaciółkę, albo raczej to, co z niej zostało? Nie chciała się wcale przekonywać.
Uciekać, znowu, jak zawsze. Nienawidziła siebie za to, że była tak słaba, że nie wiedziała co robić, że widziała tylko jedno wyjście. Udawać kogoś innego, odważniejszego i bardziej beztroskiego bywało łatwe, ale nie teraz, zdecydowanie nie w tej sytuacji. Oddalić się, zapomnieć, udawać że nic się tutaj nie wydarzyło. Naprawdę wolałaby, żeby cała ta scena okazała się tylko snem, czy też raczej koszmarem. Czymś, z czego można się po prostu obudzić i wyrzucić z pamięci. Po raz ostatni spojrzała z żalem na chyba-Hebi i wcieliła swój plan ucieczki w życie. Czuła kłujące ją wyrzuty sumienia, ale czy naprawdę miała jakieś możliwości coś tutaj zdziałać? Westchnęła, zrezygnowana. Lunatykować się, byle jak najdalej, nie zważając do którego świata, do którego miejsca. Do oczu cisnęły jej się łzy, które wytarła pospiesznie zaciśniętą dłonią. Chciała już tylko odpocząć.
Zrobiła krok, jakby wkraczając w niewidzialna króliczą dziurę i po prostu zniknęła.

z/t

/Jeszcze się spotkamy. <3

Anastasia - 18 Październik 2016, 11:13

Udało się. Jej działania sukcesywnie prowadziły do upragnionego celu. Tylko czy na pewno? Tego właśnie chciała? Gdzieś pośród mieszaniną nieswoich emocji oraz szczyptą obłędu zupełnie się zagubiła. Działała pod wpływem impulsu, nie do końca miała czas wszystko przemyśleć, choć jak się okazywało, nie wychodziło jej to na złe. Tym razem.
Słowa Zoe wydawały się jedynie odległym echem, które zanim dotarło do kocich uszu, traciło swój zrozumiały wydźwięk, a te niewyraźne szepty, tylko ją podjudzały. Nie zarejestrowała spojrzeń na swoją bliznę, wzrok jakby jej się zamglił. Czy płakała? Nie. Chyba…
I kiedy już myślała, że będzie mieć Sarenkę w garści, bo i koniec ostrza delikatnie zarysował jej prawe ramię, ta zniknęła na ułamek sekundy, zasiewając w Anastasi ziarno niepewności. Powątpiewała w swoje otwarte działania, które mogły przecież doprowadzić do przelunatykowania się do zakątka, jakiego ona nigdy nie odnajdzie… Przeklęci Lunatycy! A miała już taki łatwy, wymęczony kąsek.
Mieszanka w głowie Zoe była na tyle intensywna, że Straszka nie mogła przejść obok niej obojętnie, jednakże wyłowiła tylko to, co najsmakowitsze - swoją ukochaną zazdrość. Wtedy znów oblała pogardliwym spojrzeniem przyjaciółkę. Żywą przyjaciółkę. Jednak umarła, druga świetnie się bawiła jako żywa istota, gdzie tu była sprawiedliwość? Na pewno miała wielu przyjaciół, na pewno była lubiana, na pewno kochana, na pewno… Na pewno wszystko miała lepsze, niż Hebi. Zoe, kobieta idealna. Słodka do porzygu, co sprawiało, że każdy się do niej z łatwością kleił.
Czy… Czy ona także mogła?
Wyciągnęła przed siebie trzęsące się ręce, próbowała coś chwycić, lecz przecież Zoe znajdowała się znacznie dalej, nie dosięgnie jej w ten sposób. A mimo to próbowała, bo stopy sunęły ospale po cmentarnej ziemi, nie bacząc na to ile błota przy tym na siebie nabiorą. Po prostu musiała do niej dotrzeć.
W momencie, w którym sama Lunatyczka zrobiła krok do przodu, nadzieje kotki rozbudziły się. Podejdzie? Zmieniła zdanie? Nie. Zniknęła. Tak zwyczajnie.
- Zoe, nya. – Załkała, gdy tej już nie było.
Później skuliła się pod drzewem, które miało posłużyć za mur uniemożliwiający dalszą ucieczkę . Nie udało się. Nie tym razem.
Schedel od niechcenia warknął, brudną szponiastą łapą smagnął po całej długości ramienia kotki, a ból jaki jej tym zadał spowodował, że natychmiast otrzeźwiała.
- Chodźmy stąd, skarbie. Myślę, że pora zrobić kolejny dobry uczynek, nya. – Wyciągnęła z burzy włosów uschnięte liście, otrzepała się z błota i skierowała się wraz z bestią do wyjścia.

zt

/ Dziękuję, Zoe <3 Czekam z niecierpliwością na więcej!

Anonymous - 31 Październik 2017, 21:43

- No to jesteśmy - powiedziała do Morgany, widząc, że ta za nią podążyła.
Uśmiechnęła się i zaczęła napawać widokiem starego, zniszczonego cmentarza. Czas zrobić z niego jeszcze większe pobojowisko. W końcu co to za halloween bez żadnych duchów i zjaw, a nawet trupów.
Owszem, zbieranie cukierków też było fajną aktywnością, jednak Edel zbyt szybko się nudziła.
- Mam nadzieję, że nie przeraża Cię rozwalenie kilku grobów i zakłócenie spokoju nieboszczyków - rzuciła do Morgany. - Nie mam pojęcia co potrafisz, ale postaraj się przydać.
Stwierdzając to, zaczęła przechadzać się po cmentarzysku. W pewnym momencie potknęła się o usypaną górkę ziemi. Zdenerwowana wstała i otrzepała sukienkę, a następnie spojrzała na winowajcę jej wywrotki. Na jej szczęście był to świeżo usypany grób. Nie będzie musiała zbyt dużo kombinować.
- Chodźże tu, znalazłam coś! - krzyknęła do towarzyszki. [color=#ff6347]- Co ty na to, żeby rozkopać ten grób? Zobaczymy jak bardzo rozłożone jest ciało. A może pochowano go z jakimiś błyskotkami? A może wstanie i ożyje, żeby spuścić nam łomot za to co wyprawiamy.
Jej akcja nie była w żaden sposób etyczna. Jednak dla Edel nie musiała być ona etyczna czy dozwolona, ważne, że była ciekawa. Zaczęła rozgrzebywać prowizoryczny grób z pomocą Marionetkarki czy bez. Po chwili grzebania i dłoniach od błota zaczynała się ukazywać ludzka sylwetka. Nie wyglądała na wyjątkowo rozłożoną, nawet Zjawa nie znając się na nieboszczykach mogła stwierdził, że owa persona została pochowana wczoraj lub przedwczoraj. Wyglądała młodo i biorąc pod uwagę deformacje niektórych części ciała był to najpewniej jakiś Cyrkowiec.
- Założę się, że nie wywleczesz go z grobu, pewnie jesteś za miękka - rzuciła wyzwanie towarzyszce.

Anonymous - 31 Październik 2017, 22:54

Czarnowłosa po krótkiej drodzę dotarła wraz z wspaniałą wodnowłosą rybko istotą na miejsce dosyć przyjazne możnaby powiedzieć. Był nim oczywiście cmentarz i to można powiedzieć jeden z lepszych. Bardzo gustownie urządzony naprawdę, nie było żadnego askeptu, do którego można by się było przyczepić.
- Co Ty, coś takiego nazywa się moją pracą. - Odpowiedziała z uśmiechem. Co prawda mogłoby to oznaczać, że była ona grabarzem, ale nie wyprowadzała nowopoznanej dziewczyny z tak możliwej błędnej intepretacji. Bo w końcu co ją to obchodził co sobie Edel mogła być nie pomyśleć? O wiele ciekawszą rzeczą było zdecydowanie to za co zabrała się właśnie senna zjawa. A mianowicie wykopywanie ciała. Właściwie.. była to naprawdę dobra okazja na świetną zabawę. Mówiąc więc, że za chwilę wróci zmieniła się w swoją kruczą formę aby polecieć do domu i z powrotem na miejsce po pewne rzeczy, które miały sprawić, że ich czas na cmentarzu będzie o wiele weselszy. W tym czasie oczywiście odważna i pełna energii Edel wykopała z grobu całkiem dobrze zachowane ciało cyrkowca. Zapowiadało się na całkiem przyjemną zabawę. Tak, ona również jak Edel nie przejawiała najmniejszych odruchów etycznych. A przynajmniej nie przejawiała ich na tyle by przejąć się takimi sprawami. Być może wina leżała na znieczulicy jaką często mają biologowie czy lekarze. Jak było naprawdę nie dowie się pewnie nikt nigdy. Bo jak i skąd? Tak czy siak Morgana wróciwszy z powrotem w małymi pakunkami w dziobie zmieniła się znów w człowiewaka. Na tym jednak nie spoczęła, zabrała się bowiem za używania swojej drugiej mocy, jako, że ciało było już wykopane. Postanowiła wskrzesić ciało nieszczęśnika aby ubrać go w przyniesioną pod kruczą postacią czapeczkę urodzinową. Miał on zostać ich chwilowym jubilatem. Z koszyka który przyniosła wyjęła natomiast kocyk na którym usiadła na jakimś nagrobku i rozlała herbaty do trzech różnych filiżanek oraz zmieszała ją z sokiem dyniowym i losowym alkoholem. Oczywiście jedną z nich podając ich najważniejszemu członkowi imrezy. - - Cudnego hallowen... - Tu mały zerk na tabliczkę przed nagrobkiem. - - Heinrich von Norton. - po czym spojrzała na Edel z ciepłym uśmiechem. - I tobie też rybko! - Zawołała podnosząc do góry szklankę i wypijając na jeden łyk niebezpieczną mieszankę, która mogła grozić przedawkowaniem i kto wie czym jeszcze. Wyjęła z koszyczka małe przenośne radyjko ze świata ludzi, jej nowy cenny nabytek, po czym nastawiła jakąś piosenkę aby zacząć tańczyć licząc przy tym, że Edel jak i ich honorowy członek imprezy dołączą.

Anonymous - 31 Październik 2017, 23:21

Ku zadowoleniu Morgana dołączyła do wyczynów Edel. Jednak najlepsze miało dopiero nadejść. Szarotka z zachwytem obserwowała, jak nieboszczyk wraca do żywych by zasiąść z nimi do cmentarnego pikniku, jakże gustownie urządzonego. Do tego jeszcze ta muzyka i poczęstunek.
- Strasznego Halloween nekromantko! - rzuciła uradowana Edel i również wzięła trunek na jeden łyk.
Gdy tylko zawartość filiżnaki, godna nazwania eliksirem znalazła się w gardle Zjawy, poczuła ona mocne pieczenie w gardle, przez co rozkaszlała się nieco, a oczy jej zaszły łzami.
- Widzę, że trafiłam na lepszą partię - odrzekła.
Napój nie tylko wywołał u niej negatywne skutki, ale i też rozprowadził przyjemne ciepło po jej ciele, a ona sama poczuła się chętniejsza do tańca. Dołączyła do Morgany, ciągnąc za sobą Heinrisia, który bardzo nieprzytomnie wypił napój, po czym jego ruchy stały się jeszcze bardziej niezdarne niż były. Heinrich tańczył wyjątkowo żywo jak na umarlaka. Edel nie była mistrzynią tańca, ani nie znała zbyt wielu technik, toteż ten szybko jej się znudził. Na szczęście równie szybko wpadła na pomysł, jak tę nudę zabić.
- Czarownico moja kochana, mogłabyś ustawić naszego honorowego gościa pod tym wielkim nagrobkiem? - zapytała wskazując na nagrobek przewyższający całą ich trójkę wzrostem.
Edel zaś poszła po filiżankę.
- Mam nadzieję, że nie będzie Ci żal tych filiżanek.
Zdjęła z zombiaka czapeczkę urodzinową i wręczyła ją do potrzymania Morganie, a następnie na jego głowie ustawiła naczynie. Oddaliła się na kilka kroków, co również poradziła swej towarzyszce i wyciągnęła swój łuk oraz strzałę. Przybrała odpowiednią pozycję napięła cięciwę i jednym okiem próbowała wymierzyć w filiżankę na głowie honorowego gościa imprezy. Jednak alkohol powoli zaczynał działać na jej zmysły, więc obraz nieco się powielał. Wypuściła serię trzech błyskawicznych strzał. Po tym podeszła do celu ocenić trafienia.
Pierwsza strzała wbiła się w nagrobek, zaraz obok tułowia Heinrisia. Druga strzała wylądowała w jego oku, a raczej miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą ono było. Zaś trzecia strzała, chociaż nie rozbiła filiżanki, trafiła w drobną przestrzeń jej uszka.
- I kto tu jest mistrzem łuku? - zapytała triumfalnie, udając, że od początku miała zamiar trafić w tą małą przestrzeń.

Anonymous - 7 Grudzień 2017, 00:39

- Ależ z rozkoszą moja droga. - Odpowiedziała radośnie Morgana tanecznym korkiem po wielkiej imprezie zmierzając do Sennej Zjawy, aby przejąć trzymaną przez nią czapeczkę urodzinową. Podniosła ją do góry jakby składajała hołd księżycowi, po czym założyła sobie na głowę oznajmiając, że koronuje się na panią minister od spraw grobowych. Od razu zaczęła kibicować Edel kiedy zauważyła, że ta zamierza zrobić coś niesamowitego strzelając z łuku.
- Dajcie mi "L"! Dajcie mi "O"! Dajcie mi "S", A teraz "E"! Oj.. chyba nie umiem w dopping. - powiedziała zastanawiając się w sumie jak się powinno kibicować. Bo chyba robiła coś nie tak. Jakiś błąd musiał być, choć nie potrafiła stwierdzić właściwie jaki. No bo zapał przecież miała. I wykrzykiwała pozytywny przekaz machając rękami. Może to brak pomponów? Tak, pewnie o to chodzi. Następnym razem będzie musiała skołować sobie jakieś. Jak tu niby kibicować bez pomponów prawda?
- Wooo! To niesamowite! Kłaniam się przed prawdziwym władcą strzał. - Powiedziała z powagą Marionetkarką wiwatując i skłoniła się dostojnie przed nowomianowaną królową łuku. Po tym jednak powiedział smutno patrząc na biednego zombie, który wyglądał coraz bardziej nieszczęśliwie. - Ojej, Heinriś oklapł coś. Musimy bardziej rozkręcić imprezę! - po tym oczywiście się dopiero zaczęło. Zabawa trwała w najlepsze, w końcu mieli dużo trunku, muzykę, gości, nagrobki i wszystko inne co potrzebne było aby mieć dobry fun. I tak im czas leciał i leciał, i leciał, i też leciał. Aż nagle ku swojemu zdumieniu Morgana siedząca na jakimś nagrobku z szklanką ładnie trzymającą się na jej kapeluszu odkryła, że jakiś gość idzie w stroju mikołaja i w ogóle w sumie wszędzie bardzo dużo śniegu jest. Zmrużyła oczy zastanawiając się jakiż to może być powód tych zmian po czym spojrzała w stronę Edel.
- Rybeeeeeł.. czy to już święta? Bo nabielili strasznie i wyłączyli kaloryfery na dworze.

Anonymous - 31 Lipiec 2018, 23:30

I tak na wesołym piciu i imprezowaniu zleciało im kto wie ile czasu. Biały puch zdążył stopnieć, kwiatki zakwitnąć, a temperatura gwałtownie wzrosnąć. Czy one przepiły właśnie niemal cały rok? A może to zwyczajnie pogoda w Krainie Luster robiła sobie z ich dwójki jaja. W sumie obie opcje były prawdopodobne, a Edel bała się jakoś spojrzeć w kalendarz. Z tego wszystkiego… zapomniała na śmierć imienia swej kompanki. Postanowiła zlokalizować zwłoki zapitej towarzyszki.
- Eeeej, obudź się i przypomnij jak się nazywaaaasz - walnęłą prosto z mostu potrząsając biedną Morganą.
Kac po tym będzie niemiłosierny. Na szczęście poza zbezczeszczeniem kilku grobów nie zrobiły zbyt wielkiej rozróby. Miała tylko nadzieję, że nikt nie widział ich dzikich wybryków. Przynajmniej nikt ważny, bo co ją obchodziły jakieś nieistotne jednostki? Zaś Marionetkarka okazała się być dobrym materiałem na przyjaciółkę. Co prawda nie znała jej jeszcze za bardzo, ale po samym wyglądzie i zachowaniu kobiety, stwierdziła, że należy do wyższej warstwy społecznej. Tym samym mogła być i całkiem użyteczna. Poza tym była całkiem ładna. A przynajmniej tak uważała Zjawa. Niechętnie przypomniała sobie o swoim dość dziecięcym wyglądzie. W porównaniu z tak kobiecą Morganą, wyglądała jak podrostek, co ledwo zaczął liceum. Ale na razie nie ma co bawić się w uwodzenie, w końcu to była ostateczność.
- Powinnyśmy stąd pójść i się ogarnąć - stwierdziła, patrząc w jakim stanie były ich ubrania - jakieś propozycje? Tylko proszę nie do źródeł herbacianych, nie chcę się znów natknąć na tę gwałcicielkę - powiedziała zbierając strzały, którymi wcześniej podziurawiła zombie.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group